Chapter Text
Tony Stark, inaczej szef mafii rządzącej całymi Stanami Zjednoczonymi. Oczywiście nieoficjalnie. Zwykli ludzie nie mieli pojęcia o jego złej sławie, ale ci co wiedzieli drżeli na samą myśl o nim. Tony odziedziczył włoskie imperium mafijne po swoim ojcu i rozkręcił interes na całe Stany Zjednoczone. Zarobił fortunę na lichwiarskich pożyczkach, których udzielał biednym i zdesperowanym. Tony słynął z okrutności i bezwzględności. Zabił więcej ludzi niż mógłby zliczyć. Wydawałoby się, że ten człowiek nie ma sumienia. On jednak żył w najlepsze i nic nie mogło przeszkodzić mu w szczęściu.
Miał tylko jeden czuły punkt: rodzina. Jego żona Pepper zmarła, gdy została porwana przez wroga Tony'ego. Tony zemścił się potem wyżynając mu całą rodzinę, nawet najdalszych kuzynów, ale co się stało się nie odstanie. Pepper nie żyła, a Tony nie mógł nawet myśleć o byciu z kimkolwiek innym. Tak więc ciągnął swoją działalność wiedząc, że nigdy nikomu jej nie przekaże, nie posiadając dziedzica.
Tony siedział w swoim gabinecie, ubrany w czarny garnitur. To był jeden z tych dni, kiedy zostawał w biurze robiąc papierkową robotę, więc nudziło mu się niemiłosiernie. Co chwilę spoglądał na swój błyszczący, srebrny szwajcarski zegarek warty 120 tysięcy złotych. Jego męczarnie przerwało pukanie do drzwi.
- Proszę - zawołał Tony z ulgą, zerkając zza papierów, które przeglądał.
Do pokoju wszedł krótko przystrzyżony blondyn w czarnym garniturze. Był to jeden z jego współpracowników. John, jeśli się nie mylił.
- Tylko mi nie mów, że znowu uciekli - Tony ostrzegł blondyna bez przywitania.
Parker'owie byli problemem już od kilku tygodni. Trzeba przyznać, byli sprytni, ale nie na tyle, żeby po tylu próbach ich nie złapać.
Mary i Richard pożyczyli od Tony'ego pieniądze jakieś 2 lata temu. Do tej pory ich nie oddali, więc zgodnie z umową w zastaw poszedł syn Parkerów. Przez długi czas mu uciekali, byli w tym specjalistami. Byli tak przekonani, że spłacą pożyczkę, że zastawili własne dziecko. Tony'emu nie mieściło się to w głowie. Odstąpili od umowy, więc chłopiec należał teraz do Tony'ego. Tony nie wiedział jeszcze co z nim zrobić, ale mógł go wychować na wiernego pracownika. Ale najpierw musieli złapać tę rodzinę.
- Proszę pana, udało nam się! Wreszcie złapaliśmy Parkerów.
- W końcu! - Tony poderwał się z radości. Dawno zapomniane papiery odleciały razem z jego ruchem i spadły na podłogę. Tony wiedział, że gdyby to była zła wiadomość polałaby się krew. - Idźmy do nich, długo czekałem na ten moment - Tony okrążył biurko chciąc wyjść, ale John go powstrzymał.
- Najpierw musi się pan zająć tym. To dzieciak Parkerów - mężczyzna wskazał za swoje plecy, gdzie do tej pory ukrywał się chłopiec. Był tak cicho, że Tony nie zauważył go do tej pory. Cały drżał, a na jego policzkach lśniły łzy. Widocznie się bał. Biedny chłopiec, Tony niedługo się nim zaopiekuje.
- A kogo my tu mamy? - zapytał Tony przesłodzonym głosem. Chłopiec próbował się odsunąć, ale John go przytrzymał. - W porządku John, spisałeś się. Parkerowie już są nam niepotrzebni, zajmij się nimi.
Peter krzyknął ponownie próbując uciec, ale Tony chwycił go za rękę. Blondyn wyszedł bez pytań.
Tony został w pokoju sam z dzieckiem. Mężczyzna podniósł chudego chłopca tak, że obaj się dobrze widzieli i uklęknął, aby być jego wysokości. Próbował przybrać przyjazny uśmiech - Jak masz na imię, chłopcze?
Chłopiec przez chwilę nie odpowiadał. Tony już myślał, że będzie musiał ukarać dziecko, ale nagle się odezwał:
- Peter - prawie wyszeptał chłopiec.
- Hm, Peter. Ładnie. Pasuje ci - Tony zauważył. Usiadł na czerwonej kanapie w pokoju i pociągnął za sobą dzieciaka tak, że nie miał wyboru i musiał usiąść mu na kolanach. - Ja jestem Tony. Ile masz lat, chłopcze?
- 9 - chłopiec dumnie podniósł głowę.
Dzieciak był taki słodki, że Tony zdecydował, że już go nie odda. Nie było problemu, ponieważ prawnie teraz należał do mężczyzny, ale Tony bał się, że chłopiec będzie odrażający jak większość smarkaczy. Całe szczęście Tony był w błędzie.
- Chodź ze mną, wyjaśnię ci wszystko na górze, w Penthousie - wyciągnął rękę do chłopca, a gdy ten jej nie wziął chwycił chłopca za nadgarstek i pociągnął za sobą do windy na siłę. Chłopiec opierał się trochę, ale po spojrzeniu, które posłał mu Tony skulił się ze strachu i zgrzeczniał.
Tony wiedział, że pierwsze miesiące będą trudne. Mężczyzna miał nadzieję, że przy chłopcu będzie to łatwiejsze, ponieważ był jeszcze młody i można było mu wpoić posłuszeństwo. Na chwilę obecną najważniejsze było, aby Peter przyzwyczaił się, jak będzie wyglądać jego życie.
***
Tony zabrał chłopca do Penthouse'u po tym jak przerwał pracę. Drzwi windy się otworzyły, a ich oczom ukazało się ogromne mieszkanie Tony'ego. Mężczyzna wciąż musiał ciągnąć chłopca, ponieważ ten był niechętny do pójścia z mężczyzną.
Dom był ogromny. Miał dwa piętra. Wprost po wyjściu z windy 10 metrów dalej znajdowały się ładne, szerokie, szklane schody prowadzące na górę. Po prawej stronie była jadalnia, trochę dalej kuchnia, po lewej duży pokój z czarną kanapą i ogromnym telewizorem. Za salonem był korytarz i mnóstwo tajemniczych drzwi. Więcej Peter jeszcze nie widział, ale zastanawiał się, po co komuś tak duży dom.
- Witaj w domu Peter - rzucił Tony.
Peter zmarszył brwi.
- W pana domu, a nie w domu - sprostował Peter.
- Tak, tak, jasne. - Tony już prowadził dzieciaka do kuchni. - Chodź coś zjeść, bo jesteś taki chudy. Rodzice cię nie karmili?
Policzki chłopca przybrały czerwony odcień, co było wystarczającą odpowiedzią.
- Poczekaj przy stole, zagrzeję obiad. Może być spaghetti?
Peter zmarszył brwi.
- Co to jest spaghetti? - wydawało się, że chłopiec naprawdę nie wie, na co Tony'emu zrobiło się żal Petera, że rodzice nie dbali o niego wystarczająco. Tony wkrótce to zmieni.
- To jedno z najlepszych włoskich dań, za 15 minut powinno być gotowe. - Tony udał się do kuchni po tym jak zostawił Petera samego przy stole w jadalni.
Peter czekał cierpliwie przez pierwsze 5 minut ze strachu przed mężczyzną. Jednak po tym czasie stwierdził, że nudzi mu się, więc powinien spróbować znaleźć drogę ucieczki. Peter nie był głupi, właściwie był ponadprzeciętnie inteligentny, dlatego wiedział, że cała jego rodzina jest w niebezpieczeństwie. Musiał dostać się z powrotem do rodziców. Nie wiedział tylko jak.
Peter po cichu wstał od stołu i odsunął delikatnie dębowe krzesło, aby nim nie zaszurać o podłogę. Bał się, że zaskrzypi, ale miliarder miał krzesła najlepszej jakości, więc były niezawodne. Powoli, najciszej jak się da Peter oddalił się od stołu kierując się w stronę, z której przyszedł. Krok po kroku był coraz bliżej windy. Rozejrzał się - nikogo nie ma. Szedł dalej, gdy nagle ktoś chwycił go za ramię.
- AAAA! - krzyknął Peter z zaskoczenia i strachu. Czyjaś ręka obróciła go i stanął twarzą w twarz z Tony'm.
- Myślałem, że powiedziałem ci, żebyś się nie ruszał - mężczyzna skarcił chłopca. W jego głosie było oczywiste ostrzeżenie, na które Peter miał ochotę się skulić i wejść do kąta.
Peter zastygł przerażony. Zabrakło mu słów, żeby chociaż wymyślić wymówkę.
- Ja, j-ja...
- To moja wina - Tony westchnął nieoczekiwanie. - Mali chłopcy z natury są ciekawscy, a ja nie zająłem cię odpowiednio. - Tony już prowadził Petera z powrotem na krzesło. Włączył mu telewizję i wyszedł do kuchni.
Tym razem Peter nie odważył się ruszyć i posłusznie oglądał jakiś film animowany. Jednak jego myśli były w innym miejscu.
Myślał o tym, jak dzisiaj rano obudził się słysząc krzyki w salonie. Pośpiesznie ubrał się i wybiegł do pokoju, aby zobaczyć co się dzieje. W salonie mama płakała chowając się za kanapą, gdy tata ryglował drzwi starą szafą. Rodzice na jego widok próbowali go uspokoić, ale Peter wiedział, że dzieje się coś złego. Do domu roztrzaskując drzwi wpadli uzbrojeni mężczyźni pojmując rodziców. Peter próbował uciekać, ale z łatwością uniesiono go i uśpiono wstrzykując środek usypiający. Obudził się dopiero, gdy był niesiony do gabinetu Tony'ego. Mężczyzna o blond włosach wyjaśnił mu, że jest bezpieczny (Peter w to wątpił), a Tony wyjaśni mu szczegóły.
Mijały kolejne minuty, a Peter wciąż nie rozumiał o co w tym wszystkim chodzi. Znowu zaczął drżeć.
- Aw, biedny chłopcze, zimno ci? - Tony pojawił się znikąd jak poprzednio. W rękach niósł dwa talerze z jedzeniem, które pachniało cudownie. Położył jeden talerz przed Peterem, a drugi tuż obok, tam, gdzie sam będzie siedział.
Peter nie wiedział czy wolno mu jeść, więc czekał patrząc, jak mężczyzna niesie z salonu miękki koc i owija go wokół chłopca.
Peter mimowolnie odprężył się i docenił opiekę, którą obdarzył go Tony. Póki co mężczyzna był dla niego miły, więc zaczynał go lubić. Wiedział, że nie powinien, ale to przecież nie Tony go porwał tylko ten blondyn.
- Śmiało, jedź - Tony zachęcił Petera samemu nawijając na widelec makaron. Peter poszedł za jego przykładem. Gdy wziął kęs poczuł smak, od którego oczy rozszerzyły mu się ze zdziwienia. Tak smakowało to całe Sagetti? Czy jakoś tak. Tony zachichotał na widok jego zdziwionej twarzy. - Smakuje?
Peter pokiwał szaleńczo głową bojąc się, że mężczyzna zabierze mu to pyszne danie. Peter kontynuował jedzenie, dopóki nie odezwał się Tony.
- Petey, wiesz dlaczego jesteś ze mną?
Chłopiec zastanowił się przez chwilę. Nie wiedział, więc pokręcił głową.
- Twoi rodzice pożyczyli ode mnie sporo pieniędzy. Nie spłacili ich, a zawarliśmy taką umowę, że jeśli tak się stanie, to zostaniesz ze mną.
Peter otworzył usta ze zdziwienia.
- Nieprawda, kłamie pan! - Peter krzyknął ze łzami w oczach - Oni nie... Oni by mnie nie zostawili!
Tony spokojnie przyglądł się napadowi złości dzieciaka.
- Właśnie że tak, zobacz sam - Tony wyciągnął telefon z kieszeni i pokazał mu zdjęcie podpisanej umowy. Peter'owi łzy pociekły jeszcze mocniej.
- Nieee! Ja nie chcę! - Peter łkał na całego. Jego własni rodzice go zastawili!? Poczuł, że coraz słabiej mu się oddycha.
Tony położył uspokajająco dłoń na placach dzieciaka, ale Peter ją strząsnął. Rzucił się na podłogę i schował twarz w rękach. Nie obchodziło go, że zachowuje się jak dzidzia. Chciał tylko, żeby Tony powiedział: "żartowałem!" I wrócił do domu z rodzicami. Tak jednak się nie działo, więc do Petera zaczęło docierać, że to prawda. Tony nie kłamał.
- To nielegalne, nie może mnie pan zmusić - udało mu się wykrztusić po 5 minutach płaczu. - Nie można w naszym kraju zastawiać ludzi.
Tony był zdumiony inteligencją dziecka. Skąd on znał prawo? A może to było oczywiste.
- Teoretycznie jest to nielegalne, ale w praktyce 3/4 policji ze mną współpracuje, prezydent to mój dłużnik, a cały rząd wie, że mam adresy ich krewnych, więc wątpię, czy ktokolwiek by zaoponował. Twoi rodzice tymczasowo nie są w stanie się tobą zaopiekować, więc ja pełnię tę rolę. Moi prawnicy już przygotowują papiery adopcyjne, więc to kwestia czasu, aż będziesz mój legalnie. - Tony skończył tłumaczyć mrugając do chłopca, co go tylko zdenerwowało. Za kogo ten mężczyzna się uważał!?
- Nie zgadzam się - rzucił Peter. Nie wiedział co jeszcze może powiedzieć, był bezradny.
Tony zaśmiał się gardłowo, a jego śmiech był szczery, jakby Peter opowiedział śmieszny żart.
- Och, kochanie, nie masz nic do gadania - zagruchał Tony, ale w jego głosie słychać było ostrzeżenie.
Peter przełknął ślinę.
- A teraz, jeśli skończyłeś swój mały napad złości, to dokończ obiad.
Peter wiedział, że nie ma sensu się spierać. Usiadł przy stole i chwycił za widelec. Tym razem jedzenie nie smakowało mu tak jak poprzednio. Tony ponownie się uśmiechnął, co tylko zezłościło chłopca. Nie chciał zadowalać tego mężczyzny.
***
Gdy skończyli jeść Tony zaprowadził Petera na górę, gdzie znajdowały się sypialnie. Otworzył drzwi jednego z pokoi i powiedział, że to jest pokój Petera. Miał niebieskie ściany i ciemne meble. Łóżko stało na środku przy ścianie, biurko i krzesło były po prawej stronie, a szafy i komody w wolnych miejscach w pokoju. Po lewej były drzwi go łazienki. Pokój był duży i luksusowy.
- Jeśli chcesz będziesz mógł go przemeblować i przemalować, mój pokój jest tuż obok twojego, więc gdybyś czegoś potrzebował będę blisko.
Peter kiwnął głową pokój mu się podobał, więc raczej nie będzie nic zmieniał. Chłopiec podszedł do regału z książkami i zobaczył dostępne opcje. Wiele tytułów nie znał, ale były klasyki takie jak "Percy Jackson" czy "Harry Potter". Miał też kilka książek naukowych. Obok była szafa, w której znalazł nowe ubrania. Nie wiedział skąd mężczyzna znał jego rozmiar i gust, ale było to przerażające. Były też zestawy Lego i zabawki. Samochody na pilota, Hot Weelsy, żołnierzyki, gry wideo. Miał także konsolę do gier i duży telewizor. Stał oniemiały.
- I jak? Podoba ci się?
- Ttak, dziękuję.
Tony uśmiechnął się. Dobrze, że chłopiec znał maniery.
- Robi się już późno, więc umyj się i połóż spać, dobrze? Musisz być po dzisiaj wykończony.
Peter kiwnął głową. Trudno było się nie zgodzić. Ledwo stał na nogach. Tony musiał to zauważyć. Wziął piżamę z komody i poszedł do łazienki.
Po szybkim prysznicu wrócił do sypialni i ku jego zdziwieniu Tony wciąż tam stał czekając na niego. Podniósł mu kołdrę, a gdy Peter wszedł do środka otulił chłopca. Podał mu misia, którego chłopiec chętnie przyjął. Zwykle spał bez przytulanki, ale dzisiaj poczuł potrzebę przytulenia czegoś. Tony odgarnął mu włosy i wyszedł życząc dobrej nocy.
Peter szybko zasnął mając w głowie plan ucieczki. Musi się stąd wydostać jak najszybciej, dopóki jego umysł go nie zdradzi i nie zapragnie tu zostać.
