Actions

Work Header

Rating:
Archive Warning:
Category:
Fandoms:
Relationships:
Characters:
Additional Tags:
Language:
Polski
Series:
Part 1 of Otoczeni ciemnością.
Stats:
Published:
2022-11-06
Completed:
2023-04-10
Words:
284,421
Chapters:
25/25
Comments:
48
Kudos:
338
Bookmarks:
74
Hits:
14,250

Nie boje się ciemności, to ona boi się mnie.

Summary:

Historia Sung Jin-Woo, jego relacji z rodziną, przyjaciółmi i pewnym inspektorem Wydziału Nadzoru Koreańskiego Stowarzyszenia Łowców.
Znaczne zmiany w kanonie po rozdziale 10!

Chapter 1: Prolog

Chapter Text

Droga na szczyt jest długa i trudna.

Często też samotna.

I chociaż okrutny początek właśnie takiej mojej drogi był, jak każdy by się spodziewał – samotny.

To po drodze na szczyt spotkałem wiele osób.

Niektórzy z nich próbowali wbić mi nóż w plecy, mniej lub bardziej jawnie.

Jednak wiele z tych osób pozostało ze mną na dłużej.

Moja wielka potęga wcale nie stała się powodem mojej samotności i odsunięcia się od świata, chociaż tak mogłoby się zdawać.

Teraz na samym końcu tej opowieści mam wokół siebie radosne i pogodne twarze osób mi bliskich.

A zaczynałem całkiem sam. Bez wsparcia. Bez zrozumienia. Bez pomocy.

Ale żeby zrozumieć moje obecne szczęście, musimy cofnąć się do samego początku mojego triumfu.

Do mojego upadku...

 

Ciemność... Boisz się? Ja nie. To ona boi się mnie...

Chapter 2: Rozdział 1

Chapter Text

Siedlisko potworów nazywane jest podziemiem.

Ci którzy polują na potwory nazywani są łowcami.

Najniższą rangę jaką mógł dostać przebudzony była ranga E.

Łowcy rangi E nie różnili się aż tak bardzo od normalnych ludzi. Jako osoby na dnie tej drabiny społecznej łowców nie posiadali wielkiej siły czy dużych umiejętności. Jeden łowca rangi E mógł poradzić sobie z czterema silnymi cywilami.

To był żałosny wynik patrząc na fakt że najsilniejsi łowcy rangi A mogli pokonać całe nieuzbrojone wojsko wyszkolonych do walk wręcz mężczyzn. A legendy wśród łowców, ci mający rangę S mogliby zniszczyć duże miasto. A co dopiero zrobić w starciu z normalnymi ludźmi?

Tak wielka przepaść dzieliła rangę E od tej A czy właśnie S.

Łowcy rangi E byli słabi. Nie zarabiali wiele, byli niezbyt interesującym kogokolwiek marginesem tego społeczeństwa dzielącego się na rangi.

Ale skoro to oznaczało bycie łowcom rangi E. To co oznaczałoby bycie najsłabszym łowcom rangi E?

Oznaczało ni mniej ni więcej bycie pośmiewiskiem nawet pośród tych najsłabszych rankingowców E.

Taką osobą był właśnie Sung Jin-Woo. Pośmiewiskiem, pariasem i wyrzutkiem.

„Najsłabszy Łowca na Świecie" - nie ważne gdzie poszedł, ten przydomek zawsze mu towarzyszył.

Siła Jin-Woo niewiele różniła się od siły przeciętnego człowieka. W walce z ledwością pokonałby jedną normalną osobę, był równie nieodporny na zranienia co zwykły cywil, jego zmysły czy szybkość również nie wybijały się ponad normy przyjęte przez zwykłych ludzi.

Jedynym co go wyróżniało było przyśpieszone gojenie się ran i złamań. Chociaż nawet i ta umiejętność normalna dla wszystkich łowców u niego była tylko nieznacznie lepsza niż u cywila a zdecydowanie gorsza już u przeciętnego łowcy rangi E.

Tkwił od początku zawieszony w samym środku.

Silniejszy niż człowiek, słabszy niż najsłabsza grupa łowców.

Sung Jin-Woo często doznawał podczas rajdów na podziemia różnych kontuzji. Raz poważniejszych drugi raz nie. Ale najczęściej jego rany były poważne, może nie śmiertelne, ale na pewno takie które zwykłego człowieka posłałyby do łóżka szpitalnego na długie tygodnie. 

Praca była niebezpieczna, inni wyśmiewali się z niego, a na domiar złego pensje też były dość żałosne.

Gdyby nie pomoc medyczna zapewniana Łowcom przez Stowarzyszenie Łowców na ich „listę płac", oddałby swoją licencję łowcy, zrezygnował i żyłby swoim życiem jak normalny człowiek.

Niestety, ktoś taki jak Sung Jin-Woo, mający dwadzieścia trzy lata i pozbawiony jakichkolwiek namacalnych umiejętności zawodowych, był zmuszony pozostać łowcom, jeśli chciał zapłacić za szpital swojej matki, który generował wydatki w wysokości milionów won miesięcznie. 

Czy można powiedzieć, że nie miał w tej sprawie wyboru?

Dlaczego, choć nie chciał, po prostu musiał wziąć udział w rajdzie nadzorowanym przez Stowarzyszenie.

Powodów tak naprawdę było wiele.

***

Łowcy działający na tym samym terenie dość dobrze się znali.

Stowarzyszenie zbierało na rajdy niezrzeszonych w gildiach, łowców o niskich rangach po miejscu ich zamieszkania.

Wysyłali im informację o bramach będących w obrębie kilku kilometrów od ich domów.

W taki właśnie sposób Jin-Woo szedł na swój kolejny rajd. Na jego twarzy widniały liczne plastry będące przypomnieniem ostatniego dość smutnego i upokarzającego rajdu.

Nie licząc lekkiego bólu w lewej łopatce to tylko zadrapania na twarzy były jedynymi niezagojonymi ranami z tamtego nieszczęsnego wypadu.

Następny jego rajd był dość niedaleko na placu budowy, który z powodu otwarcia się podziemia na tym terenie został całkowicie sparaliżowany.

Łowcy, którzy przybyli wcześniej, popijali kawę rozdaną przez pracownika Stowarzyszenia i dzielili się serdecznymi pozdrowieniami.

- Hej, Kim! Kopę lat!

- Oh? Baku?! Co ty tutaj robisz?! Myślałem że zrezygnowałeś z bycia łowcom.

- Spodziewam się kolejnego dziecka, więc... sam rozumiesz.

- Co racja to racja. Nigdzie się tak nie dorobisz jak na rajdach. - Pan Kim podrapał się w swoje siwo czarne włosy.

- Swoją drogą, dlaczego mam wrażenie, że Stowarzyszenie coraz rzadziej nas wzywa? Liczba bram zmalała czy coś w tym stylu?

– Gdzie tam! Dzieje się tak tylko dlatego, że Gildie są zajęte oczyszczeniem bram. Wiesz że te mniejsze nie pogardzą żadną bramą bo mają ciężej żeby zarobić.

- Cóż, w takim razie, skoro ten rajd jest nadzorowany przez Stowarzyszenie, to powinno być bezpieczne, nie?

Baku rozejrzał się dookoła, jakby się denerwował.

Jeśli Gildia nie była dzisiaj zaangażowana, oznaczało to, że nie było wystarczającego zysku, a jeśli nie było wystarczającego zysku, to mogło to tylko oznaczać, że trudność tej konkretnej Bramy była naprawdę maksymalnie niska.

Najwyraźniej taki sposób myślenia podzielali inni łowcy, którzy rozglądali się niepewnie.

Pan Kim dopił resztę kawy, unikając odpowiedzi przyjacielowi, naglę jednak zauważył pewną osobę i podniósł rękę uśmiechając się szeroko.

- Siema Sung! Jak tam?!

Inni Łowcy również okazywali radość z odkrycia tego młodego człowieka, witając się z nim wesoło.

To był nikt inny jak Sung Jin-Woo.

Jin-Woo wykonał proste skinienie głową radosnemu panu Kimowi i przeszedł obok.

Po upewnieniu się, że Jin-Woo jest poza zasięgiem słuchu, pan Kim zaczął chichotać, jednocześnie pewnie przemawiając.

- Więc pojawił się Jin-Woo. W takim razie dzisiaj też będzie dobrze.

Oczy Baku rozszerzyły się i pośpiesznie zapytał Kima.

- Co masz na myśli? Czy ten Łowca Sung Jin-Woo jest naprawdę silny?

- Ach. To jasne, nie wiedziałbyś, kim on jest. To łowca, który zaczął pracować niedługo po twoim odejściu. Jednak każdy łowca tutaj wie, kim jest ten dzieciak.

- On jest naprawdę taki silny? Czekaj, więc dlaczego pracuje dla Stowarzyszenia? Dlaczego nie dla Gildii lub jako wolny strzelec?

Kim zachichotał jeszcze trochę, zanim zmrużył oczy.

– Wiesz, jak nazywa się ten facet?

- Skąd mam to wiedzieć? Daj spokój, człowieku. Po prostu już mi powiedz.

- Najsłabszy łowca na świecie.

– Najsłabszy? Jesteś pewien?

– Stary, jestem prawie pewien że ten dzieciak to najsłabszy łowca w Korei. O ile nie faktycznie na świecie.

Barku zmarszczył brwi skonsternowany.

Dlaczego inni Łowcy mieliby witać Sung Jin-Woo tak ciepło i wesoło, skoro był naprawdę taki słaby? W końcu, czy nie potrzebowali kogoś, silnego do pilnowania ich pleców?

Baku naprawdę nie mógł zrozumieć reakcji innych Łowców.

Kiedy głowa Baku przechyliła się w tę i z powrotem, Kim zachichotał i szturchnął go łokciem.

- Ej! Rajdy, w których bierze udział Sung Jin-Woo, będą miały niewielkie trudności, ponieważ jest bardzo słaby. Stowarzyszenie nigdy nie powierzyłoby mu ciężkiej roboty, nie rozumiesz? Raczej nie chcieliby żeby jakiś łowca pod ich opieką został zabity.

Dopiero wtedy wyraz twarzy Baku się rozjaśnił.

- To ma sens!

Jego żona bardzo się o niego martwiła, ponieważ miał to być jego pierwszy rajd od dłuższego czasu. Szczerze mówiąc, nawet on też się martwił. Jednak teraz, kiedy słuchał słów Kima, poczuł, że większość jego niepokoju znika

Zresztą to nie mogło być tylko zdanie Kima skoro tylu łowców wokół tak szczęśliwe zareagowało widząc tego dzieciaka.

Kim kontynuował.

- Niedawno krążyła plotka że w bramie kategorii E został poważnie ranny i spędził tydzień w szpitalu. Uwierzysz? Siedział w szpitalu przez tydzień z powodu głupie bramy kategorii E.

- Nie sądziłem że w bramie kategorii E można odnieść takie obrażenia. Najgorsze co mi się w takiej bramie przytrafiło go... poważnie obite kolano.

Na te anegdotę Kim zaśmiał się dobrodusznie.

- Wiem. To był dla mnie niezły szok. Nikt nie spodziewał się, że łowca zostanie ranny podczas najazdu na bramę E, więc najwyraźniej nie zabrali nawet Uzdrowiciela! Podobno dlatego wylądował w szpitalu.

Nie mogąc się powstrzymać Baku wybuchnął głośnym rechotem.

- No nie! Nie sądziłem że kiedyś usłyszę o czymś takim. Musiał się nieźle postarać żeby dać się tak pobić!

Kiedy Baku zaczął zbyt głośno chichotać, Kim pośpiesznie go uciszyła.

- Przestań, gościu! Pan Sung może cię usłyszeć.

- Ajajaj! Nie pomyślałem o tym.

Baku uważnie sprawdził reakcje Jin-Woo, gdy ten nadal chichotał.

Na szczęście odległość była wystarczająco duża i młodzieniec zdawał się ich nie słyszeć.

Oczywiście się mylili.

- Wszystko słyszę, staruszku.

Na twarzy Jin-Woo pojawił się gorzki uśmiech, gdy bardzo starał się ich ignorować. W takich chwilach jak dzisiaj nie mógł nic poradzić na to, że obwiniał swój niezwykle ostry zmysł słuchu. Chyba jedyny jego zmysł który wyskakiwał zauważalnie poza żałosną normę. 

Starał się udawać że na ich kpiny jakaś mała część niego nie usycha.

Podobne sytuacje działy się już setki razy. A mimo to nadal bolało bardzo podobnie.

Wydawało się, że przybył za wcześnie i nalot jeszcze się nie rozpoczął.

Nim mógłby porządnie się rozejrzeć przed jego twarzą niby znikąd pojawiła się znajoma rudowłosa dziewczyna.

- Ach! Jin-Woo, znowu jesteś cały poobijany! Czemu masz poranioną całą twarz?!

Młoda, piękna dziewczyna używająca magii uzdrawiającej stojąca przed Jin-Woo, Lee Ju-Hee, zlustrowała chłopaka przed sobą z kwaśną miną.

- Nie wiem. Jakoś tak samo wyszło. Zraniłem się gdy byłem w podziemiu.

Kiedy wchodziło się przez bramę, docierało się do miejsca zwanego „podziemiem" .Kategoria tego konkretnego podziemia powinna wynosić D.

Normalnie zadanie leczenia rannych Łowców na tyłach spadało na Uzdrowicieli. Ponieważ zawsze doznawał kontuzji podczas nalotów, Jin-Woo był dość dobrze znany wśród niższych rangom Uzdrowicieli.

- Tak trafiłeś do szpitala? - Spytał dziewczyna z troską.

- Byliśmy w podziemiu kategorii E i dałem się zranić... Pozostali mieli wyższe rangi więc nie wzięli medyka.

- To było bardzo egoistyczne z ich strony. Powinni myśleć o innych z drużyny nie tylko o sobie! - Fuknęła dziewczyna oburzona.

- To nie ich wina... Gdybym nie był taki słaby... Przywykłem już do tego. No chodź zaraz ruszamy.

Oboje podeszli bliżej bramy stając pośród czekających łowców. Najbliżej bramy, plecami do niej stał Song Chi-Yul.

- Słuchacie! Czeka nas kolejne polowanie. Może nie jestem do tego najlepszą osobą, ale na tej wyprawie chciałbym dowodzić. Czy ktoś ma coś przeciwko?

- Panie Song, ma pan tutaj najwyższą rangę. Oczywiste że nikt nie ma nic przeciwko. - Stwierdził spokojnie pan Kim zakładając ramiona na piersi.

- Myślę że możemy panu zaufać, chociaż minęło trochę czasu odkąd widziałem pana w akcji. - Zgodził się Baku kiwając głową.

- Zgadzam się.

- Nie mam nic przeciwko.

- Ani ja.

- Ja też nie.

Nie widząc sprzeciwu od żadnego łowcy w grupie pan Song pokiwał głową.

- Dobra w takim razie wyruszamy do podziemi.

- Chłopcze postaraj się tym razem zbyt mocno nie oberwać. - Zwrócił się do Jin-Woo pan Kim idący przed nim.

Chłopak zaśmiał się niezręcznie.

- Spróbuję.

Gdy pan Kim i Ju-Hee weszli już przed nimi w bramę Jin-Woo zacisnął usta zdeterminowany. Obiecując sobie ostro że dziś da z siebie wszystko.

***

Jak się jednak okazało, w jego przypadku „wszystko" było równie wiele warte co „nic".

Chciał się postarać i dać z siebie sto procent. Ale nawet to było nic nie warte. Już po dwudziestu minutach walk został ranny i upadł na ziemię nie mogąc kontynuować.

Widząc że ma kłopoty uzdrowiciel, Ju-Hee rzuciła się aby zająć się jego ranami, gdy wszyscy inni, niezbyt zaskoczeni jego stanem walczyli z potworami.

Wokół niego, ze wszystkich stron rozbrzmiewały uderzenia broni, warczenie potworów czy krzyki łowców którzy komunikowali się podczas walki.

- Czy jest jakiś powód dla którego nie możesz zrezygnować z rajdów? - Spytała zdenerwowana Ju-Hee zajmują się jego ranami i patrząc na niego ze zmartwieniem w swoich zielonych oczach.

Wzdychając Jin-Woo odrzekł ponuro.

- Tak. Ale nie mogę ci powiedzieć jaki. To... moje osobiste sprawy. Przepraszam.

Ju-Hee na jego słowa dąsała się jeszcze chwilę najwyraźniej nie spodziewając się takiej odpowiedzi.

- Jeśli nie możesz przestać... rozumiem. Ale jak tak dalej pójdzie to będziesz chodził na rajdy w zaświatach.

Jin-Woo był zaskoczony jej uwagą i zaczął dość głośno chichotać.

Dzięki temu zrzędliwa mina Ju-Hee nasiliła się.

- Hej przestań się śmiać! Rany ci się otworzą!

Jin-Woo zachichotał ponownie.

- Już, już przepraszam cię.

Gdy rozmawiali, jego leczenie dobiegało końca.

Ale wtedy było już za późno. Wyglądało na to, że rajd już prawie się skończył.

Wyraz twarzy Jin-Woo stwardniał.

Zabił dziś tylko jednego potwora.

Istotę rangi E, nie mniej. Sung Jin-Woo zaczął bawić się magicznym kryształem rangi E w dłoni.

Magiczny rdzeń nawet z potworów rangi C jest wart około pięć milionów won. ( 5 000 000 WON – 16,982 PLN)

Magiczny rdzeń z najniższej rangi potwora wart był mniej niż sto tysięcy won. Jak na coś, za co stawiał swoje życie na szali, było to żałośnie mało. ( 100 000 WON – 339 PLN)

Szkoda, że Łowca rangi E, taki jak on, nie mógł nawet próbować zabić potwora o randze tak wysokiej jak C.

Zginał by w pierwszych dziesięciu sekundach takiego starcia.

Taka walka byłaby śmiertelnie niebezpieczna dla zwykłego łowcy rangi E. A co dopiero dla kogoś tak słabego jak on?

Niespodziewanie ktoś krzyknął.

- Hej! Tutaj jest jeszcze jakieś wejście!

Pobliscy Łowcy ruszyli do osoby która zwróciła na to uwagę.

- Hę? Faktycznie coś tutaj jest.

- Inna ścieżka? To... dziwne.

Tak jak powiedział ten Łowca, w samym lochu było ukryte wejście.

Chociaż „ukryte" może nie być dobrą definicją wielkiej, wysokiej dziury przypominającego wejście do jaskini

- Czy to może być podwójne podziemie? Często jest nazywane Legowiskiem Zguby... więc naprawdę istnieje.

Pan Song, mający ponad dziesięcioletnie doświadczenie jako Łowca, zajrzał do ukrytego wejścia i westchnął cicho z zaskoczenia.

Wnętrze ukrytego, przypominającego jaskinię przejścia było spowite ciemnością nie możliwą do przejrzenia. Pan Song użył swojej magii, wzywając do swojej otwartej dłoni niewielką kule ognia. Następnie z całej siły cisnął nią w smolistą czerń przejścia.

Płomień poleciał do przodu i oświetlił wnętrze. Korytarz zdawał się ciągnąć w nieskończoność. Wkrótce płomień stracił siłę rozpędu nadaną mu przez twórcę i zaczął spadać aż uderzył w ziemie, tląc się chwilę po czym zgasł a przed ich oczami znów była tylko czerń.

- Proszę o uwagę! Zbierzcie się tutaj! Musimy omówić do dalej. Jak wszyscy wiecie brama się nie zamknie póki nie zabijemy wszystkich potworów. Przede wszystkim bossa. Bardzo możliwe że boss jest znacznie dalej. O tam.

Song wskazał na ukryte wejście.

Łowcy wymienili znaczące spojrzenia i kiwali głowami. Nikt nie mógł się z tym nie zgodzić.

Pan Song kontynuował.

- Zwykle w takich przypadkach, kontaktujemy się ze Stowarzyszeniem i czekamy na wytyczne, ale...

Pan Song zawahał się a na jego twarzy przez chwilę widniał grymas frustracji.

- Jak inni łowcy dorwą się do legowiska to mniej zarobimy.

Gdyby dalszy teren za plecami pana Songa, został oczyszczony przez jakąś gildię z rangami C i B, oni jako łowcy rang głównie E i D zarobiliby z tego jakieś śmieszne pieniądze. Jedynie pan Song miał rangę C a Ju-Hee była uzdrowicielką rangi B. Ale reszta była dwoma najsłabszymi rangami.

Najsłabsi łowcy zawsze zarabiali mniej i byli gorzej traktowani.

Taka była brzydka prawda, nie ważne czy Stowarzyszenie by temu zaprzeczało, zapewne by zaprzeczało. Ale nawet pośród tych urzędasów zdarzali się tacy którzy patrzyli na najsłabszych łowców jak na zwykłe nieświeże mięso.

Twarz Baka stwardniała bardziej niż kogokolwiek innego, ponieważ potrzebował dużo pieniędzy na ciążę swojej żony.

Z tym co obecnie zdobył nie miałby sensu ryzykować życiem, by wziąć udział w tym nalocie.

- Chciałbym żebyśmy sami się nim zajęli. – Przyznał zamyślony i wyraźnie niepewny pan Song.

Łowcy wpadli w głęboką kontemplację.

Prawda była taka, że nikt tutaj nie mógł rozgryźć obecnej sytuacji, więc nie można było zagwarantować ich bezpieczeństwa. 

Jednak trudność tego konkretnego lochu okazała się bardzo niska.

Dlatego wielu łowców tutaj uznało że ukryte podziemie też nie może być takie trudne.

Niestety wielu łowców tutaj nie miało praktycznie żadnej wiedzy na temat podwójnych podziemi.

Podwójne podziemie było zjawiskiem które do tej pory pojawiało się zaledwie kilka razy na całym świecie.

Dlatego wielu uważało je po prostu za mit i nie wiedziało o nim praktycznie nic prócz samego rzekomego istnienia.

Bo przecież po co tracić czas na zagłębianie się w mit w który mało kto w ogóle wierzył?

Problem z udowodnieniem podwójnego podziemia, był taki że godzinę po zabiciu bossa brama na zawsze się zamykała. Dlatego nie było czasu aby ktokolwiek postronny zbadał rzekomo znalezione „podziemie w podziemiu".

Z tego powodu były jedynie puste słowa łowców którzy takie podziemia te kilka razy na całe dziesięć lat oczyściło.

Według tych którzy oczyścili to niesamowicie rzadkie podziemie, wewnętrzne podziemie mogło mieć inną kategorię niż to zewnętrzne, je kryjące. Do tej pory podobno odnotowano jedynie przypadki w których drugie podziemie było trudniejsze od pierwszego. Nigdy na odwrót.

Mogło być trudniejsze o jedną kategorię, lub nawet o cztery.

Dlatego właśnie takie podziemia zostały nazwane Legowiskiem Zguby.

Przejście z podziemia kategorii E do takiego mającego kategorię B było samobójstwem dla łowców.

Większość zgromadzonych tutaj łowców jednak tego nie wiedziała.

Song zakaszlał, by zwrócić na siebie uwagę wszystkich.

- To bardzo trudna decyzja. Wejście tam może być niebezpieczne, więc lepiej będzie, jak wszyscy zagłosują. Cała siedemnastoosobowa ekipa. Żadnego marudzenia bez względu na wynik.

Inni kiwali głowami po usłyszeniu sugestii pana Songa. Nikt nie wykazywał sprzeciwu.

- Głosuje za wejściem. - Stwierdził po chwili pan Song po zaobserwowaniu braku sprzeciwu ze strony łowców.

Song podniósł rękę.

A potem inni Łowcy jeden po drugim zaczęli podnosić ręce.

Baku jako pierwszy podniósł rękę, a wkrótce potem Kim i kilku innych Łowców.

- Idziemy tam.

- Jestem za.

- Walczmy.

Oczywiście było też wielu, którzy się nie zgadzali.

– Lepiej nie iść dalej.

- Uważam, że lepiej poczekać na decyzję Stowarzyszenia.

- Wracajmy.

Dwa przeciwne obozy szły łeb w łeb i w końcu jedynymi osobami które jeszcze nie zagłosowały byli Ji-Hee i Jin-Woo.

- Przepraszam... Ale nie uważam żeby pójście tam było dobrym pomysłem. - Przyznała Ju-Hee

W taki oto sposób było osiem głosów „za" i osiem głosów „przeciw".

Song zapytał następnie wahającego się Sung Jin-Woo.

Tylko on jeszcze nie zadecydował. A jego głos miał zaważyć na którąś ze stron.

Palce Jin-Woo zacisnęły się mocno na magicznym rdzeniu kategorii E w jego dłoni. Jedynej jego dzisiejszej zdobyczy.

Czuł na sobie wyczekujące spojrzenia innych łowców.

Właściwie Jin-Woo był wewnętrznie rozdarty. Normalnie nigdy nie próbowałby podejmować niepotrzebnego ryzyka. Nie tylko nie miał do tego umiejętności, ale też nie był wystarczająco odważny.

Jednak Jin-Woo miał młodszą siostrę, która w nadchodzących miesiącach miała iść na studia.

Nie miał na to pieniędzy. Żadnych oszczędności. Zarabiał tak żałośnie mało że ledwie mógł wszystko opłacić i kupić jedzenie. Nie miał czego odkładać.

Obecnie Jin-Woo miał dwadzieścia trzy lata.

Był w wieku, w którym powinien koncentrować się na swoich studiów, ale zrezygnował z tego marzenia, ponieważ nie miał pieniędzy. Z całą pewnością nie chciał, aby jego młodsza siostra przechodziła to samo cierpienie, ten sam ból, co on.

I skończyła jak on, bez wykształcenia.

W tej chwili każdy grosz był dla niego cenny.

Ale... Dodatkowo nie chciał znowu pociągnąć drużyny w dół. Nie chciał znów być „kulą u nogi".

Zawsze był ciężarem i rozczarowaniem dla tych łowców z którymi obecnie szedł na rajd.

Miał świadomość że sporo łowców głosujących za pójściem dalej wyglądało jakby połknęli zgniłą cytrynę.

Już spodziewali się że Jin-Woo stchórzy i zagłosuję za odejściem.

W końcu jak inaczej mógł zadecydować „najsłabszy łowca na świecie"?

Zwykły tchórz i pośmiewisko tej branży?

Z drugiej strony ci którzy chcieli odejść wyglądali jakby kamień spadł im z serca.

Jakby już byli pewni swojej wygranej i opuszczenia tego miejsca.

W końcu uważali podobnie co druga grupa.

Jak inaczej mógł zagłosować ktoś taki jak Jin-Woo?

Obie reakcje tych dwóch grup sprawiły że Jin-Woo poczuł się jeszcze gorzej.

Obiecał sobie że tym razem da z siebie 100%.

Czy decyzja o ucieczce stąd byłaby daniem z siebie wszystkiego? Czy zwykłym podkuleniem ogona?

Jin-Woo podniósł rękę wysoko.

- Głosuje za pójściem dalej.

Wtedy właśnie usłyszał ciche westchnienie rezygnacji dochodzące z jego boku.

Ju-Hee nie była zbyt zadowolona z jego decyzji.

Większość jednak wydawała się jego decyzją zaskoczona.

Pozytywnie bądź też nie, w zależności od grupy.

Z jakiegoś powodu ta świadomość dała Jin-Woo dużo satysfakcji.

***

Korytarz ciągnął się w nieskończoność.

Z przodu pan Song i inni silniejsi łowcy objęli prowadzenie. Song wezwał mały płomień na czubku dłoni, aby oświetlić drogę naprzód rozganiając w ten sposób tą wszechobecną czerń.

— Przeszliśmy naprawdę daleko, prawda? Czy nie powinniśmy również wziąć pod uwagę czasu, jaki potrzebujemy na ucieczkę stąd?

Kim spojrzał na zegarek.

- Idziemy około... trzydzieści minut.

- Brama zamyka się całkowicie godzinę po zabiciu bossa, więc zostało nam około pół godziny. - Baku rozejrzał się, co nie dało mu wiele ponieważ płomień pana Songa oświetlał jedynie niewielki obszar wokół nich. A wszędzie indziej była czerń.

- Jeśli nie znajdziemy bossa w ciągu najbliższych dwudziestu minut, sugeruję, abyśmy po prostu się poddali.

- Chyba masz rację. Jeśli droga do bossa będzie dłuższa niż godzinę po jego zabiciu nie uda nam się wydostać.

Song kiwał przez chwilę głową. Utknięcie w podziemiu po zamknięciu bramy oznaczało pewną śmierć. Bez wody i jedzenia szybko by tutaj zginęli.

Na samym końcu grupy znajdowało się miejsce zarezerwowane dla Sung Jin-Woo, który niedawno został poważnie kontuzjowany, oraz Ju-Hee która nie posiadała żadnych umiejętności bojowych.

Oboje szli w niewygodnej ciszy.

Jin-Woo podrapał się w kark mając świadomość piekącego go poczucia winy gdy co rusz zerkał na zmartwioną i zirytowaną towarzyszkę koło siebie.

- Hej... Przepraszam.

- Za co?

– No wiesz... To z mojej winy tutaj weszliśmy.

- Hm. To nic takiego, nie przejmuj się. - Stwierdziła gorzko dziewczyna.

Jin-Woo uważnie przyjrzał się wyrazowi twarzy Ju-Hui. Zdecydowanie wcale nie wyglądała jakby uważała tą sytuację za „nic takiego".

Jin-Woo przechylił głowę, próbując lepiej odczytać jej nastrój, zanim zapytał ją ponownie, jeszcze ostrożniej niż wcześniej.

- Naprawdę?

To pytanie skłoniło Ju-Hee do skierowania na niego swojego spojrzenia.

Gdy ich spojrzenia się spotkały Jin-Woo zdał sobie sprawę jak bardzo złe pytanie zadał.

– Szczerze? Nie, oczywiście, że nie! Postradałeś zmysły?! Przed sekundą zostałeś dźgnięty! Centymetr i miałbyś dziurę w sercu! Już nie wspomnę nawet o twoich ranach na rękach i nogach! I tych z wcześniejszego rajdu! Przed chwilą dopiero co cię wyleczyłam! Co cię podkusiło, żeby tak zagłosować? Oberwałeś też w głowę?!

Mówiła tak szybko, że Jin-Woo miał wrażenie, że jego umysł staje się zdrętwiały od słuchania jej.

Nie mógł jednak powiedzieć że nie miała racji.

Gdyby nie obecność wybitnego Uzdrowiciela rangi B, Lee Ju-Hee, Jin-Woo już dawno mógłby nie żyć, nie mówiąc już o kontynuowaniu pracy jako łowca. Nic dziwnego, dlaczego tak wysocy rangą i trudni do znalezienia Uzdrowiciele byli tak wysoko cenieni w salach Stowarzyszenia.

Jin-Woo wiele zawdzięczał dziewczynie koło siebie.

Zaczynając od zdrowia, kończąc na życiu.

Ju-Hee była łowcą w typie uzdrowiciela, najrzadszą spośród klas na jakie łowcy się w ogóle dzieli.

Mało tego, miała rangę B.

Stowarzyszenie zawsze prosiło ją o uzdrowienie rannych łowców za każdym razem, gdy otwierała się Brama. A ilekroć Jin-Woo brał udział w nalocie, prawie zawsze również brała udział w rajdzie, mając go na oku.

"Czy coś Pana boli? Proszę, poczekać jeszcze chwilę już panu pomogę."

„Czy nie widziałam cię wcześniej....? Czy przypadkiem jesteś tą osobą z ostatniego rajdu?"

„Znowu jesteś ranny?"

„Poczekaj, nie dotykaj. Ta rana wygląda paskudnie."

„Naprawdę masz ogromnego pecha."

„Dość często na siebie wpadamy, prawda?"

„Powiedziałeś, że nazywasz się Jin-Woo? To, cóż... Jak się czujesz?"

„ Wiesz, to życie łowcy jakoś do ciebie nie pasuje."

„ Och... znowu cię widzę."

„Pokaż mi swoje ramię. Nie, nie to. Miałam na myśli drugie, to ze złamaniem."

W tej chwili Jin-Woo czuł się wdzięczny za wszystko, co zrobiła, i stanowczo przepraszał ją za sprawianie jej kłopotów.

Pięknie jej w tym momencie odpłacał. Ciągnąć ją w jakieś nieznane potencjalnie groźne miejsce.

Jakież to było niewdzięczne z jego strony.

Po kilku chwilach ciszy gdy wyraz twarzy Jin-Woo bardzo spochmurniał Ju-Hee westchnęła cicho widząc przygnębienie i poczucie winy malujące się na twarzy Jin-Woo.

– Naprawdę ci przykro?

- Bardzo.

Ju-Hee na chwilę pogrążyła się w głębokiej kontemplacji, zanim zaczęła patrzeć na niego kątem oka i powoli wygięła usta.

- Skoro, naprawdę jest ci przykro, to może zaprosiłbyś mnie na jakieś żarcie, żeby mi to wynagrodzić?

Och, cóż...

Jin-Woo zamrugał zaskoczony. Ta oferta była zdecydowanie nieoczekiwana.

Oferta? Raczej... przebaczenie.

Jin-Woo spojrzał na nią z wyrazem zdziwienia i zobaczył drażniący uśmiech wyryty na jej twarzy jak nastolatka.

Prawda była taka, że Ju-Hee była wciąż młodą dziewczyną, która ledwo przekroczyła dwadzieścia kilka lat.

Czy nie mówiła, że w przyszłym roku skończy dwadzieścia jeden lat?

Czasami... No dobrze...

Zawsze wydawała się dużo bardziej dojrzała i poważniejsza niż można by zakładać po jej wieku. Możliwe że dlatego Jin-Woo był tak bardzo zaskoczony jej lekką złośliwością.

Gdyby jej długie włosy zostały zastąpione czymś krótszym, a jej obecny strój zamieniony na mundurek szkolny, wyglądałaby zupełnie jak uczennica liceum.

Tak podobna do jego młodszej siostry.

Prawdopodobnie gdyby czuł pociąg do kobiet ten obraz sprawiłby że jego twarz stałaby się czerwona.

Kiedy Jin-Woo zawahał się z odpowiedzią, policzki Ju-Hee zaczęły puchnąć jak balon.

- Co? Nie chcesz ze mną zjeść?

- Nie! Skądże! Oczywiście że chce...

Ich rozmowę przerwało poruszenie w grupie łowców idących tuż przed nimi.

- Jest!

- Udało się!

- To musi być komnata bossa!

Spojrzenia Jin-Woo i Ju-Hee automatycznie przesunęły się do przodu.

I zobaczyli ogromne metalowe drzwi blokujące przejście.

Drzwi były w kolorze granatowym ze srebrnymi przyrdzewiałymi akcentami i dwoma kołatkami służącymi najwyraźniej za klamki.

Drzwi były jednak tak wielkie że kołatki znajdowały się na wysokości czubków ich głów, zamiast na wysokości tułowi.

Łowcy natychmiast otoczyli te masywne drzwi.

- Co jest? Dlaczego na końcu jaskini są drzwi?

- Czy w ogóle są jakiekolwiek komnaty bossów w których są... drzwi?!

- Uch... Spodziewałem się wszystkiego... Ale nie drzwi.

- Może są tutaj bo za nimi jest ukrytego coś bardzo groźnego?

- Albo bardzo drogiego.

- Wyglądają na solidne...

Łowcy zaczęli wyrażać swoje wątpliwości i obawy jeden po drugim.

Ponieważ zagrożone było ich własne życie, musieli być ostrożni i skrupulatni.

Jednakże, zbyt duża ostrożność mogłaby skutkować przepuszczeniem okazji na duży zarobek, który praktycznie sam z siebie spadł im z nieba.

Pan Song uznał najwyraźniej, że to jeden z takich przypadków.

- Chcecie po tym wszystkim wrócić z pustymi rękami?

Song położył ręce na drzwiach.

- Możemy być pierwszymi którzy spenetrują te podziemia. Kto nie chce iść może wracać. Zrozumiem. Jak będzie trzeba to i sam tam wejdę.

Najwyraźniej pan Song stał się bardzo zdeterminowany aby dowiedzieć się co jest za tymi drzwiami.

Zwykle ten łowca, znany w środowisku jako stary wyjadacz był uważany za raczej rozważnego i rozsądnego.

Song był łowcom rangi C z dziesięcioletnim doświadczeniem.

Gdyby nie jego wiek, czyli ponad sześćdziesiąt lat, to przynajmniej średnie gildie gotowe byłyby się o niego bić. A może nawet i te większe też.

A kiedy taki Łowca wyraził swoją opinię z taką pewnością siebie, inni zaczęli czuć się mniej niespokojni niż wcześniej.

W końcu ktoś kto między nimi uchodził za rozsądnego i nie nadstawiającego nie potrzebnie karku chciał tam wejść, a nikt nie pomyślałby że ten poczciwy mag naraziłby ich na niepotrzebne ryzyko.

Nie był po prostu takim typem osoby.

Kilku łowców zaczęło przypominać sobie plotki o podwójnych podziemiach.

Każdy przeszukiwał swoją pamięć w poszukiwaniu jakiś wskazówek na których mogliby oprzeć swoje następne decyzje.

- Słyszałem, że w podwójnych lochach kryją się niesamowite skarby. Podobno gdy w Grecji otworzyło się takie podziemie łowcy wrócili z niego niosąc cholernie dużo dobrego sprzętu.

- Słyszałem że jakaś niewielka gildia z Ameryki Południowej nieźle się wzbogaciła po takim podziemiu. Tylko... który to był kraj?

- Przecież potwory w podziemiach zawsze mają mniej więcej podobną siłę, bez względu na to, gdzie się znajdują, więc samo polowanie nie powinno być zbyt trudne...

- W sumie tak. Podziemie kategorii D to podziemie kategorii D.

Co by było, gdyby w podwójnym lochu kryły się niesamowite skarby, tak jak głosiły plotki, a potwory za tymi drzwiami miały mniej więcej taką samą trudność jak potwory rangi D i E, z którymi walczyły do tej pory?

Trudność byłaby niewielka, a zysk ogromny.

- W końcu co się może stać w podziemiu rangi D? No bez przesady...

- Opieka poporodowa, ubranka, rzeczy do pielęgnacji, opłata za szkołę dla pierwszego dziecka i dodatkowo jeszcze czynsz...

Większość łowców w tym momencie miała bardzo podobne opinie. Nawet większość z tych którzy chcieli początkowo zawrócić wydawali się zainteresowani dużym zyskiem łatwym kosztem.

Jin-Woo również czuł duże podniecenie perspektywą zarobku.

Nie wiedział nic o podwójnym podziemiu, nawet tego że istnieje coś takiego.

Ale wszyscy tutaj jednogłośnie mówili o dużym zysku, niewielkiej przepaści między potworami w podziemiu wewnętrznym i zewnętrznym. W grupie byli doświadczeni łowcy. Pan Sung czy pan Kim mieli już swoje lata i każdy z nich siedział w tym zawodzie powyżej pięciu lat.

Powyżej połowy czasu od kiedy bramy w ogóle zaczęły się pojawiać.

Gdyby był chodź cień niebezpieczeństwa sprzeciwili by się.

Ale nie robili tego. Obaj byli jednymi z najbardziej chętnych do wejścia tam.

Nie mógł wrócić do domu z jednym magicznym rdzeniem rangi E. Za ten rdzeń mógłby zrobić z ledwością zakupy spożywcze. A za kilka dni będzie musiał zapłacić za mieszkanie...

Musiał jeszcze coś zarobić. Przynajmniej jeszcze dwa rdzenie rangi E.

Albo od biedy chociaż jeszcze jeden.

Ale... Nawet nie musiał wyjść stąd z większą ilością rdzeni.

Gdyby naprawdę za tymi drzwiami był skarb...

Skarby lub rzadkie łupy znalezione w podziemiach byłyby normalnie dzielone równo pomiędzy wszystkich uczestników rajdu.

Jeśli nie była to oczywiście gildia a niezależna grupa. Oczywistym była że w gildii mistrz i wicemistrz dostają o kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt procent więcej.

W zależności jak silna i duża była gildia.

Ale ich grupa była niezależnymi strzelcami podległymi pod Stowarzyszenie.

Lepiej było określić to tak niż powiedzieć głośno że łowców... zwłaszcza tych rangi E nie chciały żadne gildie.

Dzielenie łupów różniło się całkowicie, od dzielenia magicznych rdzeni które trzeba było samemu zdobyć zabijając potwora. Ten kto ubił bestię zabierał rdzeń. Taka była zasada wśród wolnych strzelców.

A nawet jakaś część gildii też miała tą zasadę, zamiast kumulowania wszystkiego co zdobędzie się w podziemiu.

Jin-Woo nerwowo przełknął ślinę.

Pan Song pchnął drzwi które wyglądały na zdecydowanie masywne, stare i siermiężne.

Okazało się jednak że w drzwiach musiał być zainstalowany jakiś mechanizm, skoro fizyczna siła sześćdziesięcioletniego mężczyzny będącego magiem wystarczyła, by je łatwo otworzyć.

Chociaż zawiasy mimo to skrzypiały i jęczały podczas gdy drzwi się uchylały. Czego można było się spodziewać po nieużywanych starych drzwiach.

Teraz, gdy drzwi były szeroko otwarte, ukazało się ogromne, otwarte wnętrze. Łowcy pospiesznie weszli do środka.

W większości zapominając o utrzymywaniu czujności. Omamieni możliwością wielkich łupów łatwym kosztem.

Jin-Woo obawiał się, że zostanie w tyle, więc chwycił rękę Ju-Hee i zaczął delikatnie ciągnąć ją do środka niespokojny.

Twarz Ju-Hui lekko się zaczerwieniła, gdy poszła za nim bez większych sprzeciwów.

***

Gdy tylko Łowcy weszli do do środka, płomienie wybuchły na licznych pochodniach ciasno upakowanych na ścianach w tym samym czasie.

Co ciekawe kolor tych płomieni był niebieski. Ogień musiał być więc bezsprzecznie magiczny.

Dzięki temu wnętrze znacznie się rozjaśniło oświetlone zimnym niebieskim światłem.

- Co do cholery?! Co zapaliło te wszystkie światła?!

- Ale to wielkie...

- Coś tutaj wydaje się... Inne.

Łowcy uważnie przyglądali się otoczeniu. Ogólna atmosfera miejsca była podobna do starożytnej świątyni.

Nie tylko to, stara i nieco zrujnowana świątynia, coś, co może być zakopane i ukryte pod ziemią; mech i chwasty pojawiały się sporadycznie na podłodze, ścianach i suficie.

Sufitem była wielka głęboka kopuła. Na kopule widać było ząb czasu. Zacieki, niewielkie pęknięcia a także właśnie mech czy różnego rodzaju chwasty.

Przy ścianach tego okrągłego pomieszczenia stały różne kamienne posągi. Wielkie na nawet dziesięć metrów.

Niektóre z nich miały w rękach broń, inne miały instrumenty, książki a nawet nie zapalone pochodnie. Żaden z nich nie miał rąk pustych.

Najbardziej przyciągającą wzrok statuą była jednak ta naprzeciw drzwi. Będąca przynajmniej dwa razy większą od wszystkich innych.

Posąg siedzący prosto na jakimś wielkim tronie. Jego pusta kamienna twarz patrzyła przed siebie nie wyrażając żadnych emocji.

Kilku łowców cofnęło się lekko zaniepokojonych monumentalnością i zimną cichą atmosferą.

- Strasznie tutaj.

- Czuje się... dziwnie. Jakby coś mnie obserwowało.

- Zimno... Tyle tutaj wielkich pochodni, a nie dają żadnego ciepła.

- Czego ty oczekujesz? To magiczny ogień. On się nie musi grzać...

Zostawiając za sobą przerażonych i bardzo niepewnych łowców, czterech najsilniejszych z grupy weszło głębiej.

- Przeszukajmy to miejsce i się wynośmy.

Wnętrze było bezsensownie ogromne. Było tak duże, jak kilka stadionów olimpijskich połączonych ze sobą.

- To niemożliwe żeby to wielkie kamienne bydle było bossem, co nie?

Zszokowane westchnienia wydobyły się z łowców.

Pierwszym obrazem, który pojawił się w głowie Jin-Woo, była Statua Wolności w Nowym Jorku. Gdyby ten posąg usiadł na krześle, czy nie byłby tak duży jak posąg tego nieznanego... króla? Księcia? Boga?

Większość łowców patrzyła na siedzący posąg, jakby obawiając się że ten zaraz ożyje.

Posąg nie drgnął jednak ani o cal.

Całe cholerne szczęście.

Nawet Song odetchnął z ulgą.

Gdyby to coś było bossem, wszyscy już byliby martwi.

Teraz, gdy znaleźli trochę swobody, Łowcy podzielili się na grupki i zaczęli przeszukiwać okolicę.

- Nie ma tutaj ani jednego potwora.

- Gdzieś tutaj musi być boss.

- Co tam z potworami. Nie widzę tutaj nawet żadnego głupiego robaka. Żadnej mrówki czy pająka.

- Ej... W sumie teraz jak na to wszystko patrzę to pomimo brudu i kurzu... nie ma żadnych pajęczyn.

Komnata kamiennego posągu mogła być masywna, ale jej rzeczywista struktura wewnętrzna była prawdę mówiąc uboga. Na ścianach można było znaleźć niezliczone pochodnie. A przed tymi ścianami więcej kamiennych posągów, wyższych od człowieka, stało prosto i nieruchomo.

Ale pomimo tego wszystkiego pomieszczenie było... potwornie puste.

Żadnych widocznych skarbów, ani nawet potworów.

- Straszne są te posągi, ale nie można powiedzieć że nie są... piękne.

- Fakt robią wrażenie.

- Jak dzieła sztuki.

- Świetnie, czuje się jak w głupim muzeum. A gdzie kasa?!

- Bardziej wygląda mi to na jakąś pogańską świątynię, niż muzeum.

- Muzeum, świątynia... A co to niby za różnica? To miejsce jest puste!

Pan Song westchnął drapiąc się w szczękę. Następnie jego wzrok padł pod swoje nogi.

- Czy to nie jest... Jakaś magiczna pieczęć?

Wyglądała zagadkowo, a kształty w niej narysowane nie przypominały niczego co znał. Bardziej wyglądał jak postrzępione nieregularne kleksy.

Został jednak wyrwany z rozmyślań przez niepewny głos który zwracał się do niego z innej części pomieszczenia.

- Panie Song! Coś... coś jest tutaj zapisane. Proszę podejść.

Jeden z łowców odkrył posąg, który różnił się od innych.

Inni łowcy zebrali się wokół posągu, do którego zmierzał Song.

Początkowo w natłoku posągów objeżdżając pomieszczenie wzrokiem po raz pierwszy można było tę statuę pominąć.

Ale widać było że różnił się od wszystkich innych.

Nie miał na sobie zbroi jak te postacie trzymające broń, ani nie miał też na sobie togi tak jak te inne dzierżące instrumenty czy książki.

Ta kamienna postać odziana była od stóp do głów w szatę.

Posąg miał parę skrzydeł równie wielkich jak ona sama chodź złożonych i trzymanych blisko ciała, w dłoniach przed piersią trzymał dużą kamienną tablicę. To, na czym skupili się łowcy, to litery wyryte na tej tablicy.

- To... tekst runiczny.

Słowa, których nie można było znaleźć nigdzie na Ziemi. Język nie stworzony przez człowieka.

Możliwy do znalezienia tylko w podziemiach; tylko łowcy, którzy „przebudzili" profesje związaną z magią, mogli je rozszyfrować.

Ci łowcy nie uczyli się tego alfabetu. Nigdy wcześniej nie widzieli go przed oczami. A mimo to już za pierwszym razem każdy mag patrzący na ten nieludzki alfabet mógł go rozszyfrować.

Była to jedna z wielu tajemnic jakie przyniosły ze sobą pojawiające się znikąd na ziemi bramy.

- Niech no spojrzę. - Pan Song zadarł głowę do góry. - Przykazania Świątyni Carthenon. Po pierwsze czcij pana swego. Po drugie chwal pana swego.

Z głęboko zdenerwowaną miną Jin-Woo wysłuchał zawartości tablicy, odczytanej przez Pana Songa.

Mając ogromne nadzieję że będą się na niej znajdowały jakiekolwiek wytłumaczenia. Im więcej niewiadomych niespodziewanych rzeczy tutaj w tym miejscu dostrzegał, tym z jakiegoś niezrozumiałego powody robił się bardziej zdenerwowany.

Jednak ktoś nagle pociągnął go za ramię, przerywając mu słuchanie.

Kiedy obejrzał się, zauważył Ju-Hui i jej śmiertelnie bladą cerę.

W tym samym czasie gdy ona wskazała na coś przed sobą pan Song przeczytał trzecie i ostatnie przykazanie.

- Po trzecie dokonaj świadectwa wiary.

- Jej oczy się poruszyły. Spojrzała na nas... - Szepnęła przerażona Ju-Hee.

Zaskoczony i zmieszany Jin-Woo popatrzył na ogromną siedząca na tronie nieruchomą statuę.

- Co? Musiało ci się coś przewidzieć.

Po tych słowach po plecach Jin-Woo przebiegł niespodziewany dreszcz. Jakby ktoś oblał go lodowatą wodą.

Miał dziwne wrażenie... Że w tym cichym i spokojnym miejscu nagle wszystko stało się... nieruchome. Jakby czas się zatrzymał. Nagle zapanował tak śmiertelny spokój że aż powietrze zrobiło się chłodniejsze. Chociaż już wcześniej nie było tutaj zbyt ciepło.

- Nieszczęśnicy, którzy nie spełnią przykazań, żywi ze świątyni nie odejdą. - Przeczytał coraz bardziej zmartwiony pan Song.

Po jego ostatnich słowach, jakby coś chciało je podkreślić drzwi do świątyni zatrzasnęły się z głośnym przeraźliwym skrzypieniem zardzewiałych zawiasów.

Drzwi zamknęły się z tak wielkim impetem że aż dwie stare kołatki podskoczyły w górę a potem opadły bezwładnie uderzając w drzwi i robiąc więcej hałasu.

Wcześniej panująca w grupie atmosfera niepokoju zamieniła się w czysty strach.

Łowca, który jako pierwszy sprzeciwił się kontynuacji eksploracji podziemia podnosząc rękę i głosując za powrotem, zaczął obecnie pluć przekleństwami, robiąc duże kroki w kierunku drzwi.

- Błędem było przyjście tutaj. Odwalajcie sobie te marną szopkę dalej, ale beze mnie. Spadam stąd. Boss, skarb i co tam jeszcze sobie wymyślicie! Weźcie są to wszystko w cholerę!

Łowca spojrzał na Songa z wyrazem niechęci i wyrzutu, zanim odwrócił głowę i położył dłonie na drzwiach, chcąc się popchnąć i otworzyć.

Jednak, jakby wyczuwając że coś jest nie tak , pan Song krzyknął.

- Nie dotykaj drzwi!

Było jednak już za późno.

Głowa łowcy pofrunęła ku górze po czym spadła z łoskotem na ziemie a na czystych wcześniej drzwiach widniała duża plama rozbryzganej szkarłatnej krwi bardzo kontrastującej swoim kolorem z granatową farbą.

Łowcy zaczęli na ten widok krzyczeć i jęczeć przerażeni.

Kamienny posąg, który zgniótł głowę łowcy swoją stalową maczugą, wrócił na swoje pierwotne miejsce obok drzwi, jakby nic ważnego się nie wydarzyło, mimo że jego ciało było całkowicie pokryte świeżą krwią.

- To się ruszyło!

- Niemożliwe!

- Mamy walczyć z tym czymś!

- Czy to oznacza że każdy posąg tutaj się rusza?!

Jednak w przeciwieństwie do innych tutaj, Jin-Woo znał prawdę.

Ich kłopoty dopiero się zaczynały.

Oczy wielkiego posągu były skierowane na nich, tak powiedziała mu uzdrowicielka.

Jeśli to co powiedziała było prawdą...

Dreszcz szybko przebiegł mu po kręgosłupie.

Jin-Woo zmusił swój sztywny kark do odwrócenia się, żeby móc spojrzeć za siebie.

- O jasna cholera.

Kamienny posąg boga spoglądał wprost na niego.

***

Jin – Woo nie wiedział ile minęło czasu ich pobytu w tym piekielnym miejscu.

Z siedemnastu łowców zostało jednak już tylko sześcioro. Z czego dwoje z nich było poważnie kontuzjowanych.

Jin-Woo stracił lewą nogę do kolana, a pan Song lewe ramię powyżej łokcia.

Kluczem do ich przetrwania, bądź chociaż przedłużenia życia, okazały się wcześniej czytane przez pana Songa przykazania.

Wielki posąg siedzący na tronie, nie był królem jak źle założył początkowo Jin-Woo, przed tą całą masakrą.

On był bogiem.

Ta świątynia miała określone zasady.

Te zasady zostały wyczytane przez pana Songa z kamiennej tablicy.

Po pierwsze czcij pana swego. Po drugie chwal pana swego. Po trzecie dokonaj świadectwa wiary.

Dzięki Jin-Woo udało im się poznać ten schemat i wypełnić pierwsze dwa przykazania tego miejsca.

Niestety życiem przypłaciło to wielu łowców.

Każdy błąd, zła decyzja czy chociażby ruch ciała mógł kosztować ich życie. Wiele razy już się o tym przekonali.

W końcu jednym ruchem ręki, wielki posąg Boga wyciągnął z ziemi dziwny ołtarz. Jego czubkiem była pieczęć jakiej przed całą tą rzezią przyglądał się pan Song.

Nie wiedzieli co teraz. Nie było szans na przybycie posiłków z zewnątrz nim te statuy by ich dorwały. Dziś mijał dokładnie tydzień odkąd ta brama się pojawiła.

A to mogło oznaczać katastrofę. Gildie nie zainteresowały się tą bramą bo miała marną rangę D. Rajd gildii byłby nieopłacalny patrząc na zarobki jakie można była z bramy tej kategorii wyciągnąć.

Stowarzyszenie czekało nierozsądnie do ostatniej chwili również bagatelizując sprawę.

Jednakże...

Każda brama po siedmiu dniach się otwierała.

Wtedy każdy potwór z danej bramy mógł przejść do ich świata.

Celem łowców było przede wszystkim pokonanie bossa podziemi przed upływem tych siedmiu dni.

A jeśli teraz zwiodą to te przerażające kamienne potwory będą mogły przejść do Seulu.

Każdy z tych posągów był przerażająco nierealnie wręcz silny.

Ta komnata wyglądała im na kategorię minimum B. Lub może nawet A.

A to oznaczało że gdyby te potwory pojawiły się w Seulu to nim pojawiłaby się jedna z trzech największych gildii w kraju mająca siedziby w stolicy to te posagi mogłyby pozabijać mnóstwo osób.

Nie mając wielkiego wyboru cała szóstka podeszła do ołtarza obserwując z duszą na ramieniu zachowanie posągu boga. Ten jednak był na razie nie ruchomy, co oznaczało że na razie nie robili nic źle.

Gdy cała szóstka podeszła już do ołtarza, wokół niego zapaliły się niewielkie płomienie. Było ich sześć.

Tyle samo ilu było łowców przy ołtarzu.

Te płomienie miał zwykły kolor.

Następnie w większym okręgu wokół nich pojawiło się znacznie więcej niebieskich płomieni. Takiego samego koloru jak na ścianach. Jin-Woo pośpiesznie policzył ich liczbę. Było ich dokładnie 36.

Kolejną rzeczą było otwarcie się drzwi. Same z siebie po prostu się rozwarły gdy oba rodzaje płomieni pojawiły się wokół nich.

Podczas gdy wszyscy oderwali swoje spojrzenia od kamiennych posągów i gapili się z niedowierzaniem w drzwi, statuy zaczęły się znów poruszać.

Początkowo nikt z całej szóstki nie wiedział czemu posągi zaczęły się ruszać od tak.

Dopiero gdy Jin-Woo spojrzał z jedną ze stron to posągi jakby reagując na jego wzrok przystanęły.

Zaskoczony tym spojrzał w inną stronę i zdał sobie sprawę że posągi po tej stronie stanęła, a po tamtej na którą już nie patrzył znów ruszyły.

Posągi zaczynały iść w ich stronę gdy na nie nie patrzyli.

Każdy z sześciu łowców jednocześnie spojrzał na drzwi gdy te się niespodziewanie otworzyły. Dlatego posągi na nich ruszyły.

Jin-Woo krzyknął do reszty aby nie odrywali wzroku od posągów. Musieli cały czas je obserwować.

Nagle niebieskie płomienie zaczęły znikać. Jeden po drugim. W podobnych odstępach czasu.

Jin-Woo cały czas patrząc na statuy uniósł nadgarstek patrząc na swój zegarek kontem oka.

W odstępie jednej minuty gasł jeden niebieski płomień.

Było całkiem prawdopodobne, że jednym z głównych punktów trzeciego prawa było pozostawanie w ołtarzu aż do wygaśnięcia wszystkich 36 niebieskich płomieni.

Innymi słowy, dopóki wszyscy będą bacznie obserwować posągi, będą bezpieczni. Całkiem możliwe, że nikt nie musiał umrzeć na tym ostatnim zadaniu.

Chcąc dokładniej określić pozostały czas, Jin-Woo ponownie zaczął wyliczać liczbę niebieskich płomieni.

Pozostało ich jeszcze trzydzieści.

Musieli wytrzymać jeszcze tylko trzydzieści minut!

Niestety, Jin-Woo właśnie wtedy popełnił ogromny błąd.

Kiedy liczył liczbę niebieskich płomieni, jego oczy na chwilę oderwały się od posągów które miał obserwować.

Te znów zaczęły się ruszać.

Mężczyzna stojący po przeciwnej stronie, widząc to krzyknął i pobiegł w stronę drzwi, nie oglądając się za siebie. Po prostu nie mógł już dłużej wytrzymać, psychicznie tego co się dzieję.

Gdy tylko opuścił ołtarz, jeden z czerwonych płomieni zniknął.

Jin-Woo krzyknął za mężczyzną.

Ten jednak biegnąc jak szalony uciekł przez otwarte drzwi, nie zatrzymany przez żaden z posągów.

- Co do diabła?! Ten facet tak po prostu uszedł z życiem?!

Kim krzyknęła, zdenerwowana.

Jin-Woo stał plecami do drzwi, więc nie mógł powiedzieć, co się dzieje.

- Czy coś się zmieniło? - Zapytał pilnie chłopak.

- Drzwi, trochę się przymknęły.

- Zamykają się?!

- Nie? Nie. Po tym, jak ten facet wyszedł, drzwi trochę się przymknęły, ale tylko nieznacznie.

Jin-Woo przypomniał sobie, że jeden z czerwonych płomieni zniknął, gdy tylko mężczyzna opuścił ołtarz.

Od razu poczuł zimno w sercu.

Jedno z pytań, na które nie potrafił odpowiedzieć do tej pory, kiedy stał na szczycie tego ołtarza, wreszcie znalazło odpowiedź.

Jak stanie przy ołtarzu może być dowodem pobożności?

Rzeczywiście, miał teraz odpowiedź na ten dylemat.

***

Nie znana Jin-Woo łowczyni po kolejnych kilku minutach również nie wytrzymała i uciekła.

Kolejny czerwony płomień zgasł.

Zostało czterech łowców i cztery płomienie.

Przód, tył, lewo i prawo.

Aby zabezpieczyć wszystkie cztery kierunki, niezbędnym minimum były cztery osoby.

Jin-Woo, Ju-Hee, Pan Song i wreszcie Pan Kim. Pojedyncza osoba wychodząca teraz skutkowałaby luką w polu widzenia.

Kim otarł pot z czoła i zapytał pośpiesznie.

- Sung, co się tutaj do diabła teraz dzieje?

- Jedyne co musimy zrobić, to stać i patrzeć na posągi. Dopóki nie znikną wszystkie niebieskie płomienie. Niebieskie płomienie to czasomierz. Będziemy wolni gdy wszystkie znikną.

Jin-Woo wysapał wszystko, co do tej pory wywnioskował zaciskając jednocześnie zęby.

Obecnie pulsujący piekący ból w odciętej nodze, nie ułatwiał mu myślenia.

Kikut już nie krwawił dzięki pomocy medycznej Ju-Hee, niemniej jednak nadal bolało i rana nadal była wielka i otwarta.

Kim kiwnął głową, gdy jego uszy podniosły się.

Prawa tej komnaty zawsze pozostawiały otwartą drogę do przetrwania. Ostateczne prawo nie odbiegałoby od tego. Nie mogło, to burzyłoby wszystkie poprzednie zasady.

Jin-Woo był pewien, że nikt inny nie będzie musiał umrzeć, dopóki pozostali ludzie ufają sobie nawzajem.

Szkoda, że myśli Kima były zupełnie inne niż myśli młodszego łowcy.

- Hej chłopcze... możesz mieć rację. Ale czy drzwi nie zamkną się całkowicie gdy te płomienie znikną?

Jin-Woo nie mógł odpowiedzieć na to pytanie.

- Nie... Nie mam pewności. Trzecim przykazaniem było świadectwo wiary... Więc, musimy wierzyć jak sądzę...

Doszedł do wniosku po rozważeniu kilku zmiennych, ale dopóki nie pojawił się wynik, nie mógł być niczego w 100% pewien.

Jednak tym, czego Kim chciał, było jednoznaczne zapewnienie. Zamiast niepewnej obietnicy przetrwania wszystkich, definitywne przetrwanie jego własnego ja okazało się w końcu o wiele bardziej pociągające.

Człowiek był istota samolubną. Głównie nastawioną na zaspokojenie swoich potrzeb i zapewnienie sobie samemu przetrwania.

I chociaż były jednostki gotowe do poświęceń i wielkich czynów, to nie stawiły one większości ich gatunku.

Wielu, przede wszystkim martwiło się o siebie.

- Szczerze mówiąc, nigdy nie sądziłem że ktoś tak słaby jak ty może być tak pomocny. Zawsze patrzyłem na ciebie z góry. Nigdy niczego od ciebie nie oczekiwałem nawet gdy do nas dołączyłeś. Wiele osób dziś zginęło. Jednak ci którzy przetrwali zawdzięczają to tylko tobie. Wszystko dzięki temu że byłeś w stanie rozwiązać zagadki. Ja również zawdzięczam ci życie. Dziękuję. Jednakże...

Jin-Woo usłyszał za sobą brzdęk upadającego miecza i pociąganie nosem.

Już wtedy miał złe przeczucia, co do następnych słów i działań pana Kima.

- Panie Kim Sang-Shik

- Jednakże... Ja również mam rodzinę. Nie chce tutaj umierać. Nie chce umierać... Wybacz. Nie jestem w stanie zostać tutaj ani chwili dłużej.

Z tymi pożegnalnym słowami Kim zszedł z ołtarza. Następnie zignorował desperackie nawoływania Jin-Woo i pobiegł w stronę drzwi. Zatrzymał się i przez chwilę spojrzał za siebie.

Chociaż w jego oczach widać było ból, nie cofnął się do komnaty. Odwrócił się i zaczął biec.

Jin-Woo zacisnął zęby. Czując łzy cieknące mu z oczu.

Dziękował mu?

To śmieszne.

Jego ucieczka...

Była przypieczętowaniem ich śmierci.

Uratował życie innym, ale to, co otrzymał w zamian, zdecydowanie nie było czymś w rodzaju wdzięczności. Może jej obrzydliwą namiastką.

Całe jego ciało drżało z bólu zdrady, ale także bólu fizycznego.

Tak jak podejrzewał, gdy tylko Kim ich porzucił, powstała luka. Trzy osoby nie mogły strzec we wszystkich czterech kierunkach.

Posągi ustawione w martwych punktach zaczęły podchodzić bliżej ołtarza.

Powoli, krok za krokiem nieubłaganie zmniejszały dystans jaki dzielił ich od łowców.

Już nie było innej drogi.

Mogła umrzeć cała trójka...

Lub tylko on sam.

Jego głos był pełen rezygnacji i bólu.

- Musicie stąd uciekać.

Pan Song otworzył szerzej oczy.

- Kim miał rację, to ja nas tu ściągnąłem. Jeśli ktoś musi zostać w tyle, tylko ja. Drzwi nie zamkną się dopóki przy ołtarzu jest chodź jedna osoba.

- Co pan mówi?!

- Wasza dwójka ma przed sobą całe życie, uciekajcie.

Jin-Woo... Nie podobał się ten pomysł. On... nie mógłby żyć ze świadomością że zostawił kogoś na śmierć. Pan Song był dobrym człowiekiem. Rozsądnym, miłym i okazującym szacunek każdemu.

Nawet komuś tak bezużytecznemu jak on.

Nim Jin-Woo mógłby zacząć się z nim kłócić ich uwagę przykuł jęk i dźwięk upadku na ziemię.

Ju-Hee upadła zaskoczona, jakby jej nogi nagle zrobiły się z waty.

Dziewczyna próbowała wstać, jej wysiłki najwyraźniej jednak nie przynosiły rezultatów bo w kącikach jej oczu zaczęły pojawiać się łzy.

- Moje... Moje nogi... Nie mogę się ruszyć!

Obie ekspresje Jin-Woo i Mister Song stwardniały w jednej chwili.

Obecny stan fizyczny Ju-Hee wyglądał okropnie nawet na pierwszy rzut oka. Jej usta były w odcieniu blado szarym, były również suche i popękane, podczas gdy całe jej ciało wciąż drżało niekontrolowanie, jakby co chwilę ktoś podłączał ją do prądu.

Cierpiała z powodu skutków ubocznych nadużywania swojej many do granic możliwości, nie dość że jej ciało samo w sobie było na skraju wyczerpania ciągłym bieganiem, unikami i klęczeniem to jeszcze wysuszenie się z całej many pogorszyło jej stan.

W takich okolicznościach bez pomocy medycznej za kilkanaście minut straci przytomność.

A jej stan był winą właśnie jego.

Gdyby nie próbowała wyleczyć jego nogi, nie byłaby w tak koszmarnym stanie.

Poczucie winy zalazło go jak lodowato zimny prysznic.

Jego nieudolność znowu ciągnęła kogoś w dół.

Jak zawsze.

Nie miał jednak czasu na rozmyślania. Podczas ich rozmowy posągi zbliżyły się już na niebezpieczną odległość.

Jin-Woo przemówił z wyrazem determinacji na twarzy.

- Proszę pana, powinien pan zabrać stąd Ju-Hee.

- Powiedziałem że zostanę.

- Straciłem nogę. Nie mogę pomóc Ju-Hee. Nie możemy tak po prostu zginąć tutaj wszyscy!

Było dla niego niemożliwe, aby wziąć Ju-Hee, który nie mógł nawet stać prawidłowo, i wyjść przez drzwi w wyznaczonym czasie. On sam nie mógłby stać i podtrzymywał własnego ciężaru. Nie mówiąc już o cudzym.

Nawet jeśli tym ciężarem byłaby młodsza od niego szczupła dziewczyna.

Jej ciało teraz było w większości bezwładne. Bezwładne ciało zawsze było cięższe niż normalnie.

Był też inny wybór, porzucenie Ju-Hee. Jednak Ju-Hee już kilka razy uratowała mu życie, a jedynym powodem, dla którego była w tym stanie, było to, że próbowała mu pomóc z całej siły.

Dodatkowo to jego głos zadecydował o wejściu tutaj.

To wszystko było po części jego winą.

Zdecydowanie nie chciał mieć wyrzutów sumienia, że porzucił taką osobę w tym zapomnianym przez Boga miejscu.

- Nie mamy już czasu. Proszę iść!

Wyraz twarzy Song pozostał twardy, gdy pomagał Ju-Hee wstać. Desperacko potrząsnęła głową, a łzy spływały jej po twarzy.

- Nie! Jin-Woo... Wolę tutaj zostać..!

- Obiecałem że postawie ci obiad, prawda?

Jin-Woo wyciągnął z kieszeni magiczny kryształ rangi E i umieścił go w jej dłoni.

- Poczęstuj się. Później zgłoszę się po swoją część.

Uśmiech uformował się na twarzy Jin-Woo, skłaniając Ju-Hee do krzyku z gniewu.

- Nie czas na żarty.

W tym momencie Jin-Woo skinął głową Panu Songowi. Starszy mężczyzna następnie lekko uderzył Ju-Hee w kark. Z łatwością pozbawiając ją przytomności.

Przy takim wyczerpaniu many, ciała i psychiki i tak długo nie zachowałaby już świadomości.

Po tym Ju-Hee straciła przytomność. Song podniósł nieprzytomną dziewczynę i położył ją sobie na ramieniu.

- Naprawdę mi przykro. - Przyznał pan Song.

Pan Song pochylił głowę przed Jin-Woo.

- Mnie też. Ale cieszę się że wam uda się uciec.

Po tym pożegnaniu Song szybko opuścił ołtarz.

Podczas gdy cała trójka rozmawiała, posągi znalazły się w odległości rzutu kamieniem od nich.

Jin-Woo ukląkł i wziął kilka głębokich oddechów.

Zauważył miecz, który Kim zostawił obok niego. Więc sięgnął i podniósł go.

Skoro miał tutaj umrzeć, zabierze ze sobą chodź jednego potwora.

Kiedy spojrzał za siebie, Jin-Woo zobaczył, że pan Song bezpiecznie wychodził właśnie przez drzwi z nieprzytomną Ju-Hee, przewieszoną przez jego zdrowe ramię.

Cóż to była za ulga.

Tylko on tutaj już umrze. Nikt więcej.

Nie robił tego z powodu jakiejś swojej ukrytej szlachetności, chcąc bohatersko poświęcić się dla innych.

Jego decyzja była dobrze wykalkulowana.

Nawet gdyby przeżył i wydostał się stąd dzisiaj, musiałby żyć jako kaleka do końca życia.

Oczywiście, bycie łowcą byłoby wtedy niemożliwe. I było też wątpliwe, czy on również będzie w stanie normalnie żyć. Był tylko absolwentem liceum, a ponieważ nie miał żadnych dostrzegalnych umiejętności zawodowych, po prostu nie miał zbyt wielu możliwości, by położyć jedzenie na stole.

Byłby tylko jeszcze większym ciężarem.

Nie byłby w stanie opłacić studiów siostry ani szpitala mamy.

Nie jako bezrobotny kaleka.

Jeśli tutaj umrze jego siostrzyczka dostanie dość dobre odszkodowanie.

Jego siostra była młoda, ale jeśli będzie miała pieniądze to jakoś sobie poradzi.

Nie była osobą głupio szastającą pieniędzmi na prawo i lewo.

Od czasu odejścia ich ojca oboje musieli nauczyć się oszczędzać. A gdy ich matka zachorowała problemy z pieniędzmi nasiliły się.

Dlatego wiedziała jak bardzo boli ich brak i jak katastrowane może być trwonienie ich.

Z tego co się orientował odszkodowania wypłacane członkom rodzin poległych łowców było dość spore.

Trzysta, lub czterysta milionów won ( 1 023 308 PLN – 300 000 000 WON lub 1 364 411 PLN – 400 000 000 WON)

To była ogromna kwota za bezwartościowe życie Łowcy rangi E, który nie nadawał się do niczego.

Wreszcie przybyły posągi.

Pierwszy, który przybył, wspiął się na ołtarz. Jin-Woo spojrzał na niego gniewnie i uniósł miecz.

Ból zacierał jego osąd, a przed oczami z powodu utraty krwi i wyczerpania robiło mu się już ciemno. Ale nie zamierzał teraz rezygnować.

Niestety oczekiwany atak nie nadszedł z przodu, ale z tyłu.

Długa włócznia wbiła się w plecy Jin-Woo i wyszła z jego klatki piersiowej.

Jin-Woo wziął bolesny wdech wypluwając dużo krwi która pobrudziła mu podbródek, szyję i poniszczoną już i tak bluzę.

Niewyobrażalna ilość bólu nadeszła jak fala tsunami.

Kamienny posąg uniósł włócznię. Jin-Woo został uniesiony w powietrze, wciąż przeszyty tą włócznią. Jednak walczył tylko przez krótką chwilę – ponieważ posąg rzucił go na ołtarz.

Słyszał w uszach nieprzyjemny, obrzydliwy wręcz trzask jego własnych kości.

Instynktownie zgiął się z powodu bólu, co doprowadziło tylko do nasilenia się go.

Gdy zaczął się trząść, powoli otoczyły go kamienne posągi. Utworzyli wokół niego okrąg. Jin-Woo podniósł głowę i spojrzał na nich, ledwie przytomnym wzrokiem.

W jego oczach te statuy były już tylko coraz bardziej rozmazującymi się plamami.

Tak bardzo nie chciał umierać.

Teraz, gdy miał przed sobą swoje ostatnie chwile, łzy ponownie napłynęły mu do oczu.

Przypomniał sobie twarze swojej rodziny. Przypomniał sobie nawet twarz Ju-Hee, jej twarz pełną niepokoju i troski o jego bezpieczeństwo.

Żył zaledwie dwadzieścia cztery lata. I tak żałośnie miał skończyć?

Jak to niby ma być w porządku?

Co to niby za wdzięczność?

Miał już dość tych ciągłych zdrad!

On też miał rodzinę...!

Też chciał ją jeszcze zobaczyć.

Czy to się nie liczyło?

Czy faktycznie cieszył się że tylko on tutaj zginie?

Czy nawet w ostatnich chwilach życia będzie się oszukiwał?

Nikt prócz jego siostry za nim nie zatęskni.

Ale czy to oznaczało że jego życie naprawdę miało mniejszą wartość?

Według kogo?

Kamienna statua dzierżąca miecz zbliżyła się o krok bez cienia emocji. Potem uniosła swój miecz wysoko.

Mimo że mocno się trząsł, Jin-Woo nie odwrócił wzroku od tego sukinsyna.

Chociaż w ostatnich sekundach życia nie będzie tchórzem.

W końcu miecz posągu ciął.

Gdyby... Miał... Tylko... Jeszcze... Jedną... Szansę.

Oczy Jin-Woo otworzyły się szerzej.

Nagle jednak coś się stało.

Usłyszał z niezidentyfikowanego miejsca dziwny sygnał dźwiękowy.

Jakby ktoś uruchomił jakąś aplikację w komputerze.

Gdy ten dźwięk rozbrzmiał wokół niego statua zastygła w bezruchu z podniesionym do góry mieczem.

Teraz jednak dla oczu Jin-Woo była już tylko dużą plamą ledwie rozpoznawalnego kształtu.

Jakby ktoś nacisnął przycisk „pauzy", przerażająco szybko poruszający się miecz nagle zatrzymał się w powietrzu.

Nie...

Wcale się nie zatrzymał.

On... Zwolnił?!

Niewyraźny kształt miecza nadal się poruszał.

Ale bardzo powoli.

Miecz chociaż nadal spadał potrzebowałby nawet minuty aby go dosięgnąć.

Co... się właśnie stało?

Wtedy właśnie w jego głowie rozległ się kobiecy głos, którego nie znał i nigdy wcześniej nie słyszał.

ALARM

[SPEŁNIŁEŚ NIEZBĘDNE WYMOGI DO UKRYTEGO ZADANIA „ODWAGA SŁABEUSZA"]

Co?

Co to... było?

Tajna misja? Warunki?

Czy... to były majaki?

Ale jeśli tak to czemu... takie?

Jin-Woo nie mógł tego zrozumieć.

- Skąd...? - Wychrypiał resztkami sił Jin-Woo. Jednak słowo było tak zniekształcone że nikt raczej by go nie zrozumiał.

Głos zignorował próbę pytania.

[ZDOBYŁEŚ PRAWO, BY ZOSTAĆ GRACZEM. ZGADZASZ SIĘ?]

Zdobył prawo?

Zgadza?

Na co?

Od dzieciństwa dorastał w biedzie, więc do tej pory nigdy nie odmawiał gratisów. Była to jednak historia z czasów, gdy jeszcze żył. Jaki był pożytek z darmowych rzeczy, kiedy był martwy?

Kiedy Jin-Woo zawahał się i nie odpowiedział, głos w jego głowie znów zapytał, jakby chciał go zachęcić.

[NIE MASZ CZASU NA ZASTANOWIENIE.]

[JEŚLI ODRZUCISZ OFERTĘ, TWOJE SERCE ZATRZYMA SIĘ 0.02 SEKUNDY PO PODJĘCIU DECYZJI. CHCESZ ZOSTAĆ GRACZEM?]

[TAK] [NIE]

Nie był w stanie stwierdzić, czy miał halucynacje, czy nie, ale i tak zorientował się, że dzieli go tylko chwila od śmierci na dobre. W końcu dostrzegł niezliczoną ilość innych broni skierowanych w jego stronę, poza tym cholernym mieczem.

Nie miał czasu na zastanowienie. Ale nawet gdyby miał... jego mózg był już praktycznie wyłączony.

Nie zgodził się.

Właściwie zadziałał instynktownie.

Zaproponowano więc powiedział tak.

A raczej pomyślał. Bo nie miał już siły nawet otworzyć ust. A co dopiero powiedzieć czegokolwiek.

ALARM

[WITAJ, GRACZU]

 

Chapter 3: Rozdział 2

Chapter Text

Otworzył nagle oczy czując zagrożenie.

Następnie poderwał się do siadu i rozejrzał wokół siebie przestraszony.

Jego otoczenie było... szpitalną salą?

Czuł jak zapach detergentów drażni go w nos z opóźnieniem poczuł również uczucie twardego materaca pod sobą.

Był w szpitalu?

Odkąd poznał uzdrowicielkę rangi B, Ju-Hee, częstotliwość jego pobytu w salach szpitalnych nieco spadła, ale i tak szpitale były znajomym miejscem dla Jin-Woo, tak samo jak choćby lokalny sklep spożywczy.

Do tego stopnia, że usłyszał nawet plotkę, że w szpitalu który przyjmuje łowców ze stowarzyszenia jest zarezerwowane dla niego specjalne miejsce.

Jin-Woo uniósł górną część tułowia. Następnie położył rękę na swojej klatce piersiowej i poczuł dochodzące stamtąd uderzenia.

Jego serce biło bez problemu.

Nie chodziło tylko o to.

Jego ciało wydawało się takie lekkie i... łatwe do poruszania.

Nie ważne jak głupio to brzmi.

Za każdym razem, gdy budził się ze szpitalnego łóżka, czuł się ociężały i zmęczony.

Często był też obolały, a raz nawet naćpany lekami przeciwbólowymi.

Ale teraz to była inna historia.

Teraz czuł się jakby obudził się we własnym łóżku po dobrze przespanej nocy.

Co...?

To nie miało sensu.

Zanim stracił przytomność... był na skraju śmierci.

Jego kości były połamane, jego pierś została przebita włócznią, a...

Szybko odkrył kołdrę patrząc z niedowierzaniom, ulgą i rosnącym szczęściem na swoje obie nienaruszone nogi.

Miecz spadał mu na głowę tuż przed jego oczami.

Jego noga została odcięta. A z tego powodu... Ju-Hee wyczerpała całą swoją manę.

Więc jakim cudem?

Nawet jeśli miał szczęście i miecz chybił, wciąż był otoczony przez niezliczonych przerażających wrogów. Te cholerne rzeczy były wystarczająco silne, aby dać drużynie szturmowej utworzonej wyłącznie z łowców rangi A – nie, Łowcy rangi S naprawdę ostry wycisk.

A mimo to był tutaj.

On, łowca rangi E.

Żywy.

To wszystko na pewno się stało. Nie mógł śnić.

Te wspomnienia były realne.

Wspomnienia pełne krwi, krzyków i bólu.

Czy może jednak się mylił?

- Nareszcie się obudziłeś?

Jin-Woo był zaskoczony ciężkim męskim barytonem dobiegającym z rogu sali szpitalnej i pospiesznie odwrócił głowę, żeby spojrzeć w tamtą stronę.

Przez drzwi jego sali szpitalnej weszło dwóch wysokich mężczyzn ubranych w czarne garnitury.

Dawno nie miał takiego dysonansu patrząc na kogokolwiek.

Z jednej strony mężczyzna który wszedł do sali jako pierwszy był grzesznie przystojny.

Miał ciemno blond włosy zaczesane do tył, nie licząc jednego niewielkiego kosmyka który delikatnie spadał mu na czoło, jego oczy były ciemno brązowe i wyraźnie jego twarz wskazywała na to że mógłby nią zarabiać grube miliony pozując do zdjęć.

Z drugiej strony wyglądał na tak zmęczonego i spiętego jakby nie spał już od dwóch tygodni. Jego garnitur chodź dobrze założony i nienagannie czysty nosił ślady zagięć i zmarszczek. A pod tymi ładnymi oczami widać było ciemne kręgi.

Drugi mężczyzna wglądający na nieco mniej zmęczonego zamknął drzwi do sali stając za swoim towarzyszem.

- Kim jesteście?

Wcześniej mówiący zmęczony mężczyzna wręczył mu wizytówkę.

- Przepraszamy za najście.

Jin-Woo wziął od mężczyzny wizytówkę i przeczytał, co było na niej napisane.

— Woo Jin-Chul, główny inspektor Departamentu Monitorowania Łowców. Stowarzyszenie.

Wydział Monitoringu był jedynym działem w Stowarzyszeniu Łowców z wieloma silnymi Łowcami na liście płac. Cóż, skoro ten departament miał za zadanie zarządzać Łowcami w kraju, oczywistym było że zatrudniliby wielu wysokiej klasy Łowców, aby ułatwić ten cel.

- Czego może chcieć ode mnie wydział Monitorowania? - Spytał ostrożnie Jin-Woo.

Woo Jin-Chul przysunął krzesło bliżej łóżka i usiadł.

Cholera, ten facet nawet siedział z gracją i atrakcyjnością. Bezsprzecznie robił wrażenie.

Ale zdecydowanie musiał się wyspać.

Drugi mężczyzna, który musiał być jego podwładnym, stanął za nim.

Niewypowiedziana presja emanująca ze strony dwóch facetów patrzących w dół w bliskim sąsiedztwie była dość duża.

Przekazana przez nich historia była jednak dość zaskakująca.

- Byłem nieprzytomny przez cztery dni?! Co się stało z Ju-Hee i panem Song Chi-Yu. Są bezpiecznie.

Mężczyzna kiwnął głową z uspokajającym wyrazem twarzy.

- Nic im nie grozi. Song Chi-Yul stracił ramie przez co prawdopodobnie będzie musiał zrezygnować z bycia łowcom i przejść na emeryturę. Le Ju-Hee wciąż jest pod obserwacją całe zajście wywołało u niej silną traumę. Nie ma pewności czy będzie w stanie wrócić do pracy. Jeśli chodzi o pozostałych łowców...

- Nie. - Przerwał mu Jin-Woo. - Chciałem tylko wiedzieć to z tą dwójką. Dziękuję za informację.

Jeśli mężczyzna był zaskoczony jego brakiem zmartwienia o innych ocalałych nie okazał tego.

W ogóle jego zmęczona przystojna twarz była maską grzecznego spokoju i profesjonalizmu.

- Udało się przeżyć sześciu osobom. Takie masakry jak ta to rzadkość nawet w tak niebezpiecznym zawodzie. Może pamiętasz, co się wydarzyło, zanim straciłeś przytomność?

- Tak... Pamiętam. - Przyznał ponuro Jin-Woo.

Jin-Woo powiedział im wszystko zgodnie z prawdą, pomijając dziwne halucynacyjne słowa, które usłyszał, zanim stracił przytomność.

To musiała być wina utraty krwi.

- I wtedy straciłeś przytomność, czyż nie?

- Następnym co pamiętam było przebudzenie właśnie tutaj.

Woo Jin-Chul i jego podwładny wymienili znaczące spojrzenia. Z jakiegoś powodu wydawali się być zakłopotani brakiem wiedzy Jin-Woo.

Właściwie to Jin-Woo był tym, który chciał dowiedzieć się najbardziej, co wydarzyło się w tamtej świątyni.

- Gdy inspektorzy i członkowie gildii Białego Tygrysa dotarli na miejsce. Po potworach nie było śladu. Znaleźliśmy tylko ciebie. Bez sali, bez posągów czy żadnych innych poszlak.

Gidia Białego Tygrysa była drugą co do wielkości Gildią w Korei. Stowarzyszenie dostrzegło niebezpieczeństwo, dlatego zwróciło się o pomoc do tak ogromnej Gildii jak Gildia Białego Tygrysa. Co miałoby sens i było dość rozsądne.

Ale...

Co się tam stało?

Jin-Woo nerwowo przełknął ślinę czując jak bardzo jego gardło jest ściśnięte z nerwów.

- Ciężko było nam uwierzyć w to co tam zobaczyliśmy. Gdyby zeznania ocalałych różniły się chociaż w jednym miejscu, lub gdybyśmy nie znaleźli wszystkich ciał, zapewne wtedy rozważalibyśmy inny scenariusz.

Woo Jin-Chul zacisnął usta w cienką linię.

Minęło sześć lat, odkąd dostał rangę „A" i rozpoczął pracę w Wydziale Monitorującym. Mógł śmiało powiedzieć, że doświadczył prawie wszystkiego podczas swojej kariery. Jednak taka sytuacja była dla niego nowością i prawdziwą zagadką.

Pomimo swoich dwudziestu siedmiu lat na karku, nie miał zielonego pojęcia jak rozsądnie wyjaśnić całą tę sytuację.

Poprosił inne Gildie, a także Stowarzyszenia w innych krajach, ale wynik końcowy nie był zadowalający.

Woo Jin-Chul otworzył usta ostrożnie dobierając następne słowa.

Musieli rozważyć wszystkie możliwości. Nawet jeśli szanse były niskie, musieli je wszystkie potwierdzić.

- Bez wątpienia w tej komnacie były potężne stworzenia. Ale żadne z nich nie wyszło poza bramę. Nie wiadomo też dokładnie kto je zabił... To tylko nasza teoria. Ale wierzymy że otrzymałeś powtórne przebudzenie.

Woo Jin-Chul uważnie studiował reakcje Jin-Woo, gdy kontynuował.

Kolejne przebudzenie!

Oczy Jin-Woo otworzyły się szeroko.

Chociaż niezwykle rzadko, zdarzały się przypadki człowieka, zwiększył swoje zdolności jako Łowca, przechodząc przez powtórne przebudzenie.

Pierwotnie, gdy ranga Łowcy została przypisana na początku, potwornie rzadko się zmieniała.

Byli jednak nieliczni którzy ulegali procesowi powtórnego przebudzenia.

Po powtórnym przebudzeniu zdarzało się że łowca rangi C przechodził od razu na rangę A. Albo nawet z rangi B od razu do S. Na sam szczyt.

- Może pan sprawdzać. - Stwierdził po chwili Jin-Woo tłumiąc wszelką nadzieję.

Od zawsze był bezużytecznym łowcom rangi E i nie zamierza niepotrzebnie robić sobie nadziei. Zna swoją siłę. I nic się pod tym względem nie zmieniło.

- Ale sądzę że marnują panowie swój czas.

***

Gdy zawiedzeni agenci opuścili już jego salę szpitalną niespodziewanie przed oczami Jin-Woo pojawiły się... słowa?

Dodatkowo usłyszał żeński głos, czytający te słowa, który wydawał mu się znajomy...

Spojrzał w górę bez zastanowienia, a potem zobaczył „słowa" unoszące się w powietrzu.

WIADOMOŚĆ

MASZ NIEODCZYTANĄ WIADOMOŚĆ

Mocno zamknął oczy, by po chwili znów je otworzyć.

WIADOMOŚĆ

MASZ NIEODCZYTANĄ WIADOMOŚĆ

Słowa unosiły się tam bez żadnej zmiany. Kilka razy mocno potrząsnął głową, a nawet przetarł oczy, ale one wciąż tam były.

Jin-Woo rozmasował bolące czoło i opuścił głowę

Czy coś w jego głowie naprawdę mogło zostać złamane?

W końcu był stan zwany PTSD. Osoby, które przeżyły ogromny wypadek lub traumatyczne wydarzenie, zwykle cierpiały na ten stan.

Zaledwie kilka dni temu był świadkiem śmierci wielu swoich towarzyszy, nie wspominając o tym, że sam prawie umarł, więc nie byłoby tak dziwne usłyszeć lub zobaczyć nietypowe rzeczy jako możliwy efekt uboczny.

Było jednak kilka rzeczy, które uniemożliwiły mu zaakceptowanie tego wyjaśnienia.

Wzrok Jin-Woo opadł na nogę – nogę, która została przecięta na pół przez tarczę kamiennego posągu, a mimo tego teraz była cała, sprawna i nie miał na niej nawet zadrapania.

Ten dziwny kobiecy głos.

I te słowa unoszące się na niczym przed jego oczami.

Istniała szansa, że wszystkie te rzeczy nie były odosobnionymi zdarzeniami, ale były ze sobą powiązane. Kiedy jego myśli dotarły tutaj, jego boląca głowa wydawała się nieco jaśniejsza.

Musiał pomyśleć o tym wszystkim na spokojnie.

Nim jednak mógłby jakoś dłużej się nad tym zastanowić do jego pokoju szpitalnego wparowała jego młodsza siostra w mundurku szkolnym.

- Zamorduje cię! - Ogłosiła Jin-Ah wściekle, wpadając do pomieszczenia. - Mówiłam ci, żebyś przestał się ranić! Masz pojęcie, jak bardzo się martwiłam.

Dziewczyna rzuciła się na brata zaczynając go wściekle okładać pięściami.

- Przepraszam. Nie chciałem żebyś znowu się martwiła. - Stwierdził smutno chłopak myśląc o tym co by czuła jego siostra gdyby naprawdę umarł.

Od dawna mieli tylko siebie. Dokładniej mówiąc od czterech lat.

Tak bardzo by zapewne płakała.

Czy naprawdę wcześniej o tym nie pomyślał?

Jego... pieniądze jakie dostałaby po jego śmierci nie rozwiązałyby problemu jej samotności gdyby coś mu się stał.

W końcu siła kryjąca się za ciosami Jin-Aha stopniowo znikała. Wkrótce przestała, a kiedy jej głowa opadła, zaczęła płakać. Jin-Woo powoli poklepał plecy swojej szlochającej siostry.

Czując palące poczucie winy.

Cieszył się że żyje i że jego siostra nie musiała przechodzić przez cierpienie utraty go.

Przeżył piekielny przerażający koszmar. I tak bardzo cieszył się że wyszedł z niego w jednym kawałku.

Wzrok Jin-Woo przesunął się nieznacznie w kierunku słów unoszących się w powietrzu.

WIADOMOŚĆ

MASZ NIEODCZYTANĄ WIADOMOŚĆ

Chociaż możliwe, że nie obudził się całkowicie z tego koszmaru.

Było tak wiele rzeczy, których nie mógł zrozumieć.

Na szczęście jego silna siostra po chwili przestała płakać. Na nieszczęście dla niego jednak jej zrzędzenie trwało jeszcze ponad godzinę.

- Słyszysz mnie? Jeśli jeszcze raz zostaniesz zraniony, rzucę naukę, znajdę pracę i upewnię się, że już nigdy więcej nie będziesz pracować jako Łowca.

Ostre spojrzenie Jin-Ah nie pasowało do jej ładnej twarzy, ale to była biologiczna cecha, którą dzieliła ze swoim starszym bratem.

- Dobrze, już dobrze. Słyszałem cię.

Jin-Woo skinął głową, jakby się poddał.

Dopiero po kilkukrotnym zdobyciu jego zapewnienia, okazywała nutkę satysfakcji i wstała z siedzenia.

- Muszę wracać do szkoły, dostałam tylko pozwolenie na krótką wizytę u ciebie.

Jin-Woo skinął głową.

Jego siostra bardzo przykładała się do nauki. Za rok były egzaminy wstępne na studia i chciała napisać je jak najlepiej. Dlatego właśnie nie chciała przegapić lekcji.

Być może nigdy nie otrzymała prywatnych korepetycji ani nie uczęszczała na dodatkowe zajęcia, ale do tej pory zawsze plasowała się w pierwszej dziesiątce w swojej szkole.

Jin-Ah marzyła o zostaniu lekarzem.

Jeszcze kilka lat temu uwielbiała marnować czas na gry wideo i tym podobne rzeczy, ale potem, gdy ich matka zachorowała, przysięgła, że zostanie lekarzem i od tego czasu nigdy nie przestała się uczyć.

Jin-Woo bardzo chciał żeby jego siostra spełniła swoje marzenie.

Poczekaj chwilę.... grać w gry wideo?

Nagle oczy Jin-Woo zabłysły nieco niebezpiecznie.

W świątyni...

Co dokładnie się stało gdy usłyszał te damski głos?

Został... graczem, czyż nie?

Ale jak dokładnie zgodził się zostać graczem?

Nie... pamiętał co się wtedy wydarzyło.

Czy, zrobił coś konkretnego?

Powiedział?

Nie... chyba, nie mógł mówić. Nie miał już na to siły.

Jak się zgodził?!

Kiwnął głową?

Nie, za bardzo był obolały i połamany żeby się ruszać.

Nie zrobił chyba nic ważnego.

Po prostu... się zgodził .

Chciał.

Ale ta niepewna wiedza nie pomoże mu zrozumieć jak otworzyć tą dziwną wiadomość o której mówiły litery.

Chyba że...

Spróbowanie tego nic go nie kosztuje.

Patrząc uparcie na widzące w powietrzu litery Jin-Woo zażyczył sobie żeby wiadomość się otworzyła. Nawet spróbował dla pewności powiedzieć cicho w głowie „Otwórz".

Ku jego zaskoczeniu litery zareagowały na jego prośbę.

WIADOMOŚĆ

WITAJ [GRACZU] (NIEPRZECZYTANE)

OTRZYMANO NOWE ZADANIE

[ZADANIE NA DZIŚ: DROGA KU POTĘDZE]

(NIEPRZECZYTANE)

Pomyślał, że pierwsza wiadomość brzmiała znajomo, jakby słyszał ją skądś już wcześniej.

A więc pierwsza wiadomość.

GRATULACJE Z POWODU ZOSTANIA „GRACZEM" (NIEPRZECZYTANE)

[SYSTEM POMOŻE „GRACZOWI" STAĆ SIĘ SILNIEJSZYM.]

[JEŚLI „GRACZ NIE BĘDZIE WYKONYWAŁ POLECEŃ SYSTEMU, MOŻE OTRZYMAĆ KARĘ.]

ALARM

[OTRZYMAŁEŚ SWOJE NAGRODY]

Przed utratą przytomności w podziemiu został nazwany graczem.

Oczywiście wtedy, a nawet teraz, nadal nie mógł naprawdę zrozumieć, co się tu dzieje i co to wszystko oznacza.

„System", „kary", „nagrody'.

To wszystko bez kontekstu brzmiało bardzo zagadkowo.

W jaki sposób pomoże stać mu się silniejszy?

I czym go nagrodzi?

Widząc, że słowa, które można było znaleźć tylko w grze wideo, pojawiające się przed jego oczami bez żadnych wcześniejszych wyjaśnień i kontekstu jeszcze bardziej go zmieszały.

WIADOMOŚC

OTRZYMANO NOWE ZADANIE [ZADANIE NA DZIŚ: DROGA KU POTĘDZE] (NIEODCZYTANE)

Jin-Woo westchnął z podziwem po przeczytaniu tego dość sugestywnego tytułu. Jego serce zaczęło bić szybciej w oczekiwaniu.

- Wybierz. - Po tym cichym mruknięciu pod nosem ekran zmieniał się pokazując jakieś czyste statystyki.

SZCZEGÓŁY NA TEMAT ZADANIA

ZADANIE NA DZIŚ: DROGA KU POTĘDZE

CELE

[NIEUKOŃCZONE] POMPKI [0/100]

[NIEUKOŃCZONE] BRZUSZKI [0/100]

[NIEUKOŃCZONE] PRZYSIADY [0/100]

[NIEUKOŃCZONE] BIEG [0/10KM]

OSTRZEŻENIE – NIEWYKONANIE ZADANIA BĘDZIE WIĄZAĆ SIĘ Z OTRZYMANIEM STOSOWEJ KARY.

Jin-Woo odruchowo wypluł oszołomiony chichot po potwierdzeniu treści wiadomości.

- Co to niby ma być. To jakiś słaby żart?

Czy to co teraz poczuł to było rozczarowanie.

Prawdopodobnie.

Niepotrzebnie się nastawił widząc te wszystkie dziwne okienka przed swoją twarzą.

„Droga ku potędze, brzmiało całkiem kozacko.

 A teraz ten dziwny System każe mu robić brzuski?

No błagam. Brzmiało idiotycznie.

Nie ważne jak ciężko będzie łowca ćwiczył i trenował. Nie można było zwiększyć swoich sił w taki sposób. Nie można było przeskakiwać między rangami.

Jedyną taką możliwość dawało Powtórne Przebudzenie o które kilka godzin temu był bezzasadnie podejrzewany.

Czy to było to, o czym mówił ten rozwój i nagroda?

Może jego zmęczony zdesperowany umysł chciał za wszelką cenę pomóc mu stać się silniejszym? I naprawdę miał omamy widząc te okienka przed sobą.

Jak desperacko chciał stać się silniejszy, żeby zobaczyć tę głupią halucynację?

Chociaż było to zabawne, czuł się też trochę samotny w środku.

I upokorzony.

Jin-Woo potrząsnął głową czując się jeszcze gorzej niż chwilę temu.

Nagle pomyślał, że jest głupcem, szukając odpowiedzi na wiele pytań w pieprzonych halucynacjach.

Teraz gdy o tym myślał dobrze że nie przyznał się do widzenia tych rzeczy inspektorowi: „Jestem zbyt gorący na to całe gówno i potrzebuje kilku pieprzonych godzin snu".

Nie zamierzał dalej przejmować się tymi upokarzającymi bredniami.

Jin-Woo położył się z rozpostartymi nogami na łóżku. Bez słowa wpatrywał się w sufit.

Nie robił nic ważnego, ale czas płynął dalej.

Gdy tylko zaczął odczuwać ciężar ciszy wypełniającej jego szpitalną salę....

Jin-Woo gwałtownie uniósł tors z łóżka.

A gdyby coś mogło się zmienić, po wykonaniu tych ćwiczeń?

Ponieważ jego myśli były w połowie wypełnione niepewnym oczekiwaniem, a w połowie nieprzekonaną ciekawością, zaczął się zastanawiać, czy powinien przynajmniej spróbować.

Cóż, niby i tak nie miał nic do stracenia.

Nie byłoby powodu, żeby tego nie wypróbować, gdyby traktował jako lekki trening na rozciąganie mięśni czy coś, nie?

Jin-Woo bez żalu zamknął skrzynkę pocztową.

Łowca nie może tak po prostu stać się silniejszym. Gdyby tak było po świecie chodziliby sami łowcy rang B, A czy S.

Jin-Woo ziewnął przeciągle i przykrył się kołdrą, kładąc się wygodnie. 

Spał cztery dni. Ale miał ochotę jeszcze trochę się przespać.

I tak nie miał tutaj nic innego do roboty.

Może te dziwne halucynacje i głosy znikną gdy się prześpi.

Jego powieki powoli się zamknęły. A Jin-Woo zapadł w głęboki sen.

Godziny mijały, jego sen trwał a wskazówki na niewielkim zegarze narysowanym pod zadaniem „Droga ku potędze" zaczęły się zmieniać.

Igły kręciły się i wirowały, aż wskazały 23:59:57.

58, 59, 60....

Igły zatrzymały się dokładnie, gdy dotknęły 12:00.

ALARM

NIE WYKONAŁEŚ ZADANIA NA DZIŚ. NA OKREŚLONY CZAS ZOSTANIESZ PRZETRANSPORTOWANY DO KARNEGO WYMIARU

Jin-Woo otworzył oczy gdy jego ciałem jak i całym łóżkiem szarpnęły dziwne trzęsienia. 

Jin-Woo usiadł i chwycił brzegi łóżka przerażony. Drżenie było tak silne, że nie mógł utrzymać równowagi a wszystko w pomieszczeniu, nie tylko łóżko, zaczęło niespokojnie podskakiwać i drżeć.

W miarę upływu sekund drżenie stawało się coraz agresywniejsze, a chłopak zastanawiał się czy Seul nie został nawiedzony przez jakieś koszmarne trzęsienie ziemi.

Nagle, ku jego niedowierzaniu i szokowi zobaczył jak meble i przedmioty w pokoju zaczynając zamieniać się w proch.

Jeden ze stalowych prętów łóżka szpitalnego na jego oczach zaczął zmieniać się w proch a za nim poszła cała reszta metalowej konstrukcji.

Po bliższym przyjrzeniu się Jin-Woo zdał sobie sprawę że to w co zmieniały się przedmioty nie było prochem. A piaskiem.

W końcu Jin-Woo został zrzucony z pozostałości łóżka. Podskakiwał po całym szpitalnym pokoju i krzyczał. 

W końcu gdy był tak bezwładnie miotany od ściany do ściany poczuł coś miękkiego pod dłońmi.

Drobne ziarenka piasku.

Przeklęte trzęsienie ziemi ustało.

Jin-Woo uniósł pośpiesznie głowę i nie dowierzał własnym oczom. 

Wszędzie wokół niego był piach.

Piach i otwarta przestrzeń. Żadnego śladu po oknach czy ścianach szpitala.

Nad głową miał rozpostarte pomarańczowe niebo, pod sobą piach.

A temperatura zdecydowanie nie przypomniała już tej pokojowej.

Bliższa była teraz temperaturze jakiegoś gorącego Afrykańskiego kraju.

Jin-Woo zmarszczył brwi i wstał. Cały piasek, który znalazł się w jego ubraniu, zsypał się na ziemię. Odkurzył piasek zaschnięty na jego klatce piersiowej, rozglądając się wokół.

Piach, piach i wszędzie wokół piach.

Znawcom nie był, ale miejsce wyglądało mu na pustynię.

Nawet nie tyle na nią wyglądało, co nią było.

Ale to nie mogło tak po prostu się dziać! 

Jeszcze kilka chwil temu spał na łóżku w jednym ze szpitali w Seulu. A teraz gdy otworzył oczy był... tutaj.

Jin-Woo nabrał garść piasku i przepuścił go przez palce. Drobne ziarna spadły prosto na ziemię.

Spadający piach nie był targany żadnym wiatrem. Głównie dlatego że najwyraźniej nie było tutaj takowego.

Zero jakiś krzaków, drzew, czy budynków. 

Gdy spojrzał w górę na ciemno pomarańczowym niebie nie było ani słońca, ani księżyca czy chociażby żadnej gwiazdy. Nic.

Gdzie było to dziwne miejsce?

Zanim chociaż zdążyłby wstać i zrobić krok w którąkolwiek ze stron, piaszczysta ziemia obok niego zapadła się i utworzył się tam głęboki lej.

Jin-Woo desperacko uciekł, żeby nie dać się tam wciągnąć. Lej stawał się coraz szerszy aż w końcu Jin-Woo był zmuszony zacząć się czołgać na czworakach, żeby nie wpaść do powiększającej się ciągle dziury.

Usiadł na tyłku, ciężko dyszał i wpatrywał się w dno dołu. Dość dziwacznie widział, że piasek na dnie „kotłuje się".

Uświadomienie sobie, że tylko jeden błąd spowodowałby jego upadek, do tamtego dziwnie wrzącego piasku na dole, wywołał u niego dreszcze.

Oczy Jin-Woo zwęziły się podejrzliwie.

Ale dlaczego w ogóle piasek miałby się tak zachowywać?

Kiedy przyjrzał się bliżej, zauważył 'coś' dość dużego poruszającego się tam na dole.

Jin-Woo instynktownie zmusił się do wstania. Miał teraz naprawdę złe przeczucia.

Rzeczywiście, kiedy Jin-Woo cofnął się o krok, piasek w dole nagle eksplodował w górę.

W międzyczasie oczy Jin-Woo zrobiły się wyjątkowo okrągłe.

- Stonoga?

Paskudna wielka istota która wyskoczyła spod piachu istotnie przypominała stonogę. Nawet jeśli zapewne nią nie była.

Jak ostatni raz Jin-Woo zdarzyło się widzieć stonogę że nie była ona kilka razy większa od niego.

Kiedy w pełni się ujawniła, głowa tej cholernej istoty prawie osiągnęła wysokość równą pięciopiętrowemu budynkowi.

Jin-Woo z niepokojem przełknął ślinę.

Jednak wielkość i wygląd obrzydliwej bestii nie były jedynymi rzeczami które go zaskoczyły.

Nad głową potwora unosiły się jakieś litery.

Zupełnie jak wcześniej przed jego oczami.

Tym razem jednak nie było napisane na wpół przezroczystej ramce i miały inny kolor.

Czy on znowu śnił?

Jin-Woo zamknął i ponownie otworzył oczy, ale nic się nie zmieniło. Nawet teraz na czubku głowy potwora unosiły się cztery czerwone słowa.

Zupełnie jak w przypadków jakiegoś potwora z gry.

GIGANTYCZNA JADOWITA PIASKOWA STONOGA

Podobnie jak jego przerażający i dziwaczny wygląd, jego nazwa również była czymś, czego za wszelką cenę chciałby uniknąć. To, co najbardziej zwróciło jego uwagę, to dwa przymiotniki. „Gigantyczna" i „jadowita".

I chociaż, faktycznie nie można było odmówić jej wielkości to informacja że jest ona jeszcze na dodatek tego wszystkiego jadowita wcale go nie pocieszał. A nawet wręcz przeciwnie.

Jakby na potwierdzenie swoich myśli zauważył parę kłów wielkości dziecka wystających tuż pod szczęką potwora Nie trzeba było być geniuszem, aby dowiedzieć się, co może się stać, jeśli zostanie dźgnięty przez te kły.

Bestia na razie przypatrywała mu się. Jakby zastanawiając się jak będzie smakował.

Jakby nie było wystarczająco dziwnie w jego głowie rozległ się już znany mu dziwny komputerowy dźwięk i usłyszał damski głos czytający wiadomość która pojawiła się przed jego oczami.

SZCZEGÓŁY ZADANIA

[ZADANIE KARNE: PRZETRAJ]

CEL:

PRZETRWAJ DO KOŃCA UPŁYWU WYZNACZONEGO CZASU.

CZAS TRWANIA KARY: 4 GODZINY

POZOSTAŁO: 3 GODZINY 59 MINUT 48 SEKUND

No bez żartów.

Jednak gdy tylko „pozostały czas" zmienił się na 3 godziny, 59 minut i 47 sekund, stonoga rzuciła się w jego stronę, jakby nie mogła dłużej czekać.

Jin-Woo obrócił się pospiesznie i uciekł, by ratować życie.

Nie było czasu na zastanawianie się.

Nad tym czemu tu trafił.

Jaki sadystyczny żartowniś go tutaj wysłał.

Ani jak się stąd wydostanie.

Jeśli chciał żyć, musiał uciekać!

To była jedyna myśl krążąca w jego głowie w obecnej chwili.

Jednak zanim zrobił kilka kroków, kolejny słup piasku eksplodował w górę niedaleko od jego pozycji.

Jin-Woo padł na plecy zmieciony przez potężną falę wywołaną tą eksplozją piachu. Przeturlał się po piaszczystej ziemi, zanim szybko wstał. Otarł piasek z twarzy, zanim jego oczy otworzyły się jeszcze szerzej.

Tym razem nie był to tylko jeden czy dwa z nich.

Zanim nawet to zauważył, z piasku wystawało siedem tych samych potworówi wszystkie patrzyły na niego.

I żadna z nich nie była szczęśliwa że go widzi.

Za jakie grzechy?

***

POZOSTAŁO: 0 GODZIN 0 MINUT 6 SEKUND

5,4,3,2,1,0

Jin-Woo pojawił się ponownie w sali szpitalnej dokładnie cztery godziny później.

Tak jak obiecywała to wiadomość.

Jin-Woo przewrócił się na podłogę i boleśnie sapnął.

I tyle było z jego cudownego zdrowego stanu zdrowia, którym cieszył się po przebudzeniu w szpitalu.

Obecnie wszystko go bolało. A zwłaszcza nogo. Piasek miał w miejsca o których wolałby nikomu nie mówić.

Był cały spocony i oblepiony piaskiem.

 I miał tak potworną zadyszkę że ledwie już łapał oddech.

Jego usta były pełne tego szorstkiego, ziarnistego smaku. Jego oczy też mocno piekły, najwyraźniej jakby dostały się tam drobinki piasku.

Dużo drobinek piasku.

Tak ze dwie wywrotki.

Jin-Woo jęczał przez dłuższy czas, zanim bezsilnie upadł na plecy. Nie miał już siły, by podnieść choćby palec.

Jin-Woo nadal ciężko dyszał, gdy pojawiła się przed nim nowa wiadomość. 

Jak gdyby nigdy nic.

Jakby szydząc z niego i z bycia przez niego takim niedowiarkiem.

ALARM

[UKOŃCZYŁEŚ ZADANIE KARNE.]

Wyraz twarzy Jin-Woo zmienił się w coś brzydkiego. 

Zadanie karne?

Czy zrobił coś godnego kary? 

Jin-Woo starannie odtwarzał swoje wspomnienia, aż przypomniał sobie to nieszczęsne zadanie które postanowił zignorować.

O to było tyle szumu?

A raczej tyle narażenia jego życia!

O głupie przysiady?

Gdy się chwilę nad tym zastanowił przypomniał sobie niejasno jakąś linijkę tekstu mówiącej o karze w razie nie wykonania zadania.

To nie była halucynacja.

Och.

Ojej.

On... naprawdę został... „Graczem"?

Ciężko założyć że ostatnie cztery godziny tylko mu się wydawały.

Zmęczenie i ból które obecnie czuł zdecydowanie były prawdziwe.

Rzeczywiście, nie była to halucynacja ani sen.

Wszystko wydarzyło się naprawdę. 

Tam prawie umarł.

Znowu.

Tak zwana kara okazała się być wrzuceniem go na miejsce egzekucji!

W tym samym czasie w jego umyśle pojawiło się kolejne złowieszcze przeczucie. Jeśli to wydarzenie było rzeczywiście spowodowane „"Zadaniem na dziś"", to bez wątpienia nie byłby to ostatni raz.

Rzeczywiście, usłyszał w głowie kolejny mechaniczny sygnał dźwiękowy jakby chcąc wyszydzić jego obolałą niedolę po raz kolejny.

Wzdrygnął się zaskoczony, ale na szczęście nie chodziło o kolejną misję ani nic w tym rodzaju. 

WIADOMOŚĆ

[OTRZYMAŁEŚ NAGRODĘ ZA UKOŃCZENIA KARNEGO ZADANIA]

[CHCESZ JĄ ODEBRAĆ]

[TAK] [NIE]

Nagrody?

Widział słowo nagroda.

I chociaż jakiekolwiek nagrodzenie mu tych czterech godzin było mile widziane, to niekoniecznie miał w tej chwili siłę żeby się ową nagrodą przejmować.

Jego sytuacja po prostu na to nie pozwalała. 

Nagroda, o ile nie była wycieczką w kolejne tropikalne świetlenie niebezpieczne miejsce, mogła poczekać.

Najpierw miał ochotę trochę sobie zemdleć.

Jego wzrok stopniowo się zamazywał. 

W końcu mózg Jin-Woo poddał się i uległ twardemu resetowi, a on upadł na podłogę. 

 

Chapter 4: Rozdział 3

Chapter Text

Nie było niczym dziwnym że w dyżurce pielęgniarek w czasie przerw, czy przygotowań do swoich dyżurów pielęgniarki rozmawiały na temat obecnie przebywających w szpitalu pacjentów.

Dzieliły się spostrzeżeniami, ostrzegały się nawzajem jeśli któryś z pacjentów wydawał się nachalny lub groźny, bądź tez przytaczały jakieś zabawne anegdoty jakie miały miejsce tego konkretnego dnia na ich zmianie.

Nie inaczej było i dziś gdy w dyżurce siedząc na niewielkiej kanapie z herbatami w dłoniach rozmawiały dwie młode kobiety.

- Kojarzysz tego młodego łowcę. Sung Jin-Woo?

- Ach, tak. Kojarzę go, zauważyłam że każdego dnia biega mimo tego że parę dni temu wybudził się ze śpiączki.

- A co na to powiedział lekarz?

- Powiedział tylko że łowcy regenerują się szybciej niż zwykli ludzie. - Kobieta wzruszyła ramionami. - Lekkie ćwiczenia mu nie zaszkodzą.

Druga z pielęgniarek spojrzała przypadkowo w okno, akurat w momencie gdy przebiegał przed nim wspomniany łowca.

- Spójrz biega nawet teraz.

- Póki się nie nadwyręża, to nic mu nie będzie.

- Hm, od ilu godzin już tak biega?

***

Minęły dokładnie cztery dni odkąd wybudził się ze śpiączki.

Miał wystarczająco dużo czasu, i nieprzyjemnych przejść związanych z wielkimi piaskowymi stonogami, aby przekonać się że te dziwne komunikaty pojawiające się przed jego oczami nie są tylko iluzją czy wytworem jego uszkodzonego umysłu.

Odkrył że te dzienne zadania zawsze są takie same. I wcale nie przeszkadzały mu tak bardzo jak początkowo sądził że będą.

Zamiast wyprawy w jakieś śmiertelne miejsce i walki z cholera wie czym, ten cały system kazał mu po prostu ćwiczyć.

Jego ciało może trochę pocierpieć. Lepsze to niż ponowne ocieranie się o śmierć.

ALARM

[BIEG] UKOŃCZONO [10/10KM]

Zdyszany Jin-Woo przystanął opierając dłonie o zgięte kolana i dysząc ciężko z otwartymi ustami, gdy jednocześnie czuł jak kropelka potu spływa mu po boku nosa.

Nikt poza nim nie widział ani tego komunikatu który wyskoczył teraz, ani żadnego innego tego typu.

Najbardziej drażniła go cholerna trasa składająca się z dziesięciu kilometrów, którą musiał pokonywać biegiem dzień w dzień. Nie kilometr, nie pięć. Ale aż dziesięć. Ten bieg był zdecydowanie najbardziej męczący. A pierwszego dnia po przebiegnięciu tej trasy myślał że albo umrze, albo jego płuca wyskoczą mu przez nos nie chcąc już pracować z jego ciele.

Gdy mniej więcej wziął się już w garść ruszył do najbliższej pustej ławki żeby sobie siąść.

Gdy już to zrobił spojrzał na kolejne okienko które pojawiło się przed jego twarzą.

NAGRODY ZA ZADANIE

PEŁNA LISTA NAGRÓD

NAGRODA 1# REGENERACJA SIŁ

NAGRODA 2# PUNKTY STATYSTYK +3

NAGRODA 3# LOSOWE PUDEŁKO +1

PRZYJMUJESZ

[TAK] [NIE]

Pierwsza nagroda po wypełnieniu tego zadania zawsze była niczym miłe orzeźwienie po całej tej męce.

Czar który jest w stanie pozbyć się zmęczenia po wysiłku fizycznym. Dzięki niemu czuł się jakby w ogóle nie ćwiczył.

Otoczyło go miękkie zielono złote światło którego oczywiście nikt prócz niego nie widział i już po chwili czuł się jakby dopiero co wstał z łóżka.

Żadnych zakwasów, bólu mięśni czy ospałości.

Potem były jeszcze punkty i pudełko z przedmiotami. Dzięki punktom mógł zwiększyć swoje dowolne statystyki.

Jako że System uczynił go „graczem" to tak samo jak w grze miał swoje statystyki pokazane w oknie statusu.

Otworzył je teraz przyglądając się im.

STATUS

IMIĘ: SUNG JIN-WOO

PROFESJA: BRAK

TYTUŁ: BRAK

POZIOM: 1

ZMĘCZENIE: 0

HP: 100

MP: 10

SIŁA: 16

ZRĘCZNOŚĆ: 10

ZMYSŁY: 10

WITALNOŚĆ: 10

INTELIGANCJA: 10

DOSTĘPNE PUNKTY: 3

Jak tylko pierwszy raz zobaczył swoje statystki nie czuł się zaskoczony. Miał 1 poziom i po 10 punktów każdej umiejętności. Co było oczywiste patrząc na fakt że był najsłabszym łowcom rangi E. Więc nie miał się co dziwić tak niskimi statystykami.

Stawał się oczywiście coraz silniejszy wraz ze wzrostem statystyk. Nie wiedział jednak jeszcze że będą się jego statystyki zwiększały o jakąkolwiek wartość gdy wbije kolejny poziom.

Miał nadzieję że dostanie wtedy jakieś dodatkowe punkty do statystyk. Nawet jeśli nie do samodzielnego rozdysponowania wedle uznania to już przydzielone punkty do danych atrybutów.

O ile będzie miał w ogóle możliwość wbijania kolejnych poziomów. Nie miał co do tego pewności.

A nadal pamiętał o tym że łowcy w żaden sposób nie mogli przeskakiwać między rangami. Nie mogli stawać się silniejsi.

Więc może jego poziom pozostanie cały czas na poziomie 1.

Ale nawet gdyby tak było, to nie zamierzał narzekać. Już dostawanie 3 punktów statystyk każdego dnia było świetne.

Z każdym dniem stawałby się silniejszy – w porównaniu do wczoraj, byłby silniejszy dzisiaj; w porównaniu z dniem dzisiejszym, jutro ponownie byłby silniejszy.

Nawet nie myślał o wspinaniu się do rang S lub A. Nawet myśl o dostaniu się do rangi C lub D, jak ci Łowcy, z którymi pracował, z pewnością byłaby śmieszne.

Wtedy ten sen stałby się już naprawdę nierealny.

Do tej pory zwiększył już dwoją siłę o sześć punktów. Czuł się najpewniej dając punkty właśnie w siłę. W końcu był wojownikiem, a oni polegali w grach głównie na niej.

Nie był pewny Inteligencji i Zmysłów.

Inwestowanie w nie na samym początku nie wydawało się opłacalne. Zręczność kojarzyła mu się raczej ze skrytobójcami. Później może zacznie dawać punkty w witalność, która zapewne oznaczała ilość punktów życia.

Nie tylko okno statusu były żywcem wyciągnięte z jakiejś gry.

Odkrył jeszcze schowek i ekwipunek.

Był kontrolowany przez jakąś dziwną siłę... Anomalię.

Chyba tak można było określić ten cały „system".

W końcu łowcy raczej nie mieli takich umiejętności jakie on pozyskał.

Chociaż czy system można było nazwać umiejętnościom?

Czy ten system był jakimś nieznanym nikomu Powtórnym Przebudzeniem jakiego nie doznał jeszcze żaden inny łowca?

Mógł jedynie zgadywać.

***

Jin-Woo podszedł do recepcji szpitalnej, przy której siedziała młoda pielęgniarka wstukująca coś do komputera.

- Mogę dziś wyskoczyć na miasto?

- Nie widzę przeciwwskazań. Mogę wiedzieć dlaczego?

- Mam parę rzeczy do załatwienia w mieście. - Przyznał wymijająca Jin-Woo mając nadzieję że pielęgniarka nie będzie dalej drążyła.

Ciężko byłoby jej wyjaśnić to co chce zrobić.

Posłał recepcjonistce miły uśmiech po czym wyszedł przez główne wejście.

Stając przed wielkim budynkiem szpitala Jin-Woo pogrzebał w w kieszeni i po chwili szukania wyciągnął z niej niewielki złoty kluczyk.

Bądź pozłacany. Nie znał się na tym i prawdę mówiąc stop z jakiego był on zrobiony nie miał najmniejszego znaczenia.

[PRZEDMIOT: KLUCZ DO PODZIEMI]

RANGA PRZEDMIOTU: E

RODZAJ KLUCZ

KLUCZ POZWALA STWORZYĆ TYMCZASOWE PODZIEMIA. MOŻESZ UŻYĆ GO NA TRZECIEJ STACJI HAPJUNG.

Jin-Woo obserwował klucz przez długi czas, zanim włożył go z powrotem do kieszeni.

Najwyższa pora sprawdzić tego malucha.

Znalazł ten klucz w jednym z losowych pudełek, które otrzymał jako nagrody za codzienne zadania.

Bez względu na to, czy nazywano to „tymczasowe", czy nie, podziemie to podziemie.

 Zresztą czy przypadkiem każde podziemia nie są w pewien sposób „tymczasowe"?

W końcu po zabiciu boss brama znika na zawsze.

Jeśli chodziło o podziemia, miał z nimi wiele bolesnych wspomnień.

Podczas tej tragedii tydzień temu zdołał przeżyć tylko dzięki temu że nie był sam. Mimo że potem i tak został porzucony na śmierć.

Na wspomnienie słów pana Kima coś zakuło go w sercu.

Ale jeśli użyje tego klucza, aby wejść do podziemia, oznaczało to, że musiał wejść do niego zupełnie sam. 

Rozmyślał przez długi czas, zanim podjął decyzję.

Z drugiej strony może nie będzie żadnych problemów jeśli tylko rzuci okiem. Zawsze mógł przecież uciec. Po wejściu do podziemi w dużej części przypadków można było zawsze zawrócić bo brama była w stanie wypuścić łowców bez wcześniejszego oczyszczenia podziemi.

Od od kilku dni codziennie biegał 10 kilometrów, więc był całkiem pewny, że ucieknie.

***

Klucz rozpadł się w jego ręce a on poruszał palcami zaskoczony jak spodziewając się nadal poczuć go w ręce.

Przeszedł przez wiązkę energii dość podobną do bramy która utworzyła się na wejściu stacji Hapjung.

Gdy tylko przeszedł przez te „tymczasową" bramę usłyszał w swojej głowie dźwięk i znany kobiecy głos.

OSTRZEŻENIE

[WKROCZYŁEŚ DO PODZIEMI]

Zaskoczony Jin-Woo odwrócił się mając wrażenie jakby tymczasowa brama którą wszedł robi się ciemniejsza.

Ku jego niedowierzaniu i przerażeniu wejście zamknęło się, zmieniając swoją strukturę z magicznej energii na coś... podobnego do kryształowej ściany.

Jin-Woo widział ulice na zewnątrz, ale gdy położył dłoń na wejściu okazało się ono twarde i nie do przejścia.

Jin-Woo uderzył pięścią o przeszkodę i krzyknął, ale ludzie chodzący na ulicy po drugiej stronie nie zwracali na niego uwagi. Jakby go nie widząc i nie słysząc.

Jego szok stał się jeszcze większy gdy przeszedł koło niego młody chłopak zapatrzony w telefon i jak gdyby nigdy nic wszedł ze stacji na ulicę.

Jakby wejścia wcale nie blokowała nagle pojawiająca się ściana.

Znalazł się w jakimś innym wymiarze?

Jedynymi znanymi mu bramami które nie pozwalają wrócić do normalnego świata przez zabiciem bossa były czerwone bramy.

Ale ta zapora nie była w kolorze czerwieni. Dodatkowo czerwone bramy zawsze były bardzo niebezpieczne. Ale opis klucza wskazywał że te podziemia mają kategorię E.

To wszystkie zdecydowanie nie tak miało wyglądać.

Nie będzie mógł teraz uciec jak coś pójdzie nie tak.

Położył dłonie na ścianie i zaczął napierać na ścianę w nadziei że to coś da.

Cokolwiek.

I faktycznie dał.

Jednak nie taki efekt jakiego Jin-Woo oczekiwałby.

ALARM

[NIE MOŻESZ OPÓŚCIĆ PODZIEMI, DOPÓKI NIE ZABIJRSZ BOSSA, LUB NIE UŻYJESZ KRYSZTAŁU POWROTU.]

Pokonać bossa?!

Czy system aż tak źle mu życzył?

Uratował go tylko po to żeby go tutaj zabić?!

Przecież on miał problem z zabiciem jednego potwora rangi E. Boss nawet ten z podziemi kategorii oznaczał dla niego definitywny i bardzo bolesny koniec.

Miał oczyścić w pojedynkę całe podziemie i pokonać bossa.

Przecież to było nierealne.

Spojrzał w dół schodów gdzie było zdecydowanie ciemniej niż na stacji być powinno.

Pociągając nosem skrzywił się czując zapach mułu i gnijącego mięsa.

Co za ohyda

Zdecydowanie nie chciał tam schodzić.

Ale nie mógł tutaj wiecznie stać.

Znalezienie jakiegoś bocznego przejścia i ucieczka stąd raczej nie wchodziły w grę.

System raczej nie zostawiłby takiej furtki awaryjnej skoro w wiadomości było jasne napisane że musi zabić bossa albo użyć tego całego kryształu którego zdecydowanie przy sobie nie miał.

Krzywiąc się Jin-Woo zaczął schodzić w dół nie mając żadnych innych możliwości.

Może gdzieś po drodze będzie miał farta i znajdzie kryształ powrotu dzięki któremu uda mu się stąd prysnąć.

Jak się okazało wnętrze stacji wyglądało... źle.

Jak dżungla. Między płytkami, które gdzieniegdzie były popękane rosły kępki ciemnych traw. Większość lamp na suficie była popękana, pourywana lub w jakiś inny sposób zniszczona przez co nie działała a stacja była zdecydowanie ciemniejsza od swojego normalnego odpowiednika. Ściany były omszałe i porośnięte pnączami i wszędzie cuchnęło mułem, bagnem i zepsutym mięsem.

Z każdym kolejnym postawionym krokiem czuł się coraz mniej pewnie mimo że nie spotkał jeszcze żadnych potworów.

Spoko i cisza wcale nie dawały mu poczucia komfortu, wiedział że w tej otaczającej go ciemności, gdzieniegdzie tylko rozświetlonej pojedynczymi działającymi lampami mogą czaić się bardzo głodne i wkurzone potwory.

Okazało się po kilku kolejnych minutach że niewiele się myli gdy z ciemności po jego lewej stronie usłyszał dość głośne warczenie i zobaczył dwa czerwone świecące ślepia.

Potem ujrzał całą bestię gdy ta już wyszła z ciemności.

Był to ogromny czerwony wilk o przerażająco ostrej i dziwnej jednocześnie metalowej dolnej szczęce.

Z ledwością zrobił unik gdy potwór kłapną swoją wielką na wpół metalową szczęką kilka centymetrów od jego ciała.

Nad jego łbem, tak samo jak podczas zadania karnego i natknięcia się na piaskowe stonogi Jin-Woo dostrzegł wiszącą w powietrzu czerwoną nazwę potwora.

[STALOWOSZCZĘKI RAIKAN]

Miał problem z pokonaniem jednego goblina. A teraz przyszło mu zmierzyć się z czymś takim?!

Co tutaj robiło takie monstrum skoro miało być to podziemie kategorii E?!

Wyraźnie rozdrażniony unikiem swojej ofiary potwór, zrobił kółko i i znów staną paszczą do Jin-Woo powarkując groźnie.

Jin-Woo udało się zrobić kolejny unik, podczas wykonywania go poczuł jednak jak przez przypadek muska czerwone futro potwora ręką.

Tym razem było jeszcze bliżej zranienia niż za pierwszym razem.

Tym razem już nie czekając, wilk rzucił się jeszcze raz.

Za trzecim razem nie mając jak uskoczyć w bok mając koło siebie ścianę, Jin-Woo zmuszony był zrobić unik do tyłu co było znacznie trudniejsze.

Jednak jakiś cudem jego ciało zadziałało bez pomocy jego samego i chłopak skoczył za siebie lądując do góry nogami na jednej ręce po czym odbił się na niej znów podskakując do góry i lądują jeszcze dalej na nogach i robiąc jeszcze jeden skok który zakończył się znalezieniem się na ugiętych rękach plecami do ściany.

Daleko od rządnego jego krwi potwora.

Nadal będąc do góry nogami na ugiętych rękach Jin-Woo wyraźnie zaskoczony spojrzał na zaczynającego swoją szarżę wilka.

Nie mając wielkiego wyboru Jin-Woo odbił się dłońmi od ziemi i przeskoczył nad potworem doznając jednocześnie szoku, jakie to było łatwe.

Jego ciało... stało się takie lekkie!

Jakby sam w sobie nie ważył nic.

Czy to była sprawka jego zwiększonej siły?

Początkowo jego siła wynosiła 10 tak samo jak wszystkie inne statystyki. Teraz jednak jego siła wynosiła już 19. Czyli prawie dwa razy więcej.

Widząc że wilk znów szarżuje w jego stronę z otwarta paszczą Jin-Woo zacisnął pięść i uderzył z metalowy spód pyska.

Efekt tego uderzenia był jeszcze lepszy niż zakładał.

Potwór wleciał w witrynę jednego z niewielkich sklepików mieszczących się w tym miejscu będących teraz w dużej części ruiną.

Miał nadzieję że jego cios zdekoncentruje potwora, ale zamiast tego wyrzucił go półtora metra w tył!

To było niesamowite.

Niemniej jednak i tak ten cios to było nieco za mało żeby zabić potwora który po chwili otrzepał się i wyskoczył ze sklepu nie wyglądając na bardzo zranionego.

Potwór w dalszym ciągu był od niego silniejszy.

Jin-Woo pomyślał że mógł poczekać jeszcze dwa dni na wejście tutaj i wrzucić kolejne sześć punktów do siły.

Ale teraz swojego błędu już nie cofnie.

Widząc że wilk znów się zbliża Jin-Woo ponownie uderzył go w metalową część paszczy. Starając się zrobić to z jeszcze większą siłą niż wcześniej.

Jednak na niewiele ten atak się znał. Tym razem potwór był na to przygotowany i jego łeb odskoczył do góry, ale nadal trzymał się na swoich czterech łapach.

Nawet ten wilk który zapewne nie był dla przeciętnego łowcy wielkim zagrożeniem dla niego był śmiertelnie niebezpieczny.

Do diabła!

Zrobił kolejny unik, tym razem dość boleśnie ślizgając się w bok na brudnej popękanej podłodze.

Teraz już, jednak szczeki Raikana go dosięgnęły.

Na ramieniu pozostały mu trzy na szczęście nie głębokie rany po muśnięciu zębami.

Czuł że jest na przegranej pozycji.

Drużyna, ekwipunek, medyk. Nie miał niczego!

Czym ww takim razie mógłby go pokonać?!

Jako oręż miał tylko swoje ciało!

Chwila.

Oręż?!

No tak!

Gdy w szpitalu sprawdzał możliwości systemu otworzył ekwipunek i ku jego niedowierzaniu jeden slot był zajęty.

Przez ikonkę miecza.

Wtedy nie sprawdził co to dokładnie jest, ale teraz potrzebował go na już!

Wezwał ekwipunek i wyciągnął z niego zwyczajny długo miecz.

Możliwe że był on czymś na kształt broni początkowej jaką dał mu system.

W grach MMO RPG na start zawsze dostaje się jakąś najgorszą broń.

Więc może system zrobił to samo.

Widząc nadchodzący kolejny atak potwora Jin-Woo uniósł miecz i ciął nim najmocniej i najdokładniej jak tylko był w stanie.

ALARM

POKONAŁEŚ [STALOWOSZCZĘKIEGO RAIKANA]

ALARM

ZDOBYŁEŚ NOWY POZIOM!

Widząc drugi komunikat oczy Jin-Woo zrobiły się okrągłe z niedowierzania.

- Tak! - Krzyknął na głos niewiele myśląc i swoim niebezpiecznym otoczeniu.

To było potwierdzenie jakiego szukał!

Nie tylko zdobywał punkty do statystyk za codzienne zadanie, ale mógł nawet zwiększać swój cholerny poziom!

Czuł się jakby miał zaczął płakać i krzyczeć ze szczęścia.

Mógł stawać się silniejszym!

Przestanie być żałosnym łowcom rangi E!

Nawet jeśli był limit poziomów i mógł zdobyć ich góra nawet 10 to i tak byłoby cudownie!

Mógł stawać się silniejszy! Mógł przekraczać niemożliwe do przekroczenia ograniczenia.

Ta wiadomość była niewyobrażalnie cudowna!

Szerząc się głupio Jin-Woo spojrzał najpierw na szczątki jeszcze chwilę atakującego go wilka, a potem na zabrudzoną krwią klingę miecza który trzymał.

Ten miecz wyglądał... znajomo.

Marszcząc brwi Jin-Woo przyjrzał się broni dokładniej.

I wtedy jakby odpowiadając na jego nieme pytanie system pokazał mu okienko opisujące ten miecz.

I wtedy Jin-Woo doznał olśnienia.

[PRZEDMIOT: STALOWY MIECZ KIM SANG-SHIKA]

RODZAJ: MIECZ

+10 DO ATAKU.

Och.

No tak.

Miał ten miecz w dłoniach przed utratą przytomności w Legowisku Zguby.

Ten miecz należał do pana Kima.

Z tego co Jin-Woo pamiętał pan Kim kupił go za 3 milion won. ( 3 000 000 WON – 10 241 PLN)

Drogi.

Mimo że widać było że był z najniższej półki.

Osobiście nie byłoby go nawet stać żeby potrzymać ten miecz. Nie mówiąc o kupnie.

Nim mógłby sprawdzić swój status usłyszał za sobą kolejny warkot.

A potem zdał sobie sprawę że bardzo głupio krzyknął na prawie całe gardło.

Ten dźwięk zapewne zwabił do niego kolejne potwory.

No... to było bardzo mądre z jego strony.

Tym razem przyszły do niego dwa wilki.

Cóż, dwa to zdecydowanie gorzej niż jeden, ale lepiej niż całe stado, które mogło zostać zwabione jego hałasowaniem.

Oba potwory obnażyły kły i szybko zaczęły zmniejszać między nimi dystans.

Gdy już chciał podnieść miecz zdał sobie sprawę z kolejnego swojego głupiego błędu.

Musiał nieumyślnie machnąć nim zbyt mocno i po zabiciu Raikana miecz utknął dość głęboko w podłodze.

W tym momencie Wilk skoczył na niego z wściekłym nieco mechanicznym warkotem.

Jin-Woo schylił się w odpowiedniej chwili a Raikan przeleciał nad jego głowę lądując metr za nim.

Kiedy jego kły wbiły się w kamienną podłogę, na twardej powierzchni natychmiast zaczęły tworzyć się pęknięcia.

„Stalowoszczęki" nie wzięło się znikąd.

To dało mu chwilę czasu na szarpnięcie miecza obiema rekami dzięki czemu ten w końcu uwolnił się z podłoża.

I to właśnie ten moment wybrał drugi Raikan na atak.

Mając już miecz w rękach Jin-Woo zamachnął się nim na atakującego go z przodu potwora.

Ku jego zaskoczeniu Raikan złapał klingę w paszczę i ani myślał puszczać.

Pamiętając że za plecami ma kolejnego wilka który lada chwila może rzucić mu się na kark Jin-Woo puścił jedną dłoń z miecza i uderzył Raikana w brzuch wiedząc już że uderzanie w metalową dolną szczękę może nie być zbyt efektywne.

Potwór zawył, puścił miecz i wyleciał wysoko do góry uderzając w sufit.

Oczy Jin-Woo otworzyły się bardzo szeroko i wpatrywał się ze zdumieniem we własną pięść.

Och.

To było zaskakujące, ale miłe doświadczenie.

Pamiętając że Jin-Woo ma jeszcze jednego przeciwnika szybko odwrócił się z mieczem w gotowości.

Wilk przed nim zaczął skomleć, położył uszy i podkulił ogon.

Najwyraźniej widząc szybką przegraną towarzysza rozumiał że nie da sobie sam rady.

Te Raikany najwyraźniej nie były aż tak głupio krwiożercze żeby ryzykować własne życie w tak durny sposób.

Wilk zaczął się cofać po czym niespodziewanie ominął go szerokim łukiem i pobiegł z ciemność.

Widząc że na razie jego otoczenie jest umiarkowanie bezpieczne Jin-Woo otworzył okno statusu.

STATUS

IMIĘ: SUNG JIN-WOO

PROFESJA: BRAK

TYTUŁ: BRAK

POZIOM: 2

ZMĘCZENIE: 0

HP: 205

MP: 22

SIŁA: 20

ZRĘCZNOŚĆ: 11

ZMYSŁY: 11

WITALNOŚĆ: 11

INTELIGANCJA: 11

DOSTĘPNE PUNKTY: 0

UMIEJĘTNOŚCI PASYWNE

-(NIENZANE) (LV. MAKS.)

- MUSKULATURA (LV. 1)

UMIEJĘTNOŚCI AKTYWNE

-SPRINT (LV. 1)

Tak! Naprawdę awansował.

Dzięki temu wszystkie jego statystyki wzrosły o 1 punkt.

Teraz miał potwierdzenie że codzienne zadanie nie jest jedynym sposobem podnoszenia statystyk.

Jako jedną z nagród za zadanie codzienne dostawał 3 punkty do rozdysponowania jak uważa. Za poziom dostawał po jedynym punkcie do każdej statystyki. Suma tych punktów wynosiła 5.

W grze wideo postacie niskiego poziomu były w stanie szybko awansować.

Dopiero później zaczną się problemy. Gdy będzie silniejszy będzie potrzebował silniejszych przeciwników i więcej czasu na zdobycie poziomu.

Ale te zmartwienia zostawi sobie na później.

Zastanawiał się jaki wpływ na jego ciało miało podniesienie statystyk o jeden punkt.

Po chwili namysłu uznał że taki wpływ zależał chyba od ilości już posiadanych punktów na danym atrybucie.

Gdy zwiększył swoją siłę o 1 po raz pierwszy był już o 1/10 silniejszy niż wcześniej. Tak samo było teraz z innymi statystykami. Gdy zwiększył siłę potem o 5, to zwiększyła się ona o połowę.

Oznaczało to dość znaczący wpływ. Ale jeden dodatkowy punkt gdy będzie miał ich już na przykład w sile aż sto to będzie niewielka kropelka, mając znacznie mniejszy wpływ.

Przynajmniej tak wywnioskował na chłopski rozum

Jeśli chciał stanąć się silniejszy, tak silny jak tylko mógł, musiał wziąć się w garść. Levelowanie zapewne przyniesie bardzo ładne efekty. Ale jeśli poziomów zyska więcej niż jeden czy dwa.

Żeby podnieść poziom musiał najwyraźniej zabijać potwory.

A więc...

Gdzie podział się tamten wyliniały drań?

Nie był na tyle naiwny żeby sądzić że ten cholerny potwór odpuści.

Bardzo możliwe że wróci do niego ze swoimi kumplami.

A jeden poziom w górę jeszcze nie czynił go panem świata.

Te wilki nadal były prawie tak samo groźne jak podczas pierwszej jego potyczki tutaj.

Musiał być ostrożny.

Zamykając okno statusu Jin-Woo podszedł do jednego z dwóch zabitych wilków. Kucnął nad nim i wtedy zdał sobie sprawę że te potwory nie są takie jak w normalnych podziemiach.

O ile podziemia można nazwać normalnymi.

Po tych potworach nie było magicznych rdzeni.

Do tej pory sądził że każdy potwór miał rdzeń.

Jeśli potwór był bardzo potężny, jego rdzeń również taki był. Lub też zdarzało się wtedy że taki potwór dawał więcej niż jeden rdzeń.

Nie będzie przesadą stwierdzenie, że głównym celem większości Łowców podczas rajdów było zdobycie magicznych rdzeni.

Jin-Woo był Łowcą. Odejście z polowania z pustymi rękami sprawiło, że poczuł się rozczarowany. Na wszelki wypadek rozciął brzuch jednego z wilków, ale nic nie znalazł.

A więc raczej tutaj nie zarobi. A przecież potrzebował pieniędzy.

Te podziemia zostały stworzone przez ten cały pseudo growy system. Więc potwory to też jego wytwór.

Gdy Jin-Woo wytarł już ręce gotowy ruszać dalej dostrzegł że w pysku potwora coś... błyszczy.

Jin-Woo rozwarł szczęki martwego przeciwnika.

Jeden z zębów Raikana błyszczał nienaturalnym światłem. Kiedy sięgnął do niego, pojawiła się wiadomość.

[PRZEDMIOT: KIEŁ RAIKANA]

KLASA PRZEDMIOTU: BRAK

RODZAJ: ŚMIEĆ

DUŻY I OSTRY KIEŁ RAIKANA. MOŻESZ PRZECHOWAĆ GO W KWIPUNKU LUB SPRZEDAĆ W SKLEPIE.

Sklep?

To coś nowego.

System był... zagmatwany mówiąc delikatnie.

Zwykle w grach na samym początku był tutorial tłumaczący wszystko co gracz musiał wiedzieć.

Ale system nie tłumaczył zbyt wiele.

Z drugiej strony owy system pozwalający na coś niemożliwego – podnoszenie swojej siły.

Był nie lada darem, dlatego Jin-Woo łatwiej mógł znieść te wszystkie niedopowiedzenia.

Tak jak się spodziewał

Gdy wezwał sklep przed jego oczami pojawiło się kolejne okienko.

SKLEP

[KUP] [ SPRZEDAJ]

Chcąc sprawdzić ofertę sklepu Jin-Woo zaciekawiony wybrał kup.

ALARM

TWÓJ POZIOM JEST ZBYT NIESKI, BY DOKONYWAĆ ZAKUPÓW W SKLEPIE.

System nie był jak widać zbyt łaskawy.

Przyzwyczajony do odrzuceń Jin-Woo wzruszył ramionami i spojrzał na drugą funkcję.

CZY CHCESZ SPRZEDAĆ [PRZEDMIOT: KIEŁ RAIKANA]?

[SPRZEDAJ] [ANULUJ]

Z odgłosem spadających monet otworzył się jego ekwipunek. W dolnej części ekranu ekwipunku sekcja z napisem „Złoto" wyświetlała teraz 20 zamiast 0 tak jak było chwilę temu.

A więc zyskał to całe złoto. Ale nie miał pojęcia czy było to dużo czy mało. Nie znał przelicznika tego złota na wony ani cen w sklepach.

Głównie dlatego że system był uparty i nie chciał mu pokazać ofert sklepu.

Ale szczerze wątpił by kieł z pierwszego lepszego potwora w podziemiu kategorii E z rodzaju „śmieć" był wiele wart.

Musiał iść dalej. Musiał pokonać bossa żeby się stąd wynieść.

No chyba że wcześniej uda mu się znaleźć kryształ powrotu. Nie miał zapasów jedzenia ani wody więc nie mógł się ociągać i zostać tutaj na długo.

Ale nawet jeśli to były niskopoziomowe podziemia to sam nie da sobie rady z bossem.

Przynajmniej jeszcze nie. Gdyby tylko złapał jeszcze przynajmniej kilka poziomów.

Wtedy na pewno jego szansę wzrosną chodź trochę.

Gdy przeciągnął się chcąc rozluźnić mięśnie usłyszał za swoimi plecami znajomy warkot.

Pośpiesznie odwracając się dostrzegł grupę wilków.

Wyglądało na to że ten potwór który uciekł przyprowadził sobie kolegów do pomocy, tak jak Jin-Woo zakładał.

Grupa liczyła około dwudziestu osobników. Daj lub weź dwóch dla poprawności.

Grupa była duża.

Łatwo swoją liczebnością mogliby go przytłoczyć i rozszarpać.

Z drugiej strony patrzył na swoje punkty doświadczenie.

Gdy cała chmara rzuciła się w jego stronę Jin-Woo zacieśnił uścisk na rękojeści.

A następnie ciął.

W lewo, potem w prawo. Uskoczył przed kłapnięciem kłami.

Dźgnął nadbiegającego Raikana, który zdążył uskoczyć.

Czerwone cielska pocięte i pomazane krwią padały jeden po drugim u jego stóp. Ale mimo to Jin-Woo nie zwalniał.

Jedno, dwa, trzy zabójstwa. To było za mało. Każdy z tych wilków był groźny i każdy mógł go zabić gdyby Jin-Woo popełnił choćby jeden błąd.

Gdyby zginął nie byłby w stanie chronić tych na których mu zależy.

Straci wszystko.

Miał już dość ciągłych strat.

ALARM

ZDOBYŁEŚ NOWY POZIOM

Nie mógł całe życie chodzić z opuszczoną głową i udawać że deszcz pada gdy ktoś pluł w jego stronę.

Jeśli to sprawiłoby że stałby się silniejszy. To gotów był przestrzegać tych wszystkich zasad.

Wytrzymywać te wszystkie niedomówienia.

Skoro system daje mu możliwości, to nie zamierzał z nich zrezygnować.

ALARM

ZDOBYŁEŚ NOWY POZIOM

Gdy ta grupa padła poszedł dalej szukać więcej tych wilków.

Teraz nie czuł się jak zwykle podczas rajdów.

Nie czuł się jak ofiara.

Nareszcie czuł się jak łowca.

ALARM

ZDOBYŁEŚ NOWY POZIOM

Zgodnie z oczekiwaniami jego poziom szybko wzrósł. Po oczyszczenia całego pierwszego piętra z Raikanów, poziom Jin-Woo wzrósł już do siódmego.

Dość duży skok bo aż o pięć poziomów.

ALARM

ZDOBYŁEŚ [TYTUŁ: POGROMCA WILKÓW]

Tytuł?

Pamiętał że w swoich statystykach miał rubrykę opisującą „tytuł". Ta jednak była pusta.

Przynajmniej do teraz.

Siadając pod najmniej zabrudzoną ścianą Jin-Woo otworzył swoje okno statusu i sprawdził ten cały tytuł.

[Tytuł: pogromca Wilków]

TYTUŁ NADAWANY ŁOWCY BIEGŁEMU W WALCE Z WILKAMI. OTRZYMUJESZ 40%WIĘCEJ DOŚWIADCZENIA ZA POKONANIE POTWORÓW BESTIOPODOBNYCH.

40% to nie było wcale mało i chociaż tytuł był przydatny tylko podczas walki z bestiami to Jin-Woo szczerze, nie sądził aby w tym konkretnym podziemiu spotkał coś poza bestiami.

Te 40% ułatwiłoby mu zdobywanie poziomów przynajmniej w tym podziemiu. Może nawet udałoby mu się zdobyć o jeden czy dwa więcej niż gdyby nie miał tego tytułu.

Niestety jednak reszta łupów była raczej rozczarowująca.

34 kły. Dwa podręczne sztylety, płaszcz podróżny.

Och.

I kryształ powrotu.

Okej. Może nie aż tak rozczarowujące jak myślał przed chwilą.

Sztylety mogą stać się pomocne gdyby miecz całkowicie się zniszczył.

Jin-Woo spojrzał na pokrwawioną popękaną klingę miecza.

Każda broń miała określoną wytrzymałość więc tak szybkie uszkodzenie się tego słabego miecza wcale go nie dziwiło.

Nawet ta wysokopoziomowa broń po pewnym czasie się niszczyła. Tylko że ona mogła przy dobrej opiece posłużyć kilka lat. A ten miecz wyglądał już źle w połowie pierwszego rajdu.

Pamiętał gdy raz zdarzyło mu się kupić sztylet za ponad pięćdziesiąt tysięcy won. (50 000 WON – 170 PLN)

Po zakupie broni z potworami radził sobie znacznie lepiej. Jednak bardzo łatwo połamał się w starciu z bossem.

Tamtego dnia zdobył trzy kryształy klasy E. Broń nawet mu się nie spłaciła i nigdy więcej już jej nie kupował.

Postanowił że jego własne ciało posłuży mu za broń.

Nie było to jednak łatwe.

Tak więc gdyby ten miecz teraz się zniszczył. Jin-Woo mógłby użyć zdobytych sztyletów.

Ale... Skoro miał teraz kryształ powrotu, to czy powinien w ogóle iść dalej?

Był rozdarty.

Wiedział że nawet teraz nie ma najpewniej szans z bossem.

Z drugiej strony nie wiedział co stanie się z podziemiem po użyciu kryształu.

Jeśli zniknie, co jest bardzo prawdopodobne jako że to miejsce zostało stworzone przez system w określonym celu, to Jin-Woo straci możliwość podnoszenia swojej siły.

A przynajmniej w sposób w miarę kontrolowany.

Kto mógł wiedzieć czy uda mu się znaleźć kolejne podziemie rangi E takie jak to. W końcu trafił tutaj tylko dzięki kluczowi zdobytemu z losowego pudełka.

Nie miał pewności czy zwykłe podziemia i zwykłe potwory będą dawały mu punkty i będą podnosiły poziom.

Nie wiedział przecież na jakiś zasadach działa ten system.

Mówiąc szczerze, nie chciał zawracać.

Gdyby to było jego dawne ja, uciekłby bez namysłu. W końcu był to jedyny sposób, w jaki przeżył wiele rajdów ze swoimi zerowymi umiejętnościami. Inni nazywali to cudem, ale on wiedział, że to dzięki jego sprytnym posunięciom.

Westchnął głęboko jednocześnie wsadzając kryształ powrotu do ekwipunku.

Najwyższy czas, żeby stanął twarzą w twarz z niebezpieczeństwem. Włożył kamień zwrotny z powrotem do kieszeni.

Jego kroki na schodach były lekkie i sprężyste.

***

ALARM

ZDOBYŁEŚ POZIOM!

ALARM

ZDOBYŁEŚ POZIOM!

Za każdym razem gdy wbijał nowy poziom, walka z potworami stawała się nieco lżejsza.

W przeciwieństwie do zwykłych podziemi, podziemie systemu miało licznik czasu odrodzenia będącym w nim wrogów. Potwory na pierwszym piętrze odradzały się, gdy on zajmował się potworami drugiego piętra, a następnie potwory na drugim piętrze odradzały się, gdy on wracał do potworów z pierwszego piętra.

Mówiąc szczerze to był całkiem fajny patent.

Jin-Woo chodził tam i z powrotem między pierwszym a drugim piętrem, aż jego poziom przestał rosnąć.

Nie wiedział kiedy nadarzy mu się druga taka szansa, więc chciał ja najlepiej wykorzystać.

Nie tylko odradzaniem, ale też swoim zachowaniem nie sprawiały wrażenia żywych kreatur.

Walczyli jak przeciwnicy w grach. Wykonywali wcześniej zaprogramowane ataki.

Gdy poznał już dość dobrze wzorce ich zachowań, mógł przewidzieć ich ataki.

Małpa z góry.

Kot z boku.

Wilk z tyłu.

Drugi wilk tuż za nim, z tyłu.

[POKONAŁEŚ CIENISTEGO RAZANA]

[POKONAŁEŚ SZABLOZĘBNEGO BRIGA]

[POKONAŁEŚ CIENISTEGO RAZANA]

[POKONAŁEŚ STALOWOSZCZĘKIEGO RAIKANA]

Gdy kolejni przeciwnicy padli Jin-Woo spojrzał na ich tytuły unoszące się nad nimi nawet po śmierci.

[STALOWOSZCZĘKI RAIKAN]

Teraz nazwy znanych mu potworów nie były już czerwone a białe.

Z tego co zaobserwował kolor ich nazwy zmienia się z zależności od tego jakie stanowią zagrożenie.

Biały oznacza niskie, pomarańczowy niebezpieczne a czerwony bardzo niebezpieczne.

Jin-Woo otworzył okno statusu patrząc uważnie na swój poziom.

STATUS

IMIĘ: SUNG JIN-WOO

PROFESJA: BRAK

TYTUŁ: POGROMCA WILKÓW

POZIOM: 15

ZMĘCZENIE: 30

HP: 1105

MP: 22

SIŁA: 45

ZRĘCZNOŚĆ: 24

ZMYSŁY: 24

WITALNOŚĆ: 24

INTELIGANCJA: 24

DOSTĘPNE PUNKTY: 0

Stał się znacznie silniejszy niż wcześniej. Patrząc na fakt że początkowo każda jego statystyka wynosiła 10 a teraz wynosi już powyżej 20 to stał się przynajmniej dwa razy silniejszy.

Jednak nawet w obecnym stanie, nie był pewien czy da radę temu zawodnikowi na trzecim piętrze.

Chociaż droga do trzeciego piętra była szeroko otwarta, był powód, dla którego spędził tak dużo czasu między pierwszym a drugim piętrem.

Spojrzał na schody prowadzące w dół zaciskając usta.

Na schodach w pewnym momencie robiło się tak ciemno że nie był w stanie zobaczyć już czegokolwiek.

Czuł groźny chłód bijący z tamtego miejsca.

Gdy jego statystyki rosły, a w tym statystyka zmysłów coraz lepiej czuł niebezpieczeństwo bijace z tego piętra.

Dodatkowo jego miecz była już w naprawdę kiepskim stanie. Pęknięć przybyło, po jednej stronie klingi było niewielkie wyszczerbienie o dużej ilości krwi na niej już nie mówiąc.

Zaschnięta duża ilość krwi zapewne nie działa zbyt dobrze na ostrość broni.

Niewielka ilość niepokoju była dobra dla utrzymania najwyższego poziomu gotowości. Jego obecny niepokój nie był jeszcze przeszkadzającym mu strachem.

Trzymając miecz w dłoniach, Jin-Woo powoli zszedł po schodach.

Chociaż na tym piętrze widoczność była jeszcze gorsza niż na dwóch wcześniejszych Jin-Woo miał dziwne wrażanie jakby nie widział na nim o wiele gorzej.

Schodząc ostrożnie w dół, natrafił na perony, obok których zatrzymywały się pociągi. Ale obok peronów zamiast torów, po których jeździły pociągi, znajdowała się ogromna masa czarnej wody.

Bardzo śmierdzącej czarnej wody warto dodać.

To miejsce zdecydowanie przypominało pełnoprawne bagno.

Wokół niego było jeszcze więcej pnączy, mchu i traw niż na wcześniejszych dwóch piętrach.

Nim Jin-Woo mógłby podejść gdziekolwiek, ze wspomnianej mętnej wody wyskoczył jakiś długi ciemny kształt.

Było na tle szybkie że przez kilka sekund po pojawieniu się było jedynie niewyraźnym rozmazanym kształtem.

W ostatniej chwili udało mu się zablokować nadlatujący w jego stronę cios.

Cios zadany macką?

Albo... ogonem.

Siła ciosu była tak duża że Jin-Woo poleciał do tyłu uderzając w ścianę.

Gdy oprzytomniał już całkowicie po uderzeniu dostrzegł że jego miecz złamał się.

Po pierwszym ciosie bossa miecz pękł.

Jasna cholera!

Spodziewał się że miecz walki z bossem może nie wytrzymać.

Ale nie przypuszczał że rozpadnie się po pierwszym ciosie.

Błędnie sądził że nabicie kilkunastu poziomów coś da, ale nazwa tego pasudztwa przed nim nadal była czerwona.

[WŁADCA MOKRADEŁ, GRANATOWY JADOWITY RASAKA]

Wąż był faktycznie granatowy. Dodatkowo był bardzo długi, miał na pewno coś około dziesięciu metrów. Jego przerażające ślepia świeciły w ciemnościach na żółto a rozwidlony język co rusz smakował powietrze wysuwając się z jego paszczy.

Nie czekając na nic wąż rzucił się na Jin-Woo rozdziawiając paszczę w której jak miecze lśniły dwa wielkie zakrzywione kły jadowe.

Popękanym mieczem tych lśniących granatowych łusek nie przebije. Patrząc na siłę pierwszego uderzenia bossa, pięści też na niewiele się zdadzą.

Jin-Woo musiał zaatakować szybko i z dużą siłą, jednocześnie nie próbując przebić się przez te koszmarną obronę, bo to i tak będzie daremne.

Gdy Rasaka rzucił się w jego stronę, Jin-Woo szybko przekręcił swoje ciało, aby uniknąć ataku. W tym samym czasie manewrował swoimi ruchami w taki sposób aby znaleźć się za głową węża, gdy już mu się to udało chwycił go obiema rękami i ścisnął.

Musiał wreszcie odciąć się od swojej przeszłości.

Nie. Może nie odciąć. Musiał odznaczyć ją od swojego obecnego życia grubą kreską.

Zapomnienie o tej przeszłości nie da mu nic dobrego. Ale oddzielenie się od niej, jak najbardziej.

Ale żeby mu się to udało musiał tutaj przeżyć.

Musiał wygrać.

Statystyka siły Jin-Woo zbliżała się do 50. Duży nacisk został zastosowany na tętnice węża. Nie mogąc uciec z jego szponów, wąż rzucał się i szarpał z bólu. Na opór potwora, Jin-Woo zacisnął zęby i wzmocnił uścisk, widząc że jego próby skrzywdzenia go działają.

Nawet gdy wąż uderzał o ściany i podłogę starając się pozbyć Jin-Woo ze swojego ciała ten uparcie trzymał wbijając pacę w łuski.

Przybył tutaj żeby stać się silniejszym.

Wiedział doskonale że słabość nie jest czymś czym warto się chełpić.

Zasmakował siły.

Czyjejś siły wymierzonej w niego.

Przytłaczająca moc miażdżąca jego głowę i zmuszająca do uległości.

W obliczu takiej mocy, nawet fałszywa obłuda nie byłaby w stanie go uchronić.

Był ignorowany bo był słaby.

Nawet jeśli miałby wiedzę, inteligencję...

Nawet gdyby ludzie mu ufali i byli mu wdzięczni, w obliczu siły, łatwo jest zostać zdradzonym.

Przed oczami stanęła mu twarz pana Kima. Mężczyzny który często uśmiechał się do niego z grzecznością pełną politowania.

Miał już dość takich osób.

Musiał stać się silniejszym.

Po to tutaj przybył.

Z pyska węża zaczęła tryskać krew. Jego ruchy które stawały się z chwili na chwilę coraz bardziej desperackie zwalniały. Aż w końcu zaczął spadać na ziemię.

Z obrzydliwym dźwiękiem czaszka Rasaka została zmiażdżona.

Jin-Woo puścił cielsko i podczołgał się nieco dalej siadając i używając martwego bossa jako oparcia.

Dyszał ciężko podczas gdy jego serce biło szaleńczo.

Po kilku sekundach gdy dotarło już do niego to co zrobił zaczął się śmiać nie mogąc uwierzyć w swoje własne czyny.

Pokonał bossa.

Sam.

Samodzielnie pokonał swojego pierwszego bossa.

Podczas gdy jeszcze tydzień temu szczytem jego możliwości było zabicie jednego goblina.

A dwa stanowiły dla niego już duże zagrożenie.

A teraz był tutaj. Siedział obok truchła potwora przynajmniej pięć razy silniejszego od zwykłego goblina.

Nigdy nie śnił że dokona czegoś takiego.

Już dawno temu przestał marzyć w możliwości dużego zarobku czy pokonaniu bossa.

Jakoś po swoim trzecim lub czwartym rajdzie gdy wrócił pokaleczony, poobijany i z manom ilościom won zdobytych z rajdu.

ALARM

[POKONAŁEŚ WŁADCĘ MOKRADEŁ, GRANATOWEGO JADOWITEGO RASAKA]

ALARM

ZDOBYŁEŚ POZIOM!

ZDOBYŁEŚ POZIOM!

Zgodnie z oczekiwaniami pokonanie Rasaki zapewniło mu dwa poziomy. Jin-Woo uśmiechnął się słabo z satysfakcjom, starając się wyrównać oddech. Poziomy, które wydawały się zatrzymać na 15, wzrosły do 17.

Zaczął dzień mając poziom 1 a teraz miał już osiemnasty.

Jednakże...

Dla łowców nie mogących zbierać punktów doświadczenia, najważniejsze były przedmioty możliwe do pozyskania z bossa.

Kiedy spojrzał na rozwalone ciało węża, Jin-Woo zobaczył dwa źródła światła wychodzące z jego ciała.

[PRZEDMIOT: JAD RASAKA]

KLASA PRZEDMIOTU: A

RODZAJ: NAPÓJ

WORECZEK Z OCZYSZCZONYM JADEM RASAKA. MOŻNA GO ZDOBYĆ POKONUJĄC RASAKA. NISKA SZANSA NA ZDOBYCIE. WYPICIE GO UTWARDZI TWOJĄ SKÓRĘ, ALE JEDNOCZEŚNIE OSŁABI SIŁĘ.

- EFEKT „ŁUSKI RASAKA" - ZMNIEJSZA OTRZYMYWANE OBRAŻENIA FIZYCZNE O 20%

- OSŁABIENIE „WIOTKIE MIĘŚNIE".

- ZMNIEJSZA SIŁĘ O 35 PUNKTÓW.

Przedmiot z klasą A!

Zmniejszenie obrażeń fizycznych o 20% czyli o 1/5 byłoby naprawdę niesamowite.

Jednak ten haczyk w postaci utraty 35 punktów był bardzo nieprzyjemny.

Nie mógł przecież pozbawić się większości swoich punktów siły która była obecnie jego największym atutem.

Nie mógł ukryć że czuł zawód i irytację.

Ale z drugiej trony nie zamierzał być zanadto chciwy.

Gdy tylko przeczytał o utracie 35 punktów jego umysł zaczął szukać rozwiązania tego problemu.

Szybko wpadł na pomysł że zawsze mógł przechować ten jad i poczekać.

Gdyby miał już punktów siły powyżej 100 utrata tych 35 nie bolałaby tak bardzo jak w chwili obecnej.

Po schowaniu jadu do ekwipunku Jin-Woo wyciągnął dłoń do drugiej wiązki światła.

[PRZEDMIOT: KIEŁ RASAKA]

KLASA PRZEDMIOTU: C

RODZAJ: SZTYLET

ATAK: +25

SZTYLET STWORZONY Z KŁA RASAKA. JEST W STANIE SPARALIŻOWAĆ WROGA, POPRZEZ RESZTKI JADU JAKIE NA NIM POZOSTAŁY. NAKŁADA EFEKT KRWAWIENIA. PRZEDMIOT UŻYTKOWY. MOŻE ZOSTAĆ SPRZEDANY LUB PRZECHOWANY W EKWIPUNKU.

- EFEKT „PARALIŻ" - MA SZANSĘ NAŁOŻYĆ EFEKT PARALIŻU NA ATAKOWANY CEL.

- EFEKT „KRWAWIENIA" - ZAATAKOWANY PRZECIWNIK CO SEKUNDĘ TRACI 1% HP.

Och?

Ten sztylet był bez wątpienia był miłym otarciem łez po lekkim zawodzie jakim był jad.

Dodatkowo dostał zamiennik zniszczone miecza pana Kima.

Dodatkowo był przynajmniej dwa razy lepszy niż jego zniszczony oręż.

Więc nie odchodził stąd z pustymi rękami, a tak bez wątpienia by się czuł gdyby zdobył tutaj sam jad którego na razie nie może użyć.

ALARM

[BOSS ZOSTAŁ POKONANY. PODZIEMIE ZOSTANIE DEZAKTYWOWANE.]

Jego otoczenie zamazało się. Jin-Woo poczuł lekkie zawroty głowy, gdy świat wracał do normalności.

Rozglądając się, dostrzegł że stoi na środku normalnej stacji metra. 

Światła paliły się jasno, a woda wypełniająca tory zniknęła.

Tylko, dlaczego stacja była pusta?

Oprócz braku ludzi nie było też pociągów. Zastanawiając się, czy minęła już pora kursowania pociągów, Jin-Woo sprawdził godzinę. Zegar wskazywał godzinę 21. Wszedł do podziemia chwilę po obiedzie i spędził w nim prawie 8 godzin.

Gdyby jego awansom nie towarzyszyła całkowita redukcja zmęczenia prawdopodobnie padłby tutaj już jakiś czas temu.

Ale nawet mimo tej godziny, pociągi powinny jeszcze kursować.

Uznając to za bardzo dziwne Jin-Woo poszedł na wyższe poziomy.

Tam też nie widział żywej duszy.

W końcu gdy wyszedł na ulicę usłyszał niedaleko siebie bardzo przyjemny dźwięk.

Ludzki głos.

Odwracając głowę w stronę dźwięku Jin-Woo zobaczył żołnierza trzymającego karabin.

- Kim jesteś? Jak się tam dostałeś? Nie słyszałeś transmisji?

- Och... Co się stało? - Spytał zaskoczony Jin-Woo.

- Jak to „co się stało"? Ty, nic nie wiesz?

Oczy zbliżającego się żołnierza nagle spoczęły na złamanym mieczu, który trzymał Jin-Woo. Zoriętował się że złamany miecz nie może być schowany do ekwipunku. Nie chcąc go wyrzucać, Jin-Woo trzymał go w dłoniach podczas chodzenia. Widząc miecz, oczy żołnierza zmieniły się. Ostrożnie spojrzał w górę i w dół na Jin-Woo, zauważając ślady walki na jego postrzępionym ubraniu.

Żołnierz, który zachowywał twardą postawę, nagle stał się zaskakująco przyjacielski.

- Jesteś łowcom?

Zmieszany Jin-Woo kiwnął głową.

- Tak jestem, ale...

- Proszę o wybaczenie. Zaprowadzę pana. Proszę za mną.

- Ach, dobrze.

Uznając że próba sprostowania i wyjaśniania żołnierzowi że jest dość słaby byłaby raczej kłopotliwa Jin-Woo postanowił rzucić okiem na to co się działo.

Coś najwyraźniej wydarzyło się w okolicy. Drogi były puste, a wokół byli tylko żołnierze i policjanci. Ponadto obszar ten był usiany porzuconymi samochodami, uszkodzonymi budynkami i zwłokami magicznych bestii.

Widząc cały ten bałagan w umyśle Jin-Woo zapaliła się lampka.

Gdzieś niedaleko musiało dojść do otwarcia bramy.

W dzisiejszym świecie właściwe zarządzanie i monitorowanie Bram spowodowało, że większość z nich była odkrywana na czas i oczyszczana. Jednak co jakiś czas w ukrytym miejscu pojawia się Brama i pozostawała niezauważona, dopóki nie było za późno. 

Gdy już do tego dochodziło, wojsko zostawało rozmieszczone, aby kupić czas, zanim Łowcy będą mogli przybyć i zajść się zagrożeniem.

Tacy żołnierze nie mieli jednak zbyt wielkich szans na przetrwanie po bliskim spotkaniu z potworami.

Oczywiście broń palna, ani żadna inna używana w wojsku nie działała na magiczne bestie. Mimo to nadal żołnierze walczyli najlepiej, jak potrafili, aby chronić obywateli i zapewnić im czas na ucieczkę.

Gdyby w takich przypadkach ktoś miał stać się ofiarą, to stawali się nią żołnierze, wolący często poświecić życie swoje niż cywili.

- Większość magicznych bestii w okolicy została już unieszkodliwiona. Pozostał tylko jeden duży.

Jin-Woo skinął głową. 

Wiedział to już bez raportu żołnierza. Dzięki podniesionej statystyce zmysłów był w stanie wykryć obecność potężnej formy życia w pobliżu, otoczonej energią wielu łowców.  

Wkrótce w ich polu widzenia pojawiła się postać bossa. Na pustej parceli przed nimi kilkunastu łowców walczyło z olbrzymem zrobionym z kamienia. Wzrost olbrzyma był nieco powyżej latarni ulicznej, była to magiczna bestia typu golema.

- Mój boże...

Żołnierz cofnął się o krok. Jakby po raz pierwszy zobaczył magiczną bestię, mężczyzna zamarł na widok golema. 

Każdy zwykły człowiek zrobiłby to samo. Obecność magicznej bestii osobiście była zupełnie inna niż oglądanie jej na ekranie telewizora lub komputera.

W porównaniu do żołnierza, Jin-Woo spokojnie patrzył na bitwę.

- On nie słabnie!

- Czy nasze obrażenia cokolwiek dają?!

- Mamy za mało magów!

Jako Łowcy, którzy zostali wezwani w krótkim czasie, ich szeregi nie wydawały się być dobrze zorganizowane. 

Mieli poważne braki zarówno w obronie jak i w ataku.

Powoli cofnął się o kilka kroków. Boss typu golem miał wysoką obronę,ale jego ogólna siła wydawała się niska. W porównaniu z presją, jaką czuł od Rasaka, golem był o poziom niżej.

To, czego Łowcy potrzebowali, to potężny atak, który mógłby przebić się przez ten głupi kawałek skały. Z odpowiedniej odległości Jin-Woo przechylił ramię z do pozycji do rzucania. Mocniej ścisnął złamany miecz, a mięśnie jego ramienia napięły się. 

Okazuje się że miecz pana Kima przyda się po raz ostatni.

To będzie dla niego dobry koniec służby.

Cała jego siła była skupiona na prawym ramieniu.

Następnie ramię, które było cofnięte jak cięciwa, wystrzeliło do przodu z dużą prędkością.

Postanowił kupić czas dla innych Łowców na ucieczkę i mieć nadzieję, że Łowcy wysokiej rangi przybędą na czas, by pokonać golema.

Jednak cios który jak zakładał powinien zdekoncentrować golema, uderzył wcale całkowicie go rozwalając.

Z jego rozlatującego się ciężkiego ciała unosiły się chmury pyłu.

Widząc że golem umarł Jin-Woo wzruszył ramionami, odwrócił się i ruszył przed siebie, uznając że już nic to po nim.

Najwyraźniej tamci łowcy nieźle musieli go osuszyć z życia skoro padł po jednym jego ciosie.

Mógłby zgłosić roszczenia do magicznych rdzeni golema, ale za dużo byłoby z tym zachodu.

Kto by uwierzył, że to atak Łowcy rangi E powalił golema? Nie miał dowodu; złamany miecz lub stojący obok żołnierz nie wydawał się wystarczający. Nawet gdyby był w stanie to udowodnić, musiałby ujawnić, w jaki sposób uzyskał moc do pokonania golema. Bez względu na to, jak na to patrzył Jin-Woo, koszty przewyższały korzyści.

Lepszą nagrodą niż rdzenie okazał się poziom.

Oraz idące za nim potwierdzenie.

Mógł więc awansować pokonując potwory ze zwykłych podziemi.

Ta informacja była bardzo ważna.

I bardzo korzystna.

 

Chapter 5: Rozdział 4

Chapter Text

Na obrzeżach miasta znajdował się stary i podniszczony blok mieszkalny. Dom Jin - Woo mieścił się na 9. piętrze tego budynku.

Ze szpitala został wypisany wczoraj po południu po wykonaniu ostatnich niewielkich badań żeby upewnić się że wszystko jest w porządku.

Jego poziom wynosił obecnie osiemnaście.

Jin-Woo po powrocie dwa dni temu z podziemia, nie miał jak zdobywać kolejnych poziomów.

Słysząc jak cicho jego siostra krząta się w korytarzu Jin-Woo zakończył poranny trening i otworzył drzwi swojego pokoju.

Jego siostra zwykle wychodziła bardzo cicho, tak że najczęściej jej nie słyszał.

Ich mieszkanie miało trzy sypialnie, ale mimo tego było dość małe dlatego łatwo było wszystko usłyszeć nawet z drugiego końca mieszkania.

A teraz gdy statystyka jego zmysłów wzrosła prawie trzykrotnie jeszcze łatwiej było mu wychwycić co dzieje się w domu.

- Idziesz do szkoły? - Spytał Jin-Woo widząc jak jego siostra wiąże buty.

Nie spodziewająca się o tak wczesnej porze zobaczyć swojego brata Jin-Ah wzdrygnęła się zaskoczona.

Dokończyła wiązanie butów wstała i spojrzała zaskoczona na swojego starszego brata.

- Już wstałeś? - Spytał zaskoczona dziewczyna przypatrując mu się.

- Chwilę temu. Uważaj na drodze, podobno dwa dni temu niedaleko została potrącona młoda studentka.

Jin-Ah przyjrzała się zaskoczona swojemu bratu który miał na sobie bluzę i wyglądał jakby był... gotowy do wyjścia.

- Idziesz gdzieś o tej porze? - Spytał zaskoczona dziewczyna.

- Och? Idę pobiegać.

-Biegać? Serio?

- Co w tym dziwnego?

- Oppa ty nigdy nie biegasz.

Jin-Woo wzruszył ramionami starając się znaleźć wymówkę.

- W szpitalu nie bardzo było co robić. No wiesz... Zacząłem zabijać czas ćwicząc. I jakoś tak mi się spodobało.

Jin-Ah spojrzała na swojego brata dziwnie.

Nie dość że wstał tak wcześnie to jeszcze był gotowy już do wyjścia z domu.

Nie chodziło o to, że Jin-Woo był leniwy, ale Jin-Ah była pilną uczennicą, która często wstawała bladym świtem do szkoły, chcąc mieć dużo czasu na przygotowanie się bez pośpiechu i spokojną drogę do szkoły, więc rzadko spotykała się z bratem o tej porze.

I chciało mu się ćwiczyć.

Jemu nigdy wcześniej nie chciało się ćwiczyć.

Przyglądając się bratu uważnie Jin-Ah miała dziwne wrażenie jakby stał się trochę wyższy, i szerszy w barkach.

Czy... wcześniej nie było od niej wyższy tylko o trzy lub cztery centymetry?

Teraz musiała unieść nieco głowę żeby spojrzeć na jego twarzy.

Ale to było niemożliwe.

Musiało jej się zdawać, czy coś.

Ludzie ciała nie były z gumy, nie rozciągały się w kilka dni.

Uznając to wszystko za dość dziwne Jin-Ah zarzuciła plecak na ramię.

- Weź jeszcze parasolkę. - Poradził jej Jin-Woo widząc że jego siostra odwraca się i chce iść już w stronę drzwi.

- Jest ciężka i nie wygląda jakby miało dzisiaj padać.

Jin-Woo przewrócił oczami, delikatnie chwycił siostrę za plecak unieruchamiając ją, otworzył go i wsadził do bocznej kieszonki parasolkę.

- Nie przesadzaj, jest lekka. Lepiej mieć niż nie mieć .

Jęcząc cierpiętniczy Jin-Ah poprawiła plecak i chwyciła za klamkę.

Jin-Woo ruszył za nią.

Musiał wyrobić swoją dzienną normę ćwiczeń.

Nie zamierzał znowu zapoznawać się z tymi piaskowymi paskudztwami.

***

Gdy wrócił do domu i wziął prysznic siadł na kanapie w salonie i otworzył okno statusu.

STATUS

NAZWA: SUNG JIN-WOO

POZIOM: 18

PROFESJA: BRAK

TYTUŁ: ZABÓJCA WILKÓW

HP: 2220

MP: 350

ZMĘCZENIE: 2

SIŁA: 48

ZRĘCZNOŚĆ: 27

ZMYSŁY: 27

WITALNOŚĆ: 27

INTELIGENCJA: 27

(DOSTĘPNE PUNKTY STATYSTYK: 12)

Zauważył jak przed pójściem do szkoły Jin-Ah dziwnie mu się przyglądała.

W sumie on sam zauważył zmiany w swoim ciele.

Jego mięśnie zdecydowanie urosły.

W ciągu kilku dni.

Taki efekt, jak najbardziej byłby możliwy.

Ale przy utrzymywaniu odpowiedniej diety i tygodniach, jeśli nie miesiącach ćwiczeń.

Jego wzrost masy mięśniowej był zapewne spowodowany wrzuceniem tylu punktów statystyk w siłę.

Z drugiej strony... Czy dobrym pomysłem byłoby dawanie wszystkich dalszych punktów w siłę?

Same wysokie obrażenia to nie wszystko.

Potrzebował balansu.

Żadna skrajność nie była dobra.

Gdyby przeciwnik był niesamowicie szybki lub miał bardzo dobre zmysły to jego siła mogłaby nie wystarczyć.

Nie był pewien co zrobić. 

Siła dobrze łączyłaby się ze zręcznością. Szybkość do obrażeń i siła do zwinności i uników.

Warto byłoby mieć też dużo zdrowia. Na witalność więc też nie żałowałby wydania punktów.

Zmysły były bardziej przydatne już początkowo sądził. Dzięki nim był w stanie oszacować jak silny jest przeciwnik i jak do niego podejść.

Nie chodziło tylko o sam słuch czy wzrok. To nie było takie proste.

Ostatnia była inteligencja.

Ona była problemem. 

Nie był pewien co dokładnie kryje się pod tą statystyką.

Na pewno nie chodziło o umysł.

Po wbiciu kilkunastu poziomów, nie czuł się mądrzejszy czy nie zauważył żeby jego pamięć uległa poprawie.

 Sądził że mogła być powiązana z magią.

Nie miał co do tego pewności, ale zauważył że jego punkty many wzrastają po wbiciu każdego poziomu. Zawsze o taką samą wartość, tak samo jak życie.

Za życie odpowiedzialna była witalność.

Musiał być jakiś sposób na powiększanie punkty many. A jedyną pozostała statystyką była właśnie inteligencja.

Jeśli miał rację to pozostawało pytanie czy w rzeczywistości potrzebował punktów many?

Nie był magiem. Nie potrzebował dużej puli many.

Więc mógł ją na razie skreślić z listy. Co poziom jego inteligencja będzie wzrastała o 1.

To mu wystarczy.

Musiał więc zadecydować pomiędzy czterema statystykami.

Po chwili zastanowienia uznał że da dwa punkty do siły żeby liczba punktów nie kuła go w oczy.

50 siły na razie powinno mu spokojnie wystarczyć.

Najbardziej podobał mu się pomysł zainwestowania kilku punktów w zręczność.

Dał więc ich aż osiem co zwiększyło jego zręczność do 35 punktów.

Uznał że ostatnie dwa da w zmysły żeby móc jak najbardziej trzeźwo oceniać swoją sytuację podczas walk.

Witalność na razie musiała poczekać.

STATUS

NAZWA: SUNG JIN-WOO

POZIOM: 18

PROFESJA: BRAK

TYTUŁ: ZABÓJCA WILKÓW

HP: 2220

MP: 350

ZMĘCZENIE: 0

SIŁA: 50

ZRĘCZNOŚĆ: 35

ZMYSŁY: 29

WITALNOŚĆ: 27

INTELIGENCJA: 27

(DOSTĘPNE PUNKTY STATYSTYK: 0)

Gdy skończył i spojrzał na swoje okno statusu był zadowolony z wyboru.

Chociaż trochę żałował że zabrakło mu jednego punktu do podniesienia swoich zmysłów do okrągłej liczby.

Jego rozmyślania przerwał dzwonek telefonu leżącego na stoliku przy kanapie.

Czy to był telefon od Stowarzyszenia?

W przeszłości słysząc dźwięk telefonu modlił się żeby to właśnie oni do niego nie dzwonili.

Wiedział że musi zarabiać, ale nienawidził chodzenia na rajdy i chciał to jak najbardziej odwlekać.

Ale teraz chciał walczyć. Chciał się wypróbować. I zdobywać więcej doświadczenia.

- Łowca Sung Jin-Woo przy telefonie.

- Wreszcie odebrałeś! Czemu nie było z tobą kontaktu?

- Bardzo przepraszam! Miałem wypadek i byłem w szpitalu.

- Ach. I już wszystko jasne. Cóż, chłopcze... Dzwonię w sprawie czynszu za mieszkanie...

- Ach, tak...

- Jeśli nie jesteś w stanie teraz zapłacić, mogę przesunąć ci termin na kolejny miesiąc.

- Nie trzeba wkrótce zrobię przelew.

- Rozumiem. Nie naciskam na ciebie, wiem że ciężko pracujesz opiekując się mamą i siostrą. Postaraj się na siebie uważać, dobrze?

- Spróbuję, obiecuje.

Gdy właściciel mieszkania już się rozłączył Jin-Woo spojrzał zamyślony w wygaszony telefon.

Jeśli naprawdę przydarzyło mu się powtórne przebudzenie... lub jakiś nieznany nikomu jego wariant...

Zresztą, cokolwiek to było...

Teraz będąc silniejszym powinien być w stanie z łatwością zarobić pieniądze.

Jeśli dalej będzie rozwijał się w takim tempie jak teraz, w ogóle jeśli jego rozwój nie zahamuje drastycznie, to może za jakiś czas znajdzie się pośród najlepszych łowców w kraju.

A wtedy pieniądze...

Już nie będzie się musiał martwić ich brakiem.

Jasnym było że łowcy zarabiają zabijając potwory.

Im silniejszy i bardziej doświadczony łowca, mający wyższą rangę z tym silniejszymi potworami walczy.

A co za tym idzie tym więcej pieniędzy zarabia dzięki bardzo dobrym rdzeniom jakie pozyskuje.

By walczyć z silnymi potworami trzeba przekroczyć bramę wyższej kategorii.

Normalnie na niższych kategoriach jest duża konkurencja. Pełno jest łowców rangi E i D.

Podczas gdy łowcy rangi A rocznie mogli zarabiać nawet miliony dolarów ci z rangą E nie zarobiliby miliona dolarów nawet przez dziesięć lat swojej pracy.

Sam przecież miał rangę E i nigdy nie walczył z niczym powyżej kategorii D. Ciężko będzie mu znaleźć coś wartego uwagi.

Chciał się rozwijać. Bardzo tego chciał. Ale potwory rangi E nie dadzą mu wiele. Zwłaszcza przy tak wielkiej konkurencji. Może jeszcze dużo potworów rangi D byłoby dla niego dobrych. Ale problemem nadal była konkurencja.

Do podziemi rangi D wchodziło zazwyczaj około 15 do 20 łowców. Wtedy dla każdego przypadało góra po trzy lub cztery potwory na głowę, jeśli miało się wystarczająco szczęścia i było się szybkim.

Dlatego właśnie łowcy rang E i D musieli brać w miesiącu wiele zleceń aby w ogóle wyżyć z tego zawodu.

Na szczęście, bram kategorii E i D było najwięcej i pojawiały się każdego dnia w dużej liczbie.

Dodatkowo ludzie wybierali na podstawie opinii. A on był znany jako najsłabszy łowca na świecie.

Czy powinien poprosić o ponowną weryfikację rangi?

To wzbudziłoby... sensację na całym świecie.

Łowcy to łatwy kąsek dla mediów i ludzie uwielbiają o nich słuchać.

Z jednej strony im większy rozgłos tym więcej pieniędzy.

Z drugiej strony każdy krok jest obserwowany i komentowany.

Gdyby chciał ujawnić że staje się coraz silniejszy z każdym zabitym potworem...

Byłby najgłośniejszym łowcom pośród nich wszystkich.

Nawet piątki najsilniejszych.

Mogliby wtedy pojawić się ludzie którzy z zazdrości, zawiści czy innego głupiego powodu chcieliby się go pozbyć.

A obecnie sądził że jego ranga była w okolicach D.

Więc niebezpieczeństwo byłoby duże.

A udawanie że przeszedł powtórne przebudzenie jak każdy inny łowca z jego obecną siłą byłoby naprawdę głupie.

Pokazanie że podskoczył tylko o jedną rangę do góry byłoby zwykłym marnotrawstwem.

Co zrobiłby potem?

Będąc już tak silnym jak na przykład łowca rangi B poszedł by do Stowarzyszenia po raz drugi?

Natychmiast zorientowaliby się że coś jest nie tak.

Nie istniał łowca który dostąpiłby dwa razy powtórnego przebudzenia. I to jeszcze w okresie kilku... tygodni. Miesięcy. Najwyżej.

Nie.

Ujawnienie się na razie było bardzo złym pomysłem.

Może za jakiś czas gdy osiągnie rangę A. Albo nawet S.

Teraz musiał się skupić na zapłaceniu czynszu.

Musiał załapać się na jakiś rajd.

Miał co prawda pieniądze na czynsz. Ale po zapłaceniu go, za wiele na życie nie zastanie.

Na jego koncie było 800 tysięcy Won. (2731 PLN)

Po zapłaceniu 500 tysięcy za czynsz, pozostanie mu tylko 300 tysięcy na życie. (1706 PLN i 1024 PLN).

To było naprawdę niewiele patrząc na fakt że nawet nie ma połowy miesiąca.

Oczywiście i tak miał szczęście że ten czynsz był tak niski.

Te 500 tysięczny czynsz wynikał z tego, że mieszkał w zniszczonym mieszkaniu na obrzeżach miasta, co więcej, właściciel, który miał miękkie serce dla sytuacji Jin-Woo, nie podniósł czynszu w ciągu ostatnich kilku lat, chociaż powinien zważywszy że ceny mieszkań poszły w górę.

A jakby nie patrzeć mieszkali dodatkowo w stolicy.

Ale teraz gdy miał możliwość zarobić więcej...

Może kupiłby coś ekstra, jakieś ponadprogramowe żarcie, dał trochę pieniędzy Jin-Ah. To co jej dawał na cały miesiąc to były jakieś zaskórniaki „na wszelki wypadek".

Nie mogła najczęściej chodzić na zakupy czy włóczyć się po knajpach z koleżankami. A przynajmniej nie tak często jak chciała.

Jego siostra dużo czasu poświęcała na naukę, ale nadał była młodą dziewczyną. Licealistą.

Ten fakt często go bolał. Ale teraz mogło się to zmienić.

W końcu znalazł jeden ciekawy wpis w sekcji tablicy ogłoszeń na Stronie prowadzonej przez Stowarzyszenie dla Łowców.

Pisało że grupa łowców szuka kogoś do uzupełnienia ich szeregów. Bez względu na rangę.

Jak to napisano pod koniec postu: „Kto pierwszy ten lepszy".

To było... niespotykane.

Jednak sprawdzenie tego nic go nie kosztowało.

To był nowo utworzony post. Szybko sprawdzając szczegóły, zdał sobie sprawę, że lokalizacja nie jest daleko od jego domu. Jin-Woo szybko zadzwonił na numer podany w ogłoszeniu. 

- Tak, słucham?

Jin-Woo przedstawił krótkie wprowadzenie i zapytał o ofertę pracy.  

- Ach, jesteś łowcą rangi E?

Odpowiedź była lepsza, niż się oczekiwał.

- W porządku. Wystarczy że przyjedziesz i pomożesz nam zapełnić liczebność. Ale ponieważ jest to brama kategorii C, prawdopodobnie nie będziesz zbyt pomocny w walce. Więc będziemy musieli wyłączyć cię z dzielenia łupów. Zamiast tego damy ci ustaloną kwotę dwóch milionów won. Czy to ci odpowiada?

Aż dwa miliony?! (6827 PLN)

Warunki były świetne. Większość osób przyjęła by tą ofertę z pocałowaniem ręki. Dostać dwa miliony za nic nierobienie to nie lada okazja.

Żałował że zostałby odsunięty od łupów oraz od potencjalnego doświadczenia, ale pieniądz to pieniądz.

 Takie pieniądze w zupełności wystarczyłyby mu na cały miesiąc.

- Będę za piętnaście minut.

***

Skończywszy przygotowania w ciągu trzech minut, Jin-Woo wezwał taksówkę i dotarł do wskazanego miejsca.

Czekało na niego 9 osób. Mężczyzna, który wydawał się być ich przywódcą, pomachał do Jin-Woo.

Był to umięśniony mężczyzna o czarnych krótkich włosach i krótkim zaroście.

Uśmiechał się szeroko i przyjaźnie do zbliżającego się Jin-Woo.

- Jestem Hwang Dong-Suk. Przypomnij mi jak się nazywasz?

- Sung Jin-Woo.

Mężczyźni podali sobie ręce na powitanie.

Mężczyzna krótko przedstawił swoich kolegów z drużyny. Ośmiu Łowców, w tym on sam, byli grupą, która pracowała razem od dłuższego czasu. Dziewiąty Łowca, podobnie jak Jin-Woo, przyszedł po zobaczeniu tej propozycji, aby zapełnić liczbę konieczną do rajdu.

Kiedy witał się z kolegami z drużyny, Jin-Woo spojrzał na ich twarze. Dzięki podniesionej statystyce zmysłów, był w stanie dostrzec przybliżoną siłę zebranych łowców.

Pięcioro z nich było mniej więcej na tym samym poziomie. Czterech było zdecydowanie poniżej. Piec rang C i cztery D.

Rajd na bramę rangi C miał swoje zasady. Wymagało to minimum 10 osób, a połowa drużyny musiała mieć co najmniej rangę C. Dopiero wtedy Stowarzyszenie wydawało pozwolenie na rajd.

Stąd zrodziła się potrzeba dobrania dwóch osób. Takie praktyki nie były niczym nadzwyczajnym.

Następnie gdy Hwang Dong Suk po krotce nakreślił zasady, Jin-Woo podpisał dwie kopie kontraktu, z czego jedną zachował dla siebie, a drugą oddał szefowi grupy.

Kontrakt Jin-Woo stanowił, że nie będzie brał udziału w walce ani nie otrzyma części łupu. Zamiast tego otrzymałby 2 miliony na koniec rajdu. Przypominało to rozmowę telefoniczną Jin-Woo. Jednak ostatnia linijka przyciągnęła jego uwagę.

„Bez względu na to, jaki wypadek wydarzy się w podziemiu, grupa nie weźmie żadnej odpowiedzialności..."

Po przeczytaniu tej linijki Jin- Woo poczuł palący niepokój.

Nigdy nie uczestniczył w takim rajdzie, bo nigdy nie zbliżał się do bram ragi C.

To byłoby dla niego samobójstwo.

Nie wiedział więc czy taki zapis w takim przypadku jest czymś normalnym czy powinien się już zacząć bardzo martwić.

- Wygląda na to że obaj siedzimy w tym razem. - Gdy Jin-Woo czytał kontrakt gdy podszedł do niego młody chłopak z rangą D, który tak jak Jin-Woo przybył tutaj żeby spełnić wymagania.

- Jestem Yoo Jin-Hoo, mam dwadzieścia dwa lata i posiadam rangę D.

- Uh. Spoko. Miło mi cię poznać. Sung Jin-Woo. Mam dwadzieścia cztery lata.

Jin-Woo naprawdę starał się nie gapić.

Ale wyposażenie, które miał ten gość...

Jaki łowca rangi D mógłby sobie pozwolić na tak drogą zbroję?!

Gość miał taką rangę i 22 lata.

Było synem jakiegoś milionera?!

Kiwając Jin-Ho głową Jin-Woo spojrzał na Hwang Dong-Suka.

- Co mam robić?

- Niewiele. Zajmij się naszymi rzeczami.

Hwang Dong Suk wskazał na duży plecak z wieloma przegródkami który leżał niedaleko.

- W środku jest sprzęt, jedzenie, apteczki... Tylko podstawowe rzeczy na rajd.

Apteczka w podziemiu?

To jak gaszenie pożaru szklanką mleka.

- Wchodzimy bez medyka? - Spytał zaskoczony Jin-Woo podczas gdy znów poczuł zaniepokojenie.

- Wiesz, ciężko jest znaleźć chętnych na tak mały rajd. Zawsze radzimy sobie bez.

W tych okolicznościach zapis o nieponoszeniu odpowiedzialności był jeszcze mniej zabawny.

Ale teraz Jin-Woo już zrozumiał czemu znalazł się w umowie. I czemu stawka za nic nie robienie była tak duża.

Możliwe że ciężko było im znaleźć chętnych bez kuszenia ich dużym zarobkiem.

Ale nawet gdy wszystko sobie racjonalnie tłumaczył nadal miał bardzo złe przeczucia.

Gdyby nadal miał tak mierne umiejętności jak wcześniej to zapewne nigdy by się na ten rajd nie zgodził.

Teraz jednak był silniejszy. Dlatego ruszył za grupą w stronę bramy zakładając plecak na plecy.

Ale mimo to obieca sobie że więcej na taki niezorganizowany syf się nie zgodzi.

Brama otworzyła się na opuszczonym placu budowy jakiegoś budynku mieszkalnego.

Jin-Ho podszedł do Jin-Woo i przemówił ściszonym głosem.

- Słyszałem, że inwestorzy i pracownicy, którzy tu pracowali, stracili wszystko i walczą o życie. Ale prezes firmy uciekł z kraju z 900 miliardami z przetargu.

Jin-Woo mruknął pod nosem niezobowiązująco.

Skąd ten dzieciak to u diabła wiedział?!

***

Fale magicznej mocy wyciekały z bramy, a ilość mocy magicznej w tych falach określałaby kategorie Bramy.

Po odkryciu, Stowarzyszenie wysyłało specjalne zespoły, które mierzyły magiczną moc za pomocą urządzenia. Uzyskane informacje potem były upubliczniane, a osoby fizyczne lub gildie żądały od Stowarzyszenia praw do najazdów.

Większość bram kategorii B i A było przejmowane przez duże gildie. Były zbyt niebezpieczne, dla prywatnych grup. Takie grupy rościły sobie prawa najczęściej do bram rang C i niższych.

Ta konkretna brama była bardzo duża, ale nie wielkość mówiła o jej kategorii a moc właśnie.

W tym podziemiu było zaskakująco cicho.

I bardzo ciemno.

Idący na czele grupy Hwang Dong-Suk wydał rozkaz magowi koło siebie.

- Za ciemno. Gyu-Hwan poświeć trochę.

Mag stworzył na otwartej dłoni niewielką kulę światła która rozproszyła mrok wokół nich ukazując im wnętrze podziemia.

Hwang Dong-Suk opuścił tarczę i przechylił głowę rozglądając się po ich niewielkim oświetlonym obszarze.

Zwykle gdzieniegdzie po podziemiu wyrastały świecące kryształy które to podziemie rozświetlały. I to rozświetlały całkiem dobrze. Tutaj jednak ich nie było i nie było tez nigdzie potworów.

Zwykle już od wejścia widać było dwa lub trzy monstra. A tutaj nie dość że nie widzieli żadnego to było tez niesamowicie cicho.

Zbyt cicho.

- Trafiają się podziemia bez potworów? - Spytał zaniepokojony Jin-Ho.

Jin-Woo przyłożył palec do ust nakazując mu być cicho.

Brak oświetlenia i pustka wokół nich dla każdego łowcy, będącego już jakiś czas w tym zawodzie były wskazówkami.

Jeśli nie było tutaj oświetlenia, to musiał być ku temu jakiś powód.

Mogło to oznaczać że tutejsze potwory lubią mrok.

A to prowadziło do kolejnych poszlak.

Zwykle potworom ciężko przeżyć w podziemiach bez żadnego światła. Jeśli są jednak wystarczająco inteligentne to oznaczało że nie muszą bazować na wzroku.

Możliwe że ich wzrok był słabo rozwinięty, lub w ogóle były go pozbawione.

Nie oznaczałoby to jednak że potwory bez wzroku były mniej groźne.

Jin-Woo słyszał coś, chodź z ledwością.

Odgłos bardzo lekkich kroków.

Bardzo wielu kroków.

Potwory tutaj najwyraźniej poruszały się w grupach, żyły w ciemności i jeśli teraz tutaj zmierzały to oznaczało że może ciągnęły do światła.

I te nasilające się dźwięki...

- To insektoridy! - Krzyknął Jin-Woo gdy wreszcie połączył wszystkie kroki.

- Insektoridy?!

- To gniazdo mrówek?!

- Nawet tak nie mów do cholery!

Spośród wielu rodzajów magicznych bestii, szczególnie kłopotliwe były owady. Trudno było je zabić z wielu powodów, poruszały się w grupach, najczęściej miały twarde pancerze i były szybkie. 

A spośród owadów najgorsze były mrówki. Wielu Łowców przez pomyłkę weszło do gniazda magicznych mrówek i spotkało tragiczny koniec.

Te magiczne mrówki kojarzyły się Koreańczykom bardzo źle już od kilku lat, głównie w jednego powodu.

- Zbliżają się!

- Nic nie widzę!

- Cholera, jest wokół nas zbyt dużo tuneli!

- Nad nami! - Krzyknął w końcu Jin-Woo gdy wróg był coraz bliżej.

Z sufitu, a dokładniej z tuneli w nim właśnie, wypadły na nich gigantyczne ciemnoczerwone robale. Gdyby ostrzeżenie było spóźnione o dwie sekundy zaledwie, robaki spadałyby teraz na ich głowy. Przeciwko magicznym bestiom takim jak owady które gromadziły się w znaczne skupiska na ziemi, utrata równowagi oznaczała wyrok śmierci.

Na szczęście wśród atakujących robali nie widać było żadnych mrówek.

Ośmioro łowców pracowało ze sobą zaskakująco sprawnie, paląc, tnąc i miażdżąc owady wokół nich.

Widać że ta grupa pracowała ze sobą już od dawna.

Nie potrzebowali wielu słów na porozumienie się ze sobą i bronienie pleców sobie nawzajem.

Nic dziwnego że nie brali ze sobą medyka skoro radzili sobie tak dobrze.

Chociaż nie wyglądali na przyjemniaczków...

Ta bijąca od nich żądza krwi i brutalność...

To było zbyt dużo nawet jak na łowców walczących z potworami w podziemiach.

Wielu łowców lubi walczyć i zabijać potwory, nawet bardziej niż zarabiać na nich.

Ale ten sadyzm jaki zaczęła teraz wykazywać ta grupa...

Oglądanie tego z boku było nie tylko niepokojące, ale również frustrujące.

Nie chciał stać i patrzeć. Chciał walczyć.

Teraz gdy mógł stawać się silniejszy...

On sam zaczął lubić walkę i zabijanie potworów.

Chyba nawet bardziej niż zarabianie.

- Ogarniemy się nieco i będziemy szli dalej. - Zadecydował Hwang Dong-Suk gdy wszystkie potwory były już martwe. - Zabierzcie z nich magiczne rdzenie później je podzielimy.

- To moja ulubiona część roboty.

- Ta, moja też.

Hwang Dong-Suk ignorując swoich towarzyszy zbierających rdzenie podszedł do Jin-Woo.

- Uratowałeś nas. Skąd wiedziałeś że wyjdą z góry?

Nie mógł powiedzieć że jego zmysły wykraczały znacznie poza zwykły wzrok.

- To... przeczucie.

- Brawo chłopie. Dzięki tobie poszło nam tak sprawnie. Dziękuję. Ale byłoby lepiej jakbyś skupił się wyłącznie na swoim zadaniu.

- O? - Jin-Woo popatrzył zmieszany na dowódcę grupy nie rozumiejąc co ma na myśli.

Pomógł im zlokalizować potwory. Nie wpaść w pułapkę która mogła okazać dla kogoś śmiertelna.

Gdyby tak szybko nie zareagował...

Dlaczego więc ten gość powiedział coś takiego?

- Szefie, podejdź tu!

Hwang Dong-Suk odwrócił się i podszedł do maga który go zawołał.

Łowcy patrzący na coś leżącego na ziemi rozsunęli się nieco robiąc miejsce szefowi. Kucnął żeby lepiej się przyjrzeć i zmarszczył brwi zaskoczony.

Na pierwszy rzut oka był to po prostu martwy robak, nic nadzwyczajnego.

- Spójrz na ich rany, szefie. To nie od miecza czy sztyletu. To nie nasza sprawka.

Rozumiejąc co jeden z łowców ma na myśli Hwang Dong-Suk mruknął po nosem.

- Wygląda jakby został... ugryziony.

- Spójrzcie tam, więcej takich kawałków.

Hwang Dong-Suk wyprostował się i rozejrzał po tunelach wokół.

- Potwory toczyły jakąś walkę o terytorium? Oznaczałoby to że są tutaj jeszcze jakieś silniejsze bestie. A może to sprawka bossa, to może oznaczać...

Wzrok ośmiu łowców spoczął na Jin-Woo i Jin-Ho z czego ten pierwszy odwrócił wzrok gdy zobaczył że łowcy mu się przypatrują a Jin-Ho nie był tego spojrzenia świadom sprawdzając swój sprzęt.

Przez sekundę Jin-Woo dostrzegł w oczach łowców... dziwną chciwość skierowaną w stronę ich dwójki.

Ten wzrok był straszny.

- Jin-Ho, ten sprzęt jest bardzo dobry. Musiał być drogi? - Spytał pozornie bez zainteresowania Jin-Woo.

- Tak, tata mi go zafundował, z okazji pierwszego rajdu. Martwił się.

Jin-Woo zanucił ze zrozumieniem nie odrywając wzroku od pleców Hwang Dong-Suka.

Podziemia różniły się od siebie wieloma rzeczami. Kształtem, rozmiarem, typami potworów.

Czasem w większych podziemiach potrzeba było nawet kilkunastu godzin, a w niektórych wystarczyła nawet godzina.

Takie poszukiwania uzależnione były często od szczęścia.

Akurat to konkretne podziemie było zbudowane jak prawdziwy labirynt. Nie było wiele walki, ale przemieszczanie się zajmowało wieki.

Zadaniem Jin-Woo było pilnowanie bagażu.

Nie musiał angażować się w walkę i szczerze mówiąc wolał trzymać się od tych gości najdalej jak się tylko da bez wzbudzania ich podejrzeń .

Cały czas coś nie dawało mu spokoju.

Mógł zarobić dużo pieniędzy bez angażowania się, a mimo to cały czas czuł się dziwnie niepewnie.

Jego przeczucia nigdy nie były błędne.

Zawsze słuchał tego co mówi mu instynkt i to głównie dzięki temu przeżył tak długo jako najsłabszy łowca.

***

- Jesteśmy w dupie. - Stwierdził sfrustrowany Hwang Dong-Suk sfrustrowany. - Wędrujemy już tyle czasu, a mimo to nadal nie natrafiliśmy jeszcze na żadne potwory.

- Wszędzie walają się tylko zwłoki.- Mag spojrzał pod ich stopy na poodgryzane kawałki owadów. - Przecież boss musi gdzieś tu być.

Zmęczeni i znużeni łowcy minęli kolejny korytarz bez nadziei że znają coś prócz dalszej drogi i może większej ilości trupów.

Z pożartych owadów nie dało się pozyskać nawet rdzeni które otarłyby im łzy.

W większości przypadków coś zażerało te części owadów w których były zakorzenione rdzenie.

- Chwila.

Hwang Dong-Suk zatrzymał się patrząc na ziemię usłaną ciałami owadów.

Było ich tutaj o trzy razy więcej niż w całym podziemiu.

Gdy następnie spojrzał na górę zobaczył u sufitu mnóstwo grubej białej pajęczyny z przylepionymi do niej kokonami.

- Trafiliśmy w dziesiątkę!

Stwierdził uradowany Hwang gdy przeszli dalej w głąb komnaty i zobaczyli rosnące na ścianach kryształy.

- Kryształy many!

- I to ile?!

- Są warte mniej niż rdzenie z powodu mniejszej zawartości energii, ale w takiej ilości. Powinniśmy dostać za nie niezłą sumkę. Tak na oko... może z 10 000 000 Won. (34138 PLN)

Mag rozglądał się po komnacie kalkulując.

- Nawet twój brat pozazdrościłby nam takiego znaleziska. - Jeden z łowców zwrócił się do Hwang Dong-Suka.

- Hej. - Syknął mag. - Nie powinieneś od tak o nim wspominać. Zwłaszcza w świetle ostatnich wydarzeń.

Hwang Dong-Suk zignorował ich obu i spojrzał w górę.

Na bossa.

- Śpi. - Stwierdził po chwili niepewności dowódca. - Ale nie wiadomo jak długo.

Wszyscy poszli za jego przykładem patrząc na obrzydliwego wielkiego pająka.

Czarno czerwony włochaty i ogromny. Tak najłatwiej można było określić to obrzydliwe bydle.

Jin-Woo cieszył się że nie miał arachnofobii bo w takim wypadku chyba już by tutaj zemdlał.

Jin-Ho stojący koło niego zrobił krok w tył trzęsąc się.

Chociaż Jin-Woo nie trząsł się jak on, to musiał przyznać że ten boss... te w bramach D i E były najwyraźniej niczym w porównaniu z bossami kategorii C.

Potwór bezsprzecznie był silny. Jin-Woo nie miał problemów z wyczuciem bijącej od niego magii.

Hwang Dong-Suk odwrócił wzrok od bossa i rozejrzał się po ogromnej ilości kryształów.

- Po pokonaniu bossa brama zamknie się w ciągu godziny. Nie uda nam się wtedy wydobyć nawet 1/5 tego cholerstwa. Z tego powodu musimy wydobyć kryształy przed walką. Boss się na razie nażarł i śpi. Nie mogliśmy sobie wymarzyć lepszej okazji. Cheul-Bin wziąłeś sprzęt?

- Niestety, ale kto by się spodziewał że w podziemiach kategorii C znajdziemy kryształy many. Zostawiłem to wszystko w aucie.

- Idioto... Przecież ci mówiłem żebyś zawsze brał wszystko ze sobą.

Do wydobycia kryształów potrzebne były kilofy. Te same które Jin-Woo targał na plecach.

Ale mimo to zachowywali się jakby wcale tych kilofów nie wzięli.

Dlaczego?

- Zjebałeś, stary. - Hwang Dong-Suk spojrzał na Jin-Woo i Jin-Ho drapiąc się w brodę. - Mam prośbę, moglibyście we dwójkę przypilnować tego miejsca. Musimy wrócić po sprzęt.

Słysząc prośbę Hwanga Jin-Woo zacisnął zęby. Czyżby zdrada?

- Mamy zostać sami z bossem? - Spytał z niedowierzaniem Jin-Ho.

- Nie martw się. Nie powinien zaatakować dopóki nie podejdziesz bliżej.

Hwang zaśmiał się serdecznie chociaż jego oczy błyszczały w dość dziwny sposób.

- Mówiłeś że to twój pierwszy rajd, tak? To także pierwszy raz Jin-Woo w podziemiach tej kategorii. Zaufajcie mi, dobrze? Nic się nie stanie, od dłuższej chwili robimy tutaj hałas i nic złego się nie stało. Mam do zamienienia słówko z pozostałymi, zapalimy sobie przy okazji. Zaraz wróćmy.

Najpierw starali się ich zostawić mówiąc o sprzęcie.

A teraz nagle Hwang musi na osobności porozmawiać ze swoimi ludźmi.

Co takiego niby musi im powiedzieć że Jin-Ho i Jin-Woo nie mogą tego posłuchać?

Nawet nie starał się zbyt dobrze udawać że chce ich tutaj zostawić na pożarcie.

Jin-Woo zazgrzytał zębami gdy przypomniał sobie ostrzeżeniu jednego z łowców, które dostał jakiś czas temu.

Ci dranie byli jaszczurami.

Niezbyt zdziwiony Jin-Woo zobaczył jak głośna eksplozja ognia niszczy wejście do komnaty zasypując je.

Jin-Ho patrzył z niedowierzaniem i przerażeniem na zasypane wejście podczas gdy Jin-Woo milczał po cichu gotując się w środku.

„Bycie łowcom to niebezpieczna robota, wypadki chodzą po ludziach. Przestępstwa też nie są rzadkością, w końcu kto ci je udowodni . Nie ma tutaj żadnego monitoringu, ani przypadkowych gapiów. Nic nie stoi na przeszkodzie by łamać prawo. Im jesteś słabszy tym szybciej się ciebie pozbędą, ludzie lgną do silnych. Jeśli zauważą że jesteś bezużyteczny lub wchodzisz im w drogę... Cóż... Tak jak jaszczurki pozbywają się ogona, tak oni pozbędą się ciebie."

Jin-Woo zacisnął pięści przypominając sobie te właśnie słowa.

Jin-Woo nie bał się, ale też niekoniecznie chciał tego doświadczyć.

No bo kto niby chciałby doświadczyć zdrady i próby zabójstwa?

Trochę było mu żal Jin-Ho.

Pierwszy rajd tego dzieciaka wyglądał właśnie tak.

Jin-Woo nie mógł nic na to poradzić.

Gdyby tylko czegoś spróbowali to grupa Hwanga wzięłaby sprawy we własne ręce. A gdyby zaczęli tutaj walczyć, w towarzystwie bossa...

- I co teraz zrobimy? Wejście... Te dranie próbowały nas zabić... Chcą nas zabić dla głupich kryształów!

- Poprawka. Nadal próbują. Boss właśnie wstał.

Jin-Woo wcale nie musiał się odwracać, wystarczyło że słyszał poruszenia ze sobą.

Wielki pająk.

Boss rangi C.

Jin-Ho odwrócił się przerażony a Jin-Woo podszedł za jego przykładem obserwując schodzącego do nich wyraźnie złego pająka.

Blady i spocony ze strachu Jin-Ho wyjął drżącymi rękami miecz i tarczę.

- S-Stan za mną. Zaraz... zaraz coś wymyślę.

Jin-Woo przyglądała się potworowi szukając słabych stron.

Wiele ślepi.

Olbrzymia, ohydna paszcza z dwoma rzędami ostrych zębów.

Przerośnięte długie nogi.

W porównaniu do tego przyjemniaczka Rasaka nadawał się do hodowli i wsadzenia do terrarium.

Przyzywając swój nowy sztylet do ręki Jin-Woo poczuł podniecenie.

Może znalazł się w groźnej sytuacji. Może i boss był silniejszy od niego.

Ale, nawet mimo tego nic nie mógł poradzić że jedynie co miał przed oczami do punkty doświadczenia.

Ten boss da mu przynajmniej jeden poziom. A gdyby miał szczęście to może nawet dwa.

- Zajmę się tym. - Stwierdził Jin-Woo omijając Jin-Ho i idąc naprzeciw bossowi.

- Czekaj, co ty robisz?! - Krzyknął za nim Jin-Ho. - Jak niby... Oszalałeś?! Tylko najlepsi z rangą C lub B daliby sobie z nim radę.

- Skup się na tym jak stąd uciec. - Poradził mu Jin-Woo.

Wiedział jednak że chłopak miał rację.

Nawet po powtórnym przebudzeniu i wbiciu 18 poziomu Jin-Woo był słabszy od tego bossa.

Ale... Rasaka też był od niego silniejszy.

Zresztą jakie miał inne wyjście? Dać się zjeść?

Pająk przyśpieszył biegnąc w stronę Jin-Woo robiąc przy okazji dużo hałasu przebierając swoimi licznymi odnóżami.

Jin-Woo skoczył i lecąc nad bossem ciął w jego odwłok.

Następnie wylądował za pająkiem który natychmiastowo się do niego odwrócił.

Widząc że cios nie zrobił potworowi nic Jin-Woo ponownie ruszył w jego stronę ściskając mocniej w dłonie swój Kieł Rasaka.

Pająk tym razem nie dał się tak łatwo zaatakować i zamiast tego zaczął wyprowadzać własne ataki przednimi odnóżami.

Jin-Woo robił unik za unikiem aż w końcu dostrzegł okazję do ataku, ciął potwora w jedną z nóg.

Nie powstała żadna rana. Żadne nacięcie. Nic to nie dało.

Posiadał osiem nóg, nie miał martwych punktów i z łatwością mógł przebić się przez skały o czym Jin-Woo nieprzyjemnie się przekonał gdy jedno z odnóży próbując go trafić uderzyło o ziemie robiąc w niej wielką dziurę.

Tymczasem gdy Jin-Woo walczył z potworem Jin-Ho stojąc zamrożony w strachu i szoku patrzył na to co działo się tuż przed nim.

To miał być łowca rangi E?!

To było niemożliwe!

Z drugiej strony Stowarzyszenia potwierdziło jego rangę. Musiało.

Ale nikt z taką rangą nie mógłby poruszać się tak szybko, tak zwinnie i z taka siłą.

Czyżby łowca Sung był...

Sfingaczem?!

Na te myśl Jin-Ho przełknął silnię przerażony.

Pośród łowców trafiali się czasami tacy którzy byli w stanie kontrolować poziom swojej mocy.

Mając możliwość dowolnej manipulacji wynikami testu mogli zostać skatalogowani wedle własnej woli.

Ci którzy tak robili nazywani byli Sfingaczami.

Problem polegał na tym...

Że większość takich osób okazywała się psychopatami lubiącymi zabijać dla zwykłej zabawy!

Już sam nie wiedział co jest gorszę.

Zamknięcie tutaj z tym pająkiem czy z potencjalnym Sfingaczem!

Podczas gdy Jin-Ho umierał wewnętrznie Jin-Woo wyprowadzał atak za atakiem.

Żaden z nich jednak nic nie dawał.

Czuł że powoli traci siły a pająk nie przestawał nacierać i nie zwalniał ani trochę.

Nawet nie udało mu się go jeszcze choćby raz zadrapać.

Było naprawdę niebezpiecznie.

[ZMĘCZENIE: 57]

Im większe było jego zmęczenie tym słabsze miał ruchy. A jeśli da się trafić to ta walka może stać się już przesądzona.

Jedynym co mu pozostało to specjalne umiejętności sztyletu.

Paraliż oraz krwawienie.

Oczywistym celem uderzenia będzie głowa.

Najsłabszymi punktami na głowie będą oczy.

Nim mógłby jednak zbliżyć się na tyle by skoczyć w górę, dostrzegł że pająk stoi i czeka a następnie otwiera paszczę i pluje.

Pluje kwasem wprost na Jin-Woo.

Skoczył w górę unikając ataku i lądując kilka metrów w tyle.

Przez cały ten czas pająk miał asa w rękawie.

Pomijając jak debilnie to brzmiało.

Jin-Woo będzie musiał skrócić dystans między nimi jeszcze szybciej jednocześnie uważając na kwas.

Bardzo trudne zadanie.

Ruszył pędem przed siebie patrząc uważnie na pająka.

[UMIEJĘTNOŚĆ: SPRINT AKTYWOWANA]

[TWOJA SZYBKOŚĆ WZROSŁA O 30%]

Sprint szybko nabije mu punktów zmęczenia, ale nie miał innego wyboru jak tylko go użyć.

Zmniejszył dystans.

Skoczył.

Wycelował.

[EFEKT: PARALIŻ ZOSTAŁ NAŁOŻONY]

[ODPORNOŚĆ PRZECIWNIKA BYŁA ZBYT WYSOKA. EFEKT ANULOWANO]

Cholera. Paraliż nic nie dał.

Musiał się śpieszyć i zakończyć to teraz.

[ZMĘCZENIE: 68]

Jeszcze trochę szybciej.

Uniknął lecącej w jego stronę nogi i skoczył do góry znów celując w łeb.

[ZMĘCZENIE: 74]

Jednak niespodziewanie inne odnóże uderzyło w niego bardzo boleśnie odrzucając go do tyłu tak mocno że uderzył w ścianę robiąc w niej dziurę.

Pająk już miał zadać kolejny cios leżącemu łowcy, gdy ten szukając wyjścia z tej patowej sytuacji przypomniał sobie że nie odebrał dzisiejszej nagrody za trening.

Gdy regeneracja sił ogarnęła jego ciało, niwelując całe jego zmęczenie Jin-Woo udało się w porę uniknąć nogi lecącej w jego stronę i znów skoczył w stronę głowy.

Następnie uderzył w oko.

Najpierw jedno, potem drugie i trzecie.

[ EFEKT: PARALIŻ ZOSTAŁ NAŁOŻONY]

[EFEKT: KRWAWIENIE ZOSTAŁ NAŁOŻÓNY]

[CEL BĘDZIE CO SEKUNDĘ TRACIŁ 1% HP]

Jin-Woo nie zatrzymał się.

Dźgnął po raz drugi w to samo oko.

Potem w drugie, trzecie i czwarte które jeszcze udało mu się dosięgnąć.

A potem skoczył do góry gdy pająk zaczął się chwiać.

Podczas gdy on odskoczył do tyłu pająk upadł z głośnym hukiem na ziemię.

[BOSS PODZIEMIA ZOSTAŁ POKONANY]

[ZDOBYŁES NOWY POZIOM!]

[ZDOBYŁES NOWY POZIOM!]

[ZDOBYŁES NOWY POZIOM!]

Wzdychając z ulgą Jin-Woo otarł pot z czoła.

Na całe szczęście nie przyjął wcześniej nagrody za dzisiejsze zadanie.

Gdyby nie to, byłby już w kawałkach.

I zyskał aż trzy poziomy.

Z 18 na 21.

Całkiem nieźle.

[AWANSOWAŁES POWYŻEJ POZIOMU 20 FUNKCJA SKLEPU JEST TERAZ AKTYWNA]

I wreszcie mógł używać sklepu! Też fajnie.

Następnie po prostu wziął sobie rdzenie z bossa widząc że są dość silne i jest ich aż dziesięć. Właściwie jeden z nich pochodził z bossa i był wart około 10 milionów. (34138 PLN) a pozostałe pochodził z jego brzucha i należały niegdyś do zjedzonych owadów.

Nie zamierzał oddawać tym świniom tych rdzeni.

Nie po tej paskudniej zdradzie.

- Uh... Proszę pana... Zechciałby pan przechować swoje kryształy w plecaku?

Widząc Jin-Ho który ma na plecach plecak i wyjątkowo spocony i napięty wyraz twarzy Jin-Woo przekrzywił głowę zmieszany.

- Jeśli jest pan spragniony proszę się napić wody.

- Um... Dzięki. Chętnie. - Jin-Woo wziął od Jin-Ho wodę nie przestając na niego dziwnie patrzeć.

- Sprzęt był w plecaku. Parszywi kłamcy. Wydobędę trochę tych kryształów jak już tutaj jesteśmy.

Dzieciak zdecydowanie zachowywał się dziwnie.

Chociaż... jakby nie patrzeć Jin-Woo uratował mu życie. Więc może po prostu był wdzięczny... czy coś.

Nim jednak Jin-Ho zdążyłby chwycić za kilof ze strony przejścia dobiegł głośny huk i ściana ognia.

Gdy ogień już zgasł a kurz opadł Jin-Woo dostrzegł ośmioosobowa grupę łowców którzy zostawili ich tutaj.

Walka raczej się jeszcze nie skończyła.

Czy poradziłby sobie z ośmioma łowcami?

Szybko otworzył okno statusu zerkając na nie.

Każda z jego statystyk była przynajmniej na progu 30 lub powyżej.

Da sobie radę.

- Boss nie żyje.

- Co oni tutaj robią?!

- Co tutaj się stało?

- Sami go zabili?

- Ten pająk był jakiś niedojebany.

Hwang Dong-Suk przyjrzał się zimno dwóm nadal żywym łowcom.

Czy z takim wyposażeniem ten cherlawy szczeniak zabiłby bossa?

Nie miał żadnego doświadczenia, więc jak...?

Ten głupi pająk miał rangę C!

Ale z drugiej strony boss się raczej sam nie zabił.

Nie było szans żeby gówniany łowca z rang E mógł chociaż pomóc w takiej sytuacji. Więc ten smarkacz musiał pokonać go sam.

W sumie nie wiedział jak potężny jest ten jego sprzęt.

- Hwang co robimy?

- Musimy przekabacić go na naszą stronę. Yoo Jin-Ho! Sprawdziliśmy cię nieco, okazało się że jesteś synem niezłego gościa. Kto by pomyślał że jestem dzieciakiem prezesa biura nieruchomości Yoo Jin. To twój ojciec, co nie?

- Co z tego?!

- Miałem podejrzenia że możesz być dzieckiem kogoś dzianego, ale nie myślałem że to może być prawda. Chciałbym porozmawiać o czymś z twoim ojcem. Damy ci więc szansę... Zabij Sung Jin-Woo.

- Co!? - Krzyknął z niedowierzaniem Jin-Ho patrząc cały czerwony na uśmiechających się w większości złośliwie łowców.

- Zabij go i dołącz do naszej drużyny. To jedyny sposób byś przeżył. Inaczej zginiecie oboje.

Jin-Ho spojrzał na milczącego i niewzruszonego Jin-Woo.

Ten wzruszył jedynie ramionami niewzruszony. Przynajmniej na zewnątrz.

W środku gotował się ze złości i zgryzoty.

Teraz uratowanie życie Jin-Ho, wdzięczność chłopaka czy jego wcześniejsza nieco męcząca chęć nawiązania rozmowy nie miały znaczenia.

Słabi zawsze są zdradzani.

Był taki naiwny...

- Dlaczego się wahasz? Nikt się o tym nie dowie. A może boisz się walczyć z łowcą rangi E?

Ku zaskoczeniu wszystkich w komnacie, w tym samego Jin-Woo, Jin-Ho wyciągnął broń i stanął przed Jin-Woo jakby chciał go bronić.

- Zamierzasz z nami walczyć? - Spytał z rozbawieniem Hwang Dong-Suk.

- I co teraz szefie? - Gyu-Hwan spojrzał na ich lidera.

- Zajmijmy się najpierw tym słabszym.

Gdy Hwang wyciągnął tarczę i miecz i zaczął iść w ich stronę przed oczami Jin-Woo pojawił się nieoczekiwany komunikat systemu.

[OTRZYMANO NIEZWŁOCZNE ZADANIE.]

Co?

Teraz?

Serio. Teraz!?

Nie mówiąc nic Jin-Woo nakazał otworzyć wiadomość.

Przed jego oczami wyskoczyły cztery różne okna.

NIEZWŁOCZNE [ZADANIE: ZABIJ WROGÓW]

W POBLIŻU POJAWIŁY SIĘ JEDNOSTKI CHCĄCE ZABIĆ „GRACZA". POZBĄDŹ SIĘ ICH I ZAPEWNIJ SOBIE BEZPIECZEŃSTWO.

ZA NIEWYKONANIE ZADANIA OTRZYMASZ KARĘ.

LICZBA WROGÓW DO ZABICIA: 8

ZABITYCH: 0

Co to do diabła było!?

Miał zabić całą ósemkę?!

Nim mógłby się nad tym zastanowić dostrzegł za na wpół przezroczystymi oknami systemu świetlistą strzałę która pojawiła się w dłoni maga a potem zaczęła lecieć w stronę Jin-Woo.

To stało się tam szybko że nie miał czasu na unik.

Strzała uderzyła w niego powodując silną eksplozję i posyłając go na ścianę.

Pod wpływem uderzenia ściana pękła a jej kawałki spadły na Jin-Woo przysypując go.

- Sung!

- Nie rozpaczaj nad trupem i chodź do nas.

Ze łzami w oczach Jin-Ho odwrócił wzrok od miejsca w które uderzył Jin-Woo i spojrzał wściekły na nadal rozbawiona grupkę łowców naprzeciw siebie.

Tymczasem Jin-Woo zamroczony pozwalał by przez jego głowę przebiegały setki chaotycznych myśli.

Dlaczego?

Dlaczego o tym zapomniał?

Tutaj, przetrwają tylko najsilniejsi.

Przez ten cały czas źle do tego podchodził.

Nie chodziło o stanie się silniejszym.

Musiał stanąć na samym szczycie.

Wyprzedzić każdego.

Nawet łowców rangi narodowej.

Wszystkich.

Musiał stać się najsilniejszy.

Czy tego od początku chciał system?

Teraz zachęcający go do zabójstwa?

[ZA NIEWYKONANIE ZADANIA TWOJĄ KARĄ BĘDZIE ZAWAŁ.]

System?

Czego on tak naprawdę chce?

Na pewno chce żeby przeżył.

Po co innego zmuszałby go do zabójstwa?

Aby system działał Jin-Woo musiał żyć.

To żadna boska wola ani dar.

System go wykorzystywał.

Ale to było w porządku.

To mogło działać w obie strony.

System wykorzystywał jego.

A on wykorzystywał system.

Jin-Woo powoli podniósł się na nogi czując jak krew spływa mu po skroni.

[HP: 1360/2600]

- He? Ten gość przeżył? - Jeden z łowców wskazał na podnoszącego się Jin-Woo.

- Stary, chybiłeś?

- Trochę wstyd, twój atak nie był w stanie zabić tego leszcza na strzała.

- Gyu-Hwan to nie czas na zabawę. - Przypomniał mu karcąca Hwang Dong-Suk.

- Wiem.

Mag patrzył z niedowierzaniem jak ten słaby łowca tak po prostu staje na nogi pomimo tego że zaatakował go z pełną mocą.

Jak on to zrobił u diabła?

Faktyczne chybił?

Jin-Ho spojrzał z mieszanką ulgi i niedowierzania na mijającego go Jin-Woo patrzącego na grupę Hwanga.

- Nie powinniście pogrywać sobie z ludzkim życiem. - Stwierdził zimno Jin-Woo.

- Spokojnie, zajmę się nim.

Jeden z łowców ze śmiechem i pogarda podszedł do Jin-Woo zarzucił mu rękę na ramiona nachylając się nad nim i patrząc na niego z politowaniem.

- Wygląda na to że nie bardzo ogarniasz co tutaj jest grane...

Nie mając zamiaru słuchać tego śmiecia który wchodził w jego przestrzeń osobistą Jin-Woo wyciągnął sztylet i jednym spokojnym ruchem odciął temu żałosnemu łowcy głowę która upadła na ziemię a chwilę później Jin-Woo odepchnął od siebie resztę jego ciała podczas gdy krew z tętnic łowcy rozprysnęła się na jego policzek.

- Jeden z głowy. Jeszcze siedmiu.

-Jun-Tae!

- Co?!

- Kiedy on wyciągnął ten nóż?!

Łowcy patrzyli w szoku jak łowca rangi E bez żadnego problemu zabił jednego z nich. Będącego łowcom rangi D.

Jin-Woo ruszył spokojnym krokiem stronę grupy.

Zabił łowcę.

Człowieka.

To że system go do tego zmusił nie umniejszał jego win.

Mimo to nie mógł się zmusić do żalu.

Jeśli on ich nie zabije, to oni zabija jego.

Chociaż nie, szybciej zrobi to system.

- Nie mam pojęcia co przed chwilą zrobił. Ale nie traćcie czujności. - Nakazał im Hwang ściskając mocniej rękojeść miecza czując jak jego oddech przyśpiesza. - Gyu-Hwan dawaj jeszcze raz.

Mag jeszcze raz posłał w stronę Sunga ten sam atak starając się włożyć w niego jeszcze więcej wysiłku.

- Upierdliwy z ciebie czarodziej. - Stwierdził Jin-Woo pojawiając się przed magiem nim jeszcze jego czar zdążyłby w cokolwiek uderzyć.

Następnie Jin-Woo pociął szkodnika kilkoma prostymi ruchami.

Inni łowcy już całkowicie wściekli po tym jak zobaczyli jak drugi ich kompan pada na ziemię a z całego jego ciała sączy się ogromna ilość krwi rzucili się na niego w tym samym czasie.

Ale to nie wystarczyło.

Nie na Jin-Woo.

Byli zbyt wolni.

Mieli zbyt słabą obronę.

Nie myśleli logicznie.

[NAŁOŻONO EFEKT „PARALIŻU"]

[NAŁOŻONO EFEKT „KRWAWIENIA"]

[NAŁOŻONO EFEKT „KRWAWIENIA"]

LICZBA WROGÓW DO ZABICIA: 1

ZABITYCH:7

Prawie koniec.

Jin-Woo uniósł głowę i popatrzył na Dong Hwang-Suka oczami głodnego drapieżnika.

- Wybiłeś całą... Sukinsynu! Zapłacisz mi za to! Przez cały ten czasu ukrywałeś swoja prawdziwą siłę zasrańcu? To ty pokonałeś bossa.

Hwang przełknął ślinę używając umiejętności „wzmocnienie" .

Sukinsyn przed nim musiał być już nieźle zmęczony. Najpierw walczył z bossem a potem z siedmioma jego ludźmi.

Nie wystarczy mu już mocy do walki z nim. Nie udałoby mu się w żaden sposób przebić tym swoim śmiesznym sztylecikiem przez jego grubą tarczę.

Wyglądał na zręcznego sukinsyna, więc nie powinien posiadać żadnych umiejętności pozwalających przebić się przez gardę.

Już po nim.

Jednak jakby tylko na to czekając Jin-Woo zatrzymał jego szarżę jedną dłonią chwytając go za twarz i ciskając nim w ziemię.

Leżąc na popękanej ziemi Hwang Dong-Suk zakaszlał słabo będąc w ciężkim szoku jak temu gościowi udało się go z taką łatwością powalić.

Czyżby był Sfingaczem?

- Czekaj... Nie zabijaj mnie! Oszczędź mnie! Dam ci pieniądze! Możesz zachować wszystkie łupy.

Hwang Dong-Suk z ledwością podniósł się na czworaka i odsuwając się od Jin-Woo.

- Trzy razy. Błagasz o litość człowieka którego próbowałeś trzykrotnie zabić?

Najpierw przez zasypanie wejścia.

Potem przez próbę namówienia Jin-Ho.

Potem przez magie Gyu-Hwana.

- Przecież sam mówiłeś. Co dzieję się w podziemiu, pozostaje w podziemiu.

Zdając sobie sprawę że błaganie nic nie da, Hwang Dong-Suk zrobił się czerwony ze złości i zaczął krzyczeć.

- Ty zasrańcu! Masz pojęcie kim jest mój młodszy brat...

Głowa Dong-Suka poleciała do góry, zrobiła kilka obrotów wokół własnej osi i upadła na ziemię.

Nie, nie miał pojęcia.

I nic go to nie obchodziło.

Chowając sztylet Jin-Woo spojrzał na swoją kurtkę.

Znów pobrudził ubranie.

Nie dość że duża część jego ubrań stała się dla niego za mała to jeszcze pobrudził krwią te które miał na sobie.

A krew tak łatwo nie schodzi.

Cóż, najwyraźniej czekają go poważne zakupy.

Wiedział że zrobił coś złego zabijając innych ludzi.

Ale ci ludzie byli zwykłymi śmieciami.

Nie umiał ich żałować.

Gdyby zabił kogoś niewinnego, nie mogącego się bronić, kogośkto nie zrobił mu żadnej krzywdy.

Wtedy nie mógłby spojrzeć na siebie w lustrzę.

Ale nigdy tego nie zrobi.

Nie był śmieciem pokroju tych martwych tutaj.

NAGRODA ZA WYKONANE ZADANIE

NIEZWŁOCZNE ZADANIE: ZABIJ WROGÓW

WYMAGANIA ZOSTAŁY SPEŁNIONE

CHCESZ ODEBRAĆ NAGRODĘ?

[TAK] [NIE]

Spodziewał się tego. Za każde zadanie do tej pory dostawał nagrody.

Zaakceptował będąc ciekawym co takiego dostanie.

MAGRODY ZA ZADANIE

NAGRODA #1: REGENERACJA SIŁ

NAGRODA #2: PUNKTY STATYSTYK +10

NAGRODA #3: ŻĄDZA KRWI

PRZYJMUJESZ?

[TAK] [NIE]

Aż dziesięć punktów?!

Świetnie!

Nowa umiejętność była chyba jeszcze bardziej satysfakcjonująca niż punkty.

Szybko akceptując Jin-Woo spojrzał na nową umiejętność.

UMIEJĘTNOŚĆ

[AKTYWNE]

ŻĄDZA KRWI LV.1

100 MANY

- NAKŁADA EFEKT PRZERAŻENIA NA WYBRANY CEL. TRWA JEDNĄ MINUTĘ.

- EFEKT MOŻNA NAKŁADAĆ NA KILKA CELÓW.

- EFEKT „PRZERAŻANIE"

- WSZYSTKIE STATYSTYKI PRZECIWNIKA – 50%

Chodź tymczasowe i zjadające manę miało naprawdę potężną moc. Az o połowę zmniejszało statystyki wroga. Zapewne nie zadziała na wrogów o wysokiej odporności, tak samo jak było w przypadku efektów nałożonych na jego sztylet.

Niemniej jednak i tak umiejętność była dobra.

Jaskinia zatrząsała się jakby przypominając o tym że brama niedługo się zamknie.

Jin-Woo spojrzał na zamrożonego w strachu Jin-Ho gdy ich spojrzenia się spotkały młody chłopak wyglądał jakby miał zaraz zemdleć.

- Nie zabijaj mnie, błagam!

Nie chciał robić temu chłopakowi krzywdy.

Nie zamierzał tego robić ani przez sekundę.

Dzieciak stanął w jego obronie dwukrotnie.

Gdy boss się obudził.

Oraz gdy zaproponowano mu jego własne życie w zamian za odebranie życia Jin-Woo.

Ale nie mógł pozwolić żeby chłopak zaczął mówić o tym co się tutaj stało.

Yoo Jin-Ho zadrżał niekontrolowanie. Jego twarz była całkowicie blada. W końcu właśnie patrzył, jak Jin-Woo z zimną krwią zabija osiem osób. Jedną z najpotężniejszych broni do panowania nad człowiekiem był „strach". Więc Jin-Woo postanowił wykorzystać to na swoją korzyść. 

- Dlaczego powinienem?

Jin-Woo przysiągł, że słyszał, jak serce Yoo Jin-Ho najpierw się zatrzymuje a potem pęka.

Przesadził?

- Mam... Mam pieniądze... mogę dać ci...

- Za kogo ty mnie masz?

Jin-Woo spojrzał z urazą na przerażonego chłopaka. Całe życie było naznaczone biedą, ale nie miał zamiaru wykorzystywać kogoś jako zakładnika za pieniądze. Gdyby to zrobił, nie różniłby się niczym od Hwang Dong-Suka.

- Przepraszam!

Teraz gdy się nad tym zastanowił, zdał sobie sprawę że Jin-Woo odrzucił propozycję Dong-Suka dotyczącą pieniędzy w zamian za jego życie.

Najwyraźniej był typem człowieka niezainteresowanego materialnymi korzyściami a jedynie przelewaniem Ale jeśli tak to czemu zabrał rdzenie z bossa?

Magiczne rdzenie, będące źródłem wielkiej mocy, miały wiele zastosowań poza tworzeniem magicznych przedmiotów. Ale dla Łowcy nie różniły się niczym od pieniędzy.

Powodem, dla którego ubrudził sobie ręce, żeby przejrzeć zwłoki, było to, że walczył o to z bossem. Nie miałby litości dla tych, którzy wystąpili przeciwko niemu, ale nie chciał mieć nic wspólnego z tym, na co nie zapracował potem i krwią. 

Więc pomimo brutalności miał swoje żelazne zasady.

Nic dziwnego że na jego propozycję Jin-Woo się zezłościł.

To czego teraz potrzebował, to nie „pieniądze ojca".

Yoo Jinho szybko przemówił,

- Jeśli mnie oszczędzisz przekażę ci wszystkie dochody z tego podziemia.

- Hmmm?

Jak się spodziewał, Jin-Woo wyglądał na zainteresowanego.

— Gdyby dziewięć z dziesięciu osób zginęło a jedyny ocalały zabrał ze sobą do domu wszystkie zyski, to byłoby bardzo podejrzane.  

Yoo Jin-Ho był pewien, że Jin-Woo był sfingaczem. Mało tego, potężnym sfingaczem, który lubił zabijać! Taka osoba nie mogła zwracać na siebie uwagi innych.

- Więc?

- Z drugiej strony, jeśli ty i ja wyjdziemy stąd razem, zgodnie z umową, wszystkie magiczne rdzenie staną się moje. Nawet gdyby ośmiu innych nie żyło, nikt by cię nie podejrzewał jeśli nie miałbyś żadnych widocznych korzyści.

Oczywiście nikt też nie podejrzewałby Yoo Jin-Ho. Był synem jednego z najpotężniejszych prezesów w kraju. Magiczne rdzenie nie byłyby dla niego nic warte.

- Oczywiście pieniądze należałyby do ciebie. To „godna cena" za zabicie grupy Hwang Dong-Suka i uratowanie mi życia.

- Stoi.

***

Gdy w końcu wrócił do domu było już na dworze ciemno i nadal lało.

Po szybkim prysznicu i zmianie ubrań otworzył okno statusu.

STATUS

NAZWA: SUNG JIN-WOO

POZIOM: 21

PROFESJA: BRAK

TYTUŁ: ZABÓJCA WILKÓW

HP: 2600

MP: 390

ZMĘCZENIE: 0

SIŁA: 53

ZRĘCZNOŚĆ: 38

ZMYSŁY: 32

WITALNOŚĆ: 30

INTELIGENCJA: 30

(DOSTĘPNE PUNKTY STATYSTYK: 10)

Nadal miał 10 punktów statystyk z zadania. Korciło go, żeby je zużyć. Była to kwota, która normalnie wymagała trzech dni codziennych zadań (brakujący jeden punkt) lub dwóch poziomów (ale nie można było swobodnie rozdysponować tych punktów).

Najpierw zainteresuje się zręcznością. Widział dziś jak przydatna może to być statystyka. Wręcz ratująca życie.

Dał więc w nią 7 punktów. A pozostałe 3 w zmysły.

Trzy poziomy wraz z punktami bardzo go cieszyły. Tak samo jak pieniądze które zarobił.

49 rdzeni. Przy średniej cenie 5 milionów za sztukę za większość i 19 milionów za rdzeń pająka dostałby około 259 milionów. (884185 PLN)

To była astronomiczna kwota której nie zarobił łącznie przez te cztery lata bycia łowcą.

Rdzenie oczywiście jeszcze nie zostałby sprzedane więc nie miał tych pieniędzy.

Sprzedawanie magicznych rdzeni nie było trudne. Zapotrzebowanie było tak duże, że były chwytane w momencie wprowadzenia ich na rynek. Pytanie brzmiało, gdzie je sprzedać. Mógł sprzedać je osobiście innej osobie, Gildii lub za pośrednictwem firmy. Patrząc na posiadaną kwotę, Jin-Woo doszedł do wniosku, że zamiast sprzedaży osobistej lub korzystania z rynku internetowego, uda się do pośrednika w celu pośrednictwa.

W sumie ciekawiło go czy mógłby sprzedać te rdzenie w sklepie.

Byłoby raczej wygodnie, gdyby sklep przyjmował magiczne rdzenie w wartości nominalnej, jak śmieci. Myśląc o sklepie, Jin-Woo odłożył torbę. Zdał sobie sprawę z jeszcze jednego postępu, jaki zrobił dzisiaj.

Zapomniał że przecież system powiedział mu po wbiciu 21 poziomu że ma teraz możliwość korzystania ze sklepu.

Z tym znajomym elektronicznym tonem, przed jego oczami pojawiła się pozornie nieskończona lista przedmiotów do kupienia. Były to zarówno tanie mikstury i różnorodne akcesoria, jak i drogie zbroje i potężna broń. Każdy z nich sprzedawano za złoto. Oczywiście im lepszy przedmiot, tym droższy koszt złota. Niektóre z najpotężniejszych przedmiotów kosztowały nawet 10 miliardów sztuk złota.

Jego obecne złoto wynosiło 112 tys. To było zdecydowanie za mało, żeby kupić coś, co wydawało się przydatne, ale nie trzeba było się spieszyć. Miał mnóstwo czasu.

A niektóre z tych przedmiotów naprawdę wyglądały kusząco.

Gdy on przeglądał sklep do mieszkania wróciła jego siostra.

- Panierowane skrzydełka? - Spytała zaskoczona Jin-Ah widząc jak jej brat zajada się kupionymi skrzydełkami patrząc w telewizor.

Prawda była taka że patrzył na okienko sklepu, nie na telewizor, ale to trochę dziwnie mogłoby z boku wyglądać. A szum telewizora mu nie przeszkadzał.

Dziewczyna widząc co jej brat kupił szybko przebrała się, rzuciła książki z biblioteki do swojego pokoju i wpadła do salonu porywając skrzydełka.

- Co to za okazja? Coś się musiało stać, zwykle żydzisz każdy gorsz.

- W sumie sam nie wiem. Dziś po prostu miałem bardzo opłacalny rajd i humor mi dopisuje.

Jin-Woo wzruszył ramionami otwierając puszkę piwa i biorąc łyk.

Po chwili jego dłoń zadrgała z zaskoczenia gdy odstawiał puszkę na stolik a przed jego oczami pojawił się komunikat systemu.

ALARM

[ZOSTAŁA WYKRYTA SZKODLIWA SUBSTANCJA...]

[EFEKT: USUNIĘCIE TRUCYZNY AKTYWOWANE]

To było coś nowego.

3,2,1... USUWANIE TRUCIZNY ZAKOŃCZONE.

Czy to też była zasługa systemu.

Cóż, skoro dostawał komunikaty musiało tak być.

Jin-Woo dopił resztę puszki duszkiem i widząc że jego siostra jest zajęta skakaniem po kanałach otworzył drugą puszkę wypijając ją całą.

Mimo wypicia w tak szybkim czasie dwóch puszek piwa nie czuł nic.

Zaczął więc przeszukiwać swoją skrzynkę systemową w poszukiwaniu jakiś wiadomości wyjaśniających mu to usuwanie trucizny.

Okazało się że musiał cofnąć się na sam początek skrzynki.

NAGRODA ZA UKOŃCZONE ZADANIE: „ODWAGA SŁABEUSZA"

-BŁOGOSŁAWIEŃSTWO WSPANIAŁEGO CZARODZIEJA KANDIARU:

BŁOGOSŁAWIEŃSTWO SPRAWIA ŻE DO KOŃCA SWOJEGO ŻYCIA BĘDZIESZ ZDRÓW I W PEŁNI SIŁ .

- EFEKT TYMCZASOWY: PEŁNA REGENERACJA USZKODZONYCH KOŃCZYN.

- EFEKTY STAŁE:

DŁUGOWIECZNOŚĆ, WSZYSTKIE CHOROBY, TRUCIZNY I NEGATYWNE EFEKTY BĘDĄ USUWANE, SEN ZNACZĄCO PRZYŚPIESZA REGENERACJĘ.

Najwyraźniej to dzięki tej nagrodzie odzyskał nogę.

I ta nagroda nie pozwalała mu się upić usuwając z jego organizmu wszystkie trucizny...

Chwila, moment.

Wszystkie trucizny?

To by oznaczało że...

Wstając z kanapy Jin-Woo skierował się do swojego pokoju.

- Nie będziesz jadł. Jak coś to mogę zjeść twoją porcję.

- Śmiało. Jak chcesz to tyj.

Zamykając drzwi do swojego pokoju Jin-Woo uruchomił swój ekwipunek i wziął z jego znajomy woreczek z cieczą.

[PRZEDMIOT: JAD RASAKA]

KLASA PRZEDMIOTU: A

RODZAJ: NAPÓJ

WORECZEK Z OCZYSZCZONYM JADEM RASAKA. MOŻNA GO ZDOBYĆ POKONUJĄC RASAKA. NISKA SZANSA NA ZDOBYCIE. WYPICIE GO UTWARDZI TWOJĄ SKÓRĘ, ALE JEDNOCZEŚNIE OSŁABI SIŁĘ.

- EFEKT „ŁUSKI RASAKA" - ZMNIEJSZA OTRZYMYWANE OBRAŻENIA FIZYCZNE O 20%

- OSŁABIENIE „WIOTKIE MIĘŚNIE".

- ZMNIEJSZA SIŁĘ O 35 PUNKTÓW.

Teoretycznie więc negatywny efekt powinien zostać zniwelowany poprzez jego umiejętność.

O ile to działało też na rzeczy w pewien sposób... dane mu przez system.

W końcu to on stworzył tamte podziemie. I tamte potwory. I te nagrodę.

Nie będzie miał pewności jeśli nie zaryzykuje.

Miał 50 punktów.

Utrata ich bardzo by go zabolała.

Zostałby z marnymi 15 punktami.

Ale naprawdę chciał się przekonać.

Kto nie ryzykuje ten nie żyje.

Jin-Woo zamknął oczy i wypił substancje, gęsty płyn o zdecydowanie nieprzyjemnej konsystencji spłynął mu do gardła.

I o cholera, jakie to było gorzkie!

Żaden lek czy inny napój nigdy nie była tak gorzki jak to paskudztwo.

[WYKRYTO SZKODLIWĄ SUBSTANCJĘ]

3.2.1... USUWANIE TRUCIZNY ZAKOŃCZONE

Po chwili pojawiło się kolejne okienko.

EFEKT: OSŁABIENIE „SŁABE MIĘŚNIE" NAŁOŻONY PO UŻYCIU PRZEDMIOTU JAD RASAKA ZANIKA.

Super!

Świetnie!

Szybko otworzył okno statusu.

SIŁA: 53

ZRĘCZNOŚĆ: 38

ZMYSŁY: 32

WITALNOŚĆ: 30

INTELIGENCJA: 30

REDUKCJA OBRAŻEŃ FIZYCZNYCH: 20% AKTYWNE

Teraz wszystkie obrażenia fizyczne będą redukowane aż o 1/5!

Plus nie można było w żaden sposób go zatruć jak się okazuje!

Jakie te dwa aspekty były przydatne.

Podczas gdy on po cichu cieszył się tym krokiem w przód Jin-Ah zapukała do drzwi jego pokoju i po chwili wsadziła głowę do pokoju.

- Znasz niejakiego Yoo Jin-Ho?

- Kogo?

- Właśnie dzwoni.

Jin-Woo zmarszczył brwi skonsternowany.

***

Woo Jin-Chul zastanawiał się kto był na tyle pijany lub niespełna rozumu by pisać raport który był właśnie przez niego czytany.

Nie chodziło o błędy ortograficzny czy stylistyczne bo takowych nie było, ale o cały sens tego nieskładnego bełkotu.

- Szefie.

Widząc jednego ze swoich podwładnych podchodzącego do jego biurka Jin-Chul zwalczył cierpiętnicze westchnienie i spojrzał na dokumenty które trzymał agent w dłoniach.

Jin-Chul kochał swoją pracę. I poświęcał się jej bez reszty.

Chciałby po prostu żeby niekończący się stos papierów na jego biurku zrobił się... no trochę bardziej skończony.

Żeby łowcy przestali zachowywać się jak dzieci w piaskownicy które notorycznie wyrywały sobie grabki, ponieważ Korea nie była piaskownicą a oni zamiast grabek mieli mnóstwo cennych budynków wokół siebie które łatwo jest uszkodzić gdy ma się siłę większą od maszyny wyburzeniowej.

I chciałby móc wreszcie wstać i dorobić sobie kawy.

- O co chodzi? - Pyta spokojnie Jin-Chul starając się nie łypać podejrzliwie na nieznane akta w dłoniach agenta.

On nie chciał ich czytać i kłaść ich na tej nieszczęsnej papierowej krzywej wieży.

Jeśli dołoży jeszcze jedną teczkę to ta krzywa wieża zamieni się w zburzoną wieżę a on zostanie zasypany pod papierowymi gruzami.

A nie chciał żeby prezes nadwyrężał swoje delikatne serce martwiąc się gdy dojdzie do niego informacja że Jin-Chul został zabity przez zmiażdżenie spowodowane lawiną sprawozdań.

- Jedna sprawa. W podziemiach kategorii C zginęło 8 łowców. - Relacjonuje pracownik. - Udało się przeżyć tylko dwóm łowcom jednemu z rangą D i drugiemu z E.

Niechętnie biorąc od agenta teczkę z informacjami Jin-Chul zaczyna ją przeglądać.

Nic ciekawego.

- Pewnie udało im się uciec. Co w tym niezwykłego?

- Nie uciekli. Wyczyścili całe podziemie.

Odrywając wzrok od informacji spojrzał bystro na stojącego przy jego biurku mężczyznę.

No dobrze, może nie było to aż tak nudne jak początkowo sądził.

- Yoo Jin-Ho miał wysokiej jakości wyposażenie. Mógł być w stanie pokonać bossa. Z drugiej strony boss nie powinien być wyzwaniem dla tej grupy. To dziwne że było aż tyle ofiar.

- Czyli ten łowca ma doświadczenie.

- Nie, proszę pana. Ten rajd według niego samego i potwierdzenia tego z raportów Stowarzyszenia był jego pierwszym.

Świeży łowca rangi D miał samodzielnie pokonać bossa rangi C w pojedynkę?

Nierealne.

Musiałby być niebywale utalentowanym żeby sobie poradzić.

No chyba że cała grupa nim zginęła poważnie osłabiła bossa a on miał szczęście i jedynie dokończył robotę.

- Przejdź do rzeczy. - Poprosił spokojnie Jin-Chul starając się nie patrzeć na stos pracy jaki jeszcze go dziś czekał mimo że dochodziła już piąta. - Dlaczego zawracasz mi tym głowę?

- Cóż, wśród ocalałych łowców był też łowca który brał udział w innym incydencie w podziemiach. Chodzi o Sung Jin-Woo.

- Ten gość? - Spytał zaskoczony Jin-Chul zapominając o wołających o jego uwagę aktach rozsypanych po całym biurku.

Sung Jin-Woo. Łowca rangi E. Podejrzewany o powtórne przebudzenie.

Błędnie.

To mógł być zwykły przypadek.

Chłopak pewnie miał ponownie wielkiego pecha.

- Może i to wszystko wygląda podejrzanie, ale nie ma się czym martwić. Urządzenie którym go sprawdziliśmy było naprawdę wysokiej klasy pozyskaliśmy go z potwora rangi A. Powtórne przebudzenie to rzadkość nie ma co go podejrzewać. Raz go sprawdziliśmy i to wystarczy.

Agent nie wyglądała jednak na przekonanego.

- Też chciałbym tak myśleć. Ta sprawa nie daje mi jednak spokoju. Ponieważ jedną z ofiar był Hwang Dong-Suk.

- Hwang Dong-Suk? Starszy brat Hwang Dong-Su?

Powstrzymując uderzenie głową o biurko Jin-Chul uznaje że jego stosy akt będą musiały poczekać. Chociażby godzinę.

Sung naprawdę miał beznadziejne szczęście jak widać.

- W takim wypadku, nie mogę tego zignorować.

 

Chapter 6: Rozdział 5

Chapter Text

Jin-Woo spotkał się z Jin-Ho, następnego dnia we francuskiej kawiarni niedaleko jego domu.

Fajnie że dzieciak pomyślał o tym że skoro już chce go gdzieś ciągać to przynajmniej to „gdzieś" jest blisko jego miejsca zamieszkania.

Niewielki plus dla niego.

Yoo Jin-Ho przywitał go radośnie. Jin-Woo wyostrzył swoje zmysły, kiedy wszedł, ale nie zauważył żadnych innych łowców. Przynajmniej nie była to zasadzka mająca być jakimś odwetem. Możliwe że Jin-Woo był paranoikiem, bo ten dzieciak był miły, hojny i stanął w jego obronie.

Ale wolał być ostrożny.

Usiadł naprzeciwko Yoo Jin-Ho. Przed dzieciakiem w misce leżały na wpół zjedzone lody.

- Nie sądziłem że znów cię zobaczę. - Jin-Woo uniósł brew w geście zaskoczenia.

Natomiast niewzruszony Jin-Ho uśmiechnął się szeroko i zaczął wstawać.

- Zamówiłeś coś? Mam iść po kawę?

Czy system uzna kofeinę zawartą w kawie jako truciznę?

Jin-Woo miał nadzieję że nie. Żałował już nieco że nie może się upić. Nie chciał tracić jeszcze kawy.

- Chętnie. Mógłbyś poprosić o taką z dużą ilością mleka?

- Oczywiście. - Chłopak posłał mu olśniewający uśmiech.

Cóż jeśli Jin-Woo już został zmuszony uporczywymi naleganiami do przyjścia tutaj to przynajmniej mógł wypić kawę.

Gdy chłopak wrócił już z kawą Jin-Woo podziękował mu grzecznie biorąc napój a Jin-Ho ponownie siadł naprzeciw niego.

- Więc dlaczego chciałeś żebyśmy się spotkali?

Jin-Ho zacisnął pięści pod stołem.

Ten gość był groźny.

I był sfingaczem, Jin-Ho od kogoś takiego powinien trzymać się z daleka.

Ale potrzebował pomocy, a Sung Jin-Woo był tak niesamowicie silny.

- Chce zorganizować grupę

- Odmawiam.

- Nawet nie dałeś mi dokończyć. - Zauważył żałośnie Jin-Ho.

Wzdychając głęboko Jin-Woo założył ramiona na piersi.

- Chcesz żebym dołączył do twojej wyprawy. - Zgadł Jin-Woo.

- Tylko 20 razy. Nie, tylko 19 razy.

- Aż tak ci zależy. - Jin-Woo spojrzał na zdeterminowany twardy wyraz twarzy swojego rozmówcy nieco zaskoczony.

Nikt kto chce się po prostu wyszaleć w podziemiach i ma dużo pieniędzy do przetrwaniania nie miałby takiej miny.

Jin-Ho wyglądał na gotowego tam błagać. Jin-Woo przechylił głowę. Były trzy powody, dla których ludzie zostali Łowcami: Pieniądze, obowiązek, adrenalina .Yoo Jin-Ho nie wydawał się pasować do tych ideałów. Młody spadkobierca nie potrzebował pieniędzy z podziemi i gdyby przywiodło go tam poczucie obowiązku, nie poprosiłby, by ktoś inny wykonał za niego całą robotę.  I zdecydowanie nie wyglądał na kogoś szukającego mocnych wrażeń i przygód.

- Zostaniesz godziwie wynagrodzony.

Jin-Woo nie był chciwy. Miał teraz odłożone dużo pieniędzy i nie potrzebował na razie więcej.

- Ostatni wypad niczego cię nie nauczył. Bycie łowcom to nie egzoteryczna przygoda. Widziałeś jak łatwo jest zginąć tak po drugiej stronie, a mimo to chcesz założyć własną grupę?

Gdy tylko skończył to mówić coś w jego głowie zapaliło się jasno.

20 rajdów.

Taka a nie inna liczba.

Rajd Hwanga był jego pierwszym.

A teraz chciał zaliczyć ich jeszcze dokładnie 19 jak się po chwili poprawił.

- Chcesz założyć własną gildię? - Spytał zaskoczony Jin-Woo.

- Właśnie!

- Dlaczego chcesz to zrobić?

Twarz dzieciaka poczerwieniała.

- Założenie gildii wbrew pozorom nie jest trudne. Uczestnictwo w minimum 20 rajdach pozwoli mi uzyskać pozwolenie na utworzenie własnej gildii. Oczywiście jest też egzamin, ale o niego się nie martwię. Mam głowę na karku inaczej nie mógłbym odziedziczyć firmy.

- Hm? Chodzi ci o biuro architektoniczne Yoo-Jin?

Yoo-Jin była jedną z czołowych firm budowlanych Korei Południowej. Wbrew nazwie ich działalność nie ograniczała się tylko do budownictwa. Firma była znana z tego, że maczała palce w wielu obszarach biznesu, a ostatnio nawet zaczęła angażować się w biznesy związane z Łowcami, zarabiając dużo pieniędzy.

- Tak. Mówiąc szczerze założenie gildii jest z nią związane. To pomysł mojego ojca.

Podziemia były miejscami niebezpiecznymi , ale pełnymi drogocennych skarbów. Kryształy to tylko ich niewielka część. Zwłoki potworów są używane do produkcji wielu rzeczy.

Magicznej biżuterii, broni czy zbroi. Logicznym jest że w końcu zainteresowały się całym tym biznesem duże korporacje.

Najsilniejsi łowcy na świecie byli obrzydliwie bogaci. Bogatsi nawet od większości miliarderów.

Jeśli firma chciała prowadzić interesy związane ze światem łowców, kluczowe znaczenie miała współpraca z Gildiami. Zdobywanie magicznych rdzeni, zwłoki bestii, kryształów many i innych skarbów z bram rangi B lub A wymagało współpracy z tymi którzy to pozyskiwali.

- Firmy porozumiewają się z gildiami a ci w zamian za stałe wynagrodzenie przekazują im wszystkie łupy z wypraw. W taki sposób nie muszą kupować materiałów od pośredników.

- Owszem. Mój ojciec planuje zatrudnić łowcę rangi S i obsadzić go w roli szefa gildii. Mój brat będzie jego zastępcą, ale tak naprawdę to on będzie wszystkim zarządzał.

Gdy tylko Jin-Woo usłyszał o tym planie wyłapał kilka luk.

- Korea ma, lub miała 9 łowców rangi S. Jeden z nich chyba nawiał do Stanów, Szef Stowarzyszenia, dwóch z gildii Łowców, szef Białego Tygrysa, szefowie Gildii Sław i Żniwiarzy. Min Beong-Gyu... on przeszedł chyba na emeryturę. I jeden zginął podczas rajdu. Nie dość że nie macie w kim wybierać, to nie sądzę żeby ktoś z taką ranga chciał robić za marionetkę, gdy każda duża gildia biłaby się o niego. A nawet jeśli zgodziłby się to nadal mogłoby dochodzić do starć między nim a twoim bratem .

Jin-ho westchnął nie wyglądając na zaskoczonego słowami Jin-Woo.

- No właśnie wiem. Co prawda w końcu jakiś łowca może przebudzić się jako kolejna ranga S więc brak chętnych łowców można jeszcze jakoś przeskoczyć, ale...

W młodym wieku 31 lat starszy brat Yoo Jin-Ho stał się już znakomitym biznesmenem. W porównaniu z nim młodszy brat był zaledwie 22-letnim studentem college'u, pomijając fakt, że był łowcą rangi D.

Było jasne, że prezes zamierzał pozostawić interesy Gildii pierworodnemu. Chociaż starszy brat nie mógł zostać Mistrzem Gildii jako nie-łowca, już osiągnął świetne wyniki w dziedzinie biznesu związanego z Łowcami.

Tylko jakoś nie chciało się Jin-Woo wierzyć że jakikolwiek łowca rangi S chciałby słuchać kogoś kto nawet łowcom nie był.

- A co z tobą? Twoje doświadczenie jest w najlepszym razie znikome, rangę też masz dość niską. Zapewne nie jesteś brany pod uwagę w tym projekcie. Chcesz się trochę podszkolić, żeby przydać się ojcu.

- Właśnie!

Teraz Jin-Woo zrozumiał, dlaczego Yoo Jin-Ho przylgnął do niego z tak wielką desperacją. Gdyby młody człowiek po prostu zatrudnił wysokiej rangi łowcę i uzyskał licencję, nie różniłoby się to za bardzo od zakupu tejże licencji. Ale co by było, gdyby poszedł z Łowcami niskiej rangi takimi jak on i ukończył 20 rajdów?

To mogło jego ojca bardzo zainteresować.

Yoo Jin-Ho musiał pokazać, że potrafi poprowadzić pozostałych Łowców.

Kiedy zostałby Mistrzem Gildii, mógł umieścić Łowcę rangi S jako zastępcę i zebrać innych wykwalifikowanych Łowców, którzy zainteresowaliby się dołączeniem do gildii gdzie był łowca rangi S.

Aby to wszystko się wydarzyło, potrzebował 20 rajdów. Najlepiej z łowcami niskiej rangi.

Pozostała jeszcze kwestia lojalności takie łowcy rangi S który nadal mógłby nie chcieć słuchać łowcy rangi D.

Ale to nie był problem Jin-Woo, jak dla niego ten plan nie miał szans się udać.

- Informacje że jesteś sf... znaczy to że ukrywasz swoje prawdziwe umiejętności. Zabiorę ze sobą do grobu. Jeśli nadal chcesz brać udział w rajdach to chyba przyda ci się ktoś taki jak ja? Ukończenie podziemi z łowcą rangi E przyniesie więcej splendoru niż zrobienie tego z kimś silniejszym.

Ten dzieciak dobrze kombinował, trzeba było mu to przyznać.

Jin-Woo miałby problem ze znalezieniem rajdu i ukrywaniem swoich umiejętności.

- Dodatkowo. Mam coś co może być dla ciebie odpowiednią... zapłatom.

Wyjął przygotowaną przez siebie kopertę z aktówki. Wewnątrz znajdował się plan budynku. Wręczył go Jin-Woo.

– To budynek, który jest właśnie w budowie. Szacunkowa wartość to około 30 miliardów won. (102 415 340 PLN)

Chociaż Stowarzyszenie starało się jak najlepiej, możliwość otwarcia bramy zawsze istniała. W związku z tym na obszarach, na których duże gildie miały założone swoje siedziby, wartość gruntów gwałtownie wzrosła. W końcu życie było najcenniejszym zasobem. Nawet obecność małej Gildii w pobliżu zwiększyłaby ich bezpieczeństwo, a gdyby zamiast tego była to duża Gildia? Wartość ziemi znacząco wzrastała.

Jin-Woo otworzył szeroko oczy podczas gdy 30 miliardów won cały czas brzęczało mu w uszach.

- Budynek znajduje się na obrzeżach strefy wpływów Białego Tygrysa bardzo blisko początku obszaru należącego do gildii Łowców. Po wybudowaniu stanie się twój. Zrobisz z nim co zechcesz.

Wczoraj w podziemiu rangi C Jin-Ho dowiedział się, że podczas rajdu wszystko może się zdarzyć. Wejście ze słabym Łowcą może skutkować jego śmiercią. Z drugiej strony, gdyby zatrudnił słynnego silnego łowcę, jego ojciec nie dałby się przekonać. Istniała też możliwość natrafienia na kogoś pokroju Hwang Dong-Suka, a tego Jin-Ho naprawdę wolał uniknąć.

Ale Jin-Woo był inny, był Łowcą rangi E, który sam pokonał bossa rangi C i wielu Łowców rangi C i D, bez większych obrażeń.

Miał co najmniej range B skoro poradził sobie z taką łatwością z łowcami rangi C.

Może nawet wyżej.

Razem z Jin-Woo będzie bezpieczny.

- Mam jeden warunek.

Wspólne polowanie zmniejszyłoby jego punkty doświadczenia, a także byłoby trudno działać pod okiem innych. Nawet w ostatnim podziemiu musiał zadbać o to żeby Jin-Ho milczał, i nikomu nie wyjawił co się tam stało. Byłoby również bardzo uciążliwe dopasować jego harmonogram do kolegów z drużyny. Bez względu na to, jak na to patrzył, negatywów było za dużo.

No chyba że nikt prócz niego i Jin-Ho do podziemia nie wejdzie.

- Co tylko zechcesz. - Odpowiedział Jin-Ho natychmiastowo.

- Ty i ja. Tylko i nikt więcej.

W jednej sekundzie twarz Jin-Ho zbladła i wyglądał jakby miał być chory.

- My... dwaj? - Spytał słabo chłopak. - Chcesz żebyśmy oczyścili podziemia kategorii C?

- Bingo.

Łowcy rangi E, takiemu jak on, było bardzo trudno dostać się do prywatnej grupy rajdowej. Zdał sobie z tego sprawę, próbując wczoraj znaleźć grupę. Nie mógł zarezerwować podziemia mając taką rangę i nie mógł stworzyć własnej grupy rajdowej. Ale teraz Yoo Jin-Ho zaproponował, że stworzy dla niego grupę.

To była idealna okazja.

- Ale... Ale potrzebujemy minimum 10 osób żeby spełnić wymagany limit.

- Zrobimy to samo co Hwang Dong-Suk. Zapłacimy ludziom żeby wpisali się na listę w ten sposób dopełniając formalności.

- Czy to nie będzie zbyt niebezpieczne?

- Skoro jesteśmy w stanie poradzić sobie we dwoje, to więcej osób nie robi różnicy. Nic im nie będzie. Pomyśl, zrobimy 19 rajdów i z każdego cała grupa wyjdzie bez szwanku. Ojciec będzie pod wrażeniem twoich umiejętności.

Oczy Jin-Ho otworzyły się szerzej ze zrozumienia.

Byłby w stanie pokazać, że zwykły łowca D jest w stanie poprowadzić 19 rajdów bez żadnych strat. Byłoby to świadectwem jego zdolności umożliwiających zostanie mistrzem gildii. To byłby największy wyczyn, jaki mógł przedstawić swojemu ojcu.

- Kapuje. Zróbmy po twojemu. Wszystkim się zajmę.

***

Tego samego dnia gdy Jin-Woo ćwiczył ze swoją siostrą w paru dostrzegł coś ciekawego.

Jego licznik wymagający 10 kilometrów oraz 100 innych ćwiczeń, wcale nie zatrzymywał się po tym jak ten prób został osiągnięty.

Licznik szedł dalej nawet wtedy.

- POMPKI [200/100]

- BRZUSZKI [200/100]

- PRZYSIADY [200/100]

- BIEG [20/10KM]

Po podwojeniu wymagań dziennego zadania przemieniło się ono w ukryte zadanie. I chociaż spodziewał się że dostanie za to coś ekstra to nie spodziewał się od razu przedmiotu rangi S.

Mógł wybrać tylko jedno pudełko.

„Błogosławione Losowe Pudełko" lub „Przeklęte Losowe Pudełko".

Błogosławione Losowe Pudełko – zapewniało to czego „gracz" chciał.

Przeklęte losowe pudełko – zapewniało to czego „gracz" potrzebował.

Wyjaśnienia były proste. To paradoksalnie sprawiło, że decyzja była jeszcze trudniejsza. Gdyby nie było opisu tych przedmiotów, wybrałby błogosławionego bez zastanowienia. Ale po przeczytaniu wyjaśnienia czuł, że będzie żałował decyzji bez względu na to, które pudełko wybierze wybrał.

Coś czego chciał kontra coś czego potrzebował.

Na pierwszy rzut oka oba brzmiały dla niego dobrze.

Coś, czego „chciał", byłoby mu potrzebne. Ale coś, czego „potrzebował", niekoniecznie musi być czymś, czego chciał.

Jin-Woo zdecydował się na mniej ryzykowną opcję. Nie znając jeszcze wyniku, najlepiej było zminimalizować ilość żalu. Czując, że nie może być rozczarowany czymś, czego pragnie, Jin-Woo podjął zimną decyzję.

Wybrał Błogosławione Losowe Pudełko.

Dodatkowo dostał też +3 punkty do wszystkich statystyk.

Dodanie 3 punktów do każdej statystyki było tym samym, co trzykrotne awansowanie. Chociaż, w pewnym sensie było nawet lepiej. Oczywistym było że na każdy poziom potrzebował zdobyć więcej punktów doświadczenia. Zdobycie wszystkich tych punktów bez podnoszenia swoich poziomów znacznie ułatwiłoby zdobywanie poziomów i oznaczało że próg wbicia poziomu nie zmienił się na jeszcze wyższy.

W pudełku znalazł klucz. Klucz który otwierał kolejne podziemie.

[PRZEDMIOT: KLUCZ DO DEMONICZNEGO PAŁACU]

KLASA PRZYDMIOTU: S

TYP: KLUCZ

KLUCZ POZWALAJACY WEJŚĆ DO PODZIEMI: DEMONICZNY PAŁAC. MOŻE ZOSTAĆ UŻYTY W WIEŻY  SONG PA GU.

Oczywiście nie było żadnej gwarancji, że rzadkość klucza wskazuje na trudność podziemia, ale nie byłby to niezwykły wniosek. W końcu podziemie, do którego wszedł z kluczem rangi E, był tak prosty, jak podziemie rangi, z którymi miał często do czynienia z E.

A jeśli podziemie otwierane przez ten klucz miało kategorie S? Trudno byłoby je oczyścić nawet z drużyną składającą się wyłącznie z Łowców rangi S. Prawdopodobieństwo sukcesu wyniosłoby wtedy 50%.

Powyżej rangi B trudność Bramy wzrasta w geometrycznym tempie. W ciągu ostatnich 10 lat, odkąd zaczęły się pojawiać bramy, tylko garstka bram kategorii S została otwarta na całym świecie.

Wyspa Jeju była jedną z takich bram.

Po tym, jak Łowcy Korei Południowej nie zdołali oczyścić podziemia na wyspie, brama kategorii S otworzyła się, przez co cała wyspa stała się niezdatna do zamieszkania i została opuszczona przez kraj.

Czy to jest to czego naprawdę chciał?

Ten klucz „pozwalał wejść" a nie „przenosił" do podziemi. Co mogło oznaczać że w przypadku tej bramy mógł dowolnie wchodzić i wychodzić, a nawet gdyby klucz zniknął po użyciu tak jak za pierwszy razem to nadal miał w swoim ekwipunku kryształ powrotu.

Jin-Woo stał właśnie przed Wieżą Song Pa Gu. Mając dokładnie sto pięter, budynek sięgał wysoko w niebo. Nawet patrzenie na niego z dołu mogło przyprawić o zwroty głowy.

W tej chwili była noc, a w okolicy praktycznie nikogo nie było. Nieobecność ludzi tworzyła ponurą cichą atmosferę.

Jin-Woo chciał się jak najbardziej zabezpieczyć jeśli chodzi o wejście do podziemia systemu, czego nie zrobił za pierwszym razem.

Rozejrzał się i opuścił kaptur na głowę. Gdyby ktoś zobaczył człowieka znikającego tak po prostu bez widocznej bramy, z pewnością wywołałoby to zamieszanie. A w przypadku, gdy zostanie złapany przez kamery monitoringu tu i tam, przydałaby się odrobina anonimowości. 

Gdy wszedł już w bramę od razy odwrócił się i sprawdził czy jest w stanie wyjść.

Ku jego uldze jego dłoń przeszła przez bramę bez żadnych kłopotów. Oznaczało to że wejście nie było zamknięte.

Jin-Woo cofnął rękę wzdychając z ulgą.

W przeciwieństwie do poprzedniego razu nie było niewidzialnej ściany blokującej jego wyjście. Klucz również nie zniknął, ale pozostał w jego kiszeni. 

Gdy miał już zabezpieczoną drogę ucieczki odwrócił się ściągając kaptur z głowy będąc bardzo czujnym. Nie miał pewności czy rzadkość klucza odpowiadała kategorii bramy dlatego musiał być przygotowany.

Gdy spojrzał przed siebie powitała go scena niczym z horroru, filmu katastroficznego lub piekła.

Albo tych trzech zmieszanych ze sobą.

Czy można było to miejsce w ogóle nazwać podziemiem?

To był raczej jakiś nowy świat, aniżeli pełnoprawne podziemie.

W miejscu budynku stała masywna wieża.

Największe budynki na świecie nie umywały się do tego koszmarnego kolosa przed jego oczami.

Wieża, która rozciągała się ku niebu, była otoczona szkarłatnym płomieniem. Nie wyglądało jednak na to że ogień niszczy te wieżę, a raczej jest jej nieodłącznym elementem.

Zamek Demonów. Bardzo odpowiedni opis jak na jego gust.

Czy mógł w ogóle wejść do środka?

Nawet gdyby mógł, był inny problem. Ostatnie podziemie systemu wykorzystywało stację metra jako szablon dla swoich poziomów. Gdyby to podziemie używało Wieży Song Pa Gu jako swojego szablonu, Jin-Woo musiałby wyczyścić sto różnych pięter. Nie mógł sobie wyobrazić, jak długo by to trwało.

Zrobił dwa kroki w przód i w jednej chwili poczuł przytłaczającą obecność.

Pomimo tego że jeszcze chwilę temu dałby sobie rękę uciąć że jej tu nie było.

Moc płynęła z naprzeciwka. Z okolic drzwi.

Przyjrzawszy się bliżej zobaczył czarną bestię zwiniętą na ziemi i śpiącą. Bestia była wielkości największego gatunku słonia.

I wydawało się że zaczyna się budzić sądząc po jej wzmożonych ruchach.

Jin-Woo przyzwał Kieł Rasaka, sztylet nie był silny, ale miał bardzo dobre efekty które już pomogły mu w walce.

Potwór w końcu zaczął się podnosić gdy jego czerwone oczy spoczęły na Jin-Woo.

Potworów zwrócił na niego swoje trzy wielkie łby i zaczął szczerzyć zęby.

Potwór przypominał bardzo umięśnionego psa z trzema głowami a nad środkową z nich unosiła się jego nazwa.

Ogon bestii na chwilę przykuł wzrok Jin-Woo. Długi, przypominający bicz, a jego jego czubek zdobiły płomienie. Te same płomienie unosiły się z dwóch z trzech łbów. Podczas gdy na środkowym łbie ogień biegł tylko na samym środku przypominając irokez na lewym łbie płomienie układały się raczej w bujną grzywę rosnącą jedynie na łbie i karku nie zakrywając gardła. Te dwa łby miały też grube faliste rogi. Trzecia głowa nie miała ani rogów ani ognia, miała za to nałożoną szpiczastą maskę która wyglądała raczej na nieodłączną część twarzy niż akcesorium.

Kły były na tyle długie że wystawały aż do brody a każda ze szczęk nie była zakryta wargami ponieważ potwór ich po prostu nie miał, przez co jego ostre zęby były cały czas widoczne.

[STRAŻNIK PIEKIEŁ CERBERUS]

Jego nazwa była czerwona, tak samo jak tych robali na pustyni.

Tylko że podczas spotkania z nimi Jin-Woo miał 1 poziom. Teraz miał 21 i możliwe że ten potworów tutaj był silniejszy od tych robali.

Potwór przed nim był zdecydowanie silny, ale nie dawał poczucia przytłaczającej presji. Oznaczało to że nie był w aż tak poważnych tarapatach.

Cerbeurs ruszył w jego stronę warcząc groźnie.

Jin-Woo szybko wsunął się pod ciało Cerbera i uniknął ugryzienia. Przy okazji przejechał sztyletem po jednej z przednich łap chcąc sprawdzić jak dużą obronę na potwór.

Cerberus nie wydawał się być pod wrażeniem działania Jin-Woo zamiast tego zaatakował go. Jin-Woo szybko cofnął się o krok, próbując zdystansować się od ataków Cerbera i wielokrotnie blokował jego ugryzienia sztyletem.

Odgłos metalu zderzającego się z kłami rozchodził się w powietrzu. Chociaż wymachiwał sztyletem z niesamowitą szybkością, tylko tyle mógł zrobić, by zablokować ataki Cerberusa.

Byłoby mu zapewne łatwiej gdyby głów nie było aż trzy.

Zwinność Cerbera przerosła jego oczekiwania. Jinwoo spróbował odwrócić losy bitwy swoją umiejętnością.

ALARM

- UMIEJĘTNOŚĆ: ŻĄDZA KRWI]

ZOSTAŁA ANULOWANA.

ALARM

[ODPORNOŚĆ PRZECIWNIKA BYŁA ZBYT WYSOKA. EFEKT NIE ZOSTAŁ NAŁOŻONY]

Nie udało się, szkoda.

Mógł się tego spodziewać po tak silnym przeciwniku.

Jakby reagując na jego działanie Cerberus zawył głośno, a Jin-Woo wyczuł że potwór wzmacnia swoje siły.

ALARM

- STRAŻNIK PIEKIEŁ CERBERUS UŻYWA [UMIEJĘTNOŚCI: GNIEW]

ALARM

- GNIEW TRWA 3 MINUTY.

- STATYSTYKI CERBERUSA BĘDĄ PODWOJONE.

Podwojone?!

No cudownie. Jakby wcześniej nie było wystarczająco źle.

Jin-Woo krzyknął z frustracji.

Cerberus machnął ogonem w jego stronę.

Jin-Woo odruchowo opuścił głowę, by zrobić unik, ale to na chwilę zatrzymało jego nogi. Cerber nie przegapił tej okazji, jedna z jego głów wgryzła się w lewe ramię łowcy.

W odpowiedzi na ten atak Jin-Woo z całej siły dźgnął w czoło czując jak kły wbijają się w jego mięśnie.

Cerberus cofnął się puszczając go, na szczęście nim dwie pozostałe głowy zdążyły zaatakować.

Uszkodzeniu uległ jego lewy bark. Lewe ramię zwisało mu bezwładnie po bokach, stawy były poszarpane

Nie zamierzając odpuszczać Cerberus zaatakował znowu. Szarżując w stronę łowcy, Jin-Woo nie udało się zareagować na czas mając dodatkowo tylko jedną sprawną rękę.

Wszystkie trzy głowy wgryzły się w ciało Jin-Woo.

Jin-Woo zacisnął zęby z bólu. Bestia jednocześnie zacisnęła się na jego szyi, boku i udzie, następnie kontynuował swój pęd i uderzyła Jin-Woo w bramę zamku.

[HP: 1290/3602]

[HP: 726/3602]

[HP: 411/3602]

ALARM

- PONIEWAŻ TWOJE HP SPADŁO PONIŻEJ 30%, [UMIEJĘTNOŚĆ: WYTRZYMAŁOŚĆ] ZOSTAŁA AKTYWOWANA. OBRAŻENIA ZOSTANĄ ZREDUKOWANE O 50%.

Nawet teraz system starał się go utrzymać przy życiu.

Głupio byłoby teraz umierać.

Z wielkim trudem Jin-Woo odskoczył od potwora w bok patrząc co jakiś czas kontem oka na okno statusu na którym był liczony czas do zakończenia umiejętności Cerberusa.

Wyciągnął swojego wcześniej przygotowanego asa w rękawie.

Nagroda #1: Regeneracja zdrowia.

Czując jak jego rany się goją Jin-Woo odetchnął z ulgą.

... 178, 179, 180.

Minęły trzy minuty i umiejętność Cerberusa zniknęła.

Świetnie!

Teraz miał okazję.

Ruszył do ataku czując jak całe jego życie i wytrzymałość wróciły.

W odległości ramienia, którą obaj utrzymywali, nawet Cerberus, z całą swoją zwinnością, nie był w stanie uniknąć następnego ruchu Jin-Woo. Zręcznie manewrując wokół głów Cerberusa, zacisnął lewą rękę na jego szyi.

Prawą ręką Jin-Woo zaczął bezlitośnie dźgać w sam środek szyi bestii.

Po wyczerpaniu się jego umiejętności, Cerberus poczuł ból i rzucił się, próbując zrzucić z siebie Jin-Woo.

Tak jak poprzednio, z podziemiu systemu, Jin-Woo trzymał się z całej siły swojego przeciwnika. Kiedy Cerber miotał się w przód i w tył, zacieśnił chwyt na jego szyi i dalej dźgał.

Bestia nadal wyła z bólu i desperacko próbowała ugryźć Jin-Woo, ale w tym momencie wynik walki był przesądzony.

Światło walki w oczach Cerberusa zaczęło gasnąć.

W końcu głowy bestii zaczęły opadać, a po sekundzie całe ciało zaczęło się chwiać.

Jin-Woo odskoczył w bok podczas gdy cielsko runęło na ziemie z łoskotem a wokół niego zaczął unosić się wzbity w górę piach.

ALARM

[POKONAŁEŚ STRAŻNIKA PIEKIEŁ CERBERUSA]

ALARM

[ZDOBYŁES NOWY POZIOM!]

[ZDOBYŁES NOWY POZIOM!]

[ZDOBYŁES NOWY POZIOM!]

[ZDOBYŁES NOWY POZIOM!]

Awansował aż o cztery poziomy.

Ta piekielnie trudna walka jednak się opłaciła.

Dobrze zrobił pozostawiając nagrodę w postaci regeneracji życia na te walkę.

Gdyby nie to mógłby już nie żyć.

Jin-Woo pochylił się trzymając ręce na kolanach i dysząc ciężko.

Dzięki tej walce uświadomił sobie że zginie jeśli przekroczy te bramę.

Jeśli ten gość był tylko strażnikiem, to w taki razie nie chciał na razie widzieć co było za bramą prowadzącą dalej.

Wróci tu gdy będzie silniejszy. A tymczasem podszedł do nieruchomego, na całe szczęście, cielska i zabrał z niego przedmioty.

[PRZEDMIOT: NASZYJNIK OPIEKUNA]

KLASA PRZEDMIOTU: A

RODZAJ: NASZYJNIK

ZRĘCZNOŚĆ +20

ZMYSŁY+20

Okej. Ten przedmiot był ekstra.

Zwiększenie statystyk zręczności i zmysłów aż o 20 punktów to było naprawdę godne przedmiotu rangi A. Był to chyba najlepszy przedmiot jako do tej pory widział i zdobył. Jad Rasaka co prawda też miał rangę A, ale on był napojem.

Jednak przyglądając się bliżej naszyjnikowi, Jin-woo zawahał się. Okrągła złota opaska z kolcami sterczącymi wokół niej, była to wyraźnie obroża dla psa. Uroczo.

Rozważając założenie go z zamkniętymi oczami, Jin-Woo ustąpił i przesunął go w kierunku szyi.

Poczuł jak naszyjnik znika mu z rąk. Pomacał szyję i zdał sobie sprawę że naszyjnika tam fizycznie nie ma.

Wydawało się, że wyposażanie przedmiotów pochodzących w pewien sposób z Systemu niekoniecznie oznaczało fizyczne nałożenie ich na siebie. Ulżyło mu, że nie będzie musiał chodzić w psiej obroży po ulicy.

Otworzył okno statusu i przyjrzał się swoim statystyką.

SIŁA: 60

ZRĘCZNOŚĆ: 80

ZMYSŁY: 67

WITALNOŚĆ: 39

INTELIGENCJA: 37

Rzeczywiście jego statystyki Zręczności i Zmysłów zostały podniesione o 20.

Cudownie!

[PRZEDMIOT: KLUCZ DO ZAMKOWYCH DRZWI]

KLASA PRZEDMIOTU: A

RODZAJ: KLUCZ

KLUCZ KTÓRY OTWIERA DRZWI DO ZAMKU DEMONÓW.

POZYSKANY POPRZEZ ZABICIE STRAŻNIKA.

Okej. Strażnik miał klucz do drzwi. No, to miało sens.

Jednak ten kluczyk na użycie będzie musiał jeszcze poczekać.

Jin-Woo nie był ani głupi ani szalony, nie zamierzał się tam pchać.

[PRZEDMIOT: KIEŁ CERBERUSA

KLASA PRZEDMIOTU: BRAK

RODZAJ: ŚMIEĆ

KIEŁ POZYSKANY PO ZABICIU CERBERUSA.

Pozyskał ich aż trzy.

Otworzył sklep. 

Każdy z zębów został sprzedany za 150 tysięcy złotych. Po sprzedaniu 3 zębów trzonowych Jin-Woo zebrał 450 tysięcy sztuk złota.

Szaleństwo, jakie śmieci są tak drogie?

Nie żeby narzekał. Spora suma wpadła do jego kieszeni.

Jin-Woo spojrzał na szczyt wieży.

Jej szczyt był przesłonięty dziwną mgłą uniemożliwiającą dostrzeżenie czegokolwiek.

To miejsce jeszcze było dla niego zbyt niebezpieczne.

Z żalem Jin-Woo schował nowo zdobyty klucz do ekwipunku.

***

- Wyślij mi faksem informację na temat tej dwójki.

Hwang Dong-Su zazgrzytał zębami starając się nie zmiażdżyć trzymanego w dłoni telefonu. Przynajmniej dopóki go używa do tej rozmowy.

- Panie Hwang, co pan robi o tak później godzinie?

Kończąc rozmowę Dong-Su podszedł do urządzenia czekając na pojawienie się informacji o które poprosił.

- Lola mogę cię o coś spytać?

- Oczywiście.

- Co się stanie jeśli zabiję kogoś w Korei?

Jeśli kobieta była zaskoczona lub zaniepokojona jego pytaniem, nie dała tego po sobie poznać.

- Korea jeszcze nie ratyfikowała aneksu do umowy o ekstradycję, dotyczących wykroczeń popełnianych przez łowców. Jako że jesteś amerykańskim łowcą, będziesz sądzony w Ameryce. Rząd raczej powinien przymknąć na to oko ze względu na negocjacje.

- Dobrze. Jakieś dupki zabiły mojego brata. Nie zamierzam puścić im tego płazem.

Telefon Hwanga pękł i połamał się pod siłą nacisku jego ściśniętej dłoni.

Zginął jego brat z całą swoją drużyną.

Przeżyli tylko jacyś dwaj leszcze. Jego brat nie był typem gościa który poświęcałby się na słabeuszy.

Poza tym oni byli tam tylko żeby dopełnić formalności. Nie należeli do jego ekipy.

Musieli zastawić jakąś pułapkę.

Cholera jasna!

Mówił bratu żeby nie robił nic głupiego.

- Będę musiał na jakiś czas pojechać do Korei możesz odwołać moje spotkania?

Tym razem kobieta wyglądała na nieco zaniepokojoną.

- Panie Hwang, jeśli pan teraz wyjedzie, to sparaliżuje pan działanie całej gildii.

Hwang Dong-Su mruknął pod nosem zirytowany.

Po chwili jednak westchnął.

- W takim razie, kiedy będę miał jakiś wolny czas?

Gdy papiery były już gotowe Dong-Su wziął je w ręce i zaczął czytać informacje o tych dwóch pajacach.

- Za około dwa miesiące.

- Dwa miesiące... Nawet nie będę mógł go porządnie pochować. Niech będzie. Odwołaj w takim razie wszystkie moje spotkania zaplanowane na później.

- To na pewno dobry pomysł? - Spytała po chwili ciszy kobieta.

- Bez obaw. Mam nadzieję że te gnojki nie zdechną do czasu mojego przybycia.

Hwang Dong -Su podarł papiery które jeszcze chwile temu czytał, a następnie zgniótł je w dłoniach.

***

Następne dni były dość spokojne. Spędzał czas z siostrą, robił obiady, zakupy, wykonywał codzienne zadanie.

Codziennie dostawał też telefony od Jin-Ho. Chłopak w teorii miał po prostu relacjonować mu jak idzie pozyskiwanie grupy na rajd i kupowanie bram, a zamiast tego najczęściej kończyło się na tym że przy telefonie Jin-Ho trzymał go nawet półtorej godziny gadając o jakiś pierdołach.

Ale nie było mowy, żeby Jin-Woo czekał bezczynnie, aż Jin-Ho wykona swoje zadanie. Tak więc dzisiaj, podobnie jak przez kilka ostatnich dni, Jin-Woo wszedł na stronę Łowców. Ciągle sprawdzał tablice ogłoszeń, ale zgodnie z oczekiwaniami, nie było żadnych prywatnych rajdów, które przyjmowałyby Łowcę rangi E. Jego spotkanie z Hwang Dong-Sukiem było szczęściem. Nawet jeśli drań miał nieczyste intencje, to tamten rajd był owocny.

Dzięki niemu udało mu się zarobić trochę pieniędzy i teoretycznie przez następny rok lub nawet dłużej nie musiałby pracować.

Moment. Czy on właśnie poczuł wdzięczność względem Hwanga?

No bez przesady.

Gdy miał wstać i iść zrobić sobie herbaty telefon w jego kieszeni nagle zaczął dzwonić.

***

Jin-Woo nie spodziewał się ujrzeć koło siebie Song Chi-Yul gdy szedł w miejsce gdzie Stowarzyszenie.

- Sung?- Starszy mężczyzna popatrzył wielkimi oczami na chłopaka którego ostatni raz widział gdy ten był na skraju śmierci.

Teraz jednak ten miły chłopak był... wyższy. I wyglądał jakby jego barki były szersze.

Czyżby ten nie tak wielki okres czasu podczas którego się nie widzieli aż tak zamazał jego pamięć?

- Ledwo cię poznałem... Wyglądasz jakbyś się zmienił. Co się stało przez ten miesiąc?

Oczy pana Songa otworzyły się szerzej gdy spojrzał na obie nogi chłopaka. Obie były nienaruszone.

- To może nie na miejscu, ale... Jak odzyskałeś nogę?

Jin-Woo spodziewając się tego konkretnego pytania odpowiedział spokojnie.

- Nie do końca wiem. Gdy obudziłem się w szpitalu już tam była. Jakbym nigdy jej nie stracił.

- Co za ulga. Cieszę się! Życie inwalidy jest ciężkie. Ktoś tak młody nie powinien tego doświadczać.

Oczy Jin-Woo przesunęły się na lewe ramię mężczyzny. Rękaw na pierwszy rzut oka był pusty. Song Chi-Yul roześmiał się na jego spojrzenie i wzruszył ramionami.

- To nic takiego. Nie martw się , mam szczęście że w ogóle żyje. Powiem szczerze, słyszałem plotki o tym że nic ci nie jest, ale ciężko było mi w to uwierzyć. Nawet teraz nie dowierzam własnym oczom.

- Przybył pan na polecenie Stowarzyszenia?

- Tak, ty również?

Obaj mężczyźni ruszyli w miejsce gdzie miała być brama.

Kroki Jin-Woo były niewiarygodnie lekkie. Nawet stojąc tuż obok niego Song Chi-Yul miał trudności z wykryciem jego obecności.

Jakim cudem?

Pomimo bycia weteranem czuł, że gdyby on i Sung walczyli w tej chwili, nie mógłby nawet dotknąć młodego człowieka.

Nawet jeśli był w rankingu C, podczas gdy Jin-Woo był w rankingu E.

Gdy w końcu zbliżyli się do bramy Jin-Woo dostrzegł trzy osoby stojące niedaleko niej. Zapewne łowcy.

Po incydencie w podwójnym podziemiu liczba Łowców w tej okolicy znacznie się zmniejszyła. Według tego co powiedział mu pan Song gdy szli tutaj, dwóch ocalałych Łowców zdecydowało się nawet na emeryturę z powodu traumy.

Gdy podeszli jeszcze bliżej Jin-Woo poczuł jak jego krew jednocześnie zaczyna się gotować i zamarza.

Nawet jeśli nie było to możliwe.

Jin-Woo znał twarze dwóch łowców który stali blisko siebie i zrobili wielkie oczy gdy dostrzegli Pana Songa i jego.

Byli to dwaj mężczyźni, którzy porzucili go w podziemnej świątyni, Kim Sang-Shik i człowiek, który odrzucił ranne ciało Jin-Woo na ziemię, mimo że jeszcze chwile wcześniej go podtrzymywał. Widząc ich obaj natychmiast odwrócili wzrok, zdenerwowani. To miało sens, że go unikali.

Nim mógłby jednak jakkolwiek zareagować na ich widok poczuł jak jakieś ciało uderza w niego z impetem.

- Jin-Woo!

Spojrzawszy w dół i zobaczył twarzy Ju-Hee i jej oczy pełne łez.

- To naprawdę ty. Jak się cieszę że cię wiedzę. Strasznie się zmieniłeś, ledwie cię poznałam. A jako twoja... co? Noga...

Ju-Hee patrzyła co chwilę między jego twarzą a nienaruszoną nogą której tam być nie powinno.

- Co...? Jak to możliwe.

- Cóż, to...

- Cóż za romantyczna atmosfera. Tracicie tutaj jakieś romansidło?

Jego słowa zostały przerwane przez jakiegoś nieznanego mu mężczyznę w więziennym mundurze który właśnie wysiadł z auta.

Gdy Jin-Woo patrzył zmieszany, z siedzenia pasażera wysiadł mężczyzna w garniturze. Mężczyzna dał więźniowi surowe ostrzeżenie,

- Zamknij się idioto.

Więzień unikał jego wzroku i wyraźnie starając się nie krzywić. Podczas gdy mężczyzna w garniturze odwrócił się do samochodu, więzień mrugnął do Ju-Hee. Czoło Jin-Woo zmarszczyło się. Z samochodu wysiadło dwóch dodatkowych mężczyzn. Wszyscy mieli na sobie mundury więzienne i byli skuci kajdankami. Mężczyzna w garniturze podprowadził trzech więźniów do pracowniczki Stowarzyszenia czekającej niedaleko i przywitał ją.

- W końcu jesteście.

- Przepraszam. Po drodze był mały korek.

Pracownik Stowarzyszenia wręczył mężczyźnie kilka dokumentów, a on zaczął je kolejno podpisywać. W międzyczasie pracownik Stowarzyszenia wezwał wszystkich Łowców do siebie.

- To więźniowie którzy wezmą udział w wyprawie.

- Mamy pracować z przestępcami?! - Spytał z niedowierzaniem pan Song.

- Mimo wszystko to wciąż łowcy. Łowcy często odpracowują część wyroku w podziemiach.

– Boże. - Song przejechał dłonią po twarzy mamrocąc coś po nosem.

- Proszę o zrozumienie, w okolicy brakuje łowców, musimy korzystać ze wszystkich dostępnych sposobów.

Kobieta miała na myśli że w pobliżu brakuje łowców którzy chcieliby zajmować się słabymi bramami. Tymi z kategorią D lub E których nie chciała brać żadna gildia.

- Będą pod kontrolą Kang Tea-Shika nie macie się czym martwić. Posiada rangę B podczas gdy więźniowie tylko C. By pokonać przeciętnego łowce rangi B potrzeba 10 z rangą C. Jeśli więźniowie staną się niebezpieczni agent natychmiast ich zabije, takie są jego wytyczne.

Słysząc że przestępców będzie nadzorował agent pan Song jak i wszyscy inni łowcy nieco się rozluźnili.

Prawie wszyscy łowcy.

Jin-Woo nadal był niespokojny całą tą sytuacją.

Czuł dziwną żądzę krwi gdy agent wraz z więźniami przychodzili niedaleko nich.

Możliwe że była to zasługa jego zmysłów.

Nie wiedział jednak czy ta żądza pochodziła od więźniów czy pracownika.

Nachylił się i szepną cicho do Ju-Hee.

- Coś tutaj nie gra. Ju-Hee proszę idź do domu.

- A co z tobą? - Spytała zaskoczona dziewczyna.

- Idę z nimi.

Chciał mieć na oku tych gości.

Całą czwórkę.

Zresztą lubił i szanował pana Songa. Nie chciał żeby coś mu się stało.

Jeśli chodziło o dwóch innych łowców, cóż...

Jin-Woo cały czas miał przed oczami ich oddalające się plecy gdy uciekli w stronę drzwi.

Nie życzył im śmierci, ale nie zostawał tutaj z ich powodu.

- W takim razie ja też idę.

Jin-Woo doświadczył jej uporu wiele razy wcześniej, zresztą dziewczyna nadal przecież uważała go za bezużytecznego łowcę rangi E.

W swojej ocenia miała prawo się o niego martwić.

Wiedząc że nie uda mu się jej przekonać ustąpił.

W końcu jeśli on tam będzie, to zawsze pozostawała mu możliwość interwencji jak chciał to zrobić.

Obecność Ju-Hee czy nie, wiele nie zmieni. Chciał po prostu żeby nie pchała się w kolejną niebezpieczną sytuację.

Agent skończył z dokumentami, a następnie podszedł do łowców.

- Jestem Kang Tae-Shik z Departamentu Nadzoru Łowców. Jestem pewien, że już słyszeliście o całej sytuacji. Będę ich bacznie obserwował, więc nie martwcie się tymi draniami.

Wskazał na więźniów, a oni podeszli do niego i wyciągnęli skute ręce. Jeden po drugim Kang Tae-Shik rozpiął je.

- Co za ulga.

– Nie możesz nas tak traktować. Nie jesteśmy niewolnikami, wiesz?

Uwolnieni więźniowie pocierali nadgarstki i narzekali. Ignorując ich, Kang Tae-Shik zwrócił się do Łowców.

- Kto poprowadzi dzisiejszy rajd?

Pan Song podniósł rękę po chwili, dość niechętnie.

Kang Tae-Shik skinął głową,

- Rozumiem.

Z panem Songiem na czele łowcy zaczęli wchodzić do bramy.

Pamiętając swoją ostatnią wyprawę do podziemi, Ju-Hee lekko trzymał rękawy Jin-Woo, gdy wchodzili.

***

Jin-Woo naprawdę zaczął doceniać wyostrzone zmysły.

Szkoda że przy ich pomocy nie mógł przewidzieć wszystkiego.

Podczas walk z goblinami Jin-Woo coraz mniej pewnie czuł się w obecności agenta Stowarzyszenia.

To nie ci psychopatyczni sadyści wydawali mu się najniebezpieczniejsi tutaj a właśnie ten człowiek który miał za zadanie ich pilnować.

Jego obawy potwierdziły się gdy rozdzielili się na trzy grupy. Jin-Woo, Ju-Hee i sam Song, Kang-Tae-Shki i więźniowie oraz pan Kim i drugi łowca którego imieniem Jin-Woo nie zaprzątał sobie głowy.

Gdy usłyszeli krzyki i odgłosy walk grupa Jin-Woo pognała w w to miejsce, cofając się.

Gdy dobiegli do miejsca z którego dobiegały odgłosy walki było już po wszystkim.

Więźniowie nie żyli.

Tak samo jak nieznany z imienia łowca a pan Kim był wyraźnie konający.

Wyczuwając atak który był skierowany w Ju-Hee, Jin-Woo chwycił za dłoń pracownika stowarzyszenia w której trzymał swój sztylet. Broń zatrzymała się zaledwie o dwa lub trzy centymetry od twarzy Ju-Hee.

- Co tu u diabła robisz? - Spytał zimno Jin-Woo.

- Niezły refleks.

Agent wyrwał dłoń i odskoczył do tyłu.

- Według zalecenia miałem nie zabijać innych, ale stwierdziłem że medyk rangi B może pokrzyżować mi plany, więc postanowiłem się jej pozbyć. Ale wygląda na to że będę musiał zmienić plany. I po prostu zabije was wszystkich.

- Chwila! Jesteś członkiem Stowarzyszenia! - Krzyknął Pan Song patrząc na niego szeroko otwartymi oczami pełnymi szoku i wściekłości.

Ju-Hee podbiegła razem z Jin-Woo do ledwie przytomnego jeszcze Kim Sang-Shika.

- Nie... dasz... rady. Dla mnie już za późno. Możesz... przestać... straciłem... za dużo krwi.

- Musisz przeżyć. - Warknął Jin-Woo. - Co z twoją rodziną?! Musisz... Jak inaczej mam cię nienawidzić?

- Przepraszam. Doprawdy wybacz... mi. Nie chciałem... Żeby te przeprosiny tak wyglądały. Chciałem się pokłonić tak jak należy. Ale jeśli... teraz... opuściłbym głowę... umarł bym.

Charcząc podczas gdy więcej krwi wypływało mu z ust pan Kim wziął chrapliwy oddech.

- Wybacz mi Sung. Naprawdę mi przykro... Gdybym mógł... cofnąć to... co... zrobiłem.

Głowa Kim Sang-Shika opadła bezwładnie.

Nie żył.

Czując jak coś w nim pęka Jin-Woo natychmiastowo się odwrócił i rzucił się na Kang Tae-Shika.

Pięść Kang Tae-Shika poleciała w kierunku twarzy Jin-Woo, ale mężczyzna z łatwością odwrócił głowę i uniknął ataku.

Jin-Woo był zaskoczony szybkością i siłą ataku którego chwilę wcześniej uniknął.

- Dlaczego ich zabiłeś? - Zapytał zimno Sung.

- Co masz na myśli? To mogły być potwory. Łowcy bezmyślnie wkroczyli do podziemi a tam czekała na nich przytłaczająca ilość potworów. Zdarza się. Dzień jak co dzień. Wpadłem chyba na dobrą historyjkę. Początkowo myślałem o wykorzystaniu goblinów, ale musiałem zmienić plany. Przestępcy się uwolnili i próbowali zbiec. Zabili pozostałych łowców, gdy ja byłem zajęty walką z bossem. Nie zdołali mnie zabić i zginęli.

Nie chcąc więcej słuchać słów tego śmiecia Jin-Woo zaczął wyprowadzać atak za atakiem. Agent jednak blokował każdy z nich.

Z dalszej odległości Song i Ju-Hee patrzyli na to wydarzenie szeroko otwartymi oczami.

Agent Stowarzyszenia miał rangę B i był asasynem.

Wyprowadzane przez nich ataki miały niewiarygodną szybkość. Szybkość ta była tak wielka że z ledwością dwoje łowców stojących z boku mogło te ataki w ogóle dostrzec. Szybkość ruchów agenta mającego rangę B nie była niczym zaskakującym, ale Sung Jin-Woo nie był człowiekiem, którego pamiętał. Młody człowiek dotrzymywał kroku łowcy z ranga B.

Jego przeczucia z wcześniej nie był błędne. Skun Jin-Woo nie był tym samym chłopakiem co kiedyś.

- Kim ty jesteś?! Jaką masz rangę? - W głosie asasyna pobrzmiewała autentyczna ciekawość.

- Sung Jin-Woo łowca rangi E.

Kang Tae-Shik poczuł jakby został uderzony w twarz. Nawet niektórzy łowcy rangi B nie byli w stanie dorównać mu w szybkości, a teraz ten człowiek, który dotrzymał mu kroku, przedstawiał się jako łowca rangi E.

Kang zazgrzytał zębami.

Ta kpina była zdecydowane denerwująca.

Po chwili jednak coś zaświtało w jego umyśle.

