Actions

Work Header

Rating:
Archive Warning:
Category:
Fandom:
Relationship:
Characters:
Additional Tags:
Language:
Polski
Series:
Part 2 of Czerwona flaga [KageHina]
Stats:
Published:
2025-10-17
Words:
2,916
Chapters:
1/1
Kudos:
1
Hits:
34

TK22 z serduszkiem

Summary:

Po zakończeniu sezonu F1 2024 i gali FIA, Tobio i Shouyou wracają do Japonii już jako para. Czeka ich spotkanie z rodziną Hinaty oraz… pewien mały sekret, który Kageyama wkrótce odkryje.

Work Text:

Śnieg skrzypiał cicho pod butami, a powietrze pachniało sosną i zimą. Z dachów spływały cienkie sople w blasku latarni połyskujące jak szkło. Wieczorne Sendai było spokojne, gdzie ulice ucichły i domy świeciły ciepłym światłem.

Kageyama poprawił bukiet lilii w dłoni — kremowe, delikatne, o zapachu czystości i spokoju. Ich płatki drżały od chłodu, kiedy przesunął po nich kciukiem. Przeniósł torbę na drugie ramię i przez chwilę patrzył na drzwi przed sobą — zwyczajny japoński dom o jasnych ścianach i z ogródkiem przykrytym cienką warstwą śniegu.

Czuł się niemal tak, jak przed startem, a napięcie i adrenalina nie opuszczały go, choć tym razem nie czekał na światła. Nie stresował się torem, kamerą ani tłumem.

Tym razem stres wywoływała matka Hinaty.

— Wchodzimy? — spytał, odwracając się do chłopaka stojącego obok w siwym płaszczu.

Shouyou uniósł kącik ust z tym swoim charakterystycznym uśmiechem, który potrafił rozbroić każdy stres. Wiatr poruszył rude włosy, a w oczach mignął blask rozbawienia.

— Jeśli się boisz, możesz jeszcze uciec — powiedział po japońsku z wyraźnym akcentem, który od dawna był mieszanką języków.

— Wtedy twoja mama mnie znienawidzi.

— Nie znienawidzi. Jest zbyt miła, żeby kogokolwiek nienawidzić — oznajmił z humorem, unosząc dłoń, by zapukać.

Nie zdążył. Drzwi otworzyły się od razu.

W progu stanęła Hinata-san — elegancka, drobna oraz z tym samym miękkim spojrzeniem, które Shouyou odziedziczył po niej, jak i z delikatną melancholią w oczach. Włosy miała związane niedbale, a na szyi cienki łańcuszek błysnął w świetle lampy.

— Witaj, Tobio — uśmiechnęła się szeroko, a w jej głosie brzmiała szczera radość.

— To dla mnie zaszczyt, Hinata-san— odparł, skłaniając się przed kobietą. Podał jej kwiaty. — Mam nadzieję, że się spodobają.

— Oh, nie musiałeś — zachichotała, gdy zerknęła na syna. — Założę się, że Shou pomógł w wyborze?

Młodszy chłopak wywrócił oczami, a Tobio podniósł kąciki ust do góry, czując, jak napięcie zaczyna powoli opadać.

W trójkę przeszli do przedpokoju. Powietrze pachniało ryżem, imbirem oraz sosami unoszących się z kuchni. Pani Hinata odłożyła bukiet na komodę, po czym bez chwili wahania podeszła ponownie do kierowcy Red bulla, zanim objęła go ramionami, jakby był jej syn.

Kageyama zamarł zaskoczony, czując jej ciepło i miękkość perfum, które pachniały domem. Po chwili odwzajemnił gest nieporadnie, ale z serca.

— Powinienem być zazdrosny? — rzucił Shouyou z przekąsem, a przy tym przyglądał się im się z lekkim chichotem.

— Słońce, nie każdego dnia spotyka się przyszłego zięcia — skwitowała, odwracając się do syna. Jej spojrzenie złagodniało, gdy go objęła. — Widzę, że rozkwitasz przy Tobio. To dobrze. Chodźcie, Natsu nie może się was doczekać.

I jak na zawołanie, za ich plecami rozległ się dźwięk biegnących kroków. Z pokoju wybiegła dziewczynka z włosami związanymi w dwa kucyki, w bladoróżowym swetrze.

— Onii-chan! — zawołała, zanim rzuciła się bratu w ramiona. — Wróciłeś!

— Natsu-chan! —  odpowiedział, podnosząc ją z ziemi. — Urosłaś znowu.

Dziewczynka roześmiała się szeroko, po czym spojrzała na stojącego obok Kageyame. Jej oczy rozszerzyły się z zachwytem. Mimo że zdążyła już poznać mężczyznę, nadal nie mogła uwierzyć, że ten zaczął się z umawiać z jej starszym bratem.

— To Tobio-nii?!

— ...Tobio-nii? — powtórzył Kageyama zaskoczony, a Hinata aż się zgiął ze śmiechu.

— Wygląda na to, że masz nową fankę — skomentował Shouyou.

— Chodźcie już do jadalni, zanim wszystko wystygnie — zawołała kobieta. 

Dom pachniał zieloną herbatą i świeżo ugotowanym ryżem, a po tatami rozchodziło się miękkie światło lampionów. W tle cicho brzęczało radio, w którym ktoś nucił starą zimową balladę.

Kolacja była prosta, domowa i pełna rozmów. Matka Hinaty dopytywała o wyścigi, o Europę, o to, czy dobrze jedzą, a Natsu przez większość czasu siedziała naprzeciw Tobio, wpatrując się w niego z zadowoleniem oraz zadając milion pytań o bolidy, jak i o ich związek. Kageyama odpowiadał nieśmiało, ale z każdą kolejną dyskusją rozluźniał się coraz bardziej.

Śmiali się, a czas płynął powoli — nic poza tym domem nie istniało. Ciepło, które biło z tego miejsca, miało w sobie coś, czego Kageyama dawno nie czuł, czyli bezpieczeństwo oraz spokój..

Kiedy wieczór dobiegał końca, kobieta oparła dłonie na biodrach, a w oczach błyszczała łobuzerska nuta.

— No dobrze. Nie mamy pokoju gościnnego, ale jeśli Tobio-kun chce, może spać na kanapie w salonie — zaczęła uprzejmie, a potem dodała: — Choć mam wrażenie, że i tak wolałby z Shouyou w jednym łóżku.

— Mamo! — jęknął Hinata natychmiast, czerwieniąc się po uszy. — Nie musisz być taka bezpośrednia!

— Nie rozumiem? — zapytała z udawaną niewinnością. — Chcę tylko, żebyście się dobrze wyspali. No i... wiem, że tatami może trzeszczeć bardziej niż zwykle, ale nie martwcie się, mam głęboki sen. Niczego nie usłyszę. — Mrugnęła porozumiewawczo w ich stronę.

Kageyama zakasłał tak gwałtownie, że aż sięgnął po herbatę, a Hinata zasłonił twarz dłonią, mamrocząc coś po angielsku pod nosem. Chyba o tym, że chciałby umrzeć.

— Hinata-san, ja... — zaczął Tobio, ale nie dokończył, bo kobieta machnęła ręką z uśmiechem.

— Wiem, wiem. — Zachichotała. — Wiem, że jesteście ostrożni. Ale i tak zaparzę wam herbatę z imbirem. Na wypadek... długiej nocy.

— Mamo! — wydarł się Shouyou, a Natsu się zaśmiała przy stole, nie rozumiejąc, ale czując, że to coś dorosłego.

Kobieta odwróciła się zadowolona i ruszyła do kuchni, a między Tobio i Shouyou zapadło to klasyczne, milczące porozumienie: „Jeśli przeżyliśmy to, przeżyjemy już wszystko."

***

Pokój Shouyou pachniał kurzem, papierem i dawnymi wspomnieniami. Ściany były ozdobione plakatami Ferrari, a na półkach tkwiły modele bolidów, stare puchary oraz wyblakłe bilety z wyścigów. Na biurku leżała lampka z zakurzoną żarówką, kiedy w powietrzu unosiła sie woń przeszłości.

Tobio zatrzymał się w drzwiach, wzrokiem powoli śledząc każdy szczegół.

— To świątynia Ferrari — mruknął. — Powinienem złożyć ofiarę z mojej czapki?

— Bardzo śmieszne — rzucił Hinata, a przy tym odłożył torbę na łóżko. — Miałem wtedy piętnaście lat.

Kageyama przeszedł kilka kroków dalej i przesunął ręką po krawędzi biurka. Zatrzymał się przy półce, gdzie stała ramka z fotografią.

Na zdjęciu — młody Shouyou, jeszcze dziecko, uśmiechnięty od ucha do ucha, i on sam z ręką położoną na jego ramieniu w czapce z logo Red Bulla.

— To Barcelona? — spytał. — Nie wiedziałem, że się poznaliśmy wcześniej.

— Miałem czternaście lat. Przyszedłeś do naszej akademii kartingowej i powiedziałeś, że trzymasz za mnie kciuki.

— Powiedziałem tak każdemu dziecku.

— Ale dla mnie to było wszystko — odparł, nie podnosząc wzroku, a potem uciekł do łazienki.

Drzwi zamknęły się cicho, a Tobio został sam.

W jego oczach błysnęło coś między rozbawieniem a czułością, gdy zauważył pudełko pod biurkiem. Czerwony karton z drobnym napisem „TK22" i maleńkim serduszkiem obok. Zgiął się, uniósł go i przez chwilę po prostu patrzył, zanim ostrożnie uniósł wieczko.

W środku znalazł wycinki z gazet, zdjęcia, wydruki z internetu, kilka plakatów i czapka Toro Rosso z wyblakłym numerem „#22". Czuł, jak przez jego ciało przechodzi fala zaskoczenia, ale też coś miękkiego oraz intymnego — rodzaj wzruszenia.

— Shou... — szepnął z niedowierzaniem, kiedy usłyszał kroki zbliżające się do pokoju. — To twój fanbox?

W drzwiach stanął jego chłopak z ręcznikiem na szyi i włosami wilgotnymi. Miał na sobie, tak jak zawsze, skradzioną koszulkę od Tobio. Przez sekundę wyglądał w szoku, jakby został złapany na gorącym uczynku.

— To tylko pamiątki — powiedział, drapiąc się po karku.

— Pamiątki? Tu są moje zdjęcia, artykuły, czapka z pierwszego sezonu. To nie pamiątki, to archiwum. — Przekrzywił poważnie głowę. — Czekaj... czy ty prowadziłeś fanpage jako „Kageyama_lover_11"?

Hinata zesztywniał, a czerwień wstydu rozlała się po szyi.

— Skąd wiesz o... nie! To nie ja!

— Brzmi jak ktoś, kto tłumaczy się zbyt szybko.

— Bo to nie ja!

— Jasne. W sumie lubiłem twoje edity. — Wzruszył ramionami, wyciągając czapkę z pudełka.

— Tobio! — Złapał go za rękę, a przy tym chciał odebrać obiekt, ale tamten tylko się odsunął rozbawiony i przeglądał dalej skarby.

— Kurwa, ty byłeś moim fanboyem.

Shouyou zamarł, zanim spłonął rumieńcem.

— To obrzydliwe? — spytał cicho.

— Nie. To urocze — odparł łagodnie Kageyama. — Ale przyznaj się. To była zwykła fascynacja, czy coś więcej?

Hinata zamilkł. Ramiona miał lekko uniesione z wzrokiem wbitym na ramce. Przesunął po niej kciukiem i wyglądało, że szukał odwagi.

— Na początku cię podziwiałem. Chciałem być jak ty, ale z czasem zrozumiałem, że to coś więcej. Miałem piętnaście lat, kiedy dotarło do mnie, że to nie tylko podziw.

Mężczyzna uniósł brew, ale w jego oczach błysnęło ciepło.

— Czyli waliłeś konia do moich zdjęć?

— Kaaags... — jęknął, zakrywając twarz.

— No co? To uczciwe pytanie.

— Czasem naprawdę nie wiesz, kiedy przestać — prychnął Shouyou.

— Czyli tak.

— Przestań, błagam — rzucił zrezygnowany, po czym sięgnął po poduszkę i cisnął nią w niego.

Śmiech Tobio wypełnił pokój, niski i szczery. Potem wszystko ucichło. Zostało tylko ich oddechy oraz to dziwne gęste ciepło, które wypełniło przestrzeń między nimi.

Kageyama odstawił pudełko na biurko, zanim przysiadł obok swojego partnera.

— Więc co było potem? — zapytał, kładąc dłoń na jego kolanie.

— Nic. Przez lata próbowałem to zignorować. Myślałem, że minie, że to zwykła faza, ale potem trafiłem do F1 i wszystko wróciło. Wtedy już wiedziałem, że nie przejdzie. — Zawahał się. — I tak, próbowałem trochę flirtować, ale nie wiedziałem, jak zareagujesz. Sprawiałeś wrażenie niedostępnego, a ja... nie chciałem tego zepsuć.

— Myślałeś, że jestem hetero? — kontynuował, a przy tym wędrował ręką po przedramieniu Hinaty.

— Niezupełnie. Widziałem, jak byłeś z Ethanem. To nie wyglądało na czystą przyjaźń, ale mimo wszystko nie wierzyłem, że mnie zauważysz... Że to w ogóle może się wydarzyć.

Tobio nie odpowiedział od razu. Patrzył na Hinate za długo z tą uważnością, która miała w sobie coś rozbrajającego. Potem przesunął palcami po jego karku, aż dotarł do szczęki.

— Zauważyłem. Tylko trochę późno — rzucił szeptem, zamykając między nimi przestrzeń.

Pocałunek był miękki, ale zarazem pewny. W ciszy rozchodził się jedynie ich oddechy, cięższe niż wcześniej. Dotyk wywołał u nich subtelnie drżenie — spokój, ulga, dawne wspomnienia i coś, co nie potrzebowało słów. Szybko odnaleźli rytm, który znali od dawna.

Shouyou po chwili odsunął się z uśmiechem.

— Nie mogę uwierzyć, że znalazłeś to pudełko.

— To najlepsze, co znalazłem w tym domu, może... poza tobą. Ten fanbox ukryję między swoimi pucharami.

Boke...

— Co? To jest ładna pamiątka.

— Przysięgam, że cię uduszę.

— Będę ryzykował.

Następnie Kageyama zgasił lampę i pociągnął partnera do siebie. Pokój pachniał kurzem oraz herbatą otulającą ich coraz silniejszą więź.

— Nigdy bym nie pomyślał — szepnął Tobio, muskając włosy Shouyou — że mój największy fan zostanie miłością mojego życia.

— Zawsze celowałem wysoko — odpowiedział, a drugi zaśmiał się cicho, zanim przytulił go mocniej.

***

Rano kuchnia pachniała soją, ryżem i świeżym tamago. Z kuchenki unosiła się para, a przez półprzezroczyste szyby wpadało blade światło, rozlewając się po blacie i połyskujących miseczkach. Na stole stały już onigiri, zupa miso i mandarynki w wiklinowym koszu.

Natsu siedziała przy stole, wciąż zaspana, z policzkami zaróżowionymi od ciepła. W dłoniach trzymała pałeczki, ale bardziej bawiła się ryżem, niż go jadła.

Kiedy Tobio i Shouyou zeszli po schodach, matka Hinaty podniosła wzrok znad ekspresu. Jej oczy mówiły wszystko, zanim padły jakiekolwiek słowa.

— Wyglądacie na zmęczonych — zauważyła.

— Długa noc — rzucił Tobio niewinnie, a przy tym wsunął dłoń do kieszeni. W jego głosie pobrzmiewało coś niebezpiecznie zadowolonego.

— Domyślam się — odparła niewinnie. — Mam nadzieje, że wywietrzyliście pokój. I przed wyjazdem proszę o zmianie pościeli.

— Mamo! — Shouyou niemal się zakrztusił, a Natsu spojrzała na nich szeroko otwartymi oczami.

Matka Hinaty pokręciła głową, ale jej oczy błyszczały rozbawieniem. Postawiła przed nimi miskę z zupą miso i nalała herbaty.

— W czym znowu masz problem? — zapytała. — Po prostu cieszę się, że wreszcie mogę zobaczyć mojego syna szczęśliwego — dodała spokojnie, jakby stwierdzała prosty fakt, po czym złożyła miękki pocałunek na rudych włosach chłopaka.

Słowa zawisły między nimi naturalnie. Shouyou uniósł wzrok na Tobio. Nie musieli nic mówić. Jeden uśmiech wystarczył, by wiedzieli, że miała rację.

***

Silnik cicho mruczał, gdy zjeżdżali w dół wąską drogą prowadzącą z Sendai. Grudniowy śnieg topniał na poboczach, tworząc drobne strużki wody, a niebo przybierało mleczny odcień poranka. Miasto za nimi rozmywało się w bladym świetle, a pola ryżowe ciągnęły się aż po linię gór.

W aucie panował spokój.

Shouyou siedział bokiem z głową opartą o szybę. Jego dłoń luźno ułożona na podłokietniku przesuwała się w stronę Tobio, szukając ciepła. Kageyama prowadził jedną ręką. Druga, swobodnie oparta między siedzeniami, czasem muskała palce partnera. Nie szukali kontaktu, ale i go nie unikali — naturalne przyciąganie, które działo się mimo woli.

— Twoja mama jest cudowna — odezwał się Tobio — i trochę mnie przestraszyła.

Shouyou uniósł kącik ust, nie otwierając oczu. Z twarzy nie znikał ten błogi uśmiech, który rzadko kiedy widywał w lustrze.

— Tylko trochę? Uznałbym to za sukces.

— Szczerze? — Kageyama parsknął pod nosem. — Po tym, jak przytuliła mnie w drzwiach, byłem gotów przysiąc jej wierność rodzinie Hinata do końca życia.

Rudowłosy otworzył jedno oko, posyłając mu spojrzenie spod rzęs.

— No tak, zdobyła cię szybciej niż ja.

— Wcale nie — odparł od razu, a w jego głosie zabrzmiała nuta ciepła. — Ty miałeś trochę trudniejszą strategię.

— O, tak?

— Nie od razu powiedziałeś, że prowadzisz mój fanpage.

Młodszy chłopak odwrócił się gwałtownie. Brązowe oczy w świetle mijanych latarni wyglądały groźniej, niż w rzeczywistości było.

— Jeszcze raz to powiesz, a wjadę w tył twojego bolidu na pierwszym lepszym grand prix.

— Aż tak się wstydzisz? — rzucił z udawaną niewinnością, a przy tym zerkał na niego kątem oka. — Myślę, że to urocze.

— Urocze?! — odetchnął ciężko, przeciągając słowa. — Widziałeś, co tam było? To nie był fanbox, tylko archiwum wstydu.

Tobio szczerze się roześmiał.

— Nie przesadzaj. Byłem całkiem przystojny na tych zdjęciach.

— Nie w tym rzecz — mruknął Hinata, odwracając się z powrotem do szyby. — Chodzi o to, że to wszystko przypomina mi, jak bardzo byłem wtedy głupi. Myślałem, że jak powiesz mi dwa słowa na kartingu, to coś znaczy.

Kageyama odetchnął i ważył słowa.

— Zawsze coś znaczyło — przerwał spokojnie. — Nawet jeśli nie pamiętałem.

Shouyou ucichł. Słychać było tylko jednostajny szum silnika i odległy dźwięk fal. Patrzył przez chwilę na ciemne polany po drugiej stronie szyby oraz na rozmyte refleksy światła wybijające się zza chmur.

— Czasem mam wrażenie, że to wszystko nie jest prawdziwe — powiedział. — Że zaraz się obudzę i znów będę tym trzynastoletnim dzieciakiem z São Paulo, który śledził twoje wyścigi w nocy z laptopem na kolanach.

— São Paulo? — powtórzył z zamyśleniem Tobio. — Wspominałeś, że mieszkałeś w Brazylii i potem w Hiszpanii, a teraz... no, wprowadzasz się do Monako, ale nigdy nie mówiłeś, dlaczego nie zostałeś w Japonii.

— Myślałem, że przeczytałeś wszystkie moje wywiady i biografie — zażartował Hinata, odpychając od siebie nieprzyjemne wspomnienia. 

Kageyama prychnął cicho. Wyciągnął rękę i położył ją na kolanie partnera. Ciepło ich skóry spotkało się pośrodku w tym krótkim geście, który mówił więcej niż wszystkie słowa wypowiedziane tej nocy.

— W samochodzie mamy jednego fanboya, nie dwóch — zaśmiał się ciepło Tobio, a przy tym próbował rozładować napięcie.

Hinata uniósł kąciki ust, zanim chwycił jego dłoń i zaczął bawić się palcami. W brązowych oczach pojawiła się delikatna melancholia

— Moi rodzice rozwiedli się, kiedy byłem dzieckiem. Zaczynałem wtedy zdobywać pierwsze miejsca w kartingu, więc ojciec postanowił się na tym skupić. Wkrótce dostał pracę w Brazylii i uznali z mamą, że tam będę miał większe szanse. — Zawahał się. — Myślałem, że to będzie przygoda. Że wszystko będzie lepsze. Ale to dziwne uczucie, kiedy masz dziesięć lat i nagle wszystko, co znałeś, zostaje po drugiej stronie świata.

— Trudno było? — zapytał cicho Tobio.

— Na początku tak. Inny język, inna kultura, wszystko obce. — Hinata uśmiechnął się lekko. — Chociaż... ich tańce polubiłem.

— Wcale mnie to nie dziwi — mruknął Kageyama, odwracając wzrok. — Też mi się podobają, ale tylko twoje.

— Zapomniałeś wspomnieć, że chodzi o te, które robię w łóżku. — rzucił Shouyou z błyskiem w oku.

Na policzkach Tobio pojawił się rumieniec, a Hinata zachichotał, po czym zwrócił się z powrotem do szyby.

— I co dalej? Po Brazylii? — zagadnął Kageyama, a przy tym próbował powrócić do wcześniejszego tematu.

— No była Hiszpania. Akademia, wyścigi, życie w walizkach. Było ciężko, ale wiedziałem, po co to robię. Mimo wszystko... czasem brakowało mi zapachu ryżu w domu mamy.

W aucie zapadła cisza, którą wypełniał tylko szum opon na mokrym asfalcie.

— Żałujesz, że wyjechałeś? — zapytał w końcu Tobio.

Hinata pokręcił głową. 

— Nie. Wyścigi były dla mnie wszystkim. Wiedziałem, jaki mam cel. Ale... czasem żałuję, że nie mogłem być bliżej mamy i Natsu, kiedy ich najbardziej potrzebowałem.

— Zawsze mogłeś wrócić — dodał Kageyama.

— Wiem — odparł łagodnie. — Ale wtedy też marzyłem jeździć na jednym torze z moim idolem. — Zniżył głos zawstydzony. — Musiałem odnieść sukces, aby cię poznać...

Ich spojrzenia spotkały się na dłużej. Nikt się nie uśmiechał, ale w ciszy między nimi było coś kojącego, coś, co nie wymagało tłumaczeń.

— Nie żałuję niczego, co się wydarzyło — zaczął łagodnie Kageyama. — Irytowałeś mnie na początku, ale... cieszę się, że cię pokochałem. Jesteś najlepszym, co mnie spotkało, nawet jeśli na początku byłem tylko „twoim idolem".

— Tobio... 

— I nie żałuj tego pudełka — dodał tonem miękkim jak szept. — Bo to dzięki niemu wiem, że mnie naprawdę widziałeś, zanim ja nauczyłem się widzieć ciebie.

Hinata milczał chwilę, po czym odwrócił się z powrotem w stronę drogi. Na jego twarzy pojawił się cień szczerości, ten ledwo zauważalny.

— Nadal uważam, że powinieneś podzielić się swoim kontem „Kageyama_lover_11".

— Nigdy w życiu — odparł natychmiastowo chłopak.

— Przysięgam, że któregoś dnia znajdę twoje stare konto i będą na nim fanfiki.

— Myślisz, że pisałem fanfiki?

— Po tym, jak reagujesz na dramat w serialach, jestem tego pewien.

— Kłamiesz.

Kageyama rzucił mu krótkie spojrzenie i nie wytrzymał — uśmiechnął się szeroko. Światło w kabinie rozlało się po jego policzku, miękko, tak że Hinata mógł zobaczyć, jak jego oczy łagodnieją.

— Wiesz, Shou, nie wiem, jakim cudem udaje ci się sprawiać, że codziennie coraz bardziej się w tobie zakochuję.

— To talent, Kags.

— Mój ulubiony.

Samochód wtoczył się na drogę prowadzącą w stronę Tokio. Sendai zostało za nimi — z zapachem ryżu, śmiechem Natsu i czerwonym pudełkiem z serduszkiem, które wciąż leżało pod biurkiem w pokoju pełnym wspomnień.

Shouyou odwrócił głowę, obserwując profil mężczyzny za kierownicą. W niebieskich oczach odbijały się światła drogi, a na twarzy malował się spokój, jakiego nie widywał na torze.

— Gdybym wtedy w akademii usłyszał, że mnie w sobie rozkochasz, to nie uwierzyłbym — odezwał się Tobio po dłuższej chwili.

— A teraz?

— Teraz wierzę we wszystko, co mówisz.

Kageyama wyciągnął dłoń i splótł ich palce. W tym momencie po raz pierwszy od dawna żaden z nich nie czuł potrzeby przyspieszać.

Series this work belongs to: