Chapter Text
I promise you,
From the bottom of my heart...
I will love you,
Til' death do us part...
As a lover and a friend,
I will love you like I never love again.
I promise you – Backstreet boys
Louis nigdy nie uważał siebie za romantyka.
Lubił robić miłe niespodzianki osobom, które kochał, jednak w żadnym momencie swojego życia nie określał siebie jako kogoś romantycznego. Dlatego nigdy nie mówił o sobie w taki sposób, uważał, że tak powinna mówić o nim osoba, która doświadczyła jego czynów i która z pełną odpowiedzialnością mogła stwierdzić czy Louis był romantyczny.
Nigdy nie rozumiał tego zamieszania wśród swoich znajomych, kiedy planowali coś miłego dla swojego partnera. Nie rozumiał ich zdenerwowania i niepewności, co do tego, czy będzie to wystarczająco miły sposób na spędzenie tego dnia.
W tym roku zupełnie zmienił swoje zdanie na ten temat. Rozumiał czemu to tak istotne by zrobić coś miłego dla swojej drugiej połówki w ten ważny dzień.
Louis niedawno obchodził swoje dwudzieste urodziny i w końcu mógł na swoje przyjęcie przyjść z dziewczyną. Wcześniej również miał dziewczyny, oczywiście, że tak, żadna jednak nie była kimś na tyle ważnym dla niego by przedstawiać ją swojej rodzinie i najbliższym przyjaciołom.
Eleanor była jednak kimś wyjątkowym.
Poznali się w kawiarni, w której pracował Louis, i gdzie Eleanor często przesiadywała ze znajomymi. Po kilku tygodniach krótkich rozmów, które wypełniały ciszę podczas czekania na podanie zamówionej przez dziewczynę kawy, Louis w końcu odważył się zapytać o jej numer. Jakież było jego zdziwienie, kiedy podała mu go z ulgą wypisaną na jej twarzy. Okazało się, że przez ten cały czas dziewczyna próbowała dać mu do zrozumienia, że jest nim zainteresowana ale była zbyt nieśmiała by spytać o jego numer telefonu.
Od tamtego momentu wszystko płynęło szybko i Louis przy nikim nigdy nie czuł się tak swobodnie, jak czuł się właśnie przy niej. Dość szybko się w niej zakochał i z radością powitał fakt, że dziewczyna odwzajemnia jego uczucia.
Mimo iż byli razem przez prawie dwa lata, to tegoroczne Walentynki były pierwszymi, które spędzali wspólnie. Rok wcześniej Eleanor była w Stanach Zjednoczonych, gdzie miała przesłuchanie do jednej z agencji, od zawsze marząc o tym, by zostać modelką. Louis był rozczarowany gdyż nie tak wyobrażał sobie ten dzień. Spędzenie go na Skypie w środku nocy nie było szczytem jego marzeń.
W tym roku Eleanor była wciąż w domu i Louis miał czas by przygotować idealny wieczór na dzień Świętego Walentego. Dopracował każdy szczegół, wymyślił nawet inny scenariusz, gdyby nagle zepsuła się pogoda albo gdyby coś nie poszło po jego myśli. Nigdy nie wpadłby na zaplanowanie innej opcji, gdyby nie jego koledzy z pracy, którzy opowiadali mu, jak przez najmniejszą drobnostkę musieli na szybko zmieniać plany.
Louis był przygotowany na Dzień Zakochanych i nic nie mogło tego zepsuć.
Problem był w tym, że była rzecz, która mogła zniszczyć ten dzień i o której kompletnie nie pomyślał, kiedy wszystko planował.
Eleanor zadzwoniła do niego po południu przepraszając i mówiąc, że jest chora i nie da rady nigdzie wyjść. Louis był rozczarowany. Zaplanował cudowny wieczór, który mieli spędzić razem i po którym chciał się jej oświadczyć. Był przekonany, że kobieta powie mu ‘’tak’’, był pewny jej uczuć.
Westchnął ze zrezygnowaniem patrząc na bilety na lodowisko, które miał już kupione od dłuższego czasu. Cieszył się, że zrobił to wcześniej, gdyż było to nowo otwarte miejsce i przed Walentynkami wszystkie bilety zostały wyprzedane. Miejsce miało być cudownie przystrojone i Walentynki miały być połączone razem z wielkim otwarciem. Miał także do odwołania rezerwację w jednej z lepszych restauracji w Londynie, gdzie miał zaplanowane całe zaręczyny (pierścionek miał być na dnie kieliszka z szampanem; możliwe, że banalne jednak Eleanor zawsze wzruszała się przy takich scenach w komediach romantycznych, które oglądała).
Louis nie chciał spędzić kolejnego święta zakochanych w samotności, bez towarzystwa swojej dziewczyny. Doszedł do wniosku, że skoro kobieta nie miała sił by wyjść z nim w ten wieczór, to on mógł pojechać z kolacją do niej. W ten sposób byliby razem w Walentynki i Eleanor nie musiałaby opuszczać domu. Plan idealny.
Nie był mistrzem gotowania i kuchnie omijał szerokim łukiem. Jedyne co mu dobrze wychodziło to przygotowanie herbaty i zalanie płatków mlekiem. Nigdy niczego nie robił w obawie przed spaleniem całego mieszkania, tym razem jednak zdecydował się zaryzykować.
Wciąż pamiętał danie, które zrobił kiedyś dla swojej byłej dziewczyny. Było to jedyna potrawa, która mu wychodziła i doszedł do wniosku, że mógłby to przygotować również dla Eleanor. Kurczak wypełniony mozzarellą, owinięty szynką parmeńską z domowej roboty. Majstersztyk. Miał nadzieję, że nic nie zepsuje i że danie oczaruje dziewczynę.
Eleanor mieszkała poza miastem, jednak droga do jej domu zajmowała jedynie piętnaście minut. Nie odwołał żadnego z zaplanowanych wydarzeń, gdyż nadal miał nadzieję, że dziewczyna zmieni zdanie i jednak zdecyduje się pójść z nim na lodowisko. Bądź chociaż do restauracji, gdzie miał zaplanowane całe zaręczyny. Najbardziej żałował rezygnowania z tej części planu. Bał się, że kolejnym razem zje go stres i nie znajdzie w sobie odwagi, by planować oświadczyny po raz drugi.
Louis zapakował przygotowany posiłek (który musiał przygotować ponownie ponieważ spalił kurczaka) i nie informując dziewczyny o swoich planach, udał się w kierunku jej mieszkania.
Ulice były zaskakująco puste, więc jazda zajęła mu mniej czasu niż normalnie. Na tylnym siedzeniu oprócz przygotowanego posiłku, który mogliby odgrzać u niej w mieszkaniu, był także miś i sporych rozmiarów bukiet kwiatów. Czuł, że wieczór mimo wszystko będzie udany.
Zapukał do drzwi, chowając bukiet za plecami chcąc ją zaskoczyć, i czekał aż w końcu mu otworzy. Zmarszczył brwi, kiedy po chwili dobijania się nie usłyszał żadnego odzewu ze środka i wyciągnął telefon, chcąc zadzwonić do dziewczyny i sprawdzić czy w ogóle jest ona w domu. Mogła być równie dobrze u swoich rodziców, o czym Louis w ogóle nie pomyślał.
Westchnął i odwrócił się na pięcie, gotowy by wrócić do swojego mieszkania i spędzić kolejny samotny wieczór. Kiedy jednak zszedł po schodkach, usłyszał dźwięk otwieranych drzwi i gwałtownie odwrócił się w ich stronę.
Nie zastał tam jednak osoby, której się spodziewał.
W drzwiach stał wysoki, ciemnowłosy mężczyzna, który miał na sobie jedynie bokserki i który z szeroko otwartymi oczami patrzał na stojącego z bukietem róż Louisa.
-Aiden? – Zapytał zaskoczony, podchodząc bliżej. Czuł jak coś ściska mu gardło i z ledwością przełykał ślinę, nie chcąc wierzyć w to, co widzi. Nie chciał także wyciągać pochopnych wniosków, gdyż ta sytuacja mogła być czymś zupełnie innym. Aiden mógł po prostu wylać na siebie kawę, plamiąc spodnie i koszulkę i to dlatego był prawie nagi w mieszkaniu jego dziewczyny. Louis zdawał sobie sprawę, jak absurdalnie brzmiała ta wymówka.
Nim jednak szatyn miał czas by odpowiedzieć, w drzwiach pojawiła się Eleanor, która owinięta była czymś, co przypominało prześcieradło.
-Louis? – Przerażona przenosiła spojrzenie z jednego chłopaka, na drugiego, nie potrafiąc spojrzeć Louisowi w oczy. Chłopak poczuł się jakby ktoś wyrwał mu serce.
Dziewczyna, której chciał się oświadczyć, z którą chciał spędzić resztę swojego życia, zdradzała go z jego przyjacielem, którego znał z czasów liceum.
-Co ty tu robisz?
Louis parsknął śmiechem, nie wierząc w to, co słyszy.
-Słucham? – Zapytał, kiedy uspokoił się na tyle by móc normalnie prowadzić rozmowę. Wiedział, że jego spokój był jedynie sposobem na zamaskowanie bólu, który go wypełniał. Gdyby nie zareagował wybuchem śmiechu prawdopodobnie by się rozpłakał. A na to nie mógł sobie pozwolić. Nie mógł pokazać im swojej słabości. Nawet jeśli wiedział, że wybuchnie płaczem w chwili, w której wsiądzie do samochodu i się od nich oddali.
-Och, wybacz, że chciałem odwiedzić i spędzić trochę czasu ze swoją dziewczyną w Walentynki, bo ostatnimi dniami nie miała dla mnie czasu. Wybacz, że chciałem zaplanować coś miłego i naprawić nasze relacje – warknął, rzucając kwiaty w ich stronę.
-Louis, daj sobie wytłumaczyć-
-Co? – Warknął, mrużąc oczy. – Co ty do cholery chcesz jeszcze wyjaśniać? Pieprzycie się! Tutaj nie ma nic do tłumaczenia! – Krzyknął, odwracając się tyłem do pary stojącej w drzwiach i nie słuchając tego, co do niego mówią, wsiadł do auta zatrzaskując za sobą drzwiczki.
Kiedy znalazł się w bezpiecznej odległości zjechał na pobocze, nie mogąc dłużej powstrzymać łez, które przez całą drogę gromadziły się pod powiekami. Oparł czoło na kierownicy i pozwolił gorzkim kroplom spadać na jego ulubione czarne dżinsy. Nie potrafił zrozumieć jak Eleanor mogła zrobić coś takiego. Jak Aiden, ze wszystkich ludzi na świecie, mógł przespać się z jego dziewczyną.
Uderzył pięścią w deskę rozdzielczą i zacisnął mocno oczy.
Aiden doskonale wiedział, co Louis planował. Wiedział, że chce się jej oświadczyć. Wiedział, gdyż to on sam pomagał chłopakowi planować cały wieczór by był on dopracowany w każdym, najmniejszym szczególe.
Louis miał dosyć.
I Aiden, i Eleanor, stali się dla niego kimś niewartym jego uwagi. Dwie osoby, które były dla niego najważniejsze na tym całym, okropnym świecie go zraniły. Zdradziły. Fakt ten bolał dużo bardziej niż sama zdrada mogłaby go kiedykolwiek zaboleć. Stracił dwójkę najbliższych mu ludzi w tym samym momencie. Wiedział, że nie ma ochoty na odbudowywanie czegokolwiek. Znał Eleanor wystarczająco dobrze i wiedział, że dziewczyna będzie go przepraszała chcąc do niego wrócić. Nie mógł sobie jednak pozwolić na to by jej przebaczyć. Skoro zdradziła go raz, to z łatwością może to zrobić kolejny, nawet nie myśląc o tym, czy nie zrani tym chłopaka, którego rzekomo kochała.
Początkowo Louis chciał wrócić do domu, zakopać się w łóżku pod kołdrą i nie wychodzić stamtąd do chwili, w której nie byłoby to naprawdę konieczne. Kiedy zaparkował pod blokiem, w którym mieszkał przez ostatnie dwa lata, doszedł do wniosku, że nie czuje się na siłach by stawiać czoła wszystkim zdjęciom i rzeczom, które należały do El, albo które mu o niej przypominały.
Zostawił rzeczy w samochodzie i zdecydował się na spacer.
Dochodziła dopiero siedemnasta i mimo iż słońce już dawno schowało się za horyzontem to zapowiadał się ciepły wieczór, zupełnie niepodobny do zimnych nocy, które towarzyszyły im w styczniu, a także w pierwszych dniach lutego.
Louis wcisnął dłonie do kieszeni płaszcza starając się nie myśleć nad wydarzeniami ostatniej godziny, próbując się skupić na cudownym wieczorze i na perspektywie kilku następnych wolnych dni od pracy. Miał czas by znaleźć coś innego gdyż nie chciał wracać do miejsca, gdzie musiałby ciągle oglądać swojego byłego przyjaciela i byłą dziewczynę. Nie miał wątpliwości, że Eleanor będzie próbowała go tam złapać i wytłumaczyć wszystko, co się wydarzyło. Jednak Louis nie miał ochoty wysłuchiwać kolejnych bajeczek.
Osiedlowy park był wypełniony spacerującymi parami. Tulącymi się do siebie, trzymającymi się za ręce, zajmującymi wszystkie ławki i obściskującymi się w każdym wolnym miejscu. Louis westchnął czując, że to był zły pomysł by wybierać się na spacer w taki dzień. Mógł się tego spodziewać biorąc pod uwagę, że to były Walentynki.
Mimo planów, które poczynił by spędzić ten dzień wraz z Eleanor, nigdy nie był wielkim fanem tego święta. Nie rozumiał zachowania tych wszystkich ludzi, którzy wariowali w ten dzień i starali się być kimś, kim nie są. Romantyczne wyjście można zaplanować codziennie, do kina można wybrać się w każdej wolnej chwili. Nie trzeba czekać by powiedzieć komuś ‘’kocham Cię’’. Każdy inny dzień jest na to tak samo dobry, jak samo święto zakochanych. Jako iż Eleanor była fanką wszelkich kiczowatych świąt, zrobił to dla niej. Chciał by ten dzień zapamiętała na zawsze. Wszystko jednak skończyło się inaczej i to jednak Louis był tym, który zapamięta ten dzień do końca życia. Zdrada Eleanor była jedynie kolejnym powodem by nienawidzić ten dzień. Został zdradzony w Walentynki, cóż za ironia.
W oddali, na jednej z najbardziej zacienionych ławek, dojrzał skuloną postać. Z tej odległości nie potrafił określić czy jest to chłopak, czy dziewczyna, jednak postanowił sprawdzić czy nic poważnego się nie stało.
Skierował się w stronę owej osoby, nie spuszczając z oczu ławki, na której się znajdował, próbując ocenić czy nie jest to jedynie kolejny pijany nastolatek, który próbuje dojść do siebie przed powrotem do domu. Kiedy jednak znalazł się bliżej, dostrzegł, że ciałem nieznajomej osoby wstrząsają dreszcze i Louis mógł jedynie zgadywać, że ten ktoś płakał.
Zagryzł dolną wargę nie wiedząc do końca, jak powinien się zachować w takiej sytuacji i czy wypada mu podchodzić do obcej osoby i dociekać, czy wszystko jest w porządku. Wypuszczając powietrze, które nawet nie wiedział, że wstrzymywał, zdecydował się zaryzykować i postawić wszystko na jedną kartę. W końcu nie zostanie pobity za to, że wykazał się ludzką życzliwością.
-Hej, wszystko w porządku? – Zapytał ostrożnie, niepewnie kładąc dłoń na ramieniu skulonej postaci. W chwili, w której ścisnął lekko ramię nieznajomego, podniósł on gwałtownie głowę do góry i Louis zamarł na swoim miejscu. Miał przed sobą najcudowniejszego chłopca – bo wyglądał bardzo młodo – jakiego kiedykolwiek widział w swoim dwudziestoletnim życiu. Owy chłopiec był także właścicielem najpiękniejszych i jednocześnie najsmutniejszych oczu, które mimo iż były przekrwione i wypełnione łzami, to nadal zapierały dech w piersi. Chłopiec miał ciemne, kręcone włosy ułożone w wysokiego quiffa z włosami kręcącymi się dookoła jego uszu. Miał głębokie, zielone oczy, w których pomimo ogromnego smutku czaiły się także iskierki, które nadawały jego spojrzeniu tego czegoś, co przykuwało do nich uwagę. Pełne, malinowe wargi były lekko otwarte i Louis śledził wzrokiem ruch języka, którym chłopiec przejechał po swojej dolnej wardze, zwilżając ją delikatnie, sprawiając, że wyglądała ona na pełniejszą, bardziej kuszącą.
Chłopak ani na chwilę nie spuścił wzroku z Louisa, dalej wpatrując się w niego z zaciekawieniem, zupełnie jakby czekał na to, co zrobi on dalej.
-Wszystko w porządku, stary? – Ponowił pytanie, zabierając dłoń z ramienia chłopaka, kiedy zorientował się, że trzymał tam swoją rękę przez ten cały czas. Zielonooki spojrzał na miejsce, gdzie do tej pory znajdowała się dłoń Louisa i zmarszczył brwi, wydymając delikatnie wargi. Louis musiał powstrzymać chichot, który cisnął mu się na usta. Chłopak wyglądał uroczo.
-Słyszysz mnie? – Louis zaczął się zastanawiać czy chłopiec przez przypadek nie ma problemów ze słuchem, a on próbując się z nim dogadać robi z siebie idiotę.
Chłopak pokręcił głową, mrugając kilka razy oczami, zupełnie jakby próbował sobie przypomnieć pytanie, które zadał mu Louis.
-Przepraszam, trochę się… zamyśliłem. – Louis żałował, że puścił ramię chłopaka gdyż w chwili, w której usłyszał jego głos poczuł jak uginają się pod nim kolana. Głos nieznajomego chłopca był głęboki, bardzo głęboki. Louis przełknął głośno ślinę. Uśmiechnął się niepewnie do chłopaka, który w odpowiedzi również się uśmiechnął i – chłopiec miał dołeczki. Uśmiechając się w taki sposób wyglądał dużo młodziej niż chwilę wcześniej i Louis poczuł się źle, że ktoś tak uroczy siedział zapłakany w dzień zakochanych. Ktoś taki jak on nie zasługiwał na bycie smutnym, jego oczy były zbyt piękne by były wypełnione łzami.
-To nic, pytałem czy wszystko w porządku – po kilku sekundach wahania opadł na ławkę obok chłopaka, orientując się, że nawet w takiej pozycji chłopak wydawał się być wyższy od Louisa, więc mógł jedynie się domyślać jak wysoki był kiedy stał.
-Nie do końca – mruknął, przyciągając kolana do klatki piersiowej i opierając brodę na ułożonych na nich dłoniach, przenosząc spojrzenie na Louisa. – Powinienem właśnie spędzać cudowne popołudnie ze swoim chłopakiem – wzruszył ramionami, zamykając oczy i wzdychając cicho – ale okazało się, że mój poziom romantyzmu nie odpowiada jego i, cóż, zerwał ze mną.
-W Walentynki? Zerwał z tobą w Walentynki?
-Nie jesteś odstraszony faktem, że powiedziałem przed chwilą ‘chłopak’ czy specjalnie tego nie wychwyciłeś? – Zapytał kręconowłosy z uśmiechem czającym się w kącikach ust.
-A miałem jakoś żywo na to zareagować? – Odwrócił się przodem do nowo poznanego chłopaka i zmarszczył brwi, zastanawiając się nad tym, co właśnie usłyszał. Nigdy wcześniej nie uważał odmiennej seksualności za problem. Był osobą otwartą i nie przywiązywał wagi do płci osoby, z którą się spotykał. Dlaczego miał się ograniczać jedynie do kobiet? Jak w taki sposób miał poznać osobę, która jest mu przeznaczona, jeśli zwracałaby tylko uwagę na osoby przeciwnej płci? A co jeśli pisany mu jest mężczyzna, na którego wpadnie w bibliotece? Ma go skreślić tylko dlatego, że jest tej samej płci co Louis? Jeśli by mu się przydarzyło, że poznany mężczyzna wpadłby mu w oko nie miałby nic przeciwko byciu z nim w związku. Tylko dzięki temu może znaleźć swoją bratnią duszę.
-Nie wiem – odpowiedział cicho, rysując palcem wskazującym dziwne wzory na swoim kolanie. Louis dopiero teraz zwrócił uwagę na to, jak ogromne miał dłonie. Był przekonany, że są przynajmniej dwa razy większe od jego drobnych rąk. – Nowo poznani ludzie przeważnie się wzdrygają i nagle przestają być zainteresowani rozmową kiedy wspominam, że mam chłopaka – westchnął cicho, wzruszając ramionami. – A raczej miałem – prychnął.
Louis oparł się plecami o ławkę, przechylając głowę do tyłu i wpatrując się w ciemne chmury leniwie przesuwające się po granatowym niebie.
-A ty dlaczego tu jesteś? – Dotarł do niego cichy głos chłopaka, który dalej siedział obok, nie zmieniając swojej skulonej pozycji.
-Dziewczyna mnie zdradziła – wzruszył ramionami. Teraz, siedząc na ławce w parku z nowo poznanym chłopakiem zorientował się, że nie czuł takiego żalu jak początkowo mu się wydawało, że będzie czuł. Czuł delikatne szarpnięcie w środku na myśl o tym, co zastał w mieszkaniu Eleanor, ale nie odczuwał tej złości, którą czuł w chwili, kiedy zobaczył prawie nagiego Aidena.
-Och, przykro mi.
-Daj spokój – machnął ręką. – Może to i lepiej, chciałem jej się dzisiaj oświadczyć. Dobrze, że przyłapałem ją na zdradzie bo popełniłbym największy błąd w życiu. – Zielonooki mruknął w zamyśleniu, kiwając powoli głową.
-W sumie może masz rację, może przeznaczenie zaplanowało dla ciebie coś innego.
-Może – przyznał mu rację. – Może zamiast spędzać czas z nią miałem siedzieć na ławce w parku z zapłakanym nieznajomym – dorzucił po chwili powodując tym głośny wybuch śmiechu swojego towarzysza.
-Harry – powiedział, wyciągając dłoń w jego stronę. Louis kiwnął mu głową z delikatnym uśmiechem i uścisnął jego wystawioną dłoń, orientując się, że rzeczywiście ręka Harry’ego była dużo większa od jego.
-Louis.
Pomiędzy chłopakami zapadła cisza, która była dziwnie kojąca. Louis z uśmiechem na ustach przymknął oczy, wewnętrznie ciesząc się z tego jaki obrót przybrał wieczór.
-Um, nie chcę żeby zabrzmiało to źle, ale… - zaczął niepewnie Harry, głos dużo cichszy niż chwilę wcześniej, zupełnie jakby bał się odpowiedzi Louisa. Zaintrygowany mężczyzna ponownie przeniósł swoją uwagę na chłopaka. Harry zagryzał nerwowo dolną wargę, palcami przejeżdżając przez idealnie ułożoną fryzurę. Po chwili ciszy, w której Louis jedynie go obserwował, wypuścił głośno powietrze spuszczając nogi na ziemię i odwracając się w kierunku niższego chłopaka. – Nieważne jak to powiem i tak zabrzmi to źle, więc. Słuchaj, obaj siedzimy tutaj sami, bo nasze plany nie wypaliły. Nie wiem, co ty zaplanowałeś ale ja za bilety do kina nie odzyskam pieniędzy, a szkoda żeby się zmarnowały. I skoro i tak obaj jesteśmy – mniej lub bardziej – zrozpaczeni, tak pomyślałem, że może pójdziemy na ten film razem?
Louis uniósł zaskoczony brew, patrząc na rumieniącego się Harry’ego z ledwo skrywaną radością.
-Okej, to było głupie. Zapomnij, że cokolwiek powiedziałem.
Harry usiadł ponownie bokiem do niego, na co Louis wybuchnął głośnym śmiechem, nie mogąc się więcej powstrzymać.
-Przepraszam, twoja mina jest przekomiczna – otarł łzy, które zaczęły formować się w kącikach oczu od nagłego śmiechu i obdarzając Harry’ego szerokim uśmiechem, kiwnął powoli głową. – Pewnie, zawsze to sposób by spędzić jakoś wieczór, nieprawdaż?
Słysząc słowa Louisa Harry widocznie się rozpromienił, a jego oczy stały się jasno-zielone, dzięki blaskowi, który się w nich pojawił.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię nie odstraszyłem! – Harry wstał z ławki, odwracając się do nadal siedzącego mężczyzny z lekkim uśmiechem. Podrapał się nerwowo po karku, wciąż obserwując niższego chłopaka. – Um, nie jest to niezręczne? W ogóle się nie znamy.
-Daj spokój, Harold. To będzie niezręczne tylko wtedy, jeśli tego będziesz chciał. Poza tym w drodze do kina mamy trochę czasu by się lepiej poznać.
Harry skinął jedynie głową, posyłając w stronę Louisa niepewny uśmiech.
Louis wstał z ławki i stanął obok chłopaka, który tak jak Louis się spodziewał, był niesamowicie wysoki. Przynajmniej o głowę wyższy od niego samego, mimo iż wyglądał dużo młodziej. Pokręcił głową nie chcąc pozwolić swoim myślom wędrować aż tak swobodnie, bojąc się tego, na czym mogłoby to się skończyć.
-Idziemy?
W drodze do kina obaj chłopacy dowiedzieli się kilku rzeczy o sobie. Louis dowiedział się, że Harry ma 18 lat i pracuje w osiedlowej piekarni. Że ma starszą siostrę – Gemmę, którą kocha najbardziej na świecie. Że od chwili, w której powiedział rodzicom, że jest gejem nie ma z nimi kontaktu. Harry opowiedział mu o swoich przyjaciołach, o ulubionym aktorze – którym okazał się Hugh Grant, o ulubionym zespole – którym było The Script, co pozytywnie zaskoczyło Louisa, gdyż to był również jego ulubiony zespół. Rozmawiali o wszystkim i o niczym, przeskakując z tematu na temat, omijając jednak rozmowę o swoich ex, gdyż wyczuli, że jest to zbyt świeża sprawa by ją rozdrapywać.
-Na jaki film idziemy?
-Um, na jeden ze starszych. Mój ulubiony, w sumie. Jak zobaczyłem, że grają go w kinie to wiedziałem, że muszę na niego pójść – bełkotał Harry. Przez te kilka godzin, kiedy się znali, Louis zdążył zauważyć, że gdy tamten jest czegoś niepewny i zaczyna się denerwować to zaczyna mamrotać pod nosem i bawić się własnymi palcami. Louis zatrzymał się przed bełkoczącym chłopakiem i położył rękę na jego dłoniach, przerywając tym samym jego potok słów. Uśmiechnął się do niego pocieszająco, zachęcając tym samym do dalszego mówienia. – Ok, ok, przepraszam. ‘’Joe Black’’.
Louis pisnął – dość niemęsko – kiedy usłyszał tytuł jednego ze swoich ulubionych filmów. Zasłonił usta dłońmi nie wierząc, że wydobył z siebie podobny dźwięk.
-O mój Boże, Harold! Kocham ten film! – Harry uśmiechnął się szeroko do chłopaka, łapiąc go za nadgarstek i ciągnąc w stronę wejścia do kina.
-To chodź, bo się spóźnimy.
Louis potulnie szedł za chłopakiem, starając się ignorować mrowienie skóry w miejscu, w którym zaciśnięte były długie palce szatyna. Harry pociągnął go w stronę kas, gdzie można było kupić popcorn i odwrócił się do Louisa, ciągle mając na twarzy szeroki uśmiech.
-Chcesz popcorn?
-Jasne, już daje ci pieniądze-
Harry złapał dłoń Louisa nim ten zdążył sięgnąć do kieszeni spodni by wyciągnąć portfel. Zaskoczony podniósł głowę do góry i spojrzał prosto w zielone tęczówki wyższego chłopaka.
-Nie. Chcę ci podziękować za to, że… Się zainteresowałeś. Dość długo tam siedziałem i nikt nie podszedł spytać czy nic mi się nie stało. Dlatego, dziękuję.
Louis poczuł jak na jego policzkach pojawia się rumieniec, który powoli rozprzestrzeniał się na jego szyi. Nie wiedział, co ma na to odpowiedź więc jedynie skinął głową.
Harry jednak wydawał się zadowolony brakiem odpowiedzi gdyż odwrócił się w stronę kasjerki zamawiając dwa popcorny i dwa napoje gazowane. Louis czuł się niezręcznie z tym, że Harry płaci za to wyjście, nie chciał go wykorzystywać w taki sposób.
-Och! – Sapnął, gdy nagle wpadł mu do głowy idealny pomysł by odwdzięczyć się młodszemu chłopakowi. Złapał go za łokieć stając bliżej niego i posyłając szeroki uśmiech kasjerce, która się im przypatrywała.
-Mam pomysł! Po kinie możemy pójść do restauracji zjeść coś ciepłego, porozmawiać, a potem możemy iść na to nowo otwarte lodowisko!
Harry zaskoczony otworzył usta, patrząc na niego z niedowierzaniem.
-Masz bilety?! – Sapnął, podając jednocześnie niższemu chłopakowi paczkę z popcornem. – Wiesz jaki byłem zrozpaczony, jak okazało się, że wszystkie się już dawno sprzedały?
Louis wyszczerzył się do swojego towarzysza i pociągnął w stronę sali, w której grali ich film.
-Więc w ramach rekompensaty za sponsorowanie tego wyjścia masz okazję pójść na wielkie otwarcie nowego lodowiska w Londynie.
-Świetny pomysł, a teraz chodź zajmiemy swoje miejsca.