Jeśli jest wysokiej rangi łowcom, to dlaczego trzyma się Stowarzyszenia i tak gównianych podziemi?

Łowcy, którzy pracowali dla Stowarzyszenia, w zasadzie łasili się na zwykłe ochłapy. W końcu Bramy, które Stowarzyszenie musiało oczyścić, to te, które zostały pominięte przez Gildie lub prywatne grupy, ponieważ były zbyt słabe. W porównaniu z innymi Łowcami, Łowcy zrzeszeni w Stowarzyszeniu nie zarabiali dużo i często byli wręcz pogardzani.

Więc ten sukinsyn zapewne faktycznie miał rangę E.

Nie oznaczało to jednak że jego umiejętności odpowiadały jego randze. Nic z tych rzeczy.

Szczeniak musiał je skrzętnie ukrywać.

Sfingacz?

Nie. Sfingacz nigdy nie pozwoliłby przeżyć tym którzy widzieli jego prawdziwą siłę. A dzieciakowi najwyraźniej zależało na tej dziewczynie i staruszku.

Ale nawet wtedy, dlaczego pracowałby dla Stowarzyszenia żerując na padlinie której praktycznie nikt nie chciał?

- Powtórne Przebudzenie, prawda?

Na jego słowa Ju-Hee i pan Song wydali z siebie westchnienia pełne niedowierzania.

- Sung?!

- Powtórne przebudzenie?!

- Wnioskując po reakcji, musiało mieć to miejsce niedawno. No nic, wygląda na to że masz trochę doświadczenia w walce.

Gdy teraz dłużej się na tym zastanawiał to przypomniał sobie że jego szef, będący pupilkiem samego prezesa osobiście jeździł sprawdzić jakiegoś gościa u którego zachodziło podejrzenie ponownego przebudzenia...

Kang Tae-Shik przeklął sam siebie, gdy zdał sobie sprawę, że powinien był pamiętać imię tamtego Łowcy. Chłopak musiał albo przekonać jego szefa do tego że to pomyłka i wyłgać się od skanu, co było nie możliwe zważywszy na fakt jak bardzo jego szef potrafił być uparty, albo manipulować wynikami co tuż po ponownym przebudzeniu było zaskakujące i godne uznania. 

Pomyśleć, że będzie się teraz z nim mierzył...

Dokładnie przejrzał listę Łowców biorących udział w dzisiejszym rajdzie, ale nie zwrócił uwagi na możliwość pojawienia się tutaj Powtórnie Przebudzonego Łowcy.

Gdyby o tym wiedział zażądałby za to zlecenie więcej pieniędzy.

- Trzy miliardy to zdecydowanie za mało za tę robotę. - Zarechotał agent gdy unikał kolejnych wymierzonych w siebie ataków. - Nie wiem o ile rang awansowałeś, ale za mną nie pójdzie ci tak łatwo. ( 3 000 000 000 WON – 2 507 982 PLN)

Dwa sztylety zderzały się ze sobą w ciągłym akompaniamencie zgrzytów i uderzania metalu o metal podczas gdy łowcy skakali po całym pomieszczaniu robiąc uniki i kontratakując na zmianę.

Szczeniak był silny.

Może i mieli podobne statystyki i specjalności, ale znacznie odbiegali od siebie doświadczeniem. To jest klucz do jego zwycięstwa nad tym bezczelnym gówniarzem.

W końcu Kang zrezygnował z otwartego atakowania łowcy przed sobą.

Uskakując w bok i ledwie lądując na jednej nodze, nim jeszcze druga dotknęła podłoża zaczął biec w stronę medyka.

Widząc to Jin-Woo szybko skoczył przed Ju-Hee przyjmując na siebie cios wymierzony w nią.

Czuł jak jego ubranie na piersi jest przerywane a na skórze pojawia się płytkie nacięcie.

Redukcja 20% obrażeń była naprawdę przydatna. Ten atak zabrał mu zaledwie około 220 punktów życia.

- Wytrzymały z ciebie drań. - Przyznał z frustracją Kang Tae-Shkik odskakując do tyłu unikając tym samym ataku Jin-Woo.

ALARM

[ NIEZWŁOCZNE ZADANIE ZOSTAŁO AKTYWOWANE]

W POBLIŻU POJAWIŁY SIE JEDNOSTKI CHCĘCE ZABIĆ „GRACZA".

POZBĄDŹ SIĘ ICH I ZAPEWNIJ SOBIE BEZPIECZEŃSTWO, ZA NIEWYKOANANIE ZADANIA TWOJĄ KARĄ BĘDZIE ZAWAŁ.

LICZBA WROGÓW DO ZABICIA: 1

ZABITYCH: 0

Okej.

Nie mógł powiedzieć szczerze że narzeka na taki obrót spraw.

Skoro musiał zabić, to przynajmniej coś będzie za to miał.

Gdy Jin-Woo miał już ponownie zaatakować przeciwnik tak po prostu rozpłynął się na jego oczach.

Tak po prostu zniknął.

Jednak Jin-Woo nie miał czasu długo się nad tym zastanawiać gdy wyczuł cios nadchodzący z jego prawej strony na wysokości twarzy.

Udało mu się zablokować cios pomimo tego że nie widział swojego wroga.

Kiedy Kang Tae-Shik zniknął na jego oczach, trochę go to zaskoczyło. W końcu umiejętność „Ukrycie" była rzadką umiejętnościom. Ale w chwili, gdy Jin-Woo skupił swoje zmysły, był w stanie wyczuć obecność mężczyzny nawet z zamkniętymi oczami. Na tym polegała siła jego wyostrzonych zmysłów. Początkowo inwestował  punkty w te statystykę, aby ustalić, czy będzie musiał walczyć, czy uciekać przed wrogiem, ale teraz znalazł dla niej inne zastosowanie.

„Ukrycie" wymazywało widok, zapach, aurę nawet wszelkie dźwięki użytkownika. Tylko nieliczni asasyni posiadali te rzadką umiejętność.

Kolejnego ataku Jin-Woo nie udało się jednak zablokować. Możliwe że było ono wycelowane zbyt nisko. Nie w jego głowę, a w nogę.

Czując jak ostrze przecina jego skórę i mięśnie w nodze Jin-Woo krzyknął z bólu zaskoczony i padł na ziemię zginając zdrową nogę uderzając kolanem o ziemie.

Słyszał za sobą przerażony głos Ju-Hee.

- Stój tam gdzie stoisz. - Nakazał dziewczynie agent ponownie się ukazując. - Masz zerwane ścięgna. To da się wyleczyć, ale nie z takiej odległości. Ta panienka ci nie pomoże. Ile zajmie ci regeneracja tych ran? Twoje nogi...

- Zamknij że się wreszcie. - Nakazał mu Jin-Woo wybierając regenerację sił. Każdego dnia zostawia te konkretna nagrodę na wypadki takie jak ten. Już dwa razy uratowało mu to życie. Podczas walki z pająkiem i Cerberem.

Teraz będzie podobnie.

Czuł jak jasne światło otula go lecząc jego ranę na piersi i tą na node, oraz wymazuje całe zmęczenie.

Widząc to Ju-Hee i pan Song krzyknęli z niedowierzania.

Kang Tae-Shki był w równie wielkim szoku co oni.

Wyleczył się?!

Czyli nie był jednak asasynem. Ale jego niesamowita szybkość która dorównywała nawet jemu. Ofensywna profesja z umiejętnościami leczniczymi? Czy tacy łowcy w ogóle istnieli?!

Jakaś sztuczka?

A może jakiś pokaz?

Nie, ran które mu zadał zdecydowanie już nie było.

Ile razy może użyć tej dziwnej umiejętności?

Ciężko było powiedzieć.

Szczeniak był niebezpieczny.

Agent znów użył „ukrycia". Tym razem jednak Jin-Woo był na to bardziej przygotowany.

Stojąc w jednym miejscu Jin-Woo, czekał.

Mając pewność, ciął.

Zaskoczonemu agentowi udało się jednak uskoczyć chociaż podczas tego uniku zachwiał się i musiał poświęcić chwilę na całkowite odzyskanie równowagi.

- Nie zawahałeś się, celując w moją szyję. Teraz rozumiem. Wreszcie dostrzegłem różnicę między nami a nimi.

Agent wskazał szyboletem na pana Songa i Ju-Hee następnie uśmiechnął się do Jin-Woo szeroko i makabrycznie w szaleństwem w oczach.

- Zabiłeś już kogoś, prawda? Jesteśmy ulepieni z tej samej gliny.

- Tak. - Przyznał spokojnie Jin-Woo. - Zabiłem ośmioro łowców. Ty będziesz dziewiątym. Ich jak i ciebie zabije w samoobronie. Nie waż się więcej porównywać mnie do siebie. Nie jestem takim śmieciem.

[UMIEJETNOŚĆ: ŻĄDZA KRWI ZOSTAŁA AKTYOWANA]

Kang Tae-Shik spojrzał Jin-Woo w oczy i wzdrygnął się czując nagle pojawiające się przerażenie, które zamroziło jego ciało w bezruchu.

Jin-Woo był pewien zwycięstwa. Z drugiej strony Kang Tae-Shik czuł się jakby coś złapał go go w niewidzialne kleszcze.

Co się z nim działo?!

Po spotkaniu z oczami Jin-Woo nagle poczuł się, jakby był zanurzony w głębokiej wodzie. Jego ciało było ciężkie i nie chciało go słuchać. Nie chciało działać odpowiednio. Szybkość, z której był tak dumny, została drastycznie zmniejszona.

Jin-Woo zamierzał zakończyć to jak najszybciej. Miał szczerze dość tej walki.

Miał dość tego obrzydliwego człowieka.

Czuł się wściekły porównaniem ich do siebie.

Jin-Woo zabił, to prawda. Nie czuł po tym skruchy.

Ale nie czuł tez radości.

Zabił bo został do tego zmuszony!

Zatruty Kieł Rasaka wbił się głęboko w pierś Kang Tae-Shika.

Oczy agenta rozszerzyły się z bólu a z jego ust uciekł jęk. W tym momencie obaj mężczyźni wiedzieli, że to koniec, zwycięzca został wyłoniony.

Krew sączyła się z kącika ust Kang Tae-Shika.

Uśmiechnął się pokazując czerwone od krwi zęby. Ze wszystkich dni po prostu musiał dzisiaj spotkać Ponownie Przebudzonego Łowcę w lochu rangi D.

Nóż w jego dłoni spadł na ziemię.

Nie będzie mu już potrzebny.

Ani teraz, ani nigdy.

Jin-Woo wyciągnął sztylet z piersi mężczyzny. Jego ciałem wstrząsnął ostatni słaby zryw po czym światło w jego przekrwionych oczach zgasło a głowa opadła w dół podbródek opadł na pierś.

Znowu odebrał życie.

Zabójstwo pozostawiło w jego ustach gorzki posmak.

Jakaś niezauważona malutka część jego umysłu cieszyła się z tej goryczy, którą odczuwał.

Brak radości z morderstwa – właśnie to różniło go od Hwang Dong-Suka czy Kang Tae-Shika.

To czyniło go ludzkim.

ZADANIE UKOŃCZONE

[NIEZWŁOCZNE ZADANIE: ZABIJ WROGÓW]

NAGRODA ZA ZADANIE

[LISTA DOSTĘPNYCH NAGRÓD:]

NAGRODA 1#: PIĘĆ PUNKTÓW STATYSTYK.

Jin-Woo skrzywił się widząc nagrodę.

Była gorsza od poprzedniej nagrody z zadania tego typu.

Najwyraźniej liczyła się ilość zabitych a nie to czy byli łatwymi przeciwnikami czy nie.

W porównaniu z walką mającą miejsce chwilę temu za z grupą Hwang Dong-Suka była dziecinnie łatwa.

Słyszał plotki że przepaść pomiędzy rangą B i C jest znacznie większa niż między E i D czy D i C. Ale dopiero teraz przekonał się o tym na własnej skórze.

Albo to było nieprawdą a ten gość był po prostu jednym z najsilniejszych łowców z rangą B.

W każdym razie patrząc na nagrodę czuł się nieco oszukany.

Nagle uwagę Jin-Woo przykuło coś za na wpół przezroczystym oknem systemu.

Coś w ciele Kang Tae-Shika.

Szybko akceptując nagrodę Jin-Woo zamknął okno i podszedł do martwego ciała.

Nie mógł w to uwierzyć, ale to było to samo światło padające z ciał potworów, zarówno tych systemowych jaki i tych normalnych mających w sobie rdzenie.

ALARM

OTRZYMAŁEŚ [RUNA: UKRYCIE].

Umiejętność, której używał Kang Tae-Shik, została pozostawiona jako kamień runiczny na jego zwłokach?!

To była cudowna wiadomość.

„Ukrycie" było tak rzadką umiejętnością że w Korei posiadała ją zapewne tylko garstka osób.

Przełamał runę nim mógłby jednak sprawdzić okno statusu usłyszał za sobą podniesione głosy dwójki pozostałych łowców.

- Jin-Woo?!

- Wszystko w porządku?!

Wstając i odwracając się twarzą do towarzyszy Jin-Woo wypuścił długie westchnienie.

- Nic mi nie jest.

Song Chi- Yul i Lee Ju-Hee patrzyli na niego z niedowierzaniem. Pomyśleć, że łowca rangi E Jin-Woo, który drżał ze strachu w lochach kategori E, pokonał łowcę rangi B tak silnego jak Kang Tae-Shik. Lee Ju-Hee będąca medykiem może nie w pełni pojęła sytuację, ale Song Chi-Yul mający rangę C zrozumiał, jak niewiarygodny był to wyczyn.

- Dziękuję, gdyby nie ty, bylibyśmy martwi. - Pan Song spojrzał na chłopaka z wdzięcznością.

- Tylko co teraz? Powinniśmy wyjść i zgłosić to Stowarzyszeniu?

- Najpierw powinniśmy dokończyć czyszczenie podziemia. - Zauważył Jin-Woo.

Przyszedł tutaj po doświadczenie i nie chciał odchodzić z pustymi rękami, w tym sensie.

Gobliny były zbyt słabe i nie dawały mu żadnych punktów. Na całe szczęście z ludzi nie dostawał doświadczenia.

To byłoby już zbyt makabryczne i dziwne.

- Nie mów że chcesz sam poko... Ah. Nieważne, właśnie widziałem na co się stać. Nie zamierzam cię powstrzymywać.

- Możecie poczekać na mnie w podziemiu przed bramą? - Spytał po chwili zastanowienia Jin-Woo. - Dziwnym byłoby gdybyśmy wychodzili osobno. A ten bałagan i tak będzie trudny do wyjaśnienia sam w sobie.

- Oczywiście. Powodzenia.

Gdy oboje już odeszli Jin-Woo westchnął jęcząc żałośnie i odchylając głowę do tyłu w geście rezygnacji.

Chciał jak najdłużej ukryć swoje umiejętności.

Ale teraz gdy było dwóch dodatkowych świadków, nie było już raczej na to szans.

Nie chciał grozić panu Songowi ani Ju-Hee. Nie zamierzał tego robić, przeszli już zbyt wiele i byli jedynymi szanującymi go osobami z jego przeszłości.

Zabicie Łowcy rangi B zostałoby uznane za akt samoobrony. Ponieważ miał dwóch świadków, nie byłoby problemu. Problem polegał na wyjaśnieniu, w jaki sposób Łowca rangi E pokonał Łowcę rangi B.

Jedyną dostępną wymówką było Powtórne Przebudzenie.

Nikt nie uwierzyłby w prawdę o Systemie ani o awansach, a on nie chciał ujawniać tych szczegółów.

Rozczarowanie bardzo mocno gryzło go

Chciał jak najdłużej zachować swoją tajemnicę. A teraz gdy zostanie zmuszony do ujawnienia swojej nowej rangi to nie dostanie zapewne wyższego niż B.

Chciał poczekać aż będzie miał rangę S. A jeśli to teraz wyjdzie to naprawdę nie widział co zrobi potem.

Gdyby dostał B teraz i tak ktoś mógłby później zauważyć że jest silniejszy niż łowca z rangą B, a to pociągnie za sobą kolejne kłopoty.

Będzie się tym martwił po wyjściu z podziemia. Teraz został mu jeszcze boss.

Jin-Woo skierował swój wzrok na jednego z więźniów leżących na ziemie we krwi.

- Wiem że żyjesz. Wstawaj. Czemu udajesz trupa? Próbowałeś zwiać gdy nadarzy się okazja?

To był ten więzień który mrugnął do Ju-Hee.

Ten fakt sprawił że tym bardziej chciał się go pozbyć.

Łowca uniósł się nieco i stęknął.

Jin-Woo dostrzegł krew sączącą się z szyi skazańca.

Agent poderżnął mu gardło na tyle mocno żeby uszkodzić struny głosowe, ale nie na tyle żeby go zabić.

Żałośnie nieprecyzyjna robota jak na tak silnego asasyna z rangą B.

- Nie możesz mówić... Ale niechlujna robota. Pewnie zabiłby cię w najbardziej bolesny sposób jaki znał gdyby zorientował się że żyjesz. Muszę się pośpieszyć bo zaraz się wykrwawisz... Znaczy za jakieś... pięć minut. Wytrzymały z ciebie drań.

Jin-Woo chwycił za tył kołnierza więziennego ubrania i w mało delikatny sposób zaczął ciągnąć mężczyznę po ziemi tam gdzie Jin-Woo już wiedział że był boss.

Na końcu korytarza którym podążał razem z panem Songiem i Ju-Hee nim ten cały koszmar się zaczął.

Mężczyzna próbował się szarpać, ale stracił zbyt wiele krwi, był zbyt poobijany oraz Jin-Woo był od niego silniejszy co pokazał zabijając jego niedoszłego oprawcę.

Wchodząc do komnaty bossa którym był wielki fioletowy hobogoblin w asyście kilkunastu zwykłych goblinów Jin-Woo oparł się o drewniane prymitywne drzwi oddzielające komnatę bossa od reszty podziemia i patrzył jak boss w asyście goblinów zbliża się do przerażonego więźnia.

- Jesteś jeszcze większym śmieciem niż Kang Tae-Shik.

***

Po zabiciu hobogoblina awansował o dwa poziomy. Całkiem fajnie, ale nawet to nie było w stanie przynieść mu zbyt dużo radości gdy pomyślał o tym że za chwilę może zostać odkryty.

STATUS

NAZWA: SUNG JIN-WOO

POZIOM: 27

PROFESJA: BRAK

TYTUŁ: ZABÓJCA WILKÓW

HP: 5114

MP: 548

ZMĘCZENIE: 2

SIŁA: 72

ZRĘCZNOŚĆ: 82

ZMYSŁY: 69

WITALNOŚĆ: 43

INTELIGENCJA: 39

(DOSTĘPNE PUNKTY STATYSTYK: 5)

Redukcja obrażeń fizycznych: 20%

Po wyjściu z podziemia pracownicy który czekali przed bramą natychmiast zaalarmowali o wszystkim Stowarzyszenie.

***

Wysiadając z auta Woo Jin-Chul zastanawiał się czy ta konkretna okolica nie była przeklęta.

Najpierw podwójne podziemie, potem Hwang Dong-Suk a teraz to.

Jak wielkiego pecha można mieć żeby aż trzy incydenty spadły na głowę w przeciągu miesiąca?

Nie, to zdecydowanie nie był pech.

To była raczej jedna osoba.

Jedna osoba łącząca te trzy wydarzenia.

Sung Jin-Woo.

Został przez telefon poinformowany o imionach i nazwiskach ocalałych.

Lee Ju-Hee, ranga B medyk.

Song Chi-Yul ranga C, mag.

Sung Jin-Woo ranga E, wojownik.

Pamiętał całą trójkę.

Każdy z nich przetrwał podwójne podziemie.

A teraz cała trójka znów była w niebezpieczeństwie.

Z powodu agenta Stowarzyszenia.

Dwoje z nich nie miało jednak nic wspólnego ze śmiercią Hwang Dong-Suka.

A łowca Sung...

Ciężko było mu uwierzyć zarówno w to że maczał w tym palce jak i w to że był niewinny.

- Ile minęło od wyczyszczenia podziemia? - Spytał Jin-Chul widząc pochodzącą do niego pracowniczkę Stowarzyszenia która zajmowała się tym regionem Seulu.

Młoda kobieta o krótko ściętych czarnych włosach i okrągłych okularach.

- Około 40 minut.

- Czyli mamy 20... To mało. Postarajcie się zdobyć ciała ofiar. Jeśli nie uda wam się to w 8 minut, wycofajcie się.

- Ocaleni sami pokonali bossa? - Spytał Jin-Chul domyślając się odpowiedzi.

- Tak. Był nim hobogoblin według ich relacji.

Jin-Chul kiwnął głową.

Zabicie hobogoblina w trzy osoby, to nie było coś niemożliwego, pamiętał jednak jakie rangi i specjalizacje mają te osoby.

Medyk, mag i wojownik.

Czy daliby sobie radę?

Z tego co wiedział panna Lee Ju-Hee miała silną traumę a Song Chi-Yul stracił rękę, a to było problematyczne nawet dla maga.

Jakoś nie chciało mu się wierzyć że we troję z ledwie przydatną pomocą bardzo słabego łowcy rangi E daliby sobie radę.

Chociaż większym problemem tutaj był Kang Tae-Shik a nie boss.

Idiota próbował zabić świadków po wykonaniu zlecenia na zabójstwo...

Mówiąc szczerze wolałby żeby nikt nie dostał się do ciał.

Tak było łatwiej coś ukryć.

Ta strata 40 minut była mu na rękę, nikt nie będzie miał pretensji że chronił swoich agentów i nie chciał narażać ich na ryzyko utknięcia w podziemiu.

Gdy stanął wreszcie przed trzema łowcami pierwszym co uderzyło go jako pierwsze był nienaruszony stan ciała i ubrań Lee Ju-Hee i Song Chi-Yula.

Szybki skan ciała Sunga pokazał mu ślady krwi i rozcięcia. Na piersi i nodze. Wyraźnie już uleczone.

Ale tylko on z całej trójki nosił rany.

Mag i medyk gdyby walczyli z Kang Tae-Shikiem i jakimś niemożliwym cudem by wygrali to wyglądaliby zapewne jak wyciągnięci z piekła.

A po Sung Jin-Woo wyraźnie było widać że poniósł obrażenia.

Teraz już miał pewność że w szpitalu się mylił.

Ale jak chłopakowi udało się oszukać tak dokładne i czułe urządzenie jak to za pomocą które poddali go pomiarowi?

Sfingacz?

Nie.

Natychmiast to odrzucił.

Historia jego wcześniejszych rajdów wskazywała że była bardzo słaby.

Bardzo często trafiał do szpitala, zawsze był w jakiś sposób kontuzjowany i zbierał żałośnie mało rdzeni ledwie dając sobie radę w walce.

Przed wydarzeniem z podwójnego podziemia na pewno miał rangę E.

Ale zanim wszedł do jego sali szpitalnej chłopak był świadomy ledwie przez kilka minut.

Z jego postawy bił szok, zdezorientowanie, zmęczenie. Nie wpadłby wtedy na pomysł żeby tak po prostu ich oszukać.

I po co miał to zrobić?

Czy to rzeczywiście on zniszczył podwójne podziemie?

Na pewno zabił Hwanga i jego drużynę.

Niewyszkolony łowca rangi D mający 22 lata nigdy nie dałby sobie rady z ośmioosobową grupą.

Nawet gdyby miał sprzęt godny łowcy rangi S miałby astronomiczne problemy z walką z ośmioma osobami.

Medyk i mag nie zdołaliby zabić taki silnego i sprytnego łowcy jak Kang.

Sung Jin-Woo nie miał już rangi E.

Woo Jin-Chul dałby sobie za to rękę uciąć.

Tylko jaką rangę miał teraz?

Pokonał grupę złożoną z łowców rangi D i C. A teraz asasyna rangi B będącego blisko czołówki swojej rangi.

Minimum B.

Jin-Chul próbował wykryć jakąkolwiek moc bijącą od chłopaka, ale nie był w stanie wyczuć nic. Tak samo jak podczas ich pierwszego spotkania.

Dziwne.

Albo nadal miał tak żałośnie mało many że można było ją zmieścić w naparstku, albo teraz ją ukrywał.

Jego wygląd również wskazywał że zaszły w nim zmiany.

Na szpitalnym łóżku Jin-Chul widział chłopaka dość drobnego, chudego o delikatnych rysach twarzy.

Gdyby Woo Jin-Chul nie był profesjonalistą określiłby go zapewne jako „słodkiego".

Dwudziestoparolatek przed nim nie przypomniał już chłopca a mężczyznę.

Nadal był nieco niższy od Jin-Chula, ale różnili się kilkoma centymetrami, góra pięcioma.

Wcześniej nie widział go stojącego a siedzącego na łóżku, ale z tego co wywnioskował po długości jego kończyn chłopak był od niego niższy przynajmniej o piętnaście centymetrów.

Jego ramiona wyraźnie były szersze, cienka podkoszulka opinająca jego tors i bluza z kapturem nie były w stanie ukryć twardych mięśni nawet jeśli próbowały.

Jego rysy twarzy były ostrzejsze i wyraźniejsze a cała twarz znacznie dojrzalsza.

Pytanie tylko czy Sung zechce się przyznać czy będzie zgrywał łowcę rangi E?

I co w takiej sytuacji Jin-Chul powinien zrobić?

- Znowu się spotykamy łowco.

- Ach, to pan mnie przesłuchiwał.

Na szczęście chłopakowi chociaż głos się nie zmienił, bo wtedy absurd tej całej sytuacji wyrzuciłby Jin-Chula na orbitę.

- Nazywam się Woo Jin-Chul szef Departamentu Monitorowania Łowców. Wygląda na to że jeden z moich pracowników nieźle zalazł wam za skórę. Natura Kang Tae-Shika zawsze wydawała mi się... dzika i wiele razy zastanawiałem się czemu wybrał pracę w Stowarzyszeniu, ale zawsze wykonywał rozkazy i nie dochodziło do nadużyć. Aż do dzisiaj. Gdy tylko zakończymy śledztwo w tej sprawie otrzymacie oficjalne przeprosiny. Sprawę przejmie Departament Śledczy.

Zachowując spokojny grzeczny wyraz twarzy Jin-Woo przyjrzał się łowcy naprzeciw niego.

Już wiedział że nie ma się co chełpić zabiciem łowcy rangi B.

Podczas pierwszego spotkania nie zdawał sobie z tego sprawy, ale ten gość przed nim był bardzo silny.

Ranga A?

Na pewno.

Zapewne górna granica.

Nie miałby w walce z nim najmniejszych szans.

Dwa, jego ciosy i byłby trupem.

Ten gość to była kompletnie inna liga.

Właściwie nie tylko jeśli chodzi o rangę.

Teraz gdy nie wyglądał na z krzyża zdjęty był naprawdę przyjemnym widokiem dla oczu.

Czysty tym razem idealnie wyprasowany garnitur bardzo ładnie przylegał do jego ciała pokazując smukłą, ale zapewne muskularną budowę.

Jego kończyny były dość długie, ale w bardzo ładny zdrowy sposób.

Jasno brązowe włosy były idealnie zaczesane do tyłu i potraktowane zapewne niewidoczną tym razem ilością żelu i tylko jeden ten sam kosmyk co wcześniej delikatnie opadał na czoło nieco się zakręcając.

Lekko opalona cera, ciemniejsza od tej Jin-Woo.

Stał z wyprostowanymi plecami trzymając za nimi ręce i mając brodę nieco podniesioną, ale nie przesadnie.

Emanował autorytetem, powagą i szacunkiem.

Twarz była pociągła nieco trójkątna i bardzo, bardzo ładna.

Oczy ciemno brązowe, nos lekko wygięty, cienkie wargi...

Jasna cholera wyglądanie tak dobrze powinno być karalne.

Z taki wyglądem mógłby pracować jako model.

Jin-Woo starał się zachować spokojny wyraz twarzy czuł jednak że jego policzki się nagrzewają i robi mu się gorąco.

Czy Kang Tae-Shik w którymś momencie uderzył go w głowę i uszkodził mu mózg?

- Mam do was kilka pytań.

Nawet głos miał idealny. Głęboki, grzeczny, ale i stanowczy, przywodzący Jin-Woo na myśl miód.

Nie miał zielonego kurwa pojęcia czemu akurat miód.

Chyba mu odbija.

- Jeśli będziecie współpracować to wszystko powinno iść sprawnie.

Łowcy kiwnęli głowami.

Pan Song i Ju-Hee stojący koło niego również wydawali się ulec czarowi mężczyzny. A tym przypadku dali się bardziej usidlić jego autorytetowi i pewności siebie a nie wyglądowi i jakości głosu.

- Pozwólcie, że zapytam wprost.

Głos mężczyzny chodź nadal grzeczny, stał się nieco ostrzejszy i nie wyglądał już tak przyjaźnie jak chwilę wcześniej, chociaż nie można było powiedzieć że próbuje ich zastraszyć czy grozić.

- Kto zabił Kang Tae-Shika?

Musi się przyznać. Dłużej nie uda mu się ukrywać swoich umiejętności. Dodatkowo będzie musiał zerwać umowę z Jin-Ho, skoro potrzebował kogoś o niskiej randze.

- To byłem ja.

Słysząc to Jin-Woo spojrzał kontem oka na pana Songa ciesząc się że szok jaki odczuł po jego deklaracji nie pojawił się jednocześnie na jego twarzy.

- Ja go zabiłem.

- Ma pan rangę C, zgadza się? - Spytał spokojnie Woo Jin-Chul. Nie wyglądał jakby mu nie wierzył. Nie wyglądał też jakby mu uwierzył.

Jednak to co się dla Jin-Woo liczyło to fakt że wzrok inspektora nie spoczął obecnie na nim.

Możliwe że nic nie podejrzewa.

- Chcesz mi powiedzieć że pokonałeś łowcę rangi B?

Pan Song z pokerową twarzom wskazał na stojącą nieco za nim Ju-Hee.

- Widzi pan te niewiastę za mną?

Wzrok inspektora powędrował do milczącej Ju-Hee.

Po chwili w jego oczach pojawił się dziwny błysk który zaniepokoił Jin-Woo. Jednak tak szybko jak się pojawił, tak szybko zniknął a Jin-Woo nie wyczuł żadnych nieuczciwych zamiarów bijących od tego mężczyzny.

Ten blask wyglądał mu jednak na... rozbawienie?

- Ze wsparciem medyka rangi B to możliwe... - Przyznał po chwili agent wyglądając na zamyślonego.

Brednie.

Dzika natura Kanga?

Ładnie ubrał to w słowa.

Ten człowiek wydawał mu się po prostu bestią.

Dla niego nie groźną, ale jednak bestią.

Jin-Chul wiedział że asasyn nie miałby z nim szans. Kang również był tego świadomy dlatego starał się trzymać od niego jak najdalej. Taka jego postawa Jin-Chulowi pasowała.

Medyk z wyraźnie odnotowaną przez lekarzy traumą oraz mag mający 60 lat.

W taką brednie uwierzyłby tylko kompletny głupiec.

Jin-Chul nie uważał się za takowego.

Zerknął szybko na łowcę Sunga.

Chłopak milczał i wyglądał jakby zgadzał się z tą wersją wydarzeń.

- Proszę pójść z moimi ludźmi, będziemy potrzebowali pańskiej pomocy przy wypełnieniu kilku raportów.

Nim łowca zdążyłby odejść Jin-Woo nachylił się nad nim i zapytał szeptem.

- Proszę pana czemu pan skłamał? Gdyby Stowarzyszenie to odkryło...

- Spokojnie chłopcze. Dwa razy uratowałeś mi życie. Chociaż tak mogę ci się odwdzięczyć. Zakładam że raczej wolisz zachowywać swoje umiejętności w sekrecie. Czyż nie tak jest? Chociaż przesłuchania pewnie i tak nie unikniesz.

Gdy pan już odszedł do Jin-Woo podszedł inspektor Woo Jin-Chul wcześniej rozmawiający ze swoimi agentami.

Trzymał ręce w kieszeni i wydawał się dziwnie rozbawiony na co wskazywało jego spojrzenie chociaż twarz nadal była po prostu maską uprzejmości.

- Możemy chwilę porozmawiać... nieoficjalnie?

Zaskoczony Jin-Woo zamrugał.

- Nieoficjalnie... Tak, oczywiście.

Jin-Chul i Jin-Woo odeszli nieco od kręcących się agentów aby zapewnić im nieco prywatności.

- Pracuje w Stowarzyszeniu od sześciu lat i nie wierzę w te wersję. Ale niech będzie oficjalna. Ani łowca rangi D nie byłby w stanie zabić ośmiu bardziej doświadczonych od siebie łowców, ani tym bardziej medyk i mag nie daliby rady Kang Tae-Shikowi.

Przełykając ślinę Jin-Woo poczuł jak jego puls przyśpiesza.

On wiedział.

W ciemnych oczach agenta widać było pewność wypowiadanych przez niego słów.

Jasna cholera!

A więc teraz zaczynały się kłopoty.

- Nie wiem jaką masz rangę. Nie wiem czemu nie chcesz tego ujawnić. Ale zainteresowałeś mnie, pozwolę ci ciągnąc dalej te farsę i zobaczymy gdzie nas to zaprowadzi. Masz moje słowo że do żadnych akt Stowarzyszenia nie zostanie wpisane to co wiem. Nie dopóki sam nie wykonasz kroku.

Walcząc o możliwość powiedzenia czegokolwiek utrudnionego z powodu wyschniętego i ściśniętego gardła Jin-Woo w końcu wydukał.

- Czemu... Czemu pan tego nie wyjawi... Czy to nie jest łamanie prawa?

Cholera!

Nie powinien tak tego ubrać w słowa! To brzmiało jakby zachęcał go do wyjawienia prawy. Albo jak by go lekceważył czy coś!

Agent wydał z siebie długi pomruk unosząc jednocześnie brwi nadal spoglądając na Jin-Woo.

Wydawał się dziwnie... leniwy i bynajmniej nie zaniepokojony.

- Szczerze mówiąc... Nie wydajesz się w żadnym calu złym człowiekiem.

- Prześwietlił mnie pan. - Domyślił się Jin-Woo.

Agent kiwnął lekko głową.

- Twoja matka cztery lata temu zapadła w „Wieczny Sen", siostra chodzi do liceum i jest w pierwszej dziesiątce najlepszych uczniów w szkole, nie było nigdy na nią żadnych skarg. Sam utrzymywałeś ją i siebie narażając swoje życie w podziemiach za marne grosze. Dlatego właśnie na ciebie nie doniosłem, chodź powinienem. Masz rację, zatajanie swojej rangi jeśli doszło do ponownego przebudzenia jest przestępstwem, wprowadzasz Stowarzyszenie w błąd. Dodatkowo jesteś zamieszany w dwa incydenty. Ale nie martw się, mój Departament jest bardzo nielubiany wśród łowców, ale wbrew opinii nie jestem bezdusznym biurokratą, chodź za takiego uchodzę. Nie wyjawię twojego sekretu bo do tej pory nie zrobiłeś nic złego. Jeśli jednak złamiesz prawo używając do tego swojej rangi, nie zawaham się cię ukarać.

Jin-Woo patrzył okrągłymi wybałuszonymi oczami na agenta.

Tak po prostu stwierdził że wie, ale zachowa to dla siebie.

Jak wielkie szczęście musiał mieć Jin-Woo że natrafił na tak rozsądnego gościa?

Lub jak wielkiego pecha że ktoś w ogóle połączył kropki?

Jeśli inspektor Woo doszedł do tego... to ktoś inny też może.

I czy powinien uwierzyć temu człowiekowi że go nie wyda?

Mężczyzna nie wydawał się typem kłamy.

Z drugiej strony gdyby chciał go wydać to czy marnowałby czas na rozmowę z nim i mówienie tego wszystkiego?

- Zabiłeś Hwanga w samoobronie tak samo jak Kanga miałeś prawo walczyć o życie swoje i towarzyszy.

Jin-Woo zrobił się blady gdy agent otwarcie powiedział o zabiciu Hwang Dong-Suka.

- Zginęło przez niego wielu łowców. Od dawna podejrzewaliśmy go o popełnianie przestępstw. - Ciągnął spokojnie Woo Jin-Chul. - Nie mogliśmy go jednak tknąć.

-Dlaczego?

- I tutaj dochodzimy do meritum całego twojego obecnego problemu. Bratem Hwang Dong-Suka był łowca rangi S który jakiś czas temu zosta... wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. Hwang Dong-Su. Ten człowiek jest porywczy i niebezpieczny. Może i jesteś silniejszy, zapewne nie powiesz mi jak bardzo. Nie było jednak nigdy przypadku gdy łowca rangi E przebudził się ponownie jako łowca rangi S. Tak więc nie wygrasz z nim. Będzie szukał zemsty. Prawda nie ważne że jest taka a nie inna. Dla niego niekoniecznie będzie miało to znaczenie. Liczy się tylko to że ty przeżyłeś a jego brat nie. Jako łowca rangi S za nic ma sobie prawo i przepisy. Uważaj. Możesz być na celowniku kogoś, kogo obawiają się nawet same potwory. Najbezpieczniej byłoby gdybyś zabrał bliskich i opuścił kraj, ale mam dziwne wrażenie że raczej mnie nie posłuchasz. Ale nawet wtedy, nie ważne jak postąpisz, bądź czujny.

Zaskoczony Jin-Woo otworzył nieco usta.

Ten mężczyzna...

Wcale nie musiał mu pomagać.

Nie musiał zachowywać jego tajemnicy dla siebie.

Nie musiał zaprzątać sobie nim głowy.

Ale jednak z jakiegoś powodu to robił.

Jin-Woo z jakiegoś dziwnego powodu czuł się za to naprawdę wdzięczny.

Już podczas ich pierwszego spotkania Jin-Woo zwrócił uwagę na agenta. Ale wtedy dostrzegł jego zmęczenie i grzeczność.

Dziś widział dużo więcej.

Energia, którą wydzielał Woo Jin-Chul, umieściła go w topce łowców rangi A, bardzo blisko S, ale jednocześnie bardzo daleko. Poruszał się z gracją kogoś, kto czuje się komfortowo we własnej skórze i jest pewny swojego miejsca na świecie. Kierował swoimi agentami spokojnymi, precyzyjnymi rozkazami i nikt nie zawahał się nawet sekundę wykonać tych rozkazów.

I z jakiegoś niezrozumiałego powodu mu zależało.

- Dziękuję panu inspektorze za ostrzeżenie. I... - Jin-Woo patrzy w bok niepewny tego co powiedzieć. - I dziękuję za dochowanie tajemnicy.

- Jestem ciekaw jaką drogą podążysz. Mam nadzieję że nie będę żałował swojej decyzji.

- Nie będzie pan. - Obiecał mu z pewnością i determinacją która zaskoczyła zarówno jego samego jak i Woo Jin-Chula.

Możliwe że przesadził, ale nie pamiętał kiedy ostatnio ktokolwiek w niego uwierzył.

To było naprawdę miłe uczucie.

Jin-Woo przysiągł sobie że nie złamie zaufania jakim obdarzył go ten, agent.

Nawet jeśli nie znał tego człowieka.

Nawet jeśli nic o nim nie wiedział.

Nawet jeśli ich drogi zbyt często nie będą się krzyżowały.

***

Po trzech godzinach przesłuchań, prezes firmy zajmującej się przetwórstwem złota, przyznał się do wszystkiego i oczyścił Jin-Woo i jego towarzyszy ze wszelkich zarzutów.

Podczas ich przesłuchania obecny w pomieszczeniu był inspektor Woo Jin-Chul, ale to nie on go przesłuchiwał a jedynie przyglądał się z boku milcząc.

Obserwował Jin-Woo z umiarkowaną ciekawością nie będąc zbyt nachalnym nadal zachowując swój grzeczny acz surowy profesjonalizm.

Nie patrzył też na niego z podejrzliwością czy niepewnością jakby czekając że Jin-Woo zrobi coś złego i złamie to zaufanie jakim go obdarzył.

A mówiąc szczerze jakaś mała część Jin-Woo właśnie tego się spodziewała.

Gdy w końcu zostali wypuszczeni ze Stowarzyszenia Ju-Hee poprosiła Jin-Woo o krótki spacer.

Juhee wpatrywał się w swoje stopy, gdy szli. Za każdym razem, gdy podnosiła wzrok, spoglądała na Jin-Woo. Chciała, ale nie mogła zignorować faktu, że mężczyzna wydawał się i był dużo silniejszy niż wcześniej. W przeszłości uważała przebywanie blisko niego za bardzo komfortowe. Teraz trudno było nawet nawiązać z nim rozmowę.

Co się z nim stało?

Nie tylko fakt, że z łatwością pokonał Łowcy rangi B. Obecność mężczyzny wydawała się zupełnie inna niż wcześniej. Poprosił ją o milczenie, więc nie chciała naciskać w tej sprawie.

Ale jego nagła zmiana z jakiegoś powodu niepokoiła ją.

Chciała żeby wreszcie coś powiedział.

Milczący obecnie Jin-Woo wydawał jej się taki zimny i odległy, ta niepodobny do chłopca którego poznała. Zbierając w sobie odwagę, Ju-Hee z wielkim trudem otworzyła usta,

- Pamiętasz to? Nie sądzę żebym dziś była w stanie cokolwiek zjeść, więc chciałam ci to oddać.

Ju-Hee dała Jin-Woo magiczny rdzeń. To był ten sam rdzeń, który dał jej w podziemnej świątyni. Jej ręka, która przekazała magiczny rdzeń, drżała.

- Zmieniłeś się, wiesz? - Spytała nieco smutno dziewczyna. Jin-Woo udawał że po jej słowach nic nie zakuło go w sercu.-A ja cały czas stoją w miejscu.

- Sama doświadczyłaś wielu trudów. Każdy przeżywa takie rzeczy inaczej.

- Może masz rację. - Ju-Hee spojrzała w ciemniejące już niebo. - Jestem zbyt strachliwa na bycie łowcą. Próbowałam pokonać swój strach, jednak to nie takie łatwe. Jako łowca rangi B powinnam brać udział w rajdach na podziemia kategorii B w najgorszym razie C. Mimo to ciągle tkwiłam na podziemiach kategorii D czy nawet E... Z tego powodu ciągle spotykałam ciebie. Leczenie twoich ran nie miało praktycznie końca. Myślałem że jesteś po prostu lekkomyślny... Jednak...Zawsze jakimś cudem udawało ci się przetrwać.

Nie wiedząc jak na to opowiedzieć Jin-Woo spojrzał na rdzeń w swojej dłoni.

- Dzisiaj to nie jedyny dzień, w którym możemy zjeść obiad. Nie musisz go od razu zwracać.

Ju-Hee uśmiechnęła się smutno potrząsając głową.

- Wracam do swojego rodzinnego miasta, Busa. Odchodzę na emeryturę. Zadzwoń do mnie jeśli kiedyś będziesz w pobliżu. Postawie ci świeże Sashimi.

Jin-Woo był rozczarowany. I smutny.

Może nie uczestniczył już w rajdach na podziemia E i D, dlatego nie spotykałby Ju-Hee, ale mimo to czuł jakby ostatnia cząstka jego dawnego życia, ta cząstka której nie chciał się pozbywać wypada mu z rąk.

Jin-Woo uśmiechnął się a Ju-Hee odwzajemniła go.  I tak, po wypowiedzeniu słów, które chciała wypowiedzieć, oboje się pożegnali.

Droga do domu nigdy nie była tak długa i tak samotna.

***

Woo Jin-Chul pomimo późnej pory zapukał do drzwi gabinetu prezesa Stowarzyszenia Go Gun-Hee.

To co się dziś stało wymagało poinformowania o tym przełożonego.

Szczerze mówiąc Woo Jin-Chul sam był zaskoczony swoją decyzją żeby trzymać język za zębami.

Nie żałował jej, ale obawiał się że prezes może być niezadowolony z jego głupiej decyzji.

- Wejść.

Jun-Chul uchylił drzwi i przeszedł przez nie czując gorycz strachu w ustach.

Ostatnim czego chciał było rozczarowanie człowieka którego tak bardzo szanował.

Niemniej jednak nie mógł już wycofać się ze swojej decyzji jak zwykły tchórz.

Jedynie gdy prezes mu to rozkaże to Woo Jin-Chul złamie się.

Ale naprawdę miał nadzieję że mężczyzna go do tego nie zmusi.

Go Gun-Hee nie był człowiekiem wymuszającym cokolwiek na swoich ludziach jeśli nie miał bardzo dobrego powodu.

Starszy postawny mężczyzna siedział za swoim biurkiem i przeglądał jakieś papiery.

- Jak idzie prowadzenie sprawy odnośnie Kang Tae-Shika?

- Powoli... - Przyznał ostrożnie Jin-Chul stając przed biurkiem prezesa i podając mu sprawozdanie z dzisiejszego dnia i opis łowców, którzy przyznali się do zabicia Kanga . - Do zabicia go przyznali się Song Chi-Yul łowca rangi C mag który stracił jedną rękę w podwójnym podziemiu miesiąc temu oraz Lee Ju-Hee madyk rangi B z odnotowaną traumą po tym samym incydencie.

- Rozumiem. - Prezes wczytywał się w akta podane mu i streszczone przez Jin-Chula. - Trzecim uczestnikiem był Sung Jin-Woo ranga E wojownik. Podejrzewany o ponowne przebudzenie. Tego chłopaka znaleźliście na ołtarzu?

- Zgadza się.

- Uwierzyłeś im? - Spytał spokojnie Gun-Hee patrząc z ciekawością na swojego podwładnego.

Woo Jin-Chul był naprawdę rozsądnym, inteligentnym młodym człowiekiem i Go Gun-Hee często konsultował z nim swoje decyzję ufając jego osądowi.

Bardzo lubił w nim jego nieszablonowy ale bardzo racjonalny sposób myślenia.

- Nie proszę pana.

- Jednak podpisałeś ich przyznanie się. - Zauważył z ciekawością patrząc znad dokumentów na agenta. - Dlaczego?

- Pomimo tego że Sung Jin-Woo po sprawdzeniu w szpitalu nadal miał rangę E... To on był odpowiedzialny za śmierć Kanga.

Nieco zbity z tropu Go Gun-Hee uniósł brwi zaskoczony, widział lekkie zdenerwowanie Jin-Chula, co było raczej niezwykłym widokiem.

- Sądzę że to dłuższa opowieść. Zacznij proszę od momentu gdy sprawdziłeś jego rangę w szpitalu.

Jin-Chul podał kolejne papiery swojemu przełożonemu. Ten bez słowa otworzył je. I zaczął czytać.

- Ah. Jednym z dwóch ocalałych z incydentu związanego z Hwang Dong-Sukiem było łowca Sung.

- Do zabicia łowcy Hwanga i siedmiu jego kompanów z czego pięciu z nich, w tym Hwang było łowcami rangi C przyznał się młodszy syn prezesa Yoo Myung-Han.

- Ten chłopiec? - Prezes przyjrzał się uważnie młodej roześmianej twarzy chłopaka.

- To był jego pierwszy rajd. Nie miał żadnego doświadczenia, podczas składania zeznań wydawało się że ledwo znał podstawowe zasady panujące w społeczności łowców i podczas rajdów. Miał co prawda dobrej jakości wyposażenie ale nie wierzę że udałoby mu się zabić ośmioro bardzo doświadczonych łowców z czego pięcioro miało wyższą rangę od niego.

- Zgadzam się. - Przyznał powoli Go Gun-Hee nadal czytając notatki z tamtego incydentu. - Gdyby jakiekolwiek wyposażenie mogło tak wzmocnić siłę łowców i zakryć ich braki to bogaci łowcy rang E czy D mogliby mierzyć się z tymi łowcami mającymi rangę B. Kompletny absurd. Hm, jedynym ocalałym prócz niego był Sung Jin-Woo.

Go Gun-Hee spojrzał na Jin-Chula ze zmarszczonym czołem.

- Ani w łowca rangi D nie byłby w stanie zabić ośmiu silniejszych i doświadczonych łowców, ani kaleki mag ze stygmatyzowaną uzdrowicielką nie daliby sobie rady z Kang Tae-Shikiem.  Punktami wspólnymi w tych sprawach jest łowca Sung. Oszukał urządzenie pomiarowe?

- Szczerze w to wątpię. Obudził się zaledwie kilka minut przed naszym wejściem do jego sali. Był zaskoczony, przestraszony i zmęczony. Nie miałby pojęcia o swojej zwiększonej mocy ani tym bardziej jak oszukać tak dokładne urządzenie. Nie ma też możliwości żeby wcześniej... przeszedł powtórne przebudzenie.

- Czyli na pewno nie jest sfingaczem?

- Nie. Historia rajdów dobitnie to pokazała. Podziemia rang D i E liczne wypadki, częste pobyty w szpitalu z dość poważnymi urazami. Żaden sfingacz nie męczyłby się tak żeby zachowywać pozory. On... naprawdę był słaby.

Woo Jin-Chul nie mówił tego jako obrazę, czy szyderstwo. Spokojnie bez emocji stwierdzał oczywisty fakt.

- Czy mogło dojść do powtórnego przebudzenia po pobycie w szpitalu? - Spytał Go Gun-Hee.

- Nie możemy tego wykluczyć bo nie mamy do tego  podstaw. Ale nie możemy tego też potwierdzić. Ale... rozmawiając z nim... nieoficjalnie gdy ostrzegałem go o Hwang Dong-Suku stwierdziłem że wiem iż to on zabił Kang Tae-Shika i Hwang Dong-Suka, nie zaprzeczył. Wyglądał raczej na przerażonego że wiem. Zapytał nawet czemu więc przystałem na wersję pana Song Chi-Yula.

- Rozumiem, czyli jednak, powtórne przebudzenie. Chociaż mówiąc szczerze... ja też jestem ciekaw czemu pozwoliłeś im na to kłamstwo?

Zaciskając chwilowo usta w wąską linię Woo Jin-Chul wziął uspokajający oddech przez nos i kontynuował.

- Uznałem że warto będzie go na razie obserwować i dowiedzieć się czemu się ukrywa. - Przyznał szczerze Woo Jin-Chul. - Mam pełną świadomość że działam wbrew zasadom Stowarzyszenia.

- Myślisz że coś dobrego może wyjść z tych obserwacji?

- Nie wiem. - Przyznał szczerze Woo Jin-Chul. - Zabójstwa których się dopuścił były w samoobronie. Chronił młodego Yoo Jin-Ho a potem Lee Ju-Hee oraz Song Chi-Yula. Przez cztery lata narażał życie żeby utrzymać siebie i młodszą siostrę jedną z najlepszych uczennic w swoim liceum, podczas gdy jego matka zapadła na „Wieczny Sen". To dziwne że mając możliwość podwyższenia swojej rangi i zdobycia większej ilości pieniędzy on nadal trzyma się rangi E oraz od czasu pobytu w szpitalu był jedynie na dwóch rajdach. Jednym z Hwangiem na bramę rangi C i jedną dziś na D. A... jeśli jest silnym łowcom... musi mieć minimum B, mógłby okazać się dla Stowarzyszenia cenny.

- Uważasz że... można by było go z rekrutować gdyby miał rangę B lub A? - Spytał Go Gun-Hee.

- Nie wiem. Ale nie zaszkodzi spróbować. Jeśli to on naprawdę zniszczył podwójne podziemie, to albo się nie przyznaje albo tego nie pamięta. A żeby tego dokonać musiałby mieć minimum A.

- Myślisz że nawet wyżej? - Spytał z dużym zainteresowaniem i sceptycyzmem Go Gun-Hee.

- Nie wiem tego. Ale... Stowarzyszenie potrzebuje silnych łowców w swoich szeregach. Dodatkowo dziś straciliśmy jednego. Kang Tae-Shik był obrzydliwym człowiekiem, ale był silnym łowcom.

- Jego utrata to cios. - Zgodził się Go Gun-Hee. - Zezwalam ci na cichą obserwację go. Jeśli sądzisz że nie zrobi nic niestosownego łamiąc prawo, zaufam twojemu osądowi.

- Dziękuję. Ostrzegłem go że jeśli w jakikolwiek sposób złamie prawo natychmiast wyjawię jego sekret i pociągnę go do bardzo surowej odpowiedzialności karnej. Wydawał się... - Woo Jin-Chul zawahał się.

- Tak?

- Wydawał się bardzo wdzięczny że nie ujawnię tego co wiem. Przyrzekł że... nie będę żałował swojej decyzji. Brzmiał na bardzo poważnego. I szczerego.

- Zobaczymy co z tego wyjdzie.

Go Gun-Hee sam był ciekaw jak to się rozwinie. Nie mógł powiedzieć że postąpiłby w tym przypadku jak Woo Jin-Chul, ale nie uważał żeby jego podwładny zrobił coś bardzo złego i nierozważnego.

Przynajmniej dopóki młody łowca Sung Jin-Woo nie zrobi czegoś bardzo głupiego i łamiącego prawo.

Ufał jednak osądowi Woo Jin-Chula. 

 

Chapter 7: Rozdział 6

Chapter Text

Brama, która stała przed nimi, była duża nawet jak na bramę kategorii C.

A niedaleko bramy stała reszta grupy.

Przecierając oczy Jin-Woo ponownie spojrzał na łowców przed sobą.

No to się Jin-Ho postarał z doborem ekipy do rajdów.

Ośmioro łowców.

Uczennica, pijak, kontuzjowany, gość wyglądający na studenta, facet zbyt otyły żeby mógł na stojąco zawiązać sobie boty a co dopieo poradzić w podziemiu.

Ładna grupa.

- Um, co to za zgromadzenie? - Spytał cicho Jin-Woo wzdychając i raczej domyślając się już odpowiedzi.

- Jakie zgromadzenie? To nasi ludzie.

Jin-Woo powstrzymał się przed uderzeniem dłonią w twarzy i pokiwał głową.

- Mający licencję, ale z różnych powodów nie mogący brać udziału w rajdach. Zebrałem śmietankę łowców którzy nie działają aktywnie w zawodach z życiowych powodów. Chcą sobie szybko dorobić.

- Czyli ta smarkula ma licencję? - Spytał Jin-Woo z lekkim powątpiewaniem.

- Z tego co się orientuję to nie ma żadnego limitu wiekowego. Jeśli ktoś został przebudzony jako łowca, nawet jako dziecko to może brać udział w rajach.

- Smarkula?! Ale z ciebie buc. Jestem pełnoprawnym łowcom. - Obruszyła się dziewczyna.

- Jasne, dzieciaku. Nie gorączkuje się tak. Jesteś licealistką,co? Masz jakieś doświadczenie?

- Żadnego.

Jin-Woo podrapał się w brodę.

- To i tak nie ma znaczenia. Nie musisz z nami wchodzić do podziemi. Wchodzimy tylko jak i Jin-Ho.

- Nie wpuściliby nas do podziemi kategorii C tylko we dwójkę, więc po to mamy was. - Wyjaśnił Jin-Ho.

Wszystko spojrzeli na nich jak na wariatów.

Chcą zrobić podziemia kategorii C we dwójkę?!

Są naprawdę tak silni?

Oszaleli.

- Naprawdę otrzymamy po 3 miliony won (10 241 PLN) tylko za obecność tutaj? - Spytał po chwili wahania chłopak wyglądający na studenta.

- Oczywiście. 3 miliony za każdy rajd w którym weźmiecie udział. Całkiem niezła oferta biorąc pod uwagę fakt że nie musicie nic robić. Wystarczy że tutaj poczekacie. W kontraktach macie zapis na ten temat. Za jego złamanie będziecie musieli wypłacić w formie kary kwotę dziesięciokrotnie większą od zarobionych pieniędzy.

Łowcy szeptali między sobą. Spekulując co ci dwaj planowali zrobić w podziemiu, że zaoferowali taki kontrakt? Byli ciekawi, ale nie mogli zadawać żadnych pytań. Była to również część klauzuli o zachowaniu poufności.

Jin-Woo chciał zachować w tajemnicy swoje szczególne umiejętności, podczas gdy Yoo Jin-Ho chciał zachować w tajemnicy swoje plany zostania Mistrzem Gildii. W związku z tym dokładnie planowali zachować milczenie swoich kolegów z drużyny.

Wszyscy byli podejrzliwi, ale żaden z nich nie chciał się wycofać. Powód był oczywisty. Warunki były zbyt dobre. Nawet Jin-Woo zaakceptował wcześniej podobne warunki za 2 miliony. W porównaniu z incydentem w Hwang Dong-Sukiem, para postanowiła dodać dodatkowy milion do umowy w związku z klauzulą o nieujawnianiu informacji.

- Wiesz tak się zastanawiam... - Zaczął po chwili wpatrywania się w bramę Jin-Woo zerkając kontem oka na towarzysza. Urwał jednak swoją myśl w pół zdania patrząc ze zmarszczonymi brwiami na to co miał na sobie Jin-Ho.

- Co ty do diabła masz na sobie.

Spytał patrząc krytycznie na czarno czerwoną zbroję z licznymi zdobieniami.

- Pełna zbroja wykonana przez włoskiego płatnerza z jednej z najlepszych tamtejszych gildii. Idziemy tylko we dwoje więc uznałem że nie zaszkodzi się przygotować.

Jin-Woo położył palec na napierśniku jego zbroi i delikatnie pchnął go do tyłu. Ogromna zbroja z łatwością pociągnęła Jin-Ho na ziemię.

- Nie błaznuj i to zdejmij. - Poradził mu Jin-Woo.

- Dobrze. - Po chwili gdy Jin-Ho zdał sobie sprawę że nie może wstać wydał z siebie cierpiętniczy jęk. - Bracie, pomocy.

Gdy para weszła do Bramy, Łowcy podchodzili do niej jeden po drugim i patrzyli. Jeden z nich mówił z niepokojem,

- Nie wzbudzali zaufania.

- Ta.

Ich słowa przerwały tamę milczenia innych Łowców. Wszyscy mieli coś, co chcieli powiedzieć.

- Co się stanie z naszą zapłatą jeśli ta dwójka kopnie tam w kalendarz?

- Cóż, za to podziemie otrzymaliśmy już przecież pieniądze.

- Czemu chcą tylko we dwójkę wchodzić do podziemi kategorii C?

- Skoro są tacy silni, to czemu nie dołącza do jakieś większej gildii, by walczyć w podziemiach wysokiej kategorii?

- Właściwie to nie wyglądali na silnych.

- Jakie były ich imiona?

Mężczyzna z gipsem na jednej nodze szybko wyjął telefon i sprawdził ich pracodawców.

- Yoo Jin-Ho i Sung Jin-Woo.

- Żartujecie sobie? Szef rajdu ma D?!

Łowcy jęczeli na tę wiadomość. Kolejna informacja zaskoczyła ich jeszcze bardziej.

— A ten drugi to ranga E!

- Czy dla łowcy ragi E nie jest samobójstwem wejść do podziemia kategorii C?

- Ta dwójka chce sama wyczyścić podziemie?!

- Ej! Do cholery! Przywódca rajdu ma na swoim koncie tylko jeden wcześniejszy rajd! On nie ma żadnego doświadczenia.

- Dlaczego ktoś tak młody jak oni pcha się w tak niebezpieczne miejsca?!

Dla innych Łowców działania Jin-Woo i Jin-Ho były po prostu kreatywnym sposobem na samobójstwo. Istniał powód, dla którego Stowarzyszenie nakładało ograniczenie minimalnej liczby osób dla bram kategorii C: 10 Dodatkowo połowa z obecnych na rajdzie łowców musi mieć rangę C.

Łowcom brakowało słów. Czując się, jakby pomogli w czyimś samobójstwie, nie czuli się ani trochę dobrze w obecnej sytuacji. Nawet jeśli byli sobie zupełnie obcy, nikt nie chciał zobaczyć, a raczej wiedzieć, że ktoś miał umrzeć w Bramie przed nimi. Co więcej, poczuli się rozczarowani pomysłem, że nie otrzymają zapłaty za pozostałe 18 rajdów. To godne ubolewania, ale nie było mowy, żeby ci dwaj mężczyźni wrócili żywi.

- Czy powinniśmy powiadomić Stowarzyszenie?

- A jeśli zostaniemy pociągnięci do odpowiedzialności? Za nie powstrzymanie ich albo fałszowanie listy, czy coś takiego?!

W tym czasie Brama zafalowała, a Jin-Woo i Jin-Ho wyszli z podziemia.

Chociaż twarze dwóch łowców były pełne wyczerpania, zwłaszcza Jin-Ho który desperacko łapał powietrze to obaj byli praktycznie nienaruszeni jeśli chodzi o stan fizyczny.

- Udało im się uciec?

- Mieli cholernie dużo szczęścia.

Łowcy powitali parę z ulgą. Z powodu krótkiego czasu, jaki spędzili w podziemiu, Łowcy z góry uznali, że para błąkała się bez celu przy wejściu i udało im się uciec gdy natrafiali już na pierwszego potwora. Ale nagle wyraz twarzy Łowców zaczął się zmieniać. Ktoś krzyknął,

- Brama się zamyka!

- Co?!

- Udało im się zabić bossa?!

- We dwóch?!

- Gdzie jest kolejna brama? - Spytał Jin-Woo ignorując rozmawiających wokół nich łowców. Nie dziwił się że wszyscy spodziewali się że uciekli zamiast wyczyścić podziemie. W końcu mieli takie a nie inne rangi. Przynajmniej na papierze.

- Em? Około godzinę drogi stąd. - Przyznał po chwili Jin-Ho następnie podniósł głos i krzyknął wesoło do reszty grupy.

- Mamy dziś jeszcze dwa podziemia do wyczyszczenia. Nie marnujmy czasu. Zakładam że wszyscy idą z nami, raczej nikt nie zrezygnuje z tak łatwych 9 milionów.

Usta łowców otworzyły się jeszcze szerzej niż jeszcze chwilę temu na wieść że ta dwójka chce wyczynić dziś jeszcze dwa podziemia kategorii C samemu.

Jakby wyczyszczenia w dwie osoby z takimi rangami jednej bramy C im nie wystarczyło.

***

- Mam informację o kolejnych rajdach łowcy Sung Jin-Woo. - Ogłosił agent wchodząc do gabinetu swojego szefa.

Woo Jin-Chul odłożył na bok i spojrzał na agenta który miał wyraźnie zmartwioną minę, agent podał mu listę na której widniały zaplanowane kolejne rajdy wraz z dniami w których łowcy zaplanowali rajdy na każdą z bram.

Jako że Stowarzyszenie mierzyło siłę bram i wydawało zezwolenia na rajdy, oczywistym było że mieli wgląd w listę rajdów, dni w jaki były zaplanowane a nawet w listę łowców biorących w nich udział.

Na liście widniało 11 zaklepanych rajdów co nie było niczym dziwnym. Jednak wzrok Jin-Chula przykuł fakt że aż trzy bramy były zarezerwowane na dzisiaj.

Jin-Chul dostał te listę tylko dlatego że w tych rajdach miał brać udział Sung Jin-Woo.

Okazuje się że chłopak chciał dziś wziąć udział w aż trzech rajdach. Na bamy kategorii C.

Takie działanie było niespotykane. Łowcy zwykle nie czyścili kilka podziemi dziennie bo było to po prostu zbyt niebezpieczne. Każdy rajd męczył, a zmęczony łowca był słabszy, wolniejszy popełniał błędy. A te czynniki bardzo łatwo mogły doprowadzić do tragedii.

Czasami zdarzało się że łowcy czyścili dwa lub nawet trzy dni pod rząd bramy wysokich kategorii, takich jak A czy B czy C. Ale nawet to były sporadyczne przypadki i dotyczyły tylko największych i najsilniejszych gildii.

Każdy rajd męczył, a zmęczony łowca może dużo łatwiej zginąć.

Dlatego przyjęło się że gildie po rajdzie zwykle odpoczywają dwa lub nawet trzy dni w zależności od ran odniesionych w walce.

No chyba że gildia miała tak wielu silnych członków żeby mogła pozwolić sobie na posiadanie dwóch grup rajdowych. Jak było to w przypadku Łowców lub Białego Tygrysa, wtedy grupy te działały na przemian a zyski były ogromne i nie zwalniały z powodu odpoczynku jeden z grup skoro druga była wtedy w podziemiu i zarabiała.

Ale żeby pojedynczy nie zrzeszony w gildii łowca uczestniczył w trzech rajdach pod rząd jednego dnia.

- Na samym dole są nazwiska ludzi biorących udział w rajdach... Te wszystkie podziemia chce wyczyścić jedne i ta sama grupa?! - Spytał z niedowierzaniem Woo Jin-Chul.

- Tak proszę pana, ale... Ale to nie jest najdziwniejsze. - Przyznał agent.

Agent, Ha Su-Woon był zastępcą departamentu monitorowania łowców i prawą ręką Jin-Chula. Był razem z nim w szpitalu więc wiedział że pomiar nic nie wykazał.

- Sprawdziłem tych łowców. Żaden z nich nie nadaje się do pełnienia obowiązków łowcy.

- Co masz na myśli? - Spytał zainteresowany Jin-Chul czytając każde nazwisko. Jedynym które rozpoznał był Yoo Jin-Ho. Dzieciak który był zamieszany w śmierć Hwanga. Czy ich drogi nie rozeszły się po tym incydencie. Interesujące.

- Licealistka ranga E, alkoholik ranga D, student ranga C, łowca z ranga C który uległ kontuzji, mężczyzna z poważną nadwagą ranga C. Każdy z nich albo nie ma żadnego doświadczenia albo jest niezdolny w taki czy inny sposób do walki. Zameldowali już jednak wyczyszczenia dwóch z trzech podziemi.

Woo Jin-Chul naprawdę nie mógł rozgryźć czemu Sung Jin-Woo robi to wszystko.

Zebranie takiej drużyny to istna głupota. Czyszczenia z nimi podziemi rangi C to jeszcze większa.

- Zostały zgłoszone przez nich jakieś wypadki?

- Nie proszę pana. Szef rajdów Yoo Jin-Ho zameldował jedynie pomyślne wyczyszczenia podziemi.

I on sądził że wszyscy uwierzą że nadal ma ragę E? Nieco naiwnie, gdyby to wszystko odkrył ktoś inny niż Woo Jin-Chul mógłby od razu to ujawnić i wymusić na nim ponowny pomiar.

Ukrywanie takich rzeczy przed Stowarzyszeniem jest znacznie trudniejsze niż temu chłopakowi się wydaje.

- Czyli trzeci rajd jeszcze trwa? - Spytał po chwili Jin-Chul. - Chciałbym... przyjrzeć się tej grupie. Obserwowanie Sung Jin-Woo jest tajne, nikt nie może na razie wiedzieć o tym że chłopak rzeczywiście przeszedł Powtórne Przebudzenie, nakaz od prezesa.

Kiwając zaskoczony głową Ha Su-Woon spytał.

- Czyli... jednak? Pomiar w szpitalu nic nie wykazał.

- No właśnie. A musiało do tego dojść albo w podwójny podziemiu albo po opuszczeniu przez niego szpitala. Wszystko wyjaśnię ci po drodze, chodźmy.

***

Drugi rajd poszedł równie łatwo i szybko co pierwszy ku konsternacji i zaskoczeniu grupy. Teraz już rozumieli klauzule o tajności i nie zadawaniu żadnych pytań.

Ta sytuacja wymagała zadania bardzo wielu pytań. Dopóki jednak dostawali pieniądze chęć zadawania pytań co tutaj się do diabła dzieje była zaskakująco znośna.

Podczas trzeciego rajdu atmosfera była już znacznie pewniejsza i spokojniejsza jako że spodziewali się już że ich szefowie za chwilę wrócą nienaruszeni a oni dostana pieniądze.

Przynajmniej przez większą cześć rajdu taka panowała atmosfera.

Do czasu gdy niedaleko nich podjechał czarny SUV, a takie auta większości łowców kojarzyły się tylko z kłopotami.

Ku narastającej panice większości grupy z auta wyszło dwóch mężczyzn w czarnych garniturach i okularach przeciwsłonecznych.

- O jasna cholera. - Zaklął mężczyzna palący papierosa.

- O co chodzi? - Spytała zmieszana licealistka która jako jedyna nie rozumiała czemu wszyscy stali się nagle tak zdenerwowani.

- To goście ze Stowarzyszenia. - Wyjaśnił jej otyły mężczyzna.

- Gorzej. Ten wyższy to szef Departamentu Monitorującego. - Ciągnął mężczyzna palący papierosa. - Straszny sukinsyn. Zamknął mojego brata na sześć lat. Za jakieś tam niewinne fałszerstwa pozwoleń na rajdy czy coś równie głupiego.

Mężczyźni podeszli do nich spokojnie podczas gdy każdy obecny na miejscu łowca wstrzymywał oddech przyglądając im się z obawą.

- W czym możemy panom pomóc? - Spytał po chwili mężczyzna z gipsem na nodze patrząc ostrożnie na dwóch agentów.

- Główny inspektor Woo Jin-Chul oraz inspektor Ha Su-Woon Departament Monitorujący Łowców.

Woo Jin-Chul przyjrzał się się grupie przed sobą.

Opis na papierze nie oddawała... wad tej grupy.

I co najciekawsze nie było pośród nich Yoo Jin-Ho ani Sung Jin-Woo.

Czyżby ta dwójka weszła sama do podziemia?

Wyjaśniałoby to taki a nie inny dobór grupy, nie potrzebowali silnych łowców a ludzi mogących zapełnić luki.

Ale dlaczego razem z Sung Jin-Woo do podziemia wszedł łowca rangi D Yoo Jin-Ho?

Dlaczego w ogóle był tutaj?

- Chcielibyśmy porozmawiać z łowcami Sung Jin-Woo oraz Yoo Jin-Ho, ale jak widzę rajd się jeszcze nie skończył.

- Nic złego nie robimy. - Zauważył ponuro mężczyzna palący papierosa.

- Nie robicie nic złego. - Zgodził się spokojnie Woo Jin-Chul.

W teorii do podziemia mógł wejść każdy kto uzyskał licencję, a jeśli grupa wyglądała tak, cóż... to nie było przestępstwo mieć problemy ze zdrowiem czy nałogi (zależy jakie).

Gdyby jednak dwójka łowców wchodząca do podziemia samemu zginęła tam i okazało się że pozostała grupa była na zewnątrz jako uzupełnienie miejsc i brali za to pieniądze... Cóż istniał na to paragraf.

Jednak samo płacenie łowcom za dołączanie do grup prywatnych w celu wypełniania wymaganych miejsc nie była zabroniona. To była transakcja która była częsta w świecie łowców i zabronienie jej mogłoby uderzyć w grupy prywatne, samotnych strzelców i osłabić rynek przedmiotów wydobywanych z podziemi. Przynajmniej na jakiś czas.

I jeszcze bardziej zniechęcić łowców do Stowarzyszenia.

Zabronienie tego przyniosło by zbyt wielki bałagan.

Brama zaczęła falować i w końcu wyszło z niej dwóch łowców z czego ten niosący plecak z zaopatrzeniem był wyraźnie bardziej zmęczony, ale nie nosił na sobie śladów żadnych walk w przeciwieństwie do kilku niewielkich zadrapań jakie miał Sung Jin-Woo.

- Hej, brachu to podziemie udało nam się wyczyścić najszybciej. Niecałe dwadzieścia minut!

- Rzeczywiście godne pogratulowania. - Przyznał grzecznie Woo Jin-Chul ściągając okulary i patrząc na nich uważnie.

Yoo Jin-Ho widząc ich zrobił się śmiertelnie blady i przełknął ślinę patrząc na Sung Jin-Woo.

Łowca Sung był wyraźnie spokojniejszy chociaż również wydawał się zaskoczony obecnością agentów.

- Witam łowco Sung, łowco Yoo.

- Inspektor Woo. - Przywitał się grzecznie Jin-Woo. - Um, nie chce zabrzmieć niegrzecznie, ale co pana tutaj sprowadza.

- Chciałem z tobą porozmawiać. - Przyznał spokojnie agent. - To... co tutaj robicie nie jest nielegalne. Ale jest na pewno niespotykane.

- Dobrze. - Przyznał zaskoczony Jin-Woo kiwając głową Jin-Ho.

Podczas gdy Jin-Ho będąc wyraźnie poddenerwowany rozmawiał z zastępcom Jin-Chula. Agent odszedł na bok a Jin-Woo aby móc spokojnie porozmawiać.

- Przepraszam za najście, jako że nie mam ku temu żadnych poważnych podstaw. - Zaczął spokojnie agent. - Widząc jednak opis rajdów w których bierzesz udział, doboru grupy i ich częstotliwości... prędzej czy później w Stowarzyszeniu ktoś by się tym zainteresował.

Jin-Woo przejechał dłonią po twarzy sfrustrowany.

Oczywiście Jin-Ho przyjmował każdego dzięki czemu zapewne w papierach Stowarzyszenia ta dziwna zgraja do rajdu została odnotowana.

Czemu nie pomyślał o tym dłużej gdy ich zobaczył dziś rano?!

- Jak mówiłem już członkom rajdu, nie robicie nic złego. Dopóki nikt nie zginie podczas czyszczenia podziemi. Ale tak się zapewne nie stanie więc nie widzę problemów. Chciałem cię jednak uczulić że Stowarzyszenie wie więcej i widzi więcej niż może ci się wydawać. Nie zachęcam cię w żadnym razie do okłamywania nas, bo to miałoby swoje poważne konsekwencję. Byłem ciekaw czemu stworzyłeś taką grupę i czemu Yoo Jin-Ho akurat jako jedyny ci towarzyszy. Ale to nie jest mój zakres kompetencji a jedynie wasze prywatne sprawy i nie mam prawa się w nie wtrącać.

Jin-Woo kiwał głową słuchając inspektora i zastawiając się czy świat go kocha czy może jednak faktycznie nienawidzi.

Stowarzyszenie tak żałośnie szybko odkryło dziwne rajdy jakie mieli odbyć Jin-Woo i Jin-Ho, głównie przez brak ostrożności drugiego z nich. Niemniej jednak Jin-Woo tez przegapił fakt że Stowarzyszenie ma wgląd w to co robią łowcy.

Z kim uczestniczy na rajdach, kiedy, ile razy dziennie. Wszystko.

Wcześniej jako śmieciowy łowca rangi E nie myślał o tym bo dostawał od Stowarzyszenia zlecania na czyszczenie podziemie E i D i na tym to wszystko się kończyło. Wtedy nie było zapisywania się na listę, minimalnej liczby osób. Chociaż i tak zapewne nawet wtedy Stowarzyszenia zapisywało do jakiego łowcy dzwoni wysyłając go na rajd, kiedy i gdzie.

Do tej pory nie myślał wiele o roli Stowarzyszenia w życiu łowców. I o tym jak głęboko sięgają ich kompetencję oraz jak wiele oczu mają wokół.

Teraz jednak zaczął rozumieć czemu nie na darmo mówiono czasami że prezes Stowarzyszenia jest jedną z najpotężniejszych osób w kraju.

- Prezes Stowarzyszenia jako jedyny wie o twojej sytuacji, ponieważ nie mogłem go nie poinformować o całej sprawię. Zezwolił mi jednak po prostu cię obserwować i pozwolić ci na razie działać tak jak chcesz. Pamiętaj jednak że moje milczenie nie czyni cię bezkarnym.

- Rozumiem. - Kiwnął poważnie głową Jin-Woo. - Nie zamierzam nadużywać... pana cierpliwości. I jeszcze raz dziękuję.

- Będę cię obserwował, ale nie dyszał ci w kark. To tyle. Dziękuję za poświęcony mi czas łowco Sung i przepraszam za najście.

Gdy agenci już wsiedli do auta Jin-Ho podszedł pośpiesznie do Jin-Woo i zapytał.

- O co chodziło?

- To... Nic. Zostałem ostrzeżony i... sam nie wiem. W każdym razie zainteresował się naszymi rajdami ze względu na grupę jako dobrałeś.

- To ma znaczenie? - Zmartwił się Jin-Ho.

- Uczennica, kontuzjowany, alkoholik, gość tak gruby że ledwie zmieniłby się do autobusu... Oni widzą przecież kto bierze udział w rajdach.

- Och. - W oczach Jin-Ho zaczął błyszczeć strach. - Czyli musimy...

- Nie. Inspektor powiedział... że zachowa to dla siebie. Jedynie prezes Stowarzyszenia i inspektor wiedzą... że nie mam rangi E.

- I nikomu nie powiedzą? - Spytał nieco zaskoczony Jin-Ho.

- Póki nie zacznę łamać prawa.

Inspektor był najwyraźniej nim zainteresowany.

Nie.

Był zainteresowany jego działaniami.

Nie nim.

To duża różnica.

Czuł jak policzki zaczynają go piec.

Czemu ten człowiek musi być pieprzonym uosobieniem ideału i ciągle się wokół niego kręcić?!

***

Okazało się że nie tylko Stowarzyszenie zainteresowało się rajdami Jin-Woo.

Trzeciego dnia rajdów w Gildii Białego Tygrysa zawrzało.

Szef Drugiego Wydziału Zarządzania, Ahn Sang-Min, miał istne urwanie głowy już od samego rana.

- Więc po prostu wydaj więcej pieniędzy na rezerwację! Czy naszej Gildii brakuje pieniędzy lub siły roboczej? W czym dokładnie jest problem?! Szkolenie nowych rekrutów już jutro! A my nie mam gdzie ich szkolić!

Na krzyki Ahn Sang-Mina cały Drugi Dział Zarządzania zamilkł, jak na pogrzebie. Minęło trochę czasu, odkąd Ahn Sang-Min był tak zły.

Gildia Białego Tygrysa nie była byle jaką zgrają idiotów. A przynajmniej nie powinna być! A więc czemu jego ludzie mieli problem z zarezerwowaniem głupiej bramy kategorii C?!

Była to jedna z 5 najlepszych gildii Korei Południowej.

Jego pracownicy musieli być odpowiednio wykwalifikowani. Zastępca Hyun Gee-Chul był również dobrym pracownikiem, który do tej pory nigdy nie popełnił błędu. I pomyśleć, że taki człowiek nie mógłby nawet zarezerwować Bramy na szkolenie nowych rekrutów!

- Szefie spójrz na to...

Zastępca Hyun Gee-Chul oddał szefowi teczkę wyglądając na gotowego do rwania sobie włosów z głowy, podczas gdy ten drugi wyglądał na gotowego do popełnienia morderstwa.

- 200 Milionów i 5 tysięcy?! Ktoś wydał 200 005 000 Won by nabyć prawa do wyczyszczenia podziemi kategorii C!? (682 786 PLN)

Ahn Sang-Min spojrzał z niedowierzaniem na podane mu papiery.

Całkowie zabrakło mu słów. Maksymalna kwota zysku, jaką można zarobić na bramce kategorii C, wynosiła 200 milionów. Użycie tej samej kwoty...

A właściwie nawet o pięć tysięcy więcej było głupotą.

- Ich pierwotna oferta wynosiła około siedemdziesięciu milionów. Ale kiedy przelicytowałem ich do stu milionów, ci dranie podnieśli swoją ofertę do dwustu.

W Gildii Białego Tygrysa domyślna maksymalna suma do rezerwowania bram kategorii C wynosiła 100 milionów właśnie. Jeśli to, co powiedział, było prawdą, to nie on zawinił.

- Ostatnio pewna drużyna zaczęła wykopywać prawa do wszystkich podziemi kategorii C, jakie się tylko pojawiają.

Palce Ahn Sang-Mina zaczęły skakać po klawiaturze. Wyniki wyszukiwania natychmiast pojawiły się na ekranie. Jak powiedział Gee-Chul, pozwolenia na rajdy na wszystkie bramy kategorii C w okolicy były wykupywane z niesamowitą szybkością i za bardzo nierozsądną cenę.

Początkowo sądził że może to był sposób jakiejś innej gildii na sabotowanie ich. Ale żadna gildia nie byłaby na tyle szalona żeby tracić pieniądze tylko po to by ich sabotować.

Zresztą nie byłoby gildii na tyle głupiej żeby rozpoczynać spór z gildią Białego Tygrysa.

Nawet Łowcy czy Żniwiarze by tego nie zrobili.

Ale dodatkowo bardzo szybko okazało się że była to grupa prywatna.

- Szef tej grupy to Yoo Jin-Ho. Nigdy o nim nie słyszałem.

- Z tego co wiem to młodszy syn, tego prezesa firmy co handluje nieruchomościami. Wygląda na to że wykupuje bramy za pomocą pieniędzy ojca. - Stwierdził pomocnie Hyun Gee-Chul.

- No dobra. Ale to nadal wyrzucanie kasy w błoto. Słaby z niego będzie prezes.

Po chwili przeszukiwania listy uczestników rajdu wzrok Ahn Sang-Mina zatrzymał się na jednym z uczestników którego nazwisko wydawało mu się dziwnie znajome.

- Gee-Chul jak nazywał się ten ocalały z masakry dwa lub trzy miesiące temu?

- Och... Z tego co pamiętam... Sung Jin-Woo.

Najpierw przetrwał podwójne podziemie a teraz tak po prostu bawił się w podziemiach kategorii C? Coś tutaj było nie tak.

- Nie ważne czym się teraz zajmujecie, macie przerwać i znaleźć mi wszystko co się da na temat łowców Sung Jin-Woo i Yoo Jin-Ho.

Szybkość reakcji pracowników na to nagłe zadanie mogła zaskoczyć. Nie bez powodu nazywano ich elitami. Jeden po drugim raporty szybko pojawiły się przed Ahn Sang-Minem.

Szczerze mówiąc, w Yoo Jin-Ho nie było nic szczególnego. Był drugim synem prezesa Yoo Jin Construction, ale poza tym nie było w nim nic szczególnego.

Sung Jin-Woo był inny.

- Więc wliczając w to incydent z podwójnym podziemiem był zamieszany w aż trzy takie incydenty w dość krótkim czasie.

Sung Jin-Woo i Yoo Jin-Ho spotkali się podczas pierwszego rajdu Yoo Jin-Ho i byli jedynymi, którzy przeżyli.

Trzeci był związany z morderstwem inspektora Stowarzyszenia.

A teraz para utworzyła drużynę i pokonywała 2-3 podziemia dziennie. To była niewyobrażalna prędkość.

– Jak myślisz, co oni robią?

Jin-Ho miał powiązania z firmą Yoo Jin.

Krążyły już od jakiegoś czasu plotki że prezes tej formy kontaktuje się z uzdolnionymi łowcami i zbiera drużynę by stworzyć gildię.

Ahn Sang-Mina pojawiały się coraz to nowsze kawałki układanki.

- Ten sukinsyn przeszedł powtórne przebudzenie!

Hyun Gee-Chul popatrzył szeroko otwartymi oczami na swojego szefa.

Łowca rangi E był tylko trochę silniejszy od zwykłego człowieka. Jeśli zdarzył się wypadek, prawie wszyscy byli uznawani za martwych. Ale Sung Jin-Woo przeszedł wiele incydentów, w których jego koledzy, najczęściej będąc silniejszymi od niego zginęli podczas gdy on wychodził z nich bez obrażeń.

Mógłby mieć szczęście razu, góra dwa.

Ale nie aż trzy.

Zwłaszcza nie w przypadku tego trzeciego.

Incydent, w którym łowca z Departamentu Nadzoru Kang Tae-Shik dopuścił się morderstwa na zlecenie a potem morderstwa świadków był inny. Z zapisów wynikało, że mag rangi C i medyk rangi B połączyli siły, by pokonać Kanga.

Gdyby Kang Taeshik nie był kretynem, najpierw spróbowałby zająć się tym z najwyższą rangą, najsilniejsza była medyczka z rangą B. To dawało aż dwa powody do eliminacji jej. Nie tylko chodziło o rangę ale też o możliwość wzmacniania i leczenia jaką posiadała.

– Według reportu mag rangi C pokonał Kanga. Co za bzdura.

Łowcy klasy maga byli słabi w porównaniu z łowcami walczącymi w zwarciu, a wśród nich ich najgorszy możliwy pojedynek byłby przeciwko klasie asasyna. Być może Kang Tae-Shik mógł arogancko zignorować obecność Uzdrowiciela rangi B, ale jest mało prawdopodobne, by trzyletni weteran Stowarzyszenia popełnił taki błąd.

To nie Song Chi-Yul powstrzymał tego dnia agenta Stowarzyszenia.

Nie miał solidnego dowodu, ale Ahn Sang-Min był pewien swojej teorii.

Sung Jin-Woo przeszedł powtórne przebudzenie i stał się wysokiej rangi łowcom. Yoo Jin-Ho był świadkiem jego mocy w ich rajdzie i postanowił go przetestować, aby umieścić go w Gildii swojego ojca. Wszystko ułożyło się na swoim miejscu.

Jeśli pokonał Kang Tae-Shika mającego rangę B, to jest ranga musi być powyżej.

Teraz pytanie tylko czy nikt już tego nie odkrył?

Możliwe że ojciec Yoo Jin-Ho wiedział. Ale jeśli tak było to trzymałby ten sekret blisko siebie, w końcu od tego zależało powodzenie utworzenia przez niego gildii.

Stowarzyszenie?

Ci goście wiedzieli znacznie więcej niż jakakolwiek gildia. Więcej niż Biały Tygrys czy nawet Łowcy.

Nie dawało mu również spokoju czemu doświadczeni agenci ze Stowarzyszenia tak łatwo dali się nabrać na bajeczkę o śmierci Kanga.

Wchodząc na stronę Stowarzyszenia z konta reprezentującego gildię Białego Tygrysa Sang-Min sprawdził kto prowadził śledztwo w tej sprawie.

Nie będąc bardzo zaskoczony zobaczył nazwisko Głównego Inspektora Departamentu Monitorowania Łowców Woo Jin-Chula.

Wiedział o tym człowieku więcej niż przeciętny cywil.

Zwykle opinia publiczna i media interesowały się łowcami z topowych gildii, pisząc na temat ich życia i kariery. Łowcami w Stowarzyszeniu nikt się nie interesował, nie ważne jak silni byli. Łowcy rang A czy B działający w Stowarzyszeniu byli anonimowi. Praca tam nie dawała im słaby czy ogromnych bogactw, nie czyścili co kilka dni silnych podziemi przyciągając tym uwagę mediów.

Ahn Sang-Min nigdy nie spotkał Głównego Inspektora, ale największe gildie współpracujące często ze Stowarzyszeniem sporo o nim wiedziały. W końcu był szefem Departamentu zajmującego się łowcami,współpracą z nimi i opieką. Dodatkowo Woo Jin-Chul był bardzo silnym łowcom rangi A o którego zażarcie walczyłaby gildia Białego Tygrysa gdyby ten mężczyzna był kiedykolwiek zainteresowany dołączeniem do gildii.

Ale nie był. Nigdy.

Szef Gildii Białego Tygrysa wypowiadał się kilka razy o tym człowieku z dużym szacunkiem.

Wiadomym było też że był on praktycznie cieniem Prezesa Stowarzyszenia Go Gun-Hee i prezes bardzo cenił sobie jego rady i opinie.

Absurdalnym wydawało się że ktoś taki tak po prostu uwierzy w to że Kanga, swojego podwładnego którego umiejętności powinien znać, pokonali mag i medyk.

Dodatkowo musiał też wiedzieć o incydencie z Hwang Dong-Sukiem będącym młodszym bratem łowcy rangi S.

Nie chciało mu się wierzyć że Inspektor Woo dałby się nabrać jak dziecko.

Bardzo prawdopodobnym było że jednak połączył kropki, ale milczał i pozwalał Sungowi na razie się nie wychylać.

A jeśli tak było... To Sung mógł mieć rangę A lub nawet wyżej i zawarł jakieś porozumienie ze Stowarzyszeniem.

Cholera!

Ta pusta plama w informacji bardzo mu przeszkadzała, ale nie miał jak jej zapełnić.

Ale mógł działać bez tych informacji.

Teraz ich priorytetem będzie pozyskanie Sung Jin-Woo, zanim zrobią to inne Gildie, bądź nawet Stowarzyszenie jeśli się nim zainteresowało tak jak sądził Ahn Sang-Min. Rywalizacja stałaby się zacięta po ponownym teście Sunga. Nawet gdyby mężczyzna nie okazał się tak wysoko w rankingu, nie miałoby to znaczenia. Ponieważ ich liczba na całym świecie była niewiarygodnie mała, Przebudzony Łowca byłby głównym celem prasy. Już samo to uczyniłoby mężczyznę niesamowitym źródłem siły reklamowej, której nie można kupić za pieniądze.

Możliwe że właśnie to zwęszyło Stowarzyszenie, które ostatnimi czasy zaczyna tracić na znaczeniu i posłuchu.

W końcu będą potrzebowali nowych silnych łowców.

A niewielu było chętnych do nich dołączyć porzucając ogromne pieniądze i sławę.

- Nie mamy czasu do stracenia.

Ahn Sang-Min chwycił płaszcz na krześle.

– Gee-Chul chodźmy.

Hyun Gee-Chul był zaskoczony działaniami swojego szefa.

- Dokąd?

- Na zwiady.

- Och? Dobrze już idę.

Ahn Sang-Min szybko odwrócił się do wyjścia. Hyun Gee-Chul podążył za nim z przechyloną głową.

Odkąd został szefem 2 lata temu, był to pierwszy raz, kiedy Ahn Sang-Min wyszedł bezpośrednio na rekrutację.

***

Wbijanie poziomów w bramach rangi C naprawdę było opłacalne. Prócz poziomów udało mu się pozyskać kilka fajnych umiejętności, a także wzmocnić te już posiadane.

ALARM

[UMIEJĘTNOŚĆ: CELNY ATAK LV.1] ZOSTAŁA NABYTA. (AKTYWNA)

70 MANY

DOTYCZY WYŁĄCZNIE SZTYLETÓW

- ZNASZ SIĘ NA WŁADANIU SZTYETEM. TWOJE ATAKI W PUNKTY WITALNE PRZECIWNIKÓW BĘDA ZADAWAŁY KRYTYCZNE OBRAŻENIA.

ALARM

[UMIEJĘTNOŚĆ ZAAWANSOWANE WŁADANIE SZTYLETEM LV.1] ZOSTAŁA NABYTA (PASYWNA)

DOTYCZY WYŁĄCZNIE SZTYLETÓW

- PRZEZ DŁUGI CZAS POSŁUGIWAŁEŚ SIĘ SZTYLETEM. W EFEKCIE CZEGO TWOJE RUCHY BĘDĄ ZNACZNIE PEWNIEJSZE

- TWOJE ATAKI SZTYLETEM BĘDA ZADAWAŁY DODATKOWO 33% OBRAŻEŃ.

ALARM

[UMIEJĘTNOŚĆ: SPRINT] OSIĄGNĘŁA NOWY POZIOM

Pod koniec czyszczenia kolejnego podziemia stało się jednak coś interesującego.

Po informacji o nowym poziomie nastąpiła kolejna.

ALARM

[ZDOBYŁEŚ NOWY POZIOM]

ALARM

[GRACZ] OSIĄGNĄŁ WYMAGANY POZIOM.

NOWE ZADANIE

POJAWIŁO SIĘ NOWE ZADANIE:

[ZMIANA PROFESJI]

PRZYJMUJESZ ZADANIE?

[TAK] [NIE]

Zmiana profesji?

Coś ciekawego.

Jak do tej pory w rubryce „profesja" widniało słowo brak.

Widać jednak że teraz był wystarczająco silny i system dał mu zadanie mogące jaką profesję nabyć.

Nie był jednak pewien co system miał na myśli poprzez z „profesję".

Nie mniej jednak to powinno być ciekawe.

Przyjmie każda możliwość stania się silniejszym.

***

Ktoś w końcu zainteresował się nim i połączył kropki.

Ktoś nie będący grzesznie gorącym inspektorem ze Stowarzyszenia.

Jakiś gość z gildii Białego Tygrysa wydawał się być świadomym że Jin-Woo jest silnym łowcom i poprosił go o rozmowę w kawiarni.

Na początku Jin-Woo pomyślał że mogło chodzić o coś zwianego z podwójny podziemiem, bo to właśnie Gildia Białego Tygrysa razem z pracownikami Stowarzyszenia go znaleźli.

Ale minęły zbyt dużo czasu. Więc Jin-Woo założył że to właśnie o to chodziło.

Kawiarnia zaproponowana przez mężczyznę była tą samą kawiarnią w której spotkał się z Jin-Ho.

A to mogło oznaczać że ten człowiek wiedział gdzie Jin-Woo mieszka.

Poszedł tam tylko po to żeby wybić mu wszelkie durne pomysły z głowy.

Nawet strona internetowa Stowarzyszenia nie zawierała adresu domowego łowcy, a jedynie jego nazwisko i rangę. Pojedynczy Łowca mógł zdecydować się na dodanie dodatkowych informacji do swojego profilu, ale Jin-Woo nie było jedną z tych osób. Więc jeśli znali jego miejsce zamieszkania, musieli przeprowadzić w jego sprawie dokładne śledztwo.

A to mu się wybitnie nie podobało.

- Łowcy, Żniwiarze, Rycerz, Sławy i my – Biały Tygrys. Musiałeś słyszeć o nas chociaż raz.

Ahn Sang-Min wymienił 5 najlepszych gildii Korei Południowej. Wśród nich numerem jeden byli „Łowcy". Jednak nie zawsze tak było. Pierwotnie gildią numer jeden w Korei byli „Żniwiarze", ale niektórzy członkowie Żniwiarzy, odeszli z Gildii i utworzyli własną „Biały Tygrys", w wyniku czego „Łowcy" zajęli pierwsze miejsce. I podobnie jak uczeń przewyższający mistrza, Biały Tygrys już jako Gildia przewyższał Żniwiarzy stając się numerem dwa podczas gdy Żniwiarze ze szczytu podium spadli na trzecie miejsce.

Przewracając oczami Jin-Woo odpowiedział.

- Jestem osobą, która nadzoruje rekrutację i zarządzanie nowymi Łowcami dla jednej z pięciu najlepszych Gildii. Nazywam się Ahn Sang-Min, szef Drugiego Wydziału Zarządzania.

Inni Łowcy pochyliliby głowy pod kątem 90 stopni, zanim nawet otrzymali wizytówkę. O ile nie byłeś łowcom rangi S lub nie stałeś na szczycie rankingu A, Gildia Białego Tygrysa była obiektem wielkiego pożądania dla większości Łowców. Prawdę mówiąc, Ahn Sang-Min liczył na taką reakcję Jin-Woo, ale się rozczarował. Jakby nie był pod wrażeniem, Jin-Woo spokojnie zadał pytanie, po które przyszedł:

- Dlaczego osoba pracująca dla Białego Tygrysa zaczęła mnie naświetlać?

Pomyśleć że po usłyszeniu o gildii Białego Tygrysa będzie brzmiał na niezadowolonego.

Momentalnie zdał sobie sprawę że rekrutacja Jin-Woo nie będzie łatwym zadaniem. Jednak to sprawiło, że jeszcze bardziej pragnął przeciągnąć łowcę na ich stronę. Rekrut z duchem walki nie był złą rzeczą.

- Przejdę do rzeczy, nie chce marnować twojego czasu.

W porę Jin-Woo ugryzł się w język zanim zdążył zauważyć że już to robi.

- Chcemy cię zatrudnić. Przebijemy twoją obecną pensję dwukrotnie.

Jin-Woo nadal był spokojny, tylko głównie dlatego że nie wyczuł od mężczyzny żadnych złych zamiarów. Wyglądało na to że widział w Jin-Woo po prostu kolejnego rekruta.

Jakby chcąc go do siebie przekonać mężczyzna ujawnił jeszcze kilka faktów.

- To może być ściśle tajna informacja, ale doskonale zdajemy sobie sprawę z planów przewodniczącego Yoo Myung-Hana, aby stworzyć nową Gildię.

Jin-Woo ani nie potwierdził, ani nie zaprzeczył. Ahn Sang-Min kontynuował:

- A kiedy zauważyliśmy, że Yoo Jin-Ho, syn tego człowieka, i ty nawiązaliście kontakt, byliśmy w stanie wyciągnąć wnioski. Łowco Sung jesteś powtórnie przebudzonym łowcom, a Yoo Jin Construction chciał, żebyś dołączył do ich Gildii.

Zgodnie z oczekiwaniami, Ahn Sang-Min myślał, że jest Przebudzonym Łowcą.

Nie zamierzał wyprowadzać go z błędu.

Ahn Sang-Min szybko dodał:

Mieliśmy nadzieję, że porozmawiamy z tobą, zanim podpiszesz oficjalny kontrakt z Yoo Jin. Dlatego właśnie tak niespodziewanie skontaktowaliśmy się z tobą. Jeszcze raz przepraszamy za naszą niegrzeczność.

- W porządku.

Byłoby inaczej, gdyby przyszli do niego ze złymi zamiarami, ale teraz, kiedy tak przepraszali, nie było potrzeby, by Jin-Woo był zły.

Nie wiedział jednak jak poradzić sobie z tą cała sytuacją.

Gildia Białego Tygrysa była jedną z pięciu najsilniejszych gildii w kraju. Właściwie była na drugim miejscu. Wybór nie byłby taki zły.

Ale nie chciał na razie wstępować do gildii.

Gdy osiągnie już poziom łowcy rangi S i zrobi to całe tajemnicze zadanie związane ze zmianą profesji, chociaż poprawniej byłoby chyba określić ze zdobycie profesji, to może pomyśli o dołączeniu do jakieś gildii.

Teraz na razie przechodził podziemia rangi C. Ale kiedyś uda mu się przechodzić podziemia rang B lub A.

Z drugiej strony, gdyby mógł samodzielnie czyścić podziemia...

Dochód z podziemi wysokiej kategorii przerastał wyobrażenia. Czyszczenie takich podziemi pozwoliło wielkim gildiom urosnąć do poziomu wielkich korporacji. Jeśli wziąć pod uwagę wysokiej jakości magiczne rdzenie, zwłoki magicznych bestii, minerały, kamienie runiczne i artefakty, interesy związane z Łowcami przynosiły astronomiczne pieniądze. Jeśli mógł utrzymać monopol na wszystkie dochody z podziemi skoro byłby w stanie sam je czyścić, to czy był jakiś powód, dla którego powinien wstąpić do Gildii?

A dopóki awansował ten scenariusz nie był nie możliwy.

Dodatkowo nie wiedział o ile silniejszy stanie się po zmianie profesji.

Chyba właśnie, tak rozmyślając wykombinował sposób jak pozbyć się tego gościa ze swoich pleców.

- Powiedziałeś że moja pensja zostanie podwojona?

- Tak. A jeśli uznamy że cena jest niewystarczająca do twoich umiejętności to chętnie możemy ją podnieść.

- Więc jaka jest wartość siedzimy gildii Białego Tygrysa? - Spytał od niechcenia Jin-Woo.

Ahn Sang-Min zamarł na sekundę.

Czy on kwestionował finansową siłę ich gildii?

Cóż, nie było powodu do paniki. Była to okazja do pochwalenia się Gildią. Nie było potrzeby ukrywania ani trzymania języka za zębami. Ahn Sang-Min był raczej zadowolony z tej okazji.

- Szacowana wartość to około pięćdziesiąt miliardów. Nie wykorzystujemy całego budynku, ale akt jest naszą własnością.

Ahn Sang-Min mówił z dumą. W przeszłości wynajmowali swoje biuro w budynku, ale kiedy Gildia umocniła swoją pozycję w kraju, natychmiast kupili cały budynek. Osiągnięcie tego zajęło im rok. Było to świadectwo tego, ile zarabiały duże gildie. Ahn Sang-Min był gotowy do szczegółowego omówienia finansów i dochodów Białego Tyrgysa, ale zamarł, gdy Jin-Woo przemówił.

- Sześćdziesiąt miliardów.

Ten budynek, czy mógłbyś mi go dać? Ile jest wart,hm?

- Przepraszam, ale że co?

Oczy Ahn Sang-Min były szeroko otwarte. Zwątpił w swój słuch i zapytał:

- Co masz na myli? Ym... Około 50 miliardów.

Jin-Woo wyjaśnił spokojnie o co mu chodzi.

- Yoo Jin obiecał mi budynek wart trzydzieści miliardów. Chociaż nie jest to do końca podwójne, z przyjemnością przyjmę cenę pięćdziesięciu miliardów w postaci budynku Białego Tygrysa.

– Trzydzieści miliardów?

Kariera łowcy Sung Jin-Woo trwała 4 lata, ale to był łowca rangi E. Do niedawna nie zrobił nic szczególnego, co oznacza, że jego Przebudzenie musiało mieć miejsce niedawno. Jaką więc moc wykazał ten człowiek, że Yoo Myung-Han, człowiek znany ze swojej przenikliwości biznesowej, zaoferowałby mu 30 miliardów wonów?I To jeszcze przed zakończeniem testowania go.

Może blefuje i chce po prostu sztucznie napompować swoją wartość aby Biały Tygrys więcej mu zaoferował.

Była pora obiadu i kawiarnia była prawie pusta. Jin-Woo celowo ustawiło głośność na najwyższe ustawienie.

– Jin-Ho, pozwól, że cię o coś zapytam.

- Cześć bracie. Oczywiście, pytaj.

Jin-Ho? Jak w Yoo Jin-Ho? Ahn Sang-Min przełknął ślinę.

Czy planuje wydać go do Yoo Jin-Ho?

Ale jego domysły się nie sprawdziły. Zamiast tego Jin-Woo poruszył inny temat,

- Ten budynek który mi obiecałeś. Możesz mi przypomnieć jaka jest jego wartość?

- Obecne szacunki mówią o trzydziestu miliardach, ale kiedy założymy tam naszą Gildię, wartość z pewnością znacznie wzrośnie, ale na to będzie trzeba nieco poczekać aż gildia się ustabilizuje. Ach to tak! Potrzebujesz kopii naszej umowy? Mam ci ją przesłać faksem?

- Nie, jest okej. Dziękuję ci. Trzymaj się.

Po tym, jak Jin-Woo zakończył rozmowę, zauważył, że wyraz twarzy Ahn Sang-Min całkowicie się zmienił. Oczy mężczyzny lekko drżały.

Jeszcze zanim założyli Gildię, Yoo Jin Construction obiecało mu trzydzieści miliardów jako opłatę kontraktową? I pełen szacunku sposób, w jaki zwracał się do niego syn prezesa...

Był aż tak silny?!

Czy możliwe że ma rangę...?!

Ale gdyby tak było to dlaczego ograniczałby się do bram rangi C?!

Czy jest jakiś konkretny powód?!

Jeśli tak to jaki.

- Um... złożenie takiej oferty wykracza poza moje kompetencję. Jeśli dasz mi trochę czasu, to mogę porozmawiać z szefostwem.

Czyżby spaprał sprawę?

Gdyby tylko poznał wcześniej szczegóły umowy i lepiej się przygotował do rozmowy.

Był zły na siebie, że pośpieszył się z tym wszystkim. Był oślepiony perspektywą wielkiej wygranej i poruszał się zbyt niedbale.

Musiał to wszystko zgłosić Mistrzowi Gildii.

Gdyby Jin-Woo był łowcom wartym 30 miliardów dla przewodniczącego Yoo Myung-Hana, mógłby być wart 50, a może nawet 100 miliardów. Nie było za późno.

Jin-Woo kręcąc lekko głową stwierdził.

- Nie ma potrzeby. Nie ważne ile mi zaproponujecie. Nie zgodzę się. Ach... No tak. Skąd zdobyłeś informacje na mój temat?

Na jego oczach siedzący jeszcze chwilę temu tak po prostu Sung Jin-Woo rozpłynął się w powietrzu. Zniknął. Jakby nigdy go tam nie było.

Ahn Sang-Min od razu rozpoznał te rzadką potężną umiejętność.

Ukrycie!

- Nie odwracaj się. - Poradził mu cicho Jin-Woo, a jego głos dobiegał zza pleców Sang-Mina.

Teraz rozumiał taką a nie inną ofertę wysuniętą przez Yoo Jin która wcale go już nie dziwiła.

- To był przypadek. - Przyznał z sercem w gardle Sang-Min. - Jeden z pracowników w naszym biurze zauważył, że ktoś szybko czyści podziemia kategorii C postanowiliśmy to zbadać. Ostatnio miały miejsce trzy incydent. Brałeś udział we wszystkich. Tylko ktoś po ponownym przebudzeniu mógłby przetrwać coś takiego. Zwłaszcza ten ostatni. Yoo Jin-Ho musiał zobaczyć na co cię stać i postanowił podjąć z tobą współpracę. Łącząc wszystkie kropki wszystko zaczęło nabierać sensu. I tak oto zmierźliśmy się tutaj.

Jin-Woo zacisnął usta zirytowany. Niekoniecznie na mężczyznę przed sobą, bo on w sumie nie zrobił naprawdę nic złego.

Po prostu wykonywał swoją pracę.

Był po prostu zły. Nie koniecznie nawet na siebie.

Najpierw Stowarzyszenie potem ten gość z Białego Tygrysa.

W Stowarzyszeniu jednak wiedział tylko główny inspektor Woo oraz najwyraźniej sam pieprzony prezes. Niemniej tylko dwie osoby i na razie po prostu go obserwowali.

Możliwe że w końcu strącą cierpliwość i będą chcieli aby skończył się ukrywać.

Ale jak na razie nie wykazywali niczego takiego.

Teraz musiał tylko sprawdzić ile osób w gildii Białego Tygrysa wiedziało o nim.

Jak się okazuje dość łatwo jest połączyć całą historie w całość jeśli ma się wystarczająco dużo kawałków układanki.

Oznaczało to że a) ich szybkie czyszczenia podziemi zostało zauważone i b) możliwe że będzie musiał się pośpieszyć z wdrapaniem się do rankingu S i zakończeniem tej farsy z ukrywaniem zanim zostanie zauważony.

- Ile osób o mnie wie?

- Tylko ja i mój podwładny, ale tylko on. Reszta moich ludzi wie po prostu że zbierałem o tobie informację.

Jin-Woo skinął głową.

Tak jak sądził.

To wszystko byłoby zbyt trudne dla jednego człowieka. Śledztwo, inwigilacja i kontakt. Potępiającym dowodem był kontakt. Wezwano go zaraz po powrocie do domu.

Ktoś musiał go obserwować i dać sygnał gdy rajd dobiegł końca i zaczął wracać do domu.

Chcieli się z nim spotkać, ale nie mogli sobie pozwolić na to żeby Yoo Jin-Ho się o tym dowiedział.

Ale udało mu się potwierdzić że nie cała Gildia się nim interesowała a dwie osoby.

Szczerze mówiąc odczuł duża ulgę z tego powodu.

Łatwiej było spławić dwie osoby niż całą pieprzoną gildię która poznałaby jego sekret i gdyby bardzo chcieli go pozyskać to mogliby nawet spróbować go zaszantażować ujawnieniem tego.

Potwierdzeniem słów mężczyzny byłą jego wcześniejsza reakcja na 50 miliardów. Mężczyzna wpadł w panikę, gdy Jin-Woo podniósł kwotę, na którą nie miał prawa się zgodzić. Gdyby w grę wchodzili przełożeni Gildii, mężczyzna przynajmniej postarałby się skontaktować z nimi. I tak Jin-Woo podejrzewał, że w grę wchodził tylko mały zespół, a jak sądził, rzeczywiście były to tylko dwie osoby.

Nie chciał komplikować swojej sytuacji. Mógł nieco postraszyć Ahn Sang-Mina żeby upewnić się ze nie będzie o nim rozpowiadał i że da mu spokój.

- Jeśli mam być również szczery, to również odrzuciłem ofertę Yoo Jin.

- Co?!

- Powodem, dla którego odrzuciłem ofertę Yoo Jin, było to, że na razie nie planuję wstępu do Gildii. Nie chcę, aby wzrosła liczba osób, które o mnie wiedzą.

To, czego chciał, było proste. Nie chciał wstąpić do Gildii i nie chciał, aby jego informacje wyciekły. Ahn Sang-Min zrozumiał, o co łowcy chodziło. Była jednak jedna ciekawa rzecz,

-W-więc, dlaczego uczestniczysz z Yoo Jin-Ho w rajdach? - Spytał ostrożnie mężczyzna.

- Pomagam Yoo Jin-Ho z powodów osobistych. Był jedynym, który wiedział o moim Przebudzeniu i uważałam go za godnego zaufania przyjaciela.

Jin-Woo wypowiedział swoje następne słowa z ogromną powagą.,

- Rozumiem że mogę założyć, że jeśli wieści o mnie będą się rozprzestrzeniać to będzie to wina twojego podwładnego i twoja?

Jin-Woo wielokrotnie wychodził bez szwanku z wielu incydentów. Mówią, że to, co dzieje się w podziemiu, zostaje w podziemiu. Nikt dokładnie nie wiedział, co ten człowiek robił podczas tych incydentów.

Co więcej, ten mężczyzna może używać Ukrycia...

Ukrycie było kłopotliwą umiejętnością. Osoba ją posiadająca mogła swobodnie popełniać przestępstwa bez pozostawiania śladu. Omijał wszystkie urządzenia nadzorujące i monitorujące. Po twarzy Ahn Sang-Min spływała strużka potu.

Pomyśleć że miał takie umiejętności.

Posiadając wspaniałe umiejętności i rzadką umiejętność, Yoo-Jin zaoferowało mu 30 miliardów i teraz nie było to niczym dziwnym.

Nie są firmą która tak po prostu za coś przepłaca.

- Jestem zobowiązany do złożenia raportu swoim zwierzchnikom. Jednak wolałbym jeszcze trochę pożyć. Gee-Chul... Zadbam o to żeby jego usta pozostały zamknięte.

Szczerze mówiąc, Ahn Sang-Min był tym, który chciał poruszyć kwestię milczenia. Jin-Woo było ukrytym skarbem, którego nikt inny jeszcze nie odkrył. Ahn Sang-Min nie chciał zapraszać niepotrzebnej konkurencji poprzez rozpowszechnianie wiadomości o jego istnieniu.

Im mniej osób wiedziało, tym lepiej. Inna sprawa że nie mógł powiedzieć nawet swoim współpracownikom.

Nie chciał też ściągnąć na siebie gniewu kogoś takiego jak łowca Sung. Mężczyzna był straszny trzeba było mu to przyznać.

- Dziękuję.

Sung Jin-Woo znów pojawił się na siedzeniu przed nim jakby nigdy i z niego nie wstawał.

- Nasze działania musiały zajść za skórę twojej gildii. Niestety na razie nie możemy zaniechać naszych działań.

- To będzie problem. Bez tego nie mamy gdzie wysyłać naszych młodych łowców. Nie poślemy ich do trudniejszych podziemi.

Jin-Woo udał że się zastanawia nad rozwiązaniem tej kwestii.

- Może się jakoś dogadamy.

- Dogadamy? - Spytał zaskoczony mężczyzna.

- Odsprzedamy wam trzy zarezerwowane podziemia. Oczywiście to oferta tylko na dziś, nie możemy tak po prostu czekać. Jeśli z niej nie skorzystasz w przyszłości możecie mieć trudności z pozyskaniem podziemi kategorii C. Przynajmniej na jakiś czas oczywiście.

Bawi się w akwizytora?!

Bramy nie pojawiały się tylko w mieście. Zawsze mogli wysłać swoich łowców gdzie indziej. Wtedy jednak wkroczyliby na tereny innych gildii. A to mogłoby przysporzyć im kłopotów.

- Niech będzie. Za ile?

- Niech będzie 300 milionów (1 024 153 PLN) za sztukę. - Stwierdził po chwili Jin-Woo.

Ahn Sang-Min o mało nie zachłysnął się powietrzem słysząc stawkę.

- Ale maksymalnie można z nich wyciągnąć 200 milionów. To będą pieniądze wyrzucone w błoto! Może jednak 200 milionów! 300 to zbyt wiele.

Po chwili milczenia Jin-Woo kiwnął głową.

- Niech będzie. 3 bramy kategorii C za 600 milionów. (2 048 306 PLN)

Gdy Jin-Woo już odszedł Ahn Sang-Min siedział skamieniały starając się zrozumieć co się właśnie wydarzyło.

W końcu siedzącego tak szefa znalazł jego podwładny Hyun Gee-Chul. Obserwował kawiarnię z daleka i czekał aż łowca Sung ją opuści aby mógł porozmawiać z szefem.

- Spotkanie nie poszło dobrze?! - Spytał zmartwiony Hyun Gee-Chul widząc minę swojego szefa.

- Chyba... Chyba się trochę przeliczyliśmy. - Wykrztusił w końcu z siebie mężczyzna.

Musieli zdobyć ten skarb. Głowa Ahn Sang-Mina była wypełniona po brzegi myślami o tym, jak zdobyć łowce Sunga. Na szczęście wciąż była szansa.

***

Po wyjścia z kawiarni Jin-Woo zadzwonił do Jin-Ho z dobrymi wieściami.

- 600 milionów tak jak mówiłeś. - Ogłosił zadowolony Jin-Woo.

- Ha! Kto by pomyślał że można je za tyle odsprzedać. - Stwierdził uradowany Jin-Ho. - Kto je kupił?

- Tajemnica handlowa.

- No dobrze, nie będę naciskał. Mówił ci już ktoś kiedyś że jesteś naprawdę niesamowity?

- Nie. Sądzę że trochę mnie przeceniasz Jin-Ho.

***

Tego samego dnia po południu w biurze Ahn Sang-Mina znów była wichura.

Tym razem z trochę innego powodu.

- Szefie! Szefie! - Hyun Gee-Chul podbiegł do biurka przełożonego sapiąc.

Po chwili Ahn Sang-Min już wiedział czemu chłopak przed nim był tak wzburzony.

- Co do cholery!? Na naszym obszarze są dostępne bramy rangi C?! - Szef patrzył szeroko otwartymi oczami na mapę w pokazanym mu telefonie.

- Dodatkowo wszystkie oferty są poniżej 10 milionów. - Stwierdził żałośnie Hyun Gee-Chul.

- Czyżby.

- Yoo Jin-Ho nie rezerwował dziś niczego. I nie wygląda na to że planuje. - Chyba nas wykiwali szefie. W ogóle nie planowali dziś pracować.

Ahn Sang-Min patrzył tępo w telefon podczas gdy jego mózg się rozłączył.

Zawiódł na każdym froncie.

Ale...

Czy to oznaczało że nie bał się że Ahn ujawni jego tożsamość?

Co się tutaj do diabła stało?!

Nagle poczuł jak telefon w jego kieszeni wibruje.

Wyjmując go drżącą ręką Ahn Sang-Min spojrzał na wiadomość wysłaną z nieznanego numeru.

Tu Sung Jin-Woo. Jesteśmy kwita. Udam że nigdy nie szukałeś o mnie informacji. \

Och. A więc to o to chodziło. O danie mu nauczki. Stąd pojawił się ten blef i odsprzedanie bram po tak astronomicznej cenie.

O to chodziło z dogadaniem się.

Sprytne, bardzo sprytne. Chociaż mściwe.

Nie sądził że Sung się z nim skontaktuje. Musiał zapamiętać numer na wizytówce która mu pokazał.

Udało mu się w taki sposób zdobyć jego numer. A to już było coś.

Małymi kroczkami, takimi jak ten...

Ostatecznym celem jest rekrutacja go, nawet jeśli będzie to wyglądało tak... nieszablonowo.

Pieniądze to nie problem. To były grosze.

Chociaż szefowi się to pewnie nie spodoba.

Chapter 8: Rozdział 7

Chapter Text

W pobliżu nie było nikogo.

Był sam w środku lasu.

Dla spokoju ducha, bezpieczeństwa i wszelkich nieprzewidzianych komplikacji postanowił wybrać jak najbardziej odosobnione miejsce nie wiedząc w sumie co go czeka.

Była godzina 17:44. O tej porze nikt nie będzie wędrował. Na wszelki wypadek wybrał miejsce z dala od szlaków turystycznych.

Ubrał się w wygodne nie krępujące w żaden sposób jego ruchów dresy, nie będące jednak na tyle luźne żeby w jakikolwiek sposób mu przeszkadzały.

Czas zaczynać.

Zmiana profesji wydaje się być czymś interesującym.

Był bardzo ciekawy jakie potwory będą na niego tam czekały.

Nareszcie ta "gra" wydawała zaczynać się na dobrę.

Po prostu coś z tyłu umysłu i w sercu podpowiadało mu że to będzie krok milowy w jego dordzę do stania się łowcom rangi S.

To będzie przełom.

Po zaakceptowaniu misji ogarnęła go dziwna czarno fioletowa energia która nie była bramą, ale Jin-Woo czuł że moc która wnikała mu pod skórę działa na podobnych zasadach co bramy.

Miał zostać gdzieś przeniesiony, tak jak się tego spodziewał.

Czuł podekscytowanie i strach mieszające się ze sobą podsycając kotłujące się w jego głowie myśli.

Czy jest wystarczająco silny? Czy na to zadanie nie jest za wcześnie?

Czy głupio nie ryzykuje?

Chwilę temu, gdy szukał odpowiedniego miejsca na rozpoczęcie zadania, Jin-Woo używał swojego telefonu do przeglądania różnych wiki z grami wideo.

Jedna rzecz była wspólna dla różnych gier wideo: awans "profesji" czy "klasy" postacji, miał praktycznie zawsze, wiele wspólnego z korzyściami i nagrodami.

Oczywiście nie wszystko, co znalazł, było pozytywne. Tu i tam były posty umieszczane na różnych forach narzekające:

[Martwię się, że wybrałem złą klasę.]

[Ku***, gdybym wiedział, wybrałbym inną klasę.]

[Zepsułem swoją całą postać. Myślę, że skończyłem z tą grą.]

[Czy muszę usunąć swoją postać?]

[Gdybym wiedział że ta klasa jest taka nieprzydatna nigdy bym jej nie wybrał.]

[Ta klasa całkowicie zniszczyła mi radość z gry.]

Cóż, ale te komentarze nadal dotyczyły gier.

W grach ludzie często eksperymentowali, ryzykowali I bawili się możliwościami. Nie zawsze rozsądnie I z korzyściami dla nich. Niemniej jednak to robili.

Jin-Woo nie martwił się, jaką profesję wybierze. Do tej pory używał wyłącznie sztyletu, a nawet jego umiejętności były związane z klasą zabójcy.

Szybkość, Ukrycie, Zaawansowane Władanie Sztyletem, Celny Atak.

Ponadto jego atrybuty w dużej mierze skupiały się na sile i zwinności. Z tego powodu Jinwoo nie mógł myśleć o zdobyciu klasy innej niż Asasyn.

Nie miał zbyt wiele many czy punktów życia. Obrońca czy mag nie wchodziły w gre.

Jako wojownik jeszcze mógłby sobie poradzić. Ale to nie wykorzystywałoby całego jego potencjału jaki miał.

Tak więc asasyn był jedynym jego I najrozsądniejszym wyborem.

Cały czas o tym rozmyślając, Jin-Woo przywołał Zatruty Kieł Rasaka ze swojego ekwipunku.

Sztylet leżał w jego dłoni idealnie. Jak zawsze zresztą.

To była dość banalna obserwacja. Ale chodziło mu o to że to z bronią krótką czuł sie najlepiej.

Zresztą miał porównanie.

Walcząc przy użyciu miecza pana Kima nie czuł się tak pewnie.

Broń krótka dawała mu więcej możliwości na uniki i zróżnicowane ataki z zaskoczenia.

Jedynym minusem była niekiedy, trudność blokowania ciosów przeciwnika. Krótka klinga nie sprawdzała się do tego.

Ale coś za coś.

Gdy energia otuliła go już w całości poczuł jak jest gdzieś z jej pomocą przenoszony.

Martwił się że zostając przeniesionym w taki sposób nie będzie miał możliwości ucziecki. Ale zapewne z jego szczęściem podczas takiego zadania nie byłoby to w ogóle możliwe nawet przez zwykłą bramę.

Zawsze miał jeszcze kryształ powrotu.

[WKROCZYŁEŚ DO PODZIEMIA]

Gdy stanął już na twardym gruncie zaciskając w dłoni sztylet, spodziewając się już od samego wejścia ataku pierwszym co uderzyło w niego była głucha wszechobecna cisza.

Miejsce wyglądało jak... wnętrze jakiegoś zamku.

Przed jego oczami pojawił sie niespodziewany komunikat.

ALARM

[NIE MOŻESZ OPÓŚCIĆ PODZIEMI DOPÓKI ICH NIE WYCZYŚCISZ.]

To było do przewidzenia.

Dopiero druga wiadomość która się pojawiła zmroziła mu krew w żyłach podnosząc poziom jego zdenerwowania.

ALARM

[NA TYM OBSZARZE NIE MASZ DOSTĘPU DO MIKSTUR I SKLEPU. PO ZDOBYCIU KOLEJNEGO POZIOMU NIE ODNAWIA WARTOŚCI.]

Jin-Woo odłożył sztylet po upewnieniu się, że w pobliżu nie ma magicznych bestii.

O rany. Tego akurat ani przez chwilę sie nie spodziewał I nie wziął pod uwagę takiej możliwości.

Miało to jednak jakiś sens gdy się nad tym głębiej zastanowił.

Ponieważ było to specjalne podziemie do zmiany profesji, czy raczej jej nabycia, wydawało się, że było kilka warunków. Szczególnie niepokojący był fakt, że nie mógł się uleczyć za pomocą eliksirów lub poziomów. A z tego drugiego dość często ostatnimi czasy korzystał.

Oznaczało to że z czasem nawet niewielkie kontuzje mogą stać się problemem gdy już się nagromadzą.

Kontuzja oznaczałaby tutaj koniec. Bez możliwości wyzdrowienia musiałby uważać na każdy swój ruch.

Będzie musiał naprawdę się tutaj postarać I nie tracić czujności.

Rozejrzał się wokół siebie, ale nie dostrzegł żadnej bramy czy nawet zwykłych drzwi. Niczego takiego.

Musiał jeszcze zrozumieć trudność podziemia.

Starał się powiązać to miejsce ze swoim obecnym poziomem.

Zadanie pojawiło się gdy wbił poziom 40, ten który miał teraz.

Jaką mógł mieć teraz rangę?

Jakiś czas temu pokonał asasyna rangi B. I to dość silnego.

Musiał mieć więc już rangę A jak sądził.

Więc możliwe że taką kategorię miało to podziemie.

Nie sądził że to miejsce miało S.

Miał szczerą nadzieje że nie.

Wtedy jego sytuacja, cóż...

Prawdopodobieństwo jego śmierci drastycznie wzrastało.

Dodatkowo nie mógł tu odzyskać zdrowia.

No I oczywiście nie było wyjścia.

Tym razem ryzyko było bardzo duże. Nawet najodważniejsi łowcy wahaliby się w obliczu takiego miejsca.

Wysokie ryzyko oznaczało wysokie zyski.

Tyle nauczył się ze swoich doświadczeń. Jeśli wszystkie te warunki utrudniały zadanie, być może na koniec czekała równie wielka nagroda.

Cóż, był tylko jeden sposób, żeby się dowiedzieć.

Jin-Woo zaczął iść prostym cichym korytarzem. Nie widział jego końca, a jednocześnie nie widział ani nie wyczuwał żadnych magicznych bestii.

Była jedna różnica w tym miejscu w porównaniu do normalnych podziemi. Ściany ozdobiono pochodniami, rozmieszczonymi równomiernie dzięki czemu korytarz był nieco oświetlony. Chociaż nie można było nazwać go jasnym.

Pochodnie nie były skutecznym źródłem światła. Nawet jeśli było ich dużo, to nie wystarczyło całkowicie doświetlić ciemnego korytarza. W związku z tym migoczące światło wytwarzało tu i ówdzie wiele cieni. Połączenie cieni i ciszy stworzyło bardzo ponurą atmosferę w porównaniu z normalnym podziemiem.

Nie miał żadnyc problemów z widzeniem, więc ciemność nie była specjalnie wielkim problemem.

To, co go niepokoiło, to wpływ, jaki wywarł na nim nastrój całego tego miejsca.

Jin-Woo podszedł i zdjął najbliższą pochodnię ze ściany. Droga naprzód stała się nieco jaśniejsza.

Jin-Woo uśmiechnął się z satysfakcją. Rzucił okiem za siebie, po czym znów ruszył naprzód z pochodnią w dłoni.

Po pewnym czasie w końcu trafił na zakręt. Za rogiem wyczuł kilka obecności.

Nareszcie.

Cisza połączona z brakiem wrogów I te wszechobecne migoczące w takt ognia pochodni cienie sprawiały że na jego skórze pojawiała się gęsia skórka.

Chyba jeszcze ani razu nie czuł sie tak niepewnie w żadnym podziemiu od czasu swojego przebudzenia po tym co wydarzyło się w świątyni.

Ostrożnie upuścił pochodnię na ziemię.

W miejscu pochodni spoczywał teraz sztylet. Przez chwilę rozważał użycie „Ukrycia", aby zyskać przewagę, ale postanowił oszczędzać manę, miał wrażenie że brak eliksirów bardzo będzie mu tutaj doskwierał.

Jeśli beztrosko wyda swoją manę, może nie być w stanie użyć umiejętności w kluczowym momencie.

Jin-Woo przytulił się do ściany plecami, po czym czekał, aż wrogowie wyjdą za róg.

Kiedy szli w jego stronę, zabrzmiał metaliczny dźwięk. Dźwięk zbliżał się coraz bardziej.

Wsłuchując się w metaliczny hałas Jin-Woo starał sie go zidentyfikować.

Czyżby ich broń była połączona ze sobą łańcuchem?

Trzymał sztylet w odwróconym uchwycie i wstrzymał oddech. Nie chciał, aby słychać było jego oddech.

W końcu ich cienie zaczęły wyłaniać się zza rogu.

Mając pewność że potwory są blisko Jin-Woo starał się uderzyć w szyję.

Odgłos uderzającego metalu o metal rozbrzmiał głośno wokół niego. Jego sztylet nie przebił celu.

Zbroja?

Jin-Woo był zaskoczony. Potwierdzając tożsamość wroga, szybko wycofał się.

Człowiek?

Był to rycerz wyposażony w pełen zestaw zbroi. Nawet jego twarz była zakryta hełmem.

Rycerz zareagował na nieudany atak szarżując na Jin-Woo.

Rycerz energicznie użył swoich ramion, aby spróbować go złapać, ale Łowca z łatwością wykręcił swoje ciało, aby uniknąć ataku. Rycerz nie mógł zatrzymać pędu i pobiegł za daleko zanim się zatrzymał.

Nie do końca człowiek.

Po rozszerzeniu nieco swojego zmysłu, Jin-Woo był pewien. Serce rycerza nie biło. To była magiczna bestia, a raczej potwór, którego nigdy wcześniej nie widział. Pomyśleć, że będzie tam potwór okryty od stóp do głów w zbroje.

Ale z drugiej strony...

To było prawie tak, jakby walczył z innym człowiekiem.

Rycerz odwrócił się i wyciągnął miecz. Jak myślał Jin-Woo, nie miał zamiaru pozwolić mu odejść. Potwierdzając wzajemną wrogość, oczy Jin-Woo stały się ostrzejsze.

Zanim rycerz mógłby go dosięgnąć Jin-Woo podbiegł I ciął ostro sztyletem obserwując reakcję przeciwnika oraz obrażenia jakie w ten sposób byłby w stanie mu zadać.

Łowca z łatwością uchylał sie przed atakami które były zaskakująco wolne.

Nie był w stanie jednak wyrządzić w ten sposób żadnej krzywdy.

Pancerz był po prostu za gruby.

Mało tego, można by go prawie opisać jako śliski. Jego sztylet bezradnie ześlizgiwał się i był odbijany za każdym razem, gdy uderzał w zbroję. Rycerz machnął mieczem w linii poziomej.

Jinwoo opuścił głowę, by zrobić unik. Ostrze miecza przeszło zaledwie kilka centymetrów nad jego głową. Ponieważ jego atak był potężny, otwór powstały w ścianie po chybieniu był równie ogromny. Jin-Woo nie przegapił okazji. Nadal w zasięgu walki wręcz, Jin-Woo skupił całą siłę i dźgnął zbroję.

Sztylet przebił pancerz.

Zadziałało?

Jednak, jakby nie zadał żadnych obrażeń, rycerz zignorował wystający z boku sztylet i opuścił miecz w pionowej linii.

Jin-Woo odskoczył do tyłu zaskoczony.

Z ziemi, którą uderzył miecz, poleciały iskry.

Łowca wyprostował się po zrobieniu kilku kroków w tył. Zatruty Kieł Rasaki wciąż tkwił u boku rycerza.

Przeicwnik nie był bardzo silny.

Z powodu swojej zbroi rycerz był powolny. Mało tego, jego schemat ataku był dość prosty. Główną przeszkodą była duża defensywa jaką posiadał.

Jin-Woo podwinął rękawy.

Jeśli to twarda zbroja, przez którą ostrze nie może się przebić, to pozostawało mu jeszcze użyć gołych rąk.

Zachował spokój. Przypomniał sobie twarde łuski węża i sposób w jaki go zginótł.

Rasaka zapewne i tak był silniejszy od tego drania.

Myśląc o pierwszym bossie, z którym kiedykolwiek wygrał, Jin-Woo uśmiechnął się z nostalgią.

Rycerz, pewny swojej obrony, ponownie zaatakował.

Dodatkowo jak sie okazuje zbroja nie jest zbyt rozgarnięta.

Jin-Woo z łatwością uniknął ataku, manewrując za jego plecami i zaciskając dłonie na jego głowie.

Zaciskając zęby Jin-Woo napiął mięśnie.

Z obrzydliwym dźwiękiem hełm został zmiarżdżony. Po utracie głowy rycerz padł na kolana a potem całkowicie runął na ziemię.

ALARM

[POKONAŁEŚ RYCERZA]

Ignorując okno systemu Jin-Woo skupił sie na ciele u swoich stóp.

W hełmie, który trzymał, nie było głowy. Zajrzał również do wnętrza leżącej zbroi, ale stwierdził, że ona równiez jest pusta wśrodku.

Walczył z... ożywioną zbroją?

Kiedy doszedł do tego wniosku, za rogiem pojawiło się dwóch kolejnych rycerzy. Wyglądało na to, że w końcu zdali sobie sprawę, że toczy się walka.

Odkrywszy Jin-Woo, obaj rycerze jednocześnie wyciągnęli miecze.

Łowca odrzucił hełm i wyciągnął szyję oraz ramiona. Znał teraz metodę ich pokonania.

Jin-Woo uśmiechnął się do zbliżających się rycerzy.

ALARM

[POKONAŁEŚ RYCERZA!]

[POKONAŁEŚ RYCERZA!]

Gdy kolejni leżeli już martwi na ziemi Jin-Woo zebrał z ich ciał nagrody.

[PRZEDMIOT: SKÓRZANA SAKIEWKA]

RODZAJ: POJEMNIK

SAKWA STWORZONA Z MYŚLĄ O PRZECHOWYWANIU PIENIĘDZY.

[PRZEDMIOT: RYCERSKI NAPIERŚNIK]

KLASA PRZEDMIOTU: B

RODZAJ: PANCERZ

- 7% REDUKCJI OBRAŻEŃ FIZYCZNYCH

(ZMNIEJSZA PRĘDKOŚĆ PORUSZANIA SIĘ, JEŚLI TWOJA SIŁA WYNOSI PONIŻEJ 80 PUNKTÓW).

Pieniądze nie były złe. Ale wpierw zainteresował sie napierśnikiem.

Kolejna redukcja obrażeń była bardzo miłym prezentem. Nawet jeśli tylko o 7%.

Dodatkowo pancerz pozwalał wybrać czy ma być widoczny czy nie.

Gdyby ktoś zobaczył go w czymś takim zostałby pośmiewiskiem.

A nawet gdy pancerz był widoczny, przypominał na wpół przezroczysty hologram dostosowany do ciała a nie praawdziwy napierśnik.

Jin-Woo wybrał aby był on niewidzialny ciesząc się dodatkowo że miał na tyle punktów siły, że prędkość jego ruchów nie byłaby zmniejszona.

I nie krępował ruchów, gdyż tak jak w przypadku naszyjnika opiekuna nie dało się wyczuć że w ogóle cokolwiek ma na sobie.

Zwłaszcza ciężki kawałek metalu.

Następnie wziął sakwę I otworzył ja ciekaw ile złota w niej znajdzie.

[PRZEDMIOT: SKÓRZANA SAKWA] ZOSTAŁ OTWARTY.

OTRZYMAŁEŚ [30 000 ZŁOTYCH MONET]

Całkiem sporor.

Zaciekawiony spojrzał na swój stan złota.

[ŁĄCZNE ZŁOTO: 863 400]

Gdy patrzył na swój budżet wyczuł zbliżającą się do niego obecność.

Reagując instynktownie wbił sztylet w powietrze gdzie wyczuł obecność.

Jak się okazało w ostatniej chwili udało mu się pokonać kolejnego wroga.

Kolejną zbroję, taką posiadającą pieprzą umiejętność „Ukrycie".

Były tutaj nawet takie cholerstwa?!

Potem znów musiał się w ostatniej chwili uchylić przed atakiem.

Przed wystrzeloną w jego stronę kulę ognia.

Te dwa ataki natychmiast uruchomiły wspomnienia w jego umyśle.

Najpierw „Ukrycie" takie jakiego używał Kang Tae-Shik, a potem ognisty atak taki sam jakiego używał mag z drużyny Hwang Dong-Suka, Guy-Hwan.

Co tutaj się do diabła działo?

Zupełnie jakby powtarzał ostatnie walki...

Chociaż, przecież to miejsce zostało stworzone specjalnie dla niego więc czy to naprawdę było czymś dziwnym, że system korzystał z umiejętności jego dawnych przeciwników?

Będzie najwyraźniej trudniej niż początkowo myślał.

Były tutaj różne rodzaje potworów, przez co na każdy typ był zmuszony użyć innej strategii.

Siła na rycerz, zmysły na skrytobójców, zręczność na magów i witalność na łuczników.

Jeśli spadnie jego siła nie zdoła pokonać rycerzy. Jeśli jego zmysły osłabną nie będzie w stanie unikać ataków skrytobójców.

A wszystkie jego statystyki w końcu osłabną gdy zmęczenie wzrośnie niebezpiecznie wysoko.

[ZMĘCZENIE: 66]

Musiał chwilę odsapnąć i zbić zmęczenie chociaż do połowy.

Przebijając się przez różnych przeciwników w końcu udało mu się znaleźć spokojniejszą część korytarza i oparł się o ścianę dysząc.

Jego spokój nie trwał jednak długo bo już po kilkunastu sekundach z głębi korytarza kolejne zbroje zaczęły wystrzeliwać w jego stronę strzały ze swoich łuków.

***

Jak dotąd było trudno, ale udało mu się uniknąć jakichkolwiek zranień czy kontucji i jedynym problemem było cięgłe zmęczenie które udawało mu się zbijać co kilkanaście punktów a potem znów był zmuszony stawiać czoła nadchodzącym wrogom.

Pocieszeniem był fakt że udało mu się nabić trochę poziomów I zdobyć kolejne części zbroi. Bardzo niedopasowane do siebie no, ale jednak.

NASZYJNIK OPIEKUNA (A)

NAPIERŚNIK RYCERZA (B)

RYCERSKA RĘKAWICA (B)

RĘKAWICA ŁUCZNIKA (C)

PIERŚCIEŃ MAGA (B)

OBÓWIE SKRYTOBÓJCY (B)

W końcu stanął przed drzwiami prowadzącymi do komnaty bossa.

Drzwi były duże, czarne ze złotymi akcentami.

Wnętrze było całkowicie spowite ciemnością.

Nawet ze wzrokiem Jin-Woo, znacznie wzmocnionym przez jego Statystykę Percepcji, trudno mu było dostrzec centymetr przed sobą.

Wszystko, co widział wyraźnie, to ziemia pod jego stopami.

Podłogę wyłożono kamiennymi płytkami.

Popielate kafelki, ułożone bez widocznych szczelin, dawały poczucie ciężkości i jałowego chłodu.

Gdy tylko postawił stopę na tej podłodze....

Niezliczone pochodnie ustawione na ścianach zapaliły się jednocześnie i oświetliły wnętrze.

Jin-Woo zachował czujność. Przeskanował swoje otoczenie i ostrożnie zrobił krok do przodu.

Po jego lewej i prawej stronie wznosiło się kilka gigantycznych kamiennych filarów; na drugim końcu tego „pokoju" widział wysoki tron.

To miejsce przypominało mu salę audiencyjną króla z filmów fantasy. Oczywiście skala pomieszczenia była jednak zauważalnie większa.

Po kilku jego kolejnych krokach w głąb pomieszczenia, drzwi wydały głośny huk i zamknęły się za nim.

Jin-Woo obejrzał się, ale nie wpadł w panikę. Już spodziewał się, że coś takiego się wydarzy. Jin-Woo wznowił swój ostrożny marsz do przodu.

Wyczuwał potężną obecność, ale jeszcze nikogo nie widział.

Miał naprawdę silne przeczucie, że aby zakończyć swoje zadanie, musiał stanąć przed tym tronem.

W trakcie jego marszu zza jednej z kolumn wyszła wysoka szczupła postać i zastawiła mu drogę, jakby nie chcąc aby zbliżył się do tronu.

„To coś" zatrzymało się i odwróciło twarzą do niego.

Jin-Woo zacisnął usta przyglądając się przeciwnikowi.

Wystarczyło tylko jedno spojrzenie na czerwone imię stworzenia unoszące się tuż nad jego głową, by wiedzieć, że boss w końcu wszedł.

[KARMAZYNOWY DOWÓDCA - IGRIS]

Był to rycerz w krwistoczerwonej zbroi.

Sposób, w jaki był wyposażony od stóp do głów w metalową zbroję, był podobny do innych rycerzy, z którymi walczył do tej pory, ale zupełnie w przeciwieństwie do tych, którzy wyglądali na siermiężnych i powolnych, ta rzecz wyglądała niesamowicie zwinnie.

Możliwe że chodziło o różnice w ich budowie ciała.

Tamte zbroje były krępe i barczyste dodatkowo ich zbroje wydawały się zrobione z innego typu metalu, grubszego.

Boss był szczupły, chudszy, już na pierwszy rzut oka jego ruchy były szybsze, płynniejsze i bardziej zręczne, a zbroja wydawała się cieńsza, chociaż Jin-Woo nie łudził się że będzie przez to łatwiejsza do przebicia.

W następnej kolejności jego wzrok przykuł hełm.

Pojedyncze czerwone pióro spływające do tyłu przypominało mu koński ogon i chociaż powinno ono w teorii wyglądać śmiesznie i absurdalnie, dodawało jego postaci siły i grozy w dziwny niewytłumaczalny sposób.

Badając jego hełm, Jin-Woo odkrył jeszcze jedną różnicę między nim a innymi rycerzami.

On miał oczy.

Chociaż... czy oczy są faktycznie dobrym określeniem?

Para srebrzystych świateł sączyła się z miejsca, w którym powinny być oczy. Były zimne i obojętne, całkowicie mechanicznie i bez życia.

Te zimne oczy były teraz utkwione w nim.

Włosy zjeżyły mu się na karku.

Więc ta zimna aura rozchodząca się po całym tym ogromnym pomieszczeniu pochodziła od niego.

Możliwe że celem tego zadania było po prostu pokonanie tego wyglądającego na cholernie mocnego rycerza.

Czuł w kościach że zabicie tego typa będzie cholernie trudne.

Jin-Woo obserwował ruchy Igrisa, powoli unosząc zaciśnięte pięści.

Jego sztylet w tym przypadku i tak nie zadziała.

Tym, co było potrzebne do pokonania rycerza, była tępa siła. Potrzebował śiły, by go przytłoczyć. A najlepiej zmiażdżyć te metalową puszkę na dwóch nogach.

Igris przez chwilę cicho obserwował Jin-Woo, zanim nagle zdjął czerwoną pelerynę.

Peleryna bezgłośnie spadła na podłogę, a zaraz za nią podążyła pochwa ze sztyletem który boss miał najwyraźniej przytwierdzony do jednego z boków tak że wcześniej Jin-Woo jej nie zauważył.

Przynajmniej nie dostanie już sztyletem z zaskoczenia.

Dziwne działania sukinsyna na tym się nie skończyły.

Swój długi miecz który do tej pory dzierżył wbił w ziemię jak w masło.

Mało tego, pokazał je mu, zanim upuścił je pojedynczo.

Do tej pory w pomieszczeniu bossa panowała cisza; głośny brzęk metalu uderzającego o kamienne płytki roznosił się głośnym echem w całej tej ogromnej komnacie.

Igris skończył odrzucać całą swoją broń i jakby chcąc naśladować Jin-Woo, zacisnął pięści i przyjął postawę bojową.

Oczy Jin-Woo rozszerzyły się.

Zamierzał walczyć z Jin-Woo na gołe pięści tylko dlatego że on tak robił?

Obnosi się honorem? Nie traktuje go poważnie.

Czy to miała być prowokacja?

Igris skierował się w jego stronę.

Jego prędkość była tak duża, że trudno było Jin-Woo uwierzyć, że boss ma na sobie zbroję.

W przypadku jego pancerza kara w postaci spowolnienia ruchów obowiązywała jeśli nie miałby 80 punktów siły.

Oznaczało to, że Siła tego sukinsyna wynosiła co najmniej 80!

Sądząc po jego zwinnych ruchach, jego zręczność mogłaby konkurować z wysoko rankingowymi łowcami.

Igris w mgnieniu oka pokonał dystans i skoczył w powietrze. W locie potwór wygiął kolano do przodu i wycelował je w twarz Jin-Woo.

Naprawdę był cholernie szybki!

Nie zamierzał się jednak dać podejść w tak prosty sposób. Zgiął plecy prawie 90 stopni i pozwolił, by atak Igrisa minął go.

W przeciwieństwie do innych rycerzy, którzy potrzebowali pewnej odległości, aby zatrzymać się po nieudanym ataku, Igris po prostu wylądował na ziemi bez większych kłopotów.

Nie było jednak czasu na podziwianie tego idealnego lądowania.

Jin-Woo ruszył na Igrisa nim ten zdążył się odwrócić, kopiąc go na ukos w głowę.

Hełm?

Co szokujące, boss wciąż był w stanie precyzyjnie poruszać ramieniem, nawet gdy jego postawa była niestabilna.

Prawa noga Jin-Woo została z łatwością zablokowana przez lewą rękę Igrisa.

Oczy Jin-Woo otworzyły się szerzej.

Podczas gdy jedna z jego nóg była zablokowana, druga pięść Igrisa uderzyła go w twarz.

Instynktownie uniósł obie ręce, by się osłonić, ale siła uderzenia wciąż była przenoszona na resztę jego ciała.

Jego garda pękła i całe jego ciało wzbiło się w powietrze.

Z jego ust wyrwał się zszokowany oddech.

Ale wkrótce zamienił się w zbolały ochrypły jęk.

Uderzył w ścianę robiąc w niej duże wgniecenie a Igris w tym samym czasie już pojawił się przed jego twarzą.

Jeszcze zanim miał szansę coś z tym zrobić, lewa pięść Igrisa mocno uderzyła Jin-Woo w lewy policzek.

Został wbity w ścianę jeszcze głębiej a tynk obficie sypał się wokół niego.

Wewnątrz jego uszu głośno dzwoniło.

Jin-Woo kilka razy pokręcił głową. Dopiero wtedy głośne dzwonienie nieco ucichło.

Jednak o wiele większy problem zbliżał się do niego. Jego niewyraźny wzrok uchwycił Igrisa, gdy ten szedł w jego kierunku.

Jin-Woo spróbował odbić się od ściany i wpadł na Igrisa przyszpilającego go do niej.

Boss nawet nie próbował uniknąć ciosów które wyprowadzał w niego Jin-Woo. Nie, po prostu przyjął ciosy i od razu kontratakował.

Po tym, jak jego żołądek został kopnięty przez bossa, ciało Jin-Woo pochyliło się do przodu o 90 stopni.

Krew napłynęła mu do ust.

Obecnie statystyka redukcji obrażeń fizycznych Jin-Woo przekroczyła 30%.

Jednak każdy z ataków Igrisa bolał jak cholera, jakby był uderzany młotkiem, albo raczej młotem kowalskim. Z drugiej strony jego ataki prawie nie wyrządziły wrogowi żadnych obrażeń.

Po kolejnym ataku Jin-Woo zachwiał się po czym upadł na kolana.

Próbował wstać, ale jego nogi nie chciały go słuchać.

Igris stanął nad Jin-Woo, ale przestał go atakować. Przez chwilę bez słowa wpatrywał się w niego.

Następnie, ignorując pełne pytań spojrzenie Jin-Woo skierowane na niego, Igris wyciągnął rękę w kierunku miecza wbitego w ziemię.

Miecz jak gdyby nigdy nic poleciał w jego stronę jakby był ciągnięty przez jakąś nieznaną siłę.

Igris chwycił miecz w obie ręce i podszedł do boku Jin-Woo.

Wkrótce czubek ostrza wskazywał na niebo.

Ten sukinsyn na pewno zasługiwał na swój przydomek.

Kiedy wyglądało na to, że Jin-Woo nie zamierza oprzeć się swoim ostatnim chwilom, Igris przystąpił do egzekucji.

Oczywiście Jin-Woo nie pozwoliłby na to bez walki.

Miecz spadł w linii prostej.

Jednak Jin-Woo sięgnął lewą ręką i zablokował opadające ostrze.

Rozległ się odgłos metalu uderzającego w metal.

Rękawica, którą znalazł tuż przed wejściem tutaj, chroniła jego dłoń.

Jin-Woo nie zamierzał przegapić szansy, spowodowanej osłonięciem tułowia bossa i uderzył go w brzuch wolną ręką.

Zgodnie z oczekiwaniami Igris nie próbował robić uników.

Prawdopodobnie obliczył, że trafienie raz podczas kontrataku było o wiele bardziej produktywne. Szkoda, że nie uwzględnił w swoich obliczeniach czegoś ważnego.

Broni Jin-Woo.

Wzywając swój sztylet z ekwipunku Jin-Woo dźgnął rycerza w jedno ze świateł robiących za oczy.

Jin-Woo pośpiesznie wstał podczas gdy Igris był wyraźnie zdekoncentrowany i zamroczony bólem.

Samo uszkodzenie jednego oka nie byłoby w stanie wyłonić zwycięzcy tej bitwy. Potrzebował jeszcze silniejszego ataku, jeśli chciał wygrać.

Właśnie wtedy przyszła mu do głowy myśl.

Schylając się Jin-Woo otoczył brzuch bossa ramionami i zaczął biec.

Igris rzucał się z bólu spowodowanego ostrym naciskiem na jego brzuch i zdołał zadać kilka solidnych ciosów w plecy Jin-Woo. On jednak zacisnął zęby i nie pozwolił Igrisowi odejść.

Nie, zamiast tego zwiększył prędkość.

[TWOJA PRĘDKOŚĆ WZROSŁA O 40%.]

Chwytając jeszcze mocniej brzuch Igrisa, rzucił się w stronę najbliższej ściany z każdą uncją energii, jaka mu jeszcze pozostała.

Oczywiście, gdyby zderzył się ze ścianą z taką prędkością, uderzenie, jakie otrzymało jego własne ciało, również byłoby znaczne. Jednak Jin-Woo miał ukrytą kartę atutową w postaci pewnej umiejętności pasywnej.

Ściana była tuż przed nimi.

Wraz z ogromnym hukiem Igris uderzył w nią.

W tym samym czasie wyskoczył komunikat z Systemu.

ALARM

[PONIEWAŻ TWOJE HP SPADŁO PONIŻEJ 30%, [UMIEJĘTNOŚĆ: WYTRWAŁOŚĆ] ZOSTAŁA AKTYWOWANA. OBRAŻENIA ZOSTANĄ ZREDUKOWANE O 50%]

Siła uderzenia była na tyle duża, że cały pokój na chwilę zadrżał.

Jin-Woo cofnął się o krok.

Igris został zakopany do połowy w ścianie, ale wciąż żył. „Płomień" życia płonący pod hełmem nadal wyraźnie migotał.

Jin-Woo wyrwał Kieł Rasaka, wciąż zatopiony głęboko w oku bossa.

To spowodowało, że ciało Igrisa zadrżało.

Jin-Woo trzymał sztylet w odwrotnym uścisku i dźgnął mocno w szyję sukinsyna.

[CELNY ATAK]

[CELNY ATAK]

[CELNY ATAK]

Z czubka sztyletu poleciały iskry.

Na metalu pokrywającym szyję potwora utworzyło się małe ale głębokie wgięcie w którym zrobiła się dziura.

Kieł przebił się przez wytrzymały metal i wbił się głęboko w jego szyję tak jak Jin-Woo chciał.

ALARM

POKONAŁEŚ

[KARMAZYNOWY DOWÓDCA - IGRIS]

ALARM

[ZDOBYŁEŚ NOWY POZIOM]

[ZDOBYŁEŚ NOWY POZIOM]

Jin-Woo uniósł obie ręce wysoko w niebo.

Zrobił kilka kroków do tyłu, zanim stracił całą siłę w nogach i upadł na podłogę.

Jin-Woo skupił się na głęboki oddychaniu które do tej pory wstrzymywał, w sumie sam nie wiedział czemu.

Jakoś udało mu się wygrać.

Ale było naprawdę blisko.

Umiejętności, technika, zdolności, doświadczenie. W niczym go nie przewyższał .

Wygrał wyraźnie tylko dzięki głupiemu szczęściu.

I to naprawdę go frustrowało.

Jeden błąd z jego strony i skończyłby martwy.

To coś mogło stanąć z łowcami rangi A w jednym rzędzie i stoczyć z nimi bardzo wyrównaną walkę.

Spodziewał się, że zadanie zmiany profesji zakończy się, gdy zabije tego typa, ale przed jego oczami nie pojawiła się ani jedna wiadomość. Rozejrzał się, ale nie zauważył niczego innego w pokoju bossa.

Jedynymi nowymi rzeczami były smugi światła wydobywające się z ciała Igrisa.

Zebrał je jak najszybciej nie mając pewności co może się jeszcze wydarzyć w tym chorym miejscu.

ZDOBYŁEŚ

[HEŁM KARMAZYNOWEGO ŻOŁNIERZA]

[DOTYK DOMINACJI]

[SKÓRZANA SAKIEWKA]

[KAMIEŃ POWROTU]

Jin-Woo był nieco zakłopotany ilością rzeczy, ale nie zamierzał bynajmniej narzekać.

Pierwszą rzeczą, jaka dostała się do jego ekwipunku, była skórzana sakiewka.

[PRZEDMIOT: SKÓRZANA SAKIEWKA] ZOSTAŁ OTWARTY.]

[ZDOBYŁEŚ 1 500 000 ZŁOTYCH MONET]

Oczy Jin-Woo zrobiły się wyjątkowo okrągłe.

Zdecydowanie było warto ryzykować życie za aż cztery nagrody.

Na początku nie spodziewał się aż tak wiele, ale skórzana sakiewka wypluła niewiarygodną ilość 1 500 000 monet..

Za tę kwotę mógłby teraz kupić coś przydatnego w Sklepie.

Jednak uwaga Jin-Woo była w tej chwili skierowana gdzie indziej.

Jeśli skórzana sakiewka, z którą nawet nie wiązał wielkich nadziei, zdołała dać mu takie bogactwo, to jak wysoka była wartość hełmu lub Kamienia Runicznego?

Jin-Woo bardzo się starał uspokoić swoje serce i przywołał informacje o hełmie.

[PRZEDMIOT: HEŁM KARMAZYNOWEGO RYCERZA]

KLASA PRZEDMIOTU: S

RODZAJ: PANCERZ

REDUKCJA OBRAŻEŃ FIZYCZNYCH: +15%

WITALNOŚĆ +20

SIŁA +20

Przedmiot rangi S!

Nie licząc klucza do Zamku Demonów to był jego pierwszy przedmiot tego typu.

Nawet sama redukcja obrażeń byłaby wystarczająco silna. A on jeszcze daje po 20 punktów statystyk do siły i witalności.

Niesamowite.

SIŁA: 128 (+20)

ZRĘCZNOŚĆ: 127

ZMYSŁY: 89

WITALNOŚĆ: 87 (+20)

INTELIGENCJA: 66

REDUKCJA OBRAŻEŃ FIZYCZNYCH: 46% (+15%)

Redukcja obrażeń wynosiła już powyżej połowy a witalność również przekroczyła 100.

To były naprawdę satysfakcjonujące wieści.

Najbardziej tajemnicza z nagród jakie dostał była runa.

[RUNA: DOTYK DOMINACJI]

RODZAJ: RUNA

PO PRZEŁAMANIU OBDARZA OSOBĘ UMIEJĘTNOŚCIĄ.

Był ciekaw co za umiejętność dostanie.

Musiała ona być taka jaką posiadał Igris.

Ale podczas walki boss nie używał chyba żadnych umiejętności, a jedynie walczył przy użyciu pięści i miecza.

Chowając na razie kamień do ekwipunku skoro jest już bezpiecznie i nie musi się śpieszyć Jin-Woo spojrzał zaciekawiony na kamień powrotu.

Gdy tylko zobaczył go na liście zaczął się zastanawiać dlaczego po oczyszczeniu podziemia czyli na samym końcu całej zabawy dostał kamień powrotu czyli możliwość ucieczki.

Czy ten kamień był po prostu jedynym sposobem na wydostanie się stąd skoro z nie było tutaj żadnej bramy.

[PRZEDMIOT: KAMIEŃ POWROTU]

TYP: UŻYTKOWY

PRZEDMIOT ZWIĄZANY Z ZADANIEM [ZMIANA PRACY]. JEŚLI GO PRZEŁAMIESZ, NATYCHMIAST OPÓŚCISZ PODZIEMIA . PO ZAKOŃCZENIU ZADANIA [ZMIANA PRACY] PODZIEMIE ZOSTANIE AUTOMATYCZNIE ZNISZCZONE. NIE MOŻE BYĆ PRZECHOWYWANY.

Tego kamienia nie można było wsadzić do ekwipunku?

Cóż to było raczej dziwne jako że nadal miał kamień powrotu z podziemia kategorii E.

Jedno zdanie z opisu szczególnie przykuło jego uwagę.

„Po zakończeniu zadania podziemie zostanie automatycznie zniszczone."

Czyli to oznaczało że to jeszcze nie koniec?

Z jakiegoś powodu poczuł powoli pełzający po jego kręgosłupie chłód.

Nie do końca w ogóle rozumiał czemu.

Pokonał bardzo mocnego bossa.

Dostał świetny przedmiot kategorii S oraz miał też przy sobie przedmiot który umożliwiał mu ucieczkę z tego miejsca.

Jednak złowieszcze uczucie zakorzenione w kącikach jego umysłu nie chciało odejść, bez względu na wszystko.

Jakby szydząc z niego jakby czekając na tę okazję rozległ się w jego głowie mechaniczny dźwięk sygnału i przed oczami pojawiło mu się okienko Statusu.

Sygnał ostrzegawczy z systemu zabrzmiał w jego głowie, jakby czekał na tę chwilę.

ZADANIE [ZMIANA PROFESJI] WKRÓTCE SIĘ ROZPOCZNIE.

Jasna cholera!

Więc to naprawdę nie był koniec.

Wychodzi na to że to był zaledwie początek zadania.

No bardzo zabawne.

Prawie zemdlał na miejscu. Miał wrażenie, że nieumyślnie wsadził palec w mrowisko z mięsożernymi mrówkami.

Gdyby wiedział że coś takiego mu się przydarzy to spróbowałby się przygotować i prawidłowo odpocząć a nie stać tutaj jak debil.

Jin-Woo zacisnął usta w cienką linię.

Łowca przywołał okno stanu i sprawdził pozostałe HP oraz poziom jego zmęczenia.

[HP: 4161/10270]

[MP: 390/850]

[Zmęczenie: 59]

Statystyka zmęczenia nie zdążyła jeszcze za bardzo opaść na jego nieszczęście.

Pocieszeniem były tylko nałożone na niego efekty jego nowego cudownego hełmu dzięki czemu miał więcej życia.

Jakby chcąc się pocieszyć i uspokoić Jin-Woo nadal powtarzał sobie, że jego życiu nie powinno grozić bezpośrednie niebezpieczeństwo.

Miał w pogotowiu kamień powrotu który mógł w każdej chwili uratować mu skórę.

Jednak bez względu na to, jak długo o tym myślał, ten kamień brzmiał strasznie jak przedmiot, który oznaczał, tchórzliwą rezygnacje z misji.

Jeśli zrezygnuje z tego zadania...

Czy nie byłoby to to samo, co rezygnacja z szansy na zdobycie swojej profesji?

Gdy tak czekał w milczeniu i napięciu nowa wiadomość systemu pojawiła się przed jego oczami.

[IM DŁUŻEJ WYTRZYMASZ TYM WIĘCEJ ZGROMADZISZ PUNKTÓW. PUNKTY ZADECYDUJĄ O POZIOMIE PROFESJI, JAKA ZOSTANIE CI PRZYPISANA.]

Im dłużej wytrzyma?!

Wytrzyma co dokładnie?!

Jin-Woo przywołał pośpiesznie ze swojego ekwipunku sztylet, podczas gdy Kamień Powrotu został umieszczony w tylnej części jego kieszeni, ponieważ nie mógł zostać wsadzony do ekwipunku.

Szybko przeskanował swoje otoczenie, jego głowa i oczy miotały się szybko, tu i tam.

Nad jego głową pojawiło się niewielkie okienko które wyglądało jak wyzerowany stoper.

[POWODZENIA]

[00:00:01]

Co?

Po raz pierwszy w historii System wyraził „emocje".

Szkoda, że nie miał czasu na duszenie się w szoku. W chwili, gdy zegar ruszył, wokół niego zaczęło formować się kilka Bram.

Nie jedna czy dwie.

Najpierw zauważył wokół siebie sześć. Jednak liczba ta nadal rosła.

W tym samym czasie zegar zaczął liczyć.

[00:00:02]

Czas stał się jego tak zwanymi punktami awansu. Nie rozumiał wszystkiego, co mówił System, ale mimo to rozgryzł niektóre jego części.

Im dłużej wytrzyma tym silniejszy się stanie.

Czy chodziło o potężniejszą klasę?

Miał jeszcze trochę many i życia żeby móc się przez jakiś czas wytrzymać.

[00:00:03]

Kiedy zegar wybił dokładnie trzy sekundy, z najbliższej Bramy wyszli rycerze bez broni.

Kiedy rycerze w pełnej zbroi zaczęli wypływać z bram w niepokojących ilościach, ziemia nie mogła powstrzymać drżenia od przesuwającego się wzrastającego ciężaru.

Jin-Woo pomimo liczebności tych gościu czuł że nie jest w aż tak złej sytuacji jak początkowo sądził.

W pewnym sensie był bardzo zadowolony, widząc ich jako swoich przeciwników.

Gdyby potwory wychodzące z bram były tak silne jak Igris, nie byłby w stanie wytrzymać nawet kilku sekund.

Byłby martwy już na samym początku.

Zamiast tego ci goście wydawali się dużo słabsi i na szczęście nie mieli żadnych broni.

Zostało mu na tyle many że mógł spróbować nieco oszukać.

Jin-Woo wykorzystał część pozostałej many i aktywował umiejętność „Ukrycie".

Chciał nieco poobserwować, wyczuć przeciwników i może nałapać w ten sposób chociaż kilkanaście dodatkowych sekund.

Ukrycie pożerało mu na początku już 200 many. Zostałoby mu wtedy 190, a dalej umiejętność pobierałaby co sekundę 1 punkt many. Oznaczało to że mógł utrzymać ją az przez trzy minuty.

To nie był zły czas na początek.

Postać Jin-Woo zaczęła się powoli zamazywać i rozpływać, a następnie zniknęła. Zgodnie z oczekiwaniami, idący ku niemu rycerze nagle się zatrzymali.

Jego zadowolenie nie trwało jednak długo...

MAG UŻYWA [UMIEJĘTNOŚĆ: WYKRYCIE]

W jego głowie rozległ się ostry dźwięk ostrzegawczy. Głowa Jin-Woo podskoczyła w kierunku sygnału dźwiękowego.

Zauważył maga, który właśnie wyszedł z Bramy. Wtedy też Jin-Woo odkrył symbol przypominający oko unoszący się nad głową maga.

Moment, w którym to oko błysnęło...

W tym momencie Ukrycie Jin-Woo zostało anulowane.

Kurwa!

W taki oto sposób cały jego genialny pomysł poszedł się huśtać.

Rycerze, którzy stali głupio w miejscu jak słupy, natychmiast zwrócili głowy w kierunku Jin-Woo. To była scena rodem z horroru.

I w końcu w tym samym czasie ruszyli w jego stronę bez chwili zawahania.

Oczy Jin-Woo otworzyły się szerzej i zacisnął zęby.

Jego cios urwał głowę nadchodzącego rycerza.

Rycerz padł tam gdzie stał.

[Pokonałeś rycerza.]

W oczach Jin-Woo zabłysła iskierka mściwego triumfu.

[UMIEJĘTNOŚĆ: „ŻĄDZA KRWI" ZOSTAŁA AKTYWOWANA]

[STATYSTYKI CELU ZOSTAJĄ ZMNIEJSZONE O 50%]

Żądza krwi pobierała 100 many i była jego jedyną szansą.

Nie będzie w stanie użyć jej już drugi raz bo pozostało mu marne 90 many.

Jednak kupił sobie tym sposobem chociaż jedną minutę.

Chcąc wykorzystać tę cenną minutę najlepiej jak potrafił, gdy potwory zostały wyraźnie osłabione, Jin-Woo zaczął atakować najbardziej zażarcie jak tylko mógł.

Z przerażającym rozmachem przystąpił do całkowitego rozmontowania rycerzy.

Zbroja z zbroją padały na ziemię, nim jeszcze jedno ciało dobrze nie upadło na podłogę on atakował już kolejnego rycerza nie chcąc tracić czasu.

Szkoda, że szybkość, z jaką pokonywał rycerzy, była znacznie mniejsza niż szybkość z jaką nowi rycerze go otaczali.

Nawet w środku szalonej bitwy Jin-Woo ukradkiem zerknął na zegar.

[00:03:19]

Trzy minuty!

Żałośnie mało jeśli miał być szczery sam ze sobą.

Miał nadzieję że uda mu się dobić chociaż do piętnastu minut w najgorszym razie.

Gdyby ten czas został zamieniony na punkty, ile by dostał?

Czy nie byłoby dobrze, gdyby teraz opuścił to miejsce?

Nie miał jednak pola do popisu, by się nad tym poważnie zastanawiać.

Nawet gdy myślał, rycerze nieustannie przystępowali do atakowania go.

Udało mu się zniszczyć niezliczonych rycerzy, ale po prostu nie mógł sobie poradzić z tak wieloma z nich.

W końcu Jin-Woo został pochowany w morzu rycerzy.

Jego życie zaczęło niebezpiecznie spadać.

[PŻ: 1036/10270]

[UMIEJĘTNOŚĆ PASYWNA WYTRWAŁOŚĆ ZOSTAŁA AKTYWOWANA]

[00:05:08]

Pięć minut i osiem sekund.

Mało. Za mało.

Ale chyba nie miał wyboru.

Teraz całkowicie uwięziony wśród rycerzy, Jin-Woo miotał się bezradnie w tym srebrnym więzieniu i przekopywał tylną kieszeń.

Jednakże...

Kamień Powrotu wysunął się z jego uścisku i upadł na podłogę.

Okrągły kamień uderzył w stopę jednego z rycerzy i odbijając się nieco od niej potoczył się daleko od niego.

Jin-Woo pospiesznie sięgnął w stronę kamienia, ale ten bardzo szybko zniknął mu z oczu.

Rycerze cały czas tłoczyli się wokół niego przepychając się między sobą i pchając jeden drugiego bez pomyślunku.

Te metalowa puszki musiały być niewiarygodnie głupie robiąc coś tak bezmyślnego, nie miał jednak możliwości nad tym rozmyślać.

Oddychanie w jednej chwili stało się prawie niemożliwe.

Jego świadomość zaczęła powoli się zamazywać.

Ciągle był uderzany przez rycerzy, gdy był uwięziony pod nimi, a gdy jego umysł zaczął ciemnieć.

Zasłużył na tę okazję po przejściu tak wiele. Więc jak mógł pozwolić, żeby to się tak skończyło? Tak żałośnie?

Ponieważ tak długo tkwił na samym dole, pragnął być na szczycie bardziej niż ktokolwiek inny. Znał udrękę słabych lepiej niż ktokolwiek inny. Próbował wszystkiego, aby przeżyć, a kiedy przeżył, inni wciąż wskazywali na niego palcami.

W jaki sposób ranga E będzie tutaj pomocna?

Jak więc mógł po prostu patrzeć i nic nie robić, kiedy przed jego oczami postawiono drabinę, która mogłaby go zabrać na sam szczyt?

Dobrze pamiętał głos, który zawsze ujadał zza jego pleców.

Pamiętał cichy śmiech pełen pogardy.

Będzie walczył aż do samego końca.

Nawet jeśli jego HP spadnie do 10...

Nie, do 1.

Będzie gryzł i szarpał jak szalony, aż do końca.

Będzie walczył, dopóki nie upadnie, nie przestanie oddychać, nie oślepnie i nie zaleje się całą swoją krwią jaką tylko posiadał.

Jin-Woo rzucił się do przodu odpychając ze swego ciała większość rycerzy.

Uderzył na oślep w pierwszy lepszy cel.

Napierśnik rycerza wgniótł się znacząco a sam potwór poleciał do tyłu. Zderzyli się z nim inni rycerze i wszyscy upadli na plecy.

Ale nawet mimo tego kolejni rycerze rzucili się na Jin-woo.

W odpowiedzi ruchy Jin-Woo stały się bardziej gwałtowne i zdesperowane.

Bez wyjątku rycerze zderzający się z częściami ciała Jin-Woo, czy to jego pięścią, łokciem, kolanem, stopami, zostali zniszczeni jak kilka papierowych lalek.

Jednak przez ten cały czas jego zmęczenie nieubłaganie rosło a szybkość malała.

Jeden po drugim, rycerze, których nie mógł pokonać jednym ciosem, uderzali w niego. Jin-Woo uciekł się do uderzenia ich trzy, cztery razy i upewnił się, że je zniszczył.

[POZOSTAŁO 8 SEKUND]

[POZOSTAŁO 7 SEKUND]

[POZOSTAŁO 6 SEKUND]

W międzyczasie cicho tykało dziwne odliczanie. Był zbyt skoncentrowany na bitwie, więc nie zauważył go, zanim zegar nie osiągnął pojedynczej liczby.

Co?

Czy misja dobiegała końca?

Ale przecież miał wytrzymać jak najdłużej mógł...

Na krótką chwilę w jego głowie pojawił się promyczek nadziei, który okazał się tylko bezużytecznym snem.

[00:06:27]

Licznik zadania wciąż liczył, jak powinien. Więc co to było?

[POZOSTAŁO 5 SEKUND]

W międzyczasie zniszczył jeszcze dwóch rycerzy.

Jednak w przeciwieństwie do nieustępliwego uporu Jin-Woo, całe jego ciało było teraz podziurawione różnego rodzaju ranami. Stopniowo coraz trudniej było podnieść ręce.

Jego osłabiona pięść już nie wystarczała, by powstrzymać ataki i szarże rycerzy.

[POZOSTAŁO 4 SEKUND]

[POZOSTAŁO 3 SEKUND]

Jin-Woo został mocno wciśnięty pomiędzy dwóch rycerzy uderzających w niego z przodu i z tyłu, i wydał z siebie zbolały jęk.

Inni rycerze rzucili się na niego, jakby nie chcieli przegapić tej szansy.

W mgnieniu oka Jin-Woo został pochowany pod masami rycerzy i nie mógł nawet kiwnąć palcem.

Ponownie.

[POZOSTAŁO 2 SEKUND]

Tym razem nie miał już wystarczająco siły żeby ich zrzucić.

Nawet w tym czasie na Jin-Woo stanęło więcej rycerzy. Zamiast tego srebrne fale przekształciły się w srebrną górę.

Oddech Jin-Woo stał się niesamowicie szorstki.

W tym tempie najpierw zostałby uduszony na śmierć a nie zmiażdżony.

Ręka Jin-Woo jakoś wyrwała się ze szczelin rycerzy i bezradnie wskazała na niebo.

[HP: 93/10270]

Był w naprawdę rozpaczliwej sytuacji. Jednak nawet wtedy Jin-Woo się nie poddał.

Tak jak Jin-Woo zdołał zacisnąć dłoń wskazującą na niebo, tajemnicze odliczanie w końcu ogłosiło swój koniec.

[POZOSTAŁO 1 SEKUND]

[POZOSTAŁO 0 SEKUND]

[NIE UDAŁO CI SIĘ UKOŃCZYĆ ZADANIA NA DZIŚ]

ALARM

[ NA OKRESLONY CZAS ZOSTANIESZ PRZETRANSPORTOWANY DO KARNEGO WYMIARU.]

Karny wymiar

Och...

Och!

Wtedy właśnie dotarło do niego że przecież nie wykonał codziennego zadania.

Sądził naiwnie że zadanie zajmie mu góra dwie godziny i w drodze do domu zajmie się biegiem a w domu resztą ćwiczeń.

Kto by pomyślał, że sprawy mogą się tak rozwinąć?

Tak jak w szpitalu, wszystko zaczęło się gwałtownie trząść.

Rycerze zaczęli zmieniać się w piasek który spadał mu na twarz.

Otaczający go świat się zmieniał.

Jin-Woo bezgłośnie zaśmiał się do siebie.

Teraz już rozumiał czemu system życzył mu powodzenia.

Czy próbował sugerować, że samo zadanie było niewyobrażalnie trudne, do tego stopnia, że potrzebował szczęścia, aby je ukończyć?

A może chciał po prostu żeby Jin-Woo zdobył jak najwięcej punktów.

Szczęście, zbieg okoliczności, jakkolwiek to się nazywało, nie obchodziło go to. Bez względu na to, co to było, nadeszła jego szansa.

Mrugnął czując piasek w oczach.

Kiedy ponownie otworzył oczy, znalazł się pośrodku bezkresnego morza piasku.

Jin-Woo leżał twarzą do góry patrząc tępo w niebo.

Jego palce wbiły się w pustynny piasek, gdy wstrzymywane oddechy eksplodowały z jego ust.

Poczucie ulgi owinęło mocno Jin-Woo, gdy zaczął powoli siadać.

To miejsce wyglądało dokładnie tak samo jak karny wymiar z jego wspomnień.

Musiał się wziąć w garść i dobrze wykorzystać te niesamowitą szansę jaką dostał.

Szansę na przeżycie.

Nie miał złudzeń że jeszcze minuta i byłby martwy.

Musiał się przeorganizować i zastanowić.

Otworzył okno statusu patrząc na swoje życie.

[HP: 92/10278]

[MP: 202/850]

[ZMĘCZENIE: 91]

Pierwszym co musiał zrobić to zbić to cholerne zmęczenie.

Gdy trafił tutaj pierwszy i jedyny raz miał pierwszy poziom i nie miał pojęcia o istnieniu sklepu.

Nie miał nawet do końca pojęcia co się dzieję i czym jest system.

Chociaż to nie tak że obecnie już dokładnie wiedział czym system jest to mniej więcej wiedział jak z niego korzystać.

Otworzył sklep modląc się żeby tutaj było to możliwe.

Coś takiego w karnym wymiarze mogło zostać zablokowane.

W końcu kara to kara.

Ale jednak ku jego ogromnej uldze zobaczył przed sobą znajome okienko z ofertami sklepu.

To był chyba pierwszy raz kiedy jego zmęczenie przebiło 90 punktów.

Otwierając w sklepie zakładkę z przedmiotami użytkowymi Jin-Woo przyjrzał się ofercie mikstur.

Wypów mikstur regeneracyjnych było aż cztery.

ZWYKŁA MIKSTURA REGENERACJI za 1000 złota.

HEROICZNA MIKSTURA REGENERACJI za 3000 złota.

LEGENDARNA MIKSTURA REGENERACJI za 5000 złota.

MITYCZNA MIKSTURA REGENERACJI za 10000 złota.

Miał na tyle złota że tym razem mógł pozwolić sobie na najlepszą z nich, dodatkowo poziom zmęczenia był tak wysoki że zbijanie zwykłymi miksturami czy tymi heroicznymi trwałoby strasznie długo, musiałby ich wypić zdecydowanie więcej niżby chciał i ostatecznie kosztowałoby go to tyle co cena najlepszej z mikstur.

A jeśli musiał wybierać między legendarną a mityczna to wolał kupić już coś najlepszego jeśli musiał.

[TWOJE ZMĘCZENIE JEST NIWELOWANE]

[TWOJE ZMĘCZENIE JEST NIWELOWANE]

[TWOJE ZMĘCZENIE JEST NIWELOWANE]

Problem ze zmęczeniem zniknął, ale nadal miał mało HP.

Kupił silną miksturę odnawiającą życie, ale ku jego konsternacji po jej wypiciu nie stało się zupełnie nic.

Kupił jeszcze jedną, najsłabszą i najtańszą bojąc się kolejnego zmarnowania złota.

Dopiero po całkowitym opróżnieniu butelki w końcu zrozumiał przyczynę tej anomalii.

[KIEDY TWOJE POZOSTAŁE HP JEST MNIEJSZE NIŻ 10%, NIEMOŻLIWE JEST WYLECZENIE SIĘ MIKSTURAMI LECZNICZYMI.]

Co za prosty powód – jego pozostałe HP było zbyt niskie.

Nawet magia lecznicza miała swoje ograniczenia.

Nie była to dla niego obca koncepcja.

Podobnie jak ranga medyka określała zakres jego zdolności leczenia, mikstury również nie mogły leczyć poza pewien limit.

Przypomniało mu się zasłyszane kiedyś powiedzenie.

„Z pustego to i Salomon nie naleje."

Nauczył się dzisiaj czegoś ważnego. Mógł wylądować w naprawdę nieciekawej sytuacji, wierząc, że mikstury mogą wszystko rozwiązać.

Dlatego ważne było przeżycie tego z pierwszej ręki.

A system jak zwykle nie raczył być pomocy pod względem wyjaśnienia czegokolwiek.

Chyba był zmuszony poczekać aż jego zdrowie samo się zregeneruje.

Nie wiedział jak tutaj dokładnie panują zasady, a system jak zwykle nie był chętny do tłumaczenia więcej niż podstawowe minimum.

Ale może będzie w stanie przywrócić sobie życie po wbiciu kolejnego poziomu.

Dobrze pamiętał te paskudne stonogi które goniły go tutaj przez pieprzone cztery godziny.

Wyczuł obecność form życia pod powierzchnią.

Jin-Woo zerwał się na równe nogi.

Całe jego ciało było lekkie jak piórko. Jego siły wróciły w pełni dzięki miksturze.

Stojąc prosto na nogach, Jin-Woo odwrócił się i spojrzał.

Tak jak się spodziewał, miejsce, w którym leżał sekundę temu, zaczęło się zapadać i utworzył się tam głęboki krater.

Za pierwszym razem będąc tutaj pomyślał że jeśli przez przypadek poślizgnie się i do niego wpadnie to niechybnie zginie.

Ale teraz miał tak dużo swobody, że właściwie obserwował cały proces z odrobiną fascynacji.

Na samym dnie piaskowego krateru ziemia zaczęła się „gotować" i drżeć, zanim....

Piasek eksplodował wyskakując w powietrze naokoło następnie ukazała się wielka wyraźnie wkurzona stonoga.

Do tej pory wszystko zgadzało się z jego wspomnieniami.

Wtedy uważał tego potwora za makabrycznie przerażającego. Nie tylko pod względem siły ale i wyglądu.

Ale teraz nie mógł oprzeć się wrażeniu, że ogląda jakiś materiał wideo odtwarzany w zwolnionym tempie.

Jin-Woo podniósł oczy nieco wyżej.

I musiał wyraźnie potwierdzić te czerwone litery unoszące się nad głową stonogi.

Jego nazwa została napisana czerwonymi literami, tego samego koloru co Cerberusa.

Właśnie wtedy przed jego oczami pojawiła się wiadomość o misji.

ALARM

[ZADANIE KARNE: PRZETRWAJ]

CEL: PRZETRWAJ DO KOŃCA UPŁYWU WYZNACZONEGO CZAS.

CZAS TRWANIA KARY: 4 GODZINY.

POZOSTAŁO: 4H 00MIN 00SEC

Potwierdzając szczegóły wiadomości, Jin-Woo zacisnął mocno pięść.

Zastanawiał się czy licznik czasu w zadaniu zmiany profesji zatrzymał się po tym jak Jin-Woo chwilowo opuścił tamto miejsce czy naliczał dalej.

Nie użył kamienia powrotu więc możliwe że istniała szansa że licznika nadal tam działał.

Był prawie pewien że gdy zadanie karne dobiegnie końca to zostanie odesłany do podziemia w którym odbywało się zadanie dotyczące zmiany profesji.

Według systemu to miejsce miało ulec zniszczeniu w razie użycia przez Jin-Woo kamienia powrotu.

A skoro go nie użył to to miejsce powinno nadal istnieć.

Co by było, gdyby czas spędzony w karnym wymiarze został uznany za czas, który przeżył podczas zadania?

Liczba przyznanych mu punktów byłaby zapewne ogromna.

Cztery godziny!

Nie mógł wytrzymać nawet dziesięciu minut i próbował się wycofać, ale po prostu przenosząc się w

to miejsce, dostał teraz cztery godziny za darmo.

Jednak był jeszcze jeden problem, który musiał najpierw rozwiązać.

Czy mógłby wyjść stąd żywy mając niecałe 100 HP?

Ponieważ nie można było wyleczyć się za pomocą mikstur, musiał zrobić wszystko, co w jego mocy, aby ostrożnie zabić te stonogi, dopóki nie awansuje.

Jin-Woo wezwał sztylet do ręki.

POZOSTAŁO: 3H 59MIN 59SEC

Potem, gdy tylko rozpoczęło się zadanie karne, rzucił się do przodu, jeszcze zanim stonoga zdążyła się poruszyć.

Jin-Woo w mgnieniu oka skrócił dystans i lekko skoczył na wprost stonogi

Nie potrzebował nawet 20 sekund, by zabić pierwszą stonogę.

To był kompletny kontrast z tym, kiedy walczył z Cerberem, rzekomo będącym na tym samym poziomie, co ta stonoga.

Stał się teraz niewiarygodnie silny.

Z drugiej strony od tamtego czasu awansował już wiele razy.

To był dość oczywisty wniosek.

Teraz czuł że mała ilość HP nie będzie aż tak dużym problemem i niebezpieczeństwem o jakie martwił się jeszcze chwilę wcześniej.

Teraz jego problemem byłaby liczba potworów w tym miejscu, na które mógł polować, aby osiągnąć kolejny poziom.

To byłby jedyny sposób, aby zwiększyć jego szanse na zwycięstwo, gdy zostanie wrzucony z powrotem do zadania zmiany profesji.

Gdyby wrócił tam bez pełnego HP zdechłby tam jak bezpański pies.

Z ziemi zaczęły wyrywać się kolejne potwory.

Niemal natychmiast wyraz twarzy Jin-Woo rozjaśnił się.

Widząc wszystkie te stonogi wychylające głowy z piaszczystej powierzchni, Jin-Woo nie mógł już powstrzymać szerokiego

uśmiechu, który rozkwitł na jego twarzy.

To będzie bardzo owocne cztery godziny, był tego pewien.

***

[UMIEJĘTNOŚĆ „CELNY ATAK" OSIĄGNĘŁA NOWY POZIOM!]

[ZDOBYŁEŚ NOWY POZIOM!]

[ZDOBYŁEŚ NOWY POZIOM!]

[ZDOBYŁEŚ NOWY POZIOM!]

[ZDOBYŁEŚ NOWY POZIOM!]

POZOSTAŁO: 0H 06MIN 33SEC

W wyniku walk się z tymi stonogami przez ostatnie cztery godziny jego poziom wzrósł o cztery i teraz wynosił

51.

Zanim się zorientował, karne zadanie dobiegało końca.

[ZADANIE KARNE: PRZETRWAJ]

CEL: PRZETRWAJ DO KOŃCA UPŁYWU WYZNACZONEGO CZAS.

CZAS TRWANIA KARY: 4 GODZINY.

POZOSTAŁO: 0H 06MIN 27SEC

Wkrótce będzie musiał wrócić.

Jin-Woo rozejrzał się dookoła. Zwłoki stonóg wypełniały mu pole widzenia, gdziekolwiek spojrzał. Dzięki

nim odzyskał swoje HP do pełna.

Trochę żałował że te bydlaki nie dały mu żadnych przedmiotów. Nawet jakiś śmieci do sprzedania w sklepie i zyskania trochę złota.

Cóż, byłoby dziwne, że łupy pojawią się, gdy miał zostać ukarany pobytem w tym miejscu.

Przestał się tym martwić i zamiast tego przygotował się.

- Sklep.

Obecnie miał nieco ponad 3 miliony złotych monet.

Potwory typu humanoidalnego bardzo często upuszczały skórzaną sakiewkę zawierającą złoto, a także Igris dał mu 1,5 miliona

złota za jednym zamachem.

Więc teraz miał wystarczająco dużo środków do wydania.

Jin-Woo wydał całe złoto na zakup jednej broni.

Właściwie był ten jeden sztylet, który przykuł jego uwagę.

[DOKONAŁEŚ ZAKUPU „ZABÓJCA RYCERZY".]

[Przedmiot: Zabójca Rycerzy]

KLASA PRZEDMIOTU: B

RODZAJ: sztylet

+75 ATAK

EFAKT „ZABÓJCA RYCERZY": W STARCIU Z PRZECIWNIKAMI NOSZĄCYMI CIĘŻKI PANCERZ, ZADAJE 25% DODATKOWYCH OBRAŻEŃ.

Była to specjalnie stworzona broń do radzenia sobie z wrogami noszącymi zbroje. I kosztowała 2 800 000 miliona złota.

Aby kupić tę broń, musiał wydać prawie 2/3 swojego całego złota, jakie miał w rezerwie, ale nie miał w tym przypadku wielkiego wyboru.

Nie mógłby zabrać złota do grobu.

Pięści były mało efektywne. A jego obecny sztylet jeszcze mniej.

Drugim, nieco bardziej dziwnym zakupem był zwykły tani bandaż.

W prawej dłoni trzymał sztylet z dość przerażająco wyglądającym ostrzem przypominającym ostrze piły i owinął je mocno

bandażem.

Po przywiązaniu go sobie do dłoni miał pewność że broń nie wypadnie mu podczas walki tak jak ten nieszczęsny kamień powrotu.

Może nie było to najwygodniejsze rozwiązanie, ale miał nadzieję że będzie skuteczne.

Pomyślał też o przywiązaniu swojego sztyletu do lewej ręki, ale postanowił tego nie robić.

Brak możliwości używania obu rąk byłoby zbyt kłopotliwe i mogłoby się okazać nawet niebezpieczne.

Doszedł do wniosku, że przynajmniej jedna z jego dłoni wciąż zachowująca mobilność uczyni jego życie przyjemniejszym.

Kiedy odkładał resztki bandaża do ekwipunku, zauważył Kamień Runiczny z Igrisa.

No tak, nierozsądnie schował go do ekwipunku zamiast przełamać od razu.

Sądził że jest już bezpieczny a zadanie dobiegło końca, podczas gdy w rzeczywistości nawet się ono nie rozpoczęło.

Teraz będzie miał nauczkę na przyszłość.

Zresztą nie tylko tą.

[RUNA: DOTYK DOMINACJI]

PO PRZEŁAMANIU OBDARZA OSOBĘ UMIEJĘTNOŚCIĄ.

Nowa umiejętność może okazać się chodź trochę przydatna. Musiał wykorzystać każde dostępne wzmocnienie jakie miał.

Niezależnie od tego, czy był to przedmiot, czy umiejętność.

Jin-Woo nie zawahał się i złamał Kamień Runiczny.

[UMIEJĘTNOŚĆ: DOTYK DOMINACJI ZOSTAŁA NABYTA]

[UMIJĘTNOŚĆ:DOTYK DOMINACJI LV.1]

UMIEJĘTNOŚĆ AKTYWACYJNA

NIE WYMAGA MANY

POZWALA KONTROLOWAĆ BEZ KONTAKTU FIZYCZNEGO.

Gdy tylko przeczytał ten opis, przypomniał sobie pewną scenę.

Igris wyciągnął rękę w kierunku długiego miecza, który został wbity w podłogę, daleko poza zasięgiem jego dłoni.

— A więc to ta umiejętność sprawiła, że miecz się wtedy poruszał.

Umiejętność, która może przenosić przedmioty na odległość za pomocą tylko jego woli! Co więcej, nie musiał nawet wydawać

many!

Jeśli będzie w stanie poruszyć dowolny przedmiot, który widział, tak jak mówi opis, to byłaby to cholernie przydatna umiejętność.

Dodatkowo wielkim plusem był fakt że umiejętność nie wymagała many ani do uruchomienia ani tym bardziej do utrzymywania.

Jin-Woo natychmiast próbował poeksperymentować z umiejętnością na zwłokach stonogi obok niego.

[POZIOM UMIEJĘTNOŚCI JEST ZBYT NISKI BY PORUSZAĆ TAK DUŻYM PRZEDMIOTEM.]

[POZIOM UMIEJĘTNOŚCI JEST ZBYT NISKI BY PORUSZAĆ TAK DUŻYM PRZEDMIOTEM.]

Jeśli chciał przenieść coś ciężkiego, prawdopodobnie jego poziom tej umiejętności musiał być znacznie wyższy.

Mógł jednak nadal pracować z czymś mniejszym.

Jin-Woo upuścił Trujący Kieł Rasaka na ziemię. I wyciągnął rękę w kierunku sztyletu.

Następnie sztylet szybko się uniósł.

Jin-Woo chwycił rękojeść sztyletu i spojrzał na niego całkowicie zdumionym wzrokiem.

To naprawdę było fajne.

Wygląda na to że był tak dobrze przygotowany jak tylko mógł.

Kiedy podniósł głowę, by potwierdzić, wymagany czas dobiegł końca.

[POZOSTAŁO: 0H 0MIN 04SEC]

Gdy licznik czasu zmienił się z 4 na 3, w jego widoku pojawiła się nowa wiadomość systemu.

[PONIEWAŻ POLOWAŁEŚ W KARNYM WYMIARZE, POZIOM TRUDNOŚCI NASTĘPNEGO ZADANIA KARNEGO ZOSTANIE ODPOWIEDNIO PODNIESIONY I DOSTOSOWANY]

Poziom trudności byłby wyższy.

To znaczy, że polowanie byłoby o wiele trudniejsze oraz że „Zadanie karne" ponownie spełniłoby swoje zadanie jako właściwa

kara.

Ale z drugiej strony, czy będzie następny raz?

Jin-Woo z niepokojem przełknął ślinę.

Wolał już tutaj nie wracać.

Z drugiej strony zadanie zmiany profesji też nie brzmiało pociągająco.

Wewnątrz pokoju bossa setki potworów czekały na jego powrót.

HP, MP, zmęczenie, wyposażenie, a nawet nowa umiejętność.

Jego obecny stan był o wiele lepszy niż wtedy, gdy po raz pierwszy postawił stopę w tym miejscu, ale kiedy myślał o powrocie

tam, nie mógł nic poradzić na to, że był spięty i zdenerwowany.

Jego serce biło tak mocno, że aż bolało.

Jin-Woo zamknął oczy. Starał się zachować spokój.

Wkrótce w jego głowie rozległ się znajomy mechaniczny dźwięk.

[ZADANIE KARNE DOBIEGŁO KOŃCA]

Kiedy Jin-Woo ponownie otworzył oczy...

Jego wizję wypełniło morze rycerzy stojących w miejscu, którzy jednocześnie obrócili głowy w jego kierunku.

Jin-Woo od razu ruszyły do ataku tnąc pierwszego z rycerzy.

Tym razem nowy sztylet wchodził w ich zbroję jak w masło przecinając, ucinając kończyny, tnąc głęboko po hełmach czy robiąc poważne dziury w piersiach i brzuchach.

Nowy sztylet sprawdzał się całkiem nieźle.

Szło na pewno dużo łatwiej niż walcząc z tą hordą gołymi pięściami.

Ale jego wrażenie z wcześniejszej walki z nimi nadal się utrzymywało.

Portale zamknęły się już a mimo to liczba rycerzy wydawała się nie maleć. Jakby skądś pojawiali się cały czas rycerze zastępując tych już martwych.

I teraz dopiero zwrócił uwagę że jego poziom wcale nie wzrósł podczas tej walki, pomimo tego że pokonał niezliczone ilości przeciwników.

Gdyby wcześniej w tym podziemiu nie zdobywał w ogóle doświadczenia, wtedy nie zwracałby na ten fakt uwagi.

Ale walcząc z pustymi zbrojami czy Igrisem zdobywał doświadczenie za zabójstwa a jego poziom rósł.

Teraz nie.

System poinformował go że będzie miał ograniczone możliwości leczenia za wbijanie kolejnych poziomów. Już ten komunikat jasno wskazywał że był w stanie wbijać tutaj poziomy.

Nie było żadnej wzmianki o punktach doświadczenia.

Jin-Woo rozejrzał się uważnie wokół siebie szukając jakiś nieprawidłowości, czegoś dziwnego.

Czegokolwiek co mogłoby go naprowadzić na trop.

Za hordami rycerzy dostrzegł kilku magów.

Co ciekawe stali i nie zaatakowali go ani razu, mimo to wyglądali jakby przez cały czas rzucali jakieś zaklęcie.

Jedynie, rycerze non stop na niego nacierają.

Czy magowie byli tak zajęci.

Uzdrawianiem rycerzy?

Nie, to nie to.

Podtrzymują jakąś klątwę? A może próbowali go osłabić za pomocą magii?

Niczego takiego nie wyczuwał.

Nie sądził aby to zaklęcie które teraz rzucali wymagało kilkuminutowych inkantacji.

Chyba, że...

Byli przywoływaczami!

Rycerze cały czas przybywają nie dając mu doświadczenia, dlatego że nie są normalnymi potworami a przyzwaniami.

A przecież na samym końcu, z bram wyszli...

Magowie!

To była ich sprawka.

Dotarcie do pierwszego maga nie było trudne.

Tych przyzwańców ciężko było nazwać szybkimi czy zwinnymi.

Odbił się od ramienia jednego z rycerzy i skoczył do góry namierzając pierwszego maga.

Bez większych trudności przedostał się do niego i zaatakował bezbronnego w większości potwora. Rzucając w niego Kłem Rasaka.

Mag po śmierci bezgłośnie zamienił się w smużkę czarnego dymu i zniknął z pola widzenia.

[POKONAŁEŚ MAGA.]

Setki rycerzy spieszących do ataku na Jin-Woo padło w tym samym czasie na ziemie. Wyglądało to tak, jakby byli marionetkami z odciętymi sznurkami.

[UMIEJĘTNOŚĆ: „RZUT SZTYLETEM" ZOSTAŁA NABYWA.]

Zyskał dodatkowo kolejną umiejętność.

Chyba nie mogło być lepiej.

Teraz powinno być już z górki.

Zabijanie rycerzy nic mu nie da jeśli magowie będą żyć.

Musiał ominąć rycerzy i znaleźć magów będących zapewne gdzieś na za tłumami rycerzy.

Tylko że wypatrywanie ich pośród tych tłumów napierających na niego wrogów będzie bardzo trudne i czasochłonne.

Musiał wykombinować coś innego.

Ciął szyję jednego z rycerzy i wbił ostrze w hełm drugiego a następnie skoczył w górę widząc że rycerzom udało się ponownie go otoczyć, co z ich absurdalną liczbą nie było wcale trudne.

Chyba właśnie wykombinował sposób jak namierzyć resztę magów.

Pamiętał że gdy na początku walki użył „Ukrycia" magowi bardzo szybko zlokalizowali go podczas gdy nad ich głowami pojawiły się dość duże i dobrze widoczne symbole oka.

Mógł to powtórzyć żeby ich tym razem namierzyć.

Jin-Woo zniknął.

[MAG UŻYWA UMIEJĘTNOŚCI: „WYKRYCIE"]

[MAG UŻYWA UMIEJĘTNOŚCI: „WYKRYCIE"]

[MAG UŻYWA UMIEJĘTNOŚCI: „WYKRYCIE"]

[MAG UŻYWA UMIEJĘTNOŚCI: „WYKRYCIE"]

[MAG UŻYWA UMIEJĘTNOŚCI: „WYKRYCIE"]

Raniące uszy mechaniczne dźwięki zabrzmiały z kilku kierunków.

Jin-Woo szybko potwierdził pozycje symboli przypominających oko.

W sumie było jeszcze pięciu magów.

Jin-Woo namierzył najbliższego mu maga.

Mag pospiesznie zgromadził wokół siebie rycerzy w chwili, gdy Jin-Woo odwrócił się, by na niego spojrzeć, ale....

Trujący Kieł Rasaka wyleciał z jego lewej ręki w linii prostej i dźgnął dokładnie w środek

czoła maga.

Ponownie setki rycerzy najbliżej martwego maga upadło na ziemię z głośnym łoskotem.

Następnie użył dotyku dominacji aby odzyskać broń którą cisnął we wroga.

Jin-Woo wyciągnął lewą rękę w kierunku sztyletu i jakby przyciągał go magnes, broń wleciała z powrotem do jego otwartej dłoni.

Teraz, gdy nie musiał martwić się o odzyskanie broni po takim rzucie, mógł wybrać najskuteczniejszą drogę do celu.

W następnej sekundzie pojawił się przed następnym magiem i...

Jeszcze zanim rycerze zdążyliby się odwrócić w ich stronę, przeciął sukinsyna na pół.

[POKONAŁEŚ MAGA.]

Kolejni rycerze znów upadli. Dzięki temu nie pozostała nawet połowa pierwotnej liczby rycerzy.

Dodatkowo, skoro magów było mniej kolejni rycerze będą przybywali zauważalnie wolniej na pole walki.

Być może wyczuwając zagrożenie, pozostali magowie zebrali się w jednym miejscu. Nie tylko oni.

Wokół nich zgromadzili się również kontrolowani przez nich rycerze .

A potem wszyscy magowie wspólnie zaczęli inkantować jakieś zaklęcie. Ich złowieszcze i przerażające głosy rozbrzmiały w pokoju bossa i wkrótce zakończyli rzucanie czaru.

Rycerze strzegący magów zostali nagle wciągnięci w jedną bryłę i ścisnęli się, jakby byli zrobieni z gliny bądź plasteliny.

A potem odrodzili się jako jeden wielki metalowy nieco zniekształcony golem, który natychmiast zaczął ruszać w stronę Jin-Woo

Łowca sapnął z czystego podziwu po wyczuciu przytłaczającego ciśnienia wydzielanego przez tego gigantycznego potwora.

Za każdym razem, gdy wielki golem stawiał kroki, ziemia drżała.

Jin-Woo schylił się i uniknął pięści Golema.

Kamienna kolumna za Jin-Woo roztrzaskała się na kawałki po tym, jak uderzyła go metalowa wielka pięść.

Gdyby jeszcze nie zorientował się, co się tutaj dzieje, męczyłby swój mózg, próbując wymyślić, jak poradzić sobie

z tym potworem. Jednak teraz nie musiał się tym martwić.

Tak jak Golem złączył dłonie i uniósł je wysoko, gotowy do uderzenia.

Jin-Woo nie cofnął się, a skoczył do przodu. A potem zsunął się na podłogę.

W mgnieniu oka wślizgnął się między nogi Golema i przemknął tuż obok niego.

Podczas gdy niezdarny Golem pospiesznie się odwracał, Jin-Woo pojawił się już przed trzema całkowicie

bezbronnymi magami, wciąż zajętymi recytowaniem zaklęcia mającego zapewne utrzymać golema.

Ramiona spanikowanych magów zadrżały.

Na twarzy Jin-Woo pojawił się mściwy uśmiech.

Jin-Woo machnął kilkakrotnie sztyletem.

[POKONAŁEŚ MAGA.]

[POKONAŁEŚ MAGA.]

[POKONAŁEŚ MAGA.]

Golem, który próbował pośpiesznie zatrzymać Jin-Woo, roztrzaskał się na kawałki zbroi który rozrzuciły się po całym pomieszczeniu.

Jin-Woo nie stracił jednak czujności.

Możliwe że czekało na niego coś jeszcze.

Pozostał czujny i gotowy na wypadek, gdyby czekały na niego kolejne bolesne niepsodzienki, ale wtedy w jego głowie rozległ się znajomy sygnał dźwiękowy.

Jin-Woo przełknął ślinę.

Być może, żeby śmiać się z jego niepotrzebnych zmartwień, System zamiast tego ogłosił koniec zadania.

[WYSZYSTKIE POTWORY ZOSTAŁY WYELMINOWANE. ZADANIE DOBIEGŁO KOŃCA.]

[BĘDZIESZ W STANIE WYBRAĆ PROFESJĘ NA PODSTAWIE ZEBRANYCH PUNKTÓW.]

Dopiero teraz Jin-Woo mógł odetchnąć z ulgą.

To była naprawdę piekielnie trudna walka, przynajmniej do czasu gdy nie rozumiał na czym ona polega.

Cieszył się teraz, z perspektywy czasu że kamień wypadł mu z dłoni przez co Jin-Woo nie udało się uciec.

Miał pecha – a może zamiast tego miał szczęście. A to zmusiło go do skupienia się wyłącznie na przetrwaniu tej bitwy. Efektem końcowym był niebywały sukces.

A teraz nadszedł czas na otrzymanie jego nagród.

Wzrok Jin-Woo powędrował w stronę licznika czasu.

[04:29:16]

Liczby na zegarze były już zastygłe.

Wytrzymał prawie cztery i pół godziny.

Od samego zastanowienia się, ile zebrał punktów i jaką klasę dzięki temu zdobędzie, jego serce zaczęło drżeć w oczekiwaniu.

[PROFESJA ZOSTANIE WYTYPOWANA PO PRZEANALIZOWANIU AKCJI GRACZA.]

Gdyby jego przeszłe działania zostały wykorzystane jako podstawa do wyboru jego klasy, to szanse, że skończy z czymś

dziwnym i nieprzydatnym były raczej bliskie zeru.

Z drugiej strony był nieco zmartwiony faktem że możliwość wyboru została mu odebrana.

Dał wszystkie punkty w siłę i zręczność. Więc dostanie albo wojownika albo asasyna. Była jeszcze możliwość że zostanie tankiem ze względu na witalność, ale była ona trzecią co do wielkości statystyką. Więc szanse były raczej mniejsze.

Nie ważne co, ważne żeby dzięki tej profesji mógł stać się silniejszy.

[PONURY ŻNIWIARZ ZAWSZE PODĄŻA ZA GRACZEM.]

[ŚCIEŻKA GRACZA JEST USŁANA KRWIĄ I TRUPAMI.]

Okej, te słowa były nieco makabryczne.

I bezduszne.

Zabijał potwory bo takie było zadanie łowców.

I chociaż miał na swoim koncie ludzi, z czego nie był zbyt szczęśliwy, to jednak tę dziewiątkę zabił broniąc siebie, lub innych niewinnych łowców którzy utknęli z nimi w danej sytuacji.

Tak jak podejrzewał od początku, wydawało się, że jego klasa zostanie teraz ustawiona na „Asasyna".

Byłby usatysfakcjonowany tym wyborem.

[GDY TYLKO GRACZ POZYSKAŁ SIŁĘ, PRZESTAŁ POLEGAĆ NA SWOICH TOWARZYSZACH. ZE WSZYSTKIM RADZI SOBIE SAM.]

Na początku nie miał żadnych godnych zaufania towarzyszy, to dlatego!

A potem pojawił się chociażby Jin-Ho. Ale on miał tylko rangę D i nie miał doświadczenia.

Nie mógł jednak zrozumieć, dlaczego te punkty były poruszane podczas wyboru jego klasy.

[TWA NIEUSTĘPLIOŚĆ W DĄŻENIU DO CELU NIE PRZESZŁA BEZ ECHA W KRAINIE UMARŁYCH. NIESZCZĘŚNICY ZESŁANI NA WIECZNĄ TUŁACZKĘ W KRAINIE CIENI ODPOWIEDZIELI NA TWE WEZWANIE. SĄ GOTOWI STWORZYĆ WEDŁUG TWEJ WOLI ŚWIAT W KTÓRYM TO TY BĘDZIESZ DYKTOWAŁ WARUNKI I JUŻ NIGDY NIE BĘDZIESZ POTRZEBOWAŁ NICZYJEJ POMOCY.]

Dopiero teraz Jin-Woo zdał sobie sprawę, że coś tu poszło bardzo nie tak.

Armia Umarłych?!

Że jak?!

Jeszcze zanim miał szansę wnieść sprzeciw....

System odczytał wynik swoim zwykłym suchym i pozbawionym humoru głosem.

[TWOJA PROFESJĄ JEST „Nekromanta".]

- Że co do kurwy?!

Wszystko szło dobrze, więc dlaczego pojawił się „Nekromanta" zamiast oczekiwanego „Asasyna"?

Jin-Woo w oszołomieniu wpatrywał się w wiadomość. Nawet kilkakrotnie przetarł oczy, ale nic się nie zmieniło.

Nie dał żadnych punktów w inteligencję więc dlaczego do ciężkiej cholery dostał Nekromantę?!

Dlaczego dostał profesję pochodną od maga?!

No dlaczego do cholery?!

Jak trafił na rzadką profesję, której nie było nawet wśród niezliczonych Łowców o klasie maga?!

Mroczny czarodziej stojący na czele armii nieumarłych.

W grach postacie z tą profesją posługiwały się głównie swoimi słucham.

Walczył cały czas za pomocą mieczy i sztyletów, a nagle dostał magiczną profesję!

Gdzie była tutaj pieprzona logika?!

Czuł jak złość i oburzenie wylewa się z niego falami.

Zaciskając pięści ruszył w stronę tronu będącego jedynym siedzeniem w pomieszczeniu i padł na nie wzdychając z frustracji i patrząc przed siebie na ogromne pobojowisko.

Musiał się uspokoić.

Złość nigdy dobrze nie zdziałał w jego przypadku.

Musiał mieć chłodną głowę i dokładnie nad tym co się stało pomyśleć.

Rozsiadając się najwygodniej jak mógł na kamiennym tronie i zakładając nogę na nogę Jin-Woo wziął głęboki oddech.

Wyciągnął z ekwipunku butelkę zimnej wody, jedną z kilku jakie miał, odkorkował ją i zaczął pić łapczywie.

Gdy już ją opróżnił i wyrzucił na jakiś stos zbroi niedaleko niego zaczął myśleć.

Najpierw spróbował poszukać plusów nekromancji.

Prawdopodobnie stworzenie własnej armii tak jak podpowiadał mu system.

Ale nie chciał trenować takich sług!

Po pierwsze pojawi się możliwość że jego statystki staną się bezużyteczne!

Otworzył niewielkie okienko i spojrzał na swoją ciężką pracę.

[STATYSTYKI]

SIŁA: 132

WITALNOŚĆ: 91

ZRĘCZNOŚĆ: 111

INTELIGENCJA: 70

ZMYSŁY: 93

Zaciskając usta Jin-Woo westchnął z frustracją.

Nie chciał mieć pod swoimi rozkazami wlokących się bezmózgich worków kości i gnijącego mięsa!

Po co mu były takie bezużyteczne sługi!?

ALARM

[AKCEPTUJESZ SWOJĄ PROFESJĘ?]

[TAK][NIE]

Och?

Więc...

Miał wybór?

Poczuł częściową ulgę.

Więc ostatecznie miał jakikolwiek wybór w tej sprawie.

Z drugiej strony możliwe że za drugim razem system tez wybierze za niego.

I znowu coś dziwnego i bezużytecznego.

Albo będzie musiał do podobnie koszmarnej walki podejść jeszcze raz.

Szczerze mówiąc nie miał na to za bardzo ochoty.

Ale naprawdę nie chciał zostać nekromantom.

Odmówił.

[NEKROMANTA JEST UKRYTĄ PROFESJĄ. WCIĄŻ CHCESZ Z NIEJ ZREZYGNOWAĆ?]

System najwyraźniej nie chciał żeby Jin-Woo zrezygnował z tej profesji skoro pytał po raz kolejny.

Właściwie, czemu system chciał przypisać mu coś niepasującego do niego i w jego oczach mało przydatnego skoro systemowi zależało na utrzymaniu go przy życiu o czym wiele razy się przekonał.

Silny Jin-Woo to prawdopodobieństwo że będzie bezpieczniejszy i przetrwa, a co za tym idzie przetrwa sam system.

Jin-Woo zawahał się przed ponownym odrzuceniem.

Ukryta Profesja?

W rzeczywistości istnieli nieliczni potężni łowcy z dziwnym bardzo rzadkimi umiejętnościami.

Byli na świecie łowcy potrafiący tworzyć potężne bariery ochronne. Byli też tacy którzy potrafili wzmacniać swoich sojuszniku nie będąc medykami.

Szef Gildii Białego Tygrysa łowca rangi S Baek Yun-Ho podobno potrafi przemieniać się w bestię.

O ile wiedział, każdy łowca z unikalnym umiejętnościami nie narzeka na swoją siłę plus może liczyć na niezłe pieniądze.

Czy ukryta profesja oznaczała właśnie umiejętność tego typu?

Pragnął samodzielności i samowystarczalności to prawda.

Dlatego system polecał mu Nekromantę.

Innymi słowy, Klasa Nekromanty miała potencjał, by być naprawdę potężną.

Każdy łowca chciał niezależności i samowystarczalności. Ale nie wielu ją miało tak naprawdę.

Dlatego łowcy nawet ci rangi S dołączali do wielkich i potężnych gildii.

Gdyby mógł doświadczyć siły tej profesji nie wahałby się tak bardzo.

Przebiegał spojrzeniem zniszczone pomieszczenia cały czas rozmyślając.

Gdy jego wzrok padł na jedną z pustych szat, czyli tylko to co pozostało po irytujących magach przywołujących rycerzy w jego głowie nagle coś rozbłysło.

No tak.

Jakby się nad tym zastanowić ci magowie używali czegoś w stylu Nekromancji.

Czyżby w ten sposób system chciał przez ten cały czas pokazać mu drzemiący w tej profesji ogromny potencjał.

To było całkiem sprytne i miało sporo sensu patrząc po tym co się tutaj działo.

Zaczął dokładnie analizować całą bitwę, zachowanie przyzwanych rycerzy oraz magów.

Jin-Woo jest jak najbardziej w stanie walczyć samodzielnie.

Ci magowi nie byli.

Kryli się za swoimi przyzwaniami, a gdy te zawiodły w swoim zadaniu magowie bez trudu zostali przez niego zabici.

Ale mag który samodzielnie byłby w stanie walczyć z pomocą takiej armii.

Byłby w stanie samodzielnie wyczyścić podziemia kategorii B.

O ile nie wyżej.

A gdyby tak...

Jin-Woo staje się coraz silniejszy.

Gdyby istniała możliwość że jego przyzwania również będą stawały się silniejsze...

To byłoby naprawdę pomocne.

Wtedy nie byłby już sam.

Nie całkowicie.

Na te myśl serce Jin-Woo ścisnęło się nieco.

Chociaż od dawna był tak naprawdę sam, wyszydzany i pogardzany, potem coraz silniejszy ale ukrywający się w cieniu...

Ta samotność bardzo mu doskwierała mówiąc szczerze.

Brak przyjaciół, partnera.

Rodziny.

Oczywiście miał swoją siostrę, bardzo ją kochał i byłą dla niego najważniejsza.

Bardzo również kochał swoją mamę, ale ona spała już od czterech lat.

I jej brak bolał na każdym kroku.

Teraz zaczął się łapać na tym że zaczynał Jin-Ho po cichu nazywać przyjacielem.

A jeśli chodzi o jego nieistniejące życie miłosne.

Cóż, już dawno się z tym pogodził.

[WYBRAŁEŚ SWOJĄ PROFESJĘ]

[NA PODSTAWIE ZDOBYTYCH PUNKTÓW, OTRZYMASZ SZANSĘ NA PRZEJŚCIE NA WYŻSZĄ PROFESJĘ.]

[PRZEKROCZYŁEŚ OCZEKIWANY CZAS]

[PUNKTY ZOSTAŁY DODANE]

[NIE UŻYŁEŚ KAMIENIA POWROTU]

[PUNKTY ZOSTAŁY DODANE]

[POSIADASZ PONAD 50% HP]

[PUNKTY ZOSTAŁY DODANE]

[WSZYSCY PRZECIWNICY ZOSTALI POKONANI]

[PUNKTY ZOSTAŁY DODANE]

W tym czasie Jin-Woo odwiązał bandaż z ręki i schował sztylet do ekwipunku wstając z tronu.

[ZDOBYTE PUNKTY PRZEKROCZYŁY WYMAGANY PRÓG]

[TWOJĄ PROFESJĄ OD TERAZ JEST „WŁADCA CIENI".]

Jin-Woo obserwował jak jego ciało jest otaczane przez coś na podobieństwo czarnego dymu, nie będącego jednak prawdziwym dymem.

Ta dziwna czarna energia zaczęła unosić się nad jego ciałem, po czym została jakby przez jego ciało wchłonięta.

[NABYŁEŚ NOWE UMIEJĘTNOŚCI ZWIĄZANE Z PROFESJĄ.]

[ZDOBYŁEŚ DODATKOWE PUNKTY STATYSTYK.]

[ZDOBYŁES NOWY TYTUŁ: „TEN KTÓRY POKONAŁ WŁASNĄ NIEDOLĘ."]

Och?

Dodatkowe punkty statystyk i nowy tytuł już same w sobie były dość zaskakujące.

Przerzucenie go od razu na inną profesję sprawiło że jego usta nieco się rozchyliły.

W niektórych grach, była możliwość wzmocnienia i ulepszenia swojej profesji po wykonaniu określonych czynności czy przekroczeniu jakiegoś poziomu.

Z wojownika na berserkera.

Z rycerza na paladyna.

Z czarodzieja na arcymaga.

I z nekromanty na władcę cienia jak widać.

Jin-Woo otworzył okno statusu.

STATUS

IMIE: SUNG JIN-WOO

PROFESJA: WŁADCA CIENI

TUTUŁ: POGROMCA WILKÓW (+1 WIĘCEJ)

POZIOM: 51

ZMĘCZENIEE: 0

HP: 11035

MP: 1022

SIŁA: 132

ZRĘCZNOŚĆ: 111

WITALNOŚĆ: 91

ZMYSŁY: 93

INTELIGENCJA: 70

REDUKCJA OBRAŻEŃ FIZYCZNYCH: 46% AKTYWANA

POZOSTAŁE PUNKTY: 10

[UMIEJĘTNOŚCI]

PASYWNE:

(NIEZNANA) MAKSYMALNY POZIOM

WYTRWAŁOŚĆ LV.1

ZAAWANSOWANE WŁADANIE SZTYLETEM LV.1

AKTYWNE:

SPRINT LV.2

ŻĄDZA KRWI LV.1

CALNY ATAK LV.2

RZUT SZTYLETEM LV.1

UKRYCIE LV.1

[UMIEJĘTNOŚCI KLASOWE]

AKTYWNE:

WYDOBYCIE CIENIA LV.1

ZAPISANIE CIENIA LV.1

[NAŁOŻONE PRZEDMIOTY]

HEŁM KARMAZYNOWEGO RYCERZA (S), NASZYJNIK OPIEKUNA (A), RYCERSKI NAPIERŚNIK (B), RYCERSKA RĘKAWICA (B), PIERŚCIEŃ MAGA (B), RĘKAWICA ŁUCZNIKA (B), OBÓWIE SKRYTOBÓJCY (C)

Miał 100 punktów do rozdysponowania. Świetnie. I nowy tytuł.

[TYTUŁ: TEN KTÓRY POKONAŁ WŁASNĄ NIEDOLĘ.

TYTUŁ NADAWANY TYM KTÓRZY W HEROICZNY SPOSÓB POKONALI PRZECIWNOŚCI LOSU. TWOJE STATYSTYKI ZWIĘKSZAJĄ SIĘ PROPORCJONALNIE DO UTRATY PUNKTÓW ZDROWIA.

(1% WZROST STATYSTYK ZA KAŻDY 1% BRAKUJACEGO HP.)

Bardzo szybko zainteresowanie czytaniem opisu zniknęło gdy Jin-Woo dostrzegł coś dziwnego za na wpół przezroczystymi oknami systemu.

Zamknął je przyglądając się jak nieznany czarny dym powoli i dziwnie wydobywał się z rycerzy rozsianych po podłodze nie różniących się wiele od zwykłego złomu.

Te kawałki złomu nie były niczym więcej niż bezwładnymi śmieciami jeszcze minutę temu.

Ten czarny dym unosił się z każdego rycerza na ziemi.

Ilekroć jego oczy padały na „cele", z których sączył się czarny dym, w jego polu

widzenia pojawiały się słowa o trudnym do zrozumienia znaczeniu.

[WYDOBYCIE CIENIA MOŻE ZOSTAĆ UŻYTE NA TYM CELU.]

[WYDOBYCIE CIENIA MOŻE ZOSTAĆ UŻYTE NA TYM CELU.]

[WYDOBYCIE CIENIA MOŻE ZOSTAĆ UŻYTE NA TYM CELU.]

[WYDOBYCIE CIENIA MOŻE ZOSTAĆ UŻYTE NA TYM CELU.]

[WYDOBYCIE CIENIA MOŻE ZOSTAĆ UŻYTE NA TYM CELU.]

To musiała być umiejętność klasowa.

Słyszał z oddali ciche ale mimo tego dobrze słyszalne krzyki agonii i bólu.

Sam dym wijący się ku górze a wydobywający się z tych ciał wyglądał jakby był pełen bólu i cierpienia.

To było naprawdę dziwne, i dość przerażające jeśli miał być całkowicie szczery.

Zakładał że widząc ten dym i te wiadomość mógł stworzyć swoje sługi.

Właściwie nekromancja to była taka trochę zabawa w dowodzenie.

Mógł sobie z tym poradzić jeśli jego przyzwane istoty nie będą mu sprawiały kłopotów.

Jeśli będą dobrze wykonywać jego rozkazy to zakładał że ta zabawa może mu się nawet spodobać.

[PROSZE WYBIERZ SŁOWO, DZIĘKI KTÓREMU AKTYWUJESZ WYDOBYCIE CIENIA.]

Słowo aktywacyjne tak?

To powinno być coś prostego do zapamiętania, krótkiego i pasującego.

- Powstańcie.

Gdy wypowiedział to jedno słowo krzyki agonii stały się głośniejsze, nie będąc już słabym echem w pełnoprawnymi krzykami, jednocześnie dym wydobywający się w poległy rycerzy zaczął wić się szybciej i narastał.

Jin-Woo jeszcze raz przeskanował swoje otoczenie.

Wszystkie cienie znajdujące się w jego pobliżu zaczęły się poruszać.

Wkrótce z jednego z cieni wynurzyła się czarna ręka. Mocno przycisnęła się do ziemi a następnie wyglądało na to że ta ręka, która powoli zamieniła się w ramię zaczyna wyrywać się z ciała trzymając się ziemi.

Widok był co najmniej makabryczny.

Oczy Jin-Woo otwierały się coraz szerzej.

Żołnierze odziani od stóp do głów w kruczoczarne zbroje, jeden po drugim, wychodzili ze swoich dawnych ciał.

Ich obecne ciała wydawały się... stworzone z ciemności.

Unosiła się gdzieniegdzie z nich czarna dziwna mgła.

Czy lepiej to określić jako dym?

Zanim Jin-Woo odzyskał rozum, u jego boku stało już kilkudziesięciu żołnierzy, którzy wyglądali jakby na coś czekali.

Z dziur w ich przyłbicach gdzie powinny być oczy unosiło się niebieskie światło bardzo podobne w konsystencji do tego czarnego dymu.

Jin-Woo podszedł do najbliższego żołnierza.

Pierwszą rzeczą, jaką zrobił, było dotknięcie go. Kiedy położył rękę a jego piersi poczuł coś metalowego.

Jak się okazało, zbroje wyglądające na metal nie były tylko na pokaz.

Chociaż zdecydowanie metalem nie były.

Ich sylwetki były zdecydowanie ludzkie.

[CIENISTY PIECHÓR LV.1]

RANGA: NORMALNA

Jednak nie byli ludźmi. Nie wyczuwał od nich żadnych oznak życia. Nie oddychali i nie słyszał bicia serca.

Obserwując ostrożnie żołnierzy przez kilka następnych chwil aby upewnić się że ci nie zrobią mu nic złego Jin-Woo pośpiesznie otworzył okno statusu i sprawdził opis swoich umiejętności klasowych.

[UMIEJĘTNOŚĆ: WYDOBYCIE CIENIA LV.1]

UMIEJĘTNOŚĆ KLASOWA

NIE WYMAGA MANY

WYDOBYWAJĄC MANĘ Z MARTWEGO CIAŁA TWORZYSZ ŻOŁNIERZY CIENIA. SZANSA POWODZENIA ZALEŻY OD STATYSTYK CELU I CZASU JAKI UPŁYNĄŁ OD JEGO ŚMIERCI.

CIENIE MOŻLIWE DO WYDOBYCIA: 30/30

[UMIEJĘTNOŚĆ: ZAPISANIE CIENIA LV.1]

UMIEJĘTNOŚĆ KLASOWA

NIE WYMAGA MANY

JESTEŚ W STANIE ZAPISAĆ STWORZONYCH ŻOŁNIERZY I WYKORZYSTAĆ ICH PÓŹNIEJ.

ZAPISANE CIENIE: 0/20

Podszedł do jednego z magów którzy wcześniej sami przyzywali zbroje a teraz byli jego cieniami.

Z tego co zauważył udało mu się pozyskać 3 magów i 27 piechurów.

[CIENISTY MAG LV.1]

RANGA: ELITA

Mógł stworzyć 30 żołnierzy ale zapisać już tylko 20.

Miał teraz dość potężną moc.

Gdyby mógł tworzyć z pokonanych potworów swoich żołnierzy...

Gdyby mógł tworzyć ich z bossów.

Nagle uświadamiając sobie coś ważnego wzrok Jin-Woo zaczął szaleńczo skakać po pokoju.

W końcu pod jedną ze ścian dostrzegł porzuconą karmazynową zbroję.

Jin-Woo stanął przed martwym ciałem Igrisa.

To mógł być przerażający wróg, który próbował go zabić zaledwie kilka godzin temu, ale teraz był to prawdopodobnie mógł stać się bardzo silnym sprzymierzeńcem. Na szczęście zobaczył, jak czarny dym powoli wydobywa się z Igrisa, tak jak to było w przypadku innych poległych rycerzy.

[WYDOBYCIE CIENIA MOŻE BYĆ UŻYTE NA TYM CELU.]

- Powstań.

Pomimo wypowiedzenia słowa aktywacyjnego nic się nie stało.

Gdy zmarszczył brwi zaskoczony przed jego oczami pojawiło się okienko.

[BY UŻYĆ WYDOBYCIA MUSISZ ZWOLNIĆ DOSTĘPNE MIEJSCE. ABY ODWOŁAĆ PRZYWOŁANY CIEŃ UŻYJ FRAZY „ODWOŁANIE PRZYWOŁANIA".]

Jin-Woo skrzywił się zdając sobie sprawę ze swojego błędu.

Odwrócił się do czekających cieni i zdał sobie sprawę że obrócili się w taki sposób że nadal stali twarzami do niego.

Być może pasując do ich tytułu „żołnierzy cienia", wydawało się, że poruszają się bez wydawania ani jednego dźwięku.

Przyjrzał się swoim żołnierzom którzy stali cierpliwie na baczność. Będzie musiał pozbyć się najsłabszych.

Jedenastu.

Potrzebował miejsca dla Igrisa plus mógł zapisać tylko 20 z 30 tych gości.

Ci żołnierze należeli do niego i naprawdę nie chciał odrzucać żadnego z nich.

Czuł gdzieś w głębi magiczną więź między nim a żołnierzami. Dzięki temu z łatwością mógł sprawdzić którzy z nich są najsłabsi.

Najwyraźniej ta więź od razu sprawiła że przywiązał się do swoich żołnierzy.

To prawdopodobnie było głupie.

[NIE MOŻESZ PRZYWOŁAĆ CIENI ODESŁAYCH DO NICOŚCI.]

Jin-Woo wpatrywał się przez chwilę w miejsce gdzie stali wycofani żołnierze z przepraszającym wyrazem twarzy, po czym zwrócił uwagę z powrotem na Igrisa.

- Powstań.

Cień pod leżącym ciałem zaczął się łagodnie kołysać i nieco rozrastać.

Patrząc z podnieceniem na ciało Jin-Woo wstrzymał oddech.

Po chwili jednak cień uspokoił się i zastygł, nic się nie działo.

[NIE UDAŁO SIE WYDOBYĆ CIENIA.]

[POZOSTAŁY CI DWIE SZANSE]

Cóż, to nie było wcale takie łatwe.

Trzeba było brać pod uwagę jego siłę i czas jaki minął od zgonu.

Igris był bossem więc jego statystyki musiały być wysokie, plus zginął ponad cztery godziny temu.

Ale nie sądził żeby to czas odgrywał tutaj główną rolę.

Nawet gdyby minęło sześć czy siedem godzin to raczej nie był długo czasu.

Chodziło zapewne głównie o jego siłę.

Miał jeszcze dwie próby, więc nie zamierzał przedwcześnie się martwić.

- Powstań.

[NIE UDAŁO SIE WYDOBYĆ CIENIA.]

[POZOSTAŁA CI JEDNA SZANSA]

Ten gość sprawiał mu tyle kłopotów, gdy jeszcze żył, a nawet po śmierci potrafił przyprawiać go o poważny ból głowy.

Jin-Woo zacisnął usta i zmrużył oczy patrząc ponuro na Igrisa. Rozejrzał się chwilę po sali biorąc głębokie wdechy żeby się uspokoić.

Wtedy właśnie jego wzrok padł na pusty tron którego najwyraźniej Igris strzegł i zablokował Jin-Woo drogę do niego gdy tylko wszedł do tej komnaty.

- Przestań chronić kogoś kogo dawno już tutaj nie ma. I spróbuj ochronić tego którego masz przed sobą. Powstań.

Wkładając cały swój autorytet i rozkaz w te słowa Jin-Woo spróbował po raz ostatni.

Słychać było dochodzący skądś głęboki krzyk, a pokój bossa został omieciony niesamowicie mroźnym wiatrem.

Wyraz twarzy Jin-Woo rozjaśnił się.

Tak jak się spodziewał, gdy długi krzyk dobiegł końca, z cienia wynurzyła się długa czarna ręka.

Nowo powstały cień wyglądał dokładnie tak, jak był w jego wspomnieniach.

[POMYŚLNIE WYDOBYŁEŚ CIEŃ]

Pióro przymocowane do hełmu, bardzo ładna zbroja okrywająca szczupłe ciało, ta szlachetna, dostojna peleryna.

Jedyna różnica polegała na tym, że zbroja miała teraz zamiast tego ciemnoczerwonego koloru kolor podobny do smoły. Wszystko inne było dokładnie takie samo. Po prostu stał spokojnie czekając aż Jin-Woo wyda mu rozkaz.

Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech satysfakcji.

[ULEPSZYŁEŚ CIEŃ]

[POZIOM CIENIA BĘDZIE WYNOSIŁ 7.]

[CIEŃ O RANDZE PRZERASTAJĄCEJ RYCERZA MOŻE ZOSTAĆ NAZWANY.]

Już na dzień dobry Igris miał 7 poziom zamiast 1 tak jak jego reszta cieni.

I jego ranga również się różniła.

Jin-Woo spojrzał na głowę cienia gdzie było niewielkie okienko.

[??? LV.7]

RANGA: RYCERZ.

Jin-Woo zamyślił się.

Czy powinien zmienić mu imię? Czy może pozostać przy Igrisie?

Uznając że zmiana imienia nie jest potrzeba Jin-Woo nadał mu jego dawne imię. Znaki zapytania zmieniły się w imię.

[IGRIS LV.7]

RANGA: RYCERZ.

Wszystko, co zrobił, to po prostu nadanie mu oryginalnej nazwy, ale Jin-Woo nadal czuł, że osiągnął coś niesamowitego.

Był pełen zadowolenia, wiedząc, że ten facet był teraz jego lojalnym żołnierzem.

Jin-Woo odwrócił się patrząc na 19 gości za nim.

Ilość jego żołnierzy na razie był żałośnie niski. Ale to zapewne ulegnie zmianie gdy jego umiejętności klasowe zyskają wyższe poziomy.

Albo gdy ilość jego punktów inteligencji wzrośnie. Nie był jeszcze do końca pewien.

Na razie jednak liczyło się to że miał swoją własną armię.

Co więcej, nie były to jakieś szkielety i trupy z odpadającym gnijącym mięsem i wystającymi kośćmi, ale armia cieni.

Teraz pozostał tylko jeden problem.

Byliby zbyt przyciągający wzrok gdyby tak po prostu chodzili sobie po ulicach za nim.

Ta umiejętność nie był niczym normalnym dla łowców. Przywoływanie jednych czasami dwóch istot było wśród łowców rzadkie, ale nie wzbudzało zdziwienia. Przywoływanie 30 postaci z cienia... Cóż to byłoby dziwne i straszne dla wszystkich.

Albo będzie pod stałą obserwacją, albo, co gorsza, ktoś może nawet zażądać od niego odwołania wezwań.

Gdyby szef Departamentu Monitorowania Łowców Woo Jin-Chul, który mu zaufał dowiedziałby się o tym wszystkim prawdopodobnie dostałby tętniaka który natychmiastowo by pękł.

Jin-Woo miał wrażenie, że już umrze z frustracji.

Właśnie dlatego prawdopodobnie istniała kolejna umiejętność.

Najlogiczniejsze rozwiązanie tej sprawy to ukrycie jakoś tych żołnierzy. Musiał mieć coś takiego.

Ponownie przeszukując swoje okno statystyk dostrzegł jedną z umiejętności której jeszcze kilka minut tam nie było. Bądź po prostu jej nie zauważył.

MAGAZYN CIENI.

To chyba rozwiązywało jego problem.

***

Wrócił padnięty do domu koło trzeciej w nocy.

Wkradł się do domu najciszej jak tylko mógł żeby nie obudzić swojej siostry.

Co z jego statystyką zręczności nie było specjalnie trudne.

Gdy wszedł do pokoju spojrzał tęsknie w stronę łóżka.

System potrzebował minimalnego okresu snu, czyli czterech godzin. Żeby odnowić jego HP, zbić zmęczenie i zregenerować manę.

To była duża ulga że wystarczy że będzie śnił przez następne cztery godziny różnorakie koszmary z udziałem wielkich kamiennych posągów i zmarłych w podwójnym podziemiu łowców, rozpamiętując ból utraty nogi, uczucie wleczenia po ziemi i długiego klęczenia w strachu.

Nie było nocy żeby mógł w całości przespać ją bez koszmarów. Najczęściej korzystał właśnie z tych czterech godzin których potrzebował system a potem wstawał bojąc się ponownie zasnąć.

Patrząc zdesperowany na swoje łóżko do głowy Jin-Woo wpadł pewien pomysł.

Przyzwał Igrisa czując uścisk w gardle.

Igris pojawił się przy jednej ze ścian niewielkiej sypialni otulonej półmrokiem.

Cień pojawił się bezgłośnie i stał wyprostowany spoglądając na Jin-Woo.

Cichym niepewnym głosem łowca poprosił go by czuł w nocy go od sam będzie spał.

Igris siadł w koncie i wyciągnął miecz kładąc go sobie na kolanach.

Jin-Woo położył się do łóżka częściowo zaskoczony że nie przeszkadzał mu fakt iż martwy groźny cień patrzy na niego bez mrugania z drugiego końca pokoju mają na kolanach wielki miecz.

 

Chapter 9: Rozdział 8

Chapter Text

Ze stanu spokoju i błogości wyrwał go znany rozmyty przez jego twardy sen dźwięk telefonu komórkowego. 
Z zamkniętymi oczami i umysłem zamglonym od snu wymacał telefon leżący jak zwykle na szafce nocnej i odebrał go przykładając sobie niezdarnie do ucha, nie sprawdzając nawet kto dzwoni. 
- Słucham?
- Hę? Ty dalej w łóżku.
Słysząc głos swojej siostry Jin-Woo ziewnął przeciągle. 
- Ach... Tak, jestem trochę zmęczony. Późno wróciłem.
- Sprawdź godzinę. - Poradziła mu zirytowana siostra.
- O? A która jest? - Spytał nie kłopocząc się żeby sprawdzić.
- Czternasta! Pamiętasz że dzisiaj jest zebranie?!
Zrywając się do siadu i otwierając oczy Jin-Woo poczuł się jakby ktoś oblał go kubłem zimnej wody.
Na śmierć o tym zapomniał! 
Wzdrygnął się zaskoczony i przerażony widząc Igrisa siedzącego nieruchomo w tym samym miejscu w którym go wczorajszej nocy zostawił. 
O mało nie spadł z łóżka widząc istotę z cienia mająca na kolanach wielki miecz, w porę jednak przypomniał sobie że teraz jest on cieniem Jin-Woo. Nie zrobi mu krzywdy. 
- O której?!
- O siedemnastej! 
- Nie martw się, będę na czas. - Obiecał jej ziewając i siadając na łóżku.
- No ja myślę! Zadzwoń jak już będziesz.
Gdy jego siostra już się rozłączyła Jin-Woo popatrzył na milczącego Igrisa potem przeciągnął się i  podrapał po głowie.
Spał do czternastej? 
Obecnie jak na niego to bardzo długo, dodatkowo był bardzo mile zaskoczony że tym razem spał naprawdę spokojnie. 
Bez jakichkolwiek koszmarów.
Czyżby obecność Igrisa naprawdę pomogła? 
- Dziękuję. Teraz pora żebyś ty odpoczął. - Stwierdził miękko Jin-Woo spoglądając na swój nowy cień.
Przyzwał go do siebie a żołnierz powoli zamienił się w czarną mgłę i wleciał w cień Jin-Woo.
Po prysznicu który zajął mu niecałe dziesięć minut łowca stanął przed otwartą szafą patrząc na jej wnętrze krytycznym spojrzeniem.
Prawdopodobnie na rozmowę z nauczycielem swojej siostry powinien założyć coś lepszego niż koszulka i dżinsy. 
Problem był jednak taki większość ciuchów była dla niego już za mała oraz prócz starego garnituru kupionego na egzaminy wstępne nie miał nic eleganckiego. 
Jego włosy były nieco mokre więc postanowił poczekać jeszcze chwilę aż nieco przeschną.
Miał dziesięć punktów do wydania na podwyższenie statystyk. Wcześniej wydałby je na zmysły lub zręczność. Nie wahając się ani chwili Jin-Woo wsadził wszystkie punkty w inteligencję mając cichą nadzieję że to ona zwiększy nie tylko jego manę ale i ilość cieni jakie mógłby pozyskać. 
Gdyby za to była odpowiedzialna któraś z umiejętności klasowych, wtedy znacznie wolniej zyskiwałby miejsca dla nowych żołnierzy.
Po kilku kolejnych minutach przeglądania okna statusu Jin-Woo zamknął je znów patrząc krzywo na swoją nadal otwartą szafę.  
Potrzebował jakiś porządnych ciuchów na dzisiejszy dzień. 
***
Pierwszym miejscem, które odwiedził, był bank. Był ciekaw, ile zarobił na magicznych rdzeniach.
Do tej pory był zbyt zajęty żeby to sprawdzić, i szczerze mówiąc nie było mu to specjalnie potrzebne.
Zarządzanie magicznymi rdzeniami pozostawiono przywódcy rajdu, Jin-Ho. Chłopak powiedział mu, że sprzedawał wszystkie magiczne rdzenie po codziennych rajdach. Fundusze zostały zdeponowane w księdze bankowej, którą posiadał Jin-Woo. Nie omówili jednak szczegółowo rzeczywistych kwot.
Jin-Ho był dobry w raportowaniu o wszystkim innym. Chyba tak naprawdę nie interesowały go po prostu.
Być może ze względu na okoliczności swojego życia młody człowiek prawdopodobnie nie interesował się sprawami finansowymi. Tematy jego rozmów dotyczyły głównie celebrytów, rajdów, muzyki i filmów. Cóż, „rozmowa” polegała głównie na rozmowie Jin-Ho, podczas gdy Jin-Woo po prostu kiwał głową.
Kiedy Jin-Woo wspominał czasy, które spędził z Jin-Ho, zdał sobie sprawę że dzieciak nigdy nie mówił o swojej rodzinie. To było dość dziwne.
Zanim Jin-Woo mógł się nad tym zastanowić, dotarł do banku.
I oczywiście wszystkie bankomaty były zajęte i do każdego z nich były kolejki złożone z przynajmniej trzech innych osób. 
Pokonany Jin-Woo chwycił numer i czekał. Wkrótce został wezwany i podszedł do lady.
- Witam
Pracownica obsługi miała krótkie włosy i promienny uśmiech.
- W czym mogę panu pomóc?
- Chciałbym wyrobić nową kartę płatniczą oraz zaktualizować stan konta.
- W porządku. 
Pracowniczka z uśmiechem wzięła książeczkę bankową z rąk Jin-Woo. Czekając, łowca rozejrzał się po banku znudzony. Mimo że było to popołudnie w dzień powszedni, wokół było niezwykle dużo ludzi. Kiedy obserwował ludzi, kobieta obsługująca go spojrzała na książeczkę bankową Jin-Woo i był zaskoczony.
[Saldo konta: 1 482 920 000] (4 878 715 PLN)
Uważnie przeczytała numer, licząc zera, było to zdecydowanie ponad miliard. Historia transakcji pokazała, że wszystko zostało zebrane w ciągu ostatniego tygodnia.
Jak taki młody człowiek mógł...?
Najpierw pomyślała o Jin-Woo jako o studencie college'u, który załatwiał sprawy związane z książeczką bankową dla swojej matki. Teraz patrzyła na mężczyznę zupełnie innym spojrzeniem. Ostrożnie zadała mu pytanie z lekkim ukrytym motywem.
- Więc czym się pan zajmuje. 
- Jestem łowcom. - Odrzekł spokojnie chyba nie domyślając się czym spowodowane było to pytanie. 
Kobieta skinęła głową. Plotki były prawdziwe.
Słyszała że łowcy zarabiają bardzo dużo pieniędzy.
Ale nie sądziła że są w tak krótkim czasie w stanie zarobić aż tyle. Nagle poczuła wstyd z powodu swojej zwykłej pracy przy biurku. Jeszcze kilka chwil temu Jin-Woo był klientem jak każdy inny. Teraz zdała sobie sprawę, że żył w innym świecie.
Chłopak przed nią prawdopodobnie miał bardzo wysoką rangę i pracował dla jednej z któryś największych gildii. 
Tylko oni zarobiliby tyle pieniędzy. To był pierwszy wysokiej rangi, łowca jakiego spotkała. Ta myśl sprawiła, że jej serce zatrzepotało. Taki młody człowiek jak on z ponad miliardem w gotówce byłby uważany za VIP-a w tym banku. Nie chciała przegapić okazji. Pracownik zaczął wychodzić zgodnie z jej szkoleniem,
- Tak więc w naszym banku pojawił się nowy produkt dla klientów VIP.
Jej służbowy uśmiech zmienił się w szczery; jej oczy były utkwione w Jin-Woo.
Mężczyzna wyglądał, jakby w pośpiechu opuścił swój dom, mając na sobie beztroskie ubranie i nieuczesane włosy, wciąż lekko wilgotne. Zdała sobie sprawę, że prawdopodobnie prowadził bardzo pracowite życie i poświęcił na to cenny czas, aby tu przyjechać.
- Jest bardzo popularny wśród klientów. Może chciałbyś w to zainwestować?
- Obecnie bardzo się śpieszę. Ale może następnym razem gdy będę w banku.
- Ach, rozumiem.
Nie była zdziwiona tym że chłopak nie ma czasu, ale mimo tego mogła ukryć rozczarowania w swoim głosie. 
Ignorując wzrok pracowniczki na karku, opuścił bank. W chwili, gdy wyszedł na zewnątrz, westchnął z ulgą.
Zauważył zmianę w jej oczach po tym, jak ujawnił, że jest Łowcą. Spojrzenia innych. I ich zainteresowanie. To było coś normalnego dla innych Łowców, ale nie dla Jin-Woo.
Cóż, chyba będzie musiał się już zacząć do tego przyzwyczajać.
Gdy ponownie podejdzie do pomiaru i uzyskał wysoką rangę, uwaga skupiona na nim stałaby się znacznie cięższa. Słyszał, że Łowcy mieli nawet swoich fanów i paparazzi. Patrząc w górę, zobaczył billboard na szczycie budynku z reklamą; modelem był słynny łowca. Przed czasami bram i łowców na tym bilbordzie byłaby postać jakiegoś sportowca lub piosenkarza. Teraz Łowcy otrzymali miłość mas. Jin-Woo za jakiś czas również może znaleźć się w podobnym świetle reflektorów. Obecnie jedynymi osobami, które nie lubiły Łowców, były firmy ubezpieczeniowe.
Po wyjściu z banku Jin-Woo mógł wreszcie sprawdzić swoje dochody. Był bardzo zaskoczony.
1 482 920 000?!
Dochód z 9 rajdów wyniósł prawie półtora miliarda! Było to średnio 160 milionów na podziemie rangi C.
To była kupa kasy!
Teraz przynajmniej już rozumiał zachowanie pracowniczki banku. Każdy na jej miejscu byłby zaskoczony, nawet on sam. 
Po tym, jak Jin-Woo wszystkie sprawy sprawę, aby sprawdzić stan konta, poszedł i kupił garnitur, a nawet miał czas na strzyżenie się w pobliskim salonie.
Wyglądał jak zupełnie inna osoba gdy stanął przed budynkiem szkoły swojej siostry.
Pieniądze nie mogły dać wszystkiego, ale ich posiadanie naprawdę było przyjemne. Teraz mając coś na koncie, dobre ubrania i ładnie przystrzyżone włosy czuł się znacznie lepiej w swojej skórze. 
Sprawdził godzinę. Była 4:20.
Zobaczył Jin-Ah czekającą na niego przy drzwiach do budynku.
Gdy Jin-Woo podszedł wreszcie bliżej oczy jego siostry zrobiły się komicznie duże na jego widok. 
Widząc jej minę Jin-Woo nie mógł powstrzymać cisnącego mu się na usta zadowolonego z siebie uśmiechu.
- Nie możesz być moim bratem. Podmienili cię. 
- No bardzo zabawne, siostra. Przestań mi się tam dziwnie przyglądać i chodźmy do środka.
Wyglądało na to, że Jin-Ah była zbyt zszokowana, by nim kierować, więc Jin-Woo objął prowadzenie. Był tu studentem 5 lat temu. Struktura była mu znajoma. Wiedział, że spotkanie odbędzie się w sali konferencyjnej, a nie w jej sali lekcyjnej, więc udał się w tym kierunku. A jego tempo było dość szybkie. Nie miał najlepszych wspomnień związanych z kończeniem tutaj edukacji, tak więc chciał załatwić to co miał do załatwienia i się stąd wynosić. 
- Hej! Zaczekaj na mnie. 
Jin-Ah szybko pobiegła za swoim bratem.
- O rany...
- Hm?! Cześć.
- Kto to?
- Ale przystojniak.
- Jin-Ah chyba go zna. To chyba jej brat. 
Wszyscy wgapiali się w niego i szeptali do siebie gdy Jin-Woo wraz z siostrą szli korytarzami. 
Muskularne ciało i modny garnitur. Nawet przeciętnie wyglądająca osoba przyciągnęłaby ich wzrok. Cóż, Jin-Woo był całkowicie niezainteresowany.
Szepty uczniów docierały do niego jednym uchem, a drugim wychodziły. Tym, który był podekscytowany, była Jin-Ah. Nadstawiła uszu i słuchała szeptów kolegów, po czym podeszła do brata i przebiła go łokciem.
- Jesteś dość popularny. 
Za pierwszym razem ją zignorował.
- Nie masz żadnego fajnego chłopaka prawda? 
Zignorował ją po raz drugi.
- Czy twoja cudowna siostra powinna cię komuś przedstawić? 
Po raz trzeci uszczypnął ją delikatnie w policzek.
- Nie przeginaj mała.
- Auć! Hej, bierz te łapy. 
Jin-Woo puścił ją, a naburmuszona dziewczyna potarła swój policzek z udawanym dramatyzmem.
- Powinieneś sobie w końcu kogoś znaleźć. Chce po prostu żebyś był szczęśliwy.
- Nic mi nie jest nie martw się. - Zbył ją łagodnie. 
Gdy przybyli już pod salę Jin-Woo wsadziła głowę przez drzwi oznajmiając nauczycielce że jej brat już tutaj jest. 
Jin-Woo już miał wejść, ale zatrzymał się gdy dostrzegł że Jin-Ah zamiast iść z nim wycofuje się w głąb korytarza. 
- A co z tobą? - Spytał zaskoczony.
- To rozmowa tylko między nauczycielem a rodzicem/opiekunem. Chciałam cię tylko odprowadzić. 
 Och, tak, Jin-Woo przypomniał sobie swoją ostatnią klasę w liceum. Wtedy nikt do niego nie przyszedł.
 Mama już wtedy miała problemy.
Gdy zachorowała, jego matkę trzeba było szybko hospitalizować. Nie chcąc wysilać jej słabego ciała, Jin-Woo nie powiedziała jej o spotkaniu rodziców z nauczycielem. Z tego powodu musiał przez jakiś czas znosić nagabywanie swojego wyjątkowo mściwego i złośliwego nauczyciela. Pamiętając to doświadczenie, zdał sobie sprawę, dlaczego Jin-Ah była zdenerwowana, gdy poprosiła go o przybycie tutaj te dwa tygodnie temu. Zapytał swoją siostrę z uśmiechem,
- Dziś też późno kończysz?
- Tak. Po rozmowie możesz iść do domu beze mnie. 
- W porządku. 
Poklepał ją po głowie, zanim zdążyła zareagować, uśmiechając się nieco złośliwie. 
- Nie rób tego, wiesz że tego nienawidzę! 
- Do zobaczenia w domu.
Jin-Woo wszedł do sali konferencyjnej z uśmiechem. Jin-Ah poprawiła włosy dąsając się. 
Tak często traktował ją jak dziecko.
Cóż, to nie było tak, że tego nienawidziła. Rozejrzała się, zmartwiona, że ktoś mógł to zobaczyć. Po upewnieniu się, że nikogo nie ma w pobliżu, podskoczyła do swojej klasy.
Część niej po prostu żałowała że on nie miał nikogo kto mógłby traktować go z czułą troską tak jak on traktował ją. 
Oczyścicie Jin-Ah kochała swojego brata, dbała o niego i troszczyła się, ale była jego młodszą siostrą. Nie mogła, nie umiała traktować go jak on ją. Zresztą jej braty by jej na to nie pozostawił. To on miał chronić i wychowywać ją, nie ona jego. 
W tej kwestii od dawna był nieugięty. 
Nie od czterech lat, a już od niecałych dziewięciu.
Od czas zniknięcia jej ojca. 
Po tym jak ich ojciec przepadł w jednej z bram Jin-Woo z dużą łatwością zaczął zajmować rolę męskiego wzorca i opiekuna w życiu Jin-Ah. 
Nie próbował zastąpić ich ojca, ale starał się wykonywać jego rolę w jej życiu.
Z czasem gdy był coraz starszy wychodziło mu to coraz łatwiej i coraz naturalniej. A motem ich mama zachorowała i Jin-Woo musiał całkowicie poświęcić się roli opiekuna. 
 Opiekował się nią, ale nikt nie opiekował się nim. 
Jin-Ah wiedziała że jego brat w głębi duszy tęskni za uczuciem i swoją szybko utraconą niewinnością i chciał aby ktoś był u jego boku. 
Szkoda tylko że do tej pory Jin-Woo nie znalazł kogoś takiego.
***
Gdyby miał opisać w jednym zdaniu swoje pierwsze wrażenie na temat wychowawcy jego młodszej siostry...
Wyglądała na serdeczną osobę. 
- Musisz być starszym bratem Jin-Ah. 
Była mądrze wyglądającą nauczycielką w średnim wieku. Ktoś, kogo jasny uśmiech sprawiał, że druga osoba czuła się komfortowo. Znając okoliczności jego gospodarstwa domowego, w ogóle nie kwestionowała obecności Jin-Woo na spotkaniu rodziców/opiekunów.
 To było całkiem miłe. 
- Miło cię poznać. Jestem wychowawcą Jin-Ah. Nie zdawałam sobie sprawy, że Jin-Ah ma tak przystojnego starszego brata.
 Na jej bezczelne, ale miłe powitanie, Jin-Woo pochylił głowę.
Nie pamiętał żeby uczyła tutaj gdy on jeszcze był uczniem.
Musiała być nową nauczycielką przyjętą już po jego odejściu. Mówią, że pierwsze wrażenie było bardzo ważne. Po ich powitaniu mógł się trochę zrelaksować.
Wydawało się że nauczycielka podeszła z szacunkiem do kogoś tak młodego jak Jin-Woo. To też było dość miłe. 
Wyglądało na to, że przez swój ostatni rok jego młodsza siostra nie będzie nękana przez irytującego nauczyciela.
- Proszę usiądź. 
Wskazała na krzesło. Jin-Woo usiadł i spojrzał na nauczycielkę siedzącą za dużym biurkiem.
- Twoje siostra to naprawdę miła i uczynna dziewczyna. Nie masz się o co martwić jest idealną uczennicą. 
Rozmawiali o przeciętnych sprawach poruszanych  na tego typu spotkaniach między opiekunem a nauczycielem. Ich rozmowa trwała przez jakiś czas w dobrym nastroju. Ponieważ Jin-Ah była wzorową uczennicą, jej nauczycielka miała do powiedzenia tylko dobre rzeczy.
- Wiedziałeś że planuje iść na medycynę? 
- Owszem.
- Jej wyniki egzaminów były dobre, a jej ogólne oceny są doskonałe. Powinna być więcej niż w stanie dostać się do dobrej szkoły. Proszę jednak żebyś nie nakładał na nią zbyt dużej presji. 
Jin-Woo uroczyście skinął głową. Twarz nauczyciela była pełna oczekiwań wobec Jin-Ah. Prawdę mówiąc, wielu wychowawców klas maturalnych było przepełnionych stresem z powodu ocen uczniów. W końcu ostatnie lata ucznia w liceum decydowały o przebiegu jego życia.
Często słyszał że wielu nauczycieli było niechętnych do uczenia końcowych klas. 
Słyszał, że niektórych nauczycieli trzeba było czasami wpychać na te miejsca siłą. Mając to na uwadze, było jasne, że nauczycielem Jin-Ah był ktoś z pasją do tej pracy. Jako opiekun jego młodszej siostry, Jin-Woo był za to bardzo wdzięczny.
Spotkanie zbliżało się do końca po 15 minutach rozmowy.
Jin-Woo już miał wstać, ale wtedy nauczyciel ostrożnie zadał pytanie:
- Słyszałam że jesteś łowcom.
Jej oczy podczas zadawania tego pytania stały się poważne i nieruchome. Jin-Woo zdał sobie sprawę że coś jest na rzeczy. 
- Tak, jestem.
- Gdybym okazało się że Jin-Ah ma niezbędne umiejętności chciałbyś by poszła w twoje ślady? 
- Absolutnie nie.
Odpowiedź Jin-Woo była szybka i stanowcza. Nie musiał nawet o tym myśleć. Nigdy nie pozwoliłby żeby jego młodsza siostra nadstawiała karku w podziemiach. Nie ważne jaką rangę by miała. Nigdy by jej na to nie pozwolił, wiedząc jakle rzeczy mogą tam czyhać. 
Nie ważne czy nadal tak desperacko potrzebowaliby pieniędzy jak jeszcze kilka miesięcy temu. Nigdy by nie zezwolił jej na podejście do bramy.
Ani wtedy gdy nie mieli pieniędzy ani teraz gdy jin-Woo był w stanie zarabiać miliardy i dawać siostrze pieniądze na największe kaprysy.
Wyraz twarzy nauczyciela pociemniał.
- Tak myślałam.
Kiedy Jin-Woo spojrzał na nią podejrzliwie, nauczycielka kontynuował z wahaniem:
- Pytam dlatego, że... Ostatnio w naszej szkole jedna z uczennic przebudziła swoje moce, z tego powodu chce rzucić szkołę. Przestała nawet przychodzić na lekcję. Jeśli tak dalej pójdzie szkołą będzie zmuszona ją wydalić. Nawet jeśli planuje zostać łowca lepiej jest aby najpierw ukończyła szkołę. 
To było powszechne zjawisko. Ludzie, którzy dopiero co otrzymali Przebudzenie, zignorowali zdrowy rozsądek i rzucili się w zawód Łowcy. Mimo, że nie wiedzieli, na czym tak naprawdę polega ta praca, robili to z dumą, że różnili się od zwykłego człowieka. Nie rozumieli jak trudne i niebezpieczne jest to życie. Widzieli tylko powierzchnię poznaną w telewizji i internecie.
Bogactwo, sława i popularność. 
Media pokazywały twarze łowców rang S i A, czasami, chodź rzadko skupiały się na łowcach rangi B. O rangach C, D czy E nikt nie mówił i nie pamiętał. 
Łowcy zwłaszcza D i E byli wręcz pogardzani i uważani za margines jeśli chodzi o ten cały biznes. A to właśnie tych łowców było najwięcej. 
Niechętnie przyjmowani do dużych silnych gildii (D), lub nie przyjmowani nigdzie (E), pogardzani i tak słabo opłacani że nie mogli sobie pozwolić niekiedy na kupno najgorszych pancerzy czy broni. 
To wcale nie było wymarzone życie. A gdyby ta głupia dziewczyna miała niską rangę i brak wykształcenia bo rzuciłaby szkołę to później jej życie byłoby naprawdę trudne. 
Albo musiałaby wykonywać słabo opłacaną ciężka pracę nie mając wykształcenia albo musiałaby pozostać nisko rankingowym łowcom zarabiając tak samo źle i jeszcze dodatkowo narażając życie. 
Nauczycielka westchnęła ciężko. 
- Nie wiem za wiele na temat łowców dlatego pytam ciebie.
- Jaką rangę otrzymała?
- Z tego co słyszałam... To chyba najniższą.  
Jin-Woo westchnął ciężko kręcąc głową. Nawet samo wejście do podziemia wymagało ostrożności mając taką rangę. W 9 na 10 przypadków wejście do podziemia z beztroską postawą zrodzoną z arogancji skutkowało kalectwem lub śmiercią. Fakt, że taki los spotkał dziewczynę w wieku jego siostry, ciążył na Jin-Woo. Wiedział jednak, że to jej decyzja. Nikt jej do tego nie zmuszał. Mimo to zastanawiał się, czy była jakaś możliwość wybicia tej smarkuli tego kretyńskiego pomysłu z głowy. 
Tacy ludzie nie lubili, gdy im mówiono, co mają robić. Dlatego takie zadanie byłoby bardzo trudne. Nie dość że młoda to zaślepiona. Niezbyt dobre połączenie. 
- Jest przyjaciółką twojej siostry. Może mógłbyś z nią porozmawiać i nakłonić ją do ukończenia szkoły? 
Unosząc brwi zaskoczony Jin-Woo spytał o imię tej przyjaciółki. 
- Nazywa się Han Song-I.
No proszę jaki ten świat był mały. 
***
Gdy słońce zaczęło już zachodzić a niebo zmieniło kolor z błękitnego na jasno pomarańczowy Jin-Woo znalazł się przed domem kłopotliwego ucznia, o którego przekonaniu poprosił go nauczyciel Jin-Ah..
Tak właściwie to miejsce było dość blisko jego własnego mieszkania. 
Około dwóch minut spacerem. Jin-Woo prawdopodobnie mógłby uderzyć go kamieniem z własnego pokoju. Rozejrzał się po okolicy. Była to niewielka dzielnica pełna zniszczonych budynków. Był w stanie z grubsza stwierdzić, że, podobnie jak jego własna rodzina, prawdopodobnie dziewczyna nie dorastała w luksusach. 
Pamiętając swoją przeszłość rozumiał już czemu tak uparcie chciała stać się łowcą. 
Ale tacy ludzie w podziemiach nigdy nie mając łatwo.
On sam wiele razy został ranny. Łowca rangi E nawet kilka razy balansował między życiem a śmiercią. Gdyby nie rzadka choroba matki, nigdy nie podjąłby się tej pracy. Dla Łowcy rangi E podziemia były bardzo niebezpiecznym miejscem. 
Gdyby Jin-Woo przeszedł koło tej sprawy obojętnie i dziewczynie coś by się stało, to nigdy by sobie tego nie wybaczył. 
Dodatkowo miał wrażenie, że jej wypaczone spojrzenie na życie łowcy jest jego winą. 
W końcu poczuł zbliżającą się do niego obecność, podnosząc głowę i przyglądając się nadchodzącej osobie Jin-Woo dostrzegł problematyczną uczennicę.
Widząc jej twarz, Jin-Woo potwierdził, że to rzeczywiście ta sama dziewczyna.
Uczennica zauważyła Jin-Woo i przechyliła głowę,
- Korea to mały kraj. Tak jak myślałem, to ty. 
Jin-Woo podrapał się w bok głowy.
- Co pan tutaj robi?
Zgodnie z oczekiwaniami dziewczyna go rozpoznała.
Uczennica liceum, która chciała zostać Łowczynią. Była jedyną żeńską członkinią rajdów Yoo Jin-Ho.
Kiedy usłyszał jej imię od nauczycielki Jin-Ah, Jin-Woo był pewien, że to ona. Na wszelki wypadek poprosił o jej akta. Dzień, w którym przestała przychodzić do szkoły, był dniem, w którym zaczęły się rajdy Jin-Woo i jego. Kiedy zdał sobie z tego sprawę, Jin-Woo zrozumiał że ta cała sytuacja mogła być w pewien sposób jego winą, więc postanowił wziąć na siebie odpowiedzialność. Okoliczności ich rajdów były wyjątkowe i nie chciał wprowadzać dziewczyny w błąd, by myślała, że to, co z nimi robiła, będzie normą. W końcu w zeszłym tygodniu zarobiła 30 milionów won, taka kwota dla licealistki była niewiarygodnie duża.
Gdyby usłyszał w przyszłości, że zmarła w podziemiu, wiedział, że będzie się obwiniał bo to on nieumyślnie pchnął ja na tą ścieżkę. Postanowił więc poświęcić dziś czas, by ją przekonać. To nie byłoby takie trudne. Wystarczyło wiedzieć jak się do tego zabrać i jak rozmawiać z upartą licealistką .
Han Song-I wpatrywała się w Jin-Woo szeroko otwartymi oczami. Wyglądała na trochę niezdecydowaną.
- To ty jesteś tym łowcom z którym miałam pogadać? Nie wiem co nagadała ci nauczycielka, ale nie wrócę do szkoły. 
Próbowała zniechęcić go swoim uporem do tego co w swoim jej mniemaniu Jin-Woo chciał zrobić. 
- Zainteresowałem się tą całą sprawą tylko dlatego że przyjaźnisz się Jin-Ah. - Wytłumaczył jej spokojnie.
- Ach, jesteś jej bratem? Teraz rozumiem skąd nauczycielka cię wytrzasnęła. 
- Masz rangę E, tak? Zwykłe ataki nie podziałają na potwory. Będziesz potrzebowała jakieś magicznej broni. Broń ma to do siebie że się zużywa, co jakiś czas będziesz musiała kupować nową. Mówiąc szczerze średni interes. Planujesz walczyć gołymi pięściami? Niezbyt wygodne, wiem coś o tym. Chyba nie nakręciłaś się na tę robotę po tym jak zarobiłaś trochę grosza na naszych rajdach?
- Skończ te kazania. Sam masz rangę E. 
Jin-Woo uśmiechnął się lekko na jej słowa. Buntowniczy był z niej zawodnik. Kiedyś Jin-Woo był taki sam. Tylko że on miał powody aby nie słuchać rozsądku i pozostać w tym szambie. 
Jin-Woo wiedział, że mówienie dzieciom takim jak ona, żeby czegoś nie robiły, było najlepszym sposobem, aby to zrobiły. Od początku nie miał zamiaru przekonywać jej słowami. Po prostu pokazałby jej przebłysk rzeczywistości.
- Nie martw się, nie planuje nakłonić cię do zmiany zdania. 
Każdemu ciężko przyjąć informację o swojej bezsilności dopóki sam jej nie doświadczy. 
- W takim razie, co tu robisz?
Uśmiechając się ostro Jin-Woo wyjaśnił.
- Planują zrobić z ciebie dobrego łowcę.
***
Woo Jin-Chul miał świadomość że na jego biurku jak zwykle czeka stos papierów które musiał przejrzeć, podpisać, poprawić czy skorygować. Ale niestety dziś nie było mu dane siedzieć za biurkiem w biurze i czytać tych głupich papierów.
Dziś czekała go nieprzyjemna misja w terenie polegająca na robieniu za opiekunkę dla mściwego, aroganckiego idioty który zdradził swój kraj na rzecz pieniędzy dawanych mu przez Stany Zjednoczone. 
Dziś do Seulu miał przybyć Hwang Dong-Su łowca rangi S pracujący dla amerykańskiej gildii Scavanger. 
Tak więc czekał koło jednego z wejść do głównej hali odlotów wypatrując tego konkretnego łowcę. 
Nie było to szczególnie trudne. Szybko dostrzegł wysokiego umięśnionego mężczyznę w okularach przeciwsłonecznych, koszulce polo która pewnie była warta tylko ile trzy jego wypłaty, a jako szef departamentu nie zarabiał wcale jakoś bardzo mało, i pasku z ekstrawagancko pozłacaną klamrą. 
- W końcu przybyłeś. - Przywitał się Jin-Chul podchodząc do łowcy.
- A któż to. Kopę lat. Co taka szycha jak ty tutaj robi Woo Jin-Chul? 
- Jako przedstawiciel najwyższej izby kontroli łowców, muszę monitorować przybycia łowców rangi S do Korei.
Ktoś tak niestabilny i brutalny jak Hwang Dong-Su wymagał nadzoru gdy znalazł się w ich kraju. 
Już nie jego zauważył zimno Jin-Chul. Ten kraj przestał być jego domem gdy Hwang sprzedał swoją lojalność za dolary. 
Mógłby wysłać któregoś ze swoich agentów, ale Hwang uwielbiał prowokować swoich rozmówców a potem łamać ich kości z sadystycznym rozbawieniem migoczącym mu w oczach. 
Dlatego właśnie Jin-Chul nie chciał ryzykować i wysłać jakiegoś nieszczęśnika który dałby się sprowokować. 
Razem z przewodniczącym uznali że to najlepsze wyjście. Nawet jeśli im obu bardzo ono się nie podobało. 
- Najwyższej Izby Kontroli Łowców? Dalej robisz za prawą rękę tego zgreda Gun-Hee? Na twoim miejscu pozbył bym się jego lewej ręki, upewnił i się że nie może zrobić nic bez swojej prawej i przejął wszystko. 
Właśnie to był dowód prowokacji w jakie lubił bawić się Hwang. Naciskał tam gdzie najbardziej bolało i cieszył się obserwując efekty. 
I chociaż słowa łowcy trafiły tam gdzie powinny i krew w żyła Jin-Chul zaczęła się gotować na tak jawny brak szacunku do prezesa to nie dał tego po sobie poznać. 
Twarz Jin-Chul pozostała spokojna i bez wyrazu gdy zamiast odpowiedzieć na zaczepkę zapytał. 
- Jak długo planujesz pozostać w Korei?
- Jestem tylko przelotem. Wracam jak tylko załatwię tutaj parę spraw.
Gdy Hwang wyminął go Jin-Chul mając złe przeczucia ciągnął rozmowę dalej. 
- A jakie sprawy tutaj może mieć ktoś, kto porzucił swoją ojczyznę i przeniósł się do USA? Czyżby chodziło o pewnego łowce rangi E, niejakiego Sung Jin-Woo i łowcę rangi D Yoo Jin-Ho?
Hwang zatrzymał się a Jin-Chul poczuł jak magia zaczęła z niego wyciekać. 
- Czego innego można by spodziewać się po Departamencie Monitorowania Łowców? Pytasz o coś na co znasz odpowiedź. Chcesz.... Mnie zatrzymać?
Nie dając się zastraszyć Jin-Chul spojrzał spokojnie w świecące szkarłatem oczy Hwang Dong-Su. 
- Wykonuje swoje obowiązki.
Widząc że agent nawet nie drgnął gdy zaatakowała go  zastraszająca dusząca moc drugiego łowcy Hwang uśmiechnął ostro. 
- Lubię cię. Dołącz do mojej gildii, będzie ci się lepiej żyło bez tego starego zrzędy robiącego za twój kamień u szyi.
Oddychając równo i spokojnie Jin-Chul spojrzał w zimne oczy Hwanga. 
Miał nadzieję że Sung gdzieś się przyczaił i nie zrobi czegoś głupiego. 
W innym razie jeśli chłopak przeżyje Jin-Chul najpierw oderwie mu głowę gołymi rękami a potem zabierze się za wypełnianie tony dokumentów związanych z zamieszaniem Sung-Hwang. 
***
Nie potrzebowała przekonywania, żeby wejść do podziemi. Zwabiona perspektywą oglądania osobiście szkolenia nowych rekrutów Białego Tygrysa, podekscytowana, bez cienia podejrzeń, dołączyła do Jin-Woo. 
Jin-Woo zawiózł Han Song-I do miejsca, w którym Biały Tygrys będzie prowadził szkolenie dla nowych rekrutów w formie rajdu na bramę. Powiedziano mu, że rozpoczną treningi o 21:00, więc miał mnóstwo czasu.
Była to dzielnica, w której z jakiegoś nieznanego nikomu powodu pojawiało się dużo bram. Z tego powodu większość ludzi się wyprowadziła i łatwo było znaleźć parking. Jin-Woo usłyszał, że w okolicy jest co najmniej 8 opuszczonych budynków mieszkalnych. Gdy pozostali ludzie postanowią się już wyprowadzić, rząd planował po prostu zburzyć budynki i wyrównać cały obszar.
Ahn Sang-Min już czekał na nich wraz ze swoim zastępcom Hyun Gee-Chulem. 
Obaj mężczyźni przedstawili się uśmiechając się grzecznie do zaskoczonej Han Song-I. 
- Jestem szefem drugiego departamentu zarządzenia, Ahn Sang-Min.
- Hyun Gee-Chul asystent z tego samego departamentu.
Ahn Sang-Min był nieźle zaskoczony gdy dostał telefon od Sung Jin-Woo który chciał sprawdzić system szkolenia nowych rekrutów.   Może zainteresował się wreszcie gildią Białego Tygrysa. Wiedzą że taka okazja może się już nie zdarzyć, zgodził się natychmiastowo. Jeśli na własne oczy zobaczy ich system szkolenia, może zmieni swoje zdanie. 
- Nie przyszliśmy tutaj na pogawędki. Już prawie dziewiąta, powinniśmy ruszać.  
Nie czekając na ich odpowiedź, mężczyzna wrócił bliżej bramy. Jin-Woo mógł stwierdzić, że nie był zwykłym człowiekiem, był dość silny. Raczej ranga A. Chociaż gdyby porównać siłę tego mięśniaka do jedynego innego spotkanego przez Jin-Woo łowce rangi A, inspektora Woo to chłopak raczej nie miał się czym chełpić bo był widocznie słabszy. 
- Kto to był? - Spytał Jin-Woo.
- To nasz nowy rekrut. Ma rangę A, jest trochę naburmuszony odkąd usłyszał że zgodziłem się na twoją prośbę. Powiedział że podziemie to nie miejsce na zabawy... - Przyznał zawstydzony Ahn Sang-Min. 
Czyli miał rację, gość rzeczywiście miał rangę A.
Obawiał się jednak czegoś innego niż aroganckiego łowcy z ćwierć mózgiem. 
- Jakie rangi mają łowcy w oddziale?
- Jedna ranga A, siedem rang B, cztery rangi C, to daje w sumie dwunastu członków. 
- Tylu łowców rangi B i jeden z A na taką bramę? - Spytał zaskoczony Jin-Woo.
- Może to lekka przesada, na podziemia kategorii C, ale to nowi rekruci muszą najpierw zdobyć doświadczenie.
W głosie Ahn Sang-Mina pobrzmiewała wyraźna duma. 
Jin-Woo cały czas miał jednak wrażenie że taka liczba łowców rangi B i jeden  rangi A to przesada.
Nagle coś w umyśle Jin-Woo zaświeciło się. W rzeczywistości to był prawdziwy powód, dla którego Ahn Sang-Min pozwolił mu tak łatwo się do niego przyłączyć. Chciał pokazać Jin-Woo elitarnych nowych rekrutów Białego Tygrysa, aby pokazać mu wartość Gildii. Jednak wbrew oczekiwaniom Ahn Sang-Min i Hyun Gee-Chul, Jin-Woo spojrzał na rajd z rozczarowaniem w oczach.
Grupa szturmowa była zbyt silna na bramę takiej kategorii.
Jeśli rajd będzie zbyt łatwy jego plan się nie powiedzie. Może wtedy nawet wywołać dużo kłopotów, bo dziewczyna utwierdzi się w swoim błędnym przekonaniu że rajdy są łatwo przyjemną sprawą, kiedy w rzeczywistości tak nie było. 
Chociaż, może wtedy...
Może widząc przepaść jaka dzieli ją od pozostałych łowców wyruszających na ten rajd zrozumie jak trudno jest być łowcą mając rangę E. 
- Kiedy ruszamy?
Nie zdając sobie sprawy z prawdziwych intencji Jin-Woo, Han Song-I niecierpliwie spoglądała na bramę. Odwracając się do niego, Jin-Woo zobaczył, że jej twarz była pełna podniecenia i oczekiwania.
Ciekawe jak długo uda jej się zachować to podniecenie gdy zobaczy co czyha w bramie. 
Nim Jin-Woo zdążyłby podejść do bramy Gee-Chul zwrócił się do niego szeptem rozglądając się czy nikt ich nie słyszy.
- Twój czynny udział sprawiłby że rajd będzie zbyt prosty, czy mógłbyś trzymać się z tyłu? 
- Nie będę się wtrącał. - Obiecał mu spokojnie Jin-Woo. W końcu taki od początku był jego plan. 
Jutro wznowi rajdy z Yoo Jin-Ho, nie musiał ingerować w szkolenie nowych rekrutów Białego Tygrysa. Jutro miała się odbyć inauguracyjna walka jego armii cieni i mówiąc szczerze nie mógł się już doczekać. 
Nie chciał dodatkowo popisywać się przed nią żołnierzami. 
Gdyby dziewczyna zobaczyła, że z łatwością pokonuje magiczne bestie za pomocą swoich cieni, jej urojenia mogłyby się pogłębić. Jin-Woo i Han Song-I udali się przed bramę. 
W przeciwieństwie do rangi A, niektórzy z pozostałych Łowców powitali ich uśmiechem.
- Witajcie.
- Miło was poznać. 
Ponieważ celem rajdu nie były pieniądze, posiadanie większej liczby ludzi było dobrą rzeczą. Wszyscy prócz łowcy rangi A przedstawili się im. Najsilniejszy z łowców po prostu prychnął patrząc na nich z pogardą.
W końcu w oczach kogoś z jego rangą nie byli niczym poza żałosnym nieprzydatnym marginesem łowców. 
Nowi rekruci wchodzili do Bramy jeden po drugim. Han Song-I zatrzymała się przed bramą i zwrócił się do Jin-Woo,
- Nie idziesz? - Spytała zmieszana patrząc na Jin-Woo.
- Pójdę tuż za tobą, nie martw się. 
Z twarzą pełną zdenerwowania dziewczyna skinęła głową i weszła.
Jin-Woo westchnął lekko i stanął przed Bramą. 
Coś było nie tak.
Brama bez przerwy falowała i drżała.
O ile ktoś nie był w trakcie wchodzenia lub wychodzenia, powinien pozostać nieruchomy jak tafla wody. 
Ale w tej chwili, mimo że nikt nie wchodził ani nie wychodził, Brama falowała, jakby ktoś naruszył taflę jeziora. Coś się zmieniło. Jin-Woo położył dłoń na Bramie. Powierzchnia Bramy przywarła do jego dłoni jak lepka substancja i zaczęła pełzać po jego skórzę.
Jin-Woo gwałtownie odwrócił głowę i spojrzał w oczy Ahn Sang-Minga i jego asystenta. Pracownicy bardzo szybko zdali sobie sprawę że coś jest nie tak. Jin-Woo zdążył jedynie krzyknąć do nich: 
- Natychmiast wezwijcie wsparc...!
Zanim Jin-Woo zdążył skończyć, został wciągnięty przez Bramę.
Obaj mężczyźni patrzyli na bramę z obwisłymi szczękami podczas gdy ta zaczęła zmieniać swój kolor z jasnoniebieskiego na czerwony nadal niespokojnie falując. 
Jakby kropla krwi spadła na powierzchnię wody, powierzchnia bramy szybko poczerwieniała. Obaj mężczyźni niestety wiedzieli co to oznaczało. A nie oznaczało nic dobrego, dla nikogo. Zwłaszcza dla łowców którzy właśnie bramę przekroczyli. 
Zdecydowanie nie powinna być to czerwona brama. 
A ci niewyszkoleni i nieprzygotowani nieszczęśnicy nie powinni jej przekraczać. 
Musieli powiadomić gildię. 
A dokładniej ich mistrza, natychmiast.
***
- Niezłe auto. - Stwierdził leniwie Hwang Dong-Suk siedząc na kremowym obitym skórą siedzeniu czarnego eleganckiego mercesdesa. 
- Nie jest godne transportowania łowcy klasy S. - Stwierdził szczerze Jin-Chul.
Mówiąc to miał jednak na myśli że to auto pomimo swojego dobrego stanu nie było wystarczająco dobre dla prezesa Go Gun-Hee który był również łowcą rangi S.
To auto było... niewielką złośliwością ze strony Stowarzyszenia. Używano go do transportowania ważnych osób, jednak tylko tych za którymi prezes nie przepadał. 
To był taki wewnętrzny złośliwy żart Stowarzyszenia i  informacja równocześnie.
Ten mercedes był jedynym tego typu w Stowarzyszeniu, aby widzący go łowcy wiedzieli że jest nim wieziony ktoś problematyczny, na którego trzeba uważać.
O ukrytym znaczeniu słów Jin-Chula, Hwang jednak nie mógł wiedzieć. 

- Cóż, jadąc taką prędkością, byłbym szybciej gdybym po prostu pobiegł. - Stwierdził po chwili Hwang. 
Jin-Chul spojrzał na licznik widząc 95 kilometrów na godzinę. Prędkość wcale nie była mała, nie zamierzał łamać prawa drogowego, dla zachcianki jakiegoś zasmarkanego zdrajcy. 
- Jak przebiegł pogrzeb mojego brata? - Spytał po chwili ciszy Hwang Dong-Su od niechcenia. 
- Nie mogliśmy odzyskać jego ciała. Rodzina zajęła się pogrzebem. Chciałbyś go odwiedzić?
- Nie. Nie interesują mnie zmarli. Obchodzą mnie tylko szczątki brata.
- Więc gdzie pragniesz się udać?
- Do podziemi, oczywiście. Gdzie może być taka gnida jeśli nie w podziemiach?
Woo Jin-Chul zacisnął usta domyślając się że Hwang  ma na myśli Sung Jin-Woo. 
Czyli jednak dążył do swojej wendetty. Cudownie. 
Jin-Chul nie miał pojęcia czy Sung byłby na tyle silny żeby w ogóle spróbować walczyć w Hwang Dong-Su. Pokonał asasyna rangi B i sam czyścił podziemia kategorii C. 
Na pewno miał minimum rangę A. Nie miał jednak wystarczających informacji czy chłopak była na tyle silny by mieć rangę S. A nawet gdyby ją miał to przepaści jeśli chodzi o siłę w randzie S były niekiedy naprawdę ogromne. 
Nawet gdyby młody chłopak kwalifikował się do tej rangi nie oznaczałoby to z automatu że da sobie radę z łowcom tak silnym i krwiożerczym jak Hwang. 
Jin-Chul wiedział jak powinien się w takiej sytuacji zachować i co kazała mu prezes. Ale nawet mimo to czuł się bardzo skonfliktowany. 
Gdyby Hwang znalazł łowcę Sunga, jedyne co Jin-Chul mógł zrobić to przyjąć rolę mediatora. Ale ktoś pokroju Hwang Dong-Su nie słuchał argumentów i głosu rozsądku. Jin-Chul obawiał się że jego próba rozmowy wtedy nie zadziała. A był  zbyt słaby by walczyć z Hwangiem. 
Dla niego to byłoby praktycznie samobójstwo. Gdyby Jin-Chul się wtrącił to po zabiciu Sung Jin-Woo zabiłby zapewne też jego. Albo w najlepszym razie dotkliwie skatował.
Nic nie byłoby w stanie powstrzymać Hwnga przed zabiciem łowcy Sung Jin-Woo gdyby faktycznie tego chciał. 
Wiedział to Jin-Chul jak i sam Hwang.
- Jak niby zamierzasz ich znaleźć? W Korei jest nieskończenie wiele bram.
- Mamy 21 wiek. - Przypomniał mu rozbawiony Hwang Dong-Su  wyciągając telefon. - Sung Jin-Woo... Wygląda na to że właśnie wszedł do podziemi. Panują tam zasady różniące się od tych znanych tutaj, przecież wiesz. Czego bym z nim nie zamierzał zrobić to i tak nie twoja sprawa.
- Wiem. 
Jin-Chul zacisnął zęby czując jak bezsilność kłuje go prosto w serce.
***
Mistrz Gildii Białego Tygrysa, Baek Yoon-Ho, natychmiast pojawił się na miejscu po otrzymaniu wiadomości. Hyun Hee-Chul i Ahn Sang-Min, stali przy bramie mając ponure wyrazy twarzy.
- Zamknięte na amen. - Stwierdził pusto mistrz gildii odrywając dłoń od nieprzeniknionej krwistej magicznej tafli. 
Twarz Baeka Yoon-Ho stwardniała.
Nie mogli nic zrobić. W przeciwieństwie do innych sytuacji kryzysowych, nie można było udzielić pomocy osobom znajdującym się w środku. Baek Yoon-Ho zwrócił się do Ahn Sang-Mina.
- Nieciekawie to wygląda. To miała być brama kategorii C?
- Tak szefie. 
- Rozmawiałeś ze Stowarzyszeniem?
- Tak, ale udają głupich. Twierdzą że ta brama to na pewno C.
- Gnojki!
Baek Yoon-Ho zaklął głośno. Czerwone Bramy były zjawiskiem ograniczonym do bram wysokiej kategorii. Bramy mogące zabrać łowców do zupełnie innego świata mogły mieć jedynie kategorię B, A i S. Nigdy nie pojawiła się czerwona brama z kategorią C, chociaż nie pojawiła się też nigdy czerwona brama kategorii S, na całe szczęście. Miejsca za czerwoną bramą były zbyt niebezpieczne i nasycone magią żeby kiedykolwiek mogły mieć kategorię poniżej B.
 Brama przed nim musiała mieć przynajmniej kategorię B. Gdyby mieli pecha, mogliby to być nawet kategoria A. Gdyby naprawdę mieli pecha, coś powyżej...
- Mamy zmierzyć jej moc własnym sprzętem? - Spytał po chwili Ahn.
Baek Yoonho potrząsnął głową,
- Nie ma potrzeby. Pojawienie się czerwonej bramy wypaczy każdy wynik. Teraz już niczego się nie dowiemy. 
I dlatego Stowarzyszenie mogło zaprzeczyć wszystkiemu. Ponowne zmierzenie Czerwonej Bramy było niemożliwe, więc nie byłoby dowodów na to, że pomylili swoje początkowe pomiary. Mimo wszystko ranga Bramy nie była w tej chwili ważna,
- Ilu naszych weszło do środka? 
- Dwunastu.
- Jakieś wyższe rangi? - Spytał z nadzieją Beak Yoon-Ho.
Od rang tych ludzi będzie zależało ich życie oraz to czy czerwona brama się otworzy czy wcześniej zostanie przez nich oczyszczona. 
- Jeden łowca A i siedmiu B.
Mistrz gildii zacisnął usta gdy zmartwienie na jego twarzy pogłębiło się. 
- Mało... Jeśli to B to wymaga minimum trzech łowców rangi A. Jeśli jednak to będzie A to wymagałaby przynajmniej jednego łowcy S lub minimum 10 A. W takim wypadku możemy uznać wszystkich którzy weszli za zmarłych. Jeśli będą mieli szczęście troje lub czworo najsilniejszych przetrwa... Wątpię w to.
Uznając że to dobry moment na wyjawienie takiego jednego małego szczegółu Ahn Sang-Min wtrącił się. 
- Cóż... w środku jest dwóch łowców nie z naszej gildii.
- Co to za jedni? - Spytał  zainteresowany Beak.
- Jednym z nich jest łowca którego od jakiegoś czasu obserwuje. Jego siła... znacznie wykracza poza jego rangę.
Beak Yoon-Ho spojrzał z uniesioną brwią na podwładnego zaciekawiony. 
- Jaka ranga?
- E.  - Przyznał po chwili wahania. - Ale widziałem jego siłę. Ktoś mający rangę E nie mógłby użyć „Ukrycia” i nie emanowałby taką mocą. 
Najpierw słysząc rangę tego łowcy Beak wyglądał jakby połknął robaka, gdy jednak Ahn Sang-Min wyjaśniał dalej jego skrzywiona mina zmieniała się stopniowo w zmieszanie. 
***
Jin-Woo mówiąc delikatnie był nieźle zaskoczony miejscem w którym się znalazł. 
W przeszłości czytał w internecie o Czerwonych Bramach, nigdy jednak jeszcze do żadnej nie wszedł. 
Obecnie stał pośród lasu pokrytego grubą warstwą śniegu. W miejscu które nijak nie przypominało zwykłych podziemi. 
- Gdzie my jesteśmy?!
- To nie wygląda jak podziemie!
- Brama zniknęła! 
Pozostali Łowcy rozejrzeli się i nie mogli ukryć paniki. Kiedy byli pogrążeni w chaosie, Jin-Woo spokojnie rozejrzał się ze zmrużonymi oczami.
Nie wyczuwał wokół siebie niczego niepokojącego. Jakby stał pośród zwykłego lasu. 
Dzięki Systemowi nawet w takiej sytuacji potrafił zachować spokój. Pierwszą rzeczą, którą przeanalizował, były drzewa. Olbrzymie, zimozielone, rozłożyste, sięgające wysoko w niebo. Wierzchołki drzew pokryte były śniegiem. Spuścił wzrok i napotkał czyjeś oczy. Był to łowca rangi A Kim Chul, który również obserwowała otoczenie.
Obaj spojrzeli na siebie, a potem odwrócili wzrok. Han Song-I podeszła do Jin-Woo i lekko szarpnęła go za rękaw.
- Coś jest nie tak, prawda?
Jej oczy były pełne strachu. Pewność siebie, którą okazywała na zewnątrz, całkowicie zniknęła. Nagle ręka Jin-Woo wystrzeliła w kierunku jej twarzy.
Oczy dziewczyny rozszerzyły się.
Strzała złapana przez Jin-Woo lekko zadrżała, jakby zła, że nie trafiła w cel. Celem było czoło Han Song-I.
Jin-Woo złamał lodową strzałę która delikatnie oszroniła jego dłoń, musiała być nasiąknięta jakąś magią zamrażającą.
Zdając sobie sprawę z tego, co się właśnie stało, twarz Han Song-I pobladła. Jednak krzyk, który rozbrzmiał, nie pochodził od niej.
Krew sączy się z ust Łowcy, gdy ten upadł na ziemię, ze skroni wystawała mu strzała która oszroniła jego włosy i skroń. Na śniegu pojawiła się plama krwi. Łowcy zaczęli krzyczeć ze strachu. Dwie strzały poleciały w ich kierunku w tym samym czasie. Dzięki temu większość z nich nie widziała, jak Jin-Woo łapie drugą strzałę łamie ją i odrzuca bynajmniej nie będąc pod wrażeniem tego ataku. 
- Zasadzka!
- Na drzewie!
Jeden z łowców rangi B wskazał punkt na szczycie odległego drzewa. Na długo zanim wskazał, oczy Jin-Woo i Kim Chula już patrzyły w tym kierunku. Na czubkach drzew stały dwie osoby.
Chociaż nie można było ich nazwać ludźmi.
Białe włosy. Skóra blada jak śnieg. Srebrne oczy. I oczywiście znak rozpoznawczy ich rasy, szpiczaste uszy. 
Ze względu na ich piękną urodę i fakt, że można je było zobaczyć tylko w podziemiach wysokiej kategorii byli dość sławni.
Lodowe Elfy.
Ci którym nie dane było zmierzyć się z nimi twarzą w twarz nazywali je elfami. Jednakże nieliczni którym udało się przetrwać potkanie z nimi, nadali im inną nazwę. Bardziej adekwatną dla tych strasznych istot bezdusznie polujących na łowców. Białe Demony.
Oczy Jin-Woo stały się ostre. Ich cele nie były przypadkowe. Łowca zabity strzałą był świeżo przebudzonym łowcom rangi C po trzydziestce. Oprócz Han Song-I był najsłabszy z grupy. Mieli czujne oko że tak szybko i z takiej odległości udało im się namierzyć dwoje najsłabszych łowców. 
Gdyby to wydarzenie miało miejsce dwa miesiące temu, to on byłby jednym z celów. 
Widząc że zostali zauważeni a ich zadanie zostało połowicznie wykonane Elfy zniknęły. Zeskoczyli z drzewa i zniknęłi w gęstym mroźnym lesie.
Kim Chul w końcu otworzył usta. Ponieważ był jedynym A-rankingowcem w rajdzie, wszyscy zwrócili na niego oczy. W końcu był technicznie liderem tego rajdu.
- Nie wiem ile z was zdaję sobie z tego sprawę, ale trafiliśmy na Czerwoną Bramę. 
Ton głosu Kim Chula był pełen protekcjonalności i arogancji, ale nikt nie odważył się narzekać.
- Nie wyjdziemy stąd dopóki nie zabijemy bossa. 
Wielu Łowców jęknęło z rozpaczą. Niektórzy z nieświadomych liczyli na ratunek, a fakt, że taka pomoc nie nadejdzie, zdruzgotał ich ducha. Kim Chul kontynuował:
- Pozwólcie że jeszcze raz się przedstawię. Nazywam się Kim Chul jestem łowcą rangi A. Ustaliliśmy już że to Czerwona Brama. Od teraz ja tutaj dowodzę, zajmę się naszym przetrwaniem. Nie będę wam jednak wciskał kitu że wszyscy tutaj przeżyją. Możemy czekać niezliczone miesiące nim brama się otworzy. Nie ma żadnej gwarancji że do tego dotrwamy. To podziemie musi mieć minimum kategorię B. W takim miejscu ciężko zarządzać dużą grupą. Dlatego uformuję specjalny oddział, który wraz ze mną zajmie się czyszczeniem podziemia. Jeśli tutaj zostaniem, albo zginiemy z wyziębienia albo wpadniemy w zasadzkę. Jeśli nie będzie żadnych chętnych żeby do mnie dołączyć pójdę sam. Jacyś ochotnicy?!
Z szerokimi ramionami i mocnym spojrzeniem w oczach Kim Chul wyglądał na dość niezawodnego. Po krótkiej przerwie Łowcy zgodnie podeszli do mężczyzny,
- Ja pójdę.
- Ja też.
- I ja.
Jin-Woo rozumiał czemu praktycznie wszyscy zaczęli podchodzić do Kim Chula. Z łowca rangi A u boku mieli większą szanśe na przetrwanie. 
Jednak Kim Chul odepchnął jednego z mężczyzn, który do niego podszedł.
Powstrzymywał się, ale to była siła łowcy rangi A. Mężczyzna cofał się, trzymając się z bólu za klatkę piersiową.
- Nie ty.
- He? 
- Ty też nie. Ty, ty i ty też nie. 
Oprócz mężczyzny Kim Chul wskazał na kilku innych, w tym Jin-Woo i Han Song-I. Oczy Jin-Woo drgnęły, zdając sobie sprawę z intencji Kim Chula. Domyślił się tego już w momencie gdy mężczyzna powiedział o uformowaniu specjalnego oddziału. Mięśniak wskazał w sumie 5 osób. Łowcy w randze C i poniżej.
- Niestety nie mogę zabrać nikogo poniżej rangi B. Jeden dzień tutaj odpowiada jednej godzinie na ziemi. W najgorszym przypadku mogą upłynąć miesiące nim pokonamy bossa. Nie mogę pozwolić sobie by coś mnie spowalniało.
- Spowalniało?!
Łowcy, którzy zostali wykluczeni, próbowali zaprotestować, ale zostali uciszeni, gdy Kim Chul spojrzał na nich wściekle. Po chwili gdy już się uspokoił, kontynuował z fałszywą dobrocią w głosie.
- Wszystko co musicie zrobić to przetrwać do czas zabicia przez nas bossa. To i tak będzie bezpieczniejsze dla was niż walka z wysokopoziomowymi potworami. 
Wykluczeni Łowcy spojrzeli błagalnie w kierunku innych Łowców z grupy Kim Chul, ale żaden z nich nie wystąpił naprzód. Wszyscy odwrócili wzrok. Z wyjątkiem jednego.
- Przepraszam. Mogę jeszcze zmienić swoją decyzję?
- Jeśli chcesz. 
Kim Chul wzruszył ramionami patrząc na kobietę jakby była niespełna rozumu, ale nie oponował. 
Kobieta bez wahania podeszła do Jin-Woo. Kim Chul spoglądała tam i z powrotem między kobietą a Jin-Woo. Tank parsknął, a następnie przemówił donośnym głosem:
- Zwolniło się miejsce. Mogę wziąć jednego z was. 
Mężczyzna, który został wcześniej popchnięty, szybko podbiegł do Kim Chul z nadzieją w oczach.
- Ja pójdę!
Jin-Woo wpatrywał się w kobietę u swojego boku podejrzliwym spojrzeniem. Spoglądając mu w oczy, kobieta cicho przemówiła, aby nikt inny nie słyszał,
- Ten gość nie widział nadlatującej strzały. 
Tylko dlatego, że byłeś wysoko w rankingu, nie oznaczało to, że wszystkie twoje statystyki były równomiernie rozłożone. Tank nie potrzebował tak bardzo rozwiniętych zmysłów jak chociażby asasyn. Statystyki nie zależały tylko od rangi ale i od klasy. 
- Nie masz rangi E prawda?
***
Tymczasem za Czerwoną Bramą.
Wyraz twarzy Baeka Yoon-Ho znów był ciemny. Ahn Sang-Min krótko wyjaśnił kim był Sung Jin-Woo, ale Mistrz Gildii nie był przekonany.
- Ale nie masz na to żadnych dowodów? 
- Nie...
- W takim razie mogę pokładać swoje nadzieje tylko w Kim Chulu. 
Nagle odezwał się jeden z agentów przybyłych z mistrzem. 
- Kim Chul nie powinien mieć żadnych problemów. 
Był to szef pierwszego departamentu zarządzania. Joo Sung-Chan. 
- Wyniki Kim Chula ze szkolenia są bardzo imponujące. Może równać się z obecnymi członkami głównych sił Białego  Tygrysa. 
Słysząc z jaką pewnością siebie Joo Sung-Chan to mówił Beak Yoon-Ho rozluźnił się nieco. 
- Według tego co powiedziałeś ten łowca rangi E jest jednym z ponownie przebudzonych? Dobrze słyszałem. 
Joo Sung-Chan parsknął szyderczo.
- W porównaniu z taką bezpodstawną teorią, łowca Kim Chul będzie nieskończenie bardziej niezawodny.
Wyraz twarzy Ahn Sang-Mina stwardniał. Mężczyzna był rażąco protekcjonalny. Jednak Ahn nie zamierzał z nikim się kłócić. Wiedział że ma rację. 
Wszyscy czterej mężczyźni jednocześnie zwrócili się w stronę Czerwonej Bramy.
Nagle jednak dostrzegli że nie daleko nich stanęła czarne nieznane auto. 
- Hę? A co tu się dzieję? - Spytał mężczyzna wychodzący z tylnych drzwi pojazdu. - To miała być brama kategorii C... Czyżby okazała się A? Czemu szanowny szef gildii Białego Tygrysa się tutaj znalazł?
Woo Jin-Chul wysiadł z auta i ruszył cicho za Hwang Dong-Su który najwyraźniej już próbował zajść za skórę innemu łowcy rangi S. 
Ten żałosny kretyn nie umiał wytrzymać godziny bez antagonizowania kogokolwiek. 
Woo Jin-Chul nie uważał się za osobę zawistną czy mściwą, ale czekał na moment gdy Hwang Dong-Su dołączył do swojego brata w miejscu gdzie nikomu już nie będą psuli krwi. 
Widząc najbardziej nielubianego przez siebie Koreańskiego, przynajmniej dawniej, łowcę rangi S Beak Yoon-Ho zacisnął zęby czując jak jego krew zaczyna się gotować. 
- Hwang Dong-Su.
Baek Yoon-Ho nie mógł tego wiedzieć, ale jego oczy zrobiły się żółte ze złości.
- Co robisz w Korei? - Spytał nieco zbyt agresywnie Beak Yoon-Ho rzucając szybkie spojrzenie inspektorowi Woo. Nie był zdziwiony że akurat stoicki Woo Jin-Chul został wysłany do pilnowania tego zdradzieckiego kretyna. Komu innemu Go Gun-Hee ufałby tak bardzo aby powierzyć tak delikatne zadanie?
- Wpadłem coś załatwić. Nie spodziewałem się spotkać tutaj ciebie.
- Jakie interesy na naszym terenie może mieć ktoś taki jak ty?! - Spytał ostro szef Białego Tygrysa czując jak magia buzuje mu pod skórą.
Woo Jin-Chul miał ochotę podejść do auta którym przyjechał i uderzyć głowę o maskę, widząc jak łatwo Beak Yoon-Ho traci nad sobą panowanie, tak jak chciał tego Hwang który uśmiechał się do niego z kpiącą satysfakcją.
Akurat dziś pilnując Hwang Dong-Su musiał natknąć się na Koreańskiego łowcę rangi S który był tak porywczy. 
Już po kolejnych kilku minutach rozmowy Woo Jin-Chul widział że walka jest nieunikniona gdy wściekły Hwang zaatakował jednego z członków personelu Białego Tygrysa a Yoon-Ho natychmiast zareagował gotów do ataku.
Mając świadomość że walka między dwoma łowcami rangi S może zniszczyć sporą część miasta, nie tylko te jedną wyludnioną dzielnicę, Woo Jin-Chul nie miał innego wyjścia jak zareagować i spróbować ich rozdzielić. 
Gdy kurz opadł kilku pracowników Białego Tygrysa, w tym Ahn Sung-Min, Joo Sung-Chan i  Hyun Hee-Chul patrzyli szeroko otwartymi oczami pełnymi szoku i niedowierzania jak pomiędzy ich szefem a Hwang Dong-Su pojawił się Woo Jin-Chul i stał nietknięty trzymając w obu swoich dłoniach zatrzymane pięści dwóch łowców rang S a rękawy jego koszuli i marynarki są całkowicie postrzępione i zniszczone aż do ramion. 
- Nieźle. - Przyznał rozbawiony Hwang widząc Jin-Chul trzymającego jego pieść i nadal stojącego na nogach o własnych siłach. - Byłeś w stanie nas powstrzymać. 
Bean Yoon-Ho patrzył szeroko otwartymi oczami na Jin-Chul który puścił ich obu i zaczął rozmasowywać swoje dłonie.
- Gdybyście nie zredukowali swojej siły na czas nie miałbym rak. - Przyznał spokojnie Jin-Chul.
Beak Yoon-Ho był doskonale świadomy że gdyby z jego winy inspektor Woo Jin-Chul został ranny to prezes Go Gun-Hee miałby jego głowę a siła jego gildii i jego ranga wcale by go wtedy nie uratowały. Wtedy nic by go już nie uratowało.
- Pierwszy podejrzewałem Sung Jin-Woo o ponowne przebudzenie. Jednak gdy sprawdziłem go dwa miesiące temu nadal miał rangę E. Nie wiem czy obwinianie o to całe zdarzenie łowcy Sung Jin-Woo to trafiony strzał.
Wzruszając ramionami Hwang Dong-Su uśmiechnął się drapieżnie. 
- Wiem. Jeśli zastawili pułapkę to za wszystkim musiał stać dzieciak od Yoo Jin. To tylko wymówka. By zabić kolejną ludzką istotę. Ten śmieć i tak nie wyjdzie żywy z czerwonej bramy.
Mężczyzna wsadził ręce do kieszeni, odwrócił się i zaczął wracać do auta. 
- I chuj bombki strzelił. Spadam stąd.
Gdy Woo Jin-Chul ruszył już za Hwangiem Beak Yoon-Ho zdał sobie sprawę że może faktycznie jest coś na rzeczy. Nie chodziło nawet już o zdanie jego podwładnego Ahn Sang-Mina czy o chorą obrzydliwą rządzę krwi Hwanga. Chodziło o to co powiedział inspektor Woo. 
Mistrz Białego Tygrysa wiedział, że inspektor mówił półprawdę lub bawił się swoimi wypowiedziami tak aby słuchający miał wrażenie że usłyszał to co chciał podczas gdy inspektor nie miał tego na myśli. 
Woo Jin-Chul prawie nigdy nie kłamał. 
Ten mężczyzna był bardzo sprytny i błyskotliwy już jakiś czas temu Beak Yoon-Ho nauczył się analizować wszystko co ten mężczyzna powie, gdyż rzadko mówił o wszystkim otwarcie, a częściej ukrywał znaczenia swoim słów między wierszami. 
Pierwszy podejrzewał łowcę Sunga o ponowne przebudzeni i z ramienia Stowarzyszenia sprawił to i wyszło że dwa miesiące temu miał rangę E. 
Według pomiaru, ale Woo Jin-Chul nie powiedział otwarcie że nadal jest tak samo słaby jak łowca rangi E, ani nie powiedział też że łowca Sung nie przeszedł powtórnego przebudzenia, a jedynie stwierdził że podejrzewał go o to jako pierwszy. 
Będąc coraz mniej pewnym tego jak tak naprawdę silny jest Sung Jin-Woo, Brak Yoon-Ho uznał że po prostu zobaczy czy ten dzieciak wyjdzie żywy z tego cholernego bałaganu. 
Wątpił że w tak niesprzyjających okolicznościach łowca rangi E tak po prostu przeżyje. 
***
- Nie masz rangi E,prawda? - zapytała bezczelnie kobieta.
Jin-Woo kiwnął słabo głową, mając świadomość że teraz, tutaj, kłamstwo nie ma znaczenia.
- Mogę cię o coś zapytać? - Spytał Jin-Woo.
- Pewnie.
Jin-Woo spojrzał na stojącą nieco dalej od nich grupę Kim-Chula rozmawiającą ze sobą i robiącą plany. 
- Dlaczego jesteście tacy opanowani? Przecież jesteście rekrutami. 
- Pierwszą lekcją na szkoleniu było: „W podziemiu może zdarzyć się wszystko.”Kim-Chul odbył nawet specjalne indywidualne szkolenie. Ma dołączyć do głównych sił gildii. 
W podziemiu wszystko może się zdarzyć. Jin-Woo wiedział o tym lepiej niż ktokolwiek inny tutaj.
Nie bali się tylko dlatego, że otrzymali pewne wykształcenie. Z jednej strony dobrze było że nie panikowali i nie biegali dookoła przerażeni, ale to było tak naprawdę słabe pocieszenie. Zdał sobie sprawę, że różnica między nimi a Han Song-I jest niewielka. Usiedli w klasie i nauczyli się kilku rzeczy, ale jak przydatne byłoby to w prawdziwej sytuacji? Wydymali arogancko pierś, nie zdając sobie sprawy z grozy podziemia.
Pewnie dlatego tak chętnie wszyscy chcieli dołączyć do Kim-Chula łudząc się że idąc na bossa z jednym łowca rangi A mają jakąkolwiek szansę. 
Nie mieli. 
W rzeczywistości, chodząc po podzianiu, jak gdyby znali każdy zakamarek, mogło wytworzyć w nich arogancję. 
Grupa przygotowująca się przy boku Kim-Chula wyglądał na pewną siebie i zaskakująco zrelaksowaną. Nie zdawali sobie sprawy z realnego zagrożenia. Nawet sam Kim-Chul promieniał arogancją, chyba najbardziej z nich wszystkich.
Kim-Chul szedł w ich kierunku, gdy zbliżył się do nich jego wzrok spotkał się z oczami Jin-Woo.
- Pójdziemy ścieżką. 
Z powodu jego szorstkiego i niskiego głosu, bez względu na jego intencje, głos mężczyzny był groźny.
Nie był tutaj, aby po prostu powiadomić ich o planach swojej grupy. W oczach Kim-Chula widać było pytanie, co zrobi drużyna Jin-Woo. Pod jego słowami kryło się poważne ostrzeżenie. 
„Nie idźcie za nami.”
Jin-Woo rozejrzał się i odpowiedział. 
- Pójdziemy do lasu.
Łowca kiwnął głową.
- Powodzenia. 
- Wzajemnie.
Drużyna Jin-Woo skierowała się do lasu. Po zobaczeniu, jak znikają w oddali, Kim-Chul wybuchnął śmiechem, który trzymał.
- Idioci?
- Co masz na myśli.
- Spójrz. 
Kim-Chul wskazał dłonią jedno z drzew niedaleko nich, potem przeniósł dłoń na kolejne i kolejne. Na korze każdego ze wskazanych drzew widać było głębokie ślady pazurów. Jakby jakieś wielkie zwierze w ten sposób oznaczało swój teren.
- To przecież...?!
- Lodowe Niedźwiedzie!
- Tak. Powinni po prostu poczekać tutaj. Ten las jest terytorium lodowych niedźwiedzi. 
Kim-Chul spojrzał szyderczo w las. Z powodu jednego łowcy rangi E wszyscy zginą. Co za głupek.
Moment...
Kim-Chul zmarszczył brwi. W tamtej grupie była łowczyni rangi B i kilku z rangą C.
Uśmiech zniknął z jego twarzy.
Dlaczego  od razu założył że dowodził ten słaby łowca rangi E? 
Z drugiej strony czy miało znaczenia kto tam dowodził? 
I tak wkrótce wszyscy zginą.
Nie zamierzał przejmować się trupami.
***
Jin-Woo szedł przed grupą. Jednak zrobił tylko kilka kroków, gdy Park Hee-Jin wyprzedziła go i zablokowała mu drogę.
- Nie możemy iść dalej!
- Dlaczego? 
Spytał Jin-Woo z lekką irytacją i skrzyżował ramiona na piersi. 
Wskazała na otaczające ich drzewa,
- Widzisz to?!
Duży ślad pazurów na drzewie.
- I tam też.
W rzeczywistości trudniej było znaleźć nieoznaczone drzewo niż to oznaczone.
- To terytorium lodowych niedźwiedzi.
Normalne niedźwiedzie polarne były zwierzętami bardzo niebezpiecznymi. Jak potwornie więc niebezpieczne byłyby potworne magiczne odpowiedniki tych zwierząt?
Odpowiedź: Niebywale. 
A teraz Jin-Woo poprowadził swoją drużynę na terytorium tych przerażających magicznych bestii. To zrozumiałe, że Park Hee-Jin była wściekła i przestraszona. 
Jin-Woo także to rozumiał. Powinien zapewne wyjaśnić im co ma na myśli.
- W tym lesie musimy martwić się tylko o lodowe niedźwiedzie. Ale te niedźwiedzie nie są jedynymi mieszkańcami tego miejsca. 
Park Hee-Jin w końcu zrozumiała znaczenie działań Jin-Woo. Jeśli ten las był domem dla wielu lodowych niedźwiedzi, a na to wskazywały tak liczne ślady na drzewach, oznaczało to, że nie ma tu nic, co zagrażałoby niedźwiedziom. Oznaczało to, że nie musieli się martwić o żadne magiczne bestie silniejsze niż lodowe niedźwiedzie.
Kobieta poczuła się zawstydzona, że świadomie krzyczy na mężczyznę przed sobą, podczas gdy on właściwie myślał logicznie.
Jedną z najbardziej przerażających rzeczy w podziemiach było to, że nie wiedziałeś, jaki wróg czeka za rogiem. W końcu poznanie wroga to połowa sukcesu. A w tym lesie informacja o wrogu była wydrapana na każdym drzewie.
Bez względu na to, jak silne były te lodowe niedźwiedzie, Jin-Woo był pewien, że były słabsze niż wcześniej elfy. To dlatego, że ubrania elfów były wykonane z niedźwiedzich skór. Dlatego wybrał las. Jego planem było awansowanie tutaj, jednocześnie uważając na drużynę Kim Chula i te przeklęte elfy. To była najbezpieczniejsza ścieżka, jaką wyznaczył.
Nie był na tyle arogancki żeby zakładać że od razu poradzi sobie z bossem tego miejsca.
Po spotkaniu z elfami miał już pewność że nie wygrałby z bossem tego miejsca. 
Przynajmniej jeszcze nie. 
Jin-Woo patrzył na wpół zmartwiony na wpół podejrzliwy na Park Hee-Jin,
- Dlaczego twoja twarz jest cała czerwona?
Prawda była taka że kobieta była zawstydzona swoim wybuchem gniewu i brakiem realnego myślenia i oceniania otoczenia oraz sytuacji w jakiej się znaleźli. 
Ale nie mogła mu tego tak po prostu powiedzieć.
Jin-Woo nachylił się nieco nad nią. 
- Zimno ci? 
Widząc jak blisko niej jest Park Hee-Jin odskoczyła nieco. 
Zmieszany jej zachowaniem Jin-Woo popatrzył na nią z uniesioną brwią. 
Nie zamierzając jednak zagłębiać się w jej dziwne zachowanie Jin-Woo zdał sobie sprawę że jeśli ma możliwość zadbania o nich, powinien to zrobić. 
To że podczas rajdów nikt nigdy nie dbał o niego bo był słabszy, nie znaczyło że Jin-Woo teraz będąc silnym zamierzał wszystkich traktować jak śmieci lub kule u nogi.
Z głębokim westchnieniem rugając się cicho, że powinien to zrobić gdy tylko oddalili się od grupy Kim-Chula, Jin-Woo otworzył sklep i kupił kilka artykułów odzieżowych wykonanych z grubego futra oraz kilka butów na zimę.
NAZWA: CIEPŁY FUTRZANY PŁASZCZ
KLASA PRZEDMIOTU: ŻADNA
RODZAJ: ŚMIEĆ
PO NAŁOŻENIU STAJE SIE BARDZO CIEPŁY.
CENA: 10 SZTUK ZŁOTA

NAZWA: CIEPŁE BUTY
KLASA PRZEDMIOTU: ŻADNA
RODZAJ: ŚMIEĆ
PO NAŁOŻENIU STAJĄ SIE BARDZO CIEPŁE.
CENA: 10 SZTUK ZŁOTA
Buty i futro za dziesięć złoty za sztukę? 
W porównaniu do przedmiotów z efektami specjalnymi, przedmioty codziennego użytku takie jak te nie były drogie. 
Dobre wykonanie i materiał, grube ciepłe futro którym wyłożone były płaszcze i wnętrza butów... Mimo tych wszystkich zalet przez które taki płaszcz z prawdziwego futra pomimo swojego zwykłego skromnego wyglądu byłoby w prawdziwym życiu potwornie drogi, przez system było traktowane jako „śmieć”. 
Pięć kompletów futer i butów pojawiło się z powietrza przed jego stopami. Poza Jin-Woo, każdy z członków jego grupy otworzył szeroko oczy w szoku i niedowierzaniu.
- Magia przestrzenna?!
- Jak...?!
- Wow.
- Czy ta magia nie jest ograniczona do jednego lub dwóch przedmiotów? Jakim cudem jest w stanie przywołać ich aż tak wiele.
- Kim on jest?
- Załóżcie to nim jeszcze bardziej zmarzniecie. - Nakazał im surowo Jin-Woo. - Nie byłoby ciekawie gdybyście pomarli z wyziębienia nim w ogóle napotkamy jakieś potwory.
Jin-Woo wręczył jeden z płaszczy patrzącej na niego wielkimi oczami Han Song-I.
- Ta dziwna magia... Strzała wcześniej... Kim tak naprawdę jesteś?
Mówiąc szczerze nie bardzo miał ochotę im tłumaczyć. Za dużo czasu i kłopotów. 
- To ja cię tutaj ściągnąłem więc odpowiadam za twoje bezpieczeństwo. - Stwierdził poważnie kładąc jej dłoń na głowie przykryty kapturem jej bluzy.
- Ale nie zadawaj żadnych pytań. Po prostu na nie, nie odpowiem.
Podniósł głowę i spojrzał na Park Hee-Jin i dwoje innych Łowców.
- To też tyczy się was. Żadnych pytań i żadnych żądań.
Prawdę mówiąc, dwaj pozostali Łowcy do tej pory podążali za łowczynią Park Hee-Jin mającą rangę B. Ale patrząc w tę i z powrotem między ciepłym sprzętem w swoich dłoniach a Jin-Woo, energicznie pokiwali głowami.
Widząc ich niemą zgodę Jin-Woo westchnął z ulgą. Jeden kłopot z głowy.
Następnie otworzył po cicho okno statusu przypatrując mu się, Jinwoo po cichu zmienił tytuł na „Pogromca Wilków”, wiedząc że dzięki temu złapie więcej punktów doświadczenia. 
Gdy już miał zamknął okno statusu zdał sobie sprawę że coś się do nich zbliża. Zdali sobie z tego sprawę również inni łowcy, którzy zaczęli krzyczeć. 
- Lodowy niedźwiedź!
- O cholera!
Czując ludzi na swoim terytorium, lodowy niedźwiedź powoli zbliżył się do nich. Pysk wielkiego potwora był nieco otwarty a wargi uniesione tak że widać było jego ostre białe kły podczas gdy nieustannie warczał.
Bestia wstała na tylne łapy, górując nad Łowcami. Jego cielsko zasłaniało większość ich pola widzenia z tej strony.
Chociaż wyglądał jak niedźwiedź polarny, bestia była dwa razy większa, a jej pierś ozdobiona była charakterystycznym magicznym rdzeniem, który świecił na niebiesko.
Słysząc jego ryk, wszyscy Łowcy, z wyjątkiem Jin-Woo, zamarli. Park Hee-Jin zmarszczyła brwi,
- Jak szedł ten tekst że musimy się martwic tylko o niedźwiedzie?! Przecież to wysoko poziomowy potwór!
Czy to było coś, co można było powiedzieć, patrząc na tak potężną bestię przed nimi?! Dała się zauroczyć tak zwanej logice Sung Jin-Woo. 
Patrząc osobiście na lodowego niedźwiedzia, była teraz pewna:
- Wejście do tego lasu było jednym wielkim błędem. 
Uważając się za łowczynię z najwyższą rangą pośród tych zgromadzonych tutaj, Park Hee-Jin stanęła przed drużyną i krzyknęła.
- Odwrócę jego uwagę, a wy w tym czasie spróbujcie...Ah!
Znaczna siła chwyciła kaptur jej płaszcza i odciągnęła ją do tyłu. Siła nie była na tyle duża żeby posłać ją natychmiastowo na ziemię, musiała się jednak cofnąć do tyłu w stronę siły która ją ciągnęła, aby faktycznie nie upaść. 
Gdy podniosła wzrok zobaczyła przed sobą Sung Jin-Woo który patrzył na nią potępiająco.
- Naprawdę chcesz żeby to coś zrobiło ci krzywdę? - Spytał surowo chłopak, zachowując się jakby karcił nieposłusznego pięciolatka.
Dla Jin-Woo te urocze małe misie były tylko przystawką przed głównym daniem – Elfami. 
Park Hee-Jin nie mogła ukryć swojego zmieszania.
- Nie gadaj głupot! Może jesteś silny, ale to wysokopoziomowy potwór. 
Dwóch łowców rangi C patrzyło na Jin-Woo w osłupieniu jakby postradał zmysły chcąc walczyć z tym czymś. 
Jin-Woo zignorował ostry protest kobiety stojącej za nim i powoli podszedł do lodowego niedźwiedzia.
Gdyby użył sztyletu krew pobrudziłaby mu ubranie. 
Zamiast tego mężczyzna zacisnął pięści.
Jin-Woo napotkał spojrzenie lodowego niedźwiedzia.
Lodowy niedźwiedź zaczął wymachiwać łapą wielkości pnia drzewa z prędkością błyskawicy.
Ale jego atak uderzył w powietrze.
Po przeskoczeniu nad głową niedźwiedzia Jin-Woo zdał sobie sprawę, dlaczego ma on tak niebezpieczną reputację.
Poziomy, które wbił, nie poszły na marne. Zanim lodowy niedźwiedź zdążył podnieść głowę, Jin-Woo użył całej swojej siły, by uderzyć go w czoło.
Głowa niedźwiedzia uderzyła w ziemię. Jego czaszka została roztrzaskana, niedźwiedź wystawił język i już się nie poruszył a jego oczy zrobiły się matowe i puste.
[ZDOBYŁEŚ NOWY POZIOM!]
Dość łatwo udało mu się zdobyci ten poziom. Po zabiciu jednego niedźwiedzia. To było naprawdę miłe zaskoczenie. Tak jak założył, zdobywanie doświadczenia różni się wraz z poziomem trudności. Potwory w podziemiu kategorii C to było nic z tymi tutaj.
- Kim...  Ty jesteś?
Odwrócił się twarzą do drżącego głosu i spojrzał na czterech członków swojej grupy mających opadnięte szczęki. Jin-Woo podrapał się po skroni.
- Żadnych pytań, pamiętasz? 
Cóż, prawdopodobnie wszyscy zapomnieli po obejrzeniu tak szokującej sceny. Jin-Woo mówiąc szczerze aż tak bardzo im się nie dziwił.
- No chodźcie. Mam ochotę poszukać jeszcze jakiś uroczych niedźwiadków. - Stwierdził zaskakująco wesoło Jin-Woo.
***
Łowcy cieszyli się ucztą przy ognisku.
Nad ogniem piekły się duże kawały niedźwiedziego mięsa. 
- Mięso tego niedźwiedzia jest trochę twarde, ale zaskakująco smaczne.
- Chcesz trochę?
- Ach, dziękuję.
Osobami przy ognisku byli Jin-Woo, Han Song-I oraz trójka ich towarzyszy.
Mag rangi B Park Hee-Jin, wojownik rangi C Go Myung Hwan i tank rangi C Yoon Ki-Joong.
W jakiś sposób wszyscy oswoili się z tym podziemiem, tak że pobyt tutaj wydawał im się znośny. Oprócz ogniska mieli nawet namioty i koce do spania. Właściwie nie odczuwali dużego dyskomfortu ani zagrożenia. 
- Czy Jin-Ah nie robi w domu nic poza nauką? Podobno na ścianach zamiast plakatów, porozwieszane fraszki, żeby zapamiętywać informację podczas snu.
Słysząc to Jin-Woo zaśmiał się zaskoczony.
- W niczym nie różni się od was. Gdy siedzi w domu to nie robi nic prócz grania, jedzenia i spania. I tak w kółko. Czasami sam się dziwie że znajduje czas na naukę.
- W takim razie jakim cudem ma takie oceny?
- Nie mam pojęcia szczerze mówiąc, może dużo zapamiętuje z lekcji. Gdy byliśmy młodsi często razem chodziliśmy do salonów gier.
W końcu gdy Jin-Woo zjadł swoje mięso wstał i przeciągnął się.
- Gdzie idziesz? - Spytała zaskoczona  Park Hee-Jin.
- Na krótki trening. Niedługo wrócę. - Obiecał jej idąc w głąb lasu.
Musiał wykonać codzienne zadanie co w obecnych okolicznościach było trochę upierdliwe. 
Nie mógł pozwolić sobie by teraz system posłał go do karnego wymiaru.
Gdy skończył w końcu cały trening, uznał że skoro już tutaj jest to może trochę zapolować.
Jin-Woo przeczesywał las i szedł przez krzak.
Wyczuwał z tego obszaru obecność wielu lodowych niedźwiedzi. Zdał sobie sprawę, że atakujące niedźwiedzie nadciągają z tego samego kierunku, co mówiąc szczerze po kilku atakach na nich nie było trudne do zauważenia.
W końcu po jakimś czasie żmudnej wędrówki...
Po drugiej stronie zarośli widział kilkanaście jaskiń. W każdej jaskini czuł więcej niż jedną obecność. Tuż przed nim wiele niedźwiedzi lodowych wchodziło i wychodziło z jaskiń. W przybliżeniu było ich około 30. Miał niesamowite szczęście.
Kąciki ust Jin-Woo uniosły się w triumfalnym uśmiechu. 
Celowo przybył tutaj sam.
To była bardzo dobra okazja na inaugurującą bitwę jego cieni.
Przybądźcie.
W odpowiedzi na jego myśli żołnierze odziani w czarne zbroję bezgłośnie wyszli z jego cienia i stanęli za nim.
Żołnierze Cienia stali ramię w ramię.
Jin-Woo uśmiechnął się szeroko.
Lodowe niedźwiedzie złapały zapach Jin-Woo i powoli zaczęły wychodzić ze swoich jaskiń.
Jin-Woo wskazał ręką na niedźwiedzie. 
- To wasza pierwsza walka, chłopaki. Naprzód
Na jego rozkaz Żołnierze Cienia ruszyli zgodnie w kierunku wrogów, szybko zamykając lukę między nimi. 
Jednak dzikie ruchy lodowych niedźwiedzi były znacznie szybsze niż jego żołnierze cienia.
Pojedyncze ataki niedźwiedzich pazurów niszczyły jego żołnierzy z dużą łatwością. Gdyby to był człowiek w tej czarnej jak smoła zbroi, a nie cień, byłby to makabryczny widok.
Jin-Woo zmarszczył brwi.
Najwyraźniej to było za dużo dla jego żołnierzy.
Niezależnie od tego, czy była to siła, czy rozmiar, niestety wyglądało na to, że Żołnierze Cienia nie mogą stawić czoła lodowym niedźwiedziom.
Ale nagle stało się coś zaskakującego.
Oczy Jin-Woo rozszerzyły się.
Ciało Żołnierza Cienia, które zostało zniszczone przez lodowego niedźwiedzia, zamieniło się w czarny dym, zanim w pełni uderzyło o ziemię.
Czarny dym zebrał się w pewnej odległości, a następnie przybrał swój pierwotny kształt.
- O cholera!
Twarz Jin-Woo rozjaśniła się.
Nieumarli, no tak.
Zapomniał o prawdziwej naturze tych cieni, w końcu jego pierwotną profesją miał być nekromanta. A ci żołnierze byli już martwi. 
Gdy niedźwiedzie dostrzegły że ich ataki na dłuższą metę nie przynoszą efektu stały się jeszcze bardziej wściekłe.
Podczas gdy piechurzy zajmowali lodowe niedźwiedzie, trzej magowie zakończyli rzucanie czarów.
Kule ognia wypuszczane z rąk magów eksplodowały tu i tam. Podczas gdy piechota złapana przez eksplozję natychmiast się zregenerowała, lodowe niedźwiedzie zaczęły się palić miotając się na boki a agonii.
Ich futerko było tak bardzo łatwopalne.
Piechota Cienia kontynuowała ataki, wymachując i dźgając mieczami płonące niedźwiedzie. Nie wyglądało to za bardzo majestatycznie, ale przynosiło efekty.
Początkowo lodowe niedźwiedzie wyglądały, jakby miały przewagę, ale powoli były odpychane przez połączony atak piechoty i magów.
Jin-Woo obserwował bitwę z wielkim zainteresowaniem.
Szybka regeneracja piechoty.
Potężna siła magii ognia.
Może i nie byli bardzo silni, ale ta regeneracja była fenomenalna. Dodatkowo ich słabość nie była przeszkodą nie do przeskoczenia. W końcu mogli awansować i stawać się silniejsi. 
Potęga Żołnierzy Cienia przekroczyła jego oczekiwania. Niedźwiedzie wkrótce zostały przytłoczone i zostały zepchnięte z powrotem do jaskiń. Wydawało się, że bitwa się skończyła...
Z rykiem, który sprawił że Jin-Woo zabolały bębenki w uszach ujawnił się kolejny niedźwiedź. 
Znacznie szerszy i wyższy od wszystkich innych. Na łbie miał czarne dłuższe futro które przypominało irokeza, a na piersi pod rdzeniem spotykały się i przecinały dwie głębokie wyraźnie stare blizny. 
Za jednym zamachem łapy wielu Żołnierzy Cienia zostało zmiecionych z powierzchni ziemi.
Nawet ich szybka regeneracja nie nadążała za szybkim tempem w jakim byli zabijani.
Wyglądało na to że ten gość był alfą tego stada, czy coś takiego.
Oczywiście spodziewał się, że legowisko niedźwiedzi będzie miało niedźwiedzia alfa. Ale rozmiar i moc tego cholerstwa przerosły jego oczekiwania.
Żołnierze umierali jeden za drugim, a po regeneracji nie zdążyli nawet unieść broni bo już zostali ponownie niszczeni. 
[BRAK MANY UNIEMOŻLIWIA DALSZĄ REGENERACJĘ JEDNOSTEK]
[BRAK MANY UNIEMOŻLIWIA DALSZĄ REGENERACJĘ JEDNOSTEK]
W panice sprawdził manę. Tak jak powiedział System, jego mana była zerowa.
[MP: 0 / 1860]
Gdy jego mana zniknęła, Żołnierze Cienia nie regenerowali się już po zniszczeniu. Zamiast tego zamienili się w cień i wrócili do cienia Jin-Woo. Teraz zrozumiał, że to jego mana pozwoliła żołnierzom się regenerować bez końca.
To miało sens. Ich energia nie mogła brać się znikąd. 
Znalazł jeszcze jeden powód, by podnieść swoją statystykę inteligencji. Jin-Woo podrapał się w bok głowy. Pojawienie się alfy całkowicie odwróciło losy bitwy. Jednak Jin-Woo wciąż miał atut w rękawie.
Igris cały czas spokojnie stojący nieco za nim zrobił dwa kroki do przodu i stanął u boku Jin-Woo. 
- Niedźwiedź jest cały twój. 
Jin-Woo wskazał ręką na alfę. Igris pochylił głowę przed Jin-Woo, po czym wystrzelił w kierunku gigantycznego lodowego niedźwiedzia.
Igris uniknął ciosu alfy i prześlizgnął się między łapami lodowego niedźwiedzia. Będąc w ruchu, szybko wyjął sztylety z boku i przeciął ścięgna tylnych łap bestii.
Wyciągając swój długi miecz, Igris umiejętnie uniknął ataków alfy, jednocześnie zaczynając ciąć.
Nie przypominało to bezmyślnej rzezi, a raczej... pokaz artystyczny. Sposób poruszania się Igrisa i jego celne ruchy sprawiały że wyglądało to naprawdę zjawiskowo.
Jin-Woo obserwował płynne, artystyczne ruchy Igrisa z wielkim podziwem.
W końcu gdy krew sączyła się z wielu głębokich ran Igris postanowił zakończyć ten makabryczny spektakl. 
Głowa gigantycznego lodowego niedźwiedzia została w końcu czysto oddzielona od ciała. Zanim zdążyła uderzyć w ziemię, Igris chwycił ją w locie. Rycerz zbliżył się do Jin-Woo, a następnie ukląkł przed Łowcą.
Wtedy Jin-Woo zdał sobie sprawę że gdyby podczas ich walki rycerz od początku używał miecza Jin-Woo nie miałby najmniejszych szans. 
Przy swoim obecnym poziomie byli sobie dość równi jak Jin-Woo zakładał. 
Igris umieścił głowę niedźwiedzia przed stopami Jin-Woo, jakby ofiarował trofeum swojemu królowi. Łowca wpatrywał się w rycerza z podziwem.
Jin-Woo zachichotał.
- Jesteś naprawdę niesamowity. - Igris skłonił głowę jeszcze bardziej jakby zawstydzony komplementem. - Świetna robota. 
Widząc że w pobliżu zostało jeszcze kilka wyraźnie teraz spanikowanych niedźwiedzi Jin-Woo położył dłoń na ramieniu klęczącego Igrisa.
- Zasłużyłeś tą świetną walką, na dokończenie dzieła. 
Pozostałe lodowe niedźwiedzie po stracie swojego przywódcy, będąc nieporównywalnie słabsze od swojego alfy szybko popadały od ostrza Igrisa. 
Bitwa się skończyła, a jej wynik bardzo Jin-Woo zadowolił. 
Żołnierze awansowali tu i tam. Ponieważ sami Żołnierze byli umiejętnością Jin-Woo, Łowca również zyskał aż 3 poziomy. A przede wszystkim
[POMYŚLNIE WYDOBYŁEŚ CIEŃ]
[POMYŚLNIE WYDOBYŁEŚ CIEŃ]
[POMYŚLNIE WYDOBYŁEŚ CIEŃ]
Zdobył nowych przyjaciół.
Łącznie z alfą, Jin-Woo wybrał kilka lodowych niedźwiedzi. Z ich cieni wyrosła wielka czarna masa.
[CIENISTY POTWÓR LV.1]
[CIENISTY POTWÓR LV.1]
[CIENISTY POTWÓR LV.1]
[CIENISTY POTWÓR LV.1]
[CIENISTY POTWÓR LV.1]
Niedźwiedzie, które powstały, zachowywały pewne podobieństwo do swojej dawnej postaci, ale jednocześnie miały formę, która zdawała się przechodzić między ciałem stałym a gazem. Z ich postaci bez przerwy wydobywał się czarny dym.
Najbardziej zadowalającym nabytkiem był alfa który wyglądał teraz niesamowicie. Jego wszystkie stare blizny na ciele świeciły na niebiesko, dziwna grzywa na łbie ciągnąca się przez kręgosłup również była niebieska i wyglądała bardziej jak ogień niż futro. Cała reszta ciała była oczywiście czarna. 
Jin-Woo podszedł do alfy który schylił łeb do ziemi wciskając nos w śnieg, uśmiechając się Jin-Woo pogłaskał go po łbie. 
Niedźwiedź na jego działania wydał cichy warkot zadowolenia i zmrużył ślepia. 
Nagle z oddali Jin-Woo usłyszał kolejne dźwięki niedźwiedzi.
Wyglądało na to że w okolicy jest więcej jaskiń z niedźwiedziami.
Ale teraz robiło się już dość późno, więc Jin-Woo uznał że sprawdzi to już jutro.
***
Podczas gdy jego koledzy z grupy wokół niego wrzeszczeli z bólu i agonii, oczy Kim-Chula były szeroko otwarte .
To co się teraz działo było niemożliwe. 
Zawiódł.
Miał dołączyć do głównych sił Białego Tygrysa. Do tego celu przeszedł nawet specjalne szkolenie. A teraz miał ponieść porażkę?! Tak potężny łowca jak on?!
Ich grupa przetrwała zimno i głód i walczyła z niedźwiedziami. 
Potem z yeti. Z jednym udało się wygrać mimo że śmierć poniosło dwoje jego ludzi. 
A potem zjawiło się jeszcze troje innych yeti. Wściekłych i rządnych krwi. 
Po tym nastąpiła masakra. Łowcy padli jeden po drugim, miażdżeni, rozszarpywani i łamani jak cienkie suche patyki. 
Jego tarcza i młot zozstały podczas tej bitwy roztrzaskane i połamane, nie nadawały się już do niczego obecnie leżąc na wpół zakopane w śniegu.
Kim-Chul wykorzystał moment gdy jego bezużyteczni kompani byli wybijani i zajął się z wielkim trudem ostatnim z yeti. 
A potem pojawiły się Elfy. 
W jednej sekundzie wyszli z lasu jakby cały czas czekali. 
Widząc ich i wiedząc że żywe jest jeszcze dwoje lub troje nadal konających i wykrawających łowców na śniegu wokół niego Kim Chul cofnął się. 
Widząc jak jedna ze strzał wystrzelonych w jego kierunku uderzyła bardzo blisko jego nogi Kim-Chul krzyknął przerażony odwrócił się i zaczął biec. 
Wbiegł w las i chociaż były tam niedźwiedzie to one były niczym w porównaniu do yeti czy Elfów. Kim Chul biegł z całych sił. Obserwując, jak jego postać znika w oddali, Białe Demony podniosły łuki i wycelowały. Ale zanim zdążyli wystrzelić, Elf stojący na ich przedzie podniósł rękę i zatrzymał ich.
Kim-Chul przeskoczył przez krzaki
Miał wrażenie, że jego płuca płoną. Obraz Białych Demonów, którzy uśmiechali się do niego bezdusznie, wciąż był świeży w jego umyśle. Mężczyzna spojrzał na swoje ręce. Odmrożone ręce traciły zmysł dotyku. Jego palce już dawno straciły czucie. W obecnym stanie nie mógł właściwie walczyć.
To cholerne zimno...
I ten potwory głód, gdyby tylko nie był tak głodny. 
Do samego końca Kim Chul nie mógł przyznać się do porażki. Mamrocząc do siebie, podniósł głowę.
Jak głęboko w lesie był?
Rozejrzał się. Czuł odór krwi, nie wiedział jednak skąd. Mężczyzna podążył za zapachem. Było blisko. Poruszając się między drzewami, natknął się na polanę i nie mógł uwierzyć własnym oczom.
Już prędzej spodziewał się znaleźć zmasakrowaną drugą grupę łowców którzy kretyńsko weszli do lasu podczas ich rozdzielenia się. 
Ale to nie ich trupy teraz widział.
Przed jaskiniami znajdowało się ponad 20 ciał martwych niedźwiedzi. 
Jeszcze chwilę temu zastanawiał się czemu nie spotkał żadnego z nich!
Studiował zwłoki. Wszystkie zwłoki nosiły ślady po głębokich cięciach. Niektóre z nich miały też ślady spalenia. Sung Jin-Woo i jego grupa natychmiast pojawiła się ponownie w jego umyśle. 
Czy to była ich sprawka?
Nie. Kim Chul pokręcił głową. Rany na ciałach lodowych niedźwiedzi zadano mieczem. 
Ale jak dwóch łowców rangi E bez broni, dwóch rangi C i jedna rangi B pokonaliby tyle niedźwiedzi?!
Jego grupa w pełnym składzie mogła zmierzyć się ledwie z siedmioma naraz. 
A tutaj leżało ich przynajmniej 20!
Nie było mowy, żeby tu przeżyli. Wtedy był tylko jeden rozsądny wniosek,
Były tutaj białe demony. A skoro weszły na teren niedźwiedzi to musieli mieć powód. 
Szukali go?!
Jego serce zamarło. Myślał, że udało mu się uciec od tych elfów. Z wielkim strachem w sercu Kim Chul wstrzymał oddech i odwrócił się w kierunku, z którego przybył.
Szedł dalej. Szybciej.
Chciał wydostać się z terytorium tych cholernych paskudnych elfów.
***
Lodowy niedźwiedź upadł na ziemię. Żołnierze Cienia otoczyli jego ciało i upewnili się, że jest martwy.
[ZDOBYŁEŚ POZIOM!]
Jin-Woo skończył czyścić kolejne legowisko niedźwiedzi.
Minęło pięć dni, odkąd przeszli przez bramę. Od tego czasu znalazł trzy różne legowsika.
Dzięki temu poziom zarówno jego, jak i jego armii znacznie wzrósł. Początkowo potrzeba było dwóch żołnierzy, aby powstrzymać jednego niedźwiedzia. Teraz jeden żołnierz był w stanie wygrać jeden na jednego z bestią. Jin-Woo był zadowolony. Wraz ze wzrostem umiejętności jego żołnierzy zaczął przypisywać im różne role. Jego obecny limit wynosił 30 cieni. 28 z nich zostałoby przydzielonych do walki, a 2 do zbierania magicznych rdzeni i mięsa. Teraz, gdy nie musiał kiwnąć palcem, by walczyć lub zbierać rdzenie, życie stało się niezwykle wygodne dla niego.
Nie wyczuwał już żadnych magicznych bestii.
Wyglądało na to, że oczyścił cały las.
Czy powinien już iść po bossa? 
Nie wiedział jak dokładnie silny będzie boss kategorii B dlatego cały czas się wahał. 
Do otwarcie bramy pozostało jeszcze sporo czasu. Przynajmniej dla nich, przebywających po drugiej stronie bramy. Dochodziło do tego po siedmiu dniach. Dla nich będzie to niepełne sześć miesięcy tutaj. 
Ale nie było żadnego powodu dla którego mieli tkwić tutaj dłużej niż siedem dni. 
Chciał pokonać te aroganckie irytujące elfy już wkrótce. To było pewne. 
***
Nos Kim Chula wyczuł skądś zapach pieczonego mięsa.
Zmysł węchu mężczyzny stał się wrażliwy z powodu głodu. Po wejściu do Bramy przez ostatnie kilka dni zjadł tylko jednego królika. Jego usta śliniły się na zapach jedzenia.
Czy to było możliwe że gdzieś tutaj Białe Demony tak po prostu jadły, jak gdyby nigdy nic? 
A gdyby było ich tam tylko kilku...
Był przekonany, że może się nimi zająć i ukraść jedzenie. Gdy ich zaskoczy będzie miał przewagę nad małą ilością wrogów.
To była błędna pewność siebie zrodzona z głodu i desperacji.
Kim Chul starał się uciszyć swoje kroki, ponieważ za każdym razem gdy stawiał stope na śniegu ten trzeszczał pod jego butami, i ostrożnie zbliżył się do miejsca, z którego dochodził zapach. 
W końcu trafił na polanę, na której znajdował się zespół Jin-Woo. Oczy Kim Chula rozszerzyły się w szoku.
Oni?
Jak? 
Z ich ogniska wydobywał się zapach mięsa.
Jakim cudem na grupa nieudaczników jeszcze żyła?
Nie widział jednak jednego z Łowców rangi E.
Dureń z taką pewnością objął prowadzenie. Musiał zginąć jako pierwszy i jedyny, o dziwo. Pewnie już po pierwszy kilkunastu minutach. 
To było oczywiste. 
Ale to, co nie było oczywiste, to scena przed nim. Jak… przeanalizować to wszystko? Wszystko tutaj przed jego oczami się nie zgadzało.
Ciepłe ubrania, koce, namioty i inny sprzęt wpadły mu w oko. Byli wyraźnie przygotowani na środowisko.
Ale jak?!
Skąd wzięliby te wszystkie przedmioty za bramą?!
Żaden z tych łowców nie mógł tak po prostu wyciągnąć tego wszystkiego z kieszeni!
Gdy zmęczone zdenerwowane oczy Kim-Chula były zwrócone na całe obozowisko, coś przykuło jego uwagę. 
Był to kawałek chleba obok mięsa. W żaden sposób nie znaleźli ani nie zrobili tu chleba. Musiało być przygotowane wcześniej. Jego zmieszanie szybko przekształciło się w gniew.
Skurwysyny...
Kim Cheol zgrzytał zębami. Te podłe śmieci cały czas mieli to wszystko ze sobą i odeszli na własną rękę.
Gdyby jego ręce nie był tak zmarznięte, nie, gdyby nie był tak potwornie głodny dałby sobie radę z tymi wszystkimi elfami. 
Myśląc o tym, jak chciwie gromadzili coś, co powinno być udostępnione zespołowi rajdu, lepszym od nich, Kim Chul nie mógł już tego wytrzymać. Wyskoczył na polanę.
Park Hee-Jin podskoczyła zaskoczona i wstał.
- Kim Chul?! Jak się tutaj znalazłeś?! Gdzie reszta grupy?!
Dla żadne z członków grupy Jin-Woo widok tego łowcy nie był przyjemny. Jego zbroja była pokrwawiona, oszroniona i podrapana, twarz blado fioletowa z zimna i zmęczenia, pod oczami miał ogromne ciemne półksiężyce a w samych oczach desperację, szaleństwo i furię. 
- Naszej grupie nie udało się oczyścić podziemia, mój oddział został wybity, ponieważ brakowało nam odpowiedniego sprzętu i żywności. Więc jak do diabła siedzicie tutaj z tym sprzętem i jedzeniem?
Park Hee-Jin nie mogła odpowiedzieć. Obawiała się, że przyznanie że to wszystko było zasługą Jin-Woo zwróci gniew Kim-Chula na niego. Nie chciała w taki sposób odwdzięczyć się człowiekowi który uratował jej życie.
Od początku nie podobał jej się sposób w jaki Kim-Chul patrzył na Sung Jin-Woo. Ta pogarda i wyższość...
Park Hee-Kin zamknęła usta. Widząc, jak przeciwstawia się jego woli, wściekłość Kim-Chula wzrosła. Żyły na jego szyi nabrzmiały.
- Kto śmiał zataić informację o zapasach i posłać swoich pobratymców na pewną śmierć?!
Jego krzyki odbiły się głośnym echem w całym lesie. 
- Policzę do trzech. Jeśli winny się nie ujawni do tego czasu. Uznam że wszyscy byli ww to zamieszani. 
Han Song-I pociągnęła za rękawy kurtki Park Hee-Jin.
Park Hee-Jin przytulił młodszą dziewczynę. Nawet gdyby cała czwórka połączyła siły, nie mieliby żadnych szans z łowcą rangi A. Jednak żaden z nich pomimo zagrożenia nie zamierzał zdradzać Jin-Woo.
- Jeden
Kim Cheol wyciągnął miecz u boku.
- Dwa.
Łowcy nadal milczeli.
Słabi bezużyteczni łowcy nie zamierzają go słuchać, pomimo jego autorytetu? To sprawiło że krew Kim-Chul już całkowicie wrzała z powodu furii.
Domyślił się już że za tym wszystkim stała ta zdradziecko łowczyni która się od niego odwróciła. 
Wiedziała że nie starczy dla wszystkich, a jednocześnie nie była gotowa na samotną przeprawę. Postanowił więc połączyć siły z mniejszą grupą.
- Trzy!
Park Hee-Jin umrze jako pierwsza.
- Cztery. 
Coś uderzyło Kim Chula w tył głowy i mężczyzna upadł twarzą na śnieg przesuwając się do przodu z powodu siły uderzenia.
Oczy wszystkich Łowców otworzyły się szeroko.
- Kapitanie!
Jin-Woo szybko ostudził ich szczęście przykładając palec do ust.
W połowie drogi do rzucenia się na niego i uściskania go, czterej Łowcy zamarli na gest Jin-Woo. Park Hee-Jin zapytała zmartwiona.
- Co się dzieje.
Jin-Woo spojrzał wściekły na nieprzytomnego przygłupiego łowce. 
- Kim-Chul ściągnął za sobą gości. 
Jin-Woo poczuł potężną obecność pochodzącą z lasu. Teraz nie było czasu na przejmowanie się Kim-Chulem. Prawdziwy problem tkwił bardzo niedaleko nich.
Zdając sobie sprawę, że Jin-Woo patrzy bezpośrednio na nich, elfy anulowali „Ukrycie” i pokazali się. Było ich około 20. Jeden z nich wyróżniał się spośród pozostałych. Jin-Woo wpatrywał się w Elfa z najdłuższymi włosami siedzącego na koniu podczas gdy inni stali po prostu wokół niego.
Boss sam do nich przyszedł. 
W porównaniu z lodowymi niedźwiedziami czy nawet lodowymi elfami obok niego, boss był niesamowicie silny. Jin-Woo czuł jak nieco drży. 
- Czyli to prawda, któryś z tych ludzkich śmieci okazał się chodź trochę przydatny. 
Otwierając oczy szerzej i patrząc głupio na bossa który tak nagle zaczął gadać Jin-Woo spytał z niedowierzaniem.
- Co? Jak nas nazywałeś?
Odpowiedź Jin-Woo wprawiła bossa w niezły szok.
- Znasz nasz język?
Na dobrą sprawę nie było pewne kto jest w większym szoku. Jin-Woo że rozumie bossa, czy boss że rozumie Jin-Woo. 
Jakim cudem komunikował się z potworem.
Był w stanie zrozumieć język magicznej bestii. Mało tego, rzeczywiście był w stanie odpowiedzieć. Słowa, których nigdy się nie nauczył, wypływały z niego, jakby to był jego ojczysty język.
- Jesteś w stanie z nimi rozmawiać?!
Gdy Park Hee-Jin myślała już że nic w Jin-Woo jej nie zaskoczy okazało się że potwornie się myliła. 
Nie odpowiadając na to pytanie Jin-Woo sam zastanawiał się jak to było możliwe. 
Czy to był jeden z efektów systemu?
Coś jak uniwersalny tłumacz? Jin-Woo spojrzał na bossa. Boss patrzył na niego z rozbawioną miną.
- Jesteś w stanie z nami rozmawiać... Interesujące. Chciałbym ci kogoś przedstawić. 
Boss wskazał na elfa stojącego po jego prawej stronie. 
To był ten sam elf który wystrzelił strzałę w Han Song-I którą Jin-Woo złapał.
- To on poinformował nas o wyjątkowo silnej jednostce znajdującej się pośród ludzi. Chciał stanąć z tobą twarzą w twarz...
W czole wspomnianego uśmiechającego się elfa nagle znalazł się sztylet Jin-Woo a ciało już po chwili upadło na śnieg. 
Zza pleców Jin-Woo dało się słyszeć krzyki zaskoczenia które ten zignorował.
Jin-Woo wyciągnął rękę w kierunku bezwładnego ciała. Sztylet wbity w czoło lekko zadrżał, po czym wystrzelił w kierunku dłoni Jin-Woo. Gdy sztylet znów był w jego uścisku łowca przyjął postawę bojową. 
- Coś jeszcze?
- Naprawdę jesteś silny. Jakież to zabawne. 
Zsiadł z konia, ale mimo to nie wydawał się na razie wykazywać w stosunku do Jin-Woo wrogości czy chcieć zemsty za swojego martwego podwładnego.
- Mam propozycję. Powinna być dla ciebie korzystna. Jednak najpierw pozwól że o coś spytam. Nie jesteś człowiekiem, co robisz pośród ludzi?
Na to pytanie Jin-Woo zmarszczył brwi. 
- O czym ty gadasz?
- Nie rozumiesz?
Boss zachichotał, po czym wskazał na swoją skroń.
W naszych głowach ciągle słyszymy głos, nawołujące do zabijania ludzi. Jednak gdy patrzę na ciebie, głos milczy.
Głosy? 
Ta informacja zdecydowanie była czymś nowym.
— Dlatego błędnie myśli, że nie jestem człowiekiem.
Głos...?
Coś jak informacje podawane mu przez system?
Jeśli ten głos nie reagował tylko na Jin-Woo to system musiał być z tym jakoś powiązany.
- Nie musimy walczyć. Nie potrzebuje zbędnych strat. Przekaż mi tych ludzi. A zostaniesz oszczędzony. Co ty na to?
- Pozwól że ja też cię o coś zapytam.
Jin-woo zakładał że taka możliwość szukania odpowiedzi u rozumnego potwora może się już nie zdarzyć więc chciał ja wykorzystać. 
- Niech będzie.
- Kim wy jesteście? Skąd się wzięliście i dlaczego polujecie na ludzi? 
- Jesteśmy...
Nagle uśmiechnięta twarz bossa zamarła na ułamek sekundy. Potem kontynuował naturalnie, jakby nic się nie stało,
- Nie musimy walczyć. Nie potrzebuje zbędnych strat. Przekaż mi tych ludzi. A zostaniesz oszczędzony. Co ty na to?
Co to było?
Jin-Woo zmrużył oczy. Boss zareagował bardzo dziwnie.
Jak NPC w grze komputerowej, zmuszony do powtórzenia swoich słów po próbie działania poza swoim programem.
- Przystajesz na naszą propozycję? 
Twarz szefa nie wskazywała, że coś się stało. Nadal zachowywał beztroski uśmiech. Jego podwładni stojący za nim również nie wykazywali żadnej zmiany. Jakby Jin-Woo nigdy ich szefa o nic nie pytał. 
Widząc że próba uzyskania od nich informacji będzie daremna Jin-Woo uznał że pora to zakończyć. 
Została tylko jedna rzecz. Jego odpowiedź była już przesądzona dawno temu.
- Odmawiam.
Pokona bossa i zabierze jego cień. Nigdy nie pozwoliłby że zrobił krzywdę ludziom pod jego opiekom. 
- Planujesz z nami walczyć? Myślisz że dasz nam sam radę?
Jin-Woo uśmiechnął się szeroko.
- Ja nie jestem sam. Już nie. 
Zgodnie z jego wolą, żołnierze czekający w cieniu Jin-Woo pojawili się za nim.
Po raz kolejny przerażone krzyk dobiegł ze strony łowców stojących za nim. 
Jin-Woo spojrzał na blade twarze swoich kolegów z drużyny i poczuł lekkie wyrzuty sumienia. Nie chciał ich wystraszyć. Ale to był niebezpieczny moment, nie było czasu na wyjaśnienia.
- Nadal twierdzisz że jestem sam? - Spytał rozbawiony Jin-Woo gdy Igris stanął u jego boku. 
Szef w końcu wyemitował wrogość,
- Ależ tania sztuczka. 
Rozumiał niezachwianą pewność siebie bossa. Liczebnością jego cienie mogły przewyższać elfy zebrane tutaj, ale w porównaniu z bossem jego żołnierze byli słabi. 
Miał jednak pewien pomysł.
Jin-Woo szybko zerknął na swoją stronę. Kim Chula wciąż leżącego w tym samym miejscu w którym padł. 
Nadal był nieprzytomny. 
A Jin-Woo miał wyrzuty sumienia że chce zrobić coś tak niewłaściwego, ale nie miał wyjścia. Dodatkowo Kim-Chul nie był do końca archetypem „dobrego człowieka”. 
Na rozkaz bossa elfy zaatakowały. 
Jin-Woo umieścił swoje niedźwiedzie przed rycerzami i również nakazał im atakować. 
Wiedział że jego cienia zajmą się elfami wokół a w tym czasie Jin-Woo będzie mógł skupić się na samotnym bossie. 
Przed wyruszeniem, Jin-Woo szybko kopnął miecz Kim Chula bliżej nieprzytomnego Łowcy. 
Boss szedł w stronę Jin-Woo ze sztyletami w dłoniach, widząc to łowca przywołał Kieł Rasaki i Zabójce Rycerzy. 
- Nazywam się Baruka, a ty? - Spytał boss uśmiechając się szeroko jakby cała ta sytuacja bardzo go bawiła.
- Sung Jin-Woo. 
Widząc zawieruchę jaka wybuchła reszta łowców odbiegła dalej od pola walki. Widząc dziwne postacie stworzone z samej ciemności w walczące z elfami i nieustannie się regenerujące po śmierci łowcy zrozumieli że rangi C i B nie wiele mogą zrobić. 
Ta walka była na zupełnie innym poziomie. 
Jin-Woo uderzał, nacierał i ciął, ale każdy jego atak był blokowany i parowany przez bossa, który nie wyglądał na będącego pod wrażeniem. 
Boss po jego atakach bez problemu wyprowadzał własne. 
Gdzieniegdzie na ciele Jin-Woo pojawiły się różne nacięcia. Nie wiedział ile jeszcze zdoła wytrzymać. Nawet gdy walczył z bossem, regeneracja jego armii nadal wysysała jego manę.
Magowie Cienia zakończyli rzucanie zaklęcia. Kula ognia znacznie większa niż piłka do siatkówki wpadła w sam środek Elfów.
Ogłuszający dźwięk obudził Kim-Chula.
Podniósł głowę czując w niej pulsujący ból.
Jak przez mgłę która rozmywała jego wzrok widział przerażające elfy walczące z nieznanymi czarnymi żołnierzami.
Co to do diabla miało być?
Nie miał pojęcia, co się dzieje, ale wiedział, dlaczego jest na ziemi. Ręka, która uderzyła go w tył głowy! Ten głos, który usłyszał upadając!
To musiał być Sung Jin-Woo.
Kiedy odzyskał przytomność, upokorzenie i wściekłość sprawiły, że zaczęły mu drżeć ręce a zęby zacisnęły się boleśnie. Jego ręce wybadały zimny miecz który leżał bardzo wygodnie koło niego. Teraz, gdy zostali otoczeni przez elfy, wszyscy byli już prawie martwi. 
Przynajmniej nim umrze zabije tego sukinsyna Sung Jin-Woo.
Jego wzrok padł na plecy wspomnianego łowcy.
Walczył zaciekle z jednym z wrogów, a jego plecy były odsłonięte, dając Kim-Chulowi szanse do ataku. Kim-Chul poderwał się z ziemi i zaczął biec.
Wyczuwając zbliżającego się do niego łowcę, na którego czekał Jin-Woo uśmiechnął się nieco. 
Ten kretyn zareagował dokładnie tak jak Jin-Woo się spodziewał. 
Kim-Chul dotarł do Jin-Woo i z całej siły zamachnął się mieczem na szyję łowcy rangi E.
- Zdychaj!
Boss przed nim, Kim-Chul za nim. Pozornie między młotem a kowadłem, ale tylko pozornie. 
Igris wyszedł z cienia Jin-Woo za jego placami i ochronił swego pana. 
Oczy Kim-Chula rozszerzyły się, w szoku. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć lub zrobić, miecz Igrisa wbił się głęboko w jego pierś przechodząc na wylot.
Jin-Woo szybko odsunął się od bossa. 
Gdy ciało martwego łowcy padło już na śnieg a jego oczy zastygły w nienawiści i szoku Igris ruszył na bossa dając swemu panu czas którego potrzebował.
Jin-Woo stanął przed ciałem.
- Powstań.
Z niewiadomego miejsca dobiegł głośny potępiony krzyk pełen agonii. 
Wraz z nim z cienia Kim-Chula wyłoniła się wielka ręka.
[POMYŚLNIE WYDOBYŁEŚ CIEŃ.]
Jin-Woo zacisnął pięści. Droga do zwycięstwa w tej bitwie była zagadką. I ostatni element tej układanki właśnie ułożył się na swoim miejscu. 
Wiedział że tym ruchem sprawił iż jego zwycięstwo będzie słodko gorzkie. Nie miał jednak wyboru. 
Czarny rycerz, który wyrósł z cienia Kim-Chula, był znacznie większy i grubszy niż jego pierwowzór. W jednej ręce dzierżył ogromny młot. W drugiej ręce trzymała tarczę wielkości dorosłego człowieka. Rycerz dawał niesamowite poczucie zagrożenia.
 Kim-Chul był mięśniakiem i miał rangę A ale postura i siła jego nowego cienia naprawdę go zaskoczyła. 
[PROSZĘ WYBRAĆ IMIE CIANIA]
No tak, imię. 
Silne cienie najwyraźniej potrzebowały imienia. 
Jin-Woo rzucił szybkie spojrzenie w bok. Igris został odepchnięty przez szefa; jego regeneracja była jedyną rzeczą, która nadal utrzymywała go w walce.
Jedno z ramion Igrisa zostało odcięte.
Jin-Woo musiał się śpieszyć. 
Czy powinien po prostu użyć imienia mężczyzny? Nie, używanie imienia istoty ludzkiej jako imię jego cienia było po prostu niesmaczne.
Skoro jego imię nawiązywało do żelaza, to mógł to wykorzystać. 
ŻELAZNY [LV.1] 
RANGA: RYCERZ
Miał stopień Rycerza tak samo jak Igris. Ale nie było teraz czasu na świętowanie tego faktu. 
- Żelazny, naprzód. 
Iron poruszył swoim wielkim ciałem i zrobił krok do przodu.
Jego gigantyczne ciało było przepełnione mocą, ale Jin-Woo wątpił żeby ze swoją posturą jego nowy cień był chodź w połowie tak zwinny i szybki jak boss
Jednak Żelazny przekroczył oczekiwania Jin-Woo. Gigantyczny rycerz wysunął pierś i ryknął,
Wiadomość pojawiła się przed zdezorientowanym Jin-Woo.
[ŻELAZNY UŻYŁ UMIEJĘTNOŚCI: „SZYDERCZY SKOWYT”]
[BOSS PODZIEMIA ZOSTAŁ SPROWKOWANY]
Kim Chul był tankiem rangi A. Zgodnie z oczekiwaniami, posiadał potężną zdolność, a Iron, jego cień, doskonale naśladował tę umiejętność. Głowa boss ostro zwróciła się w stronę Żelaznego. Zostawiając za sobą Igrisa, którego mógł z łatwością wykończyć, boss ruszył pośpiesznie w kierunku Żelaznego, jakby obecnie widział tylko jego. 
Żelazny z łatwością zablokował atak z wyskoku zasłaniając się swoją ogromną tarczą. 
Co ciekawe dopiero teraz do głowy Jin-Woo wpadła myśl że gdy Kim-Chul znalazł się w ich obozowisku to nie miał ze sobą ani swojej tarczy ani młota, a jedynie ten biedny miecz u boku. 
Najprawdopodobniej podczas potyczek i tarcza i młot uległy zniszczeniu, ale mimo tego ich większe cieniste repliki dzierżył teraz Żelazny. 
To było dość zaskakujące. 
Tymczasem ramię Igrisa zregenerowało się. Czarny dym sączył się z rany, a następnie przekształcił się w ramię rycerza. Boss wciąż był skupiony na Żelaznym. Jin-Woo i Igris wykorzystali to na swoją korzyść i zaatakowali jego plecy. 
Tymczasem stojąca w oddali Park Hee-Jin obserwowała całe zajście nie mogąc znaleźć słów na to co obecnie się działo przed jej oczami.
To co obserwowała wydawało się tak nierzeczywiste i niemożliwe. W tym momencie straciła siłę, by być nawet ciekawą. 
Stojąca u jej boku Han Song-I spytała cichym głosem:
- Czy wszyscy łowcy walczą w taki sposób?
Głos dziewczyny był przepełniony strachem. 
- Gdyby tak było nigdy nie zdobyłabym licencji. Nigdy nie słyszałam ani nie widziałam czegoś takiego. 
- Czy to sen? - Spytał jeden z jej dwóch kolegów rangi C. 
Jeśli to był sen, to z pewnością koszmar. Park Hee-Jin mogła tylko patrzeć, jak magiczne bestie walczą z „czymś” odzianym w czerń z otwartymi ustami. W tym samym czasie w jej umyśle pojawiło się zmartwienie,
Kiedy już stąd wyjdą...
Jako ocaleni zostaną dokładnie przesłuchani i zbadani. Jak miała to wszystko wyjaśnić? Myśląc o tym, co Sung Jin-Woo pokazał im w tym miejscu, nie mogła sobie wyobrazić, jak zareaguje gildia. Powiedziała o tym swoim kolegom.
- Sam fakt, że martwimy się o rzeczy które staną się gdy stąd wyjdziemy...
Znajdowali się w podziemiach wysokiej kategorii, do tego do tego będącym Czerwoną Bramą. W chwili, gdy zostali odrzuceni przez Kim Chula, z tyłu głowy mieli już myśli o tym że wkrótce zginą. Ale teraz tak naprawdę martwili się o to, co stanie się na zewnątrz, jakby wyjście stąd w jednym kawałku było oczywistością. To wszystko dzięki jednemu człowiekowi. 
Zatruty Kieł Rasaki przeszył ramie niespodziewającego się tego bossa. 
[EFEKT: KRWAWIENIE ZOSTAŁ AKTYWOWANY]
[EFEKT PAEALIŻ ZOSTAŁ AKTYWOWANY]
[ODPORNOŚĆ WROGA JEST ZBYT WYSOKA. EFEKT ZOSTAŁ ANULOWANY]
Od dłuższego już czasu efekty Kła stawały się coraz bardziej bezużyteczne gdyż jego wrogowie stawali się coraz silniejsi. Ale nawet bez tych efektów zadana rana była jakimś tam niewielkim krokiem do zwycięstwa. 
Jin-Woo ponownie zaczął atakować zadając bossowi kolejne rany.
W miarę jak na jego ciele pojawiało się coraz więcej ran, ruchy bossa zaczęły zwalniać.
Uśmiech już dawno zniknął z twarzy elfa. W pojedynkę walczył z Jin-Woo, Igrisem i Żelaznym, co bardzo go męczyło przez co dyszał ciężko już od jakiegoś czasu. 
Nagle Ironowi udało się wciągnąć bossa w niedźwiedzi uścisk, wykorzystując fakt że zwolnił i był coraz bardziej zmęczony i zdekoncentrowany. 
Dając znak Igrosowi obaj wycofali się nieco dalej schodząc z linii strzału. 
Skończone zaklęcia Magów Cienia spadły na miejsce gdzie stał Żelazny.
Boss po raz pierwszy zdradził oznaki bólu. Lodowy elf wykręcił swoje ciało, a ramiona Żelaznego zostały oderwane.
Boss posłał Jin-Woo szaleńczo wściekłe spojrzenie. 
Nawet przy tak dużym zmęczeniu nadal był w stanie wytrzymać jeszcze jeden atak jego magów. 
To był naprawdę boss podziemi wysokiego poziomu. Jednak szala zwycięstwa w tej bitwie przechyliła się w stronę Jin-Woo już w momencie gdy Żelazny powstał z martwego ciała Kim-Chula. 
Jin-Woo użył umiejętności „Rzut Sztyletem”
Zdając sobie sprawę, że nie może uchylić się, boss odbił sztylet swoją bronią.
Ten ruch sprawił jednak że broń bossa pękła w jego ręce.
Wykorzystując ten moment Jin-Woo zamknął dystans między sobą a bossem i dźgnął go w bok Kłem Rasaki. 
Oczy bossa rozszerzyły się z bólu.
Mimo to lodowy elf chwycił Jin-Woo za nadgarstek. 
Boss uniósł swoje tanto nad głowę Jin-Woo. Na takie działanie bossa łowca uśmiechnął się czując koniec walki. 
Olbrzymi młot uderzył w głowę lodowego elfa.
Z przyprawiającym o mdłości chrzęstem głowa szefa uderzyła w śnieg. Za nim stał Żelazny ze swoim gigantycznym młotem, jego ramiona były już zregenerowane. Olbrzymi rycerz ponownie uniósł młot i opuścił go.
Igris również przygotowywał się do ataku, ale potem odłożył miecz widząc że istota która zagrażała jego panu nie żyje. Jin-Woo również zwrócił swoje sztylety do ekwipunku.
[BOSS PODZIEMIA ZOSTAŁ POKONANY]
[ZDOBYŁEŚ POZIOM]
[ZDOBYŁEŚ POZIOM]
Jin-Woo odetchnął z ulgą. 
To bez wątpienia była trudna walka. 
- Już wystarczy. - Jin-Woo spojrzał spod na wpół przymkniętych powiek na Żelaznego. 
Żelazny już kilkakrotnie uderzył z nieruchome i na pewno całkowicie martwe ciało bossa. 
Pomimo stania się cieniem, najwyraźniej pozostał w nim jakiś niewielki pierwiastek osła. 
Zwłoki bossa były teraz niczym więcej niż jedną wielką krwawą papką. 
Patrząc na nie Jin-Woo zrozumiał skąd wzięło się powiedzenie „zostać mokrą plamą”.
Jin-Woo znów się szeroko uśmiechnął. Jego nagroda po trudnej walce czekała u jego stóp, nawet jeśli obecnie przypominała tylko krwawy kleks. 
***
Była już 3 nad ranem.
Twarze czterech mężczyzn strzegących terenu były ponure. Nie mogąc tego dłużej znieść, Hyun Gee-Chul odezwał się,
- Mistrzu, może udasz się do siebie?
Beak Yoon-Ho pokiwał delikatnie głową. 
- Jak mógłbym spać gdy w środku znajdują się moi ludzie? Poczekam chociaż do rana. 
Mężczyzna był bardzo zdeterminowany. Jako mistrz Gildii i Łowca rangi S nie mógł opuścić tego miejsca. Nagle Ahn Sang-Min krzyknął zaskoczony:
- Brama... Otwiera się!
Hyun He-Chul i Joo Sung-Chanspojrzeli na bramę szeroko otwartymi oczami. 
- Pokonali bossa!
- Ktoś wychodzi!
Baek Yoon-Ho zacisnął pięść w oczekiwaniu, spodziewając się zobaczyć na przedzie swojego nowego łowcę rangi A. 
Wszyscy czterej mężczyźni podbiegli bliżej bramy. Nie mogąc ukryć swojego podekscytowania, Baek Yoon-Ho szukał twarzy Kim Chula wśród ocalałych. Jednak nawet po tym, jak wszyscy opuścili Bramę, nie mógł go dostrzec.
Nawet Joo Sung-Chan, który kazał wszystkim wierzyć w Kim Chula, stracił pewność siebie i przybrał zmieszany wyraz twarzy.
- Łowczyni Park Hee-Jin! Łowcy Go Myung-Hwan, Yoon Ki-Jong!
Widząc, jak Jin-Woo podąża za Hanem Song-I wychodzącą z Bramy, uśmiech rozkwitł na twarzy Ahn Sang-Mina.
Miał rację.
Nastroje Joo Sung-Chana i Ahn Sang-Mina całkowicie odwróciły się. Jednak uśmiech szybko zniknął z twarzy Ahn Sang-Mina. Po tym, jak pięciu Łowców, w tym Sung Jin-Woo, wyszło z Bramy, Brama szybko zniknęła się znikając jakby nigdy jej tutaj nie było.
Ze łzami w oczach Hyun Gee-Chul zaczął skreślać imiona zmarłych z listy gildyjnej. To była smutna praca, ale ktoś musiał ją wykonać. 
Beak Yoon-Ho stał cały czas w tym samym miejscu patrząc po twarzach ocalałych.
Wróciła tylko jedna łowczyni rangi B i łowcy rang niższych?! Z tego dwoje nie z jego gildii mających rangi E?! 
To było niemożliwe. Co się tam stało?
- Chodźmy. Zabiorę cie do domu. 
Jin-Woo już miał opuścić miejsce zdarzenia z zamiarem odwiezienia do domu Han Song-I, był zmuszony się jednak zatrzymać gdy Beak Yoon-Ho położył mu dłoń na ramieniu.
- Porozmawiajmy chwilę. 
Jin-Woo odrzucił uścisk łowcy rangi S, a oczy Beak Yoon-Ho stały się ostre.
Jin-Woo odwrócił się. 
- Jeśli chcesz o coś zapytać możesz równie dobrze porozmawiać ze swoimi ludźmi. Ja raczej nie będę w stanie udzielić odpowiedzi różniących się od nich.
Baek Yoon-Ho nie mógł już tego znieść. Przedstawił się Jin-Woo zaciskając zęby w irytacji. 
- Jestem Beak Yoon-Ho, mistrz gildii Białego Tygrysa.
Oczy Jinwoo zachowały spokojny chłód gdy spojrzał na łowce. 
- I co w związku z tym? 
Na zimną odpowiedź Jin-Woo tęczówki Baek Yoon-Ho zamigotały i zmieniły kolor zwężając się. 
- Straciliśmy dziewięciu ludzi. Chyba należy mi się jakieś wyjaśnienie. 
To nie była prośba.
Ani rozkaz.
To była groźba. 
Bez względu na wszystko, Baek Yoon-Ho nie miał zamiaru pozwolić Jin-Woo tak łatwo odejść. 
Jin-Woo zacisnął usta czując ukłucie irytacji. 
- I co z tego? Uratowałem pozostałą trójkę.
Jin-Woo pozwolił aby jego niebieska magia zabarwiła jego tęczówki. 
Wiedział że nie wygrałby jeszcze z tym łowcą. Ale nie był bezbronny. 
I miał zamiar to pokazać.
- Poniosło mnie. - Przyznał po chwili milczenia Beak Yoon-Ho. - Masz rację. Przepraszam. 
- Chodź dzieciaku. 
Uczennica ostrożnie podążyła za Jin-Woo, spoglądając na Baek Yoon-Ho nieufnie. Wkrótce para wsiadła do furgonetki, którą tutaj przybyli i opuściła miejsce zdarzenia.
Jego myśli były pogrążone w chaosie, Baek Yoonho szybko podszedł do jedynej wysokiej rangą ocalałej z tego koszmaru. 
- Kim on jest? I czemu jest taki poddenerwowany? 
Kobieta miała narzucony na ramiona koc a w dłoniach trzymała herbatę. Wyglądała jednak na zaskakująco zdrową. Nie wyziębioną, nie bladą, niewyspaną czy wygłodzoną. 
Ich drużyna pokonała wszelkie przeciwności i opuściła podziemia w jednym kawałku, nawet jeśli tak małym składzie, więc dlaczego Sung Jin-Woo był pełen gniewu?
- Nie jestem pewna. Zajął się bossem stał nad nim przez chwilę po czym odszedł wyglądając na zdenerwowanego. 
- Dziwne. - Przyznał zamyślony Beak Yoon-Ho starając się zrozumieć co mogło zdenerwować tego dziwnego łowcę. 
Ahn Sang-Min podszedł do swojego szefa z niepewnym wyrazem twarzy. 
- Zwykle jest nieco chłodny, ale grzeczny. - Przyznał Sang-Min. - Możliwe że to wina zmęczenia. To dobry człowie...
- Nie o to chodzi. - Przyznał Beak Yoon-Ho wzdychając.
Mistrz Gildii spojrzał przed siebie zamyślony.
Ten łowca wykazał taką pewność siebie. Nie cofnął się ani nie zadrżał gdy zobaczył jego nieludzkie oczy. 
W walce z nim musiałby liczyć się przynajmniej z utratą ręki. 
Baek Yoon-Ho odwrócił się i stanął twarzą w twarz z Ahn Sang-Minem,
- Dlaczego jeszcze go nie zwerbowałeś?
- Cały czas nad tym pracuje. 
- Masz moje pełne wsparcie. Ściągnij tego człowieka do naszej gildii za wszelką cenę. 
Sung Jin-Woo...
Jak można się było spodziewać, oczy Ahn Sang-Mina nigdy się nie myliły.
Beak Yoon-Ho poczuł wyrzuty sumienia że wcześniej w niego wątpił. 
- Rozumiem.
***
Twarz Jin-Woo była ponura gdy wpatrywał się w drogę. 
Jin-Woo nie udało się wydobyć cienia Baruki, co było gorzkim rozczarowaniem. 
Czy było to spowodowane różnicą w ich sile? 
Bardzo możliwe, w końcu Baruka był od niego silniejszy i gdyby nie Żelazny i Igris zapewne Jin-Woo nie udałoby  się wygrać. 
Zyskał Żelaznego więc nie było aż tak źle. Jego nowy żołnierz był tylko nieco słabszy od Igrisa, ale miał te samą rangę co on. 
Z pewnością kiedyś nadarzy się okazja do pokonania kolejnego bossa wysokiego poziomu. Ważną rzeczą było to, że gdy ta okazja nadejdzie ponownie, będzie wystarczająco silny, by nie zawieść jak miało to miejsce dziś. 
Zdjął lewą dłoń z kierownicy i przywołał do niej z ekwipunku swój nowy sztylet. 
[PRZEDMIOT: SZTYLET BARUKI]
KLASA PRZEDMIOTU: A
TYP: SZTYLET
SZTYLET DZIERŻONY PRZEZ WIELKIEGO WOJOWNIKA BARUKE. ZOSTAŁO NAŁOŻONE LEKKIE MAGICZNE WZMOCNIENIE.
ATAK: +110
ZRĘCZNOŚĆ: +10
Sztylet który zdobył był całkiem niezły. Dodawał aż 110 do ataku i 10 punktów zręczności. 
Ani Kieł ani Zabójca Rycerzy nie mogły równać się z tym sztyletem. Zwłaszcza że ten pierwszy coraz bardziej tracił przydatność w walce i był już dość mocno podniszczony. 
Gdy analizował wydarzenia z bramy auto podjechało pod dom Han Song-I. 
- Dobranoc. Sen zapewne dobrze ci zrobi.
- Tak... prawdopodobnie. Dziękuję za dzisiaj. Do zobaczenia jutro... czy raczej później.
Później? Jin-Woo spojrzał na zegarek i zdał sobie sprawę że jest już trzecia nad ranem. 
Patrząc, jak dziewczyna wraca do domu z opadniętymi ramionami, Jin-Woo poczuł, że wypełnił swoje zadanie.
Sprawy trochę się skomplikowały, ale pierwotnym celem było odwieść ją od bycia łowcą i to raczej się udało, po tym co dziś ujrzała. 
Jej pierwszym prawdziwym rajdem była czerwona brama a to wydarzenie zapewne sprawi że dwa razy dziewczyna się zastanowi nim postanowi wejść do jakiegokolwiek podziemia. 
Gdyby Han Song-I całkowicie wycofała się z czegokolwiek związanego z Łowcami, drużyna Yoo Jin-Ho straciłaby członka zespołu, co opóźniłoby ich plany. Na szczęście wyglądało na to, że dziewczyna przynajmniej dokończy pozostałe rajdy. W końcu nie musiała wchodzić do podziemia a czekać przed bramą z pozostałymi.
Z Żołnierzami Cienia, prędkość czyszczenia podziemi rangi C wzrosłaby o wiele bardziej. Jin-Woo był pewien, że zdoła ukończyć pozostałe rajdy w rekordowym czasie. Nie mógł się też doczekać reakcji Jin-Ho, na zobaczenie jego nowych żołnierzy.

Chapter 10: Rozdział 9

Chapter Text

Po krótkiej drzemce wstał o ósmej i ruszył na spotkanie z Jin-Ho.

Czuł się całkiem nieźle pomimo złapania tylko kilku godzin snu. Od czasu pozyskania Igrisa który strzegł go każdej nocy, mógł wreszcie w miarę normalnie spać.

Dziś w nocy (o ile czwartą można jeszcze było nazwać nocą) dołączył do niego jeszcze Żelazny i Tank. Niedźwiedź skulił się koło jego łóżka dzięki czemu Jin-Woo obudził się leżąc w połowie na łóżku a w połowie na wielkim niedźwiedziu czując jego ciepłe futro.

Żelazny był dość głośnym i entuzjastycznym strażnikiem, ale prawie tak samo dobrym jak Igris.

Tak więc wyszedł przed dom całkiem wypoczęty i zadowolony.

- Cześć bracie!

Powitał go znajomy głos pełen energii. Yoo Jin-Wo już na niego czekał.

- Zabrałem samochód. Jak się tutaj znalazłeś?

Jin-Woo pożyczył „Bongo" na wydarzenia zeszłej nocy. Furgonetka była zaparkowana w pobliżu tak jak ją zostawił.

- Taksówka.

– Ach, no to ma sens.

Jin-Woo miał nadzieję że chociaż raz ich role się odwrócą i Jin-Woo będzie mógł go powieźć.

Szkoda.

- To ja otrzymuję twoją pomoc. Powinienem być tym, który cię podwiezie.

Jin-Ho mówił to, chichocząc. Po jednodniowej przerwie ich poranne wymiany zdań wróciły do normy.

Uwagę Jin-Ho przykuł dziwny szklany flakonik w dłoniach Jin-Woo.

- Co to jest? - Spytał z ciekawością.

Jin-Woo słysząc jego pytanie uśmiechnął się szeroko,

- Zamierzam tego dziś użyć w podziemiu.

Och...

Uśmiech na twarzy Jin-Woo sprawił że żołądek Jin-Ho skręcił się z niepokoju, Jin-Woo lubił popisywać się niebezpiecznymi rzeczami w podziemiu

- Po drodze na miejsce jeszcze kogoś zgarniemy.

- Hm? Okej, kogo?

Jin-Woo zignorował go wyjmując telefon i wybierając numer.

- Pośpiesz się Song-I niedługo będziemy pod twoim domem. Podwieziemy cię.

Ta dziewczyna z ich rajdów? Kiedy zdążyli się zapoznać? Ma nawet jej numer.

- Ta dziewczyna z liceum która jest w naszym zespole?

- Zgadza się.

Jin-Woo skinął głową. Ponieważ mieszkała naprawdę blisko jego domu, uznał, że dobrze byłoby po prostu ją odebrać przed opuszczeniem okolicy.

Ładna dziewczyna z krótkimi włosami opadającymi tuż za uszy.

Czyżby ich związek był głębszy niż tylko biznes?

Może mieli romans!

Ale ona chodziła jeszcze do liceum!

Wkrótce Hang Song-I zeszła ze swojego mieszkania. W porównaniu z ich poprzednimi spotkaniami, dziewczyna wydawała się tym razem poświęcić trochę więcej uwagi swojemu wyglądowi.

- Dzień dobry szefie. - Przywitała się grzecznie z Jin-Ho wsiadając do auta.

- Witaj.

- Cześć dzieciaku. Wyspałaś się? - Spytał z troską Jin-Woo.

Han Song-I uśmiechnęła się i potrząsnęła głową.

- Nie mogłam zasnąć.

Twarz Jin-Ho zastygła gdy usłyszał te wymianę zdań.

- Musisz być padnięta. Spróbuj przespać się w aucie.

Podczas rozmowy na tylnych siedzeniach myśli Yoo Jin-Ho stawał się coraz bardziej chaotyczny.

- A co z tobą?

- Załapałem się tylko na krótką drzemkę. Gdy wróciłem do domu było już po czwartej.

„Musisz być padnięta?"

„Noc?"

„Czwarta na ranem?"

- Serio? - Spytał słabo Jin-Ho patrząc na Jin-Woo w lusterku.

Widząc dziwny wyraz twarzy Jin-Ho i znając już jego tendencję do nad interpretowania Jin-Woo szybko domyślił się o czym musiał pomyśleć jego przyjaciel.

- O nie. Cokolwiek myślisz, przestań.

- Um... No cóż...

Song-I spojrzał na nich obu zmieszana.

- Jin-ho nic mnie z tym dzieciakiem nie łączy, ona jest przyjaciółką mojej siostry a ja wole facetów... I nie, nie jesteś w moim typie.

Postanowił udawać że gdy mówił o „typie" przed jego oczami nie pojawiła się przystojna poważna twarz w okularach przeciwsłonecznych.

Rozumiejąc o co chodzi Song-I skrzywiła się.

-Y! Znaczy jesteś bardzo przystojny... Ale jesteś bratem mojej najlepszej przyjaciółki! I wspominała mi że chce ci znaleźć fajnego chłopaka. - Dziewczyna skrzywiła się czerwieniejąc.

- Moja siostra powinna przestać ingerować w moje życie miłosne. - Stwierdził Jin-Woo przewracając oczami.

- Albo jego brak, jak lubi zauważać.

- Po prostu powinna przestać.

***

Po utknięciu na kilka długich dni w czerwonej bramie, powrót do zwykłego jaskiniowego podziemia było bardzo mile widziane.

Wrogami w tym miejscu okazały się humanoidalne postacie z kamienia.

Zapomniał nazwy tych cholerstw, ale nie miała ona znaczenia.

Te bestie szczyciły się wysoką obroną i ustępowały im jedynie golemy.

Jin-Woo podszedł do jednego z potworów i wezwał Zabójcę Rycerzy oraz Sztylet Baruki.

Chciał wypróbować swój nowy sztylet.

W jednej chwili głowa kamiennego potwora spadła na ziemie. Jin-Woo spojrzał z satysfakcją na swój nowy sztylet,

Nie jest zły. Jin-Woo nie użył dużo siły przy tym ataku a mimo to potwór z tak dużą odpornością na ataki fizyczne padł martwy.

Jin-Woo pośpiesznie zaczął doskakiwać do potworów wokół i ciął każdego z nich swoim nowym sztyletem.

Już po chwili dziesięć potworów było martwych i roztrzaskanych na ziemi.

Jego ciało stało się lżejsze od wyczyszczenia czerwonej bramy.

Oczywiście miał obecnie poziom 60. Polowanie na niedźwiedzie i Lodowe Elfy podniosło jego poziom o 9 poziomów z 51.

Jeśli chodzi o siłę potworów z bram kategorii C były one dla niego teraz równie groźne co gobliny z bram kategorii E gdy miał poziom 10.

Nie był w ogóle pewien czy warto było wyciągać na nich broń.

Ale teraz gdy jego rozgrzewka dobiegła końca Jin-Woo spojrzał na swojego towarzysza stojącego cały czas z tyłu.

- Pokaże ci... coś. Tylko nie panikuj... Wyjdźcie.

Gdy wydał już rozkaz, żołnierze Cienia czekający na jego wezwanie pojawili się za nim.

Jin-Woo usłyszał za sobą przerażony kwik.

Chyba pośpiesznie rzucone ostrzeżenie nie wiele dało.

Chłopak siedział na ziemi wyglądając jakby dopiero co upadł i drżącym palcem wskazywał na jednego z żołnierzy cienia.

- Co to do diabła jest bracie?!

- To... moja specjalna umiejętność.

- Możesz przywołać coś takiego?!

- To trochę zbyt skomplikowane do szybkiego wytłumaczenia. Nie martw się nie zrobią ci krzywdy.

Czując niebezpieczną aurę żołnierzy odzianych w smolistą czerń, Jin-Ho przełknął ślinę.

To był ich jedenasty rajd i gdy sądził już że Jin-Woo niczym go już nie zaskoczy, on pokazał mu coś takiego.

Gdy cienie zaczęły iść wydawało się jakby cała jaskinia zaczęła się trząść od ich ciężaru.

Teraz gdy miał w swojej armii Żelaznego i niedźwiedzie ciężar na pewno znacznie wzrósł. Jakby dodał do swojej armii dywizję czołgów.

Jin-Woo spojrzał z satysfakcją na scenę przed nim.

Wybicie wszystkich zwykłych potworów zajęło niecałe dziesięć minut.

Jin-Woo był zachwycony, w tym tempie zakończy pozostałe rajdy w mgnieniu oka.

Po bitwie Żołnierze Cienia zebrali magiczne rdzenie i ustawili się przed Jin-Woo. Na ich czele stał Iron i Igris. Dwaj rycerze stali na baczność. Kiedy Żołnierze Cienia zatrzymali się kończąc sieczkę, Yoo Jin-Ho w końcu mógł się poruszyć, podszedł do Jin-Woo patrząc nerwowo na stojących spokojnie żołnierzy cienia.

- Ile bram zarezerwowaliśmy na dzisiaj? - Spytał Jin-Woo gdy wypił już miksturę regenerującą manę schowaną w swoim ekwipunku.

Gdy wzrok Jin-Woo padł na towarzysza łowca dostrzegł że chłopak jakimś cudem skończył przytulony do zadowolonego alfy niedźwiedzi jak do wielkiego pluszaka. 

- Cztery.

Dzisiaj cztery, jutro pięć.

Wiec już jutro to zakończą.

- Bracie... Mogę chociaż zbierać kryształy?

- Po co?

- Czuje się jakby zabrano mi pracę. - Jęknął żałośnie Jin-Ho ocierając swój policzek o futro niedźwiedzia. - Miękki.

Jin-Woo roześmiał się słysząc wyjaśnienia chłopaka.

Naprawdę zaczynał go lubić.

I to było zaskakujące. Nie pozwolił nikomu się do siebie zbliżyć od... dawna.

***

Następnego dnia zakończyli wszystkie zaplanowane 19 rajdów.

- Skoro już skończyliśmy to co powiesz na uroczystą kolację.

W drodze do domu Yoo Jin-Ho ostrożnie poruszył ten temat.

- Uroczysta kolacja? Tylko nas dwóch?

Wraz z ostatnim rajdem ich drużyna została rozwiązana. Han Song-I powiedziała im, że musi jeszcze coś załatwić na mieście, więc w samochodzie byli tylko Jin-Woo i Jin-Ho, który właśnie nieśmiało poruszył ten temat.

- Chciałbym jakoś ci się odwdzięczyć za tą pomoc.

Dlaczego był taki nieśmiały, prosząc o wspólne jedzenie? Jin-Woo uśmiechnął się, dzieciak czasami naprawdę był ujmujący.

- Chętnie.

Kiedy Jin-Woo zgodził się mimochodem, twarz Jin-Ho wyraźnie się rozjaśniła.

- W jednym z hoteli który znam jest bardzo elegancka restauracja. Ich stek jest boski. Co ty na to?

- Mam lepszy pomysł.

Jin-Woo chciał zjeść w spokoju w towarzystwie Jin-Ho w spokojnym luźnym miejscu.

Znał niewielką knajpkę serwującą samgyupsal kilka minut od ich obecnego położenia.

Po zaparkowaniu furgonetki duet wszedł do niewielkiego budynku, wnętrze nadal tętniło życiem pomimo prawie godziny 19 oznaczającej dla większości restauracji porę zamykania.

Gdy siedli już w głębi restauracji i siedli już po krótkiej chwili podeszła do nich kelnerka z tym o co Jin-Ho poprosił ją.

- Oto samgyupsal i dwie butelki soju.

Dwaj Łowcy od razu zabrali się za jedzenie. Kawałki mięsa jeden po drugim znikały z patelni.

Wyglądało na to że młody chłopak nie miał nic przeciwko jedzeniu skórek wieprzowych.

- Często jem samgyupsal z przyjaciółmi.

- Masz na myśli przyjaciół z college'u?

-Tak. W porównaniu z bogatymi dzieciakami z drogich i prestiżowych szkół znacznie lepiej dogaduję się z moimi rówieśnikami z normalnego college'u.

Jin-Ho nalał Jin-Woo kieliszek soju.

Jin-Woo skrzywił się po wypiciu kieliszka.

[WYKTYTO SZKODLIWĄ SUBSTANCJĘ]

[DETOKSYKACJA ZAKOŃCZONA]

No tak. Już nigdy nie będzie w stanie się upić.

Bez względu na to co wypił i ile, wyniki zawsze pozostaną takie same.

Wolał pić wodę sodową a nie bezużyteczną gorzką wodę.

Jin-Woo zawołał kelnerkę.

- Czy moglibyśmy dostać jeszcze dwa zamówienia samgyupsalu i butelkę sody?

- Oczywiście.

Kiedy kelnerka odeszła, Jin-Ho przechylił głowę,

- Nie będziesz już pił?

- Alkohol źle na mnie wpływa. - Skłamał Jin-Woo. - Co teraz planujesz? 

- Teraz pozostał już tylko egzamin teoretyczny i mogę zdobyć rangę mistrza. A później pogadam z ojcem.

W oczach młodzieńca pojawiła się determinacja. Zainwestował w ten plan sporo własnych pieniędzy, teraz nie było było możliwości wycofania się..

Dodatkowo musiał dotrzymać obietnicy danej Jin-Woo.

Ten budynek, który obiecał Jin-Woo. Mógłby dotrzymać tej obietnicy tylko wtedy, gdyby udało mu się przekonać ojca, by przekazał mu stanowisko Mistrza Gildii. Tymczasem Jin-Woo jeśli chodzi o całą tę sprawę, to nie przykładał do niej jakieś wielkiej wagi.

Byłoby fajnie dostać budynek wart 30 miliardów, ale jego prawdziwym celem było awansowanie na wyższy poziom. A dzięki 20 podziemiom rangi C, które oczyścił z Jin-Ho, udało mu się osiągnąć ten cel. Wyniki tego awansu? Kim Chul miał nagę A a mimo to Jin-Woo nie miał żadnych trudności z pokonaniem go.

Był ciekaw czy jego siła dorównywała już inspektorowi Woo?

Myśląc o mężczyźnie Jin-Woo nie mógł się nie uśmiechnąć.

Ten mężczyzna naprawdę wywarł na nim wielkie wrażenie.

Wielkie dochody naturalnie szły w ślad za wielkimi zdolnościami. Jin-Woo nie musiał martwić się o pieniądze.

- A co z tobą? Jakie masz plany?

- Będę przez jakiś czas niedostępny. - Przyznał po chwili milczenia Jin-Woo gdy w jego umyśle pojawiło się wspomnienie cerbera.

Teraz czuł że jest gotowy tam wejść.

Po tym zdaniu na twarzy Jin-Ho pojawił się grymas. Chłopak wyglądał jak kopnięty szczeniak pozostawiony na deszczu.

Wypijając kolejny kieliszek i czując przypływ płynnej odwagi Jin-Ho odezwał się.

- Jeśli ci się narzucam to po prostu mi powiedz. Nie będę zawracał ci dłużej głowy.

Jin-Woo podrapał się w skroń. Dzieciak znowu źle zrozumiał to co Jin-Woo na myśli.

- Hej Jin-Ho?

- Hm?

- Kim dla ciebie jestem?

- Hm? Mam starszego o dziesięć lat brata.

Jin-Woo niejasno już o tym słyszał. Pierworodny Yoo Myung-Hana, Yoo Jin-Sung.

- Nie przepada za mną, więc nie spędzamy ze sobą zbyt dużo czasu. Ty uratowałeś mi życie i potem jeszcze mi pomogłeś. Jesteś mi bliższy niż rodzony brat.

Jin-Woo uśmiechnął się lekko.

- Jeśli tak stawiasz sprawę... To będę cię traktował jak młodszego brata.

Jin-Ho pociągnął nosem zaskoczony tą deklaracją.

- Mogę cię uściskać?!

- Hej! Spiłeś się gnojku.

- Nie. Wreszcie czuje że żyje!

- Przynajmniej do jutrzejszego kaca. - Mruknął pod nosem Jin-Woo.

Niezależnie od tego, czy był naprawdę poruszony, czy tylko pijany, Jin-Ho położył głowę na stole i zaczął głośno płakać. Jin-Woo delikatnie poklepał młodego mężczyznę po głowie. Po chwili pociąganie nosem ustało i Jin-Ho zasnął głośno chrapiąc.

Dzieciak był irytujący, ale Jin-Woo naprawdę go lubił.

Nagle do uszu Jin-Woo doleciał dźwięk jakiegoś wywiadu wyświetlanego w telewizorze za nim.

Jin-Woo odwrócił głowę w stronę ekranu.

„Mówi się, że doszło do poważnego incydentu w trakcie szkolenia rekrutów. Czy to prawda?

Jin-Woo z roztargnieniem wpatrywał się w ekran, gdy pojawiła się znajoma twarz.

Oczy Jin-Woo rozszerzyły się. Opuszczając swoją siedzibę gildii, Baek Yoon-Ho został zaatakowany zalewem pytań od otaczających go reporterów.

„Podobno ktoś im pomógł. Jak odniesie się pan do tych informacji?"

„Podobno wszyscy łowcy wyższych rang zginęli. Przeżyli tylko najsłabsi."

Łowca rangi S starał się zignorować reporterów, ale w końcu ustąpił pod naciskiem niekończących się pytań.

„Śledztwo zostało zakończone. To prawda że doszło do incydentu , jednak żadne osoby trzecie nie brały w tym udziału."

„Więc dlaczego nie pozwala pan przeprowadzić wywiadu z żadnym z ocalałych?"

„ Ledwie uszli z życiem z tego potwornego miejsca. Nie pozwolę, by byli zmuszani do przesłuchiwania po tym, przez co przeszli. To wszystko"

Telewizja pokazała, że Baek Yoon-Ho szybko wsiadł do samochodu i odjechał. Oczy Jin-Woo były szeroko otwarte.

Oni mieli na myśli jego?

***

James upadł na ziemię prosto w wodę która znajdowała się w całym pomieszczeniu.  Czuł jak serce waliło mu ze strachu.

Podziemia tym razem miały rangę A. W celu oczyszczenia tych podziemi zebrano grupę łowców o odpowiednich rangach, ale cała grupa została zniszczona. Aby być dokładnym, zostali znokautowani.

Opierając się plecami o ścianę, James zebrał oddech i kilkakrotnie potrząsnął głową. To było naprawdę niemożliwe. Kiedy po raz pierwszy weszli do podziemia, grupa odkryła, że jest całkowicie puste. Nie znaleźli ani jednej bestii.

Łowcy byli zgodnie bardzo zdezorientowani.

Dopiero w komnacie bossa znaleźli jakiegokolwiek potwora.

A dokładniej mówiąc potwora wyglądającego jak człowiek.

Ta dziwna bestia była niesamowicie silna i pokonała całą drużynę Jamesa.

Jemu zaś ledwo udało się uciec z komnaty.

Czy naprawdę cała magiczna moc tej bramy pochodziła od jednej bestii?

Oznaczenie kategorii A zostało przyznane podziemiu po zmierzeniu magicznej mocy sączącej się z bramy na zewnątrz. W zwykłej sytuacji ta magiczna moc byłaby sumą, która wyciekła z każdej magicznej bestii w podziemiu.

Ale w tym podziemiu była tylko jedna istota.

James z opóźnieniem zdał sobie sprawę że boss wyszedł ze swojej komnaty i podszedł do niego.

Widząc go Amerykanin krzyknął przerażony.

To czego łowca nie wiedział, to fakt że nie stał przed nim potwór a bardzo zarośnięty Azjata.

- Nie martw się nie powybijałem ich. Stracili tylko przytomność.

James nie mógł zrozumieć mężczyzny. Jego twarz stawała się coraz bielsza i bielsza. Azjata wpatrywał się w spanikowanego Amerykanina, zastanawiając się, co powinien zrobić. Westchnął głęboko.

Jankesi go nie rozumieli. Powinien wcześniej zdać sobie z tego sprawę.

Mimo to mężczyzna próbował się porozumieć. Przykucnął, by znaleźć się na wysokości oczu Jamesa, po czym spróbował mówić tak przyjaźnie, jak to możliwe,

Mężczyzna próbował sobie przypomnieć cokolwiek ze swojego marnego angielskiego.

I jem korian. Aj łant tu goł hom.

Żywy człowiek wyszedł podziemia.

To była niebywała wiadomość

***

- Ostatnio tylko praca ci w głowie. A teraz nagle wyjeżdżasz na wycieczkę? - Jin-Ah spojrzała ze zmarszczonymi brwiami na brata który właśnie zarzucił plecak na ramię i był gotowy do wyjścia.

- Nie będzie mnie tylko jakiś tydzień.

- Z kim się wybierasz? Czyżbyś wreszcie sobie kogoś znalazł? - Spytał rozbawiona dziewczyna.

- Uh! Jadę sam. Przestań wreszcie próbować mnie swatać.

Jin-Woo szybko uciekł z domu aby uniknąć kolejnych przytyków siostry.

Gdy znalazł się już w miejscu gdzie kiedyś walczył z Cerberem Jin-Woo spojrzał na klucz w swojej dłoni.

PRZEDMIOT

[PRZEDMIOT: KLUCZ DO ZAMKOWYCH DRZWI]

KLASA PRZEDMIOTU: A

TYP: KLUCZ

KLUCZ KTÓRY OTWIERA DRZWI DO ZAMKU DEMONÓW. POZYSKANY POPRZEZ ZABICIE STRAŻNIKA.

Czuł się mniej przytłoczony tym miejscem niż wcześniej.

Nic dziwnego, skoro urósł w siłę.

Ledwo wtedy udało mu się strażnika wrót pokonać.

Teraz w końcu czuł że jest gotów.

[CHCESZ UŻYĆ KLUCZA?]

[TAK][NIE]

Gigantyczne wrota otwarły się wywołując silny powiew unoszący cały kurz i piach do góry.

Łowca zmarszczył brwi gdy nie wyczuł żadnych potworów za otwartymi drzwiami.

Przygotował się na coś dokładnie przeciwnego. Jego najgorszy scenariusz przewidywał scenę, w której mnóstwo potworów rzuciło się na niego w momencie, gdy otworzył drzwi.

Nic takiego jednak nie miało miejsca.

Przeszedł przez wrota wzywając swój nowy sztylet na wszelki wypadek.

Zamiast ataku usłyszał dźwięk systemu a przed jego oczami pojawiło się okienko.

Wykonał codzienną misję przed przybyciem tutaj, więc to nie mogło być to.

ZADANIE

[NORMALNE ZADANIE: ZDOBĄDŹ DUSZĘ DEMONÓW (CZEŚĆ 1)]

1)

ZAMEK JEST WYPEŁNIONY DEMONAMI. POLUJ NA NIE I ZDOBYWAJ ICH DUSZĘ, BY ZDOBYĆ SPECJALNE NAGRODY.

WYMAGANE DO UKOŃCZENIA ZADANIA:

10 000 DUSZ DEMONÓW.

NAGRODY:

DOWOLNY PRZEDMIOT ZE SKLEPU

20 BONUSOWYCH STATYSTYK

UKRYTA NAGRODA

20 punktów statystyk! Jak zawsze, pierwszą rzeczą, która przykuła uwagę Jin-Woo, była nagroda w postaci punktów statystyk.

Dzięki temu mógłby podnieść swoją inteligencję o 20 punktów!

Nie mógł się powstrzymać od uśmiechu. Wady niskiego poziomu many są naprawdę irytujące.

Potrzebował mnóstwa punktów many żeby jego żołnierze mogli się regenerować.

A mana nie była jedyną zaletą statystyki inteligencji. Jin-Woo był w końcu w stanie dowiedzieć się, że wraz ze wzrostem jego inteligencji, wzrosła również liczba cieni, które mógł wydobyć i przechowywać. Z tego powodu musiał zwiększać swoją inteligencję.

A z awansami i nagrodami z codziennych zadań istniał limit tego ile mógł dostać punktów.

Gdyby zdobył aż 20 punktów znacznie by mu to pomogło.

Jin-Woo przyjrzał się pozostałym nagrodą.

Już 20 punktów statystyk było szaloną nagrodą.

A każdy możliwy przedmiot w sklepie też był naprawdę świetny.

Przypomniał sobie sprzęty najwyższej jakoś jakie widział w sklepie.

Z tego co pamiętał zauważył nawet sprzęt kategorii S, który kosztował miliardy, a czasem nawet dziesiątki miliardów złota. Dla porównania zabójca rycerzy kosztował 3 miliony złota.

A był zaledwie przedmiotem kategorii B.

Takie nagrody za zabicie jakiś kilku demonów to było naprawdę wiele.

Ponieważ wzrok Jin-Woo najpierw padł na nagrody za misje, nie przyjrzał się bliżej celowi misji. Mężczyzna w końcu spojrzał na liczbę zer i był nieźle zaskoczony.

Dziesięć tysięcy?!

To nie było tylko pokonanie kilku demonów.

To naprawdę nie była zwykła misja.

Bez względu na to, jakimi potworami były te demony, zabicie dziesięciu tysięcy z nich byłoby męką. Jednak łowca uśmiechnął się szeroko.

Przynajmniej byłoby męką gdyby był sam.

Obecna liczba żołnierzy wynosiła 50. Każdy z nich musiał po prostu pokonać 200 demonów. Tak, z tymi żołnierzami ta misja byłaby wykonalna.

Zaakceptował zadanie.

Nawet gdyby go nie wykonał, a zamierzał na pewno je zrobić, to karą byłby tylko stracony czas.

W porównaniu z karą za niewykonanie innych zadań...

Żadnego zawału czy karnego wymiaru.

W chwili, gdy przyjął zadanie, w powietrzu pojawił się licznik.

[ZEBRANE DUSZE DEMONÓW: 0 / 10 000]

10 000 dusz... to będzie długa droga.

Po chwili odkrył też drugi nieco dziwniejszy licznik.

[PUNKTY DO NASTĘPNEGO POZIOMU: 60 000]

Holograficzne litery wyraźnie wyświetlały liczbę, która mówiła mu, że awansuje, gdy przekroczy te liczbę.

Widok tego licznika był zaskakujący z tego względu że do tej pory nie widział ile punktów brakowało mu do następnego poziomu. Co mówiąc szczerze czasami było naprawdę irytujące.

System nie pokazywał też ile punktów otrzymywał za zabicie jakiegokolwiek potwora.

Obecnie był na poziomie 61, który nie wydawał się jakimś ważnym kamieniem milowym, żeby taki licznik nagle się pojawił. Co więcej, Jin-Woo nie widział tego licznika przed wyruszeniem do Zamku Demonów.

Jin-Woo cofnął się o krok i opuścił Zamek Demonów. Dzięki temu zarówno licznik dusz, jak i licznik doświadczenia zniknęły. Kiedy wrócił, dwa liczniki wróciły, jakby zawsze tam były.

Czyli to o to chodziło.

Oba te liczniki były tylko gdy Jin-Woo znajdował się w zamku demonów.

Szkoda, że nie byłby w stanie zobaczyć licznika doświadczenia na zewnątrz, ale z pewnością byłoby to wygodne, gdy był tutaj. 

Z drugiej strony, czy to oznaczało że wyczyszczenie tego miejsca zajmie aż tyle czasu?

Zamknął okienko wzdychając. Już wszystko wiedział, nie było sensu się dalej ociągać.

Wreszcie nadszedł czas, aby zbadać wnętrza Zamku Demonów.

Gdy zrobił jeszcze kilka kroków westchnął słabo na widok jaki go powitał.

Zrujnowane miasto rozciągało się przed jego oczami. Podziemie pod otwartym niebem. Zupełnie jak czerwona brama.

Czy to był Seul?

Być może, gdyby wszyscy w Seulu zginęli i minęło sto lat, mogłoby to wyglądać tak. Martwe miasto przybrało kolor szary. Tu i ówdzie migotały i gasły nieliczne latarnie uliczne. Gdzieniegdzie Jin-Woo widział płonący budynek czy dwa.

Możliwe że to podziemie używało Seulu jako podstawy.

Teraz zrodziło się pytanie, gdzie miał iść najpierw?

I gdzie był jego cel? Jin-Woo rozejrzał się tu i tam.

To miejsce musiało mieć jakiegoś bossa. Tylko gdzie on niby do diabła przebywał?

Na szczęście nie musiał się długo zastanawiać co ma robić. Z daleka, gdzie powinna znajdować się Wieża Namsan, na jej miejscu stał gigantyczny słup światła.

Zawsze mógłby spróbować iść tam.

Nie uszedł jednak daleko nim coś zastawiło mu drogę.

Gdzieniegdzie spomiędzy budynków wypełzły małe dość szkaradne potwory.

NISKO POZIOMOWY DEMON

Nazwa potwora mówiła wszystko i nic.

Potwory przed nim były najwyraźniej dość słabe, ale ich nazwa nie podsuwała mu możliwości czym one mogły być.

Dziwnych potworów przed nim było osiem.

Miał już praktycznie osiem dusz.

Nie zamierzając się ociągać Jin-Woo wezwał sztylet Baruki i ruszył w ich stronę.

[POKONAŁEŚ 3 NISKOPOZIOMOWE DEMONY]

[OTRZYMAŁEŚ 3x 100 DOŚWIADCZENIA]

[OTRZYMAŁEŚ TRZY DUSZE DEMONÓW]

Potwory faktycznie były dość słabe. I jak na standardy Jin-Woo powolne.

[POKONAŁEŚ NISKOPOZIOMOWEGO DEMONA]

[OTRZYMAŁEŚ 100 DOŚWIADCZENIA]

[OTRZYMAŁEŚ JEDNĄ DUSZĘ DEMONA]

Teraz to była tylko walka z czasem.

Z drugiej strony powiedział siostrze że zajmie mu to tylko tydzień, ale teraz Jin-Woo obawiał się że to byłoby za mało czasu na to miejsce.

***

Po kilku dniach bycia cholernie zajętym, Baek Yoon-Ho przeglądał dokumenty i raporty, które zdecydowanie zbyt długo zaniedbywał.

Pracę przerwał mu jednak dźwięk dzwoniące telefonu stacjonarnego leżącego na jego biurku.

Podniósł słuchawkę.

- Szefie, łowca Min Byung-Gyu prosi o rozmowę. Mam go połączyć.

- Tak, proszę.

Chwilę później ze słuchawki dobiegł znajomy głos.

- In-Ho czemu nie odbierasz telefonu?

Baek Yoon-Ho westchnął głęboko,

- Chce się odciąć póki ta sprawa nie ucichnie i reporterzy nie dadzą mi w końcu spokoju.

- Ach! Czerwona brama. W Japonii też o tym mówią. Czy znowu wkurzyłeś swojego faceta i postanowił ci dogryźć?

- Mam nadzieję że nie. Zresztą, wiesz że oddzielamy życie prywatne od zawodowego. Co ty w ogóle robisz w Japonii?

- Japonia potajemnie skontaktowała się z koreańskim Stowarzyszeniem Łowców. Jakiś tydzień temu. Sam to sprawdziłem dla pewności i szybuje się coś grubego.

- Mówże jaśniej. Po co Japonia miałaby kontaktować się z Koreańskim Stowarzyszeniem. Prezes Go Gun-Hee nie lubi podchodów wiesz przecież.

- Poprosili o konsultację z łowcami, którzy brali udział w rajdzie na wyspie Jeju.

Brama rangi S na wyspie Jeju otworzyła się cztery lata temu. Podziemia były zamieszkane przez magiczne bestie typu mrówek. Korea Południowa trzykrotnie próbowała odzyskać wyspę. Nie udało im się trzy razy. Ostatecznie rząd zrezygnował z odzyskania wyspy która została całkowicie przejęta przez potwory.

- Dawaj szczegóły! - Nakazał od razu Beak Yoon-Ho całkowicie zapominając o tych głupich raportach przed nim.

Min Byung-Gyu westchnął głośno.

- Wiesz że przez to całe zamieszanie prawie zginęliśmy?

- Masz rację. To był koszmar o którym wolę zapomnieć. Czemu więc ktokolwiek chce rozgrzebywać ten bajzel?

- Wygląda na to że zaszła jakaś mutacja.

- Mutacja? - Spytał Yoon-Ho zaciskając szczękę zdenerwowany czując jak po jego plecach przebiega dreszcz.

Myślał że ten koszmar miał już za sobą. Ale tamta brama chyba jednak nigdy nie da im spokoju.

- To powinno nie mieć żadnego znaczenia. Przecież ta wyspa jest odcięta od świata. Mutacja czy nie... po co się tym zajmować?

- Cóż... - Głos Byung-Gyu był bardzo słyszalnie zmartwiony. - Teraz mogą ją opuścić. Przelatując przez ocean. Na japońskim wybrzeżu odnaleziono mrówkę ze skrzydłami. Te paskudy wyewoluowały w jeszcze gorsze poczwary.

- Ja pierdole.

Beak Yoon-Ho całkowicie odsunął od siebie papiery nad którymi pracował i spojrzał szeroko otwartymi oczami na telefon leżący na biurku.

***

[POKONAŁEŚ NISKOPOZIOMOWEGO DEMONA]

[OTRZYMAŁEŚ 100 DOŚWIADCZENIA]

[OTRZYMAŁEŚ JEDNĄ DUSZĘ DEMONA]

[POKONAŁEŚ NISKOPOZIOMOWEGO DEMONA]

[OTRZYMAŁEŚ 100 DOŚWIADCZENIA]

[OTRZYMAŁEŚ JEDNĄ DUSZĘ DEMONA]

[POKONAŁEŚ NISKOPOZIOMOWEGO DEMONA]

[OTRZYMAŁEŚ 100 DOŚWIADCZENIA]

[OTRZYMAŁEŚ JEDNĄ DUSZĘ DEMONA]

Jin-Woo polował na demony niskiego poziomu już od dwóch godzin. Sprawdził aktualną liczbę dusz.

[ZDOBYTE DUSZE DEMONÓW: 309 / 10 000]

Szło wolno.

Dodatkowo, przy obecnym tempie, awansowałby po około dwóch godzinach polowania. Jego obecny poziom wynosił 61. Potrzeba było dziewięciu podziemi kategorii C, aby awansował z 60 do 61, a to trwało ponad dwa dni. W porównaniu z tym byłby w stanie zdobyć jeden poziom po czterech godzinach polowania tutaj.

Więc nawet jeśli szło wolno i poziomy wbijałby tutaj i tak szybciej niż w podziemiach kategorii C.

Ile czasu minęło odkąd tak bardzo cieszył się polowaniem?

Z nostalgią przypomniał sobie swoje pierwsze systemowe podziemia. Jin-Woo bez przerwy polował na pierwszym i drugim poziomie metra, dopóki nie przestał zdobywać kolejnych poziomów.  

Tamte łowy były naprawdę opłacalne.

Nadal przebijał się przez słabe demony pozwalając żeby jego myśli płynęły. Potwory tutaj były zbyt słabe żeby wyrządzić mu jakąkolwiek krzywdę.

Padł jeden, potem drugi trzeci, dziesiąty.

Punkty doświadczenia i liczba dusz odpowiednio wzrosły wraz z upadłymi demonami. Do tego dochodziły jeszcze rogi które zbierał z martwych przeciwników.

PRZEDMIOT

[PRZEDMIOT: RÓG NISKOPOZIOMOWEGO DEMONA]

KLASA PRZEDMIOTU: BRAK

TYP: ŚMIEĆ

DWA MAŁE ROGI Z GŁOWY NISKOPOZIOMOWEGO DEMONA.

UŻYWANE SĄ JAKO SKŁADNIKI DO WYSOKOPOZIOMOWEJ MAGII , MOGĄ BYĆ TEŻ SPRZEDANE.

Taki róg sprzedawał za 200 000 sztuk złota.

Za kły znacznie silniejszego cerbera dostał po 150 000 sztuk złota.

Z drugiej strony możliwe że obecnie cerber dla niego również nie byłby groźnym przeciwnikiem, tak samo jak te demony tutaj.

Po niedawnym posmakowaniu wartości sklepu, śmieci nie były już dla Jin-Woo tylko „śmieciami". Były najczęściej cennym złotem, które było bardzo przydatne.

Gdy tak przeszukiwał zwłoki natrafił na coś niespodziewanego. Coś co zdecydowanie nie było zwykłym śmieciem do sprzedania.

[PRZEDMIOT: PRZEPUSTKA]

KLASA PRZEDMIOTU: ???

TYP: ???

PRZEPUSTKA POZWALA DOSTAĆ SIĘ NA DRUGIE PIĘTRO ZAMKU. MOŻLIWE DO UŻYCIA W SKŁUPIE MAGICZNEJ ENERGII NA PIERWSZYM PIĘTRZE.

Rozwijając zwój, Jin-Woo znalazł kilka liter i kształtów, których nie potrafił przeczytać.

To było zaskakujące że podziemie, nawet typu polowego miało wiele pięter. Do tej pory ani o niczym takim nie słyszał ani z niczym takim się nie spotkał.

Czy to oznaczało że to miejsce miało aż sto pięter tak jak wieża Daesung?

Na samą myśli Jin-Woo otworzył usta i popatrzył szeroko otwartymi oczami na słup energii widoczny z oddali.

To byłoby raczej nierealne.

Prawda?

Właściwie był tylko jeden sposób żeby się o tym przekonać.

Ponownie spojrzał na słup energii.

Cóż, to był jego cel od samego początku, ale został rozproszony przez polowanie na demony niskiego poziomu i skończył idąc w przeciwnym kierunku.

Cieszył się jednak że tak postąpił.

Gdyby nie ubił wszystkich demonów tutaj nie dostałby zwoju i nie mógłby zapewne iść dalej, a to byłoby frustrujące.

- Powstań.

Żołnierze Cienia przechowywani w Magazynie Cienia nie wymagali do przywołania żadnego konkretnego polecenia. Chodziło o sam zamiar. Nie było ważne co powiedział i czy w ogóle powiedział.

Mógł wybrać czy chciał wezwać konkretnego żołnierza, grupę czy całą niewielką armię.

O ile w ogóle obecnie można było śmieszną liczbę 50 cieni nazwać armią.

Prawdopodobnie nie, ich liczba na razie była trochę zbyt żałośnie mała na określenie ich „Armią Cieni"

Cieni wyodrębniony z lodowego niedźwiedzia alfa pojawił się przed Jin-Woo.

Ten misiek był naprawdę wygodną niegroźną poduszką, z umiejętnościami bojowymi nie było źle, ale nie dorównywał jeszcze Żelaznemu czy Igrisowi.

Teraz jednak miał przydać się Jin-Woo jeszcze do czegoś innego.

Potworny niedźwiedź stał na tylnych łapach. Przynajmniej dwukrotnie górował nad Jin-Woo. Jednak dla niego nie różnił się niczym od wytresowanego szczeniaka.

- Siad.

Bestia Cienia posłusznie opuściła ciało, a Jin-Woo siadł mu na grzbiecie.

- Naprzód.

Bestia wyrwała do przodu z zaskakującą szybkością jak na tak wielkie masywne bydle.

Cel ich podróży zbliżał się zaskakująco szybko, a raz na jakiś czas pojawiająca się na drodze przeszkoda w postaci demona była brutalnie taranowana.

Widząc to Jin-Woo uśmiechnął się z satysfakcją.

Myślał że taka jazda może być zabawna dlatego ją wypróbował, ale było to o wiele szybsze i skuteczniejsze niż się początkowo spodziewał.

Jin-Woo zdecydował, że użyje go jako wierzchowca w przyszłości, a nawet nadał mu imię.

- Ale wariat z ciebie. Od dziś będziesz robił za naszego tanka.

W końcu po kilku minutach szalonej szarży podczas której Jin-Woo był zmuszony trzymać się niebieskiego dłuższego futra tanka, niedźwiedź dobiegł do słupa energii.

- Dobry niedźwiedź.

Jin-Woo zsiadł z niedźwiedzia, pogłaskał bestię po łbie, po czym nakazał mu powrót do swojego cienia.

Jin-Woo wyjął zwój z ekwipunku i wsadził dłoń z nim do słupa energii. Zwój rozpłynął się już po sekundzie.

OTWARTO 2 PIĘTRO ZAMKU DEMONÓW.

Magiczny krąg zaczął gwałtownie świecić jakby chcąc go zachęcić do wejścia.

Och.

To była po prostu winda.

W chwili, gdy zrozumiał cel słupa energii, Jin-Woo wszedł w niego i został przeniesiony w górę.

2 piętro.

Potem 3 i 4.

Dalej 6 oraz 7.

I tak aż do 27 piętra.

Taki postęp poczynił w ciągu dwóch dni.

***

Zastępca Sekretarza Generalnego do spraw łowców stał w Głównym Biurze Amerykańskich Łowców w pokoju przesłuchań po jednej stronie lustra weneckiego, po drugiej znajdował się dziwny Azjata zakuty w kajdanki.

- To on?

- Tak.

- Ustaliliście już kim jest?

- Twierdzi że jest łowcą z Korei Południowej.

Gdyby uporządkował swoje niechlujnie skołtunione włosy i zarost, wyglądałby jak zwykły Azjata w średnim wieku.

- Jak niby łowca z Korei Południowej znalazł się w podziemiach na drugim końcu ziemi?

- Podobno utknął w podziemiu 10 lat temu po tym jak brama się za nim zamknęła. Nim się zorientował był w USA.

- Gdy ponownie otworzył oczy tak po prostu był w Stanach?

- Tak twierdzi.

To prawdziwy precedens. Nie tylko był w stanie przetrwać w bramie kategorii A tyle czasu, ale również rozprawił się z innymi łowcami rangi A bez problemu.

Wicedyrektor położył dłoń na czole. Jak to wszystko wytłumaczy dyrektorowi? Już czuł nadchodzący ból głowy.

- To wszystko? Tylko tyle z niego wyciągnęliście?

- Podejrzewamy że może być potworem posiadającym ludzkie wspomnienia. Bez wsparcia ze strony łowcy rangi S nie możemy podejmować żadnych działań. Jeśli coś pójdzie nie tak, całej stolicy może grozić niebezpieczeństwo.

Z pewnością była taka możliwość. Skoro pokonał dużą grupę łowców rang A to mógł być bardzo niebezpieczny. Nie mogli wykonywać żadnych nieostrożnych ruchów.

- Skontaktowaliśmy się z gildią Scavenger i z tego co się dowiedzieliśmy w Waszyngtonie obecnie przebywa jeden łowca rangi S znający Koreański.

- Pan Hwang.

To nie było pytanie, a stwierdzenie.

Wicedyrektor doskonale znał wszystkich łowców rangi S pochodzących z gildii Scavenger.

Był on jednym z głównych łowców tej gildii. Sprowadzenie go do USA wymagało od FBH sporo wysiłku.

- Ach... Jak on się nazywa?

Szef przesłuchań miał problem z wymówieniem nazwiska. Sprawdził jeszcze raz raport dostarczony mu od jednego ze swoich podwładnych.

- Nazywa się, hm... Sung Il-Hwan.

***

Biorąc pod uwagę rosnącą prędkość, z jaką oczyszczał każde piętro, Jin-Woo zyskał nadzieję, że może uda mu się dotrzeć na 100. piętro w ciągu pozostałych pięciu dni.

Jin-Woo rozejrzał się po okolicy. Kolejne zniszczone miasto. Każde piętro imitowało jakieś miasto które wyglądało jak z filmu post apokaliptycznego.

Nie potrafił jednak powiedzieć które to było miasto. Czy w ogóle imitowało ono którejś z miast Korei.

Nie widział zabytkowej europejskiej architektury, żadnych kamienic, kościołów czy zamków.

Nie mógł tego miejsca przyporządkować nawet do któregokolwiek z kontynuantów.

Możliwe że było to spowodowane jednym czynnikiem.

Zniszczenia miast pogłębiało się, gdy wspiął się na kolejne piętra.

Sprawdził zegarek, była 11 wieczorem. W tym miejscu nie było nocy ani dnia. Musiał polegać na swoim zegarku, aby śledzić czas. Jeśli była godzina jedenasta, powinien trochę odpocząć. Aby kontynuować rajd, potrzebny był odpowiedni sen.

***

Pomimo jego obaw prędkość z jaką czyścił to miejsce wcale nie zwalniała gdy cały czas piął się w górę.

Z każdym piętrem rozumiał też to miejsce nieco bardziej.

Chociaż każde miasto było określane jako piętro, to było ono oddzielnym światem.

Miasta, położenie słupów energii, potwory. Wszystko różniło się od siebie na różnych piętrach.

Przepustki na kolejne piętra dało się znaleźć tylko w ciałach potworów i wypadała ona z nich losowo.

Początkowo zakładał że musi znaleźć odpowiedniego potwora, ale skoro na każdym piętrze potwory różniły się od siebie, chociaż trochę, to ta hipoteza szybko upadła.

Nie musiał być to też ostatni potwór na piętrze.

Musiał mieć po prostu szczęście. Czasami zwój wypadł z trzeciego zabitego na piętrze potwora a czasami z czterdziestego. Niezależnie jednak z którego potwora pozyskiwał przepustkę starał się powybijać je wszystkie żeby nie marnować punktów doświadczenia.

Po drodze jego dotyk dominacji z którego bardzo często korzystał, ponieważ ta umiejętność nie zżerała many wzrósł na kolejny poziom co było miłym prezentem, ponieważ mógł unosić większe i cięższe przedmioty jak i potwory.

Zauważył też ze siła potworów rosła wykładniczo wraz z trudnością kolejnych pięter.

Piętro 48.

Piętro 49.

Piętro 50.

W końcu dotarł do półmetku tego miejsca.

Czuł się, jakby polował tutaj na niekończącą się hordę demonów, ale mur znany jako 10 000 wciąż był bardzo wysoki.

Miał dopiero zaledwie 2561 dusz. To nie była nawet potrzebna połowa.

Tempo wbijania poziomów było znacznie szybsze niż zbieranie dusz.

Jego poziom obecnie wynosił już 69, a wszedł tutaj mając poziom 61.

Patrząc na coraz większą trudność wbijania kolejnych poziomów w normalnych podziemiach kategorii C osiem poziomów tutaj było bardzo ładnym wynikiem.

Jin-Woo przeniósł wzrok na słup świecącej energii. Na tym poziomie słupa energii pilnował gigantyczny demon otoczonym przez wiele demonów wysokiego poziomu. Jin-Woo spojrzał ponad głowę gigantycznego demona.

[WŁADCA NIŻSZYCH PIĘTER, CHCIWY VULCAN]

Demon miał gigantyczne, umięśnione ciało, które wyglądało, jakby ważyło kilkadziesiąt, nie, kilkaset ton. W rękach trzymał wielką niedokładnie wykonaną drewnianą maczugę.

Władca niższych pięter, tak?

Jin-Woo miał całkiem dobre wspomnienia z bossami podziemi systemu. Zawsze dawali dużą ilość punktów doświadczenia i upuszczali dobre przedmioty.

Nie było sensu dużej zwlekać.

Żołnierze Cienia pojawili się za plecami Jin-Woo. Jego armia składała się z piechoty, magów, bestii i dwóch rycerzy.

Dwaj rycerze podeszli do przodu i zajęli miejsce po bokach Jin-Woo. Igris po jego prawej, Żelazny po lewej.

Spoglądając na tą dwójkę Jin-Woo nie mógł powstrzymać się od dumnego uśmiechu.

Byli niezawodni w walce.

Wróg wyglądał jednak na niebezpiecznego typa. Głównie z powodu tej wielkiej głupiej maczugi.

Był ciekaw jakie drzewo u diabła było tak duże żeby można było stworzyć tę maczugę.

Biorąc pod uwagę gigantyczne ciało Vulcana i rozmiar drewnianej maczugi, jedno uderzenie zniszczyłoby całą jego armię.

Problemem była ograniczona ilość many, którą musiał zużyć na regenerację całej armii.

Jeśli rzuci się na bossa w nieprzemyślany sposób ciągnąc za sobą całą armię to jego poziom many spadnie na dno rowu mariańskiego. Musiał się tym workiem mięsa zająć sam.

Jego armia zajmie się strażnikami Vulcana rozsianymi wokół niego, podczas gdy Jin-Woo będzie walczył z gigantycznym demonem na własną rękę nie niepokojony przez inne demony. Czuł, że to najlepszy sposób na podejście do tej walki.

Jaki w ogóle był sens posiadania dużo słabszych od siebie strażników?

Jin-Woo naprawdę nie rozumiał po co byli wokół Vulcana umieszczeni ci śmieciowi przeciwnicy.

Mniejsza o to jednak.

Musiał się teraz skupić na tym żeby nie oberwać tą maczugą.

W przeciwieństwie do swoich żołnierzy, Jin-Woo był pewny swojej zdolności do unikania ataków Vulcana. Łowca rozkazał Magom Cienia oddać strzał rozpoczynający.

Kula ognia eksplodowała w pobliżu strażników Vulcana sygnalizując rozpoczęcie bitwy.

[STRAŻNIK VULCANA WYKRYŁ WROGA]

[STRAŻNIK VULCANA WYKRYŁ WROGA]

[STRAŻNIK VULCANA WYKRYŁ WROGA]

Udało im się przyciągnąć uwagę Wrogów. Jin-woo aktywował „Ukrycie", jego plan polegał na okrążeniu strażników i dotarciu do samego Vulcana.

Wbrew oczekiwaniom Jin-Woo, Vulcan wstał ze swojego dziwnego wielkiego tronu stworzonego z dziwnie gigantycznych kości i jako pierwszy ruszył pośpiesznie w stronę Armii Cienia.

Jak na tak grubego i masywnego potwora poruszał się zaskakująco szybko.

Mijając swoich strażników Vulcan skupił się na żołnierzach Jin-Woo.

Vulcan podniósł swoją maczugę i uderzył nią. Maczuga pomknęła w stronę magów, Żelazny pojawiając się nagle przed nimi uniósł swoją czarną jak smoła tarczę, by zablokować atak.

To był odważny wysiłek... Podczas gdy gigantyczny rycerz zdołał zablokować atak chroniąc tym samym magów, oba jego ramiona zostały całkowicie zniszczone. Żołnierz Cienia z najwyższą obroną stał się bezużyteczny po jednym ataku.

Jakby rozczarowany jego ostatnim atakiem, Vulcana przechylił głowę i zerknął na swoją maczugę. Cóż, zmieszanie demona trwało tylko ułamek sekundy. Drewniana maczuga została ponownie uniosła się do góry.

Oglądając tę scenę, coś pękło w Jin-Woo.

Łowca przygryzł dolną wargę. Jego ciało poruszyło się, zanim umysł mógł wydać rozkaz.

Zanim się zorientował, Jin-Woo był już w powietrzu, lecąc w kierunku Vulcana. Jego cel był jasny. W porównaniu z ciałem przypominającym górę, głowa demona była maleńka. Jin-Woo wykręcił biodra w powietrzu, cofając prawą rękę. Mięśnie prawego ramienia Łowcy napięły się.

Zaciśnięta pięść Jin-Woo uderzyła w ogromny policzek demona.

Ciało gigantycznego bossa zostało odrzucone do tyłu. Demon toczył się po ziemi przez jakiś czas, w końcu zatrzymując się, gdy uderzył w budynek, który całkowicie się wtedy zawalił.

Jin-Woo zwinnie wylądował na ziemi, ale był dość zaskoczony wynikiem ataku.

Demon poleciał dość daleko.

Spojrzał na swoją pięść z niedowierzaniem. Na pięści nie było żadnego zadrapania, mimo że przed chwilą uderzył nią gigantycznego demona. Wtedy zdał sobie sprawę, z czegoś ważnego.

Jin-Woo otworzył okno statystyk.

SIŁA: 150

KONDYCJA: 109

ZRĘCZNOŚĆ: 139

INTELIGANCJA: 109

ZMYSŁY: 111

Och.

No tak.

Chociaż ostatnio inwestował każdy punkt w inteligencję, jego siła wciąż była najwyższą jego statystyką.

Co więcej, w ciągu ostatnich kilku dni gwałtownie podniósł swoje poziomy.

A wynikiem wzrostu okazał się powalony Vulcan.

Usłyszał w swojej głowie dźwięk systemu i przed jego oczami pojawiło się okienko.

[WŁADCA NIŻSZYCH PIĘTER, CHCIWY VULCAN, UŻYŁ UMIEJĘTNOŚCI: „SZAŁ".]

[VULCAN WSZEDŁ W TRYB BERSERKERA]

[STATYSTYKI VULCANA WZROSŁY O 50%]

[ODCZÓWANIE BÓLU PRZEZ VULCANA ZOSTAŁO ZMNIEJSZONE]

Nim Jin-Woo mógł przywołać w pamięci cerberusa i jego atak który był praktycznie identyczny, Vulcan zaatakował go podczas gdy kolor jego oczu zmienił się na wściekle czerwony.

Ziemia drżała przy każdym ogłuszającym kroku. Jin-Woo szybko obejrzał się za siebie, jego Żołnierze Cienia i sługi Vulcana cały czas toczyli zaciekłą walkę.

Pośród chaosu bitwy Jin-Woo znalazł Żelaznego. Świadectwem niszczycielskiej siły Vulcana, był fakt że rycerz cały czas się regenerował.

- Żelazny!

Jego rycerz natychmiast zrozumiał rozkaz. Rzucił swoją wielką tarczę w stronę Jin-Woo. Łowca szybko chwycił ją w powietrzu.

Kiedy ponownie skierował wzrok do przodu, Vulcan był już przed nim.

Jeśli zrobi unik jego żołnierze zostaną trafieni.

Bez jego armii pokonanie Vulcana i jego sług byłoby niemożliwe. I tak Jin-Woo wybrał najlepszą metodę ochrony swoich żołnierzy.

Uniósł tarczę do góry i zaparł się.

Brutalne ataki, które sprawiły, że ziemia zaczęła płakać, bezlitośnie spadły na Jin-Woo, ale łowca nie ustępował. Było to możliwe tylko dzięki jego wysokiej redukcji obrażeń fizycznych i statystyce kondycji.

Rozwścieczony, że jego ataki były nieskuteczne, Vulcan zaczął machać maczugą z furią.

Jedno kolano Jin-Woo zaczęło się uginać.

Samo blokowanie nigdy nie doprowadziłoby do upadku tej góry mięsa. Brwi Jin-Woo zmarszczyły się. W przeciwieństwie do Cerberusa, „Wściekłość" Vulcana, choć była mniej skuteczna niż psia, nie miała limitu czasowego.

Jin-Woo zacisnął zęby.

W chwili, gdy maczuga Vulcana cofnęła się do przygotowując się do wyprowadzenia kolejnego ciosu, Jin-Woo ponownie skoczył w kierunku głowy demona. Jednak łowca nie był jedynym, który szukał okazji.

Vulcan cofnął się do tyłu jakby spodziewając się tego ataku.

Jin-Woo dostrzegł że maczuga leci w jego kierunku ustawiona w poziomie.

Unik w tym przypadku był niemożliwy.

Gdyby był na ziemi, to byłaby inna historia. Ale nie było sposobu na zrobienie uniku w powietrzu. Nawet gdyby zablokował, atak zostałby o coś roztrzaskany.

Gdyby tylko mógł jakoś poruszyć swoim ciałem.

Gdy tylko o tym pomyślał zdał sobie sprawę że w rzeczywistości może coś zrobić.

Mógł w pewien sposób poruszyć swoim ciałem.

Nie było czasu na myślenie. Jin-Woo szybko użył „Dotyku Dominacji".

Oczywiście poruszanie tym ogromnym ciałem przy jego obecnym poziomie sprawności było niemożliwe. Jednak siła odbicia zamiast tego odepchnęła ciało Jin-Woo do tyłu.

Z powodu takiego ruchu Jin-Woo stracił równowagę i turlał się trochę po ziemi, ale to było nic w porównaniu z obrażeniami, które otrzymałby, gdyby został trafiony tamtym atakiem.

Straciłby przynajmniej 1/3 życia.

Z drugiej strony twarz Vulcana zmarszczyła się paskudnie ze złości. Ucieczka jego ofiary najwyraźniej naprawdę go rozsierdziła.

Widząc wściekłość przeciwnika Jin-Woo podrapał się w brodę pytając się niemo: Co dalej?

Nie bardzo wiedział w jaki sposób miał atakować aby zabić tego olbrzyma.

Rozglądając się po swoim otoczeniu Jin-Woo wpadł na pewien ryzykowny pomysł.

Łowca odwrócił się i zaczął biec przed siebie.

Myśląc błędnie że Jin-Woo próbuje uciekać Vulcan ruszył natychmiastowo za nim.

Jin-Woo kontrolował tempo, aby mieć pewność że Vulcan może za nim podążać. Jego oczy zabłysły triumfem, gdy znalazł odpowiedni budynek.

Gdy odległość między nim a Jin-Woo zmniejszyła się, demon machnął maczugą.

Gdy oboje znaleźli się już pod budynkiem który wypatrzył Jin-Woo łowca uderzył w niego i uciekł.

Ściana, na którą skoczył zaczęła, pękła i coś poleciało na twarz Vulcana szybciej, niż mógłby zareagować.

Oczy Vulcana rozszerzyły się w szoku podczas gdy Jin-Woo uśmiechnął się mściwie. Trzymając sztylet Baruki w prawej ręce, Jin-Woo przeciął wybrzuszoną tętnicę na szyi demona.

Na miarę jego dużego ciała krew wylewała się z rany jak fontanna.  

W tym samym czasie wielki budynek wreszcie spadł na Vulcana który przestraszony raną nadal stał w tym samym miejscu. Prosto na linii wielkiego walącego się budynku.

Niesamowicie głośny huk rozszedł się po okolicy gdy cielsko Vulcana było przygniatane przed budynek podczas gdy krew nadal tryskała z tętnicy.

Już miał iść na pomoc swojej armii, ale wyglądało na to, że oni też kończą swoją robotę.

Dzięki połączonej sile Armii Cienia, sługi Vulcana szybko padły na lewo i prawo.

Jin-Woo spojrzał na swoje okno statusu. Ponieważ dopiero co awansował, odzyskał całe zdrowie, manę i wytrzymałość.

Z odświeżoną maną nie musiał im pomagać.

Dopóki istniała mana, Żołnierze Cienia byli nieśmiertelni. To była siła armii nieumarłych.

Zresztą obserwowanie walki jego żołnierzy zawsze sprawiało że czuł się pełen dumy i zadowolenia.

Decydując się zostawić słabe potwory żołnierzom, Jin-Woo odwrócił się do zwłok Vulcana, by zebrać wyrzucone przed niego przedmioty.

Czując się jakby miał za chwilę otworzyć prezent świąteczny Jin-Woo uśmiechnął się szeroko.

Z ciała wydobywały się aż cztery różnokolorowe światła.

ZDOBYŁEŚ [PRZEDMIOT: KOLCZYK WŁADCY DEMONÓW.]

ZDOBYŁEŚ [PRZEDMIOT: KULĘ CHCIWOŚCI.]

ZDOBYŁEŚ [RÓG VULCANA] X2

ZDOBYŁEŚ [PRZEDMIOT: FRAGMENT DRZEWA ŚWIATA.]

Jak się od razu domyślił rogi Vulcana były po prostu śmieciami. Drogimi śmieciami jak zakładał.

Jego uwagę jako pierwszy przykuł „Fragment Drzewa Świata."

Olbrzymi nieregularny kawał drewna. Nie wyglądał tak majestatycznie jak sugerowała to nazwa.

PRZEDMIOT

[PRZEDMIOT: FRAGMENT DRZEWA ŚWIATA]

KLASA PRZEDMIOTU: ???

TYP: SKŁADNIK

OSTATKI MACZUGI VULCANA, ZROBIONE Z GAŁĘZI DRZEWA ŚWIATA.  FRAGMENT Z TEGO DRZEWA ZAWIERA W SOBIE POTĘŻNĄ MOC MAGICZNĄ. I DLATEGO JEST UŻYWANY JAKO CZĘŚĆ SKŁADOWA MAGICZNYCH PRZEDMIOTÓW NAJWYŻSZEJ KLASY.

Pierwsze co uderzyło Jin-Woo to fakt że ta ogromna maczuga była zrobiona z gałęzi drzewa.

Wcześniej zastanawiał się skąd wziąć tak wielkie drzewo żeby zrobić z niej taką maczugę. Teraz zaczął się zastanawiać gdzie do diabła można znaleźć tak wielkie drzewo żeby tylko z jej gałęzi można było zrobić taką maczugę.

Drugie co przykuło jego uwagę mówiło o tworzeniu najwyższej klasy przedmiotów.

Jin-Woo chciał wiedzieć, co mógłby z tym zrobić. Niestety ta informacja nie była nigdzie zapisana. Było jednak jasne, że to nie jest zwykły przedmiot. Stojąc blisko niego, mógł poczuć potężną energię emanującą z kawałka drewna.

Uznając że naprawdę ogromną głupotą byłoby sprzedanie tego kawałka drewna Jin-Woo schował je do ekwipunku.

Następnie sprawdził kolejny przedmiot.

KOLCZYKI WŁADCY DEMONÓW

RZADKOŚĆ: S

TYP: AKCESORIA

SIŁA +20, WITALNOŚĆ +20

BONUS ZESTAWU AKTYWUJE SIĘ, JEŚLI ZAŁOŻYSZ RÓWNIEŻ:

NASZYJNIK WŁADCY DEMONÓW

PIERŚCIEŃ WŁADCY DEMONÓW

BONUS ZESTAWU:

BONUS.1 (ZABLIKOWANE)

BONUS.2 (ZABLIKOWANE)

Nie dość że ten przedmiot zwiększał i siłę i witalność to jeszcze można było odblokować bonus zestawu.

Jak zawsze, kolczyk po przypięciu do ucha zniknął, a jego efekty zostały nałożone na Jin-Woo. 

Był prawie pewien że resztę zestawu też znajdzie w tym zamku.

Z nazwą, która zawierała słowo „Demon", łatwo było zrozumieć, że cały zestaw wypadnie z miejsca zwanego Zamkiem Demonów.

Spojrzał na kolejny przedmiot.

PRZEDMIOT

[PRZEDMIOT: KULA CHCIWOŚCI]

KLASA PRZEDMIOTU: A

TYP: PRZEDMIOT MAGICZNY.

KULA STWORZONA ZE STWARDNIAŁEJ KRWI WYSOKOPOZIMOWEGO DEMONA, VULCANA. PRZEDMIOT ZAPEWNI DODATKOWE MAGICZNE EFEKTY, KTÓRE ZWIĘKSZĄ OBRAŻENIA.

EFEKT:

PRAGNIENIE ZNISZCZENIA: PODWAJA MAGICZNE OBRAŻENIA.

Była to czerwona kula wielkości kuli bilardowej. Dla niego przedmiot jednak był bezużyteczny bo nie zwiększał umiejętności związanej z jego cieniami a z magii jako takiej nie korzystał.

Podwojenie obrażeń magicznych było niesamowite.

W prawdziwym świecie magiczne przedmioty, które wzmacniały magię użytkownika, były niesamowicie drogie. Z tego powodu były używane tylko przez garstkę łowców, tych którzy mogli sobie na tak wielki wydatek pozwolić. Jednak Jin-Woo nigdy nie słyszał o artefakcie, który zwiększałby siłę ofensywną o całe 100%. Gdyby coś takiego zostało znalezione, wywołałoby to prawdziwy tajfun informacyjny na całym świecie. Nie było mowy żeby ktoś ukrył coś takiego.

A teraz on trzymał w swoich dłoniach taki przedmiot.

Przedmiot, który po prostu zwiększał obrażenia magiczne, nic mu nie mógł zapewnić. W końcu umiejętności cienia technicznie same w sobie nie zadawały obrażeń. Jego umiejętności ofensywne nie były nawet magiczne. Gdyby tylko pojawił się przedmiot zwiększający inteligencję...

Podczas gdy on z rozczarowaniem podrzucał kulę w górę iw dół, myśląc co z nią zrobić Żołnierze Cienia skończyli z walkę i zebrali się przed nim. Najszybszy wśród nich był Igris.

Trzy w prawej ręce. Trzy w lewej ręce.

Tyle głów trzymał.

Rycerz podszedł do Jin-Woo i umieścił sześć głów demonów przed łowcą.

Jin-Woo podrapał się po skroni, patrząc na klęczącego rycerza.

- Świetnie się spisałeś, jak zwykle zresztą. Tylko... Czy mógłbyś przestać to robić?

Oczywiście pochylona z szacunkiem głowa rycerza nie odpowiedziała.

- No bo widzisz...

Jin-Woo nie był pewien, kiedy drugiemu rycerzowi udało się to zrobić, ale Żelazny odciął głowę Vulcana i zaciągnął ją do swojego pana.

- On też to robi...

Jin-Woo nadąsany pomyślał że to on zabił Vulcana, dlaczego więc Żelazny taszcząc za sobą łeb nie swojej zdobyczy wyglądał na tak zadowolonego z siebie.

Jin-Woo utkwił wzrok w Żelaznym i westchnął głęboko. Patrząc na klęczącego olbrzyma, wpadł mu do głowy ciekawy pomysł.

A gdyby mógł dać kulę któremuś ze swoich cieni tak jak Żelazny dał mu swoją tarczę do ochrony?

Na zawołanie Magowie Cienia powoli zbliżyli się do Jin-Woo. W porównaniu z rycerzami czy nawet piechotą magowie byli raczej powolni. Jin-Woo zawołał najbliższego z nich. Kiedy wykonał gest ręką, wskazany mag powoli podszedł do swojego pana.

Gość naprawdę się wlókł.

Jin-Woo potrząsnął głową i szybko podszedł do maga. Położył Kulę Chciwości na dłoni maga, po czym wskazał na budynek, z którego skoczył w kierunku Vulcana. Ponieważ Żołnierze Cienia poruszali się zgodnie z jego wolą, nie musiał specjalnie wyjaśniać szczegółów.

W dłoniach maga pojawiła się kula ognia dwa razy większa od tej jaką mag zwykle tworzył.

Oczy Jin-Woo rozszerzyły się. Ignorując jego szok, kula ognia wyleciała z rąk maga.

Siła tak wielkiego wybuchu bez problemu dotarła aż do nich ogrzewając silnym podmuchem ciało Jin-Woo.

Usta łowcy otworzyły się szeroko. Budynek został pochłonięty przez eksplozję i rozleciał się jak domek z kart. Pożar trawiący budynek nie wyglądał na łatwy do ugaszenia.

Obserwując fajerwerki wywołane zaklęciem maga, Jin-Woo szybko odebrał Kulę Chciwości. Ponownie przeszukał jej opis w poszukiwaniu konkretnej frazy.

Bez względu na to, jak bardzo czytał opis od góry do dołu i od dołu do góry, nie pisało tam że nie można było przedmiotu sprzedać.

Czyli mógł sprzedać kulę?

Jin-Woo spojrzał na zniszczony budynek po którym pozostał tylko ogromny płonący krater.

Z drugiej strony czy taki przedmiot można było tak po prostu sprzedać?

Taka potęga... wydawała się praktycznie bezcenna.

To doprowadziłoby łowców klasy mag na całym świecie do szaleństwa.

Wszystko tutaj zostało już zrobione, a na temat kuli będzie myślał później.

Pora było ruszać dalej.

***

Hwang Dong-Su był osobą bezlitosną. Zwłaszcza jeśli chodzi o magiczne bestie. Z powodu otwarcia bramy stracił rodziców i dorastał pod okiem starszego brata. A kiedy przebudził się jako łowca rangi S, uznał to za błogosławieństwo.

Szansa na rozrywanie tych obrzydliwych cholerstw gołymi rękami...

I właśnie jako bezlitosny łowca rangi S wszedł na przesłuchanie. Człowiek z podziemia.

Jeśli to była bestia podszywająca się pod człowieka...

Zabiłby go na miejscu bez żadnej litości. Właśnie dlatego przystał na prośbę biura.

Para spojrzała na siebie w ciszy. Hwang Dong-Su położył akta mężczyzny na stole i siadł na krześle.

- Nie sądziłem że trafię na taką ciekawą sprawę zaraz po powrocie do Waszyngtonu. Potwór który potrafi używać naszego języka. I na dodatek jest Koreańczykiem.

- Mówiłem że nie jestem żadnym potworem. Jeśli macie jakieś wątpliwości możecie zrobić testy DNA.

- Wyszedłeś z bramy więc musimy na ciebie uważać. Podejrzewają cię o bycie potworem, więc proponuje ci współpracować. Moje słowo zadecyduje, czy jesteś człowiekiem, czy potworem.

- Dobrze.

Przed rozpoczęciem oficjalnego przesłuchania Hwang Dong-Su zadał osobiste pytanie. Powiedzieli, że jego brat zginął w podziemiu. Czy była szansa, że mógłby wrócić? Łowca chciał wiedzieć.

- Przetrwałeś 10 lat w podziemiu, jakim cudem? Jesteś niemałym?

- Nie. Raczej nadal jestem żywy.

- Czy ktoś kto zginął w podziemiu może wrócić tak jak ty?

Mężczyzna potrząsnął głową.

- Nie sądzę. Martwi nie mogą wracać do życia. Ja nie jestem martwy.

- Imię, Sung Il- Hwan

Zdjęcie w pliku idealnie pasowało. Gdyby nie ta broda i włosy nie byłoby widać wielkiej różnicy.

- Twoja kariera była dość imponująca. Obecnie zarabiałbyś ogromne pieniądze.

Sung Il-Hwan nie odpowiedział. W tamtym czasie nie istniał system klasyfikacji Łowców. Nie otrzymali nawet rang.

- Teraz wykorzystujemy system rang. Ktoś z twoimi umiejętnościami byłby w stanie żyć bez zmartwień o pieniądze. Trzeba się dostosować do współczesnych czasów. Imię żony to Park Hyung-He, nasz dwójkę dzieci.

Z roztargnieniem czytając listę, Hwang Dong-Su zamarł na najkrótszą chwilę, kiedy dotarł do imienia syna,

Sung Jin-Woo?!

Kontynuował spokojnie jakby nic go w aktach przepytywanego nie zdziwiło.

- Wiesz jak ma na imię twoja córka?

- Sung Jin-Ah.

- A twój syn?

- Sung Jin-Woo.

Hwang Dong-Su już miał przerzucić akta się na następną stronę, gdy zatrzymał go Sung Il-Hwan. Łowca rangi S podniósł głowę. Twarz Sung Il-Hwana zrobiła się równie zimna jak twarz Hwang Dong-Su,

Oczy Sung Il-Hwana rozbłysły gdy wyczuł brutalną moc drugiego łowcy unoszącą się w powietrzu wokół nich. I tak miał wrażenie że mężczyzna zdecydował o jego losie nim tutaj wszedł. Dalsza rozmowa nie miała sensu.

Jak zwykła magiczna bestia śmie grozić Łowcy? Czując, że Sung Il-Hwan emanuje potężną wrogą energią, Hwang Dong-Su uznał, że to wystarczający dowód, by twierdzić, że mężczyzna jest potworem.

- Sekretarzu to jest bestia. Wkrótce zaatakuje, proszę się ewakuować.

- Co?! M-Moment! - Krzyknął na darmo sekretarz. Hwang już wyłączył komunikator i zignorował ludzi po drugiej stronie lustra weneckiego.

- Właśnie wróciłem z Korei. Wiem co nieco na temat twojego syna. Nie żyje. Ale nie martw się, niedługo do niego dołączysz.

***

Jin-Woo przypomniał sobie pierwszego i jedynego bossa Zamku Demonów, z którym walczył, Vulcana. Tytuł tego drania brzmiał: „Władca Niższych Pięter". Po przejściu powyżej 50 piętra, na którym znajdował się demon, trudność każdego piętra gwałtownie wzrastała. Wcześniej był w stanie wspinać się 10 pięter dziennie, 15 w dobry dzień. Teraz ledwo był w stanie oczyścić góra 6-7 pięter dziennie.

Jin-Woo był obecnie na 74 piętrze. Normalnymi potworami były tutaj demony najwyższego poziomu i czasami arcydemony. Byli w innej lidze niż demony z niższych pięter.

Jin-Woo schował sztylet Baruki do ekwipunku gdy ostatni demon przed nim padł. Kolejna bitwa została wygrana. Wszyscy Żołnierze Cienia zebrali się przed Jin-Woo, dzięki czemu łowca mógł przyjrzeć się swoim żołnierzom. Dla armii nieumarłych było to niemożliwe, ale Jin-Woo mógł przysiąc, że jego żołnierze rzeczywiście wyglądali na zmęczonych. Tak silne były potwory na wyższych piętrach.

Każdy z arcydemonów tutaj był na poziomie bossa, mimo że robiły za normalnych przeciwników.

Opis Kuli Chciwości wskazywał, że sam Vulcan był arcydemonem. Podczas gdy Vulcan mógł być bossem na niższych piętrach, archdemony były zwykłymi potworami tutaj gdzie był obecnie. Po przekroczeniu 70 piętra te cholerstwa zaczęły pojawiać się coraz częściej.

Gdyby tylko potwory stawały się silniejszy nadal byłby w stanie dawać sobie radę. Jednak to nie potwory były jego największym zmartwieniem w tej chwili.

Bardziej problematyczna była zmiana otoczenia na wyższych piętrach. Od piętra 51 całe miasta zaczęły płonąć, nie było już jednego czy dwóch niewielkich pożarów. Wszystko na kolejnych piętrach zaczęło stawać w ogniu. Po 70. piętrze upał stał się wystarczająco silny, by zabierać mu zdrowie. A ruch jeszcze bardziej zwiększał jego zmęczenie z powodu wszechobecnego upału.

Tutaj zakończy swój rajd. Potrzebował sposobu na poradzenie sobie z płomieni.

Musi zdobyć artefakt z ochroną na ogień.

Sprzęt używany przez wysokiej rangi Łowców był niesamowicie drogi. Co więcej, gdyby były zaczarowane magią ochronną, byłby to podwójny wydatek. Przypomniał sobie, że widział w wiadomościach, że niektóre z droższych przedmiotów kosztowały dziesiątki miliardów wonów. Chociaż zarobił sporo prawdziwych pieniędzy podczas rajdów z Jin-Ho, Jin-Woo nie był pewien, czy to wystarczy, by kupić potrzebne mu artefakty.

Jin-Woo spojrzał na Kulę Chciwości w swoim ekwipunku i skrzywił się. Każdy Łowca klasy Maga śliniłby się na widok takiego przedmiotu.

Co by się stało, gdyby wystawił kulkę na aukcję?

Sprzedaż kuli na pewno pozwoliłaby mu zdobyć fundusze, może nawet dwa razy więcej niż potrzebował.

Ale nie chciał sprzedawać tak potężnego przedmiotu, nawet jeśli sam nie mógł go użyć. Widział już jak potężna może być ta kula w rękach jego maga.

Nadal mógłby ją wykorzystać.

Jin-Woo uniósł głowę patrząc na licznik.

[ZDOBYTE DUSZE DEMONÓW: 9624 / 10 000]

Jeszcze tylko 400 dusz i wykona zadanie.

Dzisiaj był szósty dzień rajdu. Jeden dzień więcej wystarczyłby na zebranie pozostałych dusz.

Jedynym plusem silnych demonów na wyższych piętrach był fakt że dawały więcej niż jedną duszę. Nie musiałby ubijać aż 400 demonów aby zakończyć zadanie, przy odrobinie szczęścia nie musiałby ich zabić nawet 200.

Chciał zakończyć to zadanie głównie dla 20 punktów statystyk.

Jin-Woo ruszył do przodu.

Jeszcze tylko trochę.

Na piętrze 75 zakończy na razie czyszczenie zamku.

***

Wchodząc na kolejne piętro nie spodziewał się jednak tak wielkiego dobrodziejstwa.

Nie spodziewał się kolejnego bossa.

[PRZEWODNIK DUSZ, METUS]

Patrząc na nazwę, było jasne, że ten gość to boss. Potwór miał na sobie czarną szatę i srebrny naszyjnik. Był szkieletem. A dokładniej przypominał nieumarłego maga.

Naszyjnik który zobaczył u bossa mógł należeć do zestawu jakiego Jin-Woo poszukiwał.

Na swojej drodze do ukończenia zadania i odejścia niespodziewanie natknął się na kolejny element zestawu. Jednak powodem, dla którego Jin-Woo się uśmiechał, nie był przedmiot. Bez względu na to, jak dobre były przedmioty, nie można było ich zdobyć, jeśli nie zabiło się potwora.

Gdy tylko mag go zobaczył zaczął rzucać zaklęcie.

Wokół bossa pojawił się krwistoczerwony magiczny krąg, a wokół niego zebrała się posępna energia.

Z ziemi zaczęły wykopywać nie niezliczone szkielety.

Armia.

Już po kilku chwilach licząca tysiąc lub więcej przywołań!

Normalna osoba dostała by zawały, patrząc na tę przerażającą armię, ale Jin-Woo widział już coś podobnego nawet jeśli na mniejszą skalę.

Metus był przewodnikiem dusz.

Był nekromantą.

Nie chcą pozostać w tyle Jin-Woo wezwał swoją armię.

- Powstańcie.  Oczyśćcie mi drogę.

Igris i Żelazny przejęli dowodzenie i z niesamowitą szybkością ścinali nieumarłych stojących im na drodze. Dystans między Jin-Woo a Metusem skrócił się bardzo szybko.

Wyprzedzając swoich żołnierzy Jin-Woo uruchomił umiejętność „sprint".

Szybko i bez większych problemów stanął przed Metusem. Dwaj dowódcy nieumarłych spojrzeli sobie w oczy.

Jin-Woo przez chwilę miał wrażenie że na widok Jin-Woo blisko siebie ramiona Metusa podskoczyły.

Zastanowił się przelotnie czy potwory mogą czuć strach.

To nie była jednak pora na tego typu myśli.

Przyzywając sztylet Baruki Jin-Woo zaatakował.

Już po chwili potwór klasy bossa poległ bez walki. Od początku spodziewał się takiego wyniku, wiedział że potwory klasy magów, które dowodziły stworami, były niewiarygodnie słabe w walce jeden na jednego.

Ta walka była nieporównywalnie szybsza niż ta z Vulcanem.

I zdecydowanie łatwiejsza.

[POKONAŁEŚ PRZEWODNIKA DUSZ, METUS.]

[ZDOBYŁEŚ 200 000 PUNKTÓW DOŚWIADCZENIA.]

[ODKRYŁEŚ DUSZE DEMONÓW ZAPIECZĘTOWANE W WISIORKU METUSA]

[OTRZYMAŁEŚ 220 DUSZ DEMONÓW.]

[TWÓJ POZIOM WZRÓSŁ O 2.]

Jin-Woo uśmiechnął się szeroko do okienek systemu. Za jednym zamachem zarobił 220 dusz. To był naprawdę nieoczekiwany prezent.

[ZDOBYTE DUSZE DEMONÓW: 9 971 / 10 000]

Jeszcze tylko 29 dusz. Musiał tylko zabić jeszcze kilka demonów. Jin-Woo szybko chwycił przedmioty ze zwłok bossa i przeniósł się do magicznego kręgu.  

Najwyraźniej będzie musiał oczyścić jeszcze jedno piętro więcej niż oczekiwał. Prócz Metusa i jego nieumarłych nie było tutaj innych demonów.

Nim jednak się tam przeniesie chciał przyjrzeć się naszyjnikowi i drugiej dziwniejszej nagrodzie jakie dostał po pokonaniu Metusa.

PRZEDMIOTU[PRZEDMIOT: NASZYJNIK WŁADCY DEMONÓW]

KLASA PRZEDMIOTU: S

TYP: AKCESORIA

+20 ZRĘCZNOŚCI +20 INTELIGENCJI

BONUS ZESTAWU AKTYWUJE SIĘ JEŚLI ZAŁOŻYSZ RÓWNIEŻ:

KOLCZYK WŁADCY DEMONÓW (ZAŁOŻONY)

PIERŚCIEŃ WŁADCY DEMONÓW

BONUS 1. + 5 DO STATYSTY

BONUS 2. (ZABLOKOWANE)

Wzmocnienia Kolczyka i naszyjnika były dość podobne, nie licząc innych statystyk.

Dodatkowe 20 punktów do inteligencji było niesamowitym prezentem. Plus 5 jeszcze z pierwszego bonusu zestawu.

Zręczność też była bardzo mile widziana. 

Obie te statystyki oraz bonus rekompensowały paskudny wygląd naszyjnika zrobionego z jakiś niewielkich kości z małą czaszką na końcu. Cieszył się w takich chwilach że może swój sprzęt ukryć. Jak naszyjnik opiekuna był dziwną obrożną z której trudno by było się wytłumaczyć, tak ten naszyjnik był po prostu obrzydliwy.

Niemniej jednak warto było go założyć.

Potem sprawdził drugą dziwniejszą nagrodę.

***

- Nareszcie.

Jin-Woo nie mógł ukryć radości. Na szczęście ostatni potwór, którego zabił, dał mu cztery dusze, akurat tyle, ile potrzeba do ukończenia zadania.

Jin-Woo padł na ziemię przeciągając się i głaszcząc gęste futro Tanka siedzącego koło niego wokół niego stali jego żołnierze cierpliwie czekając na rozkazy lub odwołanie.

[ZDOBYTE DUSZE DEMONÓW: 10 001]

[NORMALNE ZADANIE: ZDOBĄDŹ DUSZĘ DEMONÓW (CZĘŚĆ 1)] ZOSTAŁO UKOŃCZONE.

[MOŻESZ ZDOBYĆ NASTĘPUJĄCE NAGRODY.]

PRZEDMIOT DOWOLNEGO WYBORU

20 BONUSOWYCH STATYSTYK

UKRYTA NAGRODA

[NAGRODA 1.]

PROSZĘ WYBRAĆ DOWOLNY PRZEDMIOT

Miał sporo czasu do namysłu co wybrać ze sklepu.

Wpadł na pomysł czego chce.

Była to rzecz, o której Jin-Woo myślał, odkąd zobaczył misję.

Chciał mieć przeklęte losowe pudełko.

Wcześniej gdy miał możliwość wybrał Jin-Woo błogosławione losowe pudełko zamiast przeklętego losowego pudełka. To wtedy zdobył klucz do Zamku Demonów. Dzięki temu kluczowi uzyskał wiele rzeczy. Poziomy, nowe przedmioty i tak dużo złota.

Błogosławione losowe pudełko zawierało przedmiot którego gracz chciał, natomiast jego przeklęty odpowiednik którego wcześniej nie wybrał zawierał przedmiot którego gracz potrzebuje.

To naturalne że był ciekaw co takiego dostanie z drugiego pudełka skoro to pierwsze dało mu tak wiele.

[WYBRAŁEŚ PRZEDMIOT: PRZEKLĘTE LOSOWE PUDEŁKO.]

W jego ręce pojawiło się niewielkie czarne pudełeczko.

Czując że jego ciężar jest dziwnie znajomy Jin-Woo szybko je otworzył.

Kolejny klucz?

Ten był nieco bardziej powyginany i cały czarny.

Chcąc dowiedzieć się do czego służy ten klucz Jin-Woo otworzył jego opis.

PRZEDMIOT

NAZWA: ???

KLASA PRZEDMIOTU: ???

TYP: ???

Serio?

Jin-Woo popatrzył głupio na opis.

To było bardzo pomocne.

Do czego służył ten klucz?

I jakim cudem nie miał opisu?

Jin-Woo zmarszczył brwi z konsternacją.

Po raz pierwszy widział przedmiot bez żadnego opisu.

To było naprawdę dziwne.

Czując lekki zawód Jin-Woo schował klucz do ekwipunku.

Ten klucz według opisu był czymś czego Jin-Woo potrzebował.

Może po prostu nie teraz.

Na pewno kiedyś się dowie.

Zamykając ekwipunek Jin-Woo zabrał drugą nagrodę za zadanie.

[NAGRODA 2]

OTRZYMAŁEŚ 20 PUNKTÓW STATYSTYK.

Nie zastanawiając się długo Jin-Woo władował je wszystkie w statystykę inteligencji.

Zdobył dziś aż 45 punktów inteligencji. To było szalenie dużo.

Otworzył okno statusu przyglądając się wszystkim swoim statystyką.

SIŁA: 178

ZRĘCZNOŚĆ: 147

ZMYSŁY: 119

WITALNOŚĆ: 37

INTELIGENCJA: 149

Jego statystyki wyglądały naprawdę ładnie.

Trochę kuła go w oczy niska statystyka witalności, ale nie był tankiem i nie potrzebował dużo życia.

Zamknął okno patrząc na ostatnią nagrodę do odebrania.

[NAGRODA 3.]

Patrząc po tym co dostał jako nagrodę pierwszą oraz drugą, nawet jeśli ta pierwsza na razie nie wydawała się przydatna, Jin-Woo co do trzeciej nie miał wielkich oczekiwań i tak dużo już dostał. A on nie był osobą pazerną.

W jego ręce pojawił się nieco poniszczony wyglądający na stary, pergamin.

Zwój był nieco podobny do przepustki na kolejne piętra, może tylko nieco mniejszy.

[PRZEPIS: ŚWIĘTA WODA ŻYCIA]

MOŻESZ NAUCZYĆ SIĘ WYTWARZANIA „ŚWIĘTEJ WODY ŻYCIA".

To, co pojawiło się w jego ręce wraz z wiadomością, to zwój, podobny do przepustek z Demonicznego Zamku.

Jin-Woo otworzył opis samej „Świętej Wody Życia" chcąc dowiedzieć się o niej więcej.

PRZEDMIOT

[ŚWIĘTA WODA ŻYCIA]

KLASA PRZEDMIOTU: S

TYP: ZUŻYWALNA

TAJEMNICZA MIKSTURA, KTÓRA MOŻE WYLECZYĆ KAŻDĄ CHOROBĘ. EFEKT ZOSTANIE NAŁOŻONY JEDYNIE PO WYPICIU CAŁEJ BUTELKI.

Jin-Woo zamrugał.

Wyleczyć każdą chorobę?

W chwili, gdy przeczytał te słowa, Jin-Woo pomyślał o swojej matce leżącej w szpitalu.

Jeśli naprawdę mógł otrzymać tę Świętą Wodę Życia, oznaczało to, że mógł ocalić swoją matkę.

Ręce Jin-Woo zadrżały gdy o tym pomyślał.

Koszmar trwający cztery lata mógłby się wreszcie skończyć?

Jin-Woo spojrzał na rzeczy potrzebne do stworzenia tej wody.

[FRAGMENT DRZEWA ŻYCIA.]

To już miał. Pozyskał go na piętrze pięćdziesiątymi po pokonaniu Vulcana.

[WODA ŹRÓDLANA Z LASU ECHA.]

Zdobył te wodę po pokonaniu Metusa na piętrze 75 była to jedna z dwóch nagród jakie dostał, drugą był naszyjnik.

Ostatniego składnika jeszcze nie miał.

[OCZYWSZCZONA KREW KRÓLA DEMONÓW.]

To był jedyny przedmiot, którego jeszcze nie zdobył. Jednak patrząc na piętra, na których zdobył dwa składniki, było dla niego jasne, skąd pochodził ten ostatni.

Na setnym piętrze zapewne będzie na niego czekał boss i to jego krew będzie musiał zdobyć.

W związku z tym oczyszczenie Zamku Demonów zapewniłoby mu wszystkie składniki potrzebne do stworzenia Świętej Wody Życia.

W tym momencie jedna myśl uderzyła go z siłą rozpędzonego tira.

Chciał siły, poziomów i lepszego sprzętu.

Ale może nie to miało dać mu ostatecznie pudełko.

Może tym czego chciał z błogosławionego losowego pudełka, była „Święta Woda Życia"?

Jego oczy zalśniły łzami na myśl, że znów zobaczy swoją matkę zdrową i uśmiechniętą.

To czego najbardziej chciał to odzyskać matkę.

Mrugając szybko Jin-Woo starał się pozbyć łez z oczy, musiał wreszcie opuścić to miejsce. 

Na razie.

Wróci tutaj.

Teraz wiedział że musiał tutaj wrócić.

Dla mamy.

***

Jin-Woo w drodze do domu cały czas myślał jak pozyskać artefakt dający mu odporność na ogień.

Chociaż problemem nie było „jak" bo pójście do domu aukcyjnego nie byłoby trudne.

Problem polegał na fakcie że łowca rangi E nie mógł łatwo kupować ani sprzedawać artefaktów wysokiego poziomu. Jeśli Łowca niższej rangi (a Jin-Woo był znany jako najsłabszy) wystawi przedmiot na aukcję (przedmiot niemożliwy do zdobycia dla łowców najwyższych rang), kto by go nie podejrzewał? To samo dotyczy kupowania. Z dołączonym do niego tytułem „Łowcy rangi E" Jin-Woo miał trudności z wykorzystaniem zgromadzonych funduszy.

W końcu jak wytłumaczyłby astronomiczne kwoty którymi zarządza? Miał 24 lata był młodym słabym łowcom utrzymującym siostrę chodzącą do liceum.

Nie miałby możliwości zarobić tych pieniędzy w sposób legalny. Przynajmniej w oczach innych ludzi.

Zarobił te kasę legalnie jakby nie patrzeć.

A więc to był ten moment.

Pora odrzucić maskę łowcy rangi E.

Musiał ponownie przejść test.

Ciekawe jak zareaguje na to inspektor Woo? Zapewne mężczyzna nie spodziewał się że Jin-Woo do końca życia będzie się ukrywał jako łowca rangi E. Cierpliwość tego mężczyzny też zapewne nie była nieograniczona.

Wyraz twarzy Łowcy stał się poważny.

Mając obecnie tyle siły nikt nie mógłby Jin-Woo wykorzystać do swoich celów.

Było też niewiele osób mogących go realnie skrzywdzić.

A to był przecież jeden z jego początkowych celów stawania się coraz silniejszym. Aby powstrzymać silniejsze jednostki przed kontrolowaniem go i krzywdzeniem jego i jego bliskich.

A teraz?

Był w stanie stanąć twarzą w twarz z Mistrzem Gildii Białego Tygrysa, Baek Yoon-Ho. Wtedy gdy go spotkał mistrz gildii był od niego silniejszy, ale to było przed tym jak oczyścił 76 pięter zamku demonów zyskując wyższe poziomy, nowe przedmioty i dużo punktów statystyk.

Poczuł dziwną do wytłumaczenia nerwowość i podniecenie na myśl o odrzuceniu rangi E przez która był poniżany cztery lata.

Musiał sprawdzić jedną rzecz. Jin-Woo włączył swój telefon. Po tygodniu braku kontaktu jego telefon był pełen nieodebranych połączeń i wiadomości. Większość z nich stanowiły numery nieznane. Było mu przykro, ale niespecjalnie chciał sprawdzić, kim były osoby dzwoniące.

Jeśli to było coś pilnego na pewno oddzwonią, jeśli nie, nie warto było sobie zawracać tym głowy.

Gdy znalazł już potrzebny mu numer Jin-Woo wybrał go i czekał.

- Bracie!

Czy tak długo przebywał w podziemiu?

Głos bachora brzmiał bardzo szczęśliwie i energicznie niż zwykle.

- Czy rozmowa z twoim ojcem dobrze poszła.

- Tak poszło dobrze.

Dobrze było to słyszeć. Jin-Woo nie chciał podejść do ponownego testu, podczas gdy umowa Jin-Ho i jego ojca nie została zakończona. Ale jeśli rozmowa Jin-Ho z ojcem poszła dobrze to tutaj rola Jin-Woo się kończyła.

- Właściwie... Chciałem się z tobą zobaczyć żeby...

Gdy słowa Jin-Ho zostały urwane Jin-Woo zmarszczył brwi patrząc na swój telefon.

Bateria zdechła. No tak, przecież zapomniał go naładować przed wejściem do podziemia.

Rozmowa z Jin-Ho mogła trochę zaczekać. Najpierw musiał znaleźć się w domu, wziąć prysznic i naładować telefon.

I może wcześniej jeszcze pójdzie do Stowarzyszenia.

To był dobry plan.

Wcale nie chodziło o zobaczenie inspektora Woo. 

Wcale.

 

Chapter 11: Rozdział 10

Chapter Text

Minęło dużo czasu, odkąd Jin-Woo stał przed Koreańskim Stowarzyszeniem Łowców, a dokładniej mówiąc przed budynkiem robiącym za Biuro Testowe Rankingu Przebudzonych Istot.

Minęło już zapewne około czterech i pół roku od czasu przyznania mu rangi. Wszedł do recepcji wzdychając z nostalgią.

Pracownik nawet nie podniósł wzroku,

- Proszę o dowód tożsamości i dane kontaktowe.

Pamiętając, jak przebiegło postępowanie ostatnim razem, Jin-Woo podał przygotowane wcześniej dokumenty.

Pracownik spojrzał na dowód tożsamości Jin-Woo i przechylił głowę,

- To jest licencja łowcy.

- Owszem.

Pracownik patrzył tam i z powrotem między twarzą Jin-Woo a jego licencją w końcu podniósł palec i stwierdził przepraszająco,

- Jeden moment.

Pracownik wstał i poszedł do mężczyzny w średnim wieku, który siedział nieco z tyłu recepcji i wyglądał na naprawdę niemiłego typa.

- Szefie, przyszedł łowca na powtórny test. Co mam robić?

- Powtórny test? Jaka jest jego obecna ranga?

- Ranga E.

Zastępca spojrzał za pracownika wprost na Jin-Woo.

- To się zdarza od czasu do czasu. Pojawia się łowca który nie może godzić się z tym że nie jest nikim wyjątkowym.

- To ktoś taki?

Zastępca skinął głową,

- To dość upierdliwe. Powiedz że będzie musiał pokryć koszty i wyślij do pokoju na ponowne testy, a wtedy nie będzie już naszym zmartwieniem.

- Rozumiem.

Pozbywając się zmartwień, pracownik wrócił do recepcji. Zastępca wpatrywał się z oddali w podwładnego i Jin-Woo i ze zmarszczonym czołem, po czym ponownie spojrzał na komputer. Nagle palce zastępcy zatrzymały się.

Jak nazywał się ten łowca? Imię brzmiało znajomo.

Po tym, jak mężczyzna zniknął w budynku testowym, zastępca po cichu podszedł do pracownika.

- Ten łowca sprzed chwili, jak się nazywał?

- Sung Jin-Woo. Zna go pan?

- Nie. Ale gdzieś już słyszałem to imię.

Przeczesując swoje wspomnienia, nagle zdał sobie sprawę skąd znał tego łowcę a jego oczy rozszerzyły się.

Zastępca zaszył się w cichym koncie recepcji i wybrał odpowiedni numer.

***

- Tak, Beak Yoon-Ho przy telefonie.

- Szefie. Chodzi o tego Łowcę, o którego pytałeś wcześniej. Sung Jin-Woo. Przyszedł. Właśnie poprosił o ponowny test.

Mężczyzna myślał, że rozmowa została zakończona, ale chwilę później przez telefon ciągnął się natarczywy głos:

- Czy mógłbyś opóźnić jego testy, choćby trochę? Zaraz tam będę.

- Niestety wyszedł już z recepcji. Ale... przed nim na test na pewno czeka przynajmniej dwoje innych łowców.

- Szlak! Dziękuję za informację.

Gdy mistrz Gildii Białego Tygrysa zakończył połączenie Jung Gee-Su zamrugał zaskoczony.

Jego słuch go zawodził czy mistrz gildii brzmiał na wyraźnie zdenerwowanego?

Wystarczająco dziwne było że łowca rangi E przybył na powtórny test pomimo kilku lat w zawodzie, a na dodatek jeszcze interesuje się nim mistrz Baek Yoon-Ho.

Czy mogło chodzić o powtórne przebudzenie?

Gdy przeszukiwał swoją pamięć pod tym kontem zdał sobie sprawę że coś takiego miało miejsca.

Kilka miesięcy temu, nie mógł sobie przypomnieć kiedy dokładnie. Całe Stowarzyszenie pogrążyło się w chaosie, gdy pojawił się potencjalny kandydat na powtórne przebudzenie, ale nic z tego nie wyszło. Potwierdzonych przypadków tego zjawiska było niesamowicie mało, ale było za to wiele błędnych diagnoz.

Podobno przez tamten przypadek szef Departamentu Monitorowania stracił sporo czasu a goście z jego departamentu musieli znosić jego irytację i zawód przez cały następny dzień.

Jung Gee-Su był świadom że nieprzyjemnie wielu łowców przychodziło tutaj niepotrzebnie na ponowne testy marnując czas i zasoby ich biura.

Szef Białego Tygrysa musiał się z jakiegoś powodu mylić, możliwe że ktoś wprowadził go w błąd. Mimo to, chcąc utrzymać dobre relacje z Białym Tygrysem, Jung Gee-Su nie mógł odmówić prośbie Baek Yoon-Ho.

- Wychodzę. Za chwilę wrócę. Chce coś sprawdzić w budynku B.

Budynek B był językiem zawodowym używanym w Stowarzyszeniu dla budynku z magicznym sprzętem do pomiaru mocy. To tam miała miejsce ocena rankingów Łowców.

- Rozumiem.

- Zadzwoń do mnie jeśli coś się stanie.

***

Jin-Woo usiadł na krześle na końcu poczekalni. Na testy czekały trzy inne osoby. Ich twarze były pełne zdenerwowania, Jin-Woo w pełni rozumiał ich uczucia.

W końcu wynik testu zdeterminuje całe ich dalsze życie.

Jin-Woo był taki sam, kiedy po raz pierwszy czekał w tym miejscu.

Miał tylko dwadzieścia lat, był młody i pełen głupich nadziei.

Pamiętał jak marzył o staniu się silnym łowcom wysokiej rangi siedząc w tej samej poczekalni. Liczył na rangę B, rangę A, a nawet łudził się, że załapię się na rangę S. Otrzymanie rangi E zszokowało go i zniszczyło jego marzenia. Czuł się upokorzony i poniżony swoimi własnymi marzeniami sprzed dosłownie kilku minut nim dotknął urządzenia do pomiaru.

Wspominając ten dzień sprzed czterech lat, Jin-Woo westchnął cicho pamiętając, ale nie czując już, dawnego bólu związanego z tym wspomnieniem.

Jin-Woo rozejrzał się po budynku. Podobnie jak ludzie, sam budynek się nie zmienił. Ponieważ Stowarzyszenie Łowców miało zaledwie dziesięć lat, budynek wyglądał na stosunkowo nowy. Wnętrza były takie, jak zapamiętał. Jednak jedna rzecz była inna,

Ludzie przy wyjściu z budynku.

Kiedy Jin-Woo wpatrywał się w grupę dobrze ubranych mężczyzn i kobiet po drugiej stronie pokoju, mężczyzna obok niego rozpoczął rozmowę gdy dostrzegł że Jin-Woo patrzy w tamtą stronę:

- Jeśli okaże się że masz rangę D lub wyższą, będziesz rozchwytywany przez tych skautów.

- Skautów? - Spytał zaskoczony Jin-Woo.

- Są z różnych gildii. Zwykle łowcy nie chcą dołączać do małych gildii, więc te muszą sobie radzić inaczej, wysyłając skautów, których zadaniem jest zachęcenie młodych łowców do dołączenia do ich gildii.

Wyglądało na to że ludzie zajmujący się rekrutacją patrzą na siebie bardzo nieprzychylnie i wrogo.

- Lepiej trzymać się od nich z daleka. Małe gildie często porywają się na niebezpieczne rajdy i mają większy odsetek śmiertelności.

Jin-Woo skinął głową. To miało sens. Nie mogli chodzić do niskopoziomowych podziemi jak robiły to prywatne grupy. A jednocześnie brakowało im ludzi i siły by porywać się na trudniejsze podziemia w sposób całkowicie kontrolowany i bezpieczny jak robiły to duże gildie.

Za czasów pierwszego testu Jin-Woo nie było tutaj tych skautów mimo że bramy istniały wtedy już od sześciu lat. Wtedy jednak gildii było dużo mniej niż obecnie, łowców też było mniej a rynku nie zdominowały wtedy jeszcze całkowicie pięć największych gildii.

Największy rozwój i wzrost świata łowców miał miejsce przed ostatnie pięć lat czyli połowę okresu istnienia bram.

- Następna osoba. - Kobieta wychyliła głowę przed drzwi i z łagodnym uśmiechem wezwała kolejną osobę z poczekalni.

Pomieszczenie pomiarowe było szeroko otwarte, dzięki czemu ludzie mogli zobaczyć miny pracowników i osoby badanej. Osoba, która właśnie została przetestowana, nie wyglądała dobrze, a pracownicy nie wyglądali na specjalnie zainteresowanego nim.

Musiał uzyskać rangę E lub D.

Jakby dochodząc do tego samego wniosku, co Jin-Woo, skauci z Gildii nie wykazywali żadnego zainteresowania. To była raczej szczera reakcja. Jin-Woo zastanawiał się, czy w jakiś sposób mogli poznać dokładne wyniki czy po prostu bazowali na zachowaniu osoby która wychodziła ze swojego testu.

- Nie będziesz się denerwował jeśli nie będziesz miał żadnych oczekiwań. Dopóki nie dostaniesz rangi E, powinieneś być w stanie spokojnie się z tej roboty utrzymać. - Poradził mu mężczyzna z którym chwilę wcześniej Jin-Woo rozmawiał, następnie wszedł z rękami w kieszeniach do pomieszczenia.

Jin-Woo rozumiał co mężczyzna miał na myśli.

Dla przeciętnego człowieka nawet otrzymanie rangi C było niesamowitą okazją. Mogli dużo zarobić na prywatnych rajdach, a jeśli mieli szczęście, mogli nawet wejść do dużej Gildii. Nawet nowi rekruci Białego Tygrysa mieli czterech członków rangi C. Jeśli udało się wstąpić do dużej gildii, uzyskanie dochodów porównywalnych z dochodem lekarza lub prawnika nie było trudne.

Drugi mężczyzna, będący całkowicie przerażonym rozpoczął tym razem rozmowę.

- Słyszałem że premia za podpisanie kontraktu z dużą gildią jest niesamowicie duża.

Ręka mężczyzny trzymająca chusteczkę lekko drżała.

- Jeśli dołączę do dużej gildii dostanę dużą zaliczkę i spłacę długi... Przepraszam, za dużo mówię jakie to zawstydzające.

- W porządku rozumiem. - Przyznał łagodnie Jin-Woo współczując temu mężczyźnie wiedział jak trudne jest czasami życie. Był ostatnią osobą która powinna pogardzać ludźmi z powodu ich problemów finansowych. - Mam siostrę w liceum. Sam ją wychowuję.

Jin-Woo uśmiechnął się uspokajająca.

Mężczyzna który wcześniej rozmawiał z Jin-Woo wyszedł z pomieszczenia wyglądając jakby dusza uciekała mu uszami był trupio blady i wyglądał na naprawdę nieszczęśliwego.

Pamiętając wcześniejsze słowa mężczyzny Jin-Woo założył z dość dużą pewnością że mężczyzna dostał rangę E.

Wiedział jak to potrafiło boleć.

- Zapraszam następną osobę. - Ogłosiła wesoło kobieta.

Spocony przerażony mężczyzna spojrzał słabo na Jin-Woo. Wyglądał jakby miał tam zaraz zemdleć.

- Dobrze się pan czuje? – zapytał Jin-Woo z niepokojem. Mężczyzna potrząsnął głową.

- To nic takiego. Czy masz coś przeciwko wejściu zamiast mnie?

- Pójdę pierwszy.

Jin-Woo nie miał powodów do odmowy, będzie miał to wszystko za sobą szybciej.

Proszę o imię i nazwisko. - Poprosiła pracowniczka gdy stanęła już za konsolą podczas gdy Jin-Woo stanął przed wielką metalową kulą.

- Sung Jin-Woo.

- Przyszedł pan na ponowny test?

- Tak.

- Dobrze... Proszę położyć dłoń na kuli.

Zgodnie z instrukcją Jin-Woo podszedł do urządzenia pomiarowego i położył rękę na czarnej gładkiej powierzchni.

Pracowniczka spojrzała na akta Jin-Woo rozbawiona. Prawie każdy łowca, który przyszedł tutaj na powtórny test, miał tą żałosną rangę E.

Uznając jednak że to nie jej sprawa na co kto wydaje swoje pieniądze i marnuje czas włączyła maszynę pomiarową.

Maszyna przez chwilę hałasowała mechanicznie, po czym zakończyła pomiar. Wyniki były wyświetlane na monitorze przed kobietą.

Co? 

Błąd?

Jin-Woo cofnął rękę, a kobieta odezwała się do niego wyraźnie zdezorientowana.

- Spróbujmy jeszcze raz, najwyraźniej pojawił się jakiś błąd.

Jin-Woo ponownie położył dłoń na maszynie.

To się nigdy wcześniej nie zdarzyło. Twarz kobiety pociemniała. Ze wszystkich dni, w których urządzenie pomiarowe mogło zacząć szwankować musiał być to akurat dzień jej zmiany.

- Pierwszy raz widzę coś takiego. Bardzo przepraszam, spróbujmy jeszcze raz.

Teraz Jin-Woo po prostu położył dłoń na kuli i czekał nie odrywając jej.

Pracowniczka zaczęła się pocić ze zdenerwowania.

-Co? Gdzie jest Chang-Shik czemu jesteś tutaj sama?

Pracowniczka odwróciła się. Za nią stał Jung Gee-Su.

Na pojawianie się nieoczekiwanego sojusznika twarz kobiety nieco złagodniała.

- Poszedł do łazienki.

- Co za typ... Opuszcza stanowisko w godzinach szczytu... - W pół zdania mężczyzna zamilkł.

Cóż, tak po prawdzie to on też opuścił posterunek.

W każdym razie dobrze, że tu przybył. Widać było że nowicjuszka jest wyraźnie zdenerwowana a w pobliżu nie było człowieka który powinien jej pilnować.

- Co się dzieje?

- Detektor nie działa odpowiednio.

Kobieta odsunęła się nieco na bok i pokazała monitor cały czas wskazujący błąd. Twarz zastępcy zamarła w szoku.

- Jak długo tutaj pracujesz?

- Około sześciu miesięcy. Czy zrobiłam coś nie tak?

- Nie. Zadzwoń natychmiast do Chang-Shika i każ mu natychmiast się tutaj pojawić.

- Hm?

- To nie czas na drzemki w łazience!

Jung Gee-Su podniósł głos. Pracownica wzdrygnęła się i spytała po chwili wahania:

- Szefie co się dzieje?

- Ten błąd nie jest po prostu błędem. On oznacza „Wynik poza skalą”!

- Czy to nie jest w takim razie po prostu błąd pomiaru?

Czy wszyscy nowo zatrudnieni byli takimi kretynami jak dziewczyna koło niego?! Jung Gee-Su przeniósł wzrok z kobiety na osobę mierzoną.

Sung Jin-Woo.

Człowiek, którego wynikami zainteresował się Mistrza Gildii Białego Tygrysa!

Czyli teraz to nie Beak Yoon-Ho wychodzi na idiotę a on?

Jung Gee-Su nie spuszczał wzroku z Sung Jin-Woo jednocześnie rozmawiając z pracowniczką.

- To oznacza że urządzenie nie jest w stanie zmierzyć jego mocy magicznej bo jest zbyt duża! Jak myślisz do cholery, na co innego może wskazywać „Wynik poza skalą”?!

- Co? W takim razie...

Powiedziała, że pracowała tu przez sześć miesięcy? No tak, ostatni taki incydent miał miejsce pieprzone dwa lata temu. To oczywiste że nowa pracowniczka nie rozumiałaby do końca co to oznacza.

- Ten człowiek to dziesiąty koreański łowca S.

Ranga S.

Ze względu na jego powszechne użycie do oznaczania rankingów niektórych osób, często mylona jest z oficjalnym poziomem mocy. W rzeczywistości ranga S została przyznana ludziom, których mocy nie dało się zmierzyć granicami ludzkiej techniki pomiarowej.

Z tego względu łowcy rangi S byli bardzo różni i przepaści między ich umiejętnościami i mocami mogły być równie ogromne co między rangami E i A. Byli łowcy rangi S który ledwie tylko przekraczali tych z rangą A będąc zaledwie nieznacznie silniejszymi, ale byli też tacy której siły bały się ogromne światowe mocarstwa.

Podczas całej wymiany zdań Jin-Woo pocierał wielką kulę przed sobą zastanawiając się jaki to właściwie jest stop metalu podczas gdy dwoje pracowników przed nim prawie dostawało zawału.

***

- Woo Jin-Chul mam pytanie w sprawie Hwang Dong-Su z gildii Scavenger. To prawda że nie ma nic wspólnego z tym incydentem z czerwoną bramą?

„Żołnierz Doskonały”, Choi Jong-In - słowa tego człowieka mogą poruszyć najpotężniejszą grupę łowców w kraju. Stał sobie jak gdyby nigdy nic przed budynkiem paląc papierosa będąc odpowiednim obrazem beztroskiego młodego człowieka, który miał w życiu wszystko.

- To prawda. W żaden sposób nie pomógł gildii Białego Tygrysa. Byłem na miejscu więc mogę to zapewnić.

- Więc musisz wiedzieć, kto to zrobił?

- Nie byłem do samego końca więc nie znam szczegółów. Jednak gdybym miał kogoś podejrzewać...

Woo Jin-Chul nie zamierzał wyjawiać personaliów łowcy Sunga. Nie temu konkretnego łowcy który gotów był polować na każdego potencjalnego silnego łowcę jak rekin na swoją ofiarę.

To było oczywiste że za całym tym szczęśliwym zakończeniem rajdu za czerwoną bramą stał Sung Jin-Woo.

Gdyby wcześniej nie wiedział już że Sung Jin-Woo jest łowcą rangi zdecydowanie wyższej niż E to jego zaangażowanie w tą sprawę powinno mu to uzmysłowić.

Żaden łowca rangi E, zwłaszcza tak słaby jak niegdyś Sung Jin-Woo nie miałby żadnego prawa przetrwać czerwonej bramy.

- Z pewnością nie rzucasz swoich słów na wiatr. To się ceni. - Stwierdził po chwili ciszy drugi łowca.

Był bardzo charyzmatycznym i grzecznym człowiekiem pomimo jego przerażającej siły ognia. W porównaniu z nim Jin-Chul nie miał żadnej mocy a jego wysoka ranga A bledła żałośnie.

Mimo tego, mistrz gildii Łowców zaczął zwracać na niego dużo większą uwagę jakoś dwa lata temu gdy Jin-Chul towarzyszył prezesowi na spotkaniu z mistrzami pięciu największych gildii.

Od tamtego momentu z jakiegoś nieznanego mu powodu właściwie wszyscy łowcy rangi S doczepili się do niego jak rzep do psiego ogona.

Mimo tego że Jin-Chul po prostu pod sam koniec spotkania rozmawiał z prezesem przedstawiając plan na najbliższe kolejne tego typu spotkanie.

Nie miał pojęcia co oni sobie wszyscy uroili, ale wolał nie ruszać tego pięciometrowym kijem przez szmatkę jeśli miał być szczery.

- Tak czy siak, bardziej ciekawią mnie te mrówki ze skrzydłami.

- Znaleźliśmy tylko martwe ciało, jednak gdyby udało nam się potwierdzić że są w stanie dostać się na ląd żywe... - Na te możliwość twarz Woo Jin-Chyla pociemniała. - Jestem pewien że gildie zostaną zwołane jeszcze przed tym.

- Rozumiem. Gildia Łowców deklaruje swoje pełne wsparcie. Swoją drogą, coś głośno dziś w budynku B.

Woo Jin-Chul spojrzał w kierunku budynku. Nie słyszał jednak niczego podejrzanego. Jednak Choi Jong-In był Łowcą rangi S. Pięć zmysłów mężczyzny było nieporównywalnych ze zwykłym człowiekiem, nawet zmysły Woo Jin-Chul nie mogły się z nimi równać. Jeśli ten mężczyzna mówił że coś się działo, musiało tak być. Jakieś zamieszanie działo się akurat w momencie gdy Stowarzyszenie odwiedzał tak cenny a jednocześnie irytujący gość.

- Pewnie jakiś nowy łowca robi zamieszanie z powodu swojej rangi. Pójdę to sprawdzić.

- Wiesz co?

Choi Jong-In zgasił papierosa i wsadził go do popielnicy przy której stał.

- Też jestem ciekaw.

Gdy Jin-Chul spojrzał na mężczyznę dostrzegł drapieżny błysk w jego oczach.

Jin-Chul nie mógł odmówić temu człowiekowi, nawet jeśli bardzo chciał. Tak więc obaj ruszyli w stronę budynku.

***

- Nasz aktualny detektor nie jest w stanie zmierzyć pana aktualnej mocy. Potrzebujemy zgody kierownictwa żeby użyć bardziej precyzyjnego urządzenia. Możesz odwiedzić nas ponownie za trzy dni?

Kim Chang-Shik przemawiał zgodnie z jego wyszkoleniem. Minęło tak dużo czasu, odkąd musiał czytać ten skrypt zapamiętany w głowie. Ledwo pamiętał poprawne frazy.

- W porządku.

Odroczona ocena pomiaru. Nie był pewien jak działaby drugi pomiar. Czy gdyby to dokładniejsze urządzenie pomiarowe również nie było w stanie go zmierzyć, oznaczałoby to, że był łowcą rangi S?

Czy może już teraz można było stwierdzić że nim był, ale nie dało się stwierdzić jak silnym?

W każdym razie był prawie pewien że był powyżej rangi A.

Z satysfakcjonującym rezultatem Jin-Woo odetchnął z ulgą.

Jednak gdy odwrócił się do wyjścia...

Każda para oczu w budynku była skupiona na nim.

- Czy on właśnie powiedział „pomiar niemożliwy”?!

- Czy to oznacza że ten gość ma rangę S?!

- Nigdy nie sądziłem że spotkam takiego łowcę.

Przedstawiciele małych Gildii przełknęli ślinę, gdy Jin-Woo odwrócił się do wyjścia. Jednak żaden z nich nie miał odwagi się do niego zbliżyć.

Gdyby pojawił się łowca rangi C, między reprezentantami doszłoby do zaciętej rywalizacji, aby spróbować zrekrutować łowce. Wielu z nich ustawiało się w kolejce tylko po to, by wypowiedzieć słowo lub dwa.

A jeśli pojawiłby się łowca rangi B? Przedstawiciele praktycznie walczyliby ze sobą, aby zaoferować łowcy wszelkiego rodzaju oferty, korzyści i warunki. Dla obserwatora z zewnątrz wyglądałoby to jak wojna. Co jakiś czas zdobywano łowców rangi B, którzy chcieli być głową węża zamiast ogona smoka.

 

Jednak łowcy rangi A to inna historia. Byli jednostkami, które mogły znaleźć dom w dużych gildiach i zignorować małe i średnie gildie. Oczywiście byliby naturalnie umieszczeni w głównej grupie rajdowej każdej dużej gildii, do której chcieliby wejść, i poprzez swoją pracę, oczyściliby podziemia wysokiego poziomu i zarobili niewyobrażalną ilość pieniędzy. To nie wszystko. Gdyby chcieli, łowcy rangi A mogliby z łatwością stworzyć własne Gildie i zostać Mistrzem Gildii. Nie mieli więc powodów, by dawać szansę małym i średnim gildią.

Następnie...

Magiczna moc, której nie można zmierzyć, oznaczała łowcę rangi S

W Korei było tylko dziewięciu takich łowców. Z czego jeden był martwy drugi uciekł zostawiając ich dla Stanów Zjednoczonych.

A teraz on najwyraźniej był dziesiątym koreańskim łowcom S.

Nie był celem małych i średnich gildii, które mogłyby w ogóle pomyśleć o rekrutacji.

Jedyne co mogli zrobić to spoglądać na niego z zazdrością. Był cennym skarbem, poza ich zasięgiem.

Jednakże niektórzy sprytniejsi skauci wpadli na podły pomysł. Co by się stało, gdyby zgłosili informację o przebudzonej istocie rangi S do dużej gildii za odpowiednią opłatą? Opłaty kontraktowe łowców rangi S przekroczyły co najmniej kilkadziesiąt miliardów. Gdyby mogli otrzymać tylko 1% tej opłaty jako wynagrodzenie za informację, mogliby spokojnie przejść na emeryturę. A jeśli mieli szczęście, mogliby nawet działać jako osobisty menedżer tego człowieka. Czy jakiś osobisty menedżer Łowcy rangi S nie otrzymał Porsche jako prezentu urodzinowego?

W tym krótkim czasie wielu skautów stało się niespokojnych. Porażka skutkowałaby chwilą upokorzenia, a sukces odmieniłby ich życie. Skauci spojrzeli po sobie i powoli zaczęli wykonywać swoje ruchy. Nagle jednak ktoś wskazał na wejście do budynku,

- He?! Tam...

Wszyscy odwrócili się w stronę, na którą wskazywał jeden z mężczyzn. Oczy skautów otworzyły się szeroko.

- Jasna cholera!

Każda osoba rozpoznała modnie ubranego mężczyznę wchodzącego do budynku B.

- Niemożliwe!

- Mistrz gildii Łowców!

- Dlaczego Choi Jong-In jest tutaj?!

Choi Jong-In zignorował ich wszystkich i podszedł do Jin-Woo.

- Nie mógł przybyć po otrzymaniu wiadomości. Jest za wcześnie!

– Czy ten człowiek miał już kontrakt z Gildią Łowców?

– Czy Gildia Łowców już wiedziała?

Rozczarowani skauci obserwowali z niecierpliwością spotkanie między najsilnijeszym mistrzem gildii w Korei Południowej a nowym łowca rangi S.

Jin-Woo nie był zbyt zainteresowany przybyciem Choi Jong-Ina, jego wzrok od razy powędrował do stojącego koło łowcy inspektora Woo.

Cieszył się z przybycia „Żołnierza Doskonałego” tylko dlatego że odwrócił on uwagę od Jin-Woo.

Był zdezorientowany, co zrobić, kiedy cała uwaga była skupiona na nim.

Woo Jin-Chul mrugnął zaskoczony. Domyślał się że łowca Sung jest silny, ale nie pozwalał sobie na próżną nadzieję że będzie miał rangę S.

A tymczasem okazało się to prawdą.

- Witam Inspektorze Woo. Tym razem nie zrobiłem żadnego bałaganu. - Jin-Woo uśmiechnął się lekko do mężczyzny.

- Zakładam że tygodniowe wakacje zmniejszyły... twoją nadpobudliwość. - Stwierdził po chwili zaskoczonej ciszy Jin-Chul. - Ilość zgonów drastycznie zmalała.

Słysząc ten suchy ton głosu łowca nie mógł się powstrzymać i zaśmiał się głośno i serdecznie.

Naprawdę niewiele trzeba było a już tracił głowę przy tym mężczyźnie.

Jak można było być naturalnie tak magnetyzującym?

Jin-Woo nie był zaskoczony że inspektor wiedział o jego nieobecności, cieszył się jednak że nie naciskał go w tej sprawię.

Mężczyzna zdecydowanie wiedział gdzie nie należy zaglądać.

- Obawiam się że teraz nie będę sprawiał wcale mniej kłopotów. - Stwierdził z przepraszającą nutą w głosie Jin-Woo.

- Czy ja wiem? Po prostu będą łatwiej dostrzegalne.

Choi Jong-In zamrugał głupio patrząc raz na Jin-Chula koło siebie a raz na łowce naprzeciw siebie zastanawiając się co tutaj u diabła się działo.

I czy on właśnie, był tak po prostu ignorowany?

- Przepraszam. - Wtrącił się w końcu Choi Jong-In. - Nazywam się Choi Jong-In Reprezentuję gildie Łowców. Przepraszam że tak naglę. Ale czy myślałeś już o gildii do której chcesz dołączyć? Jeśli nie chciałbym zająć chwilę twojego czasu żeby móc o tym porozmawiać.

Jin-Woo zatrzymał się i odwrócił,

Powiedział inspektorowi, że chce przyjść i zobaczyć, o co to zamieszanie, ale tak naprawdę Choi Jong-In doskonale wiedział, co się tutaj wydarzyło.

Byli tak głośno mówiąc o „pomiarze niemożliwym”, że jak mógł tego nie słyszeć?

Dzięki temu uzyskał świetną zdobycz. Mężczyzna przed nim był łowcą rangi S! Gdyby Choi Jong-In mógł sprowadzić tego człowieka do Gildii Łowców, jego Gildia miałaby trzech Łowców rangi S. Wtedy żadna gidia w Korei nie mogłaby już ich dogonić ani im zagrozić.

Nie było sensu używać detektora.

Po prostu spotykając oczy Jin-Woo, Choi Jong-In mógł poczuć moc drugiego mężczyzny. Bez wątpienia był na tyle silny by mieć rangę S.

- Nie mam teraz wiele czasu. Przepraszam.

I po tych słowach Jin-Woo tak po prostu go minął.

Wszystko wydarzyło się tak szybko że Choi Jong-In był tak zszokowany, że nie mógł nawet powstrzymać Jin-Woo. Pracownicy Stowarzyszenia i skauci zorientowali się, co się stało i pogrążyli się w chaosie.

- Co?

- Czy Choi Jong-In został właśnie zbyty?

- Tak po prostu go zignorował?!

Tymczasem Jin-Woo podszedł bliżej kiwając mu grzecznie głową.

- Miło było pana znów zobaczyć inspektorze Woo.

- Ciebie też łowco Sung.

I jak gdyby nigdy nic opuścił budynek.

Wnętrze budynku stało się głośne od gwaru. Choi Jong-In starał się zachować spokój odwracając się za siebie patrząc na zamknięte drzwi.

- Woo Jin-Chul, czy ja się zapomniałem przedstawić?

Inspektor odpowiedział z kamienną miną.

- Nie. Słyszałem jak przedstawiasz się łowco Choi. Łowca Sung na pewno też to usłyszał.

- Tak... A skąd ty go znasz?

- Z trzech różnych incydentów. - Stwierdził zagadkowo Woo Jin-Chul.

- Rozumiem. - Choi Jong-In uśmiechnął się z niedowierzaniem. - Tak po prostu zniknął. Zapewne jest idealnym skrytobójcą.

Jedyną osobą pośród pięciu największych gildii która wiedziała, był on. Nie musiał martwić się tym pierwszym niepowodzeniem.

Ponowny test miał nastąpić za trzy dni. Miał czas do oficjalnego ogłoszenia.

Musiał jakoś zaplanować kolejne spotkanie...

Podczas kontemplacji Choi Jong-In zdał sobie sprawę że ktoś biegnie w stronę budynku.

To była znajoma twarz. Kiedy mężczyzna otworzył szklane drzwi i wpadł do budynku zdyszany, Choi Jong-In powitał go z szokiem,

– Mistrzu Gildii Baek, dlaczego ty…?

Baek Yoon-Ho również zobaczył Choi Jong-Ina i otworzył szeroko oczy ze zdziwienia, a widząc ich obu w jednym pomieszczeniu Woo Jin-Chul pragnął po prostu stąd zniknąć i zostawić ten bałagan komuś innemu.

– Mistrzu Gildii Choi?

Choi Jong-In szybko odczytał wyraz twarzy Baek Yoon-Ho, za dobrze go znał żeby nie umieć go czytać.

To twarz człowieka który został przyłapany na gorącym uczynku.

Nie mogło być tak, że mężczyzna przybył tutaj po otrzymaniu wiadomości. Czas się nie zgadzał.

Biurko Yoon-Ho jest zbyt daleko od Stowarzyszenia.

To znaczy… Baek Yoon-Ho od początku wiedział, co się tutaj dzieje.

Czy był świadom istnienia tego człowieka?

Nie, gdyby tak było, Baek Yoon-Ho nie pozwoliłby mu po prostu na powtórzenie takiego testu.

Gdybym wiedział o jego istnieniu, zawarłbym umowę, zanim pozwoliłbym mu na powtórny test.

W tym momencie rozrzucone kawałki układanki zaczęły układać się w głowie Choi Jong-Ina.

Gildia Białego Tygrysa. Incydent podczas szkolenia nowych rekrutów. Czerwona Brama. Nieznany pomocnik.

I nowy łowca rangi S.

Wygląda na to, że Biały Tygrys otrzymał pomoc od kogoś, kogo nie chcą ujawnić.

Spekulacje były różne.

„Nowy rekrut, który nie otrzymał jeszcze nawet rangi? Albo przestępcą, który nie mógł ujawnić swojej tożsamości?

Te strzały były chybione.

Na znak tego, jak ciężko tu biegał, Baek Yoon-Ho dyszał ciężko. Choi Jong-In zdał sobie sprawę, że to nie Baek Yoon-Ho zostawił tego mężczyznę samego, Baek Yoon-Ho nie mógł powstrzymać mężczyzny przed wykonaniem ponownego testu. Choi Jongi-In zwrócił się do Baek Yoon-Ho z uśmiechem,

- Nie złapałeś go. Właśnie wyszedł. - Stwierdził grzecznie Choi Jong-In następnie przeszedł koło drugiego łowcy opuszczając budynek.

Ze wszystkich dni, kiedy mistrz Gildii Łowców mógł tu być...

- Szlak by to!

***

- Przepraszam że przeszkadzam. - Woo Jin-Chul wszedł pośpiesznie do gabinetu przewodniczącego.

- Nie przejmuj się. - Go Gun-Hee siedzący za biurkiem obdarzył Jin-Chula szerokim dumnym uśmiechem. - Miałeś rację chcąc po cichu obserwować łowcę Sung Jin-Woo. 

- Nie daje nam to żadnej przewagi nad dużymi gildiami proszę pana. - Stwierdził ponuro Jin-Chul.

- Sądzę że się mylisz. Łowca Sung zna już ciebie. Pozwoliłem sobie podejrzeć zapis z kamer i Sung Jin-Woo wydawał się pełen szacunku i uprzejmości jeśli chodzi o ciebie. Zignorował łowcę Choi Jong-Ina, ale nie ciebie. Nawet jeśli nie uda nam się go pozyskać to z dużym prawdopodobieństwem mogę powiedzieć że od początku będziemy mogli utrzymywać z nim dobre relację.

- Kiedy się z nim skontaktujemy proszę pana? - Spytał z ciekawością Jin-Chul.

- Mówiąc szczerze, chciałbym już go poznać. Masz pomysł gdzie mógł się udać?

- Właściwie, tak. Mam jedną sugestię.

***

Godziny odwiedzin pacjentów w szpitalu Ilshin w Seulu trwały do godziny 20:00  

Jin-Woo udał się do sali szpitalnej, gdzie leżała jego matka. Ponieważ się pospieszył, zdążył dotrzeć na czas.

Mógł posiedzieć przy niej jeszcze niecałe pół godziny. Lepsze to niż nic.

Kobieta jak zwykle leżała na łóżku wyglądając jakby po prostu spała, co nie było do końca błędną obserwacją.

Wyglądała jakby mogła obudzić się w każdej chwili.

Tylko że nie mogła. To był ten problem.

Wieczny Sen był chorobą która pojawiła się wraz z bramami.

Podobno w tym szpitalu jest co najmniej dziesięciu innych pacjentów z tym stanie. Choroba na szczęście była rzadka, niemniej jednak nieuleczalna.

Gdy dowiedział się że jego matka zapadła na tę chorobę przeszukał internet starając się znaleźć wszystko na temat tej choroby.

Z 51 milionów ludzi w Korei na te chorobę cztery lata temu zapadło około 0,4% populacji.

Pierwszym jednak co znalazł o tej chorobie, nie były statystyki a liczne twarde fakty że tego nijak nie da się wyleczyć, nie da się obudzić osoby która zapadła w wieczny sen ani nie da się tego zahamować.

Jin-Woo delikatnie trzymał matkę za rękę.

Na szczęście urządzenia podtrzymujące życie zasilane magicznymi rdzeniami chroniły jej ciało przed rozpadnięciem, nawet po latach nieprzytomności. Jednak magiczne rdzenie były drogie. Miesięczny koszt magicznych rdzeni używanych do obsługi maszyny przekraczał pięć milionów won (16 581 PLN). Bez wsparcia ze strony Stowarzyszenia nie byłby w stanie nigdy tego opłacić. Nie, mając 20 lat i brak cholernie solidnego wykształcenia. Dzięki pracy jako Łowca w ramach Stowarzyszenia, Jin-Woo nadal był w stanie tak trzymać matkę za rękę.

Ale teraz było inaczej.

Zyskał środki dzięki którym mógłby ją potencjalnie wyleczyć.

Święta Woda Życia była pierwszą i jedyną szansą jaką otrzymał przez te cztery lata.

Lekarstwo podarowane przez System.

Zmartwienie czy to zadziała, czy nie, było na przyszłość. W tej chwili priorytetem było stworzenie tego.

Matka, która trzymała rodzinę razem ze swoim słabym ciałem po zniknięciu ojca. Wkrótce znów będą mogli zobaczyć swoją matkę w całości. Wtedy już nie będzie musiała się o nic martwić.

On teraz wszystko rodzinie zapewni.

Bezpieczeństwo, pieniądze, stabilność.

Nie wiedział jak długo przebywał u boku matki. Jakiś czas później Jin-Woo w końcu wstał. Po długiej wizycie Jin-Woo cicho opuścił pokój i zamknął drzwi domyślając się że jest już zapewne dawno po godzinach odwiedzin. Kiedy się odwrócił, wpadł na znajomą twarz.

- Nie miałem do tej pory okazji zapytać. Tamtego dnia... to ty pokonałeś tę statuę i uratowałeś wszystkich ocalałych?

Głęboki głos i bystre oczy ciemne oczy tym razem zakryte ciemnymi okularami.

W korytarzu stał szef Departamentu Monitowania Łowców Woo Jin-Chul.

Pierwszą myślą jaka pojawiła się w głowie Jin-Woo dotyczyła tych cholernych okularów w których wyglądał tak niesprawiedliwie dobrze i pytania czemu u diabła nosił je stojąc w ciemnym szpitalnym korytarzu?

Gdyby jakiś lekarz albo pielęgniarka się na niego natknęli stojącego w taki sposób prawdopodobnie dostaliby zawału.

Z jakiegoś powodu ta straszna myśl była absurdalnie zabawna.

- Mówiłem już, to nie byłem ja. Nie pamiętam co się stało. - Stwierdził szczerze. - Skąd pan wiedział że tutaj jestem?

– Teoretyzowałem, dokąd mogłeś się udać. Kiedy skontaktowałem się ze szpitalem, powiedzieli mi, że tu jesteś.

Mieli wgląd w to gdzie była jego matka bo opłacali jej rachunki. Pytanie Jin-Woo było dość naiwne jak zdał sobie sprawę.

Być może pierwsze miejsce, w którym by go szukali, było właśnie tutaj. To była szybka robota godna tego wydziału i tego konkretnego człowieka. Jin-Woo uśmiechnął się szeroko i przemówił:

- Jest pan tutaj żeby tak po prostu znów spytać o tamten dzień?

Woo Jin-Chul potrząsnął głową,

- Jest tutaj ktoś kto chciałby się z tobą spotkać. Możesz poświęcić mu chwilę swojego czasu? To oczywiście nie jest rozkaz. - Dodał agent. - To prośba.

Woo Jin-Chul zdjął okulary przeciwsłoneczne i skłonił górną część ciała pod kątem prawie 90 stopni.

Pomyśleć, że groźnie wyglądający Woo Jin-Chul okazałby mu taki szacunek.

Cóż jako że już pogodził się że ma dziwną słabość do tego konkretnego człowieka wiedział że nie odmówiłby mu tak niegroźnej prośby. No chyba że naprawdę byłaby bezczelnym rozkazem.

Ale wiedział już że ten człowiek nie rozkazywał, a przynajmniej nie w otwarty, wrogi i bezczelny sposób.

Był na to zbyt uprzejmy.

- Kim jest osoba która chcę się ze mnę spotkać?

Woo Jin-Chul podniósł głowę.

- Prezes Stowarzyszenia Łowców Go Gun-Hee.

Woo Jin-Chul wskazał róg na końcu korytarza.

- Och? - Jin-Woo spojrzał zmieszany na Jin-Chula.

- Jeszcze nie zdążyłem się wpakować w żadne kłopoty. - Stwierdził nadąsany i nieco urażony Jin-Woo.

Czy dobrze to usłyszał? A może jego słuch nagle magicznie szlak trafił? Najważniejszy i według niektórych najsilniejszy Łowca Korei Południowej przybył aż do szpitala, żeby się z nim spotkać?

Z nim?

Jedynym logicznym wyjaśnieniem byłoby gdyby Jin-Woo podpadł Stowarzyszeniu, ale nie zdążył jeszcze nawet tego zrobić!

- Nie o to chodzi. - Stwierdził grzecznie Jin-Chul. - Pan prezes chciał po prostu porozmawiać.

Woo Jin-Chul czekał na odpowiedź Jin-Woo z poważnym spojrzeniem. Mężczyzna najwyraźniej nie żartował.

Albo...

Czy to było możliwe że chcieli wprowadzić go do Stowarzyszenia?

Ale Stowarzyszenie było organizacją non-profit. Nie wykorzystaliby szefa Departamentu Monitorowania Łowców tylko po to, żeby przyjechać i zdobyć takiego samotnego Łowcę, to byłoby głupie, a Jin-Woo nie był aż tak arogancki żeby sądzić że nagle stał się pępkiem świata. Co więcej, wciąż czekał na wyniki jego ponownego testu. Im dłużej o tym myślał, działania prezesa stowarzyszenia nie miały sensu.

- Dobrze.

Jin-Woo postanowił się podporządkować. Poważny wyraz twarzy inspektora nieco złagodniał gdy wskazał drogą obierając prowadzenie bez słowa.

Nadal zdumiony, Jin-Woo podążył za Woo Jin-Chulem. Za rogiem na jednym z krzeseł używanych przez ludzi czekających w szpitalu siedział starszy mężczyzna.

Na jego widok Jin-Woo przełknął ślinę.

Widząc nadchodzącego Jin-Woo, Go Gun-Hee wstał ze swojego miejsca.

- Łowco Sung Jin-Woo. Miło mi cię poznać, jestem prezes Go Gun-Hee.

Ciało starszego mężczyzny nie wyglądało, jakby należało do kogoś po 80. roku życia. Przypominał emerytowanego zapaśnika lub żołnierza jednostek specjalnych. Ramiona miał szerokie, dobrze skrojony garnituru nie był w stanie ukryć faktu że mężczyzna zapewne był umięśniony, miał też około kilka centymetrów powyżej metra dziewięćdziesięciu.

Jednak ze strony mężczyzny nie było przytłaczającej presji pomimo tego że Jin-Woo na pierwszy rzut oka był w stanie oszacować jego dużą siłę magiczną.

Mówiąc szczerze nie tego się spodziewał.

Jin-Woo sądził, że pojawienie się mężczyzny i jego miejsce w społeczeństwie wyzwoli poczucie presji i zdenerwowania. Zamiast tego stojący obok niego inspektor Woo wyglądał w jego oczach znacznie bardziej przerażająco.

Mężczyźni uścisnęli sobie ręce i wtedy Jin-Woo dostrzegł też że poznaczona niewielkimi bliznami dłoń mężczyzny była dużo większa niż jego samego.

 Go Gun-Hee wskazał na krzesło po drugiej stronie tego, na którym jeszcze chwilę temu siedział.

- Proszę usiądź. Chciałbym pogratulować ci zdobycia rangi S.

Po tym, jak Jin-Woo usiadł, Go Gun-Hee poszedł w jego ślady. Pierwszą rzeczą, która przykuła wzrok Jin-Woo, była złota odznaka przypięta do garnituru Go Gun-Hee. Członek Zgromadzenia Narodowego i prezes Stowarzyszenia Łowców,

Go Gun-Hee nie był człowiekiem, którego każdy mógł spotkać od tak. Wliczając polityków, a nawet zagranicznych dygnitarzy, lista oczekujących na możliwość spotkania się z nim była niesamowicie długa. A to jeszcze bardziej rozbudziło ciekawość Jin-Woo. Dlaczego człowiek taki jak Go Gun-Hee szukał go w takim pośpiechu?

Jednak z powodu nagłych gratulacji Jin-Woo był nieźle zdezorientowany.

- Wciąż czeka mnie ponowny test. - Zauważył niepewnie Jin-Woo.

Go Gun-Hee potrząsnął głową,

- Mówiąc między nami jest on bez znaczenia.

Kiedy Jin-Woo patrzył na niego pełen niedowierzania, lekko rozbawiony prezes kontynuował.

- Ten detektor jest tylko po to by posegregować wyniki. Nie jest w stanie zmierzyć dokładniej mocy.

- Więc po co...?

- Po co jest ten test?

Jeśli wyniki miałyby być takie same, dlaczego Stowarzyszenie miałoby komplikować sprawę fałszywym ponownym pomiarem, jakby nie patrząc dorabiając sobie tym samym niepotrzebnej roboty?

- By kupić nam trochę czasu. - Stwierdził wyraźnie zadowolony z siebie Go Gun-Hee, nadal będąc jednak dobrodusznie rozbawionym.

Jin-Woo westchnął lekko czując nadchodzący ból głowy.

- Kupić trochę czasu, proszę pana?

Na jego pytanie Go Gun-Hee kontynuował trochę zawstydzony.

- Kupić czas byśmy mogli spotkać się z łowca rangi S zanim zrobią to inni.

Och.

Jin-Woo zrozumiał, co miał na myśli prezes stowarzyszenia.

- Jak zapewne wiesz w Stowarzyszeniu nie znajduje się zbyt wielu utalentowanych łowców na poziomie Woo Jin-Chula. Kto chciałby do nas dołączyć gdy gildie oferują sławę i pieniądze?

Jin-Woo skinął głową. Dla wielu ludzi, a właściwie zapewne nawet 90% z nich ten wybór był bardzo łatwy.

Pieniądze, sława, szacunek, wygodne życie. Stowarzyszenie tego nie oferowało.

Pensje Łowców Stowarzyszenia nie były małe, ktoś taki jak Woo Jin-Chul na pewno nie mógł narzekać na problemy z opłaceniem rachunków i kupieniem jedzenia, ale raczej nie mógł sobie pozwolić na najnowsze porsche czy inny głupio drogi wydatek. Tak więc w porównaniu z kwotami oferowanymi przez duże Gildie wyglądałoby to na marne grosze.

- Ludzie są w stanie wymienić imiona wszystkich kluczowych łowców z każdej gildii w kraju. Ale niewielu zna Woo Jin-Chula nawet pomimo jego dużej siły.

Na wzmiankę o głównych członkach dużych gildii, Jin-Woo pomyślał o Kim-Chulu. Dzięki swojej wysokiej statystyce zmysłu Jin-Woo był w stanie zaświadczyć z całkowitą pewnością że Kim-Chul był o poziom niżej niż Woo Jin-Chul.

Oboje mieli rangę A ale ich siła bardzo się od siebie różniła.

Jin-Woo odwrócił głowę, by spojrzeć na głównego inspektora który stał przy oknie twarzą do boku prezesa na tyle daleko aby nie ingerować swoją obecnością w rozmowę, ale na tyle blisko aby chronić prezesa, nawet jeśli on sam był znacznie silniejszy niż Jin-Chul. Jakby zawstydzony komplementami prezesa stowarzyszenia i spojrzeniem Jin-Woo, mężczyzna stał z opuszczoną głową, jego okulary znów były na miejscu pomimo fakt że byli w pieprzonym zaciemnionym korytarzu, a na policzkach Jin-Woo dostrzegł niewielki rumieniec zawstydzenia który wcale nie był cholernie uroczy.

Wcale i nawet na torturach nie wyciągną od niego innej odpowiedzi na to pytanie.

Gdyby Kim-Chul rzeczywiście dożył pracy jako Łowca w gildii Białego Tygrysa, zarobiłby przynajmniej kilkanaście razy więcej więcej niż Woo Jin-Chul. Nie wspominając o tym że byłby nieporównywalnie bardziej znany. Taka była różnica między Łowcami Stowarzyszeń a Łowcami Gildii.

- Dlatego stworzyliśmy dla siebie taki fortel by móc spotkać się z utalentowanymi łowcami przed wszystkimi innymi.

Kiedy teraz o tym myślał takie działanie miało naprawdę dużo sensu.

Gdy wyniki zostaną oficjalnie ogłoszone, wywołają fale w całym kraju. Stowarzyszenie miałoby trudności ze spotkaniem się z nim twarzą w twarz, kiedy to się wydarzy. Ten podstęp był naprawdę przekonujący

- Pozwól że przejdę od razu do rzeczy.

Nagle z twarzy prezesa stowarzyszenia zniknął uśmiech.

- Nie jesteśmy korporacją, więc nie możemy zaoferować ci potężnych pieniędzy. Jedna... Możemy pomóc ci podążać inną ścieżką.

Go Gun-Hee włożył rękę do kieszeni garnituru i wyjął coś co trzymał przez chwilą w zaciśniętej pięści.

- Co ma pan na myśli? - Spytał cicho Jin-Woo.

- Możemy pomóc ci rozkwitnąć na zupełnie nowej ścieżce.

Zaciśnięta pięść otworzyła się. Złota odznaka Zgromadzenia Narodowego błyszczała w dłoni Go Gun-Hee.

Widząc tę odznakę serce Jin-Woo zabiło mocniej, chodź on sam nie wiedział dlaczego.

- Obecnie tym krajem nie rządzi rząd, a raczej łowcy, którzy chronią obywateli przed potworami. A jedyną instytucją która pilnuje łowców jest Stowarzyszenie. Pragniemy byś stanął z nami ramię w ramię.

Oferowali mu pracę. To było bardzo jasne. Ale nadal nie rozumiał jednej rzeczy.

- Ale dlaczego ja?

– Znasz pięć najlepszych gildii Korei prawda?

Jin-Woo skinął głową nieco zaskoczony pytaniem.

Łowcy. Sławy. Biały Tygrys. Żniwiarze. Rycerze.

- Obecnie ciężko jest nam utrzymać balans między tymi pięcioma hegemonami. Gdybyś dołączył do którejkolwiek z nich balans byłby zniszczony. Nasz starty system – prawo, rząd, wojsko – jest zbyt słaby, by utrzymać łowców pod kontrolą. Dlatego Stowarzyszenie jest potrzebne.

Jin-Woo myślał o czymś podobnym w przeszłości. Magiczne bestie nie były jedynymi potworami. Łowcy byli tak samo niebezpieczni, o ile nie bardziej.

- Jaka jest twoja decyzja?

Podczas zadawania tego pytania twarz mężczyzny przed nim była bardzo poważna a w oczach błyszczało coś co można było określić jako determinację.

Dopóki Sung Jin-Woo powiedział tutaj „tak”, prezes stowarzyszenia nie miał żadnych skrupułów, by wspierać go wszystkim, co miał.

Tak wielką wartość mieli łowcy rangi S. Zwłaszcza teraz dla Stowarzyszenia które z miesiąca na miesiąc coraz bardziej traciło na znaczeniu.

Gun-Hee złożył podobną ofertę Cha Hae-In dwa lata temu, ale teraz miał na myśli znacznie więcej niż wtedy. Wtedy sytuacja Stowarzyszenia była dużo lepsza.

Jednak dołączenie Che Hea-In do Gildii Łowców zamiast do Stowarzyszenia, utwierdziła opinie publiczną w słuszności systemu gildii i umocniła ideę, że Stowarzyszenie Łowców było tylko kolejną agencją rządową zajmującą się jedynie mało ważną biurokracją w sprawie katalogowania bram.

Puszczenie ze swoich rąk kolejnego łowcy rangi S nie było luksusem który miałby obecnie. Cha Hae-In uczyniła Łowców tylko o krok przed resztą gildii, a Jin-Woo był prawdopodobnie tak potężny jak ona, sądząc po incydentach w jakich brał udział. W Korei nie było tak wielu łowców rangi S, a jego obecność w organizacji Go Gun-Hee, przywróciłaby Stowarzyszeniu Łowców krajową legislację, której tak rozpaczliwie potrzebowali.

Jin-Woo uznał że to nie była zła oferta. Z poparciem Go Gun-Hee nawet zwykły człowiek mógłby szybko dostać się na wyższe szczeble rządu. Przecież nie było miejsca, do którego wpływy prezesa stowarzyszenia nie sięgały. A gdyby człowiek pod skrzydłami Go Gun-Hee był łowcą rangi S?

Mając takie sprzymierzeńca nikt nie mógłby tknąć jego rodziny nie tylko w sensie fizycznym ale i prawnym.

Jin-Woo wyobraził sobie, że ma na sobie czysty garnitur i stoi schludnie obok Go Gun-Hee w Zgromadzeniu Narodowym. Jego serce na te myśl zabiło nieco mocniej.

To nie była okazja która pojawiała się codziennie.

Droga oferowana przez Go Gun-Hee nie była ścieżką, którą każdy mógł podążać.

Ale jeśli wstąpi do Stowarzyszenia nie będzie już mógł walczyć.

Łowcy w Stowarzyszeniu nie chodzili na rajdy. Ich główną rolą była walka z innymi Łowcami i utrzymywanie porządku a nie zabijanie potworów w podziemiach. Nawet jeśli od czasu do czasu dołączyli do rajdów stowarzyszenia, było to stosunkowo rzadkie.

Dodatkowo rajdy Stowarzyszenia są ograniczone do podziemia kategorii D i E, na które Gildie nigdy nie patrzą.

To czego Jin-Woo nie wiedział to plany prezesa odnośnie jego osoby.

Planował umieścić młodzieńca u swojego boku i nauczyć go wielu rzeczy, a gdyby mężczyzna wykazywał potencjał, uczyniłby go spadkobiercą swojej pracy. Siła, która mogła podtrzymać Stowarzyszenie po jego śmierci. To właśnie miał na myśli przez „inną ścieżkę”. Go Gun-Hee był gotów oddać wszystko młodemu człowiekowi.

- Chciałbym dołączyć do Stowarzyszenia, ale... - Jin-Woo zawahał się podczas gdy Go Gun-Hee zaczynał mieć wrażenie że traci tego młodego człowieka.

- Możesz poprosić mnie o co tylko chcesz w zamian. Nie mówię że będę w stanie zapewnić ci to, ale na pewno spróbuję. - Przyznał ostrożnie Go Gun-Hee.

Kiedy jego moc przebudziła się, Go Gun-Hee był już zbyt stary, by w pełni wykorzystać swoją moc. Więc zamiast walczyć z potworami, mężczyzna szukał innego sposobu na pomoc światu. Sprzedał swoją prywatną firmę, aby zdobyć fundusze na utworzenie Stowarzyszenia, zebrał Łowców i wykorzystał swoje wpływy, aby wstąpić do Zgromadzenia Narodowego, aby stworzyć prawa dla Łowców. Jednak bez względu na to, jak ciężko pracował, cały czas miał wrażenie że robi zbyt mało. Że Stowarzyszenie jest zbyt słabe.

Tak więc teraz był gotów zrobić wszystko aby przekonać do siebie Sung Jin-Woo.

- Chce walczyć. Moje miejsce jest w podziemiu. Sądzę... Sądzę że mogę przydać się Stowarzyszeniu chociaż trochę, ale moje miejsce nie jest za biurkiem.

Jin-Woo cicho nakazał aby kilka jego cieni wyszło z ciemności i stanęło przy nim. Na to działanie Go Gun-Hee wyprostował się głośnie wciągając powietrze a inspektor Woo napiął się koło niego gotów do ataku w razie potrzeby. Przyzwania jednak stały spokojnie nie wykazując żadnej agresji.

- Oni nie są stworzeni do biurokracji prezesie. Mogę stworzyć na razie około pięćdziesięciu przyzwań. - Jin-Woo gestem nakazał aby Żelazny i Igris podeszli i uklęknęli przed nim. - Zapewne zna pan moje akta. Moja matka cierpi na Wieczny Sen a młodsza siostra chodzi do liceum i ma wielkie marzenia. Nie chcę sławy, a dopóki mogę płacić za czynsz, jedzenie i szpital, nie potrzebuję też pieniędzy. Jedyne czego chce to walczyć. Jeśli Stowarzyszenie mi to da... Ja dam siebie Stowarzyszeniu. Nie chce siedzieć za biurkiem bo a) jestem okropny w papierach i b) nieumyślnie rozniósłbym całe Stowarzyszenie gdyby musiał siedzieć w jednym miejscu kilka godzin.

Zimny pot oblał plecy Go Gun-Hee, gdy patrzył na ciemne nieludzkie istoty wokół. Widział nawet jednego niedźwiedzia z tyłu. Z ciał tych dziwnych istot unosił się czarny dym a ich spokojne ciche zachowanie sprawiało że włosy na całym jego ciele unosiły mu się z niepokoju.

- Czy mogę zapytać o twoje wezwania? Powiedziałeś... Powiedziałeś że możesz ich stworzyć na razie około 50. Co miałeś na myśli?

- Klękać. - Po tym jednym słowie wszystkie inne wezwania które do tej pory nie klęczały w tej samej chwili padły na jedno kolano a niedźwiedź z tyłu docisnął po prostu nos do posadzki. - Najbliżej mnie są Igris i Żelazny dwaj najsilniejsi. Gdy mówiłem że mogę stworzyć na razie około pięćdziesięciu, miałem na myśli że dopiero tyle odpowiednich ciał udało mi się znaleźć. Niektórzy nazwaliby moją profesję, nekromantą... Ja sam wole o sobie myśleć jako o Władcy Cieni. Gdy czuje że z martwego potwora mogę pozyskać cień, robię to. Nie z każdego jednak jest to możliwe, dlatego powiększanie mojej armii trwa... wolno. Nie oferuje wam tylko siebie, ale również ich i każde przywołanie jakie jeszcze zyskam. Jedyne czego chce to walka.

- Czy... Czy twoje moce przywołań mają ograniczenia? - Spytał bardzo cicho Go Gun-Hee, nie mogąc uwierzyć w to na co właśnie patrzy.

Jin-Woo udał że się nad tym zastanawia.

Musiał uważać na to co mówił, nie chciał prezesa też otwarcie okłamywać, co najwyżej mówić półprawdę.

- Nie sądzę. Dość późno zorientowałem się w ogóle że mogę coś takiego robić. Ale nie wydaje mi się żeby moje przyzwania miały ograniczenia ilościowe. Problemem jest jak mówiłem znalezienie odpowiednich ciał.

- Odpowiednich... Czyli nie muszą to być zabite przez ciebie potwory. - Spytał na wpół przerażony na wpół usatysfakcjonowany prezes. O ile wiedział żaden łowca na świecie nie mógł przyzwać więcej niż maksymalnie dwóch przywołań. A ten młody mężczyzna nie dość że mógł przyzwać ich aż 50 to twierdził jeszcze że jego moc nie ma limitu ilościowego.

To było wręcz niewiarygodne.

Mniejsza o Cha Hea-In czy Choi Jong-Ina, gdyby chłopak mówił prawdę i mógł zgromadzić własną armię stałby się najsilniejszym łowcom w Korei.

- Każda brama musi przejść przez Departament Ewaluacji przed wystawieniem na licytację dla łowców. Oczywiście należałoby również wziąć pod uwagę brak dedykowanego zespołu wydobywczego lub górniczego.

- Jestem w stanie sam czyścić bramy. Moje cienie mogą zająć się wszystkim. - Stwierdził od razu Jin-Woo. - Samodzielnie wyczyściłem dziewiętnaście bram kategorii C i czerwoną bramę.

Słysząc to Go Gun-Hee zamrugał czując jak jego oczy robią się okrągłe.

Jin-Chul przekazał mu już wieści o tym jak Sung Jin-Woo tylko z asyście młodszego syna Yoo Myung-Hana mającego range D czyścił podziemia kategorii C. Wiedział też że Sung Jin-Woo wszedł do czerwonej bramy, a razem z nim opuścili ją jedynie łowcy niskich rang który nie mieli prawa tam przetrwać, niemniej jednak usłyszenia tego z jego ust było... wstrząsające.

- Samodzielne czyszczenia podziemi dawałoby mi też ogromne pieniądze. Nie chce ich. - Przyznał po chwili Jin-Woo. - Ale wiem jak ciężkie życie mają łowcy niskich rang i chciałem coś z tym zrobić.

- Co masz na myśli? - Spytał ostrożnie Go Gun-Hee. Patrząc na drapiącego się w brodę i wyraźnie nad czymś myślącego łowcę.

- Chętnie... oddawałbym nawet 80% z tego co zarobię w podziemiu dla Stowarzyszenia. Dla łowców niskich rang.

Go Gun-Hee westchnął cicho zaskoczony słysząc poważną deklarację Jin-Woo. Ten młody mężczyzna stwierdził teraz że zupełnie świadomie chce zrezygnować z 3/5 zarobku jaki można uzyskać w bramie i oddać je Stowarzyszeniu.

Nie tylko Go Gun-Hee był zdziwiony, Woo Jin-Chul ledwie dostrzegalnie przechylił głowę i spojrzał kontem okna na Jin-Woo.

- Nie chce też tak po prostu zabierać podziemi bez licytacji, nie czułbym się z tym dobrze. Jestem gotów za nie zapłacić, każde czyszczenie podziemi nawet gdybym oddał znaczną część wynagrodzenia wystarczyłoby abym wykupił kolejne. Zresztą mam już trochę pieniędzy odłożonych... na czarną godzinę.

Prezes uśmiechnął się promiennie słysząc wszystko co mówił młody człowiek przed nim. Silny Łowca należał do podziemi i to było dla Go Gun-Hee zrozumiałe. Widząc siłę tego łowcy a także jego uczciwość Go Gun-Hee był gotów poruszyć niebo i ziemie żeby zrekrutować Sung Jin-Woo dla Stowarzyszenia.

- Twoja spora niezależność w Stowarzyszeniu byłaby możliwa... samodzielne czyszczenie podziemi... to byłby problem, ale do obejścia. Ale żebym miał podkładkę, aby cokolwiek zrobić opinia publiczna musi zobaczyć że twoja siła jest warta ustępstw. I chyba nawet wiem jak mógłbyś to udowodnić i pomóc sobie jak i Stowarzyszeniu. Co wiesz na temat wyspy Jeju?

Słysząc to nieoczekiwane pytanie Jin-Woo nakazał powrót swoim cienią i siadł wygodniej unosząc brwi zaciekawiony.

Czekała ich chyba jeszcze dość długa rozmowa.

***

Z westchnieniem Go Gun-Hee opadł na krzesło.

- Wszystko w porządku proszę pana?

Obawiając się o zdrowie starszego, Woo Jin-Chul szybko podszedł do niego. Jednak Go Gun-Hee podniósł rękę, uśmiechając się,

- Nic mi nie jest. Miałeś naprawdę niesamowicie dobre przeczucie chcąc po cichu przyglądać się Sung Jin-Woo.

Minęło dużo czasu, odkąd czuł tyle radości. Ciesząc się lekkością na sercu jakiej nie doświadczał od tak dawna nakazał Jin-Chulowi:

- Odwołaj moje wszystkie spotkania na dzisiaj.

- Ma dziś pan jeszcze spotkanie z ministrami...

- Nie chce sobie psuć humoru gadaniem z tymi starymi nudnymi dziadami. Może skoczysz ze mną na drinka?

I uśmiechnął się szeroko,

Na nieoczekiwaną prośbę Woo Jin-Chul uśmiechnął się niezręcznie,

- Wiem pan że nie mam mocnej głowy. To naprawdę dobry pomysł?

- Ostatnio nie poszło ci tak źle. - Zauważył rozbawiony Go Gun-Gee gdy jego ramiona zaczęły drżeć z tłumionego śmiechu na wspomnienie ich ostatniego wypadu.

Zakłopotany Woo Jin-Chul położył rękę na tyle głowy.

- No dobrze. Chodź nadal niewiele pamiętam z ostatniego razu.

Słysząc to Go Gun-Hee zaśmiał się głośno nie mogąc się powstrzymać.

- To może i lepiej. - Stwierdził beztrosko starszy z nich. - Tam gdzie zwykle?

***

Pierwszą rzeczą, jaką zobaczył po przebudzeniu, był biały sufit. Mężczyzna rozejrzał się w prawo i w lewo chcąc dowiedzieć się gdzie jest.

Nie potrzebował dużo czasu żeby zobaczyć że leży w sali szpitalnej.

- Jeśli masz coś do powiedzenia to się pośpiesz i spadaj. - Poradził zimno swojemu gościowi Hwang Dong-Su.

Wicesekretarz Federalnego Biura Łowców stał po drugiej stronie pokoju. Był Amerykaninem w średnim wieku i widać było że jego blond włosy opruszone są już nieco siwizną .

- Chciałem cię tylko o coś zapytać. Ten człowiek zwany Sung Il-Hwan. Naprawdę jest potworem?

- Insynuujesz że zaatakowałbym zwykłego człowieka?

- To nagranie z kamery miejskiej z tamtego zdarzenia. Jeszcze nigdy nie widziałem żeby potwór pomagał ludziom.

Wicesekretarz wręczył łowcy telefon.

Na filmie Azjata ratował pracowników FBH z zawalającego się budynku. Hwang Dong-Su nie musiał pytać, kim był ten mężczyzna. Jak mógł zapomnieć? To była ostatnia twarz, którą widział przed utratą przytomności, Sung Il-Hwan.

- Wciąż myślisz że nie jest człowiekiem?

- A czy kiedykolwiek słyszałeś żeby człowiek wyszedł z bramy? Zwłaszcza po dziesięciu latach? Na pewno jest potworem.

Zastępca dyrektora odłożył telefon,

- Rozumiem. Odwiedź mnie gdy wyzdrowiejesz. Jest trochę papierkowej roboty do zrobienia.

Gdy zastępca dyrektora odwrócił się do wyjścia, Hwang Dong-Su zapytał:

- Co się z nim stało?

– Zniknął po walce z tobą. Szukamy go, ale nie sądzę, byśmy mogli znaleźć kogoś kto był w stanie cię pokonać.

Gdy Hwang Dong-Su został już w sali sam zacisnął zęby z frustracją przeczesując swoje wspomnienia.

To była upokarzająca porażka.

Zanim zorientował się, co się dzieje, stopa Sung Il-Hwana była na jego szyi. Leżał rozciągnięty na podłodze jak karaluch. Pamiętał co Sung Il-Hwan mu wtedy powiedział.

„Nigdy więcej nie pokazuj się w Korei. Nie mówię tego dla dobra mojego syna, ale twojego. Inaczej nawet po śmierci nie zaznasz spokoju.”

A potem nic już nie pamiętał. Kiedy otworzył oczy, był tutaj.

Jak śmiał mu grozić?

Wiedział jednak gdzie uda się ta bestia. Będzie potrzebował odpowiedniego sprzętu żeby go złapać.

Będzie musiał po prostu skontaktować się z gildią. Gdy będzie miał przy sobie artefakty, nie sprawi mu najmniejszych problemów.

Gildia, do której należał Hwang Dong-Su, Scavenger, była jedną z najlepszych gildii na całym świecie. Sama wartość artefaktów posiadanych przez Scavenger była większa niż budżet małego państwa.

Gdy w pełni się wyleczy znajdzie tego sukinsyna i rozerwie go na strzępy.

***

Jin-Woo siadł w autobusie drapiąc się w brodę.

Rozmowa naprawdę im się przedłużyła, mimo to Jin-Woo był bardzo zadowolony z jej przebiegu. Prezes wydawał się bardziej niż chętny do spełnienia jego prośby najwyraźniej mając już jakiś skomplikowany plan. Zaznaczył jednak że oficjalne przyłączenie się Jin-Woo do Stowarzyszenia trochę potrwa. Mimo to Jin-Woo mógł poczekać. Dostanie to czego chciał i to się tylko liczyło.

Teraz była najwyższa pora żeby móc wreszcie wrócić do domu i zobaczyć siostrę po tym długim tygodniu nieobecności.

Słysząc nieznany cichy dźwięk odwrócił głowę. W oddali migotała i gasła latarnia uliczna, to zapewne wadliwa żarówka wydawała ten dziwny dźwięk.

Teraz gdy tak o tym myślał to wokół było zbyt ciemno jak na jego gust.

Ponieważ mieszkali w mało znanej i biedniejszej okolicy, opuszczenie głównych dróg i wejście na boczne ciasne przejścia nie było zbyt bezpieczne. Dodatkowo Jin-Woo przypomniał sobie ostatnie wieści,

Ostatnio w tej okolicy miały miejsce dwa morderstwa.

Wszystkie ofiary były płci żeńskiej. Jego młodsza siostra często podróżowała tą ścieżką w późnych godzinach.

Zaczynał się martwić. Myśląc z założonymi rękami, co mógł zrobić w tej sprawie Jin-Woo spadł na pewien pomysł.

Mógł zostawić to komuś innemu.

- Wyjdźcie.

Na jego wezwanie pojawiło się pięcioro piechurów cienia.

Żołnierze walczyli razem z Jin-woo w Zamku Demonów i stali się całkiem silni. Wyglądali na bardzo niezawodnych.

- Od dziś będziecie patrolować te okolicę. Nie dajcie się zauważyć. Naprzód.

Gdy skończył, płaskie smugi ciemności znikały w cieniach różnych budynków i obiektów i przesuwały się po okolicy.

Świetnie. Dopóki seryjny morderca nie był wysokiej rangi Łowcą, Żołnierze Cienia nie przegraliby z nim. Nawet jeśli któryś z nich upadnie, Jin-Woo natychmiast się o tym dowie.

Teraz był łowcą rangi S.

Chociaż nie oficjalnie. Przynajmniej jeszcze nie.

Dzięki temu zmniejszył swoje zmartwienia. Rozejrzał się po raz ostatni, po czym skierował się do domu.

Gdy bardzo późno w nocy znalazł się w zaciszu swojego pokoju Jin-Woo siadł do komputera przeglądając różnego rodzaju aukcje.

Łowcy często korzystali z takich aukcji, czy to online czy offline aby sprzedawać przedmioty pozyskane na rajdach.

W Korei były dziesiątki tysięcy łowców którzy na aukcjach mogli łatwo obracać przedmiotami.

W końcu to często od wyposażenia łowcy zależy jego życie, lepszy ekwipunek oznaczał lepszą ochronę. To właśnie dlatego łowcy D czy E którzy mają mniejsze przychody nie mogą sobie pozwolić na dobry ekwipunek. A czasami nawet na jakikolwiek ekwipunek.

Sytuacja mogłaby się oczywiście zmienić gdyby dołączyli do jakieś solidnej drużyny czy gildii. Tylko że łowców rangi E nikt nie chce. Łowcy rangi D mieli pod tym względem nieco lepiej chociaż nawet w gildiach czy drużynach prywatnych nie zarabiali góry wonów.

Przedmioty łowców nasiąknięte są magią, nawet miecz rangi D wart jest miliony won. Jako że łowcy C i wyżej zarabiają naprawdę potężne pieniądze nie ma potrzeby by oszczędzali na swoim wyposażeniu.

Przedmioty wysokiej rangi łowców potrafią kosztować nawet setki milionów won.

Ceny najlepszych przedmiotów są tak wywindowane że żadna jednostka prócz najlepszych łowców rangi S czy czasami tylko całych gildii nie ma szans ich kupić.

I właśnie to był problem. Potrzebował przedmiotu chroniącego przed ogniem.

Wraz z kolejnymi piętrami zamku pojawiały się nie tylko ogniste ataki. Ale też cały teren zaczynał być pochłonięty przez ogień, dlatego musiał zdobyć coś co go przed nim ochroni.

Przeglądał nawet kilkakrotnie sklep systemu od góry do dołu, ale i tam nie było nic przydatnego.

Coraz bardziej obawiał się że nie będzie miał wyjścia i będzie zmuszony sprzedać Kulę Chciwości.

Na szczęście kula nie była z żadnego szemranego źródła, więc mógł sprzedać ją legalnie.

Pozostawała jednak kwestia jak zdobył taki przedmiot.

Najlepsze stworzone artefakty były w stanie zwiększyć siłę użytkownika maksymalnie o 20 lub 30%, kula podwajała moc magiczną. Więc zapewne była warta ogromną fortunę.

Z powodu sprzedaży tej kuli pofatygował się aby zdobyć rangę S, to jednak potrwa trzy dni.

Nie bardzo wiedział co miał ze sobą zrobić przez te trzy dni. Nie był osobą która lub bezczynność.

Zamykając stronę domu aukcyjnego Jin-Woo zaczął szukać jakiś ofert dla łowców na stronie Stowarzyszenia.

Jakież ogromne było jego zdziwienie gdy zobaczył ogłoszenie mówiące że jedna drużyna akurat szuka ludzi do pracy w wysokopoziomowym podziemiu.

Nie mógł jednak od tak sobie tam iść gdy obiecał już coś Stowarzyszeniu.

Na szczęście główny inspektor Woo Jin-Chul dał mu swój numer aby mógł się skontaktować w razie jakiś problemów, dostał też oczywiście wizytówkę z numerem do przewodniczącego.

***

- Nie mogę nic powiedzieć. A co jeśli zostanę zwolniony? Czy weźmiesz na siebie taką odpowiedzialność?

- Co przez to rozumiesz?

- Prezes Stowarzyszenia wydał kompletny nakaz uciszenia tego co się wczoraj stało. Dodał również, że jeśli tożsamość Łowcy zostanie ujawniona, poruszy niebo i ziemię, aby dowiedzieć się, kto to zrobił i dokładnie go ukarać.

— Tak powiedział prezes Stowarzyszenia Go Gun-Hee? To zupełnie nie w jego stylu.

- A skąd mam niby wiedzieć co prezesowi siedzi w głowie? Dobrze wiesz że główny inspektor Departamentu Monitorowania Łowców przyniesie mu moją głowę w zębach gdy się dowie że puściłem parę z ust. Ten gość jest prawdziwym potworem jeśli chodzi o lojalność względem prezesa. I wie jakimś cudem o wszystkim co się dzieje w Stowarzyszeniu, nie będę dla ciebie ryzykował własną głową. Jeśli to wszystko to mam pracę do wykonania.

I tak po prostu rozmowa się skończyła. Mistrz Gildii Żniwiarzy, Lim Tae-Gyu, odłożył słuchawkę, wyglądając jakby miał być chory.

Co się właśnie u diabła wydarzyło?!

Słyszał plotkę, że po dwóch latach pojawił się debiutant i sam skontaktował się ze Stowarzyszeniem. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi.” A co jeśli zostanę zwolniony”? 

Faktem było że nie istniała Gildia na tyle głupia, by zatrudnić kogoś wygnanego ze Stowarzyszenia przez Go Gun-Hee. Zwłaszcza, że nie było gwarancji, że zdołają nawet zrekrutować tego super nowicjusza.

Sam doskonale wiedział że staruszek może być groźny jeśli tego chciał, zwłaszcza że miał tego swojego wiernego pieska Woo który jeśli mu się kazało umiał gryźć naprawdę boleśnie mocno.

Ale dlaczego u diabła robił coś takiego? Czyżby wreszcie dopadła go jakaś starcza demencja czy coś?!

Pomyśleć, że Stowarzyszenie z taką zaciekłością zapobiegałoby wyciekowi tożsamości jednej osoby. Nigdy wcześniej tego nie robiono. Z tego powodu wszystko, co mogła zrobić jego gildia, to czekać, na oficjalne ogłoszenie Stowarzyszenia.

Ale jakby tego było mało, na tym upokorzenie się nie skończyło.

Jak, u diabła, Choi Jong-In i Baek Yoon-Ho dowiedzieli się o tej sensacji?!

Czy to była różnica w ich sieci informacyjnej? Czy Żniwiarz spadł tak nisko wśród najlepszych Gildii? Gdyby ten nieznany super debiutant trafił do Białego Tygrysa lub Gildii Łowców, przepaść jeszcze bardziej by się pogłębiła.

W takiej sytuacji uciszanie całej sprawy przez prezesa postawiło gildię Żniwiarzy w naprawdę złym położeniu.

Czy ten staruszek i on byli jakimiś zaprzysiężonymi wrogami w poprzednim życiu że tak go nęka?!

Kiedy Baek Yoon-Ho opuścił jego gildię, to ten staruch pomógł mu bezpiecznie założyć gildię Białego Tygrysa. Z tego powodu gildia Żniwiarzy straciła swoje miejsce jako numer jeden pośród koreańskich gildii. Gildia Łowców i Biały Tygrys posuwały się coraz dalej, podczas gdy Żniwiarz zdawał się kręcić w kółko.

Czy to nie była najwyższa pora żeby chociaż trochę zrekompensować mu tą całą krzywdę?!

Nagle poczuł urazę do Go Gun-Hee. Ale co niby mógł w tej sprawie zrobić?

Szlak by to wszystko!

 

Chapter 12: Rozdział 11

Chapter Text

Jin-Woo już praktycznie wcale nie awansował w podziemiach kategorii C.

Już przed oczyszczeniem zamku demonów do 76 piętra miał z tym poważy problem.

Zajęło mu cały dzień czyszczenia bram, aby awansować na wyższy poziom, kiedy ostatni raz wszedł do podziemia kategorii C. Od tamtego momentu wielokrotnie awansował, gdy zobaczył w zamku demonów swoje punkty doświadczenia, wiedział, że potwory rangi C dawałyby mu już śmiesznie miało punktów. Na tyle mało że obecnie zapewne musiałby cały tydzień czyścić kilka podziemi kategorii C aby awansować chociaż o jeden poziom.

Dlatego właśnie z otwartymi ramionami powitał możliwość dołączenia do Stowarzyszenia gdy prezes Go Gun-Hee okazał się chętny dostosować dla nie to i owo.

Teraz miał jednak możliwość żeby chociaż rzucić okiem na podziemia wysokiej rangi.

***

- Informatorzy Białego Tygrysa, Łowców i Żniwiarzy za bardzo się boją by powiecie cokolwiek. - Oznajmił Woo Jin-Chul wchodząc do gabinetu prezesa. - Zresztą sami niewiele wiedzą.

Prezes kiwnął głową zadowolony.

Trzy największe gildie znajdowały się w Seulu, chcąc wzmocnić lub zabezpieczyć swoją pozycję wpuścili do Stowarzyszenia swoich ludzi aby ci informowali ich o tym co się dzieję. Cała trójka tych łowców rangi S była naprawdę bezczelnie arogancka żeby sądzić iż Stowarzyszenie się o tym prędzej czy później nie dowie. Ale to był dla nich wygodny sposób żeby trzymać gildię tam gdzie Go Gun-Hee tego chciał, dlatego właśnie ci ludzie jeszcze pracowali w Stowarzyszeniu.

Bolała go tak obrzydliwa zagrywka z ich strony, ale jeśli tego właśnie chcieli, to niech tak będzie.

- To dokumenty o które pan prosił. - Woo Jin-Chul podał przewodniczemu teczkę Sung Jin-Woo.

- Czy on robił to zdjęcie cztery lata temu? Wyglądał bardzo młodo. - Przyznał Go Gun-Hee po otwarciu akt i przyjrzeniu się twarzy na zdjęciu. - Mniejsza o to, co tu jest?

- Znajdują się tutaj informację o wszystkich jego poczynaniach w trakcie czterech lat kariery jako najsłabszy łowca rangi E.

Im dłużej Go Gun-Hee przeglądał wspomniane informację tym bardziej zmarszczka na jego czole pogłębiała się.

- Przecież te jego wypady to niemal misje samobójcze. Czy od samego początku wszystkich oszukiwał? - Spytał zmieszany Go Gun-Hee nie rozumiejąc dlaczego chłopak miałby to robić.

- Według zeznań jego kolegów naprawdę był łowcą rangi E.

- Ale żeby tak przez cztery lata... Może jego ponowne przebudzenie miało miejsce już jakiś czas temu?

- Gdyby tak było, incydent w legowisku zguby nie miał by miejsca... Nie wierzę że Sung Jin-Woo tak po prostu pozwoliłby swoim kolegom umrzeć tak makabrycznie jak miało to miejsce.

- Tak. Wydaje się naprawdę honorowym młodzieńcem. - Zgodził się Go Gun-Hee przypominając sobie całą rozmowę jaką przeprowadzili wczorajszego dnia. - Trzymał się tej pracy zapewne tylko ze względu na matkę i siostrę. Żeby dać sobie radę w tak trudnych warunkach... Cóż za niezwykły młodzieniec.

- Panie prezesie. Dostaliśmy raport... A właściwie dziś rano Sung Jin-Woo wysłał mi wiadomość z pytaniem czy to co planuje zrobić jest stosowne.

- Och? - Prezes uniósł wzrok i popatrzył na wyraźnie zmieszanego Jin-Chula.

- Spytał mnie czy może dołączyć do grupy wydobywczej gildii Łowców.

Go Gun-Hee spojrzał wielkimi okrągłymi ze zdziwienia oczami na agenta przed sobą.

- Jako górnik? - Spytał słabo Go Gun-Hee po kilku długich chwilach ciszy.

- Jako górnik. - Potwierdził inspektor. - Jestem świadom że to jest bezprawne i nielegalne wkroczenie do zarezerwowanej bramy, niemniej jednak pora była dość wczesna... Udzieliłem mu pozwolenia.

- Rozumiem. Prócz ustnych umów nie jest jeszcze członkiem Stowarzyszenia i nierozsądnie byłoby go odstraszać od nas zabranianiem mu czegokolwiek, zwłaszcza w tak niegroźnej sprawie, Choi Jong-In na pewno chciałby go pozyskać i nie zależenie od tego czy wiedziałby o uczestnictwie Suna Jin-Woo w jego grupie wydobywczej, czy nie, sądzę że nie miałby nic przeciwko. To naprawdę nieoczekiwane.

***

- Powiedziałeś że masz rangę E?

- Tak proszę pana.

- Masz doświadczenie w takiej pracy.

- Nie.

- Jaka jest twoja klasa?

- Wojownik.

- To dobra wiadomość.

Lider zespołu w kasku spojrzał na Jin-Woo w górę iw dół.

Jak na rangę E jego ciało wyglądało na silne. W oczach widać było determinację.

Jin-Woo cierpliwie czekał na odpowiedź kierownika zespołu. Wkrótce mężczyzna wręczył mu dowód osobisty i poklepał po ramieniu.

- Nie ma tutaj wielu takich jak ty. Po prostu się nie denerwuj i rób swoje. Zanim wkroczymy musimy chwilę poczekać. Nie zapomnij swojego ekwipunku.

Mężczyzna podniósł jeden z kilofów.

Mimo że wyglądał na ponad 40 lat, mężczyzna był pełen energii. Jego wąsy dobrze pasowały do wesołej jowialnej twarzy.

Jako że wysokopoziomowe podziemia są naprawdę rozległe, jedna grupa nie wystarczy żeby zająć się absolutnie wszystkim. Dlatego praca jest rozdzielana. Grupa uderzeniowa zajmuje się potworami, grupa wydobywcza zajmuje się pozyskiwaniem minerałów a grupa logistyczna zajmuje się transportem pozyskanych materiałów z podziemi.

Te dwie ostatnie wkraczają do podziemi, gdy te zostaną wyczyszczone z bestii, nie licząc oczywiście bossa. Na pierwszy rzut oka może się wydawać że w całość jest zaangażowana nie potrzebnie ogromna grupa ludzi, ale współczesna technologia nie działa w podziemiach więc nie ma innego wyjścia jak pracować fizycznie.

Z nietęgą miną Jin-Woo podniósł kilof. Nawet on był nasiąknięty magią.

Chciał zobaczyć na własne oczy podziemie wysokich kategorii, bo kiedyś sam wejdzie do takiego miejsca.

A wiedza często była nieocenionym skarbem. Ale istniała granica tego, czego mógł się nauczyć z książek lub Internetu. Nawet nowi rekruci Białego Tygrysa polegali na wiedzy pisemnej i nie skończyło się to dla nich dobrze.

Wiedzieć coś i doświadczać tego to były dwie różne rzeczy. Kiedy nadarzyła się okazja, Jin-Woo zgłosił się więc na ochotnika do zespołu wydobywczego, aby mógł przyjrzeć się podziemiom rangi A.

Przez chwilę żałował tego pomysłu gdy wziął do ręki kilof, jednak gdy jego wzrok padł na bramę fakt machania kawałkiem żelastwa nie wydawał się już taki zły.

- Wszystko gotowe. Chodźmy do środka.

Trzymając kilof, Jin-Woo uśmiechnął się i ruszył za innymi górnikami.

Kiedy rozluźnił się czekając na możliwość wejścia grupy górniczej, Jin-Woo usłyszał szepty dochodzące z tyłu.

-Słyszałeś? Dzisiaj pracownikiem tymczasowym jest łowca rangi E.

- Znowu?

Podobnie jak w przeszłości, Jin-Woo czasami nienawidził swojego dobrego słuchu.

Czuł sztyletujące go spojrzenia padające na tył jego głowy.

- Dlaczego u diabła szef wybrał kogoś takiego?

- Czy on w ogóle będzie przydatny?

- Nie jestem pewien mówiąc szczerze czy dziś wyrobimy się na czas.

Zgodnie z oczekiwaniami, łowcy rangi E byli pogardzani absolutnie wszędzie. Mimo że był do tego przyzwyczajony nie mógł udawać że nie czuje lekkiego ukłucia bólu. Ale dziś z przyjemnością pokaże im że się mylą.

Będzie machał tym pieprzonym kilofem najlepiej z nich wszystkich.

A już niedługo zostawi ten tytuł za sobą i nikt nigdy więcej nie będzie z niego szydził bo jest słaby.

Tymczasem wokół bramy zaczynało robić się głośno.

- Wychodzą!

Zmęczeni czekaniem, mężczyźni z ekipy górniczej trochę się rozweselili. Oglądając wychodzących łowców oddziału szturmowego.

Przed Bramą pracownicy Gildii Łowców radośnie witali wycofującą się grupę uderzeniową. 

Ci goście byli najsilniejszymi łowcami w kraju.

 Obserwacja ich z oddali, oczy Jin-Woo wyostrzyły się. Rozpoznał wśród nich twarz mistrza ich gildii.

Łowcę rangi S z klasą maga.

Jin-Woo czuł, że byłoby to irytujące, gdyby Choi Jong-In go rozpoznał, więc nasunął kask na głowę jeszcze bardziej. Na szczęście wokół niego było wielu ludzi noszących takie same kaski, więc Jin-Woo bez najmniejszych problemów mógł wtopić się w tło. 

Jin-Woo nie mógł ukryć szoku. Wbrew jego oczekiwaniom trudno było mu znaleźć łowcę emanującego silną energią. Chociaż Choi Jong-In miał niesamowitą moc magiczną, zasługującą na miano „Żołnierza Doskonałego", reszta była raczej rozczarowująca.

Czy byli aż tak słabi?

Żaden z nich nie wydawał się nawet tak silny jak Woo Jin-Chul, a wczoraj Jin-Woo mógł uważnie przyjrzeć się sile mężczyzny.

Obserwował go tylko dlatego.

 Jin-Woo potrząsnął głową. Członkowie głównej grupy rajdowej Gildii numer jeden w kraju zostali wybrani po niesamowicie dokładnych badaniach.

Sam Mistrz Gildii brał udział w rajdzie. Wątpię, żeby członkowie jego grupy byli tak źle zorganizowani.

Nie chodziło wcale że oni byli słabi.

On stał się po prostu zbyt silny.

Kąciki ust Jin-Woo uniosły się. Jego wysiłki w ostatnich miesiącach naprawdę się opłaciły. Dzięki nim był w miejscu, w którym nawet ci łowcy, którzy właśnie przeszli przez podziemie kategorii A, byli w jego oczach słabi.

Dlaczego więc cały czas twierdził w takim razie że Woo Jin-Chul jest silny, skoro obecnie mężczyzna był znacznie słabszy od niego?

Zresztą wczoraj przecież z łatwością ten fakt zauważył.

Czy było to spowodowane wspomnieniem mocy mężczyzny którą ujrzał podczas ich rozmowy gdy Jin-Woo dopiero co z ledwością pokonał Kang Tae-Shika?

Możliwe że wtedy siła inspektora zrobiła na nim bardzo duże wrażenie.

Te niespójne myśli sprawiły, że jego serce zaczęło bić szybciej.

W jednej chwili Jin-Woo na chwilę zastygł czując silną obecność w bramie.

Z bramy powoli wychodziła krótkowłosa blond kobieta. To, co najpierw przykuło jego uwagę, to jej duże i jasne oczy, zdobiące jej pozbawioną makijażu twarz. Jej czysta, biała skóra i idealna twarz bez wyrazu zapewne przyciągały wzrok nie jednego mężczyzny. Była pięknością, która mogłaby mieć każdego.

Oczywiście każdego kto wolał kobiety pod tym względem.

Jin-Woo nie był kimś takim. Tak więc pomimo tego że dostrzegł jej ogromne piękno nie  był nim specjalnie porażony.

Dodatkowo tym, co zwróciło jego uwagę w pierwszej kolejności, nie była jej urodą, ale moc magiczna.

Była niska, szczupła i patrząc na samą tylko budowę ciała wydawała się bardzo krucha.

Ale to były jedynie pozory jakie widzieli zwykli ludzie.

Ogromna ilość magicznej mocy nieustannie emanowała z kobiety.

Była przynajmniej na poziomie Choi Jong-Ina.

Lub nawet wyżej.

Emanowała niesamowitą aurą nacisku pomimo tego że była śmiertelnie spokojna.

Ta kobieta to zapewne Cha Hea-In.

Wicemistrzyni gildii Łowców i drugi łowca rangi S tejże gildii.

Ile innych kobiet w Korei posiadało taką moc? W porównaniu z jej sławą, twarz Cha Hea-In nie była znana opinii publicznej, kobieta nie była chętna żeby pojawiać się mediach, raczej jeśli miała taką możliwość to stroniła od prasy i dziennikarzy. W związku z tym Jin-Woo po raz pierwszy zobaczył jej twarz.

Wbrew plotkom wcale nie wygląda dziwnie. Dlaczego miałaby tak bardzo nienawidzić kamer?

Dziewczyny po dwudziestce często lubiły przebywać przed kamerą. Cóż, głównie telefonów komórkowych.

Obserwując Cha Hae-In znikającą w oddali, Jin-Woo odetchnął z ulgą. Gdy w końcu cała drużyna opuściła bramę nadszedł czas na wejście górników.

Jin-Woo podniósł głowę. W chwili, gdy wszedł do podziemia, poczuł, jak nad nim wieje umiarkowanie silny wiatr. Dochodził z głębi podziemi. Na plecach z wrażenia poczuł ciarki jednocześnie zdał sobie sprawę, co to było.

To nie był zwykły wiatr.

To były fale magicznej energii. Moc magiczna wystarczająco silna, by dawać wrażenie wiatru. Biorąc pod uwagę rzadkość podziemi rangi S, można powiedzieć, że właściciel tej magicznej mocy jest jedną z najsilniejszych magicznych potworów, z którymi Jin-Woo będzie dane się zetknąć.

Chciał go zobaczyć na własne oczy, jednakże...

Nawet stojąc przed falami magicznej mocy, które unosiły włosy na jego ciele, Jin-Woo nie mógł ukryć uśmiechu. Jak silny byłby cień stworzony z bossa mającego taką moc?!

Jego myśli zostały jednak bardzo szybko przerwane gdy ktoś wepchnął mu ramię w plecy.

- Hej, nie stój na środku drogi.

Lee Sung-Gu zmarszczył brwi i odezwał się wrogo. Wnętrza podziemi kategorii A były ogromne. Było dużo miejsca na spacery. Jednak mężczyzna celowo wszczął walkę, ponieważ stojący nieruchomo pracownik tymczasowy go irytował. Pomyślał więc, żeby trochę zawstydzić tego słabeusza i popchnął go.

A przynajmniej próbował...

Mimo tego że to mężczyzna pchnął Jin-Woo to on sam został odepchnięty, a Jin-Woo nadal stał tam gdzie był niewzruszony. To zwiększyło irytację mężczyzny.

Ten bachor był łowcą rangi E.

Lee Sung-Gu był w randze C. Mimo to pracował jako górnik, ponieważ jego umiejętności były na bardzo niskim poziomie jeśli chodzi o rangę C, ale nawet jeśli był słabym łowcom rangi C to i tak był wart sto razy więcej niż śmieć z E.

- Nie przeprosisz mnie nawet?!

Jin-Woo odwrócił się, nieco zirytowany. Lee Sung-Gu wzdrygnął się i cofnął o krok gdy ich oczy się spotkały.

Oczy Jin-Woo wyglądały, jakby jarzyły się silnym zimnym niebieskim światłem. Przez chwilę czuł przytłaczającą presję od człowieka którego chwilę temu chciał jeszcze zastraszyć.

- Nie... Nie ważne... Zdarza się.

Stając się czerwony, opuścił głowę i szybko odszedł od Jin-Woo.

Jin-Woo wpatrywał się w szybko odchodzącego Lee Sung-Gu i podrapał się po skroni.

Chyba nieumyślnie go przestraszył. Był targany zbyt silnymi emocjami związanymi z myśleniem o sile bossa i dał się ponieść.

Wzruszając ramionami z lekkim poczuciem winy Jin-Woo ruszył za grupą górników.

Tak jak się spodziewał im głębiej wchodził do podziemi, tym silniejsze były fale magicznej mocy pochodzące od bossa.

Pomyśleć, że przez całą drogę czuł obecność potwora w komnacie na samym końcu podziemi, podczas gdy ekipa górnicza znajdowała nadal stosunkowo niedaleko wejścia.

Ekipa transportowa, która weszła przed ekipą wydobywczą, już ciężko pracowała. Ciągnęli za pomocą liny którymi przywiązane były zwłoki gigantycznej magicznej bestii, która wydawała się nieco przypieczona.

Ponieważ drużyna składała się z silnych Łowców klasy wojowników, nie potrzebowali oni szczególnie pomocy maszyn do pracy nad swoim zadaniem. Jin-Woo obserwował prace wykonywane w podziemiach wysokiego poziomu, chcąc zrozumieć jak to wszystko dokładnie działa.

Najpierw wchodzili łowcy i zabijali wszystkie potwory z wyjątkiem bossa.

Następnie grupa transportowa zbierał zwłoki magicznych bestii. Wreszcie ekipa wydobywcza miała wydobyć wszelkiego rodzaju minerały. Aby zmaksymalizować dochód, żadna praca nie może być opóźniona. Magiczne rdzenie i magiczne rudy były oczywiste, ale nawet zwłoki magicznych bestii wysokiego poziomu były świetnym źródłem pieniędzy.

Kości, skóra, pióra, kły czy pazury, nic się nie marnuje.

Właśnie to najbardziej różniło podziemia niskiej i wysokiej kategorii.

Gdy każde dostępne źródło dochodu zostało pozyskane do podziemi wracała grupa uderzeniowa by zabić bossa i zamknąć bramę.

Te cztery etapy muszą odbyć się prawidłowo, by można ogłosić że perfekcyjnie oczyszczono podziemia wyższej kategorii.

Jednak patrząc na poziom pracy, a większość z tego to była po prostu praca fizyczna, to Jin-Woo uznał że miał rację i jego żołnierze spokojnie by sobie z tym poradzili.

Tak właśnie powiedział wczorajszego dnia prezesowi, nie był jednak tego na sto procent wtedy pewien.

Żołnierze Cienia, którzy awansowali, byli znacznie silniejsi niż Łowcy rangi C z zespołu transportowego. Gdyby rozdzielił armię Cienia, na oddział do polowań, oddział do zbierania i oddział do wydobycia wtedy w rzeczywistości mógłby czyścić samodzielnie podziemia wysokiej kategorii niczego nie tracąc przy okazji.

Jin-Woo uśmiechnął się z satysfakcją.

Z bram rang B i A z tego co słyszał za ciała, minerały i rdzenie można było zarabiać astronomiczne pieniądze. Duże gildie gdy było im to na rękę lubiły chwalić się zyskami ze swoich bram aby wabić tym potencjalnych nowych silnych rekrutów.

Nieraz słyszał że całkowite zyski z bramy rangi A wynosiły kilkadziesiąt miliardów won.

Oczywiście cennik wahał się w zależności od ilości minerałów, rodzaju bestii czy ich ilości. Ale najczęściej z tego co udało mu się wyczytać w internecie przedziały wahały się od 40 miliardów do czasami aż czasami 100 miliardów. ( 40 000 000 000 WON – 131 757 643 PLN, 100 000 000 000 WON – 329 394 108 PLN)

Tego czego wiele osób nie brało pod uwagę to fakt że te astronomiczne kwoty były później rozliczane między bardzo wielu ludzi. Między ludzi z ekipy logistycznej, ekipy wydobywczej, transportowej, biurowych pracowników gildii, łowców biorących udział w rajdzie, a także trzeba było zainwestować jakąś te część na sprzęt dla łowców który się niszczył oraz na licytację kolejnych bram.

Z bramy kategorii C było można wyciągnąć maksymalnie 200 milionów won. ( 200 000 000 WON – 658 788 PLN)

Trzeba było jednak pamiętać jak ogromny przeskok trudności i jakości był między bramami C a B i A. Na bramach kategorii A można było zarobić aż 500 razy więcej niż na bramach rangi C.

Właśnie dlatego był gotów oddawać Stowarzyszeniu nawet 80% z tego co zarobi. Nie chciał tak śmiesznie wielkich pieniędzy, a Stowarzyszenie było organem który robił dla Korei naprawdę wiele, więcej niż wielu ludzi mogło sądzić.

Celem przybycia tutaj było zdobycie informacji.

Teraz gdy zobaczył to wszystko cieszył się że tak spożytkował swój wolny czas.

- Musisz być zaskoczony, pierwszy raz jesteś w podziemiach tej kategorii.

Lider zespołu podszedł do niego i rozpoczął rozmowę.

- Potwory są większe niż się spodziewałem.

Czując, że to dobra okazja, Jin-Woo postanowił zapytać o kilka rzeczy,

- Wszystkie potwory oprócz bossa zostały już wyeliminowane, tak?

- Zgadza się, nie mogą zabić bossa bo brama wtedy się zamknie. Najpierw musimy uporać się z naszą pracą, dopiero wtedy na niego ruszą.

- Co się stanie jeśli boss opuści swoją komnatę?

- Takie sytuacje często się nie zdarzają. Ale gdyby tak się stało to wszyscy bylibyśmy martwi.

To była oczywista prawda. Grupa rajdowa, która opuściła podziemie, odpoczywała, dopóki nie nadejdzie czas, by zabić bossa, a wśród zespołów zbierających i wydobywczych nie było żadnej osoby, która mogłaby stawić czoła bossowi podziemia rangi A. Na szczęście podstawową wiedzą był fakt, że boss pozostanie w swojej komnacie, dopóki nie nastąpi otwarcie bramy. Z tego powodu lider zespołu wcale nie wyglądał na przestraszonego.

- Nie boisz się tego przerażającego potwora który gdzieś się tam czai?

- Ani trochę. Sam dobrze to określiłeś „gdzieś tam"... Widzisz pracuje dla gildii Łowców już od trzech lat i nic takiego do tej pory się nie wydarzyło.

Lider zespołu poklepał Jin-Woo w ramię i uśmiechnął się. Przez chwilę Jin-Woo zazdrościł mężczyźnie beztroski.

Nawet teraz Jin-Woo starał się uspokoić nerwy, będąc atakowanym przez fale magicznej mocy bossa. Wyglądało na to, że jako jedyny w tej grupie czuł energię tego cholernego monstrum.

W końcu grupa natrafiła na żyły magicznej rudy zdobiące ścianę jaskini. Doświadczeni członkowie ekipy wydobywczej zajęli swoje miejsca bez konieczności nakazu. Jin-Woo również podszedł do otwartego miejsca żyły magicznej rudy.

Był trochę niespokojny. Wydawało się, że jeśli użyje swojej siły, to zarówno kilof, jak i magiczne rudy zostaną zniszczone.

Nagle zobaczył jak pracuje jeden z górników koło niego rytmicznie wydobywał magiczne kryształy. Za każdym razem, gdy uderzał w ściany, kawałki kryształów odpadały z przyjemnym dźwiękiem.

To była umiejętność godna weterana. Mężczyzna pracował dwukrotnie szybciej niż jego współpracownicy. W oczach Jin-Woo błysnęło światło. Skupił swoje zmysły, spowalniając otaczający go świat. W zwolnionym tempie uważnie studiował postawę, formę, oddech i ruch mięśni górnika. Po kilku chwilach uważnej obserwacji Jin-Woo uznał że mniej więcej rozumie o co chodziło.

Jin-Woo podniósł kilof. Wkrótce wyglądał jak lustrzane odbicie wprawnego górnika koło niego.

Jednak nawet jeśli był to ten sam ruch, Jin-Woo posiadał siłę nieporównywalną z innymi pracownikami tutaj. Za każdym razem, gdy łowca rangi E uderzał w ściany, duża ilość kryształów odłamywała się bez większych problemów.

Zdając sobie sprawę, z bardzo szybkiego dźwięku kopania, wszyscy Łowcy z ekipy wydobywczej powoli odwrócili głowy.

Jeden po drugim górnicy zatrzymywali się i patrzyli na Jin-Woo z oszołomionym wyrazem twarzy.

Wszystkim brakowało słów. Łowca rangi E, który nigdy wcześniej nie pracował jako górnik, teraz skutecznie wydobywał magiczne kryształy za pomocą wprawnych ruchów!

- Co się tutaj dzieje? Jesteśmy tutaj żeby pracować więc na co się gapicie?

Lider Zespołu rejestrował ilość kryształów, kiedy zdał sobie sprawę, że prawie każdy członek jego zespołu przestał pracować.

- Niech pan spojrzy na to.

Lider zespołu odwrócił głowę. Jego oczy otworzyły się szeroko.

Nie mógł nic poradzić na to, że był zachwycony widokiem Jin-Woo, który pracował trzy razy szybciej niż ktokolwiek inny.

- Szefie czy nie powiedział pan że to jego pierwszy dzień?

- Bo to jest jego pierwszy dzień. - Potwierdził zszokowany górnik.

Lee Sung-Gu, który był ciekawy tożsamości Jin-Woo, odezwał się:

- Jesteś pewien że ten człowiek ma rangę E?

- Oczywiście dokładnie sprawdzam tego rodzaju rzeczy. Myślisz, że zaakceptowałbym nieznajomego bez patrzenia na jego licencję Łowcy?

- Więc jak to wytłumaczysz?

Po cichej obserwacji Jin-Woo szef zespołu przełknął ślinę.

- Pan Sung jest... górnikiem który otrzymał błogosławieństwo od niebios.

Lee Sung-Gu spojrzał na szefa jak na skończonego idiotę, ale nic nie powiedział.

Przed wyjściem z podziemi Jin-Woo natknął się na Cha Hae-In która zbeształa go za samotne kręcenie się po podziemiu wysokiej rangi podczas gdy on próbował rzucić okiem na bossa. Później od jednego z górników dowiedział się że łowczyni wyczuwa zapach od łowców i podobno nie był on najprzyjemniejszy. To była jej specjalna umiejętność która była dla łowców bardzo rzadka. Wtedy zrozumiał czemu zatykała sobie nos chusteczką gdy wychodziła z bramy.

Co dziwne dziewczyna zapytała go czy jest łowcą gdy się na siebie natknęli. Jakby tego zapachu od niego nie czuła.

Zaczął się wtedy zastanawiać czy to była podobna sytuacja jak z lodowymi elfami gdy boss powiedział mu że słyszeli głos w głowie mówiący że mają zabijać ludzi, ale gdy boss patrzył na niego ten głos milczał.

Nie posiada specjalnego zapachu, potwory nie czuły prawdziwej potrzeby by go atakować...

Czy to wszystko przez to że był graczem?

W końcu czerpał korzyści z systemu który był nieosiągalny dla każdego innego człowieka, co w pewien sposób czyniło go wyjątkowym.

Tylko czym tak naprawdę był „gracz"?

Później gdy skończyli już pracę i wyszli z bramy Jin-Woo dowiedział się że gildia łowców na jutro też miała zaplanowany rajd.

Jutro jednak miała wyruszyć drużyna B a nie główna drużyna A tak jak miało to miejsce dzisiaj.

Ponieważ dwie bramy kategorii A pojawiły się jednocześnie na terytorium Gildii Łowców, lider zespołu wyjaśnił, że mistrz gildii Choi Jong-In musiał pociągnąć za wiele sznurków, aby uzyskać prawa do rajdów a obie z nich.

Jin-Woo rozumiał te determinację mistrza gildii, z jednej bramy można było wyciągnąć niebywale dużo pieniędzy, a z dwóch podobnych bram dzień po dniu...

Cóż zysk byłby przeogromny.

Możliwe że to właśnie z tego powodu mistrz gildii Łowców był wczorajszego dnia w Stowarzyszeniu.

Ktoś tak zajęty jak on nie dowiedziałby Stowarzyszenia na przyjacielską wizytę.

I chociaż szef górników zapewnił Jin-Woo że pomimo tego że ta drużyna była drużyną B to jednak byli znacznie lepsi niż główne grupy uderzeniowe większości średnich czy dużych gildii.

Jin-Woo nadal jednak uważał że jutrzejszy rajd może być znacznie bardziej niebezpieczny. W końcu jutro grupa szturmowa nie będzie miała w swoich szeregach żadnego łowcy rangi S, jako że brali oni udział w dzisiejszym rajdzie.

Po trudnych rajdach na bramy kategorii B czy A przyjęło się że łowcy odpoczywają przed kolejnym rajdem minimum dwa dni. Był to wymóg nałożony na wszystkich koreańskich łowców przez Stowarzyszenie w celach bezpieczeństwa.

Nawet jeśli łowcy rangi S z gildii łowców wyglądali na całkowicie rozluźnionych gdy opuszczali bramę aby pozwolić swoim grupom pracować to czekało ich jeszcze zabicie bossa, tak więc rajd zakończy się dopiero za jakiś czas gdy pora będzie już dość późna.

Najbardziej zmęczeni będą jednak łowcy rang niższych, nie tylko ci walczący w zwarciu ale i magowie którzy zużyją zapewne sporą część swojej many do walki. Nie ważne czy łowca będzie się czuł po rajdzie jakby był już martwy czy byłby gotowy od razu iść na kolejny trudny rajd, zasada zawsze obowiązywała.

W ten sposób Stowarzyszenie chciało uniknąć wypadków i przykrych incydentów gdy uparci, chciwi łowcy czy nawet gildie czyściły bramy codziennie nie odpoczywając, a nawet chociaż trochę zmęczony łowca może popełnić błąd który mógłby kosztować go życie.

Zbyt wolny unik, za słabe parowanie czy jeden chybiony cios mógł przesądzić o życiu i śmierci każdego łowcy. Nawet takiego mającego rangę S.

Nie chciał brzmieć na aroganckiego czy przesadnie pewnego siebie, ale uznał że dobrze byłoby gdyby jutro tam był jeśli coś pójdzie nie tak.

I może wtedy mógłby wziąć sobie jakiś cień?

***

- Przyszłam bo mnie o to prosiłeś, ale czemu jemy skórki wieprzowe?

- Nie patrz na mnie z góry. Ja i Jin-Woo mamy z tym miejscem dobre wspomnienia.

Z twarzą czerwoną od alkoholu, Jin-Ho westchnął, gdy odstawił kieliszek.

- Dlaczego więc przytargałeś mnie w to miejsce?

Yoo Soo-Hyun założyła ramiona na piersi i popatrzył z uniesionymi brwiami na kuzyna.

- Odbyłem rozmowę z ojcem.

- Naprawdę zostaniesz mistrzem gildii? - Spytała zaskoczona Soo-Hyun. Ani trochę nie podobał jej się pomysł żeby to napuszony starszy brat Jin-Ho został szefem rodzinnej gildii nawet jeśli ona nie miała z tą sprawą wiele wspólnego.

- Tak. O ile Jin-Woo mi pomoże...

Yoo Jin-Ho wyciągnął telefon ze łzami w oczach. Ekran wyświetlał historię połączeń. Pokazywał jedno połączone połączenie, a następnie cztery nieodebrane. Połączona rozmowa została zakończona w trakcie rozmowy.

- Poważnie? Zadzwoniłeś do mnie bo nie mogłeś się skontaktować z chłopakiem?

Yoo Jinho skinął głową pociągając nosem.

- On nie jest moim chłopakiem... Znaczy stwierdził że woli facetów, ale zastrzegł że nie jestem w jego typie. Zresztą on w moim też, nawet jeśli jest świetnym gościem. Wole dziewczyny powinnaś o tym wiedzieć.

Wzdychając ciężko Yoo Soo-Hyun wyrwała telefon Jin-ho z jego ręki.

- Pokaż mi to. Zadzwonimy do tego twojego kolegi.

Nacisnęła przycisk połączenia.

- Serio?

Jin-Ho podniósł głowę.

- Jest połączenie.

Jin-Ho odebrał od niej telefon i niezdarnie przystawił go sobie do ucha.

- Hej, przepraszam bateria mi padał a dziś cały dzień byłem w bramie. Mówiłeś coś że chciałeś się spotkać. - Jin-Ho uśmiechną się szeroko gdy usłyszał w telefonie głos Jin-Woo.

- Miło cię znów słyszeć. Masz jutro czas?

- Dopiero wieczorem. Tam gdzie zwykle?

- Tak.

Gdy Jin-Ho rozłączył się czując ulgę dostrzegł że jego kuzynka zniesmaczona patrzy na telewizor za jego plecami.

Jin-Ho odwrócił się twarzą do niego zaciekawiony.

Na ekranie w wiadomościach jaśniał uśmiech aktora Lee Min-Sunga.

„Ponieważ zdjęcia jeszcze trochę potrwają muszę poczekać na mój test łowcy."

Podpisy u dołu telewizora wskazywały, że Lee Min-Sung planował udać się do Stowarzyszenia w najbliższej przyszłości, aby przejść testy rangi.

- Dlaczego jesteś taka skrzywiona to tylko test na łowcę Lee Min-Sunga.

- To wszystko na pokaz. Zdobył już rangę A, teraz robi to tylko po to żeby się popisać. To typ który chce zdobyć jak najwięcej uwagi. Jest znanym kobieciarzem... Flirtował nawet z moją młodsza koleżanką.

Był już tak niebywale arogancki, zanim jego moce się przebudziły. Jak bardzo nie do zniesienia będzie teraz, gdy otrzymał rangę A? I jeszcze zrobił tę całą paskudną szopkę aby cały kraj go obserwował i mówił jaką ma rangę.

Yoo Soo-Hyun potrząsnęła głową i opróżniła szklankę.

***

Cha Hae-In rzucała się i obracała w swoim łóżku.

Z powodu mężczyzny, którego spotkała niedaleko komnaty bossa, nie mogła zasnąć. Po swoim Przebudzeniu dwa lata temu spotkała wielu Łowców, ale każdy z nich był taki sam. Łowcy, a dokładniej przebudzone istoty, wszyscy wydzielali okropny smród, który atakował jej nos. Początkowo myślała, że to choroba i spotkała się z wieloma lekarzami, ale bezskutecznie. Jeden z konsultujących się z nią wówczas lekarzy starannie przedstawił teorię, że jest w stanie wykryć magiczną moc swoim węchem.

To nie była wtedy głupia teoria, jako że łowcy wyższych rang wydzielali gorszy zapach w porównaniu z łowcami rang niższych. Oczywiście zwykli ludzie nie wydzielali zapachu.

A oczywistym faktem było to że silniejsi łowcy mieli więcej mocy magicznej od tych słabszych a ludzie nie mieli jej wcale.

Tamten człowiek... pachniał jednak bardzo ładnie.

Myśląc o dziwnym spotkaniu tego dnia, jej serce zaczęło bić szybciej.

 Chcąc dowiedzieć się kim jest sprawdziła go na stronie internetowej Stowarzyszenia.

Łowca rangi E Sung Jin-Woo.

Myśląc o dziwnym spotkaniu tego dnia, jej serce zaczęło bić szybciej.

 Chcąc dowiedzieć się kim jest sprawdziła go na stronie internetowej Stowarzyszenia.

Łowca rangi E Sung Jin-Woo.

Na stronie było jednak zaskakująco mało informacji.  

Nie mogąc się powstrzymać, zadzwoniła do Szefa Rekrutacji Jo Myung-Gee.

- Dobry wieczór.

- Łowczyni Cha? Czy coś się stało że dzwonisz o tej porze?

Była już pierwsza w nocy rozumiała więc jego zdziwienie.

Gdyby rozmówczynią nie była jedyna łowczyni rangi S z Korei Południowej i wicemistrz gildii Łowców, mężczyzna nigdy by nie odebrał. Przez chwilę pożałowała swojej decyzji po usłyszeniu na wpół obudzonego głosu mężczyzny,

- Czy mógłbyś znaleźć jakieś informację na temat łowcy Sung Jin-Woo? Pracował dzisiaj z naszą grupą wydobywczą.

- Chodzi ci o tego łowce z rangę E?

Cha Hae-In była zaskoczony słowami mężczyzny. Jo Myung-Gi był szefem rekrutacji dla krajowej gildii nr 1. Skąd znał imię łowcy rangi E?

- Znasz go?

 - Ach, cóż... Mówiąc szczerze mistrz Choi również prosił żebym go sprawdził.

- Mistrz Choi?

- On też poszukuje informacji na temat tego człowieka?

- Wiesz może czemu?

- Nie, niestety nie.

Przez słuchawkę rozległo się głębokie westchnienie,

- Starałem się zdobyć jak najwięcej informacji, ale Stowarzyszenie zataiło większość danych na jego temat. Pierwszy raz widzę, żeby nakładano takie zabezpieczenia na informację na temat łowcy niskiej rangi.

- Rozumiem. Przepraszam że ci przeszkodziłam, dobranoc.

Coś było nie tak.

Zgubił się w tak rozległych podziemiach i całkiem przypadkiem trafił na leże bossa. Ciężko było jej w taki zbieg okoliczności uwierzyć.

Może był szpiegiem z innej gildii i dlatego wydawał jej się tak podejrzany.

A teraz okazało się że mistrz jej gildii szukał o nim informacji, które Stowarzyszenie próbowało ukryć.

Zastanawiała się czy jeszcze kiedykolwiek zobaczy tego człowieka.

***

Przychodząc następnego dnia Jin-Woo nie spodziewał się że skończy jako tragarz dla drużyny uderzeniowej. Niemniej jednak była to naprawdę świetna okazja z której nie mógł nie skorzystać.

Najwyraźniej osoba która miała być tragarzem nie stawiła się w pracy a bez niego grupa nie mogła wejść do podziemi. Tak więc przywódca grupy uderzeniowej Son Ki-Hoon zaczął szukać w grupie wydobywczej chętnego zastępcy.

W taki oto sposób Jin-Woo szedł z samego tyłu niosąc na plecach duży wypchany po brzegi plecak.

Jednak gdy stanął pod bramą miał wrażenie że coś jest nie tak.

Energia wydobywająca się z bramy była z pewnością mniejsza od tej z wczoraj, a pomiary Stowarzyszenia zwykle są poprawne.

Nie wiedział w takim razie dlaczego czuł ten sam dziwny niepokój który towarzyszył mu podczas wchodzenia do czerwonej bramy.

Może to po prostu były nerwy.

Będzie stał z tyłu i po prostu obserwował, a jeśli coś naprawdę pójdzie nie tak... Cóż po to tutaj przyszedł.

[WSZEDŁEŚ DO PODZIEMIA]

Jaskinia nie wydawała się wiele różnić od tej wczorajszej, przynajmniej na pierwszy rzut oka, Była bardzo wysoka, szeroka i nieco przycieniona a za oświetlenie służyły kryształy rozmieszczone gdzieniegdzie w losowych miejscach.

Kobieta idąca koło niego z samego tyłu z klasy medyka zaczęła rozmowę. Wyglądała, jakby miała około 20 lat? Wyglądało na to, że zauważyła jego twardą minę i chciała go trochę pocieszyć, odczytując ją jako zmartwienie.

- Nie ma się co denerwować. Ki-Hoon... Znaczy dowódca i wszyscy tutaj... może z wyjątkiem mnie, są wspaniałymi łowcami.

Widząc jej promienny szczery uśmiech bez zaopiniowanej pogardy czy wyższości względem łowcy rangi E Jin-Woo poczuł się bardzo miło, nawet jeśli wcześniej nie czuł się zdenerwowany czy przestraszony. Jin-Woo uśmiechnął się do niej z wdzięcznością, głównie za jej maniery a nie jak zapewne sądziła uspokojenie go.

Wyznawał od zawszę zasadę że jeśli ktoś jest miły i szczery względem niego on też taki będzie dla tego kogoś, zwykle starał się tego trzymać chociaż nie zawsze mu się to udawało.

Tymczasem, po potwierdzeniu, że w pobliżu wejścia nie ma magicznych bestii, dano sygnał, by iść naprzód.

Jin-Woo i medyk dopasowywali się do tempa marszu i szli powoli. Ponieważ grupa musiała być cały czas bardzo czujna i skanować swoje otoczenia ruch przemieszania się grupy był powolny i ostrożny.

- Zajmiemy się całą walką, więc o ile będziesz trzymał się blisko nas, nie powinno ci się nic stać. Wiesz, mamy takie powiedzenie... Jeśli magowie zostaną zaatakowani to wina tanków, jeśli medycy zostaną zaatakowani to wina jednostek ofensywnych, a jeśli tragarz zostanie zaatakowany to wina całego oddziału.

Mówiąc szczerze bardziej wyglądało mu to na wypunktowanie wad i błędów jakie można było popełnić podczas rajdu a nie zwykłe powiedzenie, ale nie zamierzał się kłócić bo było w nim bardzo dużo racji.

Nagle jednak atmosfera wokół nich bardzo szybko uległa zmianie.

- Nadchodzą!

Zanim nawet Son Ki-Hoon zdążył powiedzieć cokolwiek, cała grupa zajęła pozycje obronne.To było działanie podjęte w mgnieniu oka i wykonane bezbłędnie. Jin-Woo był naprawdę zdumiony.

Więc tak wyglądała współpraca łowców rangi A i B.

To było na zupełnie innym poziomie niż rajdy, które widział w przeszłości. Nawet naiwnie wyglądająca medyczka która nie miała najwyraźniej o sobie dobrego zdania, czy raczej o swoich umiejętnościach, również była w gotowości, z jej rąk wydobywało się jasne światło, możliwe że używała któregoś z czarów wzmocnienia.

Wyglądało na to że jego obawy były żałośnie bezpodstawne.

Bestie właśnie przybyły najwyraźniej wyczuwając ich obecność.

Oczy Son Ki-Hoona zwęziły się gdy ujrzał swoich przeciwników.

Grupa magicznych bestii, które wyglądały jak czerwone hieny, pobiegła w ich stronę. Chociaż wielkością przypominały bardziej dorosłe tygrysy niż rzeczywiste hieny.

- Podziemne szakale?

Son Ki-Hoon rozluźnił nieco mięśnie nadal unosząc tarczę przed sobą. 

Pomimo zastraszającej wielkości szakale padły bardzo szybko nie dość że było ich tylko kilkunastu to jeszcze nie stanowili prawdziwego zagrożenia dla łowców tych rang.

Gdy łowcy już zakończyli te bardzo nierówną walkę rozejrzeli się zmieszani po sobie.

- Co do cholery?

- Nie zdążyłam nawet dokończyć rzucać zaklęcia.

- Czemu w podziemiu kategorii A są podziemne szakale? To nie ma sensu?

- Dobre pytanie.

- Czy Stowarzyszenie znowu spieprzyło sprawę z pomiarem?

 Pośród łowców wysokich rang z największych gildii w Seulu, czyli głównie Żniwiarzy i Łowców właśnie znany był przebieg niedawnej tragedii z Czerwoną Bramą i rekrutami Białego Tygrysa, a ta skaza na wizerunku Stowarzyszenia była dość znacząca i silni łowcy takiego błędu raczej szybko nie zapomną zważywszy że jednym z zabitych był obiecujący łowca rangi A.

Tak więc Jin-Woo nieumyślnie miał sporo racji gdy kilka chwil temu uznał że pomiary Stowarzyszenia zwykle są poprawne.

Nawet im zdarzały się błędy, ale Jin-Woo wątpił aby pozwolili sobie na dwie takie pomyłki w tak krótkim czasie.

Głosy łowców niosły się po podziemiu, a tutaj żelazną zasadą było nie podnosić głosu. 

Ale nawet ci wprawni łowcy zapomnieli chwilowo o tej ważnej regule z powodu zaskoczenia wcześniejsza walką.

Son Ki-Hoon spojrzał na trupy szakali i podrapał się po skroni.

 – Dlaczego magiczne bestie z podziemi kategorii C miałyby znajdować się w podziemiach kategorii A?

 Tank rozejrzał się z niedowierzaniem. Wszyscy mieli podobne wyrazy twarzy. Z wyjątkiem jednego człowieka.

 Jin-Woo patrzył na trupy szakali z niespokojnym wyrazem twarzy.

- Czy to taka rzadkość? - Spytał po chwili ciszy Jin-Woo.

- Nie, jednak... - Medyczka koło niego zawahała się. - Jako potwory rangi C są zbyt słabe by przetrwać w takim otoczeniu. Nie miałyby na co polować, wszystkie bestie tutaj byłyby od nich dużo silniejsze. Nawet gdyby uformowały grupę, nadal nie miałyby żadnych szans. Przepaść między nimi a każdą inną bestią tutaj byłaby zbyt duża.

 Jin-Woo przyjrzał się zakłopotany trupą na ziemi. Po chwili jego oczy zwęziły się gdy dostrzegł coś dziwnego. Na szyi każdego martwego szakala był wyraźnie odciśnięty niewielki pasek. Futro było splątane i przyklapnięte. Jakby byli wcześniej związani. Albo mieli... obrożę?

To oznaczało że ktoś używał ich jako psów myśliwskich, to dlatego były w stanie tutaj przetrwać.

Musiały więc być tutaj potwory wystarczająco inteligentne, by zrobić coś takiego. Niezależnie od rasy, takie potwory były bardzo trudne do pokonania.

To nie był dobry znak.

- Czemu się tak przyglądasz?

Medyczka podeszła do niego i spojrzała tępo na zwłoki.

- Te ślady... Wygląda jakby szakale miały wcześniej na sobie coś podobnego do obrożny. - Stwierdził cicho Jin-Woo, szybko jednak zamilkł słysząc w oddali kroki.

Czy rzeczywiście jego przeczucie nie było błędne?

Jin-Woo wstał ignorując zwłoki psów. W międzyczasie inni łowcy również zdali sobie sprawę, że coś jest nie tak.

- O mój boże! Przygotujcie się do bitwy!

 Son Ki-Hoon wydał rozkaz. W końcu z ciemności jaskini wyłonił się prawdziwy wróg. Oczy Łowców rozszerzyły się się w niedowierzaniu i lęku.

- Wysokie orki?!

- Co one tutaj do diabła robią?!

Wysokie orki, którzy wyglądali na zahartowanych w boju, stali w szyku. Było ich aż 22. Wielu z nich miało na sobie liczne blizny, jeszcze większa część miała kremowe lub niebieskie tatuaże widocznie odznaczające się na ich czerwonej skórze.

Pomyśleć, że za magicznymi bestiami niskiego poziomu będą podążać magiczne bestie wysokiego poziomu, takie znane ze swojej siły i sadystycznej brutalności.

Wszystko co Jin-Woo wiedział na ich temat pochodziło z internetu, ale informacje o nich były ogólnie bardzo łatwo dostępne ponieważ ich siła i brutalność zapewniły im bardzo ponurą sławę wśród łowców.

Są najsilniejszym typem orków i każdy z nich jest wystarczająco potężny, aby walczyć z łowcą rangi A. W rezultacie są postrzegani jako bardzo niebezpieczni i generalnie pojawiają się tylko w bramach najwyższego poziomu rangi A.

Ta brama tutaj miała być nieco słabsza od wczorajszej. Ale jak na gust Jin-Woo najwyraźniej wcale tak nie było, chociaż trudno było mu jeszcze określić czy była ona silniejsza.

Włócznie wysokich orków poleciały w stronę zaskoczonych łowców.

Jin-Woo ewakuował się w róg. Planował po cichu obserwować sytuację i poszukać momentu, w którym musiał zrobić krok naprzód. Medyczka jednak pomyliła jego intencje,

- Zostań tam i ukryj się żebyś nie został ranny.

Chociaż jej troska była bardzo miła to z jakiegoś powodu jakaś mała część niego poczuła się obrażona takim zlekceważeniem.

Na zbliżających się do wysokich orkach, Son Ki-Hoon użył umiejętności drwina aby zwrócić ich uwagę na siebie. Jednak wysokie orki nie dawały się tak łatwo sprowokować. Wkrótce doszło do starcia Łowców klasy wojowników i wysokich orków.

Zaledwie tylko pierwsze kilkanaście minut starcia było w miarę wyrównanych.

Bardzo szybko orkowie zaczęli zyskiwać zauważalną przewagę.

W grupie było sześcioro łowców rangi B i chociaż byli bardzo silni i najwyraźniej na szczycie swojej rangi, przepaść między nimi a łowcami rangi A nadal była zauważalna. Im zdecydowanie najgorzej szło w walce z orkami które były trudne do pokonania nawet dla weteranów rangi A.

Dodatkowo fakt że orkowie mieli niewielką przewagę liczebną też nie ułatwiał walki, jako że walka jeden na jednego byłaby już wystarczająco trudna.

Liczba rannych wzrosła, a uzdrowiciele stali się bardzo zajęci.

Medyczka uklęknęła obok Łowcy, który stracił rękę i wypowiedziała zaklęcia.

Już po chwili w jasnym świetle ramię Łowcy zaczęło się regenerować. To była moc uzdrawiania zapewniana przez moc medyka rangi A. Ale kiedy była skupiona na swoim pacjencie, padł na nią duży cień. Uzdrowicielka podniosła głowę. Wysoki ork, o którym myślała, że nie żyje, stał nad nią z toporem w dłoni.

Najwyraźniej atak jednego z jej kolegów z drużyny chwilowo ogłuszyło orka ale nie zabił.

Twarz uzdrowicielki pobladła. Niestety w pobliżu nie było żadnych sojuszników, a każdy z drużyny był zbyt zajęty walką by zauważyć że w oddali coś jest nie tak. Kiedy ork uniósł topór, zamiast uciekać, medyczka przykryła swoim ciałem rannego.

- Nie.

Opuściła głowę, czekając na nadchodzący cios. Jednak bez względu na to, jak długo czekała, nie czuła żadnego bólu. W chwili, gdy jedna sekunda wydawała się minutą, medyczka lekko uniosła głowę. Miał przed sobą niesamowity widok.

Wysoki ork unosił się w powietrzu, wymachując kończynami, jakby jakaś niewidzialna siła utrzymywała go w miejscu.

Nadal przerażona uzdrowicielka patrzyła w szoku na miotającego się jeszcze bardziej przerażonego od niej orka.

Jednak już po chwili, głowa wysokiego orka oddzieliła się od ciała, podciągając za nią kręgosłup. To był niesamowity pokaz mocy, nawet jeśli był też wyjątkowo obrzydliwy i makabryczny.

Patrząc na ciało wysokiego orka, które upadło na ziemię, Uzdrowiciel wyglądał na kompletnie oszołomionego.

Głowa wysokiego orka wciąż unosiła się w powietrzu.

Tymczasem Jin-Woo skrzywił się z obrzydzeniem ścierając krew z policzka i odrzucając głowę wysokiego orka.

Kolejny wysoki ork został uderzony głową towarzysza i upadł na ziemię. Jego szyja skręciła się w groteskowy sposób zapewne uniemożliwiając mu tym samym oddychanie i dalsze funkcjonowanie.

Jin-Woo używał „Ukrycia" aby zajmować się po cichu orkami gdy widział że walczący z nimi łowcy byli już w poważnych tarapatach.

Łowca martwił się, że jeśli się wtrąci to zostanie zbesztany przez innych łowców, ale potem znalazł rozwiązanie w swojej umiejętności „Ukrycie". 

Zobaczył dowódcę rajdu, Son Ki-Hoona, walczącego z trzema wysokimi orkami jednocześnie.

Ruszył mu pomóc, ale wiedział jednak że nie mógł orków od tak mordować na oczach tych wszystkich łowców nawet jeśli był niewidzialny.

Łącznie z Son Ki-Hoonem, Łowcy tutaj mogą być uważani za znajdujących się na szczycie jeśli chodzi o Koreę. Gdyby byli świadkami rozdzierania wysokich orków przez niewidzialną siłę, każdy z nich szybko zorientowałby się, że użyto „Ukrycia". Cóż, prawie każdy z nich... Naiwna Łowca nie zdawała sobie z tego sprawy.

Mimo tego Jin-Woo czuł do niej sympatię, była urocza i jej naiwność dzięki której nie będzie zadawała pytań bardzo mu pomoże.

Nie chciał dać się złapać.

Pomimo tego że niedługo będzie miał rangę S, nie chciał ściągać na siebie niepotrzebnego gniewu z Gildii Łowców. Zwłaszcza że chciał wstąpić do Stowarzyszenia, a prezes Go Gun-Hee mógłby nie być szczęśliwy gdy usłyszy o kłopotach w które Jin-Woo potencjalnie mógłby się wplątać.

Musiał działać tak żeby nie dać się zauważyć.

Zdecydował o swoim podejściu do tej bitwy. Wezwał Zabójcę rycerzy i sztylet Baruki do swoich rąk.

Podczas bitwy Jin-Woo uśmiechnął się z rozbawieniem. Znajome chwyty sztyletów uspokoiły jego bijące serce. Dzięki Bogu nie można go było teraz zobaczyć. Wyglądałby jak szaleniec, uśmiechający się w środku tej chaotycznej krwawej walki. Spocony przywódca rajdu, który obecnie z trudem odpierał ataki trzech wysokich orków, byłby wściekły. Prawdopodobnie odgryzły mu głowę.

Przeciął ścięgno Achillesa jednego z wysokich orków, drugiemu przejechał ostrzem po żebrach a trzeci dostał w spód kolana.

Jin-Woo zadawał bolesne, lecz niewielkie i na pewno nie śmiertelne rany orkom aby zdekoncentrowac ich i pozwolić łowcom samodzielnie ich powybijać.

Adrenalina z bitwy była niewystarczająca, by powstrzymać ich ból. 

Kiedy wysokie orki pogrążyły się w chaosie przez nagłe obrażenia pojawiające się na ich ciałach, łowcy idealnie wykorzystywali ich dekoncentrację raniąc i zwabiając wrogów.

Łowcy bardzo szybko zdecydowali, że przynajmniej jeden lub dwóch z nich zginie w tej bitwie, nie zamierzali się oszukiwać widząc tylu wysokich orków. Wbrew ich oczekiwaniom bitwa która jeszcze chwilę temu wyglądała tragicznie źle z ich perspektywy stała się nagle dużo łatwiejsza.

[ZDOBYŁEŚ POZIOM!]

Jego wysiłki nie poszły na marne. Awansował. Mimo że nie zabił ani nie zadał śmiertelnej rany, wydawało się, że wciąż zdobywał punkty doświadczenia za samo wspieranie drużyny.

Zabił zaledwie dwóch orków i okaleczył około dziesięciu a mimo to zyskał poziom w tak krótkim czasie.

Jin-Woo mając te nową informacje poczuł podekscytowanie i satysfakcję.

Zapewne wbiłby więcej punktów doświadczenia samodzielnie zabijając tych orków, a przynajmniej tak zakładał, jako że w grach wspieranie czy osłabianie wrogów podczas gdy zabijał ktoś inny zawsze dawało mniej doświadczenia.

Gildia jednak zapłaciła potężne pieniądze, żeby móc tutaj walczyć więc chciał ograniczyć wtrącanie się do minimum.

Cofnął się o krok do tyłu i schował sztylety do ekwipunku, następnie rozejrzał się po polu bitwy.

Na ziemi leżało prawie dwadzieścia trupów a pozostali przy życiu orkowie byli już ranni i osłabieni. Z tym łowcy dadzą sobie radę.

Z zadowolonym wyrazem twarzy Jin-Woo wrócił do kąta, w którym powinien się ukrywać przez cały czas.

Łowcy w końcu mogli złapać oddech. Rozglądając się, potwierdzili, że wszystkie wysokie orki nie żyją.

- To koniec?

- Wygraliśmy?

- Czy ktoś jest ranny?

Zanim mogli świętować, przywódca rajdu Son Ki-Hoon sprawdził stan rannych.

W rzeczywistości pod koniec bitew z wysokiej rangi Uzdrowicielom rzadko zdarzały się ranne osoby. Dopóki trzymali się strzępka życia, mogli zostać uzdrowieni. Kiedy Son Ki-Hoon poprosił o obrażenia, w rzeczywistości nie pytał, czy ktoś został ranny. Pytał, czy ktoś umarł. Spoglądając mu w oczy, Uzdrowicielka potrząsnęła głową. Były obrażenia, ale nie było ofiar.

Twarze całej ekipy rajdowej pojaśniały.

- Wygraliśmy!

Jin-Woo patrzył na ich twarze pełne ulgi z założonymi rękami i rozluźnionym wyrazem twarzy.

Czy wysokie orki były tak silne?

Z tego, co przed chwilą zobaczył... nie dla łowcy rangi S. Nie mając żadnych doświadczeń z rajdami na wysokim poziomie, Jin-Woo nie czuł uroczystego wesołego nastroju tak jak reszta.  

Jeśli chodzi o podziemia B i A, kategoria nie była jedyną rzeczą braną pod uwagę przy określaniu poziomu trudności. Zmierzona moc magiczna została dokładnie sprawdzona, aby ustalić skład grupy uderzeniowej i plan działania.

Tymczasem świętowanie Łowców trwało tylko chwilę. Zebrali się wokół dowódcy rajdu, Son Ki-Hoona.

- Dowódco, idziemy dalej?

- Czy to nie będzie zbyt niebezpieczne?

- Jesteśmy dość blisko wejścia, a już natknęliśmy się na te wysokie ork, głębiej może czyhać coś jeszcze gorszego.

Son Ki-Hoon spojrzał w głąb jaskini i zamknął usta.

Jin-Woo rozumiał uczucia Son Ki-Hoona. W Gildii z dwoma łowcami rangi S był to prawdopodobnie pierwszy i ostatni raz, kiedy Son Ki-Hoon otrzymał dowództwo nad oddziałem uderzeniowym. Pomyśleć, że tak szybko będzie musiał zakończyć to, co może być szczytem jego kariery...

Każdy chciałby kontynuować i się wykazać.

Przed oczami Jin-Woo mignęła niezdecydowana twarz pana Songa gdy wahał się czy wejść do legowiska zguby.

Wtedy okoliczności były inne a tamci łowcy nie byli gildią, niemniej jednak...

Wiedział jak słono można zapłacić za nieostrożność w podziemiach.

Po podjęciu decyzji Son Ki-Hoon powoli otworzył usta. Oczy Jin-Woo zwęziły się, widział jak ramiona dowódcy lekko opadają. Ten człowiek nie był lekkomyślnym głupcem.

- Wycofujemy się.

Decyzje dowódcy w podziemiach były absolutne. Tak długo, jak byłeś częścią rajdu, była to niewypowiedziana zasada, każdy musi wykonywać rozkazy dowódcy. W tak niebezpiecznych miejscach jak podziemia nie można było pozwolić sobie na ignorowanie rozkazów. Z tego powodu to, kim był twój przywódca, często decydował o twoim bezpieczeństwie w podziemiu. Son Ki-Hoon najwyraźniej wiedział o tym. Stawką nie było jego dowództwo, stawką było życie ludzi przed nim.

Na jego rozkaz odwrotu cała drużyna odetchnęła z ulgą.

Zgodnie z rozkazem grupa uderzeniowa zaczęła się wracać nie zamierzając się ociągać, gdy wiedzieli już jakie niebezpieczeństwo na nich czyha za plecami. Jin-Woo uśmiechnął się pokonany.

Był tu tylko gościem. Zwykły gość nie powinien kwestionować woli właściciela domu. Żałosne, ale wyglądało na to, że na dzisiaj wystarczy.

Spokój drużyny szybko został jednak zniszczony gdy wszyscy zatrzymali się.

Son Ki-Hoon podniósł prawą rękę.

- Stać.

Jego głos był pełen paniki. Łowcy zmęczeni chodzeniem i walką, poruszyli się niespokojnie słysząc to nagłe wstrzymanie.

Już po kilku sekundach łowcy z przodu zaczęli tłumaczyć dokładnie co się dzieje, drogę blokowała im niewidzialna bariera.

Ściana śmierdziała sztuczną budową, nie była w żaden sposób naturalną częścią tego miejsca. Wyczuwając mieszankę magicznej mocy, było jasne, że była to magia magicznej bestii z inteligencją.

Dlaczego zablokowało im to wyjście, zamiast blokować im wejście?

Nagle Jin-Woo gwałtownie odwrócił głowę.

Jakby czekając na taką okazję, przerażająca fala magicznej mocy nadeszła z głębin podziemi.

Czy ta przerażająca moc pochodziła od bossa? Ta moc była na zupełnie innym poziomie, niż ta którą do tej pory czuł poza Bramą czy nawet w podziemiach. Pozostali Łowcy również poczuli moc i zadrżeli.

Jeśli boss tutaj potrafi używać wysokopoziomowej magii do tej pory nie wydzielał całej swojej mocy oraz bariera która musiała powstać dopiero gdy się tutaj znaleźli...

Czy to mogła być pułapka?

Gdy Jin-Woo myślał o tym po plecach przebiegł mu dreszcz.

Ta myśl przeraziłaby zapewne każdego łowcę, nie chodziło tylko o samą moc ale o tą przebiegłość i inteligencję jaką wykazał się boss.

Bezrozumny brutalny potwór zawsze będzie mniej przerażający niż ten sprytny i knujący.

Z odległych ciemności podziemi słuchać było nasilający się odgłos wielu kroków, były one nieporównywalnie głośniejsze niż te które słychać było gdy zbliżała się do nich pierwsza grupa.

Jin-Woo szybko domyślił się dlaczego tak było. W miarę jak kroki stawały się coraz głośniejsze i bliższe, dźwięk wydawane przez łowców stały się cichsze, jakby bali się nawet głośniej oddychać.

Wykorzystując te cisze na swoją korzyść, nadstawił uszu, próbując określić liczbę zbliżających się potworów, wiedział że była ona przynajmniej dwa razy większa niż poprzednia.

Liczył i czekał.

49, 50, 51...

Nerwowość wypełniła twarze łowców. Oni również z grubsza określili liczbę wrogów za pomocą zmysłów. Wygranie bitwy z 22 wysokimi orkami wojownikami było cudem. A teraz zbliżało się 51 kolejnych, czyli ponad dwukrotnie więcej niż poprzednia kwota.

Gdyby byli sami poprzednią bitwę wygraliby ze znacznymi stratami, o ile w ogóle.

Na wygranie tej nie mieliby szans.

Jin-Woo spojrzał za siebie w jego cień, cień wydawał się kołysać i drgać jakby w oczekiwaniu.

Wydawało się że jego żołnierze narzekali że od jakiegoś czasu nikogo nie zabili.

Czy już teraz będzie musiał się ujawnić?

Musiał myśleć o dobru tych łowców nie o swojej własnej skórze.

Jak powinien postępować?

Wysokie orki zatrzymały się w pewnej odległości od Łowców.

Wyglądali, jakby za chwilę mieli ich zaatakować. Czując moc bijącą od tej zwartej grupy, łowcy pobledli jeszcze bardziej.

Z powodu pojawienia się wrogów wycofali się do tyłu, ale ich plecy spotkały się z niewidzialną ścianą. Co mogli teraz zrobić? Już jakiś czas temu zakończyli przygotowania do bitwy, ale żaden z nich nie przejął inicjatywy. Zamiast tego wszyscy szukali pomocy u dowódcy rajdu Son Ki-Hoona.

Gdyby tylko Mistrz Gildii Choi Jong-In lub wicemistrzyni Cha Hae-In byli tutaj...

Brwi Son Ki-Hoona zmarszczyły się. Łowcy rangi S posiadali moc tak wielką że z jednym z nich w grupie ten rajd spokojnie mógłby trwać dalej. Gdyby tu byli, takie wysokie orki byłyby niczym.

Dlaczego tych dwoje nie było akurat dzisiaj na rajdzie? Ponieważ zawsze walczył u ich boku, Son Ki-Hoon zdał sobie sprawę, jak bezsilny był w tej chwili, po raz pierwszy czuł brak łowcy rangi S w zespole. Nie mógł jednak wiecznie pogrążać się w rozpaczy. Musiał podjąć decyzję.

Walka tutaj oznaczałaby ich definitywny koniec.

Nagle samotny wysoki ork zaczął się przemieszczać z tyłu grupy. Magiczna bestia brutalnie odepchnęła swoich towarzyszy z drogi i wyszła przed grupę. Ork spojrzał na Łowców swoimi okrągłymi niewielkimi oczami.

Był o głowę wyższy od reszty, z długimi kłami wystającymi z ust.

Oczy Jin-Woo zwęziły się. Gdyby zabił tego tutaj od razu, czy bitwa nie stałaby się łatwiejsza? Podczas gdy Jin-Woo zastanawiał się, obracając sztylet w palcach za plecami aby nikt go nie widział, wysoki ork otworzył usta,

- Khrerhak tuu sheenah! Weegroo ahraknakah!

Wzrok orka był utkwiony w Son Ki-Hoonu gdy przemawiał w swoim dziwnym niezrozumiałym języku.

Łowcy zaczęli szeptać między sobą z niedowierzaniem.

Nagle jednak twarz wysokiego orka zaczęła się trząść i marszczyć. Kiedy drżenie ustało, jego usta otworzyły się i przemówiły zupełnie innym głosem niż teraz.

- Lu... dzie...

Wyglądało to jakby brzuchomówca używał swojej lalki. Tylko że żywej i nieludzkiej. Przyglądając się bliżej, oczy wysokiego orka zrobiły się białe i matowe, jak u ryby która od jakiegoś czasu nie żyła.

- Ludzie... jestem Kargalgan... chce się z wami... spotkać... ludzie...

Co! Łowcy poczuli się, jakby ktoś każdego z nich uderzył w brzuch. Ork mówił w ludzkim języku! To było niewiarygodne i jak dotąd nierealne.

- Skąd u diabła ork zna Koreański?!

- Czy to magia?

Magiczna bestia chce rozmawiać z ludźmi? Coś takiego nigdy nie zostało odnotowane przez całe dziesięć lat istnienia bram. W bezprecedensowej sytuacji Son Ki-Hoon i jego koledzy z drużyny popadli w chaos.

- Co się dzieję!?

- Dowódco chyba w to nie wierzysz, prawda?

- Ki-Hoon to musi być pułapka! Chyba mu nie wierzysz?! Musimy walczyć!

- Jeśli ten ork mówi to może...

- Hej kretynie, po całym tym czasie spędzonym w podziemiach, nadal nie znasz magicznych bestii?

- Z nimi nie da się pertraktować!

W tym krótkim czasie między łowcami zapanowała niezgoda. Son Ki-Hoon przerwał milczenie pytaniem:

- Kargalganie czy to ty ustawiłeś tę barierę?

- Tak... jestem wspaniałym... orczym...magiem... moja magia... nie może zostać... zniszczona... przez ludzi.

- Czy znajduje się tutaj ktoś silniejszy od ciebie?

- Któż... śmiałby... stawać przeciwko mnie...?! Wybierajcie... śmierć z ręki moich wojowników... czy... pójście... za nimi...

Rozległ się grzmiący głos i zaatakował uszy Łowców. Kilku Łowców wzdrygnęło się lub zakryło uszy, ale Son Ki-Hoon spokojnie skinął głową. Jego domysły były trafne. Istota, która pożyczała usta tego wysokiego orka, by z nimi rozmawiać, była bossem tego podziemia. Ponieważ boss nie mógł opuścić swojej komnaty aż do otwarcia bramy, wzywał łowców do miejsca, w którym był.

Wiedział że musi teraz ostrożnie wybrać co robić dalej.

Ponieważ odpowiedź dowódcy rajdu się opóźniała, dowódca tej grupy orków uniósł topór wysoko w powietrze.

- Wybierajcie...

- Prowadź. - Zadecydował twardo Ki-Hoon.

Większość łowców na jego odpowiedź zareagowała negatywnie.

- No coś ty?!

- Ki-Hoon, nie!

Son Ki-Hoon uciszył kolegów z drużyny i obserwował reakcję wysokiego orka.

- Za mną ludzie...

Po tym oczy kapitana wysokich orków wróciły do normy. Brzydkie oczy przypominające bestię. 

Son Ki-Hoon jako pierwszy ruszył za orkami w rozsądnej odległości.

Niepewnie Łowcy zaczęli podążać za nim jeden po drugim.

Pamiętali żelazną zasadę że w podziemiach słowo dowódcy było prawem.

Jin-Woo wpatrywał się z zaciekawieniem w Son Ki-Hoona. Oprócz samego bossa, pomieszczenie bossa powinno być wypełnione jeszcze większą liczbą wysokich orków. Oczywiście prawdopodobieństwo przetrwania tam spadło. Tak więc Jin-Woo nie był pewien, co myślał sobie dowódca podążając za orkami.

Jeśli myślał o pertraktacjach to Jin-woo nie dawał mu zbyt wielkich szans, zwłaszcza że teraz wiedział o głosie w głowach potworów. Skoro elfy go słyszały to najprawdopodobniej słyszały go wszystkie potwory, a przynajmniej te inteligentne.

Jin-Woo schował sztylet trzymany w dłoni do ekwipunku i cicho poszedł za grupą.

To czy będzie walczył tutaj czy w komnacie nie miały wielkiego znaczenia. Tam zapewne musiałby po prostu bardziej uważać na ochronę tych łowców.

Celowo zwalniając tempo, Son Ki-Hoon podszedł do Jin-Woo, który popatrzył na niego zdziwiony.

Czyżby już domyślił się że Jin-Woo nie jest tak słaby jak tylko udaje?

Dowódca przemówił do niego cicho co chwilę patrząc na masywne czerwone plecy potworów idących przed nimi.

- Panie łowco.

-Tak?

- Gdy znajdziemy się w komnacie bossa... zaatakujemy go z zaskoczenia. Niezależnie od tego, czy uda nam się go zabić, czy nie, jego magia blokująca wyjście powinna zostać złamana.

To była rozsądna myśl. Z wyjątkiem klątw, utrzymanie zaklęcia wymagało skupienia i koncentracji rzucającego. Im wyższy poziom magii, tym silniejsze wymagane skupienie.

Nawet gdyby udało im się zabić bossa lub cofnąć jego magię, zostaliby po prostu zalani i zmasakrowani przez wysokich orków których na pewno było przynajmniej dwa razy więcej w komnacie niż tych tutaj. Innymi słowy, szansa, że oddział rajdowy wyjdzie stąd żywy, wynosiła około 0%. Jakby chcąc wyjaśnić co ma na myśli widząc zmieszanie Jin-Woo, Son Ki-Hoon kontynuował ze zdeterminowaną miną.

- Gdy odwrócimy jego uwagę powinieneś jak najszybciej uciec i wezwać wsparcie, jak tylko wydostaniesz się z podziemi.

- Nim wsparcie przybędzie, wszyscy będziecie martwi. - Zauważył ponuro Jin-Woo. - Zamierzacie zginąć wraz z bossem?

Jin-Woo rzucił szybkie spojrzenie w bok, by spojrzeć na twarz mężczyzny. Wyraz twarzy tanka był twardy, ale światło w jego oczach było silne.

- Naszym celem jest zamknięcie bramy za wszelką cenę nie ratowanie naszych żyć. To dlatego ludzie tyle nam płacą. My zrobimy to co do nas należy, ale to nie jest twoja walka. Mam nadzieję że uda ci się uciec.

Jin-Woo słyszał stanowczość w głosie mężczyzny. Bez względu na to, co powiedziałby Jin-Woo, wiedział, że nie zmieni to zdania Son Ki-Hoona, wyglądał na wyjątkowo upartego typa, widział już podobny błysk w oczach Jin-Ho a ten dzieciak czasami miał naprawdę wiele wspólnego z osłem, na przykład upartość.

W związku z tym Jin-Woo po prostu skinął głową.

- Miałabym do ciebie prośbę. - Zwróciła się do niego nieoczekiwanie medyczka z którą rozmawiał chwilę po wejściu do podziemi. - To moje zapiski. Proszę, dostarcz je mojej rodzinie jeśli uda ci się uciec.

Jin-Woo skinął głową chowając je w kieszeni, nie zamierzał się z nimi kłócić, niech na razie sądzą że spróbuje zwiać.

Inna sprawa że łowca rangi E ze swoją zwinnością i szybkością, czy raczej ich brakiem bardzo łatwo zostałby dogoniony i zatrzymany przez wysokich orków.

Gdyby ktoś innym mający prawdziwą rangę E był tragarzem zamiast niego bardzo szybko zapewne by zginął.

*** 

Na miejsce drugiego rajdu jej gildii przybył Cha Hae-In..

Nałożyła czapkę z daszkiem, więc większość ludzi jej nie rozpoznała. Podeszła, by poszukać ekipy górniczej. Niektórzy łowcy mijali ją i rzucali szybkie spojrzenia, ale doszli do wniosku, że musiała być pracownikiem Gildii i nie zwracała na nią zbytniej uwagi, cieszyła się że jej twarz nie jest tak bardzo znana jak mistrza Choi.

W oddali zobaczyła szefa grupy wydobywczej Bae Yoon-Suk w towarzystwie swoich ludzi.

Ostrożnie przyjrzała się wszystkim twarzom, ale nie znalazła między nimi Sung Jin-Woo.

Czy już zrezygnował?

Albo kręcił się gdzieś tutaj z dala od reszty grupy.

Postanowiła poczekać jeszcze pięć minut.

Po piętnastu minut gdy nie dostrzegła Jin-Woo westchnęła i odwróciła się gotowa by odejść.

Po piętnastu minutach Jin-Woo się nie pojawił.

Jednak gdy zrobiła kilka kroków, zatrzymała się odwróciła i powróciła na swoje wcześniejsze miejsce.

Zebrawszy się na odwagę, podeszła do szefa grupy Bae Yoon-Suka. Łowcy z ekipy wydobywczej zwrócili wzrok na zbliżającą się kobietę. Na szczęście, ponieważ byli łowcami niskiej rangi, ich smród był do zniesienia.

Rozpoznając wicemistrzynię gildii, lider zespołu szybko podszedł do niej wyglądając na bardzo zmieszanego.

- Pani Cha, nie ma pani dziś wolnego?

- Witam. Chciałam zapytać o łowcę Sung Jin-Woo. Był tutaj dzisiaj?

Na nieoczekiwaną wzmiankę o młodym łowcy, mężczyzna wyglądał na zaciekawionego.

- Pan Sung poszedł do podziemi jako tragarz....

Słysząc to Cha Hae-In była w szoku.

- Wszedł przez bramę?!

Krzywiąc się jakby rozumiejąc jej reakcję mężczyzna kiwnął głową.

Łowca rangi E zgłosił się na ochotnika jako tragarz i wszedł do podziemi rangi A? Nie był kotem, nie miał dziewięciu żyć!

Dlaczego postąpił tak niesamowicie głupio?!

Wczoraj powiedział że... zgubił się w podziemiu pomimo swojego najwyraźniej czteroletniego doświadczenia. Wczoraj przyjęła to wyjaśnienie bez szemrania, ale to wydawało się niesamowicie nieprawdopodobne.

Co właściwie ten człowiek o imieniu Sung Jin-Woo robił w pobliżu gildii Łowców? Chciała zobaczyć go na własne oczy i przekonać się o tym. Kobieta była wicemistrzynią gildii Łowców i łowczynią rangi S. Nikt by jej nie powstrzymał, gdyby chciała wziąć udział w rajdzie własnej Gildii.

Przygryzając paznokieć kciuka podczas kontemplacji, Cha Hea-In podjęła decyzję.

- Muszę wejść do podziemi.

Lider zespołu Bae był zszokowany jej stwierdzeniem.

- Coś się stało? Powinniśmy poprosić o wsparcie?

- Nie, to prywatna sprawa. Nie martw się.

Cha Hae-In odwróciła się w stronę bramy. Nagle poczuła u boku pustkę.

No tak... nie miała przy sobie broni.

Poklepując się po biodrach tu i tam bez patrzenia, zdała sobie sprawę, że zostawiła swój miecz w domu. Cóż, to nie tak, że planowała dzisiaj wejść do podziemi. Jej czoło delikatnie się pomarszczyło.

Wiedziała, że dowódca rajdu Ki-Hoon- to człowiek, na którym można polegać, a wszyscy członkowie zespołu byli silnymi łowcami z dobrym przeszkoleniem, niemniej jednak...

 Wejście do podziemi bez broni było rzeczą nie do pomyślenia, nawet dla łowcy rangi S. Po chwili kontemplacji Cha Hae-In zwrócił się do lidera zespołu Bae.

- Macie tutaj jakąś broń?

Po dłuższej chwili wahania szef zespołu wskazał na leżące niedaleko kilofy,

- Macie tylko kilofy?

- Jesteśmy górnikami panienko. Cała broń jaka tutaj byłą została zabrana przez zespół uderzeniowy.

Cha Hae-In westchnął lekko,

Już chciała odmówić gdy lider zespołu podał jej jeden z kilofów, ale zamarła myśląc o tym.

Nie mogła wejść do podziemia bez żądnej broni.

Szybko odwróciła się i wzięła kilof od lidera zespołu. Mężczyzna zachichotał,

*** 

W końcu weszli do komnaty bossa, pierwsze co uderzyło Jin-Woo w tym miejscu był rozmiar komnaty. To miejsce było ogromne. Nerwowość łowców wokół niego osiągnęła apogeum. 

Jin-Woo rozejrzał się po komnacie z zainteresowaniem. To miejsce przypominało coś na podobieństwo okrągłej areny. Pomieszczenie było jajowate przy ścianach stali w rzędach wysocy orkowie a naprzeciw wejścia było podwyższenie z tronem na którym siedział kolejny ork, zapewne boss a po jego obu stronach stało po dwóch innych okrów.

W pomieszczeniu było około dwustu orków.

Najwyraźniej zamiast rozproszyć się po całym podziemiu, wszystkie potwory zebrały się w komnacie bossa, to było dość nieoczekiwane. 

Spoglądając na hordę wysokich orków, twarz Son Ki-Hoona zbladła.

Jeśli tak wielu wysokich orków opuści bramę...

Do czasu przybycia najwyższych rangą łowców zniszczeniu może ulec spora część Seulu. Plecy tanka były mokre od potu.

Musieli przynajmniej zabić bossa.

W końcu stanęli naprzeciw tronu stojącego na dość wysokim podwyższeniu.  

Ork czarownik siedzący na tronie miał maskę z twarzoczaszki założoną na twarz. Czarownik miał na sobie naszyjnik i kolczyki wykonane z kości i był od stóp do głów pokryty różnymi ozdobami i ornamentami w niebieskim kolorze.

Wyraz twarzy Son Ki-Hoona stwardniał. Zdał sobie sprawę, że przerażająca magiczna moc, która wypełniała podziemia pochodziła głównie od niego. Boss miał czterech ochroniarzy, którzy również wykazywali wysoką moc magiczną, chociaż nawet nie w połowie tak silną jak boss.

Czy zdołają zaatakować czarownika, mającego wokół siebie tych ochroniarzy? 

- Ludzie... witam was.

Nagle powietrze wokół nich stało się niesamowicie chłodne. Powodem wzmożonego chłodu nadal była moc bossa przed nimi.Boss wysokich orków zdjął maskę, którą nosił, a wraz z nią magiczną moc, którą ukrywał, została w pełni uwolniona.

Fala magicznej mocy wystrzeliła we wszystkich kierunkach, obmywając całe podziemie. Jak ofiara zamrożona przed drapieżnikiem, łowcy z z oddziału uderzeniowego stali w miejscu zastygli ze strachu.

- Boicie się mnie, ludzie?

Zagryzając wargi, Son Ki-Hoon z trudem zrobił krok do przodu i zapytał:

– Dlaczego nas tu sprowadziłeś?  Twoi ludzie wysłani po nas wystarczyliby by nas bez problemu wybić.

Czarownik uśmiechnął się szeroko, dwa wielkie długie kły wyrastające mu z dolnej szczęki poruszyły się przy tym tworzące jeszcze bardziej makabryczny widok. Samo spojrzenie na jego uśmiech sprawiło, że Łowcy zadrżeli.

- Dla rozrywki.

- Co?

Son Ki-Hoon oniemiał słysząc to. To był powód, dla którego zostali tu przyprowadzeni? Dla rozrywki?

Czarownik kontynuował, bardzo rozbawiony.

- Będziemy was wybijać, jeden po drugim dla uciechy moich ludzi.

Wysocy wojownicy orków zaczęli ryczeć z podniecenia wymachując do góry swoją bronią. 

Czarownik zawahał się. Boss spojrzał na łowców, po czym zatrzymał się na Jin-Woo.

- Pomiędzy wami znajduje się coś dziwnego.

W jednej chwili oczy Son Ki-Hoona rozbłysły.

– Czarownik jest rozkojarzony! Teraz!

Z rykiem Son Ki-Hoon wziął swój miecz i pobiegł do przodu.

Jednak za sobą nie słyszał żadnych dźwięków.

Biegnąc obejrzał się za siebie. Jego oddział nadal stał w tym samym miejscu patrząc ze strachem na bossa. 

Musiał jednak wykorzystać okazję. Musiał coś zrobić.

Szarżując z całej siły, Son Ki-Hoon ścisnął mocniej miecz.

Nie miał jednak szansy się choćby nim zamachnąć. Zamiast tego odbił się o coś i został odrzucony do tyłu.

To musiała być jakaś magiczna tarcza.

Odrzucony przez barierę, Son Ki-Hoon przetoczył się po ziemi.

- Naiwny człowieku.

Ciało Son Ki-Hoona uniosło się w powietrze.

To bez wątpienia była magia grawitacyjna.

Usta czarownika poruszały się bez przerwy tkając zaklęcie. Po podniesieniu tanka na wysokość dwupiętrowego budynku czarownik wyrecytował inne zaklęcie.

Grawitacyjne przyśpieszenie.

Ciało Son Ki-Hoona uderzyło o ziemie a dźwięk uderzenia o podłożę zmieszał się z odgłosem łamanych kości.

Gdy został ponownie podniesiony w powietrze Jin-Woo uznał że dość już zobaczył i najwyższa pora by oderwać temu cholernemu czarownikowi łeb.

Oczy czarownika rozszerzyły się. Tank spadający na ziemię nagle zniknął. Robak powinien zostać roztrzaskany na kawałki, ale nim mogło do tego dojść zniknął. Czarownik rozejrzał się szukając swojej pierwszej ofiary..

Son Ki-Hoon leżał bliżej wejścia do komnaty za plecami łowców. W tym samym czasie czarownik odkrył obok Son Ki-Hoona mężczyznę. Tym mężczyzną był wyraźnie rozgniewany Jin-Woo.

Po delikatnym ułożeniu mężczyzny na ziemi, by nie skrzywdzić go bardziej, Jin-Woo zapytał dowódcę grupy, wpatrując się w czarownika:

- Panie Ki-Hoon, to podziemie jest własnością gidii łowców, nie mogę się tam po prostu wtrącić. Jeśli jednak nic nie zrobię wszyscy zostaną wybici.

Tymczasem czarownik uniósł brodę na Jin-Woo, marszcząc brwi. Jeden z ochroniarzy odwrócił się i zaatakował łowcę rangi E. Patrząc, jak biegnie w jego stronę, oczy Jin-Woo rozbłysły niebieskim światłem. Mężczyzna wyciągnął rękę w stronę zbliżającego się wysokiego orka.

A ochroniarz uniósł się w powietrze, jakby został złapany przez gigantyczną, niewidzialną rękę, potwór machał nogami w powietrzu.

Oczy czarownika rozszerzyły się.

Dłoń Jin-Woo delikatnie obniżyła się, ochroniarz padł na ziemię, a siła upadku sprawiła że podłoga popękała.

Na tym jednak Jin-Woo nie zamierzał poprzestawać.

Ciało ochroniarza zaczęło uderzać raz z sufit a raz w ziemię, i tak kilka razy.

Wysoki ork krzyczał, odbijając się między sufitem a podłogą jak piłka do koszykówki, po czym został uciszony, gdy jego głowa została definitywnie wbita w sufit a ciało zwisało bezwładnie jak wyjątkowo makabryczna ozdoba.

Kawałki sufitu spadły na ziemię, patrząc na kołyszące się ciało wysokiego orka przyklejone do sufitu, łowcy nie dowierzali mrugając raz za razem jakby sądząc że ciało zaraz zniknie.

- Zapytam jeszcze raz. Mogę zabić wszystkie potwory tutaj!

Była tu tylko jedna osoba, która mogła pełnić funkcję przedstawiciela Gildii Łowców i tylko on mógł udzielić Jin-Woo pozwolenia które miałoby jakikolwiek sens.

Son Ki-Hoon nie dbał już o tożsamość tragarza. Był po prostu zły. Zły na to, że bawiła się nim jak zabawka magiczna bestia. Smugi łez spłynęły z oczu dowódcy rajdu, gdy odpowiedział:

- Proszę... pomóż nam.

- Ciekawa sztuczka jak na człowieka. - Zaśmiał się czarownik nadal siedząc na swoim tronie i nie wyglądając na zaniepokojonego.

Czarownik wykonał gest i wysokie orki otoczyły Jin-Woo.

Wyraz twarzy Jin-Woo stał się zimny i odległy.

Mężczyzna nigdy nie lubił magicznych potworów, ale po raz pierwszy natknął się na taką, którą tak bardzo chciał zabić.

Uznał że czarownika zostawi sobie na koniec.

Jeśli mógł odczuwać radość, z pewnością mógł odczuwać też strach.

Jeśli nie, to bardzo szybko się nauczy.

- Przybądźcie.

W jego rękach pojawiły się dwa sztylety,

***

Czarny sedan zatrzymał się na poboczu. Z samochodu wysiadło kilku mężczyzna w okularach przeciwsłonecznych i czarnym garniturze. Pierwszym z nich był szef Departamentu Monitorowania Łowców. Podążając za nim, trzech innych Łowców również wysiadło z samochodu.

- Szefie, dlaczego się tu zatrzymaliśmy? Czy nie jechaliśmy bezpośrednio do Stowarzyszenia?

- Jest tutaj coś co chciałem sprawdzić.

Woo Jin-Chul odwrócił głowę w kierunku bramy w oddali.

Inspektor zmarszczył brwi, gdyby ta gigantyczna dziura otworzyła się i bestie zamknięte tam zerwałyby się ze smycz... Nawet dla niego to była przerażająca myśl.

Dlaczego jednak łowca rangi S, czy raczej przyszły łowca rangi S zgłosił się jako górnik?

I to nie tylko na jeden dzień, ale na dwa. Nawet gdyby prezes Stowarzyszenia Go Gun-Hee nie zapytał go o to osobiście, Woo Jin-Chul próbowałby się dowiedzieć na własną rękę, aby ugasić ciekawość.

Oczywiście miał numer do łowcy Sunga, niemniej jednak uważał pytanie o coś takiego nie powinno odbywać się za pośrednictwem telefonu.

Dodatkowo prezes prosił go nieoczekiwanie aby spotkał się z łowcą Sungiem i omówił kilka spraw dotyczących jego rekrutacji do Stowarzyszenia.

Jeśli miał być szczery, rozdaj spotykania jaki zaplanował prezes Go Gun-Hee był... dziwny na taką okazję, nie zamierzał jednak tego kwestionować. Jego przełożony wiedział co robi.

Dodatkowo nie mogli badać go za jego plecami.

Jeśli łowca, który został potwierdzony jako ranga S, wykonywał pracę górnika, każdy byłby ciekawy. Co więcej, Sung Jin-Woo był kimś, kto zwrócił na siebie uwagę Stowarzyszenia, zwłaszcza samego prezesa. Prezes stowarzyszenia musiał naprawdę polubić tego człowieka, niedawno Woo Jin-Chul zauważył, że Go Gun-Hee podnosił oczy i uszy, gdy tylko wspominano o Jin-Woo.

Oczywiście to on pierwszy zwrócił uwagę na tego dziwnego łowcę, niemniej...

Jego intencję były wyłączenie biznesowe.

Bycie ciekawym było oczywiste, a zadawanie kilku pytań z powodu tej ciekawości było normalne. Mając to na uwadze, Woo Jin-Chul zwrócił się do jednego pracowników kręcących się wokół bramy.

- Witam ,szukamy ekipy górniczej.

- Przepraszam... ale kim jesteście?

- Stowarzyszenie, Departament Monitorujący Łowców.

Po potwierdzeniu tożsamości Woo Jin-Chula pracownik wskazał miejsce, w którym zespół wydobywczy był zebrany w gotowości.

- Wszyscy powinni być tam.

- Dziękujemy.

Czterech Łowców podeszło do zespołu wydobywczego. Usłyszawszy, że są w drodze, szef grupy Bae Yoon-Suk wyszedł im naprzeciw patrząc na nich zmartwiony.

- Czym sobie zasłużyliśmy na wizytę inspektorów ze Stowarzyszenia?

Jeszcze chwilę temu wygodnie odpoczywali, a teraz łowcy z zespołu górniczego wyglądali na zaniepokojonych. Dla Łowców „Departament Monitorujący" było raczej groźnym zwrotem do usłyszenia. W końcu Łowcy z tego departamentu byli tymi, którzy mieli do czynienia z łowcami, którzy łamali prawo i stanowili zagrożenie. Aresztowali, więzili, a czasami... eliminowali takich przestępców. A teraz ci Łowcy stali przed nimi.

Z ostrożną ciekawością górnicy zebrali się obok swojego szefa. Woo Jin-Chul zdjął okulary przeciwsłoneczne.

Łowca rangi A poszukiwał pośród grupy znajomej twarzy Sung Jin-Woo. Gdy go nie znalazł, postanowił zapytać otwarcie.

- Słyszeliśmy, że łowca Sung Jin-Woo pracuje tutaj jako górnik. Gdzie teraz przebywa?

 - Ten młodzieniec? - Szef górników spojrzał na inspektorów zaskoczony i zmieszany.

Nagle przez grupkę górników przecisnął się mężczyzna. Był to człowiek, który wczoraj próbował zastraszyć Sung Jin-Woo, Lee Sung-Gu.

- Wiedziałem! Ten gnojek pewnie zostałby mordercą, gdyby nie został łowcą! Raz gdy na mnie spojrzał tym swoim dziwnym spojrzeniem myślałem że przewierci mnie na wylot.

Brwi Woo Jin-Chula zmarszczyły się lekko, podczas gdy w jego pamięci pojawiły się obraz młodego zmęczonego chłopaka leżącego na szpitalnym łóżku i wspomnienie zaskakująco wesołego i ładnego śmiechu.

Z tego co zauważył Sung Jin-Woo nie szukał awantur, no chyba że został poważnie sprowokowany.

Górnicy zaczęli między sobą szeptać. Woo Jin-Chul zignorował ich i zwrócił się do Lee Sung-Gu:

- Czy coś się wtedy stało?

Wiedząc że nie może powiedzieć prawny iż to on próbował początkowo zastraszyć łowcę Sunga mężczyzna skrzywił się i stwierdził.

- Przez przypadek delikatnie go potrąciłem z powodu nieuwagi, przeprosiłem oczywiście... Ale on popatrzył tylko jakby chciał mnie oskórować. Jego oczy były naprawdę przerażające.

Jakoś nie wierzył temu mężczyźnie, ale nie miał żadnych dowodów tylko jego słowa postanowił się go zignorować. 

Woo Jin-Chul ponownie zwrócił się do szefa grupy górników.

- Gdzie jest teraz Sung Jin-Woo?

- W podziemiach... - Przyznał po chwili wahania. - Tragarz nie przyszedł, więc szukali zastępstwa. Pan Sung zgłosił się na ochotnika.

Sung Jin-Woo wszedł do bramy kategorii A podczas rajdu? Rajdu innej gildii. Najpierw pracował jako górnik a potem tragarz pomimo tego że niedługo miał stać się łowcą rangi S. Ten mężczyzna była naprawdę... intrygujący.

- O co chodzi? Znaczy... Najpierw pani Cha Hae-In o niego pytała i wyglądała na bardzo zdenerwowaną gdy dowiedziała się że wszedł do podziemi, a teraz panowie o niego pytają.

 Kiedy usłyszał słowa mężczyzny, umysł Woo Jin-Chula zaczął się szaleńczo obracać.

Dlaczego łowczyni Cha miała szukać łowcy Sung Jin-Woo? I dlaczego miałaby wejść za nim do podziemi od tak?

Co się tu u licha działo?

Woo Jin-Chul przybył tu tylko po to, by aby zadać jedno pytanie łowcy Sungowi i spytać go o późniejsza możliwość spotkania w celu omówienia kilku kwestii, ale wyglądało na to, że coś tutaj wymykało się spod kontroli.

Chyba będą musieli się temu przyjrzeć, skoro łowczyni Cha zainteresowała się wejściem łowcy Sunga do podziemia to musiała mieć powód...

Jin-Chul zacisnął szczękę odpychając wszelkie dziwne uczucia.

Chodziło o sprawy biznesowe i zwykłą nieoczekiwaną kontrolę.

Jako szef departamentu miał do tego prawo.

- Zabił kogoś czy coś? Z pewnością wyglądał na takiego co mógłby to zrobić? - Spytał Lee Sung-Gu krzywiąc się.

Woo Jin-Chul zmrużył oczy czego nikt nie mógł dostrzec przez jego ciemne okulary. 

Nagle zdał sobie sprawę, dlaczego Sung Jin-Woo patrzył w taki sposób na tego mężczyznę.

Teraz już naprawdę nie wierzył że było tak jak mówił ten mężczyzna, ale to nie miało żadnego znaczenia.

Mężczyzna wyglądał, jakbyś miał się przewrócić, gdyby Sung Jin-Woo choć kichnął w jego kierunku.

Nie mógł jednak powiedzieć czegoś takiego, było tutaj zbyt wiele oczu. Przedstawiciel Stowarzyszenia nie mógł tak po prostu zwymyślać lub okazywać gniewu zwykłemu łowcy, chociaż były nieliczne przypadki gdy naprawdę tego chciał. Główny Inspektor starał się mówić tak dyplomatycznie, jak to tylko możliwe.

- Wszystkiego dowiesz się w jutrzejszych wiadomościach.

Jakby to była odpowiedź, której szukał, Lee Sung-Gu wyglądał na usatysfakcjonowanego taką odpowiedzią.

- Widzicie! Mówiłem że ten typ jest podejrzany!

- Nie wyglądał na takiego...

- Wyglądał na tak dobrego pracownika.

Lee Sung-Gu zignorował odpowiedzi kolegów mając na twarzy wyraz pełen wyższości i zadowolenia. Mając dość tego żałosnego mężczyzny, Woo Jin-Chul zabrał swoich podwładnych i odszedł w kierunku bramy wzdychając z irytacją.

Rozmowa z łowcami czasami niewiele różniła się od gadania do upartego zasmarkanego dziecka.

- Sprawdźmy bramę.

Woo Jin-Chul zatrzymał się kilka kroków przed Bramą wzdrygając się ledwie dostrzegalnie co zauważyli tylko jego agenci.

Łowcy spojrzeli na Woo Jin-Chula z zakłopotaniem. Twarz mężczyzny zamarła, co nie było częstym widokiem.

Woo Jin-Chul wyjął telefon i wyszukał informacje o bramce kategorii A. Był zszokowany tym, co przeczytał,

– Dlaczego moc magiczna tej bramy jest tak niska.

Nie wszyscy Łowcy rangi A byli równi. Woo Jin-Chul był praktycznie na samym szczycie swojej rangi, prezes kiedyś powiedział mu że zapewne znalezienie w Korei łowcy rangi A tak silnego jak Woo Jin-Chul byłoby trudne. Jego wprawne zmysły mówiły mu że pomiar mocy magicznej był błędny. Szybko odwrócił się na bok i wydał rozkaz,

- Przynieście urządzenie do pomiaru!

Czytając niespokojny nastrój, podwładny szybko pobiegł do samochodu i wrócił z urządzeniem nie zadając żadnych pytań. Miniaturowe przyrządy pomiarowe stosowane przez ich departament były innej klasy niż te, którymi posługiwali się zwykli pracownicy Stowarzyszenia. Jak można się spodziewać po urządzeniu wykonanym z magicznym rdzeniem kosztującym miliard wonów, rzadko kiedy generowane pomiary były błędne.

Miał rację.

Wyniki wyraźnie różniły się od pomiarów wykonanych przez zwykłych pracowników Stowarzyszenia. Gdyby gildia opierała się na wstępnych danych ze Stowarzyszenia podczas planowania wyprawy, zakończyłoby się to katastrofą.

A zapewne tak było.

Teraz gdy było tam dwóch łowców rangi S nie powinno być aż tak źle... 

Brama zaczęła delikatnie falować, to nie było to samo zjawisko, co zamknięcie Bramy. Zostało to spowodowane przez potężną falę magicznej mocy uwolnione z wnętrza. Nie tylko Woo Jin-Chula to wyczuł, nawet słabsze zmysły jego podwładnych były w stanie wykryć potężną falę. Każdy z nich wzdrygnął się i zatrząsnął, gdy to poczuł.

- Szefie?!

- Co to było?!

Woo Jin-Chul spojrzał na najmłodszego członka, który najbardziej zbladł, chłopak miał zadatki na dobrego agenta i był dobrym łowcom rangi A, był nadal jednak dość młody, bo miał tylko dwadzieścia lat.

- Wszystko w porządku?

- Tak proszę pana.

- Wchodzimy do środka.

Jedynymi, którzy wiedzieli, że pomiar był nieprawidłowy, byli oni. Musieli przekazać tę informację grupie szturmowej w środku. Oprócz zarządzania i monitorowania łowców, pierwszym i najważniejszym obowiązkiem Stowarzyszenia była pomoc.

Woo Jin-Chul skinął głową, po czym zwrócił się do najmłodszego pracownika:

- Zostań tutaj i zgłoś to Stowarzyszeniu.

- R-Rozumiem.

Woo Jin-Chul poklepał go po ramieniu, a najmłodszy pracownik z wysiłkiem skinął głową.

Główny Inspektor odwrócił się do bramy. Oprócz tego, co przed chwilą czuli, z bramy wylała się jeszcze potężniejsza fala magicznej mocy, jakaś część niej wydawała się jednak znajoma. Mroczna, ale nie tak straszna.

Co się tam do diabła działo?

Gdy Woo Jin-Chul objął prowadzenie, trzej łowcy od razu ruszyli za nim.

***

Gdzieś z głębi podziemia wylewała się fala magicznej mocy, której nigdy wcześniej nie doświadczyła. Twarz kobiety pociemniała. Miała wrażenie jakby całe powietrze wokół niej naelektryzowało się od tak dużej ilości energii.

Cha Hae-In przygryzła wargi i pobiegła z całych sił w kierunku komnaty bossa.

Gdyby to była magiczna moc pochodząca tylko od samego bossa, drużyna Son Ki-Hoona zostałaby unicestwiona.

***

Cień pod stopami Jin-Woo zaczął rosnąć i ciemnieć, a następie zaczął się niespokojnie kołysać.

- Hej?!

- Co się dzieję?!

Zespół uderzeniowy zobaczył, jak „cień" rozpościera się pod ich stopami i przerazili się nie mając pojęcia co się u diabła dzieje. Jak powinni w ogóle opisać tę sytuację? Jak powinni się zachować? Nawet najbardziej doświadczeni, najdłużej pracujący łowcy w grupie nie słyszeli o czymś takim, nie mówiąc już o zobaczeniu tego.

Czuli że robiło się coraz zimniej, tym razem jednak chłód nie pochodził od orkowego czarownika.

Leżący na ziemi Son Ki-Hoon zaczął gwałtownie trząść się, wpatrując się w Jin-Woo.

- Co.... Tylko co planujesz zrobić?

Jakby odpowiadając na jego nieme pytanie – kiedy rozchodzący się cień całkowicie pokrył podłogę pokoju bossa....

Powierzchnia cienia zachwiała się, a żołnierze w kruczoczarnych zbrojach wstali jeden po drugim.

- Próbujesz wyzwać moich żołnierzy do walki, stawiając tylko tylu przeciwników? - Spytał czarownik nadal wygodnie rozłożony na tronie.

[UMIEJĘTNOŚĆ TERYTORIUM MONARCHY ZOSTAŁA AKTYWOWANA]

[CIENIE WALCZĄCE W OBRĘBIE CIENIA UŻYKTKOWNIKA BĘDĄ MIAŁY ZWIĘKSZONE STATYSTYKI O 50%]

Na ustach Jin-Woo pojawił się cienki uśmiech.

To była nowa umiejętność powiązana z jego profesją, którą zdobył po wbiciu 70 poziomu podczas wspinaczki na kolejne piętra pałacu. Teraz jego cienie były znacznie silniejsze.

50 wezwanych Żołnierzy Cienia stało wokół Jin-Woo w kręgu, jakby chcąc go chronić.

Wojownicy Wysokich Orków, słynący ze swojej odwagi, zaczęli wycofywać się krok po kroku po tym jak zaczęli czuć wzmocnioną energię żołnierzy cienia i samego Jin-Woo.

- Orkowie się cofają?!

- Jakie to ma... Co się tutaj dzieje?!

- Czujecie to?!

Łowcy typu magów byli bardziej wrażliwi na magiczną energię. I nie mogli kontrolować swojego wściekle przyspieszającego bicia serca bez względu na wszystko. Ponieważ szalona ilość magicznej energii tryskała z mężczyzny, który jeszcze kilka chwil temu był po prostu ich tragarzem. Kogoś, kogo uważali za zwykłego słabego łowcę rangi E.

– Czy to w ogóle magiczna energia?

– Ta moc jest jeszcze bardziej mroczniejsza niż ta, którą emanuje boss! To jakieś szaleństwo!

- Mogę przyzwać zaledwie dwie kreatury, a on... Ilu ich tam jest?!

- Nie mam kurwa pojęcia, stary, ale na pewno więcej niż dwóch!

Magicznej energii, która gęsto wypełniała pokój bossa, utrudniała nawet prawidłowe oddychanie. Fakt, że ta niesamowita moc nie należała do wroga, bezgranicznie im ulżył.

Z drugiej strony w szeregach Wysokich Orków panowało ciężkie napięcie oraz zdenerwowanie.

Jin-Woo rzucił się do przodu jako pierwszy .

Widząc jego ruch czarownik krzyknął na swoich ludzi.

- Co wy wyrabiacie?! Zniszczcie go natychmiast!

Czując że głos czarownika nasiąknięty magiczną energią pcha ich do przodu, wszyscy wojownicy wysokich orków zaczęli ryczeć i podnieśli broń.

Już po chwili pomiędzy wysokimi orkami zaczęły rozlegać się wrzaski bólu. Jin-Woo ciął we wrażliwe miejsca jednocześnie bez większych problemów unikając lawiny ciosów, a jego uniki mogły przywodzić dziwny jednoosobowy taniec.

- To...

- Tak, dokładnie jak nasza wicemistrzyni.

Pseudonim łowczyni Cha Hae-In brzmiał: „Tancerz".

Zwykle pozostawała spokojną, opanowaną postacią, ale kiedy wskoczyła do bitwy, szybko ścinała potwory, jakby wykonywała układ taneczny w szybkim tempie. Stąd nadano jej ten przydomek.

Kobieta, o której mowa, zabroniła używania tego przezwiska ze względu na to, jak żenująco brzmiało, więc nie było to powszechnie znane, ale niektórzy ludzie wciąż uciekali się do nazywania jej tak od czasu do czasu, gdy nie słyszała.

A teraz ich domniemany tragarz pokazywał ruch dorównujący Cha Hae-In.

Żołnierze Cienia również nie zostawali w tyle, były alfa lodowych niedźwiedzi, Tank, zrobił krok do przodu, co zasygnalizowało atak reszty niedźwiedzi pod jego dowództwem.

Żelazny też ruszył do przodu, niespokojny i skory do walki jak zawszę. 

[ŻELAZNY UŻYŁ UMIEJĘTNOŚCI: „SZYDERCZY SKOWYT".]

[STATYSTYKI WROGÓW SĄ ZBYT WYSOKIE. PROWOKACJA NIE POWIODŁA SIĘ.]

Kiedy jego umiejętności zawiodły, Żelazny wpadł w złość i zaczął ryczeć jak bestia. A potem zaczął niszczyć nieszczęsnych wysokich orków swoim potężnym młotem, waląc praktycznie na oślep, chodź trzeba było mu przyznać ze zaskakująco celnie jak na taką taktykę.

Nie ważne czy był człowiekiem, czy cieniem, jego ego było bardzo kruche.

Był tak destrukcyjny, że czuło się nawet odrobinę litości dla wysokich orków, którzy wydawali się nie mieć szans w starciu z nim.

Z drugiej strony, Igris elegancko i skutecznie odcinał szyje swoim wrogom w całkowitym kontraście do brutalności Żelaznego. Wysokie orki wpadające na Igrisa nie miały nawet szansy krzyknąć, zanim ich oddechy zostały przerwane, wielu świetnych szermierzy zapewne zazdrościłoby mu tak eleganckich i wprawnych ruchów.

Zwykłym Żołnierzom Cienia trudno było walczyć z pojedynczymi wysokimi orkami, ale posiadali wytrzymałość i możliwość regeneracji a dodatkowo w przeciwieństwie do swoich wrogów nie byli w stanie odczuwać strachu w taki sposób jak oni.

Kupując w ten sposób czas, morze ognia zostało utworzone przez cienistych magów a następnie spadło na pole bitwy podpalając orków.

Liczba Wysokich Orków znacznie spadła w mgnieniu oka. Policzki czarownika, zadrżało z wściekłości, gdy oglądał bitwę.

Spojrzenie bossa było teraz mocno utkwione w Jin-Woo. Boss szybko zdecydował się najpierw zabić tego człowieka.

Żołnierze w czarnych zbrojach zostali wezwani przez tego człowieka! Jeśli ten człowiek zginie, ci żołnierze też znikną.

Aby zabić Jin-Woo, szaman zaczął intonować zaklęcie.

Pieśń letargu, pieśń snu, pieśń ślepoty, pieśń agonii i pieśń petryfikacji; pięć różnych typów zaklęć zostało ukończonych w mgnieniu oka i poleciało w stronę docelowej ofiary.

Kąciki ust szamana wygięły się w łuk.

W momencie, gdy wszystkie te zaklęcia zostały ukończone, Jin-Woo wyczuł również nienaturalny ruch magicznej energii.

Magia czyż nie?

Oczy Jin-Woo spotkały się z oczami Szamana.

Szaman Orków uśmiechnął się szyderczo.

- Już za późno, człowieku.

Klątwy różniły się od zwykłych zaklęć magicznych i nie można było ich uniknąć. W momencie, gdy zostanie rzucony, to będzie koniec.

Z tym ludzkim gnojkiem zamieniającym się w chodzące zwłoki, zniszczone przez różnego rodzaju nieszczęścia, jego los został przypieczętowany – zostać rozerwanym na strzępy przez Wojowników Wysokich Orków i ich broń. To był koniec naprawdę godny nędznego człowieka, który nie znał swojego miejsca i odważył się popisać.

Niestety dla potwora....

[NAŁOŻONE EFEKTY ZOSTAŁY USUNIĘTE ZA POMOCĄ „WZMOCNIENIE: ODPORNOŚĆ".]

Wszystkie pięć klątw zostało rozproszonych, zanim jeszcze zdążyły się aktywować.

Jin-Woo uśmiechnął się zaskoczony, to był jeden z efektów które otrzymał gdy stał się „graczem".

[„KLĄTWA: PERTFIKACJI" ZOSTAŁA ANULOWANA.]

[„KLĄTWA: ŚLEPOTA" ZOSTAŁA ANULOWANA]

[„KLĄTWA: LETARGU" ZOSTAŁA ANULOWANA]

[„KLĄTWA: SNU" ZOSTAŁA ANULOWANA]

[„KLĄTWA: AGONII" ZOSTAŁA ANULOWANA]

[BŁOGOSŁAWIEŃSTWO WSPANIAŁEGO CZARODZIEJA KANDRIARU]

- EFEKT STAŁY: „DŁUGOWIECZNOŚĆ".

WSZYSTKIE CHOROBY, ZATRUCIA ORAZ EFEKTY STATUSU ZOSTAJĄ WYLECZONE, NATOMIAST STEN ZNACZNIE ZWIĘKSZA ZDOLNOŚĆ REGENERACJI.

Dzięki temu nie musiał martwić się magią zmieniającą status, taką jak klątwy.

Szaman zadrżał w szoku. Pasujący do bossa podziemi rangi A, szaman wielkich orków natychmiast zdał sobie sprawę, że jego klątwy były nieskuteczne, a więc większość jego asów jakie miał traciła całą swoją wartość bo nie mógł ich użyć.

Ale to nie miało sensu!

Aby rozproszyć klątwy, potrzebna była magia oczyszczenia lub błogosławieństwo istoty posiadającej większą moc niż sama klątwa.

Czy istnieje jeszcze doskonalszy czarownik niż on sam, wśród tych nędznych ludzi?

Jeszcze zanim potwór zdążył o tym pomyśleć, szaman krzyknął z powodu bólu promieniującego z jego stopy.

Kiedy spojrzał w dół, znalazł sztylet głęboko tkwiący w jego stopie.

Szaman podniósł głowę, a jego przekrwione oczy wylądowało na Jin-Woo.

Jak zwykły człowiek śmiał tak go upokorzyć?!

— Pozwól że pokażę ci ciekawą sztuczkę.

Pokaże mu prawdziwą trwogę jaką budzi nekromanta.

Z ciał Wysokich Orków porozrzucanych na ziemi cały czas unosił dym się jakby czekając na wezwanie.

- Powstańcie.

Natychmiast z nieznanego miejsca dobiegły przerażające krzyki agonii, natomiast oczy szamana rozszerzyły się w szoku.

Jin-Woo zaczął się głęboko uśmiechać, spoglądając z zadowoleniem na nowicjuszy dołączających do jego armii Cienia.

- Przemieniasz moich żołnierzy w nieumarłych?!

Szaman zaczął drżeć w niekontrolowany sposób. Do tej pory życie straciło około 50 wojowników. I mniej więcej tyle samo zmieniło się w tych żołnierzy.

Ci jednak nadal mieli czerwony kolor skóry, był on jednak świecący i eteryczny, ubrania, włosy i tatuaże były jednak smoliście czarne, a oczy były w kolorze niebieskim.

Szaman w końcu zdał sobie sprawę, że niezidentyfikowany człowiek w ogóle nie używał regularnego przywołania. A jednocześnie zdał sobie sprawę z tego, w jak złym położeniu był on i jego wojownicy.

Wojownicy Wysokich Orków odważnie wskoczyliby do walki z wrogami silniejszymi od nich samych bez strachu, ale szybko stracili ducha walki, gdy zobaczyli, że ich dawni towarzysze zostają „ożywieni" jako Żołnierze Cienia.

Wysokie Orki, znane z tego, że nigdy nie wycofywały się z szansy na przelanie krwi, teraz otwarcie wycofywały się ze strachu.

Fakt, że po śmierci nie będą w stanie wstąpić do nieba wojowników i zamiast tego mogą stać się marionetkami wroga, był najgorszym z możliwych koszmarów dla tych krwiożerczych potworów.

To zadziałało na wojowników, ciekawe jak przyjął to czarownik, już po chwili gdy jego wzrok padł na bossa wyraz twarzy Jin-Woo rozjaśnił się.

W oczach bossa dostrzegł strach.

Trzęsąc się, czarownik przypomniał sobie istnienie, które mogło wskrzeszać zmarłych w „cienie". Nie może być dwóch osób posiadających dokładnie taką samą moc. Nie te przerażającą moc.  Więc ten człowiek musiał być „nim".

- Jeżeli ta osoba to on, to... Dlaczego tu jesteśmy?

Jednak w chwili, gdy szaman pomyślał o „nim" wnętrze jego mózgu wygasło, a zawarte w nim istotne wspomnienia zostały wymazane w mgnieniu oka. Jedyną emocją, która tam pozostała, był strach.

Nie wiedząc, co się stało, Jin-Woo przybrał wyraz zadowolenia.

***

Pierwszą rzeczą, o której pomyślała Cha Hae-In gdy ujrzała to co się przed nią działo był fakt że ta magia musiała służyć do przyzywania. Jednak było ich po prostu zbyt wielu, by powiedzieć, że to efekt zwykłego przyzwania.

Chodziło o to, że Łowcy typu magów specjalizujący się w przywoływaniu mogli kontrolować tylko góra dwa przyzwania. Możliwe że na świecie był łowca który mógł jakimś cudem przyzwać trzy lub nawet cztery przyzwańce naraz. Ale to był żelazny limit.

Jednakże....

Ilu było ich tutaj?! Setka?!

Jeden człowiek wezwał ponad 100 za jednym zamachem. I nawet nie potrzebował dużo czasu, by je przywołać. Nie, potrzebował tylko chwili, by przywołać dziesiątki za jednym zamachem.

Nigdy nie uwierzyłaby w coś takiego gdyby nie ujrzała tego na własne oczy.

Mogła być jednym z dziesięciu najlepszych Łowców w Korei Południowej, ale umiejętność innego Łowcy sprawiła, że całkowicie zaniemówiła.

To nie była jednak pora na stanie i gapienie się.

Jej wzrok natychmiast przesunął się poza Żołnierzy Cienia i utkwił w drużynie rajdowej. Nie wyglądali dobrze. Niektórzy z nich kucali na ziemi, jakby nie mieli już energii by stać.

Nie miało znaczenia, jaka była tożsamość mężczyzny imieniem Sung Jin-Woo, nie miało znaczenia, jaką posiadał zdolność – jej priorytetem było udzielenie pomocy członkom gildii. Rzuciła się więc w ich stronę aby sprawdzić w jakim dokładnie są stanie.

***

Woo Jin-Chul biegł bez tchu.

Biegał tak mocno, że poczuł w ustach cierpką słodycz.

Pochylił się i spróbował złapać oddech, po czym podniósł głowę – tylko po to, by dostrzec kobietę z krótką fryzurą stojącą w pobliżu wejścia do komnaty bossa. Od razu rozpoznał, kim była.

Cha Hae-In.

Gdzie można znaleźć kobietę z aurą taką jak jej?

Ale czemu stała tak nieruchomo?

Woo Jin-Chul uznał za dziwne, że nie próbowała brać udziału w bitwie i po prostu stała z boku, więc szybko podszedł do niej.

I właśnie w tym momencie mógł wyraźnie zobaczyć sytuację w komnacie.

Żołnierze ubrani w kruczoczarne zbroje jednostronnie masakrowali rzekomo potężne potwory, znane również jako wojownicy Wysokich Orków.

Woo Jin-Chul wiedział do kogo należały te ciemne straszne przyzwania.

Żałosne krzyki Wysokich Orków zdołały nawet zagłuszyć słuch Woo Jin-Chula.

- Minęło trochę czasu inspektorze Woo Jin-Chul.

- Ach, masz rajce panienko Cha. - Woo Jin-Chul grzecznie pochylił głowę na powitanie.

– To stworzenia przyzwane przez tego człowieka.

Cha Hae-In najpierw przywitał się z Woo Jin-Chulem, po czym wskazał na Jin-Woo w oddali.

Woo Jin-Chul szybko zdjął okulary przeciwsłoneczne i spojrzał na Jin-Woo, stojącego teraz na środku pola bitwy. Dzierżył dwa krótkie miecze, które wyglądały jak sztylety. Do tej pory nie widział go walczącego, musiał więc przyznać że widok był niesamowity.

- W rzeczy samej. - Skinął głowę Woo Jin-Chul patrząc pomiędzy Jin-Woo a jego przyzwaniami. - Walka Sung Jin-Woo naprawdę robi wrażenie.

Jak na osobę używającą magii Sung Jin-Woo wydawał się bardzo zręczny i silny, zupełnie nie przypominając maga, a na tą klasę wskazywały od początku jego przyzwania. Już w szpitalu założył że taka jest właśnie jego klasa.

- Więc zna go pan? - Spytała zaskoczona Cha Hae-In.

- Muszę. - Stwierdził po prostu Jin-Chul. - Moja praca polega na obserwowaniu łowców.

Kiedy usta Jin-Woo poruszyły się nieco, dziesiątki kolejnych wezwań wzniosły się z ziemi.

- O mój boże.

Szczęka Woo Jin-Chula opadła na podłogę.

Ile wezwań mógł kontrolować ten człowiek?!

Oczywiście mówił już w szpitalu że to nie były jego limity, niemniej jednak słuchać o tym, a rzeczywiście obserwować jak z martwych ciał wydobywa swoich nowych żołnierzy było... przerażające i niesamowite zarazem.

W ogóle nie mógł zamknąć swojej obwisłej szczęki.

Woo Jin-Chul nie mógł oderwać oczu od Jin-Woo przez długi czas, ale z opóźnieniem zdał sobie sprawę że łowczyni Cha coś do niego mówiła.

- A tak przy okazji, dlaczego tu jesteś, inspektorze Woo? Czy ktoś poinformował już Departament Monitorujący?

Kiedy Cha Hae-In zadał mu to pytanie, Woo Jin-Chul jakoś zdołał odzyskać kontrolę nad swoimi emocjami i odpowiedział.

- Ach, nie...Byliśmy niedaleko, właściwie to był czysty zbieg okoliczności, że odkryliśmy nienormalny stan bramy i przybyliśmy tutaj, aby pomóc w ewakuacji zespołu rajdowego, ale cóż...

Woo Jin-Chul przestał tam mówić i znów spojrzał na Jin-Woo, naprawdę trudno było mu oderwać wzrok od łowcy.

Byłby to jego pierwszy raz, gdy był świadkiem prawdziwych umiejętności łowcy Sung Jin-Woo. I tak się złożyło, że był to spektakl, w którym własną mocą oczyszczał podziemia kategorii A.

- Ale wygląda na to że nasza pomoc nie jest konieczna.

- Więc wie pan kim jest ten człowiek?

Woo Jin-Chul wyraźnie podziwiał umiejętności Sung Jin-Woo i najwyraźniej nie martwił się o jego tożsamość, przynajmniej nie na zewnątrz. Był także agentem Stowarzyszenia, które zablokowało również wyciek informacji Jin-Woo oraz był nieoficjalną prawą ręką prezesa Go Gun-Hee

Woo Jin-Chul musiał coś na ten temat wiedzieć.

Słysząc zmieszane pełne nadziei pytanie łowczyni Woo Jin-Chul zdał sobie sprawę że kobieta wie o łowcy Sung Jin-Woo bardzo niewiele.

Ta informacja sprawiła że poczuł się dziwie usatysfakcjonowany jej niewiedzą.

A potem zganił sam siebie z powodu swoich zawstydzających nierozsądnych emocji przyćmiewających jego profesjonalizm.

- Chciałaby po prostu dowiedzieć się kim on jest.

Woo Jin-Cheol założył okulary przeciwsłoneczne i odpowiedział.

- Przepraszam, ale nie wolno mi udzielać żadnych informacji na temat łowcy Sung Jin-Woo. Rozkaz od samego prezesa.

- Rozumiem. - Stwierdziła zawiedziona łowczyni.

A słysząc jej ton Woo Jin-Chul prawie poczuł się źle.

Prawie.

Co się z nim działo?

***

[POKONAŁEŚ BOSSA PODZIEMI]

- No i pięknie! - Stwierdził zadowolony z siebie Jin-Woo. - To była naprawdę dobra walka!

[ZDOBYŁES POZIOM]

[ZDOBYŁEŚ POZIOM]

Zyskał w tych podziemiach aż trzy poziomy.

Jeden gdy używał „Ukrycia" i pomagał łowcom z grupy uderzeniowej i teraz dwa z bossa. To było naprawdę miłe uczucie po tym jak przez jakiś czas był skazany na podziemia kategorii C które nie dawały mu pojedynczo nawet jednego poziomu.

Był to wynik znacznie powyżej jego oczekiwań. Rozradowany Jin-Woo podszedł bliżej zwłok. Wcześniej podczas walki wściekły i na skraju szaleństwa boss użył czaru i powiększył się prawie trzykrotnie, teraz jednak magia straciła już swoją moc i ciało było normalnej wielkości.

Zobaczył magiczny kryształ wielkości jajka osadzony w naszyjniku martwego bossa, ale nie zamierzał go ruszać

To podziemie należało do gildii łowców, a on nie zamierzał być chciwy.

Za jakiś czas sam będzie mógł kupować podziemia kategorii A gdy będzie już częścią Stowarzyszenia.

Bardzo chętnie za to weźmie sobie cień tego irytującego bossa.

Tym razem nie pozwoli aby ktoś tak silny mu umknął jak Baruka jakiś czas temu. Teraz z perspektywy czasu wiedział już że Baruka był słabszy od tego orka tutaj, więc ta utrata tak bardzo nie bolała.

I on sam jest znacznie silniejszy niż za czasów czerwonej bramy.

Poza tym zabicie tamtego lodowego sukinsyna bardzo go wyczerpało. Dopiero po otrzymaniu pomocy dwóch swoich rycerzy, Igrisa i Żalaznego, udało mu się pokonać tamtego bossa.

Jednak dzisiaj był w stanie zabić tego szamana stosunkowo łatwo.

Tydzień spędzony w zamku demonów dał mu bardzo wiele jak teraz zauważył po tej walce.

- Powstań.

Złowieszczy wiatr przemknął po jego dwóch policzkach, ten wiatr bardzo szybo uświadomił mu że udało się za pierwszym razem.

Promienny uśmiech rozkwitł na twarzy Jin-Woo.

Gdy rozległ się rozdzierający bębenki uszne krzyk, z cienia martwego szamana wyłonił się mag odziany w czarną szatę.

Słysząc i widząc to co się dzieję Cha Hae-In pomimo bycia łowczynią rangi S, ku swojemu zawstydzeniu pisnęła przerażona natychmiast kładąc drżące dłonie na ustach gdy zdała sobie z tego sprawę.

Woo Jin-Chul zachował nieco więcej zimnej krwi, ale nawet on poczuł ogromny lęk i ciarki na plecach gdy ujrzał jak z ciała zaczyna wychodzić zakapturzona ciemna postać, a wcześniejszy mrożący krew w żyłach krzyk udręki i bólu wcale mu nie pomagał w zachowaniu spokoju, którego i tak już nie miał.

Jin-Woo wyczuł, że z tym gościu jest coś innego, więc sprawdził okienko informacyjne.

[???LV.1]

RANGA: ELITARNY RYCERZ

Elitarny rycerz?

Wcześniej Jin-Woo był w stanie potwierdzić, że Żołnierze Cienia mają trzy rangi.

Normalna, elitarna i rycerz.

Ale teraz, po raz pierwszy w historii, pojawiła się klasa elitarnego rycerza.

Zaczął myśleć, że widząc słowo „elitarny" doczepione do już istniejącego stopnia „rycerz", ten nowy cień musiał być o wiele silniejszy niż Igris lub Żelazny pod względem sprawności bojowej.

Jego magiczna energia na pewno była wyższa niż jego dwóch rycerzy, ale z drugiej strony był magiem nie wojownikiem więc pomimo jego wyższej rangi i na pewno bycia silniejszym jego siła polegała na czymś nieco innym.

[WYBIERZ IMIĘ DLA SWOJEGO ŻOŁNIERZA.]

Och no tak, imię. Jego cienie mający rangę rycerza potrzebowali imion, naturalnym więc było że te silniejsze, powyżej rangi „rycerza" też będą jej potrzebować.

- Jak ty się typie nazywałeś? - Spytał Jin-Woo ciągnąc się lekko za ucho zamyślony.

- Kar... Jak to było... Karkarkar? Nie? Uh... Kargalkar? No nie patrz tak na mnie, przecież się staram! Może... Kieł. Niech będzie Kieł.

[KIEŁ LV.1]

RANGA: ELITARNY RYCERZ.

Gdyby szaman, który pozostał całkowicie arogancki aż do chwili śmierci, usłyszał to imię, biedak mógł zemdleć na miejscu, albo dostać tętniaka. Ale cóż, kogo to obchodzi? W każdym razie był już martwy. I obecnie chyba nowe imię mu nie przeszkadzało.

Z zadowolonym uśmiechem na twarzy, Jin-Woo przypomniał sobie swoich Żołnierzy Cienia.

Mógł teraz przechowywać 127 z nich. Chociaż było to trochę godne ubolewania, resztę musiał odesłać z powrotem w pustkę.

Niemniej był to niezły skok w górę, jako że wcześniej mógł przechowywać ich tylko 50.

Zszedł z ołtarza z szerokim uśmiechem na twarzy, ale wtedy podbiegło do niego kilka osób. Byli to: Łowcy z drużyny rajdowej Cha Hae-In i wreszcie grupa mężczyzn w dopasowanych czarnych garniturach.

Jin-Woo rozpoznał jedną z twarzy wśród czarnych garniturów.

Główny inspektor Woo Jin-Chul cały czas był tutaj i oglądał tę jego błazenadę?!

Świetnie!

Czując jak jego policzki się nagrzewają Jin-Woo popatrzył na nich wszystkich wielkimi przerażonymi oczami.

- Panie tragarzu co to miało być?

- Panie Sung Jin-Woo.

Wszyscy zaczęli mówić do niego w tym samym czasie, co poniektórzy tylko zamiast coś mówić patrzyli nieufnie na jego cienie stojące wokół czekające na rozkazy.

Ku jego upokorzeniu jakby miał mało kłopotów to Tankowi zebrało się jeszcze na pieszczoty i jak gdyby nigdy nic podczłapał do łowców którzy zamilkli przerażeni widząc wielkiego niedźwiedzia podchodzącego do nich.

Ku przerażaniu wszystkich, zwłaszcza samego Sung Jin-Woo niedźwiedź podszedł do inspektora Woo i wcisnął mu nos w policzek podczas gdy mężczyzna wyglądał jakby bał się w ogóle oddychać, o ruchu nie mówiąc. Na działanie niedźwiedzia Igris pokiwał po prostu głową pełen dezaprobaty.

- Jasna cholera! - Zaklął mało elegancko Jin-Woo. - Oszalałeś Tank?! Zastaw inspektora Woo w spokoju, bardzo pana przepraszam... Moje cienie mają... w pewnym stopniu swoją osobowość... przynajmniej te najsilniejsze... Nie będzie miał pan jego futra na garniturze obiecuje. Cóż głównie dlatego że Tank jest cieniem... i jest martwy.

Jin-Woo szybko nakazał swoim cienią powrót czując jak policzki pieką go jeszcze bardziej, a za ten wybryk przerobi Tanka na dywanik.

Nie miał powodu żeby ukrywać już swoje moce i powalczył sobie tyle ile chciał... ale ta cała uwaga.

- Jak pan to...

- Tych przywołań było tak wiele...

- To było niesamowite...

Jak on miał się teraz stąd wydostać? 

Jin-Woo spojrzał na tych wszystkich otaczających go ludzi i podrapał się w tył głowy.

Woo Jin-Chul zareagował jako pierwszy gdy jego serce już zaczęło bić na nowo gdy wielki dziwnie zainteresowany jego osobą niedźwiedź zniknął.

Podczas gdy wszyscy inni byli zajęci przyglądaniem się innym wokół nich, szybko podszedł do Jin-Woo, wyciągnął swoją kartę identyfikacyjną i pokazał ją z dobrze ukrytą dumą, aby wszyscy mogli ją zobaczyć.

Praca w Stowarzyszeniu była jego życiem i był z niej naprawdę dumny, nie mógł nic na to poradzić.

- Jesteśmy z Departamentu Monitorowania Łowców.

Nieważne, czy byłeś łowcą wysokiej czy niskiej rangi, nieuchronnie napinałeś się po usłyszeniu nazwy Departamentu Monitorowania. I ta taktyka zawsze się sprawdzała.

Trwało to tylko krótką chwilę, ale wyraz nerwowości przemknął przez miny członków gildii łowców, z wyjątkiem Cha Hae-In.

Woo Jin-Chul wykorzystał tę szansę i kontynuował to, co chciał powiedzieć.

- Nadzorujemy działania pana Sung Jin-Woo. To co tutaj zaszło jak i jego tożsamość są ściśle tajne i informację o tym nie mogą ujrzeć światła dziennego.

Jin-Woo mógł tylko cofnąć się w osłupiałym podziwie wobec umiejętności wciskania rządowego kitu Woo Jin-Chula. Dodatkowo typ był niesamowicie gorący gdy był w swoim profesjonalnym stanie „ inspektora". Jin-Woo nie mógł się powstrzymać i zerknął na proste twarde plecy szefa departamentu, stojącego nieco przed nim. Jego plecy były dość szerokie i zwężały się idąc w dół do talii. I ten tyłem też był całkiem niezły...

Cholera jego wygląd będzie śmiercią Jin-Woo, był tego pewien, gdyby zaczął cytować kodeks karny prawdopodobnie nadal byłby równie gorący co zawsze.

Jego wyraz twarzy i słowa wyglądały i brzmiały tak naturalnie, że nie można było nie zastanawiać się, czy ćwiczył to każdego ranka patrząc w lustro, czy coś takiego.

- Gdy opuścimy podziemia, zapewnimy wszystkim należyte wyjaśnienia prosimy jednak zachować te informację dla siebie.

- Wyprowadzimy pana stąd. - Wyjaśnił przyciszonym głosem jeden z agentów. - To najlepszy sposób, aby uniknąć dalszych komplikacji.

Jin-Woo nie miał pojęcia, dlaczego Wydział Monitorowania mu pomagał, ale skoro zgłosili się na ochotnika, by zająć się następstwami, czy był powód, dla którego miał teraz odmówić?

Jin-Woo skinął głową.

Bystrzy podwładni Woo Jin-Chul szybko otoczyli Jin-Woo niczym ochroniarze.

- Jeśli macie jakieś pytania, możecie skontaktować się ze Stowarzyszeniem w celu uzyskania dalszych wyjaśnień.

Niezbyt subtelna sugestia „nie zadawajcie dalszych pytań" była słyszalna w jego głosie.

Wszystko dzięki twardej postawie Woo Jin-Chula, wystarczająco twardej, by nawet rozbić kamień, członkowie Gildii Łowców nie mieli innego wyjścia, jak tylko powstrzymać swoje pytania i milczeć.

Ten facet przy odrobinie wysiłku mógły zapewne doprowadzić nawet kamień do łez.

I to robiło niesamowite wrażenie.

Będąc eskortowany przez agentów Wydziału Monitorującego, Jin-Woo przeszedł obok Łowców.

- Jestem naprawdę wdzięczny, ale...

Właśnie wtedy wydało mi się coś dziwnego. Dlaczego główny inspektor Woo Jin-Chul zrobił coś, o co nikt go nie prosił? Kiedy oddalili się na wystarczającą odległość od członków Gildii Łowców, Jin-Woo cicho zapytał.

- Jakim cudem w ogóle się pan i pana ludzie się tutaj znaleźli?

- Mam ci kilka informacji do przekazania, a skoro przejeżdżaliśmy obok chciałem zaspokoić swoją ciekawość czemu się tutaj znalazłeś. Nie planujesz zapisać się do żadnej gildii sądząc po naszym wczorajszym spotkaniu.

Jin-Woo potrząsnął głową. Wiedząc, że taka odpowiedź już nadchodzi, Woo Jin-Chul kontynuował.

- Łowco Sung właśnie dałeś pokaz przekraczający możliwości przeciętnego łowcy rangi S na oczach topowej Koreańskiej gildii. - Stwierdził drugi z agentów. - Łatwo sam by się pan od nich nie uwolnił. Drugim lub trzecim co by zrobili byłaby próba zaciągnięcia cię do swojej gildii i pokazania Choi Jin-Inowi.

Rzeczywiście miał rację.

Nikt nie był w stanie powiedzieć, do czego może posunąć się zamożna Gildia Łowców, aby zdobyć kolejnego łowcy rangi S. Inni Łowcy podnosili ręce i przyjmowali to z zadowoleniem, ale Jin-Woo był inny. On chciał pracować dla Stowarzyszenia. Nie interesowała go sława, wielkie pieniądze czy zainteresowanie tabloidów.

Stowarzyszenie po prostu najwyraźniej chroniło swojego potencjalnego nowego cennego członka przed chciwymi gildiami. I może pokusami jakie mogli przed nim postawić, on sam wiedział że nigdy by nie uległ. Ale Stowarzyszenie nadal mogło się tego obawiać.

Ponieważ sprawa została rozwiązana całkiem ładnie w nieoczekiwany sposób, Jin-Woo mógł pozwolić sobie na wąski, prawie niezauważalny uśmiech na ustach.

Po drodzę Jin-Woo oddał jeszcze młodej uzdrowicielce jej zapiski o czym cała grupa wyszła z komnaty bossa.

Kiedy wyszli z Bramy inspektor Woo Jin-Chul poruszył temat informacji które miał mu przekazać.

- Prezes prosił mnie aby, spotkał się z tobą w celu dłuższego omówienia pierwszych ustaleń i działań jakie prezes poczynił w sprawie twojego wstąpienia do Stowarzyszenia.

Słysząc jego słowa agenci popatrzyli całkowicie zaskoczeni najpierw na Woo Jin-Chula a potem na Sung Jin-Woo.

- Mogłeś najpierw poinformować swoich agentów o tym fakcie inspektorze. - Stwierdził rozbawiony Jin-Woo.

Woo Jin-Chul ścisnął grzbiet nosa wzdychając.

- Ani słowa o tym komukolwiek. - Zaznaczył dobitnie inspektor. - Nawet komuś ze Stowarzyszenia, jeśli dowiem się że ta informacja wypłynęła przedwcześnie, nie będę szczęśliwy.

- Rozumiem proszę pana. - Stwierdził pośpiesznie jeden z agentów.

- Prezes nalegał abyśmy omówili wszystko na... neutralnym gruncie jak to określił.

Jin-Woo uniósł brwi zaskoczony.

- Czy mógłbyś zatem poświęcić mi dziś nieco swojego czasu? - Spytał grzecznie inspektor.

Nim pośpiesznie powiedział tak i wyszedł na idiotę (znowu) spytał o to która obecnie jest godzina.

– Jest kwadrans po pierwszej.

- Hm... Mam spotkanie umówione na wpół do piątej, ale wcześniej mam wolne.

Agenci Woo Jin-Chula pozostali na miejscu aby zająć się całym tym bałaganem rozmawiając z przybyłymi na miejsce innymi pracownika Stowarzyszenia. Woo Jin-Chul natomiast poprowadził Jin-Woo do auta którym przyjechał, siadł za kółkiem a Jin-Woo siadł koło niego na siedzenia pasażera.

- Przepraszam że nie możemy omówić tego w Stowarzyszeniu, ale... pozwalany by trzy największe gildię, Łowcy, Biały Tygrys i Żniwairze mieli w stowarzyszeniu swoich ludzi. Mówiąc brzydko wtyki, prezes zezwala na to tylko ze względu że gdy jest nam to na rękę podsyłamy im informację jakie akurat chcemy.

- To dość zaskakujące. - Przyznał powoli Jin-Woo słysząc że gildię mają swoich szpiegów w Stowarzyszeniu. To wydawało się naprawdę nie w porządku.

- Prawda jest taka że gdybyśmy wspomnieli że o tym wiemy i zwolnili tych ludzi to po tym jak mistrzowie gildii posypaliby głowy popiołem nadal mogliby wsadzić swoich nowych ludzi w nasze szeregi i nic by się nie zmieniło, prócz faktu że my nie wiedzielibyśmy o nowych wtykach. Zrobili to zapewne tylko po to aby śledzić pojawianie się silnych łowców bo nic innego w Stowarzyszeniu nie jest warte dla nich śledzenia dodatkowo ci ludzie są powiązani z wydziałem testowania łowców. Skoro nie wpychają nosów w ważne sprawy to my jesteśmy gotowi ich znosić.

- To naprawdę obrzydliwa zagrywka z ich strony. Gildię powinny ufać Stowarzyszeniu.

Rozumiał jednak czemu Stowarzyszenie postępuje w tym przypadku tak a nie inaczej. To było naprawdę najlepsze co w takim przypadku mogli zrobić.

- Niemej jednak już wszystkie trzy gildię wiedzą że coś się dzieję. Biały Tygrys i Łowcy już o tobie wiedzą i wiedzą kim jesteś, Żniwiarze wiedzą znacznie mniej bo tylko że jest jakiś nowy silny debiutant, woliny jednak niepotrzebnie nie zwracać ich uwagi. Mam w takim razie nadzieję że nie będziesz miał nic przeciwko że omówimy nasze sprawy w restauracji... słynie ona z dyskrecji.

Jin-Woo nie wiedział do końca co inspektor miał na myśli przez dyskrecję, ale wolał nie dopytywać.

- Hm... A czy miałby pan coś przeciwko gdybyśmy po prostu omówili to w moim mieszkaniu? - Spytał starając się ukryć nadzieję w swoim głosie.

- Nie, jeśli panu to nie przeszkadza.

- Świetnie! Muszę ugotować obiad... Moja siostra nie umie się wyżywić, więc gdybym dziś przez cały dzień nic... Hm, nie ważne.

Na ten przypadkowy komentarz Jin-Chul wydawał się całkiem zainteresowany.

- Gotujesz w wolnym czasie? - Spytał od niechcenia agent.

- Tak, właściwie lubię gotować, szkoda że moja siostra jest mało wybredna i zje tak naprawdę wszystko więc raczej nie potrafi docenić dobrego gotowania.

- Co nazwałbyś „dobrym gotowaniem"? - Spytał zaciekawiony Jin-Chul, a Jin-Woo naprawdę miał problem z uwierzeniem że gawędzi z bardzo gorącym szefem Departamentu Monitorującego o jedzeniu.

- Um mam słabość do tarty z kurczakiem i szpinakiem. - Przyznał po chwili namysłu Jin-Woo. - Ale dziś planowałem zrobić kurczaka w sosie curry.

- Mogę ci pomóc, umiem gotować. - Stwierdził po chwili ciszy Jin-Chul, a Jin-Woo myślał że się przesłyszał.

Przerażający inspektor Woo Jin-Chul lubił gotować.

Jin-Woo spojrzał na niego kontem oka niezdecydowany.

- Jestem typem osoby która myje, suszy i odkłada noże zaraz po użyciu.

- Całe szczęście,oj... To nie tak że w pana wątpiłem inspektorze...

- Spokojnie. Całkowicie rozumiem, wiele razy musiałem oglądać jak nierozsądne osoby tak po prostu wrzucają brudne noże do zlewu, albo co gorsza zostawiają je w misce pełnej brudnej wody.

- Inspektorze... błagam niech pan mnie tak nie torturuje. - Poprosił żałośnie Jin-Woo wyobrażając sobie biedny brudny nóż leżący porzucony w zlewie. Barbarzyństwo.

***

Gdzieś po drodze stwierdzili że zbyt irytujące jest ciągłe używanie tytułów. A przynajmniej Jin-Woo po cichu tak uznał, a Jin-Chul zapytał grzecznie czy nie miałby nic przeciwko używaniu jego imienia zamiast cały czas nazywać go inspektorem.

Jin-Woo odrzekł po prostu że tylko jeśli on zrezygnuje z form grzecznościowych.

Tak więc po kilkunastu minutach weszli do mieszkania Jin-Woo

- Za wszelki bałagan przepraszam, wina mojej siostry.

Jin-Chul nie widział żadnego bałaganu jeśli miał być szczery, wszystko było poukładane, podłogi były odkurzone i umyte a ubrania pochowane.

- Chcesz kawy lub herbaty? A może wody?

- Woda będzie w porządku dziękuję. Chętnie pomogę ci w obiedzie a potem będziemy mogli porozmawiać.

Jin-Chul odłożył teczkę z potrzebnymi papierami na stolik do kawy w salonie i wszedł do kuchni gdzie Jin-Woo wyciągał już potrzebne składniki, jego bluza która była pobrudzona krwią, gdzieś zniknęła a on został w bluzce w krótkim rękawem która opinała się wokół niego trochę za bardzo jak na gust Jin-Chula.

- Możesz mi powiedzieć co nieco o planach prezesa? - Spytał Jin-Woo chowając się za drzwiami lodówki.

- Cóż prezesowi zależy abyś miał... sporą autonomię tak jak chciałeś, więc myślał o obsadzeniu cię na stanowisku szefa departamentu który jest już od jakiegoś czasu tworzony.

- Och? Nowy departament? - Jin-Woo wyciągnął z lodówki pierś z kurczaka stawiając ją na blacie po czym zanurkował ponownie aby zdobyć czosnek, paprykę i marchew. - Mógłbyś proszę pokroić pierś z kurczaka?

- Mój dział zajmuje się naprawdę wieloma rzeczami, łowców z roku na rok przybywa i przewodniczący uznał że lepiej byłoby oddzielić niektóre zadania i stworzyć odrębny departament niż ciągle zalewać istniejący sprawiając że większość osób w nim pracuje po 10 godzin dziennie.

- Na przykład ty? - Spytał Jin-Woo rozbawiony. Na jego pytanie Jin-Chul chrząknął niezręcznie.

- Ja czasami pracuję nieco dłużej. - Przyznał po chwili wahania.

- Na przykład?

- 12 może 13?

Jin-Woo popatrzył na niego wielkimi oczami.

- Kiedy znajdujesz czas na sen? Wiesz że doba ma tylko 24 godziny, prawda.

- Mam tego świadomość. - Prychnął Jin-Chul kończąc kroić pierś. - Odkąd pamiętam nie potrzebowałem wiele snu. Siedem godzin w zupełności mi wystarcza żeby się wyspać, nigdy też nie lubiłem długo spać i marnować czasu który mógłbym jakoś wykorzystać. Wracając do rozmowy... Departament monitorujący wbrew swojej nazwie zajmuje się naprawdę wieloma rzeczami, prezes uznał już jakiś czas temu że dobrze będzie otworzyć drugi departament zajmujący się łowcami. Ten jednak będzie miał za zadanie nie monitorować a pomagać. Departament Współpracy i Komunikacji z łowcami. Podczas gdy mój dział będzie mógł wreszcie zając się w większości tym do czego został pierwotnie powołany, czyli do nadzoru i ewentualnego karania łowców, utrzymywanie dobrych stosunków z większością łowców a także opieka nad tymi słabszymi związanymi ze Stowarzyszeniem spadnie na ten departament. Oczywiście nieuniknionym będzie że te dwa departamenty często będą współpracowały ze sobą ściśle, ale chodzi głównie o to żeby pracy papierkowej było mniej.

- Nie nadaje się do pracy papierkowej. - Zauważył nadąsany Jin-Woo. - Mógłbyś teraz podsmażyć cebulę? Tam jest patelnia a cebula posiekana jest w miseczce koło mojej ręki.

- Prezes Go Gun-Hee chce zrobić z ciebie szefa departamentu który powstaje, ale większością pracy mógłby zająć się twój zastępca. I to jest jedna z ważniejszych kwestii. Tym zastępcom nie może być byle kto, prezes chciałby abyś sam wybrał swojego zastępce.

- Och... - Jin-Woo skończył kroić paprykę i zmarszczył brwi patrząc w blat. Czy miał kogoś komu ufał na tyle żeby poprosić go o zostanie zastępcom w nowym dziale Stowarzyszenia.

To musiał być ktoś pracowity i uczciwy a także godny zaufania.

Ktoś...

- Chyba mam pomysł kogo wybiorę. - Przyznał po chwili Jin-Woo uśmiechając się lekko i udając że wcale nie widzi jak cholerny inspektor Woo Jin-Chul podwija rękawy białej koszuli i gotuję w jego kuchni. Boże te przedramiona...

***

Jin-Ho robił wszystko, co w jego mocy, aby zachować spokój, kilka razy głęboko oddychając, tak jak widział to w jednym z filmów.

Zbliżał się ten czas.

Rzeczywiście, wybór Jin-Woo zadecyduje o losie Yu Jin-Ho.

Jego serce biło szybko i czuł się jeszcze bardziej zdenerwowany niż kilka dni temu, kiedy negocjował z ojcem prawo do zostania Mistrzem Gildii.

To nie przypadek, że wybrał dokładnie tę samą kawiarnię, w której po raz pierwszy spotkał Jin-Woo, kiedy proponował swój plan.

Bez pomocy Jin-Woo nigdy nie zaszedłby tak daleko.

A właściwie bez jego pomocy byłby już martwy i zjedzony przez wielkiego

Zaczął rozglądać się po wnętrzu kawiarni myśląc w ten sposób i mógł zobaczyć to miejsce w nowym świetle. Całkiem przypadkowo, stół, który wybrał, był dokładnie taki sam, jak ostatnio.

Był on po prostu w dość zacisznym koncie, ale Jin-ho wiedział że Jin-Woo nie lubi być w centrum uwagi. Dodatkowo stąd miał ładny widok na drzwi.

Wraz z dzwonkiem do drzwi wszedł do kawiarni właśnie Jin-Woo, był kilka minut przed czasem.

- Jin-Woo!

Jin-Ho poderwał się z miejsca z powitalnym uśmiechem na twarzy. Jin-Woo posłał mu lekki uśmiech, a chłopak dzięki temu zauważył się jego przyjaciel jest w zaskakująco dobrym humorze.

- Chciałeś o czymś porozmawiać?

Yu Jin-Ho podniósł głowę, ale jego oczy się rozszerzyły.

- Tak, chodzi o to że...

Biorąc głęboki oddech Jin-Ho zaczął mówić, nie pominął niczego i poinformował Jin-Woo o wszystkim, co wydarzyło się podczas negocjacji z jego ojcem, nawet o tym, jak zeznanie wezwanego przez jego ojca łowcy, ujawniło prawdę o tym, kto uratował życie członkom Gildii Białego Tygrysa przed Incydent w Czerwonej Bramie

Ten człowiek najwyraźniej chciał zrobił to dla dobra Jin-Woo, więc nie mógł się ostatecznie na niego bardzo za to złościć.

Jin-Woo wiedział, co Yu Jin-Ho chce osiągnąć i mu powiedzieć.

- Rozumiem, że teraz potrzebujesz mojej pomocy by zostać mistrzem gildii Yoo-Jin?

- Zaufam ci bez względu na to co postanowisz. - Obiecał mu pośpiesznie Jin-Ho.

Po kilku chwilach ciszy Jin-Woo podniósł wzrok i przemówił. 

 

Chapter 13: Rozdział 12

Chapter Text

Mistrz Gildii Łowców Choi Jong-In stał za biurkiem w swoim biurze patrząc wielkimi oczami na łowcę przed sobą.

- Sung Jin-Woo był członkiem naszego rajdu?!

Nowo przebudzony łowca rangi S.

Taki człowiek postanowił zaprezentować się tuż przed jego własną gildią, ale dlaczego ani on ani jego ludzie tego nawet tego nie zauważyli?! Ich przeoczenie nie różniło się wiele od wykopania złotej gęsi, która chciała wejść do jego domu.

Już ten fakty wystarczyłby żeby zaczął rwać sobie włosy z głowy, a dodatkowo...

- Wczoraj pracował jako górnik, a dziś pracował jako tragarz?!

Spokojnie. Później będzie zastanawiał się czemu u licha ten mężczyzna zrobił tak dziwne rzeczy.

Miał wrażenie, że szarpanie się nad tą tajemnicą dałoby mu tylko silną migrenę i brak namacalnej odpowiedzi. Poza tym to wcale nie było ważne.

- Nie wierze że dołączył do rajdu bez powodu. - Przyznał łowca Son Ki-Hoon stojący przed jego biurkiem. - Boss był potworem z którym nijak nie dalibyśmy sobie rady. Widząc to zainterweniował i poprosił o pozwolenie zabicia wszystkich potworów w podziemiu.

Słysząc to Choi Jong-In westchnął ściągając okulary i przecierając oczy.

- Najpierw gildia Białego Tygrysa a teraz my otrzymaliśmy jego pomoc.

W rzeczywistości byli dłużnikami Sung Jin-Woo.

Bardziej palącym problemem nie był fakt, że jego Gildia otrzymała pomoc tego człowieka, ale raczej wiedza o jego zdolnościach.

Jakim w rzeczywistości był typem łowcy?

Son Ki-Hoon, nie był facetem, który kłamał na temat czegoś, co się nie wydarzyło, lub upiększał jakieś szczegóły, nie miał więc powodu żeby mu nie wierzyć.

Przywoływane tylu istot, zręczność niczym u zabójcy, a na dodatek dodał pokonane stwory do swojej armii.

Już teraz wygląda na silnego, a jeśli posiadał jeszcze jakieś ukryte zdolności...

- Jeśli ten mężczyzna jest tak silny jak mówisz, to jaki jest w porównaniu ze mną?

Chociaż mógł brzmieć trochę dziecinnie, nie było lepszego sposobu na ustalenie czyjejś siły niż to pytanie.

Son Ki-Hoon potrzebował trochę czasu, zanim odpowiedział.

- Liderze, czy byłbyś w stanie wyczyścić podziemia rangi A jedynie o własnych siłach?

Jong-In zamarł.

Nie ważne jak silny był, jeśli potwory atakują ze wszystkich stron bronienie się jest nadzwyczaj trudne.

- To byłoby dla mnie niemożliwe. - Przyznał po chwili ponuro.

Choi Jong-In był często określany jako „Żołnierz Doskonały”, w tych okolicznościach jego tytuł był śmiechu wart.

On Cha Hae-In, a potem Sung Jin-Woo.

To była wielka szansa na to, że jego gildia może stać się sławna w całej Azji, nie, na całym świecie, tylko dzięki umiejętnościom Sung Jin-Woo.

Musiał go sprowadzić do ich gildii.

***

Przed głównym budynkiem Koreańskiego Stowarzyszenia Łowców rozciągało się morze reporterów, którzy pojawili się, by omówić test przydziału rangi Lee Min-Sunga.

Lee Min-Sung z Korei Południowej, często określany mianem topowej supergwiazdy Azji, miał zostać łowcą, nie było więc przesadą powiedzieć że dziś tutaj skupiały się kamery z całej Azji.

Wtedy właśnie pośród tego całego zgiełku na parking Stowarzyszenia przybyły dwa luksusowe czarne auta. Dwóch mężczyzn wysiadło ze swoich samochodów niemal w tym samym czasie – byli to nikt inny jak Baek Yoon-Ho z Gildii Białego Tygrysa i Choi Jong-In z Gildii Łowców.

- Hej spójrzcie, ktoś podjeżdża!

- To Baek Yun-Ho!

- Choi Jong-In też tu jest!

Dziennikarze, blokujący frontowe wejście do budynku Stowarzyszenia, jednocześnie rzucili się w stronę tych dwóch mężczyzn. Baek Yun-Ho i Choi Jong-In oboje zgodnie zmarszczyli brwi.

- Dlaczego tutaj jest tylu reporterów? Dlaczego dzisiaj?

Głośno rozbrzmiewały odgłosy fleszy aparatu. Niezliczeni reporterzy otoczyli tych dwóch mężczyzn i rozpoczęli serię pytań.

- Czy ta dwójka jest tutaj żeby zrekrutować Lee Min-Sunga?

- Co myślicie o tym że Lee Min-Sung zrezygnował z kariery aktora by zostać łowcą reprezentującym Koreę?

- Jak myślicie jaką rangę otrzyma Lee Min-Sung?

- Proszę o komentarz!

Baek Yun-Ho machał rękami, jakby uważał to za irytujące, podczas gdy wyraz twarzy drugiego łowcy pozostawał maską grzecznego niezainteresowania gdy w rzeczywistości starał się nie westchnąć z rozdrażnieniem na widok tych wszystkich reporterów, tak bardzo spragnionych informacji że wyglądali na gotowych zacząć wypijać im krew.

– Nie jestem tutaj z powodu tego człowieka. Nie mam nic więcej do dodania.

Choi Jong-In postanowił być nieco bardziej łaskawy i bez emocji przedstawił im suche fakty.

- Fakt że Lee Min-Sung podpisał kontrakt z gildią Żniwiarzy jest powszechnie znany w naszej branży. Przyszedłem tu dziś z zupełnie innego powodu.

Po usłyszeniu odpowiedzi, które nie spełniły ich oczekiwań, reporterzy skrzywili się tracąc nimi zainteresowanie i odwrócili się.

Mimo to żaden z nich nie odważył się wyrazić swojego niezadowolenia przed parą Łowców rangi S. Reporterzy wrócili na swoje miejsca i ponownie rozpoczęli oczekiwanie na pojawienie się Lee Min-Sunga.

Kiedy reporterzy zostawili ich samych, Baek Yoon-Ho i Choi Jong-In spojrzeli na siebie neutralnie. Baek Yoon-Ho pierwszy przywitał się ze swoim odpowiednikiem.

- Słyszałem wieści. Wczoraj gildia Łowców wpadła w olbrzymie kłopoty.

Jong-In był doskonale świadomy że Beak chce po prostu dogryźć mu urażony tym że Jong-In był zmuszony odwołać ich wieczorne plany. Ten mężczyzna czasami potrafił być taki złośliwy.

- To nie było tak złe jak utrata nowo przybyłego łowcy rangi A. - Zauważył mag uśmiechając się sucho.

Baek Yun-Ho zacisnął zęby w przypływie irytacji, ale w końcu westchnął cicho i przemówił.

- Wygląda na to że obaj otrzymaliśmy pomoc tamtego człowieka.

Jong-In mrukną kiwają głową.

- Cała moja druga drużyna zostałaby wczoraj wybita.

Maska profesjonalizmu Beak Yoon-Ho na chwilę opadła i spojrzał on z troską na swojego towarzysza. Szybko jednak się zreflektował w jego oczach pojawił się ostry błysk i spojrzał na budynek Stowarzyszenia.

Mimo że obaj mężczyźni znali imię tej osoby, nie wspominanie o tym można uznać za ostatni akt ich wojny nerwów. Choi Jong-In podszedł o krok bliżej.

- To oczywiste że muszę sprowadzić go do mojej gildii.

Baek Yun-Ho nie wycofał się. On i Choi Jong-In zbliżyli się na tyle blisko, że ich czoła prawie się ze sobą stykały, obaj zignorowali dreszcze i przyśpieszone bicie ich serc. To nie był ani czas ani miejsce na to, byli w pracy a wtedy istniała między nimi jedna zasada.

Zasada dbania przede wszystkim o swoje gildię.

- Mieliśmy ofiary śmiertelne. Jego wsparcie jest nam potrzebne do odbudowania sił.

- Co ty właściwie chcesz zrobić że potrzebujesz łowcy rangi S do zastąpienia ludzi? Planujesz inwazję na Koreę Północną?

- A od kiedy tak bardzo zależy ci na innych że zgrywasz takiego dorosłego? A może zapomniałeś że sam masz w swoich szeregach łowczynię rangi S. Łowczyni Cha jest bez wątpienia uzdolnioną wprawną wojowniczką.Chcesz mieć drugiego pupilka z rangą S? To ty raczej przygotowujesz się do wojny.

Beak Yoon-Ho zacisnął zęby tak mocno że te zaczęły aż zgrzytać a z jego gardła wydobył się nieludzki cichy warkot na myśl o jedynej kobiecie w Korei z rangą S.

Doskonale rozpoznając zazdrość Choi Jon-In prychnął z politowaniem poprawiając okulary.

Jego chłopak czasami zachowywał się jak rozkapryszone dziecko.

***

Mistrz Gildii Żniwiarzy, Lim Tae-Gyu, przybył właśnie do budynku Stowarzyszenia, aby dopasować się do terminu konferencji prasowej. Kiedy zobaczył tych dwoje warczących na siebie, na jego twarzy pojawił się kpiący zadowolony z tego widoku uśmiech.

Dla Lim Tae-Gyu był to z pewnością ekscytujący rozwój wydarzeń, ponieważ do tej pory zawsze przegrywał z ich dwiema gildiami, próbując zabezpieczyć swoją pozycję. Zrobił, co w jego mocy, by nie wyglądać na zbyt zadowolonego z siebie.

- Witam Liderzy. Czy ta walka odbywa się przez naszego Lee Min-Sunga?

A potem głowy Baek Yun-Ho i Choi Jong-In obrócili się w tym samym czasie w kierunku Lim Tae-Gyu. Tak naprawdę trudno było powiedzieć, kto był pierwszy. Obaj jednak byli wściekli z czego jeden z nich był wściekły i zaborczy a drugi wściekły i zmęczony wałkowaniem jednego i tego samego tematu po raz kolejny. On nawet w ten czuł pociągu do kobiet!

- Nie wtrącaj się, weź sobie tego aktora i idź do diabła!

Lim Tae-Gyu wzdrygnął się ze zdziwienia i cofnął się o krok, gdy dwa dość przerażające spojrzenia trafiły prosto na niego.

Co się nagle stało z tymi dwoma kretynami?

***

- Pojawili się nawet Choi Jong-In i Beak Yoon-Ho. Pomyśleć że dwie najlepsze gildię w kraju będą o mnie walczyć.

Znał już prezesa Lim Tae-Gyu, kiedy spotkali się podczas podpisywania kontraktu.

Zapisanie się Lee Min-Sunga do Gildii Żniwiarzy, która była krytykowana za to, że jest tylko cieniem tego czym była kiedyś, przy jednoczesnym pominięciu dwóch najlepszych gildii w kraju, było z jego strony wyrachowanym posunięciem.

W ten sposób pokaże że chce stanąć w obronie słabszych i nie interesują go pieniądze i sława bo nie dołączył do żadnej z dwóch największych gildii a dawnej najsilniejszej gildii która obecnie ma dość spore kłopoty.

Mówiąc wprost, celebryci mogli przetrwać jedynie utrzymując w jak najlepszym stanie wizerunek. A Lee Min-Sung był naprawdę skrupulatny w utrzymaniu swojego.

I chociaż najwyraźniej obecnie walczyły o niego najlepsze gildię w Korei...

Nie myślał o kontynuowaniu tego stylu życia łowcy przez długi czas, ale mimo to ten widok naturalnie sprawił, że poczuł się jeszcze lepiej ze sobą. Sam chyba nie zakładał że ma aż tak wielką wartość, a to był z jego strony błąd. Jego wartość była ogromna i powinien o tym pamiętać. 

Niedługo potem jego kierownik wszedł do pojazdu.

- Wszystko już jest gotowe Min-Sung. Chodźmy najpierw przeprowadzić wywiad.

- W porządku.

Flesze aparatu eksplodowały w przerażającej kakofonii niekończących się kliknięć migawki gdy tylko Min-Sung wyszedł ze swojego luksusowego auta.

Jak robił każdego dnia, Lee Min-Sung stworzył fałszywy uśmiech w kierunku setek otaczających kamer i aparatów. Nałożenie tej maski po tak długim czasie było już niesamowicie łatwe.

***

Tak jak mu powiedziano Jin-Woo przybył do Stowarzyszenia po trzech dniach od swojego pomiaru. Silniejszy, mający nowych żołnierzy i gotowy aby wstąpić w szeregi Stowarzyszenia.

Chociaż jeśli chodzi o jego pracę w Stowarzyszeniu to będzie jeszcze wymagało czasu. Gdy siedział przy obiedzie z Jin-Chule, udając że jego żołądek wcale nie zrobił fikołka na myśl o tym mężczyźnie, doszli do wniosku że dobrze będzie na razie zachować w tajemnicy jego rekrutację aby nie utrudniać Stowarzyszeniu pracy.

A zapewne tak mogłoby się stać gdyby w tę sprawę zaczęły wtykać nos niezliczone gazety, stacje telewizyjne i portale plotkarskie, które były od dwóch lat bardzo wygłodniałe jeśli chodzi o nową sensację związaną z łowcami rangi S których Korea tak bardzo chciała mieć.

Problem Korei polegał na fakcie że mieli tak mało łowców rangi S i jeszcze jakby tego było mało to jeden z ich łowców ośmieszył cały kraj porzucając ich dla Stanów Zjednoczonych, drugi zmarł w rajdzie na wyspę Jeju rok temu, a trzeci przeszedł po śmierci kolegi na emeryturę.

Mając tak potężnych sąsiadów jak Japonia mająca 21 łowców rangi S i Chiny mające ich przynajmniej dwa razy więcej Korea zmagała się z ciągłymi kompleksami a także nie traktowaniem ich poważnie przez inne azjatyckie wspólnoty łowców.

Tajlandia, Chiny, Japonia, Wietnam.

Smutna prawda była taka że Korea była praktycznie na szarym końcu państw Azjatyckich jeśli chodzi o liczbę łowców rangi S.

Dlatego właśnie każde pojawienie się łowcy rangi S zwłaszcza po długich dwóch latach i utracie aż trzech innych łowców z różnych powodów sprawi że cała Korea najprawdopodobniej dostanie kota do głowy.

Ale dlaczego teraz przed Stowarzyszeniem było tak głośno?

Wyglądało jednak na to, że w obecnych okolicznościach nie będzie mógł w ogóle wstąpić do Stowarzyszenia. Oczywiście było wiele sposobów na obejście tych ludzi, takich jak użycie „ukrycia”, przeskoczenie nad reporterami, a nawet znalezienie tylnego wejścia.

Ale z drugiej strony, jego test ponownej oceny został zarezerwowany z wyprzedzeniem trzy dni temu, więc nie miał ochoty przechodzić przez tylne wejście tylko po to, by uniknąć tej ściany reporterów.

Nie popełniał żadnego przestępstwa czy coś równie głupiego. Chciał po prostu wejść do Stowarzyszenia.

Nie miał powodu, by w ogóle nie korzystać z drzwi wejściowych. Następnie Jin-Woo zaczął odpychać ciasne tłumy reporterów i utorował sobie drogę.

Wiele osób patrzyło na niego krzywdo czy werbalnie pokazywało swoje niezadowolenie, ale mówiąc szczerze Jin-Woo nie bardzo miał teraz ochotę się tym przejmować.

Wszyscy reporterzy zostali bezradnie odepchnięci z głębokimi zmarszczkami na twarzach. Droga do przodu została otwarta w mgnieniu oka, a Jin-Woo mógł wejść po schodach prowadzących do głównego wejścia do Stowarzyszenia.

Jednak zanim zdążył zrobić kolejny krok, duży, muskularny koleś nagle zablokował drogę Jin-Woo.

Był menadżerem Lee Min-Sunga, oczywiście czego Jin-Woo nie wiedziało jako że nie wiedział nawet kim był Lee Min-Sun. Był po prostu popkulturowym analfabetą, jak jego siostra lubiła mu od czasu do czasu przypominać. 

Jego brwi uniosły się, gdy warknął groźnie.

- Kim do diabła jesteś? Pracujesz dla Stowarzyszenia czy coś?

Jin-Woo nie zadał sobie trudu, aby odwrócić wzrok i spotkał się z gniewnym spojrzeniem menedżera, po czym potrząsnął głową.

Grube brwi kierownika zadrżały.

- Nie widzisz tych wszystkich reporterów?

Jin-Woo rzucił krótkie spojrzenie dziennikarzom. Wszyscy rzucali mu nieszczęśliwe spojrzenia. Nawet Jin-Woo mógł zrozumieć, że próbowali zorganizować tutaj konferencję prasową. Jednak to nie było tak, że wynajęli całe wejście, prawda?

Osoba prywatna nie miała prawa przegonić reporterów i odwrotnie, nie mieli prawa wyganiać go stąd. To była powszechna wiedza.

Było mnóstwo obserwowanych oczu, a Jin-Woo nie miał szczególnej ochoty podnosić tutaj głosu, więc miał zamiar zignorować tego idiotę i przejść obok, ale w tym momencie....

- Nie możesz tak po prostu tutaj wejść.

- Mam sprawę do załatwienia w Stowarzyszeniu i nie sądzę żeby jakakolwiek osoba niezwiązana z tą organizacją mogła zabronić mi wstępu do ich budynku. - Stwierdził spokojnie Jin-Woo.

Kierownik zrobił się czerwony z wściekłości ponownie zablokował ścieżkę i próbował odepchnąć Jin-Woo chcąc go ośmieszyć i przegonić. Światło w oczach Jin-Woo i cała jego postawa natychmiast uległy zmianie.

Zdecydowanie nie spodziewał się oporu ze strony tego idioty przed nim.

Miał klasę wojownika rangi D chociaż formalnie nie był łowcą i odepchnął tego idiotę z pełnym zamiarem przewrócenia i zawstydzenia go, ale facet nawet nie drgnął z miejsca, jakby jego nogi były przybite gwoździami do ziemi.

Kierownik użył siły, która poważnie zraniłaby zwykłego człowieka. Jin-Woo również bardzo dobrze o tym wiedział, właśnie to wywołało w nim gniew.

Patrzył wściekle, a samo to wystarczyło, by stopniowo pozbawić twarzy menadżera wszystkich kolorów.

Lee Min-Sung stojący przy wejściu do Stowarzyszenia starał się zachować spokój i nie rzucać zniesmaczonych spojrzeń w kierunku intruza.

Wszyscy obecni reporterzy wyczuli, że atmosfera staje się dziwna i dość szybko zrobili się hałaśliwi.

Z menadżera wylewał się zimny pot.

Gdyby nikt nie patrzył, już by się poddał i odsunął na bok. Jednak, nieważne dla dziennikarzy, jego pracodawca Lee Min-Sung obserwował go w tej chwili od tyłu.

Lee Min-Sung podszedł bliżej do kierownika i szepnął, marszcząc brwi.

- Co ty robisz pozbądź się tego kretyna stąd!

- T-Tak.

Gdyby ten śmieć ośmieszył w jakiś sposób Lee Min-Sunga swoją dalszą obecnością tutaj, menadżer bez wątpienia straciłby pracę. Wyraz jego twarzy zmarszczył się nieestetycznie i podniósł głos.

- Wynoś się stąd. Ogłuchłeś?!

– Jakim prawem próbujecie go stąd przegonić?

Odpowiedź nie nadeszła z przodu, ale zza pleców menadżera. Mężczyzna szybko odwrócił głowę.

Prezes Stowarzyszenia Łowców Go Gun-Hee stał wyprostowany przed szklanymi drzwiami. Oczy reporterów zrobiły się wyjątkowo okrągłe. Lee Min-Sung widząc koło siebie starszego mężczyznę patrzącego na niego z jawnym rozczarowaniem pobladł.

- Prezes Go Gun-Hee?!

Niegdyś chaotyczna, tętniąca życiem atmosfera natychmiast ostygła wraz z wejściem kogoś zupełnie nieoczekiwanego. Go Gun-Hee podszedł do schodów i przemówił.

- Ten mężczyzna jest moim gościem.

A potem Go Gun-Hee zwrócił swojego spojrzenie na Lee Min-Sunga.

- Panie Lee Min-Sung jestem przekonany że pamiętasz kto wydał pozwolenie na twój dzisiejszy wywiad tutaj?

Lee Min-Sung natychmiast odzyskał rozum i głos.

- Oczywiście proszę pana.

Pierwszego dnia jako Łowca wypada z łask Prezesa Stowarzyszenia i traci miejsce konferencji prasowej – Lee Min-Sung nie mógł sobie pozwolić na tak wielki upadek, kiedy w tej chwili patrzyło na niego tyle oczu.

Aktor zmarszczył brwi i szybko dał znak swojemu menedżerowi, krzepki facet skłonił się Go Gun-Hee i bardzo szybko dobrowolnie odsunął się na bok.

- Witam prezesie. - Jin-Woo podszedł bliżej mężczyzny i skłonił lekko głowę.

Zwracając na niego swój wzrok prezes uśmiechnął się lekko a kąciki jego oczu zmarszczyły się.

Jin-Woo miał wielką ochotę odwrócić się i pokazać język tym dwóm gościom którzy nie chcieli go wpuścić do budniku, wiedział jednak że z taką ilością kamer i aparatów niezbyt mądrze byłoby zachować się jak pięciolatek.

Nie ważne jak bardzo chciał to zrobić.

Gdy Jin-Woo wszedł za prezesem do Stowarzyszenia między reporterami wybuchła zaciekawiona wrzawa.

- Kim był ten gość że prezes sam po niego wyszedł?

- Widzieliście jak prezes się do niego uśmiechnął? Chyba go lubił.

- Ciekawe kto to?

Wyraz twarzy Lee Min-Sunga natychmiast zesztywniał.

Tajemniczy mężczyzna, który przebił się przez tłum reporterów, a następnie prezes Stowarzyszenia Go Gun-Hee, który wyszedł, by osobiście eskortować tego człowieka do budynku.

Czy mogło trafić się gorsze zamieszanie odciągające uwagę reporterów od jego osoby?

- Jak wygląda harmonogram prezydenta Go Gun-Hee na resztę dzisiejszego dnia?

– Słyszałem, że odwołał wszystkie spotkania zaplanowane na poranek i południe.

– Czy chcesz mi powiedzieć, że prezes Stowarzyszenia odwołał spotkania na pół dnia dla tego człowieka?

To miejsce stało się zbyt niespokojne po nagłym wejściu tych dwóch mężczyzn, a obecna sytuacja nie sprzyjała zorganizowaniu konferencji prasowej.

Ale ile wysiłku włożył Lee Min-Sung na dzisiejsze wydarzenie? 

Zbyt dużo żeby teraz oficjalnie się poddać i zrobić z siebie pośmiewisko.

Rzucił swojemu menadżerowi piorunujące spojrzenie z miną człowieka żującego owady.

Kierownik nie mógł spotkać się z tym spojrzeniem i bezsilnie opuścił głowę, teraz, gdy Lee Min-Sung miał rangę A, menedżer nie mógł już nawet wygrać z nim siłą fizyczną. Nie miał innego wyboru, jak tylko odpowiednio się kulić.

Lee Min-Sung patrzył na swojego menedżera przez dłuższy czas, zanim jego głowa naturalnie obróciła się w jego stronę.

Wejście prezesa stowarzyszenia Go Gun-Hee spowodowało zbyt duże zamieszanie, aby uspokoić nastroje i wznowić konferencję prasową. Tylko dlaczego to musiało wydarzyć się dziś gdy on miał swoje pięć minut?

Czy nie mógł tego jakoś odwrócić na swoją korzyść?

Umysł Lee Min-Sunga zaczął wściekle pracować.

Tylko coś wielkiego mogło odwrócić tę sytuację.

Ci reporterzy nie przybyli tutaj, ponieważ chcieli dowiedzieć się, jakie są jego odczucia związane z testem przydziału rang lub czymś podobnym. Przybyli tutaj, aby dowiedzieć się, jaka będzie ranga jako łowcy, a także jakie były jego plany na przyszłość po uzyskaniu licencji.

Gdyby dał im to, czego chcieli, wszystko wróciłoby do normy.

Powinien zacząć test przed terminem.

Na twarzy Lee Min-Sunga pojawił się chytry uśmiech.

- Przepraszam was na chwilę. Chciałbym porozmawiać ze Stowarzyszeniem na temat dzisiejszego grafiku.

Wyjaśniając reporterom ten nonsens, Lee Min-Sung udał się wejścia do głównego budynku Stowarzyszenia. Chodziło nie o „dyskutowanie” o zmianie harmonogramu, ale o „deklarację” jego intencji.

Stowarzyszenie powinno całować go obecnie po rękach zważywszy na fakt ile jego ojciec przekazuje im pieniędzy. A zamiast tego ten nudny staruch wyglądał jakby zrobił mu wielką przysługę że pozwolił na konferencję przed budynkiem.

Powinien mu jeszcze podziękować, bo dzięki tej konferencji ktoś wreszcie zainteresowałby się tą nudną sztywną organizacją chociaż na chwilę.

Zanim zdążył otworzyć szklane frontowe drzwi, Łowcy z Wydziału Monitoringu wybiegli pierwsi, a on był zmuszony zrobić krok do tyłu aby na niego nie weszli. Stali w szeregu, w ten sposób blokując wejście.

O co do diabła chodziło teraz?!

Czoło Lee Min-Sunga zmarszczyło się. Szybko sprawdził plakietkę z nazwiskiem przyczepioną do piersi jednego z mężczyzn, który stał akurat w samym środku drzwi.

Główny inspektor Woo Jin-Chul, Departament Monitorowania Łowców?

- Obecnie oceniany jest inny łowca. Dopóki test się nie zakończy o godzinie 11, nikt nie ma pozwolenia na wejście do budynku.

Zakryte okularami oczy Woo Jin-Chula wpatrywały się w Lee Min-Sunga.

- Co?!

Czy przez „innego łowcę” ten mężczyzna miał na myśli tego idiotę sprzed chwili, który wszedł za przewodniczącym do budynku?

Lee Min-Sung spojrzał na zegarek. Teraz była godzina wpół do jedenastej rano. Jedenasta była pierwotnie zaplanowaną godziną dla jego testu przydziału rangi. Nikomu nie wolno było wejść wcześniej?

Plan Lee Min-Sunga, aby przed terminem podejść do testu, aby odwrócić sytuację, właśnie się rozpadł jak domek z kart.

Z początku przemówił uprzejmym tonem, ale im dłużej mówił tym bardziej zirytowany się stawał.

- Mam zaplanowaną ocenę na 11.Poza tym są tutaj już reporterzy proszę mnie przepuść. Prezes na pewno o tym wie, a ty wciąż mi nie pozwalasz?

Pod koniec frustracja wręcz wylewała się z Lee Min-Sunga i patrzył on na Woo Jin-Chula jak na denerwującego robaka.

- Hej, nie wiesz kim jestem? Jestem Lee Min-Sung.

Ton głosu aktora stał się ostry i szorstki, jakby nie mógł już dłużej znosić tego całego gówna jakie się tutaj działo, ale mimo to Woo Jin-Chul nie wykazywał żadnych oznak ustąpienia.

- Skoro ocenę masz mieć o 11 to o tej godzinie będziesz mógł wejść.

Lee Min-Sung ledwo powstrzymywał się od uderzenia denerwującego kretyna przed sobą.

- Nie wiesz że największym sponsorem Stowarzyszenia jest firma Yoo Jin? Mój ojciec jest jej wiceprezesem, Lee Won-Kyu. Nie powinieneś zachowywać się wobec mnie lepiej, skoro wydaliśmy na was tyle pieniędzy?

Lee Min-Sung wskazał na morze reporterów poniżej schodów wejściowych.

- Poza tym, nie widzisz tych ludzi? Śmiesz ignorować mnie przed tyloma kamerami... Będziesz w stanie znieść konsekwencje swoich czynów?

Odpowiedź Woo Jin-Chul była całkiem prosta.

- Tak, będę.

- Co?

Lee Min-Sung był teraz jeszcze bardziej oszołomiony.

Kim, do diabła, był ten młody człowiek dla prezesa Stowarzyszenia, który osobiście eskortował go do środka i zablokował cały budynek na jego nędzny test przydziału rang?

I pozwolić jakiemuś tam głównemu inspektorowi czegoś tam, komuś nawet nie tak wysoko w łańcuchu pokarmowym, jak szef departamentu, robić, co mu się u diabła podoba?

Ręce Lee Min-Sunga zacisnęły się w pięści, gdy wypytywał wściekły.

- Kim niby jest tamten gość?! Jest aż tak wspaniałym łowcom?! Kpina!

Dopiero wtedy Woo Jin-Chul zdjął okulary przeciwsłoneczne, wyraźnie już rozdrażniony.

- Jeśli odpowiem...

Kiedy przenikliwe, przerażające oczy przypominające te należące do drapieżnego ptaka patrzące na ofiarę dodatkowo zabarwione ciemno różowym kolorem many Woo Jin-Chula trafiły na osobę przed sobą, Lee Min-Sung nieświadomie cofnął się o krok.

Woo Jin-Chul nadal patrzył gniewnie na Lee Min-Sunga mówiąc cicho:

- To czy pan Lee Min-Sung będzie w stanie ponieść konsekwencję moich słów?

Gdy przerażony tym spojrzeniem, i w ogóle tym mężczyzną Lee Min-Sung wycofał się przed same schody prowadzące do Stowarzyszenia Woo Jin-Chul ponownie nałożył okulary spoglądając w swoje prawo na jednego ze swoich agentów.

- Nie pozwólcie nikomu wejść. Zwłaszcza temu dzieciakowi.

Lee Min-Sung jako jedyny, stojąc najbliżej i mając słuch łowcy rangi A usłyszał słowa Jin-Chula, najpierw spojrzał na niego z oburzonym i wściekłym wyrazem twarzy, lecz gdy jasnoróżowy kolor oczu znów mignął ledwo widoczny tym razem za okularami, Lee Min-Sung przypomniał sobie z kim na do czynienia i milczał znów czując strach.

Woo Jin-Chul zrobił krok w tył podczas gdy agenci natychmiast ścisnęli się bardziej łatając stworzoną dziurę i zakrywając Jin-Chula przed wzrokiem reporterów.

Agent nie czekając na nic wszedł przez główne drzwi do budynku Stowarzyszenia wzdychając z frustracją.

***

Wnętrze głównego budynku było raczej puste.

W korytarzu nie było nikogo, kto czekałby na test przydziału rangi, a tylko niewielka część pracowników Stowarzyszenia zajmowała się swoimi zwykłymi sprawami.

Ta niezwykła sytuacja była prawdopodobnie związana z powodem, dla którego wszyscy reporterzy biwakowali na zewnątrz.

Jin-Woo już miał pójść za wskazówkami Go Gun-Hee i wejść do pokoju, ale wtedy zauważył dwie nieco znajomo wyglądające twarze.

Baek Yoon-Ho i Choi Jong-In siedzieli na krzesłach w poczekalni naprzeciw pomieszczenia pomiarowego. To tam trzy dni temu można było znaleźć elegancko ubranych łowców z różnych mniejszych Gildii rekrutujących nowo mianowanych łowców.

Kiedy ich spojrzenia się spotkały, obaj mężczyźni wstali ze swoich miejsc i skłonili się lekko. Jin-Woo odwzajemnił powitanie i przeszedł obok korytarza. Kiedy szli korytarzem, na ustach Go Gun-Hee pojawił się delikatny uśmiech.

- Przybyli tutaj jakąś godzinę temu i od tamtej pory na ciebie czekają.

Liderzy dwóch Gildii, które reprezentowały Koreę Południową na arenie międzynarodowej, pojawili się godzinę wcześniej, by czekać na wynik ponownej oceny?

Być może odczytał wyraz twarzy Jin-Woo, ponieważ Go Gun-Hee nadal wyjaśniał spokojnym głosem.

- Jesteś pierwszym łowcom rangi S od 2 lat. Choi Jong-In pewnie denerwuje się jeszcze bardziej po tym jak został poinformowany o twoich umiejętnościach.

Jin-Woo powoli skinął głową.

Pracownicy Stowarzyszenia, których spotkali po drodze, wszyscy grzecznie przywitali Go Gun-Hee i wpatrywali się w Jin-Woo zdumionym wzrokiem.

- Kim jest ten człowiek, który jest prowadzony przez samego przewodniczącego Stowarzyszenia?

- Musi być chyba kimś naprawdę ważnym.

– Jak ktoś tak młody może znać naszego przewodniczącego?

Go Gun-Hee nigdy nie pojawiał się, by osobiście przyjmować gości, nawet gdy odwiedził go minister rządu, więc fakt, że właśnie to robił, naprawdę mocno zaskoczył pracowników Stowarzyszenia.

Go Gun-Hee mówił, nie odrywając oczu od korytarza przed sobą.

- Słyszałem o tym co wydarzyło się wczoraj.

Z jakiegoś powodu wyraz twarzy Go Gun-Hee wyrażał radość.

W rzeczywistości był naprawdę zadowolony z tego jak potoczyła się cała ta sprawa.

Kiedy usłyszał o działaniach Sung Jin-Woo od Woo Jin-Chula, Go Gun-Hee poczuł się nawet nieco zazdrosny że nie był tego świadkiem. Niemniej jednak z tego co się dowiedział rozmowa między jego agentem a Sung Jin-Woo poszła dobrze, nawet jeśli młody łowca odmówił rozmowy w restauracji a zamiast tego zaproponował własne mieszkanie.

Z drugiej strony to może i lepiej. Od bardzo dawna nie widział Jin-Chula tak zrelaksowanego i spokojnego jak po powrocie.

Ta dwójka najwyraźniej dobrze się dogadywała.

Może ten fakt wreszcie pozwoli Go Gun-Hee zatroszczyć się o życie prywatne Jin-Chula skoro mężczyzna sam tego nie chciał zrobić.

A jeśli chodzi o wczorajsze działania Sung Jin-Woo, prezes był naprawdę zadowolony że udało mu się już prawie pozyskać tak dobrego mężczyznę dla Stowarzyszenia.

Łącznie z bossem, prawie w pojedynkę oczyścił podziemie, dodatkowo, jednak łowca nie okazał ani śladu chciwości żądając od gildii łowców czegokolwiek.

Jeśli prawdziwym celem Sung Jin-Woo była walka z potworami i ochrona innych ludzi, a nie zdobywanie sławy i zarabianie dużych pieniędzy, to Stowarzyszenie było w pełni przygotowane do wspierania go w każdy możliwy sposób. Bo ten cel idealnie pokrywał się z celem istnienia Stowarzyszenia.

Tym bardziej więc cieszył się że Sung Jin-Woo chciał wstąpić do Stowarzyszenia, nawet jeśli był tak niechętny i nieobeznany z papirologią.

Ten jeden niewielki minus nie mógł przysłonić tej złotej góry plusów.

Teraz jeszcze bardziej, chciał wprowadzić go do Stowarzyszenia wszelkimi niezbędnymi środkami, nawet jeśli musiał złamać przy tym trochę zasad, stworzyć parę nowych i wbić rozsądek do paru twardych rządowych głów.

Wkrótce dotarli do obszaru treningowego, znajdującego się głębiej w budynku.

Pomieszczenie było wielkości połowy boiska do rugby i przypominało salę gimnastyczną z trybunami wbudowanymi w ścianę nad ich głowami.

Różnicą między zwykłą salą gimnastyczną a tym pomieszczeniem, to byłby to fakt, że można było wyczuć potężne wibrowanie magicznej energii wydobywającej się zarówno ze ścian, jak i z podłogi. Magia najwyraźniej została wykorzystana do wzmocnienia konstrukcji na wypadek, gdyby coś poszło nie tak.

Na środku stały dwie osoby. Mężczyzna w średnim wielu w okrągłych okularach i standardowym garniturze jakiego używali pracownicy Stowarzyszenia oraz ku miłemu zaskoczeniu Jin-Woo, Woo Jin-Chul.

- Zanim zaczniemy ponowny proces oceny, potwierdzimy twoje zdolności, by przydzielić ci klasę. - Stwierdził egzaminator gdy Go Gun-Hee stanął koło Jin-Chula a Jin-Woo stał twarzą do całej ich trójki.

- Jakiego rodzaju zdolności możesz użyć?

- Mogę zrobić coś takiego.

Jin-Woo przywołał jednego Żołnierza Cienia.

- Co...?!

Zaskoczony egzaminator zrobił krok w tył nie spuszczając zdumionego wzroku z cienia zwykłego piechura.

Mówiąc poważnie, jak ktokolwiek mógł zachować spokój, gdy żołnierz ubrany w kruczoczarną zbroję nagle podniósł się z ziemi?

Jin-Woo celowo wybrał spośród swoich żołnierzy, tego najsłabszego, ale i tak ten koleś widocznie przestraszył niespodziewającego się czegoś takiego egzaminatora.

- Czy to... Przywołana istota...? Możesz kontrolować potwory?

Głos egzaminatora wyraźnie drżał i mężczyzna chyba nawet nie próbował tego ukryć.

Go Gun-Hee i Woo Jin-Chul którzy już to wcześniej widzieli zareagowali znacznie spokojniej chociaż nadal wyglądali na ostrożnych.

- On... Oni nie są niebezpieczni jeśli im nie karzę. - Stwierdził Jin-Woo krzywiąc się delikatnie.

- Łowco Sung Jin-Woo, mówisz że to jest pełnia twoich możliwości? - Spytał nieco rozbawiony Go Gun-Hee.

Mrugając Jin-Woo podrapał się w brodę. I tak wiele osób już widziało jego cienie a przewodniczący wyglądał na rozbawionego tym że próbował się w tym momencie ograniczać.

Prezes już wiedział, tak samo jak Woo Jin—Chul i jego agenci oraz druga grupa uderzeniowa gildii Łowców. Kłamstwo teraz chyba naprawdę nie miałoby już znaczenia.

Sung Jin-Woo nakazał swoim żołnierzom wyjść z jego cienia. Z czego najbliżej stał Igris, potem Żelazny, Kieł, Tank i reszta armii, a w pomieszczeniu zrobiło się dość ciasno i tłoczno.

Oczy egzaminatora zrobiły się wyjątkowo okrągłe gdy kompletnie przerażony spoglądał wokół siebie na spokojnie stojące cienie. Mężczyzna wyglądał jakby miał zaraz zemdleć i Jin-Woo poczuł się źle że wezwał wszystkie cienie.

- Około setka. - Przyzna po chwili łowca. - Dobrze się pan czuje?

Woo Jin-Chul położył dłoń na ramieniu egzaminatora pomagając mu ustać.

Gdy patrzył na Żołnierza Cienia, oczy Go Gun-Hee błyszczały jasno.

Na pierwszy rzut oka ten pierwszy sprezentowany „żołnierz” posiadał mniej więcej taką samą ilość magicznej energii jak Łowca rangi B. Jeśli ten młody człowiek mógł wezwać setkę tych żołnierzy, to trzeba było po prostu przyznać, że jego moce przekroczyły już siły bojowe dużej gildii.

Prawdę mówiąc, to była niesamowita umiejętność. I Najwyraźniej faktycznie miał rację mówiąc że liczba cieni jaką pokazał mu w szpitalu nie była jego limitem sądząc po orkach których Sung Jin-Woo nie prezentował w szpitalu i według słów Woo Jin-Chula musiały być nabytkiem z wczoraj.

- Chyba będziemy musieli zrobić krótką przerwę. - Stwierdził Go Gun-Hee patrząc na mdlejącego podwładnego stojącego tylko dzięki pomocy Woo Jin-Chula.

- Przepraszam. - Mruknął zawstydzony Jin-Woo a w sekundzie wszystkie jego cienie zniknęły.

Na trybunach siedziało dwóch w większości zapomnianych łowców rangi S z obwisłymi szczękami i szeroko otwartymi oczami.

***

Jin-Woo trzymał w ręku nowo wydaną licencję łowcy.

Mimo że zdjęcie z jego twarzą było przyklejone do plakietki, nadal trudno mu było w to uwierzyć.

Przywykł do fakt że gdy spoglądał na licencję widział rangę E która niechlubnie widniała na plakietce przez cztery lata, czuł się więc teraz bardzo dziwnie widząc zamiast litery E literę S.

Jin-Woo szybko schował swoją nową licencję łowcy do portfela. Kiedy dotarł do końca korytarza, podszedł do niego czekający duet Baek Yoon-Ho i Choi Jong-In.

- Sung Jin-Woo, czy możemy porozmawiać?

- Przepraszam, ale mam jeszcze coś do załatwienia.

Jin-Woo zignorował ich obu i szybko podszedł do szklanych drzwi.

Baek Yoon-Ho widząc to odezwał się zaniepokojony.

- Nie wychodziłbym tamtędy gdybym był tobą.

"Mówi że przygotował kontrakt, którego nie podpisania będę żałował jeśli po prostu wyjdę."

Jin-Woo nie był zainteresowany bez względu na to, co było mu oferowano, więc nadal ignorował obu łowów i otworzył szeroko szklane drzwi.

Dziennikarze, którym udało się wspiąć po schodach, by pchać się i napierać na agentów Wydziału Monitorowania, zaczęli bez przerwy pstrykać swoimi kamerami, a wokół niego jasno eksplodowały błyski.

- Co to jest, do diabła?

Jin-Woo zaniemówił na tę oślepiającą eksplozję świateł.

Nagle jakaś ręka wciągnęła go do budynku a Choi Jong-In zamknął pośpiesznie szklane drzwi zostawiając biednych agentów na pastwę wściekłych reporterów.

- Powinieneś nauczyć się lepiej słuchać. - Odezwał się Woo Jin-Chul pośpiesznie zabierając dłoń z jego ramienia.

Ten człowiek miał niesamowitą umiejętność pojawiania się wtedy kiedy był potrzebny.

- Przed budynkiem byli reporterzy... - Przypomniał sobie niejasno Jin-Woo drapiąc się w głowę.

Agent stowarzyszenia po prostu westchnął bez słowa.

***

Dziesięć minut wcześniej, przed budynkiem Stowarzyszenia Łowców Lee Mon-Sun starał się zrobić wszystko żeby zająć reporterów swoją osobą.

Kiedy ewidentnie stało się niemożliwe, aby przystąpić do testu oceny rangi przed terminem, Llee Min-Sung wyczuł nadciągający kryzys i ostatecznie postanowił rzucić bombę.

- Przepraszam, ja, Lee Min-Sung, odejdę z przemysłu rozrywkowego bez względu na wynik testu i będę walczyć z potworami by odpłacić za tą całą miłość i dobroć którą otrzymałem od fanów. Nawet jeśli moja ocena nie pójdzie dobrze i będę miał niską rangę, będę chronił cywili jako łowca!

- Lee Min-Sung odchodzi z branży?!

- Bez względu na rangę?!

- Mówisz więc że jesteś gotów porzucić swój tytuł największej azjatyckiej gwiazdy, by zostać niskiej rangi łowcą?!

Od razu atmosfera stała się szalona.

Niezliczone kamery były teraz skierowane na Lee Min-Sunga, a pytania od podekscytowanych reporterów napływały do niego bez przerwy.

- Panie Lee Min-Sung proszę spójrz w tę stronę.

- Naprawdę jesteś w stanie porzucić wszystko co stworzyłeś nawet gdy twoja ranga nie będzie wysoka?

Lee Min-Sung był zadowolony z ciosu jaki zadał, gdy cała uwaga ponownie skupiła się na nim.

To wszystko było oczywiście tylko na pokaz.

Wiedział już że ma rangę A.

Tylko dwa lata. Przez taki okres będzie gromadzić bogactwa jako łowca i przedstawiciel medialny gildii Żniwiarzy.

To jest najlepsza opcja by wyeliminować plotki, czy komplikacje dotyczące jego służby wojskowej.

Zejście z piedestału, by ryzykować życiem, broniąc obywateli. Czyż nie jest to cudowna rola?

Ciesząc się smakiem wszystkiego, co w końcu poszło zgodnie z jego planem, Lee Min-Sung kontynuował konferencję prasową.

- Wraz z mistrzem gildii Żniwiarzy który podziela moją wizję...

Nagle wyłączył się czyjś telefon. Pobliscy reporterzy spojrzeli na właściciela telefonu, a on szybko wyłączył telefon, po czym kilkakrotnie opuścił głowę w przeprosinach.

Dzięki temu konferencja prasowa została nieco przerwana, ale na szczęście ostatecznie nie była to przerwa trwała. Lee Min-Sung również udawał, że tego nie słyszy i kontynuował.

Jednak spokój trwał tylko kolejne kilkadziesiąt sekund.

Tym razem wyłączył się telefon kogoś innego.

Myśląc, że może to być dobra okazja na zdobycie dodatkowych punktów za Lee Min-Sung rozpromienił się i odezwał.

- Nie przeszkadza mi to, więc dlaczego nie będziemy kontynuować po tym, jak odbierzesz ten zapewne pilny telefon?

Spontaniczna reakcja Lee Min-Sunga wywołała tu i tam jowialny śmiech. Ale jego gest dobrej woli bardzo się na nim zemścił już po kilku chwilach.

Pozornie zewsząd telefony komórkowe zaczęły wybuchać dźwiękami przychodzących połączeń.

Pierwszy reporter, który włączył telefon, jako pierwszy zdał sobie sprawę, że coś jest bardzo nie tak. Tymczasem oczy reporterów rozszerzały się po kolej, gdy odbierali swoje telefony.

- Właśnie otrzymałeś informacje ze Stowarzyszenia?!

- Dlaczego dzwonisz dopiero teraz do cholery?!

- Łowca rangi S?!

Po kolei każdy z reporterów zaczął pospiesznie wchodzić na stronę internetową Stowarzyszenia. To wtedy odkryli nowe zdjęcie łowcy rangi S i jego imię, które zostało tam przesłane, jakby wszystko było wcześniej przygotowane i czekało tylko na zatwierdzenie i zaktualizowanie.

Tak się złożyło, że data ogłoszenia wyników oceny tej osoby przypadła dzisiaj.

- To ten koleś sprzed kilkunastu minut!

- Czy nie mówili że pokój do ocenienia jest zarezerwowany już od rana?!

- Ta rezerwacja nie była z powodu Lee Min-Sunga!?

- Musiało najwyraźniej chodzić o łowcę rangi S i oba testy zgrały się w czasie!

I wtedy w głowach wszystkich obecnych reporterów błysnęła twarz pewnego człowieka.

Ten młody człowiek, który poszedł za prezesem Stowarzyszenia Go Gun-Hee do budynku! Był jedynym, który miał dziś dostęp do pokoju pomiarowego dodatkowo eskortował go sam prezes Stowarzyszenia.

Jeśli teraz wszyscy wejdą do środka, czy nie będą mogli zrobić zdjęć temu mężczyźnie?

Z oczami przypominającymi teraz oczy wygłodniałego drapieżnika, reporterzy zignorowali Lee Min-Sunga jak starą zepsutą zabawkę i rzucili się w stronę budynku Stowarzyszenia.

Kiedy zastępca Woo Jin-Chula który został na miejscu w zamian za swojego szefa który wrócił do budynku, dał znak oczami, Łowcy z Wydziału Monitorującego rozłożyli ramiona i utworzyli ludzką barykadę, spodziewając się takiej wściekłej wygłodniałej reakcji mediów.

- Przepuście nas!

- Znajduje się tam nowy łowca rangi S!

- Nie powinniście mówić o takich rzeczach z wyprzedzeniem?!

- Odsuńcie się!

Reporterzy gwałtownie rzucili się do przodu, ale nie mogli pokonać muru stworzonego przez agentów Departamentu Monitorującego, gdzie każdy członek był łowcą.

Całkowicie zapomniany przez wszystkich w jednej chwili, Lee Min-Sung spojrzał żałośnie na próbujących się wedrzeć do budynku reporterów.

Łowca rangi S!?

Lee Min-Sung był całkowicie oszołomiony.

Ze wszystkich dni łowca rangi S musiał pojawić się akurat dziś?

Czemu?

Czemu?!

CZEMU?!

Chciał zdobyć uwagę i uwielbienia świata, stając się Łowcom rangi A. Ale pomyśleć, że Łowca rangi S pojawi się znikąd i wszystko zrujnuje...

Lee Min-Sung mocno potrząsnął głową.

Aktor przeskanował otoczenie pozbawionym energii spojrzeniem. Wokół niego nie było absolutnie nikogo, upadł na kolana żałośnie.

Kiedy pozostał na ziemi, mamrocząc do siebie z przygnębieniem, frontowe wejście do Stowarzyszenia zostało nagle szeroko otwarte i pojawił się dziesiąty łowca rangi S.

Oczy Jin-Woo otworzyły się bardzo szeroko ze zdziwienia na widok morza reporterów.

Obiektywy kamer uchwyciły zdezorientowany zaskoczony wyraz twarzy Jin-Woo stojącego przed wejściem, a za nim Baek Yoon-Ho został złapany w chwili gdy zaczynał kręcić z politowaniem głową.

***

- Nie chcesz obecnie znaleźć się pomiędzy nimi. - Stwierdził Woo Jin-Chul. - Pozwól że zaprowadzę cię do tylnego wejścia.

Jin-Woo spojrzał na agenta z nadzieją i wdzięcznością.

- Dziękuje. Chciałbym jak najszybciej znaleźć się w domu aukcyjnym.

Nie musiał mówić o jaki dokładnie dom aukcyjny chodzi, w Seulu był tylko jeden dom aukcyjny dla łowców, a raczej łowca nie interesowałby się zwykłym domem aukcyjnym.

Właśnie gdy skończył mówić, telefon komórkowy w jego kieszeni zaczął wibrować.

Gdy wyjął go i spojrzał na wyświetlacz zmarszczył brwi zmieszany.

Dlaczego Jin-Ah miałby dzwonić do niego o tej porze dnia?

Gdy tylko odebrał z głośnika wydobył się naglący głos jego młodszej siostry.

- Jesteś w telewizji!

To stwierdzenie nie było raczej zbyt odkrywcze. Ile na zewnątrz było kamer telewizyjnych? Sądził na pierwszy rzut oka że powyżej dziesięciu.

Na chwilę zrobił się spięty po tym, jak jego siostra, która miała być jeszcze w szkole, nagle zadzwoniła do niego, ale zdołała odetchnąć z ulgą.

- Hm, no tak. Więc nic szczególnego się nie wydarzyło, prawda?

- "Nic szczególnego? Jak możesz w ogóle tak mówić?! Czemu nie powiedziałeś mi o swoim powtórnym przebudzeniu?! I to jeszcze jako łowca rangi S! I czy wiesz że zepsułeś debiut Lee Min-Sunga? Jego fanki cię rozszarpią.

- Kogo? - Spytał Jin-Woo przekrzywiając głowę mimo że jego siostra nie miała prawa tego zobaczyć.

- Naprawdę nie wiesz? - Spytał z niedowierzaniem Jin-Ah.

- Sama często nazywasz mnie „popkulturowym analfabetą", więc czemu się dziwisz czemu nie wiem kim on jest? - Spytał retorycznie Jin-Woo. - W tej chwili jestem trochę zajęty i muszę jeszcze gdzieś skoczyć, więc… Powiem ci wszystko gdy oboje już będziemy w domu.

Jin-Woo rozłączył się po czym spojrzał zmieszany na trójkę milczących łowców.

- To... To kim jest ten cały Lee Min-Song? - Spytał zmieszany Jin-Woo.

- Nie mam pojęcia. - Przyznał bezwstydnie Jin-Chul. - Ale nie pracuje w show biznesie, więc jego istnienie nie jest moim zmartwieniem.

- Twoja siostra miała rację określając cię „popkulturowym analfabetą.” - Stwierdził jedynie Choi Jong-In.

- Mniejsza z tym gościem.

- Musimy iść nim reporterzy otoczą cały budynek. - Stwierdził przepraszająco Jin-Chul.

- A byliby w stanie to zrobić? - Spytał zaskoczony Jin-Woo kiwając na pożegnanie głową dwóm łowcom rangi S i idąc za agentem.

- Ależ oczywiście. Nie chcesz się o tym przekonywać na własnej skórze, za jakiś czas pojawi ich się tutaj jeszcze więcej, a wtedy nie będą mieli z tym problemu.

- Masz rację. - Zaśmiał się Jin-Woo. - Dziękuję za ratunek, chyba naprawdę powinienem częściej słuchać.

***

- Chyba oba zostaliśmy na lodzie. - Stwierdził pusto Baek Yoon-Ho patrząc na oddalających się łowców.

- Mhm...

- Hej... - Łowca spojrzał na ziemię drapiąc się w tył głowy. - Przepraszam za bycie dupkiem.

- Masz szczęście że takim cię chce. - Choi Jong-In. - To co? Kolacja dziś wieczorem? Nie mam co na niego polować.

- Chętnie. 

*** 

Po pomyślnej ucieczce z budynku Stowarzyszenia nie będąc zauważonym, Jin-Woo złapał taksówkę na opustoszałej drodze.

Posiadał teraz licencję rangi S, której tak bardzo pragnął. Zdobywanie kolejnych poziomów i oczyszczanie podziemi było dobre i miłe, ale w tej chwili najważniejszą rzeczą było wyleczenie jego matki.

Nie wiedział, czy ten przedmiot o nazwie „Boska Woda Życia” naprawdę może uzdrowić jego matkę, jednak pojawiło się coś co w ogóle dawało jej szansę.

Czyli coś czego nie dawał jej nikt gdy zaczęła chorować.

Każdy mówił jego matce, jego siostrze i jemu że tej choroby nie da się zatrzymać czy uleczyć.

Więc jeśli teraz pojawiła się szans i nawet jeśli wynosiła ona jeden na milion to on był gotów zrobić wszystko aby spróbować.

Chciał jak najszybciej oczyścić Zamek Demonów i zebrać wszystkie składniki, aby móc stworzyć „Boską Wodę Życia”. Aby to zrobić, musiał znaleźć artefakt, który mógłby ochronić go przed wszędobylskim ogniem szalejącym w Zamku Demonów.

Jin-Woo usadowił się na tylnym siedzeniu taksówki i poinformował kierowcę o celu podróży.

- Dom Aukcyjny Łowców.

Taksówkarz spojrzał przez lusterko wsteczne i uśmiechnął się promiennie.

- Masz coś dobrego do sprzedania? Słyszałem, że minimalne ceny zaczynają się od około dziesiątek milionów w górę”.

Zamiast odpowiedzi, Jin-Woo po prostu uśmiechnął się.

- Z tego co mi wiadomo są tam zdecydowanie tańsze rzeczy, ale też dużo gorszej jakości. - Stwierdził jedynie Jin-Woo wzruszając ramionami.

Mówiąc, że chce iść na aukcję Łowców, żeby coś sprzedać, ten młodzieniec deklaruje, że jest Łowcy; a kierowca wiedział już z doświadczenia że musi zachować szczególną ostrożność w kontaktach z ta grupą klientów.

Łowcy często byli osobami o kapryśnych, delikatnie mówiąc, osobowościach, które były tak samo dziwne jak ich moce. Gdyby kierowca popełnił błąd i stanął po złej stronie tego młodzieńca, może wybuchnąć poważny incydent. I przy okazji jego auto.

Ten młody człowieka wydawał się raczej grzeczny, nie musiał więc zapewne bać się przy nim oddychać, ale i tak lepiej zachowa ostrożność podczas tego kursu.

Kierowca chcąc być ostrożnym w pobliżu łowcy milczał podczas całej jazdy, dzięki czemu we wnętrzu taksówki podczas jazdy było w dużej mierze cicho. Jin-Woo wykorzystał tę cichą podróży do przeszukania internetu.

Rozmaite artykuły, portale społecznościowe, grupy i fora. były wypełnione dyskusją na temat nowego łowcy rangi S. Lee Min-Sung do dzisiejszego ranka był najczęściej wyszukiwanym tematem, ale jego nazwisko nie było już widoczne w pierwszej dziesiątce.

Spodziewał się że wszyscy oszaleją, ale zrozumiał ogrom tego szaleństwa dopiero gdy ono wybuchło.

Kiwając głową i uznając że najlepiej będzie poczekać aż ludziom cały ten szał się znudzi Jin-Woo wybrał znaleziony numer domu aukcyjnego łowców.

- Witamy Dom Aukcyjny Koreańskich Łowców, w czym mogę pomóc?

- Chciałbym wycenić artefakt. Właśnie jestem w drodze.

- Rozumiem. Mogę zapytać jaki artefakt chciałby pan wycenić?

- Kula która zawiera efekt wzmocnienia magii.

- Artefakt wzmacniający rozumiem...Swoją drogą, skoro już jest pań świadom efektu artefaktu, to oznaczało że musiał pan go już wycenić?

- Rzeczywiście, ale tak naprawdę nie byli aż tak godni zaufania, więc chciałem poznać opinię specjalistów.

- Zapewniam że dokonał pan właściwego wyboru. Nie ma nikogo, kto potrafiłby lepiej oszacować wartość artefaktu niż my. Więc, czy mogę zapytać, jaki był procent wzmocnienia wykryty podczas poprzedniej oceny?

- 100%

- Słucham?

- Uznali że jest to był stuprocentowy efekt wzmocnienia.

Rozmówca po drugiej stronie odezwał się po krótkiej przerwie.

- Przepraszam, ale czy mogę zapytać, czy jest pan łowcą?

- Tak jestem.

- Aby proces oceny przebiegał poprawnie, potrzebujemy tożsamości sprzedającego. Czy możesz podać nam swoją rangę, imię i nazwisko?"

Kąciki ust Jin-Woo wygięły się w łuk.

Od samego początku tego się spodziewał.

Czy dom aukcyjny łowców w ogóle chciałby z nim porozmawiać, jeśli będzie chciał sprzedać ten bezsensowny artefakt, gdy był jeszcze łowcą rangi E? Szczerze w tą wątpił.

Jednak...nie będzie przesadą stwierdzenie, że został ponownie oceniony zaledwie chwilę temu.

Jin-Woo z przekonaniem oświadczył.

- Nazywam się Sung Jin-Woo kilkanaście minut temu przeszedłem test rangi. Ranga S.

***

Jin-Woo wkrótce pojawił się przed domem aukcyjnym.

Główny budynek nie był wysoki, ale dość szeroki, co dawało pierwsze wrażenie, że zamiast biurowca przypomina raczej muzeum lub galerię sztuki. Ogromny parking chodź na razie dość pusty pokazywał że dom aukcyjny gotów jest pomieścić wszystkich chętnych niezależnie czy będzie ich kilkaset czy kilka tysięcy.

Łatwo można było się domyślić, ile pieniędzy zarabiał dom aukcyjny łowców, dzięki prowizjom z handlu artefaktami.

Jin-Woo wysiadł z taksówki i skierował się w stronę budynku, ale zanim jeszcze zdążył zrobić kilka kroków, na zewnątrz nagle wybiegł ubrany formalnie mężczyzna.

- Musisz być łowcą Sung Jin-Woo.

- Zgadza się.

Mężczyzna spojrzał na twarz Jin-Woo i przybrał zdziwiony wyraz twarzy. Szybko jednak przypomniał sobie swoją rolę i powitał przyjaznym nieco formalnym tonem głosu.

- Nazywam się Kim Jong-Ki z Działu Wyceny. Rozmawialiśmy przez telefon. Proszę, za mną łowco Sung.

Jin-Woo lekko skinął głową.

Kiedy prowadził Jin-Woo do pokoju oceny, umysł Kim Jong-Ki pędził.

Nowy łowca rangi S oceniony mniej niż godzinę temu szedł właśnie za nim.

Kiedy po raz pierwszy otrzymał telefon, pomyślał, że to jakiś żart.

Przede wszystkim rzekomy efekt artefaktu brzmiał bezsensownie, a co ważniejsze, stało się tak dlatego, że facet w telefonie powiedział, że jest łowcą rangi S. Słysząc te dwa fakty prawie się rozłączył.

Dobrze jednak że w ostatniej chwili się powstrzymał przed tym ruchem.

Gdyby tak postąpił obraziłby łowcę rangi S.

Jak bardzo był przerażony po tym, jak Stowarzyszenie potwierdziło, że numer telefonu rzeczywiście należał do łowcy Sung Jin-Woo który przeszedł niedawno ponowny test rangi?

Naprawdę się cieszył że nie zrobił czegoś tak głupiego jak rozłączenie się.

Oficjalnie zarejestrowany w swojej nowej randze, łowca Sung Jin-Woo wspiął się o pięć poziomów w rankingu, od E do S, poprzez proces powtórnego przebudzenia i posiadł klasę maga podczas gdy wcześniej posiadał klasę wojownika… .

Nawet teraz twarz tego młodego mężczyzny można było zobaczyć na ekranach telewizorów zamontowanych w różnych częściach domu aukcyjnego. Być może sam uznał to za trochę niezręczne, sądząc po tym jak uparcie unikał wzrokiem tychże telewizorów.

Dotarli do sali oceny, podczas gdy kilka myśli przemknęło mu przez głowę. Kim Jong-Ki mówił z tęsknym wyrazem twarzy.

- W tę stronę.

Szef Działu Wycen, a także najlepszy rzeczoznawca firmy, czekali z niepokojem w tej właśnie obszernej sali. Zrezygnowali nawet z lunchu, żeby tu przybyć na czas.

Widząc twarz Jin-Woo, oczy szefa działu otworzyły się szerzej.

To rzeczywiście był chłopak z wiadomości.

Czy w takim razie artefakt który przyniósł ze sobą mógł mieć aż...

Nie, jeszcze nic nie było pewne. Tylko dlatego, że facet był prawdziwy, nie oznaczało to, że artefakt taki był. Sam w rozmowie telefonicznej stwierdził że nie ufał wcześniejszej wycenie artefaktu.

Możliwe że jakiś bałwan w ogóle na tym się nie znał i ledwie wiedział co robi podczas wcześniejszej wyceny.

Nawet najlepszy artefakt wzmacniający moc magiczną stworzony z najlepszych materiałów przez największego na świecie twórcę artefaktów, który wylewa swoją duszę w każdy tworzony projekt, nie przekroczyłby 50% efektu.

A nawet takie artefakty były potwornie rzadkie.

Najczęściej takie artefakty miały wzmocnienie na poziomach 20% lub 30% a i tak kosztowały fortunę.

Samo zebranie odpowiednich materiałów nie byłoby łatwe, nie mówiąc już o tym, że potrzebna siła robocza a czas potrzebny do stworzenia artefaktu mającego wzmocnienia na poziomie 50% był wręcz absurdalnie długi. Takich artefaktów na świecie było mniej niż 10 i pojawiały się co kilka długich lat.

Chętni magowie z całego świata ustawiali się w długiej kolejce po takie przedmioty, a ostatecznie i tak odchodzili z pustymi rękami.

Choi Jong-In byłby gotów zrobić zapewne niemal wszystko by zdobyć artefakt z 50% wzmocnieniem magii.

Ale nawet jemu nigdy się to nie udało a często określany był jako „Żołnierz Doskonały”.

Ale teraz nieznany nikomu łowca rangi S mający ją od niepełnej godziny, odwiedza dom aukcyjny twierdząc że ma artefakt wzmacniający moc o całe 100%.

To było nierealne.

Historia była tak niedorzeczna że gdyby mężczyzna przed nim nie miał rangi S zostałby natychmiast wyrzucony przez zamknięte okno.

Nie mogli odmówić jednak łowcy rangi S. Nawet jeśli dzisiejsze spotkanie okaże się stratą czasu, ten człowiek bez wątpienia stałby się w przyszłości ich ważnym klientem.

Zresztą oni i tak nie mieli nic do stracenia.

Rzeczoznawca przemówił do Jin-Woo, a na jego twarzy malowało się lekkie oczekiwanie i ostrożność.

- Czy mogę spojrzeć na ten artefakt?

Zarówno Kim Jong-Ki, jak i szef działu również patrzyli na Jin-Woo z napiętymi minami.

Udając, że wyciąga go z kieszeni, Jin-Woo przywołał Kulę Chciwości ze swojego ekwipunku.

Rzeczoznawca poprawił okulary i wpatrywał się w piękną okrągłą kulę koloru krwi i wielkości kuli bilardowej. Był to przedmiot posiadający pewien magnetyczny urok, który sprawiał, że patrzący mimowolnie sapnęli ze zdumienia.

Dwaj rzeczoznawcy pod nosem wyrażali podziw przyglądając się temu dziwnemu artefaktowi.

Szef działu wycen był rzeczoznawcą już od siedmiu lat. Do tej pory był w stanie obserwować niezliczone artefakty, ale nie widział ani jednego kryształu emitującego szkarłatny odcień jak ten.

Większość zwykłych kryształów emitowała czysty, niebieskawy odcień, a im wyższy stopień, tym ciemniejszy kolor.

Jednak ten był w kolorze czerwonym?

Już kolor tego przedmiotu był niespotykany.

Rzeczoznawca wziął kulę w dłoń i delikatnie owinął wokół niej swe palce dotykając jej swoją magią.

Gdy to zrobił poczuł dreszcz przebiegający po jego kręgosłupie. Było to spowodowane niezidentyfikowaną falą mocy, którą spłynęła na niego z kuli którą trzymał.

Był przerażony, gdy patrzył na dziwny artefakt odbijający od swojej gładkiej szkarłatnej powierzchni światła żarówek. Rzeczoznawca był w rzeczywistości przebudzonym magiem rangi B jednakże bez licencji. Dzięki temu mógł od razu wyczuć, jaki przedmiot trzymał w dłoni.

A teraz czuł że oblewa go zimny pot.

Na jego skórze pojawiła się gęsia skórka z powodu czystej mocy emanującej z tej magicznej kuli. Pospiesznie podniósł głowę, by znaleźć Jin-Woo bez słowa wpatrującego się w niego ze zrelaksowanym cierpliwym wyrazem twarzy.

Stracił rachubę, z iloma bezcennych artefaktów miał do czynienia przez lata, ale to był pierwszy i jedyny raz, kiedy poczuł silne pragnienie złamania prawa i przywłaszczenia sobie przeniesionego artefaktu. Zwykłej kradzieży.

Niestety jego przeciwnikiem był ranga S a te myśli były naprawdę haniebne i obrzydliwe.

Jin-Woo nadal patrzył w milczeniu. Zawstydzony samym sobą rzeczoznawca stłumił grymas jaki chciał pojawić się na jego twarzy.

Mimo to rzeczoznawca otarł zimny pot z czoła, następnie zwrócił się do osoby koło siebie.

- Proszę włączyć kamerę.

Znaczenie tej prośby było takie, że przedmiot w ręku rzeczoznawcy nie był fałszywy. 

Kierownik działu przesunął obiektyw aparatu na rzeczoznawcę.

Rzeczoznawca podszedł do magicznego urządzenia do pomiaru energii w kształcie talerza. Położył na urządzeniu dłoń i czekał.

Pojawiły się wartości liczbowe oznaczające poziom jego magii.

Następnie ponownie został zmierzony, ale tym razem z magiczną kulą w dłoni. Zmierzona energia magiczna wyciekająca z rzeczoznawcy natychmiast podwoiła swoją wartość.

Szef wydziału pospiesznie podszedł bliżej i również potwierdził wyniki.

Czy to naprawdę właśnie miało miejsce?!

Czy ten artefakt naprawdę mógł mieć aż 100% wzmocnienia?!

Średnia prowizja, jaką dom aukcyjny łowców zarabiał za pomoc w handlu artefaktami, wynosiła około pięciu procent. Jeśli przedmiot zostałby sprzedany za około 100 miliardów won, zarobiliby na tej transakcji około 5 miliardów.

Jednak nawet ze swoim ogromnym doświadczeniem nie był w stanie oszacować, za ile można sprzedać tę szkarłatną magiczną kulę. .

O ile nie była ona w ogóle bezcenna jako że była jedynym tego rodzaju przedmiotem na świecie.

Jak dużą prowizję do sprzedaży otrzymałby, gdyby transakcja przebiegła pomyślnie?

Łowcy z całego świata byliby gotowi zapłacić miliardy dolarów za tą niepozorną kulę, kryjącą w sobie tak ogromną moc.

- Niespanie... przejdę do demonstracji.

Rzeczoznawca starał się mówić spokojnie i rzeczowo, jednak w niektórych momentach jego głos zaczynał lekko drzeć. Dwóch mężczyzn z Działu Rzeczoznawstwa szybko oddaliło się.

Jin-Woo również cofnął się o kilka kroków.

Kamera dokładnie wszystko filmowała. Aby przemówić do potencjalnych nabywców, rzeczywisty materiał filmowy był o wiele skuteczniejszy niż zwykłe wartości liczbowe.

Oczy rzeczoznawcy skierowane były w stronę kamery.

- Zacznijmy test.

Na prawej ręce rzeczoznawcy zaczęła szaleć zamieć wielkości koła samochodu. 

- Utrzymując te magiczną energię zaczną pozyskiwać moc z artefaktu.

W chwili, gdy jego lewa ręka dotknęła „Kuli Chciwości”...

Zamieć tańcząca na jego dłoni wstrząsnęła całym pokojem oceny przewracając przedmioty i szalejąc po całym pokoju.

Gdyby oszołomiony rzeczoznawca nie odwołał swojej magii jeszcze szybciej niż ją początkowo przyzwał, cały pokój mógłby zamarznąć w jednej chwili.

- Proszę zatrzymać nagranie.

Szef wydziału skinął głową i podszedł pośpiesznie do kamery, żeby ją wyłączyć. Tym samym zakończył się proces oceny artefaktu.

Jin-Woo był zmartwiony, gdy wyczuł, jak magiczna energia eksploduje z dłoni rzeczoznawcy, ale w końcu odetchnął z ulgą. Nie chodziło tylko o niego, ponieważ wszyscy obecni w pokoju również wypuszczali długie westchnienia ulgi.

Ta wzmocniona zamieć nie była czymś czego ktokolwiek z nich chciał ponownie doświadczyć.

Niemal natychmiast w pokoju zapadła cisza, którą przerwał dopiero Jin-Woo.

- Jaką to ma wartość?

Czy byłby w stanie kupić artefakt, który chciał po sprzedaniu tej kuli?

Rzeczoznawca wpatrywał się w „kulę chciwości” z niedowierzaniem.

Jak w ogóle mógł myśleć o nałożeniu metki na coś takiego?

To jak spróbować wycenić „Mona Lise”. Niby można, ale każda wartość pieniężna to będzie za mało.

Jego spojrzenie przeniosło się na Jin-Woo.

Skąd ten człowiek nabył taki artefakt? Rzeczoznawca nie powinien się tym martwić ponieważ ta informacja nie była konieczna jeśli nie mieli podejrzenia że artefakt jest kradziony lub nie pochodzi z jakiegoś „szemranego źródła”. Wiedział o tym, ale nadal nie mógł się powstrzymać i mimo wszystko zapytał.

- Gdy pan to nabył?

- W podziemiu, gdzie indziej mógłbym znaleźć potężny artefakt?

Mężczyźni popatrzyli na siebie spojrzeniami pełnymi szoku.

- W... podziemiu?

Jin-Woo skinął głową.

Technicznie rzecz biorąc, nie kłamał. Zamek Demonów był podziemiem, ale takim stworzonym w całości przez system.

A ten artefakt zdobył zabijając Vulcana, bossa 50 piętra.

Można było coś tak przerażająco silnego znaleźć w podziemiu?

Mężczyźni obecni w pomieszczeniu spojrzeli zmieszani na artefakt.

To na pewno nie był przedmiot możliwy do stworzenia przy obecnych umiejętnościach rzemieślniczych.

Rzeczoznawca, który zadał pytanie, jak również dwaj członkowie Działu Wyceny, którzy usłyszeli odpowiedź, mieli na twarzach nieprzekonane miny, ale skoro ten łowca tak właśnie powiedział, nie było innego wyjścia, jak tylko to zaakceptować.

I prawdę mówiąc, nie było ważne, skąd pochodził ten szalenie potężny artefakt, liczyło się to co ten łowca chciał z nim zrobić.

Szef wydziału zrobił krok do przodu.

- Chciałby pan wystawić ten przedmiot na aukcji w naszym domu aukcyjnym? Pomożemy panu sprzedać go za najlepszą cenę.

Mówiąc szczerze nie chciał sprzedawać tego malutkiego cudu, ale musiał zdobyć pieniądze na artefakt chroniący przed ogniem.

Postanowił jednak działać ostrożnie, aby nie żałować tego co zrobi.

Chciał najpierw przekonać się w rzeczywistości jakie ceny miały artefakty posiadające odporność na ogień, zanim postanowi sprzedać kulę chciwości.

- Pomyślę nad tym. Wpierw chciałbym zobaczyć artefakty posiadające odporność na ogień.

Szef działu i Kim Jong-Ki spojrzeli na siebie zaskoczeni słowami łowcy. A potem spojrzeli z powrotem na Jin-Woo z nieco niezręcznymi minami.

Jin-Woo mówiąc szczerze był bardziej niż zdezorientowany ich zachowaniem.

- Będzie z tym jakiś problem?

– Och, nie. W żadnym razie.

Kierownik wydziału uśmiechnął się i przemówił.

- Takie artefakty nie są wcale trudno dostępne.

- Och? Nie mogłem znaleźć żadnego online i zacząłem się tym martwić. - Przyznał niezręcznie drapiąc się w kark.

- Takie artefakty są zazwyczaj bardzo drogie, dlatego nie wystawiony ich na sprzedaż w internecie. Zaprzestaliśmy tego gdy zdaliśmy sobie sprawę że przez internet nikt ich nie kupuje, doszliśmy do wniosku że są zbyt dużym wydatkiem aby prezentować je w internecie. Mimo to nadal są łatwo dostępne. Ogień jest najpopularniejszym z żywiołów.

Jin-Woo kiwnął głową rozumiejąc co mężczyzna miał na myśli.

Większość łowców posiadających klasę maga, których Jin-Woo spotkał do tej pory albo władała płomieniami, albo promieniami światła. Słyszał, że nawet łowca rangi S, Choi Jong-In, również specjalizował się w magii ognia, chociaż nigdy tego nie widział. Co więcej, kontrolowani przez niego magowie cienia również używali płomieni, a nawet Kieł potrafił ziać ogniem.

Innymi słowy, ataki typu ognistego były dość powszechnym widokiem.

Jin-Woo rozluźnił się nieco gdy dowiedział się że z dostępnością takiego artefaktu nie będzie problemu.

Miał jednak rację zakładając że taki artefakt będzie dość dużym wydatkiem, ale wyleczenie jego matki zależało od tego, czy uda mu się dostać taki artefakt. Skoro z dostępnością, a co za tym idzie szybkim czasem zakupu nie było problemu, był gotów zapłacić każdą cenę.

Nawet jeżeli będzie musiał sprzeda nawet kulę chciwości, mimo że osobiście wolał ją zachować.

***

Jin-Woo podniósł sztylet, który dał mu członek personelu. Jeśli miał być szczery, jakość była raczej kiepska.

Sztylet który obecnie trzymał wydawał się gorszy niż jego Zabójca Rycerzy który miał tylko rangę B.

- Ile to kosztuje?

- 30 milionów won. (99 735 PLN)

Oczy Jin-Woo rozszerzyły się.

Taki nędzny sztylet kosztował tak dużo?

Jin-Woo odwrócił się i wezwał Zabójcę Rycerzy i pokazał go członkowi personelu.

- Ile potencjalnie kosztowałby ten sztylet?

Oczy pracownika rozszerzyły się nieco gdy z zaciekawieniem przyglądał się czarno czerwonemu ostrzu Zabójcy Rycerzy.

- Wyczuwam wprawę i kunszt twórcy.

Jin-Woo starał się zachować spokojny wyraz twarzy gdy słuchał słów mężczyzny.

Członek personelu zawahał się przez krótką chwilę, zanim oznajmił jaką wartość mógłby mieć Zabójca Rycerzy.

- To nie będzie ostateczny werdykt, ponieważ nie jestem rzeczoznawcą, ale sądzę że ten sztylet kosztowałby ponad 100 milionów won. ( 339 077 PLN)

Jin-Woo popatrzył ogromnymi oczami na mężczyznę przed sobą, który przekrzykiwał nieco głowę i spojrzał na Jin-Woo z niezrozumieniem.

Czy przypadkiem nie zapłacił za ten sztylet 3 milionów sztuk złota w sklepie?

Nie pamiętał dokładnie, ale to była cena trochę poniżej trzech milionów.

- Mogę się oczywiście mylić ponieważ zajmuję się katalogowaniem broni a nie wyceną, musiałby spojrzeć na niego jeden z odpowiednich rzeczoznawców.

- Och, byłem po prostu zaskoczony... Ten sztylet był w pewien sposób prezentem... więc nie znałem jego ceny.

Pierwsza prawdziwa broń, którą posiadał, stalowy miecz Kim Sang-Shika miał plus dziesięć do ataku, oraz rzekomą cenę trzech milionów won. (9 973 PLN)

Z obecnej perspektywy Jin-Woo i wiedzy że miecz złamał się na bossie w podziemiach systemu kategorii E ta broń nie była niczym więcej niż lekko nasączonym magią kawałkiem żelastwa. A mimo to była tak droga.

Nie powinien więc być zaskoczony faktem, że przedmioty o wysokich statystykach sprzedawane w sklepie systemu mogą potencjalnie osiągać wysoką cenę wywoławczą również w prawdziwym życiu.

Ale taka informacja mogła mu trochę w życiu pomóc.

Obecnie miał w swoim ekwipunku tak dużo złota, że mógł się go trochę pozbyć. Gdyby jednak mógł kupować przedmioty w sklepie za zgromadzone złoto, a następnie sprzedawać je po naprawdę wysokiej cenie?

Myśli w głowie Jin-Woo wirowały szaleńczo.

Może dzięki temu nie będzie zmuszony sprzedawać kuli chciwości.

***

- Jin-Woo reporterzy wciąż tutaj są! - Jęknęła Jin-Ah żałośnie wychylając delikatnie głowę przez okno, jednak gdy tylko została dostrzeżona flesze aparatów zaczęły wściekle pstrykać.

Widząc to Jin-Ah schowała się idąc na czworaka przy ścianie, aby nie być widoczną z okna.

Był już późny wieczór. Reporterzy, którzy jeszcze się nie poddali, wciąż gromadzili się przed wejściem do mieszkania.

Po powrocie z domu aukcyjnego łowców Jin-Woo myślał o odrobinie zasłużonego odpoczynku, ale w tej chwili miał dość sztywny wyraz twarzy.

- Mam zejść na dół i powiedzieć im żeby dali nam spokój?

Ci ludzie mogli zakłócić jego odpoczynek. Jednak bardziej martwił się, że zakłócą naukę jego siostrze. Jin-Ah była uczennicą liceum i miała zdać najważniejszy test w swoim życiu.

Czy nie był to czas, kiedy niektóre nadwrażliwe dzieciaki wpadały w złość tylko z powodu cichych kroków za ich drzwiami, które zakłócały ich naukę?

Z drugiej strony Jin-Ah nie była typem osoby robiącą coś takiego...

Ale jednak – czy mogłaby w ogóle być w stanie skoncentrować się przy tych wszystkich rozpraszających dźwiękach dochodzących z zewnątrz?

- Nie możesz tego zrobić! Już jesteś hejtowany w internecie! Czy możesz sobie wyobrazić, co powiedzą, jeśli przegonisz reporterów?

– Hejtowany?

Jin-Ah wyszukała jeden z artykułów w internecie przy użyciu telefonu i przesunęła go do przodu. Jin-Woo wziął telefon w dłonie i przyjrzał się temu co pisało.

Na ekranie mógł zobaczyć zdjęcie, na którym stoi przed wejściem do Stowarzyszenia, a następnie drugie gdy bez słowa znika za drzwiami przez które chwilę wcześniej wyszedł .

Może dlatego, że zawodowiec zrobił to zdjęcie, nawet taki zwykły facet jak on wyszedł całkiem nieźle, więc był z tego powodu szczęśliwy. 

„Jego postawa jest żałosna”

„Już uważa się za lepszego.”

„Wielki łowca rangi S. Po co miałby tracić czas na reporterów?”

Niezliczone komentarze o podobnym charakterze zostały zamieszczone pod artykułem i wydawało się że ciągną się w nieskończoność.

Czytając je Jin-Woo uśmiechnął się prychając co chwilę z rozbawienia.

Z kolei Jin-Ah była oszołomiona reakcją brata.

- Dlaczego się uśmiechasz?!

- Bo to tak głupie że aż zabawne? - Spytał retorycznie Jin-Woo gdy jego oczy błyszczały rozbawieniem.

Kiedy Jin-Woo pokazał jej najwyżej oceniany komentarz, Jin-Ah prawie wybuchnęła śmiechem, ale jakoś udało jej się to stłumić.

Jeśli obecna sytuacja się utrzyma, to zapewne będzie musiał jakoś zareagować, ale z drugiej strony Stowarzyszenie zadzwoniło do niego wcześniej, aby powiedzieć, że wszyscy dziennikarze powinni otrzymać rozkaz, aby trzymać się od niego z daleka.

Jin-Woo skontaktował się z nimi gdy wrócił do domu i zobaczył morze reporterów koczujących pod jego mieszkaniem.

- A tak przy okazji co się u diabła stało?

Jin-Ah spojrzała na brata parą zdumionych oczu.

- No wiesz... zostałeś nagle łowcą rangi S, a reporterzy koczują pod domem.

Niektórzy mówili, że trudno byłoby trafić na Łowcę rangi S nawet raz w życiu, a jednak jeden stał tuż przed nią. Mało tego, był jej starszym bratem.

Prawie każdy zareagowałby w ten sam sposób, gdyby znalazł się na jej miejscu.

Szkoda, że nie miała innego wyjścia, jak dostosować się do nowej dziwnej rzeczywistości prędzej niż później.

Jin-Woo uśmiechnął się lekko.

- Reporterom w końcu się to znudzi. - Pocieszył ją Jin-Woo wzruszając ramionami.

- Pewnie tak. Teraz będziesz dużo bardziej zajęty prawda? – Zapytała ostrożnie Jin-Ah.

Jin-Woo skinął głową.

- Będę musiał na kilka kolejnych dni wyjechać. - Przyznał po chwili Jin-Woo zaciskając usta

Było wiele rzeczy, które chciał zrobić – ale na razie priorytetem było oczyszczenie Zamku Demonów. W tym celu zakupił artefakt chroniący przed ogniem.

Musiał sprzedać Zabójcę Rycerzy, podniszczony już Kieł Rasaka i dwa inne sztylety pośpiesznie kupione w sklepie, ale udało mu się pokryć koszty zakupu artefaktu nie tracąc kuli chciwości.

Słysząc, że w przyszłości może być bardziej zajęty, Jin-Ah przybrał nieco smutną minę. Samotność była kiepską perspektywą.

Nic nie mówiąc, Jin-Woo położył dłoń na głowie Jin-Aha, zanim jednak zdążyłby cokolwiek powiedzieć zdał sobie sprawę że ktoś szedł korytarzem blisko ich mieszkania.

Oczy Jin-Woo zwęziły się, a jego spojrzenie przeniosło się na frontowe drzwi.

Jin-Ah zauważyła również napiętą aurę jej brata. Zanim jednak zdążyłaby zapytać co się dzieję usłyszała dźwięk dzwonka przy drzwiach.

Jin-Ah uciekła do swojego pokoju zirytowana.

Jin-Woo natomiast podszedł do drzwi frontowych zdając sobie sprawę że ten kto za nimi stał by łowcą.

Ten ktoś wydzielał niewielką słabą magiczną energię. Jin-Woo nie wyczuwał w tej obecności żadnych wrogich intencji, ale mimo to nie miał ochoty zabawiać nieproszonego gościa.

Czy jakaś nadgorliwa gildia wysłała posłańca?

A z powoli poszerzającej się szczeliny w drzwiach widać było znajomą młodą twarz. 

- Bracie ratuj!

Jin-ho pociągnął żałośnie nosem stojąc przed drzwiami i wyglądając na bardzo nadąsanego.

Jin-Woo był tak oszołomiony, że stał tam w ciszy, co skłoniło Jin-Ho do dalszego żałosnego pociągania nosem.

- Ojciec wyrzucił mnie z domu.

Teraz, gdy Jin-Woo spojrzał jeszcze raz na Jin-Ho, dostrzegł że, na jego plecach wisiał plecak tylko trochę mniejszy od samego chłopaka. W obu rękach niósł też reklamówki.

- Czy nie mieszkałeś przypadkiem sam?

- Cóż, willa w której mieszkałem należała do niego... Zablokował nawet moje konta bankowe.

Ojciec blokujący konta bankowe syna. Wszystkie. Cóż to była za filmowa sytuacja, ale cóż, biorąc pod uwagę, że ojcem Jin-Ho był czołowy koreański biznesmen było to dość wiarygodne.

Jin-Woo chyba domyślał się co takiego stało się że ojciec Jin-Ho się wkurzył.

- Nie mam zbyt dużo miejsca w domu, ale niedaleko jest hotel, z tego co słyszałem jest całkiem niezły. - Jin-Woo wziął trochę pieniędzy z szuflady w komodzie blisko drzwi.

- Trzymaj powinno wystarczyć na około dwa tygodnie pobytu.

- Nie mogę tego przyjąć przecież...

- To z mojej winy cię wywalił, a skoro obiecałem ci że będę dla ciebie jak starszy brat to właśnie zamierzam się tak zachowywać. Zresztą jakbyś się nie domyślił, pieniądze dla mnie to nie problem. Już nie. A teraz bierz to dzieciaku i spadaj bo jest późno.

- Kocham cię brachu.

- Tak, tak, nie drzyj się, jeszcze tylko sąsiadów z pretensjami mi tu brakuje.

 

Chapter 14: Rozdział 13

Chapter Text

Przed wyjściem Jin-Woo ostrożnie otworzył drzwi do pokoju swojej siostry.

Z powodu bardzo wczesnej godziny wciąż smacznie spała nie wiedząc o bożym świecie.

Widząc ją tak bezbronną poczuł się zaskakująco zaniepokojony.

Ktoś mógłby spróbować się do niej zbliżyć gdy Jin-Woo będzie dłużej poza domem.

Oczywiście nie powinno być nikogo na tyle głupiego, żeby skrzywdzić młodszą siostrę Łowcy rangi S, ale cóż, trudno było czasem powiedzieć, co ludzie mieli w głowach.

Myśląc chwilę zdał sobie sprawę że przecież może zawsze użyć żołnierzy cienia do ochrony jego siostry. Mógł przecież schować ich w jej cieniu tak że nawet nie będzie świadoma ich obecności.

A tak się składało, że posiadał idealnych kandydatów do tej roli.

- Pokażcie się.

Jin-Woo przywołał tych swoich żołnierzy którzy za życia byli strażnikami Kła.

Trzej najwięksi, najmocniejsi Wysocy Orkowie pojawili się jednocześnie i sprawili przy tym, że i tak już malutki pokój jego siostry stał się jeszcze bardziej klaustrofobiczny.

Żołnierze zmuszeni byli pojawić się wokół Jin-Woo siedząc na ziemi z kolanami podciągniętymi do piersi.

- Byliście strażą Kła, ale... czemu jest was tylko trzech?

O ile pamiętał Kieł za życia miał czterech strażników. Dwóch stało po obu stronach tronu.

Jeden z orków uniósł palec do góry jakby chciał coś pokazać.

Wtedy właśnie Jin-Woo przypomniał sobie o jednym mały szczególe.

Jeden z tych wojowników utknął w suficie gdy Jin-Woo go w niego wbił. Zapomniał przez to o nim i nie wydobył jego cienia.

Następną razom będzie musiał być uważniejszy. Nieumyślnie pozbawił się dość silnego żołnierza.

Ta trójka była na zupełnie innym poziomie w porównaniu z cieniami wydobytymi ze „zwykłych" Wysokich Orków. Potencjalnie nawet słabszy łowca rangi A miałby z nimi problem.

Nie przesadzał – w końcu przywódca grupy uderzeniowej będący tankiem i mający rangę A Son Ki-Hoon, został zapędzony do rogu, z trzema przeciętnymi wysokimi orkami.

Jin-Woo wskazał brodą w kierunku śpiącej Jin-Ah.

Strażnicy wrócili do form „cienia", poruszali się po podłodze i wtopili się w cień jego siostry.

Mieli być cicho, nie niepokoić jego siostry, a gdy Jin-Ah znajdzie się w niebezpieczeństwie, zlikwidować zagrożenie, niezależnie od tego, kto nim był.

Jin-Woo wydał ten rozkaz strażnikom i starannie zamknął drzwi do pokoju siostry.

Teraz czuł się nieco mniej zmartwiony zastawieniem Jin-Ah samej.

Upewnił się, że dobrze zamknął frontowe drzwi i wyszedł z mieszkania, gdzie czekał na niego Jin-Ho, tak jak obiecał.

Jin-Ho przywitał Jin-Woo szerokim uśmiechem.

- Jak ci się spało w hotelu?

- Całkiem nieźle. Ten hotel miał sporo udogodnień i był zaskakująco tani.

Yu Jin-Ho zajął miejsce się na siedzenie kierowcy, a Jin-Woo usiadł na siedzeniu pasażera. Jin-Woo poprosił Jin-Ho czy nie mógłby go podwieźć jako że z rano zawsze był straszny ruch.

Dziś Jin-Woo planował dokończyć czyszczenie zamku demonów.

- Przy okazji co masz tak wcześnie do załatwienia w Lotte?

- Tajemnica. - Stwierdził tylko Jin-Woo uśmiechając się przekornie. Następnie otworzył drzwi auta i wysiadł pospiesznie. - Dziękuję za podwiezienie.

Jin-Ho prychnął pod nosem.

Jin-Woo był czasami naprawdę nieuchwytny i tajemniczy.

***

[WSZEDŁEŚ DO ZAMKU DEMONÓW.]

Jin-Woo anulował swoją umiejętność „Ukrycie" rozglądając się po podziemiu.

Gdy tylko przeszedł przez bramę zamku, mechaniczny sygnał dźwiękowy należący do systemu zabrzmiał, jakby czekał na jego przybycie.

[OTRZYMAŁEŚ NOWE ZADANIE]

Jin-Woo był mile zaskoczony widząc drugie zadanie powiązane z tym miejscem.

Cóż, zadanie, które otrzymał za pierwszym razem, sowicie go wynagrodziło za spełnienie potrzebnych wymogów.

Po chwili gdy o tym myślał przypomniał sobie że tamto zadanie było opisane jako część 1.

[NORMALNA ZADANIE: ZDOBĄDŹ DUSZE DEMONÓW (2)]

MONARCHA DEMONÓW, BARAN REZYDUJE NA NAJWYŻSZYM PIĘTRZE ZAMKU DEMONÓW.

WYELMINUJ BARANA I ZDOBĄDŹ JEGO DUSZĘ.

WYMAGANE DO UKOŃCZENIA ZADANIA:

POKONAJ MONARCHĘ DEMONÓW.

NAGRODY:

RUNA NAJWYŻSZEJ JAKOŚCI

30 BONUSOWYCH STATYSTYK

UKRYTA NAGRODA

W zamku demonów był ich monarcha którego należało zabić. Jin-Woo nie był szczerze mówiąc tym zdziwiony ani też faktem że rezydował on na samym szczycie zamku.

To musiał być zapewne boss tej miejscówki.

Ofiarowane nagrody były naprawdę niesamowite.

Az trzydzieści dodatkowych statystyk.

Poprzednie zadanie polegało na prawie niewolniczej pracy, prosząc go o zebranie dziesięciu tysięcy dusz demonów. A po całej tej ciężkiej pracy otrzymał 20 dodatkowych punktów statystyk co było bardzo miłą nagrodą.

Jednak tym razem mógł zdobyć 30 punktów, zabijając bossa tego miejsca czyli coś co po prostu musiał zrobić jeśli chciał ukończyć to miejsce. Potrzebowałby dziesięciu dni codziennych zadań lub sześciu awansów, by zdobyć tę liczbę punktów statystyk. Na tę niespodziewanie bogatą nagrodę instynktownie wyrwał mu się z ust cichy śmiech.

Chciał jednak sprawdzić jaka czekała na niego runa.

[RUNA NAJWYŻSZEJ JAKOŚCI: WYMIANA CIENI]

PO PRZEŁAMANIU RUNY OTRZYMASZ UMIEJĘTNOŚĆ KLASOWĄ.

Brwi Jin-Woo uniosły się do góry.

Nie wiedział że z run może pozyskiwać umiejętności klasowe. To była całkiem ciekawa informacja.

Do tej pory „zdobył" trzy umiejętności specjalne dla jego klasy.

Wydobycie cienia, zapisanie cienia i domena monarchy.

Każda z nich była niesamowitą umiejętnością z czego dwie pierwsze były absolutnym filarem całej jego klasy. Pomysł dodatnia czwartej umiejętności sprawiła że niecierpliwość zaczęła buzować mu pod skórą.

Był bardzo ciekaw co to była za umiejętność, ale jedyne co miał to nazwa umiejętności i nic więcej.

Będzie musiał więc poczekać do zakończenia zadania.

Umiejętność specyficzna dla klasy, a także 30 dodatkowych punktów statystyk. Nawet pomijając nieznaną nagrodę, była to już niesamowita ilość łupów jakie otrzyma gdy oczyści całe to miejsce. Nie wspominając już o punktach doświadczenia i poziomach jakie zdobędzie pnąc się do góry.

Jin-Woo przywołał swoje Okno Statusu po raz pierwszy od jakiegoś czasu.

IMIĘ: SUNG JIN-WOO

POZIOM: 81

PROFESJA: WŁADCA CIENI

TYTUŁ: TEN, KTÓRY POKONAŁ WŁASNĄ NIEDOLĘ (+1 WIĘCEJ)

[HP: 24 406]

MP: 5019

ZMĘCZENIE: 0

SIŁA: 186

ZMYSŁY: 126

ZRĘCZNOŚĆ: 175

INTELIGENCJA: 189

WITALNOŚĆ: 145

REDUKCJA OBRAŻEŃ FIZYCZNYCH: 46%

PASYWNE

(NIEZNANA) MAKSYMALNY POZIOM

WYTRWAŁOŚĆ LV.1

ZAAWANSOWANE WŁADANIE SZTYLETEM LV.2

AKTYWNE

SPRINT MAKSYMALNY POZIOM

CELNY ATAK MAKSYMALNY POZIOM

ŻĄDZA KRWI LV.1

RZUT SZTYLETEM LV.2

UKRYCIE LV.2

DOTYK DOMINACJI LV2

Jego poziom wynosił już 81. A dzięki temu, że zainwestował każdy dodatkowy punkt statystyk w inteligencję, mógł zobaczyć, że teraz przekracza on jego siłę.

Jego statystyki niedługo przebiją aż 200, przynajmniej inteligencja.

Rezultatem tego było to, że jego całkowita mana przekroczyła teraz 5000.

Tylko dzięki jego manie żołnierze mogli się regenerować, była więc ona niezbędna.

Zamknął okno statusu patrząc przed siebie.

Obecnie stał na parterze Zamku Demonów. Na 76 piętrze zakończył czyszczenie tego miejsca gdy był tutaj ostatnio.

Więc natychmiast udał się do magicznego kręgu działającego jako winda tego miejsca.

[PIĘTRA OD 1 DO 76 ZOSTAŁY ODBLOKOWANE.]

[NA KTÓRE PIĘTRO CHCIAŁBYŚ SIĘ UDAĆ?]

Jin-Woo bez wahania wybrał piętro 76.

Światło zaczęło wokół niego lśnić jasno. W chwili, gdy mrugnął okiem, jego otoczenie całkowicie się zmieniło. Miał teraz miał teraz przed sobą zniszczone stojące prawie całkowicie w płomieniach miasto.

Artefaktami które kupił był pierścień nasycony magią wody oraz peleryna z nałożonym efektem ognioodporności.

Po założeniu szaty i nałożeniu kaptura Jin-Woo czując się trochę głupio i zastanawiając się dlaczego łowcy typu maga tak bardzo lubili nosić śmiesznie bogato zdobione szaty.

Ogromnym plusem tej peleryny był fakt że czuł jak jego ciało stygnie a temperatura przestaje tak bardzo na niego napierać.

Wyglądało jednak na to, że nie był jedynym, który zakończył przygotowania, ponieważ demony wyczuły jego zapach i utworzyły dużą grupę,pośpiesznie zbliżając się do jego pozycji.

W przeszłości, prawdopodobnie walczyłby z nimi, aby rozluźnić mięśnie lub przeszukiwać każdy zakamarek piętra, w celu znalezienia potrzebnego zwoju.

Ale teraz, gdy leczenie jego matki zależało od oczyszczenia tego podziemia, nie mógł sobie pozwolić na marnowanie ani sekundy tutaj. Zamiast przyzywać swoje sztylety jak zwykle, zamiast tego najpierw przyzwał swoich żołnierzy.

Jin-Woo szukał Kła wśród swoich żołnierzy. Wydawało się, że im wyższy stopień miał żołnierz, tym bliżej się pojawi, z łatwością dostrzegł Kła tuż za sobą stojącego cicho koło Igrisa nieco przed Żelaznym, który z tej trójki stał najbardziej z tyłu.

Wyjął kulę chciwości ze swojego ekwipunku i położył ją na dłoni Kła.

Mimo że Jin-Woo również miał być typem maga, efekt wzmocnienia kuli nie działał na niego. Ale pomyślał, że to okaże się bardzo pomocne dla czarownika takiego jak Kieł.

Jakby chcąc wyrazić swoją wdzięczność, Kieł głęboko pochylił głowę.

Jin-Woo poklepał go lekko po ramieniu.

Gdy demony wreszcie zaczęły się zbliżać Jin-Woo nakazał swoim żołnierzom przygotować się do bitwy, samemu wyciągając z ekwipunku sztylet Baruki.

Wkrótce demony rzuciły się do ataku warcząc, rycząc i sycząc.

Z bardziej zrelaksowanym wyrazem twarzy w porównaniu z poprzednim pobytem w tym miejscu, Jin-Woo odczekał, aż wrogowie pojawią się w odpowiedniej odległości po czym nakazał swoim żołnierzom atak.

Gdzieś wysoko nad jego głową, zdumiewająco gruby, przerażający słup płomieni spadł w ukośnej linii i zmiótł każdego wroga.

- Co do cholery...?!

W chwili, gdy przetoczył się ten przerażający słup płomieni, wszystko stanęło w płomieniach a wysoka temperatura sprawiła że od razu po zetknięciu z ogniem wszystko zaczęło się topić lub pękać.

Nie ważne czy to był demon, budynek czy ziemia. Wszystko.

Demony zostały spalone w jednej chwili, w jego uszach rozległy się znajome mechaniczne dźwięki systemu.

[POKONAŁEŚ WYSOKOPOZIOMOWEGO DEMONA]

[ZDOBYŁEŚ 1700 DOŚWIADCZENIA]

[POKONAŁEŚ ANTYCZNEGO DEMONA]

[ZDOBYŁEŚ 2200 DOŚWIADCZENIA]

[POKONAŁEŚ WYSOKOPOZIMOWEGO DEMONA.]

[ZDOBYŁEŚ 1700 DOŚWIADCZENIA]

[POKONAŁEŚ ANTYCZNEGO DEMONA]

Komunikaty pojawiały się przed jego oczami przez dobra kilkadziesiąt sekund póki w końcu nie ustały a dźwięk systemu nie umilkł.

Jin-Woo próbował uspokoić swoje drżące serce i spojrzał za siebie. Zauważył stojącego tam Kła, teraz znacznie powiększonego zupełnie jak za życia gdy walczył z nim w podziemiu, z ust orka wydobywał się kłąb szarego dymu.

- To było świetne. - Stwierdził po prostu Jin-Woo gapiąc się wielkimi oczami na Kła.

Ponieważ te potwory żyły w Zamku Demonów, wszystkie musiały mieć pewną wrodzoną odporność na ataki oparte na płomieniach, ale wszystkie zostały praktycznie stopione za pomocą tylko jednego ataku.

Kiedy zorientował się, co się dzieje, z jego ust wyrwał się chichot.

Co to była za niesamowita moc. Jin-Woo założył że nawet jeśli Kieł będzie trzymał kulę chciwość, to jego umiejętności będą osłabione po tym jak stał się cieniem.

Teraz jednak nie był pewien co o tym sądzić.

Kieł wciągnął dużo powietrza do płuc, a następnie wypluł zamiast niego kolejny ogromny i niesamowicie gorący słup ognia, a wszyscy wrogowie w zasięgu wzroku po prostu wyparowali.

Dźwięk systemu znów zaczął przypominać uderzenie dzwonów a okienka zaczęły zalewać jego pole widzenia tak jak chwilę wcześniej.

Jednak Jin-Woo był cały ten czas uśmiechnięty i wyjątkowo zadowolony.

Mana Kła musiała się w końcu zacząć wyczerpywać ponieważ skończył atakować.

Pojedynczy ognisty atak Kła zdołał zrujnował połowę i tak już zniszczonego miasta i wybiła większość z tych demonów które zmierzały w stronę Jin-Woo, ale było jeszcze kilku niedobitków, którym udało się jakoś przetrwać ognistą masakrę. Jin-Woo rozkazał swoim żołnierzom ruszyć i pozbyć się demonów stojących mu na drodze.

Spokojnie obserwując ponad setkę swoich żołnierzy maszerujących do przodu w idealnym porządku, Jin-Woo w końcu poczuł się jak Władca Cieni.

Był wyjątkowo zadowolony że nie sprzedał kuli chciwości, a zamiast tego dał ją Kłowi który robił z niej niesamowity użytek.

Teraz tylko jego żołnierze wykończą niedobitki, a Jin-Woo będzie mógł ruszyć na kolejne piętro.

***

Po wyczyszczeniu dwóch kolejnych pięter Jin-Woo doszedł do wniosku że cała armia maszerująca razem była naprawdę nieefektywna.

Gdy wszystkie 120 cieni szło w jednej wielkiej grupie czyszczenia pięter było po prostu zbyt wolne. Jeśli pojedynczy żołnierz był słaby, w porządku, ta taktyka miała sens. Ale nawet zwykli żołnierze wspięli się teraz o kilka poziomów w górę i mogli w mniejszym lub większym stopniu przeciwstawić się demonom i nadal osiągać pewne sukcesy.

Co więcej, pozyskał cienie potwory z podziemia kategorii A do swojej armii. Dzięki czemu ogólna jakość jego armii wzrosła.

Dlatego teraz poruszanie się całą armią nie miało dalszego sensu, a oczywistym było że każda armia poruszająca się pieszo była znacznie wolniejsza niż niewielkie oddziały poruszające się niezależnie od siebie.

Dodatkowo każde piętro w Zamku Demonów było tak wielkie jak przeciętne prawdziwe miasto.

Nie chcąc marnować więcej czasu niż musi Jin-Woo podzielił swoich żołnierzy na sześć dwudziestoosobowych grup. A potem kazał im rozproszyć się, by polować na potwory.

Po pierwsze mieli zabić każdego wroga jakiego napotkają, po drugie jeśli znajdą pozwolenie na przejście na kolejne piętro mieli go o tym natychmiast powiadomić.

Jego żołnierze nie mówili, ale doskonale rozumieli to co się do nich mówiło, a sami mogli wykonywać najprostsze gesty głowami czy dłońmi a celu komunikacji.

Ponieważ żołnierze nie mogli zebrać żadnych łupów, musiał udać się tam osobiście, aby uzyskać potrzebną przepustkę. Jasne, musiałby zrezygnować z innych łupów poza tą jedną, bo zbieranie tego wszystkiego trwałoby kilka godzin, a jego obecnym priorytetem było jak najszybsze przedostanie się na najwyższe piętro.

Pod jego komendą wszystkie sześć grup poszło własnymi drogami.

Pierwsza grupa była prowadzona przez Kła.

Druga przez Igrisa.

Trzecia przez Żelaznego.

Czwarta przez Tanka.

I dwie ostatnie przez najsilniejszych wysokich orków.

Punkty doświadczenia zaczęły spadać na niego dosłownie zewsząd dosłownie minutę po tym jak wszystkie drużyny ruszyły w swoje strony.

[ZDOBYŁEŚ 1500 DOŚWIADCZENIA]

[ZDOBYŁEŚ 900 DOŚWIADCZENIA]

[ZDOBYŁEŚ 1100 DOŚWIADCZENIA]

[ZDOBYŁEŚ 1500 DOŚWIADCZENIA]

[ZDOBYŁEŚ 1500 DOŚWIADCZENIA]

[ZDOBYŁEŚ 900 DOŚWIADCZENIA]

[ZDOBYŁEŚ 1500 DOŚWIADCZENIA]

[ZDOBYŁEŚ 1100 DOŚWIADCZENIA]

Jin-Woo patrzył, jak jego punkty doświadczenia wspinają się w górę i przybrał zadowolony wyraz twarzy. 

***

Poziomy jego żołnierzy prezentowały się całkiem nieźle dzięki temu że przez kilka ostatnich dni samodzielnie walczyli przeciwko demonom w tym zamku.

Jin-Woo poklepał Tanka po łbie patrząc na jego status.

[POTWÓR CIENIA LV.24]

RANGA ELITANRA

Oczy Jin-Woo otworzyły się szerzej.

Tank zawarczał cicho z przyjemności przekrzywiając łeb i ciesząc się uwagą właściciela. Alfa lodowych niedźwiedzi zdobył aż 10 poziomów odkąd ostatni raz Jin-Woo go widział.

Jin-Woo przeszedł między cieniami spoglądając na ich poziomy.

Był zadowolony tym że jego żołnierze rosną w siłę, ale z drugiej strony czuł frustrację.

Dość szybko dobił do 80 piętra, miał jednak problem z pójściem dalej.

Problemem było oczywiście zdobycie przepustki której jak na złość nigdzie nie mógł znaleźć.

Gdy stał rozglądając się wokół w poszukiwaniu wrogów podczas gdy otaczały go tylko trzy z sześciu grup Jin-Woo zdał sobie sprawę że jego mana zaczęła nagle drastycznie spadać.

Wyczuwając która drużyna jest atakowana Jin-Woo skrzywił się, cały czas obserwując spadek many.

Grupy z Kła, Igrisa i Tank były koło niego, a w terenie pozostała grupa Żelaznego i dwie pozostałe bez klasy silnego kapitana a jedynie z wysokimi orkami na czele. Atakowana była aktualnie jedna z dwóch grup bez silnego dowódcy.

To był pierwszy tego typu przypadek na tym piętrze. Poprzedniego dnia również ktoś zaczął niszczyć jego żołnierzy.

Czy to możliwe, że wróg celowo atakuje najpierw najsłabsze grupy?

Jak do tej pory grupy Igrisa, Kła i Żelaznego nie zostały zaatakowane.

Wczoraj grupa niedźwiedzi oraz potem grupa wysokich orków. Dziś znowu zostali zaatakowani wysocy orkowie.

Jeśli tak, może to oznaczać tylko, że na tym piętrze istniał potwór posiadający wystarczająco wysoką inteligencję, aby wykryć słabość przeciwnika i wykorzystać ją na własną korzyść.

Możliwe że to któryś z tych potworów, bądź pojedynczy bardzo silny, mieli przepustkę i to dlatego Jin-Woo nie mógł jej zdobyć.

Musiał coś zrobić z tym irytującym problemem.

***

Przełożeni Japońskiego Stowarzyszenia Łowców i ministrowie japońskiego rządu zebrali się dziś na pilnym spotkaniu w budynku Stowarzyszenia.

Gdy ciężka, ponura atmosfera ogarnęła salę konferencyjną, prezes Stowarzyszenia cicho otworzył usta.

- Słyszę, że ostatnio nastrój w Korei Południowej jest burzliwy z powodu pojawienia się 10 łowcy rangi S.

Obecni wysocy rangą urzędnicy uśmiechnęli się lekko z politowaniem.

W Japonii było już ponad dwudziestu Łowców S rangi. Jednak Koreańczycy hucznie i wesoło świętowali pojawienie się zaledwie 10 łowcy rangi S? Z czego był on ledwie 6 działającym i żywym łowcą tej rangi w kraju.

Jeden z łowców był na emigracji, drugi była martwy, trzeci na emeryturze zaś czwarty najsilniejszy łowca rangi S w tym kraju i jednoczesny szef tamtejszego Stowarzyszenia był za stary na aktywne działanie.

Ich sytuacja pod względem łowców rangi S na arenie międzynarodowej była bardzo żałosnym żartem dla większości innych państw.

W każdym razie dzisiejsze spotkanie nie miało na celu ośmieszenia Korei Południowej. Gdyby tak było, to atmosfera tego miejsca nie byłaby tak grobowo ponura.

Chociaż to właśnie z powodu niekompetencji koreańskich łowców miała miejsce te cała sytuacja.

Siedząc na swoim krześle z głębokim grymasem na twarzy, w końcu japoński minister obrony ze złością otworzył usta.

- Co to ma wspólnego z dzisiejszym spotkaniem?

Jego głos dokładnie oddawał, jak bardzo był zmartwiony.

Wyspa na południowym krańcu Półwyspu Koreańskiego, Wyspa Jeju, została całkowicie opanowana przez potwory po tym, jak Koreańczykom nie udało się oczyścić tamtejszego podziemia kategorii S.

Co więcej, potworami w tym podziemiu były mrówki, które szczyciły się sztywnym systemem hierarchii, a także niewiarygodnie szybkim tempem reprodukcji.

Z powodu tych silnych potworów i niekompetencji korończyków Japonia zaczynała czuć skutki tego całego niesmacznego zamieszania.

Nie dalej jak wczoraj mrówka, którą podejrzewali, że przyleciała z wyspy Jeju, krwawo wybiła populację niewielkiej japońskiej wyspiarskiej wioski.

Nie mogli już dłużej ignorować skutków tego wydarzenia. Przede wszystkim ich priorytetem musiało być uspokojenie zirytowanego premiera i wykonanie jego rozkazu szybkiego rozwiązania tego kryzysu.

Co oznaczało, że utrzymanie głów na karku i stanowisk kilku ważnych osób tutaj stało pod wielkim znakiem zapytania, dlatego właśnie minister obrony uznał za bardzo niewłaściwie rozpoczęcie tak ważnego spotkania jakimiś bezużytecznymi złośliwościami.

Jednak prezes Stowarzyszenia mimo wszystko kontynuował.

- Ludzie są bardziej skłonni do popełniania błędów, gdy są w stanie silnego wzburzenia. Wierzę że to dla nas najlepsza okazja.

Śnieżnobiałe włosy na skroniach i zmarszczki wokół oczu świadczyły że mężczyzna ten miał już swoje lata.

Jego deklaracja zdołała przyciągnąć wzrok wszystkich obecnych w tej hałaśliwej sali konferencyjnej. Minister obrony spytał z nerwową nadzieją zabarwiającą jego głos.

- Ma pan jakiś dobry plan?

- Nie nazwałbym go „dobrym", a raczej „odpowiednim" panie ministrze.

Wszyscy obecni, w tym wspominany minister obrony, a także różni ministrowie i wyższe kierownictwo Stowarzyszenia, skupili swoją uwagę na słowach prezesa Stowarzyszenia.

- Jeśli upierasz się, że kawałek ziemi jest twój, a nie masz nawet dość siły, by go bronić, to czy ktokolwiek uzna cię za właściciela?

W sali konferencyjnej zapadła cisza pełna dezorientacji i niezrozumienia.

Co przez to chciał powiedzieć prezes Stowarzyszenia?

Biorąc pod uwagę stosunki między Koreą Południową a Japonią, ta deklaracja nigdy nie zostałaby przemilczana jako bełkot starca, gdyby opinia publiczna się o tym dowiedziała.

Zwłaszcza że mówił to sam prezes japońskiego stowarzyszenia łowców.

- Co ma pan przez to na myśli?

Prezes Stowarzyszenia przyjrzał się mężczyznom siedzącym po jego lewej i prawej stronie, po czym z przekonaniem zadeklarował głośno.

– Pozbądźmy się potworów z wyspy Jeju.

Na te słowa zaskoczeni mężczyźni zaczęli szeptać między sobą i dzielić się zaskoczonymi spojrzeniami.

W sali podniósł się dość głośny szum, został on jednak dość szybko uciszony przez prezesa stowarzyszenia, który kontynuował.

- Zabierzmy tym samym Koreańczykom wyspę Jeju.

Przełożeni japońskiego stowarzyszenia łowców zachowali spokój, jakby przed spotkaniem słyszeli historię od prezesa. Tego samego nie można było jednak powiedzieć o urzędnikach państwowych.

- O czym pan mówi?!

- Sugeruje pan wojnę z Koreą?!

- Przygotowywali się do wojny przez ostatnie 60 lat!

- Powiedz wreszcie coś co będzie miało sens!

Głosy przedstawicieli rządu szybko zaczęły przybierać na sile.

Grunt coraz bardziej palił im się pod nogami, zwłaszcza po incydencie z mrówką która zabiła całą wioskę. Gdyby nie przedstawili premierowi i mediom akceptowalnego rozwiązania, kto mógł przypuszczać ile z siedzących w tym pomieszczeniu osób straci stanowiska?

Dlatego wezwali na to spotkanie prezesa Stowarzyszenia, żeby mógł zaproponować konkretne rozwiązanie, ale co teraz mówi?

Bredził o rzeczach które miałyby bardzo niebezpiecznymi implikacjami, gdyby usłyszał to ktoś postronny. Zwłaszcza jakiś Koreańczyk.

Jak mogli się nie oburzać, kiedy prezes Stowarzyszenia gadał o czystych bzdurach w obecności tych zapracowanych ludzi, którzy mieli już wystarczająco problemów i pracy na głowie?

Gdyby nie bardzo silni łowcy strzegący boków prezesa Stowarzyszenia Matsumoto Shigeo, urzędnicy rządowi rozpoczęliby już swoje pełne przekleństw tyrady.

Matsumoto Shigeo słuchał z zaskakującym spokojem ostrej fali krytyki jaka na niego spadła z każdego konta pomieszczenia, ich wściekłe reakcje były tym co przewidział i czego doskonale się spodziewał podczas tej rozmowy.

- Oczywiście nie sugeruję, abyśmy prowadzili wojnę z Koreańczykami. Nie sugeruję też, abyśmy zabierali ziemię siłą.

- Więc co dokładnie miał pan na myśli? - Spytał jeden z ministrów nieprzekonany jego wcześniejszymi słowami.

- Zmuśmy do oddania nam tej ziemi dobrowolnie.

Sądząc po sile tonu jego głosu, czy też po postawie podczas wypowiadania tych słów, każdy, kto go usłyszał, mógł stwierdzić, że Prezes Stowarzyszenia był śmiertelnie poważny.

Wicepremier słynął z opanowanej mrukliwej postawy, ale właśnie w tym momencie postanowił przerwać milczenie. Był najbliższym doradcą obecnego premiera i miał jego pełne poparcie.

Uczestniczył w tym spotkaniu jako pełnomocnik obecnego przywódcy Japonii, więc to, co powiedział w tym miejscu, miało taką samą wagę, jak słowa samego premiera.

- To o czym mówiłeś... Potencjalnie, jak chciałbyś to osiągnąć?

Wyraz twarzy Matsumoto Shigeo stał się ponury, gdy kontynuował swoje wyjaśnienia.

- Koreańczykom brakuje obecnie siły, by poradzić sobie z bramą kategorii S. Próbowali aż trzy razy w od czasy gdy cztery lata temu brama rangi S pojawiła się na ich wyspie. Za każdym razem ponosili porażkę, a każda klęska była boleśniejsza od poprzedniej.

Wicepremier skinął głową.

Wyspa Jeju była dużą wyspą, która stanowiła około 2% całkowitej masy lądowej Korei Południowej. Stracili tyle ziemi na rzecz potworów, ale zupełnie nie byli w stanie nic z tym zrobić, a podczas próby zrobienia czegokolwiek ponosili bardzo bolesne porażki, nie tylko wizerunkowe.

Po tym, jak trzecia próba pozbycia się potworów zakończyła się niepowodzeniem i śmiercią jednego z i tak nielicznych już koreańskich łowców rangi S, rząd koreański nieoficjalnie zrezygnował z wyspy Jeju.

- W obecnych okolicznościach, jak by zareagowali, gdy zasugerujemy, że japońscy Łowcy rangi S pomogą w zabiciu mrówek? - Spytał retorycznie prezes nie kierując tego pytania do kogoś w szczególności a po prostu puszczając je w eter.

Wiadomość o mutacji mrówek i ich zdolnych do lotu powinna już dotrzeć do Korei. Oznaczało to, że powinni byli również zdać sobie sprawę, że to tylko kwestia czasu, zanim Korea kontynentalna zostanie zaatakowana.

A tego zagrożenia nie mogli już ignorować.

O ile decydenci rządu koreańskiego nie byli szaleni, nie było mowy, aby odrzucili pomoc z zewnątrz, jeśli zostałaby udzielona.

– Nawet jeśli udzielimy jakiejś pomocy, czy wierzysz, że Koreańczycy oddaliby w podziękowaniu za pomoc całą wyspę która próbują odbić od czterech lat?

Tak jak przed chwilą wspomniał wiceminister, z pewnością było kilka luk w planie prezesa Stowarzyszenia. Jednak w przeciwieństwie do co poniektórych obecnych osób w pomieszczeniu, wicepremier mówił spokojnym głosem, nie brzmiąc na złego czy szyderczego.

- Nawet jeśli Japończycy wezmą na siebie większość walki i z ich pomocą koreańscy łowcy oczyszczą wyspę, to co dalej?

Mimo że obywatele Japonii nieco ucierpieli, problem mrówek na wyspie Jeju nadal był problemem państwa koreańskiego. Nie było mowy, żeby poświęcili własnych łowców, żeby pomóc Koreańczykom.

Dlaczego niby mieliby to zrobić?

Wicepremier zawsze był bardzo sprytny co do potencjalnych korzyści, jakie można było osiągnąć. W tym przypadku nie widział żadnych potencjalnych korzyści jakie mogliby osiągnąć pomagając w oczyszczeniu wyspy. Dostaliby wdzięczność Korei? Po co była im wdzięczność słabszego od nich kraju? Zysk w zamian za pomoc. To była jedna z podstawowych zasad polityki. Altruizm był piękną cechą, ale nie miał zastosowania w polityce.

Jeśli mieli użyczyć mocy swoich łowców, musieli dostać coś odpowiedniego jako rekompensatę.

- Otrzymanie Wyspy Jeju byłoby ledwie na akceptowalnym poziomie rekompensaty. - Przyznał po chwili milczenia wicepremier.

Oczywiście zainteresowanie wicepremiera osłabło szybciej niż kogokolwiek innego.

Wtedy to Prezes Stowarzyszenia uformował tajemniczy uśmiech.

- Czy ja kiedykolwiek powiedziałem że będzie pomagać koreańczykom?

Wicepremier zmarszczył brwi.

Właśnie miał godnie upomnieć Prezesa Stowarzyszenia aby przestał marnować ich czas dziecinnymi nielogicznymi planami, zatrzymał się jednak gdy tylko otworzył usta a jego oczy zrobiły się okrągłe ze zdziwienia.

Prezes Stowarzyszenia powiedział, że zaproponuje udzielenie pomocy, ale nie faktycznie jej udzieli.

- Planujesz, wepchnąć koreańskich łowców do tego przeklętego mrowiska? - Spytał z niedowierzaniem wicepremier a jego słowa brzmiały jak oskarżenie.

Prezes Stowarzyszenia posłał Wicepremierowi zadowolony uśmiech.

- Kiedy najlepsi koreańscy łowcy wejdą do tuneli mrowiska, aby zabić królową, jednocześnie pokładając wiarę w naszej rzekomej pomocy, po prostu po cichu wycofamy naszych łowców.

Koreańczycy ponieśli już trzy porażki. Nie wiele osób byłoby zdziwionych gdyby czwarta próba zakończyła się tragicznie, kto by podejrzewał, że zdrada japońskich łowców miała z tym coś wspólnego? Kto w ogóle podejrzewał by ich o zdradę?

Nikt.

A przynajmniej nie do czasu gdy będzie już za późno.

Głos wicepremiera wyraźnie zadrżał.

- Próbujesz doprowadzić do śmierci najlepszych koreańskich łowców?

- W momencie, gdy na wyspie Jeju otworzyła się brama, z którą nie mogli sobie poradzić, ich los został już przesądzony. Zresztą... najlepszych? Ich siła oscyluje z ledwością na poziomie naszych słabszych łowców rangi S. W najlepszym razie są przeciętni, a ich słabość będzie ich zgubą. I tak jestem zdziwiony że udało im się tak długo przeżyć.

- Ale przecież to...

- Kiedy ich bezużyteczni łowcy rangi S znikną, Koreańczycy na pewno nie będą się już czuć bezpieczni. Nawet w stolicy.

Co by się stało, gdyby zmutowane mrówki zdolne do latania zaczęły pojawiać się w Korei Południowej jedna po drugiej, a wszyscy ich łowcy rangi S byliby już dawno martwi?

Czy Koreańczycy nadal będą zachowywać się tak arogancko, kiedy do tego dojdzie?

Gdyby to była jedna lub dwie mrówki, ich Gildie mogłyby sobie bez problemu z nimi poradzić. Jednak, jak pokazały statystyki, liczba zmutowanych mrówek wzrastała wykładniczo i ostatecznie cała Korea Południowa zostanie prędzej czy później zalana.

Mogliby poradzić sobie z dwoma, trzema, a nawet dziesięcioma. Ale nie z tysiącem.

– Kiedy to się stanie, z pewnością poproszą o pomoc Łowców z innego kraju, ponieważ nie będą mieli już wyjścia.

Jednak kto byłby do tego czasu gotów pomóc Koreańczykom?

Chiny czy Rosja, z ich ogromną liczbą Łowców, ale także z ogromną masą lądową, którą też musieli strzec?

A może Amerykanie, którzy odmówili pomocy, gdy brama na Jeju ledwie co się otworzyła?

A może Koreańczycy z Północy, którzy zamiast tego mogliby najechać Seul, sprowadzając własnych Łowców S, o czym zapewne marzyli od kilkudziesięciu lat?

Jedyną dostępną pomocą byli by właśnie Japończycy.

Ponieważ Japonia również miałaby kłopoty, gdy wzrosłaby liczba zmutowanych mrówek zaproponowanie przez nich pomocy nie byłoby aż tak zaskakujące. Koreańczycy nie mieliby innego wyjścia, jak trzymać się Japonii, a kiedy to się stanie, Japonia będzie mogła zażądać od nich czegokolwiek w zamian.

Będą wtedy w tak niekorzystnej sytuacji że nie będą mogli odmówić.

– Do tego czasu Koreańczycy mogliby naprawdę zechcieć oddać wyspę Jeju... - Szepnął do siebie wicepremier zamyślony.

Byłoby dokładnie tak, jak powiedział prezes Stowarzyszenia.

Po plecach wicepremiera przebiegł dreszcz. Pomyśleć, że ten człowiek był gotów doprowadzić do śmierci najlepszych Łowców z innego kraju tylko po to, by urzeczywistnić swoje ambicje...

Prezes Stowarzyszenia Matsumoto Shigeo jest naprawdę przerażającym człowiekiem.

Czy raczej lepiej określić go jako osobę bezwzględną, nie tyle przerażającą. Sześćdziesięcioletni chudy mężczyzna nie wyglądał na przerażającego, ale teraz jawił się jako naprawdę bezwzględny i ta bezwzględność była przerażająca.

Wiceminister otrząsnął się z przerażającego planu prezesa Stowarzyszenia. Jednak to nie był koniec.

Prezes Stowarzyszenia kontynuował, zaskakująco spokojnym tonem, jakby nie omawiał morderstwa przynajmniej kilku osób i wpędzenia sąsiedniego kraju w rozpacz, ruinę i bardzo poważne kłopoty.

- Wyspa Jeju będzie dopiero początkiem. Ilekroć Koreańczycy potrzebowaliby mocy łowców rangi S, nie mieliby innego wyjścia, jak powoli ulegać wpływom Japonii. Nie trzeba by było robić tego szybko i inwazyjne. Wystarczyło robić to konsekwentnie i powoli przed nawet kilkanaście lat.

Dopiero po tym, jak prezes Stowarzyszenia zakończył swoje długie wyjaśnienia, różne osoby w tym pomieszczeniu odetchnęły głęboko. Ci, którzy wcześniej zlekceważyli prezesa Stowarzyszenia jako szalonego głupca, teraz uważnie słuchali, a twarze niektórych z nich były kredowo białe.

Prezes Stowarzyszenia po cichu zapytał.

- Jaka jest twoja decyzja, panie wicepremierze?

Spojrzenia wszystkich obecnych skupiły się na wicepremierze.

Wicepremier przełknął ślinę.

Obecnie wypowiada się tutaj w imieniu premiera. Oczywiście, dopóki premier mu ufał, decyzja podjęta w tym pomieszczeniu nie zostanie później cofnięta.

Musiał jednak ostrożnie dobierać słowa i zastanowić się nad tym co właściwie mówi i oferuje.

Nie mógł się od tak zgodzić, ale nierozsądnym by było od razu tez odmówić.

- Jak rząd powinien ci pomóc w tym przedsięwzięciu?

***

Młody lekarz odetchnął głęboko przez zaciśnięte zęby. Znalazł się w sali konferencyjnej Stowarzyszenia przez zupełny przypadek. Minister spraw wewnętrznych, powoli kończył piastować swój urząd z powodu pogarszającego się stanu zdrowia. Za tydzień miał być odwołany ze stanowiska, ale nim do tego by doszło chciał zakończyć wszystkie oficjalne sprawy którymi się zajmował. Jego zły stan zdrowia wymagał jednak aby towarzyszył mu wyspecjalizowany lekarz który mógłby zareagować w przypadku wstrząsu kardiogennego na który minister stał się bardzo podatny ze względu na swoją chorobę.

Został oczywiście zmuszony do podpisania masy papierów związanych z tajnością i poufnością i został kilkakrotnie ostrzeżony o bardzo surowych karach jeśli wyjawi jakiekolwiek sprawy państwowe osobom trzecim.

Dziś jednak słyszał rzeczy które dogłębnie nim wstrząsnęły.

W jego obecności najważniejsze osoby w państwie nie licząc premiera czy cesarza rozmawiały o zamachu na suwerenność innego kraju.

Rozważali również morderstwo, nawet jeśli nie było ono takim rodzajem morderstwa w którym chwycili za broń i samodzielnie kogoś zabili w jego oczach to nadal było morderstwo.

Hachiro Yoshida schował twarz w dłonie.

Czy powinien tak po prostu przejść z tymi informacjami do porządku dziennego i udawać że nic się nie dzieje?

Czy byłby w stanie to zrobić?

Jedna z naczelnych zasad etycznych w medycynie mówiła „Primum non nocere" - po pierwsze nie szkodzić.

A gdyby udawał że nic tutaj nie słyszał, był pewien że złamałby te zasadę. Więcej niż raz.

Mowa była nie tylko o kilku łowcach rangi S których śmierć byłaby tragedią, ale i o wielu ludziach którzy mogliby zostać bardzo skrzywdzeni przyszłym działaniem jego własnego kraju.

Gdyby zachował to co usłyszał dla siebie, jakim człowiekiem byłby?

Czy mógłby spojrzeć na siebie w lustrze? Czy mógłby spojrzeć swojej żonie w twarz? Żonie która studiowała w Seulu? Która do dzisiaj utrzymywała przyjacielskie kontakty z koreańskimi przyjaciółmi ze studiów i tak ciepło o nich mówiła?

Yoshida chwycił swój telefon który miał w kieszeni spodni, a którego z jakiegoś powodu nikt nie kazał mu oddać wchodząc do budynku Stowarzyszenia.

Włączył potajemnie nagrywanie gdy zdał sobie sprawę co dokładnie proponuje prezes Stowarzyszenia i o czym wszyscy zaczynają w pokoju rozmawiać.

Sam nie wiedział czemu to zrobił. To nie tak że zamierzał biec do Koreańskiej ambasady i wszystko im powiedzieć jak zwykły zdrajca własnego narodu.

Ale...

Czy milczenie nie uczyni go współwinnym tych wszystkich śmierci?

***

Na wielkim ekranie widać było niewielką wioskę spowitą paniką i chaosem podczas gdy centralnym punktem nagrania była grupa łowców walcząca na ulicy z humanoidalną czerwoną dużą mrówką ze skrzydłami.

- Szybko, atakujcie go!

- Uwaga!

- Atakuje szybciej niż się leczymy.

- To nie jest normalny pot-! - Głos łowcy odpadła od jego ciała ucinając jego wypowiedź w pół zdania.

- Atakuje szybciej niż się leczymy!

- Potwór wie, że jeśli to będzie trwać dalej znajdzie się w niekorzystnej niebezpiecznej sytuacji!

- Nie mówicie mi że to coś potrafi myśleć logicznie!?

Końcówka nagrania ukazywała jak mrówka rozpościera owadzie skrzydła i wzbija się w niebo odlatując od łowców którzy próbowali ją zabić.

Woo Jin-Chul zatrzymał nagranie w momencie gdy mrówka była w powietrzu na tle pomarańczowego nieba i dymu unoszącego się z jednego ze zniszczonych przez nią aut.

- Zmutowana mrówka, która wdarła się na wyspę, została wyeliminowana w ciągu dnia. Po raz pierwszy zauważono ją na małej wysepce leżącej blisko miejsca eliminacji. Po zakończeniu polowania ruszyła dalej. Dzięki pomocy łowców, którzy odpowiedzieli na wezwanie o pomoc byliśmy w stanie zlokalizować zagrożenie.

Woo Jin-Chul spojrzał na podkładkę trzymaną w dłoni i sprawdził liczbę martwych łowców.

- Zginęło czworo łowców rangi E, medyk rangi D oraz lider drużyny rangi C. Mrówkę zdołano zgładzić dzięki pomocy łowcy rangi A, który dołączył później.

Szefowie departamentów którzy do tej pory siedzieli przy wielkim kwadratowym stole w pokoju konferencyjnym wokół prezesa stowarzyszenia Go Gun-Hee wymienili zaniepokojone spojrzenia.

- Mówiąc krótko. By zgładzić jedną zmutowaną mrówkę, potrzebujemy co najmniej siły łowcy rangi A. - Stwierdził ponuro jeden z mężczyzny siedząc po prawej stronie na samym końcu, najbliżej Woo Jin-Chula.

- W ataku zginęło 294 cywili. A wysłanych zostało tam 108 łowców. Zmutowana mrówka potrafi latać, posiada również zdolność do wyczuwania niebezpieczeństwa i ucieczki. Dlatego też japońskie stowarzyszenie łowców oceniło że taka ilość wysłanych łowców nie była przesadną decyzją.

Po kolejnych słowach Woo Jin-Chul szefowie departamentów zaczęli cicho rozmawiać między sobą zaniepokojeni.

– Japonia jest jednym z najbardziej rozwiniętych krajów w Azji pod względem systemu łowców. Skoro oni ponieśli takie straty, to co by się stało gdyby takie mrówki pojawiły się u nas?

- Nasz kraj również ma wiele wysp, a nie możemy sobie pozwolić na obserwowanie ich wszystkich.

Go Gun-Hee spojrzał na papiery przed sobą marszcząc brwi.

- Wyspa, która została zaatakowana znajduje się 150 kilometrów od wyspy Jeju. Jeśli mrówki potrafią polecieć dalej, nie tylko na pobliskie wyspy, to oznacza że mogą trafić na Mokpo. - Zauważył prezes ponuro wpatrując się w opisy przed swoimi oczami.

- A jeśli polecą w innym kierunku, to z łatwością dotrą do wyspy Jindo czy do regionu Wando!

- Korea Południowa nie posiada takiej siły jak Japonia by móc rozlokować łowców na każdej wyspie!

- Przypominają raczej pszczoły, a nie mrówki.

- Nawet jeśli wyślemy tam jednego czy dwóch łowców niskiej rangi, to staną się tylko pożywką dla potworów!

Gdy w końcu spotkanie zakończyło się, w dość ponurym nastroju podczas gdy nie doszli do żadnych konkretniejszych wniosków wszyscy powoli zaczęli opuszczać salę.

Go Gun-Hee wyszedł z pomieszczenia jako jeden z ostatnich mając strapiony wyraz twarzy.

Zastanawiał się kto w ogóle chciałby wspomóc Koreę w takiej sytuacji?

Kraj który ma wielu łowców, ale też i wielkie terytorium do obrony jak Chiny czy Rosja?

A może Stany Zjednoczone które, odmówiły pomocy już zaraz po pojawieniu się bramy rangi S na Jeju?

Go Gun-Hee obawiał się że nadal byli z tym problemem tak jak przez ostanie cztery lata sami. Teraz jednak sytuacja znacznie się pogorszyła.

- Co za męka. - Stwierdził cicho wzdychając.

- Prezesie Go Gun-Hee.

Prezes odwrócił się widząc za sobą smukłą wysoką postać Woo Jin-Chula.

Mężczyzna wydawał się jak zwykle śmiertelnie spokojny, chociaż jeśli wiedziało się czego szukać w jego oczach i postawie, można było zobaczyć zmęczenie spowodowane ostatnimi gorączkowymi dniami.

Jego ciemnoczekoladowy kolor oczy był jeszcze ciemniejszy niż zwykle a pod oczami były niewielkie ciemne kręgi wskazujące na niewyspanie, jego szczęka zacisnęła się na chwilę nieznacznie mocniej co oznaczało że zapewne właśnie stłumił kolejne ziewnięcie. Jego ruchy były zdecydowanie sztywniejsze niż zwykle a krawat delikatnie rozluźniony.

Go Gun-Hee przypomniał sobie ostatnie kilka dni podczas których nie tylko on sam pozostawał do bardzo późnych godzin nocnych w biurze.

Prezes wiedział że wzmożona aktywność mrówek na wyspie wymagała dokładniejszej obserwacji i śledzenia czym zajmował się właśnie departament Woo Jin-Chula. Nie tylko ten znajdujący się w Seulu, ale także te znajdujące się w różnych filiach rozsianych w całym kraju które dalej podlegały pod główny departament w Seulu.

- Woo Jin-Chul, o co chodzi?

- Podczas spotkania tego nie ujawniłem, ale ktoś skontaktował się z nami w sekrecie.

Go Gun-Hee spojrzał z zainteresowaniem na swojego agenta.

- Kto taki?

- Łowca Hwang Dong-Su z gildii Scavenger. Powiedział że wspomoże nas podczas rajdu na wyspę Jeju.

Wyraz twarzy Go Gun-Hee stwardniał, po chwili jednak mężczyzna przymknął na chwilę oczy a gdy je otworzył znów był obrazem spokoju.

- Cóż za mierna taktyka.

Woo Jin-Chul skonał lekko głową nie zaskoczony słowami prezesa.

- Zgadzam się. Jego prawdziwym celem jest Sung Jin-Woo.

- Jaka jest nasza odpowiedź? - Spytał Go Gun-Hee.

Lubił często pytać Woo Jin-Chula o radę, jego spojrzenie na daną sprawę czy o to jak można w takiej lub innej sytuacji postąpić. Mężczyzna miał też znacznie większe uprawnienia niż większość innych szefów departamentów.

Woo Jin-Chul pomimo swojego młodego wieku był bardzo sprytny, rzeczowy i rozsądny.

To jemu Go Gun-Hee od jakiegoś czasu chciał zostawić kierowanie Stowarzyszeniem gdy już odejdzie.

Wiedział jednak że pomimo swoich zaskakująco dużych kompetencji mężczyzna byłby temu pomysłowi wyjątkowo nieprzychylny.

Woo Jin-Chul był osobą nie lubiącą zainteresowania swoją osobą, oczu patrzących mu na ręce czy pochwał i zaszczytów. Bałby się zająć obecne stanowisko Go Gun-Hee uważając że nie ma do tego kompetencji, umiejętności i cierpliwości.

Dlatego właśnie przez chwilę Go Gun-Hee chciał wyszkolić na swojego następcę Sung Jin-Woo.

Ten młodzieniec jednak pomimo swojego dobrego serca okazał się jeszcze mniej chętny i co ważniejsze znacznie mniej kompetentny niż Woo Jin-Chul.

Sam otwarcie przyznał że nie lubi pracy z dokumentami, chce tego jak najbardziej uniknąć i że jego miejscem jest podziemie.

A potem wpadł na pomysł poobserwowania sobie rajdu Łowców wchodząc do zakupionego przez nich podziemia co było nielegalne.

A on wydawał się być tej zasady słodko nieświadomy co oznaczało że nie ma zapewne najlepszego pojęcia o większości praw łowców.

Z drugiej strony przez cztery lata był łowcą rangi E trzymającym się Stowarzyszenia. Nie musiał znać wielu zasad, a jedynie potrzebne minimum dla łowcy takiego jak on w tamtym momencie.

- Ze względu na incydentem z Baek Yoon-Ho podczas incydentu z czerwoną bramą, wysłaliśmy prośbę, by zakazano mu wjazdu do kraju.

Woo Jin-Chul jak zwykle zachował się najrozsądniej jak pozwalała na to sytuacja i zablokował możliwość pojawienia się potencjalnych kłopotów związanych z pojawieniem się w Korei Hwang Dong-Su.

Bezpieczniej było pokazać łowcy rangi S że nie jest w kraju mile widziany, niż wpuścić go pozwolić aby odnalazł Sung Jin-Woo i starł się z nim. I bez względu na wynik tego starcia skończył by się on ogromnymi zniszczeniami, stratą pieniędzy, rozgniewaniem ameryki w razie porażki czy nawet śmierci Hwang Dong-Su, zwłaszcza mistrza gildii Scavenger. Lub utratą Sung Jin-Woo, chociaż w ten scenariusz Go Gun-Hee raczej wątpił.

Tak, zdecydowanie bezpieczniej jest po prostu pokazać łowcy rangi S że nie jest w Korei mile widziany.

Uciekł do Ameryki i nie był już prawnie obywatelem Korei więc nie musiał być od tak na ich ziemię wpuszczony.

W końcu sam dokonał tego wyboru.

- Jednak nie tylko on się z nami skontaktował. - Przyznał Woo Jin-Chul wyrywając Go Gun-Hee z zamyślenia.

- Jeszcze ktoś?

Czyżby pojawiła się osoba lub kraj chcący jednak wesprzeć Koreę w tej trudnej dla nich chwili.

Go Gun-Hee starał się nie mieć żadnych złudnych nadziei, obecnie jednak naprawdę potrzebowali pomocy i nie mógł nic poradzić na to że na drugie słowa Woo Jin-Chula w jego sercu pojawił się niewielki promyk nadziei.

- Łowca rangi narodowej. Prezesie Go Gun-Hee chciałbyś pójść ze mną, by dowiedzieć się jaki jest cel jego przybycia? - Spytał grzecznie Woo Jin-Chul.

- Prowadź. - Nakazał mu pośpiesznie prezes zastanawiając się czy mają aż tak wielkie szczęście i może ktoś tak silny jak łowca rangi narodowej zechce im pomóc.

***

Za każdym razem, gdy Żołnierze Cienia zabijali demona znalezionego w zamku, Jin-Woo był zasypywany wiadomościami o punktach doświadczenia bez odpoczynku.

Przygotowując się do ostatecznego starcia na najwyższym piętrze, Jin-Woo nadal pilnie podnosił swoje poziomy.

Gdy oferowane były dobre nagrody, towarzyszące temu ryzyko również byłoby wysokie.

Pamiętał też jak silny początkowo był Cerber, Vulcan czy... nie. Metus nie był silny. Miał armię, ale nawet jak na maga jego defensywa była śmiesznie słaba.

Chodziło mu jednak o fakt że pan tego miejsce musiał być przynajmniej dwa razy silniejszy niż wcześniejsi bossowie i zapewne przynajmniej trzy razy silniejszy od strażnika bramy do zamku.

„Boska Woda Życia, dodatkowe punkty statystyk, kamie runiczny najwyższej jakości oraz ostatni element jego zastawu w którym był kolczyk i naszyjnik co nie było nagrodą z zadania z zadania, ale Jin-Woo zakładał że niewątpliwie znajdzie go właśnie po pokonaniu bossa.

Kiedy myślał o nagrodach, jakie otrzyma po pokonaniu władcy demonów, po prostu nie było mowy, żeby odpuścił sobie wyższy poziom.

Ale nagrody dawałby mu też niejasne pojęcie jak silny będzie ten boss.

Nie zamierzał się łudzić że ta walka będzie prosta, szybka i bezpieczna.

[ZDOBYŁEŚ POZIOM!]

Tak się złożyło, że prawie wszystkie demony w pobliżu zostały zabite, więc Jin-Woo przywołał swoje okno statusu, aby potwierdzić swój obecny poziom.

[POZIOM: 87]

Zanim po raz drugi wszedł do Zamku Demonów, jego poziom wynosił 81, ale już osiągnął 87. Uśmiechnął się z satysfakcją gdy zobaczył zwiększone statystyki.

W międzyczasie jego Żołnierze Cienia zabili pozostałe demony, bez większych problemów. To było całkowite zwycięstwo.

Gdy bitwa się skończyła, żołnierze jak zwykle zebrali się przed Jin-Woo. Wśród nich Żelazny najszybciej pojawił się u jego boku. Jakby spodziewał się pochwały, Żelazny wypiął pierś i stanął na baczność.

Jin-Woo zachichotał lekko, patrząc na górzystą sylwetkę zasłaniającą mu widok.

– Skończyłeś ze wszystkim?

Żelazny skinął głową.

- Jesteś pewien.

Żelazny skinął głową jeszcze bardziej energicznie niż wcześniej. Jin-Woo uśmiechnął się i wyostrzył zmysły. A potem, gdy się obrócił, rzucił za siebie sztyletem Baruki.

Jego sztylet w mgnieniu oka poleciał w stronę pewnej pustej ściany.

Sztylet nie uderzył w ścianę, ale wbił się głęboko w klatkę piersiową demona ukrywającego się tam cicho podczas używając do tego celu jakieś umiejętności dającej mu niewidzialność. Po cichu czekał, aż Jin-Woo zostanie oddzielony od jego żołnierzy, aby przeprowadzić atak z zaskoczenia.

Gdyby demon był człowiekiem, właśnie w miejscu gdzie zatopił się sztylet byłoby jego serce.

Jin-Woo nie ruszając się z miejsca używając dotyku dominacji przekręcił sztylet o 180 stopni wykańczając demona, następnie schował sztylet z powrotem do swojego ekwipunku i poklepał Żelaznego pocieszająco po odzianej metalem piersi.

- Musisz być bardziej uważny. Nie szukaj tylko tego co widzisz, a też to co czujesz.

Jin-Woo był pewien że tak potężny cień jak Żelazny byłby w stanie wyczuć tego demona, ale ten konkretny cień bardzo często był nieuważny i niechlujny podczas sprawdzania terenu.

Jakby czuł się zakłopotany, Żelazny spuścił wzrok i podrapał się w tył głowy. Cóż, zamiast głowy był to tył hełmu, więc zamiast swojego ciała po prostu drapał metal, ale to był mało istotny fakt. Wkrótce powrócił również Igris, zabijając wszystkie demony ukrywające się w głębszych częściach zamku.

Jednak Jin-Woo wyczuł, że w Igrisie jest coś innego.

Jin-Woo obserwował zbliżającego się żołnierza i przechylił głowę.

Igris szybko zbliżył się do Jin-Woo i ukląkł, po czym opuścił głowę. Do tej pory nie była to taka dziwna scena. Ale w jego działaniu było coś innego, miał dziwne niejasne wrażenie niepewności i nerwowości bijące od jego najsilniejszego cienia.

Jin-Woo usłyszał nagle w jego głowie mechaniczny dźwięk systemu.

Stojąc tutaj w ciszy i spokoju nie spodziewał się żadnej wiadomości.

A mimo to niewielkie okienko pojawiło się przed jego oczami.

DZIĘKI ZDOBYCIU WYMAGANEGO POZIOMU MOŻLIWA JEST PROMOCJA. CIEŃ ZOSTANIE ULEPSZONY GDY OTRZYMA ZGODĘ MONARCHY.

[RYCERZ „IGRIS" POPROSIŁ O ZGODĘ NA PROMOCJĘ]

[AKCEPTUJESZ JEGO PROŚBĘ?]

Zgoda na promocję?

Był tym nieźle zaskoczony ponieważ nigdy wcześniej nie widział takiej wiadomości systemu. Jin-Woo szybko potwierdził informacje o poziomie Igrisa.

[IGRIS LV. MAX]

RANGA: RYCERZ

Poziom, który wcześniej oscylował wokół 30 , zmienił się na Max, podczas gdy Jin-Woo zupełnie to przegapił. Musiało być tak, że po osiągnięciu limitu poziomu Żołnierza Cienia, miałby szansę przejść do następnej klasy.

Wcześniej Jin-Woo po prostu zakładał że wtedy rycerz przestaje rosnąć w siłę. Z automatu porównał z jakiegoś powodu rangę swoich żołnierzy do rang łowców, a ta nie mogła od tak ulegać zmianie.

Teraz gdy o tym myślał, jego założenia nie miały od początku najmniejszego sensu, ponieważ łowcy wcale nie mogli rosnąć w siłą a jego żołnierze tak.

Sam nie wiedział czemu założył to co założył bez żadnych poszlak, ale teraz nie miało to żadnego znaczenia.

Cieszył się po prostu że całkowicie się mylił i jego cienie mogły stawać się silniejsze i przeskakiwać swoje rangi.

Zastanawiał się czy gdy Igris przejdzie do następnej rangi to czy ilość poziomów potrzebnych do kolejnej promocji nie wzrośnie tak jak działo się z jego punktami doświadczenia po każdym nowym wbitym poziomie.

Ale to była myśl na później.

Dodatkowo jego żołnierze do awansu potrzebowali jego zgody, i najwyraźniej mógł się na awans nie zgodzić i pozostawić żołnierza a randze w której był wcześniej.

Chociaż nie widział ku temu żadnego powodu ponieważ byłoby to świadome hamowanie ich potencjału i siły co byłoby po prostu głupotą.

Ale możliwość nie wydania zgody na promocję musiała być powodem nerwowości i niepewności.

Igris w ogóle nie podniósł opuszczonej głowy podczas cichej kontemplacji Jin-Woo czekając najwyraźniej na jego decyzję.

Wzrok Jin-Woo powędrował z powrotem na wiadomość sytemu.

[AKCEPTUJESZ JEGO PROŚBĘ?]

Igris był jednym z pierwszych, jego żołnierzy. Trzydziestym mówiąc dokładnie. Nie wspominając już o tym, że był tym który do tej pory walczył najciężej.

Bez wahania Jin-Woo odpowiedział na wiadomość Systemu.

- Akceptuję.

Gdy tylko fraza polecenia została przez niego wypowiedziana, coś zaczęło się zmieniać w powietrzu wokół Igrisa.

Przy akompaniamencie krzyków dochodzących z odległego miejsca, niezliczone czarne dłonie wyłoniły się z cienia Igrita i chwyciły każdą jego część.

Jin-Woo z dużym zainteresowaniem obserwował postępujący proces awansu. Na początku myślał, że te czarne dłonie wciągną Igrisa z powrotem w cień, ale w rzeczywistości stało się odwrotnie.

Dłonie trzymające Igrisa zamieniły się w czarny dym i zakręciły się wokół niego dość szybko i dziko, zanim zostały przez niego wchłonięte. Wyglądało to tak, jakby Igris dobrowolnie wchłonął nowy czarny dym.

Igris wyłonił się z rozpraszającego się czarnego dymu, emitując znacznie większą energią niż wcześniej.

[RANGA „IGRISA" ZOSTAŁA PODNIESIONA Z RYCERZA DO ELITARNEGO RYCERZA.]

- Świetnie.

Jin-Woo uśmiechnął się szeroko do stojącego przed nim żołnierza.

[IGRIS LV.1]

RANGA: ELITARNY RYCERZ

Jego poziom został zresetowany, ale jego obecna ranga była taka sama jak Kła.

Zanim niedawno dołączył do armii Żołnierzy Cienia Jin-Woo, Kieł był bossem w podziemiach rangi A. Teraz, kiedy Igris był na tym samym poziomie, co istota tak potężna, mogło to tylko oznaczać, że jego umiejętności znacznie wzrosły.

I tak, gdy stał tam, sprawdzając swoich żołnierzy, czując się raczej zadowolony z siebie zauważył szybko zbliżającego się Tanka z martwym ciałem demona pochwyconym w niedźwiedziej paszczy.

Jednak światło świecące w oczach Tanka, gdy pospiesznie podbiegł bliżej, również wydawało się dość podejrzane. Z niego również biła lekka aura niepewności, tak samo jak chwilę temu z Igrisa.

Jin-Woo w milczeniu patrzył, zanim zapytał głośno z zaskoczonym wyrazem twarzy.

- Ty też?

Tank w końcu zatrzymał się tuż przed nosem Jin-Woo i szybko wyrzucił zwłoki, na których sprowadzenie tutaj tak ciężko pracował. Następnie również zaczął kłaniać się, mając przednie łapy wyciągnięte przed siebie a nos wbity w ziemie.

[ELITA „TANK" POPROSIŁ O ZGODĘ NA PROMOCJĘ.]

[AKCEPTUJESZ JEGO PROŚBĘ?]

Szybkie sprawdzenie informacji w oknie statusu Tanka, potwierdziło, że jego poziom również osiągnął swój limit.

[CIENISTY POTWÓR LV.MAX]

RANGA: ELITA

A więc klasa poniżej rycerza również mogła awansować.

To była bardzo dobra informacja. Kolejna.

Ale było w niej coś zaskakującego.

W przeciwieństwie do niestrudzonej maszyny bojowej jaką był Igris, który zaczynał na poziomie 7 i zyskał ich aż 23, Tankowi wciąż daleko było do osiągnięcia limitu poziomu 30 czyli tego który miał Igris.

A jednak niedźwiedź awansował w bardzo podobnym czasie co Igris.

Możliwe że naprawdę wymagany poziom był inny dla każdej z rang. Dla elity niższy niż dla rycerza i bardzo prawdopodobne że dla rycerza niższy niż dla elitarnego rycerza.

To miałoby bardzo dużo sensu.

Pomyślał, że skoro Tank był rangą Elita, jego limit poziomu byłby niższy, co oznaczało, że jego awans będzie szybszy, z drugiej strony Igris ze stopniem rycerza potrzebowałby więcej czasu na awans.

- Akceptuje.

Gdy tylko pozwolenie opuściło jego usta, ten sam proces, co Igris, miał miejsce również w przypadku Tanka. Ręce wyłoniły się z cienia, zmieniły się w dym i zostały wchłonięte przez Tanka.

I tak jak Igris, Tank również stał się znacznie silniejszy niż wcześniej.

[RANGA „CIENISTEGO POTWORA" ZOSTAŁA PODNIESIONA Z ELITY DO RYCERZA.]

[CIENIE Z RANGĄ RYCERZA I POWYŻEJ MOGĄ OTRZYMAĆ IMIĘ.]

[WYBIERZ IMIE DLA ŻOŁNIERZA.]

Tank to tymczasowe imię, które Jin-Woo wymyślił z kaprysu.

Ponieważ imienia nie można było przypisać, chyba że żołnierz miał stopień Rycerza, oficjalny na nazwa tanka brzmiała po prostu „Cienisty Potwór". Gdyby nie jego dwukrotnie potężniejsza sylwetka i świecące na niebiesko blizny odznaczające się na jego czarnym ciele, Tank byłby nie do rozróżnienia w porównaniu do innych niedźwiedzi cienia.

Ale teraz Jin-Woo mógł swobodnie nadać mu imię.

[CZY TWÓJ WYBÓR TO „TANK"?]

- Tak.

Jin-Woo otworzył okno statusu niedźwiedzia aby przyjrzeć się jego randze.

[TANK LV.1]

RANGA: RYCERZ

Być może czując, że proces awansu dobiegł końca, Tank podniósł cielsko i stanął na dwóch tylnych łapach. Stojąc w ten sposób, był nieco mniejszy niż piętrowy dom.

- Dobra robota.

Gdy Tank stanął już na czterech łapach Jin-Woo pogłaskał go po łbie.

Najwyższy czas by trochę odpocząć przed pójściem na kolejne piętro.

Jin-Woo przywołał swoich żołnierzy z powrotem do swojego cienia przeciągając się.

- Przepraszam, panie Jin-Woo.

- Nie musisz mówić mi na pan.

Esil zawahała się nieco po tym, jak Jin-Woo odpowiedział w sposób którego się najwyraźniej nie spodziewała, ale w końcu odezwała się ponownie.

- Umm... Jin-Woo... panie. Czy wiesz ile klanów zniszczyłeś do tej pory?

Wyglądało na to, że demony były o wiele bardziej „wrażliwe" na starszeństwo, niż się Jin-Woo początkowo spodziewał.

Jin-Woo podrapał się po głowie.

Obecnie znajdowali się na wyczyszczonym już piętrze 89.

Klan Esil był na piętrze osiemdziesiątym i byli oni jedynym napotkanym klanem którego Jin-Woo nie wytępił bo nie miał ku temu powodów skoro nie byli chętni go zgładzić.

Kiedy była świadkiem wyniszczania klanów jednego za drugim, gdy wspinali się piętro po piętrze, Esil w końcu stała się zbyt niespokojna, by dalej milczeć.

- Skoro to piętro ma numer 89, to wykluczając twój klan zniszczyłem ich dziewięć.

- Poczynając od piętra 90, każde będzie chronione przez klany wysokopoziomowych arystokratów. Oni są na zupełnie innym poziomie. Jeśli spróbujesz ich przekonać, to może po prostu oddadzą ci przepustkę tak jak my.

Jin-Woo westchnął głęboko kręcąc głową.

- Gdybym był słabszy od twojego klanu to negocjowalibyście ze mną? - Spytał spokojnie Jin-Woo.

Esil szybko zamknęła usta. Nędzny człowieczek odważył się pojawić nieproszony w zamku pełnym demonów, wybił mieszkańców prawie 90 pięter i jeszcze chciał się targować.

Nikt nie słuchałby próśb i negocjacji kogoś takiego gdyby nie miał noża na gardle.

- Właśnie tak to wygląda. - Zauważył spokojnie Jin-Woo. - Silny nigdy nie będzie chciał z własnej woli targować się ze słabszym.

Jin-Woo zgodził się z tą koncepcją. Dodatkowo chciał zdobywać punkty doświadczenia i kolejne poziomy, a przepustki dostawać w swoje ręce jak najszybciej. Dyplomacja i próby porozumienia nigdy nie były szybkie.

Jin-Woo spojrzał na Esil idącą koło niego.

Stwierdził, że jej ciągłe milczenie i wyraz przygnębienia są dziwne i zapytał ją o to.

- Sama mówiłaś że między waszymi klanami trwa zażarta walka z powodu miejsca w rankingu. Po prostu zaprowadzę twój klan na czołowe miejsce.

Odtąd wkraczali na tereny wyższych arystokratów, Esil byłą coraz bardziej niespokojna, z jednego powodu.

Gdyby Jin-Woo z jakiegoś powodu zawiódł w podboju, wściekłość tych wybitnych potężnych arystokratów byłaby skierowana w całości na nią i jej własny klan. Esil obawiała się właśnie tego.

Niezależnie od jej zmartwień, Jin-Woo odezwała się pewnie.

- Powinnaś chyba się cieszyć że twój klan Radis stanie na czele tego miejsca.

- Mój klan nazywa się Radir... - Zauważyła cicho Esil.

Wkrótce wejdą na piętro 90. Czy samotny człowiek zdoła zniszczyć wyższych arystokratów i ich klany, mając tylko własne moce?

Wzięła na siebie zadanie bycia jego przewodniczkom w tym miejscu, więc jedyne, co musiała zrobić, to właściwie wykonywać swoją pracę. Esil postanowiła zrezygnować z ciągłego denerwowania się.

Było jednak jedno pytania które od dawna nie dawało jej spokoju.

- Ummm... Panie... Jin-Woo...

- Słucham?

Jin-Woo spojrzał na nią.

Będąc świadkiem, jak Jin-Woo bezustannie niszczy inne klany demonów z taką łatwością, pytanie jakie pojawiło się w jej głowie już na początku ich wspólnej wędrówki tylko jeszcze bardziej ją męczyło.

- Dlaczego oszczędziłeś mój klan?

Bez wątpienia klan Radir nigdy nie byłby w stanie przeciwstawić się sile tego człowieka. Wiedziała, że siła militarna jej klanu jest w najlepszym razie przeciętna, byli przecież na piętrze osiemdziesiątym. Daleko było im do ogromnej siły klanów na poziomie 90 czy nawet tych z poziomów 89 cz 88. A mimo tego ten człowiek bez większych problemów zniszczył aż dziewięć klanów. Od 81 do 89.

Podczas gdy jej klan Radir wyszedł stosunkowo bez szwanku z ataku tego człowieka. Dlaczego? Była tego naprawdę ciekawa.

Jin-Woo wszedł w magiczny słup energii chcąc przenieść się na poziom 90, zanim jednak to zrobił odwrócił się i spojrzał na Esil.

- Ponieważ cię polubiłem.

Mimo że była potworem, wiedziała, kiedy się poddać, wiedziała, kiedy negocjować, a co najważniejsze, zaoferowała też sporo przydatnych informacji.

- Ech... Co?

– Nie idziesz? - Jin-Woo spojrzał na jej zawstydzoną twarz z niezrozumieniem.

Potem spojrzał na wiadomość Systemu, pytając, na które piętro chciałby się udać.

- I-Idę! - Stwierdziła głośno podchodząc do niego pośpiesznie i patrząc na swoje stopy.

***

Go Gun-Hee nie lubi mieć nigdy do czynienia z łowcami rangi narodowej.

Byli kapryśni, nie interesowały ich ogólnie przyjęte normy jakim podlegali ludzie, lubili po cichu wywierać presję na swoje otoczenie tylko przez fakt tego kim byli i co potrafili zrobić.

Dlatego właśnie miał bardzo mieszane uczucia gdy do jego biura wszedł Thomas Andre. Ogromny górujący swoją wysokością i posturą nawet nad Go Gun-Hee, który nigdy przez nikogo raczej nie był określany jako niski czy szczupły, muskularny mężczyzna po trzydziestce z długimi blond włosami, brązowymi przeszywającymi oczami, szerokim aroganckim uśmiechem ukazującym jego białe zęby, kudłatą kozią bródką i czarnymi tatuażami, zakrytymi przez koszulkę w hawajskie wzory i krótkie do kolan dżinsowe spodnie.

- Płynnie mówi pan po angielsku, więc raczej się nie przesłyszałem. Jak to możliwe, że nie znacie miejsca pobytu dziesiątego koreańskiego łowcy rangi S Sung Jin-Woo, czy jak mu tam?

- Potrafi się skryć na tyle, że nawet nasz departament ma problemy ze zlokalizowaniem go.

- I ja mam w to uwierzyć? - Spytał łowca siedząc przed Go Gun-Hee z bezczelnie założonymi na piersi muskularnymi rękami.

- Koreańskie Stowarzyszenie Łowców nie jest na tyle głupie, by kłamać prosto w oczy łowcy rangi narodowej. - Stwierdził po prostu z bolesną szczerością Go Gun-Hee, wiedząc że tego konkretnego mężczyznę puste zapewnienia czy przeprosiny tylko niepotrzebnie rozgniewają.

- Rozumiem. - Thomas znów uśmiechnął się pokazując rząd białych zębów i wzruszył tylko niegrzecznie ramionami. - Ach, racja. Słyszałem że nasz Dong-Su przyleciał do Korei i wpakował się w kłopoty?

Słysząć to pytanie Go Gun-Hee z ledwością powstrzymał swój temperament przed wybuchem. Nic dobrego z jego gniewu by nie wyszło, a mogłoby to narobić im kłopotów.

Podczas rozmów z tak silnymi łowcami jak Thomas Andre, którzy również mogli by tak nieobliczalni trzeba było zachować maksymalną ostrożność żeby niepotrzebnie ich nie prowokować.

„Nasz" Dong-Su...

To właśnie stwierdzenie sprawiło że krew w żyłach Go Gun-Hee na chwilę niebezpiecznie zawrzała nim zdołał się w czas powstrzymać przed pozwoleniem swojej mocy wyciec na zewnątrz z powodu jego złości i oburzenia.

Mówił tak, jakby Hwang Dong-Su całkowicie został przejęty przez Stany Zjednoczone.

Z drugiej strony... tak właśnie było.

Hwang Dong-Su wcale już nie interesował się Koreą. Jakby nigdy nie był częścią tego kraju.

Nie chciał im pomóc z wyspą Jeju, chciał Sung Jin-Woo.

Po raz pierwszy odkąd wyjechał do Stanów postawił nogę na Koreańskiej ziemi żeby znaleźć Sung Jin-Woo. Na szczęście bez skutku.

Korea była mu obojętna. Więc właśnie może ta świadomość zmieszana ze słowami Andre tak go rozgniewała?

- Cóż, Sung Jin-Woo to, jedno, ale przyszedłem również prosić, by koreańskie Stowarzyszenie Łowców zakazało Dong-Su wjazdu do tego kraju. Wygląda jednak na to że już mnie wyprzedziliście.

- Tak, zgadza się. - Potwierdził spokojnie Go Gun-Hee.

- W takim razie ta rozmowa będzie krótsza niż się spodziewałem. Zadzwonię, jeśli będę miał jeszcze jakąś prośbę.

Gdy na pożegnanie obaj mężczyźni wstali i uścisnęli sobie ręce, było widać że dłoń Thomasa Andre była większa nawet od dużej i tak dłoni Go Gun-Hee a prezes stojąc naprzeciw łowcy sięgał mu zaledwie nieco powyżej ramienia.

Budzący podziw i szacunek prezes Stowarzyszenia o budowie emerytowanego zapaśnika przy nim wyglądał jak małe dziecko.

- Słyszałem że Korea martwi się sytuacją na wyspie Jeju. Myślałeś że po to tutaj przyjechałem?

Gdy tylko usłyszał że łowcą rangi narodowej który przyleciał do Korei był Thomas Andre, Go Gun-Hee porzucił wszelką nadzieję że ten łowca sam z dobroci serca przyjdzie im z pomocą.

Gdyby chcieli by prosić go o pomoc, musieliby zapłacić mu równowartość pięcioletniego budżetu Korei.

A nie mogli mu zapłacić nawet połowy z tego.

Może i nie byli biednym krajem, ale łowcy rangi narodowej śpiewali za swoje usługi tak ogromne kwoty że tylko kilka najbogatszych państw na świecie mogłoby pozwolić sobie na ich usługi.

I tylko w razie wielkiej desperacji i potrzeby.

- Chciałbym wam pomóc, ale jestem zajętym człowiekiem. Szkoda. Oczywiście sprawa miałaby się zupełnie inaczej gdyby było was na mnie stać.

- Nie rozważaliśmy proszenia o pomoc żadnego łowcy rangi narodowej. - Stwierdził szczerze Go Gun-Hee.

Na jego słowa Thomas Andre spojrzał na niego nie ukrywając zaskoczenia.

- Aż tak polegacie na swoich łowcach...? Zresztą, to nie moja sprawa. Ja już sobie pójdę, niedługo mam samolot.

- Czy może ci towarzyszyć osoba z Departamentu Monitorowania Łowców? - Spytał pośpiesznie Woo Jin-Chul.

- A róbcie co chcecie. Ach, prawie zapomniałem, upewnijcie się tylko że nasza rozmowa nie ujrzy światła dziennego.

Gdy Thomas Andre odszedł już i obaj mężczyźni w gabinecie odczekali kilka chwil chcąc upewnić się że oddalił się na taką odległość że nie będzie ich słyszał Go Gun-Hee opadł z westchnieniem na krzesło, a Woo Jin-Chul rzucił mu zaniepokojone spojrzenie.

- Teraz gdy mamy o jednego łowcę więcej w Korei... Gdy tym łowcom jest Sung Jin-Woo... Woo Jin-Chul sądzisz że może on przechylić szalę w nadchodzącej bitwie?

- Ciężko powiedzieć. Sądzę że nie znamy całego potencjału łowcy Sung Jin-Woo oraz nie wiemy jak dokładnie wygląda sytuacja na wyspie Jeju. - Woo Jin-Chul zawahał się. - Prezesie, proszę się o to nie martwić. Potwierdziliśmy współpracę z Japonią, dziś odwiedzi nas łowca z dużej Japońskiej gildii.

***

Przedstawiciele Japońskiego Stowarzyszenia Łowców przybyli do Korei Południowej, aby omówić sprawę problemu potworów na wyspie Jeju. Zorganizowali już spotkanie z koreańskimi odpowiednikami.

Wraz z prezesem Japońskiego Związku Łowców Matsumoto Shigeo przybył, najlepszy łowca rangi S w Japonii Goto Ryuji oraz tłumaczka, łowczyni rangi A Hanekawa.

Atmosfera na lotnisku wydawała się nieco chaotyczna, więc Matsumoto Shigeo rozejrzał się dookoła, aby zobaczyć, co się dzieje.

- W pobliżu jest ktoś silny. - Stwierdził Goto rozglądając się po lotnisku.

– Silniejszy od ciebie?

Goto Ryuji uśmiechnął się szyderczo.

Widząc tak pewny siebie wyraz twarzy Goto Ryuji, Matsumoto Shigeo nie zadał sobie więcej trudu, by pytać.

Nie było możliwości żeby Korea miała kogoś choćby będącego na tym samym poziomie co Goto, a co dopiero kogoś silniejszego.

Niedługo potem pracownik Koreańskiego Stowarzyszenia Łowców pospiesznie podbiegł, by ich powitać i przyjąć.

- Przepraszam za spóźnienie. Obecnie atmosfera na lotnisku jest dość chaotyczna.

Pracownik pośpiesznie spuścił głowę w przeprosinach. Matsumoto Shigeo umiejętnie ukrył swoje niezadowolenie i uśmiechnął się wspaniałomyślnie.

- Nic nie szkodzi. Czy coś dzieje się na lotnisku?

- Przybył łowca ze Stanów Zjednoczonych.

- Co sprowadza amerykańskiego łowcę do Korei Południowej? - Spytał podejrzliwie Goto Ryuji.

— Słyszałem, że to sprawa osobista, niestety nie wiem o co chodzi. Jestem pewien, że nie ma się czym martwić.

Wyraz twarzy Matsumoto Shigeo, był ponury na te informację.

Miał nadzieję że kimkolwiek był ten łowca nie będzie próbował ingerować w ich plany związane z Koreą.

Wzrok Goto Ryuji był utkwiony w hałaśliwym tłumie ludzi. Najprawdopodobniej tam był Amerykański Łowca.

Tymczasem Matsumoto Shigeo sprawdził godzinę na swoim zegarku.

Jeśli mieli zdążyć na konferencję na czas, musiał ruszyć teraz.

A dobrzeby było na razie grać wspaniałomyślnych, chętnych do pomocy i współpracy.

Później to już nie będzie miało znaczenia gdy Korea zostanie z niczym.

Bez pomocy, bez nadziei, bez łowców rangi S.

***

Dwaj prezesi stowarzyszenia, Go Gun-Hee i Matsumoto Shigeo, usiedli naprzeciwko siebie.

W pomieszczeniu prócz prezesów była jeszcze łowczyni rangi A będąca tłumaczem Japończyków oraz dwóch formalnych ochroniarzy przezesów. Goto Ryuji, najsilniejszy łowca rangi S w Japonii oraz mistrz gildii Dobytego Miecza. Ochroniarzem prezesa koreańskiego Stowarzyszenia był szef Departamentu Monitorowania Łowców, łowca rangi A i najsilniejszy łowca w Stowarzyszeniu, zaraz po prezesie Go Gun-Hee, Woo Jin-Chul.

Goto Ryuji spojrzał z politowaniem i drwiną na inspektora Woo gdy dwóch prezesów tego nie widziało zajętych witaniem się.

Ten łowca był ochroniarzem prezesa Stowarzyszenia łowców?

Łowca rangi A?

Koreańczycy naprawdę byli żałośni.

Dlaczego ochroniarzem łowcy rangi S, nawet jeśli już starego i chorego był słabszy od niego łowca rangi A.

Woo Jin-Chul zignorował spojrzenie jakie posłał w jego stronę Goto i stał bez słowa za Go Gun-Hee.

Ponieważ tematyka była taka, jaka była, konferencja przebiegała w szybkim tempie.

- Nazywam się Hanekawa i jestem tłumaczem. Przekażę słowa pana Goto oraz pana Shigeo. W związku z niedawną katastrofą zdecydowaliśmy, że nie możemy dalej ignorować tego, co dzieje się na wyspie Jeju. Dlatego też obiecujemy nasze pełne wsparcie Korei Południowej.

- Co pan na to, byśmy zawarli sojusz i stworzyli grupę składającą się z elitarnych łowców?

Ta nagła sugestia Matsumoto Shigeo sprawiła, że na twarzy prezesa koreańskiego Stowarzyszenia pojawiło się ogromne zdziwienie.

Wszyscy mieli wrażenie, że dzisiejsza konferencja będzie miała na celu omówienie reparacji, jakich domagają się Japończycy za poniesione szkody.

Spodziewali się propozycji pomocy, ale nie tak otwartej i nie wyciągniętej na pierwszy plan na samym początku spotkania. Jakby to ta pomoc była dla nich głównym tematem.

Goh Gun-Hui zachowywał jednak ostre i surowe spojrzenie, gdy obserwował Matsumoto Shigeo.

- Mówi pan że chcecie stworzyć wspólną grupę by zaatakować całą kolonię mrówek?

- Zgadza się.

- Wiem że łowcy z Japonii są jednym z najlepszych pośród całej Azji, ale wkroczenie na wyspę Jeju jest bardzo niebezpieczne. Nawet gdybyśmy połączyli siły.

Go Gun-Hee dodał również, że na wyspie obecnie było zapewne kilka razy więcej potworów niż dwa lata temu, kiedy ostatni rajd zakończył się klęską.

- Przygotowaliśmy skrupulatny plan ponieważ jest to brama kategorii S.

Hanekawa podeszła do prezesa Go Gun-Hee i podała mu kilka kartek na których widać było różne statystyki i szacunki.

- To są dane które zebraliśmy badając mrówki.

Podczas gdy prezes Go Gun-Hee dokładnie przeglądał dane mu akta, Matsumoto Shigeo rozpoczął swoje dogłębne wyjaśnienia.

- Każda z mrówek jest na tyle silna by konkurować z łowcami rangi A, ale każda z nich ma jedną i tę sama słabość. Ich długość życia.

Mrówki mogły żyć zaledwie rok co było prawdą.

- Innymi słowy, jeśli wyeliminujemy królową, inne mrówki umrą w ciągu roku, a wyspa Jeju w końcu będzie wolna.

Go Gun-Hee kiwnął głową cały czas przeglądając papiery.

Należało wyeliminować tylko królową, a całe reszta wcześniej czy później umrze.

Brzmiało to o wiele jak plan o wiele łatwiejszy do zrealizowania niż zabicie tysięcy potworów, które wyszły z bramy rangi S i były tak silne że walka z nimi nawet dla łowcy rangi B była bardzo trudna i niebezpieczna. Jednak spojrzenie Go Gun-Hee pozostało lodowato zimne.

W jego oczach ten pomysł pomimo wyglądania na logiczniejszy i łatwiejszy do wykonania był jedną wielką bzdurą.

Znał już prawdę.

Wiedział, że zabicie jednej królowej nie różni się niczym od faktycznej próby zabicia każdego z tysięcy tych potworów.

- Nie wie pan że mrówki zginą bez chwili wahania by chronić swą królową?

Kiedy Go Gun-Hee zwrócił uwagę na ten fakt, Matsumoto Shigeo po prostu się uśmiechnął i lekko pokręcił głową.

- Oczywiście, mamy tego świadomość. Przebicie się przez ich ofensywę będzie nieuniknione jeśli będziemy chcieli dostać się do królowej. Jednak będziemy mieć przewagę, jeśli wszystkie opuszczą swoje tunele.

Królowa mrówek mieszkała w najgłębszej stworzonych przez nich tuneli. Dlaczego mrówki miałyby opuszczać swoje tunele, skoro ich priorytetem była ochrona jaj i królowej. Czyli ochrona całego swojego gatunku i ich przyszłości.

- Czy to jest w ogóle możliwe? - Spytał z powątpiewaniem Go Gun-Hee.

- Wydarzyło się to tylko trzy razy.

Trzy razy?

Czy już trzy razy doszło do takiego zdarzenia, a Korea nie miała o tym pojęcia?

Ale jeśli oni o tym nie wiedzieli a wyspa Jeju była ich wyspą, jakby nie patrzeć, to skąd Japończycy o tym wiedzieli i wyglądali na tak pewnych tej tezy?

Odpowiedź na to pytanie przyszła od razu.

- Gdy Koreańscy łowcy wzięli udział w rajdzie na wyspę Jeju. Za każdym razem gdy rajd miał miejsce, mrówki opuściły swoje tunele i rzuciły się do ataku na łowców.

Go Gun-Hee mocno zacisnął pięści opierając się na kolanach.

Podczas gdy Łowcy z Korei Południowej ryzykowali życiem i walczyli z mrówkami, aż trzykrotnie, Japończycy potajemnie ich szpiegowali. Mimo że nikt, głośno nie skrytykował Japonii za brak pomocy w tych rajdach. 

Ale niezależnie od tego czy pomogli wtedy czy nie, jak mogli wykorzystać nieszczęście sąsiedniego narodu jako materiał badawczy, a potem z dumą ujawnić wyniki wspomnianemu sąsiadowi jak gdyby nigdy nic?

Podczas trzeciego rajdu jeden z łowców rangi S stracił życie. A oprócz niego zginęło także wielu innych. Łowcy, cywile, służby ratunkowe i żołnierze.

Jego zaciśnięte pięści drżały podczas gdy prezes starał się zachować spokój.

Wyczuwając, że energia Go Gun-Hee zaczyna lekko drżeć, Goto Ryuji uwolnił niewielką część swojej własnej mocy aby przypomnieć staruszkowi z kim na do czynienia.

To było ostrzeżenie – gdyby druga strona próbowała zrobić coś nierozsądnego, druga strona natychmiast by zareagowała.

Uczestnicząc w konferencji jako ochroniarz Go Gun-Hee, Woo Jin-Chul podszedł pośpiesznie do prezesa.

- Proszę pana? - Woo Jin-Chul również wyczuł lekkie drżenie mocy prezesa a następnie moc płynącą ostrzegawczo do Goto Ryuji, widząc to wiedział że musi wkroczyć aby nie doszło do czegoś niefortunnego.

- W porządku. - Stwierdził po chwili Go Gun-Hee widząc napięcie w ramionach Jin-Chula. On sam też wiedział że musi się uspokoić i nie wpadać w złość bo w obecnej sytuacji może to przynieść jedynie szkodę.

Go Gun-Hee lekko skinął Jin-Chulowi a ten po cichu cofnął się do tyłu.

Niezależnie od tego, jakie było nastawienie Japończyków, stanowiło to doskonałą okazję do rozprawienia się z mrówkami raz na zawsze, jeśli ich dane badawcze okażą się wiarygodne.

Nie mogli pozwolić sobie na odrzucenie jednej propozycji pomocy jaka została do nich wystosowana.

Gdy groźne napięcie w sali konferencyjnej opadło, Matsumoto Shigeo w końcu dotarł do sedna sprawy.

- 10 z 11 łowców z Gildii Dobytego Miecza weźmie udział w rajdzie. W tym Goto Ryuji.

- Weźmiemy udział w nadchodzącym rajdzie na wyspę Jeju. Weźmiemy na siebie rolę przynęty na żołnierzy mrówek. Podczas gdy Koreańscy łowcy zajmą się królową.

Go Gun-Hee po cichu rozważał sugerowany plan Matsumoto Shigeo, jednocześnie zaskoczony taką wspaniałomyślnością Japończyków, która była dość dziwna.

W Japonii było 21 Łowców rangi S.

Korea Południowa miała ich tylko ośmiu.

On sam ze względów zdrowotnych i swojego wieku nie mógł brać udziału w rajdzie dodatkowo jeden łowca przeszedł na emeryturę, realistycznie rzecz biorąc, było tylko sześciu łowców, którzy mogli wziąć udział.

Taka liczbą nie byliby w stanie zwrócić na siebie uwagi mrówek i wyciągnąć ich wszystkich z tuneli.

Aby to zrobić, potrzebowali Japonii i najsilniejszych łowców. Mogliby stworzyć przynajmniej trzy grupy do walki z mrówkami bez specjalnego ryzyka, wtedy Koreańczycy których było zdecydowanie mniej mogliby przedostać się do tuneli.

Ale prawdziwym problemem było to, czy najlepsi Łowcy Korei Południowej byliby w stanie zabić bossa podziemi rangi S?

Jeszcze miesiąc temu gdy nie wiedział o Sung Jin-Woo i jego niesamowitych umiejętnościach odpowiedź brzmiałaby, nie.

Ale dziś...

Sung Jin-Woo był wystarczająco silny, by zabić bossa w podziemiach kategorii A w pojedynkę, więc co by było, gdyby współpracował z innymi Łowcami rangi S?

Nie mogli już dłużej zwlekać.

Mrówki ewoluowały w bardzo szybkim tempie. Mogli tylko przewidywać, kiedy cała armia mrówek stanie się zdolna do lotu. Jedna z nich już przeleciała na ląd. Oznaczało to że mogli zakładać że za rok czy w najlepszym wypadku za dwa mrówki będą mogły opuścić już wyspę.

Zanim coś takiego się wydarzyło, Koreańczycy musieli je wykończyć bo w innym przypadku dojdzie do tragedii, a jeśli musieli uciekać się do pożyczania siły, łowców z innego kraju, niech tak będzie.

Ale zanim do tego dojdzie...

Czego Japończycy chcieli za te całą wspaniałomyślność?!

Prezes stowarzyszenia Go Gun-Hee nie pozwolił, aby ta ważna sprawa przyćmiła jego osąd.

Matsumoto Shigeo robił wszystko, co w jego mocy, aby stworzyć najbardziej wspaniałomyślny uśmiech, jaki mógł przybrać nie naciągając sobie mięśni twarzy.

- Kiedy reszta mrówek umrze w ciągu roku, podzielimy magiczne kryształy z wyspy po połowie.

Tylko tyle?

Go Gun-Hee przechylił głowę, nieprzekonany.

- Czy naprawdę taka rekompensata będzie wystarczająca?

- Jak najbardziej. Wyspa Jeju nie jest wielka, ale nawet mimo to po czterech latach wszędzie powinno być zapewne wiele kryształów.

Ostatecznie propozycja Japończyków została przyjęta.

Po pomyślnym zakończeniu konferencji, Matsumoto Shigeo podszedł do Go Gun-Hee z promiennym uśmiechem i podał mu prawą rękę.

- Przyszłość naszych dwóch narodów zależy od tej współpracy. Połączmy razem nasze zasoby i dajmy z siebie wszystko.

***

Po powrocie do pokoju hotelowego Matsumoto Shigeo włożył papierosa do ust, następnie uśmiechnął się szeroko odpalając papierosa.

Ulotna emocja, która pojawiała się i znikała na twarzy Go Gun-Hee – była zdecydowanie wściekłością. Powód, dla którego Matsumoto Shigeo był w stanie pokazać tyle przed łowcą rangi S, który podobno posiadał największą siłę w Korei Południowej, był prosty – ponieważ miał za sobą potężnego sojusznika.

Przywołując wyraz twarzy Go Gun-Hee, Matsumoto uśmiechnął się kpiąco.

Ostatecznie Koreańczycy zgodzili się współpracować z Japończykami, tak jak przewidział Matsumoto Shigeo. Wszystko szło zgodnie z planem.

- Korea Południowa to dopiero początek. Łowcy to nowa władza, nowe wpływy polityczne. Z tą władzą daną Japonii stworzę nowe imperium.

Jego wzrok następnie przeniósł się na Goto Ryuji.

- I zostaniesz jego następnym cesarzem.

Jeśli Matsumoto Shigeo miałby być uważany za pierwszego władcę imperium opartego na jego sprytnych planach, to Goto Ryuji byłby drugim, polegając wyłącznie na swoich mocach. I to był powód, dla którego Goto Ryuji przez cały czas traktował Matsumoto Shigeo jako swojego przełożonego.

- Aha, prawie zapomniałem. Czy nadal nie mamy żadnych informacji o najnowszym koreańskim łowcy rangi S?

— Nawet sami Koreańczycy nie wiedzą zbyt wiele o tym człowieku.

- Och?

Wiedzieli już wszystko, co mogli wiedzieć o najlepszych Łowcach w Korei Południowej. Każdy z nich był żałośnie przeciętny i słabszy od większości japońskich łowców rangi S.

Wiedzieli o wszystkich.

 Z wyjątkiem jednej osoby.

Nie mieli ani jednej wiarygodnej informacji na temat Łowcy, który niedawno został zarejestrowany jako ranga S. Nieznany czynnik może spowodować większe lub mniejsze problemy w ich planie. Teraz, gdy jego ambicja została w pełni ujawniona wraz z rozpoczęciem tej operacji, Matsumoto Shigeo nie mógł sobie pozwolić na jakiekolwiek odstępstwa od swojego planu.

- Wątpię żeby jedna osoba mogła osiągnąć cokolwiek, jednak...

Na całym świecie było pięć takich osób.

Nazywano ich Łowcami rangi międzynarodowej, co oznaczało, że każdy z nich posiadał siłę równą wojsku danego kraju.

Wszyscy mieli jeden wspólny czynnik, każdy z nich oczyścił w przeszłości co najmniej jedną bramę rangi S. Łowca z taką zdolnością może łatwo pokrzyżować jego plan.

Jednak pośród siedmiu miliardów ludzi było zaledwie pięć takich jednostek.

Niemożliwym jest by w Korei pojawił się ktoś taki.

Sądząc po obecnej ciszy otaczającej tego nowego łowcę, zapewne był on przeciętny. Tak jak wszyscy ich łowcy rangi S.

Matsumoto Shigeo wyjął telefon z kieszeni, następnie wybrał numer jednego ze swoich podwładnych.

- Koreańczycy zgodzili się z nami współpracować, wezwij wszystkich wyznaczonych Łowców rangi S zgodnie z planem.

***

Go Gun-Hee siadł za biurkiem wzdychając ciężko.

- Prawie wszyscy łowcy rangi S zostali już powiadomieni. - Ogłosił Woo Jin-Chul podając prezesowi herbatę.

- Dziękuję ci. Nadal brak informacji o Sung Jin-Woo?

- Niestety. Napisał aby mnie poinformować że nie będzie go przez około tydzień i od tego czasu jego telefon jest wyłączony.

Pierwszym priorytetem było wyjaśnienie powagi obecnej sytuacji. Planował odpowiednio dopracować grafik Stowarzyszenia, ale....

Wyraz twarzy Go Gun-Hee stwardniał, gdy pogrążył się w głębokiej kontemplacji.

- Miejmy nadzieję że pojawi się na czas. Co myślisz o propozycji Japończyków?

- Nie ufam im. - Przyznał po chwili zastanowienia Woo Jin-Chul.

- Czyli jednak nie jestem przewrażliwiony. Coś jest nie tak. Miej na nich oko gdy przylecą.

- Tak proszę pana.

***

Tak jak Esil wspomniała wcześniej, trudność zadania rosła gwałtownie od 90. piętra. Poziomy i liczba potworów strzegących zamku na każdym piętrze była o wiele większa w porównaniu do niższych pięter. Nawet kilkakrotnie.

Stało się tak trudno, że nie mógł już cieszyć się owocami swojej obecnej, niebotycznej statystyki inteligencji – na wcześniejszych piętrach jego mana nie spadał nawet poniżej 3/4 całej swojej wielkości. Teraz po oczyszczeniu jednego piętra pozostawały mu pojedyncze punkty.

To pokazało, jak wielu jego Żołnierzy Cienia zostało zniszczonych i musieli być wskrzeszani w kółko.

Ale ten drobny problem nie mógł powstrzymywać go przed parciem w górę.

Wyraźnym tego dowodem był jego obecny poziom, który osiągnął już 90.

Im silniejszy stawał się opór demonów, tym silniejsze były ataki Jin-Woo i jego Żołnierzy Cienia, aby przebić się przez ich obronę.

Nie zamierzał dać się pokonać.

Tu nie chodził o niego, nagrody, poziomy. Chodziło o życie i zdrowie jego matki.

***

97, 98, 99....

Jin-Woo stał przed słupem energii gotowy wejść na ostatnie już piętro tego zamku.

Na piętro 100.

Otworzył okno statusu i spojrzał na swój poziom.

[POZIOM: 93]

Był już dość blisko poziomu 100 co było bardzo zadowalającym widokiem.

Od poziomu 1 do 100, a potem jeszcze wyżej.

Czasami sam miał problem z uwierzeniem jak daleko doszedł podczas gdy na początku nie miał nic.

Był nikim.

Jin-Woo wezwał Sklep. Uzupełnił swoje HP i MP kupowanymi stamtąd miksturami.

Spojrzał na słup energii przed sobą.

Minęło dużo czasu, odkąd czuł się tak zdenerwowany.

Chyba ostatnio czuł się tak gdy zaczynał zadanie zmiany profesji.

Jin-Woo wciągnął powietrze do płuc po czym powoli je wypuścił próbując się uspokoić, po czym wszedł na magiczny słup energii. Zażądał zabrania go na piętro 100.

Gdy otworzył oczy na nowym piętrze pierwszy do zobaczył był brak płomieni.

Przerażające płomienie, które zdawały się płonąć wszędzie na niższych piętrach, zniknęły, a on mógł zobaczyć tylko wypalone szczątki. Podniósł głowę i zauważył płatki śniegu spadające z nieba.

Kolor wydawał się nieco odbiegający od prawdziwych płatków śniegu, więc wyciągnął rękę. Co dziwne, płatki spadające na jego rękę nie stopiły się. Kiedy przyjrzał się bliżej, zdał sobie sprawę, że to nie był śnieg a popiół.

Popiół spadał z nieba jak śnieg.

To było dość dziwne.

Nagle wyczuł ruch i falę energii nad sobą.

Spojrzał w niebo wyostrzając wzrok.

Czarna kropka stopniowo zbliżała się do ziemi, z zaskakującą prędkością. Było to skrzydlate stworzenie przypominające jaszczurkę.

Po pomyślnym wylądowaniu na ziemi jaszczurka zatrzepotała wielkimi skrzydłami i głośno zaskrzeczała.

Smok?

Tuż nad głową jaszczurki Jin-Woo zobaczył twarz demona, z którego sączyła się bardzo silna niebieska aura. Męski demon obrany był w przesadnie zdobioną złotą zbroję, którą mogliby nosić tylko członkowie rodziny królewskiej.

Cztery słowa można było wyraźnie zobaczyć nad głową demona.

[KRÓL DEMONÓW, BARAN]

Ten boss emitował niezwykłą aurę.

Jak przystało na bossa chroniącego najwyższe piętro podziemia tak ogromnego, stworzenie było pełne wspaniałego splendoru.

Jednak wzrok Jin-Woo przesunął się na bok szefa.

– Mm?

Jaszczurka, na której leciał ten boss, również miała swoją nazwę.

[WYWERNA KAISELLIN]

A więc to coś było wywerną. Ciekawostka.

Sądząc po nazwie i wyglądzie, wcale nie wyglądał jak demon.

A jeśli nie był demonem...?

Nie mógł wydobyć cienia żadnego demona w tym miejscu. Tak więc zrezygnował już z pozyskania jakiegokolwiek użytecznego cienia w tym konkretnym podziemiu. Ale co by było, gdyby był to niedemoniczny potwór, który również potrafił latać?

Byłby całkiem niezłym środkiem transportu.

I wyglądał świetnie.

- Chce to. - Stwierdził po prostu nieco dziecinnym tonem Jin-Woo.

Gdyby mógł wydobyć jego cień, z pewnością by to zrobił.

To byłby pierwszy raz, kiedy wpadł na cień, który tak bardzo chciał wydobyć, odkąd spotkał bossa Barukę. 

Baran podniósł rękę ku niebu.

[KRÓL DEMONÓW BARAN UŻYŁ UMIEJĘTNOŚCI: „ARMIA PIEKIEŁ".]

Armia piekieł?

No, nie brzmiało to uroczo.

Kilka dzwonków ostrzegawczych zadzwoniło jeden po drugim w uszach Jin-Woo.

[PRZYWOŁANO DEMONICZNYCH ŻOŁNIERZY!]

[PRZYWOŁANO DEMONICZNYCH RYCERZY!]

[PRZYWOŁANO DEMONICZNYCH GENERAŁÓW!]

Wraz z wiadomościami wypełniającymi jego widok, wokół Króla Demonów pojawiła się armia składająca się wyłącznie z demonów. Nawet na pierwszy rzut oka widać było że, było ich ponad tysiąc.

Rycerze i generałowie to potwory co najmniej rangi A, dobrze to czuł. A ta energia wskazywała że było ich tam pośród armii coś koło setki.

- Ty dupku, nie oszukuj. Myślałem że ja mam monopol na przywoływanie armii znikąd.

Jin-Woo uwolnił również całą swoją ukrytą magiczną energię.

Kiedy Baran arogancko opuścił rękę wskazującą na niebo w kierunku Jin-Woo, demoniczna armia rzuciła się na niego jak czarna fala.

Ziemia wibrowała od gwałtownego marszu demonów.

Jin-Woo wpatrywał się w armię Króla Demonów.

To nie będzie równa walka, już to czuł.

W mgnieniu oka cień Jin-Woo rozprzestrzenił się na wszystkie okoliczne obszary. Aktywował umiejętność „Domena Monarchy". Kiedy armia Króla Demonów postawiła stopę w zaciemnionym obszarze, Jin-Woo w końcu wezwał swoich Żołnierzy Cienia.

- Naprzód!

Jego cienie natychmiast wstały, by odpowiedzieć na jego wezwanie.

Jin-Woo dotkliwie odczuwał zamieszanie i panikę w szeregach wrogów, którzy nie spodziewali się takiego kontr ataku.

Natychmiast chwytając się tego otwarcia, Żelazny i Tank, pobiegli naprzód i zderzyli się z wrogiem, atakując najskuteczniej i najbrutalniej jak tylko mogli.

Dziesiątki demonów krzyczały i zostały odrzucone od absurdalnej siły dwóch żołnierzy cienia. Tuż za nimi jak czarna fala rzuciła się do przodu ponad stu żołnierzy.

Najważniejszym punktem tej salwy otwierającej był oczywiście Igris.

Przeskoczył lekko nad głową Żelaznego i delikatnie wylądował na ziemi, po czym użył miecza i zaczął ciąć demony przed sobą ze swoją zwyczajną gracją wyćwiczonego szermierza.

Był to spektakl godny klasy „Elitarnego Rycerza".

Wzrok Jin-Woo przeniósł się w bok.

Do tego czasu Kieł skończył zaklęcie powiększającego go.

Kieł wziął głęboki oddech. Widząc to i domyślając się co kieł chce zrobić, Jin-Woo szybko przywołał wszystkich żołnierzy cienia będących na linii ognia Kła, więc jego gigantyczny żołnierz mógł zaatakować bez obaw o zniszczenie towarzyszy. Żołnierze powrócili do cienia i przenieśli się do nowego miejsca, które wskazał palcem Jin-Woo.

Masywny, wysoki słup płomieni wystrzeliwujący z ust Kłów całkowicie wymazał z powierzchni ziemi demony w jego otoczeniu. Jednak płomienie na tym nie poprzestały.

Kieł poruszały głową od lewej do prawej i całkowicie spopielał demony przed sobą tworząc łuk ognia.

Kilku żołnierzy cienia również zostało wciągniętych do ataku, ale dopóki byli pod wpływem swojego Władcy, można było ich nieskończenie ożywić.

Jin-Woo zacisnął mocno pięści.

Ponad stu Żołnierzy Cienia przytłaczało armię ponad dziesięciokrotnie większą niż ich liczebność. Demoniczni żołnierze i ich szeregi rozpadli się w mgnieniu oka.

Nie miał złudzeń jednak, że pójdzie mu łatwo podczas tej bitwy.

Nagle...

Baran przestał biernie obserwować całą sytuację i w końcu wykonał swój ruch. Duża kula błyskawic pojawiła się w otwartej szczęce bossa.

Nie minęła nawet sekunda a błyskawice wystrzelone z ust bossa jak chwilę wcześniej ogień z ust Kła pochłonął armię. Tym razem jednak była to armia cieni.

Oczy Jin-Woo rozszerzyły się z czystego zaskoczenia.

Żołnierze porwani przez niebieską burzę elektryczną rozpadli się w jednej chwili, podczas gdy ci, którym udało się uniknąć natychmiastowej śmierci, stali nieruchomo na swoich miejscach, jakby zamarzli.

Błyskawica?

I to jeszcze nie taka zwykła!

Wszędzie spadały pioruny o przerażającej sile. I oczywiście jeden z tych niebieskich piorunów elektrycznych skierował się w stronę Jin-Woo.

W przeciwieństwie do swoich żołnierzy cienia, nie otrzymał żadnych obrażeń.

[NAŁOŻONY EFEKT ZOSTAŁ USUNIĘTY ZA POMOCĄ „WZMOCNIENIE: ODPORNOŚĆ".]

[NAŁOŻONY EFEKT ZOSTAŁ USUNIĘTY ZA POMOCĄ „WZMOCNIENIE: ODPORNOŚĆ".]

[NAŁOŻONY EFEKT ZOSTAŁ USUNIĘTY ZA POMOCĄ „WZMOCNIENIE: ODPORNOŚĆ".]

Te burza najwyraźniej była atakiem obszarowym mogącym ogłuszać przeciwników, i to dlatego jego cienie nie zniszczone przez atak zastygły.

Jin-Woo natychmiast rzucił się w stronę Barana. Jeśli nie powstrzyma teraz magii obszarowej bossa, istnieje duża szansa, że bieg bitwy obróci się na jego niekorzyść szybciej niż zakładał.

Spojrzenie Barana wylądowało na Jin-Woo.

Kolejny atak eksplodował z szeroko otwartych ust bossa, a wokół Jin-Woo padły niebieskie smugi błyskawic.

Jednak Baran wzdrygnął się z wściekłości, gdy zdał sobie sprawę, że skoncentrowane ataki błyskawic nie miały wpływu na Jin-Woo.

Całkiem wyraźnie wyczuł wzburzenie bossa.

Wykorzystując umiejętność „Sprint", która osiągnęła maksymalny osiągalny poziom, Jin-Woo w mgnieniu oka zmniejszył dystans i podskoczył wysoko w powietrze przywołując swój sztylet. Baran również dobył miecza.

Klingi zderzyły się ze sobą wytwarzając metaliczny dźwięk który był tak głośny, że sprawił iż w uszach Jin-Woo zaczęło dzwonić.

Baran został zepchnięty ze swojej wywerny, a Jin-Woo również został odrzucony przez siłę uderzenia do tyłu.

Gdy impet uderzenia przestał boleśnie turlać Jin-Woo po ziemi, łowca szybko wstał chwilę po Baranie.

Nie czekając ani chwili obaj rzucili się na siebie chcąc jak najszybciej wykończyć przeciwnika.

Baran wypluł z ust więcej niebieskich iskier.

Niezliczone niebieskie błyskawice padły na niego. Jin-Woo nadal biegł naprzód, wierząc w obronne właściwości szaty, ale po chwili wyczuł, że coś jest nie tak.

Kiedy obejrzał się za siebie, zdał sobie sprawę, że koniec jego szaty płonął. Szybko zrzucił ją klnąc po nosem.

Tyle byłoby z jego szaty.

W końcu był to artefakt stworzony przez ludzi. A do tego momentu spisał się już znakomicie, więc nie żałował wydania na niego pieniędzy. Od tego momentu Jin-Woo musiał wziąć się w garść.

Jakby wyczuł, że nadarzyła się okazja, intensywność niebieskich iskier trzaskających w ustach Barana zwiększyła się. Jin-Woo wyostrzył swoje zmysły tak bardzo, jak tylko mógł, aby się przygotować.

Teraz nie mógł już dać mu się trafić.

Jin-Woo uniknął każdej z błyskawic wystrzelonych w jego stronę, chociaż nie było to wcale łatwe.

Czuł jak z nerwów jego serce szalenie bije w jego piersi.

Jin-Woo uniknął wszystkich ataków Barana, chociaż przed niektórymi z nich udało mu się z ledwością uskoczyć o włos, tak że czuł napięcie elektryczne muskające jego skórę. Ostatecznie stanął przed Królem Demonów dysząc ciężko.

Ten boss był wręcz absurdalnie silny.

Baran ciął ukośnie mieczem, a Jin-Woo uniósł w prawej ręce sztyletu Baruki, by go zablokować, po czym użył Zabójcy Rycerzy by dźgnąć Króla Demonów w ramię.

Broń zaprojektowana specjalnie do przedzierania się przez zbroję wroga wbiła się głęboko w ramię Barana. Jin-Woo najszybciej jak mógł wyszarpał sztylet aby zadać przy tym jak najwięcej bólu.

Chociaż Baran nie wydał z siebie żadnego dźwięku, sądząc po tym że jego twarz na sekundę się zmarszczyła, to musiał go chociaż trochę zaboleć.

W oczach Barana wybuchły płomienie wściekłości. Król Demonów zaczął dość mozolnie dyszeć.

Dwa sztylety Jin-Woo i miecz Barana zaczęły zderzać się ze sobą niezliczoną ilość razy, pozostawiając kilka ran na ich ciałach.

Za każdym razem, gdy ich ostrza się zderzały, ziemia wokół nich zapadała się pod wpływem fal uderzeniowych emanujących ze zderzenia magicznej energii.

Na czole Jin-Woo pojawiła się głęboka zmarszczka.

Nawet z dość głęboką raną na ramieniu, boss walczył tak agresywnie i zajadle.

Jak przystało na tytuł Króla Demonów, moce Barana nie były niczym, z czego można by się wyśmiewać. Jin-Woo poczuł ból w nadgarstkach. Zdał sobie sprawę, że byłby w niekorzystnej sytuacji, gdyby sprawy toczyły się dalej w ten sposób.

Jin-Woo i Baran mieli dwie ręce. Jednak Jin-Woo posiadał również ukrytą trzecią rękę.

Dotyk dominacji.

Niespodziewanie potężna siła uderzenia zepchnęła Barana na jedno kolano.

Jeszcze zanim Baran zdołał dojść do siebie po zmieszaniu, pięść Jin-Woo uderzyła mocno w twarz Króla Demonów.

Niekontrolowane koziołkowanie Barana zakończyło się dopiero po tym, jak przetoczył się kilka metrów do tyłu i uderzył o ruiny jakiegoś dawnego zamku. Nie był w stanie jednak wstać. Ponieważ Jin-Woo już wtedy siedział okrakiem na torsie Króla Demonów.

Baran szybko otworzył szeroko usta w jego kierunku.

Szkoda, że boss nie mógł wystrzelić kolejnej błyskawicy. Lewa pięść Jin-Woo wepchnięta głęboko w usta Króla Demonów zapewniła, że „zaklęcie" pozostanie zapieczętowane.

Oczy Barana zadrżały.

W międzyczasie Jin-Woo uniósł pięść do góry, decydując się nie używać sztyletu.

Zaczął uderzać w bossa zaciśnięta pięścią a jego HP zaczęło spadać.

Jin-Woo włożył prawie całą swoją siłę w uniesioną prawą pięść.

Głowa Barana odskakiwała na wszystkie strony a on sam stawał się coraz bardziej oszołomiony im więcej ciosów Jin-Wooo wyprowadzał.

W końcu boss przestał się ruszać a desperacja i wściekłość zaczęły ulatywać z jego oczu razem z całym światłem.

[POKONAŁEŚ KRÓLA DEMONÓW, BARANA.]

[OTRZYMAŁEŚ DUSZĘ BARANA.]

[NORMALNE ZADANIE: ZDOBĄDŹ DUSZĘ DEMONÓW (CZĘŚĆ 2) ZOSTAŁO UKOŃCZONE.]

[ZDOBYŁEŚ POZIOM!]

[ZDOBYŁEŚ POZIOM!]

[ZDOBYŁEŚ POZIOM!]

[ZDOBYŁEŚ POZIOM!]

Jin-Woo westchnął z ulgą.

To był moment, w którym jego długi marsz, który rozpoczął się od pierwszego piętra Zamku Demonów, dobiegał końca tutaj, na tym 100 piętrze.

Zamknął na chwilę oczy siadając z cichym jękiem na ziemi.

Zabicie bossa dało mu aż cztery poziomy.

Wyraz twarzy Jin-Woo znacznie się rozjaśnił. Wracając myślą do tego, jak jego prędkość zdobywania poziomów spadła po tym, jak przekroczył poziom 90, nie mógł się powstrzymać od rozkoszowania się szczęściem.

Szybko sprawdził swoje okno stanu.

[POZIOM: 97]

Rzeczywiście, jego poziom podskoczył o cztery.

Miał jednak ważniejsze rzeczy niż cieszenie się awansem.

„Oczyszczona Krew Króla Demonów".

To był ostatni element układanki do stworzenia przedmiotu „Boska Woda Życia". Jin-Woo szybko odwinął bandaż z dłoni i sięgnął w stronę migających świateł na ciele Króla Demonów, Barana.

ZNALEZIONO [PRZEDMIOT: PIERŚCIEŃ WŁADCY DEMONÓW].

ZNALEZIONO [PRZEDMIOT: DŁUGI MIECZ KRÓLA DEMONÓW].

ZNALEZIONO [PRZEDMIOT: SZTYLET KRÓLA DEMONÓW] X2.

ZNALEZIONO [PRZEDMIOT: RÓG BARANA] X2.

ZNALEZIONO [ZUŻYWALNE: OCZYSZCZONA KREW KRÓLA DEMONÓW].

Oczyszczona krew króla demonów!

Coś na czym najbardziej mu zależało.

Jin-Woo szybko zdobył wszystkie przedmioty i podniósł przedmiot, który musiał być oczyszczoną krwią króla demonów.

[ZUŻYWALNE: OCZYSZCZONA KREW KRÓLA DEMONÓW]

KLASA PRZEDMIOTU: ???

TYP: ZUŻYWALNE

PŁYN STWORZONY POPRZEZ OCZYSZCZENIE KRWI WŁADCY DEMONÓW.

EMITUJE POTĘŻNĄ MAGICZNĄ ENERGIĘ I POMIMO OCZYSZCZENIA ZOSTAŁO W NIEJ TROCHĘ TRUCIZNY. BY MOGŁA ZOSTAĆ UŻYTA JAKO LEKARSTWO, NALEŻY JĄ ZMIESZAĆ Z „FRAGMENTEM DRZEWA ŚWIATA" ORAZ „WODĄ ŹRÓDLANA Z LASU ECHA".

Posiadał już dwa pozostałe składniki, „Fragment Drzewa Świata" i „Wodę źródlaną z Lasu Ech". Więc nie zamierzał czekać dłużej.

TWORZENIE

[ZUŻYWALNE: ŚWIĘTA WODA ŻYCIA (3/3)]

CHCESZ STWORZYĆ [ŚWIĘTĄ WODĘ ŻYCIA]?

_ Stwórz.

[TWORZENIE ŚWIĘTEJ WODY ŻYCIA].

[10, 9, 8....]

Jin-Woo z zapartym tchem czekał na wynik.

[7, 6, 5....]

WSKAŹNIK SUKCESU I ILOŚĆ STWORZONYCH PRZEDMIOTÓW BĘDZIE ZALEŻEĆ OD INTELIGENCJI OSOBY TWORZĄCEJ.

Oczy Jin-Woo rozszerzyły się.

Jeśli byłeś głupi, to nie mogłeś nawet niczego stworzyć?

Brzmiało to dość logicznie, więc Jin-Woo mógł tylko skinąć głową.

W międzyczasie odliczanie trwało nieprzerwanie.

[4, 3, 2....]

[....1, 0.]

TWORZENIE ZAKOŃCZONE SUKCESEM!

STWORZONO [PRZEDMIOT: ŚWIĘTA WODA ŻYCIA] X6!

Jin-Woo ścisnął dłonie widząc komunikat ogłaszający powodzenie.

Szybko jednak odkrył coś dziwnego. Butelka z krwią Króla Demonów wciąż tkwiła w jego prawej ręce.

Co prawda ilość krwi trochę się zmniejszyła, ale nadal było jej dość sporo.

Jin-Woo przechylił głowę, po czym przywołał „Fragment Drzewa Świata" i „Wodę źródlaną z Lasu Ech" ze swojego ekwipunku.

Jedyną rzeczą, która pojawiła się na ziemi, był jednak lekko ogolony na krawędziach Fragment Drzewa Świata. Uzyskał dostęp do swojego ekwipunku i przeszukał, ale nigdzie nie mógł znaleźć Wody Źródlanej.

Otworzył okno systemu i wszedł na umiejętności rzemieślnicze.

OCZYSZCZONA KREW KRÓLA DEMONÓW (1/1)

FRAGMENT DRZEWA ŚWIATA (1/1)

WODA ŹRÓDLANA Z LASU ECH (0/1)

Tak jak się spodziewał, system nie wykrył wody źródlanej czyli Jin-Woo wykorzystał całą.

A więc ilość wody źródlanej była najwyraźniej większa niż dwóch pozostałych składników.

Od samego początku miał wrażenie, że proces tworzenia nie wymagałby dużej ilości krwi Króla Demonów. Jeśli chodzi o Fragment Drzewa Świata, był to gigantyczny kawałek drewna, kiedy go początkowo nabył.

Było oczywiste, że woda źródlana zawarta w małej butelce wyczerpie się jako pierwsza.

Jin-Woo uśmiechnął się szeroko z satysfakcją.

Cóż mimo wszystko nie był to zły wynik.

Spodziewał się że stworzy jeden flakonik Wody Życia, a zamiast tego dostał ich sześć.

Gdyby był w stanie znaleźć więcej „Wody źródlanej z Lasu Ech", mógłby wytworzyć więcej tej Boskiej Wody Życia.

[ZUŻYWALNE: BOSKA WODA ŻYCIA]

KLASA PRZEDMIOTU: S

TYP: ZUŻYWALNE

TAJEMNICZA MIKSTURA, KTÓRA MOŻE WYLECZYĆ KAŻDĄ CHOROBĘ. EFEKT ZOSTANIE NAŁOŻONY JEDYNIE PO WYPICIU CAŁEJ BUTELKI.

Czy ten przedmiot naprawdę wyleczyłby chorobę jego matki?

Jego serce biło szybciej.

Chorobę która rozpoczęła całe jego czteroletnie nieszczęście i jeszcze bardziej rozbiła jego rodzinę.

Jin-Woo starannie schował wszystkie sześć butelek do ekwipunku, a razem z nimi także pozostałe dwa składniki. Nawet wtedy miał jeszcze wiele innych rzeczy do przejrzenia.

Jeden pierścień, jeden długi miecz, dwa sztylety i dwa rogi.

Ponieważ Baran był bossem podziemi kategorii S, dał Jin-Woo dużo łupów.

Rzeczywiście, jego priorytetem było wydostanie się stąd i zobaczenie matki.

Nie miał teraz czasu bawić się z rogami czy bronią. Ale mógł szybko rzucić okiem na pierścień i go założyć.

Pierścień Władcy Demonów był ostatnim z potrójnego zestawu.

Założył go pospiesznie na palec i otworzył okno jego opisu.

[PRZEDMIOT: PIERŚCIEŃ WŁĄDCY DEMONÓW]

KLASA PRZEDMIOTU: S

TYP: AKCESORIA

+20 DO ZMYSŁÓW +20 DO INTELIGECNJI

BONUS ZESTAWU AKTYWUJE SIĘ, JEŚLI ZAŁOŻYSZ RÓWNIEŻ:

KOLCZYK WŁADCY DEMONÓW (ZAŁOŻONE)

NASZYJNIK WŁADCY DEMONÓW (ZAŁOŻONE)

BONUS 1. +5 DO STATYSTYK

BONUS 2. +10 DO STATYSTYK

Ładnie!

Po dwadzieścia do dwóch zmysłów tak jak za każdym razem po założeniu przedmiotów z tego zestawu i drugi bonus zestawu aż 10 punktów do statystyk.

Jin-Woo wrzucił resztę przedmiotów do ekwipunku. 

Miał pilną sprawę do załatwienia, ale...

Bardzo chciał te wywernę.

Jin-Woo spojrzał za siebie i zobaczył swoich żołnierzy stojących na baczność w rzędach, którzy niedawno zmasakrowali armię dziesięciokrotnie większą od ich liczby. Za jego chłopcami wszędzie były porozrzucane martwe demony.

— Świetna robota. Ale... gdzie wywerna?

Wędrujące spojrzenie Jin-Woo pospiesznie szukało potwora, w którym jeździł Król Demonów. Nie mógł go jednak zlokalizować.

Na szczęście jego zmartwienia nie trwały długo. Żelazny ciągnął za sobą bezwładne zwłoki. Zwłoki tejże wywerny.

- Brawo Żelazny.

Może Żelazny poczuł się zakłopotany pochwałą Jin-Woo, która była pierwszą od jakiegoś czasu, ponieważ zaczął drapać się w tył głowy. Oczywiście nadal był to tył jego hełmu.

Jin-Woo lekko poklepał ramię Żelaznego i stanął przed ciałem wywerny.

Ku swojemu zadowoleniu zobaczył czarny dym unoszący się z ciała potwora.

Jin-Woo wyciągnął rękę.

- Powstań.

Już po chwili gdy tylko krzyk agonii dochodzący z niewiadomego miejsca ustał Jin-Woo dostrzegł jak czarny dym unosi się i kształtuje.

Czarna jak smoła wywerna stanęła przed Jin-Woo pochylając łeb.

[WYBIERZ IMIE DLA ŻOŁNIERZA.]

Oh.

Jin-Woo przybrał zdziwiony wyraz twarzy.

Ponieważ nie był świadkiem walki stwora, założył tylko, że to wierzchowiec i niewiele więcej, ale musiał być całkiem przydatny w bitwach, ponieważ cień miał od razu stopień rycerza, skoro potrzebował imienia.

Jeśli wziąć pod uwagę fakt, że as armii cienia, Igris, był jeszcze nie tak dawno stopniem rycerza, był to zaskakujący rozwój. Ale z drugiej strony miało to jakiś sens. Nie było mowy, żeby boss zwany „Królem Demonów" jeździł na słabym, żałosnym potworze, prawda?

- Y? Jak ty się nazywałeś?

Jin-Woo podrapał się w tył głowy.

- Kaiselian? Karkallin? Nie... Cholera zapomniałem. Cóż twoje pierwotne imię i tak było chyba trochę długie. Niech będzie Kaisel.

Wywerna, której nadano teraz zupełnie nowe imię, podniosła głowę wysoko w niebo i wydała z siebie przeciągły ryk.

- Uroczy jesteś. - Stwierdził po prostu Jin-Woo patrząc na wielkiego jaszczurowatego wierzchowca.- Wszyscy dobrze się spisali.

Z tymi słowami Jin-Woo ukrył wszystkich swoich żołnierzy cienia, w tym nowy dodatek Kaisela, z powrotem w swoim cieniu. Zbliżał się czas wyjścia z Zamku Demonów. Pozostała jednak jeszcze jedna rzecz.

Jin-Woo otworzył skrzynkę odbiorczą, w której wciąż czekały na niego wiadomości o zakończeniu zadania.

[NORMALNE ZADANIE: ZDOBĄDŹ DUSZĘ DEMONÓW (CZĘŚĆ 2) ZOSTAŁO UKOŃCZONE.]

NAGRODY:

RUNA NAJWYŻSZEJ JAKOŚCI

30 BONUSOWYCH STATYSTYK

UKRYTA NAGRODA

Jin-Woo zaakceptował nagrody.

Zainteresowany głównie runą.

Był ciekaw czym była „wymiana cienia".

[OTRZYMAŁEŚ RUNĘ NAJWYŻSZEJ JAKOŚCI: „WYMIANĘ CIENIA"

[OTRZYMAŁEŚ TYTUŁ: POGROMCA DEMONÓW]

[TYTUŁ: POGROCA DEMONÓW]

NIE ZOSTAŁY SPEŁNIONE WYMAGANE WARUNKI

Trochę szkoda że nie dostał nowego tytułu, założył że chodziło o fakt że nie w całości wyczyścił zamek demonów.

Klan Esil był cały i zdrowy ponieważ Jin-Woo nie zależało na zabiciu ich skoro byli chętni dać mu tego czego chciał.

Był głównie zainteresowany runą która pojawiła mu się w dłoni, nie zamierzał opłakiwać tytułu o którym nic nie wiedział.

Kamień w jego dłoni był zupełnie innego koloru niż te które widział do tej pory.

Kolor był czasy na symbol na nim ciemno fioletowy.

Jin-Woo zacisnął na nim palce łamiąc go.

Czarna jak smoła aura unosząca się z roztrzaskanego kamienia powoli otoczyła Jin-Woo, zanim została wchłonięta przez jego ciało.

Pospiesznie sprawdził okno umiejętności.

[UMIEJĘTNOŚĆ: WYMIANA CIENIA, LV.1]

UMIEJĘTNOŚĆ KLASOWA

NIE WYMAGA MANY

ZMIANIA MIEJSCAMI UŻYTKOWANIKA ORAZ WYBRANY CIEŃ.

UMIEJĘTNOŚCI MOŻNA UŻYĆ RAZ NA 3 GODZINY. CZAS POMIĘDZY UŻYCIAMI MOŻE ZMIENIEJSZYĆ SIĘ WRAZ ZE WZROSTEM POZIOMU UMIEJĘTNOŚCI.

Oczy Jin-Woo rozszerzyły się, gdy przeczytał opis umiejętności.

Czy to nie oznacza, że mógł zmienić lokalizację niezależnie od tego, gdzie był jego żołnierz cienia?

To było prawie to samo co umiejętność teleportacji.

Na szczęście zostawił garstkę żołnierzy przed Zamkiem Demona. Trzech z nich ukrył w cieniu swojej siostry, a pięciu patrolowało w tym momencie okolicę jego domu.

Nie wiedział, jaki efekt końcowy może mieć ta umiejętność, a także nie mógł tak po prostu wyskoczyć w pobliżu lokalizacji swojej siostry. Nie dość że mógłby ją wystraszyć, to jeszcze mogła w tej chwili na przykład mieć lekcję.

Jin-Woo odwrócił się do Esil która stała niedaleko i pakowała swoje rzeczy.

- Dziękuję ci za towarzyszenie mi. Przepraszam, ale będziesz musiała wrócić do planu sama. Mam coś pilnego do zrobienia.

- Ech? Co...? A bankiet, planujemy uczcić fakt że...

- Przepraszam. Klan Radis znajduje się na 80 piętrze a to trochę za daleko. Miło by cię poznać, może kiedyś jeszcze się spotkamy.

Odszukał „sygnał" emitowany przez jednego z pięciu Żołnierzy Cienia patrolujących jego dzielnicę i skupił się na nim.

Jakby grawitacja potężnie ściągała go w dół przez co został wciągnięty w swój własny cień.

[UMIEJĘTNOŚĆ „WYMIANA CIENIA" ZOSTAŁA AKTYWOWANA.]

[W ZWIĄZKU ZE ŚMIERCIĄ BOSSA PODZIEMIA, WNĘTRZE PODZIEMIA WRÓCI DO SWOJEGO ORGINALNEGO WYGLĄDU...]

 

Chapter 15: Rozdział 14

Chapter Text

Wrażenie upadku nie trwało długo. Nagle kierunek grawitacji odwrócił się i teraz był podnoszony z powrotem z tą samą prędkością, z jaką był wciągany.

Jego zaciemniona wizja wróciła do pierwotnego stanu w mgnieniu oka.

Jin-Woo rozejrzał się wokół siebie zdezorientowany.

Ujrzał wokół siebie pustą ciemną ulicę.

Znalazł się w opustoszałej uliczce, obok której często musiał przechodzić, wracając do domu.

Widział koło siebie latarnię uliczną która co chwili mrugała, co oznaczało że żywotność żarówki jest już na wykończeniu.

Jin-Woo był w tej chwili głęboko oszołomiony, ale mimo to jakoś udało mu się zachować spokój, gdy sprawdzał cień pod swoimi stopami. Tak jak wtedy, gdy wezwał swoich żołnierzy cienia, on również powstał z cienia. Ostrożnie szturchnął swój cień czubkiem stopy.

Jego obuwie natrafiło po prostu na twardy asfalt.

Kiedy aktywował umiejętność, cień zapadł się, jakby stąpał po powierzchni wody, ale teraz był to zwykły cień. Czując się pod wrażeniem, Jin-Woo ponownie sprawdził okno umiejętności.

[POZOSTAŁY 2 GODZINY 59 MINUT DO PONOWNEGO UŻYCIA UMIEJĘTNOŚCI.]

Ta umiejętność była jak dziesiątka w totolotku.

A przeniesienie trwało w mgnieniu oka. Przynajmniej z jego perspektywy.

Następnym razem może po prostu sprawdzi godzinę o której będzie chciał użyć umiejętności a potem sprawdzi ją jeszcze raz po przeniesieniu żeby przekonać się czy ta umiejętność działa faktycznie w mgnieniu oka tak jak mu się wydawało.

Jednak to nie był czas żeby cieszyć się nową umiejętnością.

W końcu udało mu się zdobyć lekarstwo, które mogłoby potencjalnie wyleczyć jego matkę, więc nie powinien marnować tutaj czasu w ten sposób.

Gdy uruchomił telefon żeby sprawdzić porę dnia zmarszczył brwi sfrustrowany.

Była godzina dziesiąta wieczorem. Bardzo późno.

Chociaż godziny odwiedzin już dawno minęły, Jin-Woo nie zamierzał czekać na kolejny dzień.

Czekał cztery lata, to w zupełności wystarczało.

— Kaisel.

Odpowiadając na wezwanie swojego właściciela, Kaisel krzyknął z radości i wysunął głowę z ziemi. I wkrótce pojawiło się ogromne stworzenie przypominające jaszczurkę wielkości ciężarówki, bez rąk, ale z ogromnymi skrzydłami.

Kiedy Kaisel rozłożył swoje ogromne skrzydła, i tak już wąska alejka wydawała się w jednej chwili wypełniona po brzegi. 

Cieszył się że w pobliżu nie było nikogo bo inaczej ktoś mógłby ten dziwny widok przypłacić zawałem.

Jin-Woo podszedł bliżej, a Kaisel obniżył ciało, aby ułatwić Jin-Woo wejście. 

Nieco niepewny tego pierwszego razu Jin-Woo nie stanął na grzbiecie wywerny tak jak zrobił to Baran, a siadł ostrożnie uznając że za pierwszym razem tak będzie bezpieczniej.

Co prawda nie miał nigdy lęku wysokości i wiedział że Kaisel celowo by go nie zrzucił, ale wolał zachować ostrożność.

Kaisel wzbił się w powietrze i szybko poleciał w kierunku wskazywanym przez Jin-Woo.

***

Prezes Stowarzyszenia Koreańskich Łowców, Go Gun-Hee wciąż siedział w swoim gabinecie omawiając sprawy związane z rajdem na wyspę Jeju.

- Oto dane przesłane przez Japończyków.

Woo Jin-Chul nacisnął przycisk na pilocie. Wkrótce gigantyczny ekran wypełnił materiał filmowy przedstawiający wielkie mrówki, uchwycony przez kamerę wykrywającą magiczną moc przymocowaną do japońskiego satelity.

Były to zapisy dokonane podczas pierwszego, drugiego i trzeciego rajdu. Oczy Go Gun-Hee zwęziły.

— Nagrania ze wszystkich trzech rajdów... Zgodnie z tym co powiedział Matsumoto Shigeo za każdym razem mrówki pozostawiały królową samą w tunelach.

Japończycy mieli całkowitą rację.

Chociaż istnienie strażników w tunelach było niepokojącą zmienną w równaniu, normalnym było że boss był chroniony przez strażników, taki widok był normą w podziemiach wysokich kategorii.

Mimo to trudno było twierdzić, że nie ma ryzyka. Go Gun-Hee chciał przeanalizować każdy scenariusz. Zaczynając od tych najlepszych i najbardziej pomyślnych po te najgorsze i najczarniejsze.

Go Gun-Hee wpatrywał się w zdjęcia mrówek.

Fakt że za każdym razem wyglądają inaczej oznacza, że ewoluują wraz z każdą kolejną generacją. A ich długość życia wynosi zaledwie rok.

- Jaka jest możliwość że mrówki powrócą do królowej szybciej niż to zakładamy?

- Będą używać zagłuszaczy sygnału.

- Zagłuszaczy?

- Te mrówki komunikują się ze sobą, używając specjalnej częstotliwości. Dlatego Goto Ryuji planuje zakłócić ją za pomocą zagłuszaczy.

Rzeczywiście, w każdej armii musiał istnieć sposób na przekazywanie rozkazów. Zwłaszcza w armii kilkutysięcznej. Go Gun-Hee skinął głową.

- Wtedy będziemy musieli martwić się tylko o królowa i jej strażników...

Plan był zaskakująco prosty.

Mimo że był on tak zaskakujący prosty w swoich założeniach, istniała ogromna szansa że się on powiedzie w porównaniu z poprzednimi planami, jakie Koreańczycy mieli podczas trzech wcześniejszych rajdów.

Czemu więc cały czas miał złe przeczucia?

Oparł brodę na dłoniach.

Czy może po prostu martwił się o...

Wszystkie jego myśli uleciały w jednej chwili.

Go Gun-Hee odwrócił głowę w stronę okna, unosząc brwi. 

Woo Jin-Chul najwyraźniej również wyczuł to co on ponieważ całe jego ciało napięło się a ciemnoczekoladowy kolor oczu zmienił się na różowy podczas gdy zrobił krok w stronę okna.

Go Gun-Hee przeniósł wzrok na Woo Jin-Chula. Obaj mężczyźni wyglądali na czujnych i niespokojnych czując te silną energię napływającą od strony okna.

- Ty też to poczułeś?

- Tak. - Woo Jin-Chul zmarszczył brwi. - To... było znajome.

- Och? - Go Gun-Hee spojrzał zaciekawiony na swojego agenta. On nie umiał powiązać tej mocy z niczym i nikim.

Chociaż ten silny przypływ mocy był bardzo krótki i nagły oraz już zniknął Go Gun-Hee nadal czuł gęsią skórkę spowodowaną ilością tej mocy.

Nie była ona niebezpieczna. Ale była bardzo wyrazista.

- Wydaję mi się... Że łowca Sung Jin-Woo wrócił. - Przyznał po prostu Woo Jin-Chul a jego głos jak i oczy były bardzo nieobecne.

Ta moc... Była tak silna, tak wyrazista... Jakim cudem nie poczuł jej wcześniej?

Nie poczuł jej podczas incydentu z Kang Tae-Shikiem? Nie poczuł jej gdy łowca Sung przybył na ponowny test, ani gdy ponownie się spotkali się trzy dni później.

A gdy czuł jego moc podczas rajdu gildii Łowców na bramę rangi A... Ta moc wtedy wydawała się mniejsza.

Ale przecież to było niemożliwe.

Nigdy by nie...

Wtedy uderzył w niego jeden na pierwszy rzut oka nieistotny fakt.

Sung Jin-Woo po walce z Kang Tae-Shikiem miał pocięte i pokrwawione ubranie i wyglądał na psychicznie zmęczonego.

Jakim cudem łowca rangi B poranił łowcę rangi S?!

Już wtedy musiał mieć rangę S. To było już po śmierci Hwang Dong-Suka za którą odpowiedzialny był Sung Jin-Woo.

Jak...?!

Dlaczego...?!

Asasyn z taką siłą jak Kang Tae-Shik nie byłby w stanie tak dotkliwie zranić łowcy rangi S, nawet gdyby chcąc zachować pozory Sung Jin-Woo mu na to pozwolił...

Chyba że wtedy był słab...

Nie. To było niemożliwe.

Wszystkie kawałki układanki które do tej pory wirowały w umyśle Woo Jin-Chula zaczęły nagle samoistnie układać się na swoje miejsca.

Brak wyników pomiaru rangi w szpitalu. Hwang Dong-Suk. Kang Tae-Shik. Czerwona Brama. Ponowny test po tak długim czasie zamiast przyjście na pomiar od razu po powtórnym przebudzeniu.

Sung Jin-Woo nie doświadczył nigdy ponownego przebudzenia.

On rósł w siłę.

To dlatego jego armia mogła się zwiększać.

Mogła rosnąć w siłę tak samo jak przywołujący je łowca.

To było...

Woo Jin-Chul czuł jak po plecach spływa mu pot a powietrze ucieka z płuc.

Łowcy. Nie. Mogli. Rosnąć. W. Siłę.

To było uznawane za niemożliwe. Nierealne. Niedorzeczne. Nieosiągalne.

A jednak...

Czy to możliwe że... w Legowisku Zguby stało się coś co mu to umożliwiło?

- Czy mam sprawdzić czy Sung Jin-Woo jest już dostępny? - Spytał Woo Jin-Chul czując jak bardzo suche jest jego gardło.

- Nie. - Mruknął miękko Go Gun-Hee patrząc spod lekko przymkniętych powiek na swojego agenta.

- Proszę pana... - Zaczął Woo Jin-Chul wyglądając na wyjątkowo zagubionego.

Wyglądając w sposób w jaki Go Gun-Hee nigdy do tej pory go nie widział.

- Nie mówi mi jeśli nie musisz. - Poradził mu łagodnie Go Gun-Hee. - Czy to ma związek z Sung Jin-Woo?

- Tak...

- Nie musisz mówić mi wszystkiego. Nigdy tego od ciebie nie wymagałem, jeśli informację które zachowujesz dla siebie nie są niebezpieczne.

Go Gun-Hee spojrzał w okno.

Sung Jin-Woo był bezsprzecznie niesamowicie ciekawym młodym człowiekiem.

Ciekaw był do jakich wniosków doszedł Jin-Chul że wyglądał jakby jego umysł został przejechany przez kilkutonowego tira.

Ale miał świadomość że niektórych rzeczy nie musiał wiedzieć.

***

– Wyczułeś to?– zapytał Baek Yoon-Ho, patrząc przez ramię.

Min Byung-Gu odpowiedział cierpko.

- Może i jestem teraz na emeryturze, ale moja ranga nie spadła, wiesz?

Po raz pierwszy od dłuższego czasu udało im się spotkać na miły wieczór w „pojangmacha”, ale teraz zaległa między nimi tylko ciężka cisza.

Baek Yoon-Ho w końcu przeniósł wzrok z powrotem na swój przód.

– Co to mogło być?

- Może Choi Jong-In i Cha Hae-In znowu zaczęli skakać sobie do gardła? - Spytał niezbyt ciekawy Min Byung-Gu

Min Byung-Gu został zamrożony na miejscu z kieliszkiem w dłoni, ale nagle wybuchnął chichotem, zanim opróżnił soju do gardła. Baek Yoon-Ho skrzywił się gdy usłyszał te dwa konkretne imiona.

- Boisz się że cię dla niej zostawi, czy jak że zawsze tak źle reagujesz? - Spytał medyk gdy upewnił się że nikt ich nie słucha.

- Nie, oczywiście że nie. - Stwierdził natychmiastowo Beak Yoon-Ho. - Tylko... nic nie poradzę że jestem taki zaborczy.

- Instynkty? - Spytał ze zrozumieniem Min Byung-Gu.

Beak Yoon-Ho wolał to ukrywać, ale wraz z jego umiejętnościami bestii pojawiły się lekkie zwierzęce zachowania.

Nie było to nic szczególnie widocznego na pierwszy rzut oka czy przeszkadzającego i nie miał konkretnie wiele wspólnego z tygrysem czy lwem z którym jego moce były często porównywane. Po prostu lekki nie zacierający jego umysłu instynkt.

Z powodu tego instynktu bywał nieco... zaborczy w stosunku do osób na tych mu bardzo zależało.

- Naprawdę chcesz tam iść?

- Tak.

– Widziałeś jak umiera Eun-Suk. - Zauważył ponuro Min Byung-Gu pamiętając jak mrówki otoczyły ciało martwego już łowcy i zaczęły go zjadać. Byli zbyt daleko, zajęci walką, walką o własne życia.

Nie mogli przejmować się ciałem poległego gdy na szali było ich przetrwanie.

– Dlatego muszę tam iść. Jeśli zostawimy mrówki same sobie całą Koreę spotka ten sam los co wyspę Jeju.

Min Byung-Gu spojrzał na swojego pijącego partnera z lekkim zakłopotaniem na twarzy. Baek Yoon-Ho opróżnił kieliszek i kontynuował.

- Od kiedy jesteś takim patriotą?

- Daję tylko sobie fajną wymówkę, ponieważ i tak muszę to zrobić.

Gildie nie mogły odrzucić wezwania Stowarzyszenia. Stowarzyszenie zaspokajało potrzeby różnych Gildii, a same Gildie musiały po prostu odpowiedzieć na wezwanie Stowarzyszenia.

Jak się nie chciało, to istniała możliwość emigracji gdzieś indziej. Jakże to niefortunne, że nie było rozsądnie myślącego narodu, który byłby skłonny zaakceptować Łowcę uciekającego przed rajdem o wysokim poziomie trudności, który na dodatek zignorował wezwanie swojego Stowarzyszenia.

Nawet jeśli jakiś kraj zaakceptowałby taką osobę, czy ktokolwiek mógłby być pewien, że ten łowca nie wywinął by też im podobnego numeru?

Min Byung-Gu odpowiedział bez ogródek.

- Nie idę. Nigdy tam nie wrócę. Jeśli przyszedłeś mnie przekonywać, to przepraszam...

- Nie, chciałem tylko się z tobą spotkać.

Baek Yoon-Ho odłożył pieniądze na alkohol i wstał. Butelka była już pusta.

– Przyszedłem się pożegnać, na wszelki wypadek. W końcu nie wiem, czy będziemy mogli znowu usiąść do drinka.

- Yoon-Ho...

Min Byung-Gu zrezygnował ze zmiany zdania Baek Yoon-Ho, wiedzą że ten mężczyzna jest zbyt uparty. I leciał tam mężczyzna którego kocha. Tym bardziej nie odpuściłby tego rajdu i nie zastawił by partnera.

Wyraz twarzy Baeka Yun-Ho nie mówił, o kimś przerażonym nieuchronną walką. Nosił wyraz twarzy człowieka przygotowującego się do nadepnięcia na jak największą ilość mrówek i zabicia jak największej ich liczby przy okazji.

Min Byung-Gu mógł tylko żuć przekąski z bezradnym wyrazem twarzy.

***

Jin-Woo szybko trafił do szpitala.

— Zobaczmy… To był pokój numer 305.

Przede wszystkim nie planował wchodzić do szpitala frontowymi drzwiami. Podczas jazdy na Kaiselu szukał okien szpitalnej sali swojej matki.

Użył dotyku dominacji dzięki czemu, zasłony zasłaniające okna cicho rozsunęły się na boki. Zobaczył spokojnie śpiącą matkę na łóżku. Wyglądała dokładnie tak samo, jak podczas ostatniej wizyty.

Jin-Woo użył jeszcze raz dotyku dominacji, aby otworzyć okno i cicho wszedł do sali szpitalnej. Do tego czasu Kaisel zniknął w jego cieniu.

Wkrótce stanął obok łóżka. Jego serce waliło jak szalone, teraz, kiedy nadszedł czas, na który czekał tak długo.

Jego matka była nieprzytomna przez bardzo długi czas. Istniała szansa, że może nawet nie będzie w stanie połknąć wody życia, a nawet gdyby to zrobiła, nie było gwarancji, że potem będzie z nią dobrze.

Jin-Woo był świadkiem wielu cudów, jakie do tej pory pokazał mu System.

Wszystkie jego osiągnięcia zawdzięczał mocom Systemu. Jin-Woo bez słowa wpatrywał się w swoje dłonie, po czym podniósł głowę.

Jego matka leżała tuż przed jego oczami, wyglądając, jakby miała się obudzić w każdej chwili, gdyby ją zawołał. Wezwał „Boską Wodę Życia” z ekwipunku.

Na jego dłoni pojawił się niewielka szklana buteleczka. Czytał informacje o przedmiocie kilka razy, na wypadek, gdyby coś ważnego przeoczył.

Jego ręce, które pozostały nieruchome podczas bitwy na śmierć i życie z bossem zamku demonów, teraz mocno drżały. Jin-Woo wziął głęboki oddech, aby uspokoić swój umysł.

Jin-Woo ostrożnie podtrzymał lewą ręką kark swojej matki, Park Gyung-Hye. Następnie zbliżył jej usta do flakonika.

Wkrótce „Boska Woda Życia” powoli spływała do jej lekko rozchylonych ust. Jin-Woo nie spieszyła się i upewniła się, że powoli niewielka stróżka płynu będzie wlewać jej się do ust.

Po zaginięciu ich ojca to mama sama wychowała Jin-Woo i jego siostrę.

Nienawidził być nigdy komukolwiek czegokolwiek winien, więc upewniał się że zawsze jak najszybciej spłaca długi.

Był jednak winien matce tak wiele że nigdy nie mógłby jej tego wynagrodzić.

Ostatnia kropka wleciała do jej rozchylonych ust podczas gdy Jin-Woo przyjrzał się czy w buteleczce nie ma już na pewno nic, nim odsunął ją od ust jego matki.

Jin-Woo odstawił butelkę i ostrożnie położył ją na łóżku. Stał cicho z boku, patrząc z nadzieją i niepokojem na nią.

Nie było jednak widocznej zmiany.

Jin-Woo zacisnął pięści zdenerwowany oczekiwaniem, zastanawiając się czy powinien martwić się że to nie zadziałało od razy czy musi upłynąć kilka lub nawet kilkanaście minut.

Jej oczy wciąż były zamknięte, ale Jin-Woo dostrzegł że wzięła głębszy drżący oddech, czyli coś czego osoba w jej stanie nie robi.

Oczy Jin-Woo rozszerzyły się.

Jej spierzchnięte usta, lekko zapadnięte policzki i ciemne kręgi pod oczami. To wszystko powoli nikło w przeciągu kolejnych minut.

Patrzył cały czas jak twarz jego matki nabierała kolorów i zdrowiała mimo że ona sama jeszcze się nie budziła.

Widział jednak że woda w jakiś sposób i tak działa.

Matka Jin-Woo powoli otworzyła oczy. Jej spojrzenie błądziło przez chwilę lub dwie, zanim zatrzymało się na Jin-Woo.

- Kto... Jin-Woo?

Jin-Woo o mało nie załamało się w tym momencie, ale zdołał lekko skinąć głową.

Było oczywiste, że nie rozpoznała go od razu. Minęły już cztery lata i od tego czasu bardzo się zmienił.

Zwłaszcza po tym jak zyskał system i zaczął podnosić swoje poziomy.

Jin-Woo nie spieszył się i spokojnie czekał.

Podczas gdy wspomnienia z przeszłości stopniowo wypełniały pustą dziurę z ostatnich czterech lat w umyśle jego matki.

Nie zajęło jej dużo czasu, zanim zorientowała się, dlaczego leżała na szpitalnym łóżku.

- Jak długo spałam?

- To będą już cztery lata.

- Co z Jin-Ah, wszystko z nią w porządku?

- Tak. Wszystko z nią w porządku.

Jin-Woo czuł jak dłonie zaciśnięte w pięści i położone na jego kolanach drżą.

Przez ostatnie cztery lata balansowała na krawędzi życia i śmierci, ale pierwszą rzeczą, o którą zapytała po przebudzeniu, było dobre samopoczucie jej córki.....

Gdyby nie przygryzł dolnej wargi, mógłby się załamać od razu.

Jego matka westchnęła z wyrazem prawdziwej ulgi.

Jin-Woo był wewnętrznie zaniepokojony, mając nadzieję, że jego matka wkrótce zacznie się o siebie martwić, ale jednocześnie zaczął się trochę odprężać, ponieważ jego matka najwyraźniej wcale się nie zmieniła.

- Dziękuję synu. Dotrzymałeś swojej obietnicy.

Obietnica?

- Ach...

Zapomniał.

Z drugiej strony zawsze uważał, że to najbardziej oczywista rzecz na świecie, więc możliwe, że nie postrzegał tego świadomie jako obietnicy.

„Jeśli w końcu pewnego dnia się nie obudzę, czy obiecasz, że będę dbać o twoją młodszą siostrę?”

Nosiła uśmiech matki proszącej wtedy dziecko o proste zadanie.

To dlatego wytrwał aż do teraz. Wszystko, co zrobił, to przejąć ciężar, który do tej pory dźwigała jego matka.

Jednak mama mocno ścisnęła jego dłoń, jakby wszystko wiedziała.

- Synu, musiało być ci ciężko.

Jin-Woo próbował się uśmiechnąć, tak jak robił to wcześniej, aby uspokoić zmartwienia matki. Jakby do tego czasu nie wydarzyło się nic godnego uwagi.

Wszystkie łzy, które do tej pory powstrzymywał, spływały mu po twarzy, a usta same się rozchyliły.

- Tak.

***

Dyrektor szpitala Soul-Ilsin, doktor Lee Song-Chul, usłyszał niebywale oszałamiającą wiadomość. Pacjentka cierpiąca na „wieczny sen” wybudziła się ze schyłkowej fazy choroby.

- Masz pewność?!

- Tak, dyrektorze. Osobiście dwukrotnie to potwierdziłem.

Lekarz prowadzący skinął głową.

Uśmiech Lee Song-Chula był tak szeroki, że groził rozerwaniem jego twarzy na pół.

- Jeśli dobrze to rozegramy, uwaga świata może skupić się na naszym szpitalu!

Gdyby ta wiadomość wyszła na jaw, reporterzy z całego świata zjechaliby się do tego szpitala i całkowicie stracili rozum, próbując odkryć jakiekolwiek informacje, powiązane z tym cudem.

Była to świetna okazja, by zareklamować nazwę szpitala bez wydawania ani grosza.

To co reporterzy będą chcieli się dowiedzieć to sposób leczenia pacjentki...

Cóż, wszystko, co musiał zrobić, to trzymać pacjentkę w pobliżu i krok po kroku dowiedzieć się co się stało.

Lekarz prowadzący wyglądał na dość zaniepokojonego i odezwał się nie mogąc dłużej milczeć.

- Opiekun prawny pacjentki żąda natychmiastowego wypisania jej ze szpitala.

- Słucham?

Nie, zdecydowanie nie można było do tego dopuścić.

Reporterzy przybyliby do szpitala tylko wtedy, gdyby pacjentka nadal w nim przebywała! A pomijając już nawet reporterów, musiał zatrzymać pacjentkę tutaj, aby dowiedzieć się, jak i dlaczego wybudziła się z „wiecznego snu”!

Brwi Lee Sung-Chula zadrżały.

- Nie ma szans! Nie tylko jest obecny stan zdrowia jest niepewny, ale dodatkowo leżała przez ostatnie cztery lata!

- Cóż... Chodzi o to że stan pacjentki jest perfekcyjny. - Przyznał zmieszany lekarz.- Wygląda jakby wcale nie zapadała w tak długi sen. Nie ma problemu z jej stanem zdrowia, a nawet jest w stanie chodzić o własnych siłach.

- Mówisz że nic jej nie jest, mimo że spała przez ostatnie cztery lata?

- Może to dzięki maszynie podtrzymującej życie?

Być może zaskakująco dobry stan zdrowia pacjentki po przebudzeniu był wynikiem otrzymywania jej życia przez maszyny.

- Wypisanie jej tak szybko... Musimy o tym co się stało powiadomić cały świat.

– Właśnie to powiedziałem jej opiekunowi, ale... to nie jest zwykły człowiek.

- Kim on jest? - Spytał z ciekawością dyrektor.

- Słyszał pan o Sung Jin-Woo, który niedawno został 10 koreańskich łowcą rangi S?

-Ach... Łowca rangi S.

To był powód, dla którego doktor Choi był tak ostrożny. Kto by się domyślił, że opiekunem pacjentki był łowca rangi S?

— To… To będzie dla nas koniec, jeśli wykonamy pochopny ruch i w rezultacie sprawy potoczą się w bardzo złą stronę.

Wpływ łowców rangi S na społeczeństwo był ogromny, ale co ważniejsze, jeśli taki łowca straci cierpliwość i zdecyduje się zacząć szaleć, wtedy....

Zdecydowanie powinni teraz zwolnić pacjentkę. Co mieli nadzieję zyskać, stając po złej stronie łowcy rangi S? 

Zapewne zyskaliby tylko kłopoty.

Szybko przyszedł z logicznie brzmiącą wymówką, która zawierała to o czym oboje myśleli.

– Z pewnością nie możemy zmusić całkowicie zdrowej osoby do pozostania w szpitalu, prawda?

– Rzeczywiście, dyrektorze.

Lekarz prowadzący szybko wstał ze swojego miejsca.

***

Gdy tylko odebrała telefon, Jin-Ah rzuciła wszystko i pobiegła do szpitala.

Jin-Woo siedział na krześle obok łóżka mamy i kiedy wyczuł zbliżającą się szybko siostrę, wstał. W tym momencie drzwi do pokoju szpitalnego jego mamy zostały otwarte na oścież.

Ostatni raz ich mama, Park Gyung-Hye, widziała swoją córkę, gdy była jeszcze w gimnazjum. Spojrzała na swoją dorosłą córkę ze zdziwioną miną, ale wkrótce potem szeroko otworzyła ramiona, by powitać Jin-Ah z ciepłym uśmiechem na twarzy.

Jin-Ah mocno objęła matkę.

Jin-Woo zawahał się lekko. To nie było coś, co powinna była zrobić pacjentce, która odzyskała przytomność po czterech latach śpiączki. Ale widząc, jak jego siostra wypłakuje sobie oczy, będąc w objęciach matki, nie mógł się zmusić, by ją powstrzymać.

Gdy patrzył na swoją siostrę w objęciach mamy, a także na jej łagodny i ciepły wyraz twarzy, na jego ustach automatycznie pojawił się zadowolony uśmiech.

Wydawało mu się, że został w pełni wynagrodzony za całą ciężką pracę, którą włożył w tym momencie. 

Czy w takim razie powinien zostawić ich na chwilę samych? Przynajmniej do czasu, gdy jego młodsza siostra znalazła sposób na opanowanie przepełnionych emocji.

Ponieważ była mądrą dziewczyną, wiedziałaby, żeby niepotrzebnie nie stresować mamy. Tylko że potrzebowała tu trochę więcej czasu.

Jin-Woo uśmiechnął się lekko i przeniósł wzrok za szpitalne okno. Na zewnątrz było bardzo słonecznie, jakby pogoda dostosowała do do jego radości i zadowolenia dzisiejszego dnia.

Czując się trochę niezręcznie od stania tam i wpatrywania się w okno bez słowa, postanowił wyciągnąć telefon.

Na jego telefonie była przerażająca liczba nieodebranych połączeń i wiadomości tekstowych. Jin-Woo przewinął listę nieodebranych połączeń i SMS-ów, po czym zrezygnował i całkowicie zamknął okno.

Szybko dał sobie spokój z odpowiadaniem i zamiast tego wszedł do przeglądarki internetowej.

Kliknął na portal informacyjny na którym zobaczył niepokojący nagłówek.

[LATAJĄCY POTWÓR DOSTRZEŻONY NA NIEBIE.]

[BRAK ŚLADÓW OTWARCIA BRAMY.]

[GDZIE KIEROWAŁ SIĘ LATAJĄCY POTWÓR?]

[ STOWARZYSZENIE ŁOWCÓW JESZCZE NIE POTWIERDZIŁO CZY OBYWATELE SIĘ BEZPIECZNI.]

Zdjęcia Kaisela wisiały na różnych stronach internetowych z wiadomościami.

Odległość od jego domu do tego szpitala była dość duża, ale pomyślał, że nic poważnego się nie stanie, ponieważ podróżował z tak dużą prędkością. 

Najwyraźniej zrobiono jednak kilka zdjęć podczas ich lotu.

Jedyną szczęśliwą rzeczą było to, że zdjęcia nie pokazały jego lecącego na grzbiecie Kaisela.

Każdy miałby serce w gardle, widząc takiego potwora latającego po niebie. Jin-Woo przejrzał pełne niepokoju artykuły prasowe i powiedział sobie, żeby w przyszłości być bardziej ostrożnym.

Nie chciał niepotrzebnie straszyć opinii publicznej.

Czy początkowo nie czuł pewnej niechęci do klasy nekromanty, ponieważ martwił się, że nie poradzi sobie ze wszystkimi ostrymi spojrzeniami opinii publicznej?

Gdy przeglądał któryś z kolei artykuł na jego wyświetlaczu pojawiła się informacja o przychodzącym połączeniu.

Widząc że numer należy do prezesa Go Gun-Hee, wyszedł pośpiesznie na korytarz i odebrał.

- Halo? Czy coś się stało panie prezesie?

Jin-Woo zauważył, że na korytarzu szpitalnym chodziło tam i z powrotem kilka osób, więc szybko skierował się w stronę bardziej odosobnionego obszaru. 

- Zapewne już widziałeś wiadomości.

– Jakie wiadomości? - Spytał zmieszany Jin-Woo marszcząc brwi. - Znaczy... jeśli chodzi o dziwnego latającego potwora wczoraj w nocy to moja wina, ale...

- Co...? Nie, szczerze mówiąc nie mam pewności o czym mówisz. Wygląda na to że naprawdę o niczym nie słyszałeś.

- Niedawno spędziłem trochę czasu w miejscu, w którym kontakt był utrudniony.

Technicznie rzecz biorąc, nie kłamał.

- Mogę do ciebie przyjść i wyjaśnić to osobiście?

Podejrzenie Jin-Woo wzrosło jeszcze bardziej niż wtedy, gdy po raz pierwszy odebrał telefon.

Nie dość że prezes Stowarzyszenia zadzwonił do niego, to dodatkowo chciał się u niego zjawić i porozmawiać twarzą w twarz?

Jak bardzo była to ważna rzecz do powodzianie skoro, ktoś tak zajęty chciał się do niego pofatygować?

Jin-Woo zerknął w kierunku sali szpitalnej mamy.

- Przyjdę do Stowarzyszenia.

Szybko umawiając się przez telefon, i po tym, jak powiedział mamie i siostrze, że ma coś do załatwienia i że wróci trochę później, Jin-Woo opuścił szpital.

Spędziwszy o wiele za długo czasu w Zamku Demonów, gdzie nie było światła słonecznego, jego oczy zabolały, gdy ciepłe promienie padały na jego twarz. Jin-Woo zmarszczył brwi.

Mógł po prostu wezwać Kaisela żeby znaleźć się jak najszybciej w Stowarzyszeniu...

Po chwili namysłu skrzywił się na wspomnienie tych wszystkich artykułów mówiących o potworze na niebie. Taksówka brzmiała bezpieczniej, w końcu obecnie mógł sobie na nią pozwolić.

***

Jin-Woo przeniósł wzrok z olbrzymiego ekranu telewizyjnego wypełniającego całą ścianę gabinetu prezesa Stowarzyszenia, na Go Gun-Hee siedzącego po drugiej stronie stołu.

- Trzysta osób. Tylu japońskich cywili zabiła jedna mrówka.

W przeciwieństwie do innych nie mówił o nieszczęściu sąsiedniego narodu z zadowoleniem.

- Japońscy łowcy byli na miejscu ataku już po około trzydziestu minutach. Ale w tym tak krótkim czasie mała wioska została całkowicie wybita.

Japonia szczyciła się jednym z najbardziej zaawansowanych systemów łowców w całej Azji. A właśnie ten kraj doświadczył takiego stopnia dewastacji, więc co by się stało, gdyby mrówka przekroczyła granicę Korei Południowej?

Go Gun-Hee oglądał już ten materiał wiele razy, ale za każdym razem ogarniało go mrożące krew w żyłach przeczucie nadchodzącego kryzysu.

- Musimy oczyścić wyspę Jeju z mrówek nim będzie za późno.

Akcja ujarzmienia miała się rozpocząć za cztery dni. Japończycy od kilku dni domagali się ujawnienia ostatecznej listy wszystkich Koreańskich Łowców biorących udział w radzie.

Jednak korzystając ze swojego autorytetu jako lidera strony koreańskiej, Go Gun-Hee opóźnił ogłoszenie ostatecznej listy. Powód był prosty.

Ponieważ do tej pory nikt nie mógł skontaktować się z Jin-Woo.

I tak, po długim oczekiwaniu, nadszedł moment domknięcia listy.

- Potrzebujemy do tego rajdu wszystkich łowców rangi S, w tym ciebie. Oficjalnie zostaniesz przedstawiony jako nowy łowca rangi S z ramienia Stowarzyszenia. Ten rajd... będzie twoim debiutem, dzięki niemu pomożemy uzyskać ci to czego potrzebujesz.

Jin-Woo zmarszczył brwi.

- Mam na myśli możliwość samodzielnego czyszczenia podziemi. Korea zgodziła się na to aby z naszymi łowcami poleciał dziennikarz dzięki czemu cały rajd będzie transmitowany w telewizji. Gdy cała Korea zobaczy twoje umiejętności z łatwością uzyskam dla ciebie pozwolenie na samodzielne rajdy.

- Rozumiem. Udowodniłbym wtedy że mam na tyle siły żeby samodzielnie czyścić podziemia...

Jin-Woo przerwał marszcząc brwi i przekrzywiając głowę.

- Coś się stało? - Spytał Go Gun-Hee zaniepokojony.

- Nie... To nic. Niedaleko po prostu walczą jacyś silni łowcy.

- Masz naprawdę dobre zmysły. Że też odkryłeś ich z takiej odległości. Łowcy rangi S rozgrzewają się w hali. Możliwe że to ich wyczułeś. W końcu do rajdu zostały tylko cztery dni. Goto Ryuji i jego łowcy ćwiczą obecnie z naszymi koreańskimi łowcami.

Hala Stowarzyszenia została zaprojektowana tak, aby znacznie zminimalizować ilość magicznej energii wyciekającej na zewnątrz. W rzeczywistości nawet sam Go Gun-Hee niczego nie wyczuwał.

- Chciałbyś rzucić okiem?

Rzadkim wydarzeniem było to, że wszyscy Łowcy rangi S z Korei Południowej zebrali się w jednym miejscu. Osobiście obserwowanie umiejętności innych Łowców rangi S z linii bocznej przyniosłoby wiele dobrego Sung Jin-Woo, który sam stał się łowcą rangi S dopiero niedawno.

Dodatkowo Go Gun-Hee mógłby wtedy ogłosić wszystkim łowcom tam przebywającym że Sung Jin-Woo należy do Stowarzyszenia.

Nawet jeśli większość z nich nie zna mocy Sung Jin-Woo i nie rozumie tego jak jest cenny, wkrótce się o tym przekonają.

***

W tym samym czasie Goto Ryuji robił co mógł, by stłumić ziewanie.

To miały być umiejętności najlepszych łowców Korei?

To było naprawdę żałosne.

Czy zamiast pozostawić bezpieczeństwo kraju w rękach tych ludzi, nie byłoby lepiej by Korea oddała się pod ochronę Japonii?

Goto Ryuji uśmiechnął się chytrze i przyjrzał się koreańskim łowcom rangi S. Ze wszystkich Łowców S rangi, których spotkał do tej pory w Korei, tylko jeden wydawał mu się chociaż nieco użyteczny.

O ile dobrze pamiętał nazywała się Cha Hae-In.

Nawet wtedy jej umiejętności były na poziomie nieco silniejszych Japońskich łowców rangi S. Ale nie mogłaby nigdy mierzyć się z nim czy kilkoma jego najlepszymi łowcami.

Korea Południowa była małym krajem, przez co jej populacja też nie była zbyt duża. Poza tym mężczyzna, który przebudził największą zdolność był tak stary że nie mógł jej nawet poprawnie używać.

W każdym razie skończył z oceną możliwości Koreańskich łowców. Zrealizował prawdziwy powód swojego przedłużonego pobytu w Korei.

Nie przeżyją nawet pięciu minut, gdy oni już wycofają się podczas rajdu.

Myśląc, że nie ma już powodu, by trzymać się w pobliżu, Goto Ryuji odwrócił się, by wyjść, ale wtedy zauważył kogoś nieznanego, zbliżającego się od wejścia do sali gimnastycznej.

Brwi Goto Ryuji uniosły się do góry.

Nie zdawał sobie sprawy ze zbliżania się tego nieznanego mężczyzny, mimo że był już blisko. I chociaż patrzył w stronę mężczyzny nadal nie mógł wyczuć magicznej obecności tej osoby.

Czy to łowca w typie asasyna?

Goto Ryuji zapytał pracownika Stowarzyszenia zajmującego się tłumaczeniem obok niego.

- Kim jest ten człowiek?

– Ach. To nowo zarejestrowany Łowca rangi S Sung Jin-Woo.

Więc, ten człowiek był najnowszym łowcą rangi S, na temat którego nie było żadnych znanych wiarygodnych informacji?

Goto Ryuji myślał o spędzeniu pozostałego czasu w Korei, aby dowiedzieć się więcej o tym człowieku, ale teraz ten nieznajomy sam do niego przyszedł. Uśmiechnął się promiennie i ponownie zapytał pracownika Stowarzyszenia.

– Wygląda na to, że jest całkiem znakomitym asasynem?

Zaskoczony i zmieszany pracownik wskazał na Jin-Woo i przemówił.

- Właściwie to łowca klasy Maga. Panie Goto.

- Maga? Niemożliwe.

Z niedowierzającym wyrazem twarzy, Goto Ryuji szybko wszedł na stronę Koreańskiego Stowarzyszenia Łowców i przejrzał listę Łowców rangi S.

Aplikacja do automatycznego tłumaczenia pozwoliła mu od razu odczytać informacje o koreańskich łowcach rangi S.

[Sung Jin-Woo, ranga S, klasa mag]

Rzeczywiście. Zdjęcie profilowe i twarz osoby idealnie pasowały.

– On naprawdę jest typem maga?

Goto Ryuji był tym wewnętrznie oszołomiony i pośpiesznie uniósł twarz. Do tego czasu ten mężczyzna już stał w pobliżu koło przybyłego razem z nim Go Gun-Hee.

***

- Więc ten gość to Goto Ryuji. - Jin-Woo przyjrzał się uważnie łowcy.

Potrzebował tylko jednego spojrzenia, by rozpoznać najpotężniejszego japońskiego łowce z całej grupy..

Był wysokim mężczyzną z całkiem niezłym wyczuciem mody. Jego broda też była starannie przystrzyżona. Na pierwszy rzut oka można by błędnie pomyśleć, że był słynnym japońskim aktorem.

Ale czemu Goto wciąż tak na niego patrzył?

Kiedy Jin-Woo zaczął czuć się trochę nieszczęśliwy z powodu ciągłego spojrzenia, Japończyk najpierw skinął do niego lekko głową na powitanie.

Czy patrzył na Jin-Woo w taki sposób, ponieważ nigdy wcześniej się nie spotkali, aż do teraz?

Jin-Woo nie zastanawiał się nad tym zbyt wiele, odwzajemnił lekkie powitanie i rozejrzał się.

Dostrzegł Woo Jin-Chula stojącego koło Cha Hae-In i najwyraźniej nadzorującego sparing jaki miał obecnie miejsce.

Na środku sali gimnastycznej bez koszuli Baek Yoon-Ho i potężny mężczyzna w średnim wieku o ogromnej posturze byli właśnie w trakcie sparingu. Z wyjątkiem Goto Ryuji, wszyscy obecni patrzyli na to z głęboko zainteresowanymi minami.

- Łowca Beak Yooon-Ho zostaje powoli spychany. - Zauważył zaskoczony Jin-Woo przyglądając się walce.

- Gdyby dał z siebie wszystko Ma Dong-Wook nie miałby z nim szans.

Choi Jong-In podszedł bliżej do Jin-Woo i Go Gun-Hee kiwając im grzecznie głową na powitanie.

Jin-Woo odwzajemnił pozdrowienie i ich rozmowa toczyła się dalej.

- Mężczyzna w doboku to Ma Dong-Wook z Gildii Sław.

– Ach.

Jin-Woo niejasno rozpoznał to imię co oznaczało że gdzieś już je słyszał, rozumiał teraz czemu.

- Powiedziałeś że Beak Yoon-Ho nie daje z siebie wszystkiego, ale dlaczego skrywa swoją siłę, skoro Ma Dong-Wook nie jest przeciwnikiem którego można traktować bez ostrożności?

– Trudno jest używać wszystkiego co się ma, gdy obserwuje się tyle oczu. A Baek Yoon-Ho zmienia się w prawdziwego potwora podczas walki.

Po incydencie z czerwoną bramą, Baek Yoon-Ho ujawnił Jin-Woo parę oczu przypominających niebezpieczne dzikie zwierzę.

Najwyraźniej jego oczy były tylko początkiem jego umiejętności.

Podobnie jak zdolność do transformacji Baek Yoon-Ho, można by usłyszeć o topowych Łowcach, którzy od czasu do czasu posiadają dość unikalne zdolności.

Odkrył tylko dziwną zdolność Baek Yoon-Ho do przekształcania się i nic więcej. Nie było nic ciekawego do oglądania w odniesieniu do sparingu pomiędzy Baek Yoon-Ho i Ma Dong-Wookiem.

Wyczuwając, że coś jest nie tak, Baek Yoon-Ho przestał się ruszać. Ma Dong-Wook również zatrzymał się w tym samym czasie. A ich spojrzenia przesunęły się jednocześnie na Jin-Woo, w tym samym czasie.

Może dlatego, że nuda Jin-Woo była zbyt łatwa do zauważenia?

Ale z drugiej strony zbyt wielu ludzi patrzyło na Jin-Woo w ten sam sposób, by mógł pomyśleć, że tak właśnie było.

Czuł na sobie bystry, uważny wzrok Woo Jin-Chula, którego mina była dość ponura.

Jednak dość szybko zorientował się, dlaczego.

Kiedy obejrzał się, stał za nim Goto Ryuji. Błyszczące światło w jego oczach było raczej podejrzane.

Tłumacz obok Japończyka przemawiał w imieniu Goto Ryuji.

- Proszę pana? Pan Goto chce z tobą porozmawiać jeśli masz chwilę czasu.

Jin-Woo wiedział, że Goto Ryuji stoi w pobliżu, ale nie spodziewał się że łowca będzie chciał z nim porozmawiać, mógł tylko przybrać zmieszany wyraz twarzy na te zaskakującą informację.

- Co powiesz na wspólny sparing?

Wkrótce dowie się czy ten łowca naprawdę jest magiem czy nie.

Goto Ryuji odmówił zaakceptowania faktu, że mężczyzna stojący tuż przed jego oczami nie był łowcą walczącym w zwarciu.

Potrzebował więcej informacji o tym łowcy, a teraz akurat nadarzyła się ku temu świetna okazja.

Cóż, jakaś jego część robi to dla zwykłej rozrywki.

Tłumacz usłyszał, co miał do powiedzenia Japoński łowca, zamrugał z niedowierzaniem, patrząc wielkimi zaskoczonymi oczami na łowcę, niepewnie przetłumaczył.

- Um... Przepraszam panie Goto...

Spodziewał się, że Jin-Woo stanie się zdenerwowany, a potem w końcu spróbuje się wycofać, ale zamiast tego Koreański Łowca po prostu stał przed nim całkowicie zrelaksowany.

Czy było coś, czego był pewien? Na przykład swoich umiejętności.

A może uśmiechał się krzywo po tym, jak sytuacja stała się dla niego niezręczna?

- Łowca Sung Jin-Woo zgodził się... Jednakże... Ma pewną propozycję.

- Propozycję?

Przeciwnik nie tylko nie zamierzał najwyraźniej podkulić ogona, ale od razu przyjął wyzwanie, a nawet postawił dodatkowy warunek. Teraz z kolei Goto Ryuji poczuł się nieco zdenerwowany.

- Powiedział że będzie walczyć o ile, pan Goto użyje całej swojej siły.

Goto Ryuji zmarszczył brwi zaskoczony i nieco zmieszany.

Dlaczego ten nowy łowca rangi S tak śmiało i bezczelnie rzucił mu takie wyzwanie?

Czy to możliwe że dureń nie wiedział kto tak naprawdę przed nim stoi? Cóż była taka możliwość jako że był świeży w wyższych sferach łowców. Możliwe że taki słabeusz mający wcześniej niską rangę nie wiedział wiele o silnych łowcach z innych krajów.

To miałoby sens, arogancki ignorant.

A więc niech będzie. Goto Ryuji jako bardziej doświadczony łowca nauczy tego ignoranta jego miejsca w szeregu żałośnie słabych łowców rangi S Korei.

W końcu za niewiedzę się płaci.

- W porządku, niech będzie. - Goto Ryuji spojrzał z wyższością na nadal uśmiechającego się łowcę przed nim.

Ten durny uśmiech zaczął poważnie działać Goto na nerwy.

Obaj łowcy stanęli na jednej z mat naprzeciw siebie. Widząc że sparing między nimi w końcu się zacznie wszyscy w budynku przerwali swoje własne sparingi i zajęcia, a następnie otoczyli dwóch przygotowujących się łowców.

Jin – Woo dostrzegł po swojej lewej stronie przewodniczącego Gun-Hee i Woo Jin-Chula wokół powoli zaczęli gromadzić się inni Koreańscy łowcy.

Nie mogąc się powstrzymać Jin-Woo uśmiechnął się do nich krzywo pokazując że jest całkowicie spokojny.

***

Go Gun-Hee widząc to uniósł brwi i sam uśmiechnął dobrodusznym politowaniem. Woo Jin-Chul natomiast przyglądał mu się badawczo jakby chciał prześwietlić go wzrokiem na wylot.

Tym razem nie miał okularów dzięki czemu Sung Jin-Woo mógł dostrzec jego oczy.

Był nieprzyzwoicie ładne.

Po chwili jednak otrząsnął się nieco zirytowany samym sobą i myślami jakie pojawiały mu się w głowie.

Dlaczego ten cholerny mężczyzna musiał być tak magnetyzujący?!

Niechętnie odwracając wzrok od Woo Jin-Chula, Sung Jin-Woo spojrzał na swojego przeciwnika.

- Uśmiecha się? - Spytał z niedowierzaniem Lim Tae-Gyu. - Oszalał...?!

- Może powinniśmy go powstrzymać? - Spytał zmartwiony Ma Dong-Wook.

Stojąca koło nich Cha Hae-In również się nad tym zastanawiała.

W jej oczach Sung Jin-Woo był osobą która uratowała wielu dobrych łowców z jej gildii. W pewien sposób uratowała ich gildię. Utrata tylu świetnych łowców byłaby dla nich ogromnym ciosem po którym już by się raczej nie podnieśli.

Nie mogła pozwolić aby stała się krzywda człowiekowi który tak bardzo im pomógł.

Nim jednak mogłaby się wtrącić...

- Nie ma takiej potrzeby. - Go Gun-Hee patrzył rozbawiony w stronę Sung Jin-Woo ani trochę nie zaniepokojony tym kto jest jego rywalem i jak silny ten rywal jest.

Łowcy spojrzeli zaskoczeni i zmieszani na zrelaksowanego szefa Stowarzyszenia.

Czemu był tak spokojny? Wiedział coś czego oni nie wiedzieli? Był aż tak pewien siły nowego łowcy?

- Dajesz sobie radę będąc w otoczeniu tylu łowców rangi S? - Zaniepokojony Baek Yoon-Ho Cha Hae-In

- Średnio, ale przecież nie mogę zasłaniać nosa chusteczką podczas rajdu, prawda? Muszę wytrzymać... Mówiłeś że znasz Sung Jin-Woo.

Gildia Białego Tygrysa również otrzymała pomoc od łowcy Sung Jin-Woo.

- Owszem.

- I nie martwisz się czy da sobie radę?

- Nieco, ale jestem też ciekawy... Zupełnie jak ty, prawda? - Beak Yoon-Ho spojrzał na inspektora Woo Jin-Chula. Który stał obok niego. - Gdyby Sung Jin-Woo nie miał najmniejszych szans ani prezes ani inspektor nie zezwoliliby na te walkę.

Woo Jin-Chul kiwnął tylko bez słowa głową nada uważnie przypatrując się Sung Jin-Woo.

Jeśli ten łowca może rosnąć w siłę to powinien dać sobie radę z tym aroganckim Japończykiem.

Jednak...

Czy Sung Jin-Woo którego spotkał w szpitalu był na tyle silny aby stanąć jak równy z równym przeciwko najsilniejszemu japońskiemu łowcy?

Raczej nie.

Ale... teraz, tutaj... Sung Jin-Woo był znacznie silniejszy niż podczas ich ostatniego spotkania. Woo Jin-Chul był tego niemal pewien. A ta walka może go w tym utwierdzić.

Ostatecznie udowodnić czy rzeczywiście Sung Jin-Woo może rosnąć w siłę.

***

Goto Ryuji pierwszy uniósł pięść, przyjmując postawę bojową adekwatną do jego klasy postaci.

- No dobrze, niech on zacz... - Sung Jin-Woo nie miał możliwości dokończenia gdyż musiał usunąć się w bok aby nadchodzący piekielnie szybki cios nie dosięgnął go.

Oczy Japończyka rozszerzyły się w szoku gdy zdał sobie sprawę że jego cios był niecelny.

Ten atak był na tyle silny aby natychmiastowo powalić Sung Jin-Woo i podreperować nadszarpniętą dumę japońskiego łowcy.

Sung Jin-Woo bez większego problemu jednak uniknął wymierzonego w niego ciosu.

I ten człowiek miał mieć klasę maga? Śmieszne.

Żaden mag nie ważne jak silny nie byłby w stanie uniknąć tak silnego ataku. Gdyby między łowcami była różnica rang, to może jeszcze może mag zdołałby zrobić unik.

Ale między nimi tej różnicy nie było. Żaden mag rangi S nie uniknął by tego ciosu.

Ten unik był płynny, pełen gracji i elastyczności.

Tak nie poruszali się magowie.

Nie znał powodu dla którego Stowarzyszenie ukrywało prawdziwą klasę tego łowcy, ale Goto Ryuji był na tysiąc procent pewien że łowca przed nim miał klasę walczącą w zwarciu.

Najpewniej był asasynem. Tego typu ruchy byłyby niemożliwe dla wojownika.

Nawet jeśli ten łowca dał radę oszukać wszystkich innych, to z nim nie pójdzie mu tak łatwo.

Obedrze go ze wszystkich tajemnic i nie spocznie dopóki nie zobaczy wszystkie co ukrywa Sung Jin-Woo.

Tymczasem Sung Jin-Woo przechylił głowę przyglądając się zdeterminowanemu Japończykowi.

Całkowicie różnił się od innych łowców rango S, nie było co do tego wątpliwości. Jego niesamowita siła...

Sung Jin-Woo ponownie odchylił się podczas gdy pięść przeciwnika przeleciała przed jego twarzą.

Na swojej skórze wyczuł jednak podmuch silnej aury przeciwnika.

Był silny, ale nie był zagrożeniem dla Sung Jin-Woo.

Uśmiechnął się robiąc krok do tyłu i unikając kolejnego ataku.

Natomiast wyraz twarzy Goto Ryuji stwardniał gdy dostrzegł uśmiech pojawiający się na twarzy Sung Jin-Woo.

Jakby Sung Jin-Woo po cichu naśmiewał się z niego.

Czując narastającą złość Goto Ryuji uwolnił całą swoją energię która bardzo szybko zaczęła nacierać na wszystkich zgromadzonych, nie tylko na Sung Jin-Woo.

On jedynie uśmiechnął się jeszcze szerzej czując przytłaczającą aurę japońskiego łowcy.

Złość Goto Ryuji cały czas wzrastała tak samo jak zadowolenie Sung Jin-Woo.

***

- Robi się niebezpiecznie. - Woo Jin-Chul spojrzał na prezesa z twarzy którego jakiś czas temu zniknął uśmiech zastąpiony zmarszczonymi brwiami.

- Pan Goto zdecydowanie zaczyna przesadzać. - Przyznał ponuro Go Gun-Hee. - To już powoli przestaje przypominać grzeczny sparing.

Jeszcze zanim inni Łowcy zdążyli zrobić krok naprzód i zatrzymać tę walkę, Goto Ryuji rzucił się jak wściekły drapieżnik.

- Co za przerażające ataki. Ledwo nadążam ze śledzeniem ich ruchów. - Lim Tae-Gyu przyglądał się walce z mieszanką podziwu i niepokoju.

- A mimo to Sung Jin-Woo zgrabnie ich unika. Niewielu potrafiłoby uniknąć tylu ciosów posłanych przez najlepszego łowcę z Japonii. - Ma Dong-Wook stał tam z założonymi rękami i wodził wzrokiem po walczących.

Po krótkiej chwili pojawił się koło nich Choi Jong-In spoglądając zaskoczony na widowisko przed nim.

- Wygląda na to że gdy wyszedłem na papierosa wydarzyło się coś interesującego.

Wszyscy jeszcze chwilę obserwowali jak ataki japońskiego łowcy stawały się coraz bardziej agresywne i dzikie podczas gdy Sung Jin-Woo unikał ich nie łapiąc nadgarstka przecinka. Zamiast tego raz złapał jego rękę za palce zatrzymując tym samym cios. Co jeszcze bardziej rozwścieczyło i tak już mocno zdenerwowanego łowcę.

***

[UWAGA! WYKRYŁEŚ W POBLIŻU KOGOŚ Z NIEBEZPIECZNIE WYSOKĄ ŻĄDZĄ KRWI.]

Sung Jin-Woo przeklął w duchu widząc okienko przed swoją twarzą.

A więc za bardzo zdenerwował japońskiego przeciwnika.

Nie sądził że łowca jest aż tak przewrażliwiony że z powodu niemożności wygranej zacznie pałać chęcią skrzywdzenia go.

Mówiąc szczerze to było dość żałosne.

To miał być tylko zwykły sparing, ale jak widać najsilniejszy japoński łowca nie potrafi przegrywać z godnością.

A teraz jeśli Sung Jin-Woo będzie dalej zwlekał to dostanie zadanie podobne do tego, gdy walczył z Hwang Don-Sukiem i Kang Tae-Shikiem.

Sung Jin-Woo wreszcie sam postanawia wypuścić całą swoją moc która rozlewa się po całej hali ścierając się z mocą przeciwnika.

W jednej chwili dwóch łowców zaczyna pędzić na siebie obaj chcący wygrać.

Widząc jak źle jest członkowie gildii Goto Ryujikiego ruszają aby go przytrzymać. Jednak moc wypuszczona przez Sung Jin-Woo paraliżuje każdego koreańskiego łowcę rangi S w pomieszczeniu.

Dopóki...

- Łowco Sung, wystarczy!

Słysząc znajomy podniesiony głos Sung Jin-Woo zamiera w miejscu.

Siła z jaką zatrzymał się sprawiła że podłoga pod jego stopami zaczęła pękać i się kruszyć.

Spojrzał w bok na oniemiałych łowców i członków Stowarzyszenia.

Wszyscy patrzyli na niego ze zdumieniem, niedowierzaniem lub szokiem.

A nawet strachem patrzyli ci którzy nie byli łowcami rangi S.

Nawet Go Gun-Hee spoglądał na niego zastygły w zaskoczeniu. Jedynie stojący koło niego Woo Jin-Chul nie wyglądał na zszokowanego czy przestraszonego.

Patrzył twardym bystrym wzrokiem na Sung Jin-Woo. Jakby wiedział coś czego nie widział nikt wokół niego, w jego ciemnych oczach widać było nawet... naganę?!

- Wystarczy. Łowca Goto Ryuji ma poprowadzić japońskich łowców w rajdzie za kilka dni. Nie możemy sobie pozwolić na to by został ranny. - Nagana w spokojnym już głosie inspektora Woo była aż nazbyt widoczna.

Cholera ten człowiek miał naprawdę dużo autorytetu i profesjonalizmu, a Jin-Woo naprawdę chciał go obecnie docisnąć do jakieś ściany.

Już rozumiał czemu Woo Jin-Chul był drugą najważniejszą osobą w Stowarzyszeniu.

Sung Jin-Woo nie powinien uważać tego za tak bardzo gorące.

- Ma pan rację inspektorze. Poniosło mnie. - Sung Jin-Woo skłonił lekko głowę w stronę Woo Jin-Chula i Go Gun-Hee.

Nie zamierzał przepraszać Goto Ryujikiego. Chociażby dlatego że to on zaczął cały ten przeklęty bałagan. Sung Jin-Woo chciał walczyć, ale nie wydrapywać sobie nawzajem oczu.

Wspomniany łowca stał kilka kroków przed Sung Jin-Woo mocno przytrzymywany za ramiona przez swoich dwóch łowców.

Tymczasem członkowie Stowarzyszenie obecni w hali rzucali sobie zaskoczone i zmieszane spojrzenia.

- Inspektor upomniał łowcę rangi S.

- Szef jest naprawdę odważny.

- A łowca Sung wygląda jakby mu to nie przeszkadzało.

- On po prostu przeprosił.

- Skoro walka wymknęła nam się spod kontroli najlepiej byłoby zakończyć na dzisiaj trening. - Przyznał po chwili ciszy Go Gun-Hee.

Japońscy łowcy zaskakująco zgodzili się na tą propozycję bez żadnych sprzeciwów.

Sung Jin-Woo ruszył bez słowa za Go Gun-Hee rzucając ostatnie szybkie spojrzenie w stronę inspektora Woo który powiedział kilka słów do jego z pracowników po czym także ruszył za przewodniczącym.

- I co sądzisz o japońskich łowcach? - Spytał zaciekawiony Go Gun-Hee.

- Wiem już jak silni są.

Co zaskakujące żaden z tych podobno tak bardzo silnych łowców nie był w stanie wykryć że Sung Jin-Woo pod wejściu na halę ukrył w ich cieniach swoich żołnierzy. I chociaż fakt faktem ukrył tych słabszych najzwyklejszych żołnierzy podczas gdy cienie takie ja Igris, Tank, Żelazny czy Kieł zachował blisko siebie to i tak był mówiąc szczerze zawiedziony.

Do tej pory żaden łowca nie był w stanie wyczuć obecności jego żołnierzy w swoich cieniach.

Po prawdzie jednak nie wiedział że byli zbyt słabi czy żaden łowca nie mógł w taki sposób wykryć jego żołnierzy. Nawet koreańscy łowcy z prezesem Go Gun-Hee na czele też tego nie wyczuli.

- Chyba faktycznie mogę być przydatny podczas tego rajdu. - Przyznał zamyślony Sung Jin-Woo.

Chapter 16: Rozdział 15

Chapter Text

Goto Ryuji patrzył przez okno przydzielonego mu pokoju na budynki Seulu jednocześnie trzymając przy uchu telefon.

- Sugimoto. Jest tutaj pewien utalentowany łowca.

- Jestem pewien że nie dorasta panu do pięt.

Na słowa wicemistrza swojej gildii Goto Ryuji zacisnął usta gdy przed oczami stanęło mu wspomnienie nacierającej na niego bezkresnej lodowatej ciemności. Tak właśnie zapamiętał ostatnią szarżę Sung Jin-Woo podczas ich pojedynku.

W głębi ducha cieszył się że obaj zostali powstrzymani.

Nie był pewien jak to by się dla niego skończyło.

Napiął mięśnie czując jak przebiega go dreszcz.

- Cóż... nie jestem tego taki pewien.

- Jak się nazywa?

- Sung Jin-Woo. Jest nowym łowcom rani S.

- Dziwne... nie ma go tutaj na liście. - Przyznał po chwili wicemistrz.

- Co masz na myśli?

- Chwileczkę.

Goto Ryuji wpatrywał się cierpliwie w panoramę miasta podczas gdy jego rozmówca najwyraźniej sprawdzał listę uczestników rajdu.

- Och, chyba się pośpieszyłem. Korea chwilę temu przesłała nam już listę uczestników. Wygląda na to że została zaktualizowana. Choi Jong-In, Ma Dong-Wook, Beak Yoon-Ho, Cha Hea-In, Lim Tae-Gyu, Min Byeong-Gyu oraz Sung Jin-Woo. Wcześniejsza lista nie zawierała Min Byeong-Gyu oraz Sung Jin-Woo.

- A więc będzie tam...

- Nic nie możemy z tym zrobić. W rajdzie bierze udział 17 łowców rangi S. Nie ma się czym martwić jeden łowca nie zmieni naszych planów.

- Tak... pewnie masz rację. - Stwierdził nieprzekonująco Goto Ryuji. - Zadzwonię do ciebie gdy zacznie się rajd.

Gdy odłożył już telefon na stolik siadł na sofie patrząc w wyłączony telewizor.

Ten łowca był silny, ale był też przerażający... Czy rzeczywiście nie pokrzyżuje ich planu?

Goto Ryuji nie był tego taki pewien.

***

Sung Jin-Woo patrzył z niedowierzaniem na bałagan jaki zastał w salonie gdy razem z mamą i siostrą wrócili już do domu.

Nieźle nabałaganiła pod jego nieobecność.

Sung Jin-Woo uszczypnął siostrę w policzek gdy jego wzrok padł na dwa puste pudełka po udkach z kurczaka.

- Czy jadłaś coś oprócz kurczaka? - Spytał wzdychając ciężko Sung Jin-Woo. 0

- Jadłam. - Stwierdziła oburzona Jin-Ah pocierając uszczypany policzek.

W rzeczywistości Jin-Woo dostrzegł inne pudełka po jedzeniu na wynos nieco zdrowsze niż kurczak.

Nie mógł zmusić się do złości na siostrę o to że kupowała jedzenie na wynos, skoro wreszcie było ich na to stać.

Ale ten bałagan... to zupełnie inna sprawa.

- Minęły cztery lata od kiedy musiałam coś robić. Potrzebujecie mojej pomocy?

Słysząc głos matki Jin-Woo uśmiechnął się miękko. Dobrze że znów była z nimi.

Cała trójka więc wzięła się do sprzątania. Jin-Ah zaczęła podłączać odkurzać podczas gdy ich mama ścierała kurze a Jin-Woo zbierał wszelkiego rodzaju śmieci i ubrania porozrzucane po salonie.

Gdy Jin-Ah skończyła odkurzać salon poszła poodkurzać w korytarzu, wtedy znów odezwała się do Jin-Woo jego mama.

- Jin-Woo... słyszałeś może... jakieś wieści o swoim ojcu... gdy spałam?

Jin-Woo opuścił głowę wzdychając cicho.

- Nie.

Jego matka nic na to nie powiedziała, jednak Jin-Woo dostrzegł jak jej ramiona lekko opadają.

Jego matka nadal bardzo cierpi... gdyby tylko dowiedziała się że on również został łowcą.

Nie, musi jej w końcu powiedzieć. Nie może pozwolić żeby dowiedziała się z mediów czy od kogoś innego nić on sam.

Bardzo by ją to zraniło.

Zwłaszcza że zbliża się rajd na wyspę Jeju.

***

- Szybkość z jaką ewoluują mrówki jest zastraszająca.

Mężczyzna w studiu stojący przy wielkim ekranie wskazał na stare nagranie zrobione po tym jak doszło do przełamania bramy na wyspie Jeju. Widać było na nim mrówkę wielkości dużego dostawczego auta, całą białą z czterema czerwonymi ślepiami. Jej żuwaczki były ogromne tak samo jak sześć wysokich odnóży na których się poruszała.

- Każdy nowo narodzony żołnierz jest silniejszy od poprzedniego. Dlatego właśnie mamy pewność że ewoluują. To zdjęcie mrówki na pierwszym lub drugim etapie ewolucji. Na początku zachowywały się jak najzwyklejsze mrówki. Różniły się jedynie wielkością.

Nagranie mrówki siejącej spustoszenie na ulicach Jeju zmieniło się i zatrzymało na planszę na której był dokładny rysunek tej samej mrówki wraz z posturą człowieka dla porównania. Po chwili jednak ekran zmienił się na kolejną znacznie różniącą się już mrówkę.

- To zdjęcie ukazuje mrówkę w trzecim etapie ewolucji.

Kolor mrówki stał się jasno czarny , ich postura nieco się wyprostowała przez co zaczęli chodzić na ostatnich dwóch tylnych odnóżach a pozostałe cztery zwisały nie dotykając ziemi. Ich głowy dodatkowo także się zmniejszyły przy czym wielkość żuwaczek pozostała bardzo podobnej wielkości.

- Takie zmiany zaszły w nich zaledwie z przeciągu dwóch lat. W tym etapie potrafiły już chodzić w pionie niczym ludzie, stały się widocznie zwinniejsze, ich głowy zmniejszyły się, mogły również używać swoich czterech przednich nóg jak rąk. To dramatyczna zmiana w tak krótkim czasie.

Zdjęcie ponownie się zmieniło na jeszcze bardziej wyewoluowaną mrówkę.

- To jest ostatnie zdjęcie mrówki, która spustoszyła wyspę w Japonii. Te potwory jeszcze bardziej zaczęły przypominać ludzi. Oraz zyskały skrzydła.

Ich kolo był teraz krwisto czerwony, żuwaczki tym razem zauważalnie się zmniejszyły, na grzbiecie widać było dwie pary długich białych skrzydełek jak u ważki czy podobnego typu owada.

- Więc potrafią latać niczym ptaki?

To pytanie zadała jedna z osób będąca w studiu.

- Owszem. To może być ostatnia szansa dla sił Koreańsko-Japońskich by je pokonać podczas rajdu. - Potwierdził mężczyzna stojacy przy telewizorze.

- Rozumiem dlaczego większość łowców chciałaby uciec na widok tego potwora.

- W rajdzie bierze udział nawet łowca który przeszedł już na emeryturę. To się nazywa odwaga.

- A także najnowszy łowca rangi S który wcześniej miał tylko rangę E. To musi być dla niego bardzo trudne, jestem ciekaw czy da sobie radę.

***

- Och. - Park Kyung-Hye spojrzała z ciekawością na włączony telewizor który oglądała jej córka. - Nowy łowca? Ciekawe o kim mówią.

Na słowa matki Jin-Ah spojrzała kontem oka na swojego brata który akurat wchodził do salonu. Jednak dzięki swojemu świetnemu słuchowi słyszał co mówiono w telewizji i co powiedziała jego matka.

Czując ostry rozkazujący wzrok swojej siostry na sobie Jin-Woo westchnął głęboko.

To była faktycznie dobra okazja żeby zacząć ten temat.

- Cóż... mówią o mnie tak właściwie. - Stwierdził ponuro Jin-Woo.

Na te słowa jego matka szybko zwróciła na niego swój wzrok pełen niedowierzania.

- Żartujesz.

- Nie mamo. Jakiś czas temu przebudziłem się ponownie jako łowca rangi S. Wcześniej moja ranga była E... Właściwie tak zarabiałem. Na rajdach.

W oczach matki dostrzegł zmartwienie i smutek.

- Wybierasz się na wyspę Jeju? - Spytała słabo siadając koło Jin-Ah.

Nie mając wyjścia Jin-Woo siadł koło matki zdając sobie sprawę że ta rozmowa będzie długa.

- Mamy przy sobie łowców Japońskich, jest nas więcej niż tylko łowcy z Korei. Dlatego ten rajd pójdzie lepiej niż poprzednie.

- Dlaczego chcesz to zrobić? - Spytała jego matka nadal bardzo zmartwiona.

- Wiem jak silny jestem... im więcej poleci tam łowców tym lepiej. Zresztą...

Jin-Woo spojrzał w ekran telewizora w którym jego siostra wyłączyła dźwięk a który nadal wyświetlał to samo studio. Tym razem na ekranie w studiu pojawiały się zdjęcia Japońskich łowców.

- Ci Japończycy są dobrzy, ale są przeciętni, wszyscy prócz najsilniejszego z nich. Tak samo jest w naszym przypadku. Jest nas mniej niż Japończyków i większość jest pod względem siły przeciętna.

Chodziło też o coś więcej. O punkty doświadczenia i ciała. Skoro to była brama kategorii S to boss w niej musiał być niesamowicie silny. Silniejszy nawet od Kła.

- Łał, starszy bracie, to zabrzmiało arogancko. - Stwierdził Jin-Ah przewracając oczami.

- Twoja siostra ma trochę racji. Sam powiedziałeś że od niedawna jesteś łowcą rangi S.

Podejmując decyzję Jin-Woo spojrzał poważnie na matkę i siostrę.

- Moje umiejętności są innej niż wszystkich łowców. Pokaże wam co mam na myśli żebyście się nie martwiły, ale proszę nie panikujcie, nic złego się nie stanie.

- Brzmisz naprawdę dramatycznie. - Jin-Ah popatrzyła z uniesionymi brwiami na Jin-Woo który zgromił ją karcącym wzrokiem.

- Igris.

Nagle cień pod komodą na której stał telewizor zaczął się poruszać i wychodzić spod mebla, następnie powoli zaczął kształtować się w rękę cały czas wynurzając się coraz bardziej spod komody na podłogę przed nią.

Potem zaczęła powoli pojawiać się druga ręka aż czy ich pomoc z cienia zaczęła materializować się postać Igrisa.

Słyszał gwałtowne wciągnięcie powietrza prze Jin-Ah i słaby głos swojej matki mroczącej coś pod nosem. Gdy na nie spojrzał obie przerażone spoglądały na stojącego już całkowicie przed nimi rycerza.

Na niemy rozkaz Jin-Woo rycerz ukląkł powoli na jedno kolano zginając głowę w stronę podłogi.

- To jest Igris jedno z moich przywołań. Jest najsilniejszy, ale nie jedyny.

- Jasna cholera... co... łał... - Jin-Ah spojrzała z niedowierzaniem na swojego brata. - Łowcy potrafią... a nie czekaj, mówiłeś że nikt inny nie ma takich umiejętności.

- Najtrafniej jest nazwać mnie nekromantą, chodź w Stowarzyszeniu mam klasę maga. Mam powyżej stu takich przyzwań, mogę tworzyć kolejne.

- Nekromanta... Poczekaj chwilę braciszku czyli ty bierzesz ich z... trupów?!

Widząc jeszcze bardziej przerażony wzrok swojej rodziny Jin-Woo zaczął się zastanawiać czy faktycznie to był dobry pomysł. Milczenie jego matki też nie było zbyt pocieszające.

- Z pokonanych potworów o ile nie są dużo silniejsze ode mnie.

Widząc że jego mama nadal patrzy na Igrisa Jin-Woo uznał że może lepiej zamiast próbować przekonywać ich słowami po prostu pokaże im co ma na myśli.

Dostrzegł niewielki worek ze śmieciami który jego siostra miała wynieść, a czego oczywiście nie zrobiła tylko zabrała się za oglądanie telewizji.

- Igris bądź tak uprzejmy i wynieś to pod drzwi wejściowe.

Żołnierz wstał powoli a jego peleryna z cienia zafalowała za nim lekko się rozmazując. Igris od razu powoli podszedł do worka wziął ją w jedną z dłoni i wyszedł na korytarz.

- Jaja sobie robisz?!

- Jin-Ah! - Zganiła ją za słownictwo Kyung-Hye.

- No co? On przynajmniej robi to o co się go poprosi. - Jin-Woo spojrzał z dezaprobata na Jin-Ah. - Moje cienia są mi całkowicie posłuszne. Dodatkowo są bardzo silne.

- Należysz już do jakieś gildii? - Spytała po chwili Kyung-Hye patrząc jak Igris wrócił w korytarz i stanął przy wejściu do salonu.

- Nie. Właściwie przyjąłem propozycję pracy w Stowarzyszeniu. Potrzebują silnych łowców i są gotowi dać mi to czego chce. - Widząc pytające spojrzenia matki i siostry Jin-Woo kontynuował rozwijając myśl. - Pozwolą mi samodzielnie oczyszczać podziemia. Z setką przyzwań nie potrzebuję gildii. Moi żołnierze mogą zabijać potwory, zbierać z nich kryształy a nawet ciała które też można sprzedać.

Park Kyung-Hye ku zaskoczeniu Jin-Woo uśmiechnęła się lekko wzdychając jednocześnie.

- Zupełnie jak twój ojciec. Jego też nie można było odwieść od postawionego sobie celu. Tylko... błagam cię, bądź ostrożny.

Jin-Woo był zaskoczony taką reakcją jego matki, niemniej jednak nieco mu ulżyło.

- Będę.

Nagle Jin-Woo wyprostował zapominając o prowadzonej rozmowie.

- Przepraszam, ale muszę iść.

Kyung-Hye i Jin-Ah spojrzały zaskoczone na niespokojnego Jin-Woo.

- Coś się stało synku?

Igris czując wezwanie swojego pana zniknął wsuwając się w cień pod stopami Jin-Woo gdy ten wstał.

- Umieściłem kilku moich żołnierzy wokół naszego budynku aby pilnowali okolicy. Coś jest nie tak, sprawdzę to.

Nim któraś z kobiet mogłaby coś powiedzieć Jin-Woo użył wymiany cienia a na jego miejscu pojawił się stojący spokojnie rycerz.

-Jak... - Jin-Ah spojrzała z szeroko otwartymi ustami na stojącego przed nią żołnierza który patrzył na nich niemo.

- Naprawdę wiele się zmieniło gdy spałam. - Stwierdziła jedynie tyle Kyung-Hye melancholijnie.

***

Młoda kobieta wracała do domu gdy wokół niej panowała już atramentowo-czarna ciemnośc. Stare latarnie uliczne co kilka metrów rzucały na ziemię żółty słup światła rozganiając chociaż trochę wszechobecną ciemność.

Kobieta idąc tą samą trasą co każdego dnia tym razem czuła jak jej serce niespokojnie bije w piersi a w żołądku osiada zimna kula strachu.

Od jakiegoś czasu podążał za nią jakiś mężczyzna z kapturem nałożonym na głowę. Miała nadzieję że oboje po prostu szli w te samą stronę i dlatego właśnie mężczyzna cały czas podążał za nią praktycznie tym samym tempem w taki sposób że oddzielały ich niecałe trzy lub cztery metry.

W końcu jej blok miał wokół siebie jeszcze kilka innych. Może on był po prostu mieszkańcem któregoś z nich, albo nawet tego samego co ona.

Niemniej jednak była to sytuacji w której każda kobieta czułaby się niezaniepokojona. O dziwo mężczyzna nie szedł wolniej czy szybciej jakby chciał ja ominąć, a po prostu szedł w takim samym tempie, co było po prostu nieco podejrzane.

Dodatkowo po obecnym zakręcie znalazła się w niewielkiej odosobnionej wąskiej uliczce na której była tylko jedna lampa, dodatkowo mrugająca od czasu do czasu jakby żarówka w niej będąca powoli przestawała działać.

Mając dość tej niepewności kobieta postanowiła na chwilę schylić się udając że musi zawiązać buta. Ku jej uldze mężczyzna niezainteresowany nią w żaden sposób po prostu cicho przeszedł obok i kontynuował swój marsz.

Wyprostowując się i wzdychając z ulgą kobieta zaczęła iść już znacznie pewniej a w jej głowie zaczęły pojawiać się myśli odnośnie nauki na studia jaka będzie ją czekała gdy wróci już do domu.

Kobieta weszła do róg widząc już blok w którym mieszka, jej radość jednak nie trwała długo, gdy poczuła dłoń na ustach i silne pociągnięcie w tył, oraz towarzyszące temu słowa.

- Jeśli zaczniesz krzyczeć, zabiję cię.

Mężczyzna, który szedł tuż za nią jeszcze kilkadziesiąt sekund temu, stał na rogu ulicy z nożem kuchennym i zimnym uśmiechem na twarzy.

- Wiesz że już parę osób tutaj zgięło?

Kobieta stała w miejscu zmrożona strachem nie mogąc nawet się odezwać.

Wokół nich nie było nikogo kto mógłby jej pomóc, tylko latarnia migająca ponuro i odgłos szczekania psa z daleka.

Mężczyzna rozejrzał się wokół siebie jeszcze raz w poszukiwaniu jakiś irytujących przechodniów, nikt jednak nie nadchodził a wiedział już że ta biedna okolica nie miała zamontowanych kamer. Dlatego właśnie uwielbiał to miejsce. Mógł się czuć tutaj bezkarnie.

Kobieta natomiast trzęsła się patrząc z przerażeniem na szeroki uśmiech mężczyzny gdy ten przybliżył nóż do jej policzka. Gdy zimna stal dotknęła jej skóry pierwsze łzy przerażenia zaczęły wypływać z jej oczu.

Nagle jednak nim mężczyzna mógłby zbić w policzek kobiety wspomniany nóż z boku wystrzeliła dłoń która go chwyciła za ostre odrywając go od policzka kobiety.

Mężczyzna spojrzał na dłoń trzymającą ostrze, z której nie spłynęła nawet kropla krwi. Mężczyzna miał rękawiczki?

Nie, jego ręce wydawały się gołe.

Mężczyzna kilka razy próbował wyrwać nóż, ale po uświadomieniu sobie, że nie ruszy się ani na cal, szybko puścił uchwyt noża.

- Kim ty kurwa jesteś?

A więc łowca?

- Jestem ciekawy... dlaczego robisz coś takiego? - Spytał spokojnie Jin-Woo przyglądając się z obrzydzeniem mężczyźnie.

Nawet jeśli był łowcą i mógł zatrzymać jego nóż to i tak nie wydawało się że ma wysoką rangę.

- Może dlatego że to niezła zabawa.

Mówiąc to mężczyzna odwrócił się i spróbował uderzyć Jin-Woo.

Niezrażony tym łowca zrobił unik a następnie kopnął mężczyznę w nogę po czym słuchać było obrzydliwe chrupnięcie a napastnik upadł na ziemie trzymając się za uszkodzoną nogę, krzycząc przy tym z bólu.

- Wracaj do domu. - Zwrócił się łagodniej do wciąż stojącej w tym samym miejscu kobiety. - Zanim zrobi się jeszcze ciemniej.

Przerażona kobieta pokiwała szybko głową po czym nie oglądając się za siebie zaczęła biec nadal płacząc.

- A ty...

Jin-Woo spojrzał na wijącego się z bólu mężczyznę, kość udowa miała złamanie otwarte przez co wystawała ponad przebitą skórę, a cała noga już cała była ubrudzona wypływającą krwią.

Jin-Woo wyciągnął telefon i sprawdził godzinę.

- A ty masz oddać się w ręce policji zanim nadejdzie północ. - O ile chcesz żyć.

Jin-Woo spojrzał na cień mężczyzny w którym znajdował się jeden z jego żołnierzy wysokich orków.

Żołnierz będzie mógł go zabić po upłynięciu północy jeśli mężczyzna nie zrobi tego co nakazał mu Jin-Woo.

- Ciekaw jestem czy przeżyjesz.

„Ponieważ ten ork nie jest zbyt cierpliwy." - Dokończył w myślach Jin-Woo.

Nie mówić nic innego i ignorując jęki bólu mężczyzny odwrócił się napięcie i zaczął wracać do domu.

Zdał sobie wtedy sprawę że zostawił w salonie jednego ze swoich żołnierzy.

Szlak by to!

Przypominając sobie o nim Jin-Woo nakazał mu nie wchodzić jego rodzinie w drogę i pościerać kurzę w wysokich trudno dostępnych miejscach.

Spojrzał zamyślony w niebo. Jutro zaczynał się rajd. Jutro zostanie ogłoszony pracownikiem Stowarzyszenia.

Na te myśli poczuł zarówno podniecenie jak i zdenerwowanie.

***

- Mamo, yyy... to coś zaczęło sprzątać. - Jin-Ah spojrzała z niedowierzaniem ja żołnierza jej brata który ścierał pieprzone kurze na szafie.

- A więc mu nie przeszkadzaj kochanie, każda para rąk do pomocy się przyda. - Nadeszła zaskakująca odpowiedź z kuchni gdy ich matka zmywała naczynia które nie mieściły się do zmywarki.

- Mamo to nie jest normalne! On już nie żyje!

- To było niegrzeczne.

- Mamo!

***

- Wróć bezpiecznie.

Dyrektor naczelny pewnej stacji telewizyjnej pochylił głowę operatorem. Taka rzecz była zupełnie niesłychana. Jednak operator stojący przed dyrektorem nie był zwykłym człowiekiem; był aktywnym łowcom i dumnym posiadaczem licencji rangi A.

- Przyszłość mojej stacji telewizyjnej zależy od tego rajdu.

Aby uzyskać wyłączne prawa do nadawania, dyrektor musiał przeznaczyć ponad połowę całkowitego rocznego budżetu stacji. Było po prostu zbyt wiele konkurencyjnych ofert i dlatego musiał grać va banque.

Ale z drugiej strony był ważny powód, dla którego po prostu musiał podjąć tak odważną decyzję biznesową.

Niewiele bram kategorii S zostało otwartych na całym świecie. Nawet gdy jakaś została otwarta, nadal nie można było zabrać ze sobą sprzętu nagrywającego, aby uchwycić materiał filmowy tego, co się tam wydarzyło.

Innymi słowy, byłaby to jedyna okazja, by zwykli obywatele byli świadkami trwającego rajdu kategorii S. 

Na dodatek ta transmisja nie byłaby zwykłym nagraniem wyemitowanym po jakimś czasie, ale transmisjom na żywo. Jasne, nastąpi dziesięciominutowe opóźnienie transmisji na żywo, ale jednak, nadal pozostanie to nadawane na żywo.

Frekwencja będzie ogromna to oczywiste.

Ale ile uda się zarobić?

Kiedy dyrektor zarządzający pomyślał o tej całej potencjalnej marzy zysku, jaką można potencjalnie możne wpaść do jego kieszeni, ze sprzedaży materiału sieciom telewizyjnym w innych krajach, nie żałował już, że zainwestował połowę budżetu stacji w to przedsięwzięcie.

O ile rajd... nie okaże się klapą i jedną wielką masakrą...

Rzeczywiście, żaden rozsądnie myślący widz nigdy nie chciałby oglądać najlepszych Łowców, którzy zostali pożarci przez potwory podczas nalotu. Zresztą nawet gdyby zaczęło do tego dochodzić to zmuszony byłby zatrzymać materiał.

Pozostało mu tylko modlić się aby wszystko poszło dobrze i czwarty rajd nie okazał się jeszcze większa tragedią niż poprzednie.

Biorąc to pod uwagę, kilkakrotne pochylenie głowy przed kamerzystą, którego zadaniem było jak najlepsze uchwycenie tak piekielnie ważnego materiału filmowego, było rzeczywiście niczym.

Cholera, gdyby ten operator sobie tego zażyczył to dyrektor był nawet gotów paść na kolona. Mniejsza z jego godnością!

- Proszę się nie martwić, dyrektorze.

Operator wyglądał jakby chciał w jakikolwiek sposób uspokoić dyrektora, lecz z marnym skutkiem.

Jeszcze zanim został Łowcą, zarabiał na życie jako operator. A kiedy zgodził się podjąć tę pracę, chciał dodatkowo udoskonalić swoje umiejętności operatora.

Oczywiście nie chciał zepsuć audycji, którą ogląda cały naród, przez jakiś głupi błąd z jego strony. Oczywiście w zamian dostałby też całkiem pokaźną nagrodę.

Jakaś część zysku z transmisji trafi w końcu do jego własnego portfela.

Oczywiście zarabiał już bardzo dużo jako łowca rangi A, ale oferowana kwota była tak wysoka, że głupotą byłoby odrzucenie propozycji.

Jeśli rajd zakończy się sukcesem, będzie mógł zarobić ogromne pieniądze może nawet podobne do tych którzy zarabiali słabsi łowcy rangi S na swoich rajdach.

Dodatkowo jego rozpoznawalność jako łowcy rangi A też znacząco by się zwiększyła.

- Nawiasem mówiąc, jestem zaskoczony, że prezes stowarzyszenia Go Gun-Hee rzeczywiście wyraził zgodę na sfilmowanie tego nalotu. Ten człowiek nie zgodziłby się na to tylko ze względu na pieniądz... więc ciekawe co nim kierował podczas podejmowania tej decyzji.

Dyrektor stacji skinął głową na zdziwione pytanie operatora, najwyraźniej się z nim zgadzając w jakimś stopniu.

- Powiedział, że opłata, którą wnieśliśmy, zostanie podzielona równo między wszystkich uczestniczących dzisiaj Łowców. Ale nie sądzę że to jedyny powód...

***

Podczas gdy łowcy rangi S zbierali się przy helikopterze który miał zabrać ich na wyspę, łowcy z każdej większej gildii zostali poproszeni przez Stowarzyszenie, by przygotowali swoje siły od Strony Korei. Wynikało to z tego że nawet gdyby rajd się udał. To nie chcieli by niedobitki mrówek zaatakowały zwykłych obywateli. Każda grupa defensywna składała się z łowcy rangi B który był liderem, 3 łowców rangi C oraz 10 łowców rangi D. Byli tam też emerytowani łowcy oraz ci, u których nastąpiło przebudzenie, ale nie zostali łowcami.

- Przewodniczący Go Gun-Hee czy uważa pan że liczba łowców biorąca udział w rajdzie na wyspę jest wystarczająca? - Spytał jeden z reporterów stojących przed przewodniczącym Stowarzyszenia.

- Siedemnastu łowców rangi S w zupełności wystarczy na tego typu rajd.

Koreańscy łowcy stali niedaleko przysłuchując się temu co mówił prezes z większym lub mniejszym zaangażowaniem.

- Bardzo pewne siebie stwierdzenie, zwłaszcza że nikt ze Stowarzyszenia nie bierze udziału w rajdzie. - Odezwał się mężczyzna po czterdziestce z jednej z mniejszych stacji telewizyjnych. Stacja ta chociaż niewielka i nie należąca nawet do 10 najpopularniejszych stacji w Korei znana był tylko z tego że często i gęsto krytykowała każdą decyzję Stowarzyszenia twierdząc że jest ono źle zbudowane, źle działające i źle prowadzone.

- Nie ma pan racji. - Przyznał spokojnie Go Gun-Hee w duchu czerpiąc mściwą wręcz satysfakcję że będzie mógł wreszcie chociaż na chwilę zamknąć usta tej denerwującej stacji. Pośród wielu słów krytyki jakie płynęły z tej stacji jednym z nich był fakt że Stowarzyszenie nie ma tak naprawdę żadnych silnych łowców w swoich szeregach prócz Go Gun-Hee który według nich był już po prostu zbyt stary aby być skutecznym.

Na widok zaskoczony ciekawym wyrazów twarzy Go Gun-Hee skinął lekko na Sung Jin-Woo który z kamiennym wyrazem twarzy stał na obrzeżach grupy koreańskich łowców.

- Sung Jin-Woo stał się nowym członkiem Stowarzyszenia Łowców. Jednak oficjalne ogłoszenie nastąpi dopiero w nadchodzących dniach. Ze względu na wprowadzenie nowego silnego łowcy w nasze struktury wszelkie dokumenty muszą zostać podpisane i zaakceptowane.

Oczy reporterów oraz obiektywy kamer zwróciły się w stronę Sung Jin-Woo.

Szczerze mówiąc chciał mieć jak najmniej wspólnego z mediami, jednak w obecnych okolicznościach jako nowy członek Stowarzyszenia musiał zostać ogłoszony oraz potrzebował rozgłosu i ujawnienia swoich umiejętności aby mógł samodzielnie czyścić podziemia.

Co prawda to postawa gryzła się z jego postanowienie z czasów gdy odkrył swoją moc i postanowił jej nie ujawniać aby nie mieć tysięcy oczu patrzących na niego, komentujących jego każdy krok i wytykających każdy błąd.

Tą postawę zmuszony był porzucić ze względu na ciągle zmniejszającą się jego sytuację.

Dodatkowo teraz był na tyle silny że mógł obronić siebie i swoich bliskich, więc nie musiał już tak bardzo bać się ujawnienia.

Niemniej jednak nadal będzie to uciążliwe.

Udawał że nie widzi zaskoczonych i zaciekawionych spojrzeń koreańskich łowców wokół siebie.

Zamiast tego rzucił zbolałe zdradzone spojrzenie przewodniczącemu Go Gun-Hee który wydawał się wyjątkowo zadowolony z siebie.

- Ale to już pora aby łowcy weszli do helikoptera który zabierze ich na wyspę Jeju.

- Chwileczkę, po takim oświadczeniu... - Zaczęła jedna z kobiet która w tym momencie patrzyła na Sung Jin-Woo.

Sung Jin-Woo jak gdyby nigdy nic ruszył do helikoptera nie zwracając uwagi na podniesione głosy reporterów.

- Nie powinieneś bardziej martwić się tym rządnymi informacji reporterami? - Spytał Baek Yoon-Ho doganiając go.

- Zgodziłem się zostać pracownikiem Stowarzyszenia, a nie zabawiać media. - Stwierdził ponuro Sung Jin-Woo wsiadając do helikoptera. - Im mniej będzie miał z nimi do czniania tym lepiej.

- Nie spodziewałem się że postanowisz pracować dla Stowarzyszenia. - Wtrącił się Choi Jong-In gdy wszyscy zajmowali siedzenia. - Naprawdę myślisz że papierkowa robota do ciebie pasuję?

Na to pytanie Sung Jin-Woo uśmiechnął się krzywo.

- Nie. - Następnie zwrócił wzrok na lecącego z nimi operatora. - Jest pan łowcą.

To było wyraźne stwierdzenie, a nie pytanie.

Zaskoczony operator skinął głową a w tym samym czasie helikopter wystartował.

- Tak. Wizja będzie miała dziesięciominutowe opóźnienie więc zespół edytorów w razie potrzeby będzie mógł wyciąć pewne sceny, ale tylko jeśli ktoś zostanie poważnie ranny. Nie możemy pokazywać poważnych ran i dużej ilości krwi.

- Mimo że jest pan łowcą, to nadal trudno mi uwierzyć że prezes Go Gun-Hee zgodził się aby pan z nami leciał. Nie będzie pan mógł walczyć bez broni czy zbroi. - Stwierdził Beak Yoon-Ho po czym spojrzał na Sung Jin-Woo. - A właściwie... łowco Sung dlaczego ty nie jesteś uzbrojony?

Wszyscy łowcy razem z operatorem spojrzeli z ciekawością na Sung Jin-Woo będącego jedynie w jeansach i koszulce z krótkim rękawem.

- Mam przy sobie broń.

Przyzwał do swoich rąk dwa sztylety króla demonów. Były to nagrody za pokonanie Barana.

Wcześniej nie spojrzał na ich statystyki ponieważ jego priorytetem była święta woda życia. Teraz jednak otworzył oko i pośpiesznie przyjrzał się statystyką udają że po prostu spogląda na swoją broń.

[PRZEDMIOT: SZTYLET KRÓLA DEMONÓW]

KLASA PRZEDMIOTU: S

TYP: SZTYLET

+220 ATAKU

SZTYLET ZDOBYTY POPRZEZ POKONANIE KRÓLA DEMONÓW BARANA. BONUS ZASTAWU ZOSTANIE AKTYWOWANY, JEŚLI OBA „SZTYLETY KRÓLA DEMONÓW" ZOSTANĄ NAŁOŻONA.

BONUS ZESTAWU „DWA JAK JEDEN":

DO KAŻDEGO SZTYLETU ZOSTANIE NAŁOŻONY DODATKOWY ATAK ZADAJĄCY OBRAŻENIA BAZUJĄCE NA STATYSTYCE SIŁY.

- Jak... jak ty ją przezwałeś?! - Spytał zafascynowany Choi Jong-In.

- Tajemnica. Jedna z moich umiejętności.

- Ale... Myślałam że jesteś magiem łowco Sung. - Zauważył Lim Tae-Gyu sceptycznie. - Po co ci sztylety.

Jin-Woo spojrzał na nich zamyślony.

- Moja magia to głównie moje przyzwania. Ze względu na nie dostałem klasę maga.

Wszyscy przerwali rozmowę czując napływającą do nich potężną falę energii.

- Zaczyna się. - Ma Dong-Wook wyprostował się w siedzeniu patrząc w okno prosto na wyspę Jeju majaczącą w oddali.

***

Goto Ryuji szedł opustoszałą drogą miasta na wyspie Jeju przyglądając się zniszczonym, leżącym w gruzach budynką wokół niego.

- To północna dzielnica Jeju?

- Zupełnie wymarłe miasto... tak jak się tego spodziewaliśmy.

Słuchając rozmowy swoich dwóch towarzyszy Goto Ryuji rozglądał się wokół aż dostrzegł coś dziwnego koło jednego ze zniszczonych pordzewiałych aut.

Zwłoki mrówki pierwszej lub drugiej generacji, co samo w sobie nie byłoby aż tak dziwne, gdyby nie fakt że truchło wyglądało na porozrywane i pożarte. Pozostała głowa oddzielona od ciała, odnóża i odwłok ale cała reszta...

Zaczęły pożerać się nawzajem?

Czyżby pośród nich był jakiś drapieżnik znacznie silniejszy silniejszy od przeciętnej mrówki?

- Tutaj A-Alpha. Zgłoście się. - Goto włączył komunikator chcąc sprawdzić położenia drużyn.

- B-Bravo. Odbiór.

- C-Charlie. Odbiór.

- D-Delta

- Zaczynamy. - Nakazał Goto uwalniając całą swoją moc aby zwabić do siebie mrówki.

***

- Co za niesamowita magiczna energia. - Min Byung-Gyu stał przy jednym z okien koło Choi Jong-In obserwując jak setki, jeśli nie tysiące mrówek wylatuje z gniazda kierując się w miejsca skąd wypływała energia japońskich łowców.

Kilka mrówek jednak zamiast lecieć w tamta stronę skierowała się w stronę ich lecącego helikoptera.

- Zajmę się nimi. - Mówiąc to Choi Jong-In stanął przed otwartym włazem i wypuścił swój atak wprost na lecące w ich stronę mrówki.

- Imponujące. - Min Byung-Gyu spojrzał z podziwem na szefa gildii Łowców.

- Nie do końca.

Gdy dym z płomieni już się rozproszył okazało się że mrówki nadal żyją, wyglądały jedynie na nieco oszołomione tym atakiem.

- Tak jak myślałem, taka ilość płomieni nie wyrządza im krzywdy. Helikopterem może trochę zatrząść, więc złapcie się czegoś.

Tak jak powiedział mag już po chwili helikopterem zaczęło nieco rzucać, łowcy trzymaczy się mocno foteli skrzywili się ponuro.

- Mrówki bardzo różnią się od tych jakie ostatnio widziałem. Rzeczywiście ewoluowały. Odporność mają na poziomie potworów z podziemi, kategorii A, przez które muszę skupiać się na swoich płomieniach. Rozeznam się, jak silne się stały.

Choi Jing-In zeskoczył na helikoptera podczas gdy jego płomienie znacznie ułatwiły mu bezpieczne znalezienie się na ziemi.

- Chwila...! Nic mu nie będzie? - Zmartwiony Ma Dong-Wook wyjrzał przez właz.

- Nic mu nie będzie. - Pocieszyła go Cha Hae-In. - Mimo wszystko jego magia jest najbardziej efektywna gdy walczy z wieloma przeciwnikami.

Gdy helikopter już bezpiecznie zbliżył się do plaży, dzięki ubezpieczaniu go z ziemi przez Choi Jing-In wszyscy wyskoczyli na plażę na której leżały spopielone ciała mrówek.

- To trochę obrzydliwe. - Lim Tae-Gyu skrzywił się oglądając i wąchając rezultat pracy Choi Jing-In.

- Mamy godzinę tak? - Jin-Woo stanął za Ma Dong-Wook który był dowódcą ich grupy.

- Owszem w tym czasie musimy zabić królową. Inaczej utkniemy wewnątrz tuneli i zginiemy.

Operator włączył nagrywanie stojąc z tyłu pomiędzy łowcami dla bezpieczeństwa.

***

A więc to jest jezioro kraterowe Baengnokdam...słyszałem że to było piękne miejsce.

- Teraz wygląda okropnie.

W rzeczywistości Sung Jin-Woo czuł się jakby stał w mrowisku. Wokół nich było pełno dziur które zapewne były tunelami przez które poruszały się mrówki. Te dziury były nawet kilka metrów ponad nimi w ścianach tej dziwnej konstrukcji.

Nad nimi górowała natomiast wielka dziura która była wejściem do mrowiska przypominającym wejście wulkanu.

- Mimo że moje ogniste więzienie jest raczej do wiązania wrogów, to mrówki poniżej rangi B nie powinny się przez nie przedostać.

Nad nimi rozpościerała się pułapka zrobiona z ognia blokując wielkie wejście od góry którym początkowo wyleciały mrówki.

- Skoro już tutaj jesteśmy to pora zaczynać. - Mówiąc to Jin-Woo zwrócił na siebie uwagę łowców. - Dobrze byłoby żebyście nie panikowali.

Wokół nich zaczęły majaczyć cienie po czym zaczęli wychodzić z nich żołnierze Jin-Woo.

- Z bliska wygląda to jeszcze straszniej. - Stwierdził po chwili Choi Jong-In patrząc nieufnie na wezwanie wokół siebie podczas gdy operator za jego plecami wyglądał jakby przechodził zawał.

- To... Co... Co?! - Mężczyzna obracał co chwila głowę patrząc na wezwania Jin-Woo stojące cicho na około nich.

- Mówiłem już że polegam na swoich wezwaniach. - Zwrócił się głównie do przerażonego łowcy rangi A. - Nie panikuj one mają atakować mrówki nie was.

- Ale... Wezwania?! Najlepsi łowcy są w stanie kontrolować góra trzy stworzenia! Ich tutaj jest ze sto! - Praktycznie zawył Lim Tae-Gyu wyglądając jakby zastygł w połowie sięgania po łuk na swoich plecach.

- Wyj głośniej, na drugim końcu wyspy jeszcze cię nie słyszeli. - Poradził mu ponuro Choi Jong-In.

- Dlaczego jesteś taki spokojny? - Spytał z pretensjami Lim Tae-Gyu.

Rzeczywiście mistrz gildii Łowców pomimo lekkiego spięcia nie wyglądał na tak przerażonego jak operator czy Lim Tae-Gyu.

Ma Dong-Wook patrzył zimno na przyzwania nie mówiąc nic ale będąc wyraźnie gotowym do ataku. Min Byung-Gyu miał usta szeroko otwarte i widać było że lekko drży mając wzrok wlepiony głównie w Tanka górującego nad większością żołnierzy.

Cha Hae-In czy Beak Yoon-Ho nie wydawali się tak bardzo przerażeni, ta pierwsza była bardziej pod wrażenie a Yoon-Ho był czujny a jego potworne oczy świeciły niebezpiecznie. Wydawało się jednak że już to musieli wcześniej widzieć, co zresztą było prawdą.

- Pora ruszać. - Wykrztusił w końcu Ma Dong-Wook. - Jeśli są to przyzwania łowcy Sunga to nie mamy się czego obawiać a jedynie tracimy tutaj czas.

- Masz rację mistrzu Ma. Poszukajmy teraz wejścia.

Mówiąc to Choi Jong-In ukląkł kładąc jedną z dłoni na ziemi. Wokół niego pojawiły się niewielkie kule ognia które w jednym momencie zaczęły wystrzeliwać we wszystkie strony latając nad głowami łowców i przyzwanych żołnierzy.

- Oszalałeś? Co ty wyprawiasz?! - Spytał Beak Yun-Ho patrząc jak kule ognia dziurawią ściany mrowiska.

- Te tunele to potężny labirynt. Jeśli nie będziemy ostrożni zgubimy się albo wrócimy do miejsca startowego. Tak samo jak te kule ognia które wysłałem. Zgaduje że królowa jest tam gdzie kula nie zdołała dosięgnąć. Jeśli tak to musi być w tym tunalu.

Choi Jong-In wskazał na jedną z dziur.

Jin-Woo był pod wrażeniem sposobu myślenia szefa Łowców, on sam raczej na wpadłby na coś tak sprytnego.

- Moje cienie pójdą na tyłach.

Mówiąc to Jin-Woo kazał wrócić większości swoich cieni domyślając się że tak ogromna liczba żołnierzy podczas walk w korytarzach będzie im bardziej przeszkadzała niż pomagała. Zostawił przy sobie jedynie Igrisa, Tanka, Żelaznego i Kła.

Kamerzysta odwrócił się wokół siebie patrząc szeroko otwartymi oczami na miejsca gdzie jeszcze chwilę temu bezgłośnie stały przerażające postacie wyglądające jakby zostały stworzone z samej ciemności.

Coś takiego tyle istot naraz, to było niemożliwe... To było szalone

W co on się najlepszego wpakował?

***

Na wybrzeżu Chin dla bezpieczeństwa stacjonowały niszczyciele KDX-III, KDX-II, DDH-971 oraz kilka rodzajów innych.

Strona Chińska bacznie przyglądała się sytuacji jaka działa się między Koreą a Japonią.

- Wygląda że coś się dzieje. - Stwierdził podporucznik zakładając ramiona na piersi. - Mrówki nie powinny dostać się do Chin.

- Skoro pomaga im Japonia, to pewnie próbują zrobić z Goto Ryujiego łowcę rangi międzynarodowej.

- Tak. Wszyscy o tej randze wyczyścili podziemia kategorii S. Goto jeszcze tego nie uczynił więc nie może się tak nazywać.

- Czy to o to rzeczywiście im chodzi. - Kapitan podrapał się w brodę unosząc brwi.

- Co ma pan na myśli?

- Ah, to nic. Wydaje mi się że Japończycy po prostu wykorzystują te okazję żeby dobrze wypaść przed światem. Tak czy inaczej... Sam Goto nie wystarczy.

- Tak pan uważa?

- Widziałbyś jak bardzo jest w tyle za Liu Zhiangiem, gdybyś go widział na własne oczy.

- Kapitanie, chyba jesteś jego wielkim fanem.

- Ha, można tak powiedzieć. - Oczy starszego mężczyzny były zamyślony gdy spojrzał na swojego rozmówcę. - Ten rajd na pewno będzie miał ogromne znaczenie dla jednej ze stron. Mam wrażenie że dla drugiej będzie tylko zgubą.

Młodszy stopniem i wiekiem spojrzał z niezrozumieniem na swojego przełożonego.

- Ale dla której?

- Jeszcze nie wiem.

***

Jak dotąd operacja przebiegała sprawnie.

Tak jak przewidywali Japończycy, zespół Ma Dong-Wooka nie napotkał żadnych przeszkód, gdy wszedł w głębsze części tunelu mrówek.

Wnętrze tunelu swoim układem przypominało w zasadzie podziemie. Jedyną dużą zauważalną różnicą był brak świecących kamienie, które pojawiały się w podziemiach. Bez tychże kamieni łowcy musieli sami zapewnić sobie światło, aby zobaczyć, dokąd zmierzają.

Drużyna utrzymywała formację Choi Jong-In stojącego z przodu, aby oświetlić im drogę za pomocą magii, podczas gdy inni Łowcy trzymali wokół operatora zapewniając mu bezpieczeństwo. Z tylu szedł Jin-Woo razem ze swoimi cieniami.

Operator miał również latarkę przymocowaną do nakrycia głowy w celu filmowania.

Niestety, ta ciemność była nasycona dużą ilością magicznej energii. Latarka nie była tak pomocna jak magia Maga rangi S i ledwo mogła oświetlić kawałek przestrzeni przed jego oczami.

- Naprawdę tu cicho. Ciszej niż... w normalnych podziemiach, to naprawdę niepokojąco dziwne.

Mah Dong-Wook skinął magowi głową, zgadzając się z nim podczas gdy nadal trzymał wysoko przed sobą tarczę w razie niespodziewanego ataku.

Jako przywódca i jedyny tank, miał obowiązek chronić maga Choi Jong-In, który pierwotnie powinien stacjonować z tyłu, aby nie być narażonym na ataki z którymi mógłby sobie nie poradzić.

Nie było śladu jego zwykłego, głośnego towarzyskiego zachowania, patrzył przed siebie bystrymi skupionymi oczami podczas gdy jego twarz była maska powagi.

Tak samo było z Baek Yun-Ho. Aktywował „Oczy bestii" jeszcze przed wejściem do tunelu mrówek. Nie wypowiedział ani jednego słowa i robił wszystko, co w jego mocy, by wyłapać jakikolwiek drobny ruch lub dźwięk w przepływie magicznej energii.

Zarówno Min Byung-Gu, jak i kamerzysta również mieli wyrazy głębokiego napięcia. Chociaż w ich przypadku było też wyraźne zdenerwowanie, którego nie było widać u innych łowców w grupie.

Tylko Cha Hae-In zachowała tę swoją pozbawioną wyrazu twarz, idąc cicho do przodu, podczas gdy jej dłoń spoczywała na rękojeści miecza.

- Spójrzcie tam

Choi Jong-In podniósł głos, skupiając uwagę całej grupy na swojej osobie.

Wszyscy Łowcy sapnęli z powodu szoku i obrzydzenia.

Niezliczone jaja mrówek były przyczepione do ścian i sufitu tej ogromnej komory, nie pozostawiając między nimi żadnej nawet najmniejszej pustej przestrzeni.

Widzieli ciemne larwy poruszające się pod półprzezroczystą skorupką każdego jaja. Widokowi towarzyszył ogromny smród jakiego nie dało się do niczego innego porównać. To nie był obrzydliwy zapach jakiego można było doświadczyć na co dzień czy nawet w zwykłym podziemiu.

- Tutaj się mnożą, to oznacza że gniazdo królowej musi być niedaleko. - Lim Tae-Gyu odezwał się par marszcząc nos z obrzydzeniem, podczas gdy koło niego Cha Hae-In zakryła całą dłonią swoje usta i nos a jej oczy widocznie łzawiły.

- Trzymasz się. - Spytał cicho Jin-Woo podchodząc do niej i kładąc jej dłoń na ramieniu.

Kobieta lekko skinęła głową chociaż nie było wcale „ w porządku". Ku zaskoczeniu Jin-Woo uszy Cha Hae-In poczerwieniały.

- Nadchodzą!

Baek Yun-Ho wskazał na odległą ciemność i ostrzegając resztę drużyny. Jednak zanim jeszcze skończył ich ostrzegać, Cha Hae-In już dobyła swojej broni.

Ma Dong-Wook podciągnął tarczę tak dużą jak jego ciało aż do podbródka i spojrzał na swój przód. Mag ustawił się nieco za nim tak aby w razie ataku nie być całkowicie odsłonięty, a jednocześnie móc rzucać zaklęcia.

Nagle koło Ma Dong-Wooka pojawił się jeden z cieni Jin-Woo ciąć mrówki zanim jeszcze zdążyły zbliżyć się do ich grupy.

Żelazny zaraz poszedł za jego przykładem.

Choi Jong-In jako pierwszy otrząsnął się z zaskoczeni i rzucił w stronę mrówek większy ognisty pocisk.

Za jego przykładem ruszyła reszta drużyny.

***

– Czy to strażnicy królowej? Zapytał Ma Dong-Wook. - Są zaskakująco słabe.

Choi Jong-In pokręcił głową.

- Sądzę że są tu aby pilnować jaj.

- Ich oczy zaniknęły, zgaduję że wyewoluowały w taki sposób by być podziemnymi strażnikami. - Baek Yun-Ho pochylił się nieco przyglądając się jednej z najmniej uszkodzonych mrówek. Tej którą czysto i szybko Igris przeciął na pół.

- A więc może dlatego były tak słabe, z nimi nie powinniśmy mieć problemów. Większe kłopoty sprawi pewnie straż królowej.

Łowcy zaczęli sprawdzać swój sprzęt, zanim rzucili się do decydującego starcia z królową mrówek, kamerzysta zaczął rozglądać się tu i tam, aby uchwycić więcej materiału, przy okazji ponownie przyglądając się przyzwaniom Jin-Woo tym razem z ostrożną ciekawością.

- Spójrzcie. - Jin-Woo tymczasem wskazał na coś znajdującego się pośród łupin jaj z których mrówki zdążyły się już wykluć.

Oczy Baek Yun-Ho powiększyły się.

Większość jaj zawierających zwykłe mrówki miała wielkość koła rowerowego, ale to wskazane przez Jin-Woo było tak duże jak dorosły mężczyzna postury Ma Dong-Wooka.

Długi i owalny kształt jaja był na tyle duży, że mógł z niego wynurzyć się w pełni dorosły okaz mrówki.

- Czy to też jest jajo mrówki...? Co do diabła z niego wypełzło? - Min Byung-Gu spojrzał z niedowierzaniem na skorupę jaja.

- Musimy skupić się na zabiciu królowej, nie zwracaj uwagi na nic innego.

- Racja.

Min Byung-Gu miał niespokojną minę, gdy odwrócił się, by podejść do reszty łowców. Zanim dołączył do pozostałych, Baek Yun-Ho po raz ostatni spojrzał na to skorupy ogromnego jaja

- To jest przerażająco chore...

- Czekajcie... lepiej spalić te jaja jeśli już tu jesteśmy. - Odezwał się Jin-Woo po czym spojrzał na Kła. - Celuj w jaja, jeśli skrzywdzić ludzi nie pokazuj mi się więcej na oczy.

Ork kiwnął głową.

[KIEŁ UŻYWA UMIEJĘTNOŚCI: „PIEŚŃ POWIĘKSZENIA".]

Łowcy patrzyli w szoku jak jedno z przyzwań zaczyna rosnąć, aż w końcu góruje nad nimi wszystkim prawie dotykając wysokiego sufitu jego miejsca. Na oko Kieł miał teraz więcej niż cztery metry.

Był ogromny.

Operator z szeroko otwartymi ustani zadarł głowę razem z kamerą do góry aby przyjrzeć się potworowi, zaczynając się po cichu zastanawiać dlaczego do diabła nie wysłano tutaj tylko łowcy Sung Jin-Woo skoro miał takie umiejętności...

[KIEŁ UŻYWA UMIEJĘTNOŚCI: „PIEŚŃ OGNISTEGO SMOKA".]

Płomień jaki poleciał w stronę komory z jajami był równie ogromny jak sam Kieł o tak wielkiej sile że zrobił dziurę na wylot w całym mrowisku a ten płomień zapewne widać było na samej wyspie Jeju.

- No chyba sobie jaja robicie! To jest naprawdę przywołana istota?! - Lim Tae-Gyu patrzył bezradnie jak ten potwór przywołuje płomienie o przywołaniu których Choi Jong-In mógł tylko marzyć. Ba! Wspomniany łowca patrzył na to z bezradną zazdrością wiedząc że nie byłby w stanie przywołać nawet o połowę mniejszego ognistego uderzenia.

Ma Dong-Wook opuścił tarczę zastanawiając się czego on właściwie jest świadkiem.

To coś było przyzwańcem jednego łowcy? Wyglądał bardziej jak król demonów który zszedł do świata ludzi.

- No dobra... Wystarczy już tego grillowania! - Krzyknął Jin-Woo patrząc zirytowany na Kła gdy ten za pierwszym razem nie zawrócił uwagi.

Żołnierz widząc irytację swojego króla opuścił głowę zawstydzony po czym skurczył się do normalnych rozmiarów.

- Czy... czy mu jesteśmy tutaj rzeczywiście potrzebni? - Spytał po chwili milczenia Beak Yun-Ho. - Skoro masz przy sobie małą armię.

Jin-Woo uniósł brwi.

Mówiąc szczerze lepiej byłoby mu gdyby był tutaj sam, inni łowcy tylko zabierają mu cenne doświadczenie.

Nie mógł jednak tego powiedzieć wprost.

- Dostałem od Stowarzyszenia wytyczne, ja tylko wykonuj rozkazy. Możemy ruszać.

Tymczasem operator patrzył na rozmawiających łowców a kamera na jego hełmie wszystko przesyłała do Korei.

Go Gun-Hee oglądający transmisję w swoim biurze uśmiechnął się szeroko się zadowolony.

***

- Pan Matsumoto.

- Co się dzieje, Goto?

- Mamy... ponieśliśmy straty. - Stwierdził po chwili wahania Goto Ryuji patrząc zaskakująco beznamiętnie na zmasakrowane ciała porozrzucane wokół siebie. - To oznacz tylko że byli zbyt słabi, proszę się tym nie martwić.

- Zimny z ciebie gość. Cóż, potrzebujemy tylko ciebie. Strata kilku ludzi nic nie zmieni.

- Kilka minut temu mieliśmy problemy z zagłuszaczami i wszystkie mrówki natychmiast zaczęły wracać z powrotem do królowej. Martwi mnie, że coś się stanie, ale raczej to też nie zrobi nam dużej różnicy.

- Jakie szansę na przeżycie mają Koreańczycy?

- Po przetestowaniu ich umiejętności, to obecny skład tamtej drużyny... - Mówiąc to Goto przypomniał sobie obezwładniający chłód i świecące zimno niebieską maną oczy. Zacisnął zęby starając się nie drżeć na to wspomnienie. Może i tamten gość był straszny, ale jeden łowca nie zmieni wyników całego rajdu. - Mają zerowe szanse na przeżycie.

- Dobrze... będziemy mogli powiedzieć, że próbowaliśmy udzielić im pomocy, ale ze względu na własne straty byliśmy zmuszeni się wycofać. „Niestety, Goto i jego próby zostania łowcą rangi narodowej spełzły na niczym". Możemy dać taki nagłówek. To i tak nie miało znaczenia, nasz pierwotny cel, eliminacji koreańskich łowców rangi S, został zakończony sukcesem. Wycofajcie się.

- Tak jest.- Goto spojrzał na swoich dwóch towarzyszy. - Wycofujemy się. Później odzyskamy ich...

Czując przytłaczającą moc pędzącą w ich kierunku Goto Ryuji udało się uskoczyć. Jednak jego partnerka nie miała tyle szans.

- Ishida!

Ciało kobiety z oderwaną głową padło bezwładnie na ziemię a krew zaczęła wylewać się brudząc jasną ziemię wokół.

- Minoru, dołącz natychmiast do drużyny Bravo, ja się tym zajmę.

- Ale...

- Jeśli ta mrówka jest aż tak silna, będziesz tylko wchodził mi w drogę.

Teraz rozumiał porozrywane pożarte ciała mrówek, to musiała zrobić ta mrówka która zabiła jego łowców i roztaczała tą potworną obezwładniającą aurę przez którą trudno było nawet oddychać.

Najlepsi łowcy z Japonii ulegli jednej mrówce... Była niebywale potężna, moc która wypływała z niej ogromnymi falami... nigdy jeszcze czegoś takiego nie czuł.

- ...Tak jest.

***

Drużyna Koreańska weszła do komnaty bossa, czy w tym przepadku lepiej było powiedzieć królowej. Dotarcie tutaj zajęło im około piętnastu minut.

- Te przyzwania... Co za piekielna siła... - Lim Tae-Gyu obejrzał się za siebie na cienie Jin-Woo.

- To naprawdę straszne i niesamowite prawda? - Ma Dong-Wooka po raz pierwszy od wejścia do mrowiska lekko uśmiechnął się chodź na krótką chwilę. - Wiedziałem że łowca Sung jest niesamowity, ale że aż tak.

Nie mogli jednak dalej kontynuować rozmowy gdy rzucili się na nich strażnicy królowej którzy do tej pory byli niewykrywalni, jakby specjalnie czekając na okazję do ataku.

Straż królowej okazała się nieporównywalnie silniejsza do mrówek z jakimi tutaj dziś walczyli, czy nawet tymi z poprzednich rajdów. Jedna mrówka przysporzyłaby sporo problemów samotnemu łowcy rangi S. Ale ostatecznie potwór to tylko potwór. Łowcy mogli używać sztuczek i mnóstwa taktyk podczas gdy one były tylko bezmyślnymi potworami.

Gdy Ma Dong-Woo odpierał ataki kolejnej z nich za jego plecami pojawił się Igris przeskakując nad łowcą i wykonując jedno dłougie cięcie przecinając mrówkę na pół.

Tank popatrzył wielkimi oczami na truchło przed jego stopami i odzianego w ciemność rycerza.

Przywołane stworzenie jednym atakiem pokonało mrówkę która stanowiłaby problem dla łowcy rangi S... To było niebywałe. Przyzwane istoty nawet najsilniejszych łowców nie były siłą równać się z łowcami rangi S, co najwyżej z przeciętnymi jeśli chodzi o siłę, łowcami rangi A.

A ten tutaj... Ma Dong-Woo nie był pewien czy w pojedynkę udałoby mu się pokonać tą istotę.

- Łowco Cha, czy mogłabyś mi towarzyszyć podczas gdy Jin-Woo i jego cienie będą stały na straży.

Jin-Woo kiwnął głową, nie dając po sobie poznać że czuję irytację. Boss... tyle punktów... Cóż przynajmniej może mieć ciała tych wszystkich mrówek i samego bossa oczywiście.

- Czy potrzebujecie jeszcze jednego wojownika? Igris świetnie nada się na waszą asystę. W razie potrzeby mogę wezwać więcej cieni.

Co prawda Żelazny był tankiem który lepiej nadałby się do tego zadania, ale był znacznie słabszy niż Igris, a po pierwsze Jin-Woo nie chciał się zbłaźnić wysyłając słabszy cień który dałby się pokonać, z drugiej strony musiał pamiętać że widzi to cała Korea a on ma swojej cele do osiągnięcia za pomocą tego całego popisu.

- Hm... - Ma Dong-Wook spojrzał zmieszany na na żołnierza który wcześniej mu pomógł. Był bardzo przydatny, ale walka u boku czegoś co sprawia że skóra mu cierpnie...

- Czy mógłbyś wezwać jeszcze kilka... swoich cienia aby bronili na tyłach operatora oraz Min Byung-Gu? Igris pomoże nam z przodu.

Jin-Woo kiwnął głową przywołując trzech najsilniejszych wysokich orków którzy byli wcześniej strażą Kła i dwa lodowe niedźwiedzie.

Min Byung-Gu spojrzał nieufnie na lodowego niedźwiedzia który stanął niedaleko niego podczas gdy operator niepewnie podszedł do jednego z wysokich orków przyglądając mu się uważniej. Ork jedynie przekrzywił głowę patrząc na niego, ale nie robiąc nic innego.

- Chodźmy.

***

Dotarcie do komnaty bossa z miejsca gdzie były jaja zajęło im jakieś piętnaście minut i tyle samo zabrało im znalezienie komnaty z jajami.

Tak więc pozostało im trzydzieści minut na walkę z królową i wydostanie się stąd.

Tak jak mówiono im od początku, bossem okazała się wielka biała mrówka która była jednocześnie królową.

Chroniło ją ośmioro strażników.

Ma Dong-Wook i Igris zajęli się królową podczas gdy łowczynia Cha miała zając się strażą podczas gdy Beak Yun-Ho. Będzie ubezpieczał jej plecy, aby robić to jak najlepiej przemienił się w swoją formę bestii. Jin-Woo ze swoimi cieniami i resztą łowców zostanie na tyłach aby ich ubezpieczać.

Podczas gdy Igris razem z Ma Dong-Wookiem wykańczali królową strażnicy byli zajęci walką i nie mogli jej pomóc samemu jeden po drugim ginąc.

Beak Yun-Ho jako pierwszy wyczuł dzięki swoim zmysłom że królowa jest już bliska śmierci. Ostatnim co zrobiła było wydanie z siebie dziwnego głośnego agonalnego ryku.

Igris dokończył dzieła jednym cięciem odcinając jej głowę która upadła na ziemię robiąc sporo hałasu.

- To koniec... - Cha Hae-In spojrzała na cielsko z którego kapała fioletowa krew.

- Czy teraz zostaliśmy jednym z siedmiu krajów które wyczyściły podziemia kategorii S? - Lim Tae-Gyu sprawdził stan swojego łuki krzywiąc się na wielkie cielsko przed nimi.

- Coś tutaj nie gra...

- Mrówki zbliżają się do mrowiska! - Jin-Woo przekrzywił szybko głowę w stronę wyjścia. - Czuje je. Nie jest dobrze.

- Co?!

- Jesteś pewien?!

- Musimy się stąd wynosić! - Nakazał ostro Ma Dong-Woo.

- Powinniśmy mieć jeszcze trochę czasu!

- Japońscy łowcy nie dali rady!?

- Bariera którą położyłem na wejściu do mrowiska upadła. - Stwierdził nagle Choi Jong-In.

Jin-Woo wezwał więcej swoich cieni czując obecność zbliżającą się do nich.

Z korytarza powitego ciemnością będącego wejściem do komnaty powoli zbliżała się do nich humanoidalna mrówka, której obecności nie byli w stanie wykryć... Zaczęli czuć zbliżającą się w oddali chmarę mrówek, ale tą nie.

Niemal niemożliwe było zlokalizowanie stworzenia bez ciągłego wpatrywania się w niego, tak trudno było wyczuć jego obecność.

Było tak dopóki potwór nie wyszedł całkowicie z ciemności stają przed nimi.

Wtedy...

Kolana pod wszystkimi uczestnikami rajdu będącymi w mrowisku ugięły się gdy poczuli morze zalewającej ich potwornej energii jaką zaczęła emitować ta jedna mrówka. Energii przez którą trudniej było nawet wziąć oddech.

- Ta... - Beak Yun-Hoo cofnął się czując jak całe jego ciało drży. Jego zwierzęcy instynkt krzyczał że powinien uciekać aby uratować życie.

Co było niedorzeczne, jeszcze nie nigdy tak się nie czuł, to on był drapieżnikiem. Teraz jednak czuł się jak bezbronna ofiara w obliczu tej ogromnej mocy.

Koło niego Cha Hae-In padła na kolana obiema dłońmi zakrywając usta i nos a jej ciałem wstrząsnął kaszel.

Ta przerażająca presja która odczuwali przy każdym ruchu potwora nie pozwalała im się ruszyć z miejsca, tak bardzo przerażeni i przytłoczeni byli.

A przynajmniej większość z nich...

Jin-Woo patrzył zafascynowany na idącej w ich stronę potwora.

To monstrum... był silniejszy niż Igris i każdy jego żołnierz, to było pewne. Żaden z jego cienie w walce jeden na jednego nie pokonałby tego potwora.

Potwora który już należał do Jin-Woo.

Łowca jako jedyny z grupy zrobił krok do przodu przyglądając się mrówce...

- Łowco Sung...? - Choi Jing-In spojrzał na Sung Jin-Woo z zakłopotaniem gdy udało mu się już oderwać wzrok od mrówczego monstrum.

- Odsuńcie się.

- Co? - Ma Dong-Wook spojrzał zszokowany na łowcę, po czym jego szok zaczął zamieniać się w złość. - Oszalałeś, pojedynczo nie damy mu rady!

Słysząc narastającą złość w głosie Ma Dong-Wooka Jin-Woo nie chcąc tracić czasu wypuścił swoją własną energię która obmyła obecnych w pomieszczeniu.

Natychmiastowo wszyscy zaczęli czuć chłód pełzając im po skórze a presję w pomieszczeniu jeszcze się zwiększyła sprawiając że wszystkim łowców zaczęło boleśnie szumieć w uszach.

- Powiedziałem do tyłu! On jest mój.

Widząc zimny wzrok łowcy Sung Jin-Woo w którym błyszczała niebieska mana łowca Ma nie miał co innego zrobić jak tylko ustąpić czując strach w obliczu tej zimnej przerażającej energii.

O dziwo Choi Jing-In i Beak Yun-Ho od razu stanęli bliżej ściany osłaniając Min Byung-Gu i operatora podczas gdy będące przy nich cienie ruszyły bliżej Jin-Woo.

- To... ta moc... Nie wiem który z nich jest potworniejszy łowca Sung czy ta mrówcza bestia... cholera jasna co ja robię w tym piekle?! - Operator zwrócił się do mikrofonu za pomocą które miał relacjonować to co się dzieję mimo że sprzęt jaki miał przy sobie wyłapywał rozmowy i odgłosy niedaleko niego.

- Tamci... byli... słabi.

Słysząc chrapliwy głos wydobywający się z potwora oniemiali łowcy poczuli jak ich sera zatrzymują się.

- To... powiedziało?! - Lim Tae-Gyu trzymając w drżących dłoniach łuk cofnął się jeszcze o krok przez co zderzył się ze ścianą.

- Jesteś silny... - Mrówka podeszła bliżej Jin-Woo a jej czułki zadrgały go przyglądała mu się. - Jesteś królem...?

- To gada! - Przerażony operator wrzasnął patrząc na humanoida.

Nie,nie,nie. To nie mogło się dziać! Dlaczego on tutaj był! Co za pieprzony koszmar z którego nie mógł się obudzić!

- Gadająca mrówa. - Jin-Woo przyjrzał się potworowi. - Niesamowite. Straszne, ale niesamowite.

- Człowieku... roztaczasz niesamowitą aurę. Ale jesteś jeden... ja nie.

W jednej chwili całe pomieszczenie wypełniło się mrówkami które najwyraźniej wróciły do mrowiska na ostatni ryk królowej tak samo jak to monstrum.

- No to zaczynamy. Orkowie niech otoczą łowców i nie pozwolą się mrówką do nich zbliżyć.

- M...Moment, łowco Sung, możemy walczyć!

Jin-Woo spojrzał na zdeterminowany wzrok łowczyni Cha Hae-In.

- Wiem łowczyni Cha, ale teraz ja chce się trochę rozerwać.

Mrówka w końcu straciła cierpliwość i uderzyła Jin-Woo w twarz. Siła uderzenia była tak duża że kurz i płyn jaki leżał wokół uniósł się do góry i przysłonił potwora i Jin-Woo.

- Przyjął cios na siebie! Tak mocne uderzenie... Zlekceważył przeciwnika, dureń. - Lim Tae-Gyu patrzył przerażony na to co działo się przed nimi czując bezsilną frustrację ale i paraliżujący strach. Czy jeśli wszyscy razem zaatakują te mrówkę...?

- Ty też jesteś słaby...

Gdy kurz opadł znów na ziemię mrówka jak i łowcy otworzyli oczy szeroko ze zdumienia gdy okazało się że Jin-Woo nada stoi na swoim miejscu podczas gdy wokół nich trwa walka między cieniami a mrówkami.

Jin-Woo użył „Dotyku dominacji" aby zmusić mrówkę do padnięcia na kolana a następnie uderzył ją w łeb, z taką siłą że mrówka przeleciała przez całe pomieszczenie i uderzyła w ścianę.

- Jesteście pewnie że łowca Sung jest klasą maga? - Spytał skołowany operator.

- Podobno... Nawet ja nie mam tyle siły. - Ma Dong-Wook patrzył na młodego chłopaka który jak gdyby nigdy nic zaatakował to przerażające monstrum którego siła była dziesięć razy większa niż tej przeklętej królowej która była bossem!

- Nawet mnie trudno w to uwierzyć. - Beak Yoon-Ho spojrzał na obecnych łowców. W obecnej sytuacji nie wyglądali jak łowcy rangi S, a jak zwykli amatorzy. Nie mogli równać się z tą siłą...

- Czy w ogóle warto mówić w jego przypadku o klasie? Czy on jej potrzebuje? - Choi Jong-In spojrzał na plecy jednego z cienie którzy ich otaczali i walczyli jednocześnie z mrówkami. - Nie wtrącajmy się... nie mamy szans.

Tymczasem operator robił co w jego mocy, aby zachować dystans, aby nie przeszkadzać, i próbował jednocześnie uchwycić za pomocą kamery poczynania Jin-Woo. Praca większości łowców z zespołu rajdowego mogła być już skończona, ale jego własna praca jeszcze nie dobiegła końca. Ludzie musieli zobaczyć siłę tego nowego łowcy.

***

Mimo tak silnego zadanego przez Jin-Woo ciosu mrówka szybko się podniosła i wydała z siebie głośny skrzek.

Twardy z niego przeciwnik. Czy to z powodu jego egzoszkieletu?

Uderzył mrówkę ponownie odskakując jednocześnie do tyłu.

Rozejrzał się wokół siebie. Liczba mrówek znacznie się zmniejszyła i pozostała nieco ponad połowa z nich, a jego żołnierze wydawali się dobrze sobie radzić. Ale nadal było daleko do końca walki.

Widząc że mrówka jest na chwilę nieco oszołomiona jego uderzeniem Jin-Woo postanowił to wykorzystać.

- Powinniśmy przyśpieszyć. Postańcie.

Nagle z nieokreślonego miejsca dało się słyszeć wrzask pełen bólu i rozpaczy, a zaraz po nim z poległych ciał mrówek zaczęły wychodzić przerażające ciemne postacie.

- Co... te mrówki... one ożyły!? - Operator spojrzał na cienie które zaczęły wstawać i dołączały do walki ze swoimi dawnymi braćmi u boku żołnierzy Sung Jin-Woo.

- Nekromanta...

Wszyscy spojrzeli zaskoczeni na Cha Hae-In.

- Łowca Sung określił siebie jako nekromantę. - Cha Hae-In wskazała na orków otaczających ich. - Ci orkowie zostali przez niego zabici w podziemiu gildii Łowców. Uratował naszą drugą drużynę rajdową.

- I wziął sobie potwory. - Domyślił się Choi Jong-In. Następnie spojrzał na Kła który znów się powiększył i w taki sposób walczył z mrówkami. - A to był boss?

- Tak. Nie wiem jak to robi... ale zabite potwory stają się jego żołnierzami. Dlatego nazwał siebie nekromantą.

- To... to jest niemożliwe... Jak... jak ktokolwiek może mieć tak przerażającą umiejętność?! - Operator spojrzał zagubiony na resztę drużyny rajdowej. Nikt nic nie powiedział.

W tym samym czasie walka między Jin-Woo a mrówką nadal trwała i stawała się coraz bardziej zażarta i brutalna.

***

- Około stu... Ha, tam jest więcej niż sto przyzwań. - Uśmiech Go Gun-hee był szeroki gdy obserwował walkę między Sung Jin-Woo a potworem.

- Gdyby nie było tam łowcy Sung Jin-Woo... - Inspektor Woo przyjrzał się nagraniu z zamyślonym wyrazem twarzy.

- To byłaby katastrofa. - Zgodził się Go Gun-Hee. - Niemniej jednak... ten łowca... jest częścią Stowarzyszenia, czy to nie niesamowite?

- Rzeczywiście, panie prezesie.

***

- Ale jak wiele ma magicznej energii? Wezwanie tylu istot... i utworzenie nowych... powinien już wyczerpać całą swoją energię. - Beak Yun-Ho obserwował jak jeden z żołnierzy Sung Jin-Woo jest atakowany, zamienia się w czarny dym a po chwili znów wraca do swojej postaci i walczy dalej.

- Nie mamy pewności że potrzebuje tak dużo magicznej energii jak normalny łowca. - Choi Jong-In stojący koło mistrza gildii Białego Tygrysa patrzył wokół siebie na toczącą się walkę.

- Co? To byłoby nie możliwe. - Sprzeciwił się operator na chwilę odrywając wzrok od walczącego Sung Jin-Woo.

- A czy myślisz że przyzwanie tulu istot jest możliwe? - Spytał retorycznie Choi Jong-In. - Mam wrażenie że w łowcy Sungu nie ma nic co my uważamy za „normę".

***

Walka powoli dobiegała już do końca. Mrówczy potwór zaczął zwalniać podczas gdy na jego twardym ciele pojawiało się coraz więcej pęknięć i uszkodzeń. Jego idealne ciało, które powinno być niewrażliwe na wszelkie ataki, pękało.

Próbował także użyć zdolności którą pozyskał po pochłonięciu ślimaków. 'paraliżujący trujący jad". Jedna z najbardziej toksycznych trucizn pochodząca od żywego organizmu. Stała się ona jeszcze bardziej śmiertelna, gdy została zmieszana z jego ogromną magiczną energią.

Ale nawet ta trucizna nie była w stanie wyrządzić Jin-Woo krzywdy.

[UMIEJĘTNOŚC „CELNY ATAK" ZOSTAŁA ULEPSZONA DO OSTATECZNEJ FORMY: „OKELECZENIE".]

[UMIEJĘTNOŚĆ „OKALECZENIE" ZOSTAŁA AKTYWOWANA.]

[UMIEJĘTNOŚĆ „OKALECZENIE" ZOSTAŁA AKTYWOWANA.]

[UMIEJĘTNOŚĆ „OKALECZENIE" ZOSTAŁA AKTYWOWANA.]

[UMIEJĘTNOŚĆ „OKALECZENIE" ZOSTAŁA AKTYWOWANA.]

Pod sam koniec walki, gdy stracił rękę a armia cienia zaczęła w większości go atakować, mrówczy potwór próbował nawet uciekać. Wzbił się w powietrze, aby odlecieć, Jin-Woo jednak użył ponownie „Dotyku dominacji" aby sprowadzić potwora na ziemię przy okazji robiąc jego ciałem niezłą dziurę.

[UMIEJĘTNOŚĆ „OKALECZENIE" ZOSTAŁA AKTYWOWANA.]

[POKONAŁEŚ WROGA.]

[ZDOBYŁEŚ POZIOM!]

[ZDOBYŁEŚ POZIOM!]

Zdobył dwa poziomy... więc powinien osiągnąć już poziom setny. Nieźle.

Jin-Woo spojrzał na ciało mrówczego potwora. Mimo że już nie żył z jego ciała nadal wydobywała się potwornie silna aura.

- Powstań.

Gdy tylko wydał ten rozkaz poczuł jak zaczyna otaczać go bezkresna ciemność. To zdecydowanie było czymś dziwnym. Jednak ta dziwna ciemność równie szybko zniknęła co się pojawiła.

Czy to oznacza że nie udało się wydobyć cienia za pierwszym razem?

Jin-Woo odwrócił się czując podobną przytłaczającą aurę co wcześniej. Tym razem była ona jednak nieco inna.

[UDAŁO CI SIĘ WYDOBYĆ CIEŃ.]

Jin-Woo przyjrzał się z ciekawością mrówczemu potworowi który stanął przed nim. Posturą nie różnił się znacząco od swojego żywego ciała.

Sączył się jednak z niego czarny dym jak z innych jego przyzwań a jego oczy były niebieskie.

[??? LV.1]

Ranga: Generał

Och. Tej rangi Jin-Woo jeszcze nie widział.

Normalny, Elitarny, Rycerz, Elitarny Rycerz... Generał musiał być następny. Tak jak Jin-Woo się spodziewał, ten drań był silniejszy od reszty jego cieni.

Jin-Woo zwrócił wzrok na cielsko królowej.

- Proszę... Mój królu... Proszę nadaj mi imię...

Jin-Woo spojrzał zaskoczony na nowego Generała.

A więc pomimo swojej krwiożerczej natury za życia i ten cień był bezwzględnie lojalny.

- Jakim cudem mówisz?

- Ponieważ mogłem wcześniej...

Och? A więc dlatego że potrafił mówić wcześniej. To miałoby niby sens. Jego cienie po śmierci zachowywały swoje umiejętności. Chociaż Kieł za życia tez umiał mówić tak samo jak Żelazny który był człowiekiem.

A więc musiało chodzić o coś jeszcze...

Jedyną różnicą między nimi jest ranga. Może jego pozostałe cienie z czasem nabędą te umiejętność gdy awansują.

- Zabiłem cię. Czy mimo tego będziesz mi posłuszny?

- Ja... Nie umarłem... odrodziłem się dzięki mocy monarchy. Przepełnia mnie... szczęście. Zawsze będę za tobą podążał mój królu.

Cień klęknął uginając głowę.

- Mój królu... proszę nadaj mi imię.

- Imię które odróżni cię od innych mrówek...

Nagle do głowy przyszło mu imię sławnego autora twórcy książki „Mrówki".

- Beru. Twoje imię brzmi Beru.

- Dziękuję mój królu.

[BERU LV.1]

RANGA: GENRAŁ

Przypominając sobie że przecież nie jest tutaj sam Jin-Woo spojrzał na nadal oniemiałych łowców i tego przeklętego operatora.

To wszystko było nagrywane. Cudownie.

Oczywiście musiał o nich zapomnieć.

- Możecie już wracać, ja rozejrzę się tutaj jeszcze i pozbędę się niedobitków.

Nadal zastygli w szoku łowcy na słowa Jin-Woo otrząsnęli się i rozejrzeli między sobą.

- A co z tobą łowco Sung? Jak wrócisz? - Spytał Min Byung-Gyu.

- Jedno z moich przyzwań potrafi latać. Dam sobie radę. Rajd skończony sukcesem.

***

Prezes Stowarzyszenia Matsumoto Shigeo wyłączył ogromny ekran telewizora z wyrazem głębokiego smutku i porażki. Potwór wystarczająco silny, by natychmiast unicestwić dziesięciu najlepszych Łowców z Japonii, został zabity przez jednego łowcę z Korei Południowej.

Jak to się mogło stać?!

Drżące ręce Matsumoto Shigeo zacisnęły się na biurku.

Całkowicie nielogiczne wydarzenie rozegrało się właśnie na jego oczach.

Dzięki temu całkowity potencjał bojowy Japonii zmniejszył się o ponad połowę, a nawet jego pozycja jako prezesa Stowarzyszenia była teraz zagrożona. Gdyby Koreańczycy również zawiedli, mógłby spróbować wymyślić jakieś niejasne wymówki, by zatuszować tę całą sprawę, a następnie poprosić społeczność międzynarodową o pomoc, ale....

Koreańczykom nie tylko udało się zabić królową mrówek, ale nawet uciekli bezpiecznie ze szponów tysięcy mrówczych potworów, a także tego zmutowanego wybryku natury który umiał gadać.

Sung Jin-Woo

Ten jeden Łowca był odpowiedzialny za rozerwanie na strzępy jego misternego planu.

Gdyby wcześniej dokładnie przeanalizowali możliwości Sung Jin-Woo, mogliby współpracować z Koreańczykami w dobrej wierze i rozwiązać wszystko bez żadnego problemu.

Ale czy rzeczywiście... czy wtedy Japończycy w ogóle byliby im potrzebni? Skoro mają tak potężnego łowcę...

A teraz sam wykopał własny grób tylko dlatego, że uciekł się do podstępnych planów, które ostatnie zawiodły.

Pozostało dla niego tylko jedno wyjście.

Było nim postawienie na nogi Japońskiego Stowarzyszenia i uczynienie go silniejszym niż kiedykolwiek wcześniej. Aby to zrobić, potrzebował tylko jednego człowieka.

Sung Jin-Woo

Bez względu na wszystko, musi zdobyć tego człowieka. Z Goto Ryuji umierającym na próżno w ten sposób, był tylko jeden sposób na ożywienie Japońskiego Stowarzyszenia Łowców.

Wszyscy obywatele Korei byli na żywo świadkami wielkich wyczynów łowcy Sung Jin-Woo, więc nie byłoby to łatwe, ale cóż, istniał już przykład porzucenia Korei Południowej przez czołowego łowcę, co oznaczało, że wciąż była nadzieja.

Tylko co mógł zrobić aby przeciągnąć go na ich stronę. Co mógł mu dać?

Mózg Matsumoto Shigeo, chwilowo zamrożony z powodu strachu i rozpaczy, znów zaczął gwałtownie wirować.

***

Nagranie z rajdu, który miało miejsce w małym kraju w Azji, wywołało dość silne poruszenie psychiczne u Davida Brennona, dyrektora amerykańskiego Biura Łowców.

- Co pan o tym myśli?

Wicedyrektor ostrożnie zapytał swojego szefa. 

- Oglądanie tego nagrania sprawia że czas szybciej płynie. Już jest czwarta nad ranem. Znasz już moją odpowiedź czy to nie dlatego przyszedłeś do mnie o tej porze?

Rzeczywiście tak było.

Między dwoma mężczyznami siedzącymi po przeciwnej stronie stołu zapadła ciężka cisza.

Dyrektor ponownie odtworzył wideo, zapalając papierosa. Nadal był zszokowany tym, co oglądał. Zwłaszcza gdy dotarł do części, w której Łowca wezwał czarnych „żołnierzy", by zmieść rój mrówek. To był widok nie do uwierzenia.

Co ktoś mógłby powiedzieć po obejrzeniu tego szalonego filmu?

Dokładnie trzy papierosy później dyrektor cicho otworzył usta.

- Łowca który może przywoływać i kontrolować setki żołnierzy jest anomalią. Uważam że jeśli pozostanie w tak małym kraju jakim jest Korea Południowa, tylko się zmarnuje.

- Myślę tak samo. Masz o nim jakieś informację?

Zastępca dyrektora chętnie wyciągnął plik dokumentów zawierający wszystkie istotne informacje związane z Sung Jin-Woo.

Minęła niecała godzina od zakończenia rajdu na wyspie Jeju na dalekim wschodzie, ale powiązane dane były już w jego rękach. Co więcej, akta zawierały wszystko, co należało do typu łowcy, a także jego bliskich współpracowników i krewnych.

- Jest tutaj wszystko razem z wydarzeniem sprzed kilku miesięcy: „Incydentem Sung Il-Hwana". Istota, która mogła być człowiekiem lub potworem w przebraniu, wyszła z podziemia i twierdziła, że jest Koreańskim łowcą. Zebrane wówczas dane nadal pozostawały w bazie danych Biura Łowców. Był... lub podawał się za ojca Sung Jin-Woo.

Zastępca miał dość poważny wyraz twarzy.

- Dodatkowo jego ojciec zaginął w bramie a on nigdy nie dostał za to żadnego odszkodowania.

- Zanim przeszedł proces ponownego przebudzenia, niezliczoną ilość razy ryzykował życiem, aby zapłacić za szpital swojej matki, która zapadła w wieczny sen.

- Bardzo odpowiedzialny.

Jak mogli tak źle traktować żonę i syna bohatera, który stracił życie walcząc z potworami dla dobra swojego narodu? W USA coś takiego było zupełnie niewyobrażalne.

- Problemem jest jednak fakt że podobno już zgodził się pracować dla Koreańskiego Stowarzyszenia Łowców.

Ta informacja sprawiła się twarz dyrektora pociemniała.

Go Gun-Hee był bardzo szanowany w swoim kraju dodatkowo uchodził za człowieka który potrafi być bardzo uparty i nieustępliwy.

- Zabranie dwóch łowców rangi S z jednego kraju.... Jednego spod nosa Stowarzyszenia... Czy nie byłby to jasny znak że nie szanujemy zawartego między naszymi krajami sojuszu?

Zastępca dyrektora zapytał spokojnie.

- Nie jest wart takich działań?

- ...

Na to pytanie odpowiedź była tylko jedna i oboje dobrze ja znali.

- Zdołasz to zrobić?

Zastępca odpowiedział dokładnie tymi samymi słowami, których użył podczas sprawy Hwang Dong-Su.

- Zrobię co w mojej mocy.

Dzięki tym czterem słowom zastępca był w stanie szybko wspiąć się po szczeblach kariery, aby dotrzeć do miejsca, w którym był teraz. 

Stany Zjednoczone Ameryki szczyciły się już dwoma najpotężniejszymi Łowcami na świecie, tak zwanymi łowcami „rangi międzynarodowej", ale nawet mimo tego dyrektor David Brennan chciał zdobyć tego młodzieńca jako nowy okaz dla USA.

- Bez względu na to, jakie warunki postawi, sprowadź go.

***

Po odejściu łowców Jin-Woo wreszcie odetchnął z ulgą podchodząc do ciała królowej.

- Powstań.

Bardzo szybko stanęła przed nim tej samej wielkości co za życia królowa mrówek.

[??? LV.1]

RANGA: GENERAŁ

Nim Jin-Woo mógłby w ogóle zastanowić się nad imieniem dla niej znał sobie sprawę że coś jest nie tak.

Cienie mrówek wokół niego stały się niespokojne i zaczęły się trząść i kulić, a Jin-Woo wyczuł że jego połączenie z mrówkami osłabło.

- Beru, co się dzieję?

 Beru wiedział wszystko, co trzeba było wiedzieć, jeśli chodzi o wewnętrzne funkcjonowanie armii mrówek, więc warto było go zapytać.

- Zdolnością królowej... jest kontrolowanie kolonii mrówek.

No tak, to oczywiste, czyżby...

- Oznacza to że moje kontrola nad mrówkami jest przekazywana królowej?

- Tak, dokładnie.

Jin-Woo przyjrzał się uważnie królowej przed nim.

- Mimo swojej rangi nie ma dużo magicznej mocy... Dlaczego jest jej mniej niż wcześniej?

- Magia królowej w większości jest przeznaczona... do rozmnażania. Niemożliwe jest ono bez... prawdziwego ciała.

- Więc mówisz że nie potrafi skutecznie walczyć?

- Tak, mój królu.

Jin-Woo nie potrzebował drugiego lidera, teraz gdy miał Beru. A jego cienie musiały umieć dobrze walczyć.

Nie czuł się jednak jakoś bardzo oszkukany, ze względu że pozyskał Beru, więc zniesienie straty niepotrzebnej królowej było bardzo łatwe.

- Anulowanie wydobycia.

[LICZBA PRZECHOWYWANYCH CIENI: 570/570]

Jedyne co im tutaj pozostało to magiczne kryształy .

Jin-Woo rozejrzał się dookoła. Najwyższej jakości magiczne kryształy widziane tylko w bramach kategorii S leżały porozrzucane po podłodze jak zwykłe kamyki.

Słyszał, że kryształy te zostaną wykorzystane do zrekompensowania rodzinom ofiar, a także samym ofiarom, a także do odbudowania wyspy Jeju do dawnej świetności. 

Te kryształy nie należały się jemu, zresztą to nie tylko on brał udział w tym rajdzie. Nie zamierzał być złodziejem.

Ale bardzo korciło go zabranie kryształu z dawnego ciała Beru którego samodzielnie zabił. Był to piękny czarny jak smoła kryształ, przypominający kamień szlachetny. Schował go do ekwipunku, myśląc co zrobić z niedobitkami mrówek. Te mrówki latały... a te umiejętność miało niewiele jego cieni.

- Spróbuję zabić ich jak najwięc...

- Królu...

Jin-Woo spojrzał na stojącego za nim Beru z ciekawością.

- Wyczuwam, że wśród wrogów panuje chaos, ponieważ nie mają lidera. Nie mogą się zorganizować.

- Czy wiesz ile ogółem pozostało jeszcze mrówek?

- Zanim rozpoczął się rajd, na wyspie żyło 8700 mrówek. W tym momencie pozostało ich 4000, mój królu.

- Och, myślałem że sporo ich już wybiliśmy... ale było już oryginalnie ich naprawdę dużo.

Jin-Woo spojrzał kontem oka na swojego nowego generała.

- Myślisz że zdołasz się ich pozbyć?

Ciemność zawirowała wokół cienia, a Jin-Woo wyczuł jego szczęście i podcienienie.

- Jeśli tylko wydasz mi rozkaz.

- Zajmij się nimi, w razie potrzeby weź do pomocy mrówki. Pora wracać.

***

Kaisel wylądował przed budynkiem Stowarzyszenia Łowców.

Oczywiście, wszyscy oszołomieni ludzie ze Stowarzyszenia wybiegli na zewnątrz, gdy potężny potwór nagle pojawił się w środku Seulu – na trawniku przed Stowarzyszeniem Łowców.

Łowcy z Wydziału Monitoringu, których zadaniem jest zwykle wykrywanie zbliżających się wszystkich istot posiadających magiczną energię, również wybiegali na zewnątrz. W tym dziale najczęściej pracowali łowcy, którzy poniżej rangę C nie schodzili.

Ale ich cera straciła kolor po tym, jak Jin-Woo zeskoczył z grzbietu stworzenia.

Tymczasem zgromadzeni tutaj ludzie zaczęli rozpoznawać, kim on jest.

– C-czy to przyzwane stworzenie łowcy Sung Jin-Woo?

— On też potrafi kontrolować takiego potwora?

Wszyscy ci ludzie widzieli zdolności Jin-Woo na ekranach telewizorów. Byli więc zaskoczeni bardziej faktem że może kontrolować latającego potwora, a nie potwora samego w sobie.

Jin-Woo podszedł do inspektora Woo, którego rozpoznał i zwrócił się do niego, starając się nie jeździć wzrokiem po sylwetce mężczyzny.

Do diabła,czy jego mózg nie może chociaż przy jednym spotkaniu z tym gościem działać poprawnie?!

- Witam inspektorze Woo chciałby zobaczyć się z prezesem.

Normalnie nie spotkałbyś się z prezesem tylko dlatego, że tego chciałeś. Nawet minister rządu musiał czekać cały tydzień na spotkanie z Go Gun-Hee.

Jednak kto tutaj był na tyle odważny, by powiedzieć to młodemu człowiekowi przed ich oczami.

Łowca, który był członkiem zespołu rajdowego z ramienia Stowarzyszenia, oraz jak się okazało bardzo potężny łowca, który bez większych problemów pozbył się mrówczego potwora – potwora tak potężnego, że wykończył 3/4 łowców japońskich oraz zapewne zabiłby koreańskich łowców gdyby nie było tam Sung Jin-Woo.

Prezes Stowarzyszenia zapewne czekał na to spotkanie.

Woo Jin-Chul miał jednak więcej odwagi niż normalni pracownicy i znał od nich nieco lepiej łowcę Sung Jin-Woo.

- Przewodniczący Go Gun-Hee czeka na ciebie w...

Kaisel czując się najwyraźniej niepocieszony ignorowaniem wyciągnął swoją długą szyję blisko inspektora Woo i zaskakująco szybko trącił nosem jego dłoń.

Widząc to pracownicy Stowarzyszenia ruszyli się niespokojnie nie wiedząc czego się spodziewać. Inspektor Woo jednak zachowują zimną krew po prostu położył dłoń na łbie cienia głaszcząc go. Wywerna zamruczała nisko zadowolona.

- Przepraszam inspektorze, Kaisel uwielbia pieszczoty.

Była to ciekawostka jaką odkrył jakiś czas po zdobyciu tego cienia. Był świetnym środkiem transportu, ale czasami z zachowania przypominał szczeniaka szukającego pieszczot.

- Nic nie szkodzi, muszę jednak prosić abyś nie zostawiał tutaj swojego cienia, nie chciałbym wypisywać protokołu z czyjegoś zawału.

Członkowie Stowarzyszenia patrzyli z niedowierzaniem na szefa Wydziału Monitorowania Łowców, nieoficjalną prawą rękę przewodniczącego Go Gun-Hee który jak gdyby nigdy nic głaskał to przerażające ogromne stworzenie.

Kaisel wydał z siebie niepocieszony pomruk gdy ręka inspektora oderwała się od jego łba a Jin-Woo wezwał go do swojego cienia.

Jin-Woo dostał się do biura prezesa Stowarzyszenia, a tuż za nim szedł inspektor Woo Jin-Chul, przewodniczący siedział spokojnie za swoim biurkiem, a gdy tylko zobaczył Sung Jin-Woo uśmiechnął się szeroko.

- Sung Jin-Woo, świetna robota! Cóż to była za walka! Usiądź, proszę.

Go Gun-Hee zdecydowanie co oczywiste planował, traktować z szacunkiem osobę, która uratowała życie południowokoreańskich łowców rangi S.

Go Gun-Hee przeniósł się na kanapie naprzeciwko Jin-Woo, zamiast zostać na swoim zwykłym miejscu za biurkiem.

- Oglądałem całą transmisję.

W takim razie rozmowa powinna przebiegać dość płynnie.

- Ponadto zostałem poinformowany, jak się tu dostałeś.

Niezliczeni świadkowie widzieli teraz Kaisela latającego po niebie i lądującego przed Stowarzyszeniem. Nie było mowy, żeby prezes Stowarzyszenia Łowców o tym nie słyszał.

Jin-Woo był w stanie wykorzystać moce martwych potworów. Więc nie byłoby to dla niego takie dziwne, jeździć na grzbiecie stworzenia, gdyby udało mu się zabić gdzieś latającego potwora.

- Chciałeś ze mną porozmawiać?

- Zająłem się wszystkimi mrówkami na wyspie.

Go Gun-Hee zerwał się ze swojego miejsca.

- Udało ci się zabić każdą mrówkę?!

- Wysłałem moje cienie żeby je wykończyły. Najprawdopodobniej zostało ich trochę mniej niż połowa.

- Zajmuje się tym... ta mrówka? - Spytał ostrożnie Go Gun-Hee.

- Och? Tak, nazwałem go Beru. Wydaje się... zaciekle lojalny, zwłaszcza zwarzywszy na fakt że zabiłem go godzinę wcześniej. Ale każdy mój cień jest całkowicie oddany.

- Rozumiem... On mówi... Słyszałem na nagraniu jak rozmawiałeś z nim.

- Z tego co wnioskowałem i co powiedział Beru... gdy żył absorbował moc zabitych istot i wydaję mi się że zyskał umiejętność mowy... po zabiciu jednego z japońskich łowców.

Kamera telewizyjna uchwyciła widok setek wezwań Jin-Woo. Gdyby te stworzenia przeczesały każdy centymetr wyspy Jeju, nie byłoby dla niego problemem unicestwienie każdej mrówki w tak krótkim czasie.

- Zabił trzy czwarte japońskich łowców, w tym Goto Ryujikiego, co by miało sens.

* * *

W apartamencie najlepszego luksusowego hotelu w Korei Południowej.

Chociaż jego obecność została pogrzebana pod głośnymi wiadomościami o niedawnym nalocie na wyspę Jeju, wciąż było niezaprzeczalnym faktem, że jeden z najpotężniejszych Łowców na świecie zamieszkał tam tymczasowo.

Thomas wyłączył monitor, wciąż odtwarzając wideo z nalotu. Do tej pory widział to nagrane wideo już trzy razy.

Oparł się o kanapę i położył nogi na stoliku do kawy.

Thomas miał jasne blond włosy i wysoki nos. Pozornie niekończący się szczęśliwy uśmiech był głęboko wyryty na jego noszącej okulary przeciwsłoneczne twarzy.

- Tylko sprawa łączy Pana Hwanga i Sung Jin-Woo. Jego starszy brat Hwang Dong-Suk, prawdopodobnie został zabity przez Sung Jin-Woo.

On i Sung Jin-Woo weszli razem do tego samego podziemia, ale tylko ten drugi wyszedł żywy, podczas gdy ten pierwszy zaginął.

Nikt nie kwestionowałby tego, co wydarzyło się w podziemiu. Obecnie było to przejawem zdrowego rozsądku, patrząc na siłę jaką posiadał Sung Jin-Woo.

- Skoro doszło do czegoś takiego, spotkanie z Sung Jin-Woo może być trudniejsze niż myślałem.

Był tylko jeden powód, dla którego Mistrz Gildii Scavenger, a także jeden z najbardziej znanych Łowców na świecie, Thomas, wziął sobię trochę wolnego czasu i przybyli do tego małego narodu. Tym powodem była chęć spotkania z Sung Jin-Woo.

Dokładniej, chciał dowiedzieć się, co może się stać, jeśli pan Hwang naprawdę spróbuje z walczyć z Sung Jin-Woo.

Laura stojąca z boku zapytała go ostrożnie.

- Co zamierzasz zrobić, jeśli faktycznie zaczną ze sobą walczyć?

- Lola, nie znasz się?

Thomas uśmiechnął się ostro a jego oczy zaświeciły się ostrą czerwienią zza okularów przeciwsłonecznych.

- Pan Hwang jest własnością gildii, a gildia należy do mnie.

Usiadł prosto i zniżył głos.

- Nie wybaczę nikomu kto dotyka moich rzeczy, nawet jeśli byłby to sam Amerykański rząd.

Nazywał się Thomas Andre.

Był międzynarodowa potęgą.

***

– Pozwól nam eskortować cię do domu, łowcu Sung Jin-Woo.

Prezes Stowarzyszenia Go Gun-Hee pospiesznie złożył tę ofertę, gdy Jin-Woo wstał, by odejść.

- Jeśli poczekasz chwilę, jeden z naszych agentów przywiezie samochód. 

Jin-Woo w pełni rozumiał, że Stowarzyszenie Łowców, a zwłaszcza jego szef, Go Gun-Hee, są mu niezwykle wdzięczni.

- Dziękuję, ale nie chce robić problemów.

Jednak Go Gun-Hee potrząsnął głową nalegając.

- Wierzę że wygodniej będzie gdy ktoś podwiezie cię do domu.

- Co ma pan na myśli?

Go Gun-Hee podszedł do okna i zwrócił się do Jin-Woo.

- Czy mógłbyś tutaj podejść?

Jin-Woo podszedł do okna i wtedy zrozumiał co przewodniczący ma na myśli.

Niecałą godzinę temu frontowe wejście do Stowarzyszenia było słabo zaludnione. Ale teraz zebrał się tam ogromny tłum pośród którego nie widział żadnych dziur.

– Wszyscy ci ludzie przybyli tu, żeby cię zobaczyć, łowco Sung Jin-Woo. Słyszeli, że przyjechałeś z wizytą do Stowarzyszenia".

Jin-Woo nie musiał pytać, skąd ci ludzie wiedzieli.

Kaisel rzucał się w oczy...

W dzisiejszych czasach wszyscy chodzili z co najmniej jedną kamerą przy sobie. Obrazy Jin-Woo jadącego na Kaiselu i wysiadającego przed Stowarzyszeniem mógł rozprzestrzenić się za pośrednictwem wiadomości jak pożar.

Potrzebny był tylko jeden nagłówek. Sam artykuł też nie musiał być jakiś bardzo długi czy szczegółowy.

Zapewne ci, którzy usłyszeli wieści, przybyli tutaj, aby potwierdzić to co zobaczyli, oraz ci, którzy chcieli tylko spotkać się z Jin-Woo osobiście, połączyli się, aby stworzyć ten ogromny tłum ludzi, który zgromadził się na trawniku przed budynkiem Stowarzyszenia.

Jin-Woo podrapał się w brodę zmieszany gdy zobaczył ten cały tłum.

- Nie byłem tam jedynym łowcą... Nawet to nie ja zabiłem bossa.

Go Gun-Hee również przez chwilę wpatrywał się w tłum w milczeniu, po czym spokojnie otworzył usta.

- Jestem pewien, że rozumiesz fakt że... Nasi rodacy pragnęli zwycięstwa.

Korea Południowa stała się jedynym narodem na Ziemi, który stracił część swojej ziemi na rzecz potworów po katastrofalnym przełamaniu się bramy na wyspie Jeju cztery lata temu.

Wiele krajów na zewnątrz wyrażało swoją solidarność, ale wielu z nich wewnętrzne zapewne spiło z Koreańskich Łowców za ich bezużyteczność i słabość. Gdy trzeci rajd zakończył się niepowodzeniem, nastroje te osiągnęły szczyt.

Dla lata ciężkiego upokorzenia...

Ludzie dowiedzieli się, że czwarta próba będzie wspólną operacją Japończyków i Koreańczyków. Pojawiły się głosy sceptyków, drwiące z Koreańczyków za nieumiejętność radzenia sobie z potworami bez pomocy Japończyków. Niestety, taka była prawdziwa twarda prawda.

Ale wtedy....

Potężni Japończycy i ich ponad dwudziestu Łowców rangi S podkuliło ogony i uciekło po miażdżącej porażce. Jednak Jin-Woo był na miejscu wraz ze swoimi czarnymi żołnierzami. Widząc to naród oszalał.

- Oczywiście jestem pewien, że możesz też odlecieć, używając swojego potwora.

Go Gun-Hee delikatnie zachichotał z boku.

- Uważam jednak, że ze względu na tłum powinieneś zejść na dół. Bo ludzie... potrzebują bohatera.

* * *

Jin-Woo pchnął szklane drzwi i wyszedł z budynku Stowarzyszenia. Cały chaos nagle ucichł.

Wszyscy zgromadzeni tutaj trzymali usta zamknięte i cicho wpatrywali się w Jin-Woo.

Wiele części garderoby Jin-Woo wciąż nosiło ślady bitew, które stoczył.

Były tam plamy płynu ustrojowe wielu mrówek, a nawet ręce Jin-Woo nosiły na sobie plamy i bud z walki. Jednak żadna osoba tutaj nie wydawała się obrzydzona tym widokiem.

Nie, obywatele po prostu wpatrywali się w niego w milczeniu, a w oczach wielu z nich wrzały różnorakie emocje.

Jin-Woo również popatrzył na nich cicho. Tak jak zapadła ciężka cisza między nim a mieszkańcami....

- Tą drogą łowco Sung

Woo Jin-Chul otrzymał teraz zadanie prowadzenia Jin-Woo, a następnie zawiezienia go do domu.

Agenci Wydziału Monitoringu poszli naprzód i stworzyli ścieżkę, prosząc tłum o zrozumienie, obywatele rozeszli się bez żadnych skarg.

Jin-Woo skinął głową. Woo Jin-Chul otworzył tylne drzwi samochodu i przytrzymał tam.

Jin-Woo po raz ostatni spojrzał na tłum, zanim wsiadł do samochodu.

Nie wiadomo, kto zaczął to pierwszy.

Ktoś z tłumu szybko opuścił głowę, gdy tylko napotkał spojrzenie Jin-Woo na znak podziękowania, ale potem wszyscy poszli za jego przykładem i zrobili to samo. Pozdrowienia przepełnione szczerym uznaniem wracały do niego wszędzie, gdzie przemykał wzrokiem.

Niespokojny głos Woo Jin-Chula obudził Jin-Woo i dopiero wtedy w pełni wsiadł do samochodu.

Woo Jin-Chul wszedł na miejsce pasażera z przodu, podczas gdy jego podwładny zajął miejsce kierowcy. Ostatecznie samochód powoli odjechał z terenu Związku.

Bez słowa Jin-Woo wyjrzał przez okno.

Tłum wpatrywał się w samochód, aż przestał być widoczny.

Początkowo czuł się zagubiony, gdy prezes stowarzyszenia zaproponował mu spotkanie z tłumem. Ale teraz cieszył się, że nie przeszedł obok nich.

Miał wrażenie, że każde jego spojrzenie było jego nagrodą za dobrze wykonaną pracę.

- Nie ma teraz Koreańczyka który nie zna twojego imienia, jak się z tym czujesz? - Spytał go Woo Jin-Chul.

- Coś mi mówi że kolejne wyjście na zakupy będzie bardzo tłoczne... - Jin-Woo zamyślił się na chwilę. - Ciekawe czy mógłbym zamiast tego wysłać jednego z moich cieni...

Na te myśl Jin-Chul zachichotał kręcąc lekko głową.

Słysząc to serce Jin-Woo lekko przyśpieszyło i on sam miał problem żeby nie uśmiechnąć się głupawo.

- Proszę tylko żebyś ograniczył moją papierkową robotę związaną z tym do minimum.

- Spróbuję. W końcu nikt nie lubi papierkowej roboty.

- Dziękuję za zrozumienie.

Szlak niech trafi tego cholernie przystojnego typa. I głupie szalejące serce Jin-Woo.

***

Po powrocie do domu, pierwszym co Jin-Woo zrobił było wzięcie prysznica, a następnie rozmowa z mamą oraz siostrą, które były pod ogromnym wrażeniem jego umiejętności oraz były nimi nieco zaniepokojone jednocześnie. Gdy już udało im się je uspokoić ponownie powtarzając że jego cienie są mu całkowicie posłuszne oraz że nie skrzywdzą nikogo niewinnego Jin-Woo poszedł do swojego pokoju.

Najpierw chciał uporządkować swój ekwipunek, a następnie iść spać.

Podczas przeglądania slotów, Jin-Woo znalazł tajemniczy przedmiot.

Tajemniczym przedmiotem był czarny klucz.

Klucz, który znalazł w „Przeklętym" Losowym Pudełku, świecił jasno, jakby przypominał mu, gdzie się przez cały czas ukrywał.

Jin-Woo wpatrywał się nieco oszołomiony w ten przejmujący widok, zanim ostrożnie położył broń, którą miał w ramionach, na podłogę. Następnie sięgnął do ekwipunku i mocno chwycił czarny klucz.

A kiedy ponownie otworzył rękę....

[PRZEDMIOT: KLUCZ DO ŚWIĄTYNI KARUTENON]

RZADKOŚĆ: ??

TYP: KLUCZ

SPEŁNIŁEŚ WYMAGANY WARUNEK.

KLUCZ UMOŻLIWIAJĄCY WEJŚCIE DO ŚWIĄTYNI KARUTENON. MOŻE BYĆ UŻYWANY PRZY WYZNACZONEJ BRAMIE.

LOKALIZACJA WYZNACZONEJ BRAMY ZOSTANIE UJAWNIONA PO UPŁYWIE OKREŚLONEGO CZASU.

POZOSTAŁY CZAS: 417:06:52

Wcześniej ten klucz nie miał żadnych informacji, a teraz niespodziewane pojawił się cały dokładny opis.

Świątynia Karutenon?

Jin-Woo zmarszczył brwi zdezorientowany.

Ta nazwa brzmiała dla niego znajomo... tylko skąd?

Światynia...

Ach!

Ostrożnie przeczesywał labirynt swoich wspomnień, aż w końcu przypomniał sobie, czego szukał, a jego brwi uniosły się w odpowiedzi.

Podwójne podziemie!

Dokładniej, nazwa ta została wyryta na kamiennej tabliczce trzymanej przez posąg, znalezionej w starożytnej świątyni znajdującej się na samym końcu podwójnego podziemia.

Tamto miejsce... tamten koszmar!

Te przeklęte „prawa"!

Rzeczywiście, teksty tej kamiennej tablicy wskazywały, że nazwa świątyni wypełnionej tymi przerażającymi posągami to nic innego jak „Karutenon".

To nie mógł być prosty zbieg okoliczności, że nazwa wyryta na kamiennej tabliczce i nazwa świątyni w informacji klucza były dokładnie takie same.

Co może oznaczać.....

Mógł tam wrócić?!

Oczy Jin-Woo rozszerzyły się w oszołomionej ciszy.

Wspomnienia tamtego dnia, niewyraźne i trudne do przypomnienia, jakby spowite welonem mgły, nagle powróciły do niego w pełnych, krwawych szczegółach.

System chciał aby tam wrócił – wzywał go z powrotem do miejsca, w którym wszystko się zaczęło.

Klucz, który sam emitował jasne światło, być może obawiając się wyraźnej możliwości, że nigdy nie zwróci na niego uwagi, a potem była nazwa miejsca, w którym miał być używany ten klucz, napisana tak wyraźnie, że nie dało się jej przegapić.

Bez wątpienia system go tam wzywał.

Co dziwne, Jin-Woo zaczął się interesować także czymś innym. Dlaczego to wszystko wydarzyło się teraz?

Rajd na wyspę Jeju raczej nie miałby z tym nic wspólnego.

A może chodziło o przejście zamku demonów?

Ten czarny klucz i „Przeklęte" losowe pudełko, z którego pochodzi, były „nieznaną nagrodą", którą wybrał na koniec zadania „Zbierz dusze demonów."

Ale... wtedy po otrzymaniu klucz nie miał on żadnych informacji...

Czy mogło chodzić o coś innego?

Myśląc intensywnie Jin-Woo przypomniał sobie jak koszmarnym miejscem była ta świątynia... tak silne były te posągi.

Może... chodziło o to że Jin-Woo jest już odpowiednio silny?

To było najbardziej prawdopodobne wyjaśnienie, jakie mógł wymyślić.

Wbił setny poziom.

Stał się sto razy silniejszy niż podczas pierwszej wizyty w tej cholernej świątyni.

Dobrze, że odkrył ten klucz, zanim było już za późno.

417 godzin... to za 17 dni od teraz. Zostały mu jeszcze ponad dwa tygodnie.

Do tej pory System nie okłamał go ani razu. Tak więc brama, o której mowa, z pewnością otworzyłaby się w miejscu, jak podano w informacjach o przedmiocie.

Musiał zacząć się przygotowywać.

Gdy te myśli przemknęły mu przez głowę, Jin-Woo sapnął ze zdumienia.

Od raz tak po prostu zamierzał tam wejść... po tym wszystkim.

Jasne, byli to łowcy niższej rangi pracujący dla Stowarzyszenia, ale mimo to ponad połowa zespołu rajdowego zginęła właśnie tam. Nie zapominajmy, że on sam też kilka razy prawie zginął.

Gdyby nie system naprawdę by wtedy umarł... I stracił nogę...

Trzeba było też wziąć pod uwagę coś jeszcze – może zostać trafiony nieznaną karą, jeśli zdecyduje się zignorować wezwanie Systemu.

Czy już nie zdawał sobie sprawy z faktu, że w zależności od wyborów, jakich dokona, System stanie się jego sojusznikiem lub wrogiem? Czy nie nauczył się swojej lekcji, kiedy zignorował pierwszą codzienną misję lub gdy wydano mu misję awaryjną?

Zastanawiał się tylko... czego system od niego chce że go ponownie tam wysyła...

Czy opis „Przeklętego" Losowego Pudełka nie mówił, że da mu to, czego najbardziej potrzebował?

System... z jakiegoś powodu musiał istnieć i zostać przypisany jemu... możliwe że tam Jin-Woo nareszcie znajdzie odpowiedź.

Żołnierze w jego cieniu poruszyli się niespokojnie czując wir silnych emocji jakie targały ich władcą.

***

To był jego pierwszy oficjalny rajd po zdobyciu rangi S.

Po rajdzie na wyspę Jeju pojawiło się wiele głosów:

- Myślałem że przyzwanie tylu istot jest niemożliwe.

- On jest naprawdę niesamowity.

- Łał, nie mam słów.

- 4 lata temu straciłem na tej wyspie rodzinę. Dzięki niemu mogę wreszcie spoczywać w spokoju.

- Czy nie jest on już łowcą rangi narodowej?

- Hej, nie jest tak świetny, nie chwal dnia przed zachodem słońca.

- Dlaczego nie? Gdyby nie on cała drużyna rajdowa zapewne by zginęła. Znajduje się na innym poziomie niż reszta łowców rangi S.

- Łowca Sung Jin-Woo nie ma jeszcze doświadczenia. Jeśli jest utalentowany ludzie go w końcu dostrzegą.

- Słyszałem że łowca rangi E jest tylko trochę silniejszy od zwykłego człowieka. Czy to ma sens że stał się nagle tak silny?

Ludzie zaczęli mówić o tym fakcie bo ich to interesowało i zawsze wtedy wspominali o Sung Jin-Woo.

Niektórzy go wspierali chodź było tyle samo słów krytyki:

- Skoro jest tak silny to czemu nie załatwił tego wszystkiego sam?

- Czy naprawdę ci wszyscy łowcy musieli ginąć?

- Jest zwykłym tchórzem których nie chciał lecieć tam sam.

- Łowca rangi E zawsze pozostanie w głębi serca łowcą rangi E.

Istotnie, czwarty rajd na wyspę Jeju przyniósł ze sobą ofiary.

W rajdzie brało udział 4801 łowców. 727 było zwykłymi przebudzonymi . Zabitych zostało 64 przebudzonych i 32 cywili.

Chociaż rajd zakończył się sukcesem to była to nadal tragedia która pochłonęła wiele żyć. Jednak w tej próbie zginęło i tak najmniej osób w porównaniu z wcześniejszymi próbami.

***

- Zastanawiam się czy nałożyłeś na wyspę Jeju jakąś barierę?

Go Gun-Hee szedł koło Jin-Woo po po zakończeniu ceremonii upamiętnienia poległych na wyspie Jeju.

- Co? Nie... niczego takiego nie użyłem na wyspie.

- Mh, rozumiem. Ostatnio coś się wydarzyło. Ludzie wysłani po kryształy do tuneli tracili przytomność. Każdy z nich miał rangę A lub B, włączając w to członków gildii Rycerzy. Pytam bo może zapomniałeś o tym wspomnieć, gdy widzieliśmy się dwa dni temu, ale tak jak się spodziewałem...

- Co dokładnie powiedzieli tamci ludzie?

- Nie pamiętają co działo się chwilę przed utrata przez nich przytomności. Nie wiemy nawet czy zostali zaatakowani magią, czy też nie.

- Czy to możliwe że mrówki zostawiły jakąś pułapkę... - Jin-Woo zastanawiał się cicho.- Beru.

Byli już dość daleko od miejsca gdzie miejsce miała ceremonia i w zasięgu wzroku nie było już łowców, jako że niektórzy zostali jeszcze na miejscu ceremonii a inni po prostu wrócili już do swoich spraw.

Gdy, mrówczy cień pojawił się koło Jin-Woo prezes z dość spokojną miną przejrzał mu się podczas gdy agenci za nim głównie drgnęli tylko lekko zaskoczeni i niespokojni.

- Mrówki nie posiadały tego typu umiejętności, mój panie. Żadne takie pułapki nie były nałożone na wyspę.

- Rozumiem. Dzięki.

Beru skłonił się po czym zniknął w cieniu Jin-Woo.

- To nadal robi niepokojące wrażenie, wciąż ciężko mi uwierzyć że potwór może mówić.

- Martwy potwór. Proszę pana. - Dodał nieco rozbawiony Jin-Woo.

- Rzeczywiście. Co do twojego dołączenia do Stowarzyszenia... jest jeszcze trochę papierów do podpisania, kilkanaście klauzul oraz odpisy protokołów postępowania, które powinieneś poznać.

Jin-Woo popatrzył na niego wielkimi oczami mając nietęga minę.

- Inspektor Woo Jin-Chul zaproponował że pomoże ci pobieżnie zapoznać się tylko z tymi z którymi powinieneś.

Jin-Woo rzucił pełne wdzięczności spojrzenie agentowi idącemu za Go Gun-Hee. Jego twarz nadal pozostała spokojną maską, ale Jin-Woo dostrzegł jak kąciki jego ust lekko drżą, jakby próbował się nie uśmiechać.

- Cały czas jednak pracuję nad przekonaniem rządu co do twoich próśb... oczywiście nie ma się czym martwić, w końcu na wszystko się zgodzą... jednak tego typu zadania wymagają czasu.

- Rozumiem, nie ma potrzeby się jakoś bardzo śpieszyć, wiem że jest pan osobą bardzo zajętą.

- Prezesie.

Jeden z kilku agentów podszedł i szepną coś do ucha przewodniczącemu a ten kiwną głową.

- Wygląda, na to że mój gość przybył nieco wcześniej, więc muszę cię opuścić. Do zobaczenia.

Gdy prezes i agenci przyśpieszyli Jin-Chul podszedł do niego nie idąc za prezesem.

- Czy nie masz nic przeciwko przybyciu do mojego mieszkania dziś wieczorem żeby uzupełnić wszelkie papiery?

- W porządku. Jestem ci bardzo wdzięczny że mi pomożesz, naprawdę nie chce zostać z tym bałaganem sam.

- Nie ma za co. Muszę iść, wyślę ci wiadomość z moim adresem, a tymczasem muszę iść. Do zobaczenia.

- Do zobaczenia.

Gdy Jin-Chul już odszedł Jin-Woo bardzo starał się przekonać że to wcale nie jest pieprzona randka. To cholerne spotkanie w celu czytania i podpisywania potwornie nudnych papierów.

***

Gdy ruszył przed siebie, bardzo szybko zdał sobie sprawę że ktoś mało dyskretnie za nim podąża.

Czy powinien zająć się tym kimś?

Z drugiej strony jeśli ten ktoś z żadnym razie nie próbował nawet udawać dyskrecji to musiał czegoś od Jin-Woo chcieć.

W chwili gdy Jin-Woo chciał złapać za klamkę vana usłyszał za sobą męski głos.

- Pan to Sung Jin-Woo?

Jin-Woo uniósł brwi i uśmiechnął się lekko.

Bingo.

- Zgadza się, a pan nie był zbyt dyskretny. - Stwierdził Jin-Woo w stronę rozmówcy.

- Nie miałem takiego zamiaru.

Jin-Woo zamrugał zaskoczony. Obcokrajowiec?

To było niespodziewane. Koreański tego mężczyzny był tak doskonały i płynny że Jin-Woo nie przeszło przez myśl że ujrzy przed sobą mężczyzny z zachodu. Nie było wątpliwości że mężczyzna o niebieskich oczach, ciemnoblond włosach i jasnej cerze pochodził zapenne ze Stanów, Kanady lub Europy.

- Jestem starszym przedstawicielem Amerykańskiego Biura Łowców. Adam White.

Mężczyzna wyciągnął wizytówkę i podał ją Jin-Woo. Jego nazwisko, organizacja, w której pracował, a także numery kontaktowe zostały wydrukowane dużymi, czytelnymi literami na wizytówce.

Jin-Woo spojrzał z uniesioną brwią na szeroko uśmiechającego się mężczyznę.

Czego chce od niego elitarny agent z najpotężniejszej organizacji w USA?

- Może mi pan mówić Adam.

- Dlaczego chciałeś się za mną spotkać? - Ton głosu Jin-Woo był nieco nieufny.

Nie wkurzył żadnych organizacji poza Koreą, prawda?

- Chciałbym podzielić się z panem pewnymi informacjami.

- Informacjami?

- Najprawdopodobniej nie usłyszy pan tych informacji od nikogo innego, oprócz nas.

Sądząc po błysku w oczach tego mężczyzny, najwyraźniej nie miał żadnych złych intencji wobec Jin-Woo.

Wydanie przez Amerykanów niebotycznych sum pieniędzy na sprowadzenie najlepszych Łowców z całego świata było już powszechnie znanym faktem. Tak więc Jin-Woo doszedł do wniosku, że facet zacznie wychwalać zalety przybycia do Ameryki wkrótce po przedstawieniu się.

Jednak to co powiedział mężczyzna było sprzeczne z założeniami Jin-Woo.

- Dlaczego chcecie podzielić się nimi ze mną?

Dociekliwe pytanie Jin-Woo zdołało tylko wywołać kolejny orzeźwiąjący uśmiechu Adama White'a.

- Jeśli ujawnimy je jedynie pewnym ludziom, znacznie na tym zyskamy.

Okej, czyli w zamian za te informację czegoś chcą? Zapewne nie chodziło o zwykłą pomoc, jako że ich kraj dysponował dwoma łowcami rangi narodowej i niezliczonymi łowcami rangi S.

- Na początku tylko ja miałem się z panem spotkać. Ale zastępca dyrektora zainteresował się rajdem na wyspę Jeju, na tyle że chce się z panem spotkać osobiście. Resztę powie już pan dyrektor.

- Niedaleko stoi moje auto, chciałby się pan z nim spotkać?

- Nie jestem pewny czy te informacje są wiarygodne. Nie lubię tracić czasu...

Adam White musiał sądzić, że udało mu się podsycić płomienie ciekawości Jin-Woo, bo w końcu zagłębił się w główny temat.

- Słyszał pan o „przebudzonym" który może wzmocnić zdolności innego przebudzonego? - Spytał lekko Adam White.

Jin-Woo spojrzał na mężczyznę z ciekawością.

- Teraz mogę powiedzieć że jestem zainteresowany. Niech będzie.

***

Czarny sedan z dwoma mężczyznami zatrzymał się przed słynnym luksusowym hotelem.

Jin-Woo podążył za Adamem Whitem i wspiął się do apartamentu, gdzie czekał na niego zastępca dyrektora.

- Tłumaczenie proszę zostawić mnie. - Stwierdził Adam White stojący koło Sung Jin-Woo.

- Miło mi cię poznać. Nazywam się Michael Connor, zastępca dyrektora.

- Nazywam się Sung Jin-Woo, miło mi.

Adam White siadł koło Jin-Woo na jednej z kanap a Michael Connor naprzeciw nich na drugiej kanapie.

- Zanim zaczniemy, czy ktoś twierdzący, że jest z zagranicznych organizacji związanych z łowcami, próbował się z tobą skontaktować przed nami?

– Jak dotąd nikt.

Po udzieleniu tej oczekiwanej odpowiedzi zastępca dyrektora uśmiechnął się z czystej satysfakcji.

Nie był zdziwiony tą odpowiedzią, w końcu nie było na świecie nikogo szybszego niż Stany Zjednoczone.

Tylko napastnik, który był o krok przed wszystkimi innymi, mógł strzelić zwycięskiego gola.

Zastępca dyrektora nie planował zmarnować tej złotej szansy, z której nikt inny nie miał jeszcze luksusu skorzystać – zwłaszcza, gdy jego celem był ktoś, kogo jego przełożony kazał przeciągnąć na ich stronę, bez względu na koszty czy metodę.

- Będę mówił wprost, panie Sung Jin-Woo. - Przesunął po stronę w kierunku Jin-Woo teczkę.

- To są papiery które pozwolą na pańską emigrację do stanów. Zazwyczaj potrzeba dwóch lat by je zdobyć. Ale dla pana robimy wyjętek. Jedno słowo, jeśli je pan powie, stanie się pan obywatelem Stanów Zjednoczonych.

Jin-Woo patrzył pustym wzrokiem na zastępce dyrektora który wyglądał jakby spodziewał się innej reakcji na swoje słowa.

- Adam wspomniał coś o informacjach które mogą mnie zainteresować.

Przebudzony który może wzmacniać zdolności innych przebudzonych...

To brzmiało jak nierealny sen.

On jednak wiedział po tym co stało się w jego życiu że, to co „nierealne" mogło być prawdziwe.

Ale nawet jeśli był taki przebudzony to czy byłby w stanie wzmocnić Sung Jin-Woo?

Czy wzmocnienie czyichś zdolności naprawdę jest możliwe?

Jin-Woo nie był normalnym łowcą, miał system. Mógł levelować i poznawać nowe umiejętności.

- Szczerze mówiąc, osoba która to potrafi jest tutaj z nami.

Jin-Woo wiedział już, że w hotelowym apartamencie jest ktoś jeszcze. Jakiś czas temu wychwycił minimalną ilość magicznej mocy wyciekającą przez szczelinę w zamkniętych drzwiach tuż za plecami wicedyrektora.

Ponieważ emitowana magiczna energia nie wydawała się aż tak potężna, wewnętrznie myślał, że ta osoba jest zbyt słaba, by być ochroniarzem kogoś tak ważnego, jak zastępca dyrektora Biura Łowców. A teraz jego podejrzenie okazało się słuszne.

- Proszę przyprowadzić panią Selner. - Jeden z agentów stojący za kanapą wicedyrektora skinął głową.

Niemal natychmiast drzwi zostały otwarte i dwóch agentów wyprowadziło Afroamerykankę w średnim wieku z pokoju za nimi. Oczy Jin-Woo zwęziły się lekko po wyczuciu dziwnej wibracji, która się z niej wydobywała.

W jakiś sposób wydzielała inną aurę od innych, zwykłych Przebudzonych.

Afroamerykanka stała obok stołu, a agent szybko wyciągnął dla niej krzesło. Następnie elegancko usiadła na końcu poduszki.

Natychmiast rozpoznała, kim był Jin-Woo, i uśmiechnęła się z prawdziwym zainteresowaniem.

Znała już wszystkie ważne informacje na temat Jin-Woo i nie potrzebowała jej przedstawiania, więc praca zastępcy dyrektora stała się nieco łatwiejsza.

- Oto pani Norma Selner. Pani Salner proszę wyjaśnić umiejętność łowcy Sung Jin-Woo.

- Nie wierzysz w to, prawda? Każdy łowca musi tego doświadczyć żeby uwierzył. Ale gdy tego doświadczysz... nie będziesz mógł się tego uwolnić...

- Pani Selner...

Wicedyrektor chciał chyba coś powiedzieć, ale pani Selner uciszyła go machnięciem ręką.

- Jak wiesz wszyscy przebudzeni mają jakiś limit. Którego nie mogą przekroczyć. Więc o ile nie przeszedłeś ponownego przebudzeni, nie będziesz w stanie wspiąć się ani odrobinę wyżej. To podstawowa zasada wśród łowców.

- A więc Pani Selner...

Widząc zmieszaną niepewną minę Jin-Woo kobieta uśmiechnęła się i kiwnęła głową.

- Mogę pomóc łowcy przejść nawet trzy poziomy wyżej. Jednak nie jestem pewna czy powinnam to nazwać wymuszonym ponownym przebudzeniem, czy jedynie podniesieniem ich potencjału.

Cóż to była za niesamowita umiejętność.

To co powiedziała w zupełności wystarczyło by zachwiać całym systemem łowców i doprowadziłoby do wielkiej zażartej wojny między co bardziej chciwymi.

Już rozumiał czemu Adam White był tak niechętny do udzielania mu jakichkolwiek informacji.

Istnienie tej kobiety było zapewne jedną z najlepiej strzeżonych tajemnicą Stanów Zjednoczonych.

- To wszystko prawda, jednak po użyciu swojej mocy Pani Selner musi odpoczywać przez dłuższy czas. Więc wybieramy tylko kilku łowców w ciągu roku, którzy mogą dostąpić tego procesu.

A on najwyraźniej był jednym z tych wybranych ludzi...

- Jak efektywna jest ta umiejętność? - Spytał z ciekawością Jin-Woo.

- To zależy od osoby, jednak gdy przejdą przez trzeci etap, to mogę być o co najmniej 20... a nawet 30% silniejsi.

30%! Niesamowite!

Średnia wartość jego statystyk wynosiła 250, a gdyby otrzymał to tajemnicze wzmocnienie, to średnia wartość wystrzeliłaby powyżej 300.

Teraz rozumiał dlaczego Hwang Dong-Su przeniósł się do Ameryki, pomimo całej krytyki która na niego spadła.

Kto by czemuś takiemu odmówił?

- To... gdyby taka umiejętność ujrzała światło dzienne... - Jin-Woo spiął się na myśl o potencjalnym chaosie jakie by nastał.

- Dlatego właśnie pani Selner jest pod nasz opieką. Jesteśmy odpowiedzialni za jej bezpieczeństwo i odpowiednio ją wynagradzamy. W zamian za to pani Selner pomaga nam wybrać łowców którzy korzystają z tej umiejętności. Zdolności pani Selner to jest nasz prezent dla pana.

Prezent... ha.

Czy to nie jest raczej jakiś kontrakt wiążący?

Nie sądził żeby cokolwiek mu dali jeśli odrzuciłby ich propozycję udania się do Ameryki.

- Jeśli zostanie pan łowcą naszego kraju, upewnimy się że jako pierwszy zyska pan z tego korzyści. Na dodatek możemy zaaranżować spotkanie z jakąkolwiek gildią pan zechce, by dać panu to co najlepsze.

Gildia...

Nie chciał nigdy należeć do gildii, nawet gdy jeszcze był łowcą rangi E.

Wtedy był tak słaby że żadna gildia, nawet ta najbardziej zdesperowana nie chciałby go mieć w swoich szeregach, a nawet gdyby tak było to traktowany byłby jeszcze gorzej niż wolny strzelec pod opieką Stowarzyszenia. A już wtedy nie było kolorowo.

Myśl o wykonywaniu rozkazów jakiegoś mistrza gildii... nie podobało mu się. Jin-Woo nie lubił wykonywać czyichś rozkazów.

Go Gun-Hee... to było co innego, mężczyzna był dobrą osobą, nie kierował się chęcią zysku, chciwością czy wyrachowaniem.

Jin-Woo słyszał że gdy na świecie pojawili się łowcy, przewodniczący Go Gun-Hee sprzedał całą swoją dobrze prosperującą firmę i założył Stowarzyszenie łowców walcząc zaciekle o każdą zasadę, każdy przywilej i każde prawo.

Od takiego człowieka Jin-Woo był gotów przyjmować rozkazy. Przed poznanie prezesa i propozycją planował założyć własną gildię, lecz nie mógł tak po prostu odrzucić oferty Stowarzyszenia.

Gdyby na stołku prezesa siedział ktoś inny, zapewne Jin-Woo tak by zrobił.

- Nie musi się pan spieszyć, dzisiaj przyszliśmy by nacisnąć pierwszy „przycisk". - Odezwał się zastępca dyrektora widząc że Jin-Woo milczy.

- Co?

- Już mówiliśmy, prawda? To prezent.

Jin-Woo spojrzał zaskoczony na panią Selner.

Partia takiego wzmocnienia ma być prezentem? Szczodre. Naprawdę im zależy.

- Pani Selner ma rację. Czy zgadza się pan na odblokowanie mańskiego potencjału.

- Za darmo? Tak po prostu?

- Proszę uważać to za naszą usługę. - Wicedyrektor wyglądał na wyjątkowo pewnego siebie, Jin-Woo zastanawiał się z czego to wynika.

Jakby zakładał że po użyciu na nim tego wzmocnia Jin-Woo zgodzi się na...

Chwila, czy pani Selner nie powiedziała czegoś o tym że nie uwolni się jeśli tego doświadczy?

Oznacza to że jest pewna swoich umiejętności.

Jin-Woo spojrzał bardzo spokojną, ale jednocześnie pewną siebie panią Selner.

***

Pani Selner siedziała nadal roztrzęsiona na kanapie, naprzeciw niej siedział siedział wicedyrektor podczas gdy Adam zabrał Sung Jin-Woo do domu tak jak nakazał mu Michael Connor.

- Pani Selner co się stało?

- To co zobaczyłam... było nienormalne. Jest...

- Czy chodzi o to że jest na takim poziomie jak łowcy rangi narodowej?

- Nie jestem pewna, nawet jak nie doświadczyłam nigdy czegoś takiego. Różni się od każdego łowcy z jakim się zetknęła. Gdy spojrzałam w niego... widziałam tylko ciemność. Nieskończona ciemność!

Pani Selner zaczęła niekontrolowanie drżeć a mina wicedyrektora była coraz bardziej zmartwiona.

- On... on nie ma żadnego limitu!

Szczeka Michaela Connora trzasnęła o ziemię.

***

W gabinecie prezesa Koreańskiego Stowarzyszenia Łowców czekał ważny gość. Był nim nie kto inny jak prezes Japońskiego Stowarzyszenia Matsumoto Shigeo.

Dwóch przewodniczących organizacji osiedliło się po przeciwnych stronach, a towarzyszył im tylko ich tłumacz.

Go Gun-Hee jako pierwszy otworzył usta.

- Słyszałem o tym, co stało się z panem Goto.

- Naprawdę godna ubolewania sprawa.

Wyraz goryczy na chwilę przemknął obok Matsumoto Shigeo, zanim jego skóra wróciła do normalnego koloru.

- Jednak nie przyjechałem tutaj, aby dyskutować o tym, co wydarzyło się w przeszłości, ale aby porozmawiać o przyszłości.

Go Gun-Hee skinął głową. Między tymi dwoma mężczyznami było kilka spraw – a właściwie, między narodami Korei i Japonii, które wymagały rozstrzygnięcia.

Przede wszystkim podział magicznych kryształów. Pierwotny plan zakładał podzielenie łupów rok później, kiedy wszystkie mrówki by wyginęłyby na wyspie. Ale Jin-Woo wcześniej całkowicie wytępił każdą z nich.

Japonia odkryła jego całkowicie niewiarygodne działania dzięki swojemu satelitowi szpiegowskiemu i zaawansowanej technicznie kamerze, więc byli bardzo świadomi tego faktu.

Jego przerażające wezwania, w które zmienił też jakąś część mrówek i tego przeklętego potwora który był odpowiedzialny za zabicie sporej części ich łowców, całkowicie wyczyściły wyspę.

W przysłowiowym mgnieniu oka z wyspy Jeju zniknęły wszelkie ślady magicznej energii.

Z jedynym wyjątkiem, którym był – ogromny pakiet magicznej energii, który podejrzewa się, że pochodzi od łowcy Jin-Woo.

- Niesamowita siła fizyczna. Nieprzewidywalne wzorce ruchowe. I bezwzględna passa polowania na każdego potwora, nawet jeśli nie jest to już konieczne...

Gdzie znaleźć łowcę bardziej pasującego do życia w Japonii niż ten człowiek?

Matsumoto Shigeo uśmiechnął się pod nosem, przypominając sobie atmosferę panującą w pokoju kontrolnym misji. Następnie przekazał kilka dokumentów do Go Gun-Hee.

- Co to takiego?

- To jest oficjalna deklaracja, że Japonia zrezygnuje z praw do naszego udziału w magicznych kryształach z wyspy Jeju".

Czując się nie do końca przekonanym, Go Gun-Hee przejrzał dokumenty i ostatecznie jego brwi stopniowo uniosły się wyżej. Matsumoto Shigeo mówił prawdę.

- Ale dlaczego?

Dlaczego Stowarzyszenie Japońskie, które samo poniosło duże straty, było skłonne zrezygnować z tak ogromnego źródła dochodów?

Odpowiedź na to pytanie nadeszła dość szybko.

- W zamian Japonia chciałby pozyskać łowcę Sung Jin-Woo

Go Gun-Hee parsknął śmiechem i oparł się o oparcie kanapy.

- Łowca Sung Jin-Woo związany jest z Koreańskim Stowarzyszenie Łowców, a ja nie przewiduje takiego działania. Zresztą nie sądzę by on sam na to przystał.

- Nie mamy możliwości skontaktowania się z nim, chyba że za pośrednictwem Stowarzyszenia, a decyzja o odejściu należy tylko i wyłączenie do niego.

- Nie chce niczego nikomu narzucać, proszę tylko aby pan umożliwił nam z nim spotkanie.

- Wyrzucasz tę astronomiczną sumę tylko dla tej szansy? - Spytał z czystą ciekawością Go Gun-Hee

Japończyk spokojnie i pewnie skinął głową.

W wyniku tego incydentu Japonia straciła dziesięciu swoich najlepszych Łowców.

W obecnej sytuacji, w której Japonia musiała dość pilnie sprowadzić najwyższej rangi Łowców, jej Stowarzyszenie zostało pobłogosławione sporą rezerwą gotówkową na wypłatę odszkodowań przeznaczonych dla ofiar nalotu.

Rzeczywiście, mieli tak dużo pieniędzy, że praktycznie gniły teraz w banku. Tak więc, jeśli Matsumoto mógł położyć swoje ręce na łowcy kalibru Sung Jin-Woo, to nie potrzebował tych pożałowania godnych kryształów.

- Odmawiam.

Odpowiedź, jaką otrzymał Matsumoto Shigeo, była inna niż oczekiwał.

- Och? Co ma pan na myśli mówiąc że „odmawia"?

Japończyk był zaskoczony tą odpowiedzią.

Był głęboko przekonany, że przeciągnie Łowcę Sung Jin-Woo na stronę Japonii, ale na wszelki wypadek powiedział Go Gun-Hee, że chce tylko okazji do negocjacji z tym młodym mężczyzną.

Ale pomyśl, że jego odpowiednik najpierw odmówiłby propozycji.

- Czy odrzuca pan taką okazję, ponieważ boi się pan utraty łowcy Sung Jin-Woo na rzecz Japonii?

- W żadnym wypadku.

Go Gun-Hee powoli pokręcił głową.

– Nie, mówię, że od samego początku nie macie prawa żądać od nas choćby jednego magicznego kryształu.

Japoński tłumacz szybko spojrzał na Go Gun-Hee po tym, jak wygłosił tę bombę w postaci deklaracji pełnej ukrytych implikacji.

- Proszę pana, czy powinienem przekazać to w całkości?

- Oczywiście. Nie przegap ani jednego słowa i przetłumacz je w całości.

Twarz Japończyka poczerwieniała gdy usłyszał to co przełożył tłumacz.

- O czym pan mówi?!

Podniósł głos oburzony mrużąc oczy.

- Chciałbym porozmawiać bez obecności tłumacza.

Matsumoto wzdrygnął się i sapnął ze zdziwienia.

- Umie pan mówić po japońsku?!

- Mój ojciec prowadził małą firmę w Japonii, kiedy byłem młodym chłopakiem. Minęło dużo czasu, więc trudno byłoby prowadzić rozmowę, ale...

Dwóch tłumaczy opuściło biuro wkrótce po tym, jak Matsumoto zgodził się na sugestię. I pierwszy oddał strzał otwierający.

– Straciliśmy dla was ponad dziesięciu naszych Łowców S rangi.

Topowy japoński łowca, Goto Ryuji, również znalazł się na tej liście.

- Jeśli nie chcesz zaakceptować mojej sugestii, to nic nie możemy zrobić. Nie tylko zażądamy uzgodnionej połowy magicznego zdobyczy kryształów, ale również zażądamy odszkodowania od rządu koreańskiego.

Go Gun-Hee po prostu parsknął szyderczo.

- Przewodniczący Matsumoto.... Wygląda na to, że nadal błędnie wierzysz, że masz tutaj przewagę.

- Przewodniczący Go!

Matsumoto poderwał się z miejsca, jego spojrzenie stało się ostrzejsze.

- Czy to są słowa, które powinieneś powiedzieć komuś, kto walczył za twoich ludzi?"

Jednak w przeciwieństwie do wzburzonego Matsumoto, Go Gun-Hee pozostał opanowany przez cały czas.

Spokojna postawa Go Gun-Hee zdołała w końcu ostudzić wściekłość Matsumoto, a ten powoli usadowił się z powrotem na swojej kanapie. Czekam, aż całkowicie usiądzie. Go Gun-Hee kontynuował.

- Powiedź mi proszę, przewodniczący Matsumoto, dlaczego twoi ludzie, którzy lubili popisywać się przed światem, zdecydowali się powierzyć nam to, co było prawdopodobnie główną częścią tego rajdu, polowanie na królową mrówek.

- To oczywiste, koreańskim łowcom brakowało niezbędnych umiejętności i sprzętu do wywabienia mrówek i utrzymania ich poza mrowiskiem!

- Jakoś wątpię że o to właśnie chodziło.

Światło w oczach Matsumoto zmieniło się.

– .....Więc, co chcesz mi powiedzieć, przewodniczący Go Gun-Hee?

- Twoi łowcy wycofali się w ciekawym momencie.... Wyglądało na to, że to był twój plan od początku, niezależnie od tego, czy pojawiłby się zmutowany mrówczy potwór czy nie.

- Zwariowałeś.

– To ty zwariowałeś. Co zamierzałeś zrobić po zostawieniu Koreańskich Łowców na pewną śmierć?

Oczy Go Gun-Hee zwęziły się do szpary.

To właśnie wtedy Matsumoto wybuchnął atakiem głośnego rechotu.

Następnie wyciągnął z kieszeni dyktafon. Powoli pokręcił głową i kontynuował.

- Wszystko, co przed chwilą powiedziałeś, zostało w całości uchwycone. Twoje grzechy polegające na obrażaniu japońskich Łowców bez dowodu i wykorzystywaniu tego jako wymówki do wycofania się z wcześniejszej umowy, wszystko jest tutaj!

Na ustach Matsumoto pojawił się wstrętny uśmiech.

- Zostaniesz osądzony przez społeczność międzynarodową.

Tylko ten mały plik dźwiękowy zawierający głos Go Gun-Hee był więcej niż wystarczający, aby ukryć fakt, że japońscy Łowcy wycofali się w środku operacji. Jeśli chodzi o opinię publiczną, wkrótce się to ujawni.

To była wyraźnie wpadka ze strony Go Gun-Hee, ponieważ uparcie dążył do swojego przekonania i nic więcej. Co by się stało, gdyby całkowicie stracił panowanie nad sobą i teraz położył rękę na Matsumoto?

Teraz byłoby to postrzegane jako jeszcze bardziej niepodważalny dowód.

- Och, jeśli o dowodach mowa...

Goh Gun-Hee wyciągnął z wewnętrznej kieszeni czarny przedmiot wielkości znaczka i zostawił go na stole.

- Łowcy Sung Jin-Woo udało się to znaleźć.

Wyczuwając, że coś złego miało się wydarzyć, postawa Matsumoto nieco złagodniała.

- Co to jest?!

Go Gun-Hee uśmiechnął się na widok zdziwionej miny Matsumoto Shigeo.

- To czarna skrzynka przymocowana do twojego sprzętu komunikacyjnego, z której korzystał zespół Goto.

Od razu kolor cery Matsumoto zmienił się na popielaty. Nie przegapiwszy tego faktu, Go Gun-Hee wypuścił także odtwarzacz MP3 i zaczął odtwarzać plik dźwiękowy wyodrębniony z tej czarnej skrzynki.

- Ile czasu minęło, odkąd Koreańczycy weszli do środka?

- Około dwadzieścia minut.

- Dwadzieścia minut...

- Czas się wycofać.

Z nagrania wyraźnie słychać było głos Goto Ryujiego, jednego z najsłynniejszych Japończyków na świecie.

Go Gun-Hee wyłączył odtwarzacz i kontynuował.

- Czy wiesz, dlaczego nie ujawniłem reszcie świata istnienia tych plików, prezesowi Japońskiego Stowarzyszenia łowców, Matsumoto Shigeo?

Matsumoto powoli pokręcił głową. Jego popielata cera stawała się teraz bledsza niż kartka papieru.

- Po prostu nie chciałem stłumić radości moich rodaków pławiących się w blasku ciężko wywalczonego zwycięstwa razem z tą farsą którą zgotowaliście. Czy teraz to rozumiesz? Opóźniłem jej wydanie tylko ze względu na nasz lud, nie ciebie.

Rejestrator wypadł z ręki Matsumoto z łoskotem. Tymczasem Go Gun-Hee bezlitośnie naciskał.

- Jestem pewien, że rozumiesz to, co do ciebie mówię, przewodniczący Matsumoto".

Nie będąc już w stanie utrzymywać swojej wściekłości w ryzach, tak jak robił to przez całe spotkanie Go Gun-Hee zacisnął szczękę i powiedział.

- Wypierdalaj z tego biura. Natychmiast.

***

Gdy przewodniczący Go Gun-Hee zakończył już sprawy z przewodniczącym Matsumoto siadł za swoim biurkiem wzdychając z ulgą.

Ktoś anonimowo podrzucił również do Koreańskiej ambasady w Japonii nagranie dźwiękowe rozmowy Matsumoto z przedstawicielami ich rządu na temat tego planu. Ci przystali no to, dołożyli rękę do próby zniszczenia Korei. 

Ale ten as w rękawie może jeszcze poczekać, nie czuł potrzeby ujawniania tej informacji prezesowi japońskiego Stowarzyszenia.

Jego chwilę oddechu przerwał jednak dzwoniący telefon lezący na biurku.

- Słucham. Na środku drogi? Kategoria B?

Go Gun-Hee przymknął oczy czując wracający ból głowy. Bramy kategorii B nie dałaby rady oczyścić pierwsza lepsza gildia. Oznacza to że musiałby wezwać jedną z trzech najsilniejszych gildii, a to wymagało czasu podczas którego ta tak często używana droga byłaby zablokowana.

- Chwila... Zadzwonię do łowcy Sunga czy ma czas aby na to spojrzeć, jeśli nie oddzwonię do ciebie.

Kończąc połączenie Go Gun-Hee uśmiechnął się lekko. Ten łowca będzie bardzo dużym atutem dla Stowarzyszenia. Chłopak miał dobre serce i lubił walczyć nie kierując się chęcią zysku czy sławy.

O niebo lepiej będzie dla niego poprosić własnego człowieka, niż prosić się dużych gildii które pomimo bycia zobowiązanym do udzielenia wsparcia czasami strasznie przy tym marudziły.

***

Jin-Woo westchnął z irytacją. Chciał wrócić do domu i odpocząć nieco żeby móc zacząć przygotowywać się do spotkania z Woo Jin-Chulem z którym miał spotkać się za cztery godziny, a zamiast tego stoi w tym przeklętym korku.

Jego tok poirytowanych myśli przerwał dzwonek telefonu. Rzucając okiem na telefon spoczywający w uchwycie Jin-Woo uniósł brwi widząc numer prezesa.

- Dzień dobry coś się stało?

- Ach, widzisz pojawił się drobny kłopot i zastanawiam się czy nie jesteś może gdzieś blisko żeby go rozwiązać. Mówiąc dokładniej chodzi o bramę kategorii B która pojawiła się na drodze tworząc spory korek.

Jin-Woo spojrzał przez przednią szybę na niekończący się korek przed nim. Miał wrażenie że ten korek jest nieco dziwny, a teraz chyba zaczął już rozumieć dlaczego.

- Wydaję mi się, proszę pana że ja właśnie w tym korku stoję.

- Hm, czy więc mógłbyś się nią zająć skoro jesteś blisko?

- Bez pozwolenia? - Spytał ostrożnie Jin-Woo spoglądając na wyświetlacz.

- A kto wydaje zezwolenia na rajdy?

- Stowarzyszenie.

- A kim ja jestem?

Jin-Woo uśmiechnął się nie mogąc stłumić wesołości, która zapewne pobrzmiewała w jego głosie.

- Prezesem Stowarzyszenia.

- Ha! Więc zapewne nie masz się czym martwić.

- Racja. Zaraz się tym zajmę proszę pana.

Chętnie rozprostuje nogi i złapię trochę punktów doświadczenia, starając się zrobić to na tyle szybko aby nie spóźnić się na spotkanie z Jin-Chulem.

Wysiadł z furgonetki i zaczął iść za śladem magicznej energii wyciekającej z Bramy. Ponieważ samochody były ciasno upakowane ze wszystkich stron, nie musiał nawet parkować furgonetki w innym miejscu.

- Brama którą właśnie państwo widzą, pojawiła się na autostradzie na zachodnim wybrzeżu.

- Według naszych źródeł ta brama została sklasyfikowana jako kategroia B, która wymaga udziału dużej gildii, aby...

Reporterzy utworzyli już kordon wokół bramy, zanim tam dotarł, a pracownicy Stowarzyszenia, a także funkcjonariusze miejscowej policji ograniczali dostęp.

Jin-Woo otarł się o ścianę reporterów i zbliżył do bramy, ale wtedy pewna pracownica Stowarzyszenia, nagle zablokowała mu drogę.

- Nie możesz tutaj podchodzić bez pozwolenia!

Gdy jednak kobieta przyjrzała mu się po raz drugi jej brwi uniosły się w geście zdziwenia.

- Ach, łowca rangi S, Sung Jin-Woo

Czy to nie ten sam facet, który zabił te wszystkie mrówki na wyspie Jeju....?

Gdy kobieta zdała sobie z tego sprawę reporterom nie zajęło też dużo czasu aby zwrócić uwagę na przybysza rozmawiającego z pracownikiem Stowarzyszenia.

- Czy to nie...?

- To Sung Jin-Woo

- Przyszedł oczyścić bramę.

Pracownica jednak całkowicie zlekceważyła reakcje obywateli i nie wykazywała oznak wycofania się. Zawahała się lekko, zanim go zapytała.

- Jesteś tutaj z polecenia prezesa Go Gun-Hee.

Jin-Woo kiwnął głową.

- Dostałem od niego telefon z informacją o bramie, byłem niedaleko.

Kobieta wyglądała na lekko strapioną, pokiwała jednak głową.

- Rozumiem.

Skoro zabił potwora na wyspie Jeju powinien dać sobie radę w tej bramie, prawda?

- Proszę wchodzić, ale... niech pan zachowa ostrożność.

Jin-Woo uśmiechnął się lekko, ta kobieta tylko wykonywała swoją pracę, nawet jeśli pozwalając mu przejść wyglądała jakby połknęła cytrynę.

- Dziękuję. - Przechodząc koło niej Jin-Woo szepnął.

- Och?

- Za troskę.

Kobieta zamrugała zaskoczona patrząc na plecy łowcy który zniknął w bramie.

Jednak po chwili jej serce skoczyło do gardła gdy patrzyła jak brama zmienia kolor na czerwony.

O nie! Trudność tej bramy znacznie wykracza powyżej normy nadanej jej kategorii! Czy łowca Sung sobie poradzi?!

Czy dobrze zrobiła wpuszczając go?!

***

Jin-Woo westchnął ponuro czując jak w jednej chwili stał się cały przemoczony. Czerwona brama? Świetnie, że akurat teraz!

I to jeszcze jakiś cholerny tropikalny las!

Będzie musiał się pośpieszyć.

- Wyjdźcie.

Wokół niego zaczęła kotłować się ciemność, a po chwili cała jego armia stała wokół niego czekając na rozkazy.

Przyjrzał się Beru i Igrisowi stojącym najbliżej, wzdychając ponuro.

- Pośpieszmy się, nienawidzę deszczu.

***

Dyrektor czuł się raczej nieszczęśliwy po otrzymaniu wiadomości o niepowodzeniu rekrutacji łowcy Sung Jin-Woo. Zamiast uzyskać raport, wezwał zastępcę dyrektora do sali konferencyjnej.

Wicedyrektor przywiózł ze sobą panią Selner.

- Co się wydarzyło? – zapytał dyrektor, zanim jeszcze zdążyli usiąść. To był pierwszy raz od założenia Biura Łowców, że ich oferta rekrutacyjna, w towarzystwie pani Selner, została odrzucona.

Zastępca wstał z pochmurnym wyrazem twarzy i pochylił głowę.

- Naprawdę przepraszam, proszę pana.

- Nie wezwałem cię tutaj z powodu przeprosin, Michael.

Dyrektor nacisnął określony przycisk i wszystkie szklane ściany zostały zasłonięte, a wyjście szczelnie zamknięte. Wnętrze stało się doskonale dźwiękoszczelne.

Aby nie dopuścić do wycieku informacji, wszelkie sprawy dotyczące pani Selner nigdy nie były omawiane telefonicznie ani za pośrednictwem poczty elektronicznej. Dlatego reżyser do tej pory nie wiedział, co się wydarzyło w Korei Południowej.

- Teraz, proszę wyjaśnijcie mi co się wydarzyło.

Zastępca dyrektora patrzył przez chwilę na panią Selner. Powoli skinęła głową i dopiero wtedy zastępca ponownie otworzył zaciśnięte usta.

- Według pani Selner, łowca Sung Jin-Woo jest jednym z monarchów.

- Co?!

Dyrektor zerwał się z miejsca.

Ze wszystkich potężnych łowców, których spotkała przez lata, tylko trzy osoby opisała jako „monarchów". I wszyscy trzej byli wystarczająco potężni, by wstrząsnąć światem.

Dosłownie, byli szczytem łowców! I mężczyzna o imieniu Sung Jin-Woo również musiał się teraz znaleźć na tej liście.

Dyrektor przeniósł wzrok na panią Selner i zapytał ją.

– Czy to oznacza, że Łowca Seong Jin-Woo posiada poziom mocy równy innym Łowcom o randze narodowej?

Co dziwne, natychmiast pokręciła głową.

Na czole reżysera pojawiły się zmarszczki.

Zastępca mógł w pełni zrozumieć, jak musi się teraz czuć jego szef. On też wykazał podobną reakcję, kiedy usłyszał dokładnie tę samą odpowiedź.

Pani Selner westchnęła przeciągle.

- Chyba... muszę to wyjaśnić.

- Przebudzeni pobierają swoją moc od „drugiej strony". Mogę wyczuć ich połączenie z nią. Czasami ta moc jest tak silna, że przebudzeni wydają się spowici bardzo jasnym światłem. Takich ludzi nazywamy monarchami.

Dyrektor i jego zastępca pokiwali jednocześnie głowami.

- Więc czym różni się od nich Sung Jin-Woo?

Pani znowu zadrżała ze strachu na wspomnienie tego co wtedy ujrzała.

- Nie posiadał takiego połączenia. Gdy spojrzałam mu w oczy, kryjąca się w nim ciemność... skierowała na mnie swój wzrok.

- Ale on pomógł wielu ludziom podczas swojej kadencji jako łowca i nie widzę go jako kogoś tak złego, jak go opisujesz...

Gdyby łowca Sung Jin-Woo rzeczywiście był złą czy chociaż gorączkową osobą, natychmiast zabiłby dwóch agentów, którzy wycelowali w niego broń w miejscu, w którym stali. Jednak po prostu pozwolił, by to się wydarzyło, zachowują spokój.

- Nie mówię że Sung Jin-Woo jest złym człowiekiem, dyrektorze. Mówię jedynie o pochodzeniu jego mocy.

Światło świecące w jej oczach było zdecydowane.

Reżyser do tej pory słuchał jej z dłońmi pod brodą, ale w końcu podniósł głos.

- Nie ma wątpliwości, że jest potężnym Łowcą, tak?

Pani skinęła głową.

- Łowca Sung Jin-Woo nie pożycza swojej mocy „stamtąd". Nie pochodzi z „drugiej strony", a z niego samego i dlatego właśnie nie posiada żadnych limitów.

Wicedyrektor mruknął z roztargnieniem, po czym wpadł w nagły dreszcz. Nie potrafił sobie nawet wyobrazić, jak absurdalny może być potencjalnie poziom mocy nie mający żadnych ograniczeń.

Dyrektor pogrążył się w głębokim zamyśleniu, gdy słyszał obu swoich gości. A chwilę później skinął głową, najwyraźniej podejmując decyzję.

- Madame, dziękuję za ciężką pracę.

Po odprawieniu pani Selner dyrektor zszedł do podziemnych pięter Biura Łowców ze swoim zastępcą.

- Skoro nie możemy polegać na mocy pani Selner będzie musieli przekonać go w inny sposób.

- Dokąd idziemy? - Spytał zmieszany Michael Connor.

- Na dziewiąte piętro piwnicy.

Dyrektor obserwował, jak liczba na wyświetlaczu windy stale się zmniejsza i kontynuował.

- Jeśli nie możemy polegać na mocy pani Selner, powinniśmy użyć innej metody, aby go sprowadzić.

Ten człowiek był wciąż taki młody. I posiadał niezgłębioną moc.

Jeśli łowca Sung Jin-Woo rzeczywiście posiadał niesamowitą moc, tak jak Madam Selner powiedziała, to nie miało już znaczenia, czy była to moc światła, czy moc ciemności.

Dotarli do celu i odblokowując serię elektronicznych zamków do drzwi, powoli weszli w głąb dziewiątego podziemnego piętra. Kilku agentów Biura powitało ich, gdy przechodzili obok, ale dyrektor nawet nie spojrzał.

- Czy pamiętasz pierwszą bramę kategorii S?

- Oczywiście. Okropne podziemie które zniszczyło zachodnią część stanów. Jak mógłbym o tym zapomnieć?

Amerykański rząd wezwał najpotężniejszych Łowców na świecie proponując im niewiarygodnie ogromne nagrody i ostatecznie udało im się zabić potwornego bossa który wyłonił się z tej brany.

Jednak tylko pięciu przeżyło ten rajd. Ten jeden piekielny potwór zdołał zabić dziesiątki najlepszych łowców z całego świata. Bez ich poświęcenia naród Stanów Zjednoczonych Ameryki mógłby całkowicie przestać istnieć.

Stany nadały im pozycję równą krajowi. W ten sposób narodzili się łowcy rangi narodowej.

Niewygasły płomień. Smok Kamish, potwór tak przerażający i straszny... ani wcześniej ani później świat nie widział niczego tak potężnego i szalonego w swojej żądzy zniszczenia.

Uwierzyłbyś mi gdybym powiedział że ten potwór zostawił nam mały pożegnalny prezent?

- Chyba nie mówi pan...

- Dokładnie.

Weszli do najgłębszego pomieszczenia, a dyrektor otworzył znajdujący się tam sejf. I wtedy ujawnił się pojedynczy Kamień Runiczny, pod silną strażą stale monitorowany.

Zastępca dyrektora wzdrygnął się ze zdziwienia.

Reżyser położył dłoń na wzmocnionym szkle osłaniającym Kamień Runiczny i uśmiechnął się.

- Kamień runiczny pozyskany ze zwłok Kamisha.

Dwóch Łowców z z rangą narodową osiedliło się w Stanach Zjednoczonych po zakończeniu rajdu. W pewnym sensie były to prezenty, które Kamish zdołał dostarczyć USA.

Aby uniknąć kolejnej takiej katastrofy, Amerykanie założyli Biuro Łowców i skupili całą swoją siłę na ulepszaniu mocnych stron łowców. Od tego czasu minęło około ośmiu lat.

Wśród łowców rangi narodowej nie było żadnego maga. Dlatego ta runa czekała na właściwą osobę tyle czasu w piwnicy.

- Już niedługo Kamish ponownie podaruje naszemu państwu drogocenny dar.

***

- Dlaczego jesteś cały mokry? - Jin-Ah przyjrzała się ponuremu bratu który wszedł do ich mieszkania.

- Czerwona brama, tropikalny las. Padało. Nie było fajnie.

Park Kyung-Hye wyszła z salonu przyglądając się z troską ponuremu Jin-Woo zmierzającemu do swojego pokoju.

- Zrobić ci ciepłą herbatę?

- Nie trzeba, wezmę prysznic i wychodzę.

***

Jin-Woo przyglądał się z zainteresowanie swojemu odbiciu w lustrze w momencie gdy jego siostra zapukała w drzwi.

- Utopiłeś się tam? Bo nie wiem czy powinnam zacząć się martwić.

- Zaraz wychodzę.

Jin-Woo w końcu oderwał wzrok od lustra wychodząc z łazienki a Jin-Ah czekająca w korytarzu przyjrzała mu się z ciekawością.

- Dokąd idziesz, robi się już późno.

- Spotkanie, związane z pracą.

Nie chcąc być dalej przesłuchiwanym przez ciekawską siostrę Jin-Woo ruszył do wyjścia.

***

- Departament Współpracy i Komunikacji z łowcami, nie brzmi jak miejsce gdzie będzie trzeba zajmować się prawem. - Stwierdził nieco nadąsany Jin-Woo patrząc z przerażeniem papiery przed sobą.

- Musisz znać jedynie podstawowe zasady postępowania w najczęściej przydarzających się sytuacjach, w razie wystąpienia takich mój dział przejmie sprawę.

Woo Jin-Chul siedział na kanapie koło Jin-Woo nie wyglądając na zmartwionego faktem że wielka humanoidalna mrówka siedzi na ziemi i segreguje dokumenty a w jego kuchni krząta się martwy rycerz robiący herbatę.

- Tak się zastanawiam... jakim cudem Igris umie parzyć herbatę? - Jin-Chul na chwilę oderwał wzrok od dokumentu patrząc z ciekawością na rycerza, poruszającego się z zaskakującą grając i spokojem jak na niego.

- Nie jestem pewien... moje cienie mają możliwość obserwowania tego co robię, a przynajmniej te silniejsze i bardziej świadome, a ja często przebywam w kuchni.

- Rozumie... to... naprawdę ciekawy widok. Jednak do rzeczy, w razie bezprawnego nieuzasadnionego okolicznościami wtargnięcia do wykupionego już podziemia i oczyszczenia go, winowajcy muszą oddać właścicielom podziemia 150% wartości jego kupna, jeśli nie zabrali z podziemia żadnych kryształów czy ciał. W tej cenie jest więc rekompensata za wszystko co w podziemiu się znajdowało a czego nie udało się wydobyć łowcom mający do bramy prawa którzy w normalnych okolicznościach mogli je spieniężyć. Jeśli winowajcy zabrali z podziemia ciała i kryształy many mają obowiązek je oddać lub zwrócić ich równowartość jeśli te zostały już sprzedane. W obu przypadkach muszą też oczywiście oddać zabrane z potworów kryształy, a jeśli z jakiegoś powodu ich nie zabrali to wartość jaką muszą oddać wzrasta do 170% w pierwszym przypadku lub w przypadku drugim ustala się szacowaną kwotę tych że potencjalnych kryształów którą również muszą oddać.

Jin-Woo westchnął biorąc dokument od Jin-Chula.

- Mózg mnie już boli. Dlaczego akurat 150% i 170%?

- Ta rekompensata jest na pewno mniejsza niż możliwość zarobku jaką łowcy stracili, ale nie jestem pewien dlaczego akurat tak zostało to ustalone, pierwszy wariant jest znacznie mniej prawdopodobny dlatego po prostu chyba nikt nie przykładał zbyt dużej wagi do liczb podczas jego tworzenia.

- Dlaczego w ogóle powstał taki przepis skoro to brzmi po prostu nielogicznie. Nie trzeba płacić za podziemie, ale ograbienie go przysparza pewnie więcej nerwów i problemów niż zysku.

- To prawda, ale na początku gdy pojawiły się bramy a system wykupywania ich dopiero raczkował takie sytuacja zdarzały się nagminnie. Wielu było chętnych do wejścia do cudzego podziemia i zgarnięcia łupów mając świadomość że ich grupa jest silniejsza od tej która podziemie wykupiła. Czuli się wtedy bezkarni, a gildie i Stowarzyszenia były wtedy jeszcze na wczesnym etapie powstawania, potrzebne było prawo które by to jakoś ukróciło.

- No dobrze, powiedzmy że rozumiem, co mamy następne?

Jin-Woo wcale nie podziwiał jak zachodzące słońce pada na twarz Jin-Chula, całkowicie ignorując to co on mówił.

***

Jin-Woo w najśmielszych marzeniach nie zakładał że po zakończeniu papierkowej roboty i zwykłej rozmowie w którymś momencie skończy w łóżku przyciskając pieprzonego Woo Jin-Chula do materaca i całując zaciekle.

Jakoś tak wyszło... w jednej chwili słuchaj jakieś anegdoty z pracy w Stowarzyszeniu, a w drugiej po prostu zdał sobie sprawę że całuj Woo Jin-Chula namiętnie, nie mając nawet pewności czy to on czy Jin-Chul zrobił pierwszy ruch.

Cienie w pokoju falowały delikatnie podczas gdy żołnierze w nich skryci czuli jak serce ich króla bije szaleńczo.

- Skłamałbym gdybym powiedział że o tym nie myślałem. Zdecydowanie lubisz mnie dekoncentrować. - Stwierdził Jin-Chul całując Jin-Woo po szyi.

- Och musisz przyznać że to jest zdecydowanie ciekawsze niż przeglądanie jakiś nudnych akt Stowarzyszenia.

- Owszem.

Jin-Woo daje ponieść się chwili, czuje jak magia pod jego skórą buzuje. Jego zima niebieska energia razem z ciemnością otaczają ich i większość łóżka, Jin-Chul nie wygląda jednak na zaniepokojonego tą silną magią wokół nich która delikatnie go obmywa. Jest chłodna, chodź nie na tyle by robiło mu się nieprzyjemnie zimno, nie zasłania całego pola widzenia a jedynie unosi się wokół nich spokojnie falując.

To jest dzika, nieposkromiona moc która powinna przerażać na śmierć każdego kto w nią wejrzy. Tak było do teraz.

Ta sama moc która może zapewne zmiażdżyć najsilniejszych łowców rangi narodowej faluje wokół niego ocierając się o jego coraz bardziej naga skórę, ale Jin-Chul nawet ku własnemu zaskoczeniu nie boi się. Po prostu pozwala na otulenie się. Kły uformowane z ciemności na jego gardle, pazury na obojczyku, ale nie gryzie, nie rozrywa, tylko odpoczywa, zaborczy i uspokojony.

Sung Jin-Woo uśmiecha się do niego, w sposób odrobinę zbyt dziki, by uchodzić za cywilizowany, coś podekscytowanego i głodnego czai się za jego oczami, ale Jin-Chul nie czuje strachu. Jin-Woo to po prostu Jin-Woo, w głębi serca dobry, szczery i cierpliwy. Może i nieco nieufny i zgorzkniały, ale kto by nie było po tego typu przeżyciach i trudnościach? O wielu z nich Jin-Chul zapewne nawet nie wie.

Patrząc na oczy płonące chłodną niebieską maną gdy Jin-Woo znów zbliża się by go pocałować, Jin-Chul zdaje sobie sprawę że się zakochał.

Nie wie kiedy to się stało, chodź nie jest zbyt zaskoczony.

Nie czuł nic prócz współczucia do chudego zagubionego chłopaka na szpitalnym łóżku. A potem przy następnych trzech spotkania czuł rosnącą ciekawość, potem pojawił się lekki pociąg i zainteresowanie. Może nawet w którymś momencie był szacunek, ale kiedy się zakochał, nie wie. Chodź nie przeszkadza mu to.

Magia Jin-Woo wnika w niego naznaczając go jako swojego, chociaż łowca robi to nieumyślnie a Jin-Chul jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy.

Cienie jednak to czują, drąż chodź mają tylko niejasne zrozumienie tego co się dzieję, nawet te najsilniejsze i najmądrzejsze.

Ten człowiek należy do ich monarchy. Ten człowiek ma prawo stać koło ich monarchy jak koło prawie równego sobie. Nikt nigdy nie będzie równy ich panu, ale ten człowiek jest najbliżej tej równości jak tylko to możliwe.

Żołnierze wyciszają się w cieniach pokoju, podczas gdy ciemność, która do tej pory przyprawiała o śmiertelne przerażenie a nawet szaleństwo każdego kto w nią spojrzał otacza Woo Jin-Chula który nie drży i nie tonie w przerażeniu a jedynie poddaje się i pozwala ciemności być.

***

Jin-Chul patrzył zaskoczony na wiadomość od przewodniczącego Go Gun-Hee który napisał do niego aby dziś przyszedł później bo zapewne jest zmęczony z powodu pracy z Sung Jin-Woo do późna.

Patrzył głupio w wiadomość przez kilka chwil zastanawiając się czemu ma wrażenie że został w coś wmanewrowany przez prezesa.

- Czyli śniadanie? - Spytał Jin-Woo ziewając i drapiąc się w szyję.

- Śniadanie brzmi jak naprawdę dobry pomysł, zastanawiam się po prostu...

-A,a,a nie myśl czemu, po prostu się z tego ciesz. - Pogroził mu palcem przed twarzą Jin-Woo. 

 

Chapter 17: Rozdział 16

Chapter Text

- Słyszałem że trudno będzie nam otrzymać pozwolenie na tę bramę która pojawiła się wczoraj.

Pierwszą rzeczą, jaką zobaczył  mistrz Gildii Rycerzy, Park Jong-Su po przybyciu do pracy, była ponura twarz wicemistrza gildii.

- Pomiary Stowarzyszenia były aż tak wysokie? Czy to brama kategorii S?

wicemistrz Jong Yun-Tae pośpiesznie wytłumaczył.

- Nie, ale powiedzieli że to najwyższe pomiary, jakich dokonali w bramie kategorii A.

- Szlag by to.

Gdyby to była brama rangi S, mogliby bez wahania z niej zrezygnować. Gildia Rycerzy nie miała wśród swoich szeregów ani jednego Łowcy rangi S, więc próba oczyszczenia bramy rangi S nie miałaby sensu, nie byłaby niczym więcej niż bardzo kreatywnym samobójstwem.

Tak jak podczas rajdu na Wyspę Jeju, Stowarzyszenie musiałoby wezwać wszystkich łowców rangi S z kraju tylko po to, by uporać się z taką Bramą.

Jednak historia uległaby drastycznej zmianie, gdyby pomiar emisji energii magicznej okazał się mieć rangę „A". Gildia Rycerzy byłaby pośmiewiskiem za to, że nie była w stanie poradzić sobie z bramą rangi A, mimo że miała być jedną z pięciu głównych Gildii w Korei Południowej.

Ich i tak już upadająca pozycja może stać się jeszcze bardziej niewidoczna w tym tempie.

- Problem tkwi w tym że zwykli ludzie uważają, że bramy tej samej kategorii są identyczne.

- Ta... Ale jeśli się poddamy bramę przejmie gildia Sław.

Twarz Park Jong-Su poczerwieniała.

- Mówisz że mamy oddać bramę która pojawiła się na naszym terenie, tuż przed naszym nosem, Ma Dong-Wookowi?!

- Tylko... tak powiedziałem...

- Dostaną tę bramę po moim trupie! Zresztą pod względem jakości i liczebności łowcy rangi A naszej gildii dorównują tym z najlepszych gildii. Chodzi tylko o jednego łowce rangi S. Ta jedna osoba stwarza tak wielką przepaść.

- Więc co chcesz zrobić?

Wcześniej wzburzony Park Jong-Su nagle zamknął usta.

Jego reakcja była jednak oczywista. Tylko jedno słowo zadecyduje o losie nie tylko jego, ale także reszty członków zespołu rajdowego. Nawet jeśli był zdenerwowany, nie powinien mówić, co mu się podoba.

Czuł początek migreny.

Jedynym ich problemem był brak łowców rangi S.

Ponieważ nie mieli żadnych łowców rangi S w swojej drużynie, Rycerzom groziło realne niebezpieczeństwo wyrzucenia z tak zwanej listy pięciu głównych Gildii Korei Południowej.

Elitarni członkowie gildii Rycerzy byli wystarczająco dobrzy, aby poradzić sobie z regularnymi bramami rangi A. Jednakże, jeśli była to Brama mierzona jako znajdująca się na najwyższym końcu spektrum rangi A, to ponieważ nie mieli łowcy rangi S, Rycerze potencjalnie ryzykowaliby życie członków swojej drużyny rajdowej, próbując ją wyczyścić. .

Trudność z oczyszczeniem takiego podziemia byłaby bardzo wysoka. Stowarzyszenie łowców również wiedziało o niebezpieczeństwach i dlatego nie podjęło decyzji, czy wydać Gildii Rycerzy pozwolenie na rajd, czy nie.

Gdy milczące rozważania Park Jong-Su wydłużały się, Jong Yun-Tae ostrożnie wyrażał swoją własną opinię.

- Gdyby to podziemie okazało się czerwoną bramą wszyscy bylibyśmy martwi.

- Zapewne.

Już i tak trudno było poradzić sobie z najwyżej ocenianą bramą A, ale jeśli miałaby się przekształcić w cholerną Czerwoną Bramę? Nawet myślenie o tym przerażało go.

Gdyby szczęście było po ich stronie, przeżyłaby połowa zespołu. Jeśli nie, cała drużyna rajdowa, łącznie z nim, zginęłaby w podziemiu.

- Myśląc obiektywnie powinniśmy zrezygnować, ale...

Ale z drugiej strony powinien wtedy uznać los Rycerzy za skończony, jeśli rozejdzie się historia o tym, że zrezygnowali z rangi Bramy A. Który nowicjusz chciałby dołączyć do gildii, która nie ma ani jednego łowcy rangi S i nie poradzi sobie nawet z bramą rangi A?

- Moglibyśmy połączyć siły z inną gildią.

- Kto chciałby zawrzeć z nami sojusz, skoro już wiedzą, że nie możemy zrobić tego sami i potrzebujemy pomocy?

Zwłaszcza, gdyby zmonopolizowali wszystko, co może zaoferować brama A, gdyby Rycerze zostali całkowicie usunięci z równania? A nawet gdyby zawiązali sojusz, to i tak będzie to problematyczne.

- To zupełnie jakbyśmy chodzili i ogłaszali wszem i wobec naszą niekompetencję.

Na ich twarzach pojawiły się głębokie zmarszczki zmartwienia.

- Jeśli sprzymierzenie się z inną gildią stanowi problem, to co powiecie na współpracę z jednym łowcą?

Dwaj mężczyźni obrócili się widząc idącą do nich uzdrowicielkę rangi A Jong Ye-Rim.

Uzdrowiciel zwykle miał dużo do powiedzenia w sprawach rajdu. A jeśli akurat ten Uzdrowiciel miał rangę A i posiadał zróżnicowane umiejętności, to nie trzeba było nawet o tym wspominać.

Jednakże, ponieważ los gildii Rycerzy wisiał tutaj na włosku, Park Jong-Su nie mógł łatwo ukryć swojego zakłopotanego wyrazu twarzy.

- Chcemy wejść w najtrudniejszą bramę rangi A, więc jak pojedynczy łowca mógłby pomóc...

Jednak wtedy Park Jong-Su przerwał w pół zdania zdają sobie sprawę o kogo uzdrowicielce chodziło.

Ach!!

Człowiek zdolny do samotnego zmiażdżenia potworów rangi S, nie mówiąc już o randze A!

Nie mogąc już dłużej stłumić podniecenia, Park Jong-Su poderwał się z miejsca.

- Gdyby łowca Sung Jin-Woo do nas dołączył na pewno dalibyśmy sobie radę! Dodatkowo należy on do Stowarzyszenia a więc wystarczy że wystosujemy oficjalną prośbę o pomoc do Stowarzyszenia. Nie sądzę żeby przegapili pochwalenie się tym cholernie silnym gościem.

Mogli również uniknąć hańby polegającej na pożyczaniu mocy innej Gildii, aby oczyścić Bramę rangi A z łowcą należącym do Stowarzyszenia, nawet jeśli tym łowcom był Sung Jin-Woo.

Może nawet sława Rycerzy nieco by wzrosła.

Sprzymierzenie się z najlepszym Łowcą w kraju w celu ukończenia rajdu nie wpłynęłoby negatywnie na gildię w żadnej postaci ani formie.

Gwarantowane bezpieczeństwo członkom zespołu, a także podniesienie honoru samej Gildii Rycerzy – to był wspaniały sposób na upieczenie dwóch pieczeni na jednym ogniu.

Zresztą Stowarzyszeniu też pewnie by się spodobało gdyby zostali oficjalnie poproszeni o pomoc w rajdzie przez jedną z najsilniejszych gildii. Stowarzyszenie bardzo, ale to bardzo rzadko było proszone o asystę i wsparcie w rajdzie gdyż nikt po prostu ich nie potrzebował.

Mieli kilku silnych łowców w swoich szeregach, ale to było za mało w oczach większych gildii.

Czując się teraz naprawdę podekscytowanym, Park Jong-Su przemówił gorliwym głosem.

- Wiadomo co teraz robi łowca Sung Jin-Woo?

Zarówno Jong Ye-Rim, który pierwotnie wpadł na ten pomysł, jak i Jong Yun-Tae cicho słuchający z boku, potrząsnęli głowami.

- Wczoraj oczyścił bramę na środku drogi, ale dziś... jest dość wcześnie może jest w Stowarzyszeniu.

- Zresztą to nieważne, powinniśmy zwrócić się do prezesa, w końcu to on jest zwierzchnikiem Sung Jin-Woo. Ale zrobimy to osobiście.

***

- Nadal muszę iść do pracy. - Jin-Chul spojrzał rozbawiony na rozłożonego na jego piersi Jin-Woo który wygadał tak błogo i szczęśliwie że wcale Jin-Chul nie byłby zdziwiony gdyby drugi łowca zaraz zaczął mruczeć z rozkoszy.

Jin-Chul przeczesywał dłonią włosy Jin-Woo a ten zachowywał się przy tym jak rasowy kot. To było naprawdę zabawne i uroczę.

Najwyraźniej Jin-Woo był osobą bardzo lubiąca pieszczoty i lgnącą do nich.

Nie zdziwił by się gdyby Jin-Woo był po prostu głodny dotyku. Jakoś nie mógł sobie wyobrazić że pozwoliłby wielu osobą tak bardzo się do siebie zbliżyć, nawet gdy miał jeszcze rangę E. Jego ojciec dawno temu zaginał w bramie, matka przez cztery lata była w szpitalu a jego jedyną rodziną pozostała siostra spędzająca większość dni w szkole.

Tę błogą chwilę przerwał dzwoniący telefon należący do Jin-Woo.

Łowca niechętnie wyprostował się siadając koło Jin-Chula, następnie wyciągnął telefon z kieszeni i przyjrzał się ekranowi.

- Prezes.

- Hm? - Jin-Chul spojrzał z ciekawością na Jin-Woo który nie czekając dłużej odebrał telefon marszcząc brwi.

- Słucham.

- Ach, mam nadzieję że w niczym ci nie przerwałem.

- Czy coś się stało?

- Mistrz gildii Rycerzy chciałby się z tobą spotkać, czy miałbyś teraz czas żeby zajrzeć do Stowarzyszenia?

- Zaraz tam będę.

Po zakończeniu połączenia Jin-Woo spojrzał na wyświetlacz zmieszany. Czego mogli od niego chcieć łowcy z gildii Rycerzy?

- O co chodzi?

- Podobno mistrz gildii Rycerzy chce się ze mną zobaczyć, czeka w Stowarzyszeniu. Wygląda na to że obaj zmierzamy w to samo miejsce. Podrzucę się, pokazując ci przy okazji fajną sztuczkę.

***

Park Jong-Su i jego zastępca, Jong Yun-Tae z Gildii Rycerzy, którzy pośpiesznie pojechali do Seulu by porozmawiać z Sung Jin-Woo siedzieli obecnie w gabinecie przewodniczącego czekając na łowcę Sung Jin-Woo z którym mieli się spotkać.

Park Jong-Su pierwszy rozpoznał Jin-Woo i uśmiechnął się promiennie, gdy ten wszedł przez drzwi po zapukaniu.

- Łowco Sung nazywam się Park Jong-Su a to mój zastępca, Jong Yun-Tae należymy do Gildii Rycerzy, przyszliśmy prosić Stowarzyszenie o wsparcie. - Go Gun-Hee siedzący za swoim biurkiem słuchał na razie nie włączając się do rozmowy.

Jin-Woo skinął głową. Rzeczywiście, wydawało mu się, że już skądś widział twarz tego mężczyzny. Nawet jeśli nie był aż tak rozpoznawalny jak mistrzowie pięciu głównych Gildii w Korei Południowej. Mimo tego taki facet ciągle pojawiał się w wiadomościach i programach telewizyjnych.

Gildia Rycerzy była główną gildią z siedzibą w mieście Busan, więc....

Po tym krótkim wstępie Jin-Woo mógł tylko przekrzywić głowę zdezorientowany. Taka gildia przyszła prosić o wsparcie Stowarzyszenia? Dość niecodzienne.

– W czym dokładnie chcecie prosić Stowarzyszenie? - Spytał z ciekawością Jin-Woo.

Park Jong-Su zawahał się lekko, zanim wymienił kilka spojrzeń z Jong Yun-Tae. Po chwili wahania pewnym trudem otworzył usta.

- Ostatnimi czasy pojawiła się dość duża brama w naszym rejonie...

Go Gun-Hee wziął pilot ze swojego biurka i bez słowa włączył jakieś zastopowane nagranie widniejące na telewizorze wiszącym na ścianie naprzeciw jego biurka.

***

- Hej, spójrz na to! Nagrywasz?!

- To się naprawdę dzieje!?

- Dlaczego ta brama jest tak wielka?!

Nagranie wideo, najwyraźniej zrobione przez cywila, zawierało przerażone głosy tłumu zebranego wokół bramy, która najwyraźniej musiała się pojawić dość niedawno przed nagraniem tego materiału. Brama była ogromna, wyższa niż dziesięciopiętrowy budynek, co jak nie trudno się domyślić wywołało strach wśród ludzi którzy ją ujrzeli.

Obywatele zazwyczaj nie byli już pod wrażeniem gdy pojawiła się jakaś brama, niczym dziwnym nie było ujrzenie w obecnych czasach bramy wielkości domu jednorodzinnego, bo takie czasami też się zdarzały, jednak ta brama była niespodziewanie wielka nawet jak na standardy zwykłych łowców.

- Rozmiar bramy oraz jej kategoria nie zawsze idą ze sobą w parze, jednak tym razem pomiar wykazał, że z bramy wypływa niesamowita ilość many.

Oczy Jin-Woo zaczęły błyszczeć od tej dość interesującej wiadomości.

- Czy to jest brama kategorii S?

- Nie osiągnęła rangi „niemożliwej do zmierzenia", ale najwyraźniej jest tuż poniżej progu. To podobno największa Brama, jaka kiedykolwiek pojawiła się w Busan. - W końcu odezwał się Go Gun-Hee stopując nagranie.

Czyli daleko jej było do S, ale była jedną z najsilniejszych możliwych bram kategorii A.

Taka brama dałby mu sporo punktów doświadczenia.

- Ze względu na moc tej konkretnej bramy nie możemy gildii Rycerzy udzielić pozwolenia na wyczyszczenie jej. - Wtrącił się ponownie Go Gun-Hee. - Niebezpieczeństwo jest zbyt duże.

– W naszej Gildii brakuje łowcy rangi S, jak zapewne słyszałeś. To właśnie stanowi problem.

Park Jong-Su przestał mówić i ukradkiem spojrzał na Jin-Woo.

- Elitarni łowcy z naszej gildii nie są w niczym gorsi od tych z gildii Łowców. Jednak przepaść pomiędzy najlepszym łowcom rangi A, a łowcom rangi S jest ogromna.

Do tej pory radzili sobie dobrze, ale podczas tego rajdu mogło się zdarzyć „wszystko". Na wypadek, gdyby zdarzyło się coś niebezpiecznego, zdecydowanie potrzebowali obecności najwyżej sklasyfikowanego Łowcy.

Wystarczyłby jeden Łowca rangi S, aby odwrócić ich marną sytuację.

- Rzeczywiście, Stowarzyszenie wydałoby zgodę gdybyśmy mieli pewność że jesteście pod ochroną silnego łowcy. - Stwierdził spokojnie Go Gun-Hee. - Stowarzyszenie chętnie udzieli wam pomocy o ile Sung Jin-Woo nie ma nic przeciwko temu.

Jin-Woo skrzyżował ramiona i oparł się o oparcie krzesła. Zanim jednak jego rozważania zdążyły się pogłębić, Park Jong-Su dodał pospiesznie.

- Oczywiście jesteśmy też gotowi podzielić się zyskami. Dwadzieścia procent z podziemia.

Zazwyczaj łowca rangi S pochwaliłby tylko około dziesięcioma procentami dochodu z jednego rajdu. Ale Rycerze oferowali podwójną cenę. Nie była to zła cena.

Jin-Woo przyjrzał się kontem oka Go Gun-Hee szukając wskazówek tego jak powinien się zachować. W końcu Stowarzyszenie nie było instytucją charytatywną, dodatkowo nie mieli obowiązku pomagać gildią w czyszczeniu podziemi. Czy powinien przyjąć taką stawkę.

Prezes ledwo dostrzegalnie pokiwał głową.

Czy to pod względem liczby, czy nawet jakości, jego cienie były nieporównywalnie silniejsze niż gildia Rycerzy. Mało tego, jego drużyna zawierała Beru, cień silniejszy od wszystkich Koreańskich łowców rangi S. Zyski z tego podziemia w jego oczach to było prawie jak praca za darmo, jednak spodziewał się tego przyłączając się do Stowarzyszenia, nie był tutaj w końcu dla pieniędzy.

Mistrz gildii Rycerzy mocno trzymał kciuki aby łowca Sung przypadkiem nie chciał podwyższyć kwoty jaka otrzyma, on jednak wydawał się przystać na ich propozycję.

- Niech będzie.

- Świetnie. Minął już prawie tydzień od pojawienia się bramy, więc będziemy musieli rozpocząć rajd już jutro.

- W porządku, do zobaczenia jutro.

Park Jong-Su przestał pakować swoje rzeczy i pospiesznie zasugerował.

- A może zamiast tego pojedziemy razem na południe naszym samochodem?

Jin-Woo nie widział potrzeby podróży ciasnym autem na tak dużą odległość. Wszystko, co musiał zrobić, to umieścić jednego ze swoich Żołnierzy Cienia w cieniu Park Jong-Su.

Dzięki temu będzie znał miejsce do którego ma się udać i się nie spóźni.

Rzucił okiem na okrągły cień pełzający po podłodze i znalazł odpowiednią wymówkę.

- Niestety, mam umówione spotkanie na dzisiejszy wieczór, dlatego spotkamy się jutro na miejscu.

Na to stwierdzenie Go Gun-Hee uniósł brwi wyglądając na dość rozbawionego.

Leżący na stole telefon Jin-Woo zaczął brzęczeć, widząc nieznany numer łowca zmarszczył brwi.

- Przepraszam, muszę to odebrać.

* * *

Po wyjściu z sali konferencyjnej Jin-Woo stuknął w ikonę „Odbierz". Potem z głośnika telefonu wydobył się znajomy głos.

- Synu?

Jin-Woo zamrugał zaskoczony.

- Mamo, kupiłaś nowy telefon?

- Chciałam usłyszeć twój głos, dodatkowo nieco się martwiłam bo nie wróciłeś na noc, oczywiście jesteś dorosły, ale... mimo to nieco się martwiłam. Och, mam nadzieję że w niczym ci nie przeszkodziłam.

- Nie, w porządku.

Cieszył się że jego mama kupiła sobie nowy telefon. Jin-Woo dał mamie dostęp do konta które założył. To było konto „rodzinne", po utworzeniu przelał na nie sporą sumę pieniędzy ze swojego konta.

- Wybacz mamo... wczoraj po prostu pracy było dużo więcej niż zakładałem, a nie chciałem wracać już późno w nocy żaby was nie obudzić. Następnym razem dam wam znać gdy będę planował... pracować do późna i może nie wracać do domu.

Twarz Jin-Woo zrobiła się czerwona na myśl o „pracy" jaką wczoraj wykonał.

- W porządku, do zobaczenia synu.

Jin-Woo zakończył połączenie wzdychając i wsadzając telefon do kieszeni. Powinien chyba wrócić do domu i się przbrać.

* * *

Najlepsi łowcy z gildii Rycerzy zebrali się w jednym miejscu. Wszyscy wyczekiwali na wejście do podziemia pełni podekscytowania i zmartwienia.

Prawdopodobnie musieliby ryzykować życiem, biorąc udział w tym rajdzie. A gdyby zamieniła się w Czerwoną Bramę, uniknięcie całkowitej zagłady byłoby praktycznie niemożliwe.

Ale potem łowca Sung Jin-Woo zgodził się ich wesprzeć.

Ta, która wpadła na ten pomysł, Jeong Ye-Rim, odetchnęła z ulgą, gdy po raz pierwszy usłyszała wiadomość o udziale Sung Jin-Woo. Inni łowcy również cieszyli się na słysząc te wiadomość.

Wśród nich tylko jedna osoba była w tej chwili bardzo zdenerwowana. A to byłby Mistrz Gildii Rycerzy, Park Jong-Su. Nie mógł się uspokoić i nerwowo chodził tam i z powrotem, czekając na pojawienie się Jin-Woo.

– Ooo.... Powinienem był zabrać go ze sobą wczoraj.

Park Jong-Su sprawdził nerwowo godzinę na swoim zegarku. Było pięć przed jedenastą. Zgodnie z ich harmonogramem rajd miał rozpocząć się za pięć minut.

Nic dziwnego, że dusił się z niepokoju, ponieważ główna osoba jeszcze się nie pojawiła. Bez niego ten rajd nie mógłby się nawet rozpocząć.

Stowarzyszenie natychmiast wydało pozwolenie na rajd, gdy tylko Jin-Woo zgodził się im pomóc. Zupełnie, jakby przez cały czas czekali na tę szansę. Jakby chcieli pochwalić się swoim nowym nabytkiem.

Park Jong-Su wyciągnął ponownie telefon z czystego niepokoju, ale schował go ponownie po zebraniu nadludzkiej cierpliwości. Byłoby trochę niegrzecznie zadzwonić do kogoś, kto powiedział, że będzie tu niedługo jakieś dziesięć minut temu, prawda?

Jednak nie mógł wyczuć, że ktoś posiadający wielką aurę zbliża się do tego miejsca, ani nie otrzymał telefonu od Jin-Woo mówiącego, że jest już w pobliżu.

***

Jin-Woo wyszedł z mieszkania. Założył na siebie lekkie ubranie i parę tenisówek. Spojrzał na zegarek, który wskazywał minutę przed jedenastą. Podniósł głowę i ujrzał zachmurzone, ponure niebo.

Zastanawiał się czy Jin-Ah wzięła rano ze sobą parasolkę, czy jak zwykle jej się nie chciało.

Jin-Woo podciągnął kaptur, aby ukryć twarz, gdy uśmiech wpełzł na jego usta. Najpierw aktywował „Ukrycie", a potem „Wymianę cienia".

* * *

Twarze trzech studentów były obecnie pełne niezadowolenia, gdy poproszono ich o załatwienie sprawy dla ich nauczyciela sztuki.

- Jesteśmy darmową siłą roboczą.

- Dokładnie.

- Dlaczego nauczyciel sztuki kazał nam to zrobić, skoro mógł tu sam przyjść?

Troje chłopców nie przestało narzekać, otwierając nieporęczny zamek drugiej sali plastycznej, służącej obecnie jako magazyn do składowania najróżniejszych przedmiotów plastycznych oraz starych prac.

- Spójrzcie na ten cały kurz...

Trzech uczniów przywitała gruba warstwa kurzu, jaka osiadła na wszystkich przedmiotach znajdujących się w magazynie.

- Ile gipsowych figur mieliśmy wziąć?

- Jest sześć grup, więc pewnie mamy wziąć sześć figur.

- To znaczy że będziemy musieli się tutaj wrócić.

Studenci podwinęli rękawy, żeby wynieść gipsowe figurki. Ale potem uczeń podnoszący zakurzoną postać schowaną w najgłębszym kącie odkrył „coś" innego.

- Och? Cholera...

Po usłyszeniu jego zdziwionego głosu, jego przyjaciele szybko podeszli, aby się przyjrzeć.

- Czy to nie...?

Przy ścianie była duża „dziura". Była to Brama wielkości dorosłego człowieka. Największy uczeń w trójce uśmiechnął się po spojrzeniu na Bramę.

Jeden z uczniów przycisnął rękę do powierzchni Bramy z niepewną miną.

- Czego się boicie? Zamknięte bramy takie jak ta, nie są niebezpieczne. Jedynie łowcy mogą przez nie wejść, a nic nie może z nich wyjść. Minie pewnie około tygodnia zanim się otworzy...

- Czy ta sala nie był przypadkiem nieużywana przez cały semestr? - Zauważył najmłodszy chłopak niepewnie patrząc na bramę i robiąc krok w tył.

Nagle...

Na powierzchni Bramy nagle utworzyło się pęknięcie, a jednocześnie jakaś „ręka" wystrzeliła, by chwycić głowę ucznia.

Chłopak walczył zaciekle, by wydostać się z uścisku, ale ręka nie drgnęła nawet o cal.

Już po chwili dłoń zacieśniła swój uścisk, towarzyszył temu dźwięk łamanych kości, krew rozbryzgała się po całym zakurzonym magazynie.

I kiedy dwaj zakrwawieni studenci krzyknęli, czarna „zasłona" zakrywająca wejście do Bramy rozbiła się jak szkło, a uwięzione wewnątrz potwory zaczęły wychodzić, jeden po drugim.

***

Orkowie byli urodzonymi myśliwymi.

Ich poziom inteligencji spadł nieco poniżej ludzkiego, ale z łatwością przewyższyli ludzkość, jeśli chodzi o śledzenie i polowanie na zdobycz słabszą od nich.

A teraz drzwi zostały rozbite. „Mur" blokujący podziemie przed resztą świata zniknął, a ci łowcy zaczęli wylewać się z bramy.

Orkowie odepchnęli irytujące trupy chłopców z liceum i przeskanowali ich otoczenie.

Łowcy ci byli uwięzieni w ciemnym podziemiu przez cały tydzień, spokojnie czekając na ten dzień. Było dość oczywiste, że zapach krwi i strachu bardzo ich podekscytuje.

Jednak ta grupa była tylko zwiadowcami. Nawet jeśli ich krew się gotowała, nie powinni zachowywać się tak, jak im się podoba. Dziesiątki ich braci czekały niecierpliwie na raport tuż za bramą która dopiero co się otworzyła, uwalniając ich.

Ci orkowie rozejrzeli się i zauważając proste ściany, wiele okien i drzwi.

Ork kierujący zwiadowcami natychmiast zorientował się, że stoją wewnątrz skomplikowanej sztucznej konstrukcji, takiej jak zamek.

Jego nozdrza drgnęły.

Przywódca wydał rozkaz swojemu podwładnemu:

- Wezwij naszych braci. Zmasakrujemy wszystkich ludzi w tym zamku i umocnimy tutaj naszą pozycję. A potem zaczniemy prawdziwe polowanie.

A potem podniósł głowę, by spojrzeć na sufit powyżej. Uszy potwora zadrgały i wychwyciły dźwięki dochodzące z wyższych pięter.

Powyżej, a potem jeszcze wyżej; ta struktura była pozornie wypełniona zdobyczą.

Jego głowa dzwoniła boleśnie od głosu, który powtarzał potworowi, aby zabił każdą z tych ofiar.

Paszcza potwora rozwarła się, a jego pożółkłe kły ukazały się światu.

* * *

- Łowco Sung Jin-Woo!

Park Jong-Su przywitał Jin-Woo głosem pełnym ulgi. To tylko pokazywało, jak bardzo zależało na tym konkretnym rajdzie i obecności tego konkretnego łowcy.

Jin-Woo po cichu potwierdził czas, przybył minutę przed czasem, nie rozumiał więc skąd tak wielka ulga w mistrzu gildii Rycerzy.

Chowając telefon Jin-Woo przyjrzał się bramie z ciekawością. Była naprawdę ogromna czego nagranie do końca nie mogło oddać.

Ilość magicznej energii wyciekająca z tej bramy była rzeczywiście ogromna, więc Stowarzyszenie nie przesadzało z powagą sytuacji.

Był bardzo ciekaw jakie potwory znajdują się w tak silnej bramie.

Poza tą bezsensownie wielką bramą – wszystko inne wyglądało mniej więcej tak samo. Podobnie jak w przypadku rajdów podejmowanych przez inne gildie, w pobliżu znajdowały się dwie grupy łowców o niskiej randze.

Drużyna wydobywcza oraz drużyna górników.

Z łatwością mógł odróżnić ich role po stroju i wyposażeniu. To rzeczywiście wszystko dzięki „uczestnictwu" w przeszłości w rajdach gildii łowców.

W drużynie ofensywnej Jin-Woo czuł 13 łowców rangi A i 20 łowców rangi B, ich wyposażenie wydawało się bardzo dobrej jakości, tak więc mistrz gildii miał rację, że jego łowcy wcale nie odstają tak bardzo od tych z pięciu najlepszych gildii.

Elitarni Łowcy zaczęli się gromadzić po usłyszeniu nawyłowania Park Jong-Su i zaczęli wyrażać dziecinne wręcz podekscytowanie po rozpoznaniu Jin-Woo.

Dzielił się z nimi prostymi pozdrowieniami i obserwował wszystkich tu obecnych.

Pomyśleć, że taka gildia byłaby niedoceniana tylko dlatego, że nie miała łowcy rangi S. Cóż to było trochę smutne.

- Rajd na wyspę Jeju był naprawdę niesamowity.

- Jak wzywasz tych czarnych żołnierzy?!

- Czy przejmiesz dowodzenie nad dzisiejszym rajdem?!

Tak jak Jin-Woo czuł się coraz bardziej zagubiony gdy te wszystkie niekończące się pytania wylewały się mu na głowę.

Uzdrowicielka Jong He-Rim, odpowiedzialna za pomysł sprowadzenia Jin-Woo, stanęła między Jin-Woo a resztą łowców.

- Spokojnie! Dlaczego dręczycie łowcę Sung Jin-Woo tymi wszystkimi pytaniami?!

Jej oczy wpatrzone w krnąbrnych kolegów były ostre jak para sztyletów.

Łowcy niechętnie ucichli nie chcąc kłócić się z nieustępliwą uzdrowicielką.

Jong Ye-Rim uśmiechnął się. Następnie obróciła się beztrosko i wyciągnęła rękę do Jin-Woo, by uścisnąć dłoń.

- Nazywam się Jong Ye-Rim i jestem główną uzdrowicielką drużyny ofensywnej gildii Rycerzy..

- No dobrze, pora ruszać! Łowco Sung Jin-Woo przejmij rolę ochrony naszych tyłów i zapewni nam bezpieczeństwo podczas samego rajdu.

Obserwuj drużynę szturmową od tyłu i dbaj o bezpieczeństwo jej członków – takie było żądanie Park Jong-Su. Było to oczywiście dla bezpieczeństwa zespołu, ale także ze względu na honor Gildii.

To prawda, że na czele drużyny stanęli Łowcy o wysokich fizycznych zdolnościach bojowych. Tyły szyku były zwykle zajęte przez Łowców, którzy byli źle przygotowani do radzenia sobie z zasadzkami, takimi jak magowie, uzdrowiciele lub wspierający.

Gildia Rycerzy miała ostatnio trudności z rekrutacją nowej krwi do swojego składu, więc przetrwanie tych łowców było kluczowe dla losu samej Gildii. Dlatego właśnie tak zależało im na ochronie łowcy Sung Jin-Woo.

[WKROCZYŁEŚ DO PODZIEMIA]

***

- Ogr!

Drużyna już od samego wejścia została przywitana przez spore kłopoty.

- To dwugłowy ogr!

- Zachowajcie ostrożność!

Potwór, który zwykle pojawiał się jako boss w innych podziemiach wysokiego poziomu, stał przy wejściu, a jego przekrwione oczy wpatrywały się w łowców.

Dwugłowy ogr był około dwa razy większy od zwykłego ogra. Ale trudno było określić, o ile moce potwora były większe.

Dzięki zgraniu, dużym umiejętnościom, wsparciu i leczeniu z tyłów potwór z odrąbanym jednym łbem padł martwy na ziemie, ale ta walka była trudna.

A to był dopiero początek podziemia.

Lider zespołu, Park Jong-Su, mocno zacisnął obie pięści.

- Przegrupujemy się nim pójdziemy dalej. Sprawdzicie swój sprzęt.

Podczas gdy musiał pić tylko mikstury, aby uzupełnić swoją magiczną energię lub wytrzymałość, inni łowcy wyraźnie cierpieli z powodu fizycznego ograniczenia ich magicznej rezerwy energii lub zmęczenia. Trzeba było zrobić sobie przerwę, nawet krótką, po walce z takim potężnym potworem.

Park Jong-Su stanął teraz obok Jin-Woo. Wpatrywał się w martwe ciało ogra i mówił z ponurym wyrazem twarzy.

- Jest źle, wiedziałem że ten rajd nie będzie łatwy, ale... zaczyna się koszmarnie.

Jin-Woo przeniósł wzrok na Park Jong-Su. Ten kontynuował.

– Na samym początku takie monstrum, może oznaczać tylko jedno... jesz jak nazywa się dwugłowego ogra?

Jin-Woo potrząsnął głową, a starszy mężczyzna odpowiedział, jakby oczekiwał tej odpowiedzi.

- Grabarze.

Czy ten przydomek powstał, ponieważ był tak potężnym potworem, który zwykle podczas rajdów zabijał wiele osób? 

Starszy mężczyzna wpatrywał się głębiej w wnętrze jaskini. Złowroga aura zdawała się sączyć z drugiej strony jaskini, wciąż pogrążonej w ciemności, przynajmniej w jego oczach.

- Nie byłoby problemu gdyby był bossem podziemia, ale fakt że pokazał się tuż przy wejściu, oznacza, że podziemie będzie pełne nieumarłych.

Park Jong-Su brzmiał na zmartwionego, gdy skończył zdanie.

***

- Tu linia ratunkowa Stowarzyszenia Łowców.

Pracownica centrum telefonicznego usłyszała przestraszony szloch dochodzący z drugiej strony linii, gdy tylko połączenie zostało nawiązane, i momentalnie zdała sobie sprawę, że coś jest nie tak.

- To jest Stowarzyszenie?

- Tak, zgadza się, proszę mówić.

- Tutaj... w mojej szkole... tutaj są potwory.

Kobietę momentalnie przeszedł dreszcz. Szkoła? Czy w jakieś szkole doszło do wyłomu w bramie?

- Skąd dzwonisz?

Jej szloch oznaczał, że jej słowa były ciągle ucinane i zniekształcone, trudno było prowadzić taką rozmowę. Jednak pracownica centrum telefonicznego była wystarczająco doświadczona, aby poskładać te jąkające się słowa i dowiedzieć się, co ta dziewczyna próbuje powiedzieć.

- Chowam się w łazience, byłam ze swoim kolegą... ale on... on...

Natychmiast do głównego gmachu Stowarzyszenia wysłano pilną wiadomość.

[W miejscowej szkole pojawiły się potwory, jedna potwierdzona ofiara, ukrywający się informator.]

Jeśli naprawdę w szkole doszło do przełamania bramy to katastrofa, pytanie tylko brzmi jak źle jest? Jakie potwory w tej bramie były?

- Ile jest potworów? Czy są blisko?

- Nie... nie wiem! Słyszę krzyki... Cały czas słyszę krzyki! Czy ja umrę...?!

- Uspokój się, proszę i posłuchaj mnie. Nasi łowcy już tam zmierzają!

Musiała wystarczająco uspokoić dzwoniąca dziewczynę, a następnie zaproponować jakiś plan na obecną sytuację. To była jej rola.

- Dlatego musisz zachować spokój i myśleć racjonalnie. Nasi łowcy was nie zostawią.

- Naprawdę? I wtedy przeżyje?

Głos dochodzący z drugiej strony linii stopniowo przynajmniej trochę się uspokajał. To był dobry znak.

Pracownica uznała że uspokoiła dziewczynę na tyle że może zadać kluczowe pytanie.

- Te potwory... wiesz co to za gatunek?

- Tak, ja... wiem... widziałam je w telewizji. To były... jak one się nazywały...

Jeśli potwory miały słabe zmysły i uganiały się za ludźmi za pomocą oczu, to chowanie się w łazience byłoby na razie odpowiednim rozwiązaniem. Pracownica modliła się, aby takie potwory zaatakowały te szkołę.

- Opisz mi je.

- Ich ciała przypominają ludzi, ale ich twarze są potworne... ah, są zielone, mają zieloną skórę.

Nie możliwe... Ze wszystkich potworów jakie mogły wyjść z bramy... 

O nie.

Oczy pracownicy otworzyły się szeroko zdając sobie sprawę jak potwornie zła jest sytuacja.

- Orkowie... czy to są orkowie?

- Ah! Tak właśnie się nazywają.

O nie. Jest bardzo, bardzo tragicznie.

Pracownica poderwała się ze swojego miejsca, zanim zdała sobie z tego sprawę i krzyknęła.

- Musisz natychmiast stamtąd uciekać. Orkowie mogą wyczuć...!

Pomimo żarliwej modlitwy pracownicy, po niedługiej chwili usłyszała dźwięk niszczenia drzwi do łazienki, a wkrótce potem bolesny przerażony dławiący się krzyk.

***

- Szefie sytuacja kryzysowa!

Słysząc spanikowany głos podwładnego z tylnego siedzenie Woo Jin-Chul spojrzał do tyłu zaskoczony.

- O co chodzi?

- Mamy informację że dwie przecznice od nas znajduje się szkoła w której otworzyła się brama.

Słysząc to Jin-Chul poczuł jak po jego kręgosłupie pełznie obezwładniające zimno.

W szkole?

- Udało się zidentyfikować potwory?

Przez chwilę agent nie mówił nic, a Jin-Chul dostrzegł jak jego twarz robi się kredowo biała. To nie mogło wróżyć nic dobrego.

- To orkowie.

Oczy Jin-Chula o mało nie wypadły z oczodołów gdy to usłyszał. Przecież w tej szkol musiała mieć właśnie miejsce ogromna rzeź.

Słysząc rozmowę kierujący pojazdem agent przyśpieszył zapewne łamiąc jakieś przepisy drogowe.

- Adres? - Spytał ponaglająco kierowca.

Jin-Chul sam poczuł się chory gdy usłyszał adres szkoły w której uczy się młodsza siostra Jin-Woo.

Przeglądając jego akta kilka razy przy kilku różnych okolicznościach Jin-Chul zapamiętał najważniejsze informację o rodzinie Jin-Woo. W tym adres szkoły jego młodszej siostry.

O nie.

***

Gdy znaleźli się już na miejscu, zastali prawdziwy chaos. Policja, karetki, reporterzy a także rodzice i uczniowie razem z nauczycielami którym udało się uciec.

Służby jak i reporterzy widząc nadjeżdżające auto Stowarzyszenia usunęli się z drogi gdy ci wysiedli, na całe szczęście cała czwórka była łowcami rangi A, czterech najlepszych wojowników Stowarzyszenia.

Wcześniej byli na interwencji wymagającej silnej perswazji, stąd właśnie taki skład.

Jeden z agentów siedzący z tyłu po opuszczeniu auta szybko otwarł bagażnik gdzie znajdowały się zbroje i broń.

Jin-Chul pośpiesznie zrzucił marynarkę i założył napierśnik razem z rękawicami bojowymi.

- Czy są tutaj już jacyś łowcy? - Spytał Jin-Chul funkcjonariusza policji który podszedł do nich.

- Tak, trzech łowców rangi B i pięciu rangi C, pomagają uczniom wychodzić przez główne drzwi i okna.

- Wezwij tych z rangą B.

Jin-Chul nie miał złudzeń że przy orkach, nawet tych niższych łowcy rangi C nie będą mieli szans.

Gdy ci łowcy już podeszli do auta Stowarzyszenia Jin-Chul przyjrzał im się.

- Który z was czuje się na siłach żeby tam wejść? W środku są orkowie.

Cała trójka od razu się zgodziła, ku lekkiej uldze Jin-Chula. W siedmioro łatwiej będzie tam wejść.

Już przed szkołą dostrzegli masakrę jaka zapewne miała tam miejsce.

Niektóre okna na wyższych piętrach były pomazane krwią a kilka z nich były nawet popękane.

Na parterze i pierwszych piętrach było stosunkowo spokojnie i bardzo pusto, jedynym szczęściem w tym przypadku był najwyraźniej fakt że brama musiała pojawić się na jakimś wyższym piętrze dzięki czemu nauczyciele i uczniowie będący poniżej mogli uciec.

W końcu jednak natrafili na pierwsze ciała. Widok był koszmarny i zapewne Jin-Chul zapamięta go na długo.

Porozrywane, poprzecinane i połamane martwe dzieci leżały w klasach i na korytarzach. Niektórych z nich nie dało się nawet zidentyfikować. Znaleźli jedno ciało przytrzymywane wielkim toporem do ściany. Nauczycielkę z rozerwanymi nogami która wyglądała jakby próbował się czołgać. Musiała się wykrwawić.

Czując jak jego krew zaczyna wrzeć, a mana wypływa z niego podczas gdy oczy świeca mu na różowo Jin-Chil uderzył pierwszego napotkanego orka w twarz słysząc z mściwą satysfakcją jak kości pod jego dłonią pękają a potwór ryczy z bólu.

***

Rajd gildii Rycerzy przebiegał dość sprawnie.

Właściwie wszystko układało się tak dobrze, że Łowcy uznali, że cała sprawa jest zbyt łatwa.

Napotkali już jednego potwora, ale jego zachowanie...

Gnijące stworzenie wielkości domu próbowało uciec przed drużyną szturmową, tylko po to, by zostać usidlonym przez magiczne zaklęcie ograniczające rzucone przez ich magów, i wkrótce również tego potwora spotkał makabryczny koniec.

A kiedy dokładnie to samo powtarzało się w kółko, łowcy stawali się coraz bardziej zmieszani i zdziwieni.

- Co się dzieje, zachowują się naprawdę dziwnie.

- Dlaczego te potwory się wycofują ilekroć nas widzą?

- Czy tylko dla mnie wyglądają na przerażonych?

Potężne nieumarłe stworzenia, takie jak wampiry, straszne robale, czerwone ghule, nieumarli rycerze gdy tylko się pojawiali wyglądali jakby chcieli uciekać i schować się jak najdalej stąd.

Nieumarli byli trudnymi przeciwnikami do walki.

Nie tylko byli trudni do zabicia, ale nawet po zabiciu ich, łowcy nie mogli opuścić gardy. Ponieważ nikt nie wiedział, kiedy się zregenerują lub zostaną wskrzeszeni, aby ponownie zaatakować.

Jednak te stworzenia z jakiegoś powodu nie mogły zrobić wiele, aby pokazać swoją waleczność i nadal były bezsilnie masakrowane z rąk drużyny szturmowej.

- To tak, jakby byli zbyt przestraszeni i nie mogli nawet myśleć o stawianiu oporu.

Taka była ocena Park Jong-Su po zaobserwowaniu potworów i ich dziwnego zachowania. Gdyby wiedział że sprawy tak będą wyglądały, uznałby że nie ma potrzeby brania ze sobą Sung Jin-Woo.

Możliwość zakończenia rajdu bez kontuzji jednej osoby zawsze była dobrą rzeczą. Mogła tu nastąpić niepotrzebna utrata zysku, ale jeśli chodzi o wyniki, z pewnością była to duża ulga.

Z drugiej strony Jin-Woo czuł się wewnętrznie rozczarowany.

Miał naprawdę wysokie oczekiwania, ale bardzo się rozczarował.

Nadal była ta ogromna magiczna energia wyciekająca z głębszych części podziemia, ale czy byłby w stanie zdobyć jakiekolwiek punkty doświadczenia, gdyby sprawy toczyły się dalej w tym tempie?

Z powodu energicznych ataków członków gildii Rycerz nie miał nawet szansy na wystąpienie.

Jin-Woo westchnął w duchu. Ale potem nagle zatrzymał się.

Kiedy Jin-Woo spojrzał za siebie, Uzdrowiciel Jong Ye-Rim również się zatrzymał.

- Coś się stało łowco Sung?

Jin-Woo nie odpowiedział jej. Właściwie jego serce biło tak szaleńczo, że nie zwrócił na kobietę uwagi i nie usłyszał że cokolwiek mówi.

Oczy Jin-Woo, gdy patrzyły na zewnątrz tego podziemia, zaczęły gwałtownie drżeć. Dopiero wtedy Jeong Ye-Rim również zdał sobie sprawę, że coś jest nie tak.

- Łowco Sung?

To było wtedy.

Wyraz twarzy Jin-Woo stwardniał jak kamień.

***

Rozdzierające serce krzyki dobiegały ze wszystkich zakątków szkoły.

Mniej niż połowie uczniów udało się uciec ze szkoły żywym. Co do reszty, albo byli martwi, albo biegali po terenie szkoły, próbując uniknąć orków. Niestety ich daremny opór mógł zapewnić im jedynie krótkie wytchnienie.

Polowania Orków, które rozpoczęły się od piętra na którym była brama, kontynuowany był na wyższych piętrach i doprowadził do śmierci dziesiątek osób. Bardzo makabrycznej śmierci.

Uczniowie, którzy nie mogli uciec na czas i pozostali uwięzieni w swoich klasach, mogli jedynie zakryć uszy, gdy z niższych pięter dobiegały kolejne krzyki.

Sale lekcyjne dla uczniów III roku znajdowały się na ostatnim piętrze budynku szkoły. Jin-Ah była także wśród tych uczniów trzeciego roku, którzy nie mogli uciec na czas. Drzwi, tandetnie zawalone ławkami, krzesłami i różnego rodzaju sprzętem, były jedyną rzeczą, która mogła ich obronić przed grasującą hordą orków.

Uczniowie drżącymi rękami chwytali się krzeseł i mopów lub czegokolwiek, co mogłoby służyć im za broń. Ale żadne z tych przedmiotów nie pomogło wzbudzić w przerażonych uczniach poczucia ochrony.

Nie, wszystko, co mogli zrobić, to czekać i modlić się żarliwie, aby łowcy pojawili się, zanim ci orkowie wkroczą do ich klasy.

W końcu wygięte i przełamane drzwi klasy uderzyły niedaleko konta w którym chowali się uczniowie.

Gdy rozbrzmiały krzyki przerażonych uczniów, do klasy weszło dwóch orków pokrytych krwią niezliczonych zamordowanych przez nich ludzi.

Student trzymający mopa przy drzwiach wyrzucił swoją prowizoryczną broń i pobiegł do tylnego wejścia, zanim je otworzył.

Jednak czekał tam inny ork, który uderzył toporem w czoło tego uciekającego chłopaka.

Student upadł bezsilnie, światło opuściło jego oczy.

Oba wejścia do klasy zostały teraz zablokowane przez orków.

***

W którymś momencie walki z potworami z cienia Jin-Chula wyskoczyły dwa niedźwiedzie.

- Co do diabła?!

- Cienie łowcy Sung Jin-Woo. Nie panikujcie. On sam prawdopodobnie powinien się wkrótce tutaj zjawić.

Mówiąc to Jin-Chul uderzył kolejnego z orków w twarz, niedźwiedź koło niego doskoczył do ogłuszonego orka i wgryzł mu się w gardło sprawiając że krew trysnęła dookoła.

- Gdzie obecnie jesteśmy? - Zapytał jeden z agentów.

- Piętro na którym są uczniowie trzeciego roku. - Odezwał się najmłodziej wyglądający łowca rangi B. Możliwe że jeszcze parę lat temu się tu uczył, stąd miał tę wiedzę.

***

Orkowie zatrzymali się po tym, jak otoczyli uczniów ze wszystkich zakątków. Zaczęli ze sobą rozmawiać w swoim ojczystym języku.

- Szefie, wyczuwam tutaj człowieka z magiczną energią.

- Zabij ją pierwszą.

W przeciwieństwie do zwykłych ludzi, ci, którzy wiedzieli, jak władać magiczną energią, byli niebezpiecznymi przeciwnikami. Dlatego orkowie musieli najpierw poradzić sobie z takim zagrożeniem.

Ork, po otrzymaniu rozkazu szefa, zaczął uważniej przyglądać się uczniom, zanim ostatecznie namierzył lokalizację Jin-Ah.

Ork chwycił ją za nadgarstek i wyciągnął na środek klasy.

- Czy to ta?

– Tak jest, szefie.

Podwładny miał rację. Chociaż energia była słaba, pochodziła z tej dziewczyny. Niezależnie od tego, czy wynikało to z umiejętności tej kobiety, czy z posiadanej przez nią broni, nie zmieniało to faktu, że musiała zostać wyeliminowana przed wszystkimi innymi.

Szef uniósł topór.

Jin-Ah zobaczyła topór unoszący się wysoko nad jej głową iw końcu zacisnęła oczy.

Jin-Ah słyszała uderzenie i krzyki jej kolegów z klasy.

- Patrzcie!

- To łowcy!

- Jesteśmy uratowani!

Zasłona czarnego dymu nagle eksplodowała z cienia Jin-Aha i przybrała solidny kształt, podczas gdy zastygły w szoku ork który miał zabić Jin-Ah stał z uniesioną bronią i gapił się na jedno z wejść do klasy w którym stanął Jin-Chul który zabił jednym celnym ciosem orka pilnującego ich.

Ork który pojawił się z cienia Jin-Ah zaatakował zaskoczonego orka z uniesioną bronią.

Jak należałoby rozszyfrować tę sytuację?

Szczęki uczniów obserwujących ten widok opadły na podłogę.

Już mieli odwrócić wzrok, zanim rozegrała się scena, w której ich koleżanka z klasy została zamordowany, ale ci „żołnierze" ubrani w czarną zbroję nagle pojawili się bez żadnego ostrzeżenia, dodatkowo przez drzwi wbiegło kilku łowców.

Potwory wyglądały bardziej na orków niż same orki i były co najmniej dwa razy większe od orków i miały czerwoną skórę.

Żołnierze Cienia, których Jin-Woo pozostawił w cieniu Jin-Aha, byli Wysokimi Orkami służącymi jako strażnicy Kła w podziemiu kategorii A.

- Spokój!

Jin-Chul warknął na łowców koło siebie.

- To nie orkowie, to cienie łowcy Sung Jin-Woo. Nie atakujcie ich! Otoczcie uczniów, to jeszcze nie koniec, kolejni orkowie zbliżają się do sali.

Łowcy pokornie zrobili do co nakazał im Woo Jin-Chul podczas gdy Jin-Chul pośpiesznie poszedł na przód grupki gdzie stała zamrożona Jin-Ah.

Uczniowie i łowcy z niepokojem patrzyli jak Jin-Chul podchodzi do Jin-Ah i czerwonych orków którzy pojawili się znikąd. Czerwoni orkowie nie wydawali się chcieć zrobić mu krzywdy, czego Jin-Chul się spodziewał, zwrócił się więc do przerażonej Jin-Ah.

- Sung Jin-Ah lepiej stań bliżej grupy.

- Czy mój brat tu jest? - Spytała z nadzieją Jin-Ah.

- Jeszcze nie, zapewne wkrótce się zjawi.

Jin-Ah podeszła na drżących nogach bliżej grupy uczniów. Orkowie i dwa niedźwiedzie które podeszły do nich stanęły przed grupką koło nieco spiętych ich obecnością łowców. Jin-Chul stał na czele czując zbliżające się potwory.

Poza klasą rzeczywiście można było słyszeć ciężkie głośne kroki.

Żołnierze Wysokich Orków zaczęli wyciągać broń umieszczoną na plecach i pasach, podczas gdy niedźwiedzie wyciągały pazury i szczerzyły kły.

Uczniowie stawali się coraz bardziej spięci, gdy te kroki zbliżały się coraz bliżej, ale jednocześnie nadzieja wdzierała się do ich serc, gdy obserwowali tych Wysokich Orków oraz zebranych wokół nich agentów, którzy spokojnie przygotowują się do bitwy.

Uczniowie mocno przytulali swoich szlochających przyjaciół i wstrzymywali oddech.

Kroki zbliżały się coraz bardziej.

Orkowie rozrzuceni po budynku szkoły usłyszeli agonalne krzyki swoich braci i zaczęli gromadzić się w pobliżu klasy uczniów trzeciego roku

***

Sygnał był głośny i ponaglający.

Wysocy orkowie, którym powierzył ochronę jego siostry, wysyłali te sygnały.

Dodatkowo co dziwne czuł sygnał niedźwiedzi które były schowane w cieniu Jin-Chula. Oba sygnały pochodziły z tego samego miejsca.

Jin-Ah powinna obecnie być w szkole, a Jin-Chul w Stowarzyszeniu.

Czy miał miejsce jakiś incydent w szkole Jin-Ah?

- Łowco Sung?

Jong Ye-Rim zawołał go ponownie, wciąż brzmiąc na zaniepokojonego.

Z mocno zaciśniętymi ustami Jin-Woo przeszedł obok niej.

Przechyliła głowę w całkowitym zmieszaniu.

— Co w niego wstąpiło?

Postawa łowcy Sung Jin-Woo, który jeszcze kilka sekund temu był praktycznie wzorem relaksu, nagle zrobiła się bardzo spięta.

Łowca Sung Jin-Woo miał rangę S. Taki mężczyzna patrzył teraz za siebie z poważnym wyrazem twarzy. Czy to może oznaczać, że odkrył coś na ścieżce, którą przeszli wcześniej, coś, czego wszyscy wtedy nie zauważyli?

Nagle poczuła, że jej niepokój narasta.

Jong Yun-Tae obejrzał się po wyczuciu zbliżającej się osoby.

- Łowco Sung?

Odwrócił się, by spojrzeć, tylko po to, by mimowolnie sapnąć po tym, jak spojrzał na zbliżającego się Jin-Woo i jego oczy.

Zachowanie Jin-Woo było zupełnie inna niż jeszcze kilka chwil temu.

- Co się dzieję?

Park Jong-Su nerwowo przełknął ślinę po tym, jak w końcu zdał sobie sprawę, jak to jest mieć do czynienia z silniejszą istotą, która najwyraźniej nie bawiła się w tej chwili dobrze.

Jin-Woo był w tej chwili naprawdę pod presją, więc nie zawracał sobie głowy owijaniem w bawełnę.

- Szkołą mojej siostry została zaatakowana, muszę iść.

- Hej! Co? Jak...?!

Park Jong-Su oszalał. To była znacznie gorsza sytuacja niż jego oczekiwania.

Skąd on wiedział że coś jest nie tak w szkole jest siostry?

- Wezwę kogoś komu będziesz mógł zaufać, w takim samym stopniu jak mnie. On oczyści to podziemie.

Jin-Woo nie tracił czasu na wahanie i wezwał najpotężniejszego żołnierza w swojej armii cieni.

– Beru.

Król mrówek, którego ciało spowijała czarna mgła, odpowiedział na wezwanie swego pana.

Beru wyłonił się z cienia i uprzejmie ukląkł przed Jin-Woo z szacunkiem opuszczonym.

Beru nie zadał sobie trudu, by zamaskować swoją przytłaczająco krwiożerczą magiczną energię, co przeraziło Łowców tak bardzo, że natychmiast musieli się wycofać.

Ta absolutnie przerażająca ilość magicznej energii i dokładnie taki sam wygląd zewnętrzny, wiedzieli czym było wezwanie Sung Jin-Woo.

- Czy to jest...?

- Ale dlaczego?

Ci Łowcy natychmiast rozpoznali tożsamość Beru.

- Łowco Sung czy to nie jest ten przerażający potwór z wyspy Jeju?!

Jin-Woo skinął głową. 

W końcu cały kraj był świadkiem potęgi Beru.

- Skoro go rozpoznaliście, nie muszę wam tego wyjaśniać. Zastąpi mnie tutaj.

Oczy Park Jong-Su rozszerzyły się. Jin-Woo wiedział, co zamierza powiedzieć. Ale po prostu nie miał wystarczająco dużo czasu, aby odpowiedzieć na wszystkie ich pytania. Zignorował panikę Park Jung-Su i wydał nowy rozkaz Beru.

- Chroń ludzi.

- A co z pozostałymi istotami?

Jin-Woo przeniósł wzrok na najgłębszą część podziemia na sekundę lub dwie, po czym wydał jeszcze jeden rozkaz Beru.

- Rób jak uważasz.

Łowcy patrzyli na potwora w czystym szoku.

- Co coś gada?!

- On przemówił!

- No chyba sobie żartujecie!

Stłumione pragnienie Beru, by zabijać, przekształciło się w niepohamowaną radość.

Beru wstał i głośno zaskrzeczał, cała jaskinia rozbrzmiewała od tego przerażającego dźwięku.

Łowcy zaczęli drżeć od tego wrzasku, chociaż nie był on nawet skierowany do nich.

Jin-Woo nawet nie zwracał uwagi na reakcje Łowców i po prostu wezwał kolejnych dwudziestu „mrówczych" Żołnierzy Cienia, aby wesprzeć Beru.

Wdychając „świeże" powietrze z zewnątrz po raz pierwszy od dłuższego czasu, Żołnierze Cienia również zaczęli głośno skrzeczeć. I całkiem oczywiste, że każdy łowca będący świadkiem tego spektaklu zamarł w miejscu, w którym stał.

Łowcy spojrzeli słabym przygnębionym i zaniepokojonym wzrokiem na Beru który w odpowiedzi spojrzał na nich a jego czułki zadrgały.

Jin-Woo odwrócił się. I niemal natychmiast nie był już widziany przez członków zespołu szturmowego Rycerzy.

Łowcy spojrzeli słabym przygnębionym i zaniepokojonym wzrokiem na Beru który w odpowiedzi spojrzał na nich a jego czułki zadrgały.

Ile zostało czasu do odnowienia wymiany cienia?

Gdy jego odległość od zespołu rajdowego rosła, Jin-Woo przywołał swoje okno Umiejętności, aby to sprawdzić.

[UMIEJĘTNOŚĆ: WYMIANA CIENIA, LV.1]

[POZOSTAŁA 1 GODZINA 42 MINUTY 16 SEKUND DO PONOWNEGO UŻYCIUA UMIEJĘTNOŚCI.]

Jin-Woo przygryzł dolną wargę.

Musiał poczekać ponad godzinę, jeśli miał użyć umiejętności Wymiany Cienia. Sygnały od jego żołnierzy wciąż nadchodziły, nawet teraz.

Miał naprawdę zła przeczucia.

Nie mógł czekać ani minuty. Jeśli z Jin-Ah była Jin-Chul to nie było aż takiej tragedii, ale pomimo dużej mocy Jin-Chula nie był on niepokonany.

Musiał najpierw wyjść z tego podziemia. Podejmując taką decyzję, Jin-Woo zrobił kolejny krok, ale wtedy....

Nieumarłe potwory, które miały zostać wykończone po przejściu zespołu szturmowego, zaczęły ponownie podnosić swoje ciała.

Oczy Jin-Woo płonęły z wściekłości. Był wściekły na te bezwartościowe potwory próbujące zablokować mu drogę.

Wszystkie nieumarłe potwory uklękła w kierunku Jin-Woo.

Nie było tu żadnego wyjątku. Każdy ożywiony nieumarły potwór kłaniał się teraz przed Jin-Woo.

Jin-Woo przechylił głowę. Czy każdy potwór napotkany przez zespół szturmowy jest tak przerażony, z jego winy?

Czy to dlatego że był nekromantą wyższej klasy niż ten który kontrolował te potwory?

Obecna sytuacja była zagadkowa, ale nie miał czasu, żeby się nad tym zastanowić. Schował krótki miecz z powrotem do swojego ekwipunku i pobiegł z całych sił, w stronę wyjścia z bramy.

Uwaga ludzi czekających przed Bramą natychmiast skupiła się na nim.

Dlaczego tylko łowca Sung Jin-Woo wydostał się z Bramy?

Posyłali w jego kierunku swoje pełne ciekawości spojrzenia, ale Jin-Woo zignorował ich wszystkich.

- Kaisel!

Nagle ukazał się Niebiański Smok pokryty czarną mgłą.

Widzowie natychmiast rozpoznali Niebiańskiego Smoka, który pojawił się w wiadomościach kilka razy wcześniej i przed budynkiem Stowarzyszenia, zaczęli krzyczeć, wskazując na Jin-Woo.

Jin-Woo szybko wspiął się nad grzbiet Kaisela, gdy ludzie wiwatowali, a on wydał rozkaz swojemu wierzchowcowi.

– Tam, gdzie jest moja młodsza siostra! Z twoją najszybszą prędkością!

Gdyby coś próbowało zablokować mu drogę, minąłby ich, niezależnie od tego, kim byli.

Kaisel ryknął ze szczęścia, wiedząc, że teraz może trzepotać skrzydłami bez żadnych ograniczeń.

***

Nagle Park Jong-Su, który znalazł się ze swoją drużyną i mrówczymi potworami, poczuł się w tej chwili raczej oszołomiony.

Będąc otoczonym przez ponad dwadzieścia takich potworów, nie, „wezwań", Park Jong-Su był bliski rzucenia tego wszystkiego w cholerę.

I jeszcze ten człekokształtny mrówczy przerażający potwór.

Przerażający poziom magicznej energii tego gościa sprawiał, że Park Jong-Su chciał uciec stąd i już nigdy więcej nie wracać.

Gdyby ten potwór zwrócił się przeciwko nim...

Park Jong-Su potrząsnął głową, by odrzucić wszystkie rozpraszające myśli.

Rzeczywiście, musiał zastanowić się, czy kontynuować ten rajd razem z tymi potworami, czy nie, zamiast tracić czas na bzdury, jak strach.

Gdyby zrezygnowali...

Jeśli tak, to jak powinien wyjaśnić wynik tego rajdu dziennikarzom czekającym na zewnątrz?

Reporterzy zjedliby ich żywcem...

Nieważne, jakiej wymówki użyliby, stałoby się to dla nich źródłem kpin, prawdopodobnie na zawsze.

Park Jong-Su zacisnął zęby.

- Idziemy naprzód.

Czy to naprawdę miało znaczenie, że bali się tego wezwania? 

Byli tylko wezwaniami, a łowca Sung wyraźnie temu potworowi kazał ich chronić.

Pełne pewności siebie oczy Park Jong-Su przeniosły się na Beru, a ten zbliżył się do Łowcy, wyczuwając jego spojrzenie.

Pewność siebie sprzed kilku sekund wyparowała naprawdę szybko, a Park Jong-Su ledwo mógł wydusić drżący głos.

- Chodźmy dalej...

Raczej naturalnie zaczął mówić bardzo uprzejmym tonem. Jednak Beru nie zareagował nawet po usłyszeniu głosu Park Jong-Su. 

- Zabawnie się boisz, człowieku.

Gdy usłyszał głos stworzenia Park Jong-Su przełknął ślinę, zdając sobie sprawę z tego że potwór się z niego nabija.

Następnie potwór odwrócił się i ruszył dalej.

- Czy on właśnie ze mnie szydził? - Spytał słabo łowca swoich towarzyszy który stanęli tuż za nim.

- Chyba tak.

- Czy powinniśmy iść dalej?

- Tak, nie możemy teraz zrezygnować, chodźmy.

Nagle jednak Beru pojawił się przed Park Jong-Su ponownie i rzucił mu pod nogi jakiś przedmiot.

Zmutowany potwór zniknął natychmiast, wraz z dźwiękiem pocisku opuszczającego pistolet.

Park Jong-Su i jego łowcy spojrzeli na ziemie na przedmiot który przyniósł potwór.

Była to głowa w hełmie jednego z najpotężniejszych nieumarłych potworów, Rycerza Śmierci, leżała sobie bezwładnie na ziemi.

Doświadczeni Łowcy wśród grupy rozpoznali hełm Rycerza Śmierci i sapnęli w czystym szoku.

Park Jong-Su spokojnie im to wyjaśnił.

- Wszyscy jesteście świadomi, za ile można sprzedać Magiczne Kryształy pochodzące z wysoko poziomowych potworów, tak?

Łowcy patrzyli chciwie na porzucony łeb potwora.

- Wszystko, co musimy zrobić, to podążać za nimi i po prostu zbierać te Kryształy.

Wyrazy twarzy Łowców, jeszcze przed chwilą pełne niezadowolenia, stopniowo się rozjaśniały. To była oczekiwana i być może nieunikniona reakcja w tej sytuacji. 

Łowcy poruszali się w jeszcze bardziej uporządkowany sposób niż armia mrówek. Ci, którzy już wysunęli się daleko do przodu, obejrzeli się za siebie i zawołali Park Jong-Su.

- Szefie, co robisz z tyłu?

- Pośpiesz się!

Park Jong-Su pokiwał głową.

- Co za ludzie....

Wstrzymany chwilę temu rajd znów ruszył.

***

Jin-Woo skierował wzrok pod siebie.

Ludzie, drogi, samochody, budynki, rzeki, drzewa, góry, góry i jeszcze więcej gór – sceneria zmieniała się za każdym razem, gdy mrugał.

Kaisel był naprawdę bardzo szybki.

Gdyby był prostym, zwykłym, bezsilnym człowiekiem, a nie najwyższym rangą łowcą w Korei, nie byłby w stanie wytrzymać ciśnienia powietrza, jakiemu poddawano jego ciało w tej chwili.

Ale nawet mimo tej ogromnej prędkości, Jin-Woo był coraz bardziej niespokojny.

Sygnały od jego żołnierzy wciąż do niego docierały, ale stopniowo słabły.

I nie tylko o to chodziło...

[MP: 8619/8770]

Od niedawna jego mana również zaczęła spadać. To zdecydowanie nie był dobry znak. Ponieważ mogło to tylko oznaczać, że Żołnierze Wysokich Orków byli wielokrotnie niszczeni.

Wróg mający możliwość niszczenia jego żołnierzy...

Nieważne kto to dokładnie jest, nie dożyje jutra.

Przed jego oczami mignęło wspomnienie jego siostry rozłożonej na kanapie i jedzącej chrupki.

- Szybciej Kaisel, szybciej.

Kaisel usłyszał rozkaz Jin-Woo i ponownie wrzasnął, po czym jeszcze bardziej zwiększył prędkość.

***

Wojownicy Wysokich Orków byli rzeczywiście silni. Niestety, nadal nie mogli się równać z Wodzem Orków, Guroktaru.

Boss podziemia wszedł do klasy a za nim podążyli inni orkowie rządni krwi.

Jin-Chul przyjrzał się bossowi. Był silny. Boss podziemia kategorii A miał najczęściej rangę S. Był zbyt silny by Jin-Chul mógł go pokonać.

Z niepokojem spojrzał na cienie i łowców którzy zostali otoczeni przez orków wlewających się do klasy.

Było ich około 20 nie licząc tego przeklętego bossa. Oznaczało to że jeden łowca czy cień musiał poradzić sobie z około dwoma orkami naraz. A to nie była pocieszająca statystyka.

Łowcy dyszeli ze zmęczenia podczas gdy dzieci za ich plecami kuliły się w koncie sali.

Dodatkowo ponad 60 trupów leżało wokół nich. Pogryzione i pokaleczone ciała orków zaśmiecały podłogę jeszcze bardziej rozwścieczając żyjących wojowników którzy chcieli pomścić swoich braci.

Boss wysokich orków ryknął i podniósł swoją wielką zakrwawioną broń do góry Jin-Chul uniósł przedramiona krzyżując je i stając mocniej na nogach gotów na atak.

Poczuł jak metal jego rękawic trzeszczy a przez jego kości i mięśnie przebiegł dreszcz bólu od siły uderzenia bossa. Nadal jednak stał w tym samym miejscu, używając siły jaka jeszcze mu pozostała odepchnął broń i trafił orka w szczękę od dołu.

Głowa bossa odskoczyła, ale nie wydawał się bardzo skrzywdzony tym ciosem. Jin-Chul zazgrzytał zębami widząc jak broń orka znów się unosi.

Powinien wytrzymać jeszcze jeden taki atak, ale ile następnych jeszcze?

Widział też że cienie Jin-Woo są niszczone i już po chwili wracają do swojej formy walcząc dalej. Przyzwania nie radziły sobie z dwoma czy nawet trzema wrogami naraz.

Nagle jednak wszyscy usłyszeli głośny huk, przez ścianę coś przeleciało a już po chwili czterech orków leżało martwych na ziemi.

Jin-Chul tymczasem zablokował kolejny atak od góry tam razem lekko uginając się na nogach, odwrócił lekko głowę czując znajomą falę magii.

Potem jednak uwaga orka przeskoczyła z niego na Jin-Woo który pojawił się w środku klasy a za nim był jego latający potwór.

Boss zaczął warczeć całkowicie już ignorując Jin-Chula.

- Zamknij się i czekaj na swoją kolej. - Zwrócił się do niego zimno Jin-Woo.

Jin-Ah widząc swojego brata przecisnęła się między łowcami a cieniami i rzuciła się na niego z ulgą.

Jin-Woo przytulił siostrę do siebie podczas gdy ta płakała głośno.

- Jin-Woo!

- Już jesteś bezpieczna, przepraszam za spóźnienie.

Jin-Woo spojrzał na Jin-Chula którego oczy świeciły na różowo a on sam oddychał głęboko.

Wokół uczniów dostrzegł trzech agentów Stowarzyszenia i trzech jakiś nieznanych mu łowców, sądząc po ich mocy mieli rangę B.

Jin-Woo spojrzał ponownie na swoją płaczącą siostrę czując jak bardzo drży w jego ramionach zacisnął zęby zwracając swój wzrok na bossa który zrobił dwa kroki w tył.

Igris wyłonił się z cienia Jin-Woo a wokół niego pojawiło się kilkunastu zwykłych rycerzy cienia. Niedźwiedzie i wysocy orkowie który jeszcze chwilę temu walczyli wrócili posłusznie do cienia Jin-Woo.

- Trzeba zabrać stąd uczniów. - Jin-Chul zerkając przelotnie na Jin-Woo zwróciła się do swoich agentów i łowców którzy przybyli razem z nim.

- Idźcie za moimi cieniami, one was wyprowadzą.

Żaden łowca czy agent nie zamierzał być przeciw temu nakazowi czując zimną wściekłą moc łowcy rangi S która rozlewała się po pomieszczeniu.

- Igris weź moją siostrę i idźcie razem zresztą. Pilnuj jej.

Igris skłonił się lekko podczas gdy Jin-Ah niechętnie odsunęła się od brata. Gdy łowcy, uczniowie i cienie szli blisko ściany w miejsce gdzie uderzył Kaisel robiąc dużą dziurę na zewnątrz Jin-Woo spojrzał zaskoczony na Jin-Chula który cofnął się nieco, ale nie wyglądał jakby miał zamiar wychodzić.

- Zostajesz?

- Tak... Nie szedłeś korytarzami nie widziałeś tej rzezi. Nadal mam ochotę w coś uderzyć.

Słysząc to Jin-Woo przymknął nieco oczy czując jak jego magia oplata Jin-Chula opiekuńczo. Agent mimo odczuwania silnej chłodnej magii Jin-Woo zmieszanej z jego wściekłością nie cofnął się mimo że nawet on w tych okolicznościach poczuł gęsią skórkę.

Ta wściekłość nie była wymierzona w niego, tak więc nie powinien się bać.

- Najpierw pozbądźmy się jego, potem sprawdzimy resztę szkoły, co ty na to?

Jin-Chul skinął głową.

Boss w końcu ocknął się ze strachu i zaskoczenia że człowiek mógł mówić w ich języku.

- Rozumiem, nieśmiertelni wojownicy byli twoimi żołnierzami... Kim jesteś i dlaczego potrafisz porozumiewać się w naszym języku?

Jin-Chul zmarszczył brwi. Ten potwór wyglądał jakby zwracał się do Jin-Woo, ten jednak patrzył na bossa beznamiętnie.

Boss zirytowany w końcu wykrzyknął coś co było zapewne nakazem do atakowania bo orkowie za nim rzucili się w ich stronę rycząc wściekle z uniesioną w górę bronią.

Jin-Chul uniknął lecącego w jego stronę topora a następnie uderzył orka w głowę która zachrzęściła nieprzyjemnie łamiąc się.

Zrobił krok w bok widząc jak Jin-Woo przy pomocy jakieś umiejętności, z pomocą samej mocy wbija jednego z orków w ziemię a większość kości w jego ciele łamie się wydając przy tym obrzydliwe dźwięki.

Następnego orka posłał w stronę Jin-Chul w bardzo dogodnej pozycji, tak że agent mógł przy pomocy obu pięści zmiażdżyć potworowi łeb.

Pracowali tak w tandemie sprawnie i szybko, aż w końcu w pomieszczeniu został sam boss.

Dłonie Jin-Woo były całe w krwi orków tak samo jak rękawice Jin-Chula, czuł też jak kilka kosmyków włosów opada mu na czoło.

***

Zespół szturmowy Gildii Rycerzy mógł tylko sapnąć ze zdumienia, obserwując bitwy potworów.

Mrówki bez żadnych problemów przebijały się przez kolejne silne potwory, podczas gdy łowcy szli potulnie za nimi patrząc w szoku na to co się działo.

- Ale... one jedzą naszą kasę!

- Nawet magiczne kryształy.

Łowcy mogli tylko z niepokojem patrzeć, jak najwyższej klasy Magiczne Kryształy lądują w żołądkach tych potworów, czy przyzwania które wyglądały jak zrobione z many i ciemności mogą w ogóle jeść?

Jung Ye-Rim chciała podbiec do jednej z mrówek która właśnie w całości chrupała sobie wampira.

Jednak dość szybko koło niej pojawił się Beru. Widząc go łowczyni zamarła a jej skóra zrobiła się niezdrowo blada.

- Jeśli żołnierze ich nie zjedzą, wstaną później i zajdą was od tyłu podczas gdy my będziemy zajęci bossem.

Jung Ye-Rim spojrzała wielkimi oczami na mrówkę koło siebie.

- Sk.... Skąd to wiesz? - Spytała słabo Jung Ye-Rim podczas gdy reszta drużyny przyglądała się z niepokojem Beru.

- Gdybym był takim słabym tchórzem jak nekromanta tutaj, tak bym postąpił.

Nie mówiąc nic więcej Beru ruszył do przodu a mrówki kończące zjadać ciała wokół nich ruszyły za nim w równym tempie, niczym w prawdziwym wojsku.

- Nie do wiary... Ale nasze kryształy... - Jung Ye-Rim spojrzała sfrustrowana na miejsce gdzie jeszcze chwile temu leżało ciało Rycerza Śmierci. Nie została po nim nawet zbroja. Mrówka zjadła go całego.

***

Ze względu na charakter samego incydentu ogromny tłum ludzi rzucił się na obrzeża szkoły.

- Mój syn chodzi do tej szkoły!

- Zejdźcie mi z drogi!

- Muszę poszukać mojej córki!

- Aigo, Aigo!

Gdyby nie desperackie próby kontrolowania tłumu przez policję i pracowników Stowarzyszenia, scena incydentu zamieniłaby się w czyste pandemonium oszalałego tłumu.

Dziennikarze również rzucili się tutaj, gdy tylko rozeszła się wiadomość, i teraz byli zajęci robieniem zdjęć i relacjonowaniem w kamery tego co się działo.

- Spójrzcie!

W końcu po sprawdzeniu całej szkoły i znalezieniu bardzo wielu strasznie zmasakrowanych ciał niewinnych dzieci Jin-Woo i Jin-Chul wyszli ze szkoły.

Szli ramię w ramie, oboje z ponurymi wyrazami twarzy. Ich dłonie, ale i ubrania były pokryte krwią a ich ponure oczy świeciły na niebiesko i różowo.

Dziennikarze zaczęli robić im zdjęcia podczas gdy ich mana mieszała się ze sobą, wywołana złością i goryczą. Łowcy obecni na miejscu widzieli manę Jin-Woo sprawiającą że ich skóra cierpła a mimo to agent Stowarzyszenia szedł koło niego nawet nie drgnąć z powodu zimnej przerażającej mocy.

Jin-Chul podszedł do jednego z agentów który musiał na miejsce przyjechać później i zajmować się tłumem podczas gdy on z łowcami i agentami weszli już do szkoły.

- Gdzie zabrano dzieci?

- Do szpitala Il-Sin. - Odpowiedział agent przyglądając się z zaniepokojeniem dwóm brudnym łowcom.

Pierwszą rzeczą, jaką zrobili przybywający tutaj agenci ze Stowarzyszenia, było potwierdzenie statusu uczennicy o imieniu Sung Jin-Ah, zgodnie z instrukcją Stowarzyszenia. Na szczęście nic jej się nie stało.

- Wiesz już gdzie jest Jin-Ah, ja muszę zająć się... tym wszystkim.

Jin-Chul przymknął oczy wzdychając.

Jin-Woo przyjrzał mu się z nieukrywaną troską podczas gdy jego mana jeszcze bardziej ku zaskoczeniu i zmieszaniu obecnych łowców owinęła się wokół agenta który nie wyglądał na zaniepokojonego tym, mimo że mana Sung Jin-Woo ich wszystkich przerażała i sprawiała że skóra cierpła im od stania nawet dwa czy trzy metry od niego.

- Wszystko w porządku?

Jin-Chul spojrzał na szkołę w oknach której gdzieniegdzie widać było krew.

- Ze mną fizycznie, w porządku, ze wszystkim innym... niekoniecznie. Idź do siostry, będzie cię potrzebowała.

Jin-Woo kiwnął głową następnie nakazał strażnikom Kła których odwołał od Jin-Ah pilnować Jin-Chula. Jego siostra będzie potrzebowała kogoś silniejszego do ochrony, a Jin-Chul jako bardzo silny łowca rangi A mógł dodatkowo w razie potrzeby sam się bronić.

Ostatni raz spoglądając na Jin-Chul Jin-Woo przemknęło przez myśl że dobrze byłoby dać Jin-Chulowi jakieś małe magiczne drobiazgi które lepiej by go chroniły.

Jego rękawice też nie były złe, ale jeśli chodzi o sprzęt dla łowcy rangi A były przeciętne.

Zanim uda się do szpitala powinien zadzwonić do jego mamy. Na pewno w przeciągu kilkunastu minut dowie się o tym co stało się w szkole Jin-Ah z wiadomości. Słysząc o ilości zmarłych uczniów i panice jaka zapewne zapadła w mediach jego matka czułaby się jakby cały jej świat rozleciał się na drobne kawałki.

Gdy wyciągnął telefon i miał szukać w kontaktach numeru jego matki usłyszał za sobą nieoczekiwany głos.

- Już wysłałem kilku agentów do twojego mieszkania by poinformowali twoja matkę i zabrali ją do szpitala.

Jin-Chul rozmawiający z agentem jak i Jin-Woo słyszący nieoczekiwany głos odwrócili się zaskoczeni.

Wyraz twarzy przewodniczącego był równie bardzo ponury, co wynikało zapewne z poczucia winy za to co się stało. I chodź nie było tu winne Stowarzyszenie, a bardziej zarząd i dyrektor szkoły, to jednak zapewne prezes czuł dość niesłusznie ciężar odpowiedzialności skoro to Stowarzyszenie było odpowiedzialne za wychwytywanie i sprawdzanie pojawiających się bram.

- Jin-Chul wracałeś z interwencji, prawda? Dobre wyczucie czasu.

Jin-Chul pochylił głowę.

- Dziękuję proszę pana, ale... gdy już przybyliśmy na miejsce większość uczniów uciekła... dużo z nich zginęło.

Wyraz twarzy Jin-Chula wyrażał tylko gorycz i frustrację.

Jin-Woo czuł się w sumie podobnie, gdyby mógł użyć „Wymiany Cienia", wtedy może więcej osób by przeżyło, a wiele matek i wielu ojców nie musiałoby przeżywać tragedii.

- Mimo tego trzecia klasa w dużej części przeżyła, rozmawiałem z agentem Hong Yong-Kuanem. Agenci tutaj wszystkim się zajmą. - Słysząc to Jin-Chul skinął głową i odszedł pośpiesznie.

- Jedziesz od razu do szpitala? - Tymczasem Go Gun-Hee zwrócił się do Jin-Woo.

Jin-Woo wrócił myślami do bramy w Gwang-An-ri, ale szybko przestał się tym martwić, gdy sprawdził połączenie z Beru. Jego cień nie próbował się z nim skontaktować tak więc wszystko musiało być w porządku.

- Pozwól że cię tam zabiorę. Chciałbym coś z tobą omówić. - Z niewielkimi trudnościami ominęli tłum jaki zebrał się przy wejściu na telefon szkoły następnie obaj wsiedli na tylne siedzenie jednego z samochodów Stowarzyszenia które stało przy szkole. Po drodze Go Gun-Hee zatrzymał się na chwilę żeby zamienić słowo z jednym ze swoich agentów, a potem z policjantem.

Mimo że był to pełnowymiarowy sedan, tylne siedzenie wydawało się ciasne po tym, jak ogromne ramiona Go Gun-Hee i szerokie ramiona Jin-Woo zajęły większość przestrzeni.

Ku zaskoczeniu Jin-Woo Woo Jin-Chul już bez zbroi siedział na miejscu kierowcy wyglądając na tylko trochę poszarpanego i rozczochranego.

- Najpierw do szpitala gdzie zabrano uczniów. Potem musimy wrócić do Stowarzyszenia.

Samochód powoli ruszył do przodu i dopiero wtedy prezes stowarzyszenia przestał się wahać i przemówił.

- Mogliśmy się spodziewać że prędzej czy później dojdzie do czegoś takiego.

Widząc zmieszanie i zaskoczeni Jin-Woo, prezes wyciągnął telefon z kieszeni, otworzył coś w nim i podał go Jin-Woo.

- Te statystyki pokazują wzrost aktywności bram w Seulu i okolicach z ostatniego pół roku.

Początkowo wykres był lekko krzywizną, ale im bliżej było do dzisiejszego miesiące tym gwałtowniej podskakiwał.

- A następna strona pokazuje statystyki z całego świata.

Gdyby prezes tego nie powiedział, Jin-Woo mógłby błędnie założyć że to praktycznie identyczne wykresy które można by na siebie nałożyć.

- To nie jest jedyna dziwna rzecz. Coraz więcej osób po przebudzeniu przybywa by potwierdzić swoje rangi. Codziennie na testy ustawiają się długie kolejki. Nie było czegoś takiego od czasu Stworzenia rang i detektora gdy rangi zostały utworzone.

Rośnie liczba potworów więc rośnie też liczba ludzi którzy mają przed nimi chronić społeczeństwo, co jest stosunkowo dobrą mimo że zastanawiającą rzeczą. Byłoby znacznie gorzej gdyby liczba bram drastycznie wzrastała a nie wzrastałaby ilość łowców co oznaczałoby że ci już będący mieliby pełne ręce roboty i mogliby nie wyrabiać.

- Jakby coś chciało zachować równowagę... - Kontynuował w ponurym zamyśleniu Go Gun-Hee – Japonia, Stany, Chiny, Rosja, Francja, Wielka Brytania, Niemcy... a nawet środkowy wschód. Każde z tych państw chce się z tobą skontaktować. Jestem pewien że ktoś już oficjalnie skontaktował się z tobą w tej sprawie.

Jin-Woo przypomniał sobie incydent z Amerykańskim Biurem Łowców, ale postanowił o tym nie wspominać bo to i tak nie miało żadnego znaczenia.

- Szczerze mówiąc mimo że jesteś naszym agentem, Stowarzyszenie nie ma prawa blokować tych próśb. Możemy jedynie chronić twoje dane, jeśli takie jest twoje życzenie.

Jin-Woo w milczeniu wysłuchał historii starszego mężczyzny.

- Dodatkowo jutro odbędzie się spotkanie w parlamencie na którym oficjalnie zostanie zatwierdzona możliwość czyszczenie przez ciebie samodzielnie podziemi oraz potwierdzone zostanie istnienie nowego departamentu.

Jin-Woo nadstawił uszu zaciekawiony.

- Ale czy się na to zgodzą?

Go Gun-Hee uśmiechnął się uspokajająco chodź jego następne słowa mogły być raczej niepokojące.

- Nie będą mieli wyjścia.

***

Drużyna szturmowa gildii Rycerzy ruszyła za mrówkami i dotarła do wejścia do komnaty bossa.

Oczy Jung Yoon-Tae stały się bardzo duże po tym, jak zauważył mrówki, które zaczęły wchodzić do komnaty bossa.

- Czy nie powinniśmy ich powstrzymać?

- Nie sądzę żebyśmy byli w stanie. - Stwierdził bezradnie mistrz gildii.

Teoretycznie teraz musieliby wstrzymać rajd aby obie grupy czekające na zewnątrz mogły wejść i zacząć odzyskiwać szczątki martwych potworów i magiczne kryształy.

Jednak w obecnej sytuacji mógł tylko wykrztusić zrezygnowane westchnienie.

Najważniejsze aby rajd pomyślnie dobiegł końca.

Weszli do tej bramy, aby opinia publiczna wiedziała, że Gildia Rcyerzy wciąż się rozwija, prawda? Całkowicie dopuszczalne byłoby pokazanie światu, że wciąż mogą wyczyścić podziemie rangi A, bez ani jednej ofiary, ani kogoś ciężko rannego.

Dodatkowo w teorii zrobią to bez obecności łowcy Sung Jin-Woo.

Nikt przecież nie będzie musiał się dowiedzieć co wydarzyło się w podziemiu.

Nawet jeśli tym mrówkom udałoby się pokonać bossa, ludzie na zewnątrz pamiętaliby tylko o triumfie gildii Rycerzy, a nie o tych stworzeniach, które łowca Sung Jin-Woo przywołał przed swoim pośpiesznym odejściem.

Co więcej, kiedy boss zginie, a brama się zamknie, nie będzie możliwości potwierdzenia prawdy. 

Nagle jednak łowcy z tyłu stali się dość hałaśliwi.

- Zachodzą nas od tyłu!

- Nadchodzą!

Brwi Park Jong-Su uniosły się wysoko. Ponieważ nieumarłe potwory, te, których mrówki nie pożarły, szły całą chmarą w ich stronę.

A więc mrówczy potwór miał rację.

Taka myśl trwała tylko chwilę w jego głowie. Park Jong-Su zdał sobie sprawę, że jego drużyna nie poradzi sobie z tyloma potworami i pośpiesznie krzyknął do swoich kolegów z drużyny.

- Wszyscy wejdźcie do komnaty bossa!

Ich jedyną nadzieją na przetrwanie były wezwane stworzenia pozostawione przez łowce Sung Jin-Woo. Drużyna szturmowa nie miała nawet szansy potwierdzić, co na nich czeka w komnacie bossa po prostu pospiesznie wskoczyli do środka.

Po potwierdzeniu, że każdy łowca wszedł, Park Jong-Su nakazał głośno.

- Zablokujcie wejście!

Jung Ye-Rim aktywowała swoją umiejętność „Święta Ściana" i zablokowała wejście łączące pokój z bossem i przejście przed nim.

Rycerz Śmierci stojący stojący na przedzie głośno uderzył w niewidzialną barierę. Z czołem przesiąkniętym potem Jung Ye-Rim odwróciła głowę w stronę Park Jong-Su.

- Mistrzu gildii wytrzymam najwyżej pięć minut.

- Wiem!

Nie tylko Park Jong-Su, ale i reszta członków zespołu szturmowego zakończyła przygotowania do bitwy na wypadek, gdyby mur został przełamany.

Ale kiedy dobrze przyjrzeli się nieumarłym potworom pędzącym jak horda owadów po drugiej stronie muru, zaczęli wątpić, czy mają jakiekolwiek szanse na wygraną.

Park Jong-Su spojrzał na mrówki, które powinny stawić czoła bossowi. Modlił się, aby boss był łatwym do walki potworem.

- O jasna cholera...

Jego oczy otworzyły się jeszcze szerzej niż wcześniej.

Boss, okazał się być czymś, o czym wiedział nawet Park Jong-Su, chociaż wiele razy o nim słyszał, nigdy nie walczył z nim osobiście.

Kościany mag w czarnej poszarpanej szacie. Arcylisz.

Był to najsilniejszy potwór typu nieumarłego, uważany za stworzenie na szczycie łańcucha pokarmowego nieumarłych.

- Dlaczego musiał to być pieprzony arcylisz?!

Twarz Park Jong-Su zbladła gdy przyglądał się bossowi.

Modlił się, aby przyzwane stworzenia szybko zabiły bossa i pomogły im, ale wtedy przeciwnikiem okazał się pieprzony arcylisz. Bardziej realistyczne byłoby, gdyby Łowcy najpierw pozbyli się dziesiątek nieumarłych, a następnie pomogli przyzwanym stworom.

Arcylisz jest znanym wśród łowców bossem ponieważ wybił całą gildię Złotego Smoka. Jedną z najlepszych chińskich gildii, która w całości została unicestwiona przez arcylisza a następnie doszło do wyłomu w bramie. Dzięki pomocy Liu Zhigenga nie doszło do katastrofy, ale dla zwykłego łowcy rangi A niemożliwym jest pokonanie tego bossa. Bez jakiegokolwiek łowcy rangi S w drużynie...

Mają ogromne kłopoty.

Arcylisz natychmiast wezwał tuzin Rycerzy Śmierci wokół mrówek i otoczył je gdy tylko Beru podszedł bliżej.

Beru obnażył kły i wyciągnął pazury.

Arcylisz rozpoznał czarny dym stale unoszący się z całego ciała Beru. Czaszka z pustymi oczodołami nie mogła wyrazić żadnych emocji które na ten widok arcylisz poczuł.

– Armia Cienia?

Język potworów wyszedł z ust arcylisza. Beru schował pazury po usłyszeniu słów bossa.

Arcylisz omiótł wzrokiem mrówki za Beru i zapytał zdziwionym głosem.

- Dlaczego osobista armia Monarchy nas atakuje?

Beru wydał z siebie dźwięk, który brzmiał jak rechot, zanim wskazał na siebie.

- Zostaliśmy wybrani przez Monarchę....

A potem wskazał na arcylisza

- A ty nie.

- To niemożliwe! Powinien osobiście zgłosić to Monarsze.

Niestety, zanim arcylisz zdołał dokończyć zdanie, Beru pojawił się tuż przed jego twarzą.

Ramiona ArcyLicza zadrżały na krótki moment.

Beru był wysokiej klasy potworem, do stworzenia którego boss podziemia rangi S poświęcił własne siły życiowe. Nawet jeśli jego ogólne statystyki trochę spadły, odkąd został Żołnierzem Cienia, nie było mowy, by boss podziemia rangi A, arcylisz, mógł walczyć z Beru.

Były król mrówek po prostu bez wahania wbił rękę w pierś zszokowanego bossa.

Ręka przebiła klatkę piersiową wraz z wisiorkiem wiszącym na szyi arcylisza.

Ręka Beru wychodząca z tyłu arcylisza chwytała teraz wisiorek. Ta biżuteria była w zasadzie sercem bossa.

Beru, niegdyś sam szczytowy potwór, nie miał problemów z wykryciem, co dostarcza siły życiowej jego wrogowi. Arcylisz desperacko potrząsnął głową.

- Gadasz za wiele jak na kogoś kto zaraz zginie.

Wraz ze słowami Beru ciało Arcylicza rozpadło się w proch.

Drużyna rajdowa patrzyła na to z opadniętymi szczękami podczas gdy za barierą potwory które jeszcze chwile temu agresywnie na nią napierały rozpadły się tak samo jak wszystkie te w komnacie.

- Skoro przyzwania są tak silne, to Sung Jin-Woo nie musi nawet wchodzić do podziemia, by je wyczyścić. Wystarczy że wyśle swoje przyzwane stworzenia.

- Pokonał arcylisza?!

- Jak potężne są jego przyzwania...?

Sung Jin-Woo był typem maga, więc potrzebował zapewne dużo many do swoich przyzwań. Możliwe że nie miał na tyle many by kontrolować wszystkie swoje przyzwania naraz. Ale nawet gdyby przyzwał tylko połowę swoich żołnierzy... Wciąż byłby silniejszy jak jakiejkolwiek gildii w Korei.

Podziemie zadrżało jakby przypominając o tym że boss został zabity i w przeciągu godziny brama zamknie się na zawsze. 

 

Chapter 18: Rozdział 17

Chapter Text

[MASAKRA W LICEUM]

[BRAMA W JEDNYM Z LICEUM W CENTRUM SEULU]

[LICZNE OFIARY ŚMIERTELNE W LICEUM PO OTWARCIU BRAMY]

[NAJWIĘKSZA TRAGEDNIA W KOREI OD KILKUNASTU LAT]

Następnego dnia po całym koreańskim internecie latały artykuł mówiące o strasznej masakrze w szkole w centrum Seulu.

Pomiędzy szukaniem winnych a strachem gdzie jeszcze może pojawić się nieoczekiwana brama wielką popularność zdobyły zdjęcia zrobione przez dziennikarzy gdy Jin-Woo i Jin-Chul wychodzili ze szkoły cali we krwi podczas gdy ich oczu świeciły maną.

„To naprawdę robi wrażenie, cieszę się że mamy łowców którzy mają głowę na karku.”

„Kim jest ten łowca koło Sung Jin-Woo?”

„Sprawdziłem go na stronie Stowarzyszenia, szef wydziału monitorującego.”

„Mój wujek który pracuje w Stowarzyszeniu słyszał że jest naprawdę silnym łowcom rangi A. Podobno na samym szczycie.”

„Czemu ktoś tak silny wybrał Stowarzyszenie?”

„Wiem że nie powinnam tego pisać, ale oni obaj są naprawdę przystojni.”

„Są też przerażający.”

I wtedy Korea po raz pierwszy usłyszała głośniej o Woo Jin-Chulu. Był znany pośród łowców którzy byli mistrzami większych gildii w Seulu lub tych którzy coś przeskrobali, ale zwykli ludzie nie znali go bo nie należał do gildii i nie walczył na co dzień zarabiając wielkie pieniądze.

Rozniosła się też wieść że razem z innym agentami przybyli na miejsce na tyle wcześnie że mogli ratować chociaż kilkunastu więcej uczniów z klasy trzeciej.

Sam Jin-Chul będący prawie tak wielkim analfabetą popkulturowym jak Jin-Woo nie był świadomy burzy w internecie na temat tego co się wydarzyło i jego zamieszania w to.

***

Yu Jin-Ho krzątała się po nowym biurze zastępcy Departamentu Współpracy i Komunikacji z Łowcami. Pracował w nim dopiero od czterech dni więc na razie nie było wiele do zrobienia. Na razie poznawał przypisanych do działu agentów, podpisywał wstępne dokumenty i zwiedzał Stowarzyszenie.

Ktoś zapukał do jego drzwi, Jin-Ho zaskoczony podniósł wzrok znad dokumentów które niedawno przyniósł mu jeden z agentów z działu monitorującego.

Jako że brali sporo pracy z tego działu aby ich odciążyć musieli wziąć od nich trochę papierów.

- Wejść.

Ku jego zaskoczeniu przez drzwi nie przeszedł żaden agent a Jin-Woo.

- Bracie! Co ty tutaj robisz?

Jin-Woo wyglądał na dość zmęczonego. Ale to było całkiem zrozumiałe, naprawdę. Siedział u boku Jin-Ah od zeszłego wieczoru do dzisiejszego ranka. Zatrzymał się na krótko w swoim domu, aby szybko się umyć, zanim pojawił się tutaj.

- Przyszedłem na chwilę, w końcu ja oficjalnie jestem szefem tego działu a ani razu mnie tutaj nie było.

- Jak się czuje twoja siostra?

- Fizycznie nic jej się nie stało, psychicznie... gorzej.

Jin-Ho widział że Jin-Woo starał się zachowywać spokojnie, ale znał już jakiś czas drugiego łowcę, spotykali się od czasu do czasu z powodu nalegać Jin-Ho i wcale nie znosił tego aż tak dobrze jak udawał.

- Nie musisz się niczym martwić, wiesz że zajmę się całą pracą tak jak obiecałem.

Wyraz twarzy Jin-Woo zmiękł na chwilę.

- Wiem o tym. I dziękuję. Przyniosłem tutaj kilka teczek od Jin-Chula, musiał je jeszcze dokładnie przejrzeć, dlatego dostajesz je tak późno. A w tej teczce. - Jin-Woo położył na biurku ostatnią trzymaną przez siebie teczkę. - Są informację na temat funduszu pomocniczego dla łowców.

Jin-ho spojrzał z ciekawością na Jin-Woo. Starszy łowców mówił mu niejasno o swoim pomyśle, ale Jin-Ho nadal nie widział na czym miałoby to polegać.

Jin-Woo siadł na krześle naprzeciw biurka Jin-Ho.

- Łowca działający pod Stowarzyszeniem mający rangę maksymalnie C moe zrzeszeni w żadnej gildii, mogą oficjalnie w naszym dziale ubiegać się o pomoc finansową na sprzęt potrzebny do rajdów. Broń i zbroje. Oczywiście jedynie rangi E czy D nigdy wyżej. Musieliby podać wykaz wyczyszczonych przez siebie bram z okresu roku i dokument odnoszący się do dochodów całej rodziny. Nie możemy finansować ekwipunku każdemu łowcy który tego będzie chciał, ale dochody rodziny miesięcznie nie będą mogły przekraczać 2 500 000 Won (8 468 PLN).

- Ale... nie będziemy mieli pewności że wydadzą te pieniędzy na sprzęt. - Zauważył zmieszany Jin-Hp.

- Nie będziemy dawać im pieniędzy. Będziemy kupowali sprzęt w wyznaczonym z góry przedziale cenowym. Najtańsze bronie kosztują od 50 tysięcy Won, ale wiem z doświadczenia że ten sprzęt jest beznadziejny. Przedział cenowy będzie się zaczynał od 200 tysięcy do 400 tysięcy won. Wytrzymałość broni i zbroi zależy od ich ceny i poziomu eksploatowania, podczas zakupu ekwipunku dla łowcy będziemy sprawdzać ile mniej więcej bierze zleceń i na jakiej kategorii bramy, nie możemy pozwolić sobie na ciągłe natychmiastowe odkupowanie ekwipunku łowcy po tym jak to się zniszczy. Łowca może ubiegać się o sprzęt raz na kwartał. Sprzęt jaki będziemy im zapewniać to broń w zależności od ich prośby będzie to miecz, sztylet, łuk czy kostur. Jeśli chodzi o zbroję to rękawice, napierśnik i buty.

Jin-Ho patrzył wielkimi oczami na Jin-Woo. Pomysł był naprawdę dobry, był jednak kosztowny co zapewne sprawiło że do tej pory Stowarzyszenie się na taki pomysł nie zgodziło.

- Więc wyposażenie jednego łowcy będzie nas kosztowało około miliona won. (1 000 000 WON – 3347 PLN) To sporo patrząc na fakt że łowców pod Stowarzyszeniem jest dość sporo i sytuacja życiowa wielu z nich nie jest dobra. Jak Stowarzyszenie pokryje te koszty?

Jin-Woo uśmiechnął się zadowolony.

- Ja je pokryję.

Jin-Ho opadła szczęka słysząc to. Wiedział ze Jin-Woo jest niesamowitą osobą, ale ten gest dobrego serca sprawił tylko że Jin-Ho jeszcze bardziej utwierdził się w przekonaniu że dobrze zrobił idąc za Jin-Woo.

- Chciałem oddawać Stowarzyszeniu 80% tego co zdobędę w bramie, ale prezes nie zgodził się na to. Stwierdził że nie przyjmie więcej niż 40% i tylko jeśli ta kwota będzie wpływała nie do całego Stowarzyszenia a do naszego działu.

Wyraz twarzy Jin-Woo pociemniał gdy przypomniał sobie rozmowę z Jin-Chulem dotyczącą tego jak bardzo finansowo obciążone jest Stowarzyszenie. Byli dość dobrze finansowani przez rząd, ale każdy won był dokładnie rozpisywany na co zostanie przeznaczony. Nie mieli poważnych problemów z budżetem, jednak ten budżet był bardzo napięty. Dlatego właśnie Jin-Woo nie zgodził się na żądania przewodniczącego odnośnie pompowania zdobytych środków tylko w ich dział.

Brama kategorii A była warta około 7 do 9 miliardów won. Na pierwszy rzut oka to faktycznie są astronomiczne pieniądze, trzeba jednak pamiętać że gildie płacą 10% podatek dla Stowarzyszenia, muszą jakąś część tej kwoty zachować do wykupywania kolejnych bram, z czego wykupienie bramy kategorii A kosztuje od około miliarda do 3 miliardów, opłacić tragarzy i górników a płaca dla tych łowców waha się od 100 do 300 tysięcy won co jest zależne od jakości bramy i gildii, ale ci w dużych gildiach przy bramach A zarabiają około 300 tysięcy. W grupie wydobywczej dużej gildii jest około od dwudziestu do trzydziestu górników i tyle samo tragarzy. 10% zazwyczaj z rajdu bierze łowca rangi S. No i muszą zostać w końcu też opłaceni łowcy. Więc chociaż na koniec to nadal są wielkie pieniądze to już nie tak astronomiczne jak powiedzmy, 8 miliardów.  (8 000 000 000 WON - 27 099 215 PLN) 

Jin-Woo musiałby jedynie zostawić jakąś tego część na wykupywanie kolejnych bram i pośredników sprzedających wszystko co z bramy wydobędzie. Nie będąc w gildii w teorii nie musiałby płacić 10% Stowarzyszeniu tak jak gildie. Wolni strzelcy jednak płacą 30% podatku dla Stowarzyszenia jeśli im nie podlegają tak jak łowcy rangi E i D.

Tak więc ostatecznie wczoraj gdy jechał z przewodniczącym do szpitala gdzie była Jin-Ah udało mu się wynegocjować 40% z czego połowa będzie szła do jego wydziału a połowa do Stowarzyszenia per se. Ale wczorajsza przepychanka na argumenty i autorytet dwóch łowców rangi S sprawiła że prowadzący auto Jin-Chul wyglądał jakby chciał posłać ich na drzewo byle tylko się zamknęli, chociaż bardzo się starał tego nie okazywać.

Jin-Woo był jednak ostatecznie zadowolony z tego co udało mu się wczoraj wynegocjować. Dzięki temu budżet Stowarzyszenia powiększy się, agenci może będą mogli zarabiać więcej a łowcy niskich rang będą mogli zyskać dofinansowanie.

Patrząc na fakt że jakąś część ze sprzedaży bram pobiera Stowarzyszenie, jak również pobiera od gildii 10% a od wolnych strzelców po 30% to wydawać by się mogło  że ich budżet jest ogromny, idzie on jednak na bardzo wiele rzeczy:

- Opłacanie łowców niższych rang których mają pod swoją opieką. (Szpitale dla ich rodzin jeśli takowe cierpią na "wieczny sen" lub inne problemy związane z energią magiczną.

-  Pokrywanie szkód publicznych spowodowanych przez łowców. (70 z tego  pokrywały gildię jeśli było ich na to stać a pozostałą część Stowarzyszenie które miało się nimi zajmować. W końcu Stowarzyszenie sprawuje opiekę nad wszystkimi łowcami.)

- Płacenie własnym łowcom i agentom. (a łowcy pracujący dla Stowarzyszenia musieli być chodź minimalnie dobrze wynagradzani jak na przypisaną im rangę, aby w ogóle pomyśleli o wstąpieniu do Stowarzyszenia a nie do jakieś gildii. Żaden łowca przecież nie pójdzie w ich stronę za głodową pensję. Dodatkowo jeśli taki łowca jest szefem albo zastępcom działu to dostaje jeszcze więcej.)

- Udoskonalanie i naprawa detektorów używanych do pomiaru bram oraz samych łowców.( Detektory po pewnym czasie bycia narażonymi na silną energię magiczną po prostu się wypaczają, stąd najczęściej błędy w pomiarach. Im silniejszej energii jest detektor podawany  tym szybciej się psuje a silne kryształy do niego są potwornie drogie) 

- Odszkodowania dla rodzin zmarłych pod ich opieką łowców niskich rang lub agentów Stowarzyszenia.

- Drogi silny sprzęt dla swoich łowców, który przynajmniej nie jest tak eksploatowany jak tych łowców którzy należą do gildii.

- Koszty takie jak ogrzewanie, prąd, posiłki w razie potrzeby  wymiana jakiś mebli ( chodź to jest i tak najmniejszy z ich wydatków).

Dodatkowo udało mu się wynegocjować coś jeszcze. Na sam wspomnienie uśmiechnął się zadowolony.

***

- Nie chcesz pensji? Cóż, nie mogę powiedzieć że nie jestem zaskoczony, będziesz miał dużo pieniędzy z bram, chcesz natomiast żebym płacił dwa razy więcej twojemu zastępcy, młodemu Yoo Jin-Ho.

- Ile zwykle zarabia zastępca działu? - Spytał Jin-Woo z ciekawością.

- Około siedmiu milionów won czyli czterdzieści procent mniej niż szef działu. Chociaż płace te też nieco różnią się między sobą. Najwięcej zarabia zastępca w dziale monitorującym. Ci agenci często są łowcami a ich praca jest... mozolna. Lecz oni mają... dwie części wynagrodzenia, te podstawową o której teraz mowa i te od rangi jaką mają. (7 000 000 WON -23 435 PLN)

Jin-Woo uniósł brwi. Czyli za niewolnicza pracę Jin-Chul przynajmniej nieźle zarabia. Na pewno 10 milionów won za bycie szefem działu i najwyraźniej ileś za bycie łowcom rangi A. (33 479 PLN)

- Czyli... Jin-Ho jako zastępca i jednocześnie łowca rangi D będzie zarabiał...  za rangę i stanowisko? 

Go Gun-Hee kiwnął głową.

- Widzisz... musimy chociaż spróbować zachęcić łowców aby spojrzeli w stronę Stowarzyszenia. Nie możemy opłacać tak hojnie łowców jak gildię, ale możemy chociaż dać im... dodatek do pensji za to jaką rangę mają. 

- Czyli za bycie łowcom rangi D młody zarobiłby...?

Go Gun-Hee spojrzał w lusterko patrząc na Jin-Chul.

- Moi łowcy rangi D zarabiają do podstawowej pensji dodatkowo trzy miliony won.  (10 162 PLN)

- Masz też łowców rangi D? - Spytał zaskoczony Jin-Woo.

- Kilku, ale tylko tych będących wysoko w rankingu. Oni wystarczą do ujarzmienia łowcy rangi E. Zarobki łowców B i A są przynajmniej dziesięć razy większe.

- Tak więc chce po prostu żeby dzieciak zarabiał tyle ile szef działu w końcu to tak naprawdę on nim będzie, nieoficjalnie.

***

- Wiesz w ogóle o czym mówisz? Chcesz liczyć przywołania jako członków rajdu?!

Nam Joon-Wook krzyknął na całe gardło.

Dawniej prokurator, teraz był posłem do Zgromadzenia Narodowego. Nikt w tym kraju nie zbliżył się ani trochę do zdolności tego człowieka do wywąchania i wyciągania na światło dzienne przekrętów.

Prezes Stowarzyszenia Go Gun-Hee zachował milczenie, siedząc po przeciwnej stronie tego człowieka.

Nam Joon-Wook rzeczywiście uśmiechał się w środku, wpatrując się w swojego obecnego rozmówce..

Zwycięzca został już przesądzony. Bez względu na to, kto to był, powiedzieliby, że prezes Stowarzyszenia Go Gun-Hee posuwa się za daleko. On też musiał o tym wiedzieć, bo nie wykazywał jeszcze żadnych oznak kontrataku.

Nam Joon-Wook nie myślał o rozluźnieniu się tutaj.

Jego styl polegał na utrzymywaniu presji, gdy wróg znajdował się z tyłu. Mocno naciskał na swoich przeciwników, aż zostali zepchnięci na skraj urwiska.

Jego głos niósł się po całej sali wypełnionej, obecnie po brzegi zainteresowanymi stronami i kordonem reporterów.

- Łowca Sung Jin-Woo ledwie został zarejestrowani jako agent Stowarzyszenia, a już masz jakieś bezsensowne prośby.

Stowarzyszenie Łowców, rzekomo neutralna organizacja, aktywnie wspierała łowcę Sung Jin-Woo, który był już oficjalnie ich człowiekiem. Dla osób postronnych mogło to wyglądać tak jakby Stowarzyszenie próbował w ten obrzydliwy sposób poszerzyć swoje wpływy.

Dzisiejsze przesłuchanie zostało zwołane w celu wysłuchania argumentacji, ale z jakiegoś powodu prezes stowarzyszenia Go Gun-Hee stanowczo trzymał język za zębami.

Nam Joon-Wook wyczuł zbliżające się zwycięstwo.

Sława Go Gun-Hee poszybowała ostatnio w górę, z powodu udanego rajdu na wyspę Jeju na którym zadebiutował nowy agent Stowarzyszenia Sung Jin-Woo. Ale teraz Nam Joon-Wook musiał zadać temu człowiekowi potężny cios, z powodu kontrowersji wokół preferencyjnego traktowania, jakie otrzymał łowca Sung Jin-Woo.

Zasadniczo polityka była rodzajem wojny o terytorium.

Gdyby udało mu się pokonać Go Gun-Hee, człowieka stojącego na przeciwległym krańcu politycznego pola bitwy, wtedy Nam Joon-Wook zyskałby wiele korzyści.

- Nie faworyzujesz go za bardzo? Stowarzyszenie łowców powinno działać sprawiedliwie, a nie jedynie zajmować się swoim jednym agentem. Nie ważne jaką ma rangę! Wypowiedz się prezesie Stowarzyszenia!

Po raz pierwszy dzisiaj włączono mikrofon Go Gun-Hee.

Go Gun-Hee lekko stuknął w koniec mikrofonu, aby potwierdzić, że działa prawidłowo, i zbliżył do niego usta.

- Co dokładnie chcesz ode mnie usłyszeć?

Oczy Nam Joon-Wook zwęziły się do szparki.

Spodziewał się, że Go Gun-Hee zacznie od przeprosin. Ale czy to możliwe, że starzec miał jeszcze coś do powiedzenia?

Nam Joon-Wook podniósł głos jeszcze wyżej.

- Nowe rozporządzenie, które wprowadziłeś! Czy to faworyzowanie łowcy Sung Jin-Woo, czy nie?

Nam Joon-Wook czekał na tchórzliwą wymówkę, jaka powinna nadejść ze strony jego przeciwnika.

- Faworyzujemy go.

Jego odpowiedź była krótka, ale jej wpływ był ogromny.

Nie tylko widzowie, ale także dziennikarze i politycy wymieniali z siedzącymi obok ludzi zaskoczone lub porozumiewawcze spojrzenia, co tylko dodatkowo dolało oliwy do ognia.

Oczywiście najbardziej zdziwiony wśród nich był Nam Joon-Wook.

Czy wiek w końcu namieszał mu w głowie?

Go Gun-Hee miał zaprzeczać wszystkiemu do końca lub zacząć błagać się o wybaczenie, gdy sprawy potoczyłyby się dalej, a jednak wyszedł i otwarcie przyznał się do swojego wykroczenia. Jednak jego oczy były zbyt spokojne jak na kogoś, kto żałuje.

Taka spokojna i zuchwała postawa zdołała jedynie wywołać w Nam Joon-Wook poczucie niewytłumaczalnej nerwowości.

- Chciałbym zadać zebranym tylko jedno pytanie.

Wszyscy umilkli ciekawi tego co prezes chce powiedzieć.

- Zespół składający się z 20 łowców rangi A, czy drużyna składająca się z jednego Sung Jin-Woo.

Go Gun-Hee powoli wstał i omiótł wzrokiem twarze wszystkich obecnych, kontynuując swoje przemówienie.

- Gdybyście mieli towarzyszyć jednej z tych drużyn podczas otwarcia bramy... Którą byście wybrali?

Szczera odpowiedź większości zgromadzonych, o ile nie wszystkich była do przewidzenia.

Wszyscy starali się unikać spojrzenia Go Gun-Hee i wkrótce głowa prezesa stowarzyszenia skierowała się na Nam Joon-Wooka.

- Honorowy członku Nam Joon-Wooku, czy nie przeprowadziłeś się ostatnio do apartamentu znajdującego się w pobliżu gildii Łowców? Dlaczego przeniosłeś się do miejsca znacznie droższego niż to w którym żyłeś?

- To nie ma nic wspólnego z naszym tematem rozmowy...

Nam Joon-Wook pobladł na pytanie zadane mu prze przewodniczącego.

- Chcesz zapewnić sobie bezpieczeństwo, prawda? Obywatele Korei też tego chcą. Każdy przeprowadziłby się do bezpieczniejszej dzielnicy gdyby miał na to pieniądze.

Nam Joon-Wook miał coś powiedzieć. Ale zanim mógł, Goh Gun-Hui był o krok szybszy i kontynuował.

- Wiele krajów chce nam odebrać Sung Jin-Woo by bronić swoich obywateli. Naprawdę chcecie go tutaj zatrzymać jeśli nie chcecie spełnić jego jednej prośby.

Goh Gun-Hee wymachiwał grubymi oficjalnymi dokumentami, aby wszyscy mogli je zobaczyć.

- Stany Zjednoczone, Chiny, Rosja, Europa...

Go Gun-Hee poświęcił trochę czasu na przyjrzenie się kordonowi reporterów, po czym przeniósł wzrok z powrotem na członka Zgromadzenia Narodowego, Nam Joon-Wook.

- Pytam was więc, czy chcecie być świadkami ponownej sytuacji, jak Hwang Dong-Su nas porzucił i uciekł do Ameryki? Tylko że zmieniłby się łowca.

Cera Nam Joon-Wook stawała się coraz bledsza. 

- Jeśli uważacie, że ta prośba jest nierozsądna, to gdyby w Korei pojawiła się kolejna brama kategorii S... zakładam że zdajecie sobie sprawę kto uratowałby wtedy wasze życie?

Nam Joon-Wook przygryzł dolną wargę.

Gdy Go Gun-Hee odłożył dokumenty, wyglądała teraz na całkowicie zrelaksowanego i pewnego siebie.

Nam Joon-Wook wiedział, co oznacza to spojrzenie. Takie było spojrzenie zwycięzcy, którego często robił, gdy w sytuacjach podobnych do tej zbliżał się do kolejnego politycznego zwycięstwa dla siebie.

Nam Joon-Wook zacisnął zęby i próbował wnieść sprzeciw.

- Nadal jednak potrzebujemy uczciwości w...

- Mówisz o uczciwości? Skoro tak zapewne nie zajrzałeś nawet do dokumentów które ci przekazałem. Sung Jin-Woo może samodzielnie czyścić bramy kategorii A czy B które są warte miliardy won. Mógłby chcieć tych pieniędzy dla siebie. Mimo to od samego początku gdy tylko złożyłem mu propozycję pracy w Stowarzyszeniu powiedział że nie chce tych wszystkich pieniędzy. Że jest gotów oddawać powyżej połowy Stowarzyszeniu jak i występować w przetargach jak każda inna gildia. Obecnie na stronie Stowarzyszenia jak i w przyniesionych przeze mnie dziś dokumentach jest opis funduszu wspomagającego łowców niskich rang. Funduszu który założył i zgodził się w całości fundować łowca Sung.

Reporterzy i politycy spojrzeli na siebie zszokowani. Wiadomo było nie od dzisiaj że łowcy rangi S zarabiają ogromne kwoty. Jednak żaden Koreański łowca rangi S nie troszczył się o łowców niskich rang. Tych których nie chciały żadne gildie. Po prostu ignorowali ich jako łowców na samym końcu łańcucha pokarmowego. Żaden koreański łowca ani ten rangi S ani niższej nie wyszedł nigdy w inicjatywą pomocy łowcom niskich rang.

Tylko przewodniczący Go Gun-Hee przejmował się ich losem co było oczywiste jako że poświęcił swoją firmę która zakładał pół życia i powołał do życia koreańskie Stowarzyszenie łowców, walcząc o przywileje i pomoc dla łowców nie zależnie od rangi. Stowarzyszenie nie miało jednak odpowiednich środków aby porządnie dbać o tych najsłabszych łowców pod swoją opieką.

Informacja że jakiś łowca zainteresował się losem tych najsłabszych była zaskakująca ale piękna i naprawdę poruszająca. Taki ruch zapewne przysporzy łowcy Sung Jin-Woo popularności.

- Każdy łowca rangi E czy D pod opieką Stowarzyszenia jeśli ma udowodnione problemy finansowe może starać się o pomoc z tego funduszu. Nowy dział na czele którego stoi łowca Sung Jin-Woo raz na kwartał może ufundować takiemu łowcy broń i zbroję składająca się napierśnika, butów i rękawic, oczywiście będą to przedmioty rang E i D, a ich przedział cenowy będzie się zamykał od 200 do 400 tysięcy won za jeden przedmiot. Nie będą dostawali broni która wytrzyma jedne rajd. Łowca Sung Jin-Woo który sam miał kiedyś rangę E wie jak ciężkie i niebezpieczne jest życie takiego łowcy dlatego chce to zmienić.

Wszyscy w pomieszczeniu patrzyli z szeroko otwartymi ustami na przemawiającego Go Gun-Hee.

Jeden łowca chce wydawać swoje pieniądze dla innych, najsłabszych łowców którymi często nikt się nie interesował.

To było niecodzienne, nieoczekiwane, takie hojne i wielkoduszne.

Nam Joon-Wook przerzucał dane mu dokumenty wielkimi oczami.

- Ale... ale to oznacza że na jednego łowcę potrzeba na kwartał miliona won. A takich łowców pod opieką Stowarzyszenia jest setki!

- Według naszych wstępnych obliczeń, łowców którzy kwalifikują się do takiej pomocy pod opieką Stowarzyszenia jest tysiąc w całej Korei. Łowca Sung Jin-Woo zgodził się oddawać 40% z każdej wyczyszczonej przez siebie bramy dla Stowarzyszenia.

- Ale tutaj piszę, że 20% będzie szło do jego działu, a pozostałe 20% do budżetu całego Stowarzyszenia. - Zauważył po chwili jeden z polityków który najwyraźniej albo na początku spotkania zapoznał się z tymi dokumentami albo bardzo sprawnie teraz się w nich odnalazł.

Na twarzy Go Gun-Hee pojawił się miękki uśmiech.

- Łowca Sung Jin-Woo jest bardzo dobrym młodym mężczyzną, zależy mu aby Stowarzyszenie działało jak najlepiej, Stowarzyszenie jest dobrze opłacane, ale zawsze potrzeba pieniędzy których po prostu już nie możemy dostać. Był nieugięty że będzie dostarczał dodatkowych funduszy Stowarzyszeniu, mimo że to Stowarzyszenie powinno jemu dostarczać pieniędzy jako jednemu z naszych agentów.

Wszyscy patrzyli w szoku pełni podziwu i nowego szacunku do łowcy Sung Jin-Woo na uśmiechającego się prezesa który miał wyraźną słabość do łowcy Sunga, może właśnie dlatego nie miał problemu z przyznaniem się o faworyzowanie. Podczas gdy Nom Joon-Wook został całkowicie zapomniany.

***

Stojąc przed bramą rangi A po raz pierwszy w życiu, wyłupiaste oczy Yu Jin-Ho próbowały spojrzeć w górę na szczyt tej niezwykle wysokiej bramy.

W teorii nie było żadnego powodu by tu był, powinien siedzieć w biurze, ale chciał zobaczyć bramę kategorii A, i uczestniczyć w pierwszym oficjalnym rajdzie Jin-Woo.

– Hej…

Widząc, jak Yu Jin-Ho nie mógł zamknąć ust przez ostatnie 20 minut, Jin-Woo zaczął się zastanawiać czy wyglądał podobnie gdy sam po raz pierwszy zobaczył bramę kategorii A na żywo.

- Hej, Jin-Hoszczeka zacznie cię boleć gdy dalej będzie ją trzymał tak otwartą.

- Co?? O tak. Po prostu nigdy wcześniej nie widziałem tak wielkiej bramy.

Jak w takim razie zareagowałby, gdyby zobaczył bramę w Gwang-an-ri? Jin-Woo uśmiechnął się cicho do siebie.

Yu Jin-Ho podrapał się po głowie, jakby czuł się zakłopotany tym, że był tak zszokowany wielkością Bramy.

- Bracie, czy naprawdę będzie w porządku, jeśli nie zatrudnisz żadnych zespołów górniczych lub tragarzy??

- Będzie dobrze, oni zajmą się całą robotą.

Jin-Woo wezwał 30 elitarnych Żołnierzy Cienia, którzy byli z nim najdłużej.

Yu Jin-Ho wzdrygnął się tylko trochę po tym, jak wszyscy żołnierze nagle pojawili się za Jin-Woo, ale w końcu zaczął kiwać głową.

W doskonałym czasie pracownicy oddelegowani ze Stowarzyszenia zbliżyli się do nich z daleka. Jedna z osób sprawiła że serce Jin-Woo zabiło mocniej i musiał się starać nie uśmiechnąć szeroko.

Nie wstydził się tego że jest gejem ani że się z kimś spotyka, cenił jednak swoją prywatność, zwłaszcza że ostatnimi czasy nie miał jej wiele, a z drugiej strony nie rozmawiali z Jin-Chul o ich... relacji.

W zasadzie Jin-Woo nie wiedział na czym stoją, ale bał się pytać.

- Dzień dobry łowco Suno, łowco Yoo.

- Och, szefie Woo Jin-Chul co cię tutaj sprowadza? - Spytał z ciekawością Jin-Woo, czując się dziwnie rozczarowanym że twarz agenta była spokojną maską profesjonalizmu podczas gdy jego okulary były na miejscu.

To było śmieszne, nie był zakochaną licealistką. Znaczy był zakochany, ale na pewno nie był dziewczyną ani licealistą, więc czemu czuł się tak głupio?

Szef Wydziału Monitorowania, Woo Jin-Chul, otrzymał od jednego ze swoich podwładnych przenośne urządzenie do pomiaru energii magicznej w kształcie telefonu.

- Czy nie masz nic przeciwko jeśli zmierzę ich energię?

- Śmiało.

Jin-Woo odsunął się na bok i wszyscy Żołnierze Cienia jednogłośnie zrobili krok do przodu. Woo Jin-Chul zaczął mierzyć moc magiczną każdego z żołnierzy.

Chociaż się tego spodziewał, nie mógł powstrzymać od zaskoczenia.

Jego oczy otwierały się coraz szerzej, gdy sprawdzał każdego z tych żołnierzy. Cieszył się, że nikt nie mógł zobaczyć wyrazu na jego twarzy z powodu okularów przeciwsłonecznych, które obecnie nosił.

Wszystkie te wezwania miały rangę B i to jeszcze dość wysoko.

Z łatwością przekraczał wymagania rajdu przy tego typu bramach.

Miał wrażenie że inne wezwania Jin-Woo mają jeszcze wyższą rangę. Niedźwiedzie, orkowie, Irgis, potwór z wyspy Jeju.

Kąciki ust Woo Jin-Chula wygięły się w łuk.

Ci ludzie którzy się o to kłócili wyszli teraz na idiotów.

Uśmiechnął się i lekko potrząsnął głową, po czym odwrócił się do Jin-Woo.

- Skończyłem zbierać informację.

Jin-Woo pokiwał głową z uśmiechem. A teraz nic nie powinno mu przeszkodzić w rozpoczęciu rajdu. Tak myślał, ale wtedy….

- Łowco Sung Jin-Woo, proszę spójrz w tę stronę.

- Proszę powiedz nam jak się czujesz w związku z pierwszym oficjalnym rajdem będąc członkiem Stowarzyszenia?

- Czy możesz nam powiedzieć coś odnośnie ataku na szkołę twojej siostry?

- Czy poza funduszem dla łowców masz jeszcze jakieś pomysły?

Tuż za linią policji na Jin-Woo napływał potok pytań od niezliczonych reporterów.

Media coraz bardziej na niego polowały. Ilekroć wokół niego coś się działo Jin-Woo odnosił wrażenie że chodzi za nim coraz więcej reporterów. Najpierw ponowny test, potem rajd na Jeju, brama Gwang-an-ri, atak na szkołę jego siostry, stanie się członkiem Stowarzyszenia.

Jeśli coś różniłoby się od innych rajdów, to byliby to pracownicy Stowarzyszenia powstrzymujący reporterów, a nie personel Gildii wykonujący tę pracę.

Jin-Woo wskazał brodą na reporterów.

– Myślałem, że chronisz moje dane?

- Tak, rzeczywiście chronimy twoje prywatne dane, ale niestety niewiele możemy zrobić w sprawie lokalizacji bramy. Powstrzymamy reporterów, więc możesz ich zignorować i po prostu skupić się na rajdzie.

Czy to było normalne że Jin-Woo naprawdę chciał go pocałować? Nie chciał jednak dodawać reporterom tematów a pracownikom Stowarzyszenia fundować zawału.

Obserwując pracowników Stowarzyszenia, którzy dają z siebie wszystko, by odeprzeć rozwścieczonych reporterów, Jin-Woo pomyślał, że przez chwilę może poczuć taktowne dłonie przewodniczącego Stowarzyszenia klepiące go po plecach.

Ku zaskoczeniu Jin-Woo i Jin-Ho Jin-Chul ściągnął marynarkę.

Znaczy, nie żeby Jin-Woo na to narzekał, ale... Jin-Chul  raczej zwykle od tak tego nie robił, prawda?

- Jednakże, prezes Stowarzyszenia chciał żebym upewnił się że twoje rajdy naprawdę będą bezpieczne. Czy moja obecność będzie problem.

- Nie. - Jin-Woo przyglądał się starając się zachować spokojny wyraz twarzy gdy jeden z agentów pomógł Jin-Chulowi założyć napierśnik.

Widząc to Jin-Woo poczuł ciche ukłucie zazdrości mimo że to była zwykła pomoc.

Czując jak jego energia zaczyna wypływać na zewnątrz Jin-Woo w porę ją powstrzymał trzymając ją blisko, domyślając się że jego magia chciała owinąć się wokół Jin-Chula.

Do tej pory jego magia nigdy nie... lgnęła do żadnego łowcy. Dopiero gdy znajomość jego i Jin-Chula pogłębiła się zdał sobie sprawę że nieco nieumyślnie jego magia owija się wokół agenta.

Cała trójka weszła do podziemia a za nimi ruszyli rycerze których wezwał Jin-Woo.

Podziemie okazało się siedliskiem nag, na ścianach rosły różnego rodzaju koralowce na przemian z magicznymi kryształami. 

A całe otoczenie wydawało się znacznie bardziej wilgotne niż zwyczajne podziemia, mimo że nie było tutaj jakoś dużo wody samej w sobie.

Jin-Chul natomiast patrzył z mieszanką fascynacji i niedowierzania jak żołnierze samodzielnie walczą z nagami.

Rycerze w czarnych zbrojach jako jedna grupa cały czas tnąca i kłująca jedną z nag, niedźwiedzie gryzący i drapiący drugą, mrówki otaczające i gryzące trzecią, orkowie tnący bezlitośnie czwartą. Cienie walczyły w grupach zajmując się większością potworów z dużymi umiejętnościami i zacięciem.

W normalnych okolicznościach nawet doświadczony mag czy szermierz miałby problem z walką z tego typu przeciwnikiem.

Armia cienia jednak nie mogła umrzeć, a ilekroć któryś z nich był niszczony odradzał się i od raz jak gdyby nigdy nie padł wracał do walki z taką samą determinacją.

Jin-Chul był w szczególności pod wrażeniem Igrisa. Był przykładem idealnego szermierza poruszającego się z niesamowitą gracją i skupieniem. Jedynie bardzo silni magowie mogli kontrolować błyskawicę które zabierały sporo many a tutaj pojawiały się przy każdym uderzeniu mieczem przez Igrisa. Były ogromne, szerokie i wytwarzane przez przyzwane stworzenie co wcześniej Jin-Chulowi wydawało się niemożliwe.

Miał rangę A?

Jin-Chul patrzył jak cztery nagi są całkowicie niszczone przez machnięcie mieczem które wysłało w ich stronę ogromne błyskawice.

Nie, już dawną ją przewyższył. Jin-Chul zastanawiał się czy wygrałby gdyby musiał z nim walczyć.

Wątpił w to.

Tymczasem Jin-Woo podszedł do jednej z mrówek która odrywała kawałki martwej nagi i jadła je.

- Hej, nie żryj tego, nie wiesz jak cenne są ciała potworów?

Jin-Woo prychnął a następnie bezceremonialnie kopnął mrówkę tak że ta uderzyła w sufit niszcząc się i odnawiając na ziemi. Jej czułki zadrgały nieszczęśliwie po czym opadły nisko a potem ku zaskoczeniu i konsternacji mrówka podeszła do Jin-Chula a następnie schowała się za nim. Pomińmy fakt że 80% jej ciała wystawało zza nóg agenta.

Odwracając się nieco za siebie, ale nie robiąc nawet kroku Jin-Chul przyjrzał się świecącym na niebiesko oczom czarnej mrówki.

- Jin-Chul ci nie pomoże, przestań jeść pieniądze.

Mrówka wystawiła łeb zza nóg Jin-Chula, a ten zmieszany poklepał ją po łbie mając nadzieję że ta nie pozbawi go ręki.

Mrówka jednak po prostu tam stała wyraźnie nieszczęśliwa.

Jin-Woo zaśmiał się widząc to następnie obejrzał się na cienie zbierające kryształy.

- Zbierajcie te kryształy, żwawiej.

Jin-Woo nie był jednoosobową drużyną, był jednoosobową gildią.

Samodzielne wyczyszczenie podziemi kategorii A nie stanowiło dla niego żadnego problemu, w żadnym aspekcie, wydobycie kryształów, zbieranie ciał, walka.

Jin-Chul już rozumiał czemu przewodniczący Go Gun-Hee chciał żeby uwaznie obserwował Jin-Woo.

W końcu znaleźli się w komnacie bossa. Jin-Ho i Jin-Chul stali z tyłu podczas gdy Jin-Woo przyjrzał się nadze wielkości budynku dzierżącej  dwa niewielkie trójzęby.

- Odwołuje te cienie które nie pracują.

Jin-Chul spojrzał zaskoczony na Jin-Woo.

- Dlaczego je odwołałeś? Są na tyle silne by pokonać bossa.

- Jeśli będę za bardzo na nich polegał, moje umiejętności zardzewieją.

Jin-Chul uśmiechnął się krzywo do Jin-Chula po czym wezwał sztylety.

Jin-Chul patrzył z szeroko otwartymi ustami jak Jin-Wo bez problemu skaczę nad głowę kilkumetrowego potwora a następnie uderzają go od góry.

Nie minęło wiele czasu a potwór który nie miał żadnych szans leżał martwy.

[ZABIŁEŚ BOSSA PODZIEMIA.]

[ZDOBYŁEŚ POZIOM.]

[OBECNIE MASZ 101 POZIOM.]

[TWOJE UMIEJĘTNOŚCI KLASOWE AWANSOWAŁY.]

- Och. Jin-Woo spojrzał zaskoczony na okienko które pojawiło się przed jego oczami.

[UMIEJĘTNOŚĆ „WYDOBYCIE CIENIA” ZDOBYŁA POZIOM.]

[UMIEJĘTNOŚĆ „ZAPISANIE CIENIA” ZDOBYŁA POZIOM.]

[UMIEJĘTNOŚĆ „DOMENA MONARCHY” ZDOBYŁA POZIOM.]

[UMIEJĘTNOŚĆ „WYMIANA CIENIA” ZDOBYŁA POZIOM.]

Jin-Woo uśmiechnął się zadowolony otwierając okno i patrząc na swoje wzmocnione umiejętności.

To był zdecydowanie miły prezent.

Następnie Jin-Woo spojrzał na ciało bossa. Pora było zabrać ostatni prezent.

Tymczasem Jin-Chul wpatrywał się w martwe ciało czując jak jego mózg się wyłącza.

Większość drużyn rajdowych widząc takiego bossa rwałaby włosy z głosy, ich uzdrowiciele mieliby pełne ręce roboty i wcale nie było pewne że cała drużyna wyjdzie z tego żywa.

Natomiast Jin-Woo zabił tego bossa kilkoma sprawnymi cięciami przy użyciu tylko dwóch krótkich sztyletów.

Łuski nagi na tyle twarde że robi się z nich zbroje i tarczę bardzo dobrej jakości, a on bez problemu je przeciął, pokonując potwora i nie łapiąc nawet lekkie zadyszki. Aż trudno było w to uwierzyć.

Jin-Woo natomiast stojąc koło cienia z rękami w kieszeni nakazał krótko.

- Powstań.

Wokół ciała zaczął pojawiać się czarny dym który uformował się w rękę która zaczęła wyciągać resztę cienia z ciała poległego bossa, a podziemie wypełnił przerażający wyjący krzyk agonii.

[GŁOS MONARCHY ROZPALIŁ TLĄCĄ SIĘ WOLĘ WALKI POLEGŁEGO.]

[ULEPSZYŁEŚ CIEŃ.]

[POZIOM CIENIA WYNOSI 13.]

Co ciekawe jego ranga była taka sama jak Kła, ale poziom wynosił już 13. Jego nowy cień musi być prawie tak silny jak oryginał.

[IMIE: ??? LV.13]

RANGA: ELITARNY RYCERZ

Jin-Woo przyjrzał się zmieszany żołnierzowi. Strasznie się skurczył. Obecnie wyglądał jakby miał może dwa i pół metra podczas gdy za życia miał około siedmiu a może nawet dziewięciu.

Cienie zazwyczaj pozostają w takim samym rozmiarze, a nawet robią się większe. Z drugiej strony jego magiczna energia jest potężna, podobna do mocy Kła. Może naga potrafi powiększyć się podobnie do szamana wysokich orków, a to by oznaczało że to jest jego oryginalny rozmiar. Tak czy inaczej to świetny nabytek do jego armii.

[PROSZĘ NADAĆ IMIE TEMU CIENIOWI.]

- Hm?

Jin-Woo zamyślił się kładąc dłoń na łbie potwora.

- Jima. Niech będzie Jima.

[CHCESZ NAZWAĆ CIEŃ JIMA?]

- Tak.

Gdy jego nowy cień miał już swoje imię Jin-Woo obejrzał się na Jin-Ho i Jin-Chula. Ten pierwszy wydawał się urzeczony i pod wrażeniem, a drugi... Jin-Chul zrobił się blady i patrzył wielkimi oczami na Jime.

Jin-Woo przeklął w myślach.

Nie chciał że Jin-Chul zaczął bać się jego cieni!

Najpierw zacznie bać się cieni a potem może co gorsza samego Jin-Woo.

Musiał pokazać Jin-Chulowi że nie ma się czego bać. Jego cienie nigdy nie zrobiłyby krzywdy komuś niewinnemu, a już na pewno nie komuś na kim Jin-Woo zależało.

- Jin-Chul mógłbyś tu podejść? - Poprosił grzecznie Jin-Woo.

- O? Och...? Tak oczywiście.

Agent podszedł niepewnie do Jin-Woo i Jimy patrząc nieufnie i ostrożnie na cień.

- Ładny nabytek prawda? - Spytał od niechcenia Jin-Woo.

- Ła...Ładny.

- Nie musisz się bać moich cieni. Stań tutaj.

Jin-Chul stanął naprzeciw potwora podczas gdy Jin-Woo stanął za nim i chwycił go za nadgarstek i przyłożył jego dłoń do łba Jimy razem ze swoją tak że ich palce leżały płasko koło siebie.

Nie musząc już powstrzymywać tej chęci Jin-Woo wypuścił całą swoją moc która oplotła Jin-Chula.

Tymczasem Jin-Ho patrzył zaskoczony na dwóch łowców. Nie sądził że Jin-Woo i inspektor Woo mieli tego typu relację.

Igris pojawił się koło Jin-Ho z powodu czego wzdrygnął się tylko trochę. Cień następnie podszedł do Jin-Ho i zarył mu oczy dłońmi kręcąc głową.

Jin-Woo nie zwracał na to ani odrobiony uwagi gdy po chwili oderwał dłoń od dłoni Jin-Chula który nadal głaskał Jimę a zamiast tego obie dłonie zaplótł w pasie Jin-Chula przytulając się do niego od tyłu.

Jin-Chul po chwili przesunął głowę w bok patrząc na bardzo zadowolonego Jin-Woo.

Nie wiedzieli który z nich zainicjował krótki ale namiętny pocałunek.

Jednak te chwilę przerwało podziemie które zadrżało jakby w przypomnieniu że w najbliższym czasie się zamknie.

Łowcy niechętnie oderwali się od siebie podczas gdy Jin-Woo odszedł krok w tył a Jin-Chul zdjął dłoń z łba Jimy.

Igris oderwał dłonie od zdezorientowanego Jin-Ho którzy spojrzał na czerwonego agenta Woo i Jin-Woo który rozglądał się po jaskini.

- Pora iść. - Zwrócił się Jin-Woo do Jin-Ho podczas gdy Igris zniknął chowając się w cień Jin-Woo. - A jeśli chodzi o ciało...

Jin-Woo przyjrzał się zamyślony ciału bossa. Szkoda było je zostawić.

***

Reporterzy i kilku gapiów czekało niecierpliwie przed bramą. Zwykle rajdy na bramę kategorii A trwały kilka godzin. Łowca Sung Jin-Woo pokazał jednak że potrafi poradzić sobie nawet w dwie godziny z czerwoną bramą kategorii B która pojawiła się na drodze.

W końcu po godzinie i kilkunastu minutach coś zaczęła się dziać, reporterzy przygotowali się na robienie zdjęć gdy brama zaczęła lekko falować tak jak miało to miejsce podczas wyjścia i wejścia z niej.

- Uciekajcie!

Coś co wychodziło z bramy nie było człowiekiem.

Jednak po chwili widząc że czymś wychodzącym z bramy był potwór w czarnej szacie z której unosił się dym niektórzy zdali sobię trzeźwo sprawę z fakt że to nie jest zagrożenie.

- To przyzwanie Sung Jin-Woo!

- Już ukończył bramę kategorii A?!

- Szybko zróbcie zdjęcia!

Koło Kła wyszedł Jin-Woo w towarzystwie dwóch innych łowców.

- Mam zająć się spieniężeniem tego co udało ci się zdobyć w podziemiu? - Spytał Jin-Ho wiedząc że za nimi będą szły cienie z magicznymi kryształami.

- Masz już pracę w wydziale, nie mogę wszystkim cię obarczać.

Jin-Ho uśmiechnął się promiennie.

- Bracie, to żaden problem. Naprawdę, pozwól mi się wszystkim zająć. Hm, jest tutaj jeszcze więcej reporterów niż wcześniej.

Jin-Woo przyjrzał się z nikłą ciekawością małemu tłumowi który fotografował ich oraz Kła wyciągającego ogromne ciało bossa.

- Mój pierwszy oficjalny rajd przyciągnął sporo uwagi. Nie potrzebujemy jednak takiego zainteresowania.

- To zainteresowanie może z czasem zmaleć, ale nie sądzę by kiedykolwiek zniknęło. - Odezwał się po jego drugiej stronie Jin-Chul.

- Hm? Przynajmniej Stowarzyszenie pomoże mi nad nimi zapanować. - Jin-Woo uśmiechnął się podczas gdy energia Jin-Woo lekko oplotła Jin-Chula, a następnie zapytał rozbawiony. - Jak podobał się panu rajd inspektorze Woo?

Jin-Chul zarumienił się nieco pomimo tego że jego twarz była spokojną maską profesjonalizmu, w którymś momencie drogi do wyjścia z podziemia udało mu się uspokoić.

- Był... pouczający. Musze iść, powinienem zdać relacje przewodniczącemu.

***

Jin-Chul siedząc naprzeciw przewodniczącego na jednym z foteli streścił mu przebieg rajdu zatajając mniej profesjonalną relację jaką miał Jin-Woo i Jin-Chul. Chociaż mówiąc szczerze Jin-Chul nie był pewien jakiego rodzaju relacja ich łączy.

Spędzili razem jedną dość burzliwą i gorącą noc, potem był wypadek w szkole gdzie walczyli razem a po zabiciu wszystkich potworów Jin-Woo przytrzymał go chwilę dłużej i pocałował bez słowa a teraz ta brama.

Nie rozmawiali jednak o tym czy była to tylko przygoda, czy spanie bez zobowiązań, czy coś więcej...

Jin-Chul naprawdę chciał aby to było coś więcej.

Zdając sobie jednak sprawę gdzie jest szybko wziął się w garść spychając tego typu myśli na znacznie dalszy plan.

- To wszystko. - Zakończył agent.

Go Gun-hee wyglądał za zamyślonego.

- Woo Jin-Chul musiałeś w przeszłości obserwować wiele rajdów. Po wysłuchaniu przebiegu wydarzeń stamtąd, wiem że nawet weteran przeżyłby szok.

- To nie był rajd... tylko jednostronna masakra.

Go Gun-Hee zamrugał zaskoczony. Jego agent nie wydawał się obecnie wstrząśnięty, przerażony czy chociaż zaniepokojony tym co widział. Wyglądał na spokojnego jakby stwierdzał fakt.

- Rozumiem, idź odpocząć.

- Dobrze.

Gdy Jin-Chul opuścił już pomieszczenie Go Gun-Hee wstał i podszedł do okna patrząc na zachód słońca.

To co powiedział mu jego najlepszy agent było wprost nie do uwierzenia, jeśli nie zobaczy się tego na własne oczy.

Ufał jednak słowom Jin-Chula.

Czyszczenie podziemi, transport ciał, a nawet wydobywanie kryształów...

Nazywanie go jednoosobową drużyną to błąd, jest bardziej jednoosobową gildią.

Oczy go nie zawiodły gdy po raz pierwszy zobaczył łowcę Sung Jin-Woo.

Koreańską, nie, światowa listę łowców czekają wielkie zmiany.

***

Gdy Jin-Chul wyszedł z biura przewodniczącego jego telefon zabrzęczał.

Z ciekawością wyjął go z kieszeni i przyjrzał się wiadomości.

„O której dziś kończysz?”

Wiadomość pochodziła od Jin-Woo.

„ Powinienem kończyć za dwie godziny.”

„Miałbyś coś przeciwko gdybym dziś cię odwiedził?”

Czytając drugą wiadomość od Jin-Woo, Jin-Chul nie był wstanie zwalczyć uśmiechu.

„Oczywiście że nie.”

***

Cały czas nie dawało mu spokoju czemu jego umiejętności awansowały na 101 poziomie a nie na przykład 100.

Zakładał że coś powinno się zmienić właśnie na 100 poziomie. W końcu po osiągnięciu go stał się sto razy silniejszy niż był na samym początku gdy otrzymał system.

W jego głowie pojawiło się kilka domysłów dlaczego tak właśnie się stało, ale obecnie tylko dwa z nich miały najwięcej sensu.

Jedyna mogła oznaczać nowy początek.

Czy to możliwe, że kiedy jego poziom osiągnął 101, wszystkie ograniczenia dotyczące umiejętności specjalnych dla klasy zostały usunięte i mógł teraz dowolnie je ulepszać?

Druga teoria była mniej pozytywna.

Istniała możliwość, że poziomy umiejętności wzrosły, ponieważ był dokładnie o 50 poziomów wyżej niż wtedy, gdy otrzymał swoją profesję. Co również sugerowało, że musi osiągnąć poziom 151, jeśli chciał ponownie ulepszyć swoje umiejętności.

Naprawdę nie były szczęśliwy gdyby ta możliwość okazała się prawdziwa.

Jego szybkość zdobywania poziomów tak jak zakładał od samego początku coraz bardziej zwalniała im silniejszy się stawał. Już teraz wolno levelował. A im bliżej będzie 151 poziomu tym gorzej będzie.

Yu Jin-Ho zdecydował się pozostać w miejscu Bramy, mówiąc, że zakończy całą pracę przed powrotem do biura.

Rajd mógł się zakończyć, ale był jeszcze jeden krok do przekazania odzyskanych łupów pośrednikom do sprawdzenia. Ponieważ to Yu Jin-Ho skontaktował się z tymi pośrednikami, wydawało się, że chciał osobiście zająć się tą sprawą.

Dobrze, że zastępca szefa wydziału był pełen zapału i energii, ale Jin-Woo martwił się że zbyt wiele zrzuca na jego barki. Czuł się nieco winny z tego powodu.

***

Najbardziej ruchliwa ulica w Tokio w Japonii zamarła w jednej chwili. Ludzie stanęli na chodnikach zadzierając głowy podczas gdy w ich oczach widać było niedowierzanie, strach i szok. Auta zwalniały i zatrzymywały się a kierowcy wychylali głowy zza szyb aby przyjrzeć się niebu podczas gdy wielki cień padał na nich oraz całą ulicę razem z niedaleko znajdującymi się budynkami.

- Co to ma być?

- O mój boże.

W pojawiającej się wokół ciszy było coś niezwykłego...

Nazywanie bramy tego rozmiaru ogromną było strasznym niedopowiedzeniem. Ów brama była cztery razy wyższa niż najwyższe budynki w Tokio a wyzierająca energia z zamkniętej jeszcze bramy mówiła jasno jak potężna ona jest.

Ranga S.

***

Po trzech godzinach od pojawienia się bramy w rezydencji premiera znaleźli się najsilniejsi przywódcy najlepszych gildii w kraju.

Na korytarzach panował kompletny chaos gdy pracownicy chodzili pośpiesznie tam i z powrotem niosąc dokumenty lub non stop gdzieś dzwoniąc.

Niektórzy z nich zatrzymali się jednak widząc znanych sobie doskonale łowców.

- Popatrzcie tam.

- Wicemistrz gildii Dobytego Miecza Sugimoto?

- I łowcy rangi S.

- On nie jest już wicemistrzem a mistrzem. Po tym jak stracili siedmiu łowców rangi S, włączając w to Goto Ryujiego, na Jeju powiadają że prezes Stowarzyszenia ledwo się trzyma a do tej pory niedościgniona najlepsza gildia w kraju chwieje się w posadach.

- Hm, zmonopolizowali praktycznie wszystkich łowców rangi S, więc niech teraz trochę pocierpią, ich gildia jest już skończona.

Niektórzy nieprzychylni tej gildii pracownicy premiera i politycy szeptali mało dyskretnie tego typu rzeczy gdy łowcy rangi S Dobytego Miecza szli korytarzami.

- Nie byli tacy pewni siebie w przeszłości, a teraz zaczynają się puszyć. Oportunistycznie dranie.

Łowcy rangi S zgrzytali zębami przechodząc korytarzami w stronę sali konferencyjnej.

- Słyszałam plotki że gildia Czarnej Dziury zamierza połączyć się z gildią Ośniezonej Góry. Łączna liczba łowców rangi S z ich gildii wynosi 4. Dokładnie tyle ile u nas.

Sugimoto prychnął.

- Naprawdę myślą że staną na szczycie poprzez połączenie sił? Nie zrobi im to różnicy skoro i tak pozostaną słabi.

***

Atmosfera w oficjalnej rezydencji premiera Japonii była praktycznie grobowa.

Premier nie mógł powstrzymać narastającej fali gniewu i mocno rzucił pilotem w telewizor na którym wyświatlane były najświeższe informację.

Jego doradcy pospiesznie wstali, ale zamknęli usta i usiedli z powrotem, gdy wylądował na nich wściekły wzrok premiera.

- Dlaczego Stowarzyszenie Łowców nic nie mówi?!

Prezes Japońskiego Stowarzyszenia Łowców Matsumoto Shigeo słabo spuścił głowę. Od powrotu z podróży do Korei Południowej stał się cieniem dawnego siebie. Cichy, strachliwy, chudszy.

Wyraz twarzy premiera stwardniał.

- Do diabła....

Coś tak przerażającego pojawiło się w środku Tokio, ale Stowarzyszenie, które powinno się tym zajmować, trzymało język za zębami?!

- Brama rangi S pojawiła się w samym sercu Tokio!Czy nie uważasz, że Stowarzyszenie powinno posiadać chociaż jeden środek zaradczy?!? Chociaż jeden!

Premier krzyknął w udręce.

Na nieszczęście dla niego wszyscy obecni trzymali usta zamknięte. Wyraz twarzy premiera zmarszczył się nieestetycznie, a następnie opadł na krzesło.

- Bądź ze mną szczery przewodniczący Matsumoto.

Następnie wskazał na pęknięty ekran telewizora.

- Co się stanie jeśli ta brama się otworzy?

Przewodniczący przez chwilę unikał wzroku premiera, poddał się jednak w końcu, spuścił głowę i powiedział bezradnie.

-... To będzie nasz koniec.

- Więc tak to wygląda….. Tylko jedna Brama, a miasto Tokio jest skończone?

- Nie to miałem na myśli premierze?

Premier podniósł głowę, by spojrzeć, a prezes Stowarzyszenia Matsumoto Shigeo kontynuował głosem pozbawionym emocji.

— Chciałem powiedzieć, że cała Japonia będzie skończona.

Wyraz twarzy premiera stał się trupio blady.

- Łowcy rangi S nie pokonają bramy kategorii S. Chyba że wezwiemy łowców rangi narodowej...

Jeden z mistrzów gildii, starszy mężczyzna bez jednego oka westchnął.

- Chong Lee, jeśli widziałeś rajd na wyspę Jeju powinieneś już sam przewidzieć wynik.

- Naprawdę nie mamy żadnej innej strategii? Czy faktycznie proszenie o pomoc łowców rangi narodowej nie wchodzi w grę?

- Myślisz że nasz kraj ma budżet na zatrudnienie kogoś takiego jak on? A poza tym ze względu na powiększającą się liczbę bram, każdy kraj zatrudnia najemników z innych państw, więc i tutaj jest problem.

- Zastanawiam się ilu łowców zachciałby nam pomóc w pokonaniu bramy kategorii S... - Premier schował twarz w dłonie.

- Jest jeden łowca, który może nam pomóc, jeśli mu zapłacimy. - Odezwał się w końcu Sugimoto. - Ekspert barier Yuri Orlov.

***

Jin-Woo wstając rano przeciągał się a następnie rozejrzał w poszukiwaniu ubrań. Pamiętał niejasno jak na wpół śpiąc przywarł do Jin-Chula odmawiając wypuszczania go z łóżka, ale potem chyba znów usnął a Jin-Chul pewnie wymknął się już do pracy.

Wzdychając rozczarowany Jin-Woo przeciągnął się ponownie.

Dziś był ten dzień. Jin-Woo przywołał klucz do świątyni.

PRZEDMIOT

KLUCZ DO ŚWIĄTYNI CARTHENON

KLASA PRZEDMIOTU: ???

TYP: KLUCZ

TEN KLUCZ ZEZWALA UŻYTKOWNIKOWI NA WEJŚCIE DO ŚWIĄTYNI CARTHENON. KLUCZ MOŻE ZOSTAĆ UŻYTY W ODPOWIEDNIEJ BRAMIE. LOKALIZACJA BRAMY ZOSTANIE UJAWNIONA PO WYZNACZONYM CZASIE.

POZOSTAŁY CZAS: 6 GODZIN 3 MINUTY I 32 SEKUND

Zaproszenie od systemu.

Był bardzo ciekawy jaką odpowiedź tam znajdzie.

Czy wreszcie dowie się czym jest system.

Skąd się wziął.

Dlaczego to on go dostał?

Miał jeszcze kilka godzin by się przygotować.

A tymczasem może sprawdzić co się dzieje z jego cieniami które umieścił przy niektórych osobach.

UMIEJĘTNOŚĆ

ZAPISANIE CIENIA LV.2

UMIEJĘTNOŚC KLASOWA

NIE WYMAGA MANY

JESTEŚ W STANIE ZAPISAĆ STWORZONYCH ŻOŁNIERZY I WYKORZYSTAĆ ICH PÓŹNIEJ.

EFEKT LV.2: POŁĄCZONE ZMYSŁY

MOŻESZ POŁĄCZYĆ SIĘ ZE ZMYSŁAMI WYBRANEGO ŻOŁNIERZA CIENIA.

ZAPISANE CIENIE: 840/840

Ten efekt drugiego poziomu był naprawdę przydatny. Teraz mógł sprawdzać co dzieje się z jego rodziną i bliskimi.

Zamknął oczy włączając te umiejętność a pod jego powiekami pojawił się obraz... telewizji?

- Miałeś być wielkim królem... dlaczego się tak zachowujesz?! Mój królu! Mój królu, nie!

Jin-Ah spała przykryta na kanapie w ich salonie a Beru stał za kanapą trzymając pilot i najwyraźniej oglądając... coś.

W sumie powinien wiedzieć że Beru jest nieco dziwny.

A więc tego typu seriale lubi... W sumie o gustach się nie dyskutuje.

Jin-Woo sprawdził następnie jego mamę która najwyraźniej była w sklepie przeglądając różne produkty.

Obecnie mogli pozwolić sobie na niesamowitą różnorodność i pomysłowość jeśli chodzi o jedzenie ponieważ pieniądze już nie były problemem.

Choi Jing-In... spał.

W tym samym łóżku co Baek Yoon-Ho, okej, kim on jest żeby zaglądać mistrzom gildii do łóżka.

W sumie sam obecnie znajduje się w łóżku głównego inspektora wydziału monitorującego łowców. Chyba nie bardzo miał prawo ich oceniać.

Przewodniczący, podpisywał jakieś dokumenty na swoim biurku tłumiąc ziewanie. Biedny człowiek, powinien przestać tyle pracować.

Jin-Ho siedział w swoim biurze, Jin-Chul rozmawiał z jakimś agentem.

Wszyscy mieli się świetnie.

Jin-Woo uśmiechnął się do siebie. Mógł wreszcie bronić i zapewniać bezpieczeństwo tym osobą które uważał za bliskie sobie, albo tym które po prostu lubił.

Jego marzenie już prawie się spełniło.

***

Japonia natychmiast wysłała prośby o pomoc do społeczności międzynarodowej. Ponieważ stracili ponad połowę swoich łowców rangi S, ta dość szybka decyzja była praktycznie nieuchronna. Niestety, postawa społeczności międzynarodowej była co najmniej lodowata.

Japonia świadomie ignorowała niebezpieczną sytuację rozwijającą się w sąsiednim kraju, Korei. Ale potem Japończycy zaczęli się martwić gaszeniem ognia dopiero po tym, jak płomienie wylądowały zaczęły ich parzyć.

Społeczność międzynarodowa nie zapomniała o tym.

Ponure nagłówki szybko rozniosły się po internecie.

[USA OPUSZCZA JAPONIĘ W GODZINIE PRÓBY.]

[CZY CHINY POZOSTANĄ BIERNE I POZWOLĄ NA ZNISZCZENIE JAPONII?]

[BRAMA TOKIO: DWA DNI OD JEJ POJAWIENIA SIĘ. POZOSTAŁY CZAS TO….]

[CO ZROBI KOREA? CZY ZAPOMNI O POMOCY JAKIEJ UDZIELILIŚMY?]

Uwaga świata zaczęła skupiać się na Japonii, Każdego dnia na całym świecie ukazywały się sensacyjne artykuły.

Właśnie w tym momencie samotny łowca wyciągnął rękę w kierunku ogarniętej rozpaczą i przerażeniem Japonii.

Nazywał się Yuri Orlov, łowca rangi S pochodzący z Rosji.

W celu wynegocjowania warunków z rządem japońskim zaprosił na swoją ziemię japońskich przedstawicieli. Mistrz gildii Dobytego Miecza wskoczył na pokład samolotu, który zabrał go do Federacji Rosyjskiej przy pierwszej nadarzającej się okazji.

Yuri Orlov nawet nie zadał sobie trudu, by powitać japońskich przedstawicieli na lotnisku, a zamiast tego przyjął ich w salonie swojej pałacowej rezydencji.

- Nazywam się Yuri Orlov najlepszy łowca klasy wspierającej. Czytałem przesłane raporty. Dobrze zrobiliście ewakuując mieszkańców. - Łowca pociągnął łyk z piersiówki uśmiechając się kpiąco do trójki łowców którzy przybyli z nim rozmawiać.

- Jednak czy to prawda, że przez brak ludzi, Japonia wysyła jedynie sześciu łowców rangi S?

- Tak. - Siedzący naprzeciw niego Reiji Sugimoto starał się zachować spokój, pamiętając że jest tutaj aby prosić o pomoc, ale kpiący uśmiech Rosjanina wcale mu w tym nie pomagał. - By zająć się innymi bramami kategorii A, każda gildia musi wykluczyć co najmniej jednego łowcę rangi S. Nasza gildia też tak uczyni, ale pozostała trójka będzie w razie potrzeby służyć pomocą.

- Jak chcecie chronić swój kraj w ten sposób... 3,6 miliarda rocznie. 10 milionów dolarów dziennie. Zatrudnijcie mnie a powstrzymam bramę przed otwarciem na tak długo jak chcecie.

- Dziesięć milionów dolarów dziennie?! ( 47 340 011 PLN) – Krzyknął Reiji Sugimoto z mieszanką niedowierzania i złości.

- Jeśli będziecie mi płacić 3,6 miliarda rocznie, to ocalę wasz kraj. - Mówił nadal rozbawiony z tą samą dozą kpiny Yuri. - To o wiele mniej niż wziąłby Thomas.

Co prawda Yuri Orlov nie wspomniał o tym że Thomas Andre po prostu pozbyłby się bramy, ale faktycznie koszta byłyby o wiele, wiele większe.

- Kanae, mówisz trochę po rosyjsku, co ten dziad mówi? - Spytał jeden z łowców rangi S swoją towarzyszkę.

- Nie jestem pewna ale to nie brzmi dobrze.

- Co wy na to? Ocalicie swój kraj, płacąc mi 10 milionów dziennie, czy zachowacie pieniędzy i stracicie go?

Orlov doskonale wiedział że Japończycy są zdeterminowani i przyparci do muru. Żaden kraj nie chciał im pomóc, a ich łowcy byli za słabi. W takich okolicznościach mógł zażądać tak astronomicznych sum pieniędzy jak jak 3,6 miliarda za cały rok utrzymania bariery. (17 042 404 286 PLN)

Gdyby mu odmówili oznaczałoby to zniszczenie nie tylko Tokio ale i całej Japonii.

- Możecie w ogóle pozwolić sobie na wybranie jakiejkolwiek innej opcji? Przecież mógłbym się nie zgodzić, nawet gdybyście lizali mi buty, błagając o pomoc.

Reiji Sugimoto starach się zachować spokojny wyraz twarzy mimo że w środku gotował się z wściekłości.

- Musisz być więc bardzo pewny swoich umiejętności.

- Oczywiście. Efekty będą lepsze niż po zatrudnieniu setki tych dzieciaków które za tobą stoją. Dlaczego się wahacie?

***

- Wychodzę. - Jin-Woo założył wygodne buty wziął kluczę i już miał wychodzić gdy usłyszał głos jego mamy.

- Bądź ostrożny. Wiem że jesteś dorosły i nie musisz mi mówić gdzie idziesz ani gdzie spędzasz noc, ale po prostu uważaj na siebie, dobrze?

Jin-Woo skinął zaskoczony głową.

- Będę uważał, obiecuje.

Powinien chyba uprzedzić mamę gdy wiedział że nie wróci do domu. Ale to nie tak że planował znów iść z Jin-Chulem do łóżka...

No dobrze, może miał na to cichą nadzieję, ale nie planował tego otwarcie.

Powinien powiedzieć matce że może nie wróci na noc zamiast wysyłać jej smsa.

- Następnym razem na pewno dam ci znać jeśli będę planował zostać poza domem. Lecę.

Po wyjściu Jin-Woo otworzył okno statusu.

PRZEDMIOT

KLUCZ DO ŚWIĄTYNI CARTHENON

KLASA PRZEDMIOTU: ???

TYP: KLUCZ

TEN KLUCZ ZEZWALA UŻYTKOWNIKOWI NA WEJŚCIE DO ŚWIĄTYNI CARTHENON. KLUCZ MOŻE ZOSTAĆ UŻYTY W ODPOWIEDNIEJ BRAMIE. LOKALIZACJA BRAMY ZOSTANIE UJAWNIONA PO WYZNACZONYM CZASIE.

POZOSTAŁY CZAS: 0 GODZIN 2 MINUTY I 6 SEKUND

POZOSTAŁY CZAS: 0 GODZIN 1 MINUTY I 52 SEKUND

POZOSTAŁY CZAS: 0 GODZIN 1 MINUTY I 11 SEKUND

POZOSTAŁY CZAS: 0 GODZIN 0 MINUTY I 49 SEKUND

POZOSTAŁY CZAS: 0 GODZIN 0 MINUTY I 13 SEKUND

POZOSTAŁY CZAS: 0 GODZIN 0 MINUTY I 4 SEKUND

LOKALIZACJA, DO KTÓREJ MOŻESZ DOSTAĆ SIĘ ZA POMOCĄ KLUCZA, ZOSTAŁA ODBLOKOWANA.

Jin-Woo ruszył przed siebie zaciskając pięści w nerwowym oczekiwaniu.

***

Pracownica Stowarzyszenia spojrzała na bramę wzdychając. Coraz więcej ich się pojawiało, czasami miała wrażenie że łowcy zamknęli jedną bramę a na jej miejsce w podobnej lokalizacji pojawia się kolejna. Tak jak teraz.

- Pomyśleć że brama otworzy się w tym samym miejscu...

- Dobrze że szkoła jest zamknięta. Gdyby było inaczej i uczniowie nadal by tutaj byli nie moglibyśmy nawet kontrolować dostępu do bramy.

Kilku łowców pilnujących bramy na placu prowadzącym do głównego wejścia do szkoły w której kilka dni temu doszło do przełamania bramy i masakry rozmawiało ze sobą rozglądając się znudzonym wzrokiem wokół.

Do tej okropnej szkoły gdzie przelano tyle krwi dzieci nikt nie chciał się zbliżać, zresztą taka brama nie była żadną sensacją. Jednak ich zadaniem było pilnowanie każdej bramy do której weszli łowcy.

- Ah, nie można tutaj wchodzić...

Pracownica zamilkła widząc łowcę Sung Jin-Woo który ściągnął z głowy kaptur.

- Łowco Sung?

- Ile dni minęło od pojawienia się bramy?

- Trzy dni.

Jin-Woo skrzywił się, a więc ta cholerna brama była tutaj od trzech dni?! Cudownie. Dostał powiadomienie jedynie o tym że lokalizacja została odblokowana. Nie było mowy o pojawieniu się bramy.

Z jakiegoś powodu całkowicie błędnie założył że brama pojawi się po upływanie czasu o którym powiadomił go system. Całkowicie zignorował fakt że przecież za pierwszym razem ta cała świątynia pojawiła się jako podwójne podziemie. Legowisko zguby w bramie kategorii E.

Gdyby jacyś łowcy weszli do tej bramy wcześniej mogłoby dojść do tragedii gdyby wrota przed nimi bezproblemowo się otworzyły za pierwszym razem.

Tym razem czuł że ta brama jest silniejsza.

- Jaka to kategoria?

- C. - Pracownica patrzyła na niego zmieszana. Dlaczego tak potężny łowca wyglądał na tak zainteresowanego taką marną bramą?

- Czy jacyś łowcy weszli już do środka?

- Tak przed dwiema godzinami.

- Szlag by to!

- Łowco?!

Agenci będący na miejscu spojrzeli zaskoczeni na Jin-Woo.

- To podziemie jest potwornie niebezpieczne, musicie ich odwołać.

- Co? Ale według...

Jin-Woo przerwał jej bezceremonialnie.

- W tym podziemiu kategorii C znajduje się drugie potworne podziemie w którym kilka miesięcy temu została zmasakrowana cała drużyna rajdowa. Przeżyłem to ja i pięć innych osób. Zadzwoń do Woo Jin-Chula jeśli mi nie wierzysz. Jeśli oni już tam weszli, są martwi.

Jin-Woo przeszedł pomiędzy zaskoczonymi agentami i pracownikami gildii i wszedł pośpiesznie w bramę.

Niesamowita aura tak obrzydliwa, że przyprawiała go o gęsią skórkę, powoli sączyła się z Bramy.

Skoro ta moc była dla niego wyczuwalna aż stąd to dlaczego żaden łowca za pierwszym razem jej nie wyczuł?

Chodziło o ich niskie rangi? W końcu zmysły Jin-Woo stały się praktycznie sto razy silniejsze niż miał je przed pozyskaniem systemu.

Czy ludzie w środku byli jeszcze w ogóle żywi?

***

Go Gun-Hee spojrzał na ekran w swoim biurze. Widać było na nim Yuriego Orlova uśmiechającego się do kamer.

- Nie wiem czy Yuri Orlov zdoła powstrzymać bramę kategorii S. Ale wiem co się wydarzy jeśli zawiedzie.

Go Gun-Hee wyłączył telewizor mając już najwyraźniej dość oglądania tego aroganckiego chciwego łowcy.

- Jak się miewa Sung Jin-Woo?

Woo Jin-Chul był nieco zdziwiony dziwnym rozbawionym błyskiem jaki pojawił się w oczach przewodniczącego, ale postanowił udawać że go nie dostrzegł.

- Monitorowałem pojawianie się bram. Wszystkie zaznaczone miejsca to bramy o które poprosił Sung Jin-Woo.

- Wszystkie? - Go Gun-Hee przyjrzał się z ciekawością kilkunastu kropkom zaznaczonym na mapie która podał mu Jin-Chul.

- Istnieje ryzyko konfliktu z gildią Białego Tygrysa, Łowców i Żniwiarzy, które działają na tym terenie.

- Jedna osoba jest zdolna do walki na poziomie najsilniejszych gildii w kraju. To naprawdę niesamowite.

- Też tak uważam.

- Czy Sung Jin-Woo ma coś na swoje usprawiedliwienie? - Go Gun-Hee nie wydawał się ani zmartwiony ani zły z powodu działań Sung Jin-Woo. Pytał z ciekawością.

- Powiedział że to sprawa osobista i chciał byśmy powierzyli mu pobliskie bramy na okres jednego tygodnia.

- Cóż, to nie będzie trudne ani problematyczne.

- Tak, ah...telefon. Wybaczy mi pan na chwilę?

- Odbierz. Mam spotkanie więc i tak muszę już iść.

Jin-Chul wyszedł z gabinetu kłaniając się Go Gun-Hee, gdy tylko zamknął drzwi spojrzał na wyświetlacz.

To był telefon z centrum raportowania. Jeśli był to telefon nie przez gorącą linię Wydziału Monitorującego, ale na jego osobisty numer, mogło to tylko oznaczać, że sprawa nie była prosta.

- Tutaj Woo Jin-Chul.

- Szefie, wydarzyło się coś... dziwnego. Pamiętasz bramę z orkami która pojawiła się w szkole?

- Coś się tam znowu wydarzyło?

- Jeszcze nie, ale brama pojawiła się na terenie szkoły. Odkryliśmy tam podwójne podziemie.

Oczy Jin-Chula rozszerzyły się gwałtowanie.

- Podwójne podziemie?!

Ostatnie podwójne podziemie doprowadziło do zmasakrowania 3/4 łowców i ponownego przebudzenia Sung Jin-Woo podczas gdy samo podziemie tajemniczo zniknęło.

Czy to było to samo przeklęte podziemie?!

- Na dodatek... łowca Sung Jin-Woo się tam udał.

Słysząc to serce Jin-Chula zatrzymało się a jego krew zrobiła się lodowata ze strachu.

***

Szybko zlokalizował różne zwłoki potworów z usuniętymi magicznymi kryształami, porozrzucane w różnych miejscach.

Podziemia niższej rangi różniły się tym że nie było w nich zbyt wiele łupów. Podziemia B i A miały mnóstwo kryształów many oraz ciała tych potworów były bardzo cennym źródłem rzemieślniczym.

Jedynym prawdziwym źródłem dochodu w podziemiu niskiej rangi były magiczne kryształy z czego w bramach C czasami ale niezbyt często trafiały się kryształy many, ale bramy kategorii C były w pewien sposób przejściem między bramami niskiej a wysokiej rangi. Nieopłacalnym było zabieranie ciał potworów, ale same kryształy z ich ciał już kosztowały trochę więcej a jeśli miało się szczęście można było natrafić na kryształy many. 

Jin-Woo zamknął oczy i skoncentrował się. Z jakiegoś powodu nie mógł wyczuć obecności zespołu rajdowego.

Czy było już za późno?

Jin-Woo szybko potrząsnął głową. Nawet jeśli był za późno, magiczna energia wciąż wyciekała z ciał świeżo zmarłych. Ale nie mógł nawet wychwycić tej magicznej energii.

Jin-Woo po cichu przyglądał się wnętrzu podziemia, zanim uderzyło go pewne poczucie deja vu. Rzeczywiście, z jakiegoś powodu to miejsce wydawało się znajome.

Widział już wcześniej takie podziemie.

To podziemie miało podobny układ jak tamto w którym zyskał swoje moce. Zresztą wygląd wnętrz też był zaskakująco podobny mimo że te podziemie miało wyższą rangę.

Jeśli pamięć go nie zawodziła i miał rację...

Jin-Woo szybko dotarł do miejsca, w którym ostatnim razem znajdowało się wejście do podwójnego podziemia. I rzeczywiście, było jeszcze jedno „wejście”.

Wielka ciemna dziura przypominająca wejście do jakieś groty czy jaskini.

Stojąc tam uderzyło go melancholijne uczucie. Miał wrażenie jakby znów był w tamtym podziemiu z Ju-Hee i resztą drużyny.

To uczucie było dziwnie słodko gorzkie.

Nie miał dobrych wspomnień z bycia łowcom rangi E ani też nigdy nie wróciłby do tamtych czasów więc czemu tak się czuł?

Co za niedorzeczność.

Nagle wracając do teraźniejszości zdał sobie, dlaczego nie mógł wyczuć obecności Łowców z drużyny rajdowej.

Odległość od tego miejsca do drzwi świątyni była niesamowicie duża.

Co prawda była to prędkość chodu niżej rangi łowców, ale i tak potrzebowali prawie godziny, aby dostać się do tych dziwnych drzwi.

Jeśli struktura tego podziemia była podobna do tej, którą znał, nie byłoby zaskoczeniem, gdyby łowcy byli teraz naprawdę daleko. Poza tym prawie niemożliwe było wyczucie obecności łowców, którzy pojedynczo posiadali tylko znikomą ilość magicznej energii.

Jin-Woo zajrzał głębiej w jaskinię.

Była tylko jedna ścieżka. I tak jak wtedy była spowita w totalną ciemność.

Ale nie martwił się. Jego zmysły były na bardzo wysokim poziomie, dzięki czemu widział zarys drogi w atramentowo czarnej ciemności. 

Wcześniej samodzielnie nie byłby w stanie w takiej ciemności zobaczyć nawet swojej własnej ręki znajdującej się przed jego twarzą.

Wziął głęboki oddech po czym wystrzelił miarowym biegiem do przodu.

To był rzeczywiście jeden długi korytarz. Mimo tego teraz dotarcie na miejsce nie zajęło mu czterdziestu minut jak za pierwszym razem a już po około pięciu minutach był na miejscu.

Ta droga po raz kolejny pokazała u jak wielka różnica zaszła w nim.

Wkrótce mógł wyczuć obecność ludzi przed sobą. Byli Łowcami z rajdu. Stali w jednym miejscu i wydawali się o czymś dyskutować.

Kiedy podszedł wystarczająco blisko, mógł usłyszeć ich głosy.

- Chcesz zawrócić kiedy zaszliśmy tak daleko?

Kiedy Jin-Woo zatrzymał się niedaleko od nich, usłyszał kilka słów, które brzmiały dziwnie znajomo, a jego usta zacisnęły się w wąska linię.

Cóż to była za ulga. Wydawało się, że ci ludzie nie weszli jeszcze do środka. Mógł ich zatrzymać i zawrócić stąd.

Następnie usłyszał kobiecy głos.

- Co mamy zrobić? Nawet magia nie działa na te drzwi.

- Czy nie byłoby lepiej wyjść na zewnątrz i nawiązać współpracę z większą gildią?

- Myślę że to może być dobry pomysł.

Ci ludzie byli zajęci kłótniami stojąc przed drzwiami, które najwyraźniej nie otworzyły się bez względu co zrobili. Nic dziwnego, to on miał klucz. Niepotrzebnie najwyraźniej martwił się że ktoś może normalnie otworzyć te drzwi i zginąć.

Ale... Teraz drzwi są zamknięte jakby coś za tymi drzwiami czekało konkretnie na Jin-Woo który miał klucz, dlaczego więc wcześniej drzwi otworzyły się z taką łatwością?

Jakby coś chciało aby oni wtedy tam weszli...

Nie było sensu jednak teraz stać i się nad tym głowić. Może uzyska odpowiedzi po wejściu do świątyni.

Po odkryciu, że w rzeczywistości było to podwójne podziemie, łowcy musieli marzyć o zdobyciu niezliczonej ilości bogactwa. Oznaczało to, że nigdy nie zdecydowaliby się wrócić z pustymi rękami po nieprzerwanym marszu przez prawie godzinę.

Oto jednak ocalały świadek tamtych krwawych wydarzeń mógł wypowiedzieć na głos to czego oni nie wiedzieli.

- To pułapka.

Łowcy odskoczyli do tyłu wystraszeni.

- Cholera! Wystraszyłeś nas! - Krzyknął jeden z wojowników podczas gdy wszyscy inni patrzyli na Jin-Woo wyłupiastymi oczami.

- Sąd się tu wziąłeś?!

- I kim do cholery jesteś?!

- Ocalałym z tego podwójnego podziemia które już raz się otworzyło. Kilka miesięcy temu. - Wyjaśnił spokojnie Jin-Woo gdy łowcy przyglądali mu się nieufnie.

- Och?

- Czekaj...

- Czy ty nie jesteś łowcą Sung Jin-Woo?!

- Wszedłem tu gdy miałem rangę E razem ze mną było 19 osób. Cudem z życiem uszła szósta z nas. Nie wyobrażacie sobie nawet jak niebezpieczne jest to miejsce.- Jin-Woo podszedł do drzwi, jako że łowcy stali za jego plecami nie widzieli jak wyciąga klucz z ekwipunku.

[BRAMA DO ŚWIATYNI CARTHENON JEST OBECNIE ZAMKNIĘTA.]

PROSZĘ UŻYĆ KLUCZA.

A więc to dlatego potrzebował klucza.

Możliwe że nawet gdyby trafił tutaj wcześniej to system mógłby nie chcieć go wpuścić.

- Co to ma być?!

- Jak otworzył te drzwi!

- Gdy sprawdzaliśmy to nawet nie drgnęły!

Jeden z łowców, możliwe że będący mistrzem gildii podszedł do Sung Jin-Woo.

- Przepraszam panie Sung. Pozwolenie na rajd tego podziemia zostało kupione przez grupę łowców z gildii Odwagi. Nie możesz więc mówić nam że mamy go opuścić.

Zachowywali się w ten sposób, mimo że robił im przysługę i starał się im pomóc. Jin-Woo wyjaśnił im pokrótce co się wcześniej tutaj wydarzyło a oni po prostu to ignorowali.

Nie mógł wyjawić im wszystkiego, a to co im powiedział było prawdą i skróconą wersją.

Poczuł cichą płonącą złość na tych łowców. Czuł jakby swoim zachowaniem pluli na tych którzy już raz tutaj umarli. I chociaż nie znał tamtych łowców, co najwyżej niejasno z wyglądu i nazwisk to i tak nie zasłużyli aby wtedy tam umierać.

- Ma rację. Możesz mieć rangę S ale to nie wszystko!

- Nie będę was powstrzymywał. Jeśli chcecie umierać wchodząc tam – śmiało.

Jin-Woo otworzył drzwi usuwając się na bok i zakładając ramiona na piersi.

Na twarzy Mistrza Gildii pojawił się wyraz determinacji, gdy Jin-Woo na chwilę napotkał jego spojrzenie. Jego wahanie trwało tylko kilka chwil, zebrawszy się na odwagę, wszedł do środka.

Wszedł przez drzwi do zaciemnionego pomieszczenia, ale nie był w stanie iść dalej:

DO ŚWIATYNI WKROCZYŁ TEN, KTÓRY NIE POSIADA KLUCZA.

WEJŚCIE JEST ZAKAZANE.

Jeden z posągów stojący przy drzwiach ruszył się i machnął swoją wielką bronią na wchodzącego łowce.

Gdyby nie szybki refleks Jin-Woo który chwycił go za kołnierz pancerza i wyrzucił na zewnątrz łowca już byłby martwy.

- Czy teraz mnie posłuchasz mądralo? - Spytał zirytowany Jin-Woo przybliżając swoją twarz do twarzy mistrza gildii. - To podziemie jest pełne takich cholerstw a to nie wszystko. Nadal chcesz tam wejść?

Mistrz gildii patrzył szerokimi oczami na posąg który znów znieruchomiał, jego usta poruszały się ale łowca nie był w stanie nic powiedzieć.

- Następnym razem może posłuchajcie kogoś kto mówi wam że coś jest niebezpieczne. A teraz wreszcie opuśćcie to miejsce i skontaktujcie się ze Stowarzyszeniem o ile agenci będący na zewnątrz tego nie zrobili.

Łowcy posłusznie tym razem pokiwali głowami nie mówiąc nic najwyraźniej będąc w niezłym szoku.

Jin-Woo wszedł do pomieszczenia a drzwi samoczynnie zamknęły się za nim.

DO ŚWIATYNI WKROCZYŁ TEN, KTÓRY POSIADA KLUCZ.

Gdy drzwi zamknęły się, zapaliły się przytwierdzone do ścian pochodnie a ich płomień tak jak wcześniej był niebieski.

Pomieszczenie wydawało się wręcz identyczne.

Posągi mające broń, instrumenty i książki, dwa razy większy posąg na tronie, mech i zniszczenia na ścianach i suficie. Oraz pomnik trzymający kamienną płytę z zasadami tego miejsca.

To tutaj wszystko się zaczęło.

Jeszcze raz zmierza w stronę przepaści. Jednak tym razem jest inaczej. On był inny, wkraczał tutaj bardziej świadomie, wiedział jak niebezpieczne jest to miejsce.

Rozumiał je inaczej. Lepiej.

Jin-Woo rozejrzał się wokół po posągach będących kompletnie nieruchomymi.

Czuł że te posągi nie są potworami czy nawet żywymi istotami.

Są jedynie czyimiś kukiełkami.

A sznurki do nich podpięte prowadził tylko w jedną stronę.

Tak samo było z magią wypełniającą to pomieszczenie.

Wzrok Jin-Woo spoczął na posągu siedzącym na tronie, ale szybko ruszył dalej.

Kolejna kukiełka.

Wcześniej zakładał że ten potwór był tutaj bossem i sterował wszystkim.

Ale on był tylko kolejnym trybikiem.

- Nic nie powiesz? - Jin-Woo popatrzył na zakapturzony posąg posiadający skrzydła niczym u anioła i trzymający tablicę.

Wcześniej w ogóle o nim nie myślał. Był po prostu nieruchomym posagiem który jako jedyny nie robił im krzywdy a jedynie trzymał tablicę z pomocnymi informacjami jak przeżyć w tym chorym miejscu.

W koszmarach Jin-Woo które śnił wielokrotnie po ucieczce z tego miejsca widział te wszystkie statuy które idą w jego stronę, przeciągania go na pół, miażdżą i łamią.

Ale o tym posągu nigdy nie śnił i nigdy nie myślał.

Jak sprytnie.

- Nareszcie tutaj dotarłeś!

Posąg wreszcie się poruszył, jego głowa uniosła się nieco, oczy zaświeciły się na czerwono a usta uformowały się w szeroki niemożliwy dla ludzkiej mimiki uśmiech.

Sześć skrzydeł rozwinęło się z głośnym świstem jakby ktoś rzucił kamieniem a następnie stwór zmiażdżył trzymana przez siebie tabliczkę która rozpadła się na kawałki.

Jin-Woo był dość zaskoczony że ten stwór od tak rozbił tablicę. Te samą tablicę która za pierwszym razem była tak ważna. Przez zasady na niej wyryte ryzykowali życiem aby je wypełnić, cierpieli, ginęli od nieudanych prób i upokarzali się.

A w końcu okazuje się że była warta tyle aby ją po prostu zniszczyć?!

- A więc wygląda na to że wypisane tam zasady nigdy nie miały znaczenia.

- Miały. - Poprawił go potwór. - Ale teraz już nie mają znaczenia.

- Ty mnie tutaj wezwałeś?

- Tak. - Posąg wyprostował się a jego stawy skrzypiały podczas gdy on się rozciągał.

- Jesteś potworem.

Fale magicznej energii emitowane z posągu anioła z pewnością różniły się od tych emitowanych przez zwykłe potwory. Chociaż bezsprzecznie były obrzydliwe.

Posąg zachichotał.

- Złe pytanie. Zamiast pytać czym jestem, powinieneś zapytać czym ty jesteś?.

Jin-Woo zamarł podczas gdy jego umysł pędził setki mil na godzinę.

Czym on jest?

Nie mógł jednak długo się nad tym zastanawiać gdy dźwięk klaskania wyrwał go z szoku.

- Teraz czeka cię twój ostatni test. Jeśli pod koniec czasu będzie stał o własnych siłach, to dostaniesz odpowiedzi na nurtujące cię pytania.

Wszystkie statuy w jednym momencie ożyły i zaczęły powoli iść w stronę Jin-Woo.

Jin-Woo przyjrzał się idącym statuom były silne. Ranga A? Nie znacznie wyżej.

- Wychodźcie.

Ciemność zawirowała u jego stóp, ale dość szybko zniknęła.

- O nie, nie w ten sposób.

Co?!

Jego cienie... nie pojawiły się zgodnie z jego wolą?!

NA CZAS OSTATNIEGO TESTU, WSZYSTKIE UMIEJĘTNOŚCI KLASOWE ZOSTAŁY ZAPIECZĘTOWANE.

- Chce przetestować tylko ciebie, nie interesują mnie umiejętności twoich sług.

Jin-Woo poczuł jak jego żołnierze miotają się w jego cieniu ale nie mogą nic zrobić. 

KORZYSTANIE Z MIKSTUR I FUNKCJI SKLEPU ZOSTAŁO WYŁĄCZONE. EFEKTY REGENOREUJĄCE ŻYCIE I ZDOBYTE BONUSY ZA UKOŃCZONE MISJE ZOSTAŁY WYŁĄCZONE NA CZAS TRWANIA TESTU.

NIE MOŻESZ OPUŚCIC KOMNATY DO CZASU UKOŃCZENIA OSTATNIEGO TESTU.

Czoło Jin-Woo zmarszczyło się, gdy mechaniczne sygnały dźwiękowe nadal brzmiały w jego uszach. Dlaczego system tak postąpił?

Ich ruchy były niesamowicie ciche, ale też niesamowicie szybkie. To było na zupełnie innym poziomie w porównaniu do czasów, gdy podczas testu na awans klasowy stawił czoła setkom rycerzy.

Wszystkie ukryte karty, które przygotował, na wszelki wypadek – różne mikstury, nagrody za misje, pułapki – stały się bezużyteczne za jednym zamachem. System był z Jin-Woo od samego początku i wiedział, jak operuje najlepiej.

- Więc tak chcesz to rozegrać.

Jin-Woo bardzo szybko zdał sobie sprawę że ekwipunek też został wyłączony. Na całe szczęście na samym wejściu wezwał swoje sztylety.

Jin-Woo szybko zablokował jeden z kamiennych mieczy który leciał zza jego pleców, następnie przełamał go na pół uderzeniem i posłał jednym celnym rzutem w sam środek głowy posągu który ten miecz chwilę temu dzierżył.

Następnie skoczył do góry i wbił ułamaną kamienną klingę tego miecza głębiej w głowę posągu.

Wyciągnął sztylety następnie przy ich pomocy zniszczył głowę drugiego posągu.

Potem uniknął lecącej w jego stronę strzały która trafiła zamiast w niego to w inny posąg nie niszcząc go jednak. Dopiero Jin-Woo który kopnął drugą wystrzeloną strzałę nadając jej większą siłę pędu, zniszczył ten posąg.

Tymczasem posag anioła stał i przyglądał się walce Jin-Woo z dużym zainteresowaniem.

- Wytrzymuje tak długo z ludzkim ciałem. Muszę przyznać... że stałeś się o wiele silniejszy. To naprawdę wspaniały widok. Jednak do końca testu jeszcze daleka droga.

Posąg anioła wzbił się w powietrze i założył ramiona na piersi wisząc tak nad polem bitwy.

Tymczasem Jin-Woo zajęty walką poczuł drżenie podłoża podczas gdy wielki posąg na tronie zaczął się ruszać aż w końcu wstał.

Był monstrualny. Zwykłe statuy które go obecnie atakowały miał około dziewięciu lub dziesięciu metrów. Ale przy tym kolosie wyglądali jak owady.

Posąg Boga miał około trzydzieści metrów i nie wydawał się aż tak wielki gdy siedział to trzeba było przyznać.

Uśmiechnął się w przerażający okrutny sposób tak jak za pierwszym razem a jego oczy świeciły na czerwono.

- Nadszedł nasz na pokłonienie się Bogu.

Jin-Woo przeklął pod nosem.

Ciął, uderzał, miażdżył, łamał. A końca nie było widać. Robił uniki, blokował, odpychał się od przeciwników aby zapewnić sobie kilka dodatkowych sekund.

Wszystko to nie przybliżało go do wybicia tych wszystkich posągów podczas gdy po jego plecach zaczął spływać pot.

Ostatnio tak męczył się podczas walki gdy było zadanie klasowe.

Dostrzegł że po jego lewej stronie posąg Boga przygotowuje się na atak który Jin-Woo dobrze pamiętał. Strzał laserem z oczu.

Atak który wykończył kilku łowców za jednym zamachem.

Nie miał czasu aby tego uniknąć, ale bał się że tak silny atak albo pozbawi go 3/4 życia. Albo gorzej.

Wpadł jednak na pomysł aby użyć dotyku dominacji. Z jego pomocą wzbił w powietrze trzy statuy i cisnął nimi w stronę promienia.

[UMIEJĘTNOŚĆ „DOTYK DOMINACJI” ZOSTAŁ ULEPSZONY DO OSTATECZNEJ FORM, „AUTORYTET MONARCHY”.]

Jin-Woo ledwo zarejestrował informacje systemu. Później będzie czas na szczęście z powodu awansu jego umiejętności.

Śledząc kontem oka posąg Boga Jin-Woo zniszczył kolejną statuę.

Musiał coś zrobić z tym monstrualnym posagiem, bo nie był pewien czy z taką łatwością i kreatywnością uda mu się uniknąć kolejnego tego typu ataku.

Zmniejszył dystans między sobą a posagiem Boga unikając zmiażdżenia jego ogromną stopą a następnie odbił się od ziemie skacząc w górę w stronę twarzy Boga. Użył Autorytetu Monarchy a następnie spróbował zmiażdżyć jego ramię. Udało się a Jin-Woo był zaskoczony tym jak wzmocnił się jego „Dotyk Dominacji”. Czy teraz raczej „Autorytet Monarchy”

Następnie skoczył na ramię posagu, to którego nie uszkodził, posąg skierował w jego stronę wielką głowę, a Jin-Woo chętnie to wykorzystał.

Użył wtedy umiejętności „Sto tysięcy cięć”. Jednak nie dało to tyle ile zakładał. Przy użyciu tego ataku zwykłe posągi był w stanie zabić, jednak na twarzy tego zostawił tylko kilka zadrapań.

Już widział że to podejście nie ma najmniejszego sensu.

Tym razem jednak przy użyciu siły spróbuje celować w pęknięcia.

Uderzył w policzek z całej siły, potem znowu i jeszcze raz.

- A więc w taki sposób skontrowałeś moje dzieło. - Posąg anioła przyglądał się walce z coraz większym zainteresowaniem.

Miał siłę 103 poziomu. To musiało coś dać!

Połowa twarzy posągu była mocno uszkodzona, zaczął się chwiać na nogach po czym padł na bok robiąc ogromną dziurę miażdżąc kilkanaście posagów i robiąc ogromny hałas, który pozbawiłby słuchu zapewne normalnego łowce.

Jin-Woo zaskoczył na ziemię używając „Autorytetu Monarchy”. Do zniszczeni czterech posagów wokół siebie.

Jin-Woo zacisnął pięść, miał wrażenie że podczas tej walki osiągnął kolejny poziom.

- Niesamowite. - Stwierdził anioł schodząc nieco niżej i ponownie klaszcząc.

- Dotrzymaj swojej obietnicy.

Posag zaśmiał się.

- Test się jeszcze nie zakończył. Spójrz, ja nadal stoję, prawda?

[ ROZPOCZĘŁO SIĘ NAGŁE ZADANIE.]

- To ja jestem finałowym testem.

TWOJE SERCE SIĘ ZATRZYMA JEŚLI NIE ZABIJESZ WROGA PRZEZ KOŃCEM CZASU.

POZOSTAŁY CZAS: 10:00

- Kim ty do diabła jesteś? - Spytał wściekły Jin-Woo.

PRZECIEŻ POWIEDZIAŁEM, ŻE TO GŁUPIE PYTANIE.

Na czole Jin-Woo gwałtownie pojawiły się zimne krople potu.

Posąg anioła i system przemówił w tym samym czasie.

Jin-Woo poczuł się jakby został spoliczkowany a jednocześnie w jego mózgu odblokowało się kilka kłódek dając mu parę odpowiedzi na jego pytania.

NO DOBRZE POWIEM CI.

JA?

- Jestem twórcą systemu.

JESTEM TWÓRCĄ SYSTEMU.

- Zadowala cię moja odpowiedź?

ZADOWALA CIĘ MOJA ODPOWIEDŹ?

To było przerażająco logiczne.

Ale Jin-Woo nadal nie rozumiał jednej rzeczy.

Dlaczego ?

***

Łowcy z Wydziału Monitoringu przybyli na miejsce. Było w sumie siedmiu wysoko postawionych Łowców. Woo Jin-Chul zebrał najsilniejszych łowców w Stowarzyszeniu, których można było zmobilizować w krótkim czasie.

Znał jednak prawdę. Wiedział, że ta niewielka siła bojowa nie pomoże Jin-Woo.

Nie wiedział co w zasadzie tam się dzieje.

Gdyby sytuacja była tragiczna...

Łowcy z Wydziału Monitorującego kupią wystarczająco dużo czasu, aby Jin-Woo mógł uciec. To był jednak najczarniejszy scenariusz.

Musieli po prostu sprawdzić to co się dzieje w środku jako że to miejsce już raz się pojawiło i wydarzyła się w nim straszna rzeź.

Czy ta brama ma kategorię S?

W teorii łowcy którzy tam zginęli mieli rangi E i D nie licząc jednego łowcy z rangę C i uzdrowicielki z rangą B. Mogła więc być to bardzo silna brama A.

Chociaż miał co do tego wszystkiego bardzo złe przeczucia.

Dlaczego Jin-Woo tutaj wrócił? I skąd wiedział o tym miejscu?

Młodsi agenci Stowarzyszenia którzy zostali wysłani do tej na pozór zwykłej bramy popatrzyli na oddział łowców z podziwem gdy ci przechodzili.

Członkowie gildii Odwagi czekali razem z agentami martwiąc się co dzieje się w środku. Ich twarze rozjaśniły się, gdy zobaczyli członków Wydziału Monitoringu.

Wzrok Jin-Chula był skupiony tylko na potwornej aurze wydobywającej się z bramy.

Ta niespotykana energia była w jakiś dziwny sposób obrzydliwa, ponura i niebezpieczna.

Im bliżej bramy byli tym gorsza była ta energia.

- Szefie?

- Proszę pana?

Jego łowcy spojrzeli na niego zmieszani.

Dzikość i brutalność tej obrzydliwej energii sprawiła że ramiona Jin-Chula napięły się.

Wszystkie włosy na karku stanęły mu dęba.

Wiedział, że walka tocząca się w środku nie była czymś, w co on lub jego chłopcy mogliby tak łatwo ingerować.

Podwładni zobaczyli, jak jego cera blednie, i sapnęli ze zdumienia. Zapytali go pospiesznie.

- Wszystko w porządku?

Zamiast odpowiedzi, Woo Jin-Chul zapytał pośpiesznie.

– Czy w pobliżu jest jakaś duża gildia która przygotowuje się do rajdu?

Jeden z młodszych agentów Stowarzyszenia sprawdził na swoim telefonie bazę danych i szybko udzielił odpowiedzi.

- Tak, ludzie z gildii Łowców.

- Co z łowcami rangi S?

– Według danych, zarówno Choi Jong-In, jak i Cha Hae-In mają wziąć udział w rajdzie.

Choi Jong-In i Cha Hae-In. Gdyby poszli z nimi ci łowcy może mieliby jakieś szansę.

Woo Jin-Chul przeniósł wzrok z powrotem na Bramę. W co Jin-Woo się do cholery wpakował?!

Zaciskając zęby Jin-Chul nakazał.

- Zgłoście prośbę o pilną współpracę do gildii Łowców.

Zapomnij o tej pierzonej bramie, jeśli oni to przeżyją to Jin-Chul sam go zabije!

Łowcy z wydziału Monitorującego spojrzeli po sobie zmieszani. Ich szef był spokojną profesjonalną osobą, a tym razem wyglądał praktycznie jakby się bał, co nie było częste. O ile w ogóle miało miejsce.

Co takiego było w tej bramie że wystraszyło ich szefa?

***

Sześć skrzydeł na plecach posągu nagle zamieniło się w ramiona.

Nie miał czasu na zaskoczenie gdy posąg pojawił się tuż przed jego twarzą a następnie dwa ramiona uderzyły w niego z ogromną siłą, co w ostatniej chwili udało się Jin-Woo zablokować, ale i tak nie uchroniło go to od tej ogromnej siły ciosów które posłała go przez całe ogromne pomieszczenie na ścinę.

To było bardzo bolesne. Bardzo szybko jednak gdy odzyskał zmysły po tym piekielnym uderzeniu musiał zrobić unik gdy pięści posągu próbowały uderzyć go znowu.

Posąg miał jednak obecnie osiem pięści podczas gdy Jin-Woo tylko dwie. Niemożliwym dla niego było zablokowanie ich wszystkich naraz.

Podczas gdy udało mu się zablokować trzy pięści kolejna uderzyła go w policzek.

Jin-Woo otrząsając się odskoczył do tyłu wiedząc że chociaż chwilowo musi zwiększyć między nimi dystans.

- Cóż za niespodzianka, przekraczasz moje oczekiwania. Kto by pomyślał że walka z człowiekiem może być tak interesująca? Nigdy w mym długim życiu nie wierzyłem że zwykły człowiek będzie godnym przeciwnikiem.

Jin-Woo oddychał szybko podczas gdy po jednej stronie jego twarzy spływała krew, utrudniając mu nieco widzenie.

Ten posąg zaprosił go tutaj po tym jak Jin-Woo zyskał 101 poziom. Musi więc myśleć że taka siła ataków wystarczy aby... osiągnąć swoje cele. Czymkolwiek one są.

Pozbyć się go? Ale dlaczego skoro dał mu system i pozwolił rosnąć w siłę?

- Architekcie wciąż nie odpowiedziałeś na żadne z moich pytań. Dlaczego stworzyłeś ten system i wybrałeś mnie na gracza?

Architekt zaśmiał się tym dziwnym mechanicznym śmiechem.

- Chcesz odpowiedzi? Rozumiem... Pewnie myślisz że gdy mnie zabijesz to nie uzyskasz informacji.

Istotnie to też w pewien sposób martwiło Jin-Woo.

Skoro system był w jego głowie to Architekt mógł zapewne wyczuć te obawy.

Robiąc kolejny unik Jin-Woo myślał intensywnie jak pokonać to cholerstwo. Ataki wręcz były bezużyteczne, musiał wykombinować coś innego.

[UMIEJETNOŚĆ: „AUTORYTET MONARCHY” ZOSTAŁA AKTYWOWANA.]

- Chcesz zaatakować z dystansu? To bezcelowe.

Ku zaskoczeniu Jin-Woo Architekt użył tej samej umiejętności by skontrować atak Jin-Woo. Więc mógł używać tych samych umiejętności co Jin-Woo?

Czyli ataki z dystansu też odpadały.

- To nie ma znaczenia czy mnie zabijesz, czy też nie. Wiadomo jaką odpowiedź uzyskasz.

Architekt przezwał do swoich wszystkich dłoni miecze, maczugi, topory i szable które leżały wokół nich i były pozostałościami po zniszczonych posągach.

- I to od chwili stworzenia tego wszystkiego!

- W jaki sposób to wszystko zaplanowałeś? I jak zdołałeś przekazać mi taką moc? - Jin-Woo chwycił sztylety patrząc ostrożnie na posąg mający przy sobie osiem różnych bardzo niebezpiecznych broni.

- To nie moja zasługa. Wręcz przeciwnie. Jestem tylko architektem systemu dla gracza. Mój plan jest idealny.

Jin-Woo przywal okienko czasu jaki mu pozostał.

[POZOSTAŁY CZAS: 6:19]

Miał jeszcze więcej niż połowę czasu, ale nawet nie znalazł sposobu jak skrzywdzić Architekta. Wszystko czego na razie próbował zawodziło.

Czy pozostało mu tylko zaatakowanie od frontu?

Podczas gdy Architekt zaczął nacierać atakując Jin-Woo licznymi broniami ten starał się unikać używać swoich zmysłów do granic możliwości, najlepiej jak umiał.

Początkowo maczuga drasnęła go w ramię robiąc mu powierzchowną ranę i niszcząc koszulkę która i tak była już brudna, pokrwawiona i poniszczona.

Z czasem jednak Jin-Woo zdał sobie sprawę że coraz lepiej mógł wyczuć jego ruchy, podczas gdy miał wrażenie że szybkość ataków Architekta nieco spadła.

Lub to on stał się silniejszy.

Każdy kolejny unik był szybszy i dokładniejszy niż poprzedni podczas gdy w oczach Architekta Jin-Woo stał się tak szybki że był tylko ruchomą plamą unikająca jego ataków.

W końcu jedna z rąk posągu odleciała daleko za jego plecy dalej mocno dzierżąc włócznię.

- Że taż mam problemy pomimo tego fałszywego ciała! - Architekt wydawał się wręcz być w szoku że Jin-Woo udało się pozbawić go jednej ręki.

To zaskoczenie zaczęło zamieniać się w gniew.

- Wiem dlaczego został wybrany. Jest tego niewiele, ale posiada to... Nie, jesteś tylko zwykłym człowiekiem! Jak śmiesz?!

[POZOSTAŁY CZAS: 3:45]

Gdy Jin-Woo pośpiesznie sprawdził czas poniszczone posągi zaczęły wokół niego wstawać, niektóre z nich nie miał ręki, inne kawała lub całej głowy, niektóre miały nawet jakieś dziury w ciele. Ale wstawały a razem z nimi największy, posąg Boga.

Jin-Woo jednak nie przejmował się nimi. Nie miał już czasu na walkę z tymi kukiełkami.

Użył „Autorytetu Monarchy” by powalić lub zniszczyć posagi wokół siebie, następnie uniknął wielkiej pięści posągu Boga i ruszył prostu na Architekta.

Wykorzystując jego zaskoczenie odciął drugie ramię, Architekt jednak zdążył odrzucić go do tyłu, a Jin-Woo uderzył w inny posąg.

Gdy wstał pośpiesznie i przyjrzał mu się zobaczył posąg trzymający tarczę. Dobrze pamiętał go z przeszłości.

To ten sukinsyn pozbawił go nogi tą przeklętą tarczą.

[POZOSTAŁY CZAS: 2:40]

Pora się za to odpłacić.

Jin-Woo skoczył w górę i zgiętym łokciem uderzył w głowę cholernego posągu z całej siły.

Głowa roztrzaskała się a następnie Jin-Woo odepchnął się od chwiejącego się ciała skoczył w stronę Architekta który nie zdążył zrobić uniku na czas dzięki czemu Jin-Woo mógł dosięgnąć jego kolejnego ramienia.

Następnie skoczył na ziemię odbił się od niej i ruszył ponownie na posąg który powalił na ziemię uderzeniem w twarz a następnie przystawił mu ostrze go szyi.

POZOSTAŁY CZAS: 2:03

- Przegrałem, test się zakończył. - Ogłosił zaskakująco spokojnie Architekt.

Jin-Woo zamyślił się na chwilę. Architekt wyśmiał go gdy zapytał czym on jest mimo że w końcu udzielił mu w pewien sposób odpowiedzi. Ale poradził mu też coś innego.

- Kim jestem?

- Odpowiedź tkwi wewnątrz ciebie.- Oczy Jin-Woo na tę odpowiedź się wyostrzyły.

Posąg nie wydawał się grać z nim w kolejną gierkę.

Wydawał się... szczerzy.

- Wewnątrz mnie?

Jakby na zawołanie przed oczami Jin-Woo pojawiło się okienko systemu.

[DANE ZAPISANE W TWOJEJ PAMIĘCI ZOSTANĄ PRZYWRÓCONE.]

[AKCEPTUJESZ?]

- Dam ci wybór. - Stwierdził Architekt które Jin-Woo widział przed przezroczyste okienko systemu.

Coś było zapisane w jego pamięci?

W przeciwieństwie do poprzednich momentów, jego głos był teraz oddzielony od Systemu. Sztywny męski głos zazgrzytał mu w uszach. Jin-Woo zacisnął usta po zobaczeniu tej twarzy.

Czy to były jego wspomnienia o których nie pamiętał?

Nie miał żadnych dziur w pamięci, więc czy to było możliwe?

Czy bardziej prawdopodobne było to że te wspomnienia nie były jego?

Czy to w ogóle tak właściwie były wspomnienia? O tym system nic nie mówił.

- W porządku, akceptuję.

Znajomy mechaniczny sygnał dźwiękowy uderzył w jego uszy, a zaraz za nim podążył głos systemu.

[DANE ZOSTAŁY POMYŚLNIE PRZYWRÓCONE.]

Miał wrażenie, że przemierza niekończący się ciemny tunel z prędkością światła.

W końcu jednak tunel zaczął mieć swój koniec a światło sączące się z końca tego tunelu uderzyło w niego sprawiając że Jin-Woo musiał na chwilę zamknąć oczy.

Po tym, jak oślepienie światłem zniknęło….

Jin-Woo sapnął w bezsilnym szoku gdy jego oczy napotkały widok pod nim.

Armia składająca się wyłącznie z niezliczonych potworów rozciągała się daleko poza zasięg wzroku, podczas gdy on sam lewitował bezradnie bardzo wysoko nad ich głowami.

Od miejsca, w którym był, aż po horyzont. Niezliczone potwory całkowicie zakryły ziemię, nie zostawiając nawet jednaj odsłoniętej łaty podłoża.

Szczerze mówiąc, był to piekielnie przerażający widok. Gdyby tyle potworów naraz wyszło z jakiejś bramy, ludzkość nie miałaby szans na zwycięstwo z nimi.

Widząc to, poczuł, jak jego wnętrzności zaciskają się, jakby miał niestrawność.

Ale... to nie było podziemie. Ani też Ziemia.

To nie mogła być Ziemia. Widział cienkie, wysokie i dziwacznie wyglądające skaliste głazy wystające tu i ówdzie na tej czerwonawo-brązowej, wyschniętej równinie, na której nie rosło ani jedno źdźbło trawy.

Nigdy wcześniej nie widział tego dziwnego miejsca.

Jego oczy mogły dostrzec czerwonawo-brązową ziemię, te dziwne formacje skalne i wielką armię potworów stojącą na ziemi.

Jin-Woo wytężył wzrok przyglądając się potworom.

Zauważył słabeuszy często spotykanych w podziemiach niskiego poziomu, takie jak gobliny czy wargi, aż do potworów tak silnych, że można było zobaczyć ich tylko w podziemiach wyższych kategorii, takich jak Wysokie Orki, Lodowe Elfy, a nawet Olbrzymy.

To bardzo różnorodne zgromadzenie potworów, było zajęte patrzeniem w górę i czekaniem, aż coś się wydarzy.

— Na co oni wszyscy patrzą?

Jin-Woo podążył za ich spojrzeniami i uniósł głowę ku niebu. A potem… odkrył to.

Zobaczył dziwne fioletowe niebo na którym widać było ogromną bramę. Miał wrażenie że jej wielkość mogłaby dorównać budynkowi z największą powierzchnią na świecie.

W świecie, który wyraźnie nie było Ziemią, między potworami a tym co wyjdzie z tej bramy miało się wydarzyć coś ważnego.

Tylko co jest ukryte za tą bramą skoro nie potwory?

Na jego oczach brama powoli i systematycznie zaczęła pękać

To, co wyszło z popękanej Bramy, to żołnierze odziani w srebrne zbroje, z białymi skrzydłami wyrastającymi z ich pleców.

Większość ludzi widząc ich śmiało mogłaby założyć że są to anioły z mitologii chrześcijańskiej.

Podczas gdy potwory zakryły całą ziemię, ci żołnierze z kolei całkowicie przesłonili niebo.

To był naprawdę spektakularny widok. Jin-Woo nie mógł przestać podziwiać tych niesamowitych a zarazem dziwnych żołnierzy.

Jednak potwory musiały myśleć inaczej. Zaczęły wyć z całych sił, widząc żołnierzy w srebrnych zbrojach pokrywających niebo, i zaczęli rzucać się z wściekłości.

Nie musiał być nawet geniuszem, żeby wymyślić, co będzie dalej.

Latający żołnierze stali się srebrnymi kroplami światła i zeszli na ziemię poniżej. Jak się okazało, na niebie była więcej niż jedna Brama. Było ich kilka i wylewali się z nich jeden po drugim srebrni żołnierze.

Dwie grupy, starły się ze sobą na ziemi.  Bitwa która rozegrała się przed jego oczami było krwawa, dzika, ostra i niesamowita.

Przerażające ryki potworów wstrząsnęły ziemią, rozbrzmiewały odgłosy rogów dętych srebrnych żołnierzy.

Broń zderzająca się ze sobą, dźwięki pękających zbroi. Zwierzęce ryki wkrótce przekształciły się w krzyki, bolesne jęki i udręczone skomlenia. Ziemia w dole stale barwiła się na kolor krwi.

Przewaga jednej strony w tej bitwie szybko stała się jedna.

Żołnierze w srebrnej zbroi byli bardzo potężni. Z łatwością odcinali łby potworom, które były wystarczająco silne, by rozszarpać wysoko postawionych łowców gołymi rękami.

Równowaga wyraźnie przechyliła się teraz na ich korzyść. Nawet wtedy żołnierze w srebrnych zbrojach nieprzerwanie wylewali się z bram zastępując swoich zmarłych pobratymców na polu walki i coraz bardziej przytłaczając swoją liczebnością wrogów.

Fale za falami srebrnych żołnierzy pędzących naprzód niczym nadciągający przypływ w mgnieniu oka wymazały wszelkie ślady żywych potworów z wyschniętych równin.

Wojna zaczęła się jako zaciekłe starcie między dwiema siłami, ale teraz przekształciło się w krwawą masakrę.

Żołnierze nie okazywali żadnej litości swoim wrogim, tnąc, łamiąc i dobijając. Z tego powodu liczba potworów dość szybko spadła.

Gdy chwilę mijały a Jin-Woo cicho przyglądał się masarze...

Srebrni żołnierze nieba, którzy gwałtownie odepchnęli swoich wrogów, nagle przestali się ruszać.

Ich wygrana była już niemal pewna, czemu więc się zatrzymali?

Głowy większości z nich skierowane były tylko w jedną stronę.

Patrzyli w miejsce do którego był odwrócony plecami.

Jego wzrok nie od razu powędrował za siebie, ale zamiast tego na ziemię poniżej.

Na tej wyschniętej zniszczonej ziemi wydawał się pełznąć jakiś dziwny cień. Bardzo szybko rozprzestrzeniał się wokół. A kiedy ciemność przemknęła pod tymi zwłokami, dało się słyszeć tajemnicze krzyki.

Krzyki, których nikt nie potrafił określić, skąd pochodzą.

Jin-Woo znał umiejętność, która była niesamowicie podobna do tej, o ile nie idnetyczna.

„Domena Monarchy” i „Wydobycie Cienia”.

Natychmiast po jego kręgosłupie przebiegł dreszcz.

W końcu odwrócił się by spojrzeć gdzie spoglądają srebrni żołnierze.

I tam znalazł imponującego rycerza okrytego kruczoczarną zbroją od stóp do głów. Z tego rycerza i konia, na którym jechał, nieustannie unosiły się czarne pasma przypominające dym łącząc się z drugimi pasmami energii w kolorze fioletowym.

Jin-Woo mógł wymyślić tylko jeden tytuł, patrząc na tego czarnego rycerza.

Monarcha Cieni.

Samo bycie przed tą istotą poddało go niesamowitemu naciskowi, który był wystarczająco silny, by go udusić.

Niezależnie od tego, czy byli to żołnierze w srebrnych zbrojach z nieba, mniej lub bardziej inteligentne potwory, wszyscy zapomnieli o oddychaniu i po prostu wpatrywali się w Monarchę Cienia.

Władca spojrzał na żołnierzy nieba, zanim wyciągnął rękę, jakby chciał coś uchwycić.

Jin-Woo widział teraz, jak żołnierze w srebrnych zbrojach wzdrygnęli się i zaczęli się wycofywać ze strachu. 

Uroczysty głos Monarchy w końcu przerwał tę ciszę.

- Powstańcie.

Z tysięcy ciał potworów zabitych przez srebrnych rycerzy dobiegły wrzaski agonii a następnie zaczęły wychodzić z nich czarne postacie.

Na oczach Jin-Woo powstała... Nieśmiertelna armia. Poświęcenie potworów nie zakończyło się na ich śmieci.

Ich krew zabarwiła się ciemnością, by stworzyć nową moc.

To była niesamowita ilość żołnierzy. Większość armii potworów już polegał, a teraz znów wstała jako żołnierze cienia. Było ich tutaj... dziesiątki tysięcy.

Jin-Woo zdał sobie sprawę że jest daleko w tyle z umiejętnościami.

Tymczasem potwory wypełzły z pogranicza śmierci i pomknęły w stronę srebrnych żołnierzy.

Srebrna i czarna armia splotły się ze sobą na polu bitwy. Ponownie rozległy się okrzyki i wrzaski.

Jednostronna masakra przekształciła się w prawdziwą wojnę.

A pojawienie się pojedynczej istoty całkowicie zmieniło jej przebieg.

Żołnierze cienia bez przerwy kontynuowali się cykl zniszczenia i regeneracji, Dopóki nie zdobyli przewagi nad wrogiem.

Gdziekolwiek monarcha się nie skierował niósł ze sobą zagładę. Uznał to za wygraną potworów i żołnierzy cienia.

Do czasu.

***

Nie często Choi Jong-In, mistrz gildii Łowców, najlepszej gildii w kraju, słyszy że ma pojawić się przed brama kategorii C.

Kiedy otrzymał telefon od szefa departamentu Monitorowania Łowców Woo Jin-Chula, Choi Jong-In początkowo nie był zbyt zadowolony. Przez myśl przeszło mu nawet, żeby nie zawracać sobie głowy udaniem się tam osobiście i po prostu wysłać drużynę rajdową składającą się z kilkoma łowcami o wyższej randze.

Gdy jednak usłyszał szczegółowe wyjaśniania nie miał innego wyjścia jak tylko udać się tam osobiście.

Samo podwójne podziemie wystarczyło by wzbudzić jego ciekawość, a informacja że wszedł tam łowca Sung Jin-Woo tym bardziej.

Na pilną prośbę inspektora Woo Jin-Chula, który podkreślał, że czas jest najważniejszy, Choi Jong-In natychmiast opóźnił rajd, do którego się przygotowywali i zabrał swoich najlepszych łowców w wymagane miejsce.

Obecnie razem z ośmioma łowca z Stowarzyszenia wpatrywali się w wielkie zamknięte drzwi znajdujące się w tymże podziemiu.

- Ta moc magiczna jest niesamowita... Powiedziałeś, że w środku znajduje się łowca Sung Jin-Woo?

- Tak, jestem tego pewien. - Potwierdził stojący za jego plecami Woo Jin-Chul który wydawał się bardzo zmartwiony.

Stojąca koło Woo Jin-Chula Cha Hae-In przełknęła ślinę czując wspomnianą obrzydliwą i dziką energię jaka znajdowała się za tymi drzwiami.

Woo Jin-Chul cały czas starał się zrozumieć dlaczego Jin-Woo tutaj wrócił. Powiedział że to nie on wyczyścił wtedy to podziemie.

Po pierwszy Jin-Chul mu wierzył, a po drugie jeśli po tym incydencie Jin-Woo zaczął móc rosnąć w siłę to by oznaczało to samo. Wtedy był zbyt słaby aby je wyczyścić.

Czy wrócił bo sam chciał wiedzieć czemu zyskał takie moce?

Ale nawet jeśli tak, to skąd wiedział ze podziemie znów się pojawiło? Nie tylko wiedział ze znów jest otwarte ale wiedział też gdzie.

Skąd?

- Mistrz gildii Odwagi powiedział że próbowała zaatakować go wielka kamienna statua gdy chciał tam wejść. Łowca Sung Jin-Woo go uratował. Według zeznań tych którzy przeżyli pierwsze takie podziemie potworami były właśnie wielkie kamienne posągi.

- Ale to nie może być to samo podziemi. - Zauważyła Cha Hae-In z napiętym wyrazem twarzy.

- … Nie jestem pewien. Te drzwi wyglądają identycznie. Może nie jest tym samym, ale może być bardzo podobne.

- Dobrze. Będziemy ostrożni. - Mówiąc to mistrz gildii Łowców położył dłonie na drzwiach.

Choi Jong-In pchnął drzwi które z zaskakującą łatwością się ruszyły.

- Co to jest?!

Po otwarciu drzwi ich oczom ukazało się istne pobojowisko. Sala ogromna i kamienna miała pęknięcia w ścianach jakby ktoś w nie uderzał całym ciałem, podłoga wyglądała jeszcze gorzej, a dodatkowo na niej widać było mnóstwo popękanych pokruszonych figur. Gdzieniegdzie widać było kamienną oderwaną rękę, gdzie indziej głowę lub jakąś kamienną broń, ale większość z tych posągów była już po prostu kupą kamieni nie w których nie dało się odróżnić części ciała. Pośród tego bałaganu górował powalony przeogromny pomnik Boga który też był uszkodzony.

- Naprawdę tutaj było. Kamienne posągi też. - Jin-Chul w szoku rozglądał się po zniszczonym wnętrzu oświetlanym jedynie pochodniami w których ogień palił się na niebiesko.

Z szoku wyrwał ich dziwny przerażający głos.

- Co to ma być? - Każdy z nich spojrzał powoli w prawą stronę skąd dobiegał.

Ujrzeli nieco zniszczoną popękaną ruchomą statuę mającą trzy ramiona na plecach i trzy kikuty gdzie możliwe że kiedyś były kolejne trzy ramiona. Miała na sobie szatę i była wysoka na około cztery metry.

- Potwór przemówił, nie tylko ja to słyszałem... prawda? - Wykrztusił się siebie po chwili jeden z łowców z gildii.

- Potwór rozumie ludzi język?

- Cichosza, przerwiecie sen króla.

To od tego czegoś biła ta obrzydliwa dzika moc jaką można było wyczuć nawet przed bramą.

Wszyscy spojrzeli nieco dalej. Ku ich zaskoczeniu i uldze ujrzeli stojącego Sung Jin-Woo i chociaż widać było że jego ubranie jest podarte i pobrudzone krwią to wydawał się żywy.

- Łowca Sung Jin-Woo... co on tam robi?

Posąg nagle ruszył w ich stronę i gdy Jin-Chul mrugnął był już za ich plecami a trzech łowców z gildii leżało przeciętych na pół na kamiennej podłodzę.

Potwór był potwornie szybki. Tak szybki że Jin-Chul nie zarejestrował kiedy dokładnie przemieścił się zabijając trzech silnych łowców.

- Jesteście silni, będziecie idealną ofiarą dla króla.

Dla króla?

Czyli to nie to monstrum było bossem tego miejsca?

Ale nic więcej już w tej komnacie nie było. Ani nikogo więcej.

Jin-Chul przełknął ślinę zastanawiając się co tutaj u diabła właśnie ma miejsce?! Jego serce waliło jak szalone.

- Dam wam wszystkim szansę na ujrzenie narodzin wspaniałego króla... - Podczas gdy medycy starali się ocalić życie chociaż jednego z zaatakowanych, wielki posąg Boga jak i wszystkie mniejsze które się podniosły zaczęły iść w ich stronę.

- Zbierzcie się i przenieście rannego na tyły! - Nakazał natychmiastowo Choi Jong-In widząc wrogów którzy się do nich zbliżali.

- Bierzmy go, Myungchul, wytrzymaj jeszcze trochę!

- Co stanie się gdy wszystkie moje kukiełki zostaną zniszczone. Oczywiście o ile przeżyjecie.

- Uwaga, wykonajcie unik! - Krzyknął Jin-Chul widząc jak oczy największego z posągów zaczęły świecić. Wiedział z opisu łowców którzy przeżyli co się teraz stanie.

Gdy udało im się już zrobić unik łowcy stanęli razem chroniąc na tyłach medyków i rannego podczas gdy posągi były już na wyciągnięcie ręki od nich.

- Atakujcie posągi póki są zdekoncentrowane. - Nakazał Choi Jong-Jin wysyłając silną kulę ognia w twarz posagu Boga. Jin-Chul skoczył do góry uderzając jedną ze swoich pięści w prawie nienaruszoną twarz jednego z posągów. Ku jego przerażeniu posąg po jego uderzeniu nie miał nawet zadrapania.

Widząc nadchodzący kontratak odskoczył do tyłu podczas gdy Choi Jong-Jin posłał w twarz tego samego posągu ognisty atak który też nic nie dał.

- Odporność fizyczna tych drani jest na niesamowitym poziomie bądźcie ostrożni. - Nakazał Choi Jong-Jin który wziął na siebie odpowiedzialność bycia nieoficjalnym liderem tego rajdu. - Odporność na magię zresztą też.

- Wicemistrzyni Cha, moja umiejętność prowokacji nie działa!

- Nie mogę też ich poruszyć za pomocą mojej psychokinezy niższego poziomu.

Tak naprawdę większość łowców miała problem żeby uszkodzić. Widząc to Choi Jong-In spojrzał na nieruchomego łowcę Sung Jin-Woo.

To zapewne on zniszczył te wszystkie statuy i uszkodził tak bardzo to gadające przerażające dziwadło. Nie mieli więc innego wyjścia.

Musieli obudzić łowcę Sunga bo sami mieli bardzo małe szansę. Nie na wygraną ale na samo przeżycie.

Mając nadzieję że łowca Sung nie będzie miał do niego o to wielkich pretensji Choi Jong-In cisnął w jego stronę silną kulę ognia w nadziei że to coś da.

Jednak Architekt wkroczył na czas i zablokował atak bez żadnego problemu swoim ciałem.

- Śmiesz zakłócać sen króla? - krzyknął a następnie ruszył na mistrza gildii Łowców.

Sen króla? Jin-Chul razem z dwoma łowcami ze Stowarzyszenia zaatakował Architekta uniemożliwiając mu atak na Choi Jong-Ina.

- Szefie zatrzymamy go, spróbuj obudzić łowcę Sunga! - Odezwał się jeden z łowców. Odskakując od potwora. Następnie Choi Jong-In uderzył potwora ogniem w twarz próbując go zdekoncentrować.

- Idź! - Nakazał mu głośno mistrz gildii.

Woo Jin-Chul zacisnął zęby i ruszył biegiem w stronę Jin-Woo.

To jego potwór nazwał królem? Ale dlaczego?

***

Monarcha chwilowo zlekceważył wrogów stojących przed nim i spojrzał za siebie, jakby coś wyczuwając. Gdzieś daleko za armią Cienia powstały dwie ogromne bramy. Ich rozmiary były porównywalne do tych bram będących na niebie.

A z tych dwóch bram dwie odmienne grupy potworów wylewały się stadami. Z jednej strony stwory typu bestii prowadzone przez wilka wielkości góry.

A z drugiej wyszli rycerze i żołnierze z niezliczonymi sztandarami, które dumie reprezentowali.

Oczy Jin-Woo stawały się coraz szersze i szersze.

Herby klanów wyhaftowane na tych sztandarach były mu znajome. Od Ricardo, Faestosa, Rokań, Ingerss, a nawet Radis.

– ….Esil.

Te herby należały do arystokratycznych klanów demonów, na które wpadł, gdy wspinał się na najwyższe piętro Demonicznego Zamku.

Jego zakłopotanie, wynikające z pojawienia się tych demonów, trwało tylko przez krótką chwilę. Bestie i demony zaczęły razem atakować żołnierzy cienia, jakby to było wcześniej zaplanowane.

Tylna linia Żołnierzy Cienia została natychmiast rozerwana na strzępy w wyniku połączonego ataku dwóch armii potworów.

To jednak nie był koniec.

Ich front zajęli żołnierze nieba, wciąż żywi i gotowi do walki. Te odziane w srebro istoty zmieniły swoją strategię i ponownie zaczęły kontratakować.

Żołnierze nieba z przodu i armie potworów z tyłu otoczyli Żołnierzy Cienia w szczypce ataku i zbliżyli się do nich. Kolejny raz zmienił się przebieg bitwy.

Jin-Woo chwycił mocno swoją pierś.

Dlaczego zaczęło boleć go serce?

Jego spojrzenie powoli przeniosło się na stojącego obok niego Monarchę.

Czy to był w rzeczywistości jego ból? Czy Monarchy?

Tak jak wtedy, gdy czytał myśli swoich Żołnierzy Cienia, emocje Monarchy były mu żywo przekazywane. Uczucie, które gęsto wypłynęło z głębin jego serca, było niczym innym jak oburzeniem.

Nie, te emocje przekroczyły już poziom oburzenia i zamieniły się w czysty gniew.

Teraz, gdy zostali otoczeni przez wrogów ze wszystkich stron, Żołnierze Cienia musieli bez końca powtarzać cykl zniszczenia i regeneracji. Chociaż wydawało się, że posiadali niekończącą się moc powrotu do zdrowia, Jin-Woo również posiadał tę samą zdolność i bardzo dobrze znał jej śmiertelną słabość.

Wytrzymają dopóki Monarcha będzie miał manę.

Kiedy mana się skończyło, Żołnierze nie będą mogli zostać ponownie wskrzeszeni. To znaczy, że Monarcha nie będzie mógł ponownie użyć swojej armii. Wyczuł magiczną energię Monarchy, która na początku wydawała się bezdenna i rozległa, powoli jednak osiągając swój limit.

Monarcha zmienił kierunek swojego wierzchowca, oddalając się od niebiańskiej armii na tyły. 

Wywiązała się naprawdę intensywna walka.

Krzyki, wycia, szczeki broni, ciała padające na ziemie i hektolitry przelanej krwi.

Niewielu pozostało teraz na polu bitwy.

Monarcha stracił wierzchowca podczas bitwy. Nie przeszkadzało mu to jednak w najmniejszym stopniu. Zabił dwóch demonicznych rycerzy blokujących mu drogę i stanął przed demonem który opierał się o formację skalną dysząc ciężko.

Twarz demona była ukryta za hełmem, ale Monarcha zdawał się znać jego tożsamość, gdy spoglądał na swoją osłabioną ofiarę.

- Mogliśmy dziś zakończyć te walkę. Dlaczego mnie zdradziłeś?

Demon słabo poruszył głową, ale zmusił się do podniesienia wzroku. Odniósł już poważne rany i wydawało się mało prawdopodobne, że będzie w stanie przeżyć odniesione rany.

Głos wydobywający się spod hełmu brzmiał niebezpiecznie słabo.

- Co za szkoda... mogłem cię wykończyć.

Głos Monarchy stał się jeszcze bardziej lodowaty, gdy ponownie zapytał.

- Zapytałem o coś.

Ramiona demona drżały, gdy rechotał, zanim ponownie podniósł głowę. A potem odpowiedział.

- #$%#*@#%#%@$.

Z jakiegoś powodu Jin-Woo nie mógł właściwie usłyszeć tej odpowiedzi. Miał wrażenie jakby te wypowiedziane słowa były niezrozumiałe.

Demon powiedział coś jeszcze, ale nadal nie mógł zrozumieć ani jednego słowa.

Musiał jednak brzmieć inaczej w uszach Monarchy, ponieważ gdy tylko usłyszał odpowiedź, wyciągnął rękę i chwycił demona za szyję. Stworzenie wydało z siebie jęk pełny bólu, gdy Monarcha Cienia zacieśnił uścisk na jego szyi .

Zbroja chroniąca szyję pogniotła się. Nawet pomimo tego demon nadal mówił to, co chciał powiedzieć.

- %^&*$@%^&.

Kciuk Władcy wbił się w gardło demona.

Demon wypluł trochę fioletowej krwi. I to był dokładnie ten moment, w którym jego spojrzenie spotkało się z oczami demona patrzącymi z wnętrza hełmu.

Jin-Woo spanikował i puścił szyję umierającego demona.

Do tego czasu jego życie już uleciało, a jego ciało bezwładnie upadło na ziemię.

Te oczy ukryte za hełmem – widział je już wcześniej. 

Jego serce zaczęło teraz szaleńczo bić.

Jin-Woo mocno potrząsnął głową i ostrożnie podszedł do martwego demona, aby zdjąć jego hełm. Nawet po śmierci stwór zachowywał ten sam blask, jakim dysponował gdy jeszcze żył.

Zdjęty hełm wypadł z rąk Jin-Woo i spadł z brzękiem na ziemię.

Szeroko otwarte oczy demona wciąż były wypełnione światłem czystej wściekłości. To było dokładnie to samo światło, które widział na ostatnim piętrze Zamku Demonów.

Król Demonów Baran

W chwili, gdy zdał sobie z tego sprawę, odkrył jeszcze jedną dziwną rzecz.

Zobaczył swoje ręce ubrane w czarną zbroję poplamione krwią. Zobaczył wtedy swoje stopy, nogi i własną klatkę piersiową. 

Patrzył oczami Władcy Cieni.

Bicie jego serca stawało się jeszcze cięższe i głośniejsze, niemal bolesne. Jin-Woo położył rękę tam, gdzie było jego serce.

Jego oczy robiły się coraz szersze i szersze.

Jak... dlaczego nigdy wcześniej tego nie zauważył.

Po przeżyciu wydarzeń w świątyni stał się bardziej świadomy bicia swojego serca, które od tamtego czasu wydawało mu się częstsze i silniejsze. Bardziej wyczuwalne. Nawet wtedy nie zauważył tego aż do teraz.

Drżąca ręka Jin-Woo przesunęła się na prawą stronę jego klatki piersiowej. Wyczuł tam drżenie. Jedno z lewej, drugie z prawej.

Dwa serca wydawały dokładnie takie same dźwięki.

Jego przepełnione szokiem oczy natychmiast opadły, ale potem odkrył cztery cienie na ziemi, które powoli się powiększały. Niektóre zbliżały się do niego z góry. Jego głowa pospiesznie uniosła się ku niebu.

A tuż nad jego głową…

Cztery anioły z sześcioma skrzydłami każdy powoli schodziły w jego stronę.

Pamięć trwała do tego momentu.

Oślepiła go ciemność a w uszach zabrzmiał mechaniczny dźwięk systemu.

Usłyszał wyraźny, zwięzły głos Systemu, gdy jego świadomość zacierała się.

[ODTWARZENIE ZAPISANYCH DANYCH ZAKOŃCZYŁO SIĘ.]

***

- Jesteście bardzo zabawni. Przezabawni. Postarajcie się wyjść nieco bardziej poza moje przewidywania.

Jin-Chul zacisnął zęby gdy Architekt zaszedł mu drogę kilka kroków od Jin-Woo.

- Pięść Salomona. - Czując jak jego mana nagrzewa jego zgiętą dłoń Jin-Chul uderzył w atakujący go miecz. Miecz odchylił się nieco w stronę Architekta, jednak to był jedyny wynik jednego z najsilniejszych ataków Jin-Chula.

Drugi miecz trzymany przez ramię będące na plecach cięło jednak w niego tak szybko że niewiele mógł zrobić.

- Mój system potrafi przewidzieć wszystko i odpowiednio na to zareagować.

Jin-Chul zachwiał się czując jak krew plami jego ubrania i zbroję, spojrzał za siebie na dyszącego Choi Jong-Ina, na walczącą cały czas Cha Hae-In, na rannego ledwo żywego łowcę opartego o ścianę przy którym stali medycy i magowie, na swoich chłopców którzy również walczyli zaciekle.

To on ich tutaj przyprowadził, śmierć każdego z nich będzie jego winą.

Spojrzał na nieruchomego Jin-Woo. Kogo on oszukiwał? Nie przyszedł tutaj ponieważ tak należało, ponieważ taka była jego praca. Przyszedł tutaj bo bał się o mężczyznę który stał się jednym z najważniejszych elementów w jego życiu w tak krótkim czasie.

A nawet nie mógł go obudzić!

Jak bardzo bezużyteczny był...

Czując jak bezsilna wściekłość i frustracja palą go od wewnątrz zebrał resztę swojej siły i spróbował jeszcze raz.

- Cios miłosierdzia! - Różowa energia zaczęła kotłować się wokół jego pięści a następnie jin-Chul wyskoczył do góry z prawej nogi ominął jeden z mieczy jaki w niego leciał i uderzył posąg w policzek.

Następnie odskoczył na obie ugięte nogi.

Ku jego przerażeniu znów nie było nawet zadrapania.

Architekt wydawał się zaskoczony tym jak odważnie i sprytnie zaatakował go Jin-Chul, szybko jednak to zaskoczenie zmieniło się w oburzenie i wściekłość.

- Jak śmiesz, insekcie?! Powinienem cię za to zmiażdżyć! Bijesz całkiem nieźle, ale to za mało.

Architekt zamachnął się jedną ze swoich właściwych pięści.

Pierwszego ataku Jin-Chul uniknął ale gdy tylko tamten się zakończył to druga pięść już leciała w jego stronę.

Nie mając innego wyjścia Jin-Chul skrzyżował przed sobą przedramiona stając twardo na ziemi aby zablokować atak.

- Boska Egida!

Przed skrzyżowanymi ramionami pojawiła się na wpół przezroczysta pomarańczowa tarcza o średnicy metra.

Tarcza przy uderzeniu roztrzaskała się a pięść potwora uderzyła w skrzyżowane ramiona Jin-Chula. Część ciosu jednak tarcza zaabsorbowała. Mimo tego uderzenie w przedramiona bardzo Jin-Chula zabolało podczas gdy pod jego stopami pojawiło się pęknięcie a jego kolana nieco się ugięły.

Na dodatek coś przy blokowaniu bardzo boleśnie i obrzydliwie chrupnęło w jego poranionym lewym ramieniu.

Jin-Chul zrobił krok do tyłu chwiejąc się nieco i chwytając się za poranione ramie. Potwornie bolało a poruszanie nim było bardzo trudne.

Nagle jednak Architekt zatrzymał się i przyjrzał uważnie cieniowi który nagle przemknął pod stopami Jin-Chul.

-Och? Cień...Nie może się wydostać z powodu zasad, ale wyczuwam jego obecność. Jesteś człowiekiem, ale król przydzielił ci swojego osobistego żołnierza. Jak znaleźliście to miejsce? Co łączy cię z Sung Jin-Woo?

Walczący łowcy przysłuchiwali się z niepokojem słowom Architekta które roznosiły się po całej ogromnej komnacie.

- Szanuję go. Przyszedłem mu pomóc, więcej się ode mnie nie dowiesz.

- Pomóc... Więc nie taki był plan króla? Dobrze dam ci szansę. Dzisiaj do tego świata zstąpi jeden z wielkich Monarchów. Pozwolę ci doświadczyć tej wspaniałej sceny na własne oczy. Jednak inni... zginą tutaj.

Jin-Chul spojrzał na walczących otoczonych łowców.

Byli poranieni, otoczeni i zmęczeni, źle to wyglądało. On sam nie miał już siły zadać kolejnego ciosu, następny blok też nie wchodził w grę. Nie wytrzymałby następnego uderzenia, o ile w ogóle udałoby mu się podnieść poranione ramie a potem utrzymać je w górze. Zacisnął zęby czując pulsowanie w ramieniu. Które nie przestawało obficie krwawić.

- Kto tak powiedział?

Zanim posąg anioła zdążyłby się odwrócić czyjaś pięść uderzyła w jego policzek z ogromną siłą.

- Ty... coś ty zrobił z moim ciałem?! - Spytał wściekły Jin-Woo a jego oczy zapłonęły głębokim jasnym fioletem.

Widząc żywego będącego w jednym kawałku Jin-Woo, Jin-Chul westchnął z ulgą.

Jin-Woo omiótł wzrokiem całe pomieszczenie ku swojemu zaskoczeniu i zmieszaniu widząc gildię Łowców oraz Woo Jin-Chula.

Łowcy dyszeli zmęczeni przyglądając mu się z ulgą, większą lub mniejszą. Następnie Jin-Woo spojrzał na stojącego Jin-Chula który trzymał się za mocno krwawiące ramię.

Widząc to w Jin-Woo zapłonęła jeszcze większa wściekłość. Nikomu nie wolno było dotykać jego Jin-Chula.

A tym co oni wszyscy tutaj robią będzie zastanawiał się później.

- … Nie jesteś królem! - Krzyknął przerażony Architekt gdy Jin-Woo ponownie go uderzył a następnie powalił na ziemię i stanął jedną stopą na szyi. - Jak możesz... Stać tutaj zamiast niego? Jak możesz zachować swoją świadomość posiadając czarne serce?!

„Czarne serce”, więc tak się nazywało.

Więc ta niezwykła moc pochodzi on niego?

Jin-Woo otworzył pośpiesznie okno statusu, ale najpierw zamiast niego wyskoczyło powiadomienie.

[TYTUŁ: POGROMCA DEMONÓW]

SPEŁNIONO WYMAGANE WARUNKI

PRZYPOMNIAŁEŚ SOBIĘ POKONANIE KRÓLA, DEMONÓW BARANA MONARCHĘ BIAŁYCH PŁOMIENI. MOC UZNAŁA CIĘ ZA SWOJEGO PANA.

EFEKT:

„CZARNE SERCE”: MANA +100 000

Oczy Jin-Woo rozszerzyły się z w szoku.

Sto tysięcy many?!

Przecież to był ogromny ocean mocy magicznej!

Potwierdził to na własne oczy patrząc z okno statusu.

[PM: 109 433]

Chociaż potwierdził to i cały czas widział na własne oczy na te ogromną liczbę to ciężko było mu w to uwierzyć.

Nie tylko to było zaskoczeniem.

Jego tytuł... Pogromca demonów... czy to nie był ten tytuł którego nie mógł mieć po oczyszczeniu zamku demonów?

Zakładał wtedy że to z powodu tego że oszczędził klan Esil i nigdy więcej się już nad tym nie zastanawiał.

Ale najwyraźniej prawda była zupełnie inna niż zakładał wtedy.

Wzrok Jin-Woo znów powędrował do posągu anioła. Na zniszczonej popękanej twarzy Architekta widać było po raz pierwszy strach.

Jego reakcja była zbyt oczywista.

Nie chciał dać Jin-Woo „czarnego serca”. Nie miał też tak po prostu uczynić go silniejszym. Dodatkowo dane które zobaczył nie były odpowiedziami na jego pytania, wciąż nie usłyszał wszystkiego czego chciał. Jin-Woo najwyraźniej nie miał się już więcej obudzić. Czy „czarne serce” miało go jakoś zmienić?

- Mówiłeś że nie chciałeś wybierać mnie na gracza. Czym dokładnie jest gracz? Jakie dokładnie miałeś zamiary?

Posąg jednak nie wydawał się słuchać Jin-Woo, zamiast tego mamrotał coś dziwnego.

- Monarcho cieni, ty... myślisz że inni Monarchowie będą siedzieć bezczynnie i nic nie zrobią!

- Odpowiedz na moje pytania. - Nakazał Jin-Woo stając mocniej na szyi posągu.

Posąg zaśmiał się ochryple.

- To nie miało być tak... Myślę że wiem dlaczego zostałeś wybrany.

Nim Jin-Woo mógłby zrobić cokolwiek usłyszał krzyki zaskoczonych łowców.

- Co?

- Posągi!

- Posągi które stały w miejscu zaczęły się ruszać.

Oczy posągu Boga i innych jeszcze w miarę nie zniszczonych posagów zaczęły świecić na czerwono po czym te posągi znów zaczęły iść

w stronę łowców będących po drugiej stronie komnaty.

Posąg anioła ponownie się zaśmiał.

- Jeśli mnie zabijesz nikt nie zdoła zatrzymać moich kukiełek. Nadal chcesz to zrobić.

Jin-Woo omiótł wzrokiem posągi które szły w stronę łowców.

- Zawszę mogę zabić ciebie a potem je zniszczyć.

Na twarzy posągu anioła pojawiła się trwoga.

- Jeśli zabijesz twórcę systemu...

- Mogę wrócić do bycia łowcą rangi E?

Jin-Woo uśmiechnął się z politowaniem.

- Sporo o tym myślałem. Nawet jeśli twórca zniknie... to raz stworzony system się nie rozpadnie.

Przyparty do muru posąg anioła postanowił użyć swojej ostatniej karty. W innym wypadku to mógłby być jego koniec.

[SYSTEM ZABLOKOWAŁ DOSTĘP TWÓRCY.]

[SYSTEM ZABLOKOWAŁ DOSTĘP TWÓRCY.]

[SYSTEM ZABLOKOWAŁ DOSTĘP TWÓRCY.]

[SYSTEM ZABLOKOWAŁ DOSTĘP TWÓRCY.]

[SYSTEM ZABLOKOWAŁ DOSTĘP TWÓRCY.] 

Raz za razem przed oczami Jin-Woo pojawił się ten sam komunikat.

Architekt próbował najwyraźniej skrzywdzić Jin-Woo przy użyciu systemu, ale nawet on odwrócił się od swojego twórcy.

System został stworzony dla niego. To było pewne. Już dawno temu doszedł też do zrozumienia że on wykorzystuje system, a system jego. To była swego rodzaju symbioza.

System istniał bo Jin-Woo żył. Bez Jin-Woo nie byłoby systemu.

Dlatego więc system nie powinien chcieć się go pozbyć.

Ta wiedza pozwoliła mu oderwać system od jego stwórcy.

Pochłonął go.

- Nie... ty...!

Architekt nie mógł powiedzieć nic więcej ponieważ Jin-Woo skoczył w górę i uderzył w głowę posągu z całej siły tak że ta roztrzaskała się na trzy części.

- Przepowiednia...nie...pro..roctwo...

Posąg zamilkł a Jin-Woo przyjrzał mu się ostrożnie. Wielka moc która z niego wyciekała nagle zaczęła stopniowo słabnąć. To była oznaka tego że posąg nie żyje.

Oko za oko, ząb za ząb. Jin-Woo wymierzył mu odpowiednią karę za próbę wykorzystania i skrzywdzenia go.

Żałował że nie dostał więcej odpowiedzi, bo tak naprawdę dowiedział się niewiele.

Ale z drugiej strony tak naprawdę to cholerstwo od samego początku do samego końca chciało go oszukać i wykorzystać. Czy mógłby uwierzyć w cokolwiek co by mu powiedział?

W tym momencie nie było czasu na rozmyślanie o tym.

Obejrzał się i dostrzegł jak łowcy znów walcząc z posągami.

Woo Jin-Chu, został uderzony w podbródek przez kamienną statuę i niepewnie zachwiał się na nogach. Próbował utrzymać równowagę ale utrata krwi i wcześniejsza walka już aż nadto go wyczerpała.

Nie mógł się jednak uchylić z drogi jako że za nim leżał nieprzytomny wojownik z gildii Łowców którego próbował ocucić jego agent który też już był ranny.

Zbierając resztę swojej siły zaciskając żeby ponownie zgiął przedramiona osłaniając się przed ciosem a przed jego ramionami powstała ta sama tarcza co wcześniej tym razem była jednak znacznie bledsza i bardziej przezroczysta co świadczyło o tym że jest słabsza niż powinna być.

Ruch zranionym lewym ramieniem bolał sakramencko a przy każdym poważniejszym ruchu coś przeskakiwało i chrupało nieprzyjemnie sprawiając jeszcze większy ból.

Tarcza pękła a Jin-Chul został uderzony w przedramiona, zachwiał się robiąc krok w tył a jego bardziej wysunięta noga ugięła się w kolanie już kompletnie przez co klęknął na nie nie jęcząc z bólu.

Posąg przed nim zanim jednak sam zaatakował został zaatakowany przez coś będącego za nim a jego głowa eksplodowała gdy uderzyły w nią błyskawice. Błyskawice które dobrze znał Jin-Chul.

W jednej chwili w całej komnacie pojawili się żołnierze Jin-Woo którzy stanęli przy łowcach lub zaczęli bezpośrednio walczyć z posągami. Zaskoczeni i zmęczeni łowcy patrzyli w szoku jak nie wiadomo skąd pojawiają się postacie odziane ciemnością i zaczynają walczyć z posągami które próbowały ich powybijać.

Choi Jong-In widząc to uśmiechnął się z ulgą, podobnie było z Cha Hae-In która nieco odetchnęła i zwolniła chociaż jej oczy nadal zostały uważne i ostre.

Tymczasem gdy żołnierze ściągali na siebie pozostałości posągów Jin-Woo pojawił się koło Jin-Chula pomagając mu wstać.

- Co...? - Jin-Chul spojrzał skołowany na Jin-Woo. - Czy twoja mana nie była... no wiesz, niebieska.

Tymczasem oczy Jin-Woo świeciły na żywy jasny fioletowy tak samo jak jego żołnierze których oczy, szpary w hełmach czy inne części ciała nie były już niebieskie tak jak mana ich pana a fioletowe.

- Później będę się nad tym zastanawiał. Jesteś cały? - Spytał Jin-Woo przyglądając się z troską agentowi.

- Bywało lepiej. - Przyznał po chwili Jin-Chul.

Tymczasem Igris podszedł do leżącego za nimi łowcy i pomógł agentowi go przenieść koło rannych tam gdzie byli uzdrowiciele i zaczęli zbierać się wszyscy łowców. Właściwie to Igris bez słowa wziął go w ramiona nie wyglądając jakby miał problem z podniesieniem dorosłego postawnego mężczyzny z ciężką zbroją na sobie. Agent po prostu grzecznie podreptał za nim.

- Wyglądasz na wkurzonego? - Spytał Jin-Woo patrząc na nagle sztyletującego go wzrokiem Jin-Chula.

- Poszedłeś w to koszmarne miejsce nikomu nie mówiąc, a ja dowiaduje się o tym od zaniepokojonych agentów. Wiem że nie ma w Korei łowcy silniejszego od ciebie, ale nie uważasz że to było lekkomyślne?

Na zmęczoną złość Jin-Chula Jin-Woo uśmiechnął się podczas gdy jego serce zabiło mocniej.

- Porozmawiamy o tym jak stąd wyjdziemy i ktoś cię opatrzy. A teraz chodź.

Jin-Woo zarzucił zdrową rękę Jin-Chula sobie na ramiona i pomógł mu iść. Podeszli do zmęczonych poranionych łowców podczas gdy jego cienie dobijały pozostałe kilka posągów. Teraz gdy Jin-Woo miał tak wiele many, nie musiał martwić się tym że jego żołnierze zostaną kilka razy zniszczeni.

- Inspektorze Woo jak się czujesz? - Spytał zmartwiony Choi Jong-In widząc jak łowca Sung pomaga mu iść.

Agenci widząc swojego szefa w tak niedobrym stanie chcieli podejść i pomóc mu ale łowca Sung pokiwał głową lekko.

- Mogło być gorzej. Wynośmy się stąd. - Jin-Chul spojrzał na grupę szybko ich przeliczając. Przeżyło tylko osiemnaście osób. Jego łowcy stali koło siebie milcząc ponuro. Było ich tylko pięcioro. Dwóch osób brakowało. Na ten widok twarz Jin-Chula pociemniała.

Gdy łowcy zaczęli rozglądać się wokół siebie nie widząc co poniektórych twarzy ich kolegów ich miny stały się posępne i ponure a wcześniejsza ulga z powodu przeżycia wyparowała.

- Ale co się tutaj właściwie działo? - Spytał po chwili zmieszany Jin-Woo.

- Przyjechaliśmy tu pierwsi po otrzymaniu raportu od agentów nadzorujących tę bramę Ale potem wyczułem energię która wydobywała się z bramy i uznałem że będzie nam potrzebna pomoc. - Woo Jin-Chul wskazał słabo głową na Choi Jong-Ina który kiwnął głową.

Prawo do żądania pomocy w nagłych wypadkach. Była to najwyższa forma władzy jaką Stowarzyszenie posiadało nad gildiami. Nawet Gildia Łowców nie byłaby w stanie odrzucić prośby.

Przez chwilę w oczach Jin-Chul był ponury błysk który jednak szybko zniknął.

Jin-Woo nauczył się już w dużej mierze czytać Jin-Chul pomimo tego zazwyczaj spokojnego wyrazu twarzy, tak było i teraz.

Jin-Chul czuł się zapewne winny że wezwał tych łowców a ci tutaj zginęli.

Jin-Woo omiatając wzrokiem salę westchnął cicho. Tymczasem jego magia owinęła się cicho i pocieszająco wokół Jin-Chula co odczuli wszyscy.

Łowcy zaskoczeni i zmieszani spojrzeli na inspektora który nie wydawał się zaniepokojony faktem że ta nieco mroczna energia owija się wokół niego.

Jin-Woo spojrzał na Igrisa który podszedł do niego następnie schylił głowę.

- Weź rycerzy, odnajdźcie ciała.

Łowcy uważali ze po prostu nie było wystarczająco dużo czasu aby poszukać wszystkich ciał, chociaż jeśli to było możliwe nie chcieli zostawiać tutaj swoich towarzyszy.

Byli zmęczeni a próba zlokalizowania ciał pod gruzami był po prostu zbyt trudna.

- Jak chcesz ich odnaleźć? - Spytał cicho Jin-Chul przyglądając się poważnej twarzy Jin-Woo.

- Każdy łowca ma energię magiczną. Po śmierci ona od razu nie ulatuje. Muszę ją tylko wyczuć, moje cienie zrobią resztę.

Łowcy patrzyli w szoku na Jin-Woo podczas gdy jego żołnierze podchodzili od razu do jednego miejsca i wyciągali spod gruzów szczątki.

Każdy z nich uważał że po śmierci wykrycie magicznej energii łowcy graniczyło z cudem podczas gdy łowca Sung robił to bezbłędnie w tak krótkim czasie.

- Teraz możemy iść. - Stwierdził Jin-Woo zadowolony podczas gdy łowcy zbierali swoje szczęki z podłogi.

Jin-Woo pomagał iść Jin-Chulowi podczas gdy jego magia nadal opiekuńczo owijała się wokół agenta, za nimi szły cienie niosące łowców podczas gdy przed nimi szli najpierw Łowcy a potem agenci Stowarzyszenia rzucający od czasu do czasu przez ramię zmartwione spojrzenia Jin-Chulowi.

***

Jedna ze stacji telewizyjnych która nie była zainteresowana relacjonowaniem tego co dzieje się w Japonii uznając że nie ma sensu tego robić gdy prawie każda stacja obecnie się tym zajmuje trzymała ucho przy ziemi szukając ciekawych tematów. Tak właśnie dowiedziała się o działaniach Stowarzyszenia przy bramie kategorii C która okazała się podwójnym podziemiem.

Koło bramy przed zabraniającymi im  podejść bliżej agentami stał reporter przemawiający do kamery.

- Minęła już godzina odkąd gildia Łowców razem z agentami Stowarzyszenia weszła do bramy aby wspomóc łowcę Sung Jin-Woo. Według naszych informacji łowca Sung był jednym z sześciu ocalałych z bardzo krwawego incydentu który miał miejsce kilka miesięcy temu. Wtedy także odnotowano pojawienie się podwójnego podziemia w bramie niskiej kategorii. Pytanie brzmi dlaczego łowca Sung Jin-Woo po czymś takim znów chciał wejść do podwójnego podziemia?

Potok słów reportera przerwały krzyki łowców z gildii Odwagi którzy nadal stali przy bramie i czekali zmartwieni.

- Patrzcie, wychodzą!

- Wracają!

Reporter przerwał w pół zdania a kamera szybko skierowała się na bramę robiąc zbliżenie aby niczego nie przegapić.

Zaczęli wychodzić powoli jeden po drugim. Ich wyrazy twarzy były bardzo ponure podczas gdy oni sami byli brudni, poobijani i poranieni.

- O mój boże!

- Co... Co się tam stało?!

Członkowie gildii Odwagi, oraz młodsi pracownica Stowarzyszenia od początku oddelegowani do tej bramy, ujrzeli ten ponury pochód a ich cera robiła się coraz bledsza.

A to wszystko nagrywała kamera.

Pod koniec wszyscy jeszcze bardziej pobledli gdy pochód kończył Jin-Woo w poszczepionych i pokrwawionych ubraniach pomagający iść głównemu inspektorowi Wydziału Monitorującego Łowców który wyglądał równie źle z wielką ziejącą rangą na ramieniu oraz pogięta brudną i podrapaną zbroją podczas gdy jego cera była trupio blada.

- Inspektorze!

- O boże!

Potem było tylko gorzej gdy za nimi szli żołnierze cienia niosąc kilkunastu zmasakrowanych martwych łowców.

- Ile ciał...

- Czy to żołnierze łowcy Sung Jin-Woo niosą ciała?!

Na miejscu były dwie karetki a kilku ratowników w nich będących rzuciło się w stronę Jin-Chula i najgorzej wyglądających łowców.

- Nie mówię że byliśmy użyteczni... ale chciałeś poradzić sobie z tym sam? - Spytał Jin-Chul podczas gdy Jin-Woo ostrożnie pomógł mu podejść do karetki.

- Myliłem się... - Przyznał Jin-Woo. - Myślałem że dam sobie z tym radę sam, ale przeżyłem tylko dzięki pomocy gildii Łowców i wydziału Monitorującego.

Jin-Chul westchnął i popatrzył na ratownika.

- Nie umieram, może dać nam pan chwilę?

- Ale...

- Tam jest więcej łowców potrzebujących pomocy. - Zauważył spokojnie Jin-Chul wskazując głową na innych łowców którzy stanęli koło bramy dziwnie otumanieni i zagubieni. - Skąd wiedziałeś o istnieniu podwójnego podziemia?

- Ono samo mnie wezwało...

- Samo? - Spytał cicho Jin-Chul.

- Tak... dostałem wiadomość... w głowie widziałem wiadomość. Wiedziałem kiedy i gdzie iść. Wiem że to brzmi szalenie, ale...

- W porządku. - Przerwał mu miękko Jin-Chul. - Wierzę ci.

- Możemy porozmawiać o tym więcej nieco później. Potrzebujesz odpoczynku.

Jin-Chul zachichotał słabo na stwierdzenie Jin-Woo.

- Chyba nie tylko ja.

Jin-Woo prychnął rozbawiony następnie przyjrzał się Jin-Chulowi a jego serce znów zaczęło bić jak szalone.

- Ja...

Ratownik wrócił do nich z niezadowoloną miną.

- Pracownicy Stowarzyszenia zjedzą mnie żywcem jeśli się panem nie zajmę. Proszę usiąść.

Jin-Chul westchnął siadając i krzywiąc się przy tym.

- Porozmawiamy później?

Na pytanie Jin-Chula Jin-Woo kiwnął głową.

Następnie spojrzał po raz ostatni na Jin-Chula a następnie odszedł od karetki podchodząc do ciał i przyglądając się im czując jednocześnie uścisk poczucia winy. To nie Jin-Chul powinien czuć się winny, a on sam. To on nierozsądnie wszedł tam zakładając że sobie poradzi.

Stał tak dobre kilka minut gdy łowcy, agenci i ratownicy wokół niego nadal chodzili w te i z powrotem. Jedna karetka zabrała Jin-Chula i dwóch innych łowców do jakiegoś szpitala co Jin-Woo tylko niejasno wyłapał.

- Wszystko w porządku? - Spytała Cha Hae-In podchodząc do niego.

Jin-Woo mrugnął na nią kilka razy czując coraz większe zmęczenie. Dopiero teraz gdy całe to szaleństwo zostało zakończone poczuł jak bardzo go to wszystko zmęczyło.

Czy jakąkolwiek walką po dostanie systemu był tak zmęczony jak tą teraz?

Jego wzrok zaczął się lekko rozmazywać na krawędziach gdy patrzył na łowczynię Cha.

- Tak, oczywiście. - Zamrugał jeszcze kilka razy mając nadzieje że to sprawi że jego wzrok się wyostrzy, ale było jeszcze gorzej. Dodatkowo obraz zaczął ciemnieć. - Nie, chyba jednak... Jestem... zmęczony...

Jin-Woo zakręciło się w głowię obraz zaciemnił się całkowicie po czym upadł na ziemie.

Widząc jak Jin-Woo upada większość obecnych agentów, łowców i ratowników pobiegło w jego stronę.

- Łowco Sung!

- Łowco Sung Jin-Woo!

***

- Panie przewodniczący!

Ktoś zapukał do gabinetu przewodniczącego i wszedł pośpiesznie. Był to młody nieznany Go Gun-Hee agent.

- Bardzo... bardzo przepraszam, ale... - Młody mężczyzna złapał oddech zginając kolana i kładąc na nich dłonie.

- Co się dzieje? - Spytał zaskoczony Go Gun-Hee wstając z krzesła i przyglądając się agentowi.

- Doszło do pewnego incydentu. - Młody mężczyzna w końcu wyprostował się ostatni raz łapiąc głęboki oddech. - W bramie kategorii C pojawiło się podwójne podziemie.

Oczy Go Gun-Hee otworzyły się szerzej na te wiadomość.

Czyżby znów doszło do masakry i do tragedii jak w bramie kategorii D kilka miesięcy temu? Ale jeśli tak czemu nie powiadomił go o tym Jin-Chul i dlaczego ten młody agent wyglądał na tak spanikowanego?

Po plecach Go Gun-Hee przebiegł dreszcz podczas gdy jego umysł tworzył coraz to nowsze posępne scenariusze tego co się wydarzyło.

- Agenci nadzorujący rajd gildii na tę bramę poinformowali nas że na miejscu pojawił się Sung Jin-Woo informując ich o tym fakcie i wchodząc w bramę. Po jakimś czasie z bramy wyszli wstrząśnięci ale żywi łowcy z gildii. Następnie na miejscu zjawił się inspektor Woo z łowcami z wydziału Monitorującego.

Go Gun-Hee siadł ponownie ka fotelu podczas gdy jego dłonie zacisnęły się na podłokietnikach.

Skąd łowca Sung Jin-Woo wiedział że podwójne podziemie znów się pojawiło? To było pierwsze pytanie, pojawienie się tam Jin-Chula i jego agentów nie było aż tak zaskakujące, zważywszy że to on zajmował się całą sprawą przy pierwszym podwójnym podziemiu. Dodatkowo jego przywiązanie do Sung Jin-Woo też musiało mieć bardzo duży wpływ na jego decyzję.

Nie trudno było zauważyć że ostatnio Jin-Chul jest nieco weselszy i spokojniejszy oraz chętniej wraca do domu. A jego spojrzenie skierowane na Jin-Woo mówiło jasno że jest to wzrok zakochanego mężczyzny.

Dobrze że jego agenci na co dzień w terenie nosili okulary przeciwsłoneczne, Jin-Chul mógł założyć maskę profesjonalizmu i spokoju, ale jego oczy były zupełnie inną sprawą. Można było wyczytać z nich wiele, jak z otwartej księgi.

- Inspektor przed wejściem wezwał do pomocy gildię Łowców, ale mimo tego... sprawy nie poszły dobrze. Obecnie trwa zapewne transmisja tego jak łowcy wyszli z bramy na kanale 6. Jedna stacja telewizyjna jakoś dowiedziała się o tym co się dzieję i wysłała tam reportera.

Go Gun-Hee pośpiesznie chwycił pilot leżący na jego biurku i uruchomił telewizor włączając wspomniany kanał o mało nie miażdżąc przy tym przycisku.

Obraz wyświetlił przeciętną bramę która pojawiła się co ciekawe przed szkołą w której kilka dni temu otworzyła się brama kategorii A.

Cóż na niesmaczny zbieg okoliczności, czy jedna tragedia na szkolnym terenie nie wystarczyła?

To co obecnie było wyświetlane było chyba powtórką podczas gdy w studiu prowadzący jakiś wiadomości relacjonował to co się stało.

Obraz ze studia przeniósł się już całkowicie na nagranie które do tej pory było niewielkim kafelkiem koło głowy prowadzącego.

Go Gun-Hee patrzył z milczeniu jak brama zaczyna falować a po chwili wychodzą z niej Łowcy. Na przodzie wyraźnie zmęczeni i przygaszeni mistrz i wicemistrz i chodź nie wydawało się żeby mieli jakieś poważne rany to byli poturbowani i nieco pokaleczeni.

Następnie wychodzący dalej za nimi łowcy rangi A wyglądali jeszcze gorzej chodź ich twarze nosiły podobne ponure wyrazy. W końcu Go Gun-Hee dostrzegł Jin-Woo który pomagał iść Jin-Chulowi którego ramię wyglądało bardzo źle a na jego twarzy prócz podobnego ponurego wyrazu był bólu. Jin-Woo zresztą nie wyglądał lepiej jedna część jego twarzy zakryta była w większości już wyschniętą krwią, ubrania były brudne, pokrwawione i poszarpane.

Widząc to Go Gun-Hee ścisnął podłokietniki tak mocno że pękły nie mając żadnych szans z jego ogromną siłą.

Ten ponury pochód kończyła makabryczna scena żołnierzy Jin-Woo którzy nieśli zmasakrowanych martwych łowców.

Go Gun-Hee z ciężkim sercem obserwował jak Jin-Woo prowadzi Jin-Chula do jednej z dwóch karetek a następnie obaj z nich zniknęli za jej otwartymi drzwiami. Tymczasem inni ratownicy zajmowali się resztą łowców a cienie z zaskakującą delikatnością i ostrożnością kładli w rzędzie ciała zmarłych podczas gdy agenci i łowcy obecni przy bramie podchodzili z jakimikolwiek płótnami czy kocami aby ich przykryć ponieważ widok był naprawdę makabryczny.

Jin-Woo w końcu wyszedł zza karetki a obiektyw kamery zwrócił się w większości na niego gdy podchodził do ciał zabitych.

Postał tam kilkanaście chwil podczas gdy kamera oddaliła się od niego nagrywając całe otoczenie, w końcu do Jin-Woo podeszła łowczyni Cha. Zamienili kilka słów ale wtedy Jin-Woo zaczął się chwiać, aż w końcu upadł nieprzytomny na ziemię.

- Gdzie zabrano agentów? - Spytał pośpiesznie Go Gun-Hee.

- Ach? Do szpitala Il-Sin.

- Każ przygotować auto.

Agent szybko kiwnął głową ukłonił się i wyszedł z pomieszczenia.

Dopiero wtedy Go Gun-Hee chwycił pilot i cisnął nim z całej siły w telewizor.

Na wspomnienie tego jak wyglądał Jin-Chul krew się z nim zagotowała a widok dwóch ciał jego agentów których rozpoznał wcale nie pomagała.

***

Park Kyung-Hye wróciła z zakupów i podczas ich wypakowywania usłyszała dzwonek do drzwi. Zaskoczona wyszła na korytarz nie zauważając że po panelach z pokoju Jin-Ah przemknęła czarna smuga skóra schowała się w cieniu pod jej stopami.

Park Kyung-Hye otworzyła drzwi i zamrugała zaskoczona widząc starszego wysokiego i postawnego mężczyznę ubranego w garnitur. Znała tę twarz, gdy dowiedziała się że jej syn chciał pracować w Stowarzyszeniu wyczytała na jego temat chyba każda dostępną w internecie informację która wydawała się rzetelna. Razem oczywiście z informacją kto stał na czele Stowarzyszenia.

- W czym mogę pomóc? - Spytała zaskoczona Park Kyung-Hye.

- Przyszedłem poinformować panią że Jin-Woo niedawno trafił do szpitala.

Słysząc to Park Kyung-Hye chwyciła mocniej klamkę podczas gdy jej ręce zaczęły drżeć. Przypomniała sobie zrelaksowaną spokojną postawę Jin-Woo gdy wychodził dziś rano z domu.

- Jego życiu nic nie zagraża jak mnie już poinformowano. - Pośpiesznie wytłumaczył Go Gun-Hee widząc minę Park Kyung-Hye. - Po walce stracił jedynie przytomność z powodu wyczerpania. Właśnie się kieruje do szpitala aby sprawdzić jego stan oraz innych moich agentów którzy byli z nim. Mogę panią podwieźć.

- Co? Och, to... tak oczywiście. Może pan wejdzie, ja tylko obudzę córkę i poinformuję ją o tym.

- Oczywiście. Proszę się nie śpieszyć. - Go Gun-Hee wszedł do przedpokoju a matka Jin-Woo poprowadziła go do salonu aby mógł sobie usiąść. Go Gun-Hee dostrzegł przebłysk oczu w cieniu Park Kyung-Hye co jednak nie było zaskakujące. Po tym co stało się z siostrą Jin-Woo łowca musiał dać i swojej siostrze i matce silniejszych strażników.

Następnie znów zniknęła w niewielkim korytarzu. Go Gun-Hee natomiast z ciekawością przyjrzał się skromnemu czystemu prostemu salonowi. Widział zawieszone na ścianie niewielkie zdjęcia rodzinne na którym Jin-Woo i jego siostra byli bardzo młodzi i o wiele szczęśliwsi. Dostrzegł też uśmiechającego się mężczyznę bardzo podobnego do Sung Jin-Woo który był zapewne jego zmarłym ojcem. A także Park Kyung-Hye, młodszą i tak jak cała jej rodzina wtedy, dużo szczęśliwszą.

Go Gun-Hee westchnął ponuro. Pojawienie się bram zniszczyło wiele rodzin i osierociło wiele dzieci. Sung Jin-Woo chodź był tego smutnym przykładem, nie był wcale jedynym.

W końcu po kilku minutach do salonu weszła Park Kyung-Hye a jej zaniepokojona ale i zaspana córka dreptała za nią.

- Przepraszam że tyle to zajęło. Jin-Ah to przewodniczący Stowarzyszenia Go Gun-Hee.

- Witaj młoda damo, cieszę się że nic ci się nie stało. - Go Gun-Hee uśmiechnął się łagodnie do obu kobiet.

Jin-Ah kiwnęła głową podczas gdy jej oczy były ponure. To co stało się w jej szkole musiało odcisnąć na niej swoje piętno a informacja że jej brat jest w szpitalu wcale zapewne nie pomogła.

Gdy cała trójka znalazła się już na tyle auta przewodniczącego Park Kyung-Hye ponownie się odezwała.

- Czy może nam pan powiedzieć dokładnie co się wydarzyło? Mój syn jest dobrym chłopcem, ale niewiele nam mówi nie chcąc nas martwić.

Go Gun-Hee kiwnął głową ze zrozumieniem.

- W bramie kategorii C pojawiło się tak zwane podwójne podziemie. Najłatwiej powiedzieć że w podziemiu pojawiło się wejście do drugiego podziemia co jest potwornie rzadkie i na całym świecie zostało odnotowane tylko kilka razy. W tym dwa razy w Korei. Około ośmiu miesięcy temu w podziemiu kategorii D. Wtedy zginęła prawie cała dwudziestoosobowa drużyna łowców. Jednym z kilku ocalałych był Jin-Woo. Wtedy przebudził się ponownie. Dziś  podwójne podziemie pojawiła się ponownie, chociaż zewnętrzna brama miała inną kategorię.

- Jin-Woo tam poszedł. - Domyśliła się ponuro Jin-Ah.

Go Gun-Hee kiwnął głową.

- Nie wiemy czemu tam wrócił, mogę powiedzieć jedynie moje domysły.

Widząc jak kobiety kiwają głowami Go Gun-Hee kontynuował.

- Zakładam że po tym jak Jin-Woo był świadkiem okropności które się wydarzyły osiem miesięcy temu martwił się żeby inni łowcy nie skończyli w tak potworny sposób. Możliwe też że domyślał się jak bardzo niebezpieczne są będące tam potwory.

- Skoro Jin-Woo po walce zemdlał... - Park Kyung-Hye zacisnęła ręce trzymane na kolanach. - To musiało być bardzo źle.

Go Gun-Hee kiwnął ponuro głową.

- Istotnie. Bramę jak zwykle nadzorowało kilku agentów Stowarzyszenia. Gdy Jin-Woo przybył na miejsce i wyjaśnił co znajduje się w tej bramie i w jak ogromnym niebezpieczeństwie są łowcy którzy tam weszli agenci natychmiast powiadomili wydział Monitorujący w którym jest kilku silnych łowców. Główny inspektor Woo Jin-Chul zebrał kilku łowców i wyruszył na miejsce wezwawszy wcześniej gildię Łowców. Po walce... nagrania tego wyjścia zapewne już krążą w internecie, ale może lepiej żeby panie go nie szukały. Podziemie udało się oczyścić, ale straty w nim poniesione... zginęło około kilkunastu łowców co jeszcze nie zostało mi dokładnie potwierdzone. Dwóch agentów oraz łowcy z najlepszej gildii w kraju. Tak więc... tamta walka musiała być potwornie trudna.

- Ale... skąd Jin-Woo wiedział że to podziemie znów się pojawiło? - Spytała po chwili zmieszana Park Kyung-Hye. - Czy coś takiego można zawczasu określić?

- Nie. Dopiero po wejściu do zewnętrznego podziemia i znalezieniu wejścia można to ustalić a i tak czasami można pomylić je z komnatą bossa. Nie wiemy skąd Jin-Woo o tym wiedział, ale tak naprawdę to nie ma większego znaczenia. Gdyby doszło do przełamania bramy zakładam że te potwory były tak silne że nim udałoby się je poskromić mogłyby zniszczyć przynajmniej pół Seulu o ile nie cały. Wstępnie szacujemy że to podziemie miało kategorię S.

Zarówno Park Kyung-Hye jak i Jin-Ah sapnęły zszokowane.

- Podwójne podziemie nie musi mieć tej samej kategorii co nie jest niczym dziwnym, ale podziemie kategorii S będące podwójnym podziemiem, to się jeszcze nigdy nie zdarzyło. Wątpimy jednak by kategoria A mogła być tak trudna by doprowadzić do śmierci tak wielu bardzo silnych łowców rangi A oraz tak bardzo wymęczyć trzech silnych łowców rangi S z czego jednym był Jin-Woo. Możliwe że dowiem się więcej gdy porozmawiam z inspektorem Woo który jest w szpitalu z uszkodzonym ramieniem.

***

- Panie Woo to na razie wszystko. Proszę jednak bardzo uważać na uszkodzę ramię. Uszkodzeniu uległ staw barkowo-obojczykowy, wyrostek barkowy łopatki, a główna kość ramienna w dużej części została zmiażdżona aż do obrąbka panewkowego a z tętnicy obojczykowej wyleciało tyle krwi że normalny człowiek straciłby przytomność już przy połowie tej liczby. Nie będę nawet wymieniał ile nerwów, ścięgien i mięśni zostało jednocześnie uszkodzonych.

Lekarz popatrzył na niego karcąco, podczas gdy Jin-Chul westchnął nie mając na nic siły. Dobrze chociaż że udało mu się zmusić lekarza by od razu go wypuścili.

Ale to by wyjaśniało czemu był taki zirytowany.

- Pana ramię uratował tylko fakt że jest pan łowcom, normalnego człowieka po czymś taki czekałyby najprzyjemniej cztery operacje i miesiące rehabilitacji. Minimum tydzień zwolnianina, a najlepiej leżenia w łóżku. A tymczasem ma pan gościa.

Gdy lekarz wyszedł do pokoju zabiegowego wszedł do niego Go Gun-Hee.

- Siedź. - Nakazał mu poważnie Go Gun-Hee. - Chciałem sprawdzić jak się masz i dopytać o szczegóły tego co się stało o ile jesteś na siłach.

Jin-Chul westchnął kiwając głową i opowiedział Go Gun-Hee swoją wersję wydarzeń. Od tego jak zadzwoniono do niego w biurze przewodniczącego, po szybką mobilizację, przybycie na miejsce i wyczucie tej dzikiej obrzydliwej energii wydobywającej się z bramy, wezwanie gildii Łowców, wejście do podwójnego podziemia, to co tam zastali, walkę, słowa posągu anioła, przebudzenie Jin-Woo aż po opuszczenie jej.

- Rozumiem. Słowa tego potwora... faktycznie są niezrozumiałe. Zakładasz że nazwał tak łowcę Sung Jin-Woo?

Jin-Chul kiwnął głową.

- Jestem tego pewien, ale... nie sądzę że chodziło mu o Jin-Woo jako takiego.

- Och? - Go Gun-Hee uniósł brwi.

- Gdy łowca Sung obudził się a posąg wydawał się przerażony i krzyczał „ty nie jesteś królem”. Więc cokolwiek się tam działo, nie poszło po jego myśli.

- A czy masz jakąś teorię o co mogło chodzić? - Spytał po chwili Go Gun-Hee widząc wahanie agenta.

- Mam, ale jest... naciągana. - Stwierdził po chwili cały czas się wahając Jin-Chul. Gdy zobaczył że Go Gun-Hee kiwnął głową. - Łowca Sung powiedział że to nie on zniszczył wcześniejsze podziemie. My znaleźliśmy go wtedy nieprzytomnego ale bez żadnych ran na ciele na dziwnym okrągłym... ołtarzu który jako jedyna rzecz tam był nie zniszczony. Ale ubrania łowcy Sung Jin-Woo były poniszczone a nogawka spodni była ucięta i pokrwawiona. Jakby coś ucięło mu nogę... Wtedy uznałem że jego brak ran wynikał z ponownego przebudzenia. Nic jednak pomiar w szpitalu nie wskazał a łowca Sung wyglądał na zawiedzionego. Zakładam... - Jin-Chul ponownie zamilkł wahając się. - Że ten potwór chciał wykorzystać do czegoś łowcę Sunga dlatego doprowadził do jego ponownego przebudzenia i dlatego ponownie wezwał go do podziemia.

- Ten potwór wezwał łowcę Sung Jin-Woo? - Spytał zaskoczony Go Gun-Hee.

- Powiedział że podziemie samo go wezwało. Że w głowie widział wiadomość mówiącą mu kiedy i gdzie ma się zjawić.

Go Gun-Hee zamrugał zaskoczony. To wytłumaczenie brzmiało naprawdę niedorzecznie. Nie zamierzał od raz jego go skreślać. Zamyślił się na chwilę. Tak jak powiedział matce Sung Jin-Woo, nie było możliwości aby wiedzieć wcześniej o podwójnym podziemiu. A łowca Sung podobno z taką żelazną pewnością i determinacją rozmawiał z agentami przed bramą. Jakby był całkowicie pewien tego co mówi.

- Ale... nawet jeśli to prawda to dlaczego pomiar w szpitalu nic nie dał? - Spytał z ciekawością Go Gun-Hee.

- Uważam... że łowca Sung nie przebudził się od razu. On rósł w siłę stopniowo.

Go Gun-Hee usłyszał dziś kolejną niemożliwą rzecz, ale nie mógł zaprzeczyć że pomimo swojej niedorzeczności ta teoria znajdowała jakieś poparcie.

- Możesz rozwinąć?

- Zdałem sobie sprawę gdy pracowaliśmy nad sprawą z wyspą Jeju. Wtedy gdzie nie można było skontaktować się z łowcą Sungiem. Późnego wieczoru gdy wyczuliśmy jego powrót uderzyło we mnie parę rzeczy. Podczas incydentu z agentem Kang Tae-Shikiem nie poczuł tej silnej mocy, nie wyczułem od niego nic, jakby był słabszy ode mnie. Bardzo silny łowca, taki jak Sung Jin-Woo nie może całkowicie wymazać swojej energii, może ją tylko jak najlepiej ukryć. Dodatkowo po walce a agentem wyglądał na pokrwawionego i poranionego dobrze to widziałem. Nawet gdyby chciał aby Kang zadał mu takie obrażenia to łowca rangi B nie byłby w stanie tego zrobić nie ważne jak bardzo by się starał. Obrona łowcy rangi S nawet maga, jest zbyt wysoka. A łowca Sung Jin-Woo ma bardzo wysoką odporność na obrażenia, przekonałem się o tym na własne oczy. Nie czułem też aż tak silnie tej mocy podczas rajdu gildii Łowców gdy Sung Jin-Woo uratował ich drużynę. Dodatkowo po walce nawet z Hwang Dong-Sukiem wyglądał źle, a ten łowca miał rangę C. Nawet gdybyśmy założyli że pozwolił się skrzywdzić dla niepoznaki łowcy Kang Tae-Shikowi to niemożliwym było aby tak wymęczyła go walka z łowcom rangi C. Taka różnica poziomów sprawiłaby że na ciele łowcy Sunga nie zostałyby nawet najmniejsze zadraśnięcia. To by tłumaczyło brak pomiarów w szpitalu i tak szczerą reakcję zawiedzenia. To wyjaśniało też dlaczego jego armia mogła się zwiększać... zakładam że wielkość jego armii rośnie wraz z jego siłą. I dlatego też przyszedł na ponowny test tak późno.

Go Gun-Hee patrzył wielkimi szeroko otwartymi oczami na swojego agenta. To wszystko co powiedział miało sporo sensu mimo że sama koncepcja była nierealna. Ale faktycznie jak się teraz Go Gun-Hee nad tym zastanowił, podczas ich pierwszego spotkania w szpitalu, gdy Sung Jin-Woo przyzwał swoich żołnierzy musiał przy tym wydobyć swoją energię i Go Gun-Hee mógł ją bezproblemowo wyczuć. Ta energia wskazywała że Jin-Woo był od niego słabszy.

Ale teraz... nie wygrałby z Jin-Woo nie ważne jak bardzo by się starał. Nawet bez jego przyzwań.

Wcześniej uznał że po prostu źle wyczuł jego moc w szpitalu.

I ten silny podmuch energii który pojawił się znikąd gdy pracowali tego wieczora w jego biurze. Nagle Jin-Chul wyglądał jakby uświadomił sobie coś strasznego i niemożliwego. Jakby cały jego światopogląd wyleciał przez zamknięte okno.

Jego poszlaki były zbyt nikłe aby miał żelazną pewność że ma rację, ale ufał i wierzył Woo Jin-Chulowi. Jeśli on mówił o tym z tak wielką pewnością i logiką, to musiał mieć rację.

- A więc ten potwór chciał aby Jin-Woo urósł w siłę i wrócił do podwójnego podziemia. - Podsumował Go Gun-hee bardzo ostrożnie. - Po co? Wykorzystać go, ale do czego?

- Krzyknął wtedy przerażony - „ty nie jesteś królem”. A wcześniej mówił coś o „przebudzeniu króla” sądzę że w jakiś sposób chciał zmienić Jin-Woo, zawładnąć nim. Ale to się z jakiegoś powodu nie udało.

- Jesteś tego pewien? - Gdyby to była prawda i gdyby temu potworowi się to udało...

- Tak. Sung Jin-Woo nadal jest sobą. Ale... jego mana się zmieniła.

- Och? - Go Gun-Hee mruknął nie mając już nawet siły żeby być zaskoczonym. Teraz gdy pomyślał o nagraniu jakie widział w swoim gabinecie. Wydawało mu się przez chwilę że przyzwania Sung Jin-Woo mają kolor fioletowy. Nie niebieski jak zawsze. Ale uznał ze oczy płatają mu figle, zresztą bardzo szybko stracił zainteresowanie tymi cieniami które po wykonaniu zadania zniknęły.

- Jego mana stała się fioletowa. Ale jego energia pozostała w zasadzie... bez zmian.

- Rozmawiałeś z nim o swoich odkryciach? - Spytał po chwili Go Gun-Hee.

Jin-Chul pokiwał głową przecząco.

- Nie... nie było okazji.

- Rozumiem. Sądzę że jednak jesteś na szczęście jedyną osobą która to rozgryzła. Cieszę się że nic ci nie jest. Ja muszę iść, po drodze zabiorę od lekarza twoje zwolnieni lekarskie.

- Ale... to tylko ramię. - Sprzeciwił się Jin-Chul. - Po tym co się stało bałagan będzie straszny, przecież ktoś musi...

- Ktoś ale nie ty. - Przerwał mu surowo Go Gun-Hee unosząc brew i patrząc karcąco na swojego agenta. - Wracaj do domu, odpocznij. Nie chcę widzieć cię przez następny tydzień w pracy.

- Dobrze. - Jin-Chul westchnął pokonany.

- Jin-Woo znalazł się w tym samym szpitalu, najwyraźniej stracił przytomność z powodu wyczerpania. Obecnie jest przy nim rodzina, ale zapewne będziesz chciał sprawdzić jak się ma.

Słysząc o stanie Jin-Woo głowa Jin-Chula uniosła się gwałtownie przy czym poczuł szarpnięcie bólu w ramieniu.

- Dbaj o siebie. - Po tych słowa Go Gun-Hee wyszedł.

Cieszył się że jego podopieczny ma kogoś na kim mu zależy. Zbyt długo był sam.

***

Jin-Chul chodził po szpitalnym korytarzu wzdychając ponuro.

Nie chciał zobaczyć Jin-Woo leżącego w szpitalnym łóżku, nieprzytomnego i słabego.

Nic mu nie było, to tylko zwykłe przeciążenie organizmu, ale nawet mimo tego...

Śmierć i wspomnienie szpitalnego łóżka odkąd pamiętał wywoływała w nim takie uczucia.

Jego najwcześniejszym wspomnieniem było szpitalne łóżko, mnóstwo pikającej aparatury szpitalnej i mężczyzna leżący na wspomnianym łóżku.

Mając zalewie pięć lat stracił rodziców w wypadku samochodowym. Matka zginęła na miejscu a ojciec kilka dni walczył o życie w szpitalu. Bez skutku. Gdy zabrano go do tego samego szpitala z kilkoma obrażeniami pozwolono mu raz zobaczyć ojca.

Pamiętał salę, łóżko aparaturę i mężczyznę z zabandażowaną większością twarzy leżącego na nim. To było ostatnie i jedyne wspomnienie z ojcem. Nie pamiętał jak wyglądała jego matka, ani jego ojciec. Był zbyt młody aby jakiekolwiek wspomnienia w jego umyśle się zachowały. Nie miał żadnych pamiątek ani zdjęć ponieważ wszystko zostało zniszczone w wypadku. A jeśli coś przetrwało nikt mu tego nie oddał.

Jechali do nowego domu wszystkie ich rzeczy były na tylnych siedzeniach koło niego lub w bagażniku. Pamiętał z samego wydarzenia tylko silne uderzenie i huk w bok auta gdzie siedziała jego mama prowadząc auto. Jakiś kierowca uderzył w nich na skrzyżowaniu, jemu życie uratowały kartony i reklamówki w których były ich rzeczy. Ojciec siedząc dalej sam wypadek przeżył, zmarł dopiero do długiej walce w szpitalu.

Resztę dzieciństwa przeżył w domu dziecka. Z tego co wiedział jego rodzice nie mieli rodzeństwa a rodzice już umarli, dalsza rodzina jeśli jakaś była nie chciał go po prostu przyjąć lub nie udało się jej odnaleźć.

Bycie sierotą w Korei było... stygmatem na całe życie.

Kiedyś sieroty były adoptowane za granicę, ale państwo ukróciło ten proceder.

W Korei rodzina jest bardzo ważna.

To, kim jesteś, jaki masz charakter, zależy od twojej rodziny, jeśli więc nic nie wiesz o niej, możesz w swoim życiu napotkać wiele barier.

W listach motywacyjnych pisanych przez kandydatów na, zwłaszcza atrakcyjne i dobrze płatne, stanowiska najważniejsze podpunkty nie są związane z wykształceniem, umiejętnościami czy doświadczeniem, ale drzewem genealogicznym.

W Korei potencjalny pracodawca może zapytać o rejestr rodzinny, zawierający wszystkie informacje o krewnych. Jeśli ktoś nie jest w stanie go dostarczyć, to już może być powód odrzucenia jego aplikacji i to wcale nie jest niczym dziwnym. Tak po prostu jest.

Kartoteka sieroty odbija się często też na życiu prywatnym, bo wielu rodziców przestrzega, a wręcz naciska na swoje dzieci, by nie wiązały się na stałe, a już na pewno nie wchodziły w związek małżeński z wyrzutkami, jak mówi się o sierotach w Korei.

Wiele osób dyskryminuje takich ludzi. I nie pozwala swoim córkom i synom na małżeństwo z nimi, to był też jeden z głównych powodów dlaczego Jin-Chul był przez długi czas samotny.

Kiedy raz zdarzyło mu się zakochać, partner zmienił do niego nastawienie o 180 stopni aż w końcu odszedł. To nie trwało długo, ale dla Jin-Chul było jak rozgrzany pręt wbity w serce.

W Korei ważna jest krew, ale nie przelewana w obronie, lecz ta płynąca w żyłach, koniecznie czysta, to znaczy wiążąca kolejne pokolenia. To dlatego w Korei Południowej bezpłodność czy adopcja są właściwie tematami tabu, a wiele par decyduje się na znacznie bardziej skomplikowane i kosztowne zapłodnienie in vitro czy nawet surogatki.

Z kolei jeśli ktoś już w bardzo rzadkich przypadkach postanowi adoptować, wymaga to nie lada odwagi lub desperacji. Po pierwsze są wybierane prawie wyłącznie noworodki, co pozwala rodzicom przygotować odpowiednią szopkę, oczekiwanie na przyjście dziecka na świat.

Po drugie, chętniej decydują się na dziewczynki, te bowiem nie brużdżą aż tak w rodzinnym drzewie genealogicznym, którego pień biegnie po linii męskiej.

Po trzecie adopcję traktują zazwyczaj jako synonim wyprowadzki do innego miasta i rozpoczęcia nowego życia. Często nie mówi się o tym nawet rodzinie. Bo jak to tak wychowywać cudze dziecko?

Ostracyzm spada nie tylko na dziecko, ale i na rodzinę która je adoptowała. Dlatego właśnie Jin-Chul mający pięć lat nie miał żadnych szans na adopcję.

To że udało mu się zdobyć tak dobre stanowisko w Stowarzyszeniu jest praktycznie cudem. Awansował tylko dzięki Go Gun-Hee który na przekór wszystkiemu zignorował brak rodziny Jin-Chula mianując go praktycznie swoją nieoficjalną prawą ręką i oczywiście szefem wydziału Monitorującego Łowców.

- Ach! Inspektorze Woo Jin-Chul.

Jin-Chul uniósł głowę widząc idącą w jego stronę Sung Jin-Ah, podczas gdy za nią szła jej matka, Park Kyung-Hye.

- Witam, czy łowca Sung już się obudził? - Jin-Chulowi ledwo udało się ugryźć w język zanim wymówił imię Jin-Woo.

- Jeszcze nie. Lekarze zapewniają że obudzi się jutro lub najpóźniej pojutrze. Fizycznie nic mu nie jest, ale jest bardzo osłabiony.

Jin-Chul kiwnął głową zamyślony.

- Jak pan się czuje? - Spytała po chwili Jin-Ah patrząc na niego ramię uwięzione w stabilizatorze ortezy stawu barkowego który miał założony na prosta białą koszulkę a pod nią miał opatrunek.

- Tylko uszkodzone ramię, za tydzień nie będzie śladu.

Jako bardzo silny łowca rangi A żadne rany nie trzymały się na nim długo.

- Nie miałam okazji żeby panu podziękować. - Stwierdziła Jin-Ah zawstydzona.

- Mnie? Za co? - Spytał zmieszany Jin-Chul.

- Przybył pan do mojej szkoły razem z innymi łowcami... Miałam przy sobie przyzwania Jin-Woo, ale tych orków było tak wielu...

Jin-Ah zamilkła spuszczając nieco głowę.

- Cieszę się że mogłem pomóc chodź kilku osobom i że nic ci nie jest. Większą rolę odegrał jednak twój brat. Nie pokonałbym bossa tego podziemia.

Uwagę całej trójki przerwał nagle krzyk.

- Inspektorze Woo!

W ich stronę biegł Yo Jin-Ho który wyglądał jakby ktoś go gonił. Gdy już do nich podbiegł zgiął się łapiąc oddech.

- Przybyłem gdy tylko dowiedziałem się co się stało. - Desperacko łapał oddech jęcząc.

- Łowca Sung jest cały, po prostu walka poważnie go wyczerpała. Nie panikuj. - Poradził mu spokojnie Jin-Chul. Wiedział że Jin-Ho bardzo szanuje i ceni Jin-Woo, zresztą to na jego prośbę przyjął posadę zastępcy działu.

- Och? Przepraszam, nazywam się Yoo Jin-Ho pracuję na dzień z Jin-Woo. - Przedstawił się pośpiesznie Jin-Ho widząc zmieszane spojrzenia rodziny Jin-Woo.

- Ah, racja jesteś osobą która chciał się z Jin-Woo skontaktować kilka miesięcy temu. - Przypomniała sobię Jin-Ah.

- Tak. - Wyraz twarzy Jin-Ho rozjaśnił się. - Chciałem mu podziękować za uratowanie mi życia. Natrafiliśmy na nieuczciwych łowców podczas rajdu którzy chcieli mnie zabić.

Jin-Chul skrzywił się o mało nie dodając: „Teraz brat jednego z nich chce was zabić” na szczęście ugryzł się w język.

Jin-Ho i Jin-Ah która wreszcie chodź trochę się uśmiechnęła zaczęli rozmawiać o Jin-Woo, a już po chwili jakimś cudem Jin-Chul szedł razem z nimi do szpitalnego bufetu.

Dopiero tam Jin-Chul zdał sobie sprawę jak głodny jest.

Gdy zjedli coś ciepłego rozmawiając, głównie o Jin-Woo podczas gdy atmosfera była bardzo ciepła, czego Jin-Chul nie doświadczał podczas zwykłych posiłków, Jin-Ho poszedł na chwilę do Jin-Woo po czym wrócił do domu gdyż jutro rano musiał wstać do pracy. Następnie Jin-Ah wraz z matką wrócili do domu a Jin-Chul został nieco dłużej sam siedząc przy Jin-Woo i przeczesując mu włosy pałacami podczas gdy cienie w pomieszczeniu tańczyły nienaturalnie. 

 

Chapter 19: Rozdział 18

Notes:

(See the end of the chapter for notes.)

Chapter Text

W Koreańskim internecie informację o tym co stało się w Japonii zostały przytłumione nagraniami tego co stało się w bramie kategorii C. W końcu nie codziennie najsilniejsza gildia w kraju ponosi takie stryty. Na różnych forach internetowych i stronach widniały zdjęcia zmasakrowanych łowców których nie zdążono jeszcze przykryć i kamera uchwyciła ich martwe ciała.

Były też zdjęcia i nagrania tego jak zmęczony i pokrwawiony Sung Jin-Woo pomagał iść jeszcze gorzej wyglądającemu inspektorowi Woo Jin-Chulowi a potem jak najsilniejszy łowca w Korei pada na ziemie nieprzytomny.

Ludzie głowili się jakim cudem tak potężny łowca jak Sung Jin-Woo mający swoje przyzwania skończył w tak złym stanie.

A jeśli już był w tak złym stanie to co za potworności musiał spotkać w tym podziemiu, że doprowadziły go do takiego stanu?

***

Jin-Woo otworzył oczy a pierwszym napotkanym widokiem okazały się duże wyłączone lampy na białym suficie. Rozglądając się wokół łowca zmarszczył brwi.

Szpital?

Sięgnął pamięcią do ostatnich wydarzeń zastanawiając się co się stało.

Wyszedł z podwójnego podziemia razem Jin-Chule którego opatrywał ratownik, następnie podeszła do niego Cha Hae-In... i potem już nic nie pamiętał.

- Nareszcie się obudziłeś! - Słysząc głos swojej siostry Jin-Woo spojrzał w bok i ku swojemu zaskoczeniu ujrzał wchodzącą za nią mamę, potem Ji-Ho i Jin-Chula.

Co oni tutaj wszyscy robili? I to jeszcze w takim składzie.

- Dlaczego obudziłeś się tak późno! - Jin-Ho popatrzył na niego jakby miał się zaraz rozpłakać. Myślałem że umarłeś!

- Co się stało? - Spytał Jin-Woo klepiąc Jin-Ho po ramieniu.

- Spałeś przez prawie trzy dni. - Uświadomiła go siostra. - Zaczynaliśmy się martwić mimo że lekarz twierdził że nic ci nie jest i po prosty potrzebujesz tego snu.

- Przepraszam że się martwiliście.

Jin-Woo zamyślił się jednocześnie patrząc kontem oka na Jin-Chula który miał na ramieniu jakiegoś rodzaju opaskę.

- Byłem zmęczony... Ta walka była znacznie gorsza niż zakładałem.

- Nic dziwnego że byłeś zmęczony skoro przez ostatnie kilka dni znikałeś gdzieś nocą zamiast spać. - Na komentarz Jin-Ah Jin-Woo prychnął odwracając wzrok i parząc przez okno podczas gdy Jin-Ho wyglądał jakby go olśniło i spojrzał na Jin-Chula który zrobił się czerwony. Tymczasem Park Kyung-Hye uniosła brwi spoglądając pomiędzy Jin-Chula a Jin-Woo.

-Ty się raczej nie powinnaś interesować co ja robię nocami siostrzyczko. - Stwierdził po chwili ciszy Jin-Woo. - Co ważniejsze, co działo się w Japonii?

Twarze całej czwórki stały się posępne.

- Yuri Orlov nie dał rady zatrzymać potworów. Został pożarty przez jednego z nich po czym wszystkie rozeszły się po Tokio niszcząc wszystko na swojej drodze. Pierwszym co wyszło z bramy były olbrzymy. - Wyjaśnił w końcu Jin-Chul.

Słysząc to Jin-Woo sapnął w szoku.

- Silni bossowie bram kategorii A wyszli jako pierwsi? Nawet w bramie kategorii S to... niespotykane.

- Już na obecną chwilę straty w łowcach i cywilach są ogromne. - Ciągnął ponuro Jin-Chul. - Całe Tokio jest w ruinie, a wielu obawia się że to dopiero początek.

Jin-Woo spojrzał ponuro w okno.

Musiał dowiedzieć się na ten temat więcej. Ale wpierw musi stąd wyjść.

Siadł na łóżku otwierając ekwipunek i wyciągając z niego jedną z kilku najsilniejszych mikstur uzdrawiających jakich miał. Następnie przy pomocy „Autorytetu Monarchy" delikatnie prze lewitował ją w stronę Jin-Chul który wziął ją w ręce przypatrując jej się z ciekawością.

- Wypij pomoże na ramię. Powinienem dać ci ją jak tylko walka się skończyła, ale nie myślałem tak trzeźwo jakbym chciał.

- Dziękuję. - Jin-Chul uśmiechnął się lekko do Jin-Woo który wstał z łóżka i przeciągnął się.

- Pora się stąd odmeldować.

***

Po pożegnaniu się z Jin-Chulem i Jin-Ho, Jin-Woo wrócił do domu razem z mamą i siostrą. Po wzięciu prysznica siadł przed telewizorem i włączył kanał informacyjny który żył obecnie tym co działo się w Japonii. Jak wiele innych zresztą.

Obecny stan Tokio był znacznie gorszy, niż sobie wyobrażał. Podobno samo miasto zostało zniszczone już trzy godziny po przełamaniu bramy.

Budynki nie miały już swojego dawnego wyglądu; samochody leżały złożone i pogniecione jak kawałki papieru, lampy uliczne były pogięte w najróżniejsze strony lub zupełnie połamane, wysokie płomienie unoszące się z wielu miejsc których i tak nikt nie gasił, unoszący się dym i wielkie kratery i ślady po ogromnych stopach gigantów.

Ale nawet, mimo że Tokio zostało zmiecione z powierzchni ziemi, trudno było dostrzec jakiekolwiek zwłoki.

Według tego co pośpiesznie wyczytał w internecie giganci zjadają każdego zabitego. Co samo w sobie nie było zaskakujące, zaskakująca była ich dokładność w tym działaniu. Jakby nie chodziło im o zabicie per se, a o pożarcie.

Dodatkowo wyglądali jakby celowo niszczyli wszystko na swojej drodze, znów ich skrupulatność w tym działaniu była niecodzienna.

Jin-Woo uznał że w takim tempie powtórzy się sytuacja z wyspą Jeju. Ale tym razem cała Azja mogła znaleźć się w niebezpieczeństwie.

Wątpił czy giganci którzy bez większego problemu dzięki swojemu ogromnemu rozmiarowi mogli dostać się do Korei lub Rosji które były najbliżej Japonii tak po prostu zostaliby w obrębie wysp Japońskich. Chiny były już mniej prawdopodobne no chyba że przeszli by najpierw po Korei lub Rosji i ruszyli na Chiny.

Tak czy inaczej Azja była zagrożona.

- Nie idź tam.

Jin-Woo spojrzał na swoją siostrę która wyszła z pokoju.

Gdy wrócili ze szpitala znów zamknęła się w swoim pokoju jakby nigdy go nie opuszczała. Jin-Chul wspomniał mu cicho że to głównie Jin-Ho zajmował jego siostrę gdy wpadał do szpitala po pracy.

Jin-Woo był mu za to bardzo wdzięczny, obecnie jednak Jin-Ah znów przygasła co bardzo go martwiło.

- Na razie się tam nie wybieram. - Przyznał szczerze Jin-Woo. - Ale oni mogą nie poprzestać na Japonii.

- Ale dlaczego to musisz być ty? - Spytała z pretensją Jin-Ah zaciskając pięści.

- Bo tylko ja mam takie umiejętności. - Jin-Woo wstał z kanapy przechodząc koło siostry klepiąc ją lekko po głowie. - Na razie nic nie planuję, nie martw się.

Zachowanie jego siostry, chodź zrozumiałe było zaskakujące.

Musiała przeżyć duży szok po tym co wydarzyło się w jej szkolę. A potem jeszcze przez swój brak rozsądku Jin-Woo trafił do szpitala co dodatkowo musiało ją wystraszyć.

Jin-Woo wzdychając wyszedł z domu pytając po drodze mamę czy nie potrzebuje czegoś ze sklepu.

W trakcie spaceru zatrzymał się koło niego samochód i Jin-Woo usłyszał nazwisko którego nie spodziewał się raczej nigdy usłyszeć.

***

- Czego pan ode mnie chcesz, prezesie Yoo Myung-Han? - Spytał spokojnie Jin-Woo siedząc naprzeciw Yoo Myung-Hana w jego gabinecie.

Gdy jechali tutaj zdążył przyjrzeć się mężczyźnie ale w jasnym przestronnych gabinecie wyglądał jeszcze gorzej.

Jego koszula i kamizelka były pogniecione krawat przekrzywiony. Cera niezdrowo blada przez co bardzo ciemne wory pod oczami były jeszcze lepiej widoczne.

- Miło mi cię poznać, Łowco Sung Jin-Woo. Jestem Yoo Myung-Han z architektury Yoo Jin.

Następnie mężczyzna przesunął po stolę nie wypełniony czek któremu Jin-Woo przyglądał się ze zdziwieniem

- Nie jestem arogantem wierzącym że wszystko można kupić za pieniądze. W szczególności jeśli chodzi o łowcę rangi S. Jednak był wdzięczny gdybyś przyjął to jako wyraz mojej wdzięczności.

Jin-Woo zmarszczył brwi zaskoczony. Ojciec Jin-Ho musiał mieć coś ważnego i poufnego do powiedzenia i Jin-Woo wątpił że chodziło tutaj o tworzenie gildii.

- Czego ode mnie chciałeś? - Spytał ponownie Jin-Woo.

- Tak jak twoja matka, choruję na „wieczny sen".

Słysząc to oczy Jin-Woo otworzyły się szeroko ze zdziwiona. A następnie zapytał o pierwszą rzecz która przyszła mu do głowy.

- Czy Jin-Ho o tym wie?

- Z wyjątkiem mojego lekarza o tym fakcie wiedzą trzy osoby: ja, moja żona i mój sekretarz.

- Teraz już cztery. - Teraz rozumiał czemu nie skontaktował się z nim za pośrednictwem syna a sam poświęcił swój cenny czas na odnalezienie go. Chciał ukryć swoją chorobę.

- Rzeczywiście. Widzisz... szukając lekarstwa... znalazłem coś nieco innego. Jedynego pacjenta który wybudził się z „wiecznego snu". Nie wierzę że fakt iż ta pacjentka była twoją matką był zwykłym zbiegiem okoliczności. Chciałbym usłyszeć prawdę, jeśli mi pomożesz nigdy nie zapomnę o twojej dobroci.

Jin-Woo zamyślił się. Miał jeszcze trochę wody życia, więc mógł mu pomóc.

Ale czy powinien?

Przed oczami mignęła Jin-Woo zapłakana pełna rozpaczy twarz Jin-Ho.

Dzieciak był dobrą osobą, nawet jeśli czasami irytującą.

Nie chciał aby cierpiała jedna z niewielu osób którą uważa za przyjaciela.

Przysiągł sobie że zrobi wszystko aby bliskie mu osoby były bezpiecznie i nie musiały cierpieć.

- No dobrze, powiem panu prawdę, ale musi mi pan przyrzec że zachowa te tajemnicę dla siebie. Nikt nie może się o tym dowiedzieć. Pana żona, lekarz, sekretarz. Nikt. - Zaznaczył bardzo twardo Jin-Woo. - Nie ważne co się stanie. Zastrzegam że będę wiedział jeśli pan powie o tym komukolwiek.

Yoo Myung-Han skinął głową z równie poważnym wyrazem twarzy co Jin-Woo, tylko bardziej zmęczonym.

- Natrafiłem na dziwne podziemie. W nim znalazłem recepturę na specjalną wodę która leczy magiczne choroby. W tym podziemiu znalazłem też trzy wymagane składniki. Składniki które były... egzotyczne to zbyt delikatne słowo. Nigdy wcześniej ani później się na nie nie natknąłem. Dzięki tej wodzie uleczyłem moją matkę.

Jin-Woo przyzwał do swojej ręki jeden niewielki flakonik. Pomoże ojcu Jin-Ho, ale dla własnego spokoju i bezpieczeństwa musiał te historię trochę zmienić.

- Tych składników było tak niewiele że udało mi się stworzyć tylko dwa flakony. Gdyby pierwszy nie zdziałał zawsze miałem jeszcze drugi. Nie musiałem go wykorzystać bo pierwszy zadziałał lepiej niż oczekiwałem. Nie jestem pewien czy kiedykolwiek jeszcze znajdę te dziwne składniki... podziemie które wtedy eksplorowałem było, bardzo niecodzienne. Pomogę panu i dam panu tę wodę, ale...

Jin-Woo uniósł jeden palec wskazujący podczas gdy Yoo Myung-Han słuchał go z zapartym tchem i poważnym wyrazem twarzy.

- Nie wiem wszystkiego o tym specyfiku a został mi tylko jeden. Pana choroba jeszcze całkowicie się nie uaktywniła a ja nie mam żadnej pewności że w tym stanie w jakim pan jest teraz woda pomoże. Może tak, ale może nie, a ryzyko jest zbyt duże. Dlatego podam panu tę wodę, ale już w momencie gdy choroba się uaktywni całkowicie.

Yoo Myung-Han kiwnął głową.

- Ja... rozumiem co masz na myśli. Czy mam kazać mojemu sekretarzowi poinformować cię gdy...

- Nie, absolutnie nie. Nikt ma o tym nie wiedzieć. Jeśli pana sekretarz czy ktokolwiek będzie się pytał powie pan że udałem niewiedzę i nie pomogłem panu. Nie chce być w żaden tak oczywisty sposób powiązany. Każdy kto wie że ja tu dziś jestem, nawet bez powodu dla którego tu jestem niech wie że nie przystałem na propozycję. Nie ważne jaką. Ja będę wiedział kiedy pan zapadnie w sen a wtedy niepostrzeżenie panu tę wodę podam. Jedyny żelazny wymóg jest taki że tą informacje ma pan zabrać ze sobą do grobu. Będę wiedział jeśli powie pan o tym komukolwiek, a jestem bardzo mściwy,  wtedy nie będzie miało znaczenia że jest pan ojcem mojego bliskiego przyjaciele. Ah, nie chce pieniędzy, nie interesują mnie, robię to tylko dlatego że jest pan ojcem Jin-Ho w innym wypadku nie zgodziłbym się.

Yoo Myung-Han ponownie kiwnął głową widzą poważny ostry wzrok Jin-Woo wbity w siebie.

- Widzi pan... - Jin-Woo schował do ekwipunku wodę i kontynuował. - Moja matka już raz na to zachorowała, nie mam pewności że ktoś inny mi bliski też na to nie zachoruje, dlatego cieszyłem się że ta druga woda mi została. Dlatego też komuś całkowicie obcemu bym nie pomógł, ale Jin-Ho jest dla mnie jak młodszy brat i tylko dlatego ryzykuję oddając panu tę wodę, nie chce aby on cierpiał jak ja kiedyś. Niech pan to lepiej zapamięta. Żadne pieniądze nie zapewnią mojej rodzinie zdrowia i bezpieczeństwa. A jeśli pan kiedyś pomyśli o narażeniu moich bliskich poprzez złamanie naszej umowy... przekona się pan o tym na własnej skórze.

Yoo Myung-Han patrzył wielkimi wdzięcznymi i przerażonymi oczami na ponury poważny wyraz twarzy Jin-Woo nie mogąc wykrztusić z siebie słowa.

Pewność siebie i poważna prezencja tego młodego człowieka... chyba już rozumiał czemu Jin-Ho chciał iść za nim.

Po piętnastu minutach Jin-Woo wyszedł z budynku firmy ojca Jin-Ho wzdychając z irytacji. Mógł odmówić, ale nie zrobił tego z jednego prostego powodu. Miał tej wody życia jeszcze trochę. Gdyby miał faktycznie tylko tą jedną fiolkę nie oddałby jej ojcu Jin-Ho nawet pomimo poczucia winy jakie by go nękało. Przynajmniej udało mu się odmówić przyjęcia pieniędzy pomimo końcowych gorących nalegań Yoo Myung-Hana. Jego rozmyślania przerwał dźwięk przychodzącego połączenia.

***

Drugi dzień przerwania bramy rangi S, podczas gdy Sung Jin-Woo był jeszcze nieprzytomny, uwaga całego świata skupiła się na Japonii. Jaki był ich plan działania przeciwko tym tragicznym wydarzeniom? Czy Japonia miała jeszcze jakiś plan by się ratować? Jeśli nie, to czy cały świat naprawdę zignoruje wykrwawiające się na ich oczach państwo.

Czy istniała możliwość, że olbrzymy, po zakończeniu niszczenia Japonii, przekroczą ocean i zaczną siać spustoszenie również w innych krajach?

Zmartwione i pełne niepokoju spojrzenia spłynęły na Japonię, która nadal się rozpadała.

Oczywiście te narody, które utrzymywały złe stosunki z Japonią, wewnętrznie myślały o zupełnie innych sprawach takich jak korzyści dla siebie, ale przynajmniej zewnętrznie przesłały symboliczne słowa wsparcia.

Niestety Japończycy nie potrzebowali słów. Potrzebowali rzeczywistej, fizycznej pomocy.

Potrzebowali wielkiej mocy, aby uratować Japonię przed potworami. Potrzebowali mocy zdolnej ich ocalić.

Ponieważ nigdzie nie było słychać oświadczenia Amerykanów, ponure wieści o zniszczeniu jednej dziesiątej Japonii stały się publiczne. Sytuacja japońskich uchodźców wypełniających autostrady nadal krążyła na stronach internetowych. Wszyscy porzucili swoje domy, aby przeżyć i udali się na wschód i zachód.

Jednak, tak jak to było w przypadku każdego narodu na Ziemi, Japonia nie była nieskończona. W końcu ci ludzie zostaliby zapędzeni w kozi róg. Nie mieli nawet żadnej granicy lądowej którą mogliby przekroczyć. Wokół nich był tylko ocean.

A świat zaczął zadawać więcej pytań, obserwując, jak rozwija się ta żałosna sytuacja.

– Co robi Korea Południowa?

– Dlaczego Korea Południowa nie pomaga Japonii?

– Czy oni nie wiedzą, co znaczy być komuś winnym?

Świat pamiętał rajd na wyspę Jeju, który miał miejsce zaledwie kilka tygodni temu.

Japonia straciła ponad połowę swoich uczestniczących Łowców rangi S podczas pomocy Koreańczykom. Tak więc świat pytał, dlaczego Koreańczycy tylko obserwowali kryzys rozwijający się w sąsiednim kraju i nie robili nic, aby pomóc?

Skala zniszczeń i liczba ofiar śmiertelnych były rewidowane co godzinę. Ludzie pomstowali i opłakiwali zmarłych.

W miarę jak współczucie dla Japończyków rosło coraz bardziej, rosła też krytyka pod adresem Korei.

– Zróbcie wreszcie coś, pomóżcie im!

– Czy nie znają pojęcia lojalności?

– Czy Koreańczycy zapomnieli o wyspie Jeju?

- Czy naprawdę są aż tak niewdzięczni?

Środki masowego przekazu na świecie kipiały złością i pluły jadem z stronę Korei.

I wkrótce pojawiło się kolejne pytanie – dlaczego Japonia oficjalnie nie poprosiła Korei Południowej o ujarzmienie potworów.

W końcu trzeciego dnia Korea zabrała głos.

Prezes Stowarzyszenia Go Gun-Hee, uznając, że teraz jest właściwy czas, stanął przed tłumem reporterów.

Go Gun-Hee omiótł wzrokiem ciasno upchanych w pomieszczeniu reporterów oraz kamery skierowane na niego po czym zaczął mówić.

- Składam kondolencje z powodu tragedii, która rozgrywa się w Japonii. Jednak nie jesteśmy zobligowani żadnym długiem aby udzielać Japonii pomocy jak wielu na świecie twierdzi.

Słysząc ostre słowa przewodniczącego reporterzy popatrzyli na siebie zmieszani i zaskoczeni, a nawet oburzeni.

- Powód takiego naszego podejścia jest jeden. 

Go Gun-Hee włączył wcześniej przygotowane nagranie rozmowy. Między przewodniczącym japońskiego Stowarzyszenia Łowców a najsilniejszym nie żyjącym już łowcą Japonii. Na telewizorze zawieszonym za jego plecami było tłumaczenie na dwa języki. Koreański i Angielski.

- Pan Matsumoto.

- Co się dzieje, Goto?

- Mamy... ponieśliśmy straty. To oznacz tylko że byli zbyt słabi, proszę się tym nie martwić.

- Zimny z ciebie gość. Cóż, potrzebujemy tylko ciebie. Strata kilku ludzi nic nie zmieni.

- Kilka minut temu mieliśmy problemy z zagłuszaczami i wszystkie mrówki natychmiast zaczęły wracać z powrotem do królowej. Martwi mnie, że coś się stanie, ale raczej to też nie zrobi nam dużej różnicy.

- Jakie szansę na przeżycie mają Koreańczycy?

- Po przetestowaniu ich umiejętności, to obecny skład tamtej drużyny... Mają zerowe szanse na przeżycie.

- Dobrze... będziemy mogli powiedzieć, że próbowaliśmy udzielić im pomocy, ale ze względu na własne straty byliśmy zmuszeni się wycofać. „Niestety, Goto i jego próby zastania łowcą rangi narodowej spełzły na niczym". Możemy dać taki nagłówek. To i tak nie miało znaczenia, nasz pierwotny cel, eliminacji koreańskich łowców rangi S, został zakończony sukcesem. Korea łatwo wpadnie w nasze ręce. Wycofajcie się.

- Tak jest. Wycofujemy się. Później odzyskamy ich... Ishida!

Słychać było trzask i nagranie umilkło.

To był pierwszy cios skierowany w stronę Japonii, ale nie ostatni, gdy nagranie po głośnym trzasku dobiegło końca po dosłownie, sekundzie włączyło się następne:

- Słyszałem, że ostatnio nastrój w Korei Południowej jest burzliwy z powodu pojawienia się 10 łowcy rangi S.

- Co to ma wspólnego z dzisiejszym spotkaniem?

- Ludzie są bardziej skłonni do popełniania błędów, gdy są w stanie silnego wzburzenia. Wierzę że to dla nas najlepsza okazja.

- Ma pan jakiś dobry plan?

- Nie nazwałbym go „dobrym", a raczej „odpowiednim" panie ministrze. Jeśli upierasz się, że kawałek ziemi jest twój, a nie masz nawet dość siły, by go bronić, to czy ktokolwiek uzna cię za właściciela?

- Co ma pan przez to na myśli?

– Pozbądźmy się potworów z wyspy Jeju. Zabierzmy tym samym Koreańczykom wyspę Jeju.

- O czym pan mówi?!

- Sugeruje pan wojnę z Koreą?!

- Przygotowywali się do wojny przez ostatnie 60 lat!

- Powiedz wreszcie coś co będzie miało sens!

- Oczywiście nie sugeruję, abyśmy prowadzili wojnę z Koreańczykami. Nie sugeruję też, abyśmy zabierali ziemię siłą.

- Więc co dokładnie miał pan na myśli? 

- Zmuśmy ich do oddania nam tej ziemi dobrowolnie.

- To o czym mówiłeś... Potencjalnie, jak chciałbyś to osiągnąć?

- Koreańczykom brakuje obecnie siły, by poradzić sobie z bramą kategorii S. Próbowali aż trzy razy w od czasy gdy cztery lata temu brama rangi S pojawiła się na ich wyspie. Za każdym razem ponosili porażkę, a każda klęska była boleśniejsza od poprzedniej.

- W obecnych okolicznościach, jak by zareagowali, gdy zasugerujemy, że japońscy Łowcy rangi S pomogą w zabiciu mrówek? 

– Nawet jeśli udzielimy jakiejś pomocy, czy wierzysz, że Koreańczycy oddaliby w podziękowaniu za pomoc całą wyspę która próbują odbić od czterech lat?

- Nawet jeśli Japończycy wezmą na siebie większość walki i z ich pomocą koreańscy łowcy oczyszczą wyspę, to co dalej?

- Otrzymanie Wyspy Jeju byłoby ledwie na akceptowalnym poziomie rekompensaty.

- Czy ja kiedykolwiek powiedziałem że będzie pomagać koreańczykom?

- Planujesz, wepchnąć koreańskich łowców do tego przeklętego mrowiska? 

- Kiedy najlepsi koreańscy łowcy wejdą do tuneli mrowiska, aby zabić królową, jednocześnie pokładając wiarę w naszej rzekomej pomocy, po prostu po cichu wycofamy naszych łowców.

- Próbujesz doprowadzić do śmierci najlepszych koreańskich łowców?

- W momencie, gdy na wyspie Jeju otworzyła się brama, z którą nie mogli sobie poradzić, ich los został już przesądzony. Zresztą... najlepszych? Ich siła oscyluje z ledwością na poziomie naszych słabszych łowców rangi S. W najlepszym razie są przeciętni, a ich słabość będzie ich zgubą. I tak jestem zdziwiony że udało im się tak długo przeżyć.

- Ale przecież to...

- Kiedy ich bezużyteczni łowcy rangi S znikną, Koreańczycy na pewno nie będą się już czuć bezpieczni. Nawet w stolicy.

– Kiedy to się stanie, z pewnością poproszą o pomoc Łowców z innego kraju, ponieważ nie będą mieli już wyjścia.

– Do tego czasu Koreańczycy mogliby naprawdę zechcieć oddać wyspę Jeju...

- Wyspa Jeju będzie dopiero początkiem. Ilekroć Koreańczycy potrzebowaliby mocy łowców rangi S, nie mieliby innego wyjścia, jak powoli ulegać wpływom Japonii. Nie trzeba by było robić tego szybko i inwazyjne. Wystarczyło robić to konsekwentnie i powoli przed nawet kilkanaście lat.

- Jaka jest twoja decyzja, panie wicepremierze?

- Jak rząd powinien ci pomóc w tym przedsięwzięciu prezesie? 

Japońscy reporterzy patrzyli na koreańskiego przewodniczącego w niemym szoku podczas gdy wszyscy inni również milczeli nie widząc to zrobić z tą straszną informacją że Japońscy łowcy razem ze Stowarzyszeniem próbowali zabić koreańskich łowców a rząd się na to zgodził.

O dziwo te same nagrania równocześnie wypłynęły do internetu i bardzo szybko zaczęły krążyć po całym świecie. Eksperci a także amatorzy zapaleńcy i różnego rodzaju znawcy badali je sprawdzając ich autentyczność. Głosu ma obu nagraniach, dźwięki otoczenia i wiele innych rzeczy.

Większość z nich twierdziła jednogłośnie i ponuro że nagrania nie zostały sfabrykowane i Japonia naprawdę próbowała zabić koreańskich łowców rangi S. Bardzo szybko te informację wypłynęły też do innych mediów takich jak telewizja czy gazety gdzie inni specjaliści ponownie je badali.

Nawet Japończycy z bólem serca i niedowierzaniem przyznawali rację wszystkim innym w twierdzeniach że ów nagrania są prawdziwe. Tylko nieliczni twierdzili inaczej, w dużej większości byli to albo Japończycy którzy nie mogli lub nie chcieli pogodzić się z prawdą lub osoby i podmioty źle życzące Korei.

Nikt jednak nie dawał im wiary.

Bardzo szybko opinia międzynarodowa niczym chorągiewka na wietrze z współczucia Japonii i piętnowania bierności Korei zaczęła kiwać ze zrozumieniem głową na zachowanie Korei oraz spoglądać krzywo z oburzeniem na obecnie będącą w potwornych problemach Japonię.

Większość z tych osób nadal twierdziła zdroworozsądkowo że zwykli niewinni cywile cierpią i nie powinno się ich karać za chciwość i błędy rządu oraz łowców, ale wcale nie stopowało to złości i słów potępienia jakie zaczęły spływać na głowy przerażonych Japończyków.

W taki oto sposób ze wsparcie Japończycy dostawali tylko ponure komentarze i obojętność, chociaż różne organizację międzynarodowe i narodowe mówiły o niesieniu pomocy bezbronnym Japończykom.

***

Reiji Sugimoto siedział sztywno przed przewodniczącym patrząc na niego nieczytelnym wzrokiem gdy Jin-Woo wszedł do pomieszczenia.

- Łowco Sung obecny mistrz gildii Dobytego Miecza Reiji Sugimoto chciał z tobą porozmawiać.

Jin-Woo przyjrzał się uważnie młodemu przystojnemu mężczyźnie o zielonych oczach i brązowych sięgających do podbródka włosów.

Japończyk wstał kłaniając się Jin-Woo.

- Witaj łowco Sung, przybywam tutaj w imieniu całego japońskiego Stowarzyszenia Łowców i całej Japonii. Chcemy prosić cię o pomoc.

Jin-Woo przyjrzał się przewodniczącemu chcąc poznać jego zdanie. W końcu był łowcą Stowarzyszenia.

- Jeśli osobiście na to przystaniesz wyruszysz z ramienia Stowarzyszenia, jeśli odmówisz Stowarzyszenie oficjalnie odmówi. - Wyjaśnił Go Gun-Hee - Nie możemy milczeć w tej sprawię lub mówić że idziesz tam sam bez naszego wsparcia. Nieoficjalnie jednak pozostawiam ci podjęcie decyzji.

Jin-Woo kiwnął głową. Był częścią Stowarzyszenia ale był bardzo silnym samodzielnym łowcom który lubił pracować sam i samodzielnie podejmować decyzję nie będąc do niczego zmuszonym. Go Gun-Hee o tym wiedział i to respektował.

- Dlaczego powinien wam pomóc? - Spytał bardzo spokojnie Jin-Woo siadając. Tłumacz szybko przełożył słowa Jin-Woo na japoński.

- Jesteśmy nawet gotowi zapłacić ci cztery miliardy dolarów za udzielenie nam pomocy.

Gdy Yuri Orlov zażądał aż 3,6 miliardów dolarów za cały rok utrzymywania bariery Reiji Sugimoto był przerażony tym żądaniem, ale już wtedy byli przyparci do muru i nie mieli możliwości odrzucić tego żądania.

Teraz było sto razy gorzej niż wtedy gdy negocjowali z Orlovem. Wtedy olbrzymy nie niszczyły Tokio idąc cały czas dalej i dalej. Nie zginęły tysiące osób. Teraz te miliardy nie miały żadnego znaczenia. Członkowie rządu i najbogatsi Japończycy byli gotowi zrzucić się z własnych pieniędzy jeśli zajdzie taka potrzeba. Tutaj chodziło nie tylko o ich stanowiska, ale o ich życia i ich rodziny.

- Czy ja ci wyglądam na Rosjanina? - Spytał Jin-Woo. - Jestem prawie pewien że moje rysy twarzy na to nie wskazują.

Tłumacz po chwili wahania przetłumaczył słowa Jin-Woo.

Japończyk popatrzył wielkimi zdezorientowanymi oczami na Jin-Woo najwyraźniej nie spodziewając się takiej reakcji.

- Nie chce waszych pieniędzy. Czy naprawdę myślisz że będę żerował na krzywdzie niewinnych ludzi?

- Nie....! Moim zamiarem nie było cię obrazić łowco Sung. - Pośpiesznie wytłumaczył Reiji Sugimoto.

- A jednak to zrobiłeś. Postaraj się zainteresować mnie bardziej. - Jin-Woo założył ramiona na piersi i przyjrzał się rozmówcy.

Reiji Sugimoto westchnął robiąc zbolałą minę.

- Powiedz po prostu czego chcesz, damy ci wszystko czego zażądasz.

- Oni nadal nie rozumieją czego my po tym wszystkim oczekujemy? - Spytał z niedowierzaniem Jin-Woo patrząc na Go Gun-Hee.

Następnie pokręcił głową i powiedział tylko jedno słowo.

- Przeprosin.

Reiji Sugimoto popatrzył na niego zmieszany robiąc wielkie oczy.

- Przeprosin, tylko? - Dopytał z niedowierzaniem w głosie które było zrozumiałe nawet pomimo bariery językowej.

Jin-Woo przewrócił oczami.

- Porządnych rozsądnych przeprosin wygłoszonych przy reporterach z całego świata. Szczerych na tyle na ile możecie z siebie tą szczerość w ogóle wykrzesać. Macie najpierw przyznać się do tego co próbowaliście zrobić a następnie przeprosić. Nie chce poematów i śpiewów pochwalnych ani całkowania po rękach. Chce żeby było rzetelnie zwięźle i na temat. A jeśli mi się nie spodoba to żadnej pomocy nie dostaniecie, więc lepiej się postarajcie.

Go Gun-Hee popatrzył na niego najwyraźniej zaskoczony którymś z słów Jin-Woo, nie wydawał się jednak przeciwny temu co powiedział, a jedynie zaskoczony.

Bardziej jednak był zaskoczony Sugimoto który idąc tutaj spodziewał się rzucania ogromnymi kwotami, bałaganie, płaszczenia się i wysłuchiwania pretensji. I chociaż nie został przyjęty z otwartymi ciepłymi ramionami a przewodniczący koreańskiego Stowarzyszenia cały czas sztyletował go wzrokiem to było sto razy lepiej niż się spodziewał lecąc tutaj.

Sung Jin-Woo chciał po prostu publicznych porządnych przeprosin? Bez błagania? Bez szyderstw? Bez pieniędzy?

To było wręcz nie do uwierzenia.

- A... czy chcesz cały zysk z tego podziemia i ciał dla siebie? - Spytał po chwili wahania japoński łowca.

Jin-Woo pokręcił głową.

- Nie. Ciała i to co jest w podziemiu zostawię dla was na pokrycie chociaż jakiejś części kosztów odbudowy. Jeśli będą jakieś kryształy lub coś cennego wyniosę to wam, chce jedynie... jeśli znajdę jakiś silny przedmiot który mnie zainteresuję chce go wziąć i może kryształ z ciała bossa. Przeprosiny oraz w razie jeśli mnie zainteresuje jakiś silny przedmiot i kryształ z bossa, to wszystko.

Japończyk pokiwał szybko głową.

- Natychmiast po powrocie zaczniemy pracować nad przeprosinami.

- Gdy je wystosujecie Stowarzyszenie wyśle wam wiadomość czy jest w porządku, jeśli tak niezwłocznie udam się do Japonii. Lepiej nie zmarnujcie szansy jaką wam dałem. Na rehabilitację, chociaż taką. Możecie powiedzieć że wam kazałem przeprosić, możecie nie. Nie obchodzi mnie to.

Sugimoto spojrzał z nadzieję i nowym szacunkiem na łowcę Sung Jin-Woo.

***

Tego samego dnia późnym południem w tymczasowej siedzibie rządu zabrało się kilkudziesięciu reporterów z różnych krajów, każdego kogo można było znaleźć i w krótkim czasie ściągnąć. Przemawiał premier Japonii a za nim stał przewodniczący Matsumoto ze spuszczoną głową.

Wielu reportów łypało na nich nieprzychylnie.

- Dziś skontaktowaliśmy się z koreańskim Stowarzyszeniem Łowców. Łowca Sung Jin-Woo wyraził chęć pomocy nam tylko pod jednym warunkiem. Jeśli zrehabilitujemy się w jego oczach i okażemy skruchę za działania naszego rządu, Stowarzyszenia i łowców. Stojąc tutaj przyznaję z pełną szczerością że były już prezes Stowarzyszenia Matsumoto Shiego spiskował z niektórymi politykami oraz łowcami, głównie z nieżyjącym Goto Ryujim w celu zamordowania wszystkich łowców rangi S Korei Południowej a następnie całkowitym podporządkowaniu Korei nam. Najpierw w strefie łowieckiej, potem finansowej, gospodarczej a potem każdej innej. Przyznajemy się do tego haniebnego obrzydliwego czynu i błagamy o wybaczenie widząc dziś do jak strasznych skutków mogło to doprowadzić. Ani ja ani nikt kto pośrednio czy nawet bezpośrednio brał udział w tym procederze nie zostanie bez odpowiedniej kary. Matsumoto Shiego został wydalony ze Stowarzyszenia i pozbawiony roli przywódcy a następnie zostanie osądzony, ja podam się do dymisji oraz także będę sądzony za moje błędy i uchybienia. Niech od dziś nasze nazwiska a także nazwisko zmarłego Goto Ryuji będą przestrogą i przypomnieniem obrzydliwego czynu jakiego próbowaliśmy się dopuścić. Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla naszych działań tak samo jak nie ma odpowiednich słów które mogłyby wyrazić skalę obrzydliwej zdrady jakiej próbowaliśmy dopuścić się na całym narodzie Korei.

Reporterzy patrzyli wielkimi oczami na kłaniającego się bardzo nisko w pas premiera za przykładem którego poszedł Matsumoto Shiego.

***

- Uważam że to wystarczy. Mogli się bardziej postarać, ale to i tak więcej niż mieliśmy. - Przyznał Jin-Woo stojąc koło biurka przewodniczącego. - Co pan o tym myśli?

Starszy mężczyzna uśmiechnął się patrząc z dumą na Jin-Woo. Ten młodzieniec naprawdę go zaskakiwał w jak najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu.

Mógł zażądać wszystkiego a Japonia nie mając wyjścia musiałby mu to dać. Wpływy, pieniądze, nawet ziemię czy technologię. On zażądał jednak tylko porządnych przeprosin które mogłoby zobaczyć jak najwięcej osób. Nie chciał się mścić czy poniżyć Japończyków tak jak wielu by planowało na jego miejscu. On chciał sprawiedliwości. To było naprawdę zdumiewające.

- Powiedz mi... nie myślisz może kiedyś o staniu się moim następcom? - Spytał po chwili Go Gun-Hee.

- Ja? Och nie. Panie prezesie, ja ledwie odnajduję się w tych wszystkich papierach i zadaniach podczas gdy i tak większość z nich zabiera na siebie Jin-Ho. Bardzo szybko bym wszystko zepsuł. Osobiście uważam że Woo Jin-Chul nadałby się do tego dużo lepiej. Ma cierpliwość, prezencję, charyzmę... tylko trochę brakuje mu pewności siebie.

Go Gun-Hee skinał ze śmiechem głową.

- W rzeczy samej. Ale on też nie chce słyszeć o zajęciu kiedyś mojego miejsca.

- Nie sądzę żeby była na objęcie po panu tego stanowiska lepsza osoba w całym Stowarzyszeniu, ale tak między nami... jestem raczej stronniczy.

Go Gun-Hee zachichotał.

- Wiesz... obawiam się że to jest ten sam problem co u mnie.

Chyba miał zbyt dużą słabość do Jin-Chula. Ale nie mógł nic na to poradzić, walka z tym też była bezsensowna.

W zasadzie, zawsze chciał mieć syna. Niestety razem z żoną nigdy pomimo chęci nie doczekali się potomstwa.

Chyba miękł na starość.

***

- Gdzie Jin-Ah? - Spytał Jin-Woo widząc jak jego mama kończy nakrywać do stołu.

- Powiedziała że nie ma apetytu. - Przyznała ponuro Park Kyung-Hye myjąc deskę do krojenia.

- Mamo... wyjeżdżam.

Ta brama... w podwójnym podziemiu zrozumiał że na świecie istniało wiele silniejszych osób od niego pomimo tego jaką drogę przeszedł. A ta brama mogła dać mu przynajmniej trzy poziomy. Mogła go wzmocnić. Zresztą nie mógł siedzieć i patrzeć jak niewinni ludzie giną. Nie umiał tak.

System nadal działał, wysyłał mu zadania i nagradzał go nawet pomimo śmierci stwórcy. A póki system się nie wyłączy Jin-Woo będzie stawał na polach bitew i rósł w siłę.

- Twój ojciec również wybiegał, gdy tylko słyszał o pożarze nawet jeśli był w trakcie posiłku. Jak skończysz jeść pomogę ci się pakować.

Jin-Woo uśmiechnął się lekko. Jego matka mówiła spokojnie jakby pogodziła się z faktem że bycie łowcą jest ważną częścią życia jej syna.

- Dziękuję mamo.

***

- Śpisz już? - Spytał Jin-Woo wchodząc do pokoju Jin-Ah która leżała na łóżku plecami do niego.

- Tak. - Nadeszła po chwili odpowiedź spod kołdry.

- Porozmawiajmy.

- Nie teraz.

Wzdychając Jin-Woo podszedł do łózka siostry siadając na jego skraju myśląc jednocześnie co powinien powiedzieć.

- Walka sprzed kilku dni była naprawdę trudna. Nie wiem co by się stało gdyby nie przybyli inni łowcy którzy odwrócili uwagę potworów.

To była prawda. Po przebudzeniu przez dobre kilkanaście sekund nie wiedział co się wokół niego dzieje, Architekt i posągi były jednak zajęte walką z łowcami dzięki czemu Jin-Woo nie dość że mógł się otrząsnąć to zaatakować z zaskoczenia.

- Za każdym razem gdy wracam do domu jestem wdzięczny że mi się udało. Tym razem też wrócę w jednym kawałku.

Jin-Woo pogłaskał lekko siostrę po włosach.

- Dziękuję że nie próbujesz mnie powstrzymać.

Domyślał się że Jin-Ah słyszała rozmowę jaką prowadził z mamą w kuchni, ich dom był mały i naprawdę trudno było coś ukryć.

- I tak tam pojedziesz. - Nadeszła w końcu stłumiona odpowiedź.

- Tak, ale mam zamiar wrócić. Nie martw się, nawet gdy będę daleko nadal będę cię chronił.

Gdy w końcu wyszedł z pokoju siostry westchnął z ulgą, nie widział czego się spodziewać przed rozpoczęciem tej rozmowy.

- Mamo wychodzę na noc, wrócę rano.

- Dobrze. - Park Kyung-Hye przyjrzała mu się bardzo rozbawiona. Jakby wiedziała lub przynajmniej domyślała się gdzie Jin-Woo idzie.

Nie sądził że Jin-Chul powiedział jego rodzinie co ich łączy.

To nie tak że tego nie chciał, po prostu... chyba się bał.

- Nie rób takiej miny, ciężko było nie zauważyć jak patrzysz w szpitalu na inspektora Woo.

Czerwieniejąc Jin-Woo uciekł pośpiesznie z kuchni odprowadzany rozbawionym wzrokiem matki.

***

- Jak się czujesz? - Spytał Jin-Woo wchodząc do mieszkania Jin-Chula, agent był już bez tej dziwnej opaski na ramie. Zamiast tego nosił prosty biały podkoszulek pod którym nie widać było bandaży co mogło oznaczać że ich też już nie miał.

- Teraz już całkiem dobrze, dziękuję za ten... napój. Słyszałem że lecisz do Japonii. - Jin-Chul krzątał się przy aneksie kuchennym otwierając proste szafki z ciemnego drewna i przygotowując mu herbatę.

Jin-Woo siadł przy niewielkim barku oddzielającym kuchnię od salonu.

- Nie mogłem tak po prostu pozwolić tym ludziom dalej umierać, zresztą te potwory... wyglądają na ciekawych przeciwników.

Podając mu herbatę Jin-Chul uśmiechnął się a jego czekoladowe oczy lśniły odbijając plask żarówek.

- Kiedy wracasz do pracy? - Spytał z ciekawością Jin-Woo.

- Powinienem dopiero w następnym tygodniu ale udało mi się uprosić przewodniczącego na jutrzejszy dzień.

- Och?

- Jin-Ho leci z tobą więc ktoś musi pilnować waszego działu.

Dzieciak gorąco nalegał żeby z nim lecieć i w pewnym momencie widząc jak bardzo mu zależy Jin-Woo nie miał serca mu odmówić.

- Przepraszam że dorobiliśmy ci roboty.

- Nie przejmuj się, Jin-Ho wyznaczył dwie osoby z waszego działu które będą czuwały nad większością zwyczajowej pracy. Ja będę tam w razie gdyby wypadło coś poważnego z czym wasi agenci nie będą mogli sobie poradzić. A właśnie słyszałeś że ostatnio do Stowarzyszenia zgłosiło się aż pięciu łowców chcących pracować w Stowarzyszeniu?

- Och. - Jin-Woo przyjrzał się Jin-Chulowi z ciekawością.

- Zazwyczaj rocznie wstąpieniem do Stowarzyszenia, głównie do mojego działu jest zainteresowanych góra trzech łowców, a to i tak w porywach. Obecnie przyjąłem do działu Monitorującego trzech łowców podczas gdy do twojego działu zgłosiło się dwóch. Trzech z nich ma rangę B a dwóch range A. W przeciągu dwóch miesięcy zyskaliśmy pięciu silnych łowców to naprawdę zaskakująco. Wszystko dzięki tobie.

Jin-Woo popatrzył na niego zaskoczony.

- Dzięki mnie?

- Jeden z tych łowców stracił rodzinę na Jeju po tym jak uznał że chce lepiej pomagać innym żeby nie stało im się to samo co jemu zgłosił się do nas pozostawiając swoją dawną gildię. Dwóch pozostałych jest tobą wręcz zafascynowanych. Odnośnie dwóch pozostałych nie wiem nic ale słyszałem że bardzo im zależało na przyjęciu do twojego wydziału.

Jin-Woo popatrzył zawstydzony na Jin-Chula.

- Nic nie zrobiłem. Nawet o nich nie wiedziałem.

Jin-Chul zaśmiał się kręcąc głową a jego ramiona trzęsły się ocierając się przy tym lekko o ramiona Jin-Woo.

- Jesteś niesamowity. - Przyznał wesoło agent.

Dziś przed przyjściem Jin-Woo zastanawiał się czy warto mówić mu że Jin-Chul wie, ale z czasem uznał że to nie ma sensu. Ta wiedza dla niego nic nie zmienia a jeśli kiedyś Jin-Woo będzie chciał mu powiedzieć to, to zrobi.

- Hej, masz ochotę na wycieszę? - Spytał nagle Jin-Woo uśmiechając się podstępnie.

- Co ty kombinujesz? - Spytał ostrożnie Jin-Chul odstawiając kubek.

***

Jin-Chul patrzył w szoku jak ciemność wokół niego i Jin-Woo opada a oni zamiast być w jego salonie stoją na hali treningowej Stowarzyszenia. Tej samej której używano gdy przybyli do nich japońscy łowcy.

- Chce się trochę spocić, a nie sądzę żebyś docenił demolowanie przeze mnie twojego salonu.

- Nie bardzo. - Potwierdził Jin-Chul.

Jin-Woo wezwał Beru i Kaisela. Kaisel podszedł do Jin-Chul i szturchając go pyskiem.

Jin-Chul zaskoczony zaczął głaskać twarde i materialne ciało żołnierza Jin-Woo pomimo tego że było ono zrobione z energii.

- Czemu niektóre twoje cienie tak bardzo domagają się pieszczot? - Spytał z ciekawością Jin-Chul.

Jin-Woo zarumienił się lekko rozluźniać swoje ciało, były król mrówek uprzejmie ukląkł przed nim i pochylił głowę.

- Mają swoje indywidualne charaktery, oczywiście tylko te bardziej inteligentne cienie o określonej silę, więc niektórych ich zachowań nawet ja nie rozumiem.

Cóż to nie była do końca prawda. Jego cienie najwyraźniej reagowały w pewien sposób na jego uczucia, nawet te które do kogoś żywił.

Jeśli Jin-Woo był wściekły i chciał kogoś skrzywdzić jego cienie tym bardziej tego chciały. Możliwe że w drugą stronę też to działało, i gdy był w stosunku do kogoś dość opiekuńczy jego cienie wyczuwały to.

- Mój królu... - Odezwał się Beru gdy Jin-Woo na niego spojrzał.

Beru był jedynym żołnierzem w Armii Cienia, który mógł wytrzymać jego ataki, przynajmniej przez chwilę. Ale nawet on wzdrygnął się, gdy wyczuł zakres zmian jaki zaszedł Jin-Woo.

- Składam szczere gratulacje, mój królu. Wyczuwam od ciebie znacznie większą moc niż kiedykolwiek wcześniej.

Beru musiał wyczuć najwyraźniej te niesamowitą ilość magicznej energii wypływającej z „Czarnego Serca". Jego głowa, wciąż opuszczona na ziemię, teraz wyraźnie drżała.

Jin-Chul nie wydawał się zaskoczony czy ciekawy słowami żołnierza Jin-Woo.

Jin-woo poklepał Beru po głowie następnie nakazał mu wstać.

Były przekrzywił głowę, gdy wstał patrząc uważnie na Jin-Woo.

- Zaatakuj mnie wszystkim co masz.

- Och, nie śmiałbym bym nigdy...

- W porządku. Chcę tylko trochę się spocić. I wiesz, że nikt w mojej armii poza tobą nie może tego zrobić.

- Jestem zaszczycony

Beru już miał uklęknąć ponownie, ale wtedy Jin-Woo spojrzał na niego parą bardzo bystrych oczu.

- Poczekaj minutę. Wiesz, twoje słownictwo wydaje się zwiększać każdego dnia. Nie pożarłeś kogoś nowego, prawda?

- Nigdy nie dopuściłbym się czegoś takiego wiedząc jakie mój król ma podejście do krzywdzenia niewinnych ludzi.

Jin-Woo wzruszył ramionami.

- Pamiętaj, żeby uderzyć mnie wszystkim, co masz.

- Jeśli taki jest twój rozkaz mój królu...

Beru podniósł głowę, gdy jego pazury się wydłużyły.

Jin-Woo uśmiechnął się widząc to i skinął głową. W każdym razie tego właśnie chciał.

Wraz z grzmiącym rykiem, który wstrząsnął wnętrzem gimnazjum, Beru rzucił się na swego pana.

***

Beru upadł na podłogę i leżał płasko na plecach gapiąc się w sufit podczas gdy Jin-Chul na wpół leżał na wpół siedział na zwiniętym wokół niego Kaiselu oglądając całą walkę z raczej leniwym niezainteresowanym wyrazem twarzy.

Pierwsze kilka rond bardzo go zainteresowały, ale teraz stracił już prawie całą swoją ciekawość nie dostrzegając nic nowego.

Jin-Woo walczył z Baru 127 razy, 127 Jin-Woo wygrał.

Rzeczywiście, chociaż użył każdej swojej umiejętności jaką posiadał, nie zdołał nawet dotknąć włosów swego pana. 

Demonstracja siły tylko pogłębiła poziom szacunku i lojalności, jaki Beru żywił wobec swego króla.

Podczas gdy były król mrówek leżał rozciągnięty na podłodze i nie mógł się ruszyć, Jin-Woo podszedł do Jin-Chula i położył się na ziemi kładąc głowę na jego nogach. Na jego czole pojawiło się kilka pasm potu. Ale to było znacznie miej niż chciał.

Na ścianach i podłodze widać było wgniecenia i ślady po pazurach.

Beru w końcu podniósł się i podszedł do Jin-Woo rozciągniętego na ziemi, następnie siadł w pewnej odległości od Jin-Chula i Jin-Woo.

- Już masz dość? - Spytał rozbawiony Jin-Chul przyglądając się z góry twarzy Jin-Woo.

- Kilku łowców rangi S zbliża się do hali. - Ogłosił Jin-Woo wzdychając. - Ciekawe po co tutaj idą.

Jin-Chul uniósł brwi zaskoczony. Jin-Woo nie wydawał się jednak chcieć ruszać ze swojego miejsca jakby nie przeszkadzało mu że ktoś ich tak zobaczy.

Usłyszeli nagle głos gdy drzwi do hali otworzyły się.

- ... To by wyjaśniało te wstrząsy... - Jako pierwszego zobaczyli Beak Yoon-Ho który zamrugał zaskoczony widząc Jin-Chula i Jin-Woo. Za nim weszli Cha Hae-In, Choi Jong-In oraz sam Go Gun-Hee. Trójka młodszych łowców patrzyła milcząc na dziwny widok przed nimi podczas gdy Go Gun-Hee wydawał się bardzo rozbawiony i zaskakująco zadowolony z siebie.

Jin-Woo patrzył na nich leniwie podczas gdy twarz Jin-Chula była spokojną maską.

- Ciężko pomylić jego energię z jakąkolwiek inną. - Stwierdził po prostu Go Gun-Hee.

- Coś się stało przewodniczący? - Spytał Jin-Woo unosząc się na łokciach.

- Nie musicie wstawać. - Machnął lekko ręką Go Gun-Hee. - Ci łowcy po prostu szukali cię łowco Sung.

- W czym mogę wam pomóc? - Spytał Jin-Woo podczas gdy oni nadal gapili się w milczeniu na Jin-Chula robiącego sobie fotel z śpiącego Kaisela i leżącego Jin-Woo, a Go Gun-Hee wyglądał jakby się całkiem nieźle bawił.

- Uch... martwieliśmy się. - Odezwała się w końcu łowca Cha Hae-In wyglądając jakby dostała czymś ciężkim w głowę i jednocześnie połknęła sporą cytrynę. Jin-Chul po cicho zastanawiał się czy uczucie radości z jej wyrazu twarzy czyni go złym człowiekiem.

- Wiemy że jesteś bardzo potężny, ale czy rozsądnie jest jechać samemu do Japonii? - Spytał w końcu Beak Yoon-Ho po tym jak spojrzał krótko Choi-In który tylko wzruszył ramionami.

- Popełniłem błąd i nie doceniłem siły potworów w podwójnym podziemiu... - Gdzieś gdzieś nad nim Jin-Chul prychnął. - Och cicho bądź zły człowieku, wiem że uratowaliście mi tyłek, ale tamto miejsce... dopóki żył ten boss nie mogłem wezwać moich cieni. Nie sądziłem że do tego dojdzie. W Japonii na otwartym terenie nie będę sam.

Jin-Woo wskazał palcem a Beru który popatrzył tylko niemo na czwórkę łowców z czego spokój udało się zachować tylko Go Gun-Hee.

- Jeśli już tutaj jesteście to czy macie ochotę trochę się rozerwać? - Spytał z nadzieją Jin-Woo podczas gdy Go Gun-Hee zachichotał widząc zmieszane miny trzech łowców koło siebie.

- Uch... niech pan się nie martwi tym bałaganem. Mam trzysta bardzo pracowitych mrówek. - Jin-Woo rozejrzał się po ogromnym bałaganie jakim stała się hala Stowarzyszenia.

Jin-Chul tylko westchnął głośno.

***

Aparaty non stop działały robiąc niezliczone zdjęcia gdy następnego dnia prezes Stowarzyszenia ogłaszał oficjalne zaangażowanie Koreańskiego Stowarzyszenia i wysłanie przez nich na pomoc ich najsilniejszego łowcy Sung Jin-Woo.

Niektórzy po usłyszeniu w telewizji tych wiadomości byli zaskoczeni i sceptyczni.

- Sam chce jechać do Japonii?

- Co on sobie myśli?

- Przeszedł ponowne przebudzenie może ta siła uderzyła mu do głowy?

- Zginie.

- Jeju a Japonia teraz do dwie różne rzeczy. Zresztą na Jeju nie był sam.

- Musi być naprawdę arogancki.

- Chyba raczej głupi.

Wielu łowców też tak uważało.

Wiedzieli, że trudno byłoby sobie wyobrazić, jak wielka byłaby nagroda finansowa japońskiego rządu, gdyby udało im się teraz ugasić ten pożar, który trawił cały ich kraj.

Jednak żadne rozsądnie myślące rządy nie chciałyby rzucić swoich najlepszych Łowców o najsilniejszej randze w taki kryzys na tak ogromną skalę.

Lekcje wyciągnięte z pokonania, „Kamisha", bossa pierwszej bramy S, które zdołało znacznie zmniejszyć liczbę najlepszych Łowców na świecie, sprawiły, że społeczności Łowców były raczej zamknięte i z natury niechętne do współpracy.

Tak więc obecna sytuacja wyglądała tak, że nikt nie mógł jechać, nawet gdyby chciał. Ale z drugiej strony, kto tak naprawdę chciałby jechać, nawet gdyby w pierwszej kolejności dostał na to pozwolenie?

Czy Stowarzyszenie Łowców w Korei było aż tak głupie że ryzykowali utratę swojego nowego klejnotu? Zwłaszcza że upublicznionym nagraniem spisku udowodnili że wcale nie muszą nic robić.

***

Międzynarodowy Port Lotniczy Inczhon pękał w szwach.

Przez tłum fanów, gapiów i reporterów których odgradzali agenci Stowarzyszenia szedł Jin-Ho ze zdeterminowanym wyrazem twarzy taszcząc ciężki plecak wypełniony sprzętem i jedną walizkę.

- Daj to dzieciaku. - Jin-Woo podchodząc do niego niepostrzeżenie podczas gdy kamery i aparaty śledziły każdy jego krok zabrał mu walizkę wzdychając.

- Hej! Dałbym sobie radę...

- Nie marudź tylko chodź.

Jin-Woo nie zamierzał narzekać na ilość sprzętu jaką wziął Jin-Ho, w końcu obecnie w Japonii było cholernie niebezpiecznie, lepiej było być przygotowanym na wszystko. Zwłaszcza jeśli miało się tylko rangę D.

Japonia wysłała prywatny samolot, gdy tylko dowiedzieli się, że Jin-Woo zgodził się im pomóc. I oczywiście wszystkie procedury wjazdowe zostały ucięte i skrócone, nawet nie do koniecznego minimum a praktycznie do zera.

Tuż przed wejściem na pokład Jin-Woo odkrył że czekają na nich dwie osoby. Go Gun-Hee oraz Jin-Chul.

Wymienili proste skinienia głową na powitanie i zbliżyli się do siebie, aby porozmawiać przed odlotem. Na lotnisku było dość chaotycznie, ale wszyscy trzej byli najlepszymi Łowcami o wysoce dostrojonych zmysłach. Nie musieli więc podnosić głosu.

Pierwszy przemówił Go Gun-Hee, a jego wyraz twarzy wciąż wyrażał niechęć.

- Nie mogę powiedzieć że nie mam obaw odnośnie twojej podróży.

Jin-Woo może być postrzegany jako największa siła bojowa spośród wszystkich łowców, których obecnie posiadała Korea Południowa. Raczej oczywiste jest, że przewodniczący nie chciał pozwolić, aby taki atut opuszczał ich kraj przynajmniej szacunkowo na tydzień.

- Wie pan że nie przepuściłbym takiej okazji.

Chciał zabić tych olbrzymów i podnieść swój poziom, a także zwiększyć liczbę swoich Żołnierzy Cienia.

To był powód, dla którego zażądał przekazania mu wszelkich praw do tych potworów, a rząd japoński przyjął to bardzo nie oczywiste żądanie z szeroko otwartymi ramionami.

Go Gun-Hee pozwolił, by z jego ust wyrwał się wesoły chichot.

- Od samego początku gdy tylko ta brama się pojawiła miałem przeczucie że się w to jakoś wplączesz.

Jin-Woo również się uśmiechnął.

- Co mogę powiedzieć, lubię być tam gdzie coś się dzieję.

Goh Gun-Hee wyciągnął rękę, a Jin-Woo mocno ją uścisnął. Gdy ich zaciśnięte dłonie unosiły się i opadały, aparaty błyszczały a kamery wszystko to dokładnie uwieczniały.

- Uważaj na siebie. Wróć cały i zdrowy.

Jin-Woo kiwnął głową następnie spojrzał na Jin-Chula która twarz była spokojną maską.

Oni pożegnali się już w mieszkaniu. Żałował jednak że nie mógł pocałować go ostatni raz.

Nie chciał żeby media i brukowce wpadły w szał. Już wystarczająco wchodzą mu w życie prywatne.

***

Wiadomość o przybyciu Jin-Woo stała się jedynym promykiem nadziei dla ocalałych Japończyków. Tych kilka wciąż pozostałych stacji telewizyjnych nadal odtwarzało w kółko materiał związany z Jin-Woo.

Ludzie obserwowali jego wyczyny i nadal trzymali się tej odnowionej nadziei.

Wielu Japończyków, którzy nie wykazali dużego zainteresowania podczas zjednoczonej operacji rajdu Korea-Japonia, desperacko oglądało retransmisję tego wydarzenia.

A gdy do ich uszu dotarła wiadomość, że nieustępliwy marsz Olbrzymów na południe przyspieszył, ich desperacja również stawała się coraz większa.

Niestety, nie wszyscy wiedzieli o tym promyku nadziei.

Ci, którzy zostali uwięzieni w miejscach, gdzie dostawy prądu, gazu i wody zostały odcięte przez ataki, nie mogli usłyszeć o przybyciu pomocy w odpowiednim czasie.

Zamiast tego ich jedyny promyk nadziei pozostał wraz z przybyciem grupy ratunkowej.

Dwóch żołnierzy z bladymi twarzami weszło do małego wiejskiego szpitala pielęgniarskiego prowadzonego przez starszą parę.

Sędziwy lekarz i jego żona odetchnęli z ulgą widząc młodych żołnierzy, od dawna modlili się o przybycie oddziałów ratunkowych.

Niestety dla nich sytuacja nie była tak dobra, jak oczekiwali.

Żołnierze bezradnie potrząsali głowami.

„Po prostu nie mamy miejsca, aby przewieźć każdego pacjenta, którego tutaj macie. Możemy pomieścić tylko trzy, góra cztery cztery więcej".

Staruszka zwróciła się do żołnierzy.

– Ale to niemożliwe.... Mamy ponad dziesięciu pacjentów którzy nie mogą się poruszać.

Stary lekarz pokiwał głową na znak zgody.

- Teraz nie czas martwić się o tych ludzi, którzy i tak mogą umrzeć w każdej chwili! Olbrzymy zmierzają w tę stronę, podczas gdy my rozmawiamy.

Młody żołnierz, z twarzą pokrytą potem, wpadł w złość i krzyknął.

Mieszkańcy okolic zostali już ewakuowani. Było to jedyne miejsce, w którym można było znaleźć zapach ludzi, więc pojawienie się tutaj Olbrzyma było tylko kwestią czasu.

Stary lekarz przez chwilę lub dwie patrzył w podłogę, po czym podniósł głowę.

- Nie mogę porzucić moich pacjentów. Moja żona i ja obiecaliśmy, że do końca zostaniemy u boku naszych pacjentów.

W głosie lekarza brzmiała jego silna determinacja. Dwóch młodych żołnierzy spojrzało gniewnie na lekarza, ale w końcu nie mieli innego wyjścia, jak podnieść swoje krótkofalówki.

- Cywile odmówili ewakuacji. Wycofujemy się z tego miejsca.

Rozmyślnie rozmawiali głośno, tak aby inni mogli ich usłyszeć, i natychmiast opuścili budynek po zakończeniu komunikacji. Wkrótce dał się słyszeć odgłos ożywającego samochodu. Staruszkowie westchnęli ponuro. Czy nie było już dla nich nadziei?

W szpitalu leżały osoby starsze, chore lub ranne. Dzieci kobiety i starcy. Małżeństwo nie mogło wybierać kogo z nich uratować, nie mogli tez ratować swoich żyć kosztem tych ludzi. Obiecali im pomoc.

Okazało się jednak że jeden z żołnierzy zmienił zdanie i wrócił do szpitala. Jego sumienie nie pozwalało mu pozostawić tych wszystkich ludzi.

Małżeństwo popatrzyło na niego zaskoczone. Nim mogliby jednak zacząć rozmowę usłyszeli głośne kroki i poczuli wstrząs ziemi.

Młody żołnierz miał zdecydowany wyraz twarzy, gdy wybiegał ze szpitala pielęgniarskiego. Znalazł jednego gigantycznego potwora zbliżającego się do tego miejsca z przerażającą prędkością. Pełzał na czworakach jak dzika bestia.

Mrużąc oczy przyjrzał się potworowi.

Olbrzym gryzł swojego towarzysza, który wyruszył nieco wcześniej. Jakby walczyli kto dojdzie do nich pierwszy i zakończy ich życie.

Żołnierz wystrzelił z karabinu w zbliżającego się Olbrzyma.

Niestety, broń współczesnej cywilizacji nie mogła zaszkodzić tym potworom. Olbrzym z łatwością otrzepał się z gradu kul i w mgnieniu oka pojawił się przed młodym żołnierzem.

Karabin bez amunicji mógł tylko warczeć bezradnie, włączany co rusz. W oczach młodego żołnierza pojawiły się łzy.

Olbrzymi potwór podniósł głowę, po czym skoczył w stronę młodego żołnierza.

Za mężczyzną stało przerażone starsze małżeństwo.

Ogromna Naga bez ostrzeżenia uderzyła w bok Olbrzyma.

Olbrzymi potwór został odrzucony i gwałtownie przetoczył się po ziemi, po czym odbił się z powrotem stając na nogach z zaskakującą jak na takiego potwora zręcznością i zaryczał w stronę Nagi.

Olbrzymi potwór nie od razu kontratakował, zamiast tego zdecydował się obnażyć kły, przyglądając się Nadze.

Był to jeden z najnowszych nabytków Jin-Woo. Dawny boss podziemia A, Jima.

Jima wyciągnął prawą rękę obok niego. Kiedy to zrobił, czarny trójząb powoli wyrosła z cienia na ziemi.

Jima mocno chwycił włócznie z trójzębem i wycelował broń w przeciwnika.

Młody żołnierz nie mógł do końca rozgryźć, czy spektakl rozgrywający się na jego oczach był snem, czy rzeczywistością.

Pomyśleć, że potwór chronił ich obecnie przed innym potworem.

Myślał, że na pewno wyląduje w paszczy olbrzyma. Ale po spojrzeniu na szerokie, imponujące plecy drugiego potwora, poczuł ulgę zalewającą go od stóp do głów.

Nagle niespodziewanie koło nich jak spod ziemi pojawił się mężczyzna ubrany na czarno.

Podczas gdy młody żołnierz oszołomiony przyglądał się nieznanemu łowcy, na co mogyby wskazywać wszelkie plamy krwi na jego ubraniu, zza niego wyłonił się inny mężczyzna, który wydawał się być towarzyszem tego młodzieńca.

- Jin-Ho zabierz stąd tych ludzi.

Jin-Woo zajrzał do wiejskiej kliniki, zanim się tu pojawił stąd wiedział że są tutaj osoby które potrzebują pomocy w transporcie.

Jin-Woo spojrzał na młodego żołnierza i zobaczył jego przestraszone oczy.

Minął żołnierza i lekko poklepał przestraszonego, zapłakanego Japończyka po ramieniu.

To, co zrobił, stając samotnie przeciwko potworowi za pomocą tylko jednego karabinu, było czymś co wymagało wiele odwagi i determinacji.

Jin-Woo wszedł do wielu podziemi jako członek rangi E, więc wiedział lepiej niż ktokolwiek, jak odważny był ten żołnierz.

Zostawił Jin-Ho z cywilami przydzielając kilka swoich żołnierzy do eskortowania pacjentów. Jin-Ho wszystko im wyjaśni a tymczasem Jin-Woo podszedł do miejsca, w którym oba potwory walczyły. Jego czoło zmarszczyło się gdy obserwował walkę.

Gigant w mgnieniu oka pojawił się przed jego cieniem i zaczął szaleńczo rozrywać ramię Nagi.

Kiedyś był bossem w podziemiu rangi A. Nawet jeśli jego uwaga została trochę odwrócona, aby chronić ludzi za nim, nadal powinien być znacznie potężniejszą istotą niż inni, zwykli Żołnierze Cienia.

Pomyśleć, że był tak atakowany przez zwykłego potwora, który był szeregowym potworem tej bramy. Ta sytuacja z łatwością pokazała, jak silne były olbrzymy.

Poza tym Jin-Woo nigdy nie cieszył się widokiem swoich żołnierzy, którzy byli niszczeni. Jego wyraz twarzy stwardniał, gdy zgiął kolana.

Asfalt pod jego stopami zaczął pękać i kruszyć się gdy Jin-Woo szykował się do skoku.

Jin-Woo skoczył w górę z ogromną prędkością prosto w twarz Olbrzyma. Potwór bardzo szybko zdał sobie sprawę co się dzieje a jego oczy spojrzały na lecącego Jin-Woo.

Pięść Jin-Woo uderzyła w czoło olbrzyma. Jednak zadane obrażenia były mniejsze, niż się spodziewał. Potwór cofnął głowę tuż przed uderzeniem, aby zminimalizować cios tak bardzo, jak tylko mógł.

Potwór posiadał masywną sylwetkę, a także zaskakująco zwinne ruchy. Z perspektywy Łowców, którzy musieli zmierzyć się z tymi sukinsynami, same te dwa aspekty wystarczyłyby, by dać im poczucie bezradności.

Jin-Woo natychmiast przywołał z ekwipunku sztylet „króla demonów". A potem wyciągnął drugą wolną rękę, nie trzymającą niczego w kierunku twarzy olbrzyma.

- Autorytet Monarchy!

Niewidzialna ręka szarpnęła twarzą Olbrzyma z niesamowitą siłą. Odległość między Jin-Woo a potworem szybko się zmniejszyła.

Potwór nie spodziewał się, że przeciwnik w powietrzu natychmiast zacznie ponownie atakować i zaczął miotać się w panice, ale w końcu wszystko poszło na marne.

Jin-Woo błyskawicznie przeleciał przed nosem Olbrzyma i zaatakował go.

Kolejne nadchodzące po sobie cięcia pozostawiły na twarzy olbrzyma krwawy bałagan.

Potwór zakrył twarz i przeturlał się po ziemi. Stracił wzrok po tym ataku i dziko miotał się w nieokiełznanym bólu.

Po wylądowaniu lekko na ugiętych nogach, Jin-Woo przypatrzył się potworowi i wyczuł, że to polowanie dobiega końca.

Już po chwili ruchy olbrzyma ustały i padł martwy, w taki oto sposób Jin-Woo pokonał trzeciego już olbrzyma.

Gdy przeciągał się aby rozluźnić mięśnie po walce, wyczuł obecność za sobą i spojrzał w tył, tylko po to, by znaleźć Jimę i zbliżającego się do niego ze zgarbionymi ramionami. Żołnierz Cienia był ewidentnie przygnębiony po wcześniejszej przegranej walce jeden na jednego.

- Nie było tak źle. Odpocznij.

Jin-Woo poklepał po łbie swojego żołnierza a następnie ten zmienił się w czarny dym i wtopił się w cień pod nogami Jin-Woo.

Podszedł do martwego olbrzyma przyglądając mu się krytycznie.

Wyciągnął ręce i cicho mruknął do siebie.

- Powstań.

***

- Drodzy widzowie, nie wierze w to co widzę!

Reporter lecący na helikopterze relacjonował to co działo się u dołu patrząc na to szeroko otwartymi z szoku oczami.

Kilkaset mrówek obłaziło jednego z olbrzymów nieustannie go kąsając.

- Przywołańce Sung Jin-Woo samodzielnie pokonują olbrzymy, jeden z nich jest teraz praktycznie pożerany żywcem. Taki potwór jest pożerany przez zwykłe mrówki!

Olbrzym machał wielkim rękami, bił się po ciele próbując zabijać mrówki które natychmiast się regenerowały i wracały do gryzienia.

To był widok wręcz nie do uwierzenia.

***

Dziewczyna na oko mająca dziesięć lat biegła ile sił w nogach krzycząc podczas gdy jej brudna twarz była cała morka od łez.

Tuż za nią podążał olbrzym z obrzydliwym uśmiechem na twarzy.

Mała dziewczynka uciekająca od dawna nie mogła umknąć tak wielkiemu potworowi przez co odległość między nimi cały czas się zmniejszała.

Gigant musiał uznać tę grę w berka za dość zabawną, ponieważ nadal nie złapał dziecka co mógł już dawno uczynić a zamiast tego wydawał się w jakiś chory pokręcony sposób rozbawiony tym co się działo.

Wyciągnął rękę, która była co najmniej 1,5 raza dłuższa niż u innych Olbrzymów. I tuż przed tym, jak zdołał złapać nią młodą dziewczynę, zimny błysk przemknął obok nadgarstka potwora.

A błękitna błyskawica, która wybuchła później, zaczęła spalać przeciętą powierzchnię brakującego teraz nadgarstka.

Olbrzym zerwał się na nogi i krzyknął z bólu, trzymając go za nadgarstek.

Igris pochwycił dziewczynkę ochronnie, drugą ręką dzierżąc miecz.

Olbrzym spojrzał gniewnie w dół, następnie jego oczy zwęziły się w zimnej furii widząc jak Igris ucieka z jego zdobyczą.

Nie miał jednak szans zacząć go gonić czy atakować gdy zza niego wyskoczył Żelazny ze swoim wielkim toporem.

Skoczył do góry a następnie wbił swój topór w sam środek głowy olbrzyma. Krew trysnęła na wszystkie strony podczas gdy olbrzym wył w przeraźliwie a Żelazny wyciągnął topór zamachnął się i uderzył jeszcze raz.

W końcu olbrzym padł a Żelazny wydał z siebie głośny krzyk triumfu.

Igris popatrzył zirytowany na Żelaznego kręcąc głową z politowaniem. Następnie ruszył z dziewczyną w ramionach po zniszczonych ulicach w bezpieczne miejsce gdzie mógłby zostawić dziecko.

***

Ren Takahashi siedział z tymczasowej kwaterze operacyjnej Stowarzyszenia nadzorując pracę wszystkich agentów i łowców. Jeszcze jakiś czas temu był zastępcom przewodniczącego Stowarzyszenia. Jednak po tym co się stało, gdy pośpieszne śledztwo wykazało że Takahashi nie miał nic wspólnego z działaniami byłego przewodniczącego, więc został on jego następcom.

A teraz musiał jakoś zapanować nad tym chaosem.

- Nagoya odzyskana!

- Nakatsugawa została odzyskana!

- Shizuoka została odzyskana!

- Takayama i Nagano też!

Ich rząd i Stowarzyszenie znajdowało się obecnie w Osace która stała się ich linią Maginota i miastem które musieli utrzymać za wszelką cenę. I o to w pierwszej kolejności poprosili łowce Sung Jin-Woo. Ten jednak odmówił mówiąc że będzie walczył z wszystkimi olbrzymami.

Takahashi uważał że nie ważne jak silny jest łowca Sung nie mógłby pokonać sam wszystkich olbrzymów. Miał nadzieję że gdy Sung Jin-Woo będzie powstrzymywał olbrzymy przed dostanie się do Osaki a on zyska czas na negocjację z innymi krajami i może uda mu się jeszcze kogoś przekonać.

Chciał pokonać sam wszystkie potwory, co na początku Takahashiemu wydawało się zwykłym aroganckim samobójstwem jeszcze gorszym i głupszym niż to zrodzone z pewności siebie i pychy Yuriego Orlova.

On jednak teraz jak gdyby nigdy nic zabijał coraz to kolejne olbrzymy a do ich kwatery dochodziły nieprzerwanie informację o wyzwolonych miejscach.

Ren Takahashi siedział w fotelu ciesząc się niezmiernie ze swojej pomyłki i zastanawiając się jednocześnie jak jeden łowca może być tak silny.

***

Jin-Woo przyjrzał się stojącym nad nim nowym cieniom i podrapał się w bok głowy wzdychając.

- Będziecie nazywać się numery jeden, dwa, trzy, cztery i pięć.

Nie miał specjalnie siły ani ochoty wymyślać im oryginalnych nazw. W końcu takich gigantów będzie miła w swojej armii pod koniec rajdu przynajmniej dziesięciu.

- Mój królu pokonałem kolejnego. - Beru pojawił się koło niego klęcząc i pochylając głowę.

- Świetnie. On będzie szósty... Gorzej jak mi się w końcu zacznie mylić numeracja.

Wzdychając ze zmęczenie Jin-Woo rozciągnął się wchłaniając swoje nowe cienie.

- Odpocznij trochę, zaraz wrócę. - Jin-Woo zwrócił się do Jin-ho który rozbił namiot na drodze i obecnie szykował coś do jedzenia w tych spartańskich warunkach.

- Jasne.

Idąc przed siebie Jin-Woo zamyślił się.

Do tej pory wszystko szło gładko. Cienie które rozesłał po całej Japonii albo pomagały łowcom w zabijaniu potworów albo robiły to same przy okazji pomagając cywilom i żołnierzom najczęściej zabierając ich w bezpieczne miejsce.

Dzięki tak ogromnej ilości many jaką posiadł dzięki „czarnemu sercu" mógł bez problemu toczyć walki na wielu frontach nie martwiąc się tym że jego cienie są niszczone.

A wyczerpane olbrzymy poruszające się grupowo w różnych kierunkach nie miały szans z regenerującymi się non stop żołnierzami.

Problem leżał gdzie indziej. A dokładniej mówiąc w pojawiających się bramach które pojawiały się tylko przez to że otwarta była brama kategorii S. Sprawiło to że potwory niższej rangi również zaczęły oblegać miasta przez co ewakuacji była możliwa tylko podczas ich odbijania.

Jutro będzie już siódmy dzień po otwarciu się bramy. Ale na razie... musiał odpocząć. Dziś już wiele nie zwojuje, a tymczasem jego cienie nadal będą walczyły.

***

- To miejsce jest kompletną ruiną. - Stwierdził ponuro Jin-Ho następnego dnia.

Jin-Woo bez słowa skinął głową. Przypatrując się otwartej bramie i olbrzymowi który z jakiegoś powodu jej pilnował.

- Przyleciałeś.

Jin-Woo odwrócił się zaskoczony słysząc znajomy skądś głos mówiący po koreańsku.

Za nimi stała krótko włosa kobieta w zbroi. Pamiętał ją, była w Korei razem z Goto Ryuijim.

- Tak, pani Hanekawa nie ma tutaj innych łowców prawda?

- W Tokio nie ma nikogo oprócz mnie. - Potwierdziła ponuro.- Nie możemy nawet obliczyć poniesionych tuta strat. Olbrzymy powędrowały już w inne rejony Japonii dlatego wszyscy łowcy musieli się podzielić. Przybyło do Japonii szesnastu łowców rangi S, sześciu Japończyków, dwóch chińczyków, trzech Kanadyjczyków, dwóch hindusów, jeden Rosjanin i jeden Brytyjczyk. Każdy z nich sprzeciwił się swoim rządom i gildią by tutaj przybyć, ale... to wciąż za mało. Utworzonych zostało również sześć grup z każdej gildii. Wśród ofiar znaleźli, się Yuri Orlov z Rosji, Hanzawa Kouki z gildii Czarnej Dziury i Lucas Hoyle z Kanady. Większość olbrzymów porusza się w grupach przez co trudniej je pokonać gdy każdy znajduje się na poziomie bossa rangi A.

Jin-Woo skinął głową. Zginęła trzech łowców rangi S, a więc straty wśród łowców rangi A musiały być zapewne kilkunastokrotnie większe.

- Ogółem pojawiło się trzydzieści jeden olbrzymów jeden z nich podobno chce przekroczyć morze i dostać się do Chin. Brakowało nam ludzi by obronić Japonię, ale większość potworów została pokonana dzięki tobie. Pozostałe olbrzymy są atakowane przez twoje cienie i innych łowców.

- Rozumiem. - Słuchając słów japonki Jin-Woo cały czas patrzył na olbrzyma pilnującego bramy. - A więc, pozostał już tylko ten.

Wzrok Jin-Woo przeniósł się na zniszczone Tokio. Ten widok coś mu przypomniał.

Wszędzie ogień, gruzy, szczątki budowli... tak wyglądał pałac demonów. Różnica była taka że tamto zdemolowane i zniszczone do granic możliwości miasto stało całkowicie w płomieniach.

Oba te widoki niepokojąco się na siebie nakładały. Jeśli to było swego rodzaju ostrzeżenie od systemu to Jin-Woo zastanawiał się co takiego system chciał mu tym przekazać.

Odkąd pokonał Architekta nie dostał żadnej wiadomości. Mogła więc istnieć możliwość że to było jego prawdziwe ciało.

Architekt, pałac demonów... to nie miało już znaczenia, nie pozwoli aby ziemia skończyła tak jak pałac demonów. Po to właśnie nieustannie rośnie w siłę.

- Zaczynajmy skoro jesteśmy już gotowi.

- Co? - Hanekawa spojrzała na niego w szoku. - Inni łowcy jeszcze nie przybyli...

Hanakawa rozejrzała się i dostrzegła jak wokół nich zaczynają pojawiają się przyzwania Jin-Woo.

Tank ze swoimi niedźwiedziami. Igris Żelazny i Rycerze, Kieł i orkowie, Jima i nagi oraz Beru i jego mrówki. Zostawiając swoich podwładnych na tyłach przywódcy grup podeszli bliżej Jin-Woo kiwając sobie głowami na przywitanie. Najbliżej podszedł Beru, za nim Igris i Żelazny, Kieł, Tank i Jima.

- Lepiej się stąd obaj wycofajcie. - Zwrócił się do Hanekawy i Jin-Ho, Jin-Woo.

Jin-Woo wyciągnął rękę a następnie skierował ją przed siebie.

- Do ataku.

Na jego rozkaz każdy cień z osobna i wszystkie naraz ruszyły na olbrzyma pilnującego bramy z potwora wydobywała się astronomiczna wręcz moc. Którą Jin-Woo wyczuł już w momencie przylotu, gdy samolot obniżał lot i był gotowy do lądowania. Już na lotnisku w Osace czuł tę chorą skalę mocy. W pierwszej chwili gdy poczuł tę aurę miał miał przemożną potrzebę ucieczki jak najdalej się dało. Była znacznie gorsza niż to co napotkał w podwójnym podziemiu a już wtedy myślał że nie spotka potwora z gorszą i bardziej przytłaczającą aurą. Bardzo się mylił.

Mrówki wzbiły się w powietrze, olbrzymy ruszyły biegiem, niedźwiedzie zaczęły szarżować. Wszyscy w jednym momencie przetoczyli się przez ruiny kilku ulic jak czarny przypływ energii.

Olbrzym jednak jak gdyby tylko na to czekał jednym potwornie szybkim susem skoczył przez nacierającą armię Jin-Woo niszcząc każdego żołnierza na swojej drodze.

Jednym machnięciem zabił ponad setkę żołnierzy Jin-Woo.

Reszta armii jednak nadal parła do przodu Kieł powiększając się sięgał największemu z olbrzymów do ramienia, następnie wypluł w jego stronę morze ognia podczas gdy setki mrówek obłaziły nogi olbrzyma gryząc go a orkowie skakali tnąc i uderzając go powyżej stóp tak by nie przeszkadzać mrówką.

Wystarczyła jednak tylko chwila i jedno tupnięcie aby olbrzym z jednej swojej nogi zrzucił wszystkie mrówki niszcząc je przy okazji.

Beru wyda z siebie głośny skrzek oburzenia i niecierpliwości stojąc koło Jin-Woo.

- Jeszcze nie. Cierpliwości.

Beru umilkł posłusznie podczas gdy stojący po jego drugiej stronie Igris czekał cierpliwie obserwując całą walkę.

Jin-Woo nie oczekiwał od swojej armii pokonania tego cholerstwa bo to byłoby niemożliwe.

Miał jednak wystarczająco many na zbyciu, a żołnierze muszą znaleźć jakiś słaby punkt tego potwora.

Jima zaatakował potwora z przodu ściągając jego uwagę podczas gdy olbrzymy cienia zaczęły atakować go z tyłu.

Już po chwili Jima został rozerwany przez wielkie łapska, a olbrzymy zostały odrzucone do tyłu.

Jin-Woo zmarszczył brwi.

Nie wyglądał jakby specjalnie się bronił, odrzucał wrogów lub ciągle atakował. Ale nie blokował ataków a przyjmował je i odpowiadał.

Mana okrywała go jak zbroja, był jej na tyle pewien że nawet nie próbuje się bronić.

Kieł znów zaatakował potwora ogniem celując w jego twarz podczas gdy on próbował pochwycić i zniszczyć Żelaznego.

Ogień trafił go prostu w twarz. Potwór zawył i zakrył na chwilę twarz dłońmi.

Ten atak... jego zachowanie, to mogło być to!

- Kaisel.

Z cienia pod nogami Jin-Woo wyskoczyła wywerna która natychmiast wzbiła się do lotu zabierając na swoich plecach Jin-Woo oraz Igrisa. Beru poleciał tuż za nimi.

Podczas gdy Kaisel leciał prostu na potwora Igris aktywował swój miecz przywołując błyskawicę i cisnął nimi w twarz olbrzyma.

Olbrzym zdążył się uchylić co było z jego szybkością zaskakujące. Błyskawice uderzyły w zniszczone pokruszone budynki za nim niszcząc je jeszcze bardziej.

Ale to było potwierdzenie którego Jin-Woo potrzebował.

Potwór chronił twarz.

Chronił oczy!

Igris zeskoczył z grzbietu Kaisela na ramię potwora a następnie posłał w jego twarz kolejne błyskawice. Zakrywając twarz jedną ręką potwór uniknął tego ataku. Jednak osłonił dłonią połowę twarzy drugą zostawiając odsłoniętą.

To ją zaatakował Jin-Woo tnąc prosto w oko. Granatowa krew prysnęła wokół a potwór zawył z bólu.

Tymczasem Beru atakował potwora w drugą stronę ciała, przeciwną do tej którą atakował Igris aby jeszcze bardziej go zdekoncentrować.

Igris posłał w nienaruszone oko swoje błyskawicę podczas gdy Jin-Woo nadal atakował okaleczone już oko wiedząc że nie mogą dać potworowi nawet chwili na otrząśnięcie się.

- Beru! - Słysząc wezwanie Beru wzbił się wysoko w powietrze a potem zaczął pikować prosto na twarz olbrzyma.

W końcu wleciał w uszkodzone przez Jin-Woo oko, a potwór wyjąć niemożebnie zaczął sam okładać się po głowie jakby chciał pozbyć się intruza ze swojego oczodołu. Czy teraz już wnętrza czaszki.

Potwór w końcu zaczął się chwiać wypluwając litry ciemnej krwi, po chwili padł podczas gdy Igris uskoczył do tyłu tak samo jak zrobił to Jin-Woo.

Ziemia zaczęła drzeć jak przy trzęsieniu ziemi, huk upadku musiał być słyszalny nawet się kilometry od miejsca walki a szyby jeszcze będące w budynkach oko rozpadły się w pył rozsypując się na zdemolowane ulicę.

[POKONAŁEŚ WROGA!]

Jin-Woo zamrugał stając jak wryty gdy przed jego oczami pojawiło się okienko.

Wroga?!

[ZDOBYŁEŚ POZIOM!]

[ZDOBYŁEŚ POZIOM!]

[ZDOBYŁEŚ POZIOM!]

[ZDOBYŁEŚ POZIOM!]

Sygnały dźwiękowe rozbrzmiewały mu w uszach gdy stał ogłupiały z szeroko otwartymi ustami.

Jego szeroko otwarte oczy przeniosły się na martwe cielsko olbrzyma które nawet teraz emitowało ogromną moc, taką samą jak za życia.

To coś jest zwykłym przeciwnikiem!

Niemożliwe!

Skoro on był tak potężny a nie był bossem, to jak nierealnie silny będzie boss?!

Ale system nie mógł kłamać.

Po pokonaniu każdego bossa system ogłasza „pokonałeś właściciela podziemia".

To jeszcze nie koniec rajdu.

Czy da sobie radę z bossem jeśli ten tutaj nie będący bossem był tak silny?

Pokonał go tylko dzięki taktyce i pomysłowi oraz swoim cieniom.

- Jin-Woo! Udało ci się! Zabiłeś bossa olbrzymów!

Usłyszał nadmiernie podekscytowany głos Yu Jin-Ho dochodzący z oddali.

Jin-Woo szybko podniósł rękę, dając znak Yu Jin-Ho, że powinien zatrzymać się w tym miejscu w którym był.

Jin-Ho zatrzymał się w pół kroku zmieszany.

- To nie był boss. Bądź ostrożny.

Tymczasem spojrzenie Jin-Woo stało się jeszcze poważniejsze niż wcześniej.

To nie była jedyna podejrzana rzecz. Z zabitego olbrzyma nie unosił się dym który oznaczałby że można użyć na nim wydobycia cienia.

Kiedy wyciągnął rękę po chwili w jego głowie rozległ się mechaniczny głos.

[WYDOBYCIE CIENIA NIE MOŻE ZOSTAĆ UŻYTE NA TYM CELU.]

Potwornie silny olbrzym pilnujący bramy nie wydawał się różnić tak bardzo od innych potworów z tej bramy. Czemu więc nie można było wydobyć jego cienia?

Jego rozmyślania przerwał dźwięk uderzenia o siebie kości.

Szczęka Olbrzyma nagle znów się poruszyła.

Usta stworzenia zostały otwarte i wyłonił się z nich humanoidalny kształt czegoś.

Jin-Woo odruchowo przyjął postawę bojową. Błyski światła odbijały się od ostrzy wezwanych w jego ręce. Na szczęście głos wydobywający się z ust Olbrzyma okazał się znajomy.

- Mój królu, to ja.

Beru zdołał w końcu się wyswobodzić i wyszedł, a następnie pochylił się przed Jin-Woo oddając mu cześć.

- Oh... W porządku.

Jin-Woo rozluźnił się chowając broń.

Po tym, jak Beru wszedł w ciało Olbrzyma, jego obecność została ukryta przez niemal bezdenną magiczną energię ogromnego potwora, w wyniku czego odróżnienie go stało się chwilowo niemożliwe.

Beru brnął naprzód, pokryty od stóp do głów ciałem i krwią olbrzyma. Jin-Woo mógł tylko się domyślać jak wielki koktajl zrobił we wnętrzu głowy potwora.

Jin-Woo miał zamiar serdecznie pochwalić swojego podwładnego, ale jego mina bardzo szybko zrzedła.

Naprawdę obrzydliwy zapach nasilał się, gdy Beru się zbliżał. 

W końcu stanął przed Jin-Woo i pochylił głowę z godnością.

- Naprawdę dobra robota, ale... strasznie capisz...

– ....Dziękuję mój królu.

Jin-Woo przez chwilę wydawało się że słyszał ponury ton w głosie swojego żołnierza, ale ostatecznie mogło mu się to tylko zdawać.

W każdym razie to, na czym musiał się skoncentrować, nie polegało na identyfikacji tego dziwnego płynu na ramieniu Beru. Jeśli ten supermasywny olbrzym nie był „właścicielem podziemia", to gdzie był prawdziwy właściciel?

Został w podziemiu?

Ale dlaczego miałby tam zostawać?

Czekał na coś?

Wyczuwając nagłą zmianę, Jin-Woo pośpiesznie wzmocnił swoją czujność. Beru również wyczuł niebezpieczeństwo tylko o krok wolniej i szybko zwiększył swój ogólny rozmiar ciała, stając przed swoim królem dla ochrony.

Zaraz potem zaatakował ich potężny podmuch wiatru nasyconego magiczną energią.

Czoło Jin-Woo zmarszczyło się.

Potwornie silny wiatr, wystarczająco gwałtowny, by wyrywać drzewa, korzenie i wszystko inne, omiatały go wokół nieprzyjemnie trąc po jego skórze.

Zamieszanie ucichło niemal natychmiast.

Beru uznał, że sytuacja została znormalizowana i wycofał się z frontu Jin-Woo. Tymczasem Jin-Woo spojrzał zmartwiony na Jin-Ho czy nic mu nie jest.

W jego przypadku został jednak osłonięty przez Igrisa.

Jin-Woo odetchnął z ulgą.

Nagle jednak jego uwaga została przejęta przez ciało olbrzyma które zaczęło unosić się ciągnięte w górę przez te magiczną energie która chwilę temu ich omiotła. Następnie energia zaczęła wciągać lewitujące ciało potwora ponownie w bramę. Jakby coś się o niego upominało.

Energia szybko wróciła do bramy razem z ciałem olbrzyma, każda kropla magicznej energii jaką wytwarzał już martwy potwór także została wciągnięta.

To było naprawdę niecodzienne i nierealne. Przynajmniej powiedziałby tak jeszcze pięć minut temu nim to się wydarzyło.

Boss musiał być w środku, a póki on nie umrze zadanie Jin-Woo tutaj się nie zakończy.

Yu Jin-Ho podkradał się coraz bliżej, aż stanął obok Jin-Woo. On również wpatrywał się w gigantyczną bramę.

- Zostań tutaj i czekaj na mnie.

Yu Jin-Ho skinął głową, widząc napięty wyraz twarzy przyjaciela. 

Nakazał cicho Igrisowi aby został w razie potrzeby przy boku Jin-Woo.

***

Myślał do tej pory że przywykł już do masywnych ogromnych podziemi.

Jak się jednak teraz okazało, był w błędzie.

Po wejściu w bramę przywitał go widok wielkiego wysokiego korytarza przypominającego korytarz jakiegoś bogatego ale starego i zapuszczonego zamku.

Na ścianach były zwykłe palące się pochodnie, po obu stronach stały masywne kolumny a na półokrągłym suficie były bardzo drobiazgowe zdobienia. Od podłogi do sufitu mogło być nawet sto metrów. Szerokość też robiła wrażenie, może około dwudziestu albo dwadzieścia pięć metrów od kolumny do kolumny.

Z drugiej strony taki rozmiar miałby sens skoro przechodziły tędy olbrzymy.

Oczy Jin-Woo błyszczały miękko w ciemności.

Nie zmniejszył czujności ani na chwilę i kontynuował posuwanie się w kierunku końca korytarza. Żołnierze, wróciwszy do idealnego stanu, mimo wcześniejszego zaangażowania w tak zaciekłą walkę, w milczeniu podążyli za nim a na ich czele szedł Beru.

Kroki Jin-Woo w końcu się zatrzymały.

Beru, idący tuż za nim, podniósł rękę, dając sygnał armii Cienia, by również się zatrzymała. Być może dlatego, że był wcześniej mrówką, gatunkiem zoptymalizowanym do życia w dużej grupie, był raczej biegły w dowodzie dużą armią.

Cała armia Cienia natychmiast się zatrzymała. Beru raz przyjrzał się żołnierzom, po czym przysunął się bliżej pleców Jin-Woo.

- Mój królu... słyszysz to?

A więc Beru też to słyszał.

- Słyszę.

Niedaleko już był koniec korytarza. Dobiegał stamtąd miękki śmiech. Był tak delikatny i cichy, że tylko istoty na poziomach Jin-Woo lub Beru mogły go wychwycić.

Dobroduszny śmiech mężczyzny wciąż rozbrzmiewał, jakby był z czegoś naprawdę zadowolony.

Jin-Woo nie mógł się powstrzymać przed zakłopotaniem.

Niesamowita magiczna energia, tak potężna, że utrudniała nawet oddychanie, kryła się w ciemności tuż przed nimi. Aura wroga, która dawała mu złe przeczucie, z łatwością przewyższała magiczną energię olbrzyma, gdy był jeszcze żywy.

Zirytowany tym śmiechem Jin-Woo uwolnił całą swoją energię która pomknęła naprzód oraz do góry po sam sufit.

Ale nawet gdy Jin-Woo uwolnił całą energię śmiech nie ustał.

Ten śmiech nie tyle martwił Jin-Woo co zaczynał go irytować.

Podszedł w końcu na drugi koniec korytarza. Otworzył masywne wielkie dziwnie zakurzone wrota i wszedł do środka a jego cienie podążył bezgłośnie za nim.

 Powitała go niewyobrażalnie wielka i otwarta przestrzeń, która powinna służyć jako schronienie dla masywnego niebywale wielkiego bossa.

Jin-Woo bez wahania szedł dalej w kierunku miejsca, z którego dochodził śmiech.

Widok tylu potworów spowitych czarnym dymem, posuwających się do przodu zgodnie, był aż nadto wystarczający, by zaszczepić strach w sercach każdego obserwującego wroga.

Jednakże śmiech wydawał się coraz głośniejszy i weselszy.

W końcu dostrzegł tego kto się tak śmiał.

Nie był... wielki.

Przywitał go widok mężczyzny całego skutego magicznymi najeżonymi kolcami czarnymi łańcuchami.

Był całkowicie skrępowany, w taki sposób że mógł ruszać jedynie głową.

Czarne łańcuchy połączone ze ścianami podziemia nie tylko owinęły się ciasno wokół tego nieznanego mężczyzny kilka razy, niektóre z nich nawet przeszyły jego ciało, a wyłaniające się końce zdawały się zakorzeniać w jego ciele.

To był tak nieszczęsny widok, że każdy, kto go obserwował, natychmiast zacząłby się zastanawiać, czy jeśli to była kara, to jak wielkie było przestępstwo popełnione, by uzasadnić takie traktowanie?

Jin-Woo zmarszczył brwi.

Z drugiej strony mężczyzna uśmiechnął się promiennie, patrząc na Jin-Woo, jakby spotkał bardzo bliskiego przyjaciela.

- Och, wy odrażający władcy! Spójrzcie kto odnalazł mnie jako pierwszy! Witam Monarcho.

Jin-Woo zatrzymał się, nie za daleko, ale nie za blisko.

Mężczyzna szybko kontynuował.

- Łańcuchy... uwolnij mnie z nich. Wiem co planują Władcy, pozostali Monarchowie muszą się o tym dowiedzieć.

Wtedy słowa mężczyzny nagle ucichły. Jego oczy, jeszcze przed chwilą wypełnione radością, w jednej chwili ostygły, jakby to wszystko było kłamstwem.

Ten nieznany mężczyzna spokojnie przyjrzał się Jin-Woo. Jin_Woo również przypatrywał się nieznajomemu z dużą dozą ostrożności. I właśnie w tym momencie zdał sobie sprawę, że twarz tego mężczyzny i supermasywnego Olbrzyma strzegącego Bramy były dokładnie takie same.

To nie był człowiek.

Pochodzące od niego fale magicznej energii zbyt różniły się od ludzkiej. 

Dlaczego jeden z potworów został w taki sposób uwięziony w podziemiu?

W ciągu następnych dziesięciu lat od otwarcia pierwszej Bramy, pojawiły się wszelkiego rodzaju różne potwory, ale to był jego pierwszy raz, gdy usłyszał o pojawieniu się potwora, który był przywiązany i nie mógł się poruszać po podziemiu. I pierwszy przypominający człowieka.

Ciekawą wskazówka były jednak użyte przez niego terminy „Monarchowie" i „Władcy"

Nastąpiła między nimi krótka chwila ciszy.

Dopiero po chwili nieznany osobnik ponownie przemówił.

- Ty... nie jesteś tym którego znam.

Nigdy wcześniej nie widział tej twarzy i nie był do końca pewien z kim pomylił go ten osobnik.

Czy... może chodził o tę postać ze wspomnień jaką pokazał mu Architekt? Miał taką samą umiejętność jak Jin-Woo, był tylko o wiele silniejszy.

- Czy to ci „Władcy" są odpowiedzialni za twój stan? - Spytał bardzo spokojnie Jin-Woo.

- Próbują mnie wykorzystać. Jako kamień milowy do rozpoczęcia prawdziwej wojny która ma nadejść.

Do tej pory Jin-Woo wiele razy próbował rozmawiać z inteligentnymi potworami, ale żaden nie zdołał wyjaśnić skąd pochodzi.

Ale wtedy ten, który znajdował się na jego oczach, po raz pierwszy ujawnił przyczynę swojego istnienia.

Prawdziwa wojna? To nie brzmiało dobrze.

Niezależnie od tego, czy te słowa były prawdą, czy kłamstwem, Jin-Woo zdał sobie sprawę, że mogą stać się ważną wskazówką do rozwikłania wszystkiego.

- Kim są „Władcy" o których mówiłeś?

- Starożytnymi wrogami Monarchów.

Monarchowie.

Jin-Woo przez system był określany jako Monarcha Cienia...

Wrogowie Monarchów... czy w takim razie byli też jego wrogami?

- Skoro cię tutaj uwięzili to musi oznaczać...

- Zgadza się, ja również jestem Monarchom.

A potem wyjaśnił dalej zdesperowanym głosem.

- Jest bardziej niż pewne że wszyscy Monarchowie i Władcy się tobie przyglądają. Ze swoją obecną siłą nie stanowisz dla nich wyzwania. Potrzebujesz wsparcia.

Ze wszystkich trudnych do zgłębienia słów, które zostały wypowiedziane, Jin-Woo wciąż zdołał wyłapać najważniejszy sens.

- Wsparcia?

Mężczyzna skinął głową.

- Uwolnij mnie, a ci pomogę.

W to akurat trudno było mu uwierzyć.

- Potwór pomoże mi, człowiekowi? Naprawdę myślisz, że w to uwierzę?

Nieznajomy miał poważny wyraz twarzy.

- A więc sprawię że mi uwierzysz.

Zaczął intonować jakieś zaklęcie, gdy jego usta poruszały się z niesamowitą prędkością, która wyglądała jak odtwarzanie wideo przyspieszone kilka razy, jeśli nie kilkanaście razy.

W tym momencie Jin-Woo wyczuł magiczną energię obecną w tej pustej, otwartej arenie, która nagle zaczęła wirować wokół tego mężczyzny. W mgnieniu oka przywołał swoje sztylety.

Gdyby gromadząca się magiczna energia niosła w sobie choć odrobinę agresji, to ostrze jego broni już przebiło czoło mężczyzny.

Jednak Jin-Woo cierpliwie czekał.

Ilość zużywanej magicznej energii była bardzo mała w porównaniu z rezerwami posiadanymi przez Jin-Woo i mężczyznę. Nie wyczuwał też żadnej agresji ani wrogich intencji ze zgromadzonej energii.

W końcu dziwny język wydobywający się z ust mężczyzny dobiegł końca, a wiadomość Systemu pojawiła się w polu widzenia Jin-Woo wraz ze znajomym dźwiekiem.

[KRÓL OLBRZYMÓW, MONARCHA POCZĄTKU, „REGIA" UŻYŁ „UMIEJĘTNOŚCI: „DEKLARACJA UCZCIWOŚCI (KONTRAKT)".]

[GDY TA UMIEJĘTNOŚĆ JEST AKTYWNA RZUCAJĄCY I JEJ CEL NIE MOGĘ SKŁAMAĆ W ROZMOWIE ZE SOBĄ.]

[AKCEPTUJESZ „DEKLARACJĘ UCZCIWOŚCI (KONTRAKT)"?]

T/N

Uwagę Jin-Woo przykuła przede wszystkim nie treść wiadomości, ale tytuł określający tożsamość nieznajomego.

Król olbrzymów...

Przypomniał sobie potwory typu olbrzym, na które polował w drodze do tego miejsca. Najprawdopodobniej musi istnieć jakiś związek między tym odkryciem a powodem, dla którego twarz supermasywnego Olbrzyma chroniącego Bramę jest taka sama jak twarz tego osobnika.

Gdy Jin-Woo zapadł w kontemplacyjne milczenie, mężczyzna cierpliwie czekał na odpowiedź.

Jin-Woo też nie mógłby skłamać.

Widząc, że System zadał sobie nawet trud zaalarmowania go w ten sposób, efekty tej umiejętności lub czegokolwiek innego musiały być pewne.

Musiał pomyśleć o tym, kto byłby w bardziej niekorzystnej sytuacji, gdyby nie mógł kłamać. Nie było jednak powodu, by zbyt głęboko się nad tym zastanawiać, ponieważ wniosek był raczej jasny.

W przypadku, gdyby pojawiło się pytanie, na które Jin-Woo nigdy nie mógł odpowiedzieć, wystarczyło zabić to stworzenie, nawet jeśli brzmiało to bezdusznie i brutalnie.

- Tak.

[UMIEJĘTNOŚĆ „DEKLARACJA UCZCIWOŚCI (KONTRAKT)" ZOSTAŁA AKTYWOWANA.]

[ZA OBOPULNĄ ZGODNĄ STRON ANI RZUCAJĄCY ANI AKCEPTUJĄCY NIE BĘDĄ W STANIE SKŁAMAĆ W CZASIE TRWANIA KONTRAKTU.]

Król Gigantów pilnie powtórzył to, co powiedział wcześniej, jakby czekał, aż Jin-Woo zaakceptuje kontrakt.

- Uwolnij mnie a ci pomogę.

Jin-Woo uniósł brwi nadal nie do końca przekonany.

- Racja całkowicie ci wi...

Oczy Jin-Woo zrobiły się okrągłe z zaskoczenia. Jego głos nie chciał wyjść z jego ust, jakby miał zablokowane gardło.

Uśmiech wkradł się na twarz tego Króla olbrzymów po zobaczeniu zaskoczenia Jin-Woo.

- Tak, to właśnie moc deklaracji uczciwości, uniemożliwia ci opowiadanie kłamstw.

- Rozumiem. Co ważniejsze... dlaczego z tobą mogę się porozumieć, czego nie zdołałem zrobić z innymi potworami?

- Potworami? - Spytał z niezrozumieniem Monarcha.

- Mam na myśli istoty wychodzące z bram. - Doprecyzował Jin-Woo.

- Ach, masz na myśli mieszkańców świata chaosu. Ja też mam pytanie. Jak możesz myśleć o tym, że zwykli mieszkańcy świata chaosu są na tym samym poziomie co Monarchowie, którzy nimi rządzą?

Król Gigantów uśmiechnął się szyderczo. Następnie uformował pełen godności wyraz twarzy, naprawdę pasujący do „Króla".

- Potwory które pojawiają się w podziemiach i wychodzą z bram to pozostałości pokonanych armii. Jeńcy wojenni którzy zostali złapani po przegranej walce z Władcami. Byli więzieni przez ogrom czasu, więc naturalnie ich umysły się poddały i zwariowali. Cierpliwie czekałem na dzień, w którym się uwolnię i im ucieknę. Jednak ja jestem królem i w przeciwieństwie do nich nie oszalałem. I tak oto tutaj jesteśmy, ty i ja.

Jin-Woo ciężko pracował, aby utrzymać emocje w ryzach i jak najbardziej obiektywnie przeanalizować to, co mówił ten facet.

– Jeśli naprawdę istnieje w wyższym królestwie niż inne potwory, to....

Wtedy może naprawdę znaleźć tutaj kilka ważnych wskazówek.

Miał mnóstwo rzeczy, o które chciał teraz zapytać. Ale zanim to zrobił, musiał najpierw potwierdzić coś innego.

- Gdy powiedziałeś o walce z Władcami, to chodziło ci o armię skrzydlatych żołnierzy w srebrnych zbrojach ?

- Zgadza się to są żołnierze Władców.

Zgodnie z oczekiwaniami. Wydawało się, że kolejny element układanki wskoczył na swoje właściwe miejsce.

Czyli to co pokazał mu Architekt mogło być prawdą. Mógł zobaczyć jedną z bitew między żołnierzami Władców a Monarchów.

Jin-Woo zadał kolejne pytanie.

- Dlaczego ci cholerni Władcy cały czas wysyłają do nas te potwory... nie, te istoty?

Powód istnienia bram. Gdyby mógł znaleźć powód, dla którego te bramy wciąż się pojawiały, to czy nie byłby w stanie coś z tym zrobić i powstrzymać kolejne przed pojawianiem się.

Król Olbrzymów przemawiał z dużo większym naciskiem w głosie.

- Mówiłem coś przygotowują się do wojny.

- Wojny?

- Planują przekształcić ten świat w pole bitwy i kolejny raz rzucić wyzwanie Monarchom.

- Nie nadążam... dlaczego wysyłają potwory, by zrobić z ziemi pole bitwy?

Cóż, to prawda, że czasami z bramy mogła powstać sytuacja o wiele bardziej przerażająca pole bitwy, ale to nadal nie miało dla niego zbyt dużo sensu.

Jin-Woo na chwilę przypomniał sobie wydarzenie, które miało miejsce w szkole Jin-Aha. Nawet wtedy były to sprawy, które dotyczyły ludzkości. Po prostu nie mógł zrozumieć, w jaki sposób mogłyby one służyć jako przygotowania do jakiejś wojny z udziałem ras nieludzkich.

- To całkiem proste. Robią to, by w waszym świecie pojawiła się magiczna energia.

Jin-Woo miał wrażenie, że właśnie został uderzony w tył głowy.

Jeśli potwory były katastrofą wychodzącą z bram, to magiczna energia była błogosławieństwem. Nie tylko łowcy tak uważali, ale również większość cywili.

Kryształy many i magiczne kamienie. Te obiekty wypełnione magiczną energią, były najznakomitszym źródłem energii na świecie.

A teraz się okazuje że to zapowiedź wojny?!

Król Gigantów kontynuował swoje wyjaśnienia.

- Nie ma lepszego sposobu, by propagować nieistniejącą moc niż rozlanie krwi tych którzy ją posiadają. Dlatego władcy zdecydowali że użyją swoich jeńców. Gęstość magicznej energii rośnie z dnia na dzień. Oto owoc wyhodowany na krwi tych potworów. Magiczna energia wzmacnia świat, a ich plan polega na tym, by uwolnić jej na tyle by ten świat wytrzymał skutki wojny.

- Przez wojnę masz na myśli? - Spytał ponuro Jin-Woo czując jak jego skóra coraz bardziej cierpnie.

- Kolejną bitwę pomiędzy Monarchami a Władcami. Niedługo świat w którym żyjesz zamieni się w piekło. Nie mamy czasu, gdy rozniesie się wieść, że się spotkaliśmy, zarówno Władcy jak i Monarchowie wykonają swój ruch. Możliwe że wysłannicy Władców już to zrobili.

- Wcześniej powiedziałeś, że skupiają się na mnie... Dlaczego?

- Naprawdę nic nie wiesz.

Królowie kontynuowali swoje wyjaśnienia tonem pełnym litości.

- Moc którą posiadasz, nie należy do ciebie. To dowód na to że prawdziwy właściciel zdradził pozostałych Monarchów. Przez to stałeś się wrogiem obu stron. Jednak ja przysięgam walczyć u twego boku.

Jin-Woo zgodził się z tym.

Zdolności Władcy Cieni były czymś, co otrzymał z Systemu. Nie mógł zaprzeczyć nie była jego od samego początku.

- To dowód na to że prawdziwy właściciel zdradził pozostałych Monarchów. Przez to stałeś się wrogiem obu stron. Jednak ja przysięgam walczyć u twego boku.

Kiedy Jin-Woo to usłyszał, przypomniał sobie posąg anioła mówiący coś podobnego w swoich ostatnich chwilach. Prawdopodobnie posąg był również jednym z mieszkańców Świata Chaosu, który podążał za Władcami.

- Pomożesz mi?

Król Gigantów ocenił, że tyle przekonywania wystarczy i przybrał poważną, zdeterminowaną minę. Na nieszczęście dla niego Jin-Woo spokojnie zadał w zamian pytanie.

- Skoro zamierzasz walczyć u mojego boku to prostsze byłoby zrobienie z ciebie moje żołnierza cienia.

Król Gigantów wzdrygnął się ze zdziwienia.

Trwało to tylko sekundę, ale przez tę krótką chwilę Król miał wrażenie że twarz tego człowieka i poprzedniego Monarchy Cieni nakładają się na siebie.

Ale może tylko dał ponieść się fantazji. Oczy tego człowieka świeciły maną Władcy Cienia którą widział tak wiele razy wcześniej. Może to dlatego.

To, co powiedział człowiek, nie było nielogiczne z jego perspektywy. Dla niego większym plusem byłoby posiąść absolutnie lojalnego żołnierza niż stworzenie zupełnie nowego sojuszu z zupełnie obcą osobą.

Król w duchu podziwiał fakt, że ten człowiek nie przegapił tego kluczowego faktu. Odezwał się i wyjaśnił sytuację.

- Monarchowie i Władcy posiadają duchowe ciało. Są one niszczone podczas śmierci, więc nie zdołasz z nich zrobić swoich cieni. Dlatego też nie mogę zostać twoim żołnierzem. Tyle wystarczy byś mi pomógł?

To był powód, dla którego król myślał, że Jin-Woo poda mu pomocną dłoń, gdy wyraźnie istniała znacznie łatwiejsza metoda, aby zmienić go w Żołnierza Cienia. 

Jin-Woo bez słowa wpatrywał się w króla.

Nazywany Królem Olbrzymów, niósł ze sobą wyraz pewności, jakby wiedział, że krępujące go więzy wkrótce zostaną zerwane.

Na pierwszy rzut oka wydawało się że intencję Monarchy są szczere i nie chce zrobić mu krzywdy.

Dlaczego jednak wciąż odczuwał ten niepokój?

- Chciałbym zapytać się tylko o jeszcze jedną rzecz. Mówisz więc że podziemia są... przygotowywane, zamykani są w nich jeńcy wojenni i otwierają się potem na ziemi?

- Dokładnie tak, myślałem że to już jest dla ciebie jasne? - Monarcha westchnął zniecierpliwiony.

- Jest jasne, zastanawiam się po prostu... możesz chociaż oszacować ze swojej wiedzy ile jest przygotowanych takich bram i jak długo będą się pojawiać? - Spytał z ciekawością Jin-Woo.

Król olbrzymów zamyślił się na chwilę mrużąc oczy.

- To trudne pytanie. Jeńców wojennych pojmanych przez Władców według mojej wiedzy było kilka... kilkanaście? Miliardów. Nasze armię liczyły wielokrotność populacji twojego świata a waśń trwała już od eonów, stoczonych bitew nie da się zliczyć. Te bramy musiały zostać stworzone z myślą że przygotowanie waszego świata może zająć nawet setki lat. Widzisz... Każdy świat reaguje inaczej na energię i ta energia powstaje w różnych okresach czasu. Może to trwać kilkanaście lat lub nawet kilkaset lat.

- Kilkaset lat? - Spytał z niedowierzaniem Jin-Woo natomiast monarcha westchnął ciężko.

- Owszem. Mówiłem już że nasza wojna trwa eony lat. Zawsze toczymy je na zdobytych gruntach. Nasze rasy egzystują w wymiarach w których trudnym, lub nawet niemożliwym byłoby prowadzenie wojen. Nie można przed rozpoczęciem przygotowywań oszacować jak długo energia na danym świecie będzie się rozwijać. Wasz świat jest wyjątkowo... elastyczny z braku lepszego określenia. Może jeszcze rok, góra dwa, nie dłużej.

- Jesteś tutaj zamknięty mimo to masz tego taką pewność? - Spytał z powątpiewaniem Jin-Woo.

- Jestem potężniejszy od ciebie, co za tym idzie znacznie bardziej wyczulony na moc gdy moja brama się otworzyła moja magia zaczęła wypływać do was, ale zadziałało to też w drugą stronę. Magia która jest w waszym świecie wpłynęła do bramy i poczułem ją ja. Wracając, dlatego właśnie zawsze przy szykowaniu bram bierze się pod uwagę że przystosowywanie nowego pola bitwy może trwać setki lat. W najrzadszych przypadkach tysiące, ale ich było naprawdę tylko kilka. Bram zapewne zostało przygotowanych jak zwykle dziesiątki bilionów. Pamiętaj że są wykorzystywane też te bramy które były używane do przygotowywania jeszcze wcześniejszych światów które już zostały zniszczone przez nasze bitwy. Te bramy się nie marnują... - Monarcha zaśmiał się bez humoru. - Nic się nie marnuje dlatego przygotowanie większej ilości bram nie jest niczym szkodliwym. Nie wykorzysta się ich w tym świecie to w następnym. Nic straconego.

Jin-Woo stał z szeroko otwartymi ustami patrząc tępo na monarchę który widząc to uniósł brwi i przewrócił swoimi czerwonymi oczami z politowaniem.

Dziesiątki bilionów?!

Bilionów?!

Przcież ta liczba była niedorzeczna!

Kiedyś zobaczył przez przypadek jak Jin-Chul czytał roczną statystykę pojawiających się bram z tamtego roku. Zainteresowało go to, bo nigdy wcześniej nie zastanawiał się na poważnie ile bramy rocznie czy nawet dziennie pojawia się w Korei. Pisało w nim że codziennie w Korei pojawiało się rok temu około 53 bramy. Rocznie dało to około 19 tysięcy bram. Więc przez dziesięć lat pojawiło się ich w Korei niecałe 200 tysięcy.

Korea nie była wielkim krajem, a krajów było około 200. Niektóre były od Korei znacznie mniejsze, inne były kilkanaście razy większe. W takich China rocznie mogło pojawiać się nawet milion bram. Tak samo w stanach w Indiach czy Rosji. Nawet gdyby założyć totalnie znikąd że na świcie rocznie pojawiało się dziesięć milionów bram to żeby pozbyć się ich wszystkich potrzeba by było aż...

Sfrustrowany Jin-Woo wyciągnął z kieszeni telefon i włączył kalkulator.

- Daj mi chwilę. - Poprosił olbrzyma który uniósł brew patrząc na Jin-Woo.

- Śmiało i tak gniłem tu już setki lat. A może więcej... kilka minut nie zrobi mi różnicy. - Nadeszła gderliwa odpowiedź.

Telefon o mało nie wypadł z rąk Jin-Woo gdy obliczył że potrzebowaliby około 100 pieprzonych tysięcy lat na pozbycie się wszystkich bram.

Powstrzymując się w ostatniej chwili od ciśnięciem telefonem o ziemie Jin-Woo wyłączył go chowając do kieszeni.

- Dziesiątki biliardów? - Spytał ponuro Jin-Woo.

- Może ostatecznie kilkanaście biliardów. Mówię to całkowicie szacunkowo, głównie z wcześniejszych doświadczeń. Pod koniec przygotowywań bramy zaczną pojawiać się nieco częściej, ale tak, mniej więcej tak to będzie wyglądało. Ale dlaczego w ogóle tak cię to interesuje? - Spytał wyglądając na szczerze ciekawego olbrzym.

- Bo chce wiedzieć jak długo będzie trzeba się ich pozbywać. - Wyjaśnił wściekle Jin-Woo mając ochotę w coś uderzyć. Najlepiej głową.

Większość społeczeństwa po pierwszych kilku latach pogodziła się z prawdopodobną sytuacją że bramy staną się nieodłącznym elementem ich świata skoro po pierwszych kilku latach jeszcze nie zniknęły, ale mając tego tak ponure potwierdzenie...

- Pozbyć. - Powtórzył zmieszany Monarcha jakby nie do końca czegoś rozumiejąc. Kilka razy zamrugał powoli po czym ku wściekłości Jin-Woo zaczął się śmiać.

Łańcuch dzwoniły gdy całe jego ciało się trzęsło.

- Nie rozumiesz. - Stwierdził w końcu Monarcha widząc płonącą furię w oczach Jin-Woo. - Zniknięcie bram będzie dla twojego świata katastrofą. O ile do wtedy przetrwa, w co wątpię.

- O czym ty mówisz, przecież...

- A,a,a... to ty założyłeś że po wyczyszczeniu wszystkich bram wszystko wróci do normy. Ja nic takiego nie powiedziałem.

Jin-Woo zamilkł zdając sobie sprawę że król olbrzymów ma rację. Według niego to było jednak logiczne założenie, skoro te bramy były wcześniej przygotowywane wystarczyło tylko...

- Rzecz w tym że wasz świat już nasiąkł magiczną energią która stała się jego nieodłącznym elementem. Jednak wasz świat jej nie wytwarza, pobiera ją z bram które są przygotowane, gdybyście przetrwali do momentu gdy bram zabraknie wasz świat nie miałby skąd czerpać tej mocy która stała się dla niego tak normalna i potrzeba jak dla ciebie powietrze. Bez tej mocy świat powoli zacznie usychać. Rośliny, gleba, woda, zwierzęta, ludzie... wszystko zacznie schnąć i umierać. Wy już nie możecie się odciąć od magicznej energii, potrzebujecie jej do przetrwania, rozumiesz?

Jin-Woo patrzył przerażony i zszokowany na Monarchę.

Najpierw dowiaduje się o tej astronomicznej liczbie bram której nie uda się oczyścić nawet za życia jego praprawnuków a potem że po wyczyszczeniu tych bram co może stanie się za setki tysięcy lat ich świat bez energii z nich obumrze?!

Wychodziło na to że wyczyszczenie tych bram było jeszcze gorsze niż ich pojawianie się! Bez nich czeka ich pieprzona zagłada!

To... to było potworne.

Magiczna energia nie była zbawieniem, była narkotykiem który miał przygotować ich na armagedon a gdyby go uniknęli to odstawienie tego narkotyku i tak by ich w końcu bardzo boleśnie zabiło.

Gorszego scenariusza Jin-Woo chyba nie mógł usłyszeć.

Musiał się zastanowić co dalej. Musiało być jakieś wyjścia. Potrzebowaliby w końcu kolejnych bram... ale jak je zdobyć? Bramy szykowali ci pieprzeni Władcy którzy chcieli ich...

- Uwolnisz mnie w końcu? Pomogę ci ze wszystkim tylko mnie już wypuść. - Odezwał się ponownie król olbrzymów. -Wiesz już wszystko czego chciałeś.

Jin-Woo wziął głęboki oddech.

Bez względu na to, jak ciężko rozważał swoje opcje, nie mógł wymyślić powodu, by odrzucić prośbę tego króla. Im dłużej myślał o tym co przegapił tym większy niepokój czuł. Miał wrażenie że coś jest naprawdę, nie w porządku...

Czy robił się zbyt paranoiczny?

Jin-Woo podszedł do króla olbrzymów, trzymając „Krótki Miecz Króla Demonów".

Król skinął głową. Jin-Woo odwzajemnił to skinienie głową.

Machnął swoim krótkim mieczem starając się skupić w tym cięciu całą swoją magiczną energię i jeden z łańcuchów bezsilnie pękł na pół.

Gdy widział jak łańcuch upada a jedna z dłoni monarchy zostaje uwolniona, chodź nadal miał wielki kajdan na swoim nadgarstku, poczuł zdenerwowanie.

Król olbrzymów przybrał pełen szacunku wyraz twarzy, który nie był ani radosny, ani smutny, i czekał, aż jego ograniczenia zostaną usunięte.

Jin-Woo pochylił się w kierunku pleców króla, aby przeciąć łańcuchy zakorzeniające się w jego ciele. Ale wtedy dostrzegł coś co zatrzymało na chwilę jego serce.

Łańcuchy, fakt że Monarcha znajdował się w podziemiu jak inne potwory...

Myśl o tym, co przeoczył i dlaczego czuł tak wielki niepokój, gwałtownie wpadła mu do głowy.

Jin-Woo powstrzymał się przed przecięciem kolejnego łańcuch i zamiast tego spojrzał uważnie w oczy Monarchy.

- Powiedziałeś że stanie po mojej stronie, prawda.

- Oczywiście. Jeśli mi pomożesz ja pomogę tobie. To sprawiedliwa i uczciwa umowa pomiędzy dwoma Monarchami.

Już kilka razy słyszał tę odpowiedź. Jednak to, co chciał potwierdzić Jin-Woo, było tylko połową tego co Jin-Woo chciałby usłyszeć. Monarcha nie musiał wiedzieć co Jin-Woo uważał za swoją stronę.

- W takim razie jesteś tez po stronie ludzkości?

- ...

Król nagle zamilkł.

Kontrakt który zawarli sprawiał że Monarcha nie mógł skłamać. Gdyby zapewne spróbował coś powiedzieć w połowie słowa by umilkł.

Jin-Woo zajrzał za szyję istoty. Czarny jak smoła kryształ many osadzony na jego karku odbijał chłodno światło otoczenia.

Dopóki ten przedmiot tkwił w jego ciele, Monarcha słyszał głos Władców jak każdy inny potwór.

„Zabij każdego człowieka".

Przez krótką chwilę w powietrzu unosił się morderczy zamiar.

Wolną już prawą ręką Król Gigantów wycelował w głowię Jin-Woo.

Ręka Monarchy nadal nie była całkowicie wolna dlatego nie dosięgnął swojego celu. Opuścił głowę i uniknął ataku, po czym wbił krótki miecz w pierś króla.

Jin-Woo szybko przekręcił sztylet, aby zadać większe obrażenia.

Król Gigantów nagle zwymiotował krwią.

Jednak ten pojedynczy cios nie wystarczył. Pozostawanie tej istoty przy życiu było zbyt ryzykowne. Kamish który był największą katastrofą jaka spotkała ludzkość... to byłoby nic w porównaniu z królem olbrzymów.

Robiąc kolejny unik wyszarpał miecz z piersi króla i wbił go ponownie obok rany z całą swoją siłą.

Odskakując od Monarchy by uniknąć tej jego cholernie szybkiej reki Jin-Woo wyciągnął dłoń i przyzwał uwięziony w piersi Monarchy sztylet.

Ten natychmiast wyrwał się w jego stronę a Monarcha jęknął szarpiąc się z bólu w przód podczas gdy z jego ust uleciało więcej krwi.

- Gdy bitwa pomiędzy mieszkańcami twojego świata i świata chaosu rozegra się na dobre, pole bity stanie się jeszcze okrutniejsze. Mam nadzieję... że wszystko co chcesz... chronić spłonie w ogniu wojny...

- Twoje niedoczekanie.

Znów skoczył w przód i zadał kolejny atak.

Odcinając głowę bossa.

Ręka opadła bezwładnie na ziemię a ciało osunęło się niżej obecnie trzymane tylko przez łańcuchy podczas gdy głowa upadła na ziemię i potoczyła się do przodu.

To był koniec.

W chwili, gdy król zaczerpnął ostatniego tchnienia, oceaniczna, magiczna energia drzemiąca w stworzeniu eksplodowała na zewnątrz.

W jego głowie rozległ się znajomy mechaniczny dźwięk. Początkowo myślał, że to tylko jeden z tych normalnych ostrzeżeń, które System często wysyła.

Jednak przesłanie zdecydowanie nie miało normalnego charakteru.

[ POKONAŁEŚ MONARCHĘ POCZĄKU REGIĘ, JEDNEGO Z DZIEWIĘCIU WŁADCÓW.]

[PRZELICZANIE DOŚWIADCZENIA.]

[PRZEZ DUŻĄ ILOŚĆ DOŚWIADCZENIA, POTRZEBNY BĘDZIE DODATKOWY CZAS DO POPRAWNEGO PRZELICZENIA.]

Co do diabła?

Nigdy wcześniej taka sytuacja nie miała miejsca.

Fakt faktem że czasem zdobywał po kilka poziomów naraz więc doświadczenia musiało być sporo, zwłaszcza gdy stawał się coraz silniejszy, ale...

W jego głowie nieustannie rozbrzmiewały mechaniczne sygnały dźwiękowe.

Teraz gdy stał się tak silny do kolejnych poziomów była potrzebna ogromna ilość doświadczenia więc czy zdobędzie teraz kilka kolejnych poziomów?

Jak wiele z tego jednego bossa może zdobyć?!

To był wręcz szaleństwo.

[ZDOBYŁEŚ POZIOM!]

[ZDOBYŁEŚ POZIOM!]

[ZDOBYŁEŚ POZIOM!]

[ZDOBYŁEŚ POZIOM!]

[ZDOBYŁEŚ POZIOM!]

[ZDOBYŁEŚ POZIOM!]

[ZDOBYŁEŚ POZIOM!]

[ZDOBYŁEŚ POZIOM!]

Oczy Jin-Woo otwierały się coraz szerzej i szerzej podczas gdy on stał bezradnie przyglądając się kolejnym wiadomościom których nie nadążał zliczać.

Jin-Woo pośpiesznie przywołał swoje okno statystyk gdy dźwięk wreszcie ucichł.

[POZIOM: 122]

Jego ramiona opadły gdy zobaczył swój obecny poziom.

Setny poziom zdobył na wyspie Jeju. Jednak potem zaczął mieć problemy z wbijaniem kolejnych poziomów.

Gdy przez tydzień czyścił wszystkie podziemia wysokiej rangi w okolicy jego poziom wzrósł do 103. Wzrost zaledwie o trzy przy oczyszczaniu poziomów rang A i B to był bardzo ponury widok.

Ale teraz jego poziom przekroczył 120?

Wszystko to dzięki olbrzymom które dawały mu dużo doświadczenia, w końcu każdy z nich był na poziomie bossa bramy kategorii A . Potem wszedł w bramę i pokonał Monarchę co dało mu niesamowite osiem poziomów. Doświadczenie jakie w tym momencie uzyskał było niedorzecznie ogromne.

Jak potężny byłby ten sukinsyn na wolności?

Myśląc o tym twarz Jin-Woo spochmurniała.

Sama jego spętana moc sprawiała że Jin-Woo chciał uciec jak najdalej, a gdyby był wolny... Mógłby zniszczyć całą ziemię.

Jin-Woo nie sądził aby jakikolwiek łowca dał mu radę, nawet on.

Pokręcił głową czując złość na samego siebie, o mało nie doprowadził do tragedii przez swoją głupotę.

Gdyby coś go nie tknęło... gdyby nie zobaczył wystarczająco szybko tego kamienia na szyi bossa, gdyby uwolnił go bardziej przed dostrzeżeniem prawdy...

Był głupio naiwny i nieostrożny. Powinien pamiętać że każdy potwór będący w podziemiu ma kryształ w swoim ciele i że to on sprawia że potwory chcą zabijać. Zupełnie to zignorował patrząc na monarchę początku.

Nagle zwłoki króla zaczęły pękać jak rozłupywany powoli kamień, a wkrótce zamieniły się w pył tworząc malutką kupkę na podłodze.

Ach tak, duchowe ciało...

Wydobycie cienia nie było obecnie możliwe, tak jak mówił.

Jin-Woo wydobył czarny Magiczny Kryształ ze stosu i lekko go oczyścił.

Trochę było mu szkoda że nie mógł pozyskać nowego żołnierza, ale mówi się trudno.

Jin-Woo przyjrzał się kryształowi.

Jego czysta jak lustro powierzchnia odbijała jego twarz. Czuł jak jego palce mrowią tam gdzie spotykały się z gładką chłodną fakturą kryształu. Nawet jego kryształ miał w sobie mnóstwo many.

Błądząc myślami daleko, Jin-Woo przypomniał sobie scenę jaką pokazał mu Architekt, która teraz nabrała nowego znaczenia.

Władcy chcą zrobić pole bitwy z ich świata... już wkrótce. Jin-Woo był nadal za słaby by się temu przeciwstawić. Obecnie miał wrogów iw Monarchach i w Władcach a to był najgorszy możliwy scenariusz.

Musiał stać się znacznie silniejszy.

Kiedy się odwrócił aby odejść, jego stopa dotknęła czegoś leżącego na podłodze.

Spojrzał poniżej i odkrył, że był to czarny łańcuch, który był owinięty wokół króla olbrzymów. Ciekawość natychmiast wypełniła oczy Jin-Woo. I bardzo szybko ta ciekawość przekształciła się w pełne zainteresowanie.

Ostrożnie sięgnął i złapał się jednego z łańcuchów wciąż przymocowanych do ściany lochu.

Z łatwością, mógł wyczuć, że jego siły są wysysane.

Rzeczywiście, ten łańcuch pochłaniał jego magiczną energię.

Nagle ku jego zaskoczeniu przed oczami pojawiła się wiadomość systemu.

[CZY CHCESZ ZEBRAĆ WSZYSTKIE ŁAŃCUCHY Z KORADIANU?]

[TAK][NIE]

Och? System nigdy nie pytał go czy chce coś zebrać z podziemia. Jin-Woo po prostu brał to co chciał a system pozostał bierny i całkowicie na to obojętny.

Dlaczego więc teraz się nagle o to pytał? Czy te łańcuchy były dla niego niebezpieczne? A może na tyle cenne?

To nie było z drugiej strony normalne podziemie, nie miało normalnych potworów ani tym bardziej normalnego bossa, więc może i nagrody nie były do końca normalne.

Po chwili namysłu czując kłującą ciekawość Jin-Woo zgodził się.

Ku jego zaskoczeniu w jednej chwili wszystkie długie i grube łańcuchy urwały się ze ścian i padły z głośnym łoskotem na ziemię. Następnie Jin-Woo patrzył z ostrożna fascynacją jak te łańcuchy powoli się topiły i zmieniały się w dziwną ciemną grudkę emanującą silną energią.

Po chwili Jin-Woo podszedł do tego co pozostało z łańcuchów i podniósł plastyczną grudę przypatrując jej się.

Przed jego oczami pojawiło się okno systemu gdy przyglądał się z ciekawością materiałowi.

[PRZEDMIOT: STOP KORADIANU]

KLASA PRZEDMIOTU: S

TYP: PRZEDMIOT RZEMIEŚNICZY.

JEST TO SPECJALISTYCZNA LEGENDARNA MIESZANKA STOPÓW METALI, KORUNDU, OBSYDIANU I DIAMENTU. Z TEGO MATERIAŁU STWORZONE BYŁY ŁAŃCUCHY WIERZĄCE TYSIĄCE LAT MONARCHĘ POCZATKU, KRÓLA OLBRZYMÓW.

ABSORBUJE I PRZECHOWUJE MOC MAGICZNĄ W ZALEŻNOŚCI OD POTRZEBY UŻYTKOWANIA. JEST JEDNYM Z NAJTWARDSZYCH ISTNIEJĄCYCH STOPÓW.

GRACZ MOŻE WYKONAĆ Z NIEGO DOWOLNE CZTERY ELEMANTY EKWIPUNKU O NIESAMOWITYCH WŁAŚCIWIOŚCIACH. UWAGA: EKWIPUNEK TEN NIE BĘDZIE MOŻLIWY DO ZAŁOŻENIA PRZEZ „GRACZA".

Jin-Woo przyjrzał się materiałowi leżącemu w swoich dłoniach. Był kruczo-czarny lecz mienił się w słońcu niczym wypolerowana stal czy najczystszy diament. Już będąc tą bezkształtną masą był bezsprzecznie piękny.

Zastanawiał się jednak czemu sam nie mógłby nosić przedmiotów utworzonych z tego stopu? Czy to dlatego że został on stworzony do spętania Monarchy?

Jin-Woo ciekawy był co może z niego powstać.

Czy chciał cokolwiek obecnie w ogóle z niego robić? Czy byłby w stanie?

Zamyślił się zmieszany. Po chwili błądząc myślami zdał sobie sprawę ze może system odwali za niego całą robotę tak jak w przypadku wody życia.

Skupił się nakazując bezgłośnie przekształcić materiał.

CZY CHCESZ PODDAC OBRÓBCĘ TEN MATERIAŁ?

[TAK] [NIE]

Nie mógł tego założyć. Mógł to jednak komuś dać.

Tylko komu...

Bardzo szybko w jego głowie pojawia się spokojna poważna twarz o czekoladowych oczach.

Serce Jin-Woo zabiło mocniej a na jego usta mimowolnie wypłynął czuły uśmiech.

Stał się zakochaną licealistką, ale mówiąc szczerze miał to totalnie gdzieś.

Jin-Chul był chyba jego pierwszym poważnym związkiem. Zawsze był zbyt zdenerwowany, spięty i zbyt przeciętny na jakiś poważny związek gdy chodził do liceum. Dziewczyny wolały bogatszych, mających pasję i czas wolny przystojnych chłopaków. On nie miał pieniędzy, zbyt dużo na głowie i wygląd przeciętny. Sam nie miał nigdy głowy zabiegać o dziewczynę a one same nie zwracały na niego większej uwagi.

Wcześniej nie był zakochany, może się podkochiwał. Ale nigdy nie kochał.

Teraz wiedział że to było cudowne uczucie.

ALARM

SYSTEM ZACZYNA PRZETWARZANIE.

Jin-Woo zamknął oczy myśląc o Jin-Chulu podczas gdy materiały w jego dłoni zaczęły bardzo powoli się ruszać i zmieniać.

Czuł że nie musi wymagać czegoś konkretnego, system wszystkim się zajmie. On tylko przywoływał wspomnienia. Jin-Chul wysiadał z samochodu po incydencie z Kang Tae-Shikiem, stał na szpitalnym korytarzu czekając aż Jin-Woo wyjdzie z pokoju jego matki, stał z szeroko otwartymi oczami patrząc na Jin-Woo gdy ten zabił bossa w podziemiu zarezerwowanym przez gildię Łowców, stał przed jego siostrą broniąc ją przed bossem bramy która otworzyła się w jej szkole, walczy zażarcie w podwójnym podziemiu z Architektem, siedzi przy Kaiselu podczas gdy Jin-Woo ćwiczy z Beru.

Wspomnienia przeskakiwały w jego głowie gdy materiał ciągle się formował i zmieniał.

W końcu Jin-Woo usłyszał mechaniczny dźwięk systemu i głos.

FORMOWANIE ZAKOŃCZONE SUKCESEM.

Otworzył oczy patrząc na cztery zaskakująco małe przedmioty.

Spinki do mankietów, sygnet, spinka do krawata i kolczyk. Wszystkie z nich o dziwo były złote z czarnymi kryształami, mimo że o złocie w opisie materiału nic nie pisało. Ciekawy Jin-Woo otworzył opis stworzonych przedmiotów.

[PRZEDMIOT: PRZEKLĘTE KRYSZTAŁY POŚWIĘCENIA MARDUKA]

KLASA PRZEDMIOTU: S

TYP: SPINKI DO MANKIETÓW.

POSIADAJĄ ODNAWIALNĄ REZERWĘ MANY Z KTÓREJ UŻYTKOWNIK MOŻE CZERPAĆ.

+150 MP

DODATKOWY EFEKT: PODCZAS PRÓBY ŚCIĄGNIĘCIA ARTEFAKTU PRZEZ OSOBĘ TRZECIĄ O ZŁYCH ZAMIARACH AKTYWOWANA JEST KLĄTWA OCHRONNA: „PRZYŚPIESZONY ROZKŁAD".

Złote kwadratowe spinki z czarnymi kamieniami. Wydawały się eleganckie i jednocześnie proste. Były obiektywnie bardzo ładne z wyglądu. Tak samo zresztą jeśli chodzi o statystykę.

Każdy łowca nawet walczący w zwarciu korzystał z many która wręcz określała jego siłę, im więcej many miał łowca tym silniejsze były jego ataki. Tak więc tym silniejszy był.

Jin-Woo rozbawiło że ten przedmiot był akurat spinkami do mankietu. Idealnymi na Jin-Chula który większość dni nosił przecież garnitur.

[PRZEDMIOT: PIEKIELNY SYGNET WIERNOŚCI MARDUKA.]

KLASA: S

TYP: SYGNET

NAGRZEWA SIĘ GDY KTOŚ MA ZŁE INTENCJĘ, WYKAZUJE ZAOPINIOWANĄ WROGOŚĆ LUB OTWARCIE KŁAMIĘ. Z RAZIE POTRZEBY ZAMIENIA SIĘ W GRUBĄ ŻELAZNA RĘKAWICĘ BOJOWĄ SIĘGAJĄCĄ DO ŁOKCIA

+ 160 SIŁY

+ 150 ZMYSŁÓW

DODATKOWY EFEKT: PODCZAS PRÓBY ŚCIĄGNIĘCIA ARTEFAKTU PRZEZ OSOBĘ TRZECIĄ O ZŁYCH ZAMIARACH AKTYWOWANA JEST KLĄTWA OCHRONNA: „PRZYŚPIESZONY ROZKŁAD".

Złoty sygnet z czarnym prostokątnym kamieniem. Siła i zmysły aż powyżej stu. Nawet Jin-Woo nie miał tak silnych przedmiotów na sobie jak ten. Dodatkowo ta informacja o wykrywaniu kłamstw bardzo mu się podobała. Jin-Chul często musiał szarpać się z łowcami którzy pewnie kręcili i kłamali. To będzie dla niego idealne. A sygnet zawsze mógł mieć przy sobie, dzięki czemu zawsze miałby go pod ręką broń.

PRZEDMIOT: PRZYSIĘGA OSTATECZNEJ SPRAWIEDLIWOŚCI MARDUKA

KLASA: S

TYP: SPINKA DO KRAWATA

W RAZIE POTRZEBY TWORZY NA CAŁYM CIELE MAGICZNĄ PŁYTOWĄ ZBROJĘ CHRONIĄCĄ PRZED ATAKAMI MAGICZNYMI CZY FIZYCZNYMI.

+ 160 WITALNOŚCI

REDUKCJA OBRAŻEŃ FIZYCZNYCH: 10%

DODATKOWY EFEKT: PODCZAS PRÓBY ŚCIĄGNIĘCIA ARTEFAKTU PRZEZ OSOBĘ TRZECIĄ O ZŁYCH ZAMIARACH AKTYWOWANA JEST KLĄTWA OCHRONNA: „PRZYŚPIESZONY ROZKŁAD".

Statystyki tych przedmiotów to było czyste szaleństwo. Dodatkowo Jin-Woo przypomniał sobie że zbroja Jin-Chula była kompletnie zniszczona po walce w podwójnym podziemiu. Stowarzyszenie zapewne dbało o sprzęt swoich łowców tak więc pewnie Jin-Chul miał już nową, ale bądźmy szczerzy, nie ważne jaka jest nie będzie umywała się do tej.

Spinka do krawata, czyli tak jak w przypadku mankietów, idealne do garnituru.

PRZEDMIOT: KOLCZYK NIEZŁOMNEJ WIARY MARDUKA

KLASA: S

TYP: KOLCZYK

+150 ZWINNOŚCI

CHRONI NOSZĄCEGO PRZED WSZELKIEGO RODZAJU ZATRUCIAMI I TOKSYNAMI. POZWALA PRZEJRZEĆ PRZEZ WSZELKIEGO RODZAJU ZAKLĘCIA MASKUJĄCE I UKRYWAJĄCE ORAZ CHRONI PRZED ZAKLĘCIAMI USYPIAJACYMI I CHIPNOTYZUJACYMI.

DODATKOWY EFEKT: PODCZAS PRÓBY ŚCIĄGNIĘCIA ARTEFAKTU PRZEZ OSOBĘ TRZECIĄ O ZŁYCH ZAMIARACH AKTYWOWANA JEST KLĄTWA OCHRONNA: „PRZYŚPIESZONY ROZKŁAD".

Złoty niewielki kolczyk w kształcie sześciokąta z niewielkim ładnym czarnym kamieniem. Nic krzykliwego, przesadnie zwracającego uwagę czy po prostu brzydkiego.

Każdy z tych przedmiotów był jak Jin-Woo miał nadzieję idealnie skrojony pod Jin-Chula. Wszystko proste, ładne, funkcjonalne i pasujące do jego pracy i osobowości.

Jin-Woo zamyślił się. Cały sprzęt był niedorzecznie wręcz potężny. Jin-Woo zastanawiał się czy da on Jin-Chulowi ochronę nawet przed łowcami rangi S?

Zamknął oczy wczuwając się w powoli kołysząca się energię skumulowaną w przedmiotach.

Energia była zaskakująca jak na tak potężne przedmiot magiczne.

Mnóstwo energii z nich wypływało, ale energia była uśpiona, leniwa z braku lepszego słowa.

Może to też było spowodowane tym komu chciał je dać. Mana Jin-Chula zawsze wydawała mu się bardzo stabilna i spokojna pomimo swojej dużej siły jak na rangę A.

Niektórzy łowcy mający wyższą rangę jak B, A czy S mieli niebezpieczną, mocną energię. Czasami nawet krwiożerczą, Jin-Chul miał ją jednak wyjątkowo wyciszoną i stałą co było raczej niespotykane.

Energie większości silnych łowców czy tego chcieli czy nie były krzykliwe. Baek Yoon-Ho, Cha Hae-In, Go Gun-Hee, Choi Jong-In.

Jin-Chul nie był łowcą rangi S, ale był bardzo blisko, a mimo tego jego energia była... skupiona i spokojna.

Jin-Woo odwrócił się do swoich cieni które cierpliwie czekały za jego plecami, na ich czele stał oczywiście Beru.

Jin-Woo uśmiechnął się do niego szeroko.

- Wydajesz się bardzo szczęśliwy mój królu. - W głosie Beru pobrzmiewało lekkie zaskoczenie.

- Dostałem dziś multum złych wiadomości, ale zamartwianie się nad nimi nie sprawi że znikną. Brama oczyszczona, mam idealne prezenty dla Jin-Chula mogę wrócić do domu. Na razie chwycę się pozytywów, panikował będę później.

Znalazł pocieszenie w tym, że na tej wycieczce jeszcze więcej zyskał niż stracił.

Dzięki tej ekspedycji cienie olbrzymów zostały dodane do jego armii, a jego poziom wzrósł do 122 po zabiciu przerośniętych potworów i ich Króla. Dodatkowo zyskał wiele przerażających ale bardzo ważnych informacji.

Wszystko to były wyniki, które już znacznie przekroczyły jego oczekiwania.

Beru uprzejmie opuścił głowę gdy jego władca przechodził. Gdy Jin-Woo był już blisko drzwi Beru uniósł głowę i wskazał palcem wyjście. Żołnierze Cienia stojący przed Jin-Woo natychmiast odsunęli się na bok i stworzyli dużą ścieżkę.

Wkrótce wnętrze podziemia wypełniło się ciężkimi krokami maszerujących Żołnierzy Cienia którzy już nie musieli ukrywać swojej obecności.

W oddali widać było wejście do podziemia.

Jin-Woo uśmiechnął się, patrząc na światło słoneczne wpadające do wejścia. To był moment, w którym ten pozornie niekończący się rajd wreszcie dobiegł końca.

***

Wiadomość o wybiciu wszystkich olbrzymów szybko rozprzestrzeniła się na resztę świata. Od najbliższego sąsiada Japonii, Korei Południowej, aż po Brazylię w Ameryce Południowej, po drugiej stronie globu.

Cały świat słyszał o wyczynach Jin-Woo.

Jeden łowca uratował cały naród.

Różne portale społecznościowe wpadły w istny szał mówiąc cały czas, że pojawi się zupełnie nowy łowca z rangi międzynarodowej. Tym razem w przeciwieństwie do rajdu na wyspę Jeju, nie tylko Koreańczycy mieli takie zdanie.

Tymczasem Amerykańscy Łowcy, którzy bezpiecznie zakończyli rajd na swoją bramę rangi S, mieli udać się na uroczyste przyjęcie zorganizowane przez rząd USA.

Jednak wszyscy ci łowcy nie weszli na miejsce imprezy i po prostu stali w hotelowym holu, oglądając znajdujący się tam telewizor, który kontynuował transmisję wiadomości z Japonii. Szczęki ich wszystkich opadły z wrażenia podczas gdy wlepiali spojrzenia pełne niedowierzania w ekran.

- Co do diabła?!

- Niemożliwe... to po prostu niemożliwe.

- Jasna cholera...

Najsłynniejszy na świecie Łowca rangi S specjalizujący się we wsparciu, Yuri Olrov, zginął w mgnieniu oka gdy jego potężna bariera runęła jak domek z kart.

Ale potem pojedynczy nowy łowca rangi S upolował tego samego przeraźliwie wielkiego olbrzyma bez żadnego widocznego większego obrażenia na ciele.

Ale właściwie nie zrobił tego w pojedynkę per se, był jedynym łowcom rangi S, ale nie był sam.

Miał u swego boku marnego łowcę rangi D który snuł się za nim krok w krok w najniebezpieczniejsze miejsca Japonii. Nie dość że głupi chłopak to przeżył bez najmniejszej ranki to jeszcze wyglądał na zrelaksowanego i tak pewnego siebie że to była niemal parodia.

Thomas Andre stał nieco z tyłu oparty o pobliską kolumnę przyglądając się z nikłym zainteresowaniem ekranowi w który wzrok wlepiała znaczna większość łowców.

- Mamy problem. - Stwierdziła spokojnie Laura podchodząc do niego.

Łowca zwrócił swój wzrok zakryty okularami przeciwsłonecznymi na kobietę.

Jego doświadczenie powiedziało mu, że ten problem nie mógł być drobny, ponieważ Laura zwykle korzystała z telefonu, zamiast powiadamiać go osobiście.

- Hm?

Laura przemówiła zmartwionym głosem.

- Została ujawniona lista gildii zaproszonych na międzynarodowy zjazd gildii. Koreańska gildia Łowców jak zwykle bierze udział, ale...

Nagle ogarnęło go złowieszcze uczucie. W rezultacie głos Thomasa Andre brzmiał ciężej.

- Tylko nie mów tego o czym myślę.

Laura westchnęła.

- Z jakiegoś powodu Sung Jin-Woo jedzie razem z łowcom Choi Jong-Inem jako członek Stowarzyszenia.

Prawdą było że łowcy z zaproszonych gildii mieli ze sobą jednego bądź dwóch łowców ze Stowarzyszenia. Najczęściej jako tłumaczy, ale nie koniecznie. W ten sposób Stowarzyszenia mogły obserwować spotkania i jednocześnie w ten sposób oddawało im się symboliczny szacunek i uznanie jako organom nadzorującym łowców.

W praktyce jednak ci agenci byli po prostu milczącymi nie mogącymi się wtrącać obserwatorami którzy nie mieli praktycznie wpływu na to co się działo.

Przynajmniej do teraz.

Thomas Andre zmarszczył brwi i przemówił.

– Więc przylatuje do Ameryki?

***

Go Gun-Hee przeglądał obecnie różne kanały telewizyjne w swoim cichym biurze cały czas się uśmiechając lekko.

Bez względu na to, na którą stację by nie przełączył, prawie wszystkie były zdominowane przez wiadomości o wyczynach Jin-Woo w Japonii. Jednak taka tendencja nie utrzymywała się tylko na rodzimych stacjach telewizyjnych. Tak samo było z międzynarodowymi kanałami informacyjnymi.

Tym wydarzeniem Jin-Woo wyrył swój podpis w świadomości całego świata.

Z tego właśnie powodu od rana jego humor była bardzo dobry. Nie ważne że na jego biurku od rana jak zwykle piętrzyły się dokumenty, nie ważne że dziś w Seulu miła miejsce wypadek z wściekłymi dwoma pijanymi łowcami rangi B, nie ważne że jeden z agentów rozbił całkiem nowe i dość drogie auto Stowarzyszenia. Nic nie mogło zepsuć mu humoru.

Cieszył się że nie próbował w żadnym momencie odwieść Jin-Woo od swojego pomysłu. Popełniłby wtedy ogromny błąd którego zapewne żałowałby do końca życia.

Status koreańskiej społeczności łowców wzrósł błyskawicznie kilkukrotnie z powodu tego jednego wydarzenia, to nie Japonia teraz rozdawała karty, nie Indie czy nawet nie Chiny.

Może jeszcze Chiny nie zdają sobie z tego sprawy mając blisko siebie Liu Zhigang, Go Gon-Hee sądził jednak że to nie potrwa długo. Jin-Woo jest... lub będzie silniejszy niż siedmiogwiazdkowy łowca Chin.

Wszystko z powodu działań jednej osoby, niektórzy nawet otwarcie mówią, że Korea Południowa stała się teraz nowym globalnym supermocarstwem jeśli chodzi o sferę łowców.

Dlatego prezes Stowarzyszenia czuł się dumny i szczęśliwy z dotychczasowych wyczynów Jin-Woo. Przez lata większość krajów Azji patrzyła na nich z góry z powodu małej ilości łowców rangi S oraz nieudanego rajdu na wyspę Jeju. Iran, Turcja, Wietnam, Filipiny, Japonia, Bangladesz, Pakistan, Indonezja, Indie ,Chiny...

Każdy z tych państw miał dużo więcej ludności niż Korea a co za tym idzie dużo więcej silnych łowców którzy mieli niesamowite dokonania i zasługi. Korea tego nie miała z tego powodu byli raczej spychani na margines świata łowców, nie tak bardzo jak jeszcze mniejsze kraje w dajmy na to Europie, ale jednak pośród licznych Azjatyckich państwo to było raczej bolesne.

Nie tylko w Azji ale też na całym świecie, aż do teraz.

 Jednak była jedna rzecz, o którą się martwił...

- Proszę pana...

Jin-Chul zapukał do drzwi i wszedł do gabinetu przełożonego. Jego najmłodszy szef wydziału w historii wyglądał na niewyspanego i zapracowanego mimo że było dopiero południe.

Brak Jin-Woo doskwierał mu widocznie znacznie bardziej niż Go Gun-Hee.

Młoda miłość...

- Potwór zmienił kurs na Chiny.

Go Gun-Hee przyjrzał się podwładnemu krytycznym spojrzeniem. Zdając sobie z tego sprawę Jin-Chul spojrzał zmieszany na przewodniczącego.

- Jadłeś coś dzisiaj? - Spytał wzdychając Go Gun-Hee.

- Och? - Jin-Chul zamrugał powoli jakby zastanawiał się czym w ogóle było jedzenie. - Um... jeszcze nie.

- A powinieneś. Wiesz że nasza stołówka nie jest taka zła a jest dla każdego agenta.

- Ale... tak? - Jin-Chul popatrzył na przewodniczącego zagubiony. Następnie uniósł teczkę nieco wyżej z prosząca miną. - Przyniosłem... raport?

Wzdychając Go Gun-Hee pokiwał głową. Młody mężczyzna raportem się raczej nie naje.

- Po wyjścia z mojego biura idziesz do stołówki. - Nakazał surowo Go Gun-Hee. - Agent przybrał minę skopanego szczeniaka, natomiast Go Gun-Hee mrużąc na niego oczy spytał w końcu.- Jak Chiny reagują na te sytuację?

Faktem było że to była nieoczekiwana zmiana.

Gdy Jin-Woo zajmował się zabijaniem olbrzymów w Japonii, jeden z nich uciekł do morza. Stworzenie zmierzało w kierunku Pacyfiku, ale wiadomość o tym, że całkowicie zmienił kurs w kierunku Chin, była dla prezesa Stowarzyszenia lekkim szokiem.

- Słyszeliśmy że Liu Zhigang chce zająć się nim osobiście.

Goh Gun-Hee oparł się plecami o kanapę.

- W takim razie nie powinno być żadnych problemów.

Potwór typu Olbrzym powinien zostać rozerwany na strzępy jeszcze przed postawieniem stopy na chińskim lądzie, teraz, gdy Liu Zhigang, jeden z pięciu najpotężniejszych Łowców na świecie, zdecydował się zaangażować.

To była wielka ulga, że ten cholerny potwór nie zmierzał do Korei Południowej, gdy łowca Sung wciąż był nieobecny w kraju.

Jego oczy spoczęły na ekranie telewizora.

Kolejno pokazywane były sceny zniszczonej Japonii, głośno szlochających i krzyczących Japończyków, a także rozpoczynających się akcji ratunkowych i liczenia strat.

Jin-Woo poradził sobie bez problemu, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Tak jak Jin-Chula od razu zakładał. Istniało jednak pytanie jak poradził sobie z bossem który nie wyszedł z bramy? Nagrania z jego wyjścia pokazywały że szedł prosto o własnych siłach, ale czy nie miał podczas walki problemów?

- Chociaż to... obrzydliwe... czy tego chcemy czy nie krzywda naszego sąsiada jest dla nas szansą.

Z mieszanym wyrazem twarzy Go Gun-Hee położył rękę na grubym stosie dokumentów, które obecnie spoczywały na stole.

- To wszystko są dokumenty ofertowe przesłane przez lokalne korporacje, które chcą zaangażować się w projekty odbudowy Japonii

Wiele zagranicznych filii i oddziałów wielkich firm i korporacji również szukało nowych miejsc gdzie mogliby się osiedlić na czas odbudowy Japonii i sporo z nich wybrało również Koreę. Mowa była jednak tylko o tych które nie miały jeszcze swoich oddziałów w ich kraju, tych było zaledwie kilka, w większość którzy mieli w ich kraju już swoje oddziały po prostu przeniosło swoje zadania, produkcje i działania do Korei.

Jeśli chodzi o Koreańskie firmy te szybko wykonały swój ruch. Niektórzy z nich przesłali nawet te dokumenty, gdy tylko łowca Sung wyjechał do Japonii. A do teraz gdy rajd prawie już się zakończył wszystkie inne ostrożniejsze i wcześniej niezdecydowane korporacje również powinny już zakończyć przygotowania.

Po dokładnym zrozumieniu tego, co właśnie sugerował przewodniczący Stowarzyszenia, Woo Jin-Chul przybrał cierpki wyraz twarzy. Wiedział że to po prostu zysk i biznes, ale wydawało mu się to... nieczułe. To było oczywiste że większości tych firm nie chodziło o samą pomoc z dobroci serca a o pieniądze i wzmocnienie swoich wpływów. To jednak nie było jego miejsce na decyzje czy ocenienie. Był agentem mającym swoje zadania i tego powinien się trzymać.

- Przy okazji...

Jin-Chul przerwał gdy telefon przewodniczącego zadzwonił.

- Moment.

Go Gun-Hee odebrał widząc numer swojego prywatnego lekarza. Powinien być jednak zajęty opieką nad pacjentami których o tej porze dnia było raczej sporo.

Goh Gun-Hui mógł tylko przechylić głowę.

- Przyjacielu, co sprawiło, że zadzwoniłeś do mnie o tej porze dnia?

- Uznałem że sprawa jest zbyt ważna by czekała. - Głos lekarza był zdecydowanie zmartwiony.

Zmartwienie pojawiło się na twarzy przewodniczącego gdy słuchał głosu lekarza.

Kilka prawdopodobnych scenariuszy pojawiło się i zniknęło w jego głowie w jednej chwili. Jak się jednak już po chwili okazało żadne z jego przypuszczeń się nie sprawdziło.

– Czy widziałeś się ostatnimi czasy z prezesem Yoo Myung-Hanem?

Prezes Yoo Myung-Han był jednym z największych współpracowników Koreańskiego Stowarzyszenia Łowców. Był też znajomym Go Gun-Hee.

Ostatni raz jednak rozmawiali gdy okazało się że jego młodszy syn Yoo Jin-Ho został wskazany przez Sung Jin-Woo jako jego potencjalny zastępca nowego działu.

Jego ojciec by zmartwiony i niezadowolony takim obrotem sytuacji i działaniami jego syna który z wielką chęcią na propozycję Stowarzyszenia przestał.

Ale co działo się z nim potem? Go Gun-hee tego już nie widział.

- Prezes Yoo Myung-Han został dzisiaj przyjęty do naszego szpitala.

Go Gun-Hee zerwał się ze swojego miejsca.

- Czy jego życiu coś grozi?

– To naprawdę przykre, ale... na tym etapie niewiele możemy dla niego zrobić.

W biurze zapadła ciężka cisza. Go Gun-Hee czekał na dalsze wyjaśniania a Jin-Chul stał cicho przysłuchując się słowom lekarza które był w stanie usłyszeć dzięki swojemu świetnemu słuchowi.

- Prezes Yoo Myung-Han, wszedł w stan „wiecznego snu".

Twarz przewodniczącego pobladła.

***

Nigdy nie zmęczy się tym widokiem, bez względu na to, ile razy go widział.

Obserwował właśnie jak Jin-Woo wyciąga z trupa, jednego z kilku potworów które mu jeszcze zostały do sprawdzenia, cień.

Oczy Yu Jin-Ho błyszczały podziwem, ale potem jego uszy wychwyciły zamieszanie wywołane przez zszokowane głosy dochodzące z tyłu.

- Co do cholery?!

- Jak to możliwe?

- To jest zdolność łowcy Sung Jin-Woo?!

Widział ten widok wiele razy i nadal nie mógł się do niego w pełni przyzwyczaić, więc jak czuliby się teraz ci japońscy żołnierze którzy szli za Jin-Woo aby wszystko w razie potrzeby nadzorować, widząc to po raz pierwszy?

Rozbawiło go ich niedowierzanie.

Hanekawa podeszła do jego boku ze zmartwionym wyrazem twarzy i telefonem w dłoniach.

- Proszę pana?

- Ach jeśli chodzi o Jin-Woo...

- Nie, ten telefon jest do pana.

Yu Jin-Ho zamrugał kilka razy. O co mogło chodzić?

Przystawił telefon do ucha.

- Halo, z tej strony Yoo Jin-Ho.

Dopóki rozmowa nie dobiegła końca, Yu Jin-Ho po prostu powtarzał w kółko „Tak, tak".

Jin-Woo nakazał swojemu nowemu żołnierzowi powrót słysząc że Jin-ho z kimś rozmawia. Gdy się odwrócił zobaczył zmartwiony wwyraz twarzy przyjaciela i telefon w jego dłoni.

Domyślał się o co mogło chodzić.

- Wybacz Jin-Woo muszę wracać do Korei.

- Co się stało?

- Nie jestem pewien, jakieś poważne problemy rodzinne.

Jeśli jego podejrzenie okazało się słuszne, zrozumiałe było, dlaczego rozmówca nie był w stanie udzielić Yu Jin-Ho wielu informacji przez telefon. Jak ktoś mógł powiedzieć synowi w innym kraju, że jego ojciec zapadł w śpiączkę przez telefon?

Tak więc Jin-Woo nie pytał dalej.

- W porządku, nie martw się, idź.

- Do zobaczenia później.

Jin-Ho spojrzał ostatni raz przepraszająco na Jin-Woo zanim wsiadł do samochodu dostarczonego przez Japońskie Stowarzyszenie a za nim podążyła Hanekawa.

Jin-Woo bez słowa wpatrywał się w tył odjeżdżającego samochodu. Za niedługo będzie musiał zrobić to co prezesowi obiecał.

***

Jin-Woo cicho obserwował używając umiejętności „ukrycie" jak zaskoczony Jin-Ho przegląda jakąś podaną mu książkę na szpitalnym cichym korytarzu.

- Też miał ciekawy nawyk zbierania artykułów.

- Wszystkie zawody pokazy i konkursy, w których uczestniczyliście z siostrą... Zachował je wszystkie.

Jin-Woo obserwował jak pierwsze łzy zaczęły płynąć z oczu jego przyjaciela gdy przeglądał książkę.

- Musisz wiedzieć że prezes cię kochał. Po prostu miał oczekiwania tak wielkie jak jego miłość do ciebie.

Podszedł bezgłośnie bliżej aby spojrzeć z ciekawości co się w niej znajduje. Wiedział że nie powinien... ale jego ciekawości była czasami zbyt silna.

[ ZAPSTĘPCA NOWEGO DZIAŁU STWOARZYSZENIA I PRAWA RĘKA ŁOWCY SUNG JIN-WOO. KIM JEST YOO JIN-HO?]

[DWÓCH ŁOWCÓW WYRUSZA DO JAPONII!]

[ŁOWCA RANGI D WYRUSZA DO JAPONII ZA ŁOWCĄ SUNG JIN-WOO. TO ODWAGA CZY GŁUPOTA?]

W końcu Jin-Ho wycierając oczy ruszył do wyjścia za sekretarzem swojego ojca.

Czekając jeszcze chwilę dla pewności że oddalili się wystarczająco Jin-Woo wyłączył „ukrycie" i wszedł do sali szpitalnej ojca Jin-Ho.

- Pierwszy raz widziałem jak płacze... nienawidzę tego. - Jin-Woo spojrzał uważnie na prezesa Yoo leżącego na łóżku wyglądając jakby spał.

Po wlaniu całego flakoniku do ust prezesa Jin-Woo znów aktywował „ukrycie" i wyszedł ze szpitala obserwując jak do szpitala wchodzi młoda elegancko ubrana kobieta której zdjęcie kiedyś pokazywał mu Jin-Ho. Musiała więc przyjechać odwiedzić ojca. Jin-Wooo uśmiechnął się zadowolony. W jego sali będzie czekała na nią miła niespodzianka.

***

Urodziny Jin-Ho miał dopiero pod koniec tego miesiąca, ale Jin-Woo zakładał że to w miarę dobry prezent urodzinowy. Jego przyjaciel nie będzie musiał przepłakiwać tego dnia nad ojcem którego tam nie będzie.

Wzdychając spojrzał w ciemne niebo zastanawiając się co powinien teraz zrobić. Zostało mu jeszcze około półtorej godziny nim będzie mógł znów użyć wymiany cienia.

Nie skończył jeszcze zadania wydobywania cieni. Oznacza to, że musiał jeszcze raz wrócić do Japonii, jeśli miałby odszukać pozostałych martwych olbrzymów i zamienić ich w swoich żołnierzy. A rezygnacja z tego byłaby po prostu głupotą.

Zostawił tam cień w gotowości, więc kwestia powrotu zostanie rozwiązana, gdy tylko upłynie czas odnowienia Wymiany Cieni. Ale jego obecny problem polegał na tym, jak zamierzał spędzić następne półtorej godziny.

Powrót do domu nie wchodził w grę.

Jego mama nie byłaby zadowolona gdyby zobaczyła go w domu a potem okazało się że po tygodniu nieobecności musiał jeszcze ponownie tam na trochę wrócić.

Lepiej żeby jego mama o tym nie wiedziała... Jin-Chul też lepiej nie z podobnych powodów, chciał po powrocie spotkać się z nim, zjeść jakąś miłą kolację i dać mu prezenty jakie dla niego przywiózł. Zresztą zadzwonienie do niego nawet na chwilę pewnie wiązałoby się z oderwaniem go od pracy. Jest już pewnie w domu, ale nadal zapewne zakopany w papierach.

Zawsze jednak pozostało mu ponowne nałożenie na siebie ukrycia i poszukanie jakiegoś podziemia o którym Stowarzyszenie jeszcze by nie wiedziało.

***

Podczas gdy w Korei wrzało na wieść o przebudzeniu prezesa Yoo Myung-Hana Jin-Woo spokojnie wrócił zakończyć swoje sprawy w Japonii.

Ostatecznie udało mu się zebrać wszystkie 29 cieni olbrzymów, obecnie wszyscy stali w szeregu przyzwani przez Jin-Woo który najzwyczajniej chciał obejrzeć efekty swojej pracy.

Proces poszukiwania szczątków olbrzymów w celu pozyskania nowych żołnierzy był w jego osobistym mniemaniu nieco nużący, ale wart swojej ceny.

Nieco żałował że jeden z nich uciekł do oceanu i został zabity przez chińskiego łowcę, wiedział jednak że i tak miał ogromne szczęście że udało mu się pozyskać aż 29 z 30 olbrzymów.

- Kto z was jest najsilniejszy? - Zapytał w końcu Jin-Woo.

Istniała potrzeba znalezienia jedynego żołnierza wśród olbrzymów, który mógłby służyć jako przywódca do kontrolowania innych, tak jak Beru zrobił to z pozostałymi mrówkami, Igris z elitarnymi rycerzami, Kieł ze swoimi orkami czy Tank z lodowymi niedźwiedziami.

Taki sposób zarządzania armią był dużo łatwiejszy niż wydawanie rozkazów wszystkim. Wystarczyło że każda grupa miała dowódcę który odpowiadał przed Jin-Woo i brał od niego rozkazy.

Cienie olbrzymów rozglądały się po sobie niepewnie przez dłuższą chwilę. Beru stojący z boku nie mógł dłużej znieść tego widoku, więc zrobił krok do przodu i głośno wrzasnął.

Olbrzymy wzdrygnęły na ten potężny wrzask zniecierpliwienia pochodzący od najsilniejszego z cieni ich króla.

Było kilku z nich, którzy zostali zabici przez Beru i nawet jeśli innym udało się uniknąć tego losu, nadal powinni wyczuć wyraźną przepaść między nim a nimi. Było całkiem zrozumiałe, dlaczego się go bali.

Dopiero gdy nadeszła to ostra mrówcza reprymenda jeden z olbrzymów z wahaniem uniósł rękę.

Beru odwrócił się i ukłonił swojemu Władcy. Jin-Woo uniósł wysoko kciuk, czując się pod wrażeniem.

Gdy dowódcą grupy cieni olbrzymów został numer 6 Jin-Woo nakazał wszystkim swoim cieniom powrót aby odpoczęli. Następnie otworzył swoje okno statusu przyglądając się mu całemu z ciekawością.

IMIĘ: SUNG JIN-WOO

LV: 122

PROFESJA: MONARCHA CIENI

TYTUŁ: POGROMCA DEMONÓW (+2 WIĘCEJ)

HP: 65230

MP: 115160

ZMĘCZENIE: 0

SIŁA: 292

ZRĘCZNOŚĆ: 305

ZMYSŁY: 277

WITALNOŚĆ: 281

INTELIGENCJA: 310

AP: 0

REDUKCJA OBRAŻEŃ FIZYCZNYCH: 65%

[Umiejętności]

[UMIEJĘTNOŚCI KLASOWE]

AKTYWNE:

WYDOBYCIE CIENIA LV.2

ZAPISANIE CIENIA LV.2

DOMENA MONARCHY LV.2

WYMIANIA CIENIA LV.2

[ZAŁOŻONE PRZEDMIOTY]

HEŁM CZERWONEGO RYCERZA (S)

KOLCZYKI KRÓLA DEMONÓW (S)

NASZYJNIK KRÓLA DEMONÓW (S)

PIERŚCIEŃ KRÓLA DEMONÓW (S)

KOSZULA POSZUKIWACZA PRAWDY (A)

RĘKAWICE POSZUKIWACZA PRAWDY (A)

SPODNIE POSZUKIWACZA PRAWDY (A)

Wynik jego wyprawy był aż nazbyt łatwy do zauważenia. Jego statystyki które były ogromne jako pierwsze przykuły jego uwagę.

Wszystkie jego statystyki oscylowały przy około 300 punktach.

Wszystko to wynikało z otrzymywania nagród z codziennych zadań, poziomów zdobywanych po polowaniu na olbrzymy, a także z artefaktów, które kupił w sklepie całkowicie wyczerpując swoje zapasy złota.

Do tej pory nie przejmował się zbytnio żadnymi przedmiotami dostępnymi w Sklepie. Nie miał jednak pojęcia, jak silni byli pozostali Monarchowie i Władcy – ci, o których wspominał posąg anioła i Król Olbrzymów.

Doszedł do wniosku, że może potrzebować jakichś narzędzi do ochrony na wypadek, gdy w końcu postanowią zrobić swój ruch. A zapewne postanowią to zrobić wcześniej czy później, nie miał co do tego żadnych złudzeń. Zwłaszcza po tym czego dowiedział się od Monarchy początku.

Monarcha który pomimo dokładnego zapieczętowania jego mocy był przerażająco silny.

Jin-Woo przypomniał sobie te sześcioskrzydłe anioły, które „spotkał" we wspomnieniach Monarchy Cienia. Gdyby musiał walczyć tez z nimi... potrzebował ogromnej siły.

Jego wzrok przeniósł się z listy wyposażonych przedmiotów z powrotem do miejsca, w którym znajdował się jego poziom.

[Poziom: 122]

Zabicie jednego Monarchy spowodowało, że jego poziom podskoczył o osiem za jednym zamachem.

Czuł jednak w tyle umysłu strach... Coraz ciężej było wbijać poziomy, trwało to coraz dłużej i nie wiedział jak to zmienić. Potrzebowałby więcej bram kategorii S a tych pojawiało się raptem jedna czy dwie do roku na całym świecie.

Tu już nie chodziło o ochronę rodziny i bliskich przed innymi łowcami. Tu chodziło o cały ich cholerny świat który mógł stać się martwym pustkowiem po którym kroczyłyby dwie zażarcie walczące armie. I ani jedna ani druga zapewne nie martwiła by się losem ludzi.

Niedaleko od miejsca w którym stał, zaczął lądować, śmigłowiec Japońskiego Stowarzyszenia, który miał go zabrać, z tych opuszczonych zniszczonych ruin miasta które jeszcze kilka tygodni temu tętniło życiem.

Jak wiele miast w Japonii...

Pora wracać do domu, jego zadanie dobiegło końca.

***

Japoński rząd zaoferował Jin-Woo apartament w luksusowym pięciogwiazdkowym hotelu, aby mógł odpocząć w komforcie do czasu wyjazdu z kraju.

Planował użyć „Wymiany cieni", aby wrócić, zamiast tracić czas na czekanie na samolot, więc myślał o odrzuceniu ich gestu dobrej woli.

Rząd Japoński jednak bardzo mocno nalegał nie chcąc aby została im przyklejona łatka niewdzięcznych osób które nie potrafiły należycie ugościć łowcy który uratował ich kraj.

Widząc jak bardzo im zależy Jin-Woo zgodził się nie chcąc kopać leżącego. I tak już opinia o Japonii była zła po tym jak okazało się co planował poprzedni przewodniczący Japońskiego Stowarzyszenia.

Pierwsze wrażenie, jakie odniósł po wejściu do hotelowego apartamentu, który podobno kosztował ponad 3500 dolarów za noc, brzmiało: „Czy naprawdę mogę spędzić noc w tak wielkim i luksusowym pokoju?". (16 385 PLN)

Jin-Woo przyglądał się lśniącym wypolerowanym meblom, które wyglądały, jakby kupiono je wczoraj, po czym podszedł do okna, żeby wyjrzeć na zewnątrz.

To pozwoliło mu od razu spojrzeć na panoramę miasta.

Słyszał skądś, że im lepszy widok, tym wyższa cena nieruchomości. I zgodnie z oczekiwaniami widok na miasto spowite ciemnością nocy był równie fascynujący, jak wygórowana cena, do której nawiązywał apartament.

Po kilku nocach spędzonych na biwaku na świeżym powietrzu, ta jedna noc w hotelu okazała się naprawdę fantastyczna. A ogromna piękna wanna wielkości połowy jego łazienki sprawiła że po jej zobaczeniu odetchnął z ogromną ulgą. Niczego tak nie pragnął w tym momencie jak długiej przyjemnej kąpieli.

***

Zbliżał się czas jego wyjazdu i pracownicy Japońskiego Stowarzyszenia Łowców przyszli go eskortować.

- Dzień dobry łowco Sung Jin-Woo.

Pracownik Stowarzyszenia, któremu powierzono prowadzenie Jin-Woo, przywitał go płynnym koreańskim.

- Przygotowaliśmy pojazd który zabierze cię na lotnisko.

Gdy Jin-Woo miał już opuścić apartament, pracownik zobaczył, w jakim stanie się obecnie znajduje, i przybrał zdenerwowany wyraz twarzy.

- Łowco Sung... czy przypadkiem nie masz przy sobie żadnego innego zestawu ubrań?

Jin-Woo doskonale rozumiał reakcję pracownika Stowarzyszenia który go zobaczył. Krew ubrudziła zarówno jego koszule, jak i spodnie, stanowiąc wyraźny dowód intensywnych bitew, jakie stoczył w ciągu ostatnich kilku dni.

Od samego początku niemożliwe było uniknięcie każdej kropli ogromnej ilości krwi wytryskującej z ciał olbrzymów. Ponieważ reszta jego ubrań była w podobnie żałosnym stanie, jedyne, co mógł zrobić, to bezradnie wzruszyć ramionami w odpowiedzi.

- Te wyglądają najlepiej.

Pracownik nagle uśmiechnął się i grzecznie zapytał.

- Jeśli nie masz nic przeciwko, czy możemy przygotować dla ciebie dodatkowy zestaw ubrań?

To był naprawdę dobry pomysł. Jin-Woo skinął głową czując ulgę że nie będzie musiał wychodzić w takim stanie na zewnątrz gdzie zapewne uchwycą go czujne telewizyjne kamery i aparaty.

— Zaraz je przygotujemy. Proszę poczekaj tutaj jeszcze chwilę.

Dodatkowe ubrania musiały być przygotowane wcześniej, bo nie minęło nawet dziesięć minut po zakończeniu rozmowy telefonicznej z pracownikiem, gdy kilku mężczyzn pospiesznie weszło do apartamentu z wieloma garniturami.

Szybcy byli, trzeba im to przyznać.

Jin-Woo przybrał nieco podejrzliwy wyraz twarzy, co skłoniło pracownika do odpowiedzi z radosnym uśmiechem.

- Myśleliśmy, że coś takiego może się wydarzyć, więc przygotowaliśmy je wcześniej.

Jin-Woo patrzył, jak garnitury są w jednej chwili sortowane na różne kolory i rozmiary, i jakoś udało mu się powstrzymać westchnienia zdumienia.

Jak na coś, co zostało przygotowane „na wszelki wypadek", czy nie było to po prostu zbyt dobrze zorganizowane?

- Jeśli potrzebujesz czegoś innego poza ubraniami...

Jin-Woo szybko potrząsnął rękami.

- W porządku, jest okej... dziękuję.

Dotychczasowe usługi, które otrzymał, były już wystarczająco zadowalające. Widział już, że Japońskie Stowarzyszenie Łowców stara się tutaj zrobić wszystko, co w ich mocy.

Jin-Woo przyjrzał się wystawionym garniturom, zanim wybrał ten, który wydawał się pasować do jego rozmiaru. Po wymianie niewypałów stanął przed lustrem, aby spojrzeć.

Może dlatego, że wszystkie przygotowane garnitury były produktami z najwyższej półki, wydał się zupełnie nową osobą.

Dla spokoju ducha Jin-Woo wolał nie myśleć jak drogi ma na sobie obecnie garnitur.

- Nasi pracownicy przeniosą dla ciebie twój bagaż, łowco Sung.

Dwóch krzepkich pracowników Stowarzyszenia weszło, jakby czekało na ten moment, i zabrało rzeczy Jin-Woo.

Wyczuwał pragnienie Japońskiego Stowarzyszenia Łowców, aby upewnić się, że nie będzie musiał nawet ruszyć palcem z powodu ich niezwykle uprzejmego traktowania. Nadal był traktowany jak członek rodziny królewskiej, nawet gdy wychodził z głównego wejścia do 5-gwiazdkowego luksusowego hotelu.

Czuł się naprawdę niezręcznie. Nigdy nie był tak traktowany i nie wiedział jak się w związku z tym zachować.

Wkrótce czarny sedan z Jin-Woo ruszył w stronę lotniska.

***

Kiedy znalazł się w pobliżu lotniska, Jin-Woo zaczął zdawać sobie sprawę, dlaczego Stowarzyszenie tak szczególnie dba o jego wygląd.

Ponieważ widział tłumy ludzi za oknem jadącego samochodu. Najwyraźniej nie chodziło tylko o kamery i aparaty ale o swoją własną opinię publiczną.

Jin-Woo zaniemówił i w milczeniu patrzył na zewnątrz, podczas gdy pracownik Stowarzyszenia przemawiał do niego wyraźnie podekscytowanym głosem.

– Wszyscy zebrani tutaj dzisiaj, chcieli zobaczyć cię przynajmniej raz przed wyjazdem, łowco Sung.

Nie można było nawet argumentować, że to morze ludzi było zorganizowane na siłę, bo było ich tam po prostu za dużo i wydawali się zbyt szczęśliwi.

- Szacujemy że jest tutaj około sto tysięcy ludzi. - Ciągnął szczęśliwy pracownik Stowarzyszenia.

Ci ludzie musieli być zapewne bardzo mu wdzięczni, w końcu uratował nie tylko ich państwo pre se, ale ich domy, rodziny i ich samych.

Z perspektywy Jin-Woo po prostu zrobił to, do czego był zdolny. Jednak w oczach osób postronnych to co zrobił musiało być niesamowite. W tak krótkim czasie zamknął tak potężną bramę kategorii S zabijajać praktycznie wszystkie potwory sam.

Pracownik Stowarzyszenia tłumaczył, że gdyby nie chaos sprzątania zaatakowanych terenów, dziś przybyłoby jeszcze więcej ludzi.

Beru, obserwując ten spektakl gdy Jin-Woo wysiadał z auta, wyrastając nieco z cienia swojego króla odezwał się.

- Wielu ludzi wyraża swoją szczerą wdzięczność względem ciebie, mój królu. Powinieneś unieść rękę i im odpowiedzieć.

- To nie tak...

Skąd ten facet wiedział i nauczył się tych wszystkich dziwnych rzeczy?

Jin-Woo już miał zignorować radę Beru i odwrócić się, ale potem zatrzymał się przed pojazdem i przyjrzał się wszystkim ludziom wokół.

Wszyscy ci ludzie przyszli się z nim pożegnać, więc czy był jakiś powód, by ich nie przywitać, co mogła zrobić nawet martwa mrówka, ba ta martwa mrówka mu to doradzała...

Zawahał się i niezręcznie uniósł lewą rękę, po czym pomachał nią w kierunku obserwujących go ludzi.

Odgłosy klaskania zaczęły unosić się w powietrzy stając się coraz bardziej energetyczne i wkrótce towarzyszyły im również głośne wiwaty.

Po chwili Jin-Woo opuścił rękę i ruszył w stronę drzwi na lotnisko.

Nawet wtedy dźwięk klaskania nie ucichł. Trwał nieprzerwanie, nawet gdy jego plecy zniknęły z pola widzenia zgromadzonego tłumu.

Teraz Jin-Woo tego jeszcze nie wiedział, ale jutro w jednej z Japońskich gazet ukaże się bardzo zaskakujący cytat.

„Gdyby przywódca kraju był wybierany wyłącznie ze względu na wielkość poparcia obywateli, to dzisiejszego dnia zostałby wybrany pierwszy premier nie będący Japończykiem."

***

Jin-Woo został zaprowadzony do pierwszej klasy przez stewardesę, ale zanim mógł zająć swoje miejsce, zobaczył kto jest jego tymczasowym sąsiadem. Uniósł brwi wzdychając z lekką irytacją. Czego tym razem będą od niego chcieli Amerykanie?

- Jakie są szansę na to, że w samolocie będzie siedzieć obok ciebie ktoś znajomy? Czy to zbieg okoliczności?

- Byłoby miło gdybyś tak myślał... ale to raczej niemożliwe, nie?

Słuchanie niebieskookiego cudzoziemca mówiącego tak płynnie po koreańsku nadal było dla Jin-Woo dość dziwnym doświadczeniem. Mężczyzna posłał mu grzeczny jak zwykle bardzo wesoły uśmiech.

- Spotykamy się ponownie Adamie White.

- Widzieliśmy się tylko raz, ale wciąż mnie pamiętasz? To zaszczyt znów cię spotkać.

Zastanawiał się, dlaczego w kabinie pierwszej klasy było dwóch całkiem silnych łowców, ale teraz mógł zaryzykować i powiedzieć, że są również powiązani z Biurem Łowców.

Dwóch mężczyzn ubranych w czarne garnitury napotkało dryfujące spojrzenie Jin-Woo i cicho pokiwało głowami na powitanie.

Dlaczego każdy agent chodził w cholernym garniturze? I to jeszcze zawsze czarnym?

No dobrze Adam miał akurat niebieski... ale wszyscy inni czy to Japońscy, Koreańscy czy Amerykańscy nosili czarne.

Dobrze że jemu przewodniczący powiedział że nie musi go na co dzień nosić.

Chyba... jako jedyny w ich Stowarzyszeniu.

Czy próbowali pochwalić się tym, że są agentami jakiejś organizacji?

Jin-Woo starał się zachować spokojny wyraz twarzy spoglądając znów na Adama. Samego mężczyznę oczywiście że pamiętał, ale nie z imienia ani nazwiska... to Beru przypomniał mu o tym jak ów agent się nazywa.

- Czego potrzebuje ode mnie amerykańskie biuro łowców? - Spytał Jin-Woo nie siląc się nawet na udawanie zainteresowanego.

Z twarzy Adama zniknął szeroki uśmiech.

- Wiem że to niewłaściwy sposób na spotkanie, ale mam ci coś ważnego do przekazania.

Jin-Woo w ostatniej chwili udało się zatrzymać głośne głębokie westchnięcie irytacji uznając że to mogłoby być prawdopodobnie bardzo niegrzeczne.

Nie ważne że był silnym łowcom rangi S, nie zamierzał zachowywać się jak niektórzy z nich.

Jak pretensjonalny dupek.

- Nie możliwe by USA nie poradziło sobie z bramą kategorii S...

- Och? Nie! Ta sprawa została już zakończona. - Zaprzeczył natychmiastowo Adam.

Nie marnując więcej czasu agent wyjął notebook otwierając go i stawiając przed Jin-Woo.

Na ekranie komputera pojawił się klip wideo, który pokazywał gęste, wznoszące się wysoko w niebo pióropusze czarnego dymu, jakby gdzieś wybuchł pożar na naprawdę szeroką skalę. 

Widział, że strażacy bardzo ciężko walczyli, by powstrzymać płomienie, które wyraźnie stawały się coraz silniejsze. Te płomienie zdecydowanie zawierały magiczną energię.

- Nie ważne co robimy nie możemy go ugasić!

– To nie jest zwykły ogień!

- Hej! Odsuńcie się bardziej! Spłoniecie w mgnieniu oka gdy za bardzo się zbliżycie!

Strażacy byli wyraźnie spanikowani. Wydawało się, że próbują różnych metod, ale szalejący pożar wydawał się cały czas utrzymywać a nawet rosnąć.

Spalone drzewo przewróciło się, uderzając w inne drzewo i przenosząc płomienie w niesamowicie szybkim czasie. Normalny ogień tak nie działał to tylko potwierdzało przypuszczenia Jin-Woo że zawierał on w sobie energię magiczną.

- O mój Boże!!

– Gdzie jest nasze wsparcie?!

- Czemu jeszcze ich tu nie ma?!

Po chwili z lądującego helikoptera bardzo szybko wyskoczyło kilku magów i zaczęło przywoływać zaklęcia wody pomagając w gaszeniu ognia.

- Co to za nagranie? - Spytał zmieszany Jin-Woo?

No dobrze, magiczne pożary zwłaszcza tak wielkie i silne nie były częste, ale nawet wtedy... Co to miało wspólnego z nim?!

Adam White wyciągnął rękę i przeskoczył do ostatniej części nagrania.

- Spójrz na sam koniec.

Facet kręcący wideo przedarł się przez gęsty czarny dym, który wciąż się unosił, i kontynuował zapuszczanie się głębiej w spalony las...

W wielkiej dziurze wyglądającej na będącą po jakimś silnym wybuchu leżał zwęglony trup mężczyzny...

W miejscu gdzie powinno być serce znajdowała się ogromna dziura, po drugiej stronie piersi znajdowała się kolejna nieco mniejsza, a pod nią jeszcze trzecia. Po lewej stronie ciała od boku przez brzuch ciągnęły się głębokie ślady pazurów, spalona twarz nosiła przerażający grymas jaki musiał towarzyszyć mężczyźnie w ostatnich chwilach życia. Usta miał szeroko otwarte jakby w niemym krzyku bólu i agnozji a jego oczy... lub to co z nich zostało były przymrużone.

- Przyczyną pożaru był Christopher Reed. Zmobilizowanych do ugaszenia pożaru zostało prawie dwa tysiace strażaków oraz czternastu łowców najwyższej rangi.

14 wysokiej rangi Łowców musiało dać z siebie wszystko, by ugasić pożar, który trwał po tym, jak ten, który go aktywował, już umarł? Musiał być niebywale potężnym łowcom, to było pewne na pierwszy rzut oka.

Jeden z najsilniejszych łowców na świecie zginął, dodatkowo jego ciało nosiło tak straszne obrażenia?!

- Nie dał się łatwo zabić... - Szepnął Jin-Woo w szoku patrząc na zatrzymane nagranie na którym widać było zmasakrowane ciało.

- Mamy... mamy podejrzanego i to właśnie jest powód dla którego tutaj jestem.

Jin-Woo spojrzał zdziwiony na agenta który nosił obecnie bardzo poważny wyraz twarzy.

- Ja? Byłem w Japonii nie...

- Nie. - Zaprzeczył natychmiast agent wyglądając na coraz bardziej zdenerwowanego i niepewnego. - Ta osoba ma z tobą... jest z tobą powiązana. Parę miesięcy temu... z podziemia wyszła istota która podawała się za człowieka. Wyglądał jak człowiek, mówił naszym językiem... Powiedział że jest koreańskim łowcom który utknął w bramie.

Zmarszczone brwi Jin-Woo gdy w jego umyśle pojawił się obraz jego ojca... ale to było niemożliwe, nierealne...

- Przedstawił się jako Sung Il-Hwan. - Stwierdził w końcu agent przyglądając się ostrożnie Jin-Woo jakby badając jego reakcję.

W jednej chwili leżący przed Jin-Woo notebook został zmiażdżony przez jakąś niewidzialną siłę niczym kartka papieru a oczy Jin-Woo zaczęły błyszczeć zimną filetową maną.

Agenci widząc to zrobili krok w przód, ale Adam bardzo szybko pokazał im ręką aby się nie ruszali, bojąc się że to mogłoby dolać tylko oliwy do ognia.

- Emitował jednak taką energię jak potwór stąd nie mogliśmy mu całkowicie uwierzyć na słowo.

Wzrok Jin-Woo opadł na zdjęcia, które podał mu drżącymi rękami Adama White. Osoba fotografowana przez kamery była...

Wyglądał jak ojciec Jin-Woo, nie dało się temu zaprzeczyć.

- Podczas przesłuchiwania go... zaatakował i ciężko pobił jednego z naszych łowców rangi S a następnie uciekł.

Jin-Woo zacisnął dłonie na podłokietnikach a te skruszyły się w jego dłoniach jak plastelina.

- To właśnie tego dotyczyła eksplozja w budynku naszego biura.

Jin-Woo doskonale pamiętał ten incydent który wywołał tyle zamieszania na świecie. W końcu nie codziennie jest atakowane i niszczone budynek biura amerykańskich łowców.

Rzucano wszelkiego rodzaju dzikie teorie spiskowe, takie jak – eksplozja będąca wynikiem nieudanego tajnego eksperymentu, wysokiej rangi Łowca w amoku, a nawet walczący ze sobą łowcy lub przebudzeni rangi S.

Jin-Woo bez słowa wysłuchał wyjaśnienia Adama White'a który wyraźnie wyglądał na przestraszonego patrząc na siedzącego nieruchomo Jin-Woo z oczu którego cały czas sączył się fioletowy blask.

- Jesteś nietknięty tylko dlatego że Stowarzyszenie nie pochwaliłoby moich działań... - Twarz Jin-Woo zbliżył się do Adama White. - ... ale jeśli to jest jakaś gierka...

– Rozumiem, jak się czujesz, łowco Sung Jin-Woo. Jednak spełnia on wszystkie kryteria, przez które uważamy go za podejrzanego, dodatkowo my jedynie przekazujemy jak ten osobnik się przedstawił... bezbłędnie podając imię swojej żony i dzieci.

Słysząc ostatnie zdanie serce Jin-Woo spadło mu do żołądka czując jakby miał być chory.

Sung Il-Hwan nie zyskał żadnej rangi ponieważ walczył i przebudził się w momencie gdy cały świat łowców ledwie raczkował i nie wiedziano nawet do końca jak badać moc łowców. Ustalano ją poprzez porównywanie jej z innymi łowcami. Jego ojciec o ile pamiętał został uznany za bardzo silnego łowcę, ale Jin-Woo nie wiedział czy obecnie było mu bliżej do łowcy rangi A na szczycie tak jak Jin-Chul czy do łowcy rangi S.

Jednak nawet jeśli przyjął to, co powiedział Adam White, jako 100% prawdę....

- Dlaczego mi to mówicie...?!

- Międzynarodowy zjazd gildii.

Jin-Woo spojrzał z czystym niezrozumieniem na agenta. Co do diabła miało jedno do drugiego?

- Na tym spotkaniu, które gromadzi wszystkie gildie z całego świata... amerykański departament zarządzania łowcami zamierza rozpowszechnić list gończy za nim. Oznacza to że śledztwo nie będzie już prowadzone w tajemnicy.

Oznaczało to również, że rząd amerykański był naprawdę wściekły z powodu utraty bezcennego łowcy rangi międzynarodowej, któremu na świecie swoją siłą dorównywało tylko czterech łowców i w pełni zmobilizowaliby wszelkie środki, jakie mieli do dyspozycji, by wytropić i pojmać osobę odpowiedzialną.

Pod tym względem nie byłoby lepszego terminu niż międzynarodowa zjazd gildii.

Zabójstwo Łowcy o randze międzynarodowej – oczywiście zebrane Gildie zwróciłyby na ten temat szczególną uwagę, a ogłoszenie z biura łowców z pewnością wzmogłoby ich zainteresowanie.

- Chcemy nadal utrzymać z tobą dobre stosunki i nie chcemy zrobić nikomu z bliskich ci osób krzywdy, jednak... nie mamy pewności że... osoba która wyszła z bramy jest tym za kogo się podaje. Gdybyś usłyszał o tym dopiero wtedy...

Nawet jeśli nie było wiadomo, czy to naprawdę był jego ojciec wychodzący z podziemia, czy podróbka, która po prostu wyglądała jak on i miała jego wspomnienia z jakiegoś powodu...

To byłby szok... co jeśli jego matka się o tym dowie?! Lub Jin-Ah!?

Komunikat o lądowaniu rozbrzmiał w głośnikach podczas gdy umysł Jin-Woo dryfował w przeróżnych kierunkach.

Jin-Woo zmarszczył brwi na myśl o tych wszystkich reporterach i gapiach którzy będą zapewne koczować na lotnisku czekając na jego powrót.

Musiał... musiał dostać się do Stowarzyszenia i powiadomić przewodniczącego o tym czego się właśnie dowiedział.

Międzynarodowy zjazd gildii... chciałby się tam znaleźć, ale nie należał do żadnej gildii...

***

Go Gun-Hee siedział przyglądał się zdjęciom które podał mu Sung Jin-Woo z ponurom miną.

- Rozumiem... Widzisz, mówiąc szczerze założyłem że nie będę ci tego mówił, bo zapewne nie byłbyś zainteresowany, ale większość potężnych łowców którzy tam będą liczy na fakt że i ty znajdziesz się tam razem z nimi.

Go Gun-Hee zawahał się po czym kontynuował.

- Normą jest że łowcy z zaproszonych gildii mają ze sobą jednego bądź dwóch łowców ze swojego Stowarzyszenia. Często ci agenci robią z ich tłumaczy, chodź nie jest to zasada. Dzięki temu każde Stowarzyszenie może w ten sposób własnymi oczami oglądać co dzieje się za kulisami tego spotkania. Mówi się też że jest to oddaniem im szacunku jako organizacjom pilnującym spokoju i praw wśród łowców, ale to brednie. Dano Stowarzyszeniom tą możliwość aby nie czuły się oburzone i wykluczone mimo że ich wpływ na to spotkanie i swoich przedstawicieli rangi S jest w większości żadne. Tak było zazwyczaj, ale...

Go Gun-Hee posłał znaczące spojrzenie młodemu mężczyźnie siedzącemu przed nim.

- Czyli jest możliwość abym się tam znalazł? - Spytał z nadzieją Jin-Woo.

Gdyby to faktycznie był jego ojciec... Jin-Woo musiał tam być.

Go Gun-Hee kiwnął głową.

- Jak najbardziej, trzeba ci wybrać jeszcze drugiego agenta który znałby język angielski, chodź to formalność bardziej dla ciebie niż dla łowcy Choi Jong-Ina który jest przedstawicielem naszego kraju jako mistrz najsilniejszej gildii, ponieważ zna on angielski. Tymi formalnościami jednak zajmę się ja, nie masz się o co martwić. Mogę już jednak ogłosić publicznie dwóch łowców ze Stowarzyszenia którzy będą ci towarzyszyć. Och... zawsze dla bezpieczeństwa wysyła się agentów którzy są łowcami, nawet jeśli zazwyczaj nie mogą się równać z tymi silnymi mistrzami gildii z całego kraju.

Jin-Woo kiwnął głową uśmiechając się z wdzięcznością do Go Gun-Hee.

***

Było już bardzo późny wieczór, a według tego co udało mu się dowiedzieć dzięki żołnierzom cienia którzy pilnowali Jin-Chul ten dopiero kilka minut temu wrócił do domu.

Mlaskając językiem z niezadowolenia Jin-Woo wstał z kanapy przeciągając się i poprawiając swoją prosto czarną koszulę.

Jeśli miał spotkać się z Jin-Chulem chciał wyglądać chociaż trochę dobrze.

- Mamo wychodzę. - Jego matka czytająca książkę koło niego na kanapie uśmiechnęła się lekko znad czytanego tomu.

- Miłego wieczoru.

Starając się udawać że nie słyszał rozbawionej drażniącej nuty w głosie jego matki Jin-Woo wszedł do swojego pokoju a następnie aktywował wymianę cienia.

Tak jak się spodziewał pojawił się Jin-Chul robił sobie kawę opierając się tyłem o blat szafek, jego marynarka nadal była na swoim miejscu co oznaczało że najpierw postanowił zrobić sobie kawę, a dopiero potem się przebrać.

- Przepraszam że nie użyłem drz... Wyglądasz okropnie.

Jin-Chul machnął ręką popijając kawę. Faktycznie jego twarz wyrażała potworne zmęczenie i niewyspanie.

- Wiesz że przed tym... jak się pojawisz w ten ciekawy sposób najpierw można wyczuć twoją moc kumulującą się w jednym miejscu? To ledwie sekunda przed twoim pojawieniem się, ale dzięki temu nie dostałem zawału.

Po tym pytaniu agent stłumił ziewnięcie odstawiając kubek.

- Och? Możliwe... Czy widujesz wnętrze swojego mieszkania częściej niż raz w tygodniu? - Spytał z dezaprobatą Jin-Woo podchodząc do Jin-Chula.

- Oczywiście że tak, codziennie wracam do domu żeby zabrać z niego dokumenty i zostawić nowe... i czasami iść spać.

- Pracoholik. - Prychnął Jin-Woo przewracając oczami a następnie całując delikatnie Jin-Chula który zarzucił mu ramiona na szyję. Pocałunek po chwili stał się głębszy i znacznie ostrzejszy jakby obaj chcieli nadrobić ten tydzień rozłąki.

- Nie masz pojęcia ile dziennie zdarza się wypadków i incydentów z udziałem łowców idiotów, po których ja muszę sprzątać.

Gdy nieco się już od siebie odsunęli Jin-Woo dostrzegł kontem oka bandaż na nadgarstku Jin-Chula który był praktycznie całkowicie zakryty rękawem koszuli.

Jako bardzo silny łowca rangi A Jin-Chul musiał naprawdę mocno oberwać żeby potrzebował bandaża.

Oczy Jin-Woo zabłysły jasnym fioletem gdy opiekuńcza wściekłość zaczęła burzyć mu krew.

Widząc na co Jin-Woo patrzy i jak jego mana zaczyna powoli wokół nich wirować Jin-Chul poczuł niesowite ciepło w żołądku nie mogąc uwierzyć ze jest najwyraźniej dla Jin-Woo kimś więcej niż dla zwykłych potężnych łowców. Był jednym z niewielu potężnych łowców którzy naprawdę troszczyli się o niego jako osobę, zamiast postrzegać go jako narzędzie. dla sprawnego działania kierownictwa Stowarzyszenia Łowców lub silnego zwierzaka mogącego ich rozbawić ale nie zagrozić.

- Kilkunastu pijanych łowców wysokich rang z różnych gildii to łatwy przepis na katastrofę... i wbicie parkowej ławki w restauracyjną kuchnię. Wierz mi nie chcesz wiedzieć.... - Jin-Chul chciał w ten sposób uspokoić łowce, ale okazało się że zrobił rzecz wręcz odwrotną.

Oczy Jin-Woo zmrużyły się niebezpiecznie podczas gdy jego cień zaczął nagle przyjmować nieregularne kształty.

- Chyba powinienem pomówić z mistrzami wielkich gildii w Saulu o szacunku dla agentów Stowarzyszenia. - Stwierdził nisko Jin-Woo przywołując do swojej dłoni flakonik z najlepszą miksturą uzdrawiającą. On już ich tak nie potrzebował, a nie pozwoli żeby jego Jin-Chul miał jakiekolwiek obrażenia. - Podałbyś mi ich nazwiska...?

- Absolutnie nie, nie mam ochoty na więcej papierów do wypełnienia, czy jeszcze nie chwilę temu narzekałeś że za dużo pracuję?

Skarcił go surowo Jin-Chul zaciskając usta w cienką linię.

Większość osób słyszących jak ktoś w taki sposób odzywa się do Sung Jin-Woo popukałoby się w czoło i zaczęło uciekać z płaczem. Jin-Chul jednak nie był większością osób i jako zapewne jedna z kilku osób na świecie o czym nie do końca miał świadomość mógł tak odzywać się do Jin-Woo.

Ciemność pod stopami łowcy zaczęła się uspokajać i rozjaśniać gdy jego cień wracał do swojej odpowiedniej formy a jego żołnierze znów milkli.

- No dobrze, ale... okazuje się że mój prezent może być jeszcze bardziej przydatny niż początkowo zakładałem.

- Och? - Jin-Chul uniósł brwi zaskoczony podczas gdy Jin-Woo nakazał mu gestem aby szedł z nim i usiadł na kanapie w salonie. Agent zrobił to czując ukłucie ciekawości.

Jin-Woo siadając koło Jin-Chula i obracając się do niego wyciąga jedną dłoń tak aby oboje ją widzieli i już po chwili leży w niej kilka przedmiotów.

Jin-Chul widział to już kilka razy mimo to nadal zastanawia się jak Jin-Woo przywołuje od tak do siebie różne rzeczy. Wygląda to jakby miał po prostu jakąś niewidzialną przestrzeń i chował w niej różne rzeczy. Jin-Chul nie pyta, wie że gdyby Jin-Woo chciał, sam by mu powiedział.

Szybko te myśli jednak zostają zapomniane gdy Jin-Chul czuje oceaniczną moc wypływającą z tych artefaktów i zalewających całe jego mieszkanie. Jin-Chul przypatruje się przedmiotom w dłoniach Jin-Woo w niemym szoku z otwartymi ustami.

Jak... Nigdy nie był w pobliżu artefaktów które miałyby w sobie tak nienormalnie i szalenie wiele mocy. Ma wrażenie że ilościom mocy zawartą w tych przedmiotach bliżej jest do jakiegoś łowcy rangi S niż do przedmiotu. Dosłownie spotkał łowców z tak wielką cholerną ilością energii!

Gdy pierwszy szok już mija i Jin-Chul może chodź trochę myśleć zdaję sobie sprawę jaka to jest moc wypływająca z artefaktów.

Energia w przedmiotach wydaje się nieco dziwna...

Bezosobowa i pusta, to było raczej ciężkie do określenia słowami.

Każda energia czy to łowcy czy artefaktu miała swój ślad. W przypadku łowców rozbijało się o to jaką łowca był osobą jaki miał charakter i jak wielką miał moc, to determinowało jak zachowywała się jego energia i jak oddziaływała na otoczenie w tym innych łowców. Jak ci łowcy ją wyczuwali.

W przypadku artefaktów wszystko rozbijało się o materiały z jakich był zrobiony, jak silny rzemieślnik ja robił i jak długo. Rzemieślnicy byli w końcu przebudzonymi którzy nigdy nie upomnieli się o rangę a zamiast tego postanowili wyrabiać magiczne przedmioty, tak więc ci przebudzeni mający swoją unikalną energię wlewali chcąc czy nie jakąś jej część w tworzone przedmioty.

Energia w tych artefaktach wydawała się Jin-Chulowi jednak dość dziwna... przezroczysta, pusta bezosobowa. Chodź jeszcze chwilę temu uznałby że coś takiego jest po prostu nie możliwe. Wcześniej dałby sobie rękę uciąć że każdy artefakt miał swój własny ślad... czy lepiej to określić jako swoją własną głębie. Nawet te artefakty które znajdowano w podziemiu były nasączone energią bramy i potworów... miały swoją niepowtarzalną głębie.

Te przed nim jej nie miały.

- Znalazłem je... w komnacie bossa, niezłe prawda? - Spytał zadowolony z siebie Jin-Woo. - Pomyślałem że będą do ciebie świetnie pasować.

Agent dopiero po chwili zdał sobie sprawę co mówił Jin-Woo zbyt zajęty wgapianiem się w artefakty.

- He? Co... Co?! Chcesz... chcesz mi je dać? - Spytał wstrząśnięty Jin-Chul patrząc tępo między przedmiotami a Jin-Woo.

Te przedmioty wydawały się tak nierealnie potężne że każdy łowca na świecie byłby gotów się za ich zdobycie pokroić żywcem lub sprzedać wszystkie posiadłości, jachty i samoloty jakie miał.

- Tak. - Stwierdził po prostu Jin-Woo domyślając się skąd wynika szok Jin-Chula. - Sądzę że tobie lepiej się przydadzą.

A więc to były potwornie silny artefakt z podziemia rangi S. Nigdy nie miał nic w rękach z tego typu podziemi

więc może zazwyczaj w nich pojawiają się tak silne przedmioty.

Ale w takim razie jak potwornie silny musiał być boss z którym walczył Jin-Woo skoro w jego komnacie były tak nierealnie silne przedmioty?

- Wydaje mi się że całkiem dobrze byś sobie poradził ze związaniem się z nimi. - Stwierdził Jin-Woo z taką lekkością jakby mówił o pogodzie a nie o magicznych artefaktach których istnienie mogłoby wstrząsnąć handlowym światem łowców.

Jin-Chul popatrzył na niego z niezrozumieniem. Związać?

Jin-Woo podrapał się w skroń myśląc jak najlepiej to wyjaśnić.

- Gdy je założysz wlej w nie trochę swojej many a zwiążą się z tobą dostosowując się do twojej mocy.

Jin-Chul słuchał całkowicie pewnych słów Jin-Woo znów czując szok. Związać? Te artefakty robiły coś takiego...?

Kolejna rzecz która jeszcze chwilę temu wydawała się Jin-Chulowi nierealna. Tylko kilkanaście najsilniejszych przedmiotów na świecie miało możliwość związania się z łowcą który był użytkownikiem, nierozerwalnie łącząc jego manę i manę zawartą w przedmiocie.

Słyszał o nich ale nigdy na oczy ich nie widział. Wiedząc jedynie że gdy takie artefakty były znajdowane w podziemiach, gdyż nie dało się ich wytworzyć, łowcy bili się o nie zażarcie gotowi płacić nawet setki miliardów dolarów.

A teraz Jin-Woo od tak dawał mu aż cztery takie przedmioty. Oddając komuś takiemu jak on, bezcenny sprzęt który mógłby zachować dla siebie.

- Nie mogę... tego przyjąć, to jest bezcenny sprzęt... - Stwierdził Jin-Chul czując się bez tchu.

Jin-Woo śmieje się nisko patrząc na Jin-Chula spod na wpół przymkniętych powiek.

- Bezcenne...? Może i co z tego? Daje ci to ponieważ chce żebyś to miał. - Wzrusza leniwie ramionami

uśmiechając się krzywo.

Implikacja tych słów zawisła nad nimi bardzo jasna i widoczna chodź nie wypowiedziana.

„Dla mnie ty masz większą wartość."

Jin-Chul nie może powstrzymać się od śmiechu. Wychodzi zbyt zadyszany, obciążony zbyt dużym niedowierzaniem, ale nie może nic na to poradzić.

Zastanawia się jakim cudem zwrócił na siebie uwagę tego niesamowitego mężczyzny.

Po chwili znów spogląda na cztery artefakty na dłoni Jin-Woo. Spinki do mankietów, kolczyk, spinka do krawata i sygnet, wyglądają na złote, każdy z nich ma w sobie osadzone czarne kamienie i wszystkie są wykonane w sposób prosty i minimalistyczny.

- Załóż wszystkie potem się z nimi zwiąż to powinno lepiej zadziałać. - Zachęca go rozbawiony Jin

Jin-Wow odkłada artefakty na stolik przed kanapą a potem przygląda się Jin-Chulowi zaciekawiony.

Oblizując suche wargi Jin-Chul sięga wpierw po sygnet i ostrożnie zakłada go na serdeczny palec prawej dłoni magia delikatnie go otuliła, Jin-Chul czuł jednak jej odrębność i bezosobowość wynikająca jak się okazało z powodu nieprzypisania do żadnego łowcy. Przynajmniej jeszcze nie.

Tak samo zrobił z spinkami do mankietu i do krawata potem Jin-Woo wstał biorąc kolczyk.

- Pomogę ci go założyć. - W jego ciemnych oczach tańczą iskierki rozbawienia gdy idzie za kanapę staje za Jin-Chulem i nachyla się do jego prawego ucha.

- Już jakiś czas temu zauważyłem że przekłułeś uszy. - Przyznał łowca delikatnie dotykając płatka ucha Jin-Chul a następnie zakładając kolczyk. Jego place wyraźnie się ociągają podczas tej czynności muskając co rusz skórę ucha agenta.

Jin-Chul czuje podobnie jak podczas ich pierwszej nocy mroczną krwiożerczą energie Jin-Woo i jego armii.

Ktoś obserwujący to z boku powiedziałby że jest zbyt blisko, kły na jego gardle, pazury na obojczykach, ale nie gryzie, nie rozrywa, tylko odpoczywa. Zaborczy i uspokojony - Jin-Chul ma wrażenie jakby za jego plecami była cała mroczna ciemność wszechświata. Dzika, bezkresna, nieprzekraczalna i niemożliwa do prawdziwego zrozumienia.

Ale ta ciemność to Jin-Woo, nie boi się więc, nie czuje zagrożenia.

W końcu odsuwa się składając szybki pocałunek za uchem podczas gdy energia magiczna Jin-Woo osiada na skórze Jin-Chula łaskocząc go.

Serce wali mu w piersi tak mocno że Jin-Chul jest zaskoczony że jeszcze nie połamało mu żeber, puls dudni w uszach szalenie.

- Spróbuj się z nimi związać. - Zachęca Jin-Woo wracając na kanapę.

Wzdychając Jin-Chul zamyka oczy a następnie wyczuwając otulającą go magię artefaktów wrzuca iskrę swojej magii w ten ogromny wir.

Reakcja jest natychmiastowa, jego magia natychmiast rozpływa się barwiąc i zmieniając energię przedmiotów niczym barwnik wrzucony do szklanki wody.

Magia zmienia się, przekształca, dostosowuje, szalejąc wokół Jin-Chula i mieszając się z jego naturalną magią także nie da się rozróżnić co jest magią artefaktów a co jego.

Nie, to wszystko to już jest magia Jin-Chula, sięgając do magii przedmiotów czuje się jakby spoglądał w najczystszą taflę wody lub lustro. Widzi tylko swoje bardzo jasne i dokładne odbicie.

A potem niepodziewanie w jednej chwili czuje się zalewany ogromem many. Ocean energii przytłacza jego zmysły, płynie wraz z krwią w jego żyłach, osiada w mięśniach i wnika do kości. Każda komórka jego ciała, każdy atom i każdy splot krzyczy od ogromnej ilości energii.

Energii która w normalnych okolicznościach w tak dzikiej ilości rozerwałaby go na strzępy od środka, nikt czegoś takiego nie byłby w stanie przeżyć... a jednak.

Energia osiada w nim, miesza się z jego maną, usypia będąc częścią niego.

Gdy otwiera oczy świat znów jest spokojny jakby nic się nie wydarzyło.

To... to było coś więcej niż tylko zwykłe wzmocnienie, ma dziwne wrażenie że gdyby te przedmioty uległy zniszczeniu magia w nich zawarta nie zniknęłaby z niego. Była zbyt związana z jego własną energią. Miał wrażenie że wręcz nierozerwalnie.

- Wiesz... mam wrażenie że teoretycznie ponowny pomiar twojej mocy nie wskazałby rangi S, ale... hm coś uległo zmianie prawda? - Pyta Jin-Woo podczas gdy jego oczy się śmieją a na twarzy widnieje rozbawienie chodź jego uśmiech może uchodzić za niego zbyt drapieżny i niebezpieczny...

- Masz świadomość że gdybym nie mógł nad tą całą mocą zapanować, rozerwałaby mnie na strzępy? - Pyta po chwili ciszy Jin-Chul patrząc na swoje dłonie.

Na jego pytanie retoryczne Jin-Woo prycha unosząc brwi.

- Niemożliwe, kontrola przychodzi ci zbyt łatwo by do czegoś takiego doszło.

Jin-Chul kładzie dłonie na kolanach nadal siedząc na kanapie, zgina się i zaczyna się śmiać, zbyt histerycznie i zbyt głośno aby można to uznać za normalny śmiech, ale nie może nic na to poradzić.

- Pokażę ci jak ich poprawnie używać. - Jin-Woo wstaje a Jin-Chul idzie za jego przykładem. - Aha... nie oceniaj mnie za nazwy tych przedmiotów, nie ich je nazwałem.

Dodaje nieco defensywnie przewracając oczami.

- są strasznie pompatyczne. Przeklęte kryształy poświęcenia Marduka, czyli spinki do mankietów są po prostu magazynem many, to pewnie one odpowiadają za większą część tej całej mocy, ale pewnie ciężko było to wyczuć gdy łączyłeś się ze wszystkim artefaktami. Spróbuj teraz.

Jin-Chul zamyka oczy starając się skupić tylko na spinkach. I faktycznie Jin-Woo miał rację, chociaż każdy a artefaktów ma mnóstwo mocy to jednak najwięcej mocy magicznej jako takiej wydobywało się ze spinek.

- Piekielny sygnet wierności Marduka. Nagrzewa się gdy ktoś ma złe intencję, wykazuje zaopiniowaną wrogość lub otwarcie kłamię, ale nie to jest w nich najlepsze, w razie potrzeby zamienia się w rękawicę bojową.

Jin-Chul spogląda na zwykły złoty sygnet na swoim palcu nie mając nawet już siły być zaskoczonym jak coś tak małego i niepozornego może zmienić się w broń nie mówiąc o tym że oczywiście nie słyszał o tego typu artefaktach...

Zamiast dłużej nad tym myśleć Jin-Chul dotyka kciukiem tyłu sygnetu starając się go przemienić chodź nie bardzo wie jak i czy dotyk jest w ogóle konieczny.

Czuje kciukiem że sygnet się delikatnie nagrzewa od buzującej w nim magii a potem w kilka chwil pojawia się na jego dłoni czarna metalowa rękawica bojowa na wierzchu której widać wygrawerowany z niesamowitą dokładnością pysk jakiegoś wielkiego gada. Może smoka, może jaszczura, Jin-Chul nie wie, za jego oczy robią dwa osadzona w rękawicy okrągłe kryształy w różowym kolorze takim samym jak mana Jin-Chula. Agent zastanawia się czy jest to przypadek. Wątpi.

Grawerunek nie jest zbyt wypukły by przeszkadzał w czymkolwiek lub był pretensjonalny chodź trzeba przyznać że jest piękny w jakiś makabryczny sposób.

Rękawica sięga mu przed łokieć Jin-Chulowi wydaje się jakby na jej powierzchni magia unosiła się tworząc dziwną siatkę ochronną. Może jedno z zabezpieczeń które mają utrudnić zniszczenie rękawicy. Magiczna siatka wydaje się zapleciona bardzo mocno i z wielką dokładnością.

- Ładna robota. - Jin-Chul przypatruje się czarnemu materiałowi z jakiej zrobiona jest rękawica, przy każdym ruchu ręki Jin-Chula w rękawicy w przepiękny sposób odbija się światło żarówek. Skoro tak ładnie odbija zwykłe żarówki to jak pięknie wyglądałaby w pełnym świetle dnia?

- Sądzę że teraz dobrym pomysłem byłoby sprawdzenie spinki do krawata. Przysięga ostatecznej sprawiedliwości Marduka.

Jin-Chul zmrużył oczy patrząc na Jin-Woo.

- Czy każdy z artefaktów ma coś wspólnego z tym całym Mardukiem? - Spytał podejrzliwie agent. - I kto to w ogóle jest?

- Wszystkie cztery mając go w nazwie, to chyba jakieś stare bóstwo, ale nie pamiętam skąd.

- Faktycznie pretensjonalne nazwy. - Przewracając oczami Jin-Chul. Jin-Woo wzruszył ramionami kontynuując.

- Tworzy na całym ciele zbroję, zakładam jednak że będzie współgrała z rękawicą.

- Na całym... ciele? Jak jeden przedmiot może stworzyć... zresztą nie ważne.

Jin-Chul wczuł się w magię pulsującą ze spinki na krawacie. Z powodu ubrań nie czuł czy i ona nagrzewa się od magii tak jak sygnet, równie szybko na jego ciele pojawiła się jednak zbroja również cała czarna. Przypatrujący się Jin-Woo zagwizdał z uznaniem lustrując Jin-Chula od stóp do głów.

Agent spojrzał w dół na swoje ciało pokryte czarną zbroją na piersi był wygrawerowany pysk smoka od góry w taki sam sposób jak na rękawicy jego oczy miały w sobie różowe okrągłe klejnoty, przyjrzał się temu jak rękawica na jego prawej ręce łączy się z resztą zbroi. Oba elementy idealnie się uzupełniały nie wadząc sobie w ani jednym miejscu. Na jego nogach były stalowe buty w tym samym kolorze co zbroja na nogach i na piersi. Co ciekawe Jin-Chul wyczuł jak podskakuje kilka milimetrów nad ziemię gdy zbroja tworzyła się na nim, zapewne aby pod jego stopami mogły pojawić się podeszwy.

Tak samo jak w przypadku rękawicy czuł silnie i dokładnie splecione włókna magii ochronnej unoszącej się na zbroi.

- Ostatni jest kolczyk, chroni cię przed truciznami i toksynami dodatkowo pozwala przejrzeć przez wszelkie zaklęcia ukrywające i maskujące chroniąc dodatkowo przez uśpieniem i hipnozą.

Jin-Chul delikatnie dotknął małego kolczyk w uchu, do tej pory nikt nie próbował go na szczęście otruć czy uśpić, ale ten efekt mógł mu kiedyś uratować życie. Dodatkowo sądząc po ogromnej mocy zawartej w kolczyku jak i pozostałych akcesoriach możliwe że ochroni go to przed praktycznie wszelkimi truciznami. Co byłoby niesamowitą ochroną.

- Dodatkowo możemy to sprawdzić. - Mówiąc to Jin-Woo uśmiechnął się po czym nagle zaczął po prostu znikać.

Jin-Chul uniósł brwi, Jin-Woo najwyraźniej posiadał umiejętność „Ukrycie", bardzo rzadką i uważnie monitorowaną przez władzę. Nie mógł powiedzieć że był tym jakoś bardzo zszokowany. Jin-Woo miał mnóstwo bardzo potężnych umiejętności.

Jednak niewidzialność Jin-Woo nie trwała długo gdy Jin-Chul poczuł jak kolczyk w jego uchu nagrzewa się lekko a następnie przed jego oczami pojawia się sylwetka Jin-Woo. Nie widoczna całkowicie, ale na wpół przezroczysta.

- Ile pokazuje palców? - Spytał rozbawiony łowca.

- Trzy. - Nadeszła po chwili ciszy odpowiedź Jin-Chula.

Jin-Woo wyłączył umiejętność po czym uśmiechnął się szeroko.

- Działa. - Stwierdził wybitnie zadowolony z siebie łowca.

Jin-Chul starał się skupić na mocy sygnetu i spinki chcąc by zbroja i rękawica zniknęły. Już po chwili czując lekki dreszcz znikającej razem z ekwipunkiem energii na jego palcu i krawacie była biżuteria jak gdyby nigdy nic.

Chciał coś powiedzieć, ale już po chwili poczuł jak na jego ustach pojawiają się wargi Jin-Woo, gdy oderwali się od siebie Jin-Woo przekrzywił głowę i przyjrzał mu się z namysłem.

- Chodźmy coś zjeść.

Jin-Chul na te słowa przybrał wyraz twarzy osoby winnej ciężkiego przestępstwa.

- W twojej lodówce nie ma nic prócz żarówki mam rację? - Spytał Jin-Woo wzdychając. - Jak na osobę która lubi i umie gotować zaskakująco rzadko to robisz. Zaskakująco rzadko masz coś w ogóle w lodówce.

Jin-Chul prychnął nieco obrażony.

- Kiedy mam najczęściej gotować... między powstrzymywaniem łowców od oderwania sobie głów a pisania kosztorysów zniszczeń różnego mienia publicznego? - Spytał sucho Jin-Chul unosząc brwi.

- Masz szczęście że masz mnie. - Stwierdził zadowolony Jin-Woo idąc do kuchni. - A ja mam Igrisa.

Jin-Chul poszedł ostrożnie za nim.

- A co ma do tego Igris?

-  Zrobi nam zakupy.

Ramiona Jin-Chula opadły gdy wyobraził sobie jutrzejszy bałagan gdy okaże się że przyzwanie Jin-Woo tak po prostu poszło sobie do sklepu i zrobiło pieprzone zakupy.

W najlepszym razie ekspedientka zamiast wydać resztę dostanie zawału a w najgorszym ludzie uciekną z krzykiem dzwoniąc na policje, do Stowarzyszenia i sanepidu.

W czasie paniki ludzie dzwonili w dziwne miejsca o czym już wiele razy się przekonał, a trup w dziale mięsnym w zasadzie podpinał się pod skargę do sanepidu.

Chyba.

- O nie. - Stwierdził pustym głosem kogoś kto popełnił o jeden błąd w życiu za dużo Jin-Chul.

- O tak. - Poprawił go niepokojąco uradowany Jin-Woo. - Igris czyta skład i etykiety, moja siostra tego nie robi, a to bardzo ważna cecha.

- O nie. - Powtórzył zrozpaczony Jin-Chul.

***

Kim Lan-Lien pracowała na nocnej zmianie w jednym z koreańskich niewielkich supermarketów, a jej zmiana ledwo co się zaczęła gdy do budynku wpadło trzech uzbrojonych mężczyzn w kominiarkach krzycząc i machając ów bronią w nią i kupujących którym kazali ustawić się przy kasie siąść na ziemi i milczeć.

Bardzo szybko na miejsce przyjechała policja ze względu jednak na zakładników w środku nie mogli wejść bojąc się że napastnicy kogoś skrzywdzą.

Przerażona młoda kobieta której to był zaledwie czwarty dzień pracy trzęsła się powstrzymując łzy podczas gdy koło niej siedziało starsze przytulone do siebie małżeństwo nie mniej przerażone, kobieta w ciąży i kilka innych osób.

Niespodziewanie jednak za trzema rozmawiającymi ze sobą napastnikami pojawiła się czarna wysoka i smukła postać. Bez jakiegokolwiek słowa podniósł jednego z napastników za kołnierz, uderzył nim drugiego a trzeciego pchnął na ziemie tak mocno że ten przejechał po kafelkach dobre dwa metry zatrzymując się dopiero bardzo boleśnie na ścianie o który oparty był regał z którego wszystko spadło na głowę napastnika.

Gdy policja dostrzegła jak przez drzwi jest wyrzucanych trzech przerażonych i wręcz zapłakanych mężczyzn wkroczyli do środka. Stanęli jednak jak wryci gdy zobaczyli jak roztrzęsieni ludzie pocieszają się nawzajem a przy kasie stoi ciemna postać przypominającego rycerza i daje trupio bladej sprzedawczyni pieniądze, a ta po chwili wydaje mu resztę.

Jeden z funkcjonariuszy wyciągnął telefon i zrobił zdjęcie. Potwór, gdyż bezsprzecznie postać zrobiona z samej ciemności człowiekiem nie była, wzięła zakupy kiwnęła głową kasjerce i minęła zdębiałych policjantów.

Zmieszani i bezradni policjanci patrzyli na niedawnych zakładników równie bezradnych i zagubionych co i oni.

- Zakładam że to było przyzwanie Sung Jin-Woo. - Odezwał się po kilku minutach ciszy jeden z funkcjonariuszy.

- Mam dość tej pieprzonej pracy. - Inny odwrócił się przecierając dłonią twarz i wychodząc.

Następnego dnia w internecie i telewizji mówiono o tym jak przyzwanie Sung Jin-Woo robiące zakupy obezwładniło trzech napastników a wszystko okrojone było zdjęciem zrobionym przez jednego z policjantów.

Zaskakująco koreańczycy nie byli aż tak bardzo zaskoczeni jak reszta świata która uwielbiała śledzić poczynania Sung Jin-Woo a po rajdzie na Japonię to już w ogolę.

 

Notes:

Po uruchomieniu wszystkich czterech artefaktów Jin-Chul nie byłby w stanie pokonać łowców rangi międzynarodowej czy Go Gun-Hee który gdyby nie swój wiek mógłby być nawet tak silny jak łowcy rangi międzynarodowej. Ale mógłby  dać sobie radę z każdym koreańskim łowcom rangi S w tym z Hwang Dong-Sukiem. Byłby jednak w stanie walczyć jak równy  z równym z dziesiątym najsilniejszym łowcom na świecie według mojej listy na której nie uwzględniłam Jin-Woo, ale możecie się domyślić gdzie by on był:

1-5. pięciu łowców rangi międzynarodowej.

6. Go Gun-Hee. (Pod koniec tej historii)

7. Sung Il-Hwan. ( W zasadzie można by się kłócić o to czy Go i Sung Senior nie byliby w stanie wyprzedzić chociaż piątego lub czwartego łowcy rangi międzynarodowej pod względem siły ale nie to chce tutaj poruszyć.)

8. Łowca XYZ 

9. Łowca XYZ

10. Woo Jin-Chul mający na sobie artefakty. 

Uważam jednak że nawet gdyby założył je łowca z ósmego miejsca nie byłby w stanie on mierzyć się z łowcami mającymi w sobie moc Władców. Ta przepaść byłaby po prostu zbyt duża, ale zostawiłby on bardzo daleko w tyle innych łowców rangi S, jednak te artefakty zostały stworzone z myślą o Jin-Chulu i jego mocnych i słabych stronach.

Mogłoby się wydawać że tak wielka potęga tych przedmiotów to przesada, ale wcześniej zrobione w tego materiału łańcuchy musiały być tak potężne by całkowicie uwięzić Monarchę Początku Regię który (według mnie) był silniejszy na pewno od Monarchy Żelaznego Ciała oraz Monarchy Przemienienia, co oznaczało że moc w nich zawarta musiała być bardzo wielka.

Musiałam się też chwile zastanowić jakie statystyki powinien mieć ten przedmiot aby nie okazało się że po ich założeniu statystyki Jin-Chula będą zbyt ogromne.

Baek Yoon-Ho zastanawiał się po czerwonej bramie czy udałoby mu się pokonać Jin-Woo i doszedł do wniosku że gdyby wygrał to straciłby przynajmniej rękę.

Nie był to jasny znak że Jin-Woo już wtedy miał rangę S, ale miałby wtedy albo bardzo wysoką rangę A albo bardzo niską rangę S gdyż walka z nim łowcy rangi S sprawiłaby kłopoty. 

Ale po ukończeniu wszystkich rajdów z Jin-Ho czyli już po wydarzeniach z czerwonej bramy a przed pierwszym wkroczeniem do zamku demonów Jin-Woo miał takie statystyki:

SIŁA: 142

WITALNOŚĆ: 101

ZRĘCZNOŚĆ: 121

INTELIGANCJA: 89

ZMYSŁY: 111

Jin-Chul więc jako łowca rangi A miałby pewnie około 85 punktów w swoich statystykach. Góra 90. A skoro po zabiciu Władcy Początku statystyki Jin-Woo były takie:

SIŁA: 292

ZRĘCZNOŚĆ: 305

ZMYSŁY: 277

WITALNOŚĆ: 281

INTELIGENCJA: 310

A nie mógł zdobyć przed walką z Thomasem najsilniejszym łowcom rangi Międzynarodowej więcej niż po dziesięć punktów do wszystkich statystyk to oznacza to że Jin-Chul po założeniu artefaktów nie może mieć więcej niż po 250 punktów aby nie przewyższył siłą żadnego nawet najsłabszego łowcy rangi międzynarodowej, ani dwóch silniejszych łowców o których mówiłam wcześniej którzy są od niego nieco silniejsi (może o 10 lub 15 punktów.)

Jin-Chul bez artefaktów: 

SIŁA: 90

ZRĘCZNOŚĆ:80

ZMYSŁY: 85

WITALNOŚĆ: 90

INTELIGENCJA:80

Po założeniu artefaktów:

SIŁA: 250

ZRĘCZNOŚĆ: 230

ZMYSŁY: 235

WITALNOŚĆ: 250

INTELIGENCJA:230

Chapter 20: Rozdział 19

Chapter Text

Następnego dnia Woo Jin-Chul chociaż znacznie spokojniejszy niż przez poprzedni tydzień, nadał był rozkojarzony. Tym razem jego rozkojarzenie wynikało głównie ze szczęścia.

Zaspał, ale obudził się w ramionach Jin-Woo.

Następnie łowca przeniósł ich obu do Stowarzyszenia za pomocą "Wymiany Cienia" mówiąc że ma coś do załatwienia.

Obecnie Jin-Chul szedł do biura przewodniczącego Go Gun-Hee z kilkoma ważnymi dokumentami z jego działu, nawet wtedy, idąc korytarzem musiał walczyć z radosnym uśmiechem cisnącym mu się na usta.

Nie mógł się powstrzymać od zerkania od czasu do czasu gdy nikt go nie widział na swoje nowe spinki do mankietów czy sygnet. A za każdym razem gdy patrzył na nie jego serce rosło.

- Dzień dobry panie prezesie. - Przywitał się grzecznie Jin-Chul.

- Ah, Witaj. Jin-Woo już wrócił do Japonii jak rozumiem? - Spytał prezes biorąc z rąk Woo Jin-Chula papiery.

- Hm? Powiedział że ma coś do załatwienia. Ale nie dopytywałem. - Przyznał szczerze agent marszcząc brwi.

Widział ich w hali zresztą mógł sie tego domyślić już wcześniej.

Zresztą ostatnimi czasy Woo Jin-Chul doszedł do wniosku że jego relacje z Jin-Woo najprawdopodobniej w Stowarzyszeniu są już pełnoprawną tajemnicą poliszynela.

Bywały dni kiedy Jin-Woo będąc w swoim dziale potrafił wpaść do działu Monitorującego nawet kilka razy i zawsze zamienić słowo z Jin-Chule lub przynajmniej posłać w jego stronę długie tęskne spojrzenie.

Jego współpracownicy nie są głupi już dawno pewnie to wszystko zauważyli tylko nie plotkują o tym w jego obecności.

Prawda była taka że gdyby nie wstali tak późno to zapewne Jin-Chul zapytał by co takiego dziś Jin-Woo planuje, ale wszystko robili w pośpiechu i pomimo użycia "Wymiany Cieni" obaj do Stowarzyszenia przybyli dośc spóźnieni.

Widząc zmieszanie i zdziwienie swojego agenta Gun-Hee uśmiechnął się łagodnie i wyjaśnił.

- Pod sam koniec negocjacji wysunął żądanie. Chciał aby bramy pojawiające się w Japonii na tydzień po wyczyszczeniu bramy rangi S stały się jego własnością.

Zaskoczone westchnięcie uciekło z ust Woo Jin-Chula. Pierwsza reakcja Go Gun-Hee po usłyszeniu tej deklaracji od samego Jin-Woo była zaskakująco podobna.

- Chociaż 3/4 łowców rangi S Japonii jest żywych i zdolnych do walki to nadal muszą uporać się jednocześnie z wieloma bramami wygenerowanymi przez bramę kategorii S oraz tymi zwykle pojawiającymi się na ich terenie. Byłoby to dla nich bardzo kłopotliwe. Dlatego z dużą chęcią przyjęli to żądanie Sung Jin-Woo.

Woo Jin-Chul nie mógł zamknąć ust.

Czy to pewność siebie czy po prostu głowa na karku, cokolwiek pozwoliło mu myśleć tak daleko. Ten ruch był naprawdę sprytny i przemyślany. Dlaczego miałby szarpać się w Seulu z dużymi gildiami skoro mógł mieć na tydzień całą Japońską ziemie?

- Jest jeszcze kwestia tego kto poleci z Chi Jong-Inem oraz Sung Jin-Woo na konferencję. - Rozmyślał głośno Go Gun-Hee stukając palcem o biurko.

Na jego słowa Jin-Chul zamrugał zaskoczony.

- Martwię się Yoo Jin-Ho. - Przyznał po chwili Jin-Chul. - Czy poradzi sobie z całym działem sam, teraz gdy jego rodzinę dotknęła taka tragedia?

- Ah, więc jeszcze nie słyszałeś. Wczoraj prezes Yoo Myung-Han obudził się z Wiecznego Snu.

Słysząc to oczy Jin-Chula o mało nie wypadły mu z oczodołów.

- Słucham?!

- Według lekarzy jego stan jest świetny. Jego tolerancja na manę obecnie jest bez zarzutów wszelkie wcześniejsze osłabienie też zniknęło. Jakby nigdy nie Zapadł na Wieczny Sen.

Zaskoczony Jin-Chul zdołał wydusić z siebie tylko jedno krótkie zdanie.

- To... To niemożliwe.

- Jedyną osobą która do tej pory wybudziła się z Wiecznego Snu jest Park Kyung-Hye. Matka Sung Jin-Woo.

- Sądzi pan że to nie przypadek? - Spytał ostrożnie Jin-Chul podczas gdy w jego głowie pojawiały się podobne myśli.

- Najpierw budzi się jego matka, potem ojciec najlepszego przyjaciela.

- Jeśli Jin-Woo jest za to odpowiedzialny, to musi mieć powód by nie ujawniać tego. - Zauważył nieco defensywnie Jin-Chul.

Nadal bardzo spokojny i rozluźniony Gun-Hee pokiwał głową.

- O tym samym pomyślałem. Jin-Woo jest osobą która zawsze pomoże gdy tylko jest w stanie. Możliwe że taka pomoc ma swoją wysoką cenę, lub jest ograniczona. Nie zamierzam tego poruszać, bo wiem że jeśli Jin-Woo nie będzie czegoś chciał wyjawić to tego nie zrobi. Tak więc o samopoczucie Yoo Jin-Hp nie musimy sie martwić. Wierze że sobie poradzi. Jin-Woo będzie potrzebował tłumacza... Choi Jong-In umie mówić po angielsku, da sobię radę, ale będźmy szczerzy bardziej zainteresowani obecni łowcy będą Jin-Woo. Zresztą nie tylko łowcy. Dobrze mówisz po angielsku prawda?

Jin-Chul zamrugał zaskoczony patrząc na przebiegły błysk w oczach prezesa.

- Chciałbym abyś leciał z nimi jako drugi agent Stowarzyszenia. Sung Jin-Woo jest wspaniałym łowcom. Ale jeśli chodzi o biznes... sam rozumiesz.

- Nie przepada za pracom przy biurku. - Przyznał z nutą ciepła w głosie na wspomnienie tego jak Jin-Woo siedział na dywanie w jego mieszkaniu koło Igrisa i obaj przeglądali papierkową robotę Jin-Woo. Igris radził sobie wtedy zdecydowanie sprawniej niż bardzo pogubiony w tym Jin-Woo. To było dość komiczne.

- Twój zastępca sobie poradzi, a przy tak wielkim zainteresowaniu Jin-Woo przyda mu się wsparcie.

- Rozumiem. Wszystkim się zajmę.

Kąciki ust Go Gun-Hee wygięły się ku górze a w jego oczach pojawiło się coś miękkiego i opiekuńczego gdy patrzył na Jin-Chula.

- Nie wątpię w to.

- Jest jeszcze jedna sprawa. - Stwierdził po chwili wahania Jin-Chul nie zauważający wzroku prezesa skierowany w swoją osobę. - Chiny poprosiły o dane łowcy Sung Jin-Woo.

- O jego dane osobiste?

- Nie. Poprosili o dane z rajdów i oficjalnych raportów.

Ich prośna wydawała się dość dziwna, chyba że Chińczycy byli naprawdę głupi, powinni zdawać sobie sprawę, że nie otrzymają żadnych danych osobistych Łowcy rangi S. A właściwie kogoś kto był zdecydowanie ponad łowcą rangi S.

- Dlaczego są w ogóle wykazali nim tak nagłe zainteresowanie? Sung Jin-Woo wyraził się jasno że nie jest zainteresowany ofertami z innych krajów.

– To nie rząd prosił o te informację, ale jedna osoba.

Go Gun-Hee spojrzał zaciekawiony na Jin-Chula.

Stowarzyszenie Łowców reprezentujące dany kraj nigdy nie ujawniłoby informacji o żadnym indywidualnym Łowcym. Ale pomyśleć, że ta prośba została złożona przez osobę?

Go Gun-Hee pomyślał, że odrzucenie tej prośby będzie rzeczą oczywistą, więc był zaskoczony faktem, że problem został w ogóle poruszony. Woo Jin-Chul szybko dodał wyjaśnienia.

- Liu Zhigang najwidoczniej się nim zainteresował.

Po wzmiance o tej nieoczekiwanej osobie Go Gun-Hee wyprostował się na krześle marszcząc brwi.

Chiny nie używają standardowego systemu rang, tylko posiadają swój własny. Do pewnego czasu pięć gwiazdek było najwyższą rangą. Jednak pojawił się wyjątek. Liu Zhigang. Jedyny łowca posiadający aż siedem gwiazdek.

Oczywiście żadna osoba nie była na tyle odważna, by wywołać awanturę z powodu faktu, że on, dobrze znany Łowca „rangi narodowej”, był faworyzowany. Bo to zapewne tylko dlatego złożył Koreańskiemu Stowarzyszeniu taką prośbę.

– Liu Zhigang wykazał zainteresowanie Jin-Woo?

–On też walczył z Olbrzymem, prawda? Wygląda na to że zainteresował się nim po rajdzie w Japonii.

To brzmiało logicznie. Go Gun-Hee skinął głową.

Nie tak dawno temu jeden potwór typu Olbrzym uciekł z Japonii i popłynął w kierunku Chin. Doniesiono, że Liu Zhigang umiejętnie poradził sobie ze stworzeniem na chińskim wybrzeżu.

Go Gun-Hee uśmiechnął się lekko psotnie.

Amerykańskie Biuro Łowców, które wystosowało specjalne zaproszenie dla Sung Jin-Woo jako przedstawiciela Koreańskiego Stowarzyszenia. I największy chiński myśliwy Liu Zhigang, który zaczyna wykazywać zainteresowanie Jin-Woo.

Zarówno Ameryka, jak i Chiny w końcu uznały prawdziwą wartość Sung Jin-Woo. Dla kogoś takiego jak Go Gun-Hee, który od samego początku znał prawdziwą wartość tego człowieka, ten rozwój z pewnością sprawił, że poczuł się raczej dobrze ze sobą.

Nawet wtedy…

- Odmów mu. Jeśli będzie stwarzał problemy, wyślij mu jakieś powierzchowne dane.

Jasne, Łowca o randze narodowej by się tym zirytował, ale co z tego? Mając takiego łowcę jak Sung Jin-Woo Korea w niczym już pod względem łowców nie ustępuje Chinom.

***

- Mój panie... - Niezdecydowany Beru spojrzał na swojego Monarchę gdy wychodzili z oczyszczonych już podziemi.

- Tak Beru?

- Zastanawialiśmy się... - Zaczął wyraźnie niepewnie potwór patrząc na Kła i Igrisa stojących koło niego. Oba ciebie odwróciły głowy jakby udając że nie wiedzą o co chodzi. - Jak mamy określać Woo Jin-Chula?

Sung Jin-Woo spojrzał zmieszany na swoje cienie które wyglądały dość niepewnie. Praktycznie jakby mieli zacząć się wiercić pod spojrzeniem ich króla.

- Nie rozumiem. - Przyznał zbity z tropu Jin-Woo.

- Królu, jesteś bardzo mocno związany emocjonalnie z Jin-Chulem... Ufasz mu i... - Plątał się Baru.

- No... Kocham go. - Przyznał powoli Jin-Woo coraz bardziej zaniepokojony do czego pije jego marszałek.

- Królowa raczej byłaby nieodpowiednim terminem. - Stwierdził w końcu Beru rozkładając swoje szponiaste ręce. - Więc jak powinniśmy go nazywać? Faworyt? Oblubieniec?

Słysząc te pytania Jun-Woo zarumienił się patrząc wielkimi oczami na swoją armię i poważnie zastanawiając się czy to nie dobra pora ukrócić zamiłowanie Beru do historycznych telenowel, czy czegokolwiek tam ogląda.

- Dlaczego się nad tym zastanawiacie? - Praktycznie zapiszczał Jin-Woo. - Po prostu... Jest moim partnerem. Bez dziwnych terminów takich jak..."faworyta". Bardzo proszę.

Przecierając zarumienioną twarz dłonią Jin-Woo dostrzegł jak podjeżdża blisko nich czarne auto należące do Japońskiego Stowarzyszenia. Wysiadł z niego kierowca którego Jin-Woo już znał. Młody chłopak był jego szoferem oraz informował go o położeniu kolejnych bram.

Jin-Woo rozluźnił mięśnie szyi i ramiona lekkimi ćwiczeniami podczas gdy agent Japońskiego Stowarzyszenia podszedł do niego i przywitał się grzecznie.

Lekkie rozciągnięcie mięśni, służyło mu do odprężenia umysłu.

Jakby chcąc zapewnić partnera do rozmowy, podczas gdy Jin-Woo rozciągał swoje ciało, a może po prostu był czegoś ciekawy, pracownik Japońskiego Stowarzyszenia nagle zadał pytanie.

- Jeśli powie pan światu, że jest zajęty zamykaniem bram generowanych w Japonii na obszarach katastrofy, pana sława poszybuje w górę jeszcze bardziej, więc jeśli mogę zapytać, dlaczego trzyma pan to w tajemnicy?

Odpowiedź Jin-Woo na to była dość prosta. Skończył swoje lekkie ćwiczenie rozciągające i uśmiechnął się promiennie.

- Lubię ciszę i spokój.

Pokora była jedną z najwyżej chwalonych cech w społeczeństwie japońskim.

Oczy pracownika Stowarzyszenia rozszerzyły się komicznie, gdy usłyszał odpowiedź Jin-Woo „spokój i ciszę” uznając je jako ogromną skromność.

- Jeśli czegoś potrzebujesz, natychmiast daj mi znać! Zrobię absolutnie wszystko, co w mojej mocy, aby to spełnić, nawet jeśli to oznacza, że będę musiał zginąć.

Ten gość najwyraźniej zrozumiał w dość opaczny sposób to co Jin-Woo powiedział, ale dopóki efekt końcowy był dobry, wszystko dla niego było okej. Jin-Woo mógł tylko uśmiechnąć się niezręcznie i lekko poklepał Japończyka po ramieniu, zanim ruszył w stronę auta a jego wierna armia wróciła do jego cienia.

***

- Masz jeszcze pracę? - Spytał Jin-Woo podchodząc do biurka Jin-Chula.

Patrząc podejrzliwie na swojego chłopaka a potem na leżące z boku swojego biurka teczki Jin-Chul odpowiedział.

- Nic co nie może zaczekać do jutra. Robi się dość późno. Zaplanowałeś coś?

- Co powiesz na wizytę u mnie? Moja mama ciągle wierci mi dziurę w brzuchu żebym cię przyprowadził na obiad... O tej godzinie to bardziej kolację.

Chrząkając niezręcznie Jin-Chul podrapał się w kark.

- Cóż... Niegrzecznie byłoby odmówić. - Przyznał powoli agent.

- Boisz się? - Spytał zaskoczony Jin-Woo.

Na jego pytanie Jin-Chul westchnął.

- Większość rodzin nie chce w swoim gronie... przybłędy. Nie mam rodziny, na mam na dłuższą metę dobrych przyjaciół. Mam tylko pracę.

Czując gorycz w ustach Jin-Woo odpowiedział spokojnie.

- Moja mam cię lubi. Moja siostra też. Nasza rodzina... nie ma takiego spojrzenia na świat jak wielu Koreańczyków. No chodź, koniec pracy na dzisiaj. Zresztą chce uczcić to że za kilka dni będę miał cię całego dla siebie.

- A więc wiesz że lecę z tobą?

Jin-Woo zaśmiał się.

- O mało tam prezesowi nie podziękowałem. Ale sądząc po jego minie wiedział co chciałem powiedzieć.

Uszy Jin-Chula zaczerwieniły się gdy agent westchnął

***

- Dlaczego jest tu tylu reporterów?

Najlepszy myśliwy w Niemczech, Lennart Niermann, po zejściu z samolotu stawiając stopę na Amerykańskiej ziemi został przywitany tłumem reporterów dzierżących aparaty, kamery i mikrofony.

Jak przystało na Mistrza Gildii „Richter” reprezentującego Niemcy, co roku uczestniczył w Międzynarodowej Konferencji Łowców, ale nawet wtedy nigdy wcześniej nie widział tylu reporterów koczujących na lotnisku.

Gdy tak stał w szoku, wicemistrz Gildii próbował rozwiązać te zagadkę za niego.

- Dzisiaj ma przybyć ten koreański łowca o którym wszyscy mówią.

Lennart od razu to zrozumiał.

Nawet jeśli byłeś Łowcom rangi S, niezwykle trudno było poradzić sobie z bramą rangi S. A jeszcze trudniej było poradzić sobie z otwartą bramą rangi S. A co dopiero, gdyby stworzeniami wyskakującymi z podziemi rangi S były potwory typu Olbrzym? A ty w zasadzie byłeś sam.

Łowca, który był w stanie samodzielnie pokonać podziemia, z którymi nikt inny nie chciał mieć nic wspólnego, miał po raz pierwszy w życiu wkroczyć na amerykańską ziemię. Jak więc środki masowego przekazu mogły milczeć w tych okolicznościach?

Być może i on zaraził się entuzjazmem wszystkich dziennikarzy, ponieważ po chwili namysłu uznał że dobrze byłoby poznać tego łowcę.

– A więc przyjeżdża dzisiaj?

W doskonałym momencie pasażerowie samolotu przylatującego z Korei Południowej zaczęli wylewać się na lotnisko. Wicemistrz wskazał na bok nad nimi.

- Ach tam jest!

Wicemistrz był również Łowca rangi S. Może nie tak dobrym jak Lennart, jego szef, ale i tak jego zmysły były wystarczająco wyostrzone, by łatwo odnaleźć twarz Jin-Woo wśród tłumu ludzi.

W tym momencie oczy Lennarta Niermanna rozbłysły jasno.

- Powinniśmy się przywitać? Nic nie stracimy na zapoznaniu się z silnym łowcom.

- To prawda.

Wicemistrz zgodził się z tym pomysłem.

Tak zbudowane powiązania personalne okazałyby się raczej korzystne, gdyby w przyszłości doszło do wydarzenia wymagającego współpracy międzynarodowej lub pomocy silnego łowcy.

To było w istocie to, do czego pierwotnie została zaprojektowana cała Międzynarodowa Konferencja Łowców, gdzie najlepsi Łowcy z całego świata zostali poproszeni niejako o przybycie i wymianę poglądów.

Lennart uporządkował swój strój i podszedł do podróżującej grupy Jin-Woo. Chociaż lepszym określeniem byłoby, próbował podejść.

Jednak po zrobieniu zaledwie kilku kroków nagle się zatrzymał. Jego skóra stopniowo bledła. Wicemistrz stanął w półkroku z powodu nagłego zatrzymania się szefa. Odwrócił się i zapytał zmieszany.

- Nie zamierzasz z nim porozmawiać?

Śmiertelnie blada twarz Niemca stwardniała gdy odpowiedział po chwili.

- Nie... Nie widzisz tego?

- Czego?

Wydawało się, że wicemistrz w ogóle tego nie dostrzegał. Jednak Lennart był jednym z najlepszych Łowców na całym świecie i wyraźnie to wyczuwał. Mruknął do siebie z całkowitym niedowierzaniem.

- Nie przywoływał istot z innego wymiaru. Miał je cały czas przy sobie.

- Hm?

Wicemistrz był zaskoczony reakcją Lennarta i szybko spojrzał w kierunku, z którego nadchodził Jin-Woo. Ale nie widział żadnej przywołanej istoty Koreańczyka.

- Ma ze sobą przyzwańce?

- Chowają się w jego cieniu. Są jego cieniem. - Syknął przerażony Niemiec patrząc na cień Koreańczyka w którym widział setki fioletowych malutkich oczu które wyglądały jakby się z niego śmiały.

Trzystu, czterystu...

Czy mógłby policzyć ich wszystkich?

Pospiesznie przełknął ślinę.

— Już na podstawie tej liczby uwierzyłbym, gdyby ktoś mi powiedział, że ten człowiek przybył tu, by toczyć wojnę z Ameryką.

Stał tam, drżąc, myśląc, że gdyby powierzono mu rolę zapraszania ludzi do swojego narodu, nigdy, przenigdy, nie zaprosiłby kogoś takiego, jak „ten”.

Może być jeden z dwóch powodów. Albo Amerykańskie Biuro Łowców nie miało pojęcia o prawdziwej głębi mocy tego koreańskiego Łowcy, albo byli całkowicie pewni, że taka moc nigdy nie zostanie użyta przeciwko nim.

Niesamowita presja, jaką emanował Jin-Woo, stawała się coraz silniejsza, gdy zbliżał się do Niemieckiego Łowcy. Takie wrażenie można było odczuć tylko od Łowców oznaczonych rangą Narodową, takich jak Thomas Andre czy Christopher Reed.

Głowa Lennarta opadła niżej, zanim zdał sobie z tego sprawę, gdy Jin-Woo przeszedł obok niego. Po prostu nie miał dość odwagi, by w ogóle spojrzeć temu człowiekowi w oczy. Jego instynkty dyktowały jego działania. Nie zwracać uwagi drapieżnika. Przeżyć.

Po tym, jak grupa Jin-Woo całkowicie ich minęła, wicemistrz rzucił pytające spojrzenie na swojego szefa, który zachowuje się dziwnie, i zadał niepokojące pytanie.

- Źle się czujesz? Wyglądasz bardzo blado...

- Nie, nic mi nie jest.

Lennart Niermann otarł zimny pot z czoła.

***

- Znasz tutaj kogoś? - Spytał z ciekawością Choi Jong-In idąc koło Jin-Woo.

- Nie. Ale jacyś obcokrajowcy na mnie patrzą.

Jong-In zachichotał, jakby taka rzecz wcale nie była powodem do niepokoju.

- Twoje historie rozeszły się po całym świecie, więc z pewnością musisz mieć teraz wielu fanów. Pewnie chcieliby autograf czy coś takiego.

Cóż, ten gość wydawał się zbyt wyjątkowym Łowcą, jak na kogoś, kto „poluje” na autografy.

Jin-Woo uśmiechnął się i kontynuował swoje kroki.

- Tam jest!

- To Sung Jin-Woo!

Dziennikarze w końcu odkryli Jin-Woo i jego grupę.

Jasne błyski światła eksplodowały z kamer trzymanych przez tłum reporterów. Woo Jin-Chul szybko wyciągnął okulary przeciwsłoneczne

z wewnętrznej kieszeni i założył je, po czym rozejrzał się po tłumie parą bardzo bystrych oczu. Widząc, jaki był spięty, Choi Jong-In zdecydował, że teraz jest dobry moment, aby go zapytać.

- Teraz gdy o tym pomyślę... Dlaczego tu jesteś, inspektorze Woo?

Bez wątpienia szef działu znajdującego się w Seulskim oddziale Stowarzyszenia Łowców Koreańskich nie był czymś, co można by nazwać zwykłą pracą.

Był praktycznie odpowiedzialny za wszystkie koreańskie działy Monitorujące Łowców, nie tylko te w Seulu, ale i w całej Korei co ważniejsze sprawy z oddziałów leżących w innych miastach były wysyłane do niego.

Jego pytanie dotyczyło jednak tego, dlaczego ktoś tak ważny jak Woo Jin-Chul miał być tym tłumaczem.

Woo Jin-Chul krótko przestudiował reakcje Jin-Woo i odpowiedział, jego twarz lekko się zaczerwieniła.

- Mam za zadanie… zapewnienie bezpieczeństwa łowcy Sung Jin-Woo oraz tobie.

- Zapewnić bezpieczeństwo. - Jin-Woo uśmiechnął się przebiegle nachylając się nieco do Jin-Chula. - Bardzo ładnie ci podziękuję za to zapewnianie bezpieczeństwa gdy będziemy już sami.

Na jego słowa Choi Jong-In przekrzywił głowę zmieszany patrząc na Jin-Woo a potem na Jin-Chula który był już bardzo czerwony.

- Spójrzcie tam. Wygląda na to, że są tutaj, aby nas eskortować.

Adam White stał przy wejściu na lotnisko, ubrany w niezły garnitur biznesowy, z blond włosami zaczesanymi do tyłu, z twarzą pełną promiennego, przyjaznego uśmiechu. Jakby na dowód, że domysły Jin-Woo były słuszne, amerykański agent szybko podszedł do grupy.

Dwóch tęgich facetów, którzy podążali za nim, to ci sami mężczyźni z samolotu. Ta dwójka spotkała wzrok Jin-Woo i szybko opuściła głowy w widocznym zakłopotaniu niemal jednocześnie.

I cóż, nosili miny kogoś, kto mógłby naprawdę poprosić o autografy, mając połowę szansy. Jin-Woo pośpiesznie przełknął śmiech. Powitał dwóch krzepkich facetów prostym skinieniem głowyi lekkim uśmiechem chcąc pokazać że nie chowa urazy, w końcu mieli wszelkie prawo bronić swojego szefa, następnie chwycił wyciągniętą dłoń Adama White'a.

Amerykański agent przemówił wesołym głosem.

– Czekaliśmy na wasze przybycie.

- Słyszałem że to ty zajmujesz się azjatycką filią Biura Łowców? - Spytał zaciekawiony Jin-Woo.

Adam White podrapał się w tył głowy i odpowiedział.

- Do niedawna tak było, jednak teraz mam zająć się sprawami dotyczącymi ciebie i twoich towarzyszy.

- Och. Właściwie główną osobą tutaj jest raczej mistrz gildii Łowców Choi Jong-In razem ze mną z ramienia Stowarzyszenia przybył główny Inspektor Woo Jin-Chul szef wydziału "Monitorowania Łowców".

Choi Jong-In zachichotał.

- Bądźmy szczerzy nikt tutaj na nie obecnie nie będzie zwracał uwagi. Ale to może lepiej, marzy mi się od dawna cisza I spokój aby móc nieco pozwiedzać w spokoju. Do tej pory w żadnym roku mi się to nie udało.

Adam White użył swojego dobrodusznego uśmiechu, aby powitać innych i wyprowadził grupę Jin-Woo poza lotnisko.

– Ruszajmy, dobrze? Na zewnątrz czekają na nas samochody”.

Przygotowano dla nich dwa pojazdy.

- Podczas gdy twoi towarzysze zostaną odwiezieni do hotelu chcielibyśmy z tobą porozmawiać. - Przyznał Adam. - Czy to w porządku?

Jin-Woo spojrzał zmieszany na Choi Jong-Ina i Jin-Chula.

Jin-Chul skinął mu głową a czarne okulary zasłaniały jego oczy w których przez chwilę zabłysła podejrzliwością gdy spojrzał na Adama.

– To zdecydowanie historia, która przyniesie ci korzyści, Łowco Sung. Czy nie wyjaśniliśmy już, jaka jest opinia Biura Łowców na twój temat? - Spytał pośpiesznie Adam podczas gdy Jin-Woo spoglądał na niego podejrzliwie.

Chcieli utrzymać z nim dobre relacje. Tak powiedział w przeszłości.

Próbowali mu pomóc i nawet teraz Jin-Woo nie wyczuwał złośliwości z ich strony. Nie byliby raczej na tyle głupi żeby próbować czegokolwiek.

- Kilka tematów do omówienia należy do "tajnych".

- Zobaczymy się w hotelu. - Choi Jong-In posłał mu jasny uśmiech i razem z Jin-Chulem ruszyli do drugiego auta.

Jin-Woo potwierdził, że Jong-In i Jin-Chul wsiedli do czekającego z tyłu pojazdu i sam wsiadł do samochodu z przodu wraz z Adamem Whitem.

Kierowca nie potrzebował żadnych innych poleceń i wprawił pojazd w ruch, gdy tylko Jin-Woo usadowił się na swoim siedzeniu.

Jakby ich cel nie był ten sam, oba pojazdy od razu pojechały w różnych kierunkach. Wkrótce drugiego samochodu już nie było widać. Decydując, że czekał wystarczająco długo, Jin-Woo zaczął zadawać pytania.

- Dokąd teraz jedziemy?

– Jedziemy prosto do siedziby Głównej Biura Łowców.

Biuro Łowców?

Wszyscy wiedzieli, że Międzynarodowa Konferencja Łowców odbędzie się w wynajętym miejscu w pobliżu hotelu. A skoro jechali gdzieindziej to oznaczało że ich rozmowy nie będą miały z konferencją zbyt wiele wspólnego.

Adam White nacisnął pewien przycisk wewnątrz pojazdu, jakby czekał na tę chwilę.

Kiedy to zrobił….

Za dwoma przednimi siedzeniami uniosła się przezroczysta szyba, która całkowicie oddzieliła przednią i tylną kabinę. Tuż nad przezroczystym oknem angielskie słowo „Soundproofed” pojawiło się jako hologram i ciągle mrugało. Słowa unosiły się w powietrzu.

Kiedy Jin-Woo nie zareagował zbytnio na holograficzną wiadomość, Adam White poczuł się niesamowicie niezręcznie i nieśmiało zadał pytanie.

- To najnowsza dostępna technologia, ale… nie jesteś zaskoczony?

- Codziennie widzę coś nowego.

Adam White musiał niecierpliwie czekać na ten moment, ponieważ od razu zaczął się dąsać rozczarowania. Wkrótce jednak jego pierwotny uśmiech znów pojawił się na jego twarzy.

- Proszę poczekaj chwilę.

Pochylił się, by zapukać w przegrodę, dla potwierdzenia, zanim wznowił rozmowę, którą przerwali.

- Szczerze mówiąc znajdujemy się teraz pod dość dużą presją.

Jeden z dwóch Łowców posiadających obywatelstwo amerykańskie, posiadający rangę narodową, zginął przedwczesną makabryczną śmiercią – Christopher Reed. Amerykańskie Biuro Łowców cierpiało znacznie bardziej, niż Jin-Woo mógł sobie kiedykolwiek wyobrazić.

- Z powodu śmierci Christophera Reed, jednego z naszych podstawowych źródeł siły, z desperacją próbujemy go zastąpić. Mimo że na zewnątrz wszystko wygląda na spokojne, to gdy ujawnimy jego śmierć. Zaczniemy używać wszystkich naszych zasobów żeby znaleźć łowcę który będzie mógł go zastąpić.

- Jestem jednym z kandydatów? - Spytał z westchnieniem Jin-Woo.

Adam White skinął głową.

Jin-Woo podobało się, że druga strona tutaj była otwarta i szczera. Oczywiście nie oznaczało to, że jeszcze raz przyjmie odrzuconą ofertę. Wykazał raczej niezainteresowaną reakcję.

- Myślałem że ta część rozmowy dobiegła końca? - Spytał po chwili Jin-Woo.

- Tak, oczywiście.

Jednak światło w oczach Adama White'a pokazało, że to jeszcze nie koniec. W rzeczywistości wyciągnął swój telefon komórkowy i zaczął pokazywać Jin-Woo kilka zapisanych na nim obrazów.

- To jednak zupełnie inna oferta.

Na zdjęciach widać było...

Największ katastrofę w historii ludzkości.

Rajd, o którym nikt nie chciał pamiętać.

Smok, „Kamish”.

Rzeczywiście, te zdjęcia dokumentowały proces rajdu pierwszego i ostatniego smoka, jaki kiedykolwiek pojawił się na tej planecie.

Najlepsi Łowcy świata zebrali się i stoczyli bitwę na śmierć i życie z czego tylko pięciu zdołało przetrwać do końca. Ci, którzy przeżyli, byli teraz określani jako łowcy rangi narodowej.

Adam White przestał przeglądać zdjęcia. Zdjęcie, na którym się zatrzymał, przedstawiało kilku najlepszych Łowców Magów wydobywających Kamień Runiczny ze zwłok Kamisha.

- Jak wiesz, wartość Kamienia Runicznego jest proporcjonalna do mocy potwora, z którego został wydobyty kamień.

Jeszcze raz stuknął w ekran swojego telefonu, by przywołać następne zdjęcie. I pokazał Kamień Runiczny śpiący spokojnie w szklanej gablocie, otoczony warstwami ścian i zabezpieczeń.

To było nic innego jak Kamień Runiczny Kamisha.

Raczej oczywiście był to przedmiot, którego wartości nie można było sobie nawet wyobrazić w kategoriach pieniężnych.

Może posiadać prawdopodobnie największą umiejętność, jaka kiedykolwiek istniała!

- Teraz szukamy dla wydobytej z niego runy nowego właściciela.

Magiczna energia, umiejętności, a nawet magia – Adam White nie posiadał żadnej z nich, ale nawet on poczuł, że serce bije mu, gdy zobaczył ten Kamień Runiczny.

On czuł się tak podekscytowany, więc jak czułby się łowca Sung Jin-Woo, będący typem maga.

Adam White ukradkiem zerknął w kierunku Jin-Woo.

Rzeczywiście, spięty wyraz twarzy był wyraźnie widoczny na twarzy łowcy Sung Jin-Woo. Był kimś, kto nawet nie mrugnął okiem, kiedy pokazano mu najnowszą technologię posiadaną przez Amerykańskie Biuro Łowców, ale teraz…

— Udało się!

Adam White mocno zacisnął pięści. Ale wtedy żądanie Jin-Woo okazało się nieco odbiegające od jego oczekiwań.

- Zdjęcie... Czy możesz je cofnąć?

- Przepraszam?

- Chce zobaczyć poprzednie zdjęcie.

Adam White lekko przechylił głowę, ale mimo to przewinął z powrotem do poprzedniego zdjęcia zgodnie z prośbą Jin-Woo.

- Tam.

Ręce Adama White'a zatrzymały się nad pewnym zdjęciem. Jin-Woo wskazał róg tego konkretnego obrazu i przemówił niskim, ściszonym głosem.

- Chodzi ci o ciało Kamisha?

- A więc USA zachowało jego ciało? - Spytał po chwili Jin-Woo.

- Tak, ale...

- Gdzie ono jest, chodźmy tam.

- Co? - Spytał kompletnie już zbity z tropu Adam.

Jin-Woo uśmiechnął się psotnie a jego oczy świeciły niecierpliwie.

Adam White będący świadkiem, a nawet odbiorcą wściekłości tego opanowanego cichego przerażającego człowieka patrzył wielkimi oczami na jego wręcz dziecinną radość.

- Nie narzekałem gdy prosiłeś mnie o mój czas. Mam go sporo. I jestem pewien że nie proszę o zbyt wiele.

A jakiegoś powodu widząc ten niesforny uśmiech na twarzy tak przerażająco potężnego człowieka Adam poczuł się jeszcze bardziej zagrożony niż gdy przebywał z nim w samolocie

***

Jasne, potwór zmarł osiem lat temu. Im wyższa kategoria podziemia, tym większa wartość potworów, które z niego wyszły. Zwłoki potworów byłyby rozkładane na kawałki i wykorzystywane tam, gdzie uznano by je za najbardziej potrzebne.

Dlatego do tej pory nie miał nadziei, że zwłoki Kamisha pozostaną nienaruszone. Ponieważ różne kraje, korporacje i/lub laboratoria, które chciałyby kupić zwłoki Smoka, ustawiłyby się w kilometrowych kolejkach tyle lat temu, a przynajmniej tak myślał.

Ale wtedy szczątki Kamisha, jak widać na fotografii, były w całkowicie nieskazitelnym stanie. Były ślady zaciętej bitwy, w której brał udział, tak, ale zwłoki były praktycznie wolne od jakichkolwiek sztucznych uszkodzeń po fakcie.

W chwili, gdy pomyślał o możliwości, że zwłoki Kamisha wciąż mogą być w pobliżu…

Serce Jin-Woo zaczęło szaleńczo bić.

***

Biuro Łowców próbowało przyciągnąć uwagę Łowcy Sung Jin-Woo. Dlatego początkowo próbowali zdolności Madam Selner. A kiedy to się nie udało, uciekli się do użycia Kamienia Runicznego Kamisha, aby wzbudzić zainteresowanie młodego Koreańskiego Łowcy.

Ale wtedy iskra została zapalona z nieoczekiwanego źródła. Był to jednocześnie kryzys i szansa dla Adama White'a.

Adam White szybko przypomniał sobie, co powiedzieli dyrektor i jego zastępca po zebraniu agentów pracujących dla Biura Łowców.

Powiedzieli że może użyć dowolnej metody, prawda?

Aby zwiększyć szanse na przeprowadzkę do Stanów, choćby tylko trochę. Jeśli Biuro Łowców było w posiadaniu czegoś , czego chciał Jin-Woo, to ze względu na relacje między nimi, ta rzecz powinna być natychmiast ofiarowana, niezależnie od tego, co to było.

Adam White przypomniał sobie ten niezwykle ważny cel końcowy i odchrząknął, aby móc się odezwać.

- Właściwie nawet ja nie wiem, gdzie w tej chwili są przechowywane zwłoki Kamisha. Niestety, zakres mojej wiedzy jest tym, co przełożeni są gotowi mi powiedzieć.

Jin-Woo skinął głową.

Z pewnością Adam White wydawał się zbyt „młody”, by znać każdy sekret organizacji, dla której pracował. Ale, gdy mówił, brzmiał znacznie pewniej, co wydawało się zaprzeczać treści jego słów sprzed sekundy.

- Jednakże, jeśli to ty wysuwasz takie żądanie, uważam, że przełożeni dość łatwo dadzą zgodę. I tak będę musiała sporządzić raport, więc możesz poczekać chwilę na ich odpowiedź?

Wyraz twarzy Jin-Woo natychmiast się rozjaśnił.

Szansa na niepowodzenie umiejętności „Wydobycie cienia” wzrastałaby proporcjonalnie do tego, jak długo cel był martwy. A Kamish zostałnzabity osiem lat temu. Szanse na niepowodzenie były po prostu zbyt wysokie.

Możliwość niepokojenia wielu ludzi, nie mówiąc już o marnowaniu ich cennego czasu na to, co ostatecznie może okazać się niczym, również była dość wysoka.

Bez ryzyka jednak nie miałby pewności.

Nawet jeśli szanse były bardzo niskie, nawet gdyby istniała tylko szansa jedna na dziesięć tysięcy, nie, jeden na dziesięć milionów, w momencie, gdy jakoś uda mu się wydobyć cień Smoka, otrzyma prawdopodobnie najpotężniejszy Cień Żołnierza w historii.

Nawet jeśli mu się nie uda, jedyną rzeczą, jaką straci, będzie czas. W porównaniu z tym, co miałby zyskać, gdyby mu się udało, cóż, to była gra warta świeczki.

Oczywiście dopóki Amerykanie na to pozwolą.

Jin-Woo szybko zapytał Adama White'a.

– Jedziemy do Biura Łowców, prawda?

- Zgadza się.

- Skoro i tak mamy czekać to możemy zrobić to razem.

Nadmiernie namiętne zainteresowanie Jin-Woo spowodowało, że Adam White przybrał minę człowieka, który nie wie, czy się cieszyć, czy płakać.

***

Dyrektor Biura Łowców również sformułował podobny wyraz twarzy.

Na wszelki wypadek przesunął głowę na bok i rzeczywiście, jego zastępca tuż obok niego również miał tą samą minę.

- Więc Łowca Sung jest teraz tutaj?

Dyrektor musiał to potwierdzić po raz ostatni. Adam White bez słowa skinął głową.

- A co z runą? Powiedział coś o niej?

Zdecydowali, że wykorzystanie Kamienia Runicznego Kamisha jest tego warte, jeśli oznacza to, że będą mogli zwabić Sung Jin-Woo do Stanów Zjednoczonych Ameryki.

- Nie, przez cały dzień ani razu nie wspomniał o runie.

Dyrektor mógł tylko podrapać się w brodę po usłyszeniu odpowiedzi Adama White'a.

Zarówno Thomas Andre, jak i Sung Jin-Woo – zawsze okazywało się, że tak trudno było przewidzieć, jak będą się zachowywać.

Pomyślał nawet, że prawdopodobnie sposób myślenia ulegnie drastycznej zmianie po tym, jak zostanie najwyżej sklasyfikowanym Łowcą na świecie.

- Więc chce tylko zobaczyć ciało?

- Tak.

Adam White skinął głową z wyrazem pewności siebie.

W tej chwili wcale nie czuł się źle. Od samego początku jego rolą było doprowadzenie Jin-Woo do stołu negocjacyjnego i wzięcia w nim udziału.

A kiedy Jin-Woo dobrowolnie wszedł do siedziby Biura Łowców, Adam White właściwie wypełnił rolę, którą otrzymał. Jeśli chodzi o resztę, to od przełożonych zależał końcowy wynik.

Osoba mająca ostatnie słowo w tej sprawie, Dyrektor, przed rozmową z Adamem Whitem, dokładnie zastanawiała się nad tym dylematem.

- Chcę najpierw omówić tę sprawę z wicedyrektorem. Proszę wyjdź na chwilę z biura.

– Rozumiem.

Adam White wstał, żeby wyjść z biura; kiedy wyszedł, dyrektor odwrócił się i przemówił do swojego zastępcy z zakłopotanym wyrazem twarzy.

- Jak myślisz dlaczego chce je zobaczyć?

- Nie jestem pewien. Ale wiem że nie jest zwykłym turystą.

Wartość umiejętności była naprawdę niewyobrażalna. Wielu Łowców z samej góry tej drabiny myśliwskiej nie poskąpiłoby swoich rezerw gotówki, aby kupić potrzebny im Kamień Runiczny.

Nawet jeśli kosztował dziesiątki tysięcy, setki, a nawet miliony dolarów.

Umiejętność była w zasadzie siłą, którą posiadał Łowca, a siła ta była bezpośrednio powiązana z przetrwaniem Łowcy.

- Zobaczenie ciała z jakiegoś powodu jest dla niego znacznie bardziej wartościowe niż zdobycie umiejętności.

Nagle w głowie Dyrektora pojawiła się iskra spowodowana wyartykułowanymi słowami swojego zastępcy.

- Czy jego umiejętność nie jest powiązana z potworami które sam zabił?

Biuro Łowców z dumą szczyciło się najlepszą siecią zbierania informacji ze wszystkich organizacji na Ziemi. Więc, co oczywiste, zebrali całkiem pokaźną ilość informacji na temat Jin-Woo.

Chociaż po wyspie Jeju i nagraniu tego jak Sung Jin-Woo tworzył z zabitych mrówek swoich żołnierzy nie było trudne do dowiedzenia się dla kogokolwiek. Ta informacja była ściśle powiązana z wizerunkiem Sung Jin-Woo.

- Czy jego zdolność nie dotyczyła potworów które sam zabił?

Im więcej bitew stoczył, tym silniejszy stawał się łowca Sung Jin-Woo. To był właśnie powód, dla którego Biuro Łowców za wszelką cenę chciał uczynić z Jin-Woo amerykańskiego łowcę.

Jednak – co by było, gdyby mógł tworzyć wezwania ze zwłok potworów, które zginęły dawno temu, a co ważniejsze, tych, których w ogóle nawet nie zabił?

- Dobry boże.

Oczy wicedyrektora zrobiły się niezwykle duże.

- On... On planuje zrobić z Kamisha jednego ze swoich Żołnierzy.

Jego głos drżał w niekontrolowany sposób.

Ten człowiek myślał o przekształceniu najgorszego nieszczęścia, jakiego ludzkość doświadczyła w jego wezwane stworzenie. Nic dziwnego, że nie obchodził go kamień runiczny.

Dyrektor zdecydowanie potrząsnął głową.

- Co...!? Jeśli to jest prawda, to nie mogę na to pozwolić! Żaden człowiek nie może być tak silny!

- Jeśli mu odmówimy, to możemy nie utrzymać z nim dobrych relacji.

Jin-Woo przebywał w kwaterze głównej Biura Łowców w oczekiwaniu na odpowiedź, co z łatwością pokazało, jak wysokie były jego oczekiwania.

To była naprawdę prosta logika – jeśli jeden odmówił prośbie drugiego, ponieważ nie mógł zaufać drugiej stronie, wtedy relacja zaufania całkowicie by się rozpadła.

Czoło Dyrektora zmarszczyło się bardzo, gdy pogrążył się w głębokiej kontemplacji.

Gdyby ich domysły były poprawne, a łowca Sung Jin-Woo naprawdę uczyniłby Kamish jednym ze swoich wezwanych, to jego moce stałyby się niemożliwe do kontrolowania dla żadnego narodu lub organizacji.

Jego wezwania odżyły natychmiast, nawet po zniszczeniu, prawda? Co by było, gdyby Kamish posiadający nieskończoną moc regeneracyjną pojawił się jako wróg?

Rzeczywiście, związane z tym ryzyko było po prostu zbyt duże, aby mieć szansę na utrzymanie dobrych relacji z samotnym Łowcą. Dyrektor zadał jeszcze jedno pytanie, zanim mógł podjąć decyzję.

- Mamy Thomasa Andre, Łowce rangi narodowej, a także prawie pięćdziesięciu Łowców rangi S zwerbowanych z różnych części świata.

Czy naprawdę istnieje powód, dla którego powinniśmy nadal ścigać Sung Jin-Woo?”

- Właściwie, proszę pana.

Zastępca wahał się przez chwilę, zanim podjął decyzję. Zwlekał ze sporządzeniem raportu, ponieważ jego treść nie została jeszcze zweryfikowana, ale postanowił i tak ją poruszyć.

- Istnieje duża szansa, że Sung Jin-Woo jest zupełnie nowym Łowcą rangi narodowej.

Dyrektor zerwał się ze swojego miejsca.

- Agent White złożył raport około tydzień temu. Łowca Sung Jin-Woo potrafi używać psychokinezy.

- Czy widzisz w nim kogoś godnego naszego zaufania?

Swoje możliwości można by oceniać subiektywnie, ale na kwestię zaufania zawsze patrzeć z obiektywnej perspektywy. Widedyrektor wypowiedział się na temat swojej opinii na temat Jin-Woo, która powstała z tego, czego był świadkiem do tej pory.

- Czy możesz sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby ktoś wycelował broń w Liu Zhiganga lub Thomasa Andre?

- To byłoby przerażające.

Zarówno Thomas Andre, jak i Liu Zhigang nie okazywali litości swoim wrogom.

Ktoś w hipotetycznej sytuacji albo umrze, albo przynajmniej straci rękę trzymającą broń, jeśli będzie miał ogromne szczęście a łowca bardzo dobry humor.

- Jednak łowca Sung Jin-Woo nie jest kimś takim. Był kimś, z kim nadal można było rozmawiać i rozwiązać trudną sytuację bez przemocy.

Dyrektor spuścił nieco wzrok i skinął głową. Tymczasem zastępca kontynuował swoje wyjaśnienia.

- Nie zapominajmy też o sprawie Japonii. Czy nie rozwiązał kryzysu związanego z otwarciem bramy, z którym nikt nie chciał mieć nic wspólnego, całkowicie sam, jednocześnie nie żądając zbyt wiele od Japończyków? Poprosił o oficjalne przeprosiny dla całego jego kraju I przyznanie się przez koreańskie Stowarzyszenie do uknutej intrygii.

Był to całkowity kontrast z rosyjskim łowcom Yuri Orlovem, który żądał od rządu japońskiego wygórowanej sumy dziesięciu milionów dolarów dziennie, zaś rocznie 3,6 miliarda.

Proces decyzyjny dyrektora nie trwał długo.

Jego usta pozostały zaciśnięte w linii prostej jeszcze trochę dłużej, ale wstał z siedzenia.

-To może być dobra okazja na sprawdzenie jego umiejętności.

Wyraz twarzy zastępcy rozjaśnił się nieco, gdy również wstał ze swojego miejsca.

– A propos, gdzie dokładnie są przechowywane szczątki Kamisha, dyrektorze?

Słysząc to pytanie, na ustach Dyrektora pojawił się niewielki uśmiech.

- Czy zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego nasza kwatera główna ma dwadzieścia podziemnych pięter?

***

Jin-Woo wszedł do specjalnej windy tuż za dyrektorem biura.

- Chciałem usiąść i na spokojnie wszystko przedyskutować. Ale wolisz to zrobić w ten sposób prawda?

Niemal w tym samym czasie Adam White przetłumaczył słowa dyrektora na koreański. Jin-Woo skinął głową, aby to potwierdzić.

Winda wioząca dyrektora, jego zastępcę, Adama White'a i wreszcie samego Jin-Woo szybko zjechała na parter piwnicy.

Pomyśleć, że zbudowaliby kwaterę główną Biura Łowców w miejscu, w którym zginął Kamish...

Jeśli to nie był Amerykański sposób myślenia, to co nim było?

W każdym razie powiedziano mu, że szczątki Smoka Kamisha będą przechowywane nienaruszone na zawsze, aby uczcić i zapamiętać życie każdego Łowcy, który dzielnie poświęcił się, aby powstrzymać najgorsze nieszczęście w historii ludzkości.

Winda w końcu otworzyła swoje drzwi na 24. piętrze piwnicy. Czekający na ich przybycie personel powitał czwórkę gości na tym piętrze.

Na początku musieli być żołnierzami, sądząc po dostojnym sposobie salutowania. Dyrektor skinął głową, aby ich powitać, i kontynuował prowadzenie Jin-Woo dalej.

- Proszę tęd.

Starał się trzymać swoje zmartwienie oraz podniecenie jak najmniej widoczne. Nie był w stanie jednak całkowicie uspokoić swojego oddechu który był zdecydowanie nieco szybszy.

Kiedy drzwi z kilkoma warstwami ścisłego zabezpieczenia w końcu się otworzyły, chłodna bryza uderzyła w jego ciało.

Chociaż, nie. To nie była zwykła chłodna bryza.

W powietrzu można było wyczuć manę. Nie trzeba było nawet zastanawiać się, do kogo należała ta magiczna energia.

Serce zabiło mu mocno, gdy zdał sobie sprawę, że mimo wszystko jego szanse nie są zerowe.

Mimo że minęło osiem lat, szczątki nadal emitowały pewną ilość magicznej energii. Więc jak niesamowita byłaby jego moc po przekształceniu go w Żołnierza?

Jin-Woo uspokoił serce, które biło na tyle szybko, że eksplodowało, i bez słowa podążył za dyrektorem.

- To tutaj.

W końcu jego kroki zatrzymały się przed naprawdę masywną otwartą kopułą, jasno oświetloną przez niezliczone reflektory nad głową.

I oto były szczątki Kamisha.

Nawet Jin-Woo chwilowo zapomniał oddychać na widok naprawdę przytłaczającej obecności stworzenia.

- Właściwie cała energia elektryczna używana w siedzibie głównej Biura Łowców pochodzi z Magicznego Kryształu Kamisha.

Jednak uszy Jin-Woo nie wyłapały żadnego z jego słów. Jego wzrok był już mocno utkwiony w jednym miejscu.

Widząc to żarliwe spojrzenie, dyrektor zdał sobie sprawę, że nadszedł ten moment.

- Jesteś zadowolony?

- Proszę się odsunąć. - Poprosił Jin-Woo patrząc chciwie na truchło przed sobą.

- Dyrektorze, co ten człowiek próbuje zrobić?

- Szczątki Kamisha to skarb narodowy naszego kraju!

Na nieszczęście dla nich, dyrektor od razu ostro ukrócił te protesty.

- Już wyraziłem zgodę!

W jednej chwili wszystkie protesty ucichły, chodź bardzo niechętnie.

Zanim tu zeszli, Jin-Woo obiecał, że ze szczątkami nic się nie stanie, również że zachowają większość swojej energii. Chociaż nie całą.

- Obserwujmy co będzie dalej.

Zgodnie z instrukcjami Jin-Woo, tłum wycofał się na daleką odległość. W międzyczasie wyciągnął ręce w kierunku Kamisha. A wypowiedział komendę z największą ilością stanowczości w głosie jaka tylko był w stanie z siebie wydobyć.

Po tylu wezwaniach wiedział już że jego wezwanie na ma być prośbą czy pustym słowem. Ma być rozkazem, twardym i pewnym.

- Powstań.

[WYDOBYCIE CIENIA ZAKOŃCZYŁO SIĘ NIEPOWODZENIEM]

[POZOSTAŁY DWIE PRÓBY]

Wyraz twarzy Jin-Woo się nie zmienił. Chłopak byłby w ciężkim szoku gdyby udało mu się to za pierwszym razem.

Z jeszcze większą determinacją i stanowczością nakazał.

Chciał przejąć kontrolę nad największym potworem, jaki kiedykolwiek zjawił sie na ziemi. Jego głos, teraz zawierający jego pragnienie, odbijał się echem i odbijał się echem we wnętrzu podziemnej kopuły.

- Powstań...

Kiedy to się stało, wszystkie reflektory umieszczone na suficie nagle zaczęły migotać. A z nieznanego miejsca nadleciała smuga niesamowicie mroźnego wiatru.

Ogłuszający ryk smoka dobiegał z jakiegoś niezidentyfikowanego miejsca, i sprawił, że prawie wszyscy obecni w tym wielkim pomieszczeniu w pośpiechu zakryli uszy.

Jedyną osobą, która nie straciła spokoju w tym chaosie, był Jin-Woo i nikt inny. Szybko dostrzegł cień Kamisha rozpościerający się szeroko na podłodze.

Czy... faktycznie mu się udało?!

Jego oczy otworzyły się najszerzej jak tylko był w stanie obserwując z fascynacją jak jego nowy żołnierz powstaje.

Pewnie coś powoli unosiło się z cienia. Rosnący, formujący się kształt, otoczony wznoszącymi się pióropuszami czarnego dymu, był... nierzaprzeczalnie smokiem.

- Co...!

- Co się dzieję?!

- Co to u diabła jest?!

Członkowie personelu spanikowali i cofnęli się o kilka kroków. Nawet dyrektor i jego zastępca, którzy mieli już całkiem niezłe pojęcie o zdolnościach Jin-Woo, zapomnieli w tym momencie oddychać.

Smok ryknął głośno w powietrze, zanim znalazł człowieka przy jego stopach i przestał ryczeć.

- Czy to ty mnie wezwałeś? Królu Umarłych, Władco Cieni?

Słysząc ten niski dostojny głos wydobywający się z ogromnej paszczy smoka wszyscy w pomieszczaniu byli już kompletnie oszołomieni a ich szczęki zamiast zwisać luźno jak do tej pory właśnie zrobiły dziury w podłodze.

- O mój Boże!

- Czy on właśnie przemówił?!

- On ożył i gada!

- Co do ciężkiej cholery?! To nie możliwe!

Smok który na razie ich nie zauważył patrzył świecącymi na fioletowo oczami na istotę która go wezwała.

Władca Cieni był jedyną egzystencją zdolną wciągnąć duszę, która spadła do czeluści otchłani. To dlatego Smok potrzebował tylko jednego spojrzenia, by rozpoznać tożsamość Jin-Woo.

Król Umarłych, w ludzkim ciele, wpatrywał się w stworzenie z oczami pełnymi szoku. Autorytet Władcy, który posiadał, przeszył ciało Smoka potężnym dreszczem.

Ale to trwało tylko krótką chwilę.

Oczy stwora przesunęły się na miejsce nieco dalej. I właśnie wtedy odkrył głupio wyglądających ludzi i ich rozwarte szczęki, gdy wpatrywali się w gigantyczne stworzenie.

- Ludzie...? Ludzie!

Natychmiast przypomniał sobie bezdenną wściekłość, jaką żywił za życia wobec ludzkości. Pomogło to również Smokowi przypomnieć sobie straszliwy ból, jaki odczuwał, gdy brał ostatnie tchnienie, co tylko jeszcze bardziej go rozgniewało.

- Ludzie... Muszą zginąć!

Rozumiejąc obecnie co smok mówi wszyscy w pomieszczeniu zastygli w lawinie szoku i przerażania.

Smok uniósł swoje ciało, gdy szkarłatne światło wypełniło jego oczy, zastępując do tej pory wydobywający się z nich fiolet.

Powietrze w podziemnym magazynie zaczęło się gotować.

Dyrektor Biura Łowców wydał z siebie zszokowane westchnienie.

Ta kopuła została zaprojektowana, by pomieścić śpiącą postać Smoka. Tak więc cała przestrzeń wydawała się całkowicie niewystarczająca, gdy stwór podniósł wysoko głowę.

Głowa smoka wbiła się w sufit i zniszczyła znajdujący się tam beton.

- Co do diabła?!

- To niemożliwe?!

- Jak udało mu się to zniszczyć?!

Mogli teraz zobaczyć jasno fioletowe światło zbierające się w otwartej paszczy Smoka.

Masa światła – zarówno dyrektor, jak i jego zastępca widzieli materiał wideo niezliczoną ilość razy i wiedzieli, co smok chce teraz zrobić.

Adam White pilnie chwycił dyrektora za ramię i krzyknął.

- Proszę pana musimy się ewakupwać.

- To Oddech Kamisha! Myślisz, że będziemy bezpieczni, bo gdzieś uciekliśmy?! Przed tym nie da się uciec.

Było dość jasne, że kiedy światło wybuchnie, cały budynek Biura Łowców zostanie całkowicie zniszczony w mgnieniu oka. Innymi słowy, nie było miejsca bezpiecznego przed atakiem Smoka.

Jeden ze stacjonujących pracowników upadł na podłogę, jakby jego nogi straciły całą siłę ze strachu. W międzyczasie pozostali dwaj pilnie wciskali kod zabezpieczający, aby otworzyć elektroniczny zamek w drzwiach, aby uciec z kopuły. Byli tak bardzo przerażeni a ich dłonie drżały tak bardzo że ledwo wiedzieli co robią.

Dyrektor i jego zastępca doskonale wiedzieli, że to po prostu strata czasu. Mogli tylko naprzemiennie wpatrywać się w Jin-Woo i wskrzeszonego Kamisha z oszołomionymi wyrazami twarzy wyrytymi na ich twarzach.

Filotowa poświata wytworzona z czystej magicznej energii w końcu przekształciła się w kulę oślepiających płomieni. Smok w końcu zakończył

przygotowania do wymazania wszystkich „ludzi” stojących przed nim. Jednak tuż przed tym, jak zdążył wypluć swój niebywale wysokiej temperatury Oddech Jin-Woo wkońcu wyrwał się z zaskoczenia spowodowanego tym nagłym wybuchem gniewu Kamisha.

- Wystarczy!

Dyrektor i jego świta wszyscy odruchowo podnieśli ręce, aby osłonić oczy przed jasnym, oślepiającym światłem. Jednak po usłyszeniu krzyku Jin-Woo wszyscy powoli opuścili ręce.

Myśleli, że wszystko się skończyło, gdy światło wypełniło wnętrze kopuły. Jak się jednak okazało, pospieszyli się z takim osądem.

Płomienie w szczęce rozwścieczonego Kamisha stopniowo wygasały.

Czy Smok, który jednym oddechem zniszczył życie kilkuset elitarnych łowców i mógł spustoszyć całą ziemię zabijąjąc całe siedem miliardów żyć, powstrzymał swój atak tylko dzięki jednej komendzie łowcy Sung Jin-Woo?

Dyrektor wpatrywał się w Jin-Woo oczami, które wyraźnie wciąż pływały w nieokiełznanym szoku. A potem te oczy prawie wyskoczyły z oczodołów z jeszcze bardziej niedowierzającego widoku.

Jin-Woo właściwie jak gdyby nigdy nic zaczął rozmawiać z Kamishem. Podczas gdy smok wydawał się mówić w sposób dla nich, o zgrozo, zrozumiały to znaczy po angielsku, Jin-Woo mówił po koreańsku i o dziwo najwyraźniej jedno rozumiało drugiego. Jak gdyby sam fakt rozmowy z Kamishem nie był absurdalny.

- Magiczny kryształ osadzony w twojej głowie został usunięty dawno temu. Nie masz już powodu, by wykonywać rozkazy Władców.

Stojący tuż obok szefa zastępca dyrektora wzdrygnął się z przykrego szoku i pospiesznie zapytał.

- Czy łowca Sung właśnie rozmawia z tym monstrum?!

- Nie wierze własnym oczom.

Podczas gdy wszyscy pozostali wciąż tkwili w otchłani czystego zdumienia, Jin-Woo był zbyt zajęty wypluwaniem w myślach westchnienia ulgi.

Przez krótką chwilę martwił się, co musi tam zrobić, ale efekt końcowy okazał się całkiem niezły. Cóż to była za ulga. Miał tylko nadzieję że Dyrektor nie będzie bardzo zły za ten chwilowy wybuch szału u Kamisha.

Nawet wtedy Jin-Woo był szczerze prawie przerażony w momencie, gdy poczuł niekontrolowaną wściekłość wypływającą ze Smoka.

Jaki Żołnierz Cienia ma tak potężną osobowość?

Wydawało się, że to, co głosił Król Gigantów, o wyższych istotach posiadających silniejszą wolę, może być jednak prawdą.

Tymczasem Smok był dość zaskoczony faktem, że chętnie wykonał rozkaz nowego Władcy.

Nawet służenie wcześniejszemu panu nie dawało mu tyle błogiego szczęścia jak słuchanie Władcy Cieni.

- A więc tak się czujesz, poddając się Monarsze Cieni.

Smok następnie obniżył swoją wysoką postawę i oddał szacunek Jin-Woo. Ludzie nieustannie wzdrygający się przed każdym ruchem przerośniętej istoty w końcu wydali długie westchnienia ulgi.

Smok opuścił głowę, jakby chciał pocałować podłogę, i przemówił.

- Ten pokorny sługa będący kiedyś pod rozkazami Smoczego Cesarza, składa pokłony przed nowym Monarchą.

W głosie stwora było wiele szacunku, mimo że w jego słowach nadal można było usłyszeć lekkie powarkiwanie. Jin-Woo powoli podszedł do Smoka i położył rękę na nosie stwora, który w milczeniu zamknął oczy i cieszył się ciepłem swojego nowego pana.

Wrażenie, którego nie można opisać słowami, przeniosło się od czubka nosa do reszty ciała.

Jin-Woo wyczuł również, że nastrój Smoka się poprawia. Do tego czasu ledwo udało mu się uspokoić łomotające serce, ale teraz znowu zaczęło bić mocno.

Smok Kamish naprawdę stał się jego Żołnierzem.

Jin-Woo czuł jak więź między nimi, początkowo znacznie bardziej krucha i słaba niż ta u wszystkich innych nowo stworzonych Cieni umacnia się i scala.

Szeroki uśmiech automatycznie pojawił się na jego twarzy.

Tymczasem szczęka Adama White'a zwisała luźno po tej niewiarygodnej scenie dziejącej się na jego oczach. Ale potem odkrył coś jeszcze bardziej niewiarygodnego i pośpiesznie potwierdził to z zastępcą dyrektora.

- Proszę pana... Czy on... Macha ogonem?

- Co do cholery, najgorsze nieszczęściem w historii to nie jakiś szczeniak, więc co ty wygadujesz...?

Wicedyrektor pomyślał, że to byłoby kompletnie nielogiczne i przeniósł wzrok tam, gdzie był ogon Kamisha, tylko po to, by z jego ust wydobył się bolesny jęk.

- Jezu Chryste...?! No nie... Kurwa...

Jin-Woo cofnął rękę i ogon smoka również przestał machać. Następnie ponownie podniósł głowę.

– Powiedziałeś, że służyłeś Smoczemu Cesarzowi, prawda?

- Tak mój królu. Służyłem niegdyś Królowi Smoczych Berserkerów, Monarsze Destrukcji, byłem jednym z jego generałów. Ale... zostałem porzucony podczas odwrotu jego wojsk. Byłem zbyt daleko od portalu... poświęcił mnie.

Smok kontynuował uprzejmym tonem głosu, przez ich więź Jin-Woo wyczuł smutek i żałość jaka biła z niego na wspomnienie tych wydarzeń.

Mrużąc oczy Jin-Woo starał się stłumić opiekuńczy gniew jaki wybuchł w jego sercu na te informację. Nigdy nie poświęciłby Igrisa, Beru, Kła czy jakiegokolwiek ze swoich żołnierzy.

Należeli do niego.

Poznał jednak imię kolejnego monarchy.

Jin-Woo był Królem Umarłych, Władcą Cieni.

A potem był Król Gigantów, Władca Początku.

Nie znał jeszcze sześciu monarchów. Ale trójka była lepsza niż nic.

- Jakie było twoje dawne imię? - Spytał po chwili Jin-Woo zdając sobie sprawę że przecież musi nazwać swojego nowego żołnierza.

Smok na to pytanie przechylił nieco łeb i wydawał się popaść w krótkie rozmyślania. Kilka razy otworzył paszczę, po chwili ją jednak zamykał.

- Niestety... Nie pamiętam. Moje pojmanie miało miejsce tak dawno temu, wiele z moich wspomnień stało się zniekształconych... To, nie powinno się wydarzyć... Magiczny Kryształ jaki mi wszczepiono po pojmaniu... Przez te niezliczone setki lat wypaczył moje wspomnienia. Wybacz mój królu, nie jestem w stanie odpowiedzieć na twoje pytanie.

Jin-Woo zmarszczył brwi zaniepokojony. Zwykłe potwory z tego co się dowiedział po niezliczonych latach w podziemiu straciły rozum. Potwory z silną osobowością taką jak Monarcha czy najwyraźniej smok nie popadali w szaleństwo, ale najwyraźniej Kamish i tak nie ustrzegł się skaz na swoim umyśle.

Król Gigantów nie wydawał się mieć problemów z pamięciom, chociaż wydawał się nieco szalony i zdradziecki, to Jin-Woo nie zdziwił się by się gdyby zawsze taki był. W końcu nie był człowiekiem, a Monarchom.

Tym właśnie Kamish różnił się od Króla Olbrzymów. Jeden z nich był tylko dawnym generałem Monarchy, a drugi był Monarchą. Możliwe że ta różnica wystarczyła żeby Monarcha początku lepiej zniósł pojmanie niż Kamish.

[??? LV.19]

RANGA: MARSZAŁEK

Był na pewno silniejszy od Beru Jin-Woo nie miał co do tego wątpliwości. I miał od razu 19 poziom.

- Nie szkodzi. Nadam ci nowe imię.

- Będę zaszczycony móc nosić imię nadane mi przez mojego Króla.

Jin-Woo zamyślił się. Kamish było naprawdę fajnym imieniem. Ale czy rozsądnym było nazywanie go tak i przypominanie ludziom jaką wielką katastrofą i w zasadzie mordercą był Kamish kilka lat temu?

Chociaż to nie tak że byłby w stanie ukryć skąd go wziął... Na ziemi nigdy nie było innego smoka a mówienie że sam znalazł smoka i go zabił byłoby niedorzeczne i raczej nikt za bardzo by mu nie uwierzył że sam zabił smoka o którym nikt nie miał pojęcia.

- Zostałeś przez ludzi nazwany Kamishem. Podoba mi się to imię... I jestem beznadziejny w wymyślaniu swoich. Nazwę cię Kamish.

Uradowany smok znów schylił łeb tak nisko że jego broda dotykała ziemi.

[KAMISH LV.19]

RANGA: MARSZAŁEK.

***

Kamish spoglądał na ludzi przed sobą, ale co najważniejsze na jego nowego pana i Monarchę. Był młody i wymagał opieki ze strony Kamisha, widać było że nie został jeszcze całkowicie przebudzony jako Monarcha, jeszcze nie. Najwyraźniej pierwszy Monarcha czekał na oddanie mu pełni władzy, Kamish nie wiedział czemu, ale to nie było jego miejsce by pytać, Kamish miał służyć i chronić swojego nowego Monarchę.

Rozglądając się po pomieszczeniu widział strach ludzi którzy na niego patrzyli. Teraz jednak ich widok nie burzył i nie gotował jego krwi. Nie czuł otumaniającej potrzeby zabijania ludzi. Czuł że jego pan uważa się za człowieka. Nadal tak właściwie nim był pomimo bycia też Monarchą, bycie Monarchą nie wykluczało bycia... ludzkim. Po prostu żaden Monarcha do tej pory nie był człowiekiem, byli bytami straszymy i okrutniejszymi niż ten mały kruchy świat. Świat na którym tak zależy jego nowemu panu.

Nie chcąc więcej straszyć ludzi czując że jego pan nie pochwalałby budzenia w nich strachu Kamish użył umiejętności dostępnej dla każdego ze smoków. Każdego z poddanych Smoczego Cesarza posiadał te zdolność, co ciekawe jednak Monarcha Destrukcji nie pozwalał na używanie jej uznając że umniejsza ona siłę i znaczenie jego smoczych sług.

Kamish skurczył swój wzrost do trzydziestu centymetrów długości i dwudziestu kilku wysokości, następnie i spojrzał na swojego zaskoczonego pana który schylił się patrząc na stojącego na podłodze teraz malutkiego Kamisha.

***

- Łał. - Stwierdził Jin-Woo patrząc urzeczony na Kamisha mającego teraz mniej niż metr długości i wysokości. Następnie niewiele myśląc, niezainteresowany faktem że patrzył właśnie na największe nieszczęście ludzkości wziął go w ramiona jak średniej wielkości szczeniaka czy kota i odwrócił się z nim do patrzących na to wszystko w szoku Amerykanów. - Jaki jesteś słodki.

Adam White słysząc pełne zachwytu stwierdzenie Jin-Woo, jak gdyby nigdy nic stojącego przed nimi z pieprzonym najniebezpieczniejszym kataklizmem jaki nawiedził kiedykolwiek ludzkość, zakrztusił się powietrzem z niedowierzania. Podczas gdy inni w pomieszczeniu nie rozumiejący koreańskiego patrzyli słabo na Czerwonego Smoka Kamisha który obecnie leżał w złożonych ramionach Jin-Woo wyglądając jakby zaraz miał się rozpłynąć ze szczęścia i błogości.

- Co... Co takiego właśnie łowca Sung powiedział? - Spytał słabo Dyrektor nie spuszczając przerażonego wzroku z malutkiego pieprzonego smoka.

- On... O mój Boże... Nazwał Kamisha słodkim.

- Co zrobił? - Spytał z niedowierzaniem zastępca dyrektora. - Słodkim... Słodkim?!

Jin-Woo spojrzał zmieszany na patrzących na niego w szoku ludzi. Potem spojrzał na wyjątkowo zadowolonego Kamisha... Nim jednak zdołałby coś powiedzieć z jego cienia wyszedł Beru i klęknął na jedno kolano patrząc w ziemię.

- Coś nie tak Beru? - Spytał łagodnie Jin-Woo czując przez ich więź że jego wierny cień wyraźnie się dąsa.

Adam White, Dyrektor i jego zastępca byli najwyraźniej już tak tym wszystkim zszokowani i zmęczenie że nie wydawali się aż tak bardzo przerażeni widokiem Beru. Albo możliwe że doskonale wiedzieli już o jego mrówczym marszałku.

- Kim jest ta... zdradziecka jaszczurka? - Spytał Beru.

Dąsał się i był zazdrosny. No po prostu cudownie.

- Spokojnie mały insekcie. Obaj służymy jednemu panu. - Stwierdził spokojnie Kamish nie wyglądając na zezłoszczonego nazwaniem go "zdradziecką jaszczurką".

- To jest Kamish. Kolejny z cieni i drugi prócz ciebie który ma rangę Marszałka. Spokojnie Beru obaj jesteście moimi żołnierzami i oczekują że będziecie chronili własne plecy i współpracowali.

Beru schylił głowę jeszcze niżej a jego czułki zadrgały nieszczęśliwie.

- Oczywiście mój królu. Zrobię wszystko czego sobie życzysz. - Obiecał mu od razu Beru.

Trzymając Kamisha tylko jedną ręką Jin-Woo wyciągnął drugą i delikatnie poklepał Beru po głowie chcąc go pocieszyć.

Marszałek wydawał się tym gestem udobruchany. Chociaż nadal był po cichu zazdrosny że pojawił się w armii cienia ktoś potężniejszy od niego.

- Beru wracaj do Korei pamiętasz co kazałem ci zrobić. A ty Kamish odpocznij w moim cieniu - Nakazał im Jin-Woo.

Oba jego cienie zniknęły a Jin-Woo zwrócił uwagę na patrzących na niego oczami pełnymi zmęczonego niedowierzania Amerykanów.

- Yyy cóż... Pozwoliliście mi zdobyć bardzo silny cień. - Przyznał zawstydzony Jin-Woo czując się niezręcznie gdy wszystkie oczy były zwrócone w jego stronę.

Z opóźnieniem zdając sobie sprawę ze swojej roli Adam zaczął tłumaczyć na angielski to co Jin-Woo mówił.

Widząc że Adam tłumaczy przełożonym to co mówił Jin-Woo kontynuował.

- Uczciwie będzie jeśli jakoś wam się za to odpłacę. Nie zamierzam przenosić się do Ameryki, ale mam u was duży dług wdzięczności. Za darmo jestem gotów pomóc wam w każdym kryzysie który wybuchnie w Ameryce. Nie ważne czy to będzie za miesiąc, rok czy dziesięć lat. Um... Dyrektorze wszystko w porządku?

Dyrektor nadal patrzył głupio na Jin-Woo i jego ramiona jakby jego mózg nie mógł przyswoić informacji że łowca nie trzyma w nich już Czerwonego Smoka Kamisha, bossa pierwszej bramy kategorii S jaka pojawiła się na Ziemi.

Chapter 21: Rozdział 20

Chapter Text

Przed udaniem się z Jin-Chulem i Choi Jong-Inem na międzynarodową konferencję gildii Jin-Woo poczynił przygotowywania aby zapewnić swojej rodzinie maksimum bezpieczeństwa. Nie zamierzał popełnić już podobnego błędu jak podczas otwarcia bramy w szkole Jin-Ah. Dlatego właśnie przydzielił jej Beru który przy okazji miał też chronić jego matkę jako że obie raczej nie opuszczały domu. Jin-Ah z powodu szoku i zamknięcia jej szkoły, a jego matka dlatego że właściwie nie miała po co. Nie miała jakiś bliskich przyjaciółek przed zachorowaniem, a nawet jeśli tak to cztery lata to ogrom czasu który zamazuje wiele.

***

Jin-Ah patrzyła pusto w okno swojego pokoju leżąc na łóżku. Atak na jej szkołę nie pozostawił na jej ciele żadnych fizycznych ran, ale było ich zaskakująco dużo w jej psychice.

Kilka pierwszych dni po tym potwornym wydarzeniu spędziła śpiąc, a jej sen był co jakiś czas przerywany różnorakimi kombinacjami tego co się wydarzyło. Jej straumatyzowany umysł raz za razem odtwarzał obrazy potwornej masakry jakiej była świadkiem. W końcu całkowicie zrezygnowała ze snu bojąc się coraz to nowych koszmarów tego samego wydarzenia.

Szła spać wtedy gdy już koniecznie musiała. Te ciągnące się jednak w nieskończoność godziny kolejnych dni musiała jakoś wypełnić. Paplanina w telewizorze nie była w stanie skupić jej uwagi nie ważne jaki kanał obecnie był włączony. Gry na telefonie którymi kiedyś gdy była młodsza oddawała się w całości,  teraz były dla niej mało atrakcyjne i nie mogły zająć jej szalejących myśli.

Niegdyś jej telefon bardzo często wibrował powiadamiając ją o nowych wiadomościach, przypomnieniach czy informacjach.

Teraz milczał martwo wyciszony, internet przez kilka dni huczał o tym co stało się w jej szkole a ona nie chciała o tym czytać przywołując w myślach te całą krew i strach. Większość czatów grupowych umilkła, wielu ich uczestników po prostu nie żyła a ci którzy ocaleli nie czuli się psychicznie dobrze z pisaniem na czacie gdzie nadali widniały nazwy i awatary znajomych osób które już nigdy tych wiadomości nie odczytają. Myśl o usunięciu zmarłych była świętokradztwem a myśl o tworzeniu nowych czatów bez nich, zdradą.

Telefon więc najczęściej leżał ponuro gdzieś koło niej praktycznie nieużywany.

Nie wiedząc co ze sobą zrobić Jin-Ah oddała się ostatniej desce ratunku jaką miała pod ręką aby nie oszaleć.

Nauce. Możliwe że zapowiedziane testy i egzaminy nie odbędą się w wyznaczonym czasie, a wielu jej znajomych już nigdy nie będzie miała szansy do nich podejść, ale on nadal chciała iść na medycynę. Jej idealne wyniki w nauce były całkowicie pod to podporządkowane. Tak więc siadła do biurka i kolejne dni poświęcała nauce, powtórką i poznawaniu nowego materiału którego wielu jej nauczycieli nie będzie miało okazji jej pokazać. Ani jej ani nikomu innemu.

Na te myśl poczuła łzy kłujące ją w oczy gdy czytała podręcznik z biologii.

***

Beru był cichym uważnym obserwatorem dni siostry jego króla. Zwykle po prostu obserwował nie wyrażając żadnych głębszych emocji gdy siostra jego króla, którą postanowił nazywać księżniczką spała lub spoglądała ponuro w ścianę. Teraz jednak Beru miał nieodpartą ochotę zacząć uderzać głową w najbliższą płaską powierzchnię gdy obserwował zmagania jego pani z zadaniem z matematyki.

Koszmarnie wychodziło jej wyprowadzenie wzoru na deltę oraz x1 i x2. Koło b powinien stać minus, bez niego wyliczanie dalej nie miało sensu bo wynik będzie błędny!

Gdyby nie był martwą mrówką zapewne zacząłby sobie rwać włosy z głowy, na szczęście lub nieszczęście nie miał żadnych cebulek z których ów włosy mogły rosnąć.

Nie mógł przecież pozwolić aby jego księżniczka uczyła się pomyłek, przez to tylko utrwali swoje błędy a potem może źle jej pójść z egzaminami na których tak bardzo jej zależy!

Nigdy nie dostał wyraźnego rozkazu aby nie ujawniać się siostrze lub matce króla, niemniej jednak Beru wiedział że jego obecność może je wystraszyć, a tego nie chciał. Jego zadaniem było zapewnienie im bezpieczeństwa i pilnowanie ich komfortu a nie burzenie go.

Beru miał po części przynajmniej za życia świadomość ula. Czego nauczyła się jednak mrówka uczyły się wszystkie. Za życia mrówki na wyspie zjadły kilku całkiem niezłych matematyków, fizyków czy nawet trzech chemików, tak więc Beru uważał się za całkiem dobrze zorientowanego w sprawach szkolnictwa. Ale to może za sprawą tego bardzo otyłego i tłustego kuratora oświaty...

W końcu nie mogąc wytrzymać Beru bardzo powoli aby dać jego księżniczce czas na zorientowanie się że się koło niej pojawia wyłonił się z cienia przyjmując swoją fizyczną formę.

Czując jak coś bezsprzecznie magicznego pojawia się u jej boku Jin-Ah zamarła przerażona gdy jej kolana schowane pod biurkiem zaczęły drżeć. Wiedziała o mocach jej brata i o jego przyzwaniach, nawet powiedział jej kogo zostawia na jej straży przed wyjazdem, ale mimo tego Jin-Ah nie była w stanie stłumić dreszczy przerażenia gdy koło siebie ujrzała wysoką chudą nie ludzką postać z czułkami okrytą ciemnością.

- Moja pani we wzorze o tutaj powinnaś dać minus zamiast plusa. Ten wynik jest błędny bo postawiłaś zły znak.

Jin-Ah spojrzała głupio na Beru a potem na swój brudnopis, a potem znów na Beru.

- Ah, tak... tak... rzeczywiście.

Beru czuł od swojej księżniczki kwaśny smród strachu, bez którego i tak byłby w stanie zobaczyć w jej wielkich łanich oczach strach gdy na niego patrzyła. Ale gdzieś pod tym kwaśnym smrodem czuł też zrozumienie. Pomimo lęku jego księżniczka zrozumiała co miał na myśli. Widząc to i nie chcąc dalej jej denerwować Beru powoli ukłonił się a następnie zniknął w jej cieniu. Jin-Ah przyjrzała się z przerażoną fascynacją swojemu cieniowi który na chwilę pociemniał i zaczął się nienaturalnie ruszać ale po kolejnym mrugnięciu znów był jej zwykłym cieniem.

Jin-Ah po kilku chwilach gdy jej tętno zaczęło się uspokajać znów wróciła do matematyki sprawdzając to o czym mówił jej Beru.

Zdając sobie sprawę ze swojego tak głupio zawstydzającego błędu Jin-Ah skreśliła całe równanie zdając sobie sprawę że nie da się go już uratować i musi zacząć od początku. Tym razem jednak postawiła właściwy znak dzięki czemu wyszedł jej zupełnie inny wynik na którym dalej było znacznie łatwiej pracować, niż nad tym pierwszym błędnym.

Widząc że księżniczka posłuchała jego skromnej rady i przyniosło jej to korzyści Beru wręcz zamruczał w cieniu czując się bardzo szczęśliwym i zaszczyconym że został uznany za godnego słuchania jego rad.

W następnych dniach Jin-Ah stała się znacznie bardziej świadoma obecności Beru który jakby nie patrzeć był w pewien sposób manifestacją opiekuńczości Jin-Woo względem niej.

Obserwowała czasami gdy jej cień nienaturalnie się rozciągał i ciemniał, jak koty z sąsiedztwa uciekły gdy tylko się zbliżała nawet jeśli nie szła w ich stronę i nie zwracała na nie uwagi.

Jednak powoli i stopniowo strach przed tą ciągłą obecnością Beru zaczął słabnąć a on poczuła nawet że jest w niej coś pocieszającego. Te ciągłą czujną obecność można było porównać do myśliwskiego psa stróżującego leżącego u jej stóp.

Zaczęła nawet odkrywać jego cieplejszą i cierpliwą stronę osobowości nawet jeśli wszyscy inni na świecie na to stwierdzenie popukaliby się w czoło stwierdzając że oszalała. Jakiś czas temu gdy jej instynkt samozachowawczy był jeszcze nie naruszony sama zresztą by tak stwierdziła, teraz jednak gdy ten instynkt został utopiony w krwi jej nauczycieli, kolegów i rówieśników Jin-Ah nie miała przed tym żadnych oporów. Teraz szukała wsparcia i bezpieczeństwa w każdym miejscu, nawet jeśli tym miejscem okażą się ostre śmiercionośne szpony krwiożerczej gadającej martwej mrówki.

Tylko dzięki żołnierzom cienia jej brata i jego chłopakowi nadal żyję i jest bezpieczna, także wszelkie hamulce logiki dawno temu zostały zwolnione.

***

Beru był najsilniejszym cieniem w armii jego króla, więc naturalnym było że miał nad całą armią dowództwo. Dlatego to właśnie on nadzorował te kilkanaście cieni które pozostały w Seulu mając za zadanie chronić miasto przed przestępczością. Beru nadzorował ich pracę, samemu jednak nie opuszczając boku księżniczki bojąc się że pod jego nieobecność może stać się jej jakaś krzywda.

Tym razem jednak został do tego zmuszony gdy jakiś obrzydliwy człowiek mający nieco energii magicznej porwał dwie ludzkie kobiety będące w wieku matki jego króla. Widząc tą zbieżność Beru uznał że musi zainterweniować. Jeśli ten człowiek pozostanie bezkarny to to samo może kiedyś spotkać kobietę która urodziła jego cennego pana.

Kobiety uciekły gdy Beru był zajęty przyszpilaniem przerażonego mężczyzny do ściany jakiegoś opuszczonego miejsca. Akurat wgryzał się w jego głowę a jego czaszka bezradnie chrzęściła pod jego ostrymi żuwaczkami gdy Beru usłyszał nieśmiały cichy głos jego księżniczki wzywający go niepewnie.

W jednej sekundzie rzucił to czym był właśnie zajęty, to znaczy martwego już mężczyznę o ścianę, wytarł z siebie krew aby jego pani się nie przestraszyła a potem pognał do niej sile sił.

Pojawił się u jej boku klękając z szacunkiem gdy tylko skończyła mówić ostatnią sylabę.

Pochylił nisko głowę ukazując swój szacunek.

- Czy... czy wiesz może jak rozwiązać to równanie różniczkowe? - Spytał nieśmiało Jin-Ah podczas gdy jej głos z każdym słowem tracił i tak znikomą już pewność siebie a jej ręce zaczęły drżeć.

- Tak pani, zaszczytem byłoby pomóc ci.

Tymczasem po drugiej stronie świata Jin-Woo wyczuł błysk podcienienia jego najsilniejszego wezwania... drugiego najsilniejszego obecnie. Jin-Woo rzucił okiem na rozłożonego na kolanach Jin-Chula Kamisha który coraz bardziej swoim zachowaniem przypomniał Jin-Woo rasowego kota. Zresztą mruczeć i tak już umiał, tylko nieco zbyt warkliwie.

Sięgnął swoją świadomością przez nić łączącą go z Beru i ku swojemu zaskoczeniu nie zobaczył Beru rozszarpującego jakiegoś durnego nieszczęśnika a Jin-Ah której Beru cierpliwie tłumaczył coś związanego z matematyką a jego podniecenie wynikało z tego że Jin-Ah zrozumiała z zastosowała poprawnie jego radę.

Jego cień rozszarpujący wszystko co się nawinęło z niesamowitą wręcz krwiożerczością dawał jego młodszej siostrze zaimprowizowane korepetycję z matematyki. Jak na wielką humanoidalną martwą mrówkę gość był całkiem niezłym pedagogiem.

Kamish zaśmiał się cicho mając przymknięte oczy podczas gdy sam Jin-Woo prychnął uśmiechając się krzywo.

- Czy ja chce wiedzieć co was tak rozbawiło? - Spytał po chwili Jin-Chul przyglądając się ostrożnie Jin-Woo.

- Beru udziela mojej siostrze korepetycji z matematyki. - Stwierdził zbyt zadowolony z siebie Jin-Woo, nie mógł jednak nic poradzić na fakt że był dumny ze swojego cienia.

Jin-Chul słysząc to przymknął oczy.

- Dobry boże, to brzmi tak niedorzecznie... żałuje że pytałem.

***

W końcu kolejne dni siedzenia w domu zaczęły ją poważnie nużyć, Beru okazał się bardzo dobrą pomocą w nauce, nie tylko matematyki, ale jak długo i jak często można się uczyć? Wszystko w końcu ma swoje granice. Cieszyła się obecnością odzyskanej mamy i spokojem oraz ciszą, jednak widok dzień w dzień tych samych czterech ścian doprowadzał ją powoli do szaleństwa.

W końcu do głowy wpadł jej myśl, by odwiedzić lokalną bibliotekę, w której co prawda była tylko dwa raz w życiu, ale z braku lepszych pomysłów ten wydawał się dość dobry.

Jej mama nie oponowała pytając jedynie nieco zmartwiona czy na pewno chce już wychodzić.

Beru z samym wyjściem nie miał żadnego problemu, w końcu jeśli siostra jego wielkiego króla czegoś chciała to miała prawo to dostać za wszelką cenę, będąc w końcu ukochaną siostrą istoty nadrzędnej ponad ten nędzny dziwny świat.

Beru był jednak blisko morderstwa gdy zobaczył jak jego księżniczka wsiada na komunikacji miejskiej aby dostać się do biblioteki która była od ich domu nieco oddalona.

Widok tego jak siostra jego króla podróżuje ze zwykłym motłochem stojąc pośród nich, bo ci bezczelnie ludzie zajęli wszystkie miejsca siedzące sprawiało że Beru był do głębi zgorszony. Jakby tego wszystkiego było mało ten bezczelny kierowca zamiast usłużnie dziękować że został pobłogosławiony obecnością jego pani i natychmiast zawieźć ją tam gdzie chciała stawał w różnych miejscach wypuszczając innych ludzi i wpuszczając nowych zakłócając tym i tak pożal się mój królu żałośnie złą podróż jego księżniczki. A gdy okazało się że jego pani musiała jeszcze za tę podróż zapłacić Beru był gotów wbić głowę kierowcy w kierownicę tak bardzo że znajdzie się ona w silniku.

Po tej przerażającej i uwłaczającej godności jego pani podróży Beru zaczął knuć.

Tak więc skontaktował się ze swoim władcą.

- Mój panie... - Ramiona Jin-Woo opadły gdy zasypiał błogo zadowolony leżąc na Jin-Chulu który sam już spał. - Czy ten pokorny sługa może coś zaproponować?

- Jasne. O co chodzi? - Spytał mentalnie po chwili ciszy Jin-Woo powtarzając sobie że to nie wina Beru że między Ameryką a Koreą jest tak wielka różnica czasu. Cieszył się nawet że jego cień poczekał łaskawie piętnaście minut gdy pot na skórze Jin-Woo już ostygł. Nie miał złudzeń że przecież Beru i każdy inny jego cień wiedział że Jin-Woo zawsze robi, więc... ugh wolał o tym nie myśleć i zachować resztki swojej godności i zdrowia psychicznego.

- Czy ten pokorny sługa otrzyma pozwolenie na prowadzenie auta?

Jin-Woo zapomniał o swoim zakłopotaniu zamiast tego zmarszczył brwi zmieszany.

- Bongo.. uległo zniszczeniu pamiętasz? - Spytał po chwili Jin-Woo przypominając sobie jak przez własną głupotę wyrzucił nieco zbyt mocno zwłoki bossa bramy rangi B na biedne auto.

Po raz pierwszy i ostatni wyrzucił ciało potwora przez bramę zamiast go przenieść. Dobrze że to uderzyło w  auto nie w reportera. 

Jin-Chul by go chyba za to zabił.

Jin-Woo wiedział dobrze że Beru chciał wozić Jin-Ah gdyż wybitnie nie spodobała mu się komunikacja miejska.

- Czekaj... ty umiesz w ogóle prowadzić?

- Naturalnie zjadłem wielu ludzi mających prawo jazdy. - Stwierdził po chwili Beru brzmiąc na nieco obrażonego.

- Uch... jeśli chcesz możesz zabrać moją siostrę i kupić jakieś auto... jakieś normalne auto. Nic sportowego i przesadnie ekstrawaganckiego. A ja... skontaktuje się ze Stowarzyszeniem i spróbuję załatwić ci... prawo jazdy?

- Dziękuję ci mój królu.

Nie miał pojęcia jak to rozgryźć, postanowił więc pójść na łatwiznę i zrzucić cały ten bałagan na przewodniczącego.

- Słyszę jak myślisz... co tym razem wykombinowałeś? - Spytał zza niego niewyraźnie Jin-Chul.

- Och, to nic... myślisz że przewodniczący zgodziłby się na załatwienie Beru prawa jazdy?

Jin-Chul zamiast odpowiedzieć uszczypnął go w łopatkę, dla łowcy rangi S jak Jin-Woo to było naprawdę niewiele więcej niż połaskotanie.

- Śpij. - Nakazał Jin-Chul wzdychając.

***

Przewodniczący mógł jedynie patrzeć bezradnie w ścianę gdy słuchał prośby Jin-Woo, nie wiedząc co zrobić z tą patową sytuacją a zasady Stowarzyszenia którymi zwykle się kierował w podejmowaniu jakichkolwiek decyzji nie zawierały pomocnej sekcji co zrobić gdy najsilniejszy łowca twojego kraju chciał aby jego śmiercionośne martwe przyzwanie miało prawo jazdy.

Nie mając po ręką Jin-Chula który zwykle jako pierwszy służył mu radą zwrócił się do swoich szefów działów i doradców. Po długiej zaciętej debacie, krzykach, płaczu ze strony szefa działu finansowego na myśl ile kosztów zniszczeń będą musieli pokryć udało im się dojść do jakiś wniosków. Gdy wszystko zostało załatwione Go Gun-Hee przeprosił cicho wszystkich biednych uczestników ruchu drogowego którzy o mało nie dostaną zawału gdy zobaczą jadące auto prowadzone przez martwą humanoidalną mrówkę.

Dzięki dużej ilości szantażu i gróźb ze strony przewodniczącego udało się wyrobić Beru prawo jazdy z pominięciem wszelkiego rodzaju egzaminów, a zwłaszcza tych praktycznych. Może nawet jeśli Go Gun-Hee będzie miał trochę szczęścia to nikt nie oskarży go w współudział w tej dziwnej zbrodni dania Beru prawa jazdy.

Przewodniczący westchnął siedząc sam w czterech ścianach swojego gabinetu. Kogo on oszukiwał? On będzie pierwszą i główną osobą do oskarżania gdy tylko na ulice Seulu wyjedzie pojazd prowadzony przez przyzwanie Jin-Woo, w końcu nikt nie był na tyle głupi by mieć pretensję czy obwiniać o cokolwiek łowcę Sung Jin-Woo, złotego chłopca Korei Południowej zwłaszcza że poprzedniego dnia praktycznie zmiótł z powierzchni ziemi łowcę Thomasa Andre i 3/4 jego gildii.

Tymczasem Beru z pomocą Jin-Ah przeglądali strony komisów samochodowych w Seulu.

- Czy przyzwanie i licealistka mogą kupić sobie samochód? - Spytała po jakiś czasie nieco zmieszana Jin-Ah.

- Moja pani, możesz wszystko czego tylko chcesz. - Stwierdził Beru jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.

Przerażony sprzedawca w komisie chyba też tak uważał uznając że lepiej jest przytakiwać przerażonym niż dać się zjeść cholernej mrówce.

Tak więc auto mniej lub bardziej legalnie zostało zakupione a jego właścicielem stał się Jin-Woo chodź on w tym czasie znajdował się na zupełnie innym kontynencie.

Dziś do domu Jin-Ah wróciła wożona przez Beru nowiutkim Rolls-Royce Wraith którego Beru i Jin-Ah znaleźli przeglądając strony internetowe. Czytając że jest to marka luksusowa Beru uznał że należy go mieć, ponieważ rodzina jego króla i sam król zasłużyli na wszystko co jest najdoskonalsze.

Tak oto rodzina Sungów otrzymała nowe auto warte więcej niż cały budynek w którym mieszkali oraz prywatnego szofera.

***

Chociaż stan psychiczny Jin-Ah miał się coraz lepiej, a ona sama zaczęła nawet wychodzić na zewnątrz problemem pozostał jej brak apetytu, niewiele zjadała a większość z tego co nałożyła jej matka po prostu przesuwała bezmyślnie po talerzu.

Będąc coraz bardziej zdeterminowaną by zmienić ten stan rzeczy Park Kyung-Hye przygotowywała dwie ulubione potrawy Jin-Ah z nadzieją że dziś może skuszą ją do zjedzenia większej ilości z większym zapałem niż zwykle.

Gdy żonglowała trzema miskami naraz zdała sobie sprawę że brakuje jej liści limonki i sezamu nie chciała prosić o pójście do sklepu Jin-Ah bo nie chciała niszczyć niespodzianki że robi jej ulubione dania, ale sama tez nie mogła wyjść bo miała garnek na ogniu.

Nagle jednak do jej głowy wpadł pewien pomysł... szalony, ale jednak pomysł.

- Beru? - Spytał niepewnie Park Kyung-Hye wiedząc o przyzwaniu jej syna jakie przy nich zostawił.

Beru bez najmniejszego problemu usłyszał głos królowej matki dochodzący z kuchni gdy on sam znajdował się w pokoju jego młodszej pani.

Natychmiast pojawił się przed nią klękając i pochylając głowę. Czuł kwaśny zapach taki sam jak za pierwszym razem gdy pojawił się przed księżniczką, ten jednak był nieco słabszy. Królowa matka na szczęście nie miała żadnych złych wspomnień związanych z magicznymi bestiami jak jej córka tak więc strach jej był nieznacznie mniejszy.

- Moja królowo.

Park Kyung-Hye wzięła cichy drąży oddech a następnie zaczęła mówić.

- Jeśli to nie problem to czy mógłbyś pójść do sklepu i kupić dla mnie dwie rzeczy?

- To będzie dla mnie zaszczyt. - Beru wziął z drących rąk królowej matki pieniądze i listę a następnie cicho zniknął.

Gdy wrócił zaproponował że pomoże królowej matce w tym zaszczytnym zadaniu przygotowania posiłku dla jej cennej córki a jego księżniczki siostry jego ukochanego pana.

Zrobił to widząc jak królowa planowała zacząć kroić jakieś składniki do posiłku. Nóż po który chciała sięgnąć wydawał się przerażająco ostry dla tak delikatnych dłoni zwykłego niemagicznego człowieka.

Tak więc Beru stał w kuchni koło królowej matki krojąc marchewkę. Nie był pewien czy jego mrówki zjadły kiedyś jakiegoś kucharza, ale na pewno zjadły wiele kobiet które gotowały w swoich domach, a to w zupełności wystarczyło.

Park Kyung-Hye patrzyła na niego ostrożnie kontem oka nie mogąc uwierzyć że tak przerażający potwór stoi w jej kuchni i pomaga w gotowaniu.

Pomoc, nawet kogoś tak specyficznego była miłym gestem, nawet jeśli nieco dziwnym.

***

Jin-Ah wisiała na ramieniu Beru przyglądającego się wyborowi kasz gdy zauważyła że jej matka rozmawia z ożywieniem z jakąś kobietą w podobnym wieku. Nadstawiając uszu udało jej się usłyszeć część rozmowy.

- ...po prostu się cieszę że masz się dobrze, wiedziałam przed że jesteś chora, ale nie sądziłam że na „wieczny sen”, zostawienie swoich dzieci... to musiał być koszmar. - Kobieta spojrzała z nieukrywaną troską na Park Kyung-Hye.

- Ale skoro wyjechałaś, to dlaczego tutaj wróciłaś, nasza dzielnica, sama wiesz że nie należy do najlepszych.

- W dzielnicy w której mieszkałam miało miejsce przełamanie bramy...

Matka Jin-Ah zakrywała usta dłonią przerażona.

- Na szczęście nie było żadnych ofiar śmiertelnych, ale te potwory które rozbiegły się wszędzie wokół... Stowarzyszenie utrzymywało że to tylko brama rangi C... Mój boże te wszystkie straszne posągi... golemy? Chyba tak się nazywały, zniszczyły tyle domów i ulic. W tym mój, a... ja nie mogłam już tam zostać, dwie gildie które działały w mojej dzielnicy nie były zbyt silne i więcej kłócili się między sobą niż czyściły bram.

- To dlatego doszło do przełamania bramy?

Kobieta westchnął kiwając głową.

- Tak długo kłócili się o tą bramę że w końcu doszło do otwarcia. Stowarzyszenie stwierdziło że musiała zostać odnaleziona około półtora dnia po tym jak się otworzyła a gildię na tym terenie zbyt długo się spierały i przeciągały licytację bramy dla napsucia krwi drugiej gildii.

Park Kyung-Hye spojrzała po chwili ciszy zmieszana na kobietę.

- Na naszym terenie nie działa żadna gildia. - Zauważyła ostrożnie matka Jin-Ah.

- Ale mieszka twój syn który jest łowcą rangi S. To znacznie lepsze niż gildia. Zresztą nie słyszałaś że bezpieczeństwo ostatnio tutaj znacznie się poprawiło? Nawet dwóch mężczyzn zgłosiło się samodzielnie na komendę błagają by ich zamknąć to inaczej zostaną zabici przez potwory Sung Jin-Woo.

Zaskoczona Park Kyung-Hye spojrzała na Beru czytającego etykietę, cień jakby domyślając się o co chodzi wyjaśnił odrywając wzrok od pudełka.

- Nasz król pozostawił w okolicy swoich żołnierzy aby jej strzegli. Nasz król uznał że okolica była niebezpieczna ktoś w końcu mógłby skrzywdzić jego rodzinę.

Park Kyung-Hye zamrugała zaskoczona po czym uśmiechnęła się lekko.

- Skoro już wróciłam... czy masz ochotę wpaść do mnie na herbatę? Tak dawno nie rozmawiałyśmy, mam ci tyle rzeczy do opowidzienia?

Słysząc to Park Kyung-Hye uśmiechnęła się szeroko a w jej oczach zabłysnęły iskierki nadziei.

 

Chapter 22: Rozdział 21

Chapter Text

Humor Jin-Woo był delikatnie mówiąc doskonały. Pozyskał niesamowicie silnego żołnierza, przekraczającego mocą nawet Beru i obecnie wracał do hotelu w którym został zakwaterowany, dzięki czemu będzie mógł zobaczyć Jin-Chula i może nawet jego chłopak nie będzie tak bardzo zły gdy Jin-Woo sprezentuje swojego nowego żołnierza. Dodatkowo Jin-Woo bardzo chętnie przystał na propozycję Dyrektora Biura Łowców żeby przenieść negocjację do następny dzień. Mężczyzna był wyraźnie wypruty z emocji i zmęczony po tym wszystkim co zobaczył. 
Wyraźnie zrelaksowany Adam White który czuł się zdecydowanie bezpieczniej widząc bardzo dobry nastrój Jin-Woo zaprowadził go do hotelu. 
Ku swojemu zadowoleniu Jin-Woo dostrzegł  Woo Jin-Chula właśnie schodzącego do hotelowego lobby i odkrył tutaj Jin-Woo. Szef Wydziału Monitoringu szybko ruszył w drogę.
- Łowco Sung, dlaczego nie mogliśmy się z tobą skontaktować? - Spytał na dzień dobry agent patrząc z dobrze ukrytym zmartwieniem na Jin-Woo. 
- Och... Tam gdzie byłem nie miałem zasięgu. - Przyznał Jin-Woo nie mogąc ukryć zadowolonego z siebie uśmiechu podczas gdy cały czas ostrożnie sprawdzał więź między nim a Kamishem która była równie mocna i stabilna jak ze wszystkim innymi cieniami pomimo początkowych zmartwień Jin-Woo.
Osobom z zewnątrz nie wolno było nosić osobistych telefonów podczas przebywania w kwaterze głównej Biura Łowców. Nie było wyjątku od tej reguły, nawet jeśli byłeś ważnym gościem. Była to konieczność, aby chronić liczne tajemnice organizacji.
Jeśli tak ważnej osobie, jak pani Selner zrobiono by zdjęcie, całe Biuro Łowców zostałoby wywrócone do góry nogami, lub gdyby sfotografowano by ciało Kamisha bądź nie daj bożę jego runę.
Telefon Jin-Chula zawibrował, przeprosił on wyciągnał urządzenie I  sprawdził wiadomość jaka mu przyszła. 
Po kilku chwilach wyraz twarzy Jin-Chul zbladł.
Jin-Woo przyjrzał mu się z troską.
- Mamy duży problem. - Wykrztusił po chwili agent podając Jin-Woo telefon.
Pierwszym co Jin-Woo zobaczył było zdjęcie Choi Jong-Ina leżącego na ziemi wyraźnie pobitego. Nie miał swoich olkularów, z jego nosa sączyła się krew tak samo jak z rozciętego łuku brwiowego.
Widząc to zdjęcie magia Jin-Woo zadrżała wokoł niego. Potem jego wściekły już wzrok padł na wiadomość tekstową pod zdjęciem.
“Lepiej żeby Sung Jin-Woo pojawił się na czas, wiesz że nie mam wiele cierpliwości I ten marny mag może sie o tym przekonać gdy połamę mu wszystkie kości. Zabił mojego brata, teraz ja zabije jego.”
Adam White czytajacy przez ramię Jin-Woo czuł jak jego serce spada mu do żołądka ze strachu.
 - Myślałem że nie będzie na tyle głupi żeby czegoś spróbować. Bardzo się myliłem. - Stwierdził Jin-Chul gdy Jin-Woo oddał mu telefon.
- Ja też. - Przyznał Jin-Woo. - Chyba byliśmy zbyt pewni swojej nietykalności i kompletnie zapomnieliśmy o tym psycholu. Jeśli jest taki jak jego brat...
- Znacznie gorszy. - Przerwał mu z gorzkim grymasem na twarzy Jin-Chul. - Osobiście strata łowcy rangi S dla Korei była ciosem. Ale tym łowcom rangi S był Hwang Dong-Su, sadystyczny dureń. Osobiście cieszyłem się że ten niestabilny osobnik opuścił Koreę. Po co był nam łowca rangi S którego z ledwością kontrolowaliśmy? 
- Rozumiem twój punkt widzenia. - Zgodził się Jin-Woo. - Amerykanom zapewne łatwiej było go kontrolować dzięki Thomasowi Andre. Ale ten sukinsyn...
Adam w przeciwieństwie do Jin-Chul wzdrygnął sie widząc wirującą manę we wściekłych oczach Jin-Woo.
- … jest już trupem.
To była wina Jin-Woo że Choi Jong-In tak skończył. Wracając trzeciego dnia z Japonii gdy czyścił oddane mu  podziemia użył żołnierza w cieniu Choi Jong-In chcąc z nim porozmawiać na temat konferencji. Rozmowa była raczej szybka I poszła dobrze, ale Jin-Woo całkowicie zapomniał ponownie przydzielić mu cień do pilnowania gdy na sam koniec ich rozmowy zadzowniła jego matka.
Widząc jak Adam rozmawia zdenerwowany przez telefon, Jin-Woo pośpiesznie kazał Kamishowi wskoczyć niepostrzeżenie do cienia Jin-Chula i strzec go. Gdyby komuś jeszcze wpadł do głowy pomysł skrzywdzenia jego chłopaka... Jin-Woo nie byłoby przykro gdyby jego nowy bardzo potężny cień rozerwał tego kretyna na strzępy.
Zresztą nie czuł się dobrze na myśl że postawi przeciwko jakiemukolwiek Amerykańskiemu łowcy Kamisha który już wystarczająco skrzywdził Amerykę i to dzięki ich dobrej woli zyskał tego żołnierza. 
Spokojnie mógł poradzić sobie z każdym głupcem który spróbuje skrzywdzić jego bliskich. 
Następnie nie czekając na nic więcej Jin-Woo ruszył pośpiesznie przed hotel i wybiegł na ulicę a następnie ruszył w głąb miasta.
Przed oczami mignął mu obraz jego młodszej siostry trzęsącej się ze strachu podczas gdy łzy płynęły jej po policzkach a przed nią stali rządni krwi orkowe. 
Na to wspomnienie krew Jin-Woo zaczęła się szaleńczo gotować a jego cień zaczął drżeć gdy żołnierze zaczęli wyczuwać wściekłość ich pana. 
- Znajdźcie go. - Nakazał ostro Jin-Woo a tysiąc jego poddanych rozproszyło się po mieście w poszukiwaniu sygnatury many Choi Jong-Ina. Z ich pomocą przeczesanie Waszyngtonu powinno zająć w najgorszym razie pół godziny. 
Choi Jong-In był łowća rangi S, zwykli ludzie nie daliby mu rady nawet gdyby było ich pięćdziesięcioro. To musieli być bardzo silni łowcy rangi S, a wśród nich Hwang  Dong-Su.
Dlaczego jednak porwał Choi Jong-Ina? Aż tak bardzo zależało mu na wywabieniu Jin-Woo? 
Kto by pomyślał że ostrzeżenie Jin-Chula się spełni. Spóźnione, ale jednak.
Jego chłopak prócz bycia grzesznie przystojnym był również cholernie mądry. 
***
- Jin-Woo postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. - Stwierdził ponuro Jin-Chul patrząc na Adama. - Nic dobrego z tego nie wyniknie. 
- Ma pan jakiś pomysł? - Spytał zmartwiony Adam patrząc na agenta Koreańskiego Stowarzyszenia. 
- Jedyne co możemy zrobić to czekać. - Przyznał Jin-Chul wzdychając bezsilnie. - Sprawa może przybrać bardzo zły obrót. Koreańskie Stowarzyszenie nie chce żadnych kłótni z Ameryką, niemniej jednak... Łowca Sung Jin-Woo może być... opiekuńczy względem osób które lubi.
Co prawda Choi Jong-In I Jin-Woo nie byli w jakiś niesamowicie bliskich relacjach, ale dość dobrze się dogadywali I szanowali, a świadomość że Choi Jong-In cierpi z powodu Jin-Woo zapewne jeszcze bardziej go rozwścieczyła.
Jin-Chul przypomniał sobie zimną furię jaka emanowała od Jin-Woo gdy znalazł się w zrujnowanej szkole jego siostry i jego zimny wzrok padł na bossa bramy A. 
- Jeśli odpowiedzialny jest ktoś z gildii Scavenger... - Adam przetarł twarz drżącą dłonią. - Thomas Andre stanie w obronie swoich ludzi nie ważne co. 
Słysząc słowa Adama Jin-Chul westchnął słabo. 
- Jin-Woo się nie wycofa. - Mruknął agent przymykając oczy. - To byłaby katastrofa. 
- Mój Boże... Jeśli do tego dojdzie... - Adam zacisnął usta gdy panika narastała w nim coraz bardziej. Gdyby ta dwójka zaczęła walczyć... Gdyby Sung Jin-Woo użył swoich cieni. Albo tego przeklętego smoka którego Biuro pozwoliło mu od tak zabrać. Skutki tego dla Waszyngtonu, lub nawet całej Ameryki byłyby opłakane.  - Musimy ich powstrzymać. O ile w ogóle łowce Sunga można powstrzymać. 
Woo Jin-Chul najwyraźniej doszedł do podobnych wniosków co Adam White bo jego cera była niezdrowo blada a ciemne oczy błyszczały z niepokoju. 
- Znam... Znam Jin-Woo dość dobrze. Nie posłucha nikogo z Ameryki. Ale może mnie posłuchać. Zrobię wszystko co mogę żeby nie doszło do żadnej tragedii. 
Nie mając wiele do stracenia Adam skinął głową. 
***
Thomas Andre rozejrzał się po wnętrzu mieszkania z gorzkim wyrazem twarzy.
W tym luksusowym mieszkaniu, w którym powinien przebywać Hwang Dong-Su, dwaj Łowcy przydzieleni do pilnowania go leżeli twarzą w dół, a z ich ust bulgotała piana.
Zazgrzytał zębami i zdjął swoje markowe okulary przeciwsłoneczne.
Gdy jego brzydki zmarszczony w gniewie wyraz twarzy został w końcu ujawniony, skóra jego podwładnych przeszukujących mieszkanie natychmiast zbladła.
- Hwang Dong-Su….. Znajdźcie go, zanim zrobi to Sung Jin-Woo. Bez względu na wszystko, musimy znaleźć go pierwsi.
Hwang Dong-Su, naprawdę nie bał się śmierci... Powinien być świadom różnicy w sile pomiędzy nim a Sung Jin-Woo.
Jeśli zrobił coś tak głupiego, wie że Thomas stanie w jego obronie. 
Cóż, ten głupiec nie wiele się pomyslił. Bez względu na to, czy ten człowiek spowodowałby kolejny incydent w przyszłości, czy nie, nadal pozostawał aktywnym członkiem Gildii Scavenger do czasu wygaśnięcia kontraktu.
Gildia dostrzegła potencjał w umiejętnościach Hwang Dong-Su i zainwestowała w niego mnóstwo pieniędzy. Odważnie rozpoczął ten bajzel, nie dbając o następstwa, ponieważ wiedział, że Thomas Andre nigdy dobrowolnie nie zrezygnuje ze swoich inwestycji.
Thomas Andre wielokrotnie powtarzał sobie, że ściśle zdyscyplinuje swoich podwładnych, gdy tylko ten problem zostanie rozwiązany, aby nie spowodowali
takiego problemu w przyszłości.
Wyciągnął telefon dzwoniąc do Laury, myśląc że chyba był zbyt miły dla swoich łowców.
- Jak wygląda sytuacja?
- Przeanalizowaliśmy z biurem łowców trasy, po których poruszał się w ostatnim miesiącu Hwang Dong-Su. Zatrzymał się w trzech miejscach których zwykle nie odwiedzał.
- Wyślij tam naszych ludzi. Też się tam wybiorę. 
Z opóźnieniem dotarł do niego sens słów jego podwładnej. Zmarszczył brwi a jego oczy zabłysły złotym kolorem.
- Poczekaj, jakim cudem przekonałaś biuro łowców. 
- Powiedziałam że jeśli nie odnajdziemy Hwang Dong-Su, możesz zacząć walczyć z Sung Jin-Woo.
***
Jin-Woo stał teraz na szczycie wieżowca, z którego miał widok na całe miasto. Jego wzrok, wyostrzył się do granic możliwości, podczas gdy Jin-Woo uważnie skanował swoje otoczenie każdą ulicę i wieżowiec pod nim, aż do domów mieszkalnych znajdujących się w oddali.
Robiąc to, jego słuch skupiał się na dźwiękach, które odbierali jego Żołnierze Cienia.
Rozmowy, śmiech, hałas jadących aut, gorące dyskusje, płacz jakiś ludzi. Słyszał tak wiele,ale nic z tego nie było pomocne czy przydatne. Zwykłe odgłosy miasta wieczorem.
Krople potu tworzyły się na jego czole, gdy wykorzystywał swoje zmysły do wszelakich granic jakie tylko miał. Wykorzystywanie zmysłów w stu procentach wymagało mnóstwa skupienia i zaangażowania i po pewnym czasie każdego łowce zaczęło to mniej lub bardziej męczyć.
Jego dobry nastrój szlak trafił już dawno, jedynym marnym pocieszeniem był fakt że Jin-Chul jest cały, chociaż pewnie cholernie się martwi.
Gdyby to jego zabrali zamiast Choi Jong-Ina... z gildii Scavanger wiele by nie pozostało. Nie tylko z Hwang Dong-Su.
Do diabła! Jong-In był  potwornie wyróżniającym się z tłumu Azjatą o dużej ilości mocy, jak trudno jest go znaleźć w jednym pieprzonym mieście?!
Ktoś musiał Hwangowi pomagać, sam nie poradziłby sobie po cichu z łowcą rangi S nawet typu maga.
***
- O nie. - Adam White prowadzący auto spojrzał na swój smartfon przytwierdzony uchwytem do deski rozdzielczej. - Thomas Andre zaczął się poruszać, widocznie gdzieś jedzie.
Woo Jin-Chul siedzący na miejscu pasażera z przodu zacisnął szczękę.
- Może dowiedział się gdzie jest Hwang Dong-Su, a jeśli on już to wie to niedługo dowie się tego i Jin-Woo.
- Oby  tylko nie było za późno . - Adam White przyspieszył samochód mając zupełnie gdzieś że zapewne złamał już kilka przepisów ruchu drogowego.
***
Cień orka zadrżał czując palącą wściekłość swego pana gdy zdał mu relację ze znalezienia nakazanej osoby. Mag którego szukał ich Monarcha leżał na ziemi a nad nim pochylało się trzech łowców. 
Nędznicy którzy już za chwilę poczuję wściekłość jego króla która sprawia że on, jeden z setek sług  drżał przerażony.
Gdy jeden z trzech łowców wstał i zaczął iść w kierunku cienia...
- Wymiana.
*** 
Grupa Hwang Dong-Su zamarła gdy zamiast orka pojawił się na jego miejscu łowca płonący furią. Hwang Dong-Su który natychmiast rozpoznał twarz Sung Jin-Woo zacisnął zęby czując jak jego oddech ulatuje mu z gardła.
Tymczasem Jin-Woo po prostu przeszedł obok oszołomionego Łowcy rangi S, jakby ten drugi w ogóle nie istniał, i zatrzymał się przed Choi Jong-Inem. Nikt nic nie powiedział, a jednak dwaj Amerykanie stojący obok nieprzytomnego mężczyzny szybko cofnęli się w tym samym czasie.
Po wezwaniu mikstury leczniczej, Jin-Woo zaczął wlewać trochę płynu do ust nieprzytomnego łowcy.
[MIKSTURY LECZNICZE, NIE MOGĄ ZOSTAĆ UŻYTE, JEŚLI ZDROWIE SPADŁO PONIŻEJ 10%]
Pusta fiolka z miksturą leczniczą roztrzaskała się w dłoni Jin-Woo.
Jak bardzo go musieli skatować skoro jego mikstury nie pomagały?!
Dlaczego tak bardzo go pobili skoro Jong Choi-In nie miał z tym nic wspólnego!? To jego chcieli! Mistrz gildii Łowców nie miał z tym nic wspólnego!
Potrzebował magii leczniczej, szkoda, że jedyny Żołnierz Cienia zdolny do używania magii uzdrawiającej, Beru, był obecnie w Korei. Nawet gdyby Jin-Woo go teraz wezwał, kto wie jak długo zajęłoby mu przybycie tutaj?
Mniej więcej w tym czasie Hwang Dong-Su w końcu odzyskał rozum i próbował nawiązać rozmowę z Jin-Woo.
Próbował nakazać dwóm łowcom aby uleczyli Jong-Ina, pomimo bariery językowej chyba zrozumieli o co mu chodzi, uśmiechnęli się jedynie kpiąco chociaż obaj wyraźnie się bali. 
Widząc w ich spojrzeniu że ci mu nie pomogą Jin-Woo uznał że nie będzie ich potrzebował. Oni też brali w tym udział, musieli za to zapłacić.
Jin-Woo uderzył głową łowcy od którego Jin-Woo wyczuwał ślad magii uzdrawiającej o ziemię z ogromną siłę nie zamierzając się powstrzymywać.
Hwang Dong-Su mógł sam mieć rangę S, ale po prostu nie wyczuł ataku Jin-Woo i dopiero z opóźnieniem odkrył Uzdrowiciela leżącego twarzą do ziemi.
Jin-Woo przeniósł wzrok na drugiego z Amerykanów.
Drugi z łowców w panice zaczął się cofać widząc że jego towarzysz jest nieprzytomny po jednym ciosie. Lub gorzej.
- Panie Hwang, mówił pan że ta robota nie ma nic wspólnego z Sung Jin-Woo!
Uderzona niewidzialną ręką głowa mężczyzny poleciała na ziemie tak jak całe jego ciało w mgnieniu oka dwóch wysoko postawionych Łowców straciło przytomność.
W końcu będąc świadkiem prawdziwej siły Jin-Woo na własne oczy, Hwang Dong-Su poczuł, jak jego serce wali jak szalone.
- To byłeś ty, prawda? To ty zabiłeś mojego brata!
Z każdym krokiem przerażona i wściekła twarz Hwang Dong-Su stawała się coraz bliższa.
Jin-Woo zbliżał się do niego bez słowa.
- Odpowiedz mi do cholery!
Jin-Woo zatrzymał się tuż przed nosem Hwang Dong-Su i odpowiedział.
– Zapytaj go, kiedy się z nim spotkasz.
Hwang Dong-Su zacisnął pięść i spróbował uderzyć nią w twarz Jin-Woo. Na nieszczęście dla niego ten drugi po prostu schylił się niżej, by tego uniknąć i wepchnął własną pięść głęboko w brzuch tego pierwszego.
Wystarczyło jedno uderzenie by Hwang Dong-Su poleciał daleko do tyłu niszcząc ścianę budynku w którym się znajdowali a następnie zatrzymał się na jakiś wielkich rurach i zwymiotował krwią.
Jin-Woo ruszył w stronę leżącego łowcy, skoczył w górę na jego pierś, chwycił jego głowę i zaczął nią uderzać, raz za razem w paru sekundowych odstępach czasu.
Zatrzymał się jednak po kilku takich uderzeniach zdając sobię sprawę że zbliża się do niego ktos o przeogromnej sile.
Domyślał się że to mogła być tylko jednak osoba.
Jego druga ręka wciąż trzymała się kołnierza Hwang Dong-Su, który teraz jęczął już cicho z bólu z powowdu wielu odniesionych ran.
Część sufitu nieużywanej fabryki zawaliła się gdy spadło na niego coś powtornie ciężkiego, już po chwili z budynku wyłonił się sprawca ów uderzenia.
Czoło Thomasa Andre zmarszczyło się gdy przyglądał się Jin-Woo trzymającemu za kołnierz ledwie przytomnego Hwang Dong-Su.
Niesamowita siła magicznej energii Jin-Woo całkowicie zamaskowała obecność Hwang Dong-Su i początkowo nie mógł jej wyczuć.
Thomas Andre zdjął okulary przeciwsłoneczne.
- Hwang Dong-Su...  Czy on  żyje?!
- Jeszcze tak.
Thomas Andre używał prostego angielskiego i głośno wymawiał każde słowo, aby Jin-Woo, ktoś, kto nie znał języka, mógł go wyraźnie usłyszeć.
- Przynajmniej tyle rozumiesz... dobrze. Puść go, jeśli to zrobisz zapomnimy o dzisjeszym zajściu.
Jin-Woo wzmocnił uścisk na kołnierzu Hwang Dong-Su i zapytał.
- A jeśli nie?
- Użje siły by się powstrzymać.
Zwykły łowca rangi S zacząłby drżeć czujac na sobię moc Thomasa Andre, Sung Jin-Woo jednak zgrzytając zębami poczuł jeszcze większą wściekłość. 
Nie dość że członek jego gildii porwał przedstawiciela koreańskich łowców, to jeszcze on wysówał teraz rządzania i groźby. Arogancki sukinsyn.
- Mi pasuje.
Brwi Thomasa Andre zadrżały lekko. Gdyby powiedział mu to jakiś nieznaczący łowca, natychmiast rozerwałby tego głupca na strzępy.
W końcu rząd Stanów Zjednoczonych nie byłby w stanie nic mu zrobić, był łowcą rangi międzynarodowej.
Miał taką moc i takie przywileje że mógł robić co tylko chciał.
Jednak nawet gdyby tak było, nie mógł od razu wykonać ruchu. Ponieważ tym razem jego przeciwnikiem był Sung Jin-Woo, nie będący pierwszym lepszym łowcą rangi S.
Jin-Woo odruszucił Hwang Dong-Su wysoko za siebie jak niepotrzebny śmieć gdy przypatrywał się zimno Thomasowi Andre.
Z całego ciała Sung Jin-Woo emanowała ciemna i złowroga magiczna energia, a Thomas Andre czuł, że nie będzie w stanie uciec, nie ważne jak szybko by biegł.
Niestety, nawet on nie mógł się teraz wycofać.Mistrz gildii Scavenger był obecnie na celowniku tego człowieka, a co najważniejsze, jego duma jako Łowcy o randze międzynarodowej również była zagrożona.
- Wiesz kim jestem?
Jin-Woo odpowiedział krótko.
- Nie ma znaczenia to kim jesteś.
Wyraz twarzy Thomasa Andre wykrzywił się w coś bardzo brzydkiego i przerażającego.
Thomas Andre wychowywał się w biednej rodzinie imigrantów. Życie zawsze rzucało mu kłody pod nogi. Nie posiadał nic, ale niebiosa obdarzyły go niesamowitym talentem dzięki któremu stał się niezwyciężony.
Posiadł przytłaczającą moc, siłę by móc zgnieśc innych.
Podczas niezliczonych walk dowiódł wielokrotnie wartości swoich umiejętności.
Obserwował jakie efekty wywoływała jego siła, na tych którzy mu się sprzeciwili.
Siła, władza, bogactwo, potęga.
Żył niczym król będąc w posiadaniu ich wszystkich. Natomiast gdy na świecie pojawił się nowy typ „siły” wykorzystał  okazję i został prawdziwym królem. Niszcząc tych którzy stanęli mu na drodzę, kazał klękać tym którzy patrzyli na niego z góry.
Kluczem do tego była przemoc. Wiedział z doświadczenia jak poradzić sobie z ludźmi którzy nie chcieli mu się pokładnić.
Czas wydawał się stanąć. Thomas Andre, teraz pełen złości i pragnienia zniszczenia, rzucił się do przodu. Dystans między dwoma mężczyznami zniknął w jednej chwili.
- Obwiniaj własną ignorancję!
Thomas Andre wyciągnął rękę. Planował złapać Jin-Woo za głowę.
Jego niezrozumiała siła chwytu była jednym z jego wielu ukrytych talentów. Nawet gdyby jego przeciwnikiem okazał się najwyższej rangi Łowca, z łatwością strzaskałby czaszkę tej osoby.
Teraz, gdy głupiec był w zasięgu jego ataku, zwycięstwo było równie łatwe jak każde inne. Kąciki ust Thomasa Andre uniosły się...
W sekundzie przed jego oczami pojawił się jasny błysk.
***
W najlepszym możliwym momencie na miejsce przybyli łowcy z gildii Scavenger. Byli świadkami, jak „coś” przebija się przez mur nieczynnej fabryki w zastraszającym tempie.
To coś leciało w ich stronę ryjąc o ziemię i robiąc w niej ogromną dziure.
Gdy rozpoznali osobę która poleciała w ich stronę większość z nich nie mogło ukryc swojego szoku.
- Thomas?!
- Mistrzu, wszystko w porządku?!
Jakim cudem komuś udało się tak rzucić samym Goliatem?!
Siła uderzenia była tak wielka, że gorąca para wciąż unosiła się z całego ciała Thomasa Andre.
Ale z drugiej strony skóra zwykłego człowieka zostałaby rozdarta na strzępy, gdy ślizgał się po ziemi w ten sposób. Nie, znacznie wcześniej jego ciało rozpadłoby się na wiele kawałków po uderzeniu w ścianę.
Jednak Thomas Andre był nadal w całości. Jak przystało na tanka któremu udało się przetrwać „Oddech Kamisha” stojąc w tym ssamym  miejscu.
Gdy wstał, jego twarz stwardniała od wściekłego wyrazu jaki przybrał. Następnie przyjrzał się swoim łowcom.
Mimo że byli po tej samej stronie, ci łowcy natychmiast zbledli po tym, jak zostali poddani morderczemu spojrzeniu swojego szefa mającego range narodową.
Nie mówiąc nic więcej, Thomas Andre wrócił do opuszczonej fabryki, z której wyleciał. Z jego ciała unosiła się ogromna ilość energii przepełniona rządzą krwi.
Wicemistrz wpatrujący się w ten widok w oszołomieniu w końcu odzyskał rozum i ponaglił reszte łowców.
- Co wy robicie ruszajcie się, natychmiast!
Do opuszczonej fabryki natychmiast wpadło około stu najwyższych rangą łowców.
*** 
Thomas Andre mógł zostać odrzucony na daleką odległość, ale wrócił z jeszcze silniejszym zamiarem zabijania niż wcześniej. Widząc to Jin-Woo wezwał Kaisela i Igrisa.
Nakazał Igrisowi podnieść Choi Jong-Ina z największą ostrożnością.
- Zabierzcie Jong-Ina do najbliższego szpitala.Upewnijcie się, że otrzyma niezbędne pomoc.
Igris skłonił się, by okazać zrozumienie i wskoczył na plecy Kaisela, który natychmiasy wyleciał z fakbryki.
Widział w tym samym czasie jak do budynku wbiega mnóstwo najwyższej rangi łowców.
Wyglądało na to, że Andre zmobilizował i sprowadził ze sobą całą elitę gildii Scavenger, często określanej mianem najlepszej Gildii na świecie.
Było tam mnóstwo łowców rangi S którzy przewyzszali tych kilkunastu obecnych łowców rangi A.
Jin-Woo natychmiast wezwał swoich Żołnierzy Cienia ukrywających się w jego cieniu i czekających na jego rozkazy. Ciemność powoli wypłynęła spod jego stóp i jeden po drugim Żołnierze Cienia podnieśli się z ziemi.
Kroki Thomasa Andre zatrzymały się po tym, jak odkrył tych wszystkich żołnierzy. Liczba wynosiła niecały tysiąc. Opuszczona fabryka została w jednej chwili całkowicie zapełniona, ale nawet wtedy zastępny żołnierzy pojawiały się daleko za nią.
Thomas Andre zmrużył oczy.
Zauważył nawet kilka przyzwanych stworzeń, które z łatwością były na podobnym poziomie, co Łowcy rangi S. Takich jak rycerz trzymający wielką tarczę lub mag ubrany w czarną szatę, a nawet giganci zajmujący tyły.
Ich magiczna moc w niczym nie ustępowała jego najlepszym łowcom.
Rzeczywiście, były to naprawdę doskonałe przywołane stworzenia, z którymi nawet cała uczestnicząca w tym co się tutaj działo gildia Scavenger nie mogła zagwarantowac pewnego zwycięstwa.
Widząc łamiące zdrowy rozsądek wezwania Sung Jin-Woo amerykańscy łowcy wzdrygnęli się czujac strach.
Natomiast na twarzy Thomasa Andre pojawił się szeroki drapieżny uśmiech. Ten głupiec Hwang Dong-Su nie miał już znaczenia w tej walce.
Tutaj chodziło o jego dumę i pozycje, a był tylko jeden sposón by odzyskać to pierwsze i zachowac to drugie...
Ale zanim jeszcze walka rozgorzała, Thomas Andre złożył ostatnią ofertę miłosierdzia.
- Jeszcze nie jest za późno na przyznanie się do błędu i wycofanie. Jeśli przeprosisz oszczędze twoje życie.
Patrząc na niego z politowaniem Jin-Woo po prostu wyciągnał rękę i pokazał mu środkowy palce.
Na czole Thomasa Andre nabrzmiały grube żyły.
- Ty pierdolony draniu! Pożałujesz tego!
Thomas Andre zdarł swoją koszulę – koszula wykonana z najwyższej klasy materiału wydobytego z potworów została rozerwana na kawałki jak kartka taniego papieru.

Mięśnie całego jego torsu wydęły się i stwardniały jak zbroja zakrywająca całe jego ciało. Magiczna energia tak wielka, że wywołała gęsią skórkę u ludzi w pobliżu, wyciekła spod jego stóp. Była tak ogromna i potężna, że wyglądała, jakby złota para powoli unosząca się z jego ramion.
Jin-Woo bez słowa obserwował przemianę Thomasa Andre, zanim uwolnił swoją magiczną energię.
Magiczna energia emitowana przez dwa potwory zamieszkujące zupełnie inne królestwa zmusiła okolicznych elitarnych Łowców do wstrzymania oddechu.
***
Biuro Łowców również nie siedziało z założonymi rekami. Dziesiątki pojazdów należących do Biura przewożących Łowców zmierzały w to samo miejsce, co członkowie Gildii Scavenegr.
W drugim jadącym aucie znajdował się Adam White oraz Woo Jin-Chul, z czego miny obu agentów były naprawdę nietęgie.
- Panie White zapewne jako cywil pan tego nie czuje... ale jeśli pana ludzie się wtrącą będąc tam na miejscu... będziecie w niebezpieczeństwie.
Adam White spojrzał kontem oka na koreańczyka. 
-  Czuję energię Jin-Woo... druga jest tylko trochę słabsza... sądzę że należy do Thomasa Andre. Mogę się tylko domyślać co się tam dzieje. - Ciągnął Jin-Chul patrząc ponuro w okno samocchodu.
Adam White nic nie powiedział na stwierdzenie że Sung Jin-Woo jest silniejszy od najsilniejszego łowcy  rangi międzynarodowej Thomasa Andre. 
Modlił się jedynie by ten drugi po prostu to przeżył.
*** 
Jin-Woo przypomniał sobię to co powiedział mu Kamish.
Było tylko czworo ludzi którzy pożyczyli moc od władców. Założył że są wśród tej piątki która przeżyła rajd na Kamisha. Łowcy rangi „Międzynarodowej”.
Jin-Woo zastanawił się przez sekundę dlaczego jeden z nich musiał zginąć? 
Szybko jednak o tym zapomniał gdy Thomas Andre znów zaczął na niego nacierać.
***
Dziesiątki pojazdów zatrzymały się niemal jednocześnie w miejscu dość oddalonym od opuszczonej fabryki. Uznano, że zbliżanie się do nich będzie dla nich niebezpieczne.
Ludzie wysiadający z pojazdów byli elitarnymi Łowcami powiązanymi z Biurem Łowców. Każdy z nich był sam w sobie wybitnym, znakomitym Łowcą.
Jednak pomimo bycia tak wspaniałymi Łowcami, Adam White nie mógł się w tej chwili uspokoić. Ale było to zrozumiałe, gdy tych ludzi porównywano do Łowców Sung Jin-Woo i Thomasa Andre, a także do całej elity Gildii Scavenger.
Łowca rangi S, któremu powierzono dowodzenie siłami Biura Łowców, mężczyzna o imieniu Brent, mógł tylko potrząsnąć głową ze sztywnym wyrazem twarzy.
- Mój boże! Co z nich za potwory że umitują tyle magicznej energii?!
Adam White skinął głową podczas gdy Jin-Chul bez słowa stał  koło niego.
W tym momencie coś wystrzeliło wysoko w powietrze wraz z głośnym, wybuchowym dźwiękiem, zanim spadło z powrotem na ziemię.
Adam White spojrzał w kierunku tego hałasu, po czym szybko przeniósł wzrok z powrotem na Brenta.Łowca rangi S nie mógł się zmusić, by zamknąć swoją obwisłą szczękę.
- Co to było  przed chwilą?!
- To... to był...
Jak Brent, Łowca rangi S, mógł popełnić błąd w identyfikacji? Nawet mimo tego bardzo się wahał, zanim kontynuował.
- To był lecący Thomas Andre.
Oczy Adama White'a zrobiły się niewiarygodnie duże, gdy pośpiesznie krzyknął.
- Szybko!
Brent obserwował Adama White'a biegnącego tam i dał znak innym Łowcom, by poszli za nimi.
Grupa wkrótce dotarła do miejsca, w którym zderzyły się ze sobą dwie gigantyczne masy magicznej energii. A potem wszyscy to zobaczyli.
Zobaczyli scenę, w której Thomas Andre został wbity w ziemię przez samotnego łowcę rangi S.
- Pan Thomas został pobity przez... Sung Jin-Woo. - Brant patrzył na to tępo gdy jego szczeka wisiała luźno jak wszystkich innych łowców wokół.
Wszsytkich prócz jednego...
Widząc przerażenie i bezsilność Aama Whita i jego ludzi Jin-Chul  spojrzał wściekły na Jin-Woo. 
- Wystarczy tego... cholerni idioci, obaj.
Mówiąc to Jin-Chul chwycił  lewą ręką swój nowy sygnet aktywując go jak i trzy pozostałe artefaty. 
Agenci amerykańskiego biura łowców patrzyli w niemym szoku jak wokół koreańskiego łowcy rangi A narasta ogromna energia która wydawała się należeć do niego a wokół jego garnituru znikąd zaczyna płyta po płycie zaczyna pojawiać się czarna zbroja a na prawej ręcę nieco większa rękawica bojowa.
Jin-Chul ruszył do przody,  podczas gdy Brent chciał go zatrzymać Jin-Chul spojrzał na niego ostro a moc łowcy rangi A obmyła go sprawiając że zadrżał. 
Jakim cudem ktoś majacy range A był tak silny do ciężkiej cholery?!
Gdy Jin-Chul był już blisko spojrzał wściekły na Jin-Woo który nadal uderzał w twarz leżącego Thomasa Andre.
- Wystarczy! 
Pięść Jin-Woo zatrzymała się o milimetry od nosa Amerykanina słysząc ten głos.
Spojrzał na Jin-Chula stojącego tam z wybitnie wściekłym wyrazem twarzy, a następnie spojrzał na stojących jakiś metr za nim amerykańskich agentów z czego każdy patrzył na niego całkowicie przerażony. 
Gdy ciosy przestały nadchodzić Thomas Andre stracił przytomność i zwiotczał.
Dopiero wtedy Jin-Woo cofnął pięść i bez słowa wstał. 
- Coś ty najlepszego narobił? - Spytał  zwodniczo spokojnie Jin-Chul podchodząc do niego wskazujac jedną ręką odzianą w zbroję na pobojowisko wokół siebie gdzie leżeli amerykańscy łowcy. Niektórzy nieprzytomni , inni jęczeli cicho z bólu, jeden czy dwóch próbowało bezskutecznie wstać.
- Nawet nie wiem kto jest większym idiotom,  Andre czy ty?! - Kontynuował Jin-Chul podczas gdy jego cera robiła się czerwona a oczy świeciły różową maną.
- Choi Jong-In...
- Choi Jong-In zapewne jest już w szpitalu bo domyślam się że tam go wysłałeś, a potem jak gdyby nigdy nic dałeś się ponieść i rozniosłeś 3/4 gildii Scavenger! Masz świadomość że przewodniczacy dostanie zawału gdy się o tym dowie?!
Jin-Chul wskazał następnie na dwóch reporterów którzy przyjechali za agentami biura łowców i obecnie nagrywali całe to pobojowiska razem z Jin-Woo i Jin-Chulem. 
- Masz świadomość tego że jutro rano cały cholery świat będzie o tym trąbił!? Spójrz w góre widzisz ten helikopter?! Nie zdziwiłbym się gdyby nagrywał przynajmniej połowę tej waszej przeklętej walki!? - Teraz Jin-Chul już krzyczał podczas gdy cała jego twarz była czerwona.
- Och... - Jin-Woo spojrzał w góre na latajacy helikopter telewizyjny.  Nie zauważył go wcześniej...
Adam White przebiegł koło nich i zaczął sprawdzać oznaki życia Thomasa.
Jin-Chul bez słowa wskazał na roztrzęsionego Agenta który zwykle był niespodziewanie wręcz wesoły.
Na ten widok Jin-Woo spojrzał na ziemię czując ukłucie wstydu. Naprawdę przesadził.
Adam przycisnął ucho do piersi nieruchomego mężczyzny i usłyszał słabe bicie serca. Zbliżył nawet rękę do nosa Thomasa Andre i też zaczął szukać jego oddechu. Na szczęście wciąż żył.
Jednak ledwo się trzymał. Może i żyje, ale w tej chwili nie przypominał żywego człowieka. Tak zły był jego stan.
Niewiarygodnym do pomyslenia było że ktokolwiek jest w stanie do takiego stanu doprowadzić Thomasa Andre.
Ilu Łowców na świecie byłoby w stanie to zrobić? Nie, czy był ktoś, kto choć trochę był w stanie to zrobić?
- Pośpieszcie się.
Adam White wskazał na uzdrowicieli z biura łowców.
Jeden z najwyżej ocenianych uzdrowicieli szybko podbiegł i usiadł obok pacjenta na ziemi. Po potwierdzeniu stanu Thomasa Andre, zanim uzdrowienie mogło się właściwie rozpocząć, Uzdrowiciel skrzywił się i przemówił.
- Każda jego kość jest złamana, stracił też sporo krwi. Nie dam rady uleczyć go sam.
Zgodnie z sugestią Uzdrowiciela, więcej jego kolegów podeszło bliżej i zaczęło brac udział w procesie uzdrawienia.
Ze względu na to, jak rozległa była ogólna rezerwa zdrowia Thomasa Andre, trzeba było włożyć wiele wysiłku, aby go wyleczyć.
Gdy Uzdrowiciele pocili się obficie i skupili się na leczeniu amerykańskiego łowcy, Adam White wstał z ziemi, aby przyjrzeć się krajobrazowi. Widział Łowców z Biura zajętych wyciąganiem rannych z opuszczonej fabryki.
- Moja noga... boli...
Stan elitarnych Łowców gildii Scavanger był co najmniej nędzny. Nie było wiadomo, w jaki sposób wylądowali w tak żałosnym stanie, ale nietrudno było odgadnąć, kto był za to odpowiedzialny.
Jeden człowiek kontra jedna Gildia.
Tylko jeden Łowca zdołał całkowicie zniszczyć jedną z najlepszych Gildii na całym świecie.
Ten sam człowiek tymczasem skrupulatnie unikał wzroku swojego koreańskiego kolegi agenta Woo Jin-Chula który wyglądał jakby bliski próby morderstwa. 
Co ciekawe ten sam przerażajacy łowca którego spotkał w samolocie, który wyczyścił brame kategorii S w Japonii i obecnie kontrolował smoka Kamisha bez narzekania poddawał się w obliczu łowcy rangi A. 
Adam White spojrzał z nowym ogromnym szacunkiem na koreańskiego agenta.
Do jego uszu nagle doleciała znajoma piosenka dobywajaća się z jednej z jego kieszeni.
- Adam White. 
– Agencie White, odkryliśmy obecne miejsce pobytu łowcy Choi Jong-Ina.
Słysząc to Jin-Chul podszedł nieco bliżej White'a domyślając się że Jin-Woo musiał kazać swoim cieniom zabrać gdzieś łowcę Choi. 
Telefon pochodził z biura łowców. Ze wszystkich historii, które dzisiaj usłyszał, ta musiała być jak dotąd najlepsza. Posępny wyraz twarzy Adama White'a znów się rozjaśnił.
- Gdzie on się teraz znajduje?
Dzwoniący poinformował go, że ciężko ranny łowca Choi Jong-In został odkryty przed pobliskim dużym szpitalem, a jego życie nie było już zagrożone po otrzymaniu w porę pomocy medycznej.
- Zaraz tam pojadę jak tylko zajmę się sprawami tutaj.
Adam White zakończył rozmowę i odetchnął z ulgą.
Nie miał pojęcia, jak poradzi sobie z gniewem łowcy Sung Jin-Woo, jeśli coś naprawdę złego stanie się łowcy Choi Jong-In. Samo myślenie o tym przyprawiało go o zawrót głowy.
Mleko się już rozlało, teraz przynajmniej miał pewność że pusta szklanak po mleku nie wybuchnie im w twarz.
- Agencie White tutaj!
Próbował uspokoić bijące serce i pobiegł w stronę, skąd pochodził głos jednego z agetnów.
Jeden z agentów z biura łowców z poważnym wyrazem twarzy stał przed osobą leżącą na ziemi. Adam White rozpoznał, kto to był i wyszeptał jego imię jak jęk.
- Hwang Dong-Su...
- Nie oddycha, jego serce już dawno się zatrzymało.
Najwyraźniej depczący mu po piętach Jin-Chul westchnał przecierając twarz dłonią. Nastepnie odwrócił się, ale ku swojemu zaskoczeniu nie dostrzegł nigdzie Jin-Woo.
- Zniknął. - Stwierdził pusto Adam White podchodząc do Jin-Chula.
- Sukinsyn. - Mruknął koreańczyk pod nosem czując początek bólu głowy. A ten cholerny dzień zaczął się tak dobrze.
*** 
Gdy Jin-Chul wrócił do hotelu sam odwieziony przez agenta Adama Whita który non stop przepraszał go za to co się wydarzyło, chociaż w mniemaniu Jin-Chula to raczej on powinien przepraszać za fakt że Jin-Woo skatował ich najsilniejszego łowcę posiadającego pieprzoną rangę międzynarodową wszedł do swojego pokoju hotelowego gdzie ku swojemu szokowi zobaczył na stoliku czekające na niego jedzienie a na łóżku rozciągniętego pierdolonego małego smoka zrobionego z cienia.
- Mój król kazał mi cię pilnować, a twojego burczenia w brzuchu nie dało się nie usłyszeć. - Stwierdził jedynie gad unosząc łeb i przypatrujac się fioletowymi oczami Jin-Chulowi.
- Umiesz mówić, więc masz imię? - Spytał po chwili ciszy przypominając sobie że jedynym smok jaki trafił na ziemię, a dokładniej mówiąc do Ameryki...
- Mój król nazwał mnie Kamish. - Stwierdził spokojnie gad.
Słysząc to Jin-Chul z pustym wyrazem twarzy siadł na łóżku koło największego nieszczęścia jakie nawidziło ludzkość mającego z jakiegoś powowdu cholerne pół metra i schował twarz w dłonie jęcząc przeciągle.
Jin-Woo mu za to wszystko zapłaci.
***
Choi Jong-In leżał w sali szpitalnego, a jego życiu nic nie zagrażało, ale mimo tego cieżko oddychał z bólu.
Tłumiąca ból morfina nie wydawała się dla niego aż tak skuteczna, w końcu miał rangę S a był też jakiś prób dawki której lekarze nie mogli przeszkoczyć. 
Nawet jeśli dawka podana mu i tak była końska.
Po tym, jak lekarz przeprowadzający obchód potwierdził obecny status nieprzytomnego Choi Jong-Ina ponownie wyszedł na korytarz idąc do kolejnej sali aby sprawdzić kolejnego pacjęta.
Wtedy właśnie z plamy cienia wkradającego się do sali szpitalnej wyrósł humanoidalny kształt.
To Beru zamienił się lokacjami z Jin-Woo za pośrednictwem „Wymiany cieni”.
Sięgnął, by uleczyć Choi Jong-Ina, zgodnie z rozkazem jego króla. Z czubków jego dłoni powoli rozchodziło się w tym zaciemnionym pokoju delikatne zielone światło.
Wyraz twarzy łowcy, wykrzywiony z bólu i dyskomfortu, w mgnieniu oka złagodniał a on sam zaczął nieco spokojniej oddychać.
Beru posiadał już moce nieporównywalne do zwykłych Łowców rangi S, więc było całkiem oczywiste, że jego uzdrawiająca magia również nie będzie miała sobie równych. 
*** 
Gdy Jin-Woo wrócił w końcu po cicho do hotelu poszedł do pokoju Jin-Chula który był zaraz koło jego tak samo jak pokój Choi Jong-ina który obecnie był pusty. 
Zastał agenta siedzącego na skraju łóżka w prostym białym podkoszulku i spodniach od dresu, a na jego kolanach leżał Kamish błogo rozciągnięty podczas gdy Jin-Chul jak gdyby nigdy nic głaskał go jak sporej wielkości kota.
- Nadal jesteś zły? - Spytał ostrożnie Jin-Woo patrząc na pusty wyraz twarzy Jin-Chula.
Nigdy nie spodziewał się że wściekłość kogokolwiek prócz jego najbliższej rodziny tak bardzo będzie mu ciążyła jak widok dzisiejszej złości Jin-Chula.
Agent westchnął ciężko kręcąc głową. 
- Nie jestem wściekły bo broniłeś Choi Jong-Ina czy zabiłeś Hwang Dong-Su, bo on akurat zasłużył sobie na to już dawno temu, jestem zły że tak to rozegrałeś. Nawet jeśli walka z Thomasem Andre była nieunikniona to obaj wiemy że już na samym jej początku nie chodziło o Hwanga czy Choia. Starły się ze sobą dwie dzikie siły które po prostu tego chciały. Stan w jakim zostawiłeś Thomasa Andre... podobno każda większa kość w jego ciele była złamana, a wokół niego była istna kałuża krwi, sam ją widziałem. Przesadziłeś...
- Wiem. - Stwierdził ciężko Jin-Woo podchodząc bliżej łóżka podczas gdy Kamish uniósł łeb a następnie zniknął chowając się w cieniu Jin-Chula. - Poniosło mnie, po prostu... arogancja tego gościa i jego pewność siebie wyprowadziły mnie z równowagi.
- Thomas Andre jest... do dziś był najsilniejszym łowcom na świecie, nikt nie był nawet blisko rzuceniu mu wyzwania. Nawet Liu Zhigang czy Christopher Reed pomimo swojej ogromnej mocy nie mogli się z nim równać. Czuł twoją siłę i czuł zapewne że jego pozycja jest zagrożona a ego zaczyna pękać, to nie zmienia faktu że cię poniosło.
- Ale ostatecznie... - Jin-Woo położył dłoń na plecach Jin-Chula przytulając się do niego. - Kto co mi za to zrobi? Stowarzyszenie nie będzie miało z tego powodu żadnych problemów, bo kto niby spróbowałby je wywołać skoro mówimy o mnie który pokonał najsilniejszego łowcę na świecie? Mnie nikt nie pociągnie do odpowiedzialności, bo dlaczego miałby i kto by się odważył?
Widząc uniesione brwi Jin-Woo Jin-Chul westchnął wiedząc że tej batalii nie wygra. 
- A co masz mi do powiedzenia na temat twojego nowego małego żołnierze cienia? - Spytał po chwili ciszy agent zmieniając temat.
- Och? Uroczy jest prawda? - Spytał Jin-Woo przybierając minę niewiniątka.
Jin-Chul sięgnął za siebie a następnie uderzył śmiejącego się Jin-Woo poduszką.
*** 
Następnego dnia gazety papierowe, strony internetowe i telewizja na całym świecie oszalały jak jeszcze nidgy w sprawie łowcy Sung Jin-Woo. Szaleństwo mające miejsce po rajdzie na wyspę Jeju czy w Japonii to było niczym w porównaniu z tym co działo się obecnie.
[CZŁOWIEK, KTÓRY POSKROMIŁ SMOKA, POKONANY I ROZSZARPANY PRZEZ KOLEJNEGO AZJATYCKIEGO SMOKA.]
[ŁOWCA GIGANTÓW, SUNG JIN-WOO – TERAZ POLUJE NA GOLIATA?]
[NAJSILNIEJSZY ŁOWCA NA ŚWIECIE UGINA SIE POD NOWĄ WSCHODZĄCĄ GWIAZDĄ KOREI POŁUDNIOWEJ?]
[GOLIAT POKONANY! CZY SUNG JIN-WOO JEST TERAZ NAJSILNIEJSZYM ŁOWCOM NA ŚWIECIE?!]
Wszędzie krążył zdjęcia i nagrania tego jak Jin-Woo i Thomas Andre walczą, jak najlepsi amerykańscy łowcy z topowej gildii tego kraju zostają pokonani i wbici w ziemie przez przyzwania Jin-Woo lub jak zawstydzony łowca po wszystkim stoi przed bardzo wściekłym Woo Jin-Chulem.
Go Gun-Hee prowadził spotkanie wszystkich szefów działów w Stowarzyszeniu gdy na wielkim telewizorze była wyświetlana niepełna nie do końca czytelna walka między Sung Jin-Woo a Thomasem Andre a potem jak Jin-Woo stoi ze spuszczoną głową przed wyjątkowo wściekłym Jin-Chulem.
Ha Su-Woon zastępca Woo Jin-Chula uczestniczył w spotkaniu zamiast niego, tak samo jak siedzący koło niego Yoo Jin-Ho i obaj patrzyli w niemym szoku jak zresztą wszyscy szefowie działów jak Woo Jin-Chul wrzeszczy całkowicie wściekły na najsilniejszego koreańskiego łowce. A teraz to już chyba też na świecie.
- Nie wiedziałem że szef jest taki odważny. - Stwierdził w końcu Ha Su-Woon. - Mało kto odważyłby się odezwać w taki sposób do łowcy Sung Jin-Woo.
- Mało kto by to chyba przeżył, wiesz? - Stwierdził siedzący koło niego Jin-Ho.
- A ja miałem nadzieję że ta podróż dobrze mu zrobi. - Go Gun-Hee podrapał się w brodę zmieszany.
Szef działu finansowego siedzący po lewej stronie Go Gun-Hee wyglądał jakby miał zaraz zemdleć. 
***
Jin-Woo obudził się w pokoju hotelowym, co prawda nie swoim a Jin-Chula. Wyjrzał przez okno i zobaczył morze reporterów koczujących przed wejściem do hotelu i podrapał się w skroń.
- Skąd pojawili się ci wszyscy ludzie?
Jasne, zdawał sobie sprawę, dlaczego ci reporterzy zebrali się przed hotelem. Po prostu był zaskoczony faktem, że wiadomość rozeszła się tak szybko.
Zawiązujący krawat Jin-Chul spojrzał na niego z uniesioną brwią i spojrzenie „A nie mówiłem”.
Mimo tego nie zamierzał odczuwać wstydu za to co zrobił. Jasne było mu wstyd że przesadził, ale nie z powodu samego czynu. Czy to nie była dobra okazja, żeby świat wiedział, co by się stało, gdyby ktoś próbował go skrzywdzić? Lub co gorsza kogoś mu bliskiego?
Więc zachował spokój i czekał, aż Agent Adam White się z nim skontaktuje. 
Razem z Jin-Chulem natknęli się na niego w hotelowym lobby.
Za nim stało dwóch innych agentów.
- Jesteśmy tutaj, aby eskortować was do miejsca Konferencji Gildii, ponieważ spodziewamy się, że w ciągu dnia pojawi się spore zamieszanie. A... z powodu stanu łowcy Choi Jong-Ina nie ma kto reprezentować Korei.
Spojrzenie Adama Whita skierowało się na Jin-Woo który uniósł brwi. 
- Ja? Nie jestem mistrzem gildii... nawet do żadnej nie należę.
- Ale jesteś bardzo silnym łowcom, który wczoraj zrobił sporo zmieszania. - Zauważył Jin-Chul. - Nie zdziwiłbym się gdyby łowcy chętniej zobaczyli tam ciebie niż Choi Jong-Ina.
Adam kiwnął głową. 
- To prawda, patrząc na to kim jesteś łowco Sung nie ma znaczenia to że nie należysz do żadnej gildii a do Stowarzyszenia.
Adam White szybko poprawił swój strój i grzecznie pochylił talię o 90 stopni do przodu, zupełnie nieoczekiwanie.
Czując się zakłopotany tym gestem, Jin-Woo spojrzał na niego. Jednak Adam White nie wykazywał żadnych oznak prostowania się i mówił zachowując obecną postawę.
- Chciałbym również wyrazić swoją wdzięczność.
Właśnie wtedy Jin-Woo przeczesał krótko swoje wspomnienia, ale nie przypomniał sobie żadnych momentów, które uzasadniałyby podziękowanie od biura łowców.
Jedyne, co zrobił wczoraj, to – pozyskał Kamisha sprawiając pewnie ludziom w biurze łowców sporo bólu głowy, błąkał się w poszukiwaniu porwanego Choi Jong-Ina, przypadkowo spotkał Thomasa Andre i wbił go w ziemię. To było wszystko.
Amerykański agent prawdopodobnie nie wyrażał wdzięczności Jin-Woo za pokazanie mu procesu wydobywania cienia. Więc za co dziękował?
Na szczęście Adam White otworzył usta w samą porę, tuż przed tym, jak zakłopotanie Jin-Woo miało szansę urosnąć.
- Gdybyś się nie zatrzymał, Stany Zjednoczone straciłyby obu swoich Łowców o randze Międzynarodowej.
Jin-Woo westchnął zmieszany. Gdyby na miejscu nie pojawili się agenci z bardzo wściekłym Jin-Chulem który w zasadzie go zatrzymał Thomas Andre mógł został w znacznie gorszym stanie.
- My w biurze łowców zrobimy co w naszej mocy, aby upewnić się, że nie będziesz nadmiernie niepokojony tym incydentem, łowco Sung Jin-Woo.
Z tymi słowami Adam White znów się wyprostował. Wyglądał jednak na śmiertelnie zmęczonego.
Biuro Łowców zorganizowało całonocne spotkanie awaryjne na temat tego, jak poradzić sobie z tym wydarzeniem. Oczywiście Adam White musiał uczestniczyć w spotkaniu, ponieważ był odpowiedzialny za opiekę nad Jin-Woo.
Konkluzja tego spotkania była bardzo prosta... nie prowokować go.
Przełożeni postanowili zrobić wszystko, co w ich mocy, aby pobyt Jin-Woo w kraju był o wiele wygodniejszy. Jego wyczyn polegający na pokonaniu Thomasa Andre tylko poprawił ocenę go przez biuro łowców.
Organizacja zdecydowanie nie chciała, aby ich związek z Jin-Woo zaczął się pogarszać z powodu wykroczeń Gildii Scavanger. Co najważniejsze, Thomas Andre nie był martwy, prawda?
Adamowi White kazano kontynuować zgodnie z planem, więc przybył tutaj, aby eskortować Jin-Woo. 
Adam White potwierdził godzinę i uśmiechnął się.
- Czy możemy ruszać?
- Pewnie. 
***
W momencie, w którym Jin-Woo wszedł do holu sali, rozmowy i powitalne pozdrowienia dzielone wśród tłumu nagle się urwały.
Spojrzenia ciekawości i strachu leciały na niego praktycznie ze wszystkich stron.
Był tym azjatyckim łowcą odpowiedzialnym za całkowite zniszczenie Thomasa Andre, który panował nad innymi Łowcami jak król.
Sporo Łowców szeptało historie związane z Jin-Woo nawet teraz, ale żaden z nich nie odważył się do niego podejść. Ponieważ nadal nie wiedzieli, dlaczego poszedł i praktycznie rozerwał w szwach całą gildię Scavanger..
Poważnie, co by było, gdyby powodem tej bezbożnej masowej bójki okazał się fakt że Thomas Andre wpatrywał się w tego łowcę zbyt długo? Jeśli tak, to czy patrzenie na niego nie byłoby proszeniem się o kłopoty?
Mimo że wszyscy ci ludzie byli najlepszymi na świecie Łowcami, którzy zarabiali na życie zabijając przerażające potwory, trudno było im teraz spojrzeć w oczy Jin-Woo.
Po zakończeniu serdecznego lunchu przygotowanego przez biuro łowców uczestniczący w nim Łowcy zaczęli zapełniać miejsca naprzeciw mównicy w miejscu konferencji.
Jin-Woo znajdował się tam jako zastępstwo za Choi Jong-Ina, ale mimo tego nikt nie wydawał się z tego powodu niezadowolony.
Jednak początkowe tematy jakie omawiano były delikatnie mówiąc mało  interesujące, a jedynym plusem było słyszenie głosu Woo Jin-Chula który przez słuchawkę cały czas tłumaczył mu to co jest mówione.
Po kilkunastu minutach siedzenia i udawania że, może nie jest do końca zainteresowany ale przynajmniej nie usypia, kolejny temat przykuł jego uwagę.
- Witajcie nazywam się doktor Belzer. Jestem pewien że wszyscy wiecie o coraz częstszym pojawianiu  się bram. Siła potworów również wzrosła. Jednak niewielu wie że niecodzienne aktywności zostały zarejestrowane także na niebie. Otrzymujemy reporty że ilość magicznej energii absorbowanej przez atmosferę również się stopniowo zwiększa, ale ja chce odnieść się do tej energii w inny sposób. Dopóki nie znajdziemy odpowiedniejszego terminu, może będziemy używać nazwy „magisfera”? Obecnie takie magisfery zbierają się w atmosferze nad kilkoma krajami. Zaobserwowaliśmy te zjawiska w dziewięciu miejscach.  Z nich wszystkich największe skupisko znajduje się właśnie tutaj. Seul w Korei Południowej.
Wszystkie dziesiątki głów w jednej chwili odwróciły się od mównicy i położonego za nią wielkiego ekranu a zwróciły się w stronę Jin-Woo którego wyraz twarzy nadal był zwodniczo spokojny, przynajmniej za zewnątrz.
Łowcy zaczęli szeptać między sobą patrząc na niego z jeszcze większa obawą niż wcześniej gdy się tutaj pojawił.
Tymczasem nie zwracając na nich uwagi Jin-Woo zaczął się zastanawiać nad tą nową dziwną informacją.
Magisfery... było ich dziewięć tak?
Tyle samo co Monarchów, przynajmniej oryginalnie. 
Ale czy to miałby jakikolwiek sens skoro przynajmniej jeden z nich już nie żył?
Monarcha początku został przez niego zabity, Baran według jego wspomnień też zginął w bitwie zabity przez Monarchę cieni...
Monarcha cieni... Jin-Woo widział go w wspomnieniu, ale nie miał pojęcia co obecnie się z nimi dzieje, skoro najwyraźniej Jin-Woo miał teraz jakąś część jego mocy.
- Nie patrzcie tak na pana Sunga. Gdyby to przez niego zgromadziła się ta magisfera, oznaczałoby to że przewyższył już poziom łowcy. Nie znamy przyczyny, więc nie możemy obecnie nic z tym zrobić. Jednakże nawet jeśli nie wiemy, jak sobie z tym poradzić, nie możemy tego zignorować. Na świecie ponownie mogą zajść wielkie zmieny.
Gdy konferencja dobiegała końca, na scenę wszedł dyrektor biura łowców. 
Ponieważ nie było tego w harmonogramie, Łowcy naturalnie stali się głośni po jego nieoczekiwanym wejściu.
Czy biuro łowców zamierzało wydać oficjalne oświadczenie związane z wydarzeniami poprzedniej nocy?
Zasypany ciekawskimi, zainteresowanymi spojrzeniami Łowców dyrektor grzecznie poprosił publiczność o ciszę, zanim będzie mógł kontynuować.
- Mam coś ważnego do przekazania zebranym tutaj dziś łowcom.
Każdy pojedynczy Łowca zebrany tutaj dzisiaj był elitą wśród elity w swoich narodach. Obywatele tych narodów rozpoznaliby, kim są, tylko po ich imionach.
Zaledwie jedno zdanie od reżysera i po chwili salę ogarnęła niesamowita cisza.
- Około  dwóch tygodni temu łowca Christopher Reid został zamordowany przez nieznanych sprawców.
Zebrani Łowcy byli zdumieni tym oświadczeniem.
Jeden z najlepszych Łowców na świecie został przez kogoś zamordowany?
Ich poziom szoku przewyższał to, co czuł Jin-Woo, gdy jako pierwszy usłyszał te wiadomość. Ten problem wykraczał daleko poza sferę tego, kto wygrał walkę między dwoma potężnymi Łowcami.
Ekran za nim zmienił się pokazując zniszczenia jakie wywołała ostatnia desperacka walka o życie łowcy Christophera.
Martwe ciało łowcy rangi Międzynarodowej pojawiło się przed oczami wszystkich zgromadzonych.
Ani jedna osoba nie była w stanie zakwestionować faktu, że ten człowiek nie żyje... Obrażenia które odniósł się stan jego ciała były... widokiem iście makabrycznym.
Zgodnie z oczekiwaniami zaskoczeni Łowcy rozpoczęli zasypywanie się pytaniami i spekulacjami.
- Mamy już... podejrzanego. - Ogłosił dyrektor podnosząc głos tak żeby zwrócić na siebie uwagę zebranych.
Obraz zmasakrowanego ciała zniknął zastąpiony zdjęciem jakiegoś mężczyzny.
Czy twarz tego Azjaty nie była niesamowicie podobna do twarzy kogoś innego siedzącego pośród łowców na tej konferencji.
Mimo tego spostrzeżenie nikt nic nie powiedział pamiętając jak skończył Thomas Andre po konfrontacji z tym łowcom.
Tymczasem Jin-Woo przygryzł dolną wargę przypatrując się twarzy swojego ojca, zdjęcie musiało zostać zrobione gdy został on pojmany przez amerykanów. Ale nawet mimo długich włosów i zarostu na twarzy miał pewność że to jest jego ojciec. Nie pomyliłby tej twarzy z żadną inną.
Ale jak to mogło być możliwe że jego ojciec który dziesięć lat temu zaginął w bramie...
Podziemia były przygotowane przez władców o czym już wiedział, to było och terytorium.
Nie potrafił powiedzieć, dlaczego wysłali potwora o wyglądzie jego ojca. Niezależnie jednak od ich intencji – Jin-Woo wciąż czuł bulgoczącą wściekłość. 
Szkoda, że Łowcy w pobliżu kompletnie pomylili tę wściekłość uznając że jest skierowana w nich jako sposób zastraszenia.
„Nie odwracaj się, tylko się nie odwracaj!”
„ Po prostu  wyglądają podobnie, to zwykły zbieg okoliczności.”
„Wszyscy Azjaci wyglądają tak samo, prawda? Prawda?!”
- Mężczyzna odnaleziony w podziemiach USA został uznany za potwora zdolnego do używania ludzkiej mowy. Co więcej poprosiliśmy o pomoc w przesłuchaniu go łowcę rangi S, Hwang Dong-Su, ale... zaatakował łowcę Hwang Dong-Su w trakcie przesłuchania i wywołał ogromny pożar w siedzibie biura łowców.
Łowcy westchnęli bezgłośnie na tę informację. Temu potworowi udało się pokonać Hwang Dong-Su?!
Biuro Łowców wcześnie uznało jego moc i zaoferowało mu świetną ofertę, co skłoniło go do natychmiastowej emigracji do Stanów. Co więcej, był także jednym z asów w uważanej przez wielu za najsilniejszą gildię na świecie, Gildie Scavenger.
Szok, jaki odczuwali Łowcy, był ogromny, być może dlatego, że wiadomość o jego śmierci nie została jeszcze opublikowana.
Skoro to coś pokonało tak silnego łowcę, jednego z najlepszych w Stanach, to czy do jego ujarzmienia potrzeba minimum kilku tak silnych łowców?! Lub nawet takiego o rangę międzynarodowej.
Zrozumieli powód, dla którego biuro łowców podejrzewało tego tajemniczego podejrzanego o zabicie łowcy rangi międzynarodowej.
Kolejno na ekranie pojawiło się nagranie jak podejrzany przyszpila do podłogi całkowicie bezbronnego Hwang Dong-Su.
W oczach Łowców oglądających nagranie przemknęły ślady czystego zdumienia. Jednak dla Jin-Woo ten klip wideo nie był aż tak zaskakujący.
Jin-Woo był bardziej zainteresowany tym, co próbował zrobić „Podejrzany”. To wciągało Hwang Dong-Su w rozmowę.
Brwi Jin-Woo uniosły się do góry. Skoncentrował się mocno, jak podczas bitew, a czas natychmiast zwolnił. Jego wyostrzone zmysły zaczęły odczytywać ruchy warg Podejrzanego.
- ''… nie waż się wracać do Korei, dla własnego dobra. Inaczej nie zaznasz spoczynku nawet po śmieci.”
Czarne serce Jin-Woo zabiło mocniej.
Ten potwór mówił o Korei...?!
Jin-Woo stłumił swoje szaleńczo bijące serce i wezwał cień Hwang Dong-Su którego nazwał „Chciwością”..
Chciwość już wiedział, co Jin-Woo chciał wiedzieć poprzez ich wspólne mentalne połączenie, więc natychmiast odpowiedział.
- Jest tak jak podejrzewasz mój królu.
Podczas gdy myśli w głowie Jin-Woo stawały się coraz bardziej chaotyczne i nieskałdne, długie wyjaśnienia dyrektora dobiegały końca.
- Planujemy prosić o pomoc w schwytaniu „podejrzanego S” wszystkie gildie na Świecie. Chcemy tez byście natychmiast się z nami skontaktowali, gdy się czegoś powiecie. 
Koniec słów dyrektor sygnalizował napływ pytań, które Łowcy do tej pory wstrzymywali. Niecierpliwie podnieśli ręce do góry.
Dyrektor wskazał na jedną z podniesionych rąk, skłaniając łowcę do rzucenia pytania.
– Czy jest jakiś dowód, że „Podejrzany S” nie jest człowiekiem?
- Jego magiczna energia pasuje do tej emitowanej przez potwory. Następne pytanie.
– Ponoć sam stwierdził, że jest człowiekiem który zaginął po zejściu do podziemia. Czy taki łowca naprawdę istniał?
- Tak, naprawdę istniała taka osoba. Następne pytanie. 
- Dlaczego więc nie ujawnicie danych tego łowcy?
- Och...
Dyrektor bardzo się zawahał, ale w końcu odpowiedział, robiąc wszystko, co w jego mocy, by nie patrzeć w  kierunku Jin-Woo.
- Jest powiązany z jednym z obecnych tutaj łowców, dlatego zrezygnowaliśmy z tego pomysłu.
Przewracając oczami Jin-Woo doskonale zdawał sobie sprawę że to nieudolne kluczenie wokół prawdy nic nie da bo wszyscy w pomieszczeniu już połączyli kroki.
- Może pan to powiedzieć, nie mam nic przeciwko. - Stwierdził spokojnie Jin-Woo zwracając się do dyrektora który zmarszczył brwi zaniepokojony podczas gdy wszyscy inni w sali spojrzeli wprost na niego. - Prawda jest taka że trzeba mieć rozprostowane zwoje mózgowe aby do tego nie dojść.
Gdy przetłumaczono już dyrektorowi co powiedział łowca Sung, ten westchnął kiwając głową.
Jedno naciśnięcie przycisku pilota i informacja o Sung Il-Hwanie wypełniły ogromny ekran. Wkrótce z ust kilku członków widowni wydobyły się zdziwione westchnienia.
Pomyśleć, że pierwszy potwór w kształcie człowieka, który pojawił się w podziemiach, miał dokładnie taką samą twarz jak zaginiony ojciec łowcy Sung Jin-Woo!
Czy naprawdę mógł istnieć taki zbieg okoliczności?
Ciche niegdyś wnętrze sali konferencyjnej tętniło przyciszonymi głosami Łowców.
Liu Zhigeng w milczeniu wpatrywał się w ekran, po czym podniósł rękę. Dyrektor wskazał ręką na łowcę.
- Łowco Sung Jin-Woo jeśli ten podejrzany okaże się twoim zaginionym ojcem, a inni łowcy spróbują go złapać, co wtedy zrobisz?
Siedzący kilka miejsc przed chińczykiem Jin-Woo nie odwrócił się do niego, zamiast tego odpowiedział spokojnie.
- To oczywiste że łowcy polują na potwory. Jeśli naprawdę nim jest osobiście się nim zajmę, jeśli jednak nie jest potworem a moim ojcem...
Zebrani Łowcy byli bardzo ciekawi, co może powiedzieć dalej i zaczęli dokładniej nadstawiać uszu. 
Przed oczami mignęły Jin-Woo różne wspomnienia. Jin-Ho stojący między nim a grupą Hwanga mówiący że nie da zrobić mu krzywdy, jego płacząca przerażona siostra uwięziona w swojej klasie, matka śpiąca na szpitalnym  łóżku, ponury zmęczony wyraz twarzy Jin-Chula gdy wychodzili z podwójnego podziemia a jego ramie obficie krwawiło...
Czy to naprawdę był jego ojciec?
- Wtedy ochronię swoją rodzinę, nawet jeśli przez to stanę się wrogiem każdego łowcy na świecie.
Zapoluje na każdego łowce który stanie mu na droszę.
*** 
Gdy opuścił salę konferencyjną przed drzwiami czekał na niego Adam White i Jin-Chul.
- Naprawdę zamierzasz to zrobić? - Spytał na dzień dobry Adam White.
- Owszem. - Stwierdził krótko Jin-Woo.
Chociaż to nie był czas na śmiech, Adam White i tak zachichotał, widząc uśmiech Jin-Woo.
- Wypowiedziałeś takie słowa, mimo że w sali siedziało pięciuset najsilniejszych łowców z całego świata, z ponad stu dwudziestu krajów. Prawdopodobnie istnieje tylko dwoje łowców, łącznie z tobą którzy mieliby odwagę na powiedzenie tego.
Jeszcze bardziej zaskakujący był fakt, że ani jedna osoba nie wyśmiała go za takie stwierdzenie.
Nawet Liu Zhigang, znany ze swojej okrutnej osobowości, po prostu milczał i wpatrywał się w łowcę Sung Jin-Woo. Nie zgłaszał żadnych skarg na deklarację Koreańczyka.
Nie tylko Łowcy w sali konferencyjnej, ale nawet agenci obserwujący przebieg wydarzeń przez różne monitory nie mogli zamknąć ust. Wśród tych agentów był oczywiście Adam White jedynie przybyły z Jin-Woo agent Woo Jin-Chul nie wydawał się jego deklaracją zaskoczony. Westchnął jedynie mrucząc coś o bólu głowy.
- Kim jest druga osoba? - Spytał z czystą ciekawością Jin-Woo.
- Leży obecnie w szpitalu. - Jin-Woo zobaczył krzywy uśmiech Adama White'a i od razu zdał sobie sprawę, kim może być ta tajemnicza „druga osoba”. To mógł być tylko Thomas Andre.

Jin-Chul szedł koło nich w ciszy podczas gdy jego oczy były  zakryte okularami przeciwsłonecznymi. Ale nawet mimo tego Jin-Woo czuł na sobie zmartwiony wzrok agenta.
- Za chwilę rozpocznie się bankiet. Biuro łowców w organizację wiele wysiłku, więc jeśli nie jesteś zbyt zajęty porozmawiać z innymi łowcami...
Jin-Woo przestał go słuchać gdy wyczuł że bardzo potężna energia zbliża się do niego, tak silna że ledwie ustępująca Thomasowi Andre. Jun-Chul najwyraźniej też to czuł po wyprostował się patrząc przed siebie szukając źródła mocy.
Łowcy, którzy byli zbici w małych dwu- lub trzyosobowych grupach, rozmawiając między sobą, nagle rozeszli się i stanęli po obu stronach korytarza. Oczywiście uwaga zarówno Jin-Woo, Adama White'a jak i Jin-Chula  przeniosła się w tamtą stronę.
W ich stronę szedł Liu Zhigang
Chiński łowca rangi Siedmiu Gwiazdek był otoczony przez jego najlepszych i najsilniejszych ludzi gdy szedł w kierunku Jin-Woo.
Jakby już dawno temu miał w głowie cel podróży, Chiński Łowca szedł w linii prostej, aż stanął tuż przed nosem Jin-Woo.
- Co tym razem...?
- Co oni wyprawiają?!
Wszyscy łowcy przyglądali się im obu z niepokojem.
Łowcy jeszcze bardziej się od nich oddalili niemal przyklejając się do ścian korytarza.
- Dlaczego Liu Zhigang zachowuje się w ten sposób?
– Czy to z powodu tego, co powiedział łowca Sung Jin-Woo?
- Zastanawiam  się dlaczego wtedy milczał...?
Bez wątpienia to, co powiedział Jin-Woo, można zinterpretować jako prowokację wobec innych Łowców. Tak się złożyło, że osobą, która zadała mu to pytanie, był nikt inny jak Liu Zhigang.
NajpierwThomas Andre. A teraz przyszła kolej na Liu Zhiganga?
W międzyczasie Adam White stał za Jin-Woo tylko z Jin-Chulem a jego wyraz twarzy drastycznie zbladł.
Ciężki głos Liu Zhiganga przeciął powietrze. Jin-Woo słuchał go, a na jego twarzy stopniowo pojawiał się ponury wyraz. 
Nigdy wcześniej nie był nawet w pobliżu Chin, więc nie było mowy, żeby choć trochę znał chiński.
Ponieważ drugi facet mówił poważnym wyrazem twarzy, on też postanowił przybrać podobny poważny wyraz twarzy, ale jak się okazało, słuchanie słów, których nie mógł zrozumieć, okazało się dość niewygodnym i żmudnym zadaniem.
-  Mówi że na obrzeżach Chin złapał olbrzyma który ci się wymknął. - Przetłumaczył Adam White robiąc krok bliżej Jin-Woo.
- Znasz chiński? - Spytał  zaskoczony Jin-Woo.
- Zajmuje się filią azjatycką. Rozumiem większość języków azjatyckich.
Jin-Woo kiwnął głową. 
- Proszę tłumacz dalej.
- Mówi że olbrzym go zaskoczył bo nie spodziewał się takiej siły. Walka była też trudniejsza bo odbywała się na morzu. Mówi że chciał cię od tamtej pory poznać. Był ciekawy jaki łowca mógł tak łatwo pokonać te silne potwory. Mówił też że cieszy się że pokazałeś Thomasowi jego miejsce i nie ma wątpliwości że to on zawinił w tym incydencie.
Jin-Woo przyjął podaną mu rękę chińskiego łowcy i ją uściskał. Następnie kiwnął głową, powiedział coś jeszcze i odszedł a jego ludzie poszli za nim.
- Ma też nadzieję że „podejrzany S” nie jest członkiem twojej rodziny. Mówił że nie chce z tobą walczyć więc chyba nie miał złych intencji.
Jin-Woo kiwnął głową zmieszany. Jeśli Liu Zhigang nie chciał z nim walczyć i nie zaczepiał go to przynajmniej na pewno był znacznie rozsądniejszy niż Thomas Andre.
- Dziwne... - Odezwał się cicho Jin-Chul. - Czy Andre i Zhiganga przypadkiem coś nie łączyło...?
- Istotnie... są w związku o ile wiem... ale ich relacja zawsze była dziwna. - Przyznał po chwili Adam. - Liu Zhigang często nawet publicznie narzekał że Thomas jest zbyt arogancki i kiedyś ściągnie to na niego kłopoty.
- Och... więc to miał na myśli. - Jin-Woo spojrzał zmieszany na Adama i Jin-Chula. Dziwny to był sposób martwienia się o swojego partnera, skoro nie dość że chińczyk przyznał mu rację to jeszcze nie wydawał się ani trochę zły że jego partner skończył w tak złym stanie.
Gdyby coś takiego przytrafiło się Jin-Chulowi... śmierć takiego delikwenta byłaby długa i potworna.
Na te myśl magia Jin-Woo oplotła się opiekuńczo wokół Jin-Chula podczas gdy wyczuwający to łowcy w pomieszczeniu przyjrzeli się ostrożnie Jin-Woo oraz z niedowierzaniem Jin-Chulowi który stał spokojnie w jednym miejscu nie wyglądając na ani trochę zaniepokojonego że ta mroczna niebezpieczna moc oplata się wokół niego. 
- Łowców Sung Jin-Woo... - Następny podszedł do niego dyrektor biura łowców mając na twarzy wyraz niepewności i zmęczenia. - Czy zechciałbyś poświęcić mi chwilę swojego czasu?
Jin-Woo spojrzał przelotnie na Jin-Chula. 
- Odwiedzę łowcę Choi Jong-Ina i dam ci znać jak się czuję.
Jin-Woo kiwnął głową na zgodę swojemu chłopakowi.
*** 
Jin-Woo został zabrany do jakiegoś pomieszczenia gdzie ku swojemu zaskoczeniu zobaczył Normę Selner która najwyraźniej już na nich czekała. Jin-Woo wszedł do pomieszczenia za dyrektorem a po piętach deptał mu Adam White.
Jin-Woo zajął wskazane miejsce w fotelu naprzeciw pani Selner podczas gdy dyrektor i Adam stali przy stoliku oddzielającym ich dwoje.
- Dano się nie widzieliśmy łowco Sung Jin-Woo.
Dlaczego ta kobieta jest tutaj? Jin-Woo sądził że zrezygnowali już z przeciągnięcia go na swoją stronę, a zwłaszcza przy pomocy pani Selner.
- Tak... O co chodzi?
Pani Selner westchnęła opuszczając nieco głowę.
- Ostatnio miewam cały czas ten sam sen. Są w nim najlepsi łowcy na których ktoś poluje. Kilka dni później mój sen się ziścił.
Słysząc to Jin-Woo zmrużył oczy zaskoczony. 
Pani Selner... przewidziała czyjąś śmierć...? Ale przebudzeni nigdy nie mieli tego typu darów, śnienia przyszłości czy jasnowidzenia.
Z drugiej strony... pani Selner nie była zwykłym przebudzonym.
- Chrostopher? - Spytał ostrożnie Jin-Woo.
- Ostrzegaliśmy pana Reida ale nas nie posłuchał. - Przyznał dyrektor podczas gdy jego twarz wykrzywił grymas frustracji.
Jin-Woo nie był tym specjalnie zdziwiony, skoro wiedział że mogli zapobiec temu co się stało teraz pewnie czuł się wściekły że to im się nie udało. Możliwe że Christopher był równie arogancki co Thomas i im nie uwierzył uznając że świtanie da sobie sam radę.
A teraz nie żyje.
- Sam wiesz jak to się dla niego skończyło. - Dodał ponuro dyrektor.
Jin-Woo kiwnął głową przypominając sobie zmasakrowane wykrzywione ciało.
- Potężni łowcy którzy strzegli naszego świata będą dalej umierać. - Ogłosiła ponuro przebudzona. - Oprawcy nie przestaną na nich polować, wiem to.
- Chcesz mnie ostrzec? - Spytał zaskoczony Jin-Woo.
Kobieta pokiwała przecząco głową. 
- Chce cię prosić byś chronił tych łowców. Próbowałam przypomnieć sobie twarze tych łowców których ścigano, jednak bez skutku... Pamiętam jednak że ścigano kogoś silnego z Korei... Nie wiem kogo, ale nie byłeś to ty.
Słysząc to Jin-Woo wyprostował się myśląc o łowcach rangi S z Korei. Nie było nikogo na tyle silnego w Korei by równać się z Christopherem... Najsilniejszy prócz niego samego był... 
Go Gun-Hee!
Kamish powiedział że istniało czworo ludzi którzy pożyczyli moce od władców. Ale Kamish nigdy nie potwierdził mu czy to byli łowcy rangi międzynarodowej. 
Musiał się dowiedzieć o kogo chodziło.
Wzywając Kamisha poprzez ich połączenie kazał mu przybyć tutaj niepostrzeżenie jednocześnie wysyłając na chwilę na jego miejsca Żelaznego aby on chronił w razie potrzeby Jin-Chula.
- Yyy... - Jin-Woo spojrzał na troje pozostałych ludzi. - Nie panikujcie, okej?
Zmieszany i zaniepokojony Adam White przetłumaczył to co powiedział Jin-Woo i w tym samym momencie na stole między Jin-Woo a panią Selner pojawił się miniaturowy Kamish.
Pani Selner podskoczyła przerażona podczas gdy dwóch mężczyzn zrobiło krok w tył.
- Powiedziałeś że jest czterech ludzi którzy pożyczyli moc od Władców. Czy jednym z nich był Christopher Reid? - Spytał od razu Jin-Woo.
- Christopher Reid, nie żyje, Jonas nie żyje, Thomas Andre oraz Go Gun-Hee to są ludzie którzy pobierają moc od władców. Monarchowie chcą ich śmierci w pierwszej kolejności.
Słysząc to cała trójka słuchająca tego westchnęła słabo a krew w żyłach Jin-Woo zrobiła się zimna gdy przed jego oczami pojawiła się spokojna dobroduszna twarz przewodniczącego. 
- Co... czym... Kamish... - Pani Selner spojrzała przerażona na stworzenie stojące na stoliczku. - On mówi...
- Później to pani wyjaśnię. - Obiecał dyrektor nie spuszczając ostrożnego wzroku z potwora wielkości szczeniaka.
- Twoim następnym zadaniem będzie strzeżenie Go Gun-Hee. - Nakazał Jin-Woo patrząc poważnie na Kamisha. - Idź.
Smok skłonił się dotykając pyskiem blatu stołu a następnie zniknął.
- Wiemy już na kogo w pierwszej kolejności będą polowali napastnicy. - Stwierdził po chwili ciszy Jin-Woo. - Co miała pani na myśli że mam ich chronić? 
- Widzisz... nie mogąc przypomnieć sobie kto zostanie zaatakowany, spróbowałam czegoś innego. Chciałam potwierdzić ich tożsamość wewnątrz mojego snu za pomocą mojej umiejętności.
- Więc wtedy gdy spojrzałaś mi w oczy... - Jin-Woo zmarszczył brwi.
- Tak... nieskończona moc, która się tam znajduje... gdy się z nią zetknęłam zostałam zmuszona do wybudzenia się ze snu. Wciąż pamiętam co „to” mi powiedziało. Gdy nasze oczy się spotkały...
Jin-Woo zaniepokojony przyglądał się jak dłonie pani Selner drżą niekontrolowanie ze strachu.
- Co powiedziało? - Spytał cicho Jin-Woo.
- Że mam wracać... i przygotować się do wojny.
Słysząc to Jin-Woo ledwo ugryzł się w język gdy złość zaczęła pulsować mu w żyłach i o mało nie warknął że żadnej pieprzonej wojny nie będzie.
Chodziło zapewne między bitwę między Monarchami a Władcami.... pieprzone sukinsyny. 
I jedni i drudzy byli tyle samo warci traktując ludzkość jak swoją pieprzoną szachownicę nie interesując się życiami niewinnych.
- Co to ma jednak wspólnego z twoją prośbą o ochronę? - Spytał po chwili milczenia Jin-Woo.
- Ponieważ wewnątrz ciebie wyczułam podobną moc.
Jin-Woo zamrugał zaskoczony. Zakładał że tamtego dnia gdy się spotkali poczuła w nim moc Monarchy Cieni, więc jeśli czuła coś podobnego we śnie to muszą za tym stać Monarchowie. 
- Są to istoty którym łowcy nie dorównają, potrzebujemy pomocy z twojej strony by ich powstrzymać. Zresztą ty też już pewnie wiesz że coś się dzieje... Kamish...
- Wiem co nieco. - Przyznał po chwili Jin-Woo. - Ale niewiele więcej niż wy.
- Szczerze mówiąc nie byliśmy do końca przekonani mówiąc mu że tylko ty możesz go ochronić. Ale twoja wczorajsza walka z Thomasem Andre utwierdziła nas w tym przekonaniu. Oczywiście nie oczekujemy że pomożesz nam bezinteresownie. Damy ci wszystko czego zechcesz... nawet nasz największy skarb, runę Kamisha. Na świecie są łowcy o potężnych mocach dzięki którym wspierają świat. Jeśli znikną ziemie czeka zagłada.
Jin—Woo zamyślił się patrząc na napięte twarze trzech osób przed nim. Jak mógłby odmówić i przyglądać się jak ktoś inny ginie gdy proszono go o pomoc? 
- Agencie White, możesz przekazać mi listę łowców, którzy chcą mojej ochrony? Spotkanie z nimi też byłoby dobre.
- Oczywiście. - Przytaknął od razu uradowany agent.
- Nie wiem kto jest naszym przeciwnikiem i czy dam radę uratować tych łowców, dlatego nic nie będę o obiecywał, ale będę miał na nich oko i spróbuję im pomóc.
Potem zwrócił się do dyrektora biura łowców. 
- Zresztą mam u was dług wdzięczności, dlatego niczego nie chce.
Dyrektor zamrugał powoli zaskoczony.
- Kamish. - Przypomniał mu spokojnie Jin-Woo. - Ja nie zapominam czyjejś dobrej woli.
*** 
Jin-Woo zapukał do sali szpitalnej w której leżał Choi Jong-In a następnie usłyszał grzeczne „proszę”.
Wszedł niepewnie widząc jak Choi Jong-In kończy ubierać się a przy ścianie stoi Jin-Chul.
- Łowco Choi... jak się czujesz? - Spytał Jin-Woo przypatrując się łowcy uważnie.
- Całkiem nieźle, nie miałem jeszcze czasu by podziękować ci za przybycie po mnie...
- Nonsens, to w pierwszej kolejności była moja wina że zostałeś porwany. To mnie chciał dorwać Hwang Dong-Su a ciebie użył jako przynętę.
Jin-Woo skłonił się przed Choi Jong-Inem który popatrzył na niego zaskoczony.
- Przepraszam za to.
- Co...? Nie, nic nie szkodzi! Hwang zawsze był oślizgłym sukinsynem i w końcu pokazał na co go stać. To co się wydarzyło nie jest twoją winą i nie obwiniam cię o to, podnieś proszę głowę. Jak tak dalej pójdzie to inspektor Woo zrobi się zazdrosny a ja chciałbym wyjść ze szpitala już dziś...
Jin-Chul opierający się o ścianę przewrócił oczami.
*** 
Ostatniego dnia zjazdu gildii, organizowanego przez Biuro Łowców odbywała się noc łowców. Bankiet pełen przepychu, pysznego jedzenia i pięknych strojów. 
Choi Jong-In uczestniczył w niej jako mistrz oficjalnie zaproszonej koreańskiej gildii. Jin-Woo i Jin-Chul po prostu mu towarzyszyli. 
- Oto lista nazwisk łowco Sung, tak jak prosiłeś.
Gdy Choi Jong-In zostawił dwóch agentów samych podszedł do nich Adam White z tabletem w dłoniach.
Jin-Woo wziął z dłoni agenta przyglądając się sporządzonej liście. 
Jin-Chul spojrzał na niego z ciekawością, Jin-Woo nie mówił mu nic o prośbie amerykańskiego biura łowców, tak samo jak o podejrzeniu że prezesowi grozi niebezpieczeństwo. Nie chciał go generwować.
- Każdy ma daną liczbę punktów, dzięki którym zajmują taką a nie inną pozycję. Rozdaliśmy je bazując na zasługach łowcy oraz jego aktywności. Dziesięć pierwszych pozycji zajmują najlepsi łowcy, jeśli zaakceptujesz naszą propozycję zapewne zostaniesz przez nich poproszony o ochronę.
- Mając najwyższy priorytet? - Spytał Jin-Woo czytając nazwiska.
- Do tej pory tak sądziliśmy, ale... po tym co powiedział... twój cień, wiemy że najprawdopodobniej najpierw będą polować na cztery konkretne osoby.
- Dwie nie żyją. - Jin-Woo pokiwał głową sprawdzając swoje połączenie z Kamishem.
 Na trzecim i czwartym miejscu byli już martwi łowcy, Reid i Bachchan, pierwszy co oczywiste było Andre a drugi Zhigang.
Widząc niekończącą się listę nazwisk Jin-Woo westchnął w duchu. Co za bzdura, przecież nigdy nie zapamięta imion tych wszystkich łowców. Uznał więc że po prostu umieści w ich cieniach swoich żołnierzy skoro wiedział że wszyscy są w tym samym miejscu co i on. 
Przez tych łowców uda mu się skontaktować z Władcami, modlił się tylko żeby kolejnym celem nie był przewodniczący Go Gun-Hee, bo to złamałoby Jin-Chulowi serce.
- Łowco Sung. - Słysząc ostrzeżenie w głosie Jin-Chula Jin-Woo kiwnął głową nie podnosząc jeszcze wzroku znad tabletu.
- Wiem. - Czuł te silną znajomą już energię jaką posiadał w sobie Thomas Andre, wiedział więc że się on do nich zbliża.
Goście patrzyli w różnym stopniu niepokoju i przerażania jak Thomas Andre idzie w stronę Jin-Woo, odwalając się od nich jak najdalej się dało bojąc się że może dojść do kolejnej przerażającej potyczki.
Jin-Woo oddał tablet Adamowi White'owi którego skóra była z bladym niezdrowym kolorze gdy patrzył na idącego w ich stronę Thomasa.
Liu Zhigang jako jedyny podszedł nieco bliżej stojąc między Jin-Woo a Thomasem, ale nic nie mówi i nie wyglądał jakby miał się od razu wtrącać.
Tymczasem Jin-Woo całkowicie zrelaksowany przyglądał się większemu od siebie łowcy którego jednak zabandażowana ręka była w ogromnym temblaku.
- Łowco Sung... pozwól że się o coś zapytam. Widzisz moją rękę... mogłeś zniszczyć całą moją gildię, ale nie zginął nikt prócz pana Hwanga, który był powodem tego całego zamieszania... Dlaczego puściłeś nas wolno?
Nie musiałby bać się jakichkolwiek konsekwencji gdyby zabił i jego i jego łowców, bo kto byłby na tyle głupi by po czymś takim chcieć go oskarżyć? Mógł czuć się praktycznie całkowicie bezkarny, a mimo to ofiar śmiertelnych praktycznie w ogóle nie było.
W głowie Thomasa rozbrzmiewały setki scenariuszy, jedne bardziej upiorne od drugich. 
Napawanie się łatwym zwycięstwem, szantaż w zamian za ich życie, chęć jakieś przysługi w przyszłości, 
- Ponieważ nie dopuściliście się czynu, przez który zasługiwaliście na śmierć.
Jin-Woo trudno było przeoczyć arogancką postawę Thomasa Andre, ale Amerykanin pojawił się tam tylko po to, by chronić jednego ze swoich członków gildii, Hwang Dong-Su.
To samo dotyczyło pozostałych członków Gildii Scavenger. Nie mieli racji, zaczynając go atakować, ale w pełni zapłacili za swoje błędy.
- Tak po prostu...? - Spytał po chwili ciszy wyraźnie zszokowany Amerykanin.
Słysząc jego niedowierzanie Jin-Woo zaśmiał się głośno unosząc brwi gdy patrzył rozbawiony na zmieszanego Thomasa. 
- A czego się spodziewałeś? Dlaczego miałem zabić bogu ducha winnych łowców? Albo ciebie? Jesteś aroganckim idiotą , ale to nie powód by cię zabijać.
Swego czasu gdy był jeszcze słabym łowcom rangi E i miał wiele wolnego czasu postanowił uczyć się angielskiego uznając że może gdy spróbuje zmienić pracę ta umiejętność będzie sporym atutem. Brak wykształcenia mógł chodź spróbować nadrobić umiejętnością mówienia w jakimś języku.
Goście przyjęcia popatrzyli z niedowierzaniem na łowcę Sung Jin-Woo który nie dość że wyglądał na wybitne rozbawionego to jeszcze nazwał od tak Thomasa Andre aroganckim idiotom. 
Thomas Andre natomiast stał w jednym miejscu patrząc z głupim wyrazem twarzy na Sung Jin-Woo, nie mogąc uwierzyć że to było aż tak proste. 
- Rozumiem. - Kiwając głową Thomas odwrócił się poprawiając ramię w temblaku. Dodał jeszcze tylko na odchodne. - Zamierzam wyprawić duży pogrzeb panu Hwangowi. On dopuścił się takiego czynu, ale proszę pozwól mi na pogrzebanie go.
Liu Zhigang podszedł do Thomasa kiwając Jin-Woo głową. 
- Ach, jeszcze jedno. Gdy moja ręka wydobrzeje, chciałbym zaprosić cię na obiad. Jeśli przekażesz mojemu menadżerowi wizytówkę, skontaktuje się z tobą.
Gdy Thomas Andre zaczął odchodzić słuchając tego co mówi do niego Liu Zhigang, Laura podeszła do Jin-Woo kłaniając się.
-  Mój mistrz właśnie wyraził swoją wdzięczność do pana, za to że nie skrzywdził pan członków naszej gildii.
Jin-Woo natychmiast odebrało mowę po jej słowach. Jak powinien się zabrać do interpretacji tego, co powiedział ten gość, aby dojść do takiego wniosku? 
Jakby zmieszanie Jin-Woo nie było dla niej specjalnie dużym zaskoczeniem Laura wyjaśniła.
- Mimo swojego wyglądu jest raczej nieśmiałą osobą.
Okej... niech jej będzie skoro tak mówi to tak musiało w rzeczywistości być. Ale to  że Andre się tutaj pojawił było całkiem dobrą rzeczą, dzięki temu nie musiał go szukać żeby  kryć swojego żołnierza w jego cieniu.
- Proszę mi wybaczyć nieuprzejmość, ale czy mogłabym dostać twój numer telefonu? - Spytał Laura gdy już zakończyło się jej zadanie wyjaśniania zachowania jej szefa. - Mój mistrz chciałby wręczyć pani dowód wdzięczności, proszę mi powiedzieć jeśli czegoś pan chce.
Zmieszany Jin-Woo wzruszył ramionami.
- Dziękuję, ale niczego mi nie potrzeba.
- Mój mistrz... bardzo lubi rywalizację, dlatego staje się niespokojny gdy ma u kogoś dług do spłacenia. Dlatego mógłbyś powiedzieć mi czego chcesz? Wszystko się nada.
Odrzucenie pokazu dobrej woli okazałoby się najwyraźniej bardzo nietaktowne, jak założył obecnie Jin-Woo, nie przychodziło mu jednak do głowy nic co by go mogło interesować.
Dowód wdzięczności...
- Może jakiś dobry sztylet? Moje już są trochę zużyte.
Nie sposób było policzyć wszystkich niesamowitych podziemi, które do tej pory oczyścili, i być może nie było zaskoczeniem, że bogactwo artefaktów, które pozyskali z tych podziemi, również powinno być dość spore.
Istniała szansa, że przydatny „przedmiot” może być schowany w magazynie Gildii Scavenger. Na przykład jakaś dobra broń...
- Sztylet... rozumiem, dziękuję za zrozumienie łowco Sung.
Jin-Woo uśmiechnął się do Laury która skłoniła się jeszcze raz i ruszyła za swoim szefem.
- Powinniśmy przywitać się ze wszystkim łowcami z listy? - Spytał Adam  White gdy odzyskał już mowę. - Oprowadzę cię.
- Nie ma potrzeby, już im się przyjrzałem. - Oczy Jin-Woo błysnęły na chwilę zimnym fioletem po czym wskazał na cienie łowców mieszające się ze sobą. Adam idący za jego palcem który wskazywał posadzkę dostrzegł ku swojemu przerażeniu wiele małych świecących oczu. Po jednym na każdy cień.
- Mam ich na oku, spróbuję ich chronić tak jak obiecałem.
Adam White sapnął w czystym przerażeniu gdy dostrzegł te wszystkie beznamiętne magiczne oczy w cieniach łowców. Nie miał jednak szans na dalszy strach gdy łowca Sung Jin-Woo wyprostował się a jego energia zawirowała wściekle za nim. 
Wszyscy łowcy w pomieszczeniu natychmiast zamilkli i spojrzeli na niego w czystym przerażeniu.
- Co się dzieję? - Spytał Jin-Chul widząc jak nagle Jin-Woo napiął się zdenerwowany, nie spodziewał się jedna słów które sprawią że kolana się pod nim ugną a serce się zatrzyma.
- Ktoś atakuje prezesa Go Gun-Hee. Muszę iść, natychmiast.
- Co... - Adam White spojrzał zmieszany między zdenerwowany Jin-Woo którego mana zaczęła coraz szybciej wirować a Jin-Chulem który wyglądał jakby miał zaraz być chory.
- Wymiana Cienia.
Adam wrzasnął przerażony gdy zamiast Jin-Woo w twarz spojrzał mu wielki czerwony świecący eterycznie wysoki ork. Nie spodziewający się tego łowcy sapnęli i odskoczyli czując moc potwora rangi A koło siebie.
- Inspektorze Woo! - Krzyknął przerażony Adam gdy w oddali pojawił się Liu i Thomas.
- Schowaj się w moim cieniu. - Nakazał ostro Jin-Chul widząc coraz bardziej zdenerwowanych łowców.
Cień widząc kto dokładnie mu to nakazał i wiedząc kim ta osoba jest dla jego cennego pana zrobił tak jak mu kazano.
Łowcy sapnęli z szoku gdy postać zamieniła się w czarny dym i wleciała po posadzce do cienia koreańskiego agenta.
- Co się u diabła dzieje?! - Spytał Thomas wracając do miejsca gdzie wcześniej rozmawiali.
- Najwyraźniej ktoś atakuje przewodniczącego Koreańskiego Stowarzyszenia. - Stwierdził w końcu Adam White widząc szarawą cerę na ponurej twarzy Woo Jin-Chula gdy podbiegł do nich Choi Jong-In wyglądając na tylko trochę mniej chorego niż Jin-Chul. - A... A łowca Jin-Woo zrobił coś i zniknął...
- Użył swojej umiejętności żeby zamienić się miejscem ze swoim żołnierzem. - Doprecyzował Jin-Chul ciesząc się że ma na sobie okulary i nikt nie widział jego przerażonego pełnego paniki spojrzenia. Jedyną osobą która co najwyżej domyślała się co czuje był Choi Jong-In który spojrzał na niego zmartwiony.
*** 
Prezes Stowarzyszenia Go Gun-Hee spędzał kolejny pracowity wieczór.
Dlaczego, akurat, łowca Sung i Thomas Andre musieli walczyć dzień przed Międzynarodową Konferencją Gildii?
Martwiąc się tym incydentem Go Gun-Hee uruchomił wszystkie swoje kanały, aby dowiedzieć się co się stało.
Najpierw skontaktował się z Jin-Chulem który pokrótce wytłumaczył jak całe zajście wyglądało z jego perspektywy, potem skontaktował się z amerykańskim biurem łowców.
Ich dochodzenie wykazało, że gildia Scavenger ponosi winę za incydent i że Jin-Woo ani tym bardziej koreańskie Stowarzyszenie nie będzie ponosiło z tego powodu żadnych nieprzyjemności czy niedogodności. Właściwie... wystosowano do niego wtedy oficjalne przeprosiny za zaatakowanie mistrza koreańskiej gildii i fakt że jego agent został wciągnięty w walkę z Thomasem Andre. 
Prezes Stowarzyszenia, Go Gun-Hee, w końcu mógł zrzucić ten ciężar z ramion i wypuścić oddech ulgi. Śmiertelnie się martwił, myśląc o tym, jakie potencjalne konsekwencję mogłyby czekać Jin-Woo ze strony niezadowolonego biura łowców.
Jednak ku jego zaskoczeniu został żarliwie przeproszony za to co się stało i zapewniono go że Jin-Woo również dostał odpowiednie przeprosiny.  
Przed tym zanim pozyskali w swoje szeregi tak silnego łowcę jak Jin-Woo nie śnił nawet o tym że najlepsze i najsilniejsze biuro łowców na świecie będzie tak się obchodziło z jego Stowarzyszeniem. 
Jakby mieli do czynienia ze wściekłym tygrysem, a nie mniejszym mniej ważnym na świecie jakby nie przetrzeć swoim koreańskim odpowiednikiem.
Ale potem znowu…
Potem jednak zdał sobie sprawę że chyba niepotrzebnie się tak martwił. Co mogli Jin-Woo zrobić amerykanie skoro powalił na łopatki ich najlepszego szalenie silnego łowcę?
Czując skradające się do niego pragnienie dostrzegł butelkę wody położoną na stoliku do kawy, trochę dalej od biurka prezydenta.
Go Gun-Hee wyciągnął rękę to spowodowało, że butelka wleciała mu do ręki.
Fachowo chwycił butelkę i odkręcając zakrętkę, uśmiechnął się krzywo.
Wygląda na to że Jin-Chul miał mu kolejną ciekawą historie do opowiedzenia.
Go Gun-Hee był całkiem zadowolony, wiedząc, że dokonał właściwego wyboru, wysyłając Woo Jin-Chula do USA razem z Sung Jin-Woo, pamiętając jak Jin-Chul stał przed Jin-Woo i krzyczał na niego po walce z Thomasem Andre. 
Czując jak jego serce zaczyna znów bić szybciej i mocniej prezes położył jedną dużą dłoń na swojej piersi. 
Miał problemy z sercem już od kilku lat, ale czuł że ostatnio się to coraz bardziej pogarszało.
Oderwał dłoń od piersi i przyjrzał jej się, drżała lekko.
Czy to był jego limit?
Lekarz kiedyś powiedział mu że umrze w przeciągu pół roku, jeśli nada  będzie tyle pracował. Od tego czasu minęły już dwa lata a on nadal żył. Był wdzięczny że i tak wytrzymał tak długo...
W jego umyśle mignął obraz Woo Jin-Chula. Miał dobrego następcę, a u jego boku obecnie stał wierny bardzo silny łowca który zapewne chętnie mu pomoże. 
Nagle jednak oczy Go Gun-Hee zabłysły złotem zdając sobie sprawę że wokół niego pojawiła się potężna magiczna energia która jeżyła mu każdy włos na ciele. Z łatwością mógł wychwycić że ta energia pochodziła od potwora. Przerażającego monstrum przez które trudno było mu Wziąć głębszy oddech.
*** 
Go Gun-Hee patrzył w szoku jak wokół niego pojawia się ciemność a następnie zamiast uderzyć o ziemię ląduję na czymś co wyglądało jak... łapa jakiegoś potwora.
- Niemożliwe... TY?! - Monarcha Lodu krzyknął w niedowierzaniu patrząc na ogromnego czarnego smoka który pojawił się i uratował fragment najjaśniejszego światła który używał tego marnego człowieka jako swojego naczynia.
Beru pojawił się koło Go Gun-Hee który został delikatnie położony na ziemi przez Kamisha.
Wiedział że musi uratować tego człowieka który był bliski jego panu. Tak więc wyciągnął fiolkę którą zabrał ze sobą z domu swojego pana, na wszelki wypadek jego król ukrył ją w mieszkaniu tak aby jego wierny generał miał do niej dostęp.
Najpierw wlał ledwie przytomnemu człowiekowi do ust całą wodę życia a następnie przystąpił do leczenia.
- Dawny wielki generał Monarchy Smoków, Ferengar! Ty zdrajco! - Krzyknął Monarcha Lodu.
- A więc tak brzmiało moje dawne imię... Zdrajcą... ja? - Spytał spokojnie Kamish. - Mój dawny pan pozostawił mnie na pastwę Władców, obecny dał mi życie po życiu i możliwość służenia mu. Moje obecnie imię to Kamish! Czujesz to prawda... mój pan jest blisko. Monarcha cieni już tu jest.
Jin-Woo chwycił Monarchę za kark patrząc na niego z furią w oczach.
- Kim ty do diabła jesteś? Lodowym Elfem?
*** 
Sung Jin-Woo chodził wściekły po korytarzu szpitala do którego Beru natychmiastowo zabrał przewodniczącego gdy kończył go już leczyć. Nakazał swojemu mrówczemu poddanemu powrót do opieki nad jego siostrą i matką a Kamish obecnie siedział na jego ramionach gdyż Jin-Woo chciał go jeszcze o coś zapytać.
Jin-Woo całą noc przeczesywał miasto w poszukiwaniu elfa który mu uciekł, ale na darmo. Rano nada w tych samych ubraniach przybył do szpitala chcąc wiedzieć jaki jest tan prezesa.
W jego pamięci wyrył się widok nieprzytomnego całego we krwi prezesa który leżał na ziemi bezwładnie. 
W końcu drzwi do sali w której leżał prezes otworzyły się 
- Jest pan prywatnym lekarzem prezesa, prawda? - Spytał Jin-Woo przyglądając się mężczyźnie. - Jak on się czuję?
- Jest nie przytomny i nie sadzę aby szybko się obudził, ale powiedziałbym że jego stan jest niesamowicie dobry jak na to co się stało.
Święta woda życia zapewne utrzymała go przy życiu na tyle aby Beru mógł go porządnie wyleczyć, święta woda życia nie była jednak od tego typu urazów a od chorób. Mogła jedynie w tym przypadku zapewne podtrzymać życie prezesa nieco dłużej znacznie ułatwiając Beru leczenie, przy okazji może lecząc jakieś choroby i problemy jakie prezes miał, ale nic ponadto. 
Lekarz opuścił go mówiąc że musi zrobić prezesowi jeszcze kilka badań.
- Ten elf cię znał mam rację? Kim on był? - Jin-Woo spojrzał uważnie na milczącego Kamisha.
- Jedynym z Monarchów, Monarchą Lodu. Nie wiem jednak co on planuje... zbyt długo byłem w podziemiu uwięziony przez Władców, nie wiem co się obecnie dzieje, nie jestem w stanie powiedzieć ci mój królu dokładnego powodu czemu chcieli tego człowieka zabić, ale mam swoje domysły... Wielu rzeczy też już nie pamiętam.
- Słucham. - Jin-Woo przyjrzał się kontem oka.
- Ten człowiek ma w sobie moc Władców on i sześciu innych. Dwóch już nie żyje. Monarchowie muszą chcieć wyeliminować ludzi którzy zyskali moc od Władców.
- Ten Monarcha określił prezesa jako...
- Fragment najjaśniejszego światła, tak. Mówił o cząstce mocy jaką ten człowiek otrzymał od Władców.  Jeśli zabili już dwóch z nich i próbowali trzeciego to wiedzą zapewne o wszystkich.
Nim jednak Jin-Woo mógłby spytać o coś innego usłyszał podniesione głosy a zza zakrętu wyłoniło się kilka kłócących się ze sobą postaci. 
Łowcy rangi S, Choi Jong-In, Baek Yoon-Ho, Cha Hae-In oraz Lim Tae-Gyu razem z nim był Jin-Chul. Każdy łowca rangi S który miał swoją gildię w Seulu, prócz łowcy ma Dong-Wooka.
- Co tutaj robicie? - Spytał zaskoczony Jin-Woo przyglądając się łowcom uważnie.
- A jak myślisz? Ktoś próbował zabić prezesa. - Jin-Chul spojrzał zmartwiony na drzwi przed którymi stał Jin-Woo.
- Robią mu jeszcze jakieś badania, ale nic mu już nie grozi.
- Może nie zawsze zgadzamy się z prezesem Go Gun-Hee, ale martwiliśmy się o niego. - Stwierdził po chwili Baek Yoon-Ho stojąc koło mistrza gildii Łowców.
- Udało ci się złapać tego kto za tym stoi? - Spytała Cha Hae-In.
Na jej pytanie twarz Jin-Woo spochmurniała. 
- Nie, uciekł i sądzę że jeszcze o sobie przypomni.
Gdy Jin-Woo wychodził ze szpitala razem z Jin-Chulem pod wejściem złapał ich tłum reporterów, nim jednak mogliby rzucić się w ich stronę i zaczął zalewać ich masą pytań Jin-Woo spojrzał na nich z zimną wściekłością w oczach które zabłysły fioletem a ci odsunęli się przestraszeni.
- Jedziesz dziś ze mną. - Mówiąc to Jin-Woo wskazał na auto zaparkowanego Rolls-Royce Wraith którego kupiła jego szalona siostra i jego bardziej szalony żołnierz który zdobył prawo jazdy.
Tylko dzięki prezesowi. 
Myśląc o tym Jin-Woo poczuł ukłucie w sercu. Tym razem zostawił przy prezesie nie tylko Kamsha, ale również rozstawił w całym szpitalu i wokół niego cienie. 
- Dam sobie radę, nie chce przeszkadzać twojej matce i siostrze. - Sprzeciwił się słabo Jin-Chul gdy bez słowa wsiadał do szalenie drogiego auta które było fanaberią siostry jego partnera.
-Daj spokój moja rodzina cię uwielbia, nie zostawię cie samego w takim stanie widzę jak wyglądasz.
Dzisiejszego  dnia nikt w Stowarzyszeniu nie widział ani Jin-Woo ani Jin-Chula którzy zaszyli się w mieszkaniu tego pierwszego. Park Kyung-Hye przytuliła Jin-Chula bez słowa gdy go tylko zobaczyła podczas gdy Jin-Ah rzuciła im obu zaniepokojone spojrzenie gdy robiła im ciepłą herbatę.
Nigdy nie sądziła że zobaczy poważnego onieśmielającego Jin-Chula takiego rozbitego i zagubionego.
- Gdyby on umarł... - Szepnął pusto Jin-Chul siadając na kanapie w salonie Sungów.
- Nie umarł, nic mu nie będzie. - Jin-Woo przytulił się do Jin-Chula oplatając go swoją mocą opiekuńczo.
Jin-Woo milczał gdy pierwsze wstrzymywane łzy zaczęły bezgłośnie płynąć z oczu jego agenta. 
Wiedział jak bolesna jest strata ojca i wiedział że żadne słowa tutaj nie pomogą. Ale przyrzekł sobie że przyniesie Jin-Chulowi łeb tego sukinsyna który próbował zabić prezesa.
Zamrugał starając się poprawić swoje zamazane widzenie ignorując pieczenie oczu.
Tej nocy w pokoju Jin-Woo znów jak kiedyś stało kilka najwierniejszych cieni gdy on sam trzymał w ramionach śpiącego bardzo niespokojnie Jin-Chula.

Chapter 23: Rozdział 22

Chapter Text

W nagłówkach gazet pojawiły się niespodziewane wieści. 
Brazylijski wielki łowca Jonas został znaleziony martwy w rzece, a prezes koreańskiego Stowarzyszenia łowców o mało co nie został brutalnie zamordowany co udało się udaremnić w ostatniej chwili łowcy Sung Jin-Woo który niespodziewanie wcześniej wrócił do kraju.
Christopher Reid, wielki łowca Jonas oraz Go Gun-Hee prezes koreańskiego Stowarzyszenia łowców.
Te trzy informacje wstrząsnęły światem wywołując panikę i niedowierzanie w społeczeństwie na całym świecie.
Łowcy chronią świat, ale kto w takim razie ochroni łowców? Śmierć i próby zabójstwa tak silnych łowców oznaczały, że nadchodzące zagrożenie znajdowało się na całkiem innym poziomie.
Udało się też odzyskać nagranie z biurka prezesa Go Gun-Hee który walczył z nieznanym napastnikiem który okazał się elfem.
Widać było na tym nagraniu jak prezes przebijany  jest na wylot w okolicach serca a potem jest zrzucany przez okno swojego biura na parking. 
Drugą cześć tych wydarzeń uwieczniły kamery telewizyjne które były  niedaleko gdy te wydarzenia się zaczęły.
W trakcie lotu złapało go coś wielkiego i czarnego. 
Następnie to coś upuściło prezesa gdzie zajął się nim cień łowcy Sung Jin-Woo mrówczy potwór Beru.
Słychać było również rozmowę między napastnikiem a czarnym smokiem który sam siebie określił jako „Kamish” słysząc to ludzie przerażeni domagali  się wyjaśnień. 
Amerykańskie Biuro Łowców ujawniło wtedy że pozwoliło łowcy Sung Jin-Woo zabrać cień Kamisha z jego ciała które było przechowywane w tajnym miejscu, oraz że obecnie nie stanowi on dla nikogo zagrożenia tak jak inne cienie łowcy Sunga. 
Niektórzy byli tym oburzeni lub wściekli, z wielu powodów ale ta sprawa szybko przycichła gdy przykryły ją zupełnie inne. Jak zamach na przewodniczącego Go i zabójstwo dwóch łowców. Ostatecznie ten Kamish przybył na pomoc przewodniczącemu koreańskiego Stowarzyszenia i nie wyrządził nikomu żadnej krzywdy także awantura w oczach wielu nie miała tutaj sensu podczas gdy były znacznie ważniejsze rzeczy na których należało się skupić.
Następnego dnia na prośbę Jin-Woo Stowarzyszenie zorganizowało konferencję prasową w budynku Stowarzyszenia o którym zostały powiadomione wszystkie kanały koreańskiej telewizji i nawet te dostępne zagraniczne. Oczywiście wszyscy byli bardziej niż chętni przybyć i dowiedzieć się co takiego obecnie najsilniejszy łowca na świecie miał do powiedzenia a potem wyemitować to na swoich kanałach.
Reporterzy zlecieli się więc jak ćmy wabione do światła. Jin-Woo wyszedł na przygotowaną wcześniej mównicę podczas gdy każdy jego krok był śledzony przez dziesiątki kamer i aparatów. 
- Silnych łowców a także tych o randze międzynarodowej obiera za cel kolonia potworów o wysokiej inteligencji. Są o wiele silniejsi niż większość łowców na świecie i nie obchodzi ich broń czy metoda zabijania.
- Czy to te potwory próbowały zabić prezesa Go Gun-Hee? - Zapytał jeden z reporterów.
- Tak. Specjalizują się one w blokowaniu przestrzeni za pomocą magii izolując w ten sposób swoją ofiarę. Dlatego pomimo zaciętej walki w gabinecie nikt w Stowarzyszeniu nic nie usłyszał i nie poczuł. Wstrząsów, dzięków, mocy magicznej. Dlatego właśnie ci którzy wierzą że mogą stać się celem, powinni zostać w otoczeniu osób, które zechcą ich chronić. Jednak ci którzy takich osób nie posiadają... niech skontaktują się ze mną za pośrednictwem koreańskiego stowarzyszenia łowców.
Bitwa już się rozpoczęła, a to było pora aby Jin-Woo wykona jakiś ruch, zamiast być dalej przerzucanym po szachownicy.
- A co dalej ze Stowarzyszeniem? Kto przejmie rolę przewodniczącego Go Gun-Hee i na jak długo?!
Słysząc kolejne pytanie Jin-Woo przekrzywił nieco głowę.
- Po moim wyjściu stąd udam się na zebranie wszystkich szefów działów i na nim ustalimy kto tymczasowo przejmie rolę przewodniczącego.
- Czy jest pan faworytem?
- Dobrzy boże, mam nadzieję że nie. - Stwierdził natychmiastowo Jin-Woo. – Przewodniczący jest świetnym przywódcą i gdy wyzdrowieje zapewne wróci do tej roli, ja ledwie wiem o przepisach panujących w moim własnym dziale.
-  Czyli zakłada pan że prezes wróci na swoje stanowisko, a co jeśli jego stan zdrowia mu na to nie pozwoli?
Słysząc to pytanie Jin-Woo uśmiechnął się tajemniczo.
- Mój żołnierz Beru ma całkiem dobre umiejętności lecznicze a to on był pierwszym który zajął się prezesem, sądzę więc że jego stan zdrowia będzie dość dobry.
*** 
- Jak myślisz kto zajmie się Stowarzyszeniem? - Spytał Yoo Jin-Ho gdy obaj jechali windą. Młodszy jako zastępca nie będzie uczestniczył, ale czekał on na Jin-Woo gdy ten udzielał wywiadu.
- Nie wiem... Wiem kogo i ja i przewodniczący chcielibyśmy widzieć na tym miejscu. - Stwierdził po chwili wahania Jin-Woo.
Na jego słowa Jin-Ho uśmiechnął się.
- Ja też uważam że Woo Jin-Chul byłby świetny na tej posadzie. - Przytaknął wesoło Jin-Ho.
- On chyba tak nie uważa. - Przyznał Jin-Woo pamiętając jak wiele razy Jin-Chul twierdził że nie ma potrzebnych umiejętności żeby kiedykolwiek zastąpić prezesa.
Zakładał jednak że wynikało to bardziej z faktu że Jin-Chul nie chciał nawet myśleć i rozważać momentu w którym prezes z takiego czy innego powodu by odszedł. 
Nie uważał się za niekompetentnego, nie rozważał na tym stanowisku po prostu nikogo innego.
Jin-Chul miał mało bliskich osób, a myśl o tym że jedna z nich by go opuściła...
W zasadzie z tego co Jin-Woo wiedział zanim się poznali to taką bardzo bliską osobą jako jedyną dla Jin-Chula był właśnie prezes Go Gun-Hee.
Jedynym co Jin-Chul miał w życiu była praca i to jej oddawał się bez reszty. Dlatego nie miał chyba żadnych bliższych przyjaciół 
To było nieco niedojrzałe uciekanie od przyszłości, ale Jin-Woo go rozumiał. 
Gdy się w końcu rozdzielili Jin-Ho ruszył do ich działu a Jin-Woo do sali konferencyjnej. 
W sali byli już wszyscy szefowie działów oraz dyrektorzy oddziałów regionalnych stowarzyszenia gdy Jin-Woo wszedł i zajął swoje miejsce naprzeciw Jin-Chula który siedział po prawej stronie od miejsca gdzie u szczytu stołu zwykle siedział prezes.
- Osobisty lekarza prezesa powiedział że według ich szacunków prezes będzie nieprzytomny przez około tydzień do dwóch, ale potem będzie pod obserwacją i nie dostanie pozwolenia na powrót przez przynajmniej kolejny miesiąc. Pewne jest że będzie nieobecny przez przynajmniej dwa miesiące. 
Szefowie działów siedzieli i patrzyli na siebie ponuro unikając patrzenia na nieprzyjemnie pusty fotel.
Ktoś tę rolę musiał pełnić, ale nikt nie chciał się do niej zgłosić – to stanowisko od samego początku należało do jednej osoby.
Go Gun-Hee.
Kiedy naród potrzebował kogoś, kto zająłby się łowcami, pilnowaniem ich i walką o ich prawa, bez wahania zamknął swój dobrze prosperujący biznes i zajął się tym wszystkim.
A pod dowództwem prezesa Go Koreańskie Stowarzyszenie Łowców było w stanie osiągnąć tak wiele rzeczy w niecałe dziesięć lat.
W takich okolicznościach zastąpienie prezesa nie byłoby problemem bo powinien czuwać nad tym wiceprezes, ale ten zrezygnował trzy dni przed atakiem na Go Gun-Hee z powodu ataku serca. Przeżył, ale postanowił odejść z pracy ze względu na stan zdrowia. Dlatego oba urzędy były puste a szefowie działów nie mieli oficjalnie kompetencji aby zajmować się sprawami zarezerwowanymi dla stanowiska prezesa Stowarzyszenia. Te dokumenty musiał ktoś podpisywać, umowy akceptować, protokoły przesyłać. 
Liczba Łowców rosła, a Bramy pojawiały się coraz częściej. Wszyscy ci ludzie tworzący trzon struktury dowodzenia Związku doskonale wiedzieli, że niestabilność ich organizacji może doprowadzić do niestabilności samego narodu. 
-  Musimy znaleźć osobę która go czasowo zastąpi. Fakt że łowca rangi S zajmował tę pozycję ma wiele symbolicznych znaczeń. Stowarzyszenie które sprawowało pieczę nad pięcioma wielkimi gildiami mogło to robić głównie ze względu że przewodniczący ma taką rangę.
- To akurat nie jest wielki problem, jeśli spróbują czegokolwiek szybko przypomnę im jak zły to jest pomysł.
Siedzący spokojnie Jin-Woo spojrzał spod przymkniętych powiek na zgromadzonych mężczyzn. - Może i ledwo wiem co dzieje się w Stowarzyszeniu ale dam sobie radę z uspokojeniem gildii. 
Mężczyzna przemawiający chwilę temu kiwnął głową. 
- To jest jedyny plus, tego zamieszania  nijak nie będą mogły wykorzystać duże gildię.  Po wczorajszej długiej i zawziętej dyskusji doszliśmy do zgody. Proponujemy by tymczasowo to stanowisko objął Woo Jin-Chul.
Osoba o której mowa spojrzała w szoku na szefa departamentu finansowego który to zaproponował podczas gdy jego oczy zrobiły się okrągłe z niedowierzania. Wyglądał niczym jeleń złapany w świetle reflektorów.
- Wierzymy że pracował pan z prezesem najdłużej i najwięcej się pan nauczył. Ma pan również zadatki na lidera oraz potrafi pan zachęcić łowców do działania.
Go Gun-Hee, bardzo cenił Woo Jin-Chula, człowieka, który dobrowolnie zdecydował się pracować dla Stowarzyszenia, pomimo wielu niesamowitych ofert od głównych Gildii.
- Posiadasz bardzo wysoką rangę A. - Zauważył Jin-Woo a następnie spojrzał na sygnet na palcu Jin-Chula a następnie wskazał na niego. - Bez artefaktów ale z nimi nie miałbyś problemu z pokonaniem Baek Yoon-Ho.
Wszyscy w pomieszczeniu spojrzeli w szoku na Jin-Chula i Jin-Woo z czego ten pierwszy rzucał drugiemu mordercze spojrzenia.
- Z całym szacunkiem, ale nie jesteście łowcami nie czujecie ich mocy. Przy ich uruchomieniu test wykazałby wynik poza skalą, jestem tego pewien... inna sprawa że po ich zdjęciu ranga znów wróciłaby do A. Także test byłby... nierzetelny.
Wszyscy patrzyli na złoty sygnet na dłoni szefa działu monitorującego. 
- W każdym razie... - Ciągnął po chwili dalej mężczyzna gdy już się uspokoił po usłyszeniu tej dziwnej rewelacji. - Jako osoba której łowcy słuchają i się obawiają, widzimy szefa Woo Jin-Chula jako idealnego kandydata. Na względzie mamy również sytuację w której zapanował nad łowcami i przejął kontrolę nad grupą.
Wszyscy w pomieszczeniu słuchali tych argumentów uważnie a wielu z nich kiwało głową.
Często określało się Woo Jin-Chula w Stowarzyszeniu jako nieoficjalną prawą rękę Go Bun-Hee jeszcze gdy pracował wiceprezes. 
- Brakuje mi kilku kluczowych obszarów, aby pełnić tę rolę. Nie dość, że są tu dyrektorzy zajmujący wyższe stanowiska niż ja, to czy ja nie jestem za młody na tak ważne stanowisko?
Jin-Woo zmarszczył brwi. Jin-Chul miał 32 lata, to wcale nie było tak mało w jego mniemaniu. Był sprytny, zdeterminowany, pracowity, mądry, pięk... dobra nie ważne. Jin-Woo i tak był stronniczy jak cholera właśnie dlatego trzymał gębę na kłódkę.
- Sądzimy też że byłby to dla pana dobry test.
- Test? - Jin-Chul zmarszczył brwi zmieszany.
- Stanowisko wicedyrektora też obecnie jest wolne, na razie nie musi być koniecznie obsadzone, ale gdyby dobrze sobie pan radził zastępując przewodniczącego rozsądnym byłoby obsadzić pana później w roli wiceprzewodniczącego.
- Zabrali się tutaj dyrektorzy oraz inni ważni ludzie... dlaczego to właśnie ja mam zasiadać na miejscu prezesa Go Gun-Hee, gdy siedzi tutaj tak wielu wspaniałych ludzi.
Jin-Woo przyjrzał się otaczającym go osobom, większość z nich wyglądała na zadowolonych z myśli że to Jin-Chul zostanie chwilowo przewodniczącym. Chyba bardzo im się ten pomysł spodobał, z drugiej strony im się nie dziwił. Jin-Chul świetnie się do tego nadawał.
- Ja oraz kierownictwo stowarzyszenia nie posiadamy siły, by poruszać największymi mocarstwami w Korei. Jednak pan ją posiada. Ma pan znajomości w wielu wielkich gildiach, a poza tym łowca Sung który jest najpotężniejszym łowcom nie tylko w Korei ale i  na świecie nie wydaje się mieć nic przeciwko. Cały świat widział jak uznawał pana nakaz gdy podczas walki z Thomasem Andre pan go zatrzymał. Czy to nie jest dla łowców w Korei wystarczający dowód aby pana szanować?
Słysząc ostatnie zdanie Jin-Chul spojrzał na mężczyznę z niemym pytaniem: „Serio?”
Podczas gdy Jin-Woo musiał ugryźć się w język do krwi żeby nie ryknąć śmiechem. 
Ich relacja w Stowarzyszenia była tajemnicą poliszynela, tak więc to co powiedział ten szef działu było niczym innym jak „Sypiasz z najsilniejszym łowcom na świecie, kto ci podskoczy?”
Gryząc się w język do krwi Jin-Woo odwrócił głowę aby nikt nie widział jego rozbawienia. Co za komedia, chyba naprawdę zależało im na tym żeby Jin-Chul się zgodził.
Rozbawienie Jin-Woo szybko jednak zamarło gdy poczuł moc magiczną pełną rządy krwi.
Jin-Chul wyprostował się patrząc na drzwi sali a jego oczy zabłysły różem.
- Coś jest nie tak. - Ogłosił Jin-Woo w tym samym momencie gdy bez pukania jakiś agent wpadł do sali konferencyjnej.
- W budynku B doszło do bójki! Przebudzony zaatakował jednego ze skautów! - Krzyknął przerażony mężczyzna.
Słysząc to wszyscy w pomieszczeniu zdębieli. 
- W budynku nadal są reporterzy z konferencji nie maja jak  wyjść! Ten człowiek wpadł w szał. 
Słysząc to Jin-Chul zerwał się z miejsca, ominął stół i zaskoczonego agenta i ruszył biegiem.
- Silny jest... jaką ma rangę? - Spytał Jin-Woo domyślając się odpowiedzi.
Mężczyzna zbladł słysząc pytanie Jin-Woo.
- Wynik poza skalą. - Pisnął słabo a Jin-Woo mlasnął językiem.
- Zdaje się że mamy jedenastego. - Stwierdził ponuro Jin-Woo patrząc na szarych na twarzach szefów działów.
- Szef Woo...! - Zaczął jeden ze zdenerwowanych mężczyzn.
- Poradzi sobie. A ja chętnie to zobaczę. - Jin-Woo wstał powoli z fotela uśmiechając się jak kot który złapał kanarka. Co za ciekawy zbieg okoliczności, szkoda tylko że jedenastym łowcom rangi S okazał się jakiś kretyn.
*** 
Coś w Jin-Chulu pękło. 
O mało nie stracił prezesa, człowieka który tyle dla niego znaczył i którego tak podziwiał. 
Po nagłym powrocie do Korei obejrzał to cholerne nagranie z gabinetu prezesa i musiał obserwować jak to obrzydliwe coś przebija Go Gun-Hee a on nie może nic zrobić. 
Gdyby Jin-Woo przybył o kilka minut później już nigdy by nie nie zobaczył...
A kilka godzin przed tym wydarzeniem prezes dzwonił do niego mówiąc że nie może się doczekać jego opowieści o Stanach. 
Czując jak oczy znów zaczynają go piec, zacisnął zęby i przyspieszył biegnąc schodami. 
A teraz jeszcze jakiś dureń postanawia zagrażać Stowarzyszeniu, czemuś co stworzył Go Gun-Hee, które obecnie czekało na jego powrót. Sukinsyna pewnie nawet nie obchodziło co się obecnie działo z prezesem Stowarzyszenia w którym od tak robi jatkę.
Zapłaci mu za to. 
Zbiegając do budynku B na sam dół do poczekalni pomiarowej Jin-Chul dostrzegł jak jakiś mięśniak po czterdziestce trzyma za gardo jednego ze skautów gildyjnych którzy zazwyczaj tutaj koczują. Mają jednak do tego pełne prawo i ataki na nich jest niedopuszczalny.
Przerażeni pracownicy pomiarowi i ci którzy czekali na test jak i kilku reporterów, którzy najwyraźniej po konferencji zamiast wrócić do swoich stacji postanowili panoszyć się w Stowarzyszeniu odwróciło głowy słysząc jak nadchodzi.
- Szefie Woo! - Młoda pracownica spojrzała z ulga na Jin-Chula
- Puść go. - Nakazał zimno Jin-Chul podczas gdy jego oczy świeciły żywym różem.
- Bo co? Jakiś przydupas będzie mi rozkazywał? - Mężczyzna zaszydził. - Gówno mi możesz robić mam rangę S!
Kamery nagrywały całe zajście podczas gdy młody mężczyzna w uścisku łowcy szarpał się przeraźliwie jak ryba wyciągnięta z wody.
- Nie powtórzę po raz drugi. - Zaznaczył dobitnie Jin-Chul czując jak resztki jego samokontroli kruszeją. - Puść go, natychmiast.
Mężczyzna prychnął ale puścił młodego mężczyznę, następnie odwrócił się do Jin-Chula. 
- Szefie on ma rangę S nie dasz mu rady! - Krzyknął jeden z agentów.
Ignorując ich Jin-Chul uniósł prawą rękę a następnie palcami lewej chwycił sygnet. 
W jednej chwili na jego ciele pojawiła się płytowa zbroja a na dłoni prawej  ręki rękawica bojowa. 
Reporterzy i agenci westchnęli ze zdumieniem widząc jak na ciele Jin-Chula znikąd pojawiła się czarna zbroja z łbem smoka na piersi.
Mężczyzna przyjrzał się z zaciekawieniem Jin-Chulowi.
- Jaką masz rangę? - Spytał z ciekawością mężczyzna. - Jesteś za silny na A... to te błyskotki mam rację? Całkiem fajne, chętnie je sobie wezmę.
Mówiąc to mężczyzna ruszył na niego biegiem. Sądząc po jego ruchach był albo wojownikiem albo tankiem. 
Krzyżując przedramiona Jin-Chul użył „Boskiej Egidy” a przed jego skrzyżowanymi przedramionami pojawiła się na wpół przezroczysta pomarańczowa tarcza. 
Mężczyzna uderzył w nią ale ku zaskoczeniu wszystkich ta nawet nie drgnęła. 
Widząc to mężczyzna zamarł patrząc z niedowierzaniem na Jin-Chula, on jednak nie czekając na nic dezaktywował swoją tarczę i zrobił krok w przód a wokół jego pięści zakotłowała się różowa energia, następnie Jin-Chul uderzył mężczyznę prosto w zęby. Następnie gdy ten był zdekoncentrowany bólem podciąg mu nogi, a gdy ten leciał na niego do przodu użył ataku „Pięść Salomona” tym razem uderzając go w lewe oko a mężczyzna poleciał do tyłu padając na ziemię i ślizgając się po kafelkach w stronę przerażonych skautów. Gdy chciał wstać Jin-Chul nachylił się nad nim i uderzył ponownie tym razem bez żadnego specjalnego ataku nie chcąc zniszczyć posadzki która ku jego zaskoczeniu i tak pękła pod głową mężczyzny. 
Jin-Chul zrobił dwa kroki w tył przyglądając się uważnie pokonanemu. 
Jego siła była podobna do Ma Dong-Wooka chodź brakowało mu wyćwiczonych umiejetności.
- Masz dość? - Spytał po chwili Jin-Chul zaskoczony faktem że nie jest ani trochę zmęczony mimo walki z łowcą rangi S. Te artefakty były potworne w swojej sile. Tylko dzięki nim był w stanie pokonać tego człowieka.
- Pierdol się!- Krzyknął niespodziewanie mężczyzna zrywając się i biegnąc na Jin-Chula. - Jak śmiesz patrzeć na mnie z góry!
Jin-Chul zrobił unik a mężczyzna wleciał w ścianę widząc dziurę jaka powstała Jin-Chul zaklął. 
- Otwórzcie drzwi, pan właśnie wychodzi!
Słysząc to stojący przy wyjściu agent szybko rzucił się do kontrolki ręcznej drzwi będącej tam w razie gdyby automatyczne rozsuwanie się zepsuło a następnie wcisnął przycisk wymuszający otwarcie.
Widząc to Jin-Chul wziął mężczyznę za kołnierz i z niewielką trudnością cisnął nim w stronę drzwi przez które mężczyzna przeleciał z przekleństwem na ustach.
Nie chcąc dać mu czasu na podniesienie się Jin-Chul ruszył za nim uderzając go znowu gdy ten się podnosił  i kopiąc go w brzuch. Mężczyzna jednak złapał jego nogę i rzucił nim w górę, gdy Jin-Chul udał na ziemię przeturlał się po niej z dala od przebudzonego i wstał. 
Tymczasem reporterzy, agenci i skauci przeciskali się przez drzwi aby obejrzeć dalszy ciąg walki.
- Co się dzieję... przecież inspektor Woo ma rangę A myślałam że ten gość jest jedenastym łowcom rangi S. 
- Tu nie chodzi o inspektora a o przedmioty które ma na sobie. - Stwierdził jeden z agentów departamentu monitorującego mający tylko rangę B, chodź bardzo chciał nie mógł nijak pomóc swojemu szefowi. - Jakieś dwa albo trzy dni przed wylotem do USA szef przyszedł do pracy mając na sobie kilka cholernie silnych artefaktów. To pewnie dzięki nim... ale nie sądziłem że istnieją tak potężne przedmioty.
Głowa Jin-Chula odskoczyła do tyłu gdy przebudzony uderzył go w twarz, zaciskając zęby i czując metaliczny smak krwi Jin-Chul ponownie użył „Pięści Salomona”. Przed dostaniem od Jin-Woo tych przedmiotów mógł użyć każdego ze swoich trzech ataków tylko góra po trzy razy gdyż na więcej nie miał po prostu many, jako łowca walczący w zwarciu, teraz jednak z tą oceaniczną rezerwą czuł że mógł używać ich nawet po kilkanaście razy. 
Uderzając przebudzonego w podbródek Jin-Chul schylił się szybko aby uderzyć go w brzuch a mężczyzna zakasłał plując krwią. 
Następnie Jin-Chul użył „Ciosu Miłosierdzia” uderzając mężczyznę w skroń a pod jego pięścią coś chrupnęło obrzydliwie. 
Mężczyzna zawodząc padła na kolana trzymając się za bok głowy a Jin-Chul wykorzystując to ostatni raz uderzył go tym razem między oczy. Łowca poleciał do góry przeleciał około półtora metra i padł na ziemię z łoskotem i jękiem bólu.
- Zo...Zostaw mnie już. Pod...Poddaje się! - Wychrypiał przebudzony.
Widząc to agenci którzy zebrali się wokół nich wybiegając wcześniej z budynku A otoczyli mężczyznę, chodź było ich tylko kilku i mieli rangę A i B. 
Widząc że walka dobiegła końca Jin-Woo podszedł do Jin-Chula przypatrując mu się uważnie. 
Mężczyzna dyszał, a jego oczy były zwężone i wściekłe podczas gdy nadal świeciły maną. 
- Krwawisz. - Mówiąc to Jin-Woo otoczył szczękę Jin-Chula dłonią i starł z jego wargi kciukiem krew.
- To nic.
Zbroja i rękawica zniknęły zastąpione zwykłym garniturem tymczasem Jin-Chul skrzywił się czując że jest cały mokry. 
Nic dziwnego skoro cały czas podczas walki na dworze padało. 
Rzucając wzrokiem wokół Jin-Chul natychmiast zaczął wydawać rozkazy obecnym wokół agentom nie ważne z jakich byli działów a ci natychmiast ruszali aby owy rozkaz wykonać. 
Jin-Woo prychnął rozbawiony gdy na to patrzył. I on sądził że nie będzie się nadawał do zasępienia przewodniczącego? 
- Co tam mówiłeś że sobie nie poradzisz? - Spytał rozbawiony Jin-Woo unosząc brwi.
Na jego pytanie Jin-Chul westchnął ponuro.
*** 
Okazało się że mężczyzna który zyskał 11 rangę S w Korei był niestabilnym mającym problemy z gniewem właścicielem upadłej firmy transportowej. Widząc że miał już wcześniej z powodu swojego temperamentu problemy z prawem a nawet potrzepał funkcjonariusza na służbie Stowarzyszenie uznało że najbezpieczniej będzie go niestety zamknąć gdyż był zbyt nieobliczalny. Było to możliwe głównie dzięki współpracy z Jin-Woo który zostawił przy jego specjalnej celi kilkunastu bardzo silnych żołnierzy a sam mężczyzna był mocno skuty. 
Oczywiście to wydarzenie nie pozostało w Korei bez echa.
[GŁÓWNY INSPEKTOR WOO JIN-CHUL OBEZWAŁDNIŁ PRZEBUDZONEGO Z RANGĄ S!]
[NIESTABILNY PRZEBUDZONY Z RANGĄ S POWSTRZYMANY PRZEZ AGENTA STOWARZYSZENIA WOO JIN-CHULA MAJĄCEGO RANGĘ A!]
[NOWY PRZEBUDZONY RANGI S W KOREI WIELKIM ZAWODEM I NIEBEZPIECZEŃSTWEM!]
[WOO JIN-CHUL TYMCZASOWO ZASTĄPI NA STANOWISKU PREZESA GO GUN-HEE]
W internecie krążyły wściekle zdjęcia Jin-Chula, nagrania z walki, zbliżenia na jego zbroję i ataki, oraz zdjęcia jego artefaktów. Jedne mniej dokładne drugie bardziej. Szybko uznano że był w stanie pokonać tego przebudzonego dzięki czterem przedmiotom jakie miał na sobie a które były niewyobrażalnie silne, tak silne że dzięki nim Jin-Chul mógł przeskoczyć te niemożliwą do przekroczenia granicę między rangami. 
Razem z informacją o jego przedmiotach pojawiły się spekulację skąd je miał a potem teorie że dostał je od Jin-Woo z którym łączył go romans i jako potwierdzenie pokazywano część nagrania i zdjęcia jak Jin-Woo po walce chwyta Jin-Chula delikatnie za szczękę i ściera krew z jego wargi patrząc na niego w bardzo sugestywny sposób jak nie powinno się raczej patrzeć na współpracownika. 
I właśnie ten watek okazał się znacznie gorętszy niż pojawianie się niestabilnego przebudzonego rangi S. Związek między Jin-Chule a Jin-Woo. Wiele internetowych magazynów rozpisywało się rozkładając ich relację na czynniki pierwsze podając jakieś szalone teorie spiskowe. 
[OMG!!! WIEDZIAŁAM ONI SA RAZEM JAKIE TO SŁODKIE]
[DLACZEGO FAJNI FACIECI SĄ ALBO HOMO ALBO ZAJĘCI! ALBO JEDNO I DRUGIE?!]
[MYŚLAŁEM ŻE ON KRĘCIŁ Z ŁOWCZYNIĄ CHA HAE-IN?]
[CZY TO JEST DOZWOLONE JEŚLI OBAJ PRACUJĄ W STOWARZYSZENIU?]
[PEWNIE FAJNIE BYŁOBY MIEĆ TAK POTĘŻNEGO CHŁOPAKA JAK SUNG JIN-WOO <3]
*** 
Jin-Chul siedział na kanapie koło śmiejącej się Jin-Ah. 
- Powinieneś przeczytać niektóre co zabawniejsze wpisy w internecie dotyczące was, niezłe głupoty ludzie czasami wypisują.
- Nie, dziękuję. Wolę się nie denerwować. - Stwierdził sucho Jin-Chul zaciskając usta w cienką linię.
- Uch... nie zauważyłem tych reporterów. - Jin-Woo spojrzał przepraszająco na Jin-Chula.
- Nie przejmuj się. - Jin-Chul westchnął widząc spojrzenie Jin-Woo. - Lubię kiedy moje życie prywatne jest... no wiesz prywatne, ale nie wstydzę się tego.
Jin-Woo pocałował go szybko w policzek kładąc mu rękę na piersi.
- Ewww! Znajdźcie pokój! - Skrzywiła się na nich Jin-Ah chwytając poduszkę i rzucając nią w swojego brata i jego chłopaka.
Jin-Woo zatrzymał poduszkę w locie „autorytetem monarchy” przewracając oczami.
*** 
- Minęło trochę czasu od mojej ostatniej wizyty w podziemiach. - Winda zjeżdżała w dół pokazując piętra B2, B3 i w końcu B4.
Laura bez słowa szła za swoim szefem gdy winda już się otworzyła pokazując długi korytarz.
- Mistrzu?!
Dwóch strażników podniosło się zaskoczeni ze swoich siedzeń patrząc na Thomasa Andre.
- Dlaczego się tak nagle wystraszyliście? Siadajcie sobie. - Machając na nich ręką Thomas szedł dalej.
Chłopaki siedzieli tutaj grając w karty, i możliwe że uznali że będzie o to na nich zły, ale prawda była taka że siedzieli tutaj od rana do wieczora bez jakiegoś zajęcia a umówmy się nikt nie były w rzeczywistości tak głupi by atakować gildię Scaveger czy próbować wykraść coś z ich skarbca, także ich obecność tutaj była tylko formalnością. 
- Naprawdę chcesz je dać w prezencie? - Spytał w końcu Laura patrząc zmartwiona na Thomasa.
- A co? Myślisz że nie są warte życia mojego i członków gildii? - Spytał o dziwo bez żadnej złości Andre wystukując kod bezpieczeństwa i idąc dalej przez ogromne pancerne drzwi nasączone magią ochronną.
- Nie, to nie tak...
Laura skrzywiła się myśląc o tej potężnej strasznej broni jaką jej mistrz chciał tak po prostu oddać... Czy to było właściwe? 
Najsilniejsza i jednocześnie najniebezpieczniejsza broń na świecie będąca w posiadaniu gildii Scavenger... a jej mistrz chce ją tak po prostu oddać. Ale z drugiej strony... życie członków gildii i samego Thomasa były znacznie więcej warte.
- A może jest zbyt słabym łowcom by używać tych sztyletów?
Laura milczała jak w głównym skarbcu otwiera się cześć podłogi i wysuwa się z niej wielka szklana pancerna gablota. 
- Jak zawsze wspaniałe.
Z dwóch sztyletów ułożonych na satynowej poduszce unosiła się czarna energia magiczna wypełniając nie tylko gablotę ale i całe pomieszczenia swoją przerażającą aurą.
- Tylko takie dwa na świecie... i sądzę że to się nigdy nie zmieni.
- Dlatego chce mu je oddać. - Thomas podszedł bliżej gabloty patrząc na sztylety. - Nie myślisz że to wielka strata, by tak wspaniała broń gniła tutaj, zbierając jedynie kurz?
Para dużych czerwonopomarańczowych sztyletów z szarymi rękojeściami, przy czym jeden sztylet był grubszy od drugiego. Mniejszy sztylet miał czarną osłonę ostrza, podczas gdy grubszy miał złotą osłonę ostrza. Nawet przez gablotę czuć było przytłaczającą żądzę krwi wypływającą od sztyletów, pozostałość po krwawym temperamencie Kamisha.
Właśnie dlatego po trzech latach tworzenia zostały nazwane „Gniewem Kamisha”.
Broń nosząca pozostałości żądzy krwi i potrzeby niszczenia smoka Kamisha, z tego właśnie powodu tych kilku łowców którzy widzieli te broń nie odważyło się nawet do niej zbliżyć, nie mówiąc już nawet o wzięciu jej do rąk.
*** 
Dwa dni później Jin-Chul westchnął widząc na pierwszym pietrze dwie osoby których w obecnej chwili nie koniecznie chciał widzieć, a zwłaszcza w Stowarzyszeniu. Czy nawet całej cholernej Korei.
- Zapraszam do biura prezesa, będziecie mogli poczekać tam na łowcę Sung Jin-Woo. - Odezwał się płynnym angielskim Jin-Chul domyślając się czego Lennart Nierman i Thomas Andre tutaj szukają.
Twarz Jin-Chula pozostała maską spokojnego profesjonalizmu gdy spojrzenia obu łowców jak i Laury podwładnej Thomasa padły na niego. 
- Inspektorze Woo! - Jeden z agentów przywitał go z ulgą wyglądając jakby miał zaraz zacząć płakać.
Jin-Chul kiwnął głową nakazując mu niemo wrócić do swojej pracy.
Po transmisji konferencji prasowej Jin-Woo na cały świat, Stowarzyszenie Łowców zaczęło zalewać niezliczone prośby i zapytania.
Większość z nich należała do czołowych Łowców z innych krajów. Niektórzy z nich nawet potajemnie odwiedzali Koreę, żeby porozmawiać z Jin-Woo i zasięgnąć jego rady.
Nie był więc zaskoczeni że kolejni z nich się pojawili w tym niemiecki najlepszy łowca będący dwunastym w ranking łowcom według listy Amerykańskiego Stowarzyszenia o której powiedział mu Jin-Woo tłumacząc mu prośbę Amerykanów.
Widok Goliata był nieco większym zaskoczeniem, ale póki nie zacznie demolować Korei Jin-Chul nie będzie narzekał, mężczyzna sam w sobie po prostu zachowywał się jak duże dziecko i nic więcej.
Siedząc naprzeciw siebie w gabinecie Go Gun-Hee który był czasowo zajmowany przez wypełniającego jego zadania Jin-Chula naprzeciw siebie na kanapach siedzieli dwaj łowcy.
- Czy Sung jest w trakcie rajdu? Chyba nie przychodzi za często do biura. - Thomas postukał nogą o podłogę rozkładając się na całej kanapie i patrząc na Jin-Chul siedzącego za biurkiem.
- Bardzo możliwe, zresztą większością rzeczy w jego imieniu zajmuje się jego zastępca. - Mówiąc to Jin-Chul nie odrywał wzroku od czytanego dokumentu.
- Nie powinieneś wiedzieć gdzie jest twój agent. - Thomas zaakcentował słowo „twój” wzdychając głośno i teatralnie.
- Nie zajmuje się miejscem pobyt każdego agenta działającego w Stowarzyszeniu...
- Wróciłem, tęskniłeś? - W trakcie słów Jin-Chula drzwi do gabinetu przewodniczącego otworzyły się bez pukania i stanął w nich Jin-Woo.
- Oni na pewno. - Mówiąc to agent przesunął dokument i zaczął czytać kolejny.
- Och... To stąd ta zgraja dziennikarzy. - Jin-Woo przyjrzał się dwóm łowcom patrzących na niego z wyczekiwaniem.
- Następnym razem odbieraj proszę telefon, ja nie mogę robić za opiekunkę gdy dobija się do mnie prezydent.
Jin-Chul zaczął wpisywać jakieś informacje z dokumentu do komputera mówiąc to.
- Jestem prawie pewien że zostałem obrażony. - Stwierdził Thomas marszcząc brwi.
- Określił się po prostu jako opiekunkę. - Stwierdziła pomocnie Laura. - w zamyśle waszą.
- Hej! - Goliat spojrzał urażony na agenta za biurkiem. Gdyby powiedział to ktokolwiek inny pewnie dostałby już w twarz tak mocno że obudziłby się za miesiąc na ostrym dyżurze.
Wiedział jednak  że gdyby zapewne temu  agentowi spadł włos z głowy to tym razem Thomas nie obudziłby  się w szpitalu,  a po prostu nie obudziłby  się już wcale.
Jun-Chul oderwał w końcu wzrok od monitora i spojrzał pustym martwym wzrokiem na dwóch zagranicznych łowców.
- Śmiało ja i tak już jestem martwy.
Zmieszany Thomas zamrugał widząc cierpiętniczy całkowicie poważny wzrok agenta.
- Chyba chłopak ci umiera. - Goliat spojrzał na Jin-Woo którzy przewrócił oczami gdy Jin-Chul wstał żeby podejść do szafki i zacząć przeszukiwać liczne schowane tam teczki.
- Długo się nie widzieliśmy panie Sung. - Andre wstał podchodząc do Jin-Woo który przyjrzał mu się zmieszany.
- Żadnych walk w budynku... w całej Korei. - Zaznaczył dobitnie Jin-Chul zabierając kilka teczek i wychodząc.
– Zero zaufania. - Mruknął obrażony Jin-Woo po czym znów spojrzał na Andre. - Co cię sprawdza do Korei?
- Obiecałem ci coś prawda? Mieliśmy razem zjeść gdy tylko moja ręka wróci do pełnej sprawności. - Andre uśmiechnął się ostro. - Poza tym przyniosłem ci fantastyczny prezent.
- Panie Niermann czy to w porządku jeśli spotkamy się i porozmawiamy tego wieczora. - Jin-Woo wskazał kciukiem na Thomasa który odwrócił się do wyjścia a następnie uniósł brwi w geście politowania. Niemiec westchnął kiwając głową i odpowiadając krótko po angielsku.
- Oczywiście.
- Może przejdziemy w bardziej ustronne miejsce? Niebezpiecznie będzie je przekazywać tutaj.
Jin-Woo wzruszył ramionami idąc za Thomasem zastanawiając się do diabła co takiego ten koleś wykombinował. Niebezpieczny przedmiot? Nie mówcie że przywiózł ze sobą bombę? Co prawda  jest Amerykaninem, ale raczej nie dałby mu atomówki.... Prawda? 
Błagam powiedzcie że to nie to...
*** 
Jin-Chul szedł za jednym z agentów do garaży aby wybrać auto i pojechać do siedziby prezydenta który z jakiegoś nieznanego mu powodu chciał się z nim spotkać. 
Z nim! 
Dlaczego u diabła prezydent zainteresował się człowiekiem który chwilowo zastępuje Go Gun-Hee i nawet nie jest jest oficjalnym następcom?! Po prostu banda upartych starszych facetów wepchnęła go na ten fotel, a on ledwie wiedział co do cholery robi!
Wsiadając do auta modlił  się aby tych trzech w gabinecie prezesa nie wysadziło pod jego nieobecność całego Stowarzyszenia. Ufał Jin-Woo, ale mowa była o Thomasie Andre... i o Jin-Woo! To już raz źle się skończyło. 
Gdy już dojechali do siedziby prezydenta Jin-Chul został przywitany przez jakiegoś urzędnika wysokiej rangi który uśmiechnął się do niego w sposób który zapewne miał być uspokajający ale zamiast tego sprawił że po kręgosłupie Jin-Chula przebiegł dreszcz obrzydzenia. 
Jak on nienawidził polityki...
Idąc za mężczyzną Jin-Chul powtarzał sobie jak w tej chwili zachowywałby się prezes Go Gun-Hee. Nie ugiąłby by  się, nie bał i nie korzył. Nie ważne że idzie do samego prezydenta.
Jin-Chul nie był głupi, zakładał że prezydenta chciał wykorzystać chwilową nieobecność prezesa Go w jakiś sposób, tylko nie był pewien jaki. 
Możliwe że prezydent zakładał że będzie mu łatwo manipulować chwilowym zastępcom  Go Gun-Hee. 
Gdy prezydent i Jin-Chul znaleźli się już w pokoju przeznaczonym do tego typu rozmów a za prezydentem stał orszak jego ludzi patrzących na Jin-Chula jak na kawałek mięsa do podziału prezydent przeszedł do rzeczy. 
Czując irytację tym faktem Jin-Chul spojrzał z pustą grzeczną twarzą na prezydenta. 
- Jestem pewien że jest pan teraz bardzo zajęty sprawami Stowarzyszenia...
Jin-Chul po prostu kiwnął głową bez słowa a większość mówiły w tym przypadku ciemne kręgi pod oczami.
- W jakim celu zaprosił mnie pan? - Spytał w końcu grzecznie Jin-Chul.
Wysoki rangą urzędnik państwowy próbował ostrzec Woo Jin-Chula, gdy ten próbował przejść od razu do sedna sprawy.
Szczerze Jin-Chul miał to gdzieś, nie zjadł jeszcze obiadu, na biurku czekały na niego astronomiczne masy dokumentów z oddziałów w całym kraju, a oni ciągną go tutaj po jakąś cholerę? 
– W takim razie pozwól, że od razu przejdę do rzeczy. Powodem, dla którego poprosiłem pana o przybycie tutaj, jest to, że...
Wtedy przez przez sekundę zmysły Woo Jin-Chula, wysokiej rangi Łowcy, wychwyciły fakt, że prezydent  próbuje odczytać jego obecny nastrój podczas gdy sam zaczął się denerwować. Jego dłonie na chwilę zacisnęły się nieco mocniej, wziął ledwie zauważalny głębszy oddech, a szczęka zacisnęła się nieco mocniej.
Bez wątpienia drugi mężczyzna szykował się do poproszenia go o dość kłopotliwą przysługę.
Jakby też czuł się z tego powodu trochę zakłopotany, Prezydent uśmiechnął się niezręcznie i zaczął tłumaczyć.
- Słyszałem, że ty i łowca Sung Jin-Woo cieszycie się szczególnie bliskimi relacjami...
Woo Jin-Chul zmrużył nieco oczy domyślając się co prezydent miał na myśli.
Te cholerne brukowce które obecnie wykopywały najmniejsze ślady spotkań Jin-Woo i Jin-Chula coraz bardziej działały mu na nerwy.
Nawet przez którąś z gazet zostali nazwani „najsilniejszą parą w Korei”. Co za bzdura.
- Dość dobrze znam agenta – Podkreślił nieco to słowo Jin-Chul. -  Sung Jin-Woo przyglądałem mu się jeszcze zanim  ponownie się przebudził.
Prezydent rozpromienił się jakby to potwierdzało to co powiedział. 
- W takim razie czy możemy prosić pana o pewną przysługę? - Spytał po chwili już znacznie pewniej prezydent.
„Oto jest” - pomyślał ponuro agent mówiąc grzecznym bezbarwnym tonem.
- W zależności co to będzie za przysługa, proszę pana.
- Ze względu na ogromne zasługi łowcy Sunga, zastanawialiśmy się, czy moglibyśmy wykorzystać go jako ambasadora publicznych relacji w kraju. Z hasłem „Łowca Sung Jin-Woo sprawia, że Republika Korei jest bezpieczna”.
Słysząc to  Jin-Chul zamrugał zmieszany patrząc na prezydenta.
Co do ciężkiej cholery? 
Przybył tutaj po drodze o mało nie dostając zawału tylko z powodu takiej pierdoły?!
Oto dumny koreański Łowca na tyle silny, by pokonać Amerykańskiego łowcę rangi międzynarodowej, nie wspominając o tym, że jest na tyle ważny, by Biuro Łowców było na każde jego zawołanie, a nawet oddało mu przerażający cień smoka Kamisha.
Nie było możliwości, aby świat finansowy i polityczny nie zwrócił uwagi na działania takiej osoby.
Prezydent planował wykorzystać swoją pozycję w kraju, aby przeciągnąć Jin-Woo na swoją stronę, zanim ktokolwiek inny to zrobi.
Ta posada byłaby tylko pierwszym krokiem.
Jeśli chodziło o tego młodego agenta zastępującego Go Gun-Hee miał on stać się tylko przyczółkiem dla jego relacji z łowcom Sungiem.
Go  Gun-Hee był dla Jin-Woo gwarantem spokoju i swego rodzaju parasolem ochronnym, gdy na chwilę zniknął zapewne wiele sępów chciało się na Jin-Woo rzucić.
Pomimo swojej złości Jin-Chul poczuł się nieco zrelaksowany że chodziło tylko o taką pierdołę.
Siadając nieco wygodniej Jin-Chul przekrzywił lekko głowę patrząc na prezydenta.
Widząc że Jin-Chul znacznie się rozluźnia i wzdycha z ulgą prezdyent źle to odczytał jako zgodę na swoją prośbę.
- Wygląda na to, że obecny zastępca prezesa jest całkiem rozsądnym człowiekiem, w przeciwieństwie do pewnej osoby. To naprawdę świetnie. Byłbym bardzo wdzięczny, gdybyś wyświadczył nam tę małą przysługę. To nie jest tylko dla mojej korzyści, prawda? Na pewno będzie pan w stanie przekonać łowcę Sung Jin-Woo.
Powiedział „w przeciwieństwie do pewnej osoby”. Nie trzeba było geniusza, żeby domyślić się, o kim mówił prezydent. Woo Jin-Chul bezgłośnie zacisnął zęby i odezwał się. 
- Rzeczywiście, prezes Stowarzyszenia jest niesamowitym dżentelmenem.
- Zgadza się. Był wspaniałym dżentelmenem, ale także upartym i nieugiętym.
Słysząc jak prezydent mówi o prezesie Go Gun-Hee w czasie przeszłym jakby już nie żył krew Jin-Chula zawrzała. 
- Bardzo różnię się od nieprzytomnego prezesa Stowarzyszenia.
Zimny uśmiech pojawił się na ustach Woo Jin-Chula, gdy zaczął wpatrywać się w Prezydenta a jego oczy zabłysły różem.
 - Jak myślisz, ile czasu zajmie mi zabicie każdej osoby w tym budynku, w tym wszystkich twoich ochroniarzy?
Wysoki rangą urzędnik poderwał się ze swojego miejsca, ale natychmiast zamarł zesztywniały czując na sobie zimny uważny wzrok Jin-Chula świecący energią magiczną.
Mniejsza o łowców niskich rang, Przebudzeni rangi A są istotami jeszcze bardziej śmiercionośną niż jakiekolwiek znane dzikie bestie dla normalnego cywila. 
Zwykli ludzie byliby całkowicie bezsilni w starciu z tygrysem lub niedźwiedziem w dziczy, więc jak ci sami ludzie mogliby sobie poradzić z Łowcą rangi A? Będącym na samym szczycie.
Sygnet na palcu Jin-Chula odbijał światło żarówek gdy agent poprawił dłonie.
- Kilka godzin? Nie. Myślę, że nie zajmie to nawet kilku minut.
Woo Jin-Chul obserwował, jak cery obecnych w pokoju osób z otoczenia i ochrony prezydenta bledną śmiertelnie.
– W takim razie, jak myślisz, ilu ludzi będziesz potrzebować, żeby mnie powstrzymać, kiedy zacznę szaleć? Pewnie sporo, prawda?
Obecni w pomieszczeniu ludzie przypomnieli sobie nagranie jak łowca przed nimi walczył z przebudzonym rangi S dzięki magicznym przedmiotom jakie najpewniej dostał od samego Sung Jin-Woo.
- Jeśli mielibyście zmobilizować każdego policjanta i żołnierza stacjonującego w Seulu i bronić się, dopóki moja magiczna energia się nie wyczerpie, to cóż, myślę, że możecie się jakoś uratować.
Woo Jin-Chul rysując ten niesamowicie przerażający obraz ze spokojnym wyrazem twarzy tylko jeszcze bardziej zwiększył przerażenie Prezydenta i ludzi obecnych w pomieszczeniu.
-  T..ty... ale...
Polityk chciał coś powiedzieć, ale te świecące przerażające oczy drapieżnika sprawiały że nie mógł wydobyć z siebie niczego, co przypominałoby słowa.
- Jednak co, jeśli to łowca Sung wpadłby w szał, zamiast mnie? Ilu ludzi musicie zmobilizować, żeby się przed nim obronić?
Gdy prezydent wyobraził sobie Sung Jin-Woo walczącego  samodzielnie z olbrzymami w Japonii poczuł że za sekundę zemdleje.
Woo Jin-Chul uznał, że wystarczy terroryzowania najważniejszych osób w państwie i wyciszył swoją manę a jego kolor oczu wrócił do naturalnej barwy, chodź ich dzikość nie zniknęła.
- Takie rzeczy nie mają miejsca, ponieważ każdy Łowca koncentruje się wyłącznie na tym, co Łowca musi zrobić.
Łowcy należeli do podziemi, a politycy do mównic skąd mogli wygłaszać swoje durne pomysły. I lepiej niech tak pozostanie.
Sprawić, by świat kręcił się we właściwym kierunku – takie było credo Stowarzyszenia Łowców, sam przewodniczący je wymyślił i twardo je stosował.
Woo Jin-Chul spojrzał prosto w przerażone oczy Prezydenta i stanowczo go ostrzegł.
- Nie mam zamiaru kalać ideałów Stowarzyszenia Łowców ustanowionych przez prezesa Go Gun-Hee. I oczywiście oczekuję pełnej współpracy w tym zakrasie.
Woo Jin-Chul mówi śmiertelnie poważnie podczas gdy prezydent pośpiesznie mamrotał, śmiertelnie przerażony.
- O-oczywiście. Łowca musi wykonywać pracę Łowcy. Moje pomysły były zbyt pochopne. To było nierozsądne z mojej strony.
Woo Jin-Chul patrzył, jak blady prezydent bez przerwy kiwa głową, po czym wstał ze swojego miejsca, by wyjść. 
Jin-Chul spojrzał spokojnie na dwóch bladych agentów stojących za jego kanapą. 
- Idziemy. - Nakazał spokojnie a agenci bez żadnego słowa podreptali za nim przerażeni.
Jednak nawet po tym jak wyszedł z pomieszczenia, zarówno prezydent jak i jego ludzie nie mogli wstać z miejsc, bo ich nogi już dawno zamieniły się w galaretę.
Dopiero teraz uświadomili sobie, jak przerażające mogą być osoby zwane Łowcami.
*** 
Jin-Woo jadł spokojnie obiad siedząc naprzeciw Thomasa Andre a wokół nich w rozsądnej odległości stali agenci których przyprowadził ze sobą Thomas Andre oraz paru agentów którzy przyszli tutaj ze Stowarzyszenia z Jin-Woo. 
Łowca jadł w milczeniu utyskując na wszystkich wokół którzy się nieprzerwanie na niego gapili. Jak tak dalej pójdzie to nabawi się przez nich wrzodów.
Gdy oboje w końcu już zjedli Thomas pstryknął palcami a jeden z jego agentów podszedł bliżej niosąc ogromną metalową walizkę.
Gdy mężczyzna położył walizkę na stolę między Jin-Woo a Thomasem tak aby obaj ją widzieli Jin-Woo  wyczuł ciekawą moc promieniującą z tego co było w środku.
Co najciekawsze czuł jak ta energia rezonuje z jego własną nawołując jej.
- Czujesz moc tego przedmiotu? - Spytał rozbawiony Thomas przyglądając się Jin-Woo jednocześnie otwierając walizkę.
Natychmiast z walizki zaczęła uciekać czarno czerwona energia a oczom Jin-Woo ukazały się dwa sztylety a ich wielka krwiożercza moc wypełniła w jednej chwili całe ogromne pomieszczenie w którym się znajdowali.
- To... Kamish...
Chociaż Jin-Woo nie wzywał swojego cienia ten pojawił się na stole koło jego ręki przypatrując się walizce.
- Ah, tak... to zapewne moje kły które wybiłeś w czasie naszej walki człowieku. - Mały smok zaśmiał się cicho podczas gdy Thomas i wszyscy agenci wokół zamarli patrząc ostrożnie na smoka.
- Wiem że Stowarzyszenie ci pozwoliło, ale... - Thomas spojrzał ostrożnie na cień Jin-Woo.
- Nie bój się człowieku, teraz służę zupełnie innemu panu a mój umysł jest wreszcie czysty. Nie skrzywdzę nikogo póki mój król tego nie chce. Cóż to będzie za zaszczyć że część mego dawnego ciała posłuży memu panu.
Jin-Woo położył dłoń na małym łbie smoka. 
- Wróć do pilnowania prezesa Go, przepraszam że nieumyślnie cię wezwałem.
- Nie ma powodu przepraszać mój królu, moim celem jest ci służyć.
Smok zmienił się w ciemną plamę na obrusie po czym zniknął przeskakując ze stołu na ziemię i pędząc po niej do najbliższego cienia.
- Kurewsko przerażające jest że on znów żyje. - Przyznał Thomas szybko jednak otrząsając się i patrząc na Jin-Woo którego oczy świecące magia wlepione były w dwa sztylety.
- To dość imponujące że udało ci się rozpoznać materiały po jednym spojrzeniu, ale to pewnie dzięki temu że... Kamish teraz jest twój.
- Ale czy ciało Kamisha nie znajduje się nadal w biurze łowców? Czekaj... wybiłeś mu kły podczas walki? - Spytał zaskoczony Jin-Woo przypominając sobie co powiedział jego cień.
- Zdecydowaliśmy że wypełnimy wolę rządu i przekażemy jego szczątki. Uznaliśmy że spełnienie ich prośby, przyniesie nam większe korzyści niż same pieniądze.
Jin-Woo przypomniał sobie że przecież za szczątki Kamisha bardzo wielu rzemieślników i kupców byłoby gotowych się pokroić i oddać wszystko co mieli więc faktycznie za jego ciało pieniądze byłyby kosmicznie ogromne.
- Jednak największy i najostrzejszy ząb Kamisha, którym mnie dziabnął, pozwolono mi zatrzymać jako pamiątkę. Stwierdziłem że był za krótki by zrobić z niego długi miecz, więc powstały sztylety. Kto by  się spodziewał że się do czegoś nada... czekaj ta gadzina tego nie słyszy?
Jin-Woo pokiwał przecząco głową. 
- To dla ciebie. - Thomas wskazał swoim widelcem na leżące sztylety. - Wypróbuj go.
Jin-Woo ostrożnie wziął oba sztylety do rąk czując jak ich krwiożercza magia wnika w niego jednocześnie nieco się stabilizując i wyciszając ale nie niknąc i nie słabnąc. 
Gdy Jin-Woo chwycił sztylety wszyscy agenci w pomieszczeniu którzy byli łowcami wysokich rang poczuło jak moc sztyletów jeszcze bardziej wzrasta łącząc się przerażającą już mocą łowcy Sung Jin-Woo. 
Przed jego oczami nieproszony pojawił się komunikat o broni jaką dzierżył. 
PRZEDMIOT
[NAZWA: GNIEW KAMISHA]
KLASA PRZEDMIOTU: ???
RODZAJ: SZTYLET
+1500 ATAKU
WYSOKIEJ JAKOŚCI SZTYLET WYNONANY Z KŁA SMOKA. JEGO MOC DOPASOWUJE SIĘ DO SIŁY  UŻYTKOWNIKA. POTRAFI RÓWNIEŻ WYKRYĆ JEGO ILOŚĆ MANY. DZIĘKI TEMU POTRAFI ZAMIENIĆ SIĘ W SPANIAŁĄ BROŃ W ZALEŻNOŚCI OD ZDOLNOŚCI UŻYTKOWNIKA.
Jin-Woo w ostatniej chwili powstrzymał westchnięcie szoku czytając opis.
1500 do ataku przecież to była astronomiczna liczba! Sztylet króla demonów miał aż 220 do ataku a Jin-Woo sądził że nie zdobędzie już raczej o wiele lepszego niż ten. 
A teraz trzymał tak nierealnie potężne sztylety. Nie 300, nie 500 nawet nie cholerne 1000 a półtora tysiąca do ataku. Czy tak potężne przedmioty jak ten w ogóle istniały?
Jak przerażająca musiała być jego skuteczność? 
Czy w ogóle cokolwiek byłoby w stanie wytrzymać atak Jin-Woo gdyby miał w rękach ten sztylet?
Jin-Woo machnął nim sprawnie kilka razy chcąc poczuć jego ciężar.
- Łoo~~ panie Sung! Nawet jeśli wzmocnie swoja obronę umiejętnościami, to wciąż bez problemu się przez nią przebijesz.
Thomas Andre uśmiechał się niezręcznie trzymając ręce przed sobą. - Chyba nie chcesz mnie zabić po otrzymaniu prezentu?
- Nie paluję robić ci krzywdy, już to mówiłem. - Zauważył bardzo spokojnie Jin-Woo.
Sztylet niesamowicie dobrze reagował na moc magiczną Jin-Woo dopasowując się do niej, zupełnie jakby go witał. Trzymaniu tego sztyletu towarzyszyło zupełnie inne uczucie niż przy dzierżeniu wszystkich innych jakie miał.
Thomas zachichotał.
- Nadal myślisz że to błąd? - Spytał rozbawiony Thomas patrząc na bladą Laurę.
Ta po chwili pokiwała jednak głową przecząco. Dopóki te sztylety miały być skierowane w stronę potworów, a nie innych ludzi, decyzję Thomasa Andre należy uznać za niepodważalną. 
Broń znalazłaby swojego prawowitego właściciela. Nawet jako zwykła osoba, która nie wyczuwała żadnej magicznej energii, Laura w jednej chwili zrozumiała, co się tutaj dzieje. 
- Jak ci się podoba prezent? - Spytał następnie Thomas patrząc na Jin-Woo.
- Naprawdę mogę go wziąć za darmo? - Spytał z niedowierzaniem Jin-Woo.
Thomas Andre był gotów oddać mu coś tak potężnego i bezcennego? Tak po prostu? 
- Jakie „za darmo”? - Uśmiech z twarzy Andre powoli zniknął zastąpiony poważnym uroczystym wyrazem twarzy. - Jestem pewien, że ta wymiana przyniosła mi korzyści. Dla mnie życie mojej gildii i moje własne jest warte o wiele więcej niż te sztylety.
Widząc poważny wyraz twarzy Amerykanina, pamiętając po wiedziała mu Laura oraz domyślając się że łowca dokonał już wyboru Jin-Woo uśmiechnął  się lekko. 
- Więc z przyjemnością go zaakceptuje.
- Cieszy mnie to...
Thomas Andre i Sung Jin-Woo zamarli jednocześnie a ich twarze stały się ostre i uważne.
Laura i agenci nie mieli nawet szansy wpaść w panikę z powodu nagłej sztywności na twarzach tych dwóch mężczyzn, ponieważ Thomas Andre otworzył usta przed nimi.
- Panie Sung... - Thomas wstał a nawet zza okularów było widać że kolor jego oczu zabarwiony jest maną.
- Ja też to czuje. - Jin-Woo kiwnął głową gdy jego własne oczy zażyły się na fioletowo.
*** 
Czuł po raz pierwszy jakby rzeczywiście pełnił obowiązki prezesa i ku jego zaskoczeniu było to całkiem przyjemne. A dwa razy więcej papierologi? I tak miał jej wcześniej mnóstwo tak więc tego się nie bał.
Woo Jin-Chul oparł się o oparcie siedzenia, które zajmował Go Gun-Hee. Następnie czule przypomniał  sobie prezesa, który siedziałby w takich miejscach jak to, z dala od wszystkich spojrzeń zdobywając gniew i nienawiść wielu potężnych ludzi na wysokich stanowiskach, a to wszystko dla dobra innych Łowców.
Dzięki swojej prezencji, zadaniom, zachowaniu i jego dużej sylwetce był już przyzwyczajony do nienawiści i strachu jakim darzyło go wiele osób. Jeśli to należało do obowiązków prezesa Stowarzyszenia, chętnie by to zaakceptował.
Gdy tak teraz siedział i patrzył na mijane auta pomyślał że zrobi wszystko aby prezes po przebudzeniu był z niego dumny. 
Akurat odetchnął w momencie gdy wokół niego buchnęła przeogromna moc magiczna a on sam zerwał się z siedzenia do przody o mało nie uderzając w zagłówek kierowcy.
Ignorując zaniepokojenie swoich agentów Jin-Chul zauważył że piesi na chodniku zza szybą koło niego stanęli jak wryci i patrzyli w górę zadzierając głowy.
Zresztą tak samo robili kierowcy którzy wychodzili ze swoich samochodów.
Agenci patrzyli natomiast przez przednią szybę zamrożeni w szoku.
- Co się dzieję? - Spytał Jin-Chul wychylając się do przednich siedzeń.
Młody kierowca bez słowa wskazał w górę. Idąc wzrokiem za jego palcem Jin-Chul westchnął widząc na niebie coś tak niebywałego a jego ramiona opadły w szoku.
- Co... to... do... jasna cholera. - Wykrztusił w końcu agent patrząc słabo przez przednią szybę z szeroko otwartymi ustami.
*** 
Jin-Woo pośpiesznie wyszedł na zewnątrz a za nim po piętach deptali mu agenci i Thomas Andre.
Nad Seulem... o ile nie nad połową Korei rozciągała się przeogromna brama wielkość tej która pojawiła się w Japonii to była zaledwie połowa tej nad ich głowami.
Wszystko wokół stało się ciemniejsze i nieco fioletowe z powodu fakt że brama nie przepuszczała promieni słońca. 
- Nie wierze własnym oczom. Pierwszy raz widzę coś tak ogromnego. O wiele większa niż na z której wyszedł Kamish. - Thomas Andre zadzierał głową jak najbardziej w górę tylko mógł patrząc na ten gargantuiczny koszmarek który pojawił się wysoko nad ich głowami.
- Może ten świat próbuje nam powiedzieć że postradał zmysły. - Ciągnął słabo Andre ściągając okulary a jego oczy świeciły złotem.
Oczy Jin-Woo zatrząsały się gdy czuł te przeraźliwie wielką energię.
*** 
Mieszkańcy miasta utworzyli pod bramą dosłownie morze, wiedząc, że nie grozi im przełamanie bramy, gdyż ponieważ pojawiła się ona dopiero tego samego dnia, przeglądali jej się w szoku oraz robili jej zdjęcia telefonami.
Wśród tłumu było sporo przedstawicieli prasy zagranicznej. Oni wszyscy nagrywali  i fotografowali tę wielką bramę wysyłając informację w cały świat:
„JESTEM OBECNIE POD BRAMĄ, KTÓRA ZAKRYWA CAŁE NIEBO W SEULU, STOLICY KOREI POŁUDNIOWEJ”
„BRAMA KTÓRĄ WIDZICIE JEST NAJWIĘKSZĄ ISTNIEJĄCĄ BRAMĄ OD CZASU, GDY NA ZIEMI POJAWIŁY SIĘ PODZIEMIA...”
„JAK WIDAĆ WIELU MIESZKAŃCÓW WYSZŁO NA ZEWNĄTRZ, ABY ZOBACZYĆ TO ZJAWISKO NA WŁASNE OCZY, JEDNAK NA ICH TWARZACH WYMALOWANE JEST JEDYNIE PRZERAŻENIE...”
„MÓWIŁ DLA WAS NICK POWELL Z WIADOMOŚCI BBN.”
Tymczasem naukowcy w Stanach błyskawicznie zebrali się by omówić to co pojawiło się w Korei.
- Kilka dni temu ostrzegałem przed olbrzymią ilością energii magicznej, która zbierała się na niebie. Brama która się tam pojawiła do dopiero początek i spodziewamy się że w innych krajach pojawią się podobne bramy.
- Doktorze mówił pan że to dziwne zjawisko może ukazać się w wielu miejscach?
- Dokładnie tak.
- Badał pan bramy i potwory przez długi czas. Jak pan myśli co będzie najrozsądniejszą odpowiedzią w takiej sytuacji.
- Modlitwa... o to, by obecne wydarzenia nie zakończyły się katastrofą. - Stwierdził bezradnie ale z żelazną pewnością doktor.
*** 
- Tak jak prosiłeś biuro łowców przeskanowało cały obszar satelitą... jednak na świecie nie pojawiła się ani jedna brama.
Jin-Woo zamrugał zaskoczony chodząc po gabinecie prezesa podczas gdy Jin-Chul  siedział za biurkiem z ponurym wyrazem twarzy.
- Na ziemi są tylko te bramy które pojawiły się już wcześniej?
Jin-Chul kiwnął głową podczas gdy Jin-Woo spojrzał z niedowierzaniem w okno.
Minęły już trzy godziny od pojawienia się tej ogromnej bramy a mimo to żadna inna brama nie pojawiła się na świecie prze te trzy godziny. 
To było nienormalne, zwykle co godzinę na świecie pojawiało się około kilkunastu bram.
To nie mógł być zwykły zbieg okoliczności.
- Planujemy ewakuację cywili którzy żyją w pobliżu bramy, by zapobiec ogólnemu chaosowi i panice przeprowadzamy ją etapami. Co dokładnie ty zamierzasz? - Jin-Chul przyjrzał się uważnie Jin-Woo który zatrzymał się w miejscu i westchnął przymykając oczy.
- Przygotować się. - Wyraz twarzy Jin-Woo był wręcz grobowy gdy spojrzał na swojego chłopaka.
Przez resztę dnia Jin-Woo ćwiczył z Beru w hali Stowarzyszenia podczas gdy do Jin-Chula wydzwaniali z pytaniami, pretensjami i panikami wszyscy który tylko mieli do tego uprawnienia i możliwości. 
*** 
- Jeszcze nie wyjeżdżasz mistrzu? - Spytała następnego dnia Laura widząc jak jej szef siedzi i ogląda telewizję. 
- Jak mógłbym? Mam zostawić coś tak wielkiego i pięknego?
Laura spojrzała zmieszana w okno przed które z łatwością widać było bramę zasłaniającą całe niebo.
- Cóż, zgodzę się że jest duże, ale... piękne?
- Wszystko co powoduje u mnie szybsze bicie serca uważam za piękne.- Wyjaśnił jej Thomas. - Ziejący ogniem smok, przeogromna brama, siła Sung Jin-Woo, wszystkie te rzeczy są piękne.
Biorąc kieliszek wina Thomas podszedł do okna patrząc na wielką bramę.
- Nie ma u nas żadnej bramy więc po co wracać? - Spytał po chwili łowca.
- Biuro łowców się martwi. - Zauważyła Laura a na jej słowa Thomas zaśmiał się krótko.
- Martwi? Dobry żart. W pobliżu Sung Jin-Woo jest najbezpieczniej w całym wszechświecie.
Oczy Goliata zabłysły maną gdy przemówił poważnym ponurym głosem.
- Poza tym, jeśli tego nie powstrzymamy, to nie będziemy mieli do czego wracać. Dlatego chce wiedzieć... czy to będą ostatnie chwile ludzkości, czy nowa karta w jej historii.
Laura zacisnęła usta w wąską linię lecz nim mogłaby coś powiedzieć drzwi otworzyły się z hukiem i stanął w nich Liu Zhigang a jego oczy błyszczały czerwienią gdy patrzył prosto na Thomasa.
Laura widząc to szybko podeszła do drzwi kłaniając się chińskiemu łowcy i wyszła.
- Liu... przyszedłeś wziąć udział w zabawie? - Spytał rozbawiony Amerykanin.
- Przyszedłem bo jesteś idiotą. - Warknął po angielsku mężczyzna podchodząc do Goliata. - Co to niby oznacza że się stąd nie ruszasz?! Oszalałeś!
- Nie, nie oszalałem, ale słyszałeś pewnie co powiedziałem Laurze.
Chińczyk zmarszczył brwi i zacisnął zęby.
- Jak chcesz powstrzymać coś takiego?! To samobójstwo!
- Ja mogę co najwyżej bronić pleców Sung Jin-Woo gdy on będzie próbował wyczyścić ten bałagan.
Poddając się w końcu po zobaczeniu determinacji drugiego łowcy Liu westchnął kręcąc głową. 
- Kretyn. - Mówiąc to podszedł i zarzucił dłonie na ramiona drugiego mężczyzny łącząc ich usta.
Ten akt był jasnym znakiem tego jak bardzo Zhigang martwił się o Thomasa, gdyż zwykle nie inicjował zbliżenia fizycznego gdyż po prostu się bał. 
W teorii na początku połączył ich tylko seks, a to całe gówno z uczuciami przyszło później chodź bardzo szybko. Ale nawet pomimo tego że wiedzieli że to już dawno przestała być zwykła umowa Liu bał się odrzucenia oraz swoich własnych uczuć których po prostu nie rozumiał jako osoba dorastająca bez miłości w rozbitym domu.
*** 
Na ulicach Seulu powstały kilkukilometrowe korki, chodniki i przejścia dla pieszych były całkowicie zapełnione gdy mieszkańcy powoli i systematycznie ewakuowali się z miasta pod czujnym okiem służb ratunkowych, policji, wojska i agentów Stowarzyszenia Łowców.
Każda ulica i każde skrzyżowanie było zapełnione ludźmi na motorach, rowerach w autach i autobusach. Nikt nie chciał zostawać nad tą piekielną bramą pamiętając co stało się po wyjściu Kamisha oraz jak wyglądało jakiś czas temu Tokio.
Tymczasem gdy z miasta uciekali cywile do niego w tym samym czasie próbowali dostać się łowcy z całego kraju by go bronić. 
Nie mając co robić ponieważ bramy się nie pojawiały Jin-Woo dzielił swój czas między dom i przebywanie z siostrą i matką a przebywanie z Jin-Chulem w Stowarzyszeniu gdzie ten nieustannie pracował nad ewakuacją, opieką nad przybyłymi łowcami, monitorowaniem miasta i bramy nad nią, trzymaniem oka na dwóch łowcach rangi międzynarodowej którzy siedzieli w ich stolicy oraz uspokajaniu rządu w którym większość osób latała wokół niczym przerażone kurczaki z odciętymi głowami.
- Czy on w ogóle sypia? - Spytała go zatroskana matka gdy Jin-Woo znów wychodził.
- Musi. - Widząc zmieszane spojrzenie i matki i siostry Jin-Woo doprecyzował. - Niewyspany łowca znacznie łatwiej może zginąć, Jin-Chul jest zbyt doświadczonym łowcom żeby o tym nie wiedzieć, ale te cztery godziny dziennie na kanapie w Stowarzyszeniu... nawet awantura nic nie dała. Nie posłucha mnie, nie ważne czego spróbuje.
Wzdychając w politowaniem mama Jin-Woo pokiwała głową.

 Pilnuj chociaż żeby coś jadł. 
Mówiąc to wcisnęła mu w ręce zrobiony obiad.
- Dziękuję. - Jin-Woo uśmiechnął się z wdzięcznością.
- Znalazłeś sobie dobrego chłopaka, cieszy mnie to, musi po prostu bardziej o siebie dbać.
Jin-Woo kiwnął głową z lekkim uśmiechem.
*** 
- Dobrze, na dziś już wystarczy. - Jin-Woo przeciągnął się wstając z kanapy.
Słysząc to Jin-Chul spojrzał na niego zmieszany.
- Wyjdźmy na chwilę, te papiery i tak mogą poczekać.
- Ale...
- Za dwa dni brama się otworzy i zaleje nas cholera wie co... naprawdę chcesz tutaj cały czas siedzieć? - Spytał spokojnie Jin-Woo wskazując rozrzucone po biurku teczki.
Nie powiedział tego otwarcie ale Jin-Chul rozumiał co ma na myśli.
„Jeśli zginiemy tak chcesz spędzić ostatnie dni?”
Wzdychając Jin-Chul wstał zza biurka i ruszył za Jin-Woo.
Idąc korytarzami Stowarzyszenia do głównego wyjścia mijało ich wielu agentów z najróżniejszych działów, większość z nich kiwało im głowami grzecznie lub umykało z drogi. Widząc to Jin-Woo zamyślił się czując melancholię na myśl że niegdyś nikt nie rzuciłby mu nawet drugiego spojrzenia nie mówiąc już o tak grzecznym i pełnym szacunku powitaniu.
Ha! Kiedyś nawet nie wpuszczono by go tak wysoko do Stowarzyszenia bo czego miałby szukać tu łowca rangi E? 
A teraz mógł tutaj chodzić gdzie tylko chciał będąc szefem działu oraz chłopakiem głównego inspektora Wydziału Monitorującego Łowców.
Myśląc o tym Jin-Woo spojrzał kontem oka na Jin-Chula czując jak jego twarz się nagrzewa. 
W końcu wyszli przez główne wyjście a Jin-Woo westchnął patrząc na horyzont, za niedługo powinno zacząć zachodzić słońce, to była idealna okazja. 
- Chwyć się mnie. - Nakazał cicho Jin-Woo podczas gdy pod ich stopami zaczął kotłować się cień a po chwili wyskoczył z niego Kaisel.
Czując to Jin-Chul chwycił się Jin-Woo zaskoczony zarzucając mu ramiona na szyję i przytulając się do niego całym ciałem.
Kaisel wystartował w górę lecąc nad Seulem aby według niemego rozkazu jego pana wylecieć poza obszar który zakrywa brama. Leciał z taką prędkością że normalny człowiek już na samym starcie zostałby zdmuchnięty z jego grzbietu. Jednak Jin-Woo oraz Jin-Chul jako wysoko poziomowi łowcy stali bez większych problemów mimo że Jin-Chul nadal przytulał się do Jin-Woo.
- Nie bój się, nie spadniesz. - Pocieszył go Jin-Woo sądząc że z powodu strachu Jin-Chul nadal się go trzyma.
- Wiem. - Stwierdził cicho agent spoglądając na twarz Jin-Woo która była zaledwie kilka centymetrów od jego własnej.
Jin-Woo spojrzał zaskoczony na Jin-Chula którego oczy były niesamowicie miękki patrząc na niego.
Kaisel w końcu wzbił się w górę gdy nie ograniczała go brama na niebie i wleciał w chmury. Dzięki czemu Jin-Woo oraz Jin-Chul mogli podziwiać różowo pomarańczowy zachód słońca który barwił chmury wokół nich na różne kolory. 
- Przepięknie.... - Stwierdził bez tchu agent rozglądając się wokół siebie.
- Chciałem... często chciałem ci to pokazać ale jakoś nigdy nie było ku temu okazji. - Przyznał po chwili wahania Jin-Woo. - Chciałbym...
Policzki Jin-Woo zrobiły się czerwone gdy przytulił do siebie Jin-Chula nieco mocniej.
- Chciałbym móc oglądać z tobą wiele takich kolejnych zachodów słońca.
Jin-Chul zamrugał zaskoczony słysząc to podczas gdy jego serce szalenie waliło mu w piersi i to bynajmniej  nie z powodu lotu.
- Brzmi jak świetny pomysł. - Przyznał cicho Jin-Chul gdy ich twarz się zbliżyły i poczuł na swoich ustach ciepły oddech Jin-Woo. - Nie mogę uwierzyć że spotkałem kogoś takiego jak ty.
Jin-Woo zachichotał zaskoczony.
- Mnie? A patrzyłeś ostatnio w lustro?
Jin-Chul uśmiechnął się smutno.
- Wiesz przecież że nie mam w życiu niczego. Ani rodziny, nie przyjaciół czy nawet cholernego hobby. Wszystko co miałem to praca... od której często nie umiem się oderwać, nie jestem materiałem na wymarzonego partnera.
-  Nie masz... Dałbym ci wszystko czego tylko byś zapragnął  - Powtórzył cicho zaskoczony Jin-Woo. - Pamiętasz jak wyglądało moje życie jeszcze kilka miesięcy temu? Miałem marną rangę, ledwo mogłem siostrze kupić jedzenie, gdziekolwiek szedłem byłem wyszydzany, moja matka była chora a ojciec... no sam rozumiesz. Kto by rzucił mi drugie spojrzenie?
Wzdychając z bólem Jin-Chul przyznał słabo.
- Może po prostu oboje jesteśmy zepsuci.
Na te słowa Jin-Woo zachichotał. 
- Tak... prawdopodobnie. Ale dla mnie mimo tego nie ma doskonalszej osoby niż ty.
Twarz Jin-Chula była cała czerwona gdy ich usta się spotkały a pocałunek jaki dzieli był niechlujny, niedokładny i pełen uśmiechów. 
- Kocham cię. - Szepnął cicho Jin-Woo opierając swoje czoło o czoło Jin-Chula. - Przepraszam że dopiero teraz ci to mówię, ale straszny ze mnie tchórz...
Jin-Chul patrzył na niego z niedowierzaniem po czym przytulił się do niego chowając twarz w jego baru.
- Oboje jesteśmy najwyraźniej niezłymi tchórzami... ja też cię kocham.
Słowa były stłumione przez ubrania Jin-Woo, ale mimo to i tak doskonale je słyszał nawet nie musząc się wysilać.
- Wiesz... chce ci jeszcze coś pokazać.
Gdy Jin-Woo to mówił Kaisel skręcił w prawo a zamiast ziemi pod nimi zaczęła przesuwać się woda.
Jin-Chul rzucił mu zaciekawione spojrzenie gdy dostrzegł pod nimi Japonię.
Tymczasem uśmiechając się krzywo Jin-Woo zabrał ich w okolice zniszczonego Tokio gdzie trwały prace naprawcze a 3/4 miasta nadal było opuszczone. 
Przez resztę nocy leżeli przytuleni do siebie oglądając gwiazdy a Jin-Woo modlił się cicho aby to nie był ostatni raz gdy mogli razem spędzać czas.
Następnego dnia Jin-Woo szturchnął Jin-Chula delikatnie budząc go. Wokół niego stali i siedzieli żołnierze cienia a jako poduszki służyli im Tank i Kaisel zapewniając ciepło.
Jin-Woo obserwował z zadowolenie i czułością jak Jin-Chul powoli się budzi mrugając kilka razy, ziewając i przeciągając się. Obudził się dopiero całkowicie gdy wyczuł pod dłonią łuski Kaisela który leżał koło niego.
- Usnęliśmy? - Spytał  zaskoczony Jin-Chul siadając i rozglądając się zmieszany. - Powinniśmy już wrócić.
- Mhm. - Jin-Woo niechętnie się podniósł przypatrując się Jin-Chulowi. - Wyglądasz na znacznie bardziej wyspanego niż wczoraj.
- Bo spanie z tobą pod gołym niebem jest o wiele lepsze niż spanie na kanapie w gabinecie prezesa.
Jin-Woo pocałował go lekko czując jak jego serce jest niesamowicie lekkie. 
*** 
Jednak gdy tylko wrócili wszystko poszło do diabła gdy okazało się że Seul jest atakowany. 
Obecnie Jin-Woo razem z Jin-Chulem stali na grzbiecie Kasela starając się zrozumieć co się wokół nich działo obserwując jak Thomas i Liu starają się zapanować nad potworem który pustoszył miasto podobno pojawiając się znikąd. 
- Szlak, zakłócali moje połączenie z cieniami, nie mogłem wyczuć że coś się dzieje.
- Zajmę się ewakuacją cywili. - Stwierdził Jin-Chul gdy jego oczy skanowały jeden walki bałagan jakim było otoczenia wokół walczących. Przerażeni łowcy, przerażeni agenci, przerażeni cywile. - Powodzenia
Mówiąc to Jin-Chul zeskoczył z Kaisela uruchamiając swoje artefakty a na jego ciele pojawiła się zbroja oraz rękawica.
Zeskoczył na ziemię natychmiast wpadając w wir agentów i łowców którym zaczął wykrzykiwać rozkazy.
Tymczasem Thomas wbity w ziemi i klęczący przy nim ledwie żywy Liu zostali osłonięci przez wielkie czarne cielsko.
- Cóż za chichot losu. - Stwierdził Kamish patrząc na dwóch łowców rangi międzynarodowej oraz stojącego koło nich niemieckiego łowcę. - Chronię własnych zabójców.
- Głupia jaszczurka. - Wychrypiał słabo Thomas nie mogąc się nawet ruszyć.
- Ka... Ka... Kamish?! - Pisnął Niemiec patrząc wielkimi oczami na smoka.
- Skoro ty tutaj jesteś zdrajco, to twój bezwartościowy pan też tutaj jest. - Stwierdził tajemniczy potwór w momencie gdy z nieba zeskoczył na niego Jin-Woo.
- Kamish zabierz stąd tych łowców. Ja się nim zajmę.
- Tak mój królu.
*** 
Jin-Woo stał otoczony przez trójkę potworów czując że jego szansę drastycznie maleją.
[KRÓL LODOWYCH ELFÓW, MONARCHA LODU, UWAŻA CIĘ ZA SWOJEGO WROGA.]
[KRÓL BESTII, MONARCHA BESTII UWAŻA CIĘ ZA SWOJEGO WROGA.]
[KRÓL INSEKTÓW, MONARCHA PLAGI UWAŻA CIĘ ZA SWOJEGO WROGA]
A więc poznał imiona trzech kolejnych monarchów. Stali wokół niego na zniszczonej popękanej drodze gdy ich przerażające aury nacierały na jego.
Lodowy elf który próbował zabić Go Gun-Hee, wielki biały wilk którego Jin-Woo widział we wspomnieniach systemu który sam pokonał dwóch łowców rangi międzynarodowej oraz kobieta o najobrzydliwszej zgniłej aurze zapewne będąca Monarchą plagi. Cała ta trójka ociekała wręcz rządzą krwi. 
Jego krwi.
*** 
Monarcha Bestii zawołał do siebie różnego rodzaju zwierzęce potwory, Monarcha Lodu przywołał do siebie lodowe golemy, lodowe niedźwiedzie i lodowe elfy a Monarcha Plagi przyzwała chodzące trupy pełne chodzących w nich robali, wrzodów i ropiejących ran. To trzecie było wyjątkowo obrzydliwe. 
Był zmuszony walczyć praktycznie sam gdyż Monarcha Lodu zamroził całą jego armię, co do jednego żołnierza. Żaden z nich nie był w stanie się poruszyć. Ani Igris, ani Żelazny, Kieł czy Chciwość.
Kamish jako jedyny był wolny i zdolny do walki ale on w pewnym momencie był  zmuszony walczyć z armiami wszystkich trzech monarchów aby odciążyć swojego młodego króle który walczył z Monarchami. Ci jednocześnie nie dopuszczali  go do zamrożonych żołnierzy aby ten mógł ich uwolnić, a nie mógł użyć też swojego oddechu ponieważ naokoło nich było mnóstwo łowców i agentów którzy nadal ewakuowali cywili a atak Kamisha zabiłby ich wszystkich prócz tych z rangą międzynarodową ale oni nie byli już zdolni do walki.
Po jakimś czasie jego zażartej walki dopiero Beru jakimś cudem złamał lodową pułapkę będąc wyraźnie rozwścieczonym.
- Owadzia kobieta położyła swe łapska na na moim królu! Na moim władcy!
- Zwykły żołnierz cienia przełamał się przez moje zaklęcie? - Spytał z nieodwietrzaniem Król Lodowych Elfów. - Jak... jak ranga marszałka wpadła w ręce człowieka?!
Monarcha Bestii zawarczał zdenerwowany widząc to. 
- Już pojedynczy cień o tej randze jest niczym bóg zniszczenia.
- Dziecko które nie rozpoznaje własnej matki musi zostać ukarane! - Krzyknęła pełna furii Monarcha Plagi.
- Ty zwariowana suko! - Zaskrzeczał wściekle Beru unikając ataków kobiety.

Dalsze utarczki słowne między Monarchą Plagi a Beru którzy rzucał zaskakująco kreatywnym przekleństwami byłoby nawet dość zabawne gdyby nie okoliczności.
*** 
To wszystko... to było za mało. 
Zbyt wolny...
Zbyt nieostrożny...
Nadal zbyt słaby...
Najpierw nadeszło cięcie w plecy które sprawiło że jego kręgosłup zachrzęścił boleśnie,
Widząc że ich pan jest w bardzo poważny niebezpieczeństwie silniejsze cienie wpadły w szał. 
Czując ból swojego króla Kamish zawył pełen furii jaką Thomas Andre i Liu Zhigang doskonale pamiętali i zaczął niszczyć każdego wroga oszalały jednocześnie nadal w  miarę możliwości uważając na łowców i agentów wokół.
Igris, Żelazny, Chciwość, Kieł uwolnili się aby ratować swego pana i chociaż na chwilę walka znów stała się chodź trochę wyrównana...
Łowcy którzy zebrali się by pomóc patrzyli bezsilnie na walkę gdy Jin-Woo starał  się sprostać trzem przeciwnikom.
BaeK Yoon-Ho, Choi Jong-In, Ma Dong-Wook, Lennart Niermann, Jin-Chul każdy z nich patrzy w bezradnym przerażeniu jak bestia wbija swoje pięć wielkich szponów prosto w pierś Jin-Woo a ten stęka z bólu gdy z jego ust wylewa się mnóstwo krwi. 
Jego sztylety, dar od Thomasa Andre upadły na ziemię w jego własną krew 
Elf widząc to podniósł większy sztylet i wbił go w pierś Jin-Woo pod pazurami a on wypluł jeszcze więcej krwi jęcząc słabo.
Beak Yoon-Ho i Niermann chwycili Jin-Chula który wyglądał jakby chciał się wyrwać w stronę Jin-Woo podczas gdy wszyscy obecni łowcy czuli jak mroczna przytłaczająca ale znajoma energia Sung Jin-Woo niknie, tak jak działo się to podczas śmierci każdego łowcy...
Po chwili jednak podtrzymywali go tylko dlatego aby nie upadł na ziemie gdy jego siły odeszły gdy zdał sobie sprawę co widok przed nim oznaczał.
Mężczyzna którego kochał odszedł.
Z jego oczu płynęły łzy z których nie zdawał sobie sprawy gdy gdy jego własne serce pękało.
Gdy Baek Yoon-Ho spojrzał na inspektora który od zawsze kojarzył mu się z powagą, profesjonalizmem, chłodną głową i pewnością siebie ujrzał tylko człowieka zdewastowanego którego cały świat się zawalił w jednej chwili.
To był przerażający widok prawie tak bardzo jak martwe ciało łowcy Sung Jin-Woo.
*** 
[PUNKTY ZDROWIA „GRACZA” SPADŁY DO 0]
[„GRACZ” UMARŁ.]
[GRACZ POSIADA „CZARNE SERCE”.]
[SPAŁNIŁEŚ WSZYSTKIE WYMAGANIA PASYWNEJ UMIEJETNOŚCI: „NIEZNANE”.]
[PASYWNA UMIEJĘTNOŚĆ „NIEZNANE” ZOSTAŁA AKTYWOWANA.]
*** 
POWIADOMIENIE
CHCIAŁBYŚ ZRESETOWAC ŚWIAT?
[ZAAKACEPTUJ] [ODMÓW]
!!!
Budzi się w szpitalu. 
Widzi Jin-Chula, jest bezpieczny chodź zmęczony.
Mówi on o ponownym przebudzeniu.
!!!
Hwang Dong-Suk ściska mu rękę przed bramą.
Już chwilę później nie żyje.
!!!
Jin-Ho wita go i wciąga w rozmowę. 
Jest młodszy, nie musiał jeszcze płakać nad swoim śpiącym ojcem.
!!!
Widzi Kang Tae-Shika który go atakuje.
Widzi jak Pan Kim znów umiera.
!!!
Lee Ju-Hee mówi mu że odchodzi na emeryturę.
Znów się do niego uśmiecha jak kiedyś gdy wszystko był prostsze.
!!!
POWAIDOMIENIE
CHCIAŁBYŚ ZRESETOWAC ŚWIAT?
[ZAAKACEPTUJ] [ODMÓW]
!!!
Jin-Ho uśmiecha się do niego w kawiarni.
Wtedy jeszcze samotny i bez brata który mógłby go chronić.
!!!
Ahn Sang-Min tak bardzo zdeterminowany, jeszcze nie rozumie że go nie pozyska.
Jego miejsce jest gdzie indziej. 
Jego serce jest w Stowarzyszeniu.

!!!
BaeK Yoon-Ho chwyta go za ramię.
Jak zwykle szorstki i bezpośredni.
Jin-Woo rozumie dlaczego Jong-In go kocha.
!!!
Choi Jong-In staje przed nim się w Stowarzyszeniu.
Koło niego stoi Jin-Chul piękny jak zawsze.
!!!
Go Gun-Hee mu  się przedstawia. 
Jest żywy, bezpieczny. 
Jin-Chul za jego plecami już nie cierpi.
Nie opłakuje tego jak bliski był straty ojca.
!!!
Jego matka się budzi.
Jego siostra płacze.
!!!
POWAIDOMIENIE
CHCIAŁBYŚ ZRESETOWAC ŚWIAT?
[ZAAKACEPTUJ] [ODMÓW]
!!!
Ryuji Goto stoi przed nim tak samo arogancki jak za pierwszym razem.
Jeszcze żyje.
!!!
Za nim łowcy rangi S kulą się przerażeni i brudni.
Znów musieli wrócić na Jeju.
!!!
Beru znów umiera i staje się jego. 
Klęka i skłania głowę.
!!!
Nie. To wystarczy. On już to widział.
Już to przeżył.
!!!
POWAIDOMIENIE
CHCIAŁBYŚ ZRESETOWAC ŚWIAT?
[ZAAKACEPTUJ] [ODMÓW]
*** 
- Dlaczego w końcu nie przestaniesz? - Spytał bardzo spokojnie Jin-Woo gdy jego myśli przestają szaleć. Jego pamięć się uspokaja, serce zwalnia.
Bierze głęboki oddech i krzyczy.
- Wiem że to wszystko jest iluzją! Więc przestań pogrywać w te gierki i się pokaż! Jak długo zamierzasz patrzeć na mnie z góry.
Przed jego oczami pojawiaja się dziesiatki okien.

POWAIDOMIENIE
CHCIAŁBYŚ ZRESETOWAC ŚWIAT?
[ZAAKACEPTUJ] [ODMÓW]

POWAIDOMIENIE
CHCIAŁBYŚ ZRESETOWAC ŚWIAT?
[ZAAKACEPTUJ] [ODMÓW]

POWAIDOMIENIE
CHCIAŁBYŚ ZRESETOWAC ŚWIAT?
[ZAAKACEPTUJ] [ODMÓW]

POWAIDOMIENIE
CHCIAŁBYŚ ZRESETOWAC ŚWIAT?
[ZAAKACEPTUJ] [ODMÓW]

POWAIDOMIENIE
CHCIAŁBYŚ ZRESETOWAC ŚWIAT?
[ZAAKACEPTUJ] [ODMÓW]

Kłamstwo.
To wszystko jest tylko kłamstwem.
Okna otaczają go a dźwięk systemu chwilowo ogłusza swoją głośnością i natężeniem. 
Ale w pewnym momencie wszystko ucicha.
- Kim jesteś? - Pyta Jin-Woo widząc postać przed sobą.
Mimo że pyta to już wie, czuje to w kościach. Czuje to w sercu. W obu z nich.
- Król umarłych prawda? - Spytał ponownie Jin-Woo. Niekoniecznie oczekuje odpowiedzi.
- Gdybyś tylko chciał mógłbyś żyć w tym świecie przez wieczność. - Głos jest doniosły, czysty ale też mroczny. - Przypominałby on niekończący się sen.
- Mówisz żebym pozostał w iluzji którą ty stworzyłeś.
Czuje się jakby patrzy w lustro, mimo że to nie jest on. 
Monarcha Cienia kręci lekko głową uwięzioną w hełmie.
- Nie jestem twórca tego świata. To ty jesteś odpowiedzialny za ten twór.
Jin-Woo mruga, Monarcha nie wygląda jakby kłamał. Jin-Woo z jakiegoś powodu to przeraża. 
- Ja go stworzyłem?
Monarcha przechodzi obok niego, jego czarne ciało zmienia się. Słyszy głos Song Chi-Yula. To on zaczął całą te podróż, nieumyślnie ale jednak. 
On i ci którzy już nie żyją, nigdy nie wyszli z podwójnego podziemia.
- Został stworzony przez połączenie twojego pragnienia naprawienia popełnionych błędów oraz mojej mocy. Innymi słowy znajdujesz się na moim terytorium.
Teraz Jin-Woo patrzy na Lee Ju-Hee wspomnienie jego utraconej niewinności.
Ostatnich jej skrawków. Oraz swojej naiwności z której odarła go śmierć.
Śmierć i zdrada. Jin-Woo patrzy na zakrwawione martwe ale chodzące ciało Kima, tego który powiedział mu że ma rodzinę i uciekł nie oglądając się za siebie.
- Śmierć.
Widzi swoją młodsza siostrzyczkę ubraną w mundurek. Była spokojniejsza, zdrowsza nie kąpała się jeszcze we krwi swoich przyjaciół i rówieśników.
- Obserwowałem cię dłużej niż mógłbyś sobie wyobrazić. Ty który zawsze stąpasz po cienkim lodzie o krok od śmierci, zawsze się jej tak desperacko sprzeciwiałeś.
Widzi swoją matkę, zmęczoną, słaba, w szpitalnej koszuli.
Pamięta złożoną obietnicę, gorycz samotności i złość której nigdy nie powinien czuć. Nie na nią. Nie na siebie.
- Jestem zapisem twojego wysiłku, dowodem twojego oporu oraz nagrodą za twoje cierpienia. Jestem śmiercią, wiecznym spoczynkiem i terrorem. Jestem...
Jin-Woo cofa się o krok przerażony. Czuje się jakby spojrzał w lustro... brzydzi się tego  co zobaczył. Brzydzi się tej słabości.
- Tobą.
Widzi siebie młodszego, mniejszego i naiwniejszego. Mającego rangę E. W tych samym ubraniach w których poszedł po raz pierwszy do podwójnego podziemia. Są czyste, nie zniszczone, nie zbrukane.
 Na moim terytorium jestem w stanie zrobić wszystko co chcesz.
Mruga i widzi siebie obecnie. Wyższy, potężniejszy, bardziej ponury... nie, bardziej świadomy. 
- Możesz moich żołnierzy zmienić w swoich. Możesz też z nich wchłonąć moją moc.
Tym razem widzi Cha Hae-In. Tak podobną do niego, ona rozumie, chce ciszy i spokoju. 
Ale nie jest nim, nie rozumie go chodź w którymś momencie chciała zrozumieć. To ją jednak przerosło. 
- Mimo że jest to możliwe tylko tutaj, moc tworzenia niszczenia czy zmieniania świata. Jest wszechpotężna.
Jin-Woo rozumie, ale jednocześnie też błądzi. Chce wiedzieć, ale się boi. Chce wrzeszczeć, ale wie że to nic nie da.
- Mówisz że posiadamy taką samą moc?
Monarcha uśmiecha się lekko ustami Cha Hae-In.
- Przez długi czas czekałem na nasze spotkanie. - Nie odpada na pytanie a gdy Jin-Woo znów mruga stoi przed nim Monarcha Cienia w swojej prawdziwej postaci.
- Jestem Monarchą Cieni, królem umarłych który ma władzę nad śmiercią. Oraz architektem najgłębszych otchłani ciemności.
Jin-Woo zaciska usta, czuje gorycz na języku. Pytania, pretensję, oskarżenia, żądania. Ale przełyka je wszystkie. Zamiast tego chce wiedzieć jedno.
- Dlaczego zostałem wybrany? Czemu ja?
Monarcha wygląda jakby tego się spodziewał.
- Pokaże ci. Nasz początek oraz koniec. Twój początek.
*** 
- He...Hej... obecność łowcy Sunga właśnie zniknęła? - Thomas podnosi się z trudem i opiera o Liu Zhiganga który chrząka z bólu.
- To... - Lennart nie może wykrztusić słowa jest zszokowany, zdruzgotany, boi się.
- Nie żyje. - Mówi pusto Jin-Chul powoli stając o własnych siłach. Jego twarz jest mokra od łez, jego twarz jest pusta a głos bezbarwny. - Przegrał.
- Nikt już nie zdoła powstrzymać tych potworów. - Baek Yoon-Ho drży. Wie co się teraz stanie, bez Jin-Woo wszyscy będą martwi. Nienawidzi się za to że nawet raz nie powiedział Choi Jong-Inowi że go kocha. Nawet gdyby został wyśmiany...
Jednak ktoś pojawia się koło Jin-Woo moc jest przytłaczająca, jak u łowcy rangi międzynarodowej. Łowcy rozpoznają te twarz widzieli ją po konferencji.
Ale słyszą coś co sprawia że zastygają w miejscu.
- Nikt nie ruszy mojego dziecka.
Jin-Chul wie co musi zrobić. 
Nie odda Jin-Woo nikomu bez walki.
Wściekłość i żal buzuje mu w żyłach. Rusza.
*** 
W innym świecie, gdy jeszcze niczego nie było, istniały światło i ciemność. 
„Absolutny byt” podzielił światło, tworząc bożych emisariuszy. 
Oraz ciemność tworząc ośmiu Monarchów.
Monarchowie którzy narodzili się by zniszczyć świat, oraz Władcy mający go pilnować.
Bezustannie zabijali swoich żołnierzy. Zmęczony nieustanną i niekończącą się wojną, Fragment najjaśniejszego światła spytał „absolutny byt”:
- Nasz absolutny władco, dlaczego nie wspomożesz swoich wiernych posłańców, którzy walczą o twój honor? Dlaczego ignorujesz krzyki niezliczonych żołnierzy umierających za ciebie? Proszę użycz nam swoje siły, by pozbyć się wrogów. Odetniemy im głowy i przyniesiemy je tobie jako trofea.
Jednak „absolutny byt” nie odpowiedział fragmentowi.
W tamtym momencie fragment najjaśniejszego światła zrozumiał, że dla byt bitwa między nimi była zwykłą formą rozrywki. I nie chciał zakończyć tej wojny.
CZCIJ PANA SWEGO.
CZCIJ PANA SWEGO.
CZCIJ PANA SWEGO.
CZCIJ PANA SWEGO.
Wszyscy czcili „absolutny byt”.
Wszyscy wychwalili „absolutny byt”.
DOKONAJ ŚWIADECTWA WIARY.
Wszyscy przysięgli lojalność „absolutnemu bytowi” swoją krwią i życiem.
Do tej pory wszyscy żywi  według tych praw.
CI, KTÓRZY PRZYKAZAŃ NIE BĘDĄ WYPEŁNIAĆ, NIE OPUSZCZĄ TEGO MIEJSCA ZA ŻYCIA.
Jednak o wiele więcej było tych, którzy umarli niż tych którzy śmierć przezwyciężyli.
Nawet jeśli żyli zgodnie z tymi prawami, czekała na nich jedynie śmierć.
Dopóki „absolutny byt” istniał, wojna się nie zakończy.
Dlatego by położyć kres tej bezsensownej wojnie wyciągnęli swoją broń...
Rozpoczęli rebelię.
Byłem jedynym bożym emisariuszem który sprzeciwił się rebelii innych.
Jednak liczebność mojej armii była niewielka, więc szybko upadła przytłoczona siłą zjednoczonych armii innych władców.
Myślałem że to mój koniec...
Ale otworzyłem oczy ponownie, wewnątrz ciemności.
Zrozumiałem że „absolutny byt” skrył wewnątrz mnie pewną moc.
Prowadziłem swoją nową armię na pole bitwy.
Jednakże... 
Gdy wróciłem było już za późno.
Pozostałe fragmenty najjaśniejszego światła zabiły „absolutny byt” i obwieścili że są nowymi bogami, obierając pozycję Władców.
Użyli najróżniejszych metod by skumulować moc absolutnego bytu i zapolować na Monarchów.
W rezultacie król olbrzymów Regia został przez nich schwytany, a równowaga między siłami zachwiała się.
Wtedy Monarchowie zrozumieli powagę sytuacji i umknęli Władcom. Musieli połączyć ze mną siły, by mieć szansę na walkę z Władcami, naszym wspólnym wrogiem.
Bezustannie z nimi walczyłem, ale już nie jako fragment najjaśniejszego światła czy boży emisariusz, ale jako „Monarcha Cieni”. 
Czas mi sprzyjał, zebrałem ciała i dusze poległych na polu bitwy. Połączyłem tez siły a armią destrukcji, prowadzoną przez króla Smoków, wtedy zarówno Monarchowie jak i Władcy zaczęli się mnie obawiać.
Dwóch Monarchów uformowało sojusz zdradzając mnie.
Z tego powodu moja armia cienia została prawie całkowicie unicestwiona.
Posiadłem siłę tak wielką że sprawdziła na mnie zdradę.
Podczas gdy Monarcha bestii uciekł porzucając swoich żołnierzy, Monarcha Białych Płomieni Baran musiał zapłacić za swoją zdradę najwyższą cenę. Jednak wtedy...
- Proszę to już czas byś nam wybaczył, największy fragmencie najjaśniejszego światła.
- Nie mamy już powodu żeby ze sobą walczyć.
Mimo że byli na tyle potężni by mnie zniszczyć wybrali pokojową opcje.
Okazali mi ten szacunek, ze względu na czasy gdy byłem ich sojusznikiem i walczyłem na froncie prowadząc armię najjaśniejszego światła.
- Nie mamy powodu?! Czy nie przebyliście mojego króla swoimi mieczami i włóczniami?
- Był również naszym panem.
- Właśnie dlatego wasze czyny są jeszcze gorsze!
- Też powinieneś rozumieć, co czuliśmy gdy rozpoczęliśmy rebelię przeciwko naszemu panu. Chcieliśmy po prostu zakończyć te wojne.
- Przebijcie me serce swoją bronią to takiego końca tak bardzo chcecie! Powinniście w końcu wygrać w tej wojnie.
- Proszę zmiłuj się i nam przebacz.
- Zabijcie mnie po prostu!
- Proszę stłum swój gniew. Największy fragmencie najjaśniejszego światła.
*** 
Monarcha spojrzał na niego bystrymi oczami pani Selner.
- Zostałem przytłoczony. Nie mogłem znaleźć żadnego rozwiązania tej sytuacji.
Postać zmienił się na Thomasa Andre w swojej hawajskiej koszulce. Równie krwiożerczy  co opiekuńczy, równie arogancki co zaciekły .
- Dlatego zdecydowałem że się ukryję i zaczekam na odpowiedni moment, by dokonać zemsty. Miałem ze sobą Monarchę Białych Płomieni, więc planowałem zregenerować swoje ciało i ruszyć w pogoń za Monarchą Bestii. Jednak gdy ja pozostawałem w ukryciu, Monarchowie którzy stracili większość swojej potęgi, zostali pokonani przez Władców. I gdy ponownie ukazałem się przed Monarchami którzy zdołali uciec przez wyrwę między wymiarami, Król Smoków zakazał walki wiedząc że musieli odzyskać siły. Pozwolił mi do nich dołączyć.
Postać zmieniła się na Adama White'a. Zdeterminowanego, pracowitego i szczerego pomimo swojej bezsilności w tym świecie rządzonym przez łowców. 
- Wyruszyliśmy na poszukiwania nowego świat, w którym moglibyśmy odbudować swe armie.
- Ziemie? - Spytał Jin-Woo chodź odpowiedź już znał.
- Zgadza się. Pojawienie się Monarchów musiało naprawdę zszokować ludzi, ale ich anihilacja była naprawdę nieunikniona.
Jin-Woo otworzył oczy przypominając sobie widok który tak często nie dawał mu spokoju.
Miasta w płomieniach, ruiny, wszędzie potwory. 
Zamek demonów!
- To wydarzy się w przyszłości? - Spytał zagubiony Jin-Woo.
- Nie, to zapis przeszłości.
Stanął przed nim Choi Jon-In a w jego okularach odbijało się bezkresne morze płomieni. 
- Co? - Jin-Woo spojrzał w szoku na Monarchę. - Co?!
Choi Jong-In odwrócił głowę a na jego miejscu pojawił się BaekYoon-Ho.
- Celem istnienia monarchów jest zniszczenie. - Przypomniał Monarcha jakby to było  oczywiste. - Natomiast celem istniania Władców jest zachowanie świata w którym już nie było „bytu absolutnego”. Władcy przewidywali ruchy Monarchów i wysyłali tam swoje wojska. A potem nastawał koniec wszystkiego.
Jin-Woo zadrżał wyobrażając sobie istny Armagedon na całej ziemi. Wszystkie miasta wyglądające jak te w zamku demonów.
Jego bliscy, jego przyjaciele, sojusznicy, wrogowie... oni wszyscy by wtedy....
Mama, Jin-Ah, Jin-Chul...
- Oczywiście Władcy byli wściekli że armia ze świata chaosu której nie zdołali wyeliminować niszczy kolejny świat przynosząc do niego destrukcję. By to naprawić użyli zakazanego przedmiotu w którym trzymali moc „absolutnego bytu”. Naczynia Boga: „Kielicha Reinkarnacji.” Był to niesamowity przedmiot, który mógł cofnąć świat o dziesięć lat wstecz.
Jin-Woo zadrżał ponownie gdy zdał sobie sprawę ze bramy istniały właśnie przez dziesięć lat.
Czyli teraz... naprawdę kończył im się czas.
- Władcy użyli wszystkiego by uratować ten świat, jednak ziemia była zbyt słaba na walkę z Monarchami. Dlatego ziemia, na której nie było nawet odrobiny magii, nie mogła przetrwać tej wojny. Nie ważne kto ją wygrał, wpływa bitwy na ziemię pozostawał taki sam.
Jin-Woo przypomniał sobie to co powiedział król olbrzymów. Że Władcy przygotowywali ziemię do wojny. A więc o to mu chodziło... oni ją wzmacniali, a skutkiem ubocznym było uzależnienie ziemi od magii.
Jakby domyślając się o czym Jin-Woo myśli Monarcha kiwnął głową.
- Władcy podjęli wtedy decyzję, że jeżeli nie mogą uratować wszystkich, chcieli zapewnić przetrwanie przynajmniej jakieś części ludzi.
W taki sposób powstali łowcy. Ludzie założyli że przebudzeniu mają za zadanie czyścić bramy aby chronić ludzkość, ale przebudzeniu dostali te moce aby mieć szanse przetrwać w przeciwieństwie do tych bez mocy.
- Stworzyli ludzi zdolnych do przetrwania wojny między tymi dwoma stronami. Władcy za wszelką cenę chcieli by ludzie przeżyli.
To nie był doby wybór, na dłuższa metę według Jin-Woo, ale lepszy niż śmierć wszystkich.
Ludzie którzy przetrwają w zmienionym świecie, jeśli zrozumieją że zginie większość populacji ziemi i przetrwa tylko niewielka liczba łowców i to pewnie tych silniejszych... Czy zdołają żyć w takim miejscu?
Jin-Woo w to wątpił.
Zamek Demonów był tylko fragmentem wspomnień pozostawionych przez Monarchę Cieni. 
Czegoś co już miało miejsce.
- Więc ten świat został unicestwiony niezliczoną ilość razy?
- Zgadza się, pomimo tego że wyższe istoty nie mogą zmienić biegu czasu, są zdolne dostrzec zmiany stworzone przez „Kielich Reinkarnacji”. Podczas gdy Władcy próbowali naprawiać własne błędy, Monarchowie również zaczęli zmieniać swoje plany. Do czasu gdy narzędzie boga nie mogło już więcej zostać użyte.
- Moment... mówisz że „Kielich Reinkarnacji” ma ograniczoną moc?
- Nie istnieje coś takiego jak nieskończona moc. - Stwierdził nieco karcąco Monarcha. - To jak „absolutny byt” który został zabity przez własne dzieci. Wszystko ma swój limit. „Kielich Reinkarnacji” już się wyczerpał na to podejście. Już nigdy nie zadziała.
A więc to podejście które ma miejsce teraz... jest ostateczne?! Teraz albo nigdy. Tych błędów nie będzie dało się cofnąć.
- Chwila... jak udało im się zabić własnego stwórcę? - Spytał zmieszany Jin-Woo.
- Niczym się to nie różni od ludzi którzy są zabijani przez stworzone przez swoje maszyny. Zostaliśmy stworzeni by walczyć, więc nasza siła wystarczyła do zabicia naszego stwórcy. Monarchowie wykorzystujący metody Władców stworzyli swój własny plan. Władcy użyczyli swoje siły ludziom by ci mogli zabijać potwory i wzmacniać świat. Natomiast Monarchowie użyczyli jej ludzkiemu ciału by móc zstąpić na ziemie. I sprowadzić na nią swoje armie, przewyższając oczekiwania Władców. Planowali użyć magicznej energii rozproszonej na ziemi przez Władców by zmienić cały świat w wielką pułapkę.
- Wtedy mogliby pochłonąć nadchodzące wojska Władców. - Domyślił się ponuro Jin-Woo.
- Tak. Dla posiadającego niesamowitą moc Monarchy przejście do tego świata wymaga ludzkiego naczynia zdolnego do kontrolowania tej siły. Jednak ja oraz Monarcha Destrukcji byliśmy zbyt potężni i niezdolni do znalezienia odpowiedniego naczynia. W tamtym czasie jeden z pracujących dla króla uzdolnionych magów złożył mi propozycje. Zamierzał znaleźć dla mnie odpowiedniego człowieka. Mag ten zwany również Architektem zapewnił że mi pomoże w zamian za niezniszczalne ciało. Niestety żadna żywa istota nie mogła stać się naczyniem dla śmieci. Architekt za pomocą stworzonego systemu szukał osoby zdolnej do wyczuwania magicznej energii. O wspaniałych fizycznych możliwościach, potężnej i nieskazitelnej psychicznie.
Szukał człowieka który zdołałby pomieścić moja moc, poszukiwania jednak nie były łatwe. Jednak ostatecznie znalazł kogoś kto pokonał jego  system. Kogoś kto zamienił zasady jego gry i przewyższył jego oczekiwania. Ty który zawsze byłeś słaby i na skraju śmierci, wciąż jej unikałeś. Obserwowałem cię i mimo ze Architekt był temu przeciwny wybrałem właśnie ciebie.
Wskazał palcem na Jin-Woo który patrzył na swojego ojca, takiego jak w dniu gdy wyszedł z domu po raz ostatni.
-  Jestem zapisem twojego wysiłku, dowodem twojego oporu oraz nagrodą za twoje cierpienia.
- Ale... mimo ze przewyższyłem jego oczekiwania nie zdołałem opanować twojej mocy. - Zauważył Jin-Woo odwracając wzrok.
- Architekt użył ludzkich preferencji by dostosować naczynie do mojej mocy. Gry oraz rekrutacji, użył ich by cię zainteresować, system zamieniał twoje ciało wraz z kolejnym poziomami, byś zdołał wchłonąć moją moc.
- To by wyjaśniało dlaczego system był podobny do gry, szczególnie z tą częścią o „graczu”. Ale...
Jin-Woo przypomniał sobie ostatnie wściekłe słowa Architekta.
- Ale i tak go zdradziłeś. Dlaczego?
- Przeprosiny Władców oraz zdrada Monarchów... rozmyślałem po której stronie powinienem stanąć. Podjąłem decyzję i chciałem aby tak to się potoczyło. Czas spędzony z tobą był naprawdę niesamowity, prawdopodobnie nie chciałem cię tracić. Stałem się tobą a ty stałeś się mną. Nie ważne kto zostanie właścicielem ciała, nie będzie w tym nic nieznajomego. Ponieważ już jesteśmy jednością.
Jin-Woo spojrzał na swoje lustrzane odbicie z pustym wyrazem twarzy.
- Dlatego też masz wybór. Możesz pozostać w tym wymiarze śmieci i cieszyć się wiecznym snem, który stworzyłeś. Możesz wybrać odpoczynek. Jeśli tego nie chcesz zostaniesz ponownie odesłany do rzeczywistości . Będzie musiał ponownie walczyć z wrogiem.
Jin-Woo stanął jak wryty gdy spojrzały na niego znajome czekoladowe oczy, jego gardło zacisnęło się a warga zadrżała.
- Obserwując cię sporo się nauczyłem. O rodzinie, o poświęceniu i o miłości. To było naprawdę ciekawe doświadczenie. - Monarcha przemówił głosem Jin-Chula a Jin-Woo zacisnął zęby.
- Powiedziałeś że podjąłeś decyzję, ale nie pozostałeś z Władcami. Dlaczego uciekłeś do innego świata z Monarchami mimo że twoja wola walki z Władcami dawno zniknęła?
- Ponieważ tam nie było już dla mnie miejsca.
- Wiesz że moja odpowiedź jest taka sama. - Zauważył Jin-Woo. - Pokazałem ci czym jest rodzina, przyjaciele, miłość... Ja muszę do nich wrócić.
- Ha... Spaliłbyś dla niego świat prawda? - Spytał po chwili zastanowienia Monarcha.
- Calutki. Ale zacznę od przyniesienia mu łba Monarchy Lodu tak jak przyrzekłem.
Monarcha uśmiechnął się a jego postać zmieniła się na Go Gun-Hee... widząc to Jin-Woo ugryzł się w język do krwi.
- Ludzkie uczucie są niczym tornado prawda? Wasze uczucia mogą porwać was samych.
- To nasze ostatnie spotkanie? - Spytał po chwili wahania Jin-Woo.
- Pójdę odpocząć, jednak ty Monarcho cieni, będziesz toczył wieczne życie. Dlatego wątpię byśmy mieli okazję do ponownego spotkania. Idź, zbierz swój dwór... tych których kochasz i z którymi związało cię twoje ziemskie życie i broń swego domu. Wraz ze śmiercią uzyskałeś absolutną potęgę by powrócić.
- Wiem... - Głos Jin-Woo łamał się. - Przecież jestem tobą.
Ostatni raz spoglądając na Monarchę Cieni, tego który dał mu wszystko, siebie samego otworzył usta i przemówił.
- Powstań.
*** 
Jin-Chul nie słyszał niczego co się wokół niego działo. Była tylko wściekłość, żądza krwi, ból, cierpienie, udręka i strach. Wiedział że jeśli się zatrzyma to upadnie, jeśli upadnie już się nie podniesie.
Dlaczego śmierć zawsze musiała zabrać jego bliskich?! 
Najpierw jego matka, potem ojciec który próbował walczyć, Go Gun-Hee który nadal się nie obudził a jego pokrwawione ciało nawiedza Jin-Chula w najgorszych koszmarach a teraz Jin-Woo. Czemu?!
Czuł w ustach gorycz krwi, magia kuła go w skórę, kości trzeszczały z wysiłku, ale nie zatrzymywał się przebijając się przez chodzące owrzodziałe trupy, lodowe golemy i zwierzęce potwory z podziemi. 
Miażdżył, łamał, przekręcał, przebijał i wyginał a koło niego z tymi trzema pierdolonymi potworami walczył mężczyzna wyglądający jak ojciec Jin-Woo. Jin-Chul nie wiedział, nie rozumiał i nie obchodziło go to. Liczył się tylko ból który czuł.
*** 
[SYSTEM CZUWAJĄCY NAD „GRACZEM” URUCHOMIŁ KOD KASOWANIA.]
[SYSTEM ZOSTAŁ USUNIĘTY.]
[OGRANICZENIA „GRACZA” ZOSTAŁY USUNIĘTE.]
[PRZEZ BRAK OGRANICZEŃ WSZYSCY ŻOŁNIERZE Z RANGĄ „MARSZAŁEK” ODZYSKAJĄ SWÓJ PEŁNY POTĘCJAŁ BOJOWY.]
[SIŁA ŻOŁNIERZA RANGI „MARSZAŁKA” „IGRISA” ZOSTAŁA ODNOWIONA.]
[UMIEJĘTNOŚCI ŻOŁNIERZA RANGI „MARSZAŁEK” „BERU” ZNACZNIE SIĘ POPRAWIŁA.]
[MONARCHA CIENI, ASHBORN, POWRÓCIŁ DO ŚWIATA WIECZNEJ PUSTKI.]
[CZY NAPRAWDĘ CHCESZ USUNĄĆ SYSTEM?]
[TAK] [NIE]



[TAK]
*** 
- Monarcho Lodu, nie przyjmuj pozycji króla z tak marną namiastką mocy.
Sung Il-Hwan patrzył w szoku jak jeden z cieni Monarchy osłania go przed atakiem.
Jin-Chul odwrócił głowę słysząc znajomy głos podczas gdy jego serce ścisnęło się boleśnie.
- Właśnie dlatego, nie powinieneś ufać przepowiednią.
Jin-Woo stanął na zniszczonej ulicy podczas gdy rany w jego piersi wciąż były otwarte chodź już nie krwawiły, a Beru i Igris natychmiast uklęknęli.
 - Kto śmie... oddalać się bez mojego pozwolenia? 
Łowcy wokół mrugali i przecierali oczy ze zdumienia nie mogąc uwierzyć że Sung Jin-Woo żyję.

Jin-Woo przeszedł powoli koło swoich dwóch cieni nie spuszczając oczu ze zszokowanego Jin-Chula całego we krwi i kawałkach ciał a nawet w futrze. 
- Jesteś bardzo wściekły? - Spytał cicho Jin-Woo zbliżając się do agenta.
- Ja... ty... jak? Umarłeś!
Jin-Woo przytulił delikatnie Jin-Chula który drżał przeraźliwie szepcząc coś niezrozumiałego.
- Przepraszam. Wszystko ci wyjaśnię, przysięgam, ale najpierw...
Jin-Woo spojrzał na przerażonego Monarchę Lodu...
- No co? Już się nie bawimy? Obiecałem twój bezwartościowy łeb mojemu chłopakowi. I to raczej nie będzie szybka śmierć. Beru... znajdź dla mnie tego pchlarza który uciekł.
- Oczywiście mój panie. - Beru skłonił głowę i natychmiast zniknął. Dzięki temu że Monarcha Bestii był nadal na ziemie Beru mógł bez problemu go znaleźć.
- Kamish.
Wielki smok znów się pojawił dotykając pyskiem podłoża. 
- Mój królu, gratuluję ci z powodu pełnego przebudzenia.
- Dziękuję w razie gdyby Beru miał problem leć za nim i go wspomóż.
Smok pochylił się najbardziej jak się tylko dało po czym wzbił się w powietrze i odleciał. 
Wtedy dopiero mina Jin-Woo złagodniała gdy zwracał się do Jin-Chula. 
- Był tutaj człowiek...
- To był twój ojciec prawda? - Spytał po prostu Jin-Chul gdy odzyskał już chodź trochę spokoju.
- Odnajdziesz go? Musi być gdzieś niedaleko. Jego stan nie jest dobry.
Jin-Chul kiwnął głową a wtedy Jin-Woo wręczył mu niewielki flakonik tak by nikt tego nie wdział. - To mu pomoże, później ci to wytłumaczę podaj mu go. Igris idź z Jin-Chulem.
- Tak mój panie. - Rycerz skłonił się.
- Fajnie że wreszcie mówisz... chodź nadal trochę jak zbroja. - Jin-Woo uśmiechnął się krzywo patrząc na swojego rycerza.
Gdy Jin-Chul ruszył już w jedną z uliczek Jin-Woo ponownie spojrzał na przerażonego elfa.  
- Słucha sukinsynu, za ten numer który mu wywinąłem będę musiał błagać o wybaczenie, a twój łeb będzie moim pierwszym darem. - Jin-Woo wskazał na niego jednym ze sztyletów.
*** 
- Więc tutaj pan jest. Te rany... nie to nie rany... to energia. - Jin-Chul przyjrzał się uważnie siedzącemu na ziemi zakrwawionemu mężczyźnie którego skóra jakby pękała od energii w nim. - To powinno pomóc...
Jin-Chul przyjrzał się niewielkiej fiolce którą dał mu Jin-Woo.
- Tego nie da się... każde ciało ma swoje ograniczenia... - Stwierdził słabo Il-Hwan.
- Proszę to wypić. I tak nie ma pan już nic do stracenia.
Gdy mężczyzna wypił cały płyn a pęknięcia na jego skórze zaczęły powoli znikać Jin-Chul przyjrzał mu się uważnie zastanawiając się jak on ma to do cholery całemu światu wyjaśnić? Przecież Amerykanie zjedzą go żywcem.
*** 
Później łowcy będący nadal na miejscu walki odsuwali się pełni nowego szacunku i strachu gdy Jin-Chul cały we krwi przechodził między nimi. Każdy widział jak agent słynący ze swojego spokoju wpadł w szał i zaczął gołymi rękami rozrywać potwory wokół gdy istota o twarzy ojca Sung Jin-Woo walczyła z trzema przerażającymi potworami nazywającymi siebie Monarchami.
Tymczasem reporterzy na ziemi jak i w helikopterach którzy nagrywali dużą cześć zdarzenia z góry relacjonowali co się właśnie działo.
- Życiom Thomasa Andre i Liu Zhiganga nic nie zagraża, na miejscu możemy zobaczyć karetki przewożące rannych do szpitali w samym środku tymczasowego prezesa Stowarzyszenia Woo Jin-Chula który w pewnym momencie samodzielnie wpadł pomiędzy wysłane potwory i rozrywał je gołymi rękami. Nie do wiary że ten człowiek ma naprawdę rangę A.
- A to... to co... ponownie na miejscu zjawił się łowca Sung Jin-Woo...! I ma w rękach głowę jednego z potworów... to ten który zaatakował prezesa Go Gun-Hee! I daje go... Woo Jin-Chulowi.
- Ja żonie daje kwiaty jako prezent, łowcy dają sobie głowy swoich wrogów, powiedzmy że to jest romantyczne.
*** 
- Co ja mam zrobić z tymi zębami? - Spytał z niedowierzaniem Jin-Chul patrząc na dwa wielkie zakrwawione kły śmiejąc się bezradnie. Nic już tutaj nie miało żadnego sensu i logiki. - I ten łeb...
Łowcy i agenci wokół przypatrywali się im z niedowierzaniem i lękiem. Łowca Sung Jin-Woo zabił elfa który najpierw próbował zamordować prezesa Go Gun-Hee, potem praktycznie zabił jego samego a teraz dał jego  głowę inspektorwowi Woo. Co z tymi dwoma gościnami było nie tak?!
- Obiecałem ci to prawda? - Spytał rozbawiany Jin-Woo przekrzywiając głowę po chwili jednak jego rozbawienie zniknęło. - A co z...
- Lekarze go zabrali. Nie mam pojęcia jak mam to wyjaśnić. Chodź, porozmawiamy w jakimś spokojniejszym miejscu.
*** 
Jin-Woo siedział w sali szpitalnej patrząc jak jego matka płaczę przytulając jego ojca który wrócił po dziesięciu latach. Czuł się dziwnie odrętwiały widząc to, w końcu jednak jego ojciec siedział na łóżku razem z nimi po tak długim czasie.
- Jesteś Monarchą Cienie. - Stwierdził w końcu z niedowierzaniem Il-Hwan.
- Wiesz o Monarchach, a więc wiesz sporo, jak dużo? - Spytał spokojnie Jin-Woo mrużąc oczy.
Il-Hwan westchnął opuszczając głowę. 
- Potem jak zostałem uwięziony brami i sądziłem że tam zginę Władcy użyczyli mi swej siły i poprosili o powstrzymanie Monarchów, włącznie z Monarchą Cieni który miał się wkrótce odrodzić. Po utracie nadziei na ucieczkę, wróciłem na ziemię jako emisariusz Władców, niosąc na swoich barkach ogromną odpowiedzialność. Jednakże... nie mogłem wypełnić mojego obowiązku... nie gdy zrozumiałem że moc Monarchy masz ty. Mogłem jedynie obserwować sytuację z daleka. W międzyczasie Władcy, których jedynym celem było powstrzymanie Monarchy Cieni, zaczęli zmieniać swoją postawę. Koniec końców „najjaśniejszy fragment światła” wydał nowy rozkaz. „Chronić Monarchę Cieni”.
- Jin-Woo o co tutaj chodzi? - Spytała zmartwiona matka Jin-Woo patrząc między swoim mężem a synem.
Widząc zmartwione spojrzenia matki i siostry Jin-Woo wstał wzdychają.
- Chyba pora powiedzieć wam prawdę. A raczej wam ją pokazać. - Jin-Woo podszedł do matki i siostry delikatnie dotykając ich głów i pokazując im swoje wspomnienia, od momentu gdy wszedł do podwójnego podziemia po raz pierwszy aż do dziś.
Postanowił nie zamazywać najjaskrawszych szczegółów, aby zrozumiały, aby wiedziały kim jest teraz. Pokazał im system, to że zabił Hwang Dong-Suka i jego kumpli, tak samo jak agenta Kim Tae-Shika, jak rozmawiał w szpitalu z przewodniczącym, jak Jin-Chul obiecał że nie wyjawi tego że ponownie się przebudził , jak znalazł święta wodę życia. Rozmowę z Ashbornem, swoje cienie, swoją moc. Swoją śmierć.
- Zginąłeś. - Głos jego siostry drżał gdy w końcu się odezwała. - Dwa razy! Ty idioto!
Zerwała się i zaczęła okładać go pogłowie podczas gdy on siedział spokojnie pozwalając jej na to.
Jego matka patrzyła na niego wielkimi mokrymi oczami. 
*** 
- Twierdzi pan że rodzina rozpoznała Sung Il-Hwana. - Stwierdził przez telefon Michael Connor  z którym obecnie Jin-Chul rozmawiał siedząc na szpitalnym korytarzu.
- Tak, zresztą nie sądzę żeby potwór który wyszedł z podziemia bronił tak po prostu łowcy Sung Jin-Woo, zapewne widział pan już to nieszczęsne nagranie.
Przez chwilę w telefonie panowała głucha cisza.
- Tak... tak widziałem. Rozmawiałem też z Thomasem chwilę temu. Niemniej jednak to...
- Panie Connor... czy naprawdę ponownie chcecie drażnić łowcę Sung Jin-Woo? Wiecie chyba co powiedział na konferencji, on jest gotowy bronić swojego ojca za wszelką cenę.
Mężczyzna westchnął słabo na to stwierdzenie.
- Zresztą prawda jest taka że nie macie absolutnie żadnego twardego dowodu że za śmiercią Christophera Reida stał Sung Il-Hwan prócz domysłów. Zwłaszcza teraz gdy ciała trzech potworów zabitych przez łowcę Sung Jin-Woo nie zdążyły nawet ostygnąć. Nie dali sobie z jednym z nich rady nawet dwaj łowcy rangi międzynarodowej, więc te potwory nie miałby problemu z zabiciem łowcy rangi międzynarodowej.
- Ślady na tułowiu Christophera przypominały...
- Wielkie pazury, takie jak miał ten wielki wilk. - Dokończył Jin-Chul.
-  Muszę... biuro musi zadecydować co dalej. - Mówiąc to Amerykanin się rozłączył a Jin-Chul przetarł twarz drżącą dłonią. Był tak potwornie zmęczony.
*** 
Następnego wieczoru Jin-Chul siedział w pustym ciemnym gabinecie prezesa gdy usłyszał pukanie do drzwi, nakazując gościowi wejść Jin-Chul zamrugał widząc wchodzącego Sung Il-Hwana. 
- Przepraszam że tak późno, ale chciałem przekazać to Stowarzyszeniu. - Mówiąc to łowca podał Jin-Chulowi otwartą teczkę a w niej pierwszym co było to  oficjalne umorzenie sprawy odnośnie podejrzenia Sung Il-Hwana o zabójstwo łowcy rangi międzynarodowej Christophera Reida oraz umorzenie w sprawie pobicia łowcy Hwang Dong-Suka oraz zniszczenia znacznej części biura łowców.
- Powiedziano mi w Ameryce że powinienem to przekazać mojemu Stowarzyszeniu.
- T...Tak, to rzeczywiście prawda, cieszę się że Amerykańskie biuro łowców tak łatwo dało sobie spokój. - Jin-Chul przyjrzał się dokumentom. - Jak najszybciej Stowarzyszenie cofnie pana oficjalny status martwego które widnieje w naszych aktach. Obecnie... jak najszybciej przy tym co się dzieję może jednak trochę potrwać.
Jin-Chul skrzywił się patrząc na mężczyznę. 
- Nie śpieszy mi się. - Sung Il-Hwan przyjrzał się uważnie Jin-Chulowi. - Moja żona nakazała mi przyprowadzić cię nawet siłą dziś wieczorem do mieszkania. Mówiąc szczerzę naprawdę nie chce używać do tego siły.
-  Co? Po co? - Agent  spojrzał z niedowierzaniem na łowcę który przewrócił oczami.
- Jak najwyraźniej słusznie założyła że znów nie spałeś a mój syn najwyraźniej zbyt się boi żeby pokazać się w Stowarzyszeniu.
Na koniec zdania Jin-Chul spuścił wzrok zmieszany. Dzwonił i wczoraj i dziś do Jin-Woo lecz bez skutku, łowca nie pojawił się też w Stowarzyszeniu. Jin-Chul uznał po prostu że chce spędzić czas ze swoją rodziną i nie chciał by ktokolwiek mu przeszkadzał. 
Wzdychając starając się przybrać spokojny wyraz twarzy Jin-Chul otworzył usta ale nim mógłby coś powiedzieć poczuł jak jakaś niewidzialna siła unosi go zaskakująco delikatnie do góry.
Widział jak oczy Sung Il-Hwana świecą na żółto gdy ten unosił Jin-Chula do góry. 
- A więc idziemy na kolację. - Stwierdził z zaskakującym spokojem łowca.
- Ale... moment proszę mnie puścić! Ja mam pracę. Jeśli agenci tak mnie zobaczą mogą pana zaatakować! Hej...!
*** 
Nadąsany Jin-Chul szedł schodami do góry do mieszkania rodziny Sungów koło milczącego Il-Hwana. 
Udało mu się namówić łowcę by ten go puścił i pozwolił mu iść samodzielnie gdy Jin-Chul obiecał że z nim pójdzie.
- No nareszcie! Przytwierdzili cię do fotela z biurkiem czy jak?! - Jin-Ah otworzyła drzwi z rozmachem patrząc na potworny wygląd Jin-Chula. - Czy ty w ogóle spałeś?! Wyglądasz jak trup!
Właściwie Jin-Chul pomimo swojego wyczerpania po całym wczorajszym koszmarze nie mógł spać z powodu nerwów, natłoku myśli, strachu o to co wyjdzie z tej cholernej bramy nad Seulem, z powodu prześladujących go obrazów Jin-Woo który umierał na jego oczach. 
Umarł tam, Jin-Chul był tego pewien. Jego energia która się rozproszyła, reakcja jego cieni które zniknęły we wrzasku agonii i przerażenia, ta cała krew... każdy łowca po takim ataku by zginął. Nawet Jin-Woo.
Dlatego przez całą noc gdy tylko sprawdzili go w szpitalu i umył się w swoim mieszaniu krążył po biurze lub pracował w dużymi przerwami gdy nie był w stanie już usiedzieć.
Był doskonale świadomy swojego koszmarnego wyglądu. Jego oczy były przekrwione, cienie pod nimi były duże i ciemne, na policzkach miał niezdrowe rumieńce podczas gdy reszta jego skóry była niezdrowo blado zielona. 
Jin-Ah chwyciła go za nadgarstek i pociągnęła za sobą do mieszkania. Jin-Chul poszedł za nią bez sprzeciwu. Gdy stanęli w korytarzu Jin-Ah podniosła nadgarstek wyżej patrząc na dłoń Jin-Chula.
- Trzęsiesz się. - Oskarżyła go.
- Wydaje ci się. 
Słysząc podniesiony głos córki matka Jin-Woo wyszła z kuchni, widząc Jin-Chula zakryła usta dłonią przypatrując mu się w szoku.
Jin-Ah natomiast puszczając jego nadgarstek położyła mu dłoń na czole. Czując ej chłodną skórę na swoim gorącym czole Jin-Chul westchnął przymykając oczy z ulgą. 
- I jesteś rozpalony!
Jin-Woo wyszedł ze swojego pokoju szybko stając koło siostry. 
- Co...? - Spytał agent widząc sokoli wzrok Jin-Woo.
- Jakim cudem agenci nie wyrzucili cię w takim stanie do domy? - Spytał łowca z pretensją.
- Próbowali, wiesz jednak że mam mnóstwo pracy...
Jin-Ah przerywając Jin-Chulowi spojrzała na brata z wyrzutem. 
- Ty... zrób coś, to twoja wina!
- Wiem. - Westchnął słabo Jin-Woo spoglądając w bok skrzywiony. - Chyba musimy porozmawiać...
Mówiąc to Jin-Woo chwycił Jin-Chula podobnie jak jego siostra jeszcze chwilę temu i pociągnął za sobą do pokoju.
- Czy on w ogóle umie o siebie dbać? - Spytał po chwili Il-Hwan gdy drzwi do pokoju jego syna się zamknęły.
Zrozumiał jak wiele ten agent znaczy dla Jin-Woo i jak bardzo wierzył w jego syna na samym początku, widział interakcję między nimi we wspomnieniach Jin-Woo i jak bardzo był wdzięczny i zszokowany wiarą Woo Jin-Chula oraz jego dyskrecją. 
- Jest w tym jeszcze gorszy niż Jin-Woo. - Przewracając oczami Jin-Ah wezwała Beru który natychmiast wyszedł z jej cienia.
Il-Hwan pomimo wiedzy o tym że jego syn jest Monarchą Cienia oraz co to oznacza w praktyce spiął się czując pojawianie się potężnej energii żołnierza cienia koło siebie i swojej rodziny.
- Beru możesz iść do mieszkania Jin-Chula i zabrać z jego szafy komplet garnituru? - Spytała Jin-Ah rzucając spojrzenia sztylety w stronę zamkniętych drzwi.
- Oczywiście moja pani.
*** 
- Coś się stało że twój ojciec chciał żebym przyszedł? - Spytał po chwili ciszy agent.
Jin-Woo siadł na łóżku poklepując miejsce koło siebie i patrząc na ziemię.
- Nie... znaczy tak... - Wzdychając z frustracją Jin-Woo pokręcił głową. - Nie chciałem pojawiać się przed tobą bo... musiałbym ci wtedy wszystko powiedzieć, a... nie chce żebyś mnie znienawidził.
- Znienawidził? O czym ty mówisz.
Jin-Woo powoli odwrócił się do Jin-Chul patrząc mu w oczy. Jedną z kilku umiejętności jakie zyskał jako pełnoprawny Monarcha Cieni było przesyłanie swoim wspomnień przez dotyk. To właśnie zrobił w szpitalu dla swojej siostry i matki. Oraz dla ojca dziś rano gdy już ze szpitala go wypuszczono  przed ich szybką podróżą do Stanów aby oczyścić go z zarzutów jakie na nim  spoczywały.
- Przepraszam. - Jin-Woo złączył ich usta w pocałunku na który Jin-Chul od razu odpowiedział gdyż było to dla niego znajome i naturalne niczym oddychanie.
Jednak tym razem od zamkniętymi powiekami Jin-Chula mignęły dziesiątki wspomnień i uczuć Jin-Woo.
Jak wielki znajomy Jin-Chulowi posąg boga porusza się, jak kolejni łowcy makabrycznie giną nie mając żadnych szans, jak traci nogę, jak kilku ocalałych ucieka zostawiając go, budzi się w szpitalu, widzi Jin-Chula po raz pierwszy, odkrywa jakiś dziwny system przed swoimi oczami system przypominający mechanikę gry. Pojawia się przerażony na jakieś pustyni, znajduje się w podziemiu który otwiera kluczem, walczy z wężem. Zdobywa poziomy, rośnie w siłę. Poznaje Hwang Dong-Su oraz Yoo Jin-Ho, walczy z pająkiem, jest atakowany przez drużynę Hwanga. Ponownie spotyka się z innymi ocalałymi z podwójnego podziemia, widzi jak dwóch z nich ginie. Kang Tae-Shik który odpowiadał za ich zabicie również umiera, Jin-Woo i Jin-Ho tworzą grupę, przed jedną z ich bram pojawia się on sam z agentami. Zdobywa zadanie zmiany profesji. Staje się nekromantą, tworzy swoje pierwsze cienie. Wchodzi z przyjaciółką jego siostry w czerwoną bramę, samodzielnie ją czyści a rekrut rangi A staje się jego cieniem. Znajduje się w zamku demonów, czyści go i odkrywa wodę życia. Przechodzi ponowną ocenę, znów się spotykają. Dołącza do grupy wydobywczej gildii Łowców. Do bramy rangi A wkracza jako tragarz, wychodzi jako bohater a koło niego Jin-Chul. Robią w jego mieszkaniu wspólnie obiad, wraca do zamku demonów i zabija bossa na setnym pietrze. Tworzy niebywałą miksturę, budzi matkę i płaczę. Z bólu i ulgi. Walczy z Goto potem jest na Jeju i zabija mrówczego króla który staje się Beru. Dołącza do Stowarzyszenia a oni spędzają swoją pierwszą wspólną noc. Wraca do podwójnego podziemia, Architekt ujawnia mu że to on stworzył system. Widzi wspomnienia Monarchy Cieni. Budzi się i widzi Jin-Chula który walczy, pokonuje Architekta, wychodzą z podziemia i traci przytomność. Budzi się w szpitalu, wysuwa żądania do Japończyków, leci do Tokio. Wchodzi w bramę rangi S, poznaje Monarchę. Dowiaduje się czym są łowcy, czym są Monarchowie i Władcy. Ich świat czeka zagłada. 
Wyrywa łańcuchy pętające monarchę, tworzy z nich artefakty myśląc o Jin-Chulu wraca i daje mu je. Lecą do Ameryki, zdobywa cień Kamisha, walczy o Choi Jong-Ina. Zabija Hwanga i pokonuje Thomasa Andre. Prezes zostaje zaatakowany, zdobywa nowe sztylety od od Thomasa Andre. Lecą na grzbiecie Kaisela, Jin-Woo mówi że go kocha. Walczy z trzema Monarchami. Umiera. Widzi Monarchę Cieni, ten  tłumaczy mu więcej, żegna się i odchodzi. Jin-Woo budzi się jako prawdziwy Monarcha Cieni.
Gdy Jin-Chul ponownie otwiera oczy ledwie łapie urwane oddechy, jego serce wali szalenie. 
To było kłamstwo, łowcy, bramy, kryształy.... To wszystko kłamstwo. Pułapka. Narkotyk. Czeka ich zagłada która już wiele razy miała miejsce. Czuje jak przeraźliwe drży.
Póbuje cos powiedzieć, ale nie jest w stanie, z jego otwartych ust nie ucieka żaden dźwięk poza świszczącym oddechem.
Czuje się jakby zaraz miał zwymiotować. Ludzie byli hodowani jak świnie na rzeź... ta myśl sprawia że kręci mu się w głowie. 
*** 
Gdy już się uspokoił spogląda na milczącego Jin-Woo który cały czas głaskał go po plecach widzi w jego ciemnych oczach strach.
- Wiesz...
Na razie spycha strach w głąb umysłu. 
Monarchowie, Władcy, bramy... to poczeka chociaż chwile. 
- Ja też nie byłem do końca szczery.
Zaczyna opowiadać jak zrozumiał że Jin-Woo nie jest normalnym przebudzonym. Jak zaczął analizować, jak cały czas milczał chroniąc jego sekret. 
Jin-Woo usłyszawszy to nie jest zły, jest zszokowany. Wydaje się tak dziwnie bezradny i zagubiony gdy pyta czemu Jin-Chul nikomu o tym nie powiedział. Czemu zachował jego sekret dla siebie. 
Jin-Chul odpowiada szczerze bez chwili namysłu. 
Bo go kocha.
Pocałunek Jin-Woo jest pełen desperacji, strachu, niechlujności i zębów. 
To im wystarczy. 
Obaj milczeli, obaj się bali, obaj się mylili.
Może naprawdę obaj są zepsuci.
*** 
Tego wieczoru Jin-Chul nie usypia, on omdlewa z wyczerpania na łóżku Jin-Woo. 
Łowca wzywa Beru który trzyma ostrożnie w szponach komplet garnituru. 
Jego król uśmiecha się do niego z aprobatą. Beru wie że o tego człowieka musi się troszczyć tak samo jak o matkę i siostrę króla. A teraz także jego ojca. Ten człowiek należy do jego króla który będzie się nim opiekował do ostatniej kropli swojej szlachetnej krwi. 
Beru rozumie to, tak jak każdy cień. Czuje szybsze bicie serca, widzi lekkie dotknięcia, czułe spojrzenia, ostre pocałunki oraz pożądanie. 
Nie rozumie tego rodzaju miłości, nie umie jej zrozumieć jak każdy inny cień, ale rozumie że ten człowiek jest dla ich umiłowanego króla równie cenny co matka siostra i ojciec chodź ta miłość jest zupełnie inna. Ognista i pełna szaleństwa, bo inaczej nie potrafi tego określić, niemniej tak samo ważna.

Chapter 24: Rozdział 23

Chapter Text

Dwa dni później ma otworzyć się najgorsza brama jaka pojawiła się na świecie od początków ich istnienia. Od dziesięciu lat. Ale ludzie są wściekli i przerażeni, pełni niezrozumienia  i chaosu. 
Stowarzyszenie wczoraj stwierdziło że ta brama nie stanowi realnego zagrożenia. Że nie będą mobilizować łowców, że w tej bramie są cienie podobne do tych należących do Sung Jin-Woo. Stowarzyszenie mówi żeby nie panikować, że nic się nie stanie. 
Wielu ludzi zareagowało nie ulgą a wściekłością, bo jak z bramy może wyjść coś co nie chce ich zabić? 
Wielu mówi że Stowarzyszenie ich tym błędem zabije, że to wszystko wina tymczasowego prezesa Woo Jin-Chula który zrobi wszystko czego chce Jin-Woo bo są kochankami. 
Plują jadem, obrażają i wyzywają, ale tak odważni są tylko w internecie. Nikt nie powiedziałby tego prezesowi w twarz. Nie gdy pamiętają jak pokonał przebudzonego rangi S co powinno być niemożliwe, jak pełen furii rzucił się kilka dni temu w potwory które służyły trzem przerażającym monstrom które o mało nie zabiły łowcy Sunga. Pamiętają że ten przerażający najpotężniejszy łowca na świecie zrobi dla prezesa wszystko i całkowicie go posłucha. Pamiętają jak na jego nakaz zatrzymał się podczas walki z Thomasem Andre, jak przyniósł mu głowę lodowego elfa który chciał zabić przewodniczącego Go Gun-Hee. Niektórzy szeptają że podobno nawet powstrzymał łowce Sung Jin-Woo podczas sparingu z nieżyjącym już japońskim łowcom Goto, w innym wypadku ten zginąłby jeszcze przed rajdem. 
Inni z niepokoją mówią że jeśli tak Stowarzyszenie mówi to musi być prawda. Ale i tak czują obawę. Ale wielkie gildie milczą, w dniu gdy brama ma się otworzyć nie pojawiają się na miejscu aby  walczyć, aby chronić Koreę. Posłuchali Stowarzyszenia i łowcy Sung Jin-Woo. Widząc że te wielkie gildie nie przybyły żadna inna tego nie zrobiła. Nie tyle wierząc że nic się nie stanie co uważając że nie mają szans bez największych gildii. 
Boją się umierać na polu walki, brzydka prawda właśnie tak wygląda. Ze Stowarzyszenia przybywa tylko zastępca Sung Jin-Woo, Yoo Jin-Ho oraz jeden nieznany agent. Woo Jin-Chul nie przybył na miejsce. 
Pojawili się jednak nadal będący na miejscu Thomas Andre, Liu Zhigang i Lennart Niermann, bez broni i zbroi. Stoją z daleka wyglądając na bardziej ciekawych niż zaniepokojonych. 
Kilku zdeterminowanych reporterów potwierdzając nawet kilka razy w Stowarzyszeniu informację że ta brama nie stanowi zagrożenia znaleźli się na miejscu aby relacjonować co się dzieję.
To co obecnie się tutaj dzieje jest transmitowane na cały świat, każdy kraj nawet te które praktycznie nigdy nie interesowały się tym co działo się w Korei teraz wlepiały w nią zaniepokojony wzrok. Można śmiało  powiedzieć że miliardy osób na całym globie wpatrzyło przez ekrany telewizorów, komputerów i telefonów na to co się miało wydarzyć.
*** 
To czego ludzie ani łowcy nie wiedzą to faktu że gdy Jin-Woo staje pod bramą rozluźniony to w tym samym czasie Woo Jin-Chul staje przed łóżkiem prezesa Go Gun-Hee który uśmiecha się do niego i pierwszym co mówi to to że jest z niego dumny.
Jin-Chul płaczę w ramie prezesa który klepie go lekko po plecach gdy w tym samym czasie Jin-Woo słucha nakręconego gadania Jin-Ho. 
Jin-Woo uśmiecha się czując w oddali znajomą moc osoby która do tej pory była nieprzytomna, jego ponadludzkie zmysły wychwytują to bez większego trudu.
Jako jedyny wie że Jin-Chul miał tutaj dziś być, ale rozumie że teraz ważniejsze jest zobaczenie Go Gun-Hee. 
Patrzy w bramę wzdychając z lekką ulgą. Prezes spał nieco dłużej niż zakładali lekarze, ale to nic. Obudził się, a Jin-Woo może wyczuć przez Kamisha który nadal ukrywa się cicho w cieniu prezesa że moc i zdrowie Go Gun-Hee są dobre, stabilne, pewniejsze. 
Woda życia leczy każdą chorobę, nawet problemy z sercem, nawet bycie człowiekiem służącym za naczynie fragmentu najjaśniejszego światła. Chodź nie tyle leczy co wzmacnia. Teraz ciało prezesa będzie mogło udźwignąć te moc. Teraz Jin-Woo rozumie że ta wielka energia powoli prezesa zabijała, już nie będzie tego robić. Tak samo jak jego ojca.
W końcu Jin-Woo czuje i widzi jak na bramie pojawiają się pęknięcia, brama się przełamuje a coraz więcej ogromnej energii wylewa się na zewnątrz.
W końcu dostrzega wyłaniające się wielkie pyski, rogi i oczy, wielkie gadzie łby, nie gady... smoki.
Latające wielkie postacie ze skrzydłami i czarnymi zbrojami, żołnierze uzbrojeni w miecze i włócznie.
A wśród tej wielkiej armii była istota której moc sprawiała że sam Thomas Andre zachłysnął się powietrzem, wzdrygnął się i zrobił krok w tył. 
Trząsł się jak osika zastanawiając się jakim cudem to coś wydaje się dwa razy silniejsze, nie... trzy razy silniejsze niż pieprzony Kamish za życia?! 
Ogromny humanoidalny wojownik cienia z dwiema parami czarnych skrzydeł na plecach, postrzępioną czarną zbroją, pustymi białymi oczami i świecącą fioletową skórą zszedł na ziemię jako pierwszy natychmiast klękając przed Jin-Woo. Gdy jeszcze stał wydawał się mieć około trzy metry, a gdy klęknął jego głowa nadal była wyżej niż twarz Jin-Woo.
Natomiast niebywale ogromna moc jaką emanował sprawiała że powietrze wokół drżało bardzo nienaturalnie a sama obecność potwora była wyczuwalna przed łowców nawet po drugiej stronie miasta.
- Wielki Marszałek Bellion. - Głos stworzenia był niski, poważny, dostojny i niosący się. - Pokornie witamy naszego władcę.
Jin-Woo przyjrzał się ogromnej armii. Trzy smoki w niej były bardzo silne, nie tak jak Kamish, ale bardzo blisko jego siły. Te przerażające bestię pochylały łby do samej ziemi jak tresowane potulne zwierzątka.
Jedynym smokiem widzianym na ziemi był właśnie Kamish który był uważany za największe nieszczęście jakie spotkało ludzkość, a teraz ludzie widzieli trzy kolejne wielkie smoki i każdy z nich mógłby zapewne bez problemu zniszczyć wielkie miasto bez większych problemów. 
Mimo tego nawet nie umywali się do siły tego wielkiego marszałka.
Obserwując ogromną ciągnącą się aż po horyzont armię ludzie przed odbiornikami na całym świecie zadawali sobie pytanie, kim tak naprawdę jest łowca Sung jin-Woo skoro nagle z ogromnej największej w historii bramy wyszły te przerażające istoty i tak po prostu klęknęły przed Sung Jin-Woo jak swoim królem.
A więc to była prawdziwa Armia Cieni. To ją zostawił dla niego Ashborn. 
Czuł tutaj dziesiątki tysięcy żołnierzy cienia. Bardzo wielu mających rangę S, niektórzy jak te smoki czy Bellion... znacznie powyżej. 
Przypomniał sobie to co powiedział mu wczoraj rano Igris do którego głosu Jin-Woo musiał się jeszcze przyzwyczaić. Dziwnym choć nie, nieprzyjemnym było słuchanie głosu żołnierza który zawsze był niemy, a był z Jin-Woo praktycznie najdłużej.
„Mój panie, armia cienia zakończyła przygotowywania.” 
Armia cienia w końcu odzyskała swojego króla na którego tak długo czekali.
- Wychodźcie. - Nakazał cicho Jin-Woo. Na jego rozkaz prawie dwa tysiące jego własnych cieni pojawiło się. Nawet Kamish który teraz opuścił prezesa skoro ten się obudził.
Beru, Kamish, Igris, Kieł, Żelazny, Numer 6, Jima, Tank, Kaisel... oni wszyscy również uklęknęli pochylając głowy a „czarne serce” w piersi Jin-Woo biło szaleńczo. Armia cienia wreszcie stała się pełna. 
Gdy Jin-Woo odwrócił się każdy będący na miejscu patrzył na niego pytając niemo:
„ Co tutaj się do ciężkiej cholery dzieje?!”
- No co? Przecież Stowarzyszenie mówiło że w tej bramie nie ma stworzeń które skrzywdzą jakiegokolwiek człowieka.
Jin-Woo podrapał się w skroń. 
W tym samym czasie gdy osoby będące na miejscu starały się zrozumieć na co patrzą cały świat wpadł w szał starając się jakoś zrozumieć to co właśnie działo się w Korei.
- Co do kurwy nędzy?! Skąd on ich wszystkich wziął?!
- Tak po prostu wyszli z bramy!? Przecież łowca Sung tworzy swoje przyzwania z ciał potworów! On ich nie zabił!
- Czy to ma jakikolwiek sens?!
- Czy on mógłby nam objaśnić co właśnie wyrabia?!
- Jakim cudem Stowarzyszenie mu uwierzyło gdy im to powiedział?! To wygląda nierealnie więc jak musiało brzmieć?!
- Sypia z obecnym szefem Stowarzyszenia, pamiętasz?
- Wyglądają jak jego wezwania, ale dlaczego one wyszył z bramy! Gdzie tu sens?
- W sumie ja się cieszę że to wezwania Sung Jin-Woo a nie rzeczywiste potwory.
- Trzy jebane smoki. Jak? Jak?!
*** 
Zebrani w Wiedniu naukowcy i eksperci od bram i potworów widząc na wielkim monitorze co się obecnie działo w Seulu patrzyli bezgłośnie z szeroko otwartymi ustami nie mogąc wykrztusić nawet słowa.
Prowadzący to spotkanie stojący na mównicy koło wielkiego ekranu  doktor Belzer położył przedramiona na mównicy i  oparł na nich czoło schylając się i mrucząc pod nosem. Jednak mając mikrofon przed ramionami wszyscy usłyszeli to co mruczał do siebie.
- Głowa mnie boli, chce wrócić do domu.
*** 
Wiadomość o przebudzeniu prezesa Go Gun-Hee chodź przyjęta z ulga i wielkim entuzjazmem została nieco przyćmiona przez to co wydarzyło się z wielką bramą nad Seulem. 
Jeszcze tego samego dnia gdy prezes był badany w szpitalu po raz kolejny Jin-Chul siedział w sali konferencyjnej wydziału nadzwyczajnych przypadków.
- Zagraniczna prasa prosi nas o oficjalne oświadczenie na temat zdarzeń sprzed kilku godzin!
- Mówiliśmy o tym że z bramy nie wyjdą potwory zagrażające ludziom, mało im? - Spytał  tymczasowy prezes mało zainteresowany.
Jin-Chul otworzył przeglądarkę wystukując frazę „Sung Jin-Woo” ciekaw co wyskoczy mu tym razem, jednocześnie słuchając jednym uchem tego co mówili do niego agenci wokół stołu.
- Amerykańskie biuro łowców chce, żebyśmy ujawnili obecną lokalizację łowcy Sung Jin-Woo.
- Nie mamy pojęcia gdzie obecnie jest,  możesz im to przekazać, nie nauczyli się jeszcze że on  nie ma wszczepionego lokalizatora?
- Siedziba miejskiego ośrodka ds. katastrof pyta, czy ludzie mogą wrócić do miasta.
- Przekieruj to pytanie do działu nadzoru społecznego.
- Program „Jimmy show” z kanału łowców prosi o wywiad z łowcą Sung Jin-Woo.
Wzdychając z frustracją Jin-Chul przewrócił oczami.
- Kim by, Jimmy nie był, powiedz mu że mogą go sobie wziąć do programu o ile zdołają! - Stwierdził zirytowany Jin-Chul odrywając wzrok od jakiegoś artykułu o wydarzeniach sprzed kilku godzin.
- Chowańce Sung Jin-Woo musiały pojawić się akurat tam... - Mruknął ponuro jeden z agentów siedzący koło Jin-Chula.
- Mówisz że wolałbyś zobaczyć potwory wychodzące z tej ogromnej bramy? -  Karcące spojrzenie Jin-Chula padło na agenta.
- Co? N-Nie o to mi chodziło...
- Naprawdę myśli że zamiast słuchać pytań o wywiady, powinniśmy odbierać telefony od zrozpaczonych członków rodziny poległych łowców? Powinniśmy się cieszyć że to się tak skończyło, to najlepszy scenariusz jaki  mógł się zdarzyć.
Jin-Chul zamknął tablet trzymany w dłoni. 
- Jestem świadom że jesteście  bardzo zdezorientowani nagłym zniknięciem  łowcy Sung Jin-Woo, ale to nie jest pierwszy raz. Powinniśmy się do tego przyzwyczaić, jeśli my Stowarzyszenie Łowców nie możemy go znaleźć, nikt go nie znajdzie.
Po tych słowach przez stół przetoczyły  się niepewne pomruki. Jin-Chul spojrzał na agentów unosząc brwi i widząc ich zmieszane wyrazy twarzy.
-  Hm?
- Chodzi o to... - Zaczął jeden z mężczyzn. - Większość ludzi już pogodziła się z tym że Stowarzyszenie zazwyczaj nie wie co robi i gdzie jest łowca Sung Jin-Woo będący naszym agentem, ale...
- Te wszystkie zapytania do Stowarzyszenia są kierowane ze względu na pana. - Dokończył niezręcznie inny.
- Ze względu na mnie? - Spytał z niedowierzaniem Jin-Chul. - Jak to?
Mężczyźni spojrzeli na siebie krzywo jakby nikt nie chciał tego powiedzieć.
- Pana relacja z łowcą Sung Jin-Woo... ekhm... ludzie zakładają że wie pan gdzie on zawsze przebywa.
Widząc spojrzenia wszystkich osób w pomieszczeniu twarz Jin-Chula zrobiła się ciepłą. 
- Czy oni wszyscy zakładają że my jesteśmy połączeni biodrami? - Spytał gderliwie łowca udając że nie widzi jak co bardziej niedyskretni agenci patrzą na niego otwarcie jak na idiotę.
No dobrze może zawsze mógł zadzwonić do Jin-Woo, ale nie widział takiej potrzeby, nie musiał przecież zawsze wiedzieć gdzie on jest.
No ale w sumie... mógł dość łatwo zdobyć te informację, tylko po co? 
*** 
Jin-Woo patrzył z góry na około sto tysięcy żołnierzy podzielonych na dwie grupy i biegnących na siebie nawzajem.
Odgłos tylu stóp pędzących jednocześnie sprawił że cała ziemia drżała jakby nadchodziło ogromne trzęsienia a hałas byłby dla normalnego człowieka tak ogłuszający że straciłby zapewne bardzo szybko słuch.
- Bitwa treningowa która na podzieleniu armii na dwie części? Nigdy bym o czymś takim nie pomyślał. - Stojący koło niego Bellion przemówił spokojnym acz lekko zaskoczonym głosem.
- Nie mogą zginąć, a może nauczą się czegoś nowego.
Wielki Marszałek przyjrzał się milcząco swojemu nowemu młodemu panu. 
Był człowiekiem, lecz mimo tego został naznaczony przez Ashborna co było dość zaskakujące, mimo tego przez głowę Belliona ani przez sekundę nie przeszło aby to podważać. Przyjął tę informację przysięgając wierność swemu nowemu panu.  
- Ludzie chyba często tak kiedyś trenowali, czyż nie? - Spytał spokojne Kamish będąc w swoim zwykłym rozmiarze.
- Nie walczyli nigdy na poważnie, nie na śmierć. - Zauważył spokojnie Jin-Woo. - To były ćwiczenia ale nigdy nie mogli dać z siebie stu procent bo mogliby ktoś zabić.
Kilka godzin później Jin-Woo przyglądał się leniwie swoim żołnierzom którzy obecnie robili co chcieli gdy dał im czas wolny po treningu podczas gdy Bellion cały czas był u jego boku przyglądając mu się jednak tak aby nie przeszkadzało to rażąco jego królowi.
Trzy smoki, Kamish i Kieł bawili się w zawody kto wyżej wystrzeli pocisk ognia. Kieł bez problemu wygrał z trzema smokami gdyż trzymał Kulę Chciwości, lecz nawet mimo tego atak Kamisha był silniejszy od jego. 
Jin-Woo prychnął rozbawiony.
- Mój królu, dlaczego nie odwołasz swych żołnierzy? - Spytał z ciekawością Bellion.
- Hm? Chciałem by zaczerpnęli świeżego powietrza. Tkwili między wymiarami cały ten czas... - Jin-Woo zaśmiał się krótko. - Trochę inaczej pewnie rozumiemy pojęcie „długo” patrząc na to jak długo chodzisz po świecie.
Istotnie to mogła być prawda, jego król miał tle lat że dla Belliona ten okres mógł być ledwie mrugnięciem.
Gdy Jin-Woo odszedł dalej przyglądając się z nierozumieniem zajęciom mrówek Beru które najwyraźniej coś budowały do Belliona zwrócił się Kamish.
- Wyglądasz jak zagubiony szczeniak to całkiem ciekawy widok. - Smok wyglądał jakby dobrze się bawił widząc lekkie zagubienie swojego dawnego wroga.
I nie chodziło nawet o fakt tego, ponieważ obecnie służyli jednemu i temu samemu władcy a o to że jedyną ich potyczkę Kamish przegrał, z czym do teraz nie bardzo mógł się pogodzić.
- Zrobiłeś się jeszcze bardziej bezczelny czy tylko mam takie wrażenie? - Spytał po chwili milczenia Wielki Marszałek.
Kamish na to pytanie zaśmiał się nisko.
- Może po prostu ty zrobiłeś się jeszcze bardziej sztywny. - Smok prychnął rozbawiony.
Bellion dostrzegł że ich wymiany zdań słuchał król i już miał pokornie przeprosić gdy ku jego zaskoczeniu i zmieszaniu król prychnął wyraźnie rozbawiony. 
Dlaczego jego króla to bawiło skoro wyraźnie jego dwaj żołnierze mieli niedopuszczalną utarczkę słowną?
Cienie w pewien sposób czuły jakąś część swoich własnych uczuć skoro byli połączeni tak więc Kamish czuł mniej więcej to że Bellion wielu rzeczy nie rozumiał. Ale jak zawsze nie pytał a jedynie słucha i wykonywał rozkazy nie podważając ich.
- Ludzie... to znacznie więcej emocji i uczuć niż możesz zakładać. Monarchowie, Władcy... ty czy Ashborn nigdy nie czuliście nawet połowy tego co często odczuwają ludzie. Ich uczucia mogą palić miasta, decydować o życiu lub śmierci milionów, tworzyć nowe ery i wynalazki, burzyć zastany porządek rzeczy trwający setki lat. Całe ich obecne społeczeństwo jak i każde poprzednie jest zbudowane w jakiś sposób na emocjach. Także takich jakich istoty takie jak my nie zrozumieją dokładnie.
Bellion popatrzył zmieszany na Kamisha, a następnie na dwa silniejsze cienie będące przy nich, dwóch marszałków.
Rycerza Igrisa oraz Beru.
- Sądzę że najbliżej do zrozumienia ich jest Beru. - Odezwał się po chwili Igris swoim niskim głosem. Głowa mrówczego marszałka odwróciła się w stronę rycerza a jego czułki zadrgały pytająco.
Kamish zamruczał nisko aż ziemia po ich stopami nieco zadrżała.
- Jadłeś wielu ludzi za życia, uczyłeś się ich umiejętności, ale smakowałeś uczucia.
- Tak... miałem stać się najdoskonalszy, teraz wiem że nie ma istoty ponad naszym królem. Ale nie jestem tak bezczelny by twierdzić że rozumiem naszego pana, istotę nadrzędną. - Stwierdził niemal obrażony Beru.
- Nadal człowieka. - Przypomniał mu spokojnie Kamish na jego słowa żuwaczki Beru nieco zadrgały. - Nie zaprzeczaj, wiesz że nasz pan uważa się za człowieka, no chyba że będziesz podważał jego słowa.
Beru zapiszczał zdenerwowany.
- Nigdy bym nie śmiał!
Wielki łeb Kamisha odwrócił się do tyłu tam gdzie stanął dalej od nich ich pan jakby na coś czekając.
- Och... Bellionie chyba zaraz zobaczysz co mam na myśli.
Wielki Marszałem spojrzał zaskoczony na troje marszałków którzy jednak patrzyli po prostu w stronę ich pana.
Bellion zrobił więc tak samo widząc że jeden z żołnierzy cienia który musiał być wysłany przez ich króla gdzieś indziej niż cała obecna tutaj armia zbliżał się. Dzięki połączonej świadomości cieni Bellion szybko zdał sobie sprawę że nazywa się on Kaisel i jaką rolę w większości pełni w armii.
Nie miał też problemu żeby wyczuć przy jego energii jakąś energię ludzką. 
Ktoś... jakiś śmiertelnik wykorzystuje żołnierza cienia ich króla?! 
Niedopuszczalna bezczelność!
Ale... król musi być tego świadom, Bellion przyjrzał mu się cicho. Jego król... czekał.
W końcu gdy Kaisle był już blisko z jego grzbietu zeskoczył ów człowiek. 
Bellion obserwował w milczeniu jak jego nowy król podchodzi do człowieka a jego serce jest ciepłe, bije szybko i obmywa jego króla dziwne szczęście.
- Coś się stało?
- Hm? Och, nie. Po prostu chciałem cię zobaczyć. - Jin-Woo uśmiechnął się krzywo. - Ludzie bardzo chcą mojej głowy?
Jin-Chul prychnął. 
- Głowy nie, wyjaśnień, jak najbardziej.
W końcu Jin-Chul rozejrzał się wokół na pracujące i zajmujące się sobą cienia, które nawet mimo tego uważnie przysłuchiwały się rozmowie między ich panem a Jin-Chulem. A przynajmniej ci nowi żołnierze, wcześniejsi nie wydawali się ani jakoś bardzo zaciekawieni ani zaskoczeni. 
- Wiesz... na nagraniu wydawało się tych cieni o wiele mniej. - Usta Jin-Chula drgnęły gdy agent starał się nie uśmiechać.
- Hm? To chyba dobrze, mniejszy szok dla ludzi.
- Czy ja wiem? - Jin-Chul spojrzał z ciekawością i uznaniem na Belliona koło którego leżał normalnych rozmiarów Kamish wyraźnie dobrze się bawiąc.  - Bardzo się cieszę że to wy wyszliście z tej bramy a nie rzeczywiste potwory.
- Nie rozumiem. - Przyznał po chwili Bellion. - Myślałem że ludzie boją się każdej istoty magicznej.
- Może. Ale skoro z bramy nie wyszył potwory a armia cienia to teraz ja nie muszę liczyć ciał zmarłych i wydzwaniać do ich rodzin, o ile bym to przeżył.
Po tych słowach Bellion jak i cała armia wzdrygnęli się zaskoczeni czując zimne ostre ukłucie wściekłości ich króla.
Gdy spojrzał na niego zaskoczony Bellion zobaczył że ich pan patrzy surowo na człowieka.
- Po moim trupie. -  Oznajmił twardy Jin-Woo a na to stwierdzenie Bellion ledwie dostrzegalnie zamarł.
Jego król... właśnie stwierdził że pozwoliłby umrzeć temu człowiekowi dopiero gdyby sam zginął?!

Czy dobrze zrozumiał?
Co? 
Dlaczego?!
Czemu?
Te uczucia które biły od jego pana względem tego łowcy...były dla Belliona niezrozumiałe.
Za nim Igris pokręcił głową czując zmieszanie Wielkiego Marszałka. Chodź jemu samemu to stwierdzenie równie mocno się nie podobało. Bezpieczeństwo ich pana było nadrzędną zasadą ich istnienia. 
- Czas wracać.
Te słowa ich króla były jasnym znakiem do odwołania całej armii. 
*** 
Przez cały czas gdy Bellion obserwował swojego króla z cienia Kamish bezczelnie się z niego podśmiewał, tym głośniej im bardziej Bellion był zmieszany. Wcześniejsi żołnierze cienia jego obecnego króla patrzyli tylko na zachowanie smoka z politowaniem.
Nowa armia obserwowała jak ich król wraca do swojego domu gdzie czeka na niego... rodzina, tak nazwał ich Igris. 
Kobieta która urodziła ich króla, mężczyzna który go spłodził nosząc w sobie jednocześnie fragment najjaśniejszego światła ku jeszcze większemu zmieszaniu Belliona oraz siostra ich króla. Młodsze potomstwo.
Sama grupa była dla Belliona dość zrozumiała, wiele istot rodzi dzieci przywiązując się do nich i je chroni. To była miłość, przez myśl Balliona przemknęła nieco świętokradcza myśl że ta miłość mogła być podobna do tego jak kiedyś uwielbiali „ absolutny byt”, Władcy. To... było podobne do rodzinnej miłości, ale jednocześnie zupełnie inne. 
„Stwórca powinien kochać swoje dzieło tak jak matka swoje dziecko.” 
Zanucił zamyślony Kamish.
„Ale czy „absolutny byt” kiedykolwiek w ogóle interesował się Władcami?” 
Słysząc te obraźliwe świętokradcze myśli smoka Bellion oburzył się. Jakaś dawna święta część niego gdy jeszcze żył, a która do tej  pory nie obumarła, przypomniała mu że przecież był kiedyś wiernym żołnierzem „absolutnego bytu”.
„Daj spokój”. - Żachnął się smok niemal znudzony. - „On nie żyje, nie ważne czy powiemy o tym że popełnił błąd czy że został obrzydliwe zdradzony, to nie ma znaczenia. Istotne jest to że najbliższa miłość do tej w rodzinie naszego pana którą rozumiesz jest tą którą Władcy darzyli „absolutny byt”.
„Nasz pan nigdy nie zdradziłby swojej matki czy ojca a oni nie zawiedliby go w taki  sposób.” - Głos Igrisa był rzeczowy i spokojny, grzeczny. 
„Tak” - Kamish zawarczał w zamyśleniu. „Miłość w rodzinie naszego pana jest inna, bardziej zażyła, mniej doniosła i... formalna. Jest inna.” 
Z tyłu swojego umysłu Bellion wie że Kamish ma rację, porównanie miłości Władców do „absolutnego bytu” i miłości jego pana do swojej rodziny jest najbliższe temu co Bellion może rozumieć, ale jest też błędne. 
Ale dzięki temu Wielki Marszałem rozumie ją przynajmniej w połowie. 
To czego nie rozumie...
Przygląda się z cienia króla Woo Jin-Chulowi... tak ma na imię ten człowiek który ma miłość jego króla. Ogromną, zaciekła.. dziwną. Tej relacji Bellion nie jest w stanie już całkowicie zrozumieć, nie ma ją z czym powiązać.
Monarcha jest w stosunku do niego niebywale wręcz opiekuńczy, bardzo ciepły, nieskończenie cierpliwy oraz … traktuje go jak niemal równego sobie co było nierealne i nie bywałe dla Belliona. Dlaczego jego Wielki Monarcha traktuje tak jakiegoś człowieka z którym nie dzieli krwi?
Nie śmiał w żadnym momencie się temu przeciwstawić i jeśli taka jest wola jego króla Bellion będzie tego człowieka strzegł, ale to nie znaczy że chodź trochę rozumie.
Jest też bardzo zdezorientowany dlaczego marszałkowie i wcześniejsi żołnierze jego pana mimo że sami też nie rozumieją nawet w połowie, tak łatwo to się z tym godzą. 
„ Pokażmy ci coś, później.” - Mówi mu w pewnym momencie Kamish a słysząc to marszałkowie zastygają jakby przerażeni.
„ Nie mówisz chyba o... To nie...”
„I tak będzie świadkiem ich godów.” - Kamish śmieje się z politowaniem. - „A tego już zapewne nie zrozumie.”
*** 
Bellion jest... jest do głębi zmieszany.
Widzi jak jego pan oraz Jin-Chul znajdują się w jakimś mieszkaniu, ich usta stykają się. Czuje od swojego pana dziwne pragnienie, głód, palący żar. Jest jeszcze bardziej zdezorientowany, kompletnie nie wie co się dzieje.
Padają na łóżku, materiały ubrań drą się pod ich dłońmi, mana miesza się...
Bellion czuje że to co się dzieje... coś jest nie tak, jakby nie powinno go tu być. Czuje jakby coś uwierało go w tył głowy. 
Słyszy dziwne jęki nieprzystające komuś tak wielkiemu jak Monarcha Cieni, ale mimo tego uciekają z jego ust.
Żądza. 
Potrzeba. 
Głód. 
Pragnienie.
Opiekuńczość. 
Szaleństwo. 
Bellion, wycisza to, wnika głębiej w ciemność starając się nie spoglądać na jego pana w tej... dziwnej chwili... słabości? 
Igris wygląda na tak zniesmaczonego jak to tylko możliwe, kręci głową i mruczy ponuro.
„Proszę nie rób tego.” 
Kamish prycha ignorując go.
„Błagam.” - Naciska rycerz.
„ Ten proces... zwykle dużo częściej zachodzi między samicami a samcami..” - Zaczyna Kamish a cała wcześniejsza armia cienia wzdryga się.
„Igris ma tym razem racje, zamknij się. To okropne.” - Beru warczy z cierpieniem.
„ Nigdy nie możesz naszemu pan mówić o tym co teraz robi, nawiązywać do tego... najlepiej udawaj że to nigdy nie miało miejsca.” 
Bellion wie że to sprzeczne z jego naturą, z jego żelaznymi zasadami i tym jak zachowywał się eony lat jako „Wielki Marszałek” Ashorna, ale mimo tego czując ciekawość i zagubienie pyta.
„Dlaczego?” 
Dwaj humanoidalni marszałkowie jęczą udręczeni.
„ Ten proces służy ludziom najczęściej do rozmnażania. Ale też do przyjemności i zacieśniania więzi.” 
Gdyby Igris miał zapewne taką możliwość wyszedłby i uderzył hełmem w ścianę, burzący przy okazji cały budynek, ale niestety nie może tego zrobić.
Beru zwija się w nieistniejącym bólu.
„ Gdy to ma miejsce po prostu udajemy że tego nie widzimy, nie słyszymy i staramy  się być dla naszego pana niewyczulani. Choć ludzie bardzo to lubią to jest to dla nich wstydliwe. Nie rozumiem czemu, ale nie muszę.” 
Bellion chodź stara się udawać że tego nie słyszy, gdy  krew jego pana przestaje wrzeć mu w żyłach słyszy deklarację miłości. 
Nadal nie rozumie, ale wie przynajmniej tyle by tak jak radził mu Kamish nigdy o tym nie mówić.
*** 
Całe Stowarzyszenie szaleje gdy Go Gun-Hee wraca dzień po swoim przebudzeniu. Lekarze chodź chcieli mu tego zakazać nie mieli podstaw, jego siły są tak duże jakby nigdy nic mu się nie stało, problemy z sercem które miał wcześniej o dziwo tym razem nie zostały wykryte w żadnym zrobionym badaniu mimo że wiele z nich powtórzono.
On sam czuje się jakby był o dwadzieścia lat młodszy, jego moc wydaje się osadzona w nim dużo głębiej i spokojniej niż wcześniej oraz sam czuje że jego serce jest lżejsze, spokojniejsze i pracuje jakby lepiej.
Szefowie działów, normalni agenci, łowcy Stowarzyszenia wszyscy niezmiernie cieszą się że go widzą. 
Jin-Chul idzie za nim spokojnie wyglądając na bardzo rozluźnionego, spokojnego i jakby ktoś ściągnął z jego ramion ogromny ciężar. Jest ogłaszany tego samego dnia wiceprezesem jednocześnie pozostając szefem wydziału monitorującego łowców. 
To będzie dużo pracy, ale Jin-Chul poradzi sobie z tym jak zresztą ze wszystkim co zawsze na niego spadało.
Nikt specjalnie nie jest zdziwiony, widzieli że inspektor Woo świetnie radził w tak złych chwilach utrzymując w poprawnym działaniu całe Stowarzyszenie, tak więc ta pozycja dla niego jest jak najbardziej odpowiednia. Zasłużył na nią jak nikt inny.
Tego samego dnia chciał się z nim widzieć Sung Il-Hwan, gdy łowca wyszedł już z gabinetu prezesa Jin-Chul wchodząc do niego zobaczył uśmiechniętego prezesa siedzącego za swoim biurkiem. 
Serce Jin-Chul stało się nieco lżejsze gdy znów mógł ten znajomy widok obserwować. Widzieć te jasne doświadczone oczy, lekki uśmiech, zmarszczki wokół oczu.
- Jak myślisz, jak zareaguje Choi Jong-In na wieść że Stowarzyszenie pozyskało kolejnego łowcę rangi S?
Na to pytanie Jin-Chul unosi brwi zaskoczony spoglądając na zamknięte drzwi przez które wyszedł Sung Il-Hwan.
Z tego co o nim słyszał i wyczytał w aktach kiedyś był strażakiem, potem gdy stał się łowcą poświęcił samego siebie by wyprowadzić rannych kolegów z bramy samemu w niej zostając. Jin-Chul nie jest zaskoczony że ojciec Jin-Woo wybrał te ścieżkę kariery. Bycie łowcą dla gildii po tego typu przeżyciach, Jin-Chul nie zdziwił się gdyby mężczyzna chciał mieć jak najmniej wspólnego z podziemiami per se a będąc łowcą można przecież pomagać w inne sposoby. 
Jak być agentem Stowarzyszenia.
Jin-Chul znów spogląda na Go Gun-Hee poprawiając okulary.
Choi Jong-In tak bardzo zależało aby pozyskać Jin-Woo jako swojego trzeciego łowcę rangi S dla gildii stając się pierwszą gildią w Korei która tego dokona. Jak na ironię właśnie chyba wyprzedziło go Stowarzyszenie.
- Będzie naprawdę obrażony. - Mówi Jin-Chul bardzo poważnie a Go Gun-Hee chichocze.
A Choi Jong-In umiał się obrażać jak mało kto. Prezes chyba jednak się tym nie przejmuje a Jin-Chul czuje jakby wrócił do domu. Metaforycznie, ale jednak.
*** 

Jin-Woo miał świadomość że musiał powiadomić opinie publiczną o istnieniu ośmiu armii które w końcu przybędą na ziemię. Ale musiał zastanowić się w jaki sposób to zrobić, żeby w ogóle opinia publiczna mu zaufała. Nie mógł przecież też obiecać że wszyscy będą bezpieczni, że wszystko będzie dobrze i że po tym wszystkim świat pozostanie taki jak wcześniej. We wspomnieniach Ashborna Jin-Woo obserwował jak król smoków wraz ze swoją armią destrukcji zostawili po sobie tylko ruiny i popiół.
Te same istoty obrały za cel ziemię. Dlatego właśnie ludzie muszą być przygotowani na to co ma nadejść.
- Coś się stało? - Spytała Park Kyung-Hye przyglądając się zmartwiona Jin-Woo który schylał się akurat by wyciągnąć coś w lodówki. - Chodzi o to co nam pokazałeś?
- Po części. - Przyznał po chwili Jin-Woo.
Przyjrzał się obiadowi który przygotował a który obecnie jadły Jin-Ah i jego mama. 
- Muszę iść, mam spotkanie.
Jin-Woo ściągnął fartuch udając że nie widzi zaniepokojonego wzroku jego matki. 
Nie było nawet pewności że on przetrwa ten cały koszmar który ma się wydarzyć, a przez to musiał zadbać o swoją rodzinę.
Chciał mieć pewność że ktoś się nimi zaopiekuje gdyby on umarł.
Nawet mimo tego że jego ojciec wrócił... nie mógł zostawić go z tymi wszystkimi obowiązkami samego. 
*** 
- Przyszedłem dziś do pana z... pewną prośbą. - Przyznał po chwili ciszy Jin-Woo patrząc ponuro na ojca Yoo Jin-Ho siedzącego naprzeciw niego. - Niedługo... czeka mnie poważna walka, nie wiem jak ona się potoczy.
Yoo Myung-Han kiwnął głowa bez słowa podczas gdy wyraz jego twarzy był bardzo poważny.
- Zawdzięczam ci życie, możesz prosić mnie o co tylko zechcesz, w końcu mam wobec ciebie dług.
- Gdybym nie przeżył, czy mógłby pan zaopiekować się moją rodziną? Mimo że mój ojciec wrócił... chce mieć pewność że gdybym mnie zabrakło nic im się nie stanie.
- Czy tyle na pewno wystarczy?
- Tak, nie chce nic więcej.
- Rozumiem, zajmę się nimi. Obiecuję.
*** 
Gdy tylko opuścił biuro ojca Jin-Ho wyruszył do Stowarzyszenia. Tylko ono mogło dać mu możliwość przekonania ludzi o tym co miało nastąpić. Ale żeby mu w tym pomogli prezes najpierw sam musiał się o tym dowiedzieć. 
W drodze do jego gabinetu minął Jin-Chula rozmawiającego z jakimś agentem. 
Jin-Chul spojrzał jedynie na niego zmartwiony wiedząc mniej więcej co Jin-Woo planuje. 
Prezes siedział tym razem patrząc w ekran telewizora który wyświetlał wielką bramę otwartą nad niebem, widać było na nagraniu ludzi, cywili i sądząc po garniturach kilku agentów oraz jakiś autobus który - najwyraźniej się zatrzymał.
- To brama nad Szanghajem.- Odezwał się na dzień dobry prezes widząc Jin-Woo który skierował swój zaciekawiony wzrok na ekran. - To nie dotyczy tylko Chin. Na świecie pojawiło się aż osiem ogromnych bram. Wszystkie w tym samym czasie. Łowco Sung czy...?
- Nie tym razem. - Jin-Woo pokręcił głową widząc pełen nadziei wzrok prezesa, który po słowach Jin-Woo zniknął zastąpiony ponurym zmartwieniem.
- Rozumiem, więc to nie twoi żołnierze.
- Tak, to nasi wrogowie.
- Prezesie, ufa mi pan? - Spytał po chwili Jin-Woo wyczuwając że to najodpowiedniejszy moment aby zacząć te rozmowę.
- Tak. - Jin-Woo był nieco zaskoczony natychmiastową odpowiedzią oraz pewnością w głosie starszego mężczyzny.
- Więc niech pan zaufa też temu co panu za chwilę pokażę.
Jin-Woo obszedł powoli biurko i przystawił jeden palec do czoła mężczyzny, dzięki temu  Go Gun-Hee ujrzał wszystko to co jego ojciec i Jin-Chul pomijając jedynie nieco głębsze relacje między nim a Jin-Chulem. 
Gdy wspomnienia skończyły  napływać prezes łapał ciężko powietrze, na jego twarzy lśnił pot a oczy były większe i zaszklone. Mężczyzna zgiął się nieco kładąc duże tym razem drżące dłonie na kolanach.
- Nie możliwe... jak coś takiego....?! Zawsze uważałem że bogowie pobłogosławili niewielką część ludzkości mocami, byśmy mogli chronić innych walcząc z potworami i zamykając bramy. Jeśli jednak to co mi pokazałeś jest  prawdą, to moje wcześniejsze przypuszczenia nie są niczym więcej niż zwykłą arogancją. Myliłem się. We wszystkim.
Go Gun-Hee z powodu tego przekonania rzucił całe swoje wcześniejsze życie nie oglądając się za siebie i zakładając Stowarzyszenie Łowców. To to samo przekonanie pozwoliło mu wytrwać na tym stanowisku dziesięć lat i wywalczyć tyle praw i zasad dla łowców trzymając ich jednocześnie w ryzach. 
To nie jest w żadnym razie wojna ludzi, oni są tylko w nią wciągnięci i nie mają żadnej mocy na przeciwstawienie się Monarchom czy Władcom.
- Jak to jest możliwe łowco Sung? I ty masz zamiar walczyć z takimi wrogami samemu?
Po pytaniu prezesa przed oczami Jin-Woo mignęły twarze jego rodziców, zmartwiona wyraz jego matki, zmęczona twarz ojca, załzawione oczy siostry i nawiedzony wzrok Jin-Chula.
- Tak. - Potwierdził spokojnie Chłopak.
- Więc co powinniśmy... - Prezes zamilkł zamykając na chwilę usta. - Jak możemy ci pomóc?
Jin-Woo wiedział po tym pytaniu że nie mylił się ani przez chwilę zakładając że organizacją jaka całkowicie pomoże mu w jego planach jest Stowarzyszenie. 
*** 
Jin-Woo poczuł jak ktoś odciąga jego dłoń od zawiązanego na jego szyi krawatu z krótkim zirytowanym nakazem.
- Zostaw.
Jin-Woo rzucił krzywe pełne nieszczęścia spojrzenie Jin-Chulowi który stał  koło niego mając na sobie swój zwyczajowy garnitur tym razem jednak bez okularów. Chodź nadal był agentem był tutaj jako wiceprzewodniczący a nie jako szeregowy agent Stowarzyszenia czy szef wydziału monitorującego łowców. 
Prezez Go nie mógł być tutaj obecny ze względu na umówione spotkanie, dlatego właśnie w jego imieniu pojawił się Jin-Chul jego wiceprezes. 
- Nic nie poradzę że nie lubi krawatów. - Mruknął urażony Jin-Woo. Patrząc na swój własny garnitur jaki założył, albo raczej kazał mu założyć Jin-Chul.
Agent zignorował narzekania swojego chłopaka, zamiast tego przyzwał do siebie agenta stojącego nieco dalej od nich. Ten szybko podszedł kłaniając się im lekko.
- Czy ktoś jeszcze potwierdził swoje przybycie? - Spytał Jin-Chul przejeżdżając wzrokiem po zgromadzonych w sali gościach.
W sali było mnóstwo przedstawicieli rządów z różnych państw, dyrektorzy największych światowych telewizji czy czasopism. 
- Nie proszę pana, pojawiły się tutaj tylko 152 kraje, o których wspomniałem rano.
Jin-Chul słysząc to zacisnął usta w wąską linię. Mniej niż Stowarzyszenie zakładało. 
Wysłali informację do każdego państwa zrzeszonego w ONZ-cie oraz do Palestyny. To daje razem 194 państwa. 
Co prawda dali im tylko cztery dni na przybycie oraz podali mało informacji, ale nawet mimo to  prezes zakładał że przybędzie więcej osób gdy powołają się na Sung Jin-Woo. 
- „Tylko”? - Spytał zaskoczony Jin-Woo.
- Powiadomiliśmy niecałe dwieście państw. - Powiedział mu jedynie krótko Jin-Chul wzdychając.
- Wybuchnie chaos gdy ludzie się o tym dowiedzą. - Zauważył po chwili Jin-Chul przypominając sobie to co pokazał mu Jin-Woo. Armia smoków wyłaniających się z ciemności. W tym jeden przeogromny smok latający ponad wszystkimi innymi. Wydawał się tam majestatyczny i potężny, że nawet gdyby zebrali się wszyscy łowcy na świata nie byliby w stanie go nawet zadrapać. Wydawało się że ten smok był tak silny że jednym swoim ognistym oddechem mógłby spopielić całą ziemię. - Niektóre kraje mogą nie być w stanie go opanować.
- Jestem tego świadom.
Jin-Woo zignorował ciągłe ciekawskie spojrzenia jakie rzucali im różni  goście. Dziś świat pozna prawdę. Zrozumie co ma nadejść.
- Wielu może nie uwierzyć. - Ciągnął dalej Jin-Chul podczas gdy Jin-Woo dostrzegł jak chowa on nieco drżące dłonie do kieszeni spodni.
*** 
- Wielu ludzi się tutaj zebrało.
Wiceprezesi a także sami prezesi stowarzyszeń i biur związanych z łowcami, przedstawiciele rządów, dyrektorzy i najważniejsze osoby z największych światowych telewizji czy mistrzowie największych i najbardziej szanowanych gildii na świecie. 
David Brennon omiótł uważnym wzrokiem wpełnioną po brzegi ogromną salę konferencyjną z ponurym wyrazem twarzy.
Domyślał się że to musiało być coś bardzo poważnego skoro tyle najważniejszych osób na świecie zostało tutaj wezwanych, i to przez kogo? Przez łowcę Sung Jin-Woo.
Jasne, to Stowarzyszenie zorganizowało całe spotkanie, ale ani przez chwilę nie ukrywali że robią to z powodu prośby tego konkretnego łowcy. 
Jakiś czas temu David widział go stojącego koło wiceprezesa Koreańskiego Stowarzyszenia łowcy Woo Jin-Chula. Obaj mieli wyjątkowo grobowe miny co tylko utwierdziło dyrektora Amerykańskiego Biura Łowców że to coś bardzo poważnego.
Możliwe że chodziło o te pieprzone ogromne bramy które pojawiły się w kilku miejscach na świecie. Były wieszcze większe niż ta z Tokio, a przecież wszyscy pamiętali jak potwornie zniszczona została Japonia zaledwie w kilka dni od jej otwarcia. 
Jak blisko było od wymazania z powierzchni ziemi całego kraju.
A teraz na świecie pojawiło się osiem nieco większych bram i każda z nich otworzy się za cztery dni. To była istna katastrofa z którą świat nie wiedział dokładnie jak sobie poradzić. 
O ile w ogóle im się uda.
Nawet Stany Zjednoczone posiadające łowcę rangi międzynarodowej oraz bardzo wielu silnych łowców rangi S nie było pewne co będzie dalej. 
Zresztą... utrata Reida nadal pozostawiała gorzki posmak w ich ustach. Gdyby mieli dwóch łowców rangi międzynarodowej, a nie jednego...
David Brennon spojrzał uważnie na wchodzącego na mównicę łowcę Sung Jin-Woo którego wyraz twarzy był obrazem ponurej determinacji.
*** 
Woo Jin-Chul przymknął oczy słysząc krzyki zdenerwowanych osób siedzących na sali. Krzyki zarzucające Jin-Woo kłamstwo, manipulację i mówiące że oni nie wierzą w jego słowa. 
Usta Jin-Chula uformowały się w cienką linię a jego oczy zmarszczyły się. Nie wierzyli ze strachu to było oczywiste. Takie potworne rewelacje o jakich powiedział im teraz Jin-Woo, ciężko było w to uwierzyć to fakt.
W końcu Jin-Woo mówił o tym że te bramy przyniosą zgubę całemu światu.
Agenci stojący koło  Jin-Chula poruszyli się nerwowo rzucając sobie przerażone pełne niedowierzania spojrzenia.
Po chwili jednak sapnęli przerażeni jak i zresztą wszyscy obecni na sali gdy za Jin-Woo pojawiło się pięć bram o średnicy około dwóch metrów. 
Chodź widząc je Jin-Chul sam był w ciężkim szoku co było zapewne łatwo widoczne bez jego okularów przeciwsłonecznych których częściej już nie nosił działając jako wiceprzewodniczący a coraz rzadziej jako agent działu monitorującego. 
Kolejne przyszły zarzuty że Jin-Woo jest jednym z potworów chcących ich zaatakować skoro jest w stanie tworzyć bramy.
Potem wokół nich powietrze zaczęło drżeć a potem bez ostrzeżenie przed oczami Jin-Chula pojawiły się już znajome obrazy wielkiej smoczej armii nad którą górował jeszcze większy i masywniejszy smok, tak potężny że byłby w stanie zniszczyć ziemię w przeciągu dziesięciu minut. 
Gdy ten przerażający obraz się skończył Jin-Chul oparł się o ścianę ze sobą tylko trochę przytłoczony. Jednak nie miał czasu aby uspokajać samego siebie gdy zdał sobie sprawę że jego agenci leżą na ziemi z szeroko otwartymi oczami, ich oczy są szeroko otwarte i pełne przerażenia, ich piersi unoszą się i opadają w krótkich nieregularnych zrywach żarliwego łapania powietrza a płuc a całymi ich ciałami rzucają dreszcze.
Gdy spojrzał w głąb sali wszyscy obecni wyglądali bardzo podobnie do jego ludzi. Zszokowani, przerażeni, roztrzęsieni. 
Jakimś cudem Jin-Woo pokazał ten obraz wszystkim w pomieszczeniu, pokazał im armię która nadchodzi. 
Cóż, zdaniem Jin-Chula nie było to najmądrzejsze posunięcie, acz zapewne dzięki niemu nie będzie tym ludziom już tak łatwo zarzucać Jin-Woo kłamstwa.
- Pokazałem wam właśnie to co ma nadejść. Możecie dalej na mnie wrzeszczeć, lub mnie przez chwilę posłuchać i pomyśleć logicznie. - Głos Jin-Woo był lodowaty w swym tonie, ale też wyrażał całkowity spokój.
- Co...?! Co to u diabła było?! - Ktoś w głębi sali wydusił z siebie to jedno pytanie. Sądząc po słowach Jin-Chul założył że był to jakiś język słowiański. Może rosyjski, może polski, czeski lub ukraiński. Dla niego one wszystkie brzmiały bardzo podobnie, ale tak samo było za pewne dla nich gdyby słyszeli Japoński, Koreański czy Chiński. Różnice kulturowe robiły swoje.
Słysząc kolejne krzyki,  pytania i wszechobecny chaos Jin-Chul przymknął oczy uderzając tyłem głowy o ścianę o którą się opierał. 
***
Minęła dłuższa chwila nim większość osób w pomieszczeniu chodź trochę się uspokoiła aby móc dalej prowadzić spotkanie. Pośród zgromadzonych nadal jednak można było wyczuć panikę, strach i przerażenie. 
- Skoro już wiemy co wyjdzie z bramy, co mamy robić? - Spytał Amerykański Dyrektor Biura Łowców.
Dzięki temu że Jin-Woo znał mniej więcej angielski nie musiał czekać aż w jego słuchawce usłyszy tłumaczenie tego pytania. 
- Ewakuujcie w miarę możliwości jak największy obszar wokół bram, nie zbliżajcie się do nich i nie wysyłajcie tam swoich łowców. No chyba że koniecznie chcecie żeby zginęli. Tylko łowcy rangi międzynarodowej mają jakąkolwiek szansę przeżyć w starciu z tymi bestiami, każdy inny łowca jest bezbronny.
*** 
Słowa Jin-Woo wywołały ogromny efekt domina, z powodu ostrzeżenia że ludziom nie uda się pokonać tego co ma z bram wyjść wszyscy uciekali jak najdalej się da pozostawiając swoje dobytki a ratując życie.
Ludzie widzieli nagrania tego jak wszystkim obecnym w sali w jednej chwili zaszkliły się oczy a po kilku sekundach drżeli, z ledwością oddychali jakby przebiegli maraton a w ich oczach był czysty nieskrępowany strach. Jak u królika który został zapędzony w róg przez wyjątkowo głodnego drapieżnika. Pierwotny lęk o przetrwanie. 
Opinia publiczna na świecie wiedziała tylko że łowca Sung pokazał im to co ma wyjść z bram, a oni sami nie chcieli mówić nic więcej. Ale to wystarczyło by ludzie uwierzyli.
*** 
Woo Jin-Chul stojąc koło Jin-Woo miał gorzki ponury wyraz twarzy gdy patrzył na ekran telewizora w biurze przewodniczącego. Rzucił szybko okiem na przewodniczącego by potwierdzić że jest równie zirytowany i wściekły co on.
- Skończ z tymi bzdurami... Chciałbym tak powiedzieć łowcy Sung Jin-Woo, gdybym miał do niego telefon.
Na ekranie widać było mężczyznę po czterdziestce o brązowych włosach i oczach oraz zachodniej urodzie.
Był to łowca rangi S Jay Mills.
- Ale czy nie jest on jednym z najsilniejszych łowców na świecie? Mądrym posunięciem byłoby posłuchanie jego ostrzeżenia, prawda?
- Nie ważne jak świetny jest, nie wszystko co mówi jest prawdą.
Wzrok mężczyzny skierował  się z reportera na kamerę. 
- Nie ważne jak bardzo spróbujesz nas przestraszyć, nie pozwolimy ci zająć bram dla siebie. W ogóle mnie tym nie odstraszyłeś!
Prezes w końcu stracił cierpliwość i ze znudzonym i pełnym politowania wyrazem twarzy wyłączył telewizor, następnie zwrócił się do Jin-Woo.
- Łowcy zebrali się w Kanadzie, a Jay Mills został ich liderem. Co więcej mamy informację że inni silni łowcy z różnych krajów szykują się do rajdów.
- Ich rządy i Stowarzyszenia nie były w stanie ich powstrzymać jak widać. - Stwierdził gorzko Jin-Chul zastanawiając się czy głupota tych wszystkich ludzi będzie ich zgubą?
- Co teraz planujesz?
- Najpierw... udam się do Chin. - Na zaciekawiony wzrok prezesa Jin-Woo kontynuował. - Nie zdołam zmierzyć się jednocześnie z ośmioma bramami. Najpierw planuje pozbyć się zagrożenia najbliżej Korei. Potem zajmę się resztą.
*** 
Liu Zhigang uważał się za osobę raczej opanowaną i racjonalną, to często mu się przydawało w sporach z upierdliwym rządem który czasem zapominał że on siedmio-gwiazdkowy łowca nie ugina się przed nikim. Nie przed innymi łowcami rangi międzynarodowej, nie przed opinią publiczną czy nawet nie przed własnym krajem. 
Mimo tego gdy szedł koło Sung Jin-Woo który przybył do Chin aby im pomóc nie mógł powstrzymać strachu który narastał w nim im bliżej było do przełamania tej gargantuicznie wielkiej bramy na niebie nad ich głowami.
Nawet gdy pokazał łowcy Sung Jin-Woo wszystkich najlepszych łowców których rząd tutaj zgromadził, nie był w stanie zagłuszyć swoich zmartwień. 
Nawet widok całej elity jego kraju nie był w stanie chodź trochę go uspokoić.
- A to jest... stu tysięczna chińska armia.
Jin-Woo zamrugał zaskoczony widząc to morze ludzi odzianych w najlepsze pancerze i szaty zarezerwowane tylko dla elitarnych łowców. 
Miał świadomość że ogromne Chiny miały powyżej stu milionów łowców, ale nawet mimo tej świadomości widok tylko przebudzonych w jednym miejscu wywoływał nie mały szok. Każdy łowca tutaj miał rangę S, a patrząc na nich liczba łowców rangi S Korei wydawała się zawstydzająco żałosna.
Ale nawet mimo tak ogromnej ilości zgromadzonych tutaj łowców Jin-Woo miał poważne wątpliwości czy to wystarczy.
Około 3 procent populacji ziemi to łowcy. Z siedmiu miliardów ośmiuset milionów osób na całym świecie sto dziewięćdziesiąt pięć milionów było przebudzonych,  z czego jakaś ich część nigdy oficjalnie nie ubiegała się o licencję łowcy. Z pięćdziesięciu jeden milionów Koreańczyków jeden milion to byli łowcy, w przypadku chin było ich tak wielu że aż sto tysięcy z nich było łowcami rangi S. Najrzadszymi i najsilniejszymi łowcami.
- Przybądźcie.
Na to jedno słowo cienie Jin-Woo pojawiły się za jego plecami. Kolejne sto tysięcy.
Widząc tę ogromną siłę o której tylko niejasno słyszeli i widzieli na nagraniach i zdjęciach ta cała chińska elita przybrała przerażone zszokowane wyrazy twarzy czując ten nieprzebrany ocean energii magicznej bijącej z armii przyzwań jednego łowcy. Niektórzy nawet cofnęli się o krok przerażeni.
Mieli świadomość że gdyby to z tymi istotami mieli się zmierzyć, nie daliby rady.
Postacie najbliżej stojące za łowcą Sungiem mogły uchodzić za tak potężnych jak sami łowcy rangi międzynarodowej. O ile nie silniejsze. Ta myśl była zatrważająca.
Liu Zhigang mimo że sam na własne oczy obserwował te istoty gdy wychodziły z bramy nie był w stanie powstrzymać cichego sapnięcia pełnego szoku. 
Spojrzał za siebie kredowo biały czując za sobą pamiętną rządną krwi energię, chodź obecnie nieco zmienioną.
Cień Kamisha stał z przodu armii nie wyprzedzając swojego króla stojącego na czele acz górując nad resztą armii. Reszta smoków stała bardziej z tyłu. 
- Mój królu, brama zaraz się otworzy.
Wielu smok uniósł masywny łeb w górę ignorując zszokowane pomruki chińczyków na swoje słowa. Nie wiedział czy byli bardziej zaskoczonym tym co powiedział czy że w ogóle przemówił, ale nie miało to obecnie dla niego żadnego znaczenia.
- Tak... energia bramy się budzi. - Jin-Woo przyzwał swoje sztylety gdy łowcy również zaczęły się przygotowywać, najwyraźniej biorąc sobie do serca słowa Kamisha.
Gdy brama się przełamywała bardzo silny podmuch energii uderzył we wszystkich zgromadzonych nad nią, przypominając nieco bardzo silny porywisty wiatr. Jednak po jego uderzeniu mijały kolejne sekundy nerwowego oczekiwania, ale z bramy nie wychodziły żadne potwory. 
Każda brama miała swoją naturalną energię odłączoną od siły potworów wewnątrz niej stąd energia przy jej przełamaniu, ale...
- Nie wyczuwam żadnej obecności w bramie. - Odezwał się w końcu po kilkunastu sekundach Bellion.
- Co? - Jin-Woo spojrzał szeroko otwartymi oczami na swojego wielkiego marszałka. - Co się dzieje w innych miejscach?
- Według cieni wszystkie wyglądają podobnie. - Ogłosił po chwili ciszy Bellion podczas gdy zmieszanie i zdenerwowanie Jin-Woo wzrastało.
- Co to oznacza? - Spytał nadal stojący koło niego Liu Zhigang, nie rozumiejący co mówi Jin-Woo ale rozumiejący jego cienie. Zarówno on jak i inni łowcy dokładnie słyszeli słowa Belliona przekazując je na tyłu do swoich kolegów stojących dalej.
Jin-Woo po chwili przerażony zdał sobie sprawę że się mylił.
- Założyłem że stworzyli kilka różnych bram na świecie by podzielić swoje wojska... ale jeśli te bramy są puste to oznacza że były tylko zmyłką.
Igris powtórzył słowa swego króla aby Chińczycy je zrozumieli tymczasem oczy Jin-Woo stawały się coraz większe gdy jego umysł pędził. 
- Jeśli tak jest to najpewniej zebrali swoje siły w bramie najbardziej ode mnie oddalonej.
- Kanada? - Spytał po chwili zastanowienia Liu Zhigang. - Czy mamy jak sprawdzić co się tam dzieje?
Gdy Liu zadał to  pytanie przetłumaczone mu przez Igrisa a umyśle Jin-Woo pojawił się pomysł.
Wyciągnął z kieszeni telefon i wybrał jeden z zapisanych numerów.
- Tak łowco Sung?!
- Adamie, możesz mi powiedzieć co obecnie dzieje się z bramą nad Kanadą?
Jin-Woo zmarszczył brwi gdy usłyszał w słuchawce jakieś krzyki i buczenie.
- Gdzie jesteś?
- Przy bramy w Kanadzie razem z innymi agentami.
Słysząc to serce Jin-Woo zamarło.
- Dlaczego tam jesteście?! - Spytał z pretensją w głosie Jin-Woo zastanawiając się co u diabła myślało sobie amerykańskie biuro łowców wysyłając do jednej z tych cholernych bram agentów którzy nie byli łowcami.
- Nie mogliśmy siedzieć bezczynnie słysząc co się tutaj wydarzy. Dlatego właśnie wielu agentów włącznie ze mną zostało tutaj wysłanych.
Na pewną śmierć. Bo tak naprawdę wysłanie tam kogokolwiek zwłaszcza nie będącego łowcą tak się skończy.
Wciąż świat nie rozumie jak bardzo niebezpieczny jest wróg.
- Czy zaszły w bramie jakieś zmiany? - Dopytał ponaglająco Jin-Woo.
- Nie, wygląda na to że jest pusta tak jak wszystkie inne.
Ramiona Jin-Woo nieco opadły gdy poczuł lekką ulgę na słowa Adama. Nie trwała ona jednak długo.
- Och? Poczekaj chwilę. Coś... coś wyszło z bramy. Osoba... jakaś osoba wyszła z bramy.
Osoba...?!
Domyślając się kim zapewne ta osoba jest Jin-Woo kazał swojemu cieniowi zabrać stamtąd Adama White'a jak najszybciej.
Wszyscy wokół patrzyli na Jin-Woo w napięciu gdy jeden z agentów chińskiego Stowarzyszenia tłumaczył im co Jin-Woo mówi. Twarz słuchającego z uwagą Liu była zimną pustą maską chodź w jego ramionach widać było wyraźne napięcie.
Już po chwili koło Jin-Woo pojawił się Adam White który zamrugał powoli kilka razy a jego twarz była kredowo biała. Za nim stał ork który trzymał go  za ramię. Wszyscy wzdrygnęli się zaskoczeni na to nieoczekiwane pojawienie się znikąd.
- Co... Co się stało? - Spytał po chwili Adam patrząc wokół siebie. - Co z innymi?
- Wszyscy nie żyją. - Stwierdził bezbarwnym głosem po angielsku Jin-Woo słysząc że agent obecnie jest tak zdezorientowany i zagubiony że sam również mówi po angielsku.
Na jego słowa Adam popatrzył na niego wielkimi zszokowanymi oczami a jego cera o ile to możliwe stała się jeszcze bledsza. 
- Powiedz mi czy tak trudno jest zrozumieć stwierdzenie „trzymajcie się od bram jak najdalej”? - Spytał przez zaciśnięte zęby Jin-Woo patrząc na Adama White'a. - Czy podczas konferencji przedstawiciele Ameryki spali?!
Adam otworzył usta, po czym natychmiast je zamknął nie wiedząc zapewne jak odpowiedzieć. 
- Łowcy z Kanady... - Jeden z agentów chin stojący koło Liu oderwał swój załamany wzrok od telefonu i popatrzył przerażony na Jin-Woo który zacisnął pięści czując gorycz bezsilności.
Nawet gdyby popędził tam najszybciej jak to tylko możliwe, to i tak na miejscu zastanie tylko wojnę w pełnym rozkwicie. Jego plan na kupienie im czasu całkowicie się nie powiódł.
Czy naprawdę nie mógł nic na to poradzić?
Jin-Woo nakazał cicho Kaiselowi zabrać Adama do Korei a reszcie swoich żołnierzy na powrót do jego cienia. Tutaj i tak do niczego się nie przydadzą.
*** 
Adam zamrugał bezradnie gdy smokopodobny stwór puścił go w mało delikatny sposób przed budynkiem Koreańskiego Stowarzyszenia łowców.
Potwór bez ostrzeżenie chwycił go za kołnierz koszuli i marynarki i w tak przerażający sposób przeleciał z nim aż do Korei. 
- Dobrze że jest pan w jednym kawałku. - Adam zobaczył nad sobą znajomą twarz Woo Jin-Chula w jego pełnym garniturze oraz w okularach przeciwsłonecznych.
- Co... Co teraz? - Spytał głupio Adam zdając sobie właśnie sprawę że na drugim końcu świata, tak blisko jego kraju rozgrywa się pieprzony armagedon z innego świata.
Jin-Chul pomógł mu wstać spoglądając w niebo na latającego potwora który najwyraźniej wracał do Jin-Woo.
- Teraz... - Zaczął zamyślony Jin-Chul ściągając okulary i patrząc zmęczonym przekrwionym wzrokiem na Adama. - Idziemy po kawę.
Adam czuł jak jego ramiona opadają a jemu samemu chce się płakać.
*** 
Jin-Woo uniósł brwi zmieszany widząc na biurku dyrektora amerykańskiego biura łowców puste szklane butelki po Jacku Dannielsie. 
Było to niepokojąco pustych butelek po whisky jak na jedną tylko osobę, potem jednak Jin-Woo zdał sobie sprawę że to David Brennon był obecny na konferencji o zwołanie której prosił Jin-Woo oraz to zapewne on nakazał tym wszystkim swoim agentom znaleźć się w Kanadzie przy bramie. 
Świadomość że skazało się na śmierć swoich ludzi tak głupią i złą decyzją musiała boleć. 
Dodatkowo zdanie sobie sprawy że za ich granicą jest tak potwornie potężny wróg musiała być przytłaczająco przerażająca. Jin-Woo miał tylko nadzieję że Brennon nie jest tak pijany jak wskazywałaby na to liczba pustych szklanych butelek na jego biurku.
Słyszał że w krajach słowiańskich dużo się pije, nie w Ameryce...
- Łowco Sung?! - Nie wydawał się jakby bełkotał, przynajmniej nie bardzo, a więc może nie był kąpletnie zalany. Jin-Woo raczej by to nie pomogło.
- Wybacz za te nagłą wizytę, ale czegoś potrzebuje. Runy. Proszę, aby przekazał mi pan runę pozostawioną przez Kamisha.
Na słowa Jin-Woo mężczyzna zerwał się z siedzenia patrząc wielkimi oczami na Jin-Woo podczas gdy na jego twarzy widać było widoczne rumieńce wywołane zapewne alkoholem.
- Jak już wiesz jego runa jest pod nadzorem biura łowców...
Mężczyzna zamilkł z otwartymi ustami gdy zdał sobie sprawę z tego co mówi. Ta głupia runa nie będzie miała żadnej wartości, jeśli cały kraj zostanie zniszczony.
David znów siadł na fotelu odchylając się na nim do tyłu i przecierając dłonią zarumienioną twarz.
- Wybacz, chyba za dużo wypiłem.
Jin-Woo uniósł brwi bez słowa patrząc ostrożnie na butelki które bezsprzecznie były już puste.
- Przekażę ci te runę. Ale do czego jest ci ona potrzebna? 
- Użyje jej jako kontrataku.
*** 
Gdy oboje stali już w pomieszczeniu z ciałem Kamisha i runą na którą obaj spoglądali Brennon zadał nurtujące go pytanie.
- Nie mówiłeś, że istoty, zwane Władcami, wysłały tutaj te potwory? Czym w takim razie są runy znajdowane w ich ciałach?
- To prezenty od Władców, mające pomóc ludziom w efektywniejszym polowaniu na potwory. Władcy cheili by rozgorzała walka między ludźmi a potworami żeby mana pojawiła się na ziemi. Ofiara ludzi jest tylko skutkiem ubocznym ich ostatecznego celu.
Gdy potwór ginął jego umiejętności były niekiedy pieczętowane w runach. Władcy stworzyli runy by pomóc ludziom, chodź ta pomoc...
- Naprawdę zdołasz ich powstrzymać za pomocą tego? - Spytał z nutą niedowierzania w głosie dyrektor.
Odpowiedzią Jin-Woo byłoby powiedzenie: „nie”. Zamiast jednak to mówić poprosił o coś jeszcze.
*** 
W oczach pani Selner dostrzegł łzy gdy puściła jego dłoń. 
- Jak... Jak zwykły człowiek może zrobić tak wiele... Chcesz ochronić wszystkich zupełnie sam?
Jej głos drżał a pierwsze łzy zaczęły płynąć po policzkach, teraz jednak nie patrzył już na niego ze strachem jaki miała w oczach po ich pierwszym spotkaniu.
Powiedział jej prawdę że nadal jest sobą, teraz tylko stał się jednością z mrokiem jaki wcześniej był w nim uśpiony. 
Nie był już tym samym chłopakiem jakiego zdradzono w podwójnym podziemiu, tamta naiwna młoda część niego umarła gdy kamienny miecz przeszył jego pierś a w głowie rozbrzmiał głos systemu. Ale to nie moc monarchy go zmieniła. Zrobili to ludzie wokół niego. Ci dobrze i ci źli.
Pod względem umysłu nadal był Sung  Jin-Woo. Człowiekiem. 
- To przynajmniej oznacza że na szczęście to zrobię.
Jin-Woo wstał z kanapy którą zajmował naprzeciw pani Normy Selner.
- „Na szczęście”?! Walka którą stoczysz będzie samotna! Nikt tego naprawdę nie zrozumie!
Na krzyki pani Selner Jin-Woo uśmiechnął się.
Może i widziała przyszłość oraz zwiększała moce łowców, ale nie była nieomylna. Ale nie szkodzi, każdy miał prawo się mylić.
- Proszę mi wybaczyć na tą nagłą wizytę i prośbę. - Na ustach Jin-Woo pojawił się smutny uśmiech gdy ostatni raz patrzył na panią Selner. - Do zobaczenia.
-To nie było pożegnanie. To była nadzieja że jeszcze się zobaczą.
*** 
Pojawił się na najwyższym budynku w Seulu patrząc na całe miasto wokół niego. 
Jeszcze nie zrujnowane i nie pożerane przez płomienie. 
Co ciekawe ostatniej nocy śnił koszmar w którym był w zamku demonów. Biegł po zniszczonych ulicach nawołując z całych sił siostrę. 
Nie odpowiedział mu nikt.
Obudził się gdy zdał sobie sprawę że to nie był zamek demonów. To był Seul, przynajmniej kiedyś.
Odrzucił te myśli daleko w głąb umysłu i wyciągnął telefon z kieszeni. 
Już po pierwszym sygnale połączenia usłyszał znajomy głos.
- Jesteś cały?!
Jin-Woo uśmiechnął się lekko na to nagłe ostre pytanie Jin-Chula.
- Nic mi nie jest. Przepraszam że wcześniej nie dałem znać.
- Rozumiem. Ja też mam sporo na głowie.
- Niedługo znów się spotkamy. - Mówiąc to Jin-Woo pomyślał o miejscu gdzie obecnie miał udać się Jin-Chul.
- Tak, wiem. Obiecaj... Obiecaj mi że... do mnie wrócisz.
Jin-Woo westchnął czując jak coś szarpie go w sercu na niezdecydowany i cichy ton głosu Jin-Chula. 
-Obiecuje. Wiesz... gdy to wszystko się skończy wreszcie zabiorę cię na jakąś porządną kolację. 
-Och? 
- Jeszcze nigdy nie byliśmy na normalnej randce. - Zauważył nieco rozbawiony Jin-Woo.
Na tę uwagę Jin-Chul roześmiał się.
- Faktycznie. Obaj chyba po prostu  za bardzo się do tego nie nadajemy, bardziej podobają nam się podziemia... Ale ten pomysł brzmi naprawdę miło... Muszę kończyć.
- Do zobaczenia. Kocham cię.
- Ja też cię kocham.
Słysząc pewność w głosie Jin-Chula oraz to jak szybko odpowiedział bez chwili namysłu Jin-Woo poczuł jak jego twarz robi się gorąca. 
*** 
- Chodźmy. - Go Gun-Hee pojawił się koło Jin-Chula gdy ten zakończył połączenia.
Agent nawet nie łudził się że łowcy rangi S stojący zaskakująco blisko wokół niego nie słyszeli jego rozmowy z Jin-Woo. 
Teraz nie miało to jednak znaczenia, zresztą nie wstydził  się ani swojej orientacji ani związku. Najlepsi łowcy rangi S i ci na samym szczycie rangi A lecieli do miejsca spotkania aby zmierzyć się z armią która przybyła na ziemię. Wśród nich był również Go Gun-Hee którego nijak nie dało się nikomu przekonać aby pozostał w Korei.
Dlatego właśnie teraz Go Gun-Hee szedł przed nim w złoto granatowej  zbroi z wielkim mieczem dwuręcznym na plecach. Po raz pierwszy widział  prezesa w zbroi z bronią. Widok naprawdę robił wrażenie. 
Ze Stowarzyszenia szedł on, Go Gun-Hee oraz Sung Il-Hwan. Dodatkowo sześciu łowców rangi S oraz czterdziestu siedmiu najlepszych łowców rangi A razem z nim. 
Na miejsce obecnie zmierzali najlepsi łowcy z całego świata, aby bronić swoich krajów, miast domów i rodzin. Azjatyckie Stowarzyszenie Łowców, Europejskie Stowarzyszenie Łowców, Tymczasowa Afrykańska Unia Gildii, Chiński Sojusz Awaryjny. 
Setki tysięcy łowców ruszyły na pole bitwy. 
Jin-Chul nie chciał jednak myśleć ilu z nich uda się wrócić do swoich domów. 
Czy komukolwiek się uda?  
*** 
Jin-Woo siedział na tronie w zamku zrobionym przez jego mrówki pod dowództwem Beru czekając. Po prawej stronie kronu klęczał Bellion, po lewej Igris a Beru niedaleko niego dąsał się, Kamish leżał u jego stóp przodem do niego.
- To zbyt niebezpieczne, królu. - Odezwał się w końcu Bellion. Mimo że klęczał na jedno kolano a jego głowa była pochylona nadal był znacznie górował nad Jin-Woo.
Jin-Woo westchnął spodziewając się tych słów. Najważniejszym w życiu cieni było wykonywanie rozkazów Monarchy oraz jego ochrona. 
Cienie były lojalne a ich celem było służyć, tak więc nic dziwnego że Bellion miał takie zdanie.
- Mam takie samo zdanie. - Odezwał się po jego drugiej stronie Igris.
- Wiem że się o mnie martwicie. Ale nadeszły czasy, w których moje bezpieczeństwo nie może powstrzymywać się od wykonywania obowiązków. Ashborn... stwierdził że lubi te część mnie. Gdyby to on był na moim miejscu... Ciekawe co by zrobił.
- Gdyby to był on... - Bellion zawahał się. - Nie pozwoliłby, by cokolwiek go powstrzymywało przed tym co musi zrobić. Hmmm...
Jin-Woo uśmiechnął się lekko na słowa Belliona.
Na ten widok Wielki Marszałek miał wrażenie jakby cofnął się w czasie...
Sung Jin-Woo... w tym momencie bardzo mu przypominał dawnego Monarchę Cienia.
A więc tak...
Gdy Jin-Woo wstał i ruszył do wyjścia Kamish zadał mu nurtujące go pytanie.
- Nie skontaktujesz się z rodziną?
- Nie. Jeśli usłyszę ich głos... - Cała czwórka cieni patrzyła z niepokojem jak telefon w dłoni ich króla pęka i zmienia się w kawałek pogniecionego złomu. - Nie dam rany iść dalej.
- Twój ojciec jest na polu bitwy, tak samo jak partner... - Zauważył Igris z wahaniem.
Na jego słowa Kamish zamruczał co bardziej przypominało warkot. 
- Czy to nie tak że im szybciej zginie Monarcha Destrukcji tym szybciej oni wrócą do domu?
Na pytanie Kamisha Jin-Woo prychnął nieco podniesiony na duchu.
- Wiecie jak mnie zmotywować. No dobra, idziemy.
*** 
Kamish ryczał pełen furii lecąc pomiędzy poddanymi Króla Smoków i niszcząc każdego kto chciał tknąć jego pana. 
- Ośmielasz się walczyć z wielkim Królem Smoków za pomocą takich marnych kukiełek. Jako sługa króla smoków obiecuję że cię zniszczę!
Widząc pod sobą poddanego króla Smoków który tak bezczelnie zwracał się do niego Kamish warknął zaciskając mocniej szczękę przez co jego zęby zazgrzytały w proteście.
A więc taki arogancki smarkacz zajął jego miejsce po tym jak Monarcha Destrukcji porzucił go w ten obrzydliwy sposób.
Minęło tak dużo czasu że ledwie to pamiętał, ale mimo tego zdrada i gorycz dalej płonęły w jego piersi. 
Pora się za to zemścić. Ku chwale jego nowego Króla.
Zanurkował uderzając swoim oddechem w aroganckiego smarkacza nie planując go jeszcze zabijać.
Przed śmiercią nauczy go szacunku do istoty nadrzędnej. 
*** 
- To ty jesteś tym człowiekiem z wtedy. Słabe naczynie które niemal zginęło z rąk Monarchy Bestii. Jestem Królem Potwornych Humanoidów.  Monarcha Stalowego Ciała. Na pewno wiesz że mógłbym zabić się jednym mrugnięciem oka, a mimo to wciąż stanąłeś mi na drodze?
- Ach tak? - Thomas Andre założył ramiona na piersi przyglądając się sukinsynowi naprzeciw niego. Może to było aroganckie z jego strony, jako że zachowywał  się tak tylko dlatego że czuł iż teraz nie jest tutaj przed tym gościem sam. Ale nie wiele go to obchodziło.
Jakby wyczuwając jego myśli jego cień za plecami  zaczął się powiększać i rosnąć aż koło niego stanął jeden z cieni łowcy Sung Jin-Woo. Ten który stał na czele armii która  wyszła z bramy nad Seulem. Gość przedstawił się jako Wieli Marszałek Bellion.
- Dawno się nie widzieliśmy, Monarcho Stalowego Ciała.
Za Bellionem z cienia Thomasa zaczęły wyrastać kolejni żołnierze. 
Twarz Monarchy na chwilę drgnęła ale bardzo szybko znów stała się maską znudzenia i spokoju.
W rzeczywistości Król Humanoidów wiedział że nie ma sam szans z Wielkim Marszałkiem, armią cienia oraz naczyniem Monarchów. Musiał skontaktować się z Królem Smoków. 
Ku jego zaskoczeniu i panice nie był w stanie tego zrobić. 
Dlaczego?!
Rozejrzał się wokół szukając przyczyny tego stanu.
Na jednym z budynków w oddali dostrzegł żołnierza cienia będącego szamanem. To zapewne z powodu jego czarów nie mógł powiadomić Monarchy Destrukcji o tym co się dzieje. 
Ale nie ten fakt sam w sobie wyprowadził go z równowagi.
Chodziło o fakt że to nie był plan wymyślony przez żołnierzy cienia ani samego Monarchę. Wcześniej nie robili takich rzeczy, po prostu zabijali wrogów którzy stawali im na drodze.
To nie plan Monarchy, to był plan „ludzi”.
- Nie jest prawdziwym Monarchą! - Ryknął rozjuszony i oburzony Monarcha Stalowego Ciała.
Beru stanął koło Belliona kłapiąc wściekły żuwaczkami.
- Odwołaj swoje słowa. Obraza mego króla to grzech ciężki.
- Zwykły żołnierz ośmiela się stanąć przed Monarchą?!
Thomas patrzył nieco niepokojony jak ten czubek i Mrówka Sung Jin-Woo zaczęli skakać sobie do gardła zadając sobie pytanie który z nich jest tutaj bardziej kopnięty?
*** 
Jin-Chul oddychał ciężko nie zatrzymując się gdy kolejna krew prysnęła mu na twarz chwilowo utrudniając widzenie.
- Hej, ah...! Inspektorze uspokój że się! Przestań tak szarżować, mam dość ciągłego łatania cię! A myślałem że to Beak jest nieodpowiedzialny! - Min Beong-Gyu krzyknął na agenta rzucając na niego jednocześnie kolejne już wzmocnię i tarczę. - Jeśli będziesz tak szarżował w końcu skończy ci się mana!
- Niemożliwe. - Jin-Chul odskoczył do tyłu wycierając twarz. - Czerpię manę z artefaktu, i czuje że mam jej jeszcze sporo.
Mówiąc to znów skoczył na kolejnego nadchodzącego demona.
Min Beong-Gyu przeklął pod nosem tworząc na plecami wiceprezesa tarczę. Gdyby dał mu tutaj umrzeć to nie zabiłby go potwory a Go Gun-Hee. A ten staruszek bywał przerażający.
*** 
Liu Zhigang odciął głowę kolejnego olbrzyma i uskoczył przed jego ogromnym padającym na ziemie cielskiem.
Olbrzymy nie były dla niego problemem jeśli nie walczył z nimi na morzu. 
Skoczył na dach jednego z budynków patrząc daleko przed siebie. Czuł że tutejsza magiczna energia mocno drżała. Właściwie trudno było się temu dziwić, skoro setki tysięcy łowców obecnie walczy wokół niego z niezliczoną ilością potworów najróżniejszej maści. 
Odwrócił się za ciebie widząc dwie ogromne fale magicznej energii ścierające się ze sobą.
Jedna z nich była mu  znajoma, mroczna, ciemna i zimna. Druga była zdecydowanie krwiożercza, dzika i gorąca w swym szale. Nieco przypomniała mu o Kamishu. 
A jeśli o nim mowa...
Unosząc głowę ujrzał znajomego smoka przelatującego nad nim i uderzającego swoim ognistym oddechem w ziemie nad sobą w odległości kilku kilometrów od niego. 
Mimo tego że Liu był znacznie oddalony od tego ataku  nadal mógł poczuć falę uderzeniową tej energii. 
Oddech Kamisha miał taką samą przerażającą siłę jak zapamiętał z ich walki. 
Fajnie że chociaż teraz był po ich stronie.
*** 
- Już czas. - Mówiąc to Jin-Chul spojrzał za siebie na  Min Beong-Gyu, Go Gun-Hee i Thomasa Andre który w którymś momencie się tutaj znalazł.
- Nie podoba mi się to stwierdzenie. -  Min Beong-Gyu popatrzył zmartwiony na Jin-Chul gdy wokół nich pojawiało się coraz więcej żołnierzy cienia.
- Czemu oni się tutaj pojawiają? Co z innymi frontami? - Spytał po angielski pojawiający się koło nich Liu Zhigang w asyście łowcy Sugimoto i Lim Tae-Gyu.
- Czekamy na Monarchę Destrukcji. - Stwierdził jedynie Jin-Chul. - Jin-Woo ma go tutaj zwabić.
Na słowa Jin-Chula wszyscy popatrzyli na niego jakby im powiedział że ma ochotę wskoczyć do aktywnego wulkanu.
-Co?! Czemu? Popieprzyło go?! - Spytał  spanikowany Thomas.
- Wręcz przeciwnie. - Ignorując ich Jin-Chul spojrzał na swoje dłonie w których zaczęły pojawiać się grube czarny łańcuchy.
- Co to? - Spytał  z ciekawością  Lim Tae-Gyu podchodząc bliżej Jin-Chula.
- Bossem Japońskiej bramy był jeden z Monarchów. - Ujawnił im Jin-Chul. - Był spętany i bardzo osłabiony przez specjalne łańcuchy.
- Niech zgadnę to te same łańcuchy. - Thomas popatrzył najpierw na łańcuchy potem na Jin-Chula.
- Ale skąd je wziąłeś? - Go  Gun-Hee po raz pierwszy oddzywając się. Jin-Chul był pełen podziwu i nowego szacunku do prezesa po obserwowaniu jego walki. Był naprawdę potężny i zaskakująco brutalny jednocześnie, teraz jednak wyglądądał na zaskakująco spokojnego przyglądając się Jin-Chulowi.
- Z tych łańcuchów Jin-Woo zrobił artefakty dla mnie. 
Wszyscy spojrzeli na niego przerażeni cofając się o krok do tyłu. 
Jin-Chul natomiast przyjrzał się uważnie łańcuchom które wystawały z jego ramiona. Dwa bardzo długie i grube, pojawiły  się w taki sam sposób w jaki opisał mu to ostatniego wieczoru Jin-Woo.
- W jaki sposób pozbawią Monarchę mocy? Czy one w ogóle jeszcze tak działają? - Spytał pełen wątpliwości Thomas.
- Nie wiem, ale nie mamy innej opcji. Jin-Woo nie pokona Monarchy a łowcy są coraz bardziej zmęczeni.
Każdy łowca miał jakąś ilość many, nie ważne czy był magiem czy tankiem i każdemu z nich w końcu tej many by zabrakło, a wtedy byli by praktycznie bezbronni. 
Jin-Chul uniósł głowę gdy dwie przerażająco wielkie energie zaczęły z nieba lecieć prosto na nich.
- Kurwa... I co teraz?! - Krzyknął Thomas.
- Bellion! - Jin-Chul spojrzał na cień koło siebie. Ten skinął głową i cisnął swoją bronią w jedną z postaci oplatając ją i ciągnąc na ziemię. Inne cienie jakby tylko na to czekając skoczyły w górę ściągając Monarchę na ziemię.
-Chcesz mnie pokonać z pomocą tych nędznych cieni? - Spytał Antares gdy uwolnił się z uścisku żołnierzy Jin-Woo. - A może przy pomocy tych nędznych ludzi?
Monarcha Destrukcji spojrzał za siebie na Jin-Chula i resztę, którzy oddalili się i patrzyli na to co się dzieje ze strachem. 
Przed Monarchą pojawiła się humanoidalna postać odziana w ciemność mająca około dwa i pół metra w której to każdy rozpoznał łowcę Sung Jin-Woo. To nadal była ta sama moc, tylko tym razem wyglądało na to że oplatała Jin-Woo jak zbroja.
- Monarcha Kształtu oraz moja armia niosą zniszczenie wszystkiemu co znasz. Koniec końców nie zdołasz nikogo obronić. Ludzie giną nawet teraz podczas naszej walki.  Nawet jeśli jesteś królem umarłych nadal obawiasz się śmierci jako człowiek. Chcesz, aby płomień mogący spalić nawet śmierć, zrobił z ciebie popiół?! Niedługo wszystko, czego chciałeś bronić będzie niczym więcej niż zwykłą iluzją. Na pewno to wyczuwasz skoro przebudziłeś w sobie moc Ashborna! Krzyki niezliczonych istot cierpiących na tych ziemiach i na całym świecie.  Tym właśnie jest wojna. To dźwięk armii zniszczenia pożerającej ludzkość.
Jin-Chul obserwował zażartą walkę i wymianę ciosów między Jin-Woo a Królem Smoków czekając na dogodną okazję.
Analizował każdy postawiony przez Monarchę krok i każdy cios. 
W końcu gdy odchylił on lewą rękę do tyłu Jin-Chul rzucił jednym z łańcuchów oplatając jego nadgarstek w który natychmiast jakby wtopił się rzucony łańcuch, widząc szok z powodu którego monarcha zastygł patrząc na swoją dłoń Jin-Chul wykorzystał tę okazję i drugi łańcuch cisnął w jego plecy a ten powoli przeszedł przez jego ciało. 
Monarcha ryknął podczas gdy na jego ciele zaczęły pojawiać się łuski. Czekając tylko na ten moment Jin-Chul wezwał swoją manę a łańcuchy w odpowiedzi na to zaczęły... z braku lepszego słowa ciągnąć. 
Ryk Monarchy stał się ogłuszający przez co wszyscy łowców musieli zakryć uszy. Nie tylko ci będący za Jin-Chulem, ale nawet ci walczące dalekie kilometry od nich.
Tymczasem on sam miał tylko sekundę aby zdać sobie sprawę że łańcuchy delikatnie wibrują od magicznej energii jaka przez nie zaczęła przepływać.
Wprost do niego. 
To było... potworne w sensie fizycznym jak i psychicznym. 
Niebywale trudne do opisania słowami. 
Miał wrażenie jakby ktoś w jednej chwili poraził go prądem, spalił i zamroził jednocześnie. Kości drżały od nadmiaru many, skóra płonęła jak smagana jęzorami ognia, mięśnie zrobiły  się lodowate i skostniałe sam nawet nie wiedział dlaczego, a jego krew jakby zaczęła płynąć wstecz. 
Był tak pochłonięty tym cierpieniem że nie zarejestrował nawet tego że wrzeszczy z bólu najgłośniej jak jest w stanie podczas gdy jego oczy świecą raz na różowo a raz na czerwono jakby te dwie energie walczyły o dominację. 
Psychicznie nie było wcale lepiej.
Czuł falę emocji. Uczuć które go przerażały i przytłaczały topiąc w nieprzebranej toni. 
Żądza krwi, chęć niszczenia, szczęście z zadawania bólu, potrzeba dominacji oraz inne równie odrażające uczucia i potrzeby przepłynęły w jednej sekundzie przez jego umysł rozrywając jego jestestwo na strzępy próbując je zastąpić. Narzucić to kim ma się stać. 
Jedyne co mógł zrobić to miotać się szaleńczo próbując walczyć. Zarówno fizycznie jak i psychicznie. 
Musiał pamiętać kim jest, dlaczego tutaj jest, jakie są jego cele i czego w życiu pragnie. 
Nie było to jednak łatwe gdy drugą falą były jego uczucia, te głęboko schowane w zakamarkach umysłu. 
Wściekłość na świat że zabrał mu rodzinę, gorycz że nikt w sierocińcu nie chciał nawet na niego spojrzeć. Samotność z powodu braku zrozumienia, chęć zemsty za te wszystkie drwiny i szyderstwa, potrzeba kontroli spowodowana tym że tak wiele w jego życiu się sypało a on nie mógł nic z tym zrobić. 
Nie wiedział ani nie czuł kiedy upadł na ziemię, co działo się wokół niego, czy walka nadal trwała. 
Jego wybawieniem w końcu okazała się czerń i brak świadomości.
*** 
To co wydarzyło się później w ułamkach sekundy można określić jedynie jako chaos totalny. Jakimś cudem w miejscu gdzie stał Sung Jin-Woo, Woo Jin-Chul oraz Król Smoków wybuchł pożar unosząc się wysoko nad budynki miasta, lecz o dziwo nie rozprzestrzeniający się a płonący na obszarze około pięciu metrów.
Jednocześnie w tej samej chwili smoki z którymi walczyli wszyscy łowcy zaczęli padać martwi na ziemię niczym rażone śmiercionośnymi piorunami, żołnierze cienia natomiast zaczęli znikać zostawiając łowców z niedobitkami  potworów i martwymi już smokami. 
Tam gdzie wybuchł  pożar siła podmuchu odrzuciła obecnych blisko łowców daleko w tył. 
Gdy udało im się już podnieść ujrzeli tylko jeden cień stojący przed płomieniami. 
- Co do kurwy?! - Spytał z pretensją Thomas gdy wreszcie udało mu się podnieść i pokuśtykał obity do cienia.
- Gdzie Jin-Woo oraz Jin-Chul? - Spytał Go Gun-Hee depczący mu po piętach. Andre spojrzał na starca koło siebie.
Jak ktoś mający powyżej osiemdziesiątki może być tak kurewsko silny? To było nieco straszne. 
- Jin-Chul wchłonął moc Monarchy Destrukcji dzięki czemu mój pan mógł  zadać ostateczny cios zabijając go. - Bellion nie odrywał wzroku od płomieni.
- Ale co się z nimi stało? - Spytał Thomas gdy reszta łowców zaczęła również do nich podchodzić.
- Obecnie pozostałości świadomości Monarchy Zniszczenia próbują przejąć nad Jin-Chulem kontrolę a jego energia próbuje rozerwać jego ciało na strzępy.
- Co?! - Go Gun-Hee spojrzał przerażony na płomienie które szalały przed nimi, były tak gorące że nie mogli przez to podejść zbyt blisko, aby nie zostać poparzonymi tylko od samego tego ciepła.
- Ten ogień nie jest dla niego zagrożeniem. Nie wiem... nie jestem jednak pewien czy to przeżyje. Jeśli jego umysł nie zostanie rozdarty przez pozostałości jaźni Monarchy Destrukcji to pozostaje jeszcze pytanie czy jego ciało wytrzyma całą te moc.
- A gdzie jest łowca Sung Jin-Woo? - Spytał Liu Zhigang patrząc przerażony na płomienie.
- Musi porozmawiać z Władcami. Ogień w końcu sam ustanie, on jest najmniejszym zagrożeniem dla Jin-Chula.
Mówiąc to Bellion zniknął w cieniu Go Gun-Hee który patrzył w wypisanym na twarzy cierpieniem wprost na płomienie. 
- Cóż... kurwa. - Stwierdził elokwentnie Thomas Andre.
- To... wygraliśmy tak? - Lim Tae-Gyu oderwał wzrok od ognia patrząc na łowców wokół siebie, zamknął jednak usta z głośnym kłapnięciem gdy prezes Stowarzyszenia łowców oderwał przerażony i zdruzgotany wzrok od płomieni w których obecnie znajdował się jego zastępca i rzucił mu pełne chęci mordu spojrzenie.
*** 
- Szefie, długo tak nie wytrzymamy. - Jęknął jeden z najlepszych amerykańskich magów specjalizujących się w magii wody i lodu.
Po dwóch kolejnych godzinach walk udało  się zabić większość potworów, wtedy też na miejsce gdzie zginął Monarcha Destrukcji udało  się zwołać najlepszych magów specjalizacyjnych się w magii wody jacy byli na miejscu i mieli jeszcze chodź trochę many.
Ogień faktycznie zaczął powoli się zmniejszać, ale nie zniknął całkowicie dlatego potrzeba było pomocy magów jako że ten ogień bezsprzecznie był magiczny.
- Ej, jak na typa który chwilę temu płonął wygląda całkiem dobrze.
Gdy udało się już ugasić ogień okazało się że jego źródłem był Jin-Chul leżący nieprzytomny na ziemi. Nie wydawał się ani trochę ruszony tymi płomieniami, problemem jednak okazała się nadal wydzielana przez niego temperatura. Była ona bowiem tak wysoka że trudno było do niego bliżej podejść, a o jakimkolwiek ruszeniu nie było mowy. 
Baek Yoon-Ho który tego próbował obecnie miał nieźle poparzone dłonie. 
- Ale on żyje, tak? - Choi Jong-In spojrzał na Go Gun-Hee który nie odrywał wzroku od nieruchomego ciała Jin-Chula.
- Jego pierś nadal się unosi więc oddycha, a jak oddycha to raczej żyje. - Lim Tae-Gyu założył ramiona na piersi patrząc bezradnie jak kolejne strugi wody padają na Jin-Chula i od razu po zetknięciu z jego ciałem zamieniają się w parę.
- Trzeba go jakoś przenieść, ale... - Amerykański agent spojrzał bezradnie na Koreańczyków. - Łowca Woo obecnie ma tak wysoką temperaturę ciała że topi asfalt pod którym leży.
- Cóż, to na pewno będzie logistyczne wyzwanie.
*** 
Ostatecznie potrzeba było aż siedmiu godzin i nieustannego rzucania na niego zaklęć wodnych a nawet zamrażających by udało się zmniejszyć jego temperaturę ciała do rozsądnego poziomu. 
Mówimy tutaj o pięćdziesięciu dwóch stopniach Celsjusza, podczas gdy przy temperaturze ciała czterdzieści trzy ścina się już białko w mózgu co jest po prostu dla człowieka śmiertelne. 
Ale, hej przynajmniej przestał topić asfalt pod którym leżał. 
Następnie został helikopterem przetransportowany do Korei jako że jego życiu na razie nic nie zagrażało a w tych okolicznościach prezes Koreańskiego Stowarzyszenia Łowców nakazał zabrać go z powrotem do Korei. 
*** 
- Zakończyłeś naszą wojnę. Nie wiem jak mógłbym ci się odwdzięczyć. - Najjaśniejszy fragment światła stał przed pokrwawionym zmęczonym Jin-Woo.
- Nie wiem czy można uznać to za oznakę wdzięczności, ale mam prośbę.
- Prośbę?
- Wiem że bez magicznej mocy mój świat zacznie usychać, bram jest ograniczona liczba prawda?
- Chcesz abyśmy rozbili kolejne bramy. - Domyślił się Władca. - Prawdą jest że nie można cofnąć procesu do jakiego doszło w twoim świecie... Oczywistym działaniem jest żeby podtrzymywać ten świat, a jeśli taki jest jedyny sposób zrobienia tego, niech więc tak będzie.
*** 
Jin-Woo pojawił się pokrwawiony, brudny i zmęczony w podartych ubraniach w biurze Go Gun-Hee który na jego widok podskoczył na swoim krześle. 
- Łowco Sung?!
- Hm... przepraszam za to nieoczekiwane pojawienie się. Miałem jeszcze jednego Monarchę do zabicia.
Go Gun-Hee obszedł swoje biurko i przyjrzał się uważnie Jin-Woo.
- Czy potrzebujesz pomocy medycznej?
Jin-Woo spojrzał na siebie skrzywiony rozumiejąc z czego wynika pytanie prezesa.
- Nie, jestem cały.  Po prostu... nie mogę w takim stanie wrócić do domu.
Przebywał poza światem około miesiąca ale z tego co powiedział mu Bellion na ziemi podczas jego nieobecności nie minęło więcej niż trzy dni.
- Rozumiem. Chodź ze mną zaraz coś na to poradzimy.
*** 
Idąc korytarzami Stowarzyszenia Jin-Woo czuł na sobie dziesiątki spojrzeń agentów. Niektórzy otwarcie się gapili, inni rzucali mu krótkie powtarzające się spojrzenia, inni umykali na jego widok, na pewno jednak zachowywali się dużo dziwniej niż zawsze.
- Jesteś bohaterem. - Powiedział mu Go Gun-Hee. - Uratowałeś nie tylko pojedynczy kraj, a całą ziemię.
- Nie sam, jak... w jakim stanie jest Jin-Chul?
Mina prezesa spochmurniała na to pytanie gdy obaj weszli do gabinetu Jin-Woo który częściej stał pusty niż był przez niego używany.
Tak jak Jin-Woo prosił Beru na biurku leżały złożone ubrania z jego szafy. Widząc to łowca odetchnął z ulgą.
- Lekarze i uzdrowiciele twierdzą że jego życiu nic nie zagraża, ale nadal jest nieprzytomny.
Jin-Woo kiwnął głową przypominając sobie rozmowę którą przeprowadzili.
*** 
- Nie ma pewności że te łańcuchy zadziałają... - Jin-Woo spojrzał na łańcuchy w dłoniach Jin-Chula które „wyrosły” z jego zbroi.
- Mówiłeś wcześniej że zakładałeś że te artefakty nie mają nawet takiej umiejętności. - Zauważył Jin-Chul poruszając rękami w których trzymał łańcuchy, a te zaczęły cicho dzwonić.
To prawda, w opisach tych artefaktów nie było na ten temat nawet słowa, obecnie system został skasowany  więc Jin-Woo nie miał już możliwości tego potwierdzić. A o tych łańcuchach powiedział mu Bellion gdy rozmawiali o możliwych strategiach walki z Monarchą Destrukcji.
- Obecnie te łańcuchy służą bardziej jako przekierowanie mocy niż blokada. - Bellion stojący w salonie Jin-Chula i zajmując większą jej część przyjrzał się  wspominanym przedmiotom ze spokojnym wyrazem twarzy. - Ale to nie byłoby bezpieczne wyjście.
- Jin-Chul byłby  w stanie zabrać manę Monarchy? - Spytał z niedowierzaniem Jin-Woo. Na jego pytanie cień skinął głową.
- Tak wielka energia samego Monarchy... zwykłego nieprzystosowanego do bycia naczyniem człowieka mogłaby rozerwać na strzępy, dodatkowo pozostałości rozpadającej się w tym procesie jaźni Króla Smoków zaatakowałaby umysł próbując go rozerwać na strzępy. Samo przejęcie umysłu byłoby niemożliwe ze względu że byłby to... tylko ukruszony kawałek świadomości Monarchy Destrukcji, ale rozszarpanie umysłu jest jak najbardziej możliwe.
Jin-Chul patrzył na Belliona ponuro gdy ten opisywał całe proces.
- Ale nawet mimo mojej potencjalnej śmierci Monarcha też by zginął prawda?
Wielki Marszałek od razu skinął głową.
Jin-Woo skrzywił się ponuro.
- Nie pozwolę na to. - Zaznaczył dobitnie. - Nie planuję pozwolić ci umrzeć.
Jin-Chul uniósł na niego brwi.
- Sam stwierdziłeś że nie masz pewności ze uda ci się pokonać Króla Smoków. - Zauważył spokojnie Jin-Chul. -  To już jest jakiś plan, a obecnie nie masz innego.
- Czy byłaby możliwość chodź trochę przygotować na to Jin-Chula? - Spytał Jin-Woo patrząc na Belliona.
Cień milczał przez chwilę patrząc przeszywającym uważnym wzrokiem na agenta który nie wydawał się tym aż tak bardzo zdenerwowany.
- Jest szansa że artefakty ochronią cię przed rozerwaniem na strzępy skoro są zrobione z tych samych łańcuchów i  nasycone twoją własną energią, ale nawet wtedy samo doświadczenia energii i jaźni Monarchy Zniszczenia byłoby potwornym uczuciem.
*** 
Przebierając się Jin-Woo przypominał sobie że kłócili się o to dobre dwie godziny nim w końcu uznali że jeśli Władcy nie przybędą w określonym czasie to spróbują tego  sposobu. 
Ostatecznie jednak się udało i Monarcha Destrukcji nie żył, potem ścigał i udało mu się zabić Monarchę Przemienienia, Króla Demonicznych Widm który był ostatnim żyjącym Monarchą oprócz samego Jin-Woo.
Gdy udało mu  się przebrać wyszedł ze swojego biura i  ruszył do biura Jin-Ho. 
- Ty żyjesz!
Widząc go dzieciak rzucił się na niego ściskając go mocno.
- Tak się bałem że coś ci się stało! Podobno nikt nie wiedział gdzie jesteś i czy w ogóle żyjesz. Media nie mówią o niczym prócz tego co się stało cztery dni temu, a Jin-Chul cały czas jest nieprzytomny.
Jin-Woo  poklepał chłopaka po głowie.
- Spokojnie, jestem cały. Miałem jeszcze jedną rzecz  do zrobienia dlatego zniknąłem. Teraz wracam do domu a potem pójdę do Jin-Chula.
Jin-Ho skrzywił się zerkając delikatnie za siebie. 
- No... wejście główne raczej odpada. Dziennikarze jakimś cudem dowiedzieli się że tutaj jesteś i zauważyłem że zaczęli się tu zjeżdżać.
Jin-Woo podszedł do okna patrząc na morze ludzi.  Czy widział go jakiś przybyły do Stowarzyszenia łowca? Albo może jakiś agent nie umiał trzymać języka za zębami. Jin-Woo był naprawdę pod niemiłym wrażeniem że udało im się dowiedzieć w przeciągu piętnastu minut że tu był. 
Teraz jednak nie musiał się fizycznie ruszać aby być tam gdzie chce. 
- Do zobaczenia.
Mówiąc to Jin-Woo użył wymiany cienia i już po chwili stał w swoim pokoju. 
Wzdychając głęboko Jin-Woo otworzył drzwi na korytarz spodziewając się wściekłych krzyków swojej siostry gdy tylko go zobaczy.
Naprawdę cieszył się że jest już w domu.
*** 
Jin-Chul jęknął słabo gdy pierwszym co poczuł  był przeraźliwy ból głowy nim jeszcze całkowicie powróciła do niego świadomość.
Gdy poruszył się lekko wyczuł wokół siebie pościel.
- Szefie?
Słysząc znajomy głos koło siebie Jun-Chul znów jęknął.
- Idź po lekarzy, chyba się budzi.
Następnym co go uderzyło był fakt że jego gardło było obolałe i suche jakby przez długi czas nic nie pił a zamiast jego jadł piach. Głowa natomiast bolała go tak bardzo że każde słyszane słowo sprawiało że miał ochotę zwinąć się w kłębek. Miał wrażenie że nawet poduszka razi go w głowę, tak wieli ból czuł.
- Co... skąd...?! Jesteś przyzwaniem łowcy Sunga!
Słysząc o Jin-Woo, Jin-Chul poruszył się niespokojnie. 
Walka, potwory, Jin-Woo! Co działo się później?! 
Po chwili poczuł znajomą leczącą energie na swojej skórze a pulsujący silny ból głowy zaczął powoli zanikać ku ogromnej uldze Jin-Chula. Potem poczuł jak ból i drapanie w jego gardle też zaczyna zniknąć a ból w mięśniach o którym nawet nie do końca wiedział opuszcza go pozostawiając go błogo rozluźnionym.
W końcu udało mu się otworzyć oczy i dostrzegł koło siebie jednego ze swoich agentów a po drugiej stronie stojącego nieruchomo Beru.
-  Jak się pan czuje? - Spytał agent, lecz zamarł z otwartymi ustami podczas gdy jego twarz stała się blada.
- Bywało lepiej. - Wychrypiał Jin-Chul po czym Beru, będąc dobrą domyślną morderczą mrówką podał mu szklankę wody leżącą na stoliku koło niego.
Jin-Chul podniósł się do siadu bez większego trudu i wziął od żołnierza szklane wody z wdzięcznym spojrzeniem.
Gdy pił wodę ze szklanki drzwi do sali otworzyły się w weszło przez nie dwoje lekarzy w obecności kolejnego agenta. Wszyscy trzej jednak zamarli przy drzwiach gdy spojrzeli na Jin-Chula a ich twarze poszarzały. 
Co do diabła? 
- Mój król będzie bardzo szczęśliwy gdy dowie się że nie śpisz. - Beru nachylił się nieco bardziej nad Jin-Chulem a jego czułki zadrgały.
- Dziękuję za leczenie.
Beru skinął lekko głową po czym  zniknął a wzrok  Jin-Chula padł na dwóch milczących agentów i dwóch milczących lekarzy.
- Dlaczego tak na mnie patrzycie? - Spytał ostrożnie Jin-Woo nie będąc pewnym czy chce znać odpowiedź.
- Cóż... wygląda na to że nie wyszedł pan bez szwanku z tej walki... - Odezwał się w końcu jeden z agentów patrząc na niego ostrożnie jakby oczekując że zaraz wpadnie w szał i zacznie mordować. 

*** 
Jin-Chul  patrzył tępo na dane mu w końcu lusterko nie bardzo wiedząc czy powinien się śmiać czy płakać, ale teraz przynajmniej rozumiejąc strach i nieufność swoich agentów i lekarzy. Jego oczu chodź nadal miały swój zwyczajny kolor nie był już raczej całkowicie ludzkie.
Rozmiar tęczówki był nieco większy niż powinien, chodź białko oka nadal było świetnie widoczne, a źrenica była wyraźnie pionowa.
To było... nieoczekiwane. Nie mógł powiedzieć że jego oczy były brzydkie, ale na pewno nie były ludzkie. I mogły przerazić.
*** 
Go Gun-Hee szedł pośpiesznie przez korytarze szpitala idąc prosto do sali w której leżał Jin-Chul. 
Jego agenci bardzo szybko powiadomili go o tym że Jin-Chul wreszcie się obudził, chodź według nich coś dziwnego stało się z jego oczami. Chodź nie bardzo umiał wyjaśnić co rozumie przez „dziwne”. 
Przed drzwