Actions

Work Header

What colour is your life?

Summary:

Karol ma kryzys orientacji seksualnej, muzycznego gustu i patriotyzmu — a wszystko to przez Eurowizję i pewnego Rafała.

Chapter Text

Zaczęło się wszystko w 1994 roku, kiedy Polska po raz pierwszy wzięła udział w Konkursie Piosenki Eurowizji. Ale jeśli być dokładnym, wszystko rozpoczęło się w zeszłym maju, gdy Polska tę Eurowizję wygrała. A jeśli jeszcze bardziej doprecyzować — zaczęło się w lutym, kiedy Niemcy wybrali swojego reprezentanta na konkurs w Warszawie. I na tym polegał problem Karola. 

 

Nie chodziło o to, że Karol był wielkim fanem Eurowizji. Wręcz przeciwnie — nigdy jej nie oglądał ani się nią nie interesował. Ale jego ulubiony zespół rockowy (niestety, niemiecki) miał w niej wystąpić. Reprezentowali oczywiście Niemcy. Przez to w jego mediach społecznościowych zaczęło pojawiać się coraz więcej nagrań. Po obejrzeniu kilku występów — polskich, niemieckich i innych — Karol doszedł do wniosku, że Eurowizja to zabawa dla pedałów.

 

Po co zespołowi coś takiego? Nie mogli po prostu grać dobrego rocka w Niemczech, jeździć w trasy po Europie? Nie. Musieli zostać reprezentantami swojego kraju właśnie teraz, w roku, w którym konkurs odbywał się w Polsce.

 

Sam Karol nigdy nawet nie pomyślałby, żeby iść na Eurowizję. Jako student nie miał na to pieniędzy, a praca ochroniarza w hotelu nie dawała mu wystarczających dochodów. Nawet jeśli chciał zobaczyć ukochany zespół na żywo, bo ich eurowizyjna piosenka bardzo mu się spodobała. Do tego Karol był patriotą i na każdym międzynarodowym konkursie kibicował Polsce. Gdyby to była choćby włoska czy fińska grupa, jeszcze mógłby się wahać, ale kibicować Niemcom? To już za dużo. 

 

***

 

Wieczorem siedział w akademiku, próbując skupić się na przygotowaniach do egzaminów. W słuchawkach grała głośna muzyka, a na laptopie miał otwarte notatki z historii drugiej wojny światowej. Nagle do pokoju wpadł Andrzej — współlokator i jednocześnie najlepszy kumpel Karola.

 

— Stary, mam dla ciebie niespodziankę. 

 

— Co tam? — Karol oderwał się od ekranu. Znając Andrzeja, spodziewał się raczej taniego piwa z promocji.

 

— Kupiłem nam bilety na Eurowizję. 

 

— Co?!

 

— Źle słyszysz? Mówię, że dorwałem trzy bilety na oba półfinały i na finał.

 

Fakt, że tydzień przed Eurowizją (Karol wiedział o niej tylko przypadkiem z mediów, okej?) Andrzej zdobył dziewięć biletów, wcale go nie dziwił. Ojciec Andrzeja był zamożnym krakowskim przedsiębiorcą, więc synowi niczego nie brakowało, ale i tak Andrzej miał talent do wyszukiwania okazji. Zawsze znajdował coś wyjątkowego, często za grosze. Tak było i tym razem.

 

Zdziwiło go jednak, że Andrzej w ogóle wiedział, czym jest Eurowizja, i że... chciał iść? 

 

— Pójdziemy ty, ja i moja Agata. 

 

No jasne. 

 

— To Agata chce iść na Eurowizję? 

 

— Nie, ja. Uwielbiam Eurowizję. Nie wiedziałeś? Chyba nigdy ci nie mówiłem.

 

Karol był w szoku. Sam wstydził się tego, że w ogóle słyszał o tym konkursie, który uważał za pedalski.

 

— Ale to dla pedałów. 

 

Andrzej spojrzał na niego, jakby tłumaczył coś dziecku. 

 

— Karol, jestem biseksualny. 

 

Świat Karola runął. Andrzej był pedałem?

 

 — Co? Ale przecież spotykasz się z Agatą. 

 

— I bardzo ją kocham. Ale podobają mi się też faceci.

 

Więc Andrzej był jakby w połowie pedałem? Karol oczywiście wiedział, że oprócz gejów istnieją też biseksualni, aseksualni i cała masa tych pierdoleń.  Tylko kto to właściwie był i jak ich poprawnie nazywać? Pół pedały? Nigdy wcześniej nikogo takiego. Pełnych pedałów też nie, ale o nich było więcej informacji — muszą nosić różowe ciuchy, słuchać dziewczęcą pop muzykę i przyjaźnić się tylko z dziewczynami. A biseksualni? 

 

— Ja ci też się podobam? 

 

— Nie. 

 

— Dlaczego nie? 

 

Nie brzmiało to zbyt heteroseksualne, ale męskie ego Karola było już solidnie podrażnione. Andrzej tylko wzruszył ramionami.

 

— Nie jesteś w moim typie. To jak, idziemy? Wiem, że gra tam twój ukochany zespół. I traktuj to jako prezent.

 

Oczywiście, Andrzej nie oczekiwał, że Karol odda mu za bilety pieniądze. To był dar. Tu duma Karola i jego urażone ego musiały skapitulować i chłopak zgodził się na hojną propozycję. Piosenka wciąż mu się podobała, zespół też. Po prostu nie zamierzał im kibicować. Bo po pierwsze Polska. 

 

*** 

 

Nigdy wcześniej nie był na tak wielkim koncercie. Stadion kojarzył mu się raczej ze sportem, a nie z czymś takim. Jako mieszkaniec Warszawy (tymczasowy, bo po studiach planował wrócić do rodzinnego Gdańska) Karol zauważył, że w ostatnich dniach pojawiło się znacznie więcej turystów. A teraz wszyscy zebrali się tutaj, na stadionie. Mężczyźni, kobiety, młodzi, starsi, z flagami różnych państw, a nawet z kilkoma tęczowymi. I nikt się tego nie wstydził.

 

Andrzej wsunął mu w rękę biało-czerwoną flagę, on sam i Agata też taką mieli. Dobrze, pomyślał Karol — nikt się nie zorientuje, że przyszedł tu głównie dla niemieckiego zespołu.

 

Zajęli miejsca na trybunach. Do rozpoczęcia zostało jeszcze dwadzieścia minut.

 

Zwykle Karol nie czuł się piątym kołem u wozu. Na uczelni czy na imprezach z Andrzejem i Agatą zawsze znajdował sobie towarzystwo innych znajomych. Ale tutaj był zdany na siebie — kumpel zajęty dziewczyną i wysłuchiwaniem jej narzekań na profesorów nie miał ochoty gadać z Karolem o ostatnim meczu Lechii Gdańsk.

 

Więc Karol wodził wzrokiem po stadionie, zerkał na scenę i tłum fanów. Aż obok niego, po lewej stronie, usiadł jakiś facet. Nie, nie “jakiś”. Przystojny. Taki,  co to mógłby być popularnym tiktokerem z rzeszą fanek albo nawet aktorem z Hollywoodu. To była obiektywna ocena — Karol potrafił odróżnić faceta atrakcyjnego od zwykłego, nie będąc wcale zainteresowany facetami. Nieznajomy trzymał dwie flagi: piękną biało-czerwoną i tęczową. Na ten widok Karol przewrócił oczami. No jasne, pedał.

 

Najwyraźniej gapił się zbyt długo i ze zbyt krzywą miną, bo facet spojrzał mu prosto w oczy.

 

— Coś nie tak? 

 

No kurewstwo. 

 

— Nic. —Karol szybko odwrócił wzrok w stronę sceny, a po chwili, jakby sobie przypomniał, że nie był skończonym chamem, dodał: — Przepraszam. 

 

Czuł, że facet wciąż patrzył na niego. 

 

— W porządku. — I na tym rozmowa mogłaby się skończyć, ale facet okazał się bardziej rozmowny. — Komu kibicujesz? 

 

Pytanie zmusiło Karola, by spojrzał na niego ponownie, tym razem zaskoczony.

 

— Jak to komu? Polsce, oczywiście. Jestem Polakiem.

 

Facet skrzyżował ręce na piersi i odchylił się do tyłu, patrząc na Karola. Przy słabym świetle Karol nie był w stanie wyczytać emocji z jego oczu.

 

— No ja też jestem Polakiem i oczywiście kibicuję swojemu krajowi, ale też słucham piosenki innych, i mi podoba się, na przykład, Portugalia. 

 

 — Słuchać możesz, czego chcesz, ale chyba nie jesteś patriotą, skoro kibicujesz innym krajom?

 

— Co? — prychnął ze śmiechem. —  Można kibicować nie tylko swojemu, bo na tym właśnie polega Eurowizja. I tak nie możesz głosować na swój kraj.

 

— Nie można? 

 

Cóż, TikTok nie przygotował go na to. Ale jak więc kraje wygrywają konkurs?

 

— No nie. Co ty, nie znasz zasad? 

 

— Nie oglądam. 

 

— Ale jesteś tu. 

 

— Kolega  mnie namówił pójść. 

 

Karol odwrócił się, by spojrzeć na Andrzeja, który był zajęty szeptaniem czegoś do ucha Agaty. Dziewczyna śmiała się, a facet obok też zerknął na nich.

 

— Chyba “namówił” to trochę za mocne słowo. Twój kolega świetnie się bawi bez ciebie. To jakiej muzyki słuchasz? — Prawdopodobnie chciał skierować rozmowę na neutralny grunt. 

 

— Polskiej. 

 

— No jasne. —  Karol usłyszał jego westchnienie i prawie zobaczył, jak facet przewracał oczami.  —  À propos, jestem Rafał. 

 

Poznać się z tęczowym pedałem? Ale skoro już dowiedział się, że Andrzej też nie jest stuprocentowym hetero, to czemu nie? I tak przecież z nim gadał.

 

— Karol. Dlaczego cię ta flaga? — skinął głową na tęczowe barwy w ręce Rafała. 

 

— Dla wsparcia. Tu sporo ludzi z takimi.

 

— Ale to pewnie jacyś Francuzi albo Holendrzy, dla nich to normalne, a…

 

— A dla Polaków to nie tradycyjnie, bo Kościół zabrania? 

 

— No tak…

 

— Ale Francuzi czy Holendrzy mają dokładnie tę samą religię i tego samego papieża. A on wspiera LGBT. Więc to chyba robi ze mnie lepszego katolika, co? A flagę mam, bo jestem też gejem. — Dla podkreślenia pomachał tęczową flagą.

 

Ostatnie zdanie nie było dla Karola wielkim zaskoczeniem, ale wcześniejsze słowa… nie mieściły mu się w głowie. No tak, z innymi państwami mieli jedną religię, wierzyli w jednego Boga. Ale to nie zmieniało faktu, że według niego ci ludzie i tak byli grzesznikami, bo Bóg zakazał takich rzeczy. Normalny był tylko związek kobiety i mężczyzny, wszystko inne — perwersja. Tylko co do tego miał papież? Karol tak naprawdę nigdy nie interesował się Kościołem ani tym bardziej papieżem, więc nie potrafił odpowiedzieć na słowa Rafała.

 

No a kibicować innym krajom? To się w pale nie mieści. Ten tęczowy Rafał nie namówi go do zdrady ojczyzny.

 

Nie odezwał się już ani słowem, bo właśnie zaczynało się show.

 

Wstyd i lęk było mu przyznać, ale cała Eurowizja nie wydawała się aż tak okropna, jak Karol się spodziewał. Chociaż podczas niektórych piosenek chciał zasnąć, a przy innych miał ochotę zamknąć oczy — półnadzy mężczyźni tańczący na obcasach — co to było, kurwa? Chyba jakiś gejowski rytuał, żeby wszystkich zamienić w gejów.

 

Spojrzał na Andrzeja — ten kiwał głową w takt muzyki i nawet coś tam podśpiewywał. Skąd znał hiszpański? A potem, raczej odruchowo niż świadomie, zerknął w lewo i natychmiast poczuł, jak gorąco oblewa mu twarz. Rafał, zamiast patrzeć na scenę, patrzył na niego i się uśmiechał.

 

— Czego się gapisz? — rzucił Karol, może zbyt obronnie, jakby to on sam nie zerknął na Rafała tylko po to, żeby zobaczyć jego reakcję.

 

— Twoja mina jest bezcenna, wiesz? Jeszcze nigdy nie widziałem homofobicznego chłopa, który na widok facetów w szpilkach wyglądałby, jakby miał dostać zawału.

 

— To jest nienaturalne po prostu.

 

— Co, tańczyć? No tak, naturalne to tylko polować na zwierzęta i tłuc się kijami jak prawdziwi mężczyźni.

 

Karol zdusił pragnienie przewrócić oczami. 

 

— Po prostu nie jestem do tego przyzwyczajony.

 

— A co z muzyką? Nadal kibicujesz tylko Polsce?

 

— Cóż, Litwa była całkiem… dobra. Dodam sobie ich piosenkę do playlisty. No i chyba wyślę jednego SMS-a w głosowaniu.

 

— Jaki progres w godzinę. Co dalej, przyjdziesz z litewską flagą?

 

— Na razie skupię się na jednym SMS-ie.

 

Rafał cicho się zaśmiał, a ten dźwięk był w uszach Karola głośniejszy niż muzyka ze sceny.

 

— Jeśli spodobała się ci Litwa, to może posłuchasz Niemców. Grają coś w podobnym klimacie, będą w drugim półfinale.

 

To zdanie sprawiło, że Karol zadrżał. Czy był aż tak czytelny dla obcego faceta?

 

— Wiem, co grają, i że będą. 

 

— Aha, czyli jednak słuchałeś. Ale kibicowanie Niemcom to już by się kłóciło z twoim patriotyzmem, co?

 

— Dokładnie. 

 

— No ja na przykład nie kibicowałbym Izraelowi, ze względu na to, co robią w Gazie. Dobrze, że ich wykluczono z konkursu. Ale z Niemcami mamy normalne relacje — po co szukać wrogów tam, gdzie ich nie ma?

 

Zdaniem Karola, ten tęczowy Rafał za dużo gadał, więc nie odpowiedział, żeby go nie zachęcać do dalszej dyskusji. Może jego milczenie dałoby Rafałowi satysfakcję i ten mógłby sobie pomyśleć, że ma rację. Karola to nie obchodziło.

 

W końcu Andrzej przypomniał sobie, że oprócz dziewczyny ma też kumpla obok.

 

— Stary, kto to za facet, z którym gadasz?

 

Pierdolony Rafał z tęczową flagą, który rzucał mu wyzwania w kwestiach kościoła, wiary, polityki i patriotyzmu. Oczywiście tego nie powiedział. Wzruszył tylko ramionami i odparł:

 

— Po prostu jakiś facet. Nieważne. 

 

Andrzej nie dopytywał więcej. Wkrótce zaczęło się głosowanie. Andrzej i Agata wysłali swoje głosy na faworytów, a Karol — zgodnie z wcześniejszym postanowieniem — odprawił SMS-a na Litwę. I to zdecydowanie nie przez tego pedała.

 

Nawet spodobało mu się to ekscytujące uczucie, gdy ogłaszano wyniki, podobne do emocji podczas meczu, kiedy piłkarz uderza w bramkę i wszyscy wstrzymują oddech.

 

Starał się nie patrzeć w lewo, żeby nie prowokować żadnych reakcji u Rafała, choć z jakiegoś powodu bardzo chciał zobaczyć jego twarz.

 

A kiedy show dobiegło końca i w końcu odwrócił się w lewo, miejsce obok było już puste. 

 

*** 

 

Środa i czwartek, czyli dni drugiego półfinału, minęły Karolowi jak we mgle. Odpracował dwie zmiany w hotelu, przygotowywał się do letnich egzaminów, ale wszystko robił mechanicznie, bez większej refleksji.

 

Myślał tylko o jednym — o słowach Rafała. Czy bycie gejem naprawdę było grzechem, a pogarda i wstręt wobec nich — normalnymi emocjami? Jeśli nawet papież mówił, że ludzie powinni być dla siebie milsi? Ale przecież Karol nie czuł pogardy ani wstrętu wobec Andrzeja. Może dlatego, że był jego przyjacielem już od trzech lat i nic tego nie zmieniło?

 

Łatwiej było przyjąć, że można wspierać inne kraje na Eurowizji i głosować na nie. Nawet Niemców. Ale przyznać, że Rafał miał rację, było trudniej. Karol zawsze miał swoje zasady, swoje zdanie. Zmienianie ich pod wpływem słów przypadkowego faceta nie wydawało się czymś godnym silnego człowieka. A jednak czasem łapał się na myśli, że żałuje, iż pewnie nigdy więcej się nie spotkają.

 

***

 

Los oczywiście miał inne plany. Na drugim półfinale ich miejsca były dokładnie te same co wcześniej. Gdy Karol usiadł, z zaskoczeniem zauważył, że po lewej stronie siedzi nikt inny jak Rafał. Patrzył w telefon.

 

— Znów ty? — z jego ust zabrzmiało to zdecydowanie nieprzyjaźnie, choć na widok znajomej twarzy poczuł dziwną radość. Przynajmniej nie będzie piątym kołem, porzuconym przez przyjaciela na rzecz dziewczyny.

 

Mimo tego tonu Rafał podniósł głowę i uśmiechnął się, jakby Karol go rozbawił.

 

— Znów ja. Muszę przyznać, niezła niespodzianka.

 

Karol kiwnął głową, przytakując, choć zrobiło mu się niezręcznie.

 

— Dziś będzie Portugalia. — Boże, po co ja to powiedziałem? Karol poczuł kolejną falę zażenowania i jak policzki mu płoną. Pamiętał, co Rafał mówił dwa dni wcześniej, i chciał jakoś zaczepić rozmowę, ale dlaczego było to tak żałośnie? 

 

— Wiem, tak samo jak jeszcze szesnaście innych krajów.

 

Rafał wrócił do telefonu i zaczął coś pisać. Wyglądało na to, że nie ma ochoty z nim rozmawiać. Karol nie dziwił się — pewnie uważał go za głupiego homofoba z jeszcze głupszymi poglądami.

 

— Zagłosuję na Niemcy dziś. — jeszcze raz spróbował Karol. 

 

— Nie zagłosujesz. 

 

— Co to znaczy? 

 

— Niemcy automatycznie wchodzą do finału, głupku. Razem z pięcioma innymi krajami, w tym Polską. Naprawdę nie znasz zasad konkursu?

 

Wyniosły ton i to szydercze „głupku” sprawiły, że Karol aż zacisnął zęby z irytacji.

 

— Bo nie interesują mnie pedalskie konkursy.

 

Rafał w końcu spojrzał na niego. Na twarzy nie było już uśmiechu, tylko uniesione brwi i chłodny, sceptyczny wzrok.

 

— Jak na faceta, którego nie interesują pedalskie konkursy, zaskakująco często na nie przychodzisz.

 

Cóż, Karol nie miał na to odpowiedzi i musiał ugryźć się w język. Rafał nie czekał jednak na jego reakcję, tylko mówił dalej, wyraźnie chcąc zmienić temat:

 

— A czemu zmieniłeś zdanie o kibicowaniu nie tylko swojemu krajowi? — kąciki jego ust drgnęły ku górze. — Chyba ktoś mądry ci coś podpowiedział?

 

— Raczej natrętny — odparł Karol, próbując powstrzymać uśmiech. Po chwili dodał już poważniej: — Przepraszam za to, co powiedziałem. To nie jest pedalski konkurs. No, w sumie jest… ale być pedalskim to nic złego. To znaczy, bycie pedałem nie jest złe.

 

— No proszę, to dla ciebie naprawdę niezły postęp. Może jeszcze nauczysz się mówić nie „pedał”, tylko po prostu „gej”.

 

— Może. A co do kibicowania… miałeś rację. Niemcy nie są naszym wrogiem, nie ma powodu, żeby ich skreślać. No i lubię ten zespół, dlatego tu jestem.

 

— Aha. 

 

Potem obaj zamilkli — show się zaczęło. Tym razem Karol nie czuł się samotny. Andrzej, jak zwykle, bardziej zajmował się Agatą, ale Karol mógł pogadać z Rafałem. I to wcale nie było złe: wymieniali się opiniami o piosenkach i występach, czasem się zgadzali, czasem różnili. Rafałowi nie spodobała się hip-hopowa część utworu Holandii, bo w ogóle nie lubił tego gatunku, a Karol nie mógł zdzierżyć ballad z Francji i Grecji. W przerwach Rafał, jako fan Eurowizji od kilku lat, tłumaczył niektóre zasady konkursu i opowiadał zabawne historii z poprzednich lat. Karolowi podobało się go słuchać — miał przyjemny głos. 

 

W końcu przyszła kolej Polski i Karol ze zdziwieniem uświadomił sobie, że do tej pory nie słyszał nawet polskiej piosenki. Na scenę wyszła ładna kobieta i zaczęła śpiewać popową kompozycję.

 

— To Polska? —  nachylił się do Rafała, by lepiej go usłyszeć. Poczuł, że robi mu się gorąco, gdy dotarł do niego zapach perfum i skóry Rafała. Co się z nim działo, nigdy nie czuł zapachu innego mężczyzny? Rafał zerknął na niego i uniósł brwi.

 

— Czekaj, chcesz powiedzieć, że nawet nie słuchałeś tej piosenki? No i co z ciebie za patriota?

 

Karolowi zrobiło się jeszcze bardziej gorąco — tym razem z czystego wstydu.

 

— Zapomniałem jakoś…

 

— To słuchaj teraz. — Rafał z uśmiechem lekko kopnął go trampkiem w nogę, a Karol musiał oderwać od niego wzrok i spojrzeć na scenę.

 

I to była tortura. Nie znosił popu, a ta piosenka nie była dobra w żadnym stopniu. Występ wizualny był zbyt kolorowy i jaskrawy, ale przynajmniej nie było półnagich facetów na obcasach. Wszystkim tym podzielił się z Rafałem, który tylko się roześmiał.

 

— I co teraz, nie kibicujesz Polsce?

 

— Oczywiście kibicuję, ale popu nigdy nie będę słuchać.

 

— Nigdy nie mów nigdy. — Rafał puścił mu oko, a Karol podziękował losowi, że w sali było słabe oświetlenie i Rafał nie zobaczył jego czerwonych policzków. Co się z nim dziś działo? Czemu tak reagował na każdy gest, na samą obecność jakiegoś faceta, którego nawet dobrze nie znał? — Znam zespół, który może cię przekonać do popu. To taki pop-rock. Niezbyt „dziewczęcy”, jak pewnie myślisz, ale ma w sobie coś dla prawdziwych facetów, takich jak ty. Tylko że amerykański. Pasuje ci to do patriotyzmu? — uśmiechnął się żartobliwie.

 

— Pasuje. 

 

Rafał wyjął telefon i zaczął coś w nim klikać. Karol cierpliwie czekał, aż Rafał pokaże mu ten zespół, a równocześnie obserwował, jak tamten w skupieniu przygryza dolną wargę.

 

— Cholera, słabe połączenie. Nie znajdę tego teraz. Masz WhatsAppa? Wyślę ci, jak będę w domu.

 

Karol podał mu swój numer, a Rafał go zapisał.

 

— Powiesz potem, czy ci się spodobało.

 

W odpowiedzi Karol skinął głową, myśląc o tym, że teraz miał numer Rafała i mógłby napisać do niego o czymś innym niż Eurowizja czy muzyka… ale czy naprawdę mógł? Nie byli przecież przyjaciółmi, tylko znajomymi. Choć to mogło się zmienić, prawda?

 

Show trwało i chociaż Karol nie planował w tym roku na nikogo głosować, w końcu zapytał Rafała, pod jakim numerem występuje Portugalia.

 

— Spodobała ci się ich piosenka? Myślałem, że to nie twój gatunek.

 

— Nie mój. Ale mówiłeś, że mają małe szanse, żeby wejść do finału, i no, po prostu chcę zagłosować, okej? — Karol ze wstydem starał się nie patrzeć Rafałowi w oczy.

 

— Bo mi się podoba? 

 

— Powiedzmy. 

 

— Cóż, to całkiem miłe z twojej strony. 

 

— Zamknij się. 

 

— Jasne. 

 

***

 

Jak obiecał, Rafał wysłał mu wideo z muzyką, która, jak sądził, mogła się spodobać Karolowi. W sumie miał rację.

 

Karol: Tak, to dobra muzyka.

 

Rafał: Mimo że pop, co? 

 

Karol: Skupię się na tym, że to częściowo też rock.

 

Rafał: Jak sobie chcesz. A wiesz, oprócz tego, że słuchasz rocka, nie lubiłeś Niemców i jesteś homofobem, nic o tobie nie wiem.

 

Karol: Nie jestem homofobem. Ale masz rację, też nic nie wiem o tobie. Jesteś z Warszawy?

 

Rafał: Oryginalne pytanie. 

 

Karol: A o co mam pytać? Kim jesteś z Żółwi Ninja?

 

Rafał: Leonardo. I tak, jestem z Warszawy. Ty? 

 

Karol: Raphael. Gdańsk. 

 

Rafał: Czekaj, tylko nie mów, że przyjechałeś z Gdańska specjalnie na pedalskie koncerty?

 

Karol: Studiuję tu historię. 

 

Rafał: Dobrze, uwierzę. Ja studiuję politologię. 

 

Karol: Chcesz zostać politykiem? 

 

Rafał: Tak jest.

 

Karol: Wow. 

 

Rafał: Co, oczekiwałeś, że geje mogą marzyć tylko o karierze projektanta mody?

 

Karol: Powtarzam ci, nie jestem na tyle homofobem. To znaczy, ostatnie dni nieco zmieniły moje światopoglądy. Mój najlepszy kumpel jest biseksualny.

 

Rafał: Nie boisz się zarazić od niego tym? 

 

Karol: Nie. Od ciebie też się nie boję. 

 

Rafał: Brzmi jak homofobiczny gejowski flirt, ale jestem zaszczycony. 

 

Piątek i sobotę Karol spędził prawie całkiem w telefonie, pisząc z Rafałem i uśmiechając się do ekranu. Naprawdę tak interesował się tym facetem? Chłopakiem z tęczową flagą, którego poznał zaledwie kilka dni temu?  I czy oznaczało to, że sam już stał się “tęczowy”?  Przecież nigdy wcześniej nikt tak go nie zachwycił — z dziewczynami szło mu trudno, bo nie wiedział, o czym z nimi gadać i jak się zachowywać; innych chłopaków zawsze nazywał kolegami, czasami przyjaciółmi, bo przecież Karol nie był gejem, więc jak inaczej miał ich określać?

 

Z Rafałem mógł rozmawiać bez końca, zawsze znajdowały się nowe tematy, zawsze chciał zapytać o coś jeszcze, gdy rozmowa dobiegała końca. Ale jeśli Rafał miał być tylko jego przyjacielem, to skąd ten łoskot w brzuchu i spocone dłonie, gdy pojawiała się nowa wiadomość od niego? Dlaczego wtedy Karol nie czuł, że chciał zostać tylko przyjacielem Rafała?

 

— Andrzej, jak zrozumiałeś, że podobają się ci faceci? 

 

— Gdy zacząłem zadawać sobie pytanie, czy podobają mi się faceci. 

 

Chyba to i była odpowiedź Karola. 

 

***

 

Przed finałem Eurowizji Karol był podekscytowany. Nie, nie przez sam konkurs… No może trochę. Ale głównie dlatego, że znów miał siedzieć obok Rafała. Prawdopodobnie sam los i Pan Bóg chcieli, żeby Karol odkrył nową część siebie — tę, której podobał się facet. Dlatego ciągle stykali ich ze sobą w tym tygodniu.

 

Gdy Karol zobaczył go na trybunach, Rafał patrzył w telefon, uśmiechał się i pisał. Może Karol stał się bardziej tolerancyjny, ale intelektu i taktu wciąż mu czasami brakowało.

 

— Piszesz ze swoim chłopakiem? — chciał, żeby zabrzmiało to żartobliwie, ale poczuł na języku gorycz.

 

Zanim odpowiedział, Rafał jeszcze coś szybko dopisał i schował telefon do kieszeni dżinsów. 

 

— Nie mam chłopaka. — przewrócił oczami, a Karol z ulgą wypuścił powietrze. — Pisałem z kumplem Radkiem. To przez niego muszę zwiedzać koncerty sam, bo pojechał ze swoją dziewczyną do Stanów.

 

— Więc poznaliśmy się przez to, że nasi hetero kumple wolą swoje dziewczyny, a nie nas, co? 

 

— Faktycznie. 

 

Rafał zaśmiał się, a Karol razem z nim.

 

Czuł, jak waliło mu serce za każdym razem, gdy Rafał śmiał się z jego żartów i nachylał do niego, by coś powiedzieć. Włosy na karku stawały mu wtedy dęba od ciepła i oddechu Rafała. Zastanawiał się, czy ten czuje choć w połowie to samo, co on podczas takich chwil.

 

Karol nie lubił długo się zastanawiać, żeby myśli krążyły mu w głowie, powodując mdłości w brzuchu i ucisk w klatce piersiowej. Wolał działać szybko, jak zerwać plaster. Dlatego wczoraj wpadł na pomysł i dziś zamierzał o to zapytać Rafała.

 

Nie był też mistrzem cierpliwości, więc wytrzymał tylko do połowy show i do krótkiej przerwy między występami.

 

— Rafał? 

 

— Słucham? 

 

— Chciałbyś pójść ze mną na pizzę? Kiedyś? Albo jutro? — to zdecydowanie nie brzmiało odważnie ani pewnie. Karol czuł, że twarz mu płonie, szczególnie gdy Rafał spojrzał na niego z tym swoim ładnym uśmiechem, który odbierał mu siły w nogach.

 

— To kiedyś czy jednak jutro? 

 

— Jutro. 

 

— Wygląda na to, że zapraszasz mnie na randkę.

 

— Chyba tak. — kiwnął głową, patrząc Rafałowi w oczy. To, że Rafał uśmiechał się i żartował, zamiast odrzucić propozycję, dodało mu pewności.

 

— Zgadzam się, ale jeśli mnie pocałujesz. 

 

— Co?! — wydusił Karol, czując chłód pod skórą. Myślał, że do pocałunku dojdzie dopiero po pierwszej randce.

 

— No spoko, tylko w policzek. — Rafał uspokoił go, widząc jego reakcję. 

 

— Dobra, policzek może być. 

 

Z niepewnością, ale i podekscytowaniem, Karol pochylił się bliżej. Suche usta dotknęły delikatnej skóry Rafała, zostawiając krótki pocałunek na jego policzku.

 

Karol chciał zatrzymać się dłużej w tym momencie, może objąć Rafała i przytulić się do niego. Bo szampon Rafała przyjemnie pachniał czekoladą, bo jego uśmiech był ciepły i łagodny, i odbijał się w jego pięknych brązowych oczach; bo Rafał czytał dużo książek, znał wiele rzeczy, był mądry i ciekawy, a Karol chciał słuchać jego głosu bez końca; bo Rafał nie nabijał się z niego złośliwie, gdy ten czegoś nie rozumiał, tylko z uśmiechem tłumaczył mu wszystko; bo pomimo częściowego grubiaństwa i nietolerancji Karola, Rafał był zawsze miły dla niego i nie odwracał się od niego.

 

Ale Karol nie odważył się na to. Musnął nosem jego skórę i się odsunął. Jeszcze będzie okazja. Rafał spojrzał na niego z uśmiechem tak szerokim i szczerym, że usta Karola same rozciągnęły się w takim samym. 

 

— Ostrzegam, że lubię pizzę z oliwkami.

 

— Nie znoszę oliwek. 

 

Obaj zaśmiali się i w przypływie odwagi Karol położył rękę na kolanie Rafała, gdzie leżała jego dłoń. Ich palce splotły się w geście tak naturalnym, jakby robiły to tysiące razy. Policzki Rafała zarumieniły się i z delikatnym uśmiechem spojrzał na scenę.

 

Eurowizja wciąż trwała, ogłoszenie zwycięzcy dopiero było przed nimi, ale Karol czuł, że on już wygrał.








Chapter 2

Summary:

czas na randkę

Chapter Text

Rafał skłamałby, gdyby powiedział, że nie denerwował się przed południem w niedzielę. To nie była jego pierwsza pierwsza randka, przeżył ich kilka i nigdy wcześniej nie czuł takiego ścisku w żołądku. Martwił się strasznie, ale dlaczego? Nie spotykał się przecież z kimś zupełnie obcym po kilku dniach pisania SMS-ów, nie wiedząc nawet, czy jego zdjęcie profilowe w aplikacji randkowej było prawdziwe. To była inna historia. Widział Karola aż trzy razy, już z nim rozmawiał, śmiał się, a nawet trzymali się za ręce! Więc skąd ta panika?

 

Chyba dlatego, że bał się, iż Karol zmieni zdanie i nie przyjedzie. Fajnie się bawili podczas Eurowizji, ale co, jeśli Karol zaprosił go, nie do końca przemyślawszy swoją propozycję? Chociaż wyglądał i mówił poważnie, i było widać, że się denerwował — a nawet pocałował Rafała w policzek i wziął jego rękę — to Rafał wciąż nie mógł pozbyć się wątpliwości. Nie wiedział dlaczego, ale zależało mu na tej randce, na tej pizzy i na Karolu. Bo strasznie jej chciał. Chciał jeszcze raz zobaczyć i porozmawiać z Karolem — bardziej, niż chciał to zrobić z kimkolwiek ze swoich poprzednich randek.

 

Podczas pierwszego koncertu Rafał zobaczył go obok siebie, wyglądającego tak, jakby trafił tu przypadkiem. Był spięty i wyraźnie zdenerwowany, ale nie tak, jak przed czymś ekscytującym — raczej jak ktoś, kto znalazł się tam, gdzie nie chce być, albo wstydzi się, że tam jest. A potem Rafał zauważył, że Karol patrzy na niego trochę zbyt długo. Wtedy sam zagadał, ciekawy, o co mu chodziło. I chociaż mieli różne zdania na temat kibicowania krajom, LGBT, a Rafał kilka razy chciał przewrócić oczami na próby Karola udowodnienia swojej racji, wcale nie było źle.

 

Karol zachowywał się całkiem uroczo, szczególnie gdy trwał występ Hiszpanii, a na scenie tańczyli mężczyźni na obcasach. Patrzył z ogromnym zdziwieniem, ale Rafał nie dostrzegł w nim ani odrazy, ani złości — tylko szeroko otwarte oczy, co bardzo go rozbawiło. Widział, że coś w głowie Karola się poruszyło, kiedy przedstawił mu swoje argumenty na tematy, o których dyskutowali. Cieszył się, że na następnym koncercie znów się spotkali, a potem Rafał nawet zdobył jego numer telefonu.

 

A teraz wysyłał kolejnego SMS-a do Radka ze swoimi zmartwieniami, mimo że Radek w Stanach już spał i nie odpisywał.

 

15 maja, czwartek 

 

Rafał: On tu jest.

Znowu. 

Znowu siedzi obok mnie. 

Dobra, muszę iść. 

To znaczy, muszę z nim porozmawiać. 

 

Radek: Ten typ, który boi się tęczowych flag? 

 

Rafał: Tak. 

Dał mi swój numer. No, ja poprosiłem, by wysłać mu piosenkę, ale teraz mogę z nim rozmawiać. 

 

Radek: Stary, tylko nie mów, że przepadasz za jakimś homofobicznym typem? 

 

Rafał: Naprawdę nie jest taki zły. 

 

Radek: Boże, ale nie zaprzeczasz, że przepadasz. 

 

18 maja, niedziela

 

Rafał: Zaprosił mnie na randkę. Dziś idziemy na pizzę. 

 

Radek: Kompletnie zwariowałeś tam beze mnie. Naprawdę ci się podoba? 

 

Rafał: Chyba tak. 

 

Radek: Jpd, stary. Ale powiedz mu, że jeśli cię obrazi, to ja mu wyrwę jaja. 

 

Rafał: Nie chciałbym zaczynać relacji od gróźb. 

 

Radek: Nie gróźb, tylko ostrzeżenia. 

No dobra, jeśli cię tak pojebało, to mogę ci tylko życzyć, żebyś świetnie spędził czas. 

A ja idę spać. Rano czekam na raport, że zachowywał się grzecznie. 

 

*** 

 

Karol stał obok pizzerii, trzymając ręce w kieszeniach jeansów i kopiąc kamyki pod nogami. Na jego widok Rafał poczuł drobną ulgę, chociaż parę minut wcześniej dostał od niego SMS-a, że już jest na miejscu i czeka.

 

— Cześć — Karol zobaczył go i nieśmiało się uśmiechnął. 

 

Rafał odpowiedział tym samym. 

 

— Cześć.  

 

Przez chwilę patrzyli na siebie i Rafał uświadomił sobie, że mimo iż to ich czwarte spotkanie, po raz pierwszy widzi Karola przy świetle dnia i może naprawdę mu się przyjrzeć. W kolorowym oświetleniu koncertów nie zauważył wcześniej, jak piękne miał niebieskie oczy. Teraz patrzyły na niego uważnie, a Rafał czuł ciepło gdzieś między płucami a żołądkiem.

 

W końcu Karol skinął głową w stronę pizzerii.

 

— To idziemy? Nie mogę się doczekać, żeby spojrzeć na ciebie z wyższością, bo lubisz oliwki.

 

Rafał poszedł za nim, kontynuując rozmowę.  

 

— Czy ty masz w ogóle prawo się odzywać w tej sprawie, skoro sam jesz pizzę z ananasem?

 

— Uważam, że hejt na pizzę z ananasem jest narzucony przez masonów i lobby innych rodzajów pizzy.

 

— No tak, to słynne lobby pepperoni.

 

W środku pachniało pieczeniem i przyprawami tak kusząco, że aż ślinka im ciekła. Usiedli przy wolnym stoliku naprzeciw siebie, a kelnerka podała im karty. Nie zastanawiali się długo — dla Rafała z oliwkami, dla Karola bez. Po złożeniu zamówienia, póki czekali na jedzenie, między nimi zapadła lekka cisza. Rafał, z przyzwyczajenia przygryzając dolną wargę, próbował znaleźć temat do rozmowy, ale Karol go uprzedził.

 

— Gdybyś mógł mieć jakąś supermoc, co by to było? — zapytał jednym tchem.

 

— Co to za pytanie? — Rafał parsknął śmiechem. Kąciki ust Karola też drgnęły w górę, a jego policzki lekko się zaróżowiły.

 

— Skoro wolisz oryginalne pytania, musiałem coś wymyślić zamiast zwykłego „czym się interesujesz?”.

 

— Wow, przygotowałeś się do randki? To imponujące. — Rafał oparł brodę na dłoni, przyglądając mu się z uśmiechem. — A co do pytania, to chyba superszybkość.

 

— Dlaczego?

 

— Bo mógłbym szybko czytać książki, po kilka dziennie, i uczyć się języków obcych. No i łatwiej byłoby podróżować — oszczędność na transporcie, a przy tym ekologicznie. Taki poranny bieg do Rzymu i z powrotem. A ty?

 

— W sumie niezłe, tylko musiałbyś dużo jeść, żeby nadrobić kalorie. Ja wolałbym klasyczną teleportację. Albo możliwość zarządzania czasem. Mógłbym podróżować po historycznych epokach.

 

— Łatwo byłoby ci zrobić karierę historyka, gdybyś miał wywiad z Piłsudskim z pierwszej ręki.

 

— Owszem — Karol się uśmiechnął.

 

Rozmowa potoczyła się dalej — o książkach, muzyce, ulubionych filmach i postaciach fikcyjnych. Niezręczność zniknęła. Płynnie przechodzili od tematu do tematu, żartując i śmiejąc się z siebie nawzajem. Aż w końcu ich pizza trafiła na stół. Wtedy milczeli, zajęci jedzeniem, ale cisza między nimi była już swobodna i spokojna. Wymieniali spojrzenia i uśmiechy, a Rafał był pewien, że wygląda teraz jak zakochany nastolatek.

 

Choć nie był bardzo głodny, szybko zjadł swoją porcję. Otarł usta serwetką i zauważył, że Karol patrzy na niego z lekkim zdziwieniem — sam zjadł dopiero jeden kawałek.

 

— Tak ci się spieszy, żeby szybciej zakończyć randkę, że nawet nie przeżułeś? — zapytał żartobliwie, ale Rafał wyczuł w jego głosie nutę niepokoju.

 

— Po prostu zawsze tak jem — wzruszył ramionami, starając się go uspokoić.

 

— Chcesz coś na deser?

 

— Chyba nie teraz — Rafał puścił mu oko, z satysfakcją obserwując, jak policzki Karola znów się rumienią, a ten szybko wkłada do ust kolejny kęs, nie podnosząc wzroku.

 

Rafał zaczął mówić o swoich studiach i zbliżającej się sesji, a Karol słuchał go uważnie, żując pizzę i kiwając głową. Czasem zadawał pytania, czasem dorzucał coś od siebie. Gdy kelnerka przyniosła rachunek, Karol natychmiast po niego sięgnął, nie dając Rafałowi szansy zaprotestować.

 

— To ja cię zaprosiłem, prawda? — uniósł brew, ale nie czekał na odpowiedź.

 

Rafał w myślach odnotował, że następnym razem on płaci, ale nie powiedział tego głośno. W końcu randka jeszcze trwała.

 

— Pospacerujemy trochę? Pogoda dziś jest świetna — zaproponował, widząc, że Karol lekko się zawahał, zanim wstał od stołu. Ale gdy tylko Rafał to powiedział, Karol odetchnął z ulgą i uśmiechnął się szerzej.

 

— Jasne.

 

Po wyjściu z lokalu wskazał kierunek parku.

 

— Pójdziemy tam, a potem może nad Wisłę? — zaproponował. Rafał przytaknął.

 

Pogoda naprawdę była piękna. Majowe słońce powoli zniżało się ku horyzontowi, ale wciąż ogrzewało miasto ciepłym światłem. Powietrze pachniało kwitnącymi drzewami i świeżą zielenią. Warszawskie ulice i aleje pełne były ludzi, którzy korzystali z niedzielnego wieczoru.

 

Szli obok siebie, ale nie na tyle blisko, by ich dłonie się zetknęły przypadkiem. Rafał chciał skrócić ten dystans. Musnąć palcami dłoń Karola, zapytać w milczeniu, czy może ją wziąć.

 

Zanim jednak zebrał się na odwagę, Karol zatrzymał się obok jednej z ławek i potarł kark w niezręcznym geście.

 

— Muszę coś załatwić. Poczekasz pięć minut?

 

— Em, okej — odpowiedział niepewnie Rafał, ale zanim zdążył dopytać, Karol już zniknął w tłumie.

 

Usiadł na ławce, analizując w głowie każde swoje słowo. Czy powiedział coś, co mogło sprawić, że Karol po prostu uciekł z randki? Bo tak właśnie to wyglądało w jego zmartwionej głowie — że będzie musiał czekać dłużej, niż pięć minut, by Karol się wrócił. Ale przecież Karol naprawdę mógł mieć coś pilnego do załatwienia. Pewnie przesadzał. Może powinien napisać do Radka, jak zwykle, żeby się wygadać. 

 

Nie było to jednak potrzebne — zgubiony w swoim zamieszaniu Rafał nie zauważył, że Karol już się wrócił. Z bukietem żółtych tulipanów. 

 

—  Chciałem podarować ci kwiaty na początku, ale stchórzyłem w ostatnim momencie  — powiedział cicho, trochę zmieszany.

 

Zahipnotyzowany kwiatami, Rafał podniósł się z ławkę i musiał ugryźć się w wargę, żeby nie uśmiechnąć się jak szalony nie tylko pocieszony własną głupotą, ale i z tego, że Karol właśnie darował mu kwiaty. Poczuł, jak ciepło rozlało mu się po piersi, ale nie byłby sobą, gdyby łatwo się poddał.

 

Skrzyżował ramiona na piersiach i spojrzał na Karola najbardziej skeptycznym spojrzeniem, jakie tylko mógł zimitować w tę chwilę. 

 

— Nie jestem dziewczyną. 

 

Karol zmarszczył brwi, patrząc nie na Rafała, a na bukiet, niby poważnie zastanawiał się nad tymi słowami i swoją odpowiedzią.

 

— Wiem, ale przecież nie tylko dziewczynom można darować kwiaty, prawda? Ale jeśli ci nie podoba się to, to jasne, przepraszam. Zapomnij o tym —  rozejrzał się nerwowo, jakby naprawdę zamierzał znaleźć kosz albo wręczyć tulipany przypadkowej przechodzącej kobiecie. Tu Rafał nie powstrzymał się i w końcu zlitował się nad nim. Roześmiał się, biorąc bukiet. 

 

— Nie-nie, spoko, ja żartowałem — chciałem cię trochę podrażnić. Ale kwiaty naprawdę mi się podobają — z uśmiechem uniósł kwiaty do twarzy i wciągnął ich słodki zapach. — Dziękuję 

 

Karol odetchnął z ulgą, ramiona mu się rozluźniły.

 

— Jesteś okrutny — pokręcił głową i też się uśmiechnął.

 

Chwytając moment, gdy obaj śmiali się swobodnie i znów ruszyli na spacer, Rafał w końcu dotknął dłoni Karola. Ten spojrzał na niego z delikatnym wyrazem w oczach i ujął jego dłoń w swoją. Prosty gest wywołał całą masę motyli w brzuchu Rafała i czuł, jak te motyle łaskoczą go od środka.

 

— A ja mogę ci podarować kwiaty?

 

Spojrzał na Karola i zobaczył, jak ten lekko się zarumienił, po czym kiwnął głową.

 

— Dobra, to oczekuj na następnej randkę. 

 

— Sądzisz, że będzie następna? — zapytał Karol, a kąciki jego ust uniosły się do góry.

 

— Oczywiście. Już jesteś oczarowany moim urokiem — Rafał puścił mu oko i uśmiechnął się zalotnie. Twarz Karola znów oblała się rumieńcem, ale przewrócił oczami z łagodnym uśmiechem.

 

— I zaskoczony twoją pewnością siebie.

 

Kontynuowali spacer, rozmawiając i śmiejąc się; ich ręce nadal były splecione, a czasami ktoś z nich ściskał dłoń drugiego albo głaskał kciukiem jego skórę. Wyszli nad Wisłę i skierowali się wzdłuż rzeki, ciesząc się widokiem zachodu słońca, aż w końcu zmęczeni usiedli na jednej z ławeczek nad brzegiem.

 

— Jak ci się podoba Warszawa? — zapytał Rafał, patrząc na zarysy miejskich budynków. Był ciekawy zdania Karola o tym mieście, które było dla niego domem, ale chciał dowiedzieć się, jak widzieli je ci, którzy nie spędzili tu całego życia.

 

— Najpierw jej nie lubiłem, bo była obca i nieznajoma. W pierwszy rok studiów bardzo tęskniłem za Gdańskiem. Brakowało mi morza i plaży. Teraz oczywiście przyzwyczaiłem się do jej tempa, ale nadal myślę, że po skończeniu studiów wyprowadzę się stąd i wrócę do Gdańska.

 

Z jakiegoś powodu te słowa pozostawiły w Rafału gorycz. Czy dlatego, że ktoś nie kochał Warszawy tak bardzo, jak on, czy dlatego, że Karol nie zamierzał tu zostać?

 

— Masz jeszcze kilka lat. Nie sądzisz, że zmienisz zdanie?

 

— Wszystko może się zdarzyć — wzruszył ramionami i uśmiechnął się do Rafała, przez co ten poczuł, jak jego własne usta układają się w delikatnym uśmiechu.

 

Zanim zdążyli powiedzieć cokolwiek dalej, za nimi rozległ się znajomy głos.

 

— Hej, zobaczcie, kto tu jest, nasz kochany Rafałek! Co ty, obściskiwasz się ze swoim chłopakiem?

 

Rafał skrzywił się na samo brzmienie swojego imienia i odwrócił, by zobaczyć trzech znajomych. Nie najlepszych znajomych, delikatnie mówiąc.

 

Krzysztof, Sławek i Konrad mieli drwiące uśmiechy i wyraz twarzy, jakby zamierzali świetnie się bawić, podchodząc bliżej do niego i Karola. Studiowali z Rafałem ten sam kierunek w tym samym roku i na początku nawet zaprzyjaźnili się ze sobą, aż w końcu zrozumieli, że Rafał jest gejem, a on sam — że ich poglądy bardzo różnią się od jego w wielu kwestiach.

 

— Daj spokój, Krzysztof — Rafał miał nadzieję, że po prostu sobie pójdą, ale nie miał takiego szczęścia.

 

— A co tak niegrzeczne? Chyba wstydzisz się siebie? Przecież powinieneś — Konrad splunął na ziemię, na co Rafał przewrócił oczami z irytacji i obrzydzenia.

 

— Wstydzę się, że was w ogóle znam.

 

Wydawało się, że te słowa były im obojętne, jakby w ogóle ich nie usłyszeli, jednak Sławek uśmiechnął się obrzydliwie i podszedł całkiem blisko, patrząc na tulipany leżące obok Rafała.

 

— Wow, jakie kwiatki masz, twój pedalski boyfriend podarował ci, co?

 

Wyciągnął rękę, jakby chciał wziąć bukiet, ale nagle Karol poderwał się z miejsca, stając między Rafałem a nim. Był znacznie wyższy od Sławka, a z wyprostowanymi ramionami wyglądał jeszcze większy i silniejszy. Wcześniej Rafał nie zauważył, jak wysportowaną sylwetkę ma Karol, chociaż wiedział, że zajmuje się boksem i regularnie ćwiczy. Sławek cofnął się o krok. Karol ścisnął pięści, patrząc mu prosto w oczy.

 

— Jego pedalski boyfriend może złamać ci rękę, jeśli nie odpuścisz. — Jego głos był niski i głęboki, co sprawiło, że Rafał poczuł mrowienie w ciele, choć nie ze strachu.

 

Sławek już nie uśmiechał się tak pewnie; jego oczy były szeroko otwarte ze zdziwieniem, a może i nutą lęku. Spojrzał szybko na swoich przyjaciół za plecami, a potem znów na Karola.

 

— Spoko, kolego. To był tylko żart. My już idziemy.

 

Trzej chłopcy, zbladli i w złym nastroju, odeszli. Rafał patrzył na Karola z nieukrywanym zaskoczeniem, kiedy ten znów usiadł obok niego, ale jednocześnie czuł wdzięczność i coś bardzo podobnego do czułości. Karol natomiast skulony podniósł na Rafała wzrok pełen zawstydzenia.

 

— Przepraszam, nie powinienem był reagować tak agresywnie. Ty dałbyś sobie z nimi sam radę. Po prostu wkurwili mnie, bo zaczepiali cię, a czasami tacy ludzie rozumieją tylko język siły. Ale przysięgam ci, nie jestem wariatem ani nic z tych rzeczy. Proszę, nie myśl tak o mnie — ostatnie zdanie wypowiedział niemal błagalnym tonem, co sprawiło, że serce Rafała całkowicie się stopiło.

 

— Karol — zaczął powoli — ja bardzo chciałbym cię teraz pocałować.

 

Przez sekundę Karol patrzył na niego, a potem zamiast słów kiwnął głową, na co Rafał uśmiechnął się i zbliżył do niego.

 

Ich usta spotkały się w czułym, ostrożnym pocałunku, jakby obaj się bali. Rafał nie chciał przesadzać, wiedząc, że dla Karola to było nowe — randka, pocałunek z facetem — chociaż radził sobie w tym dobrze. I choć był pewien, że Karol obawiał się zepsuć coś ważnego — co było widoczne w całym ich wspólnie spędzonym dziś czasie — jego nieśmiałe uśmiechy, niezdecydowane ruchy, ale wciąż pełne entuzjazmu i pragnienia, wciąż błyszczały w niebieskich oczach.

 

Gdy Rafał odsunął się, by spojrzeć na Karola i zobaczyć jego reakcję, ten mrugnął oczami, ale niemal natychmiast znów je zamknął:

 

— Jeszcze — wymówił cicho, prawie kapryśnie.

 

Rafał nie miał zamiaru mu odmówić, więc delikatnie wziął twarz Karola w swoje dłonie i przyciągnął go do kolejnego pocałunku, czując, jak Karol obejmuje go w talii. Pomimo że wieczorne powietrze stawało się coraz zimniejsze, ich ciała przyciśnięte do siebie ogrzewały się nawzajem. Rafał czuł na policzku ciepły oddech Karola i jego ciepłe dłonie przez t-shirt. Miał wrażenie, że mógłby siedzieć tu, na ławce nad Wisłą, w ramionach Karola, przez cały wieczór, całą noc i znacznie dłużej.

 

W końcu oderwali się od siebie, by złapać oddech. W tle słychać było głosy i śmiech ludzi spacerujących wzdłuż nabrzeża. W niebieskich oczach Karola odbijało się miasto wraz z czułością i tkliwością. W jego oczach Rafał zobaczył to, co sam czuł.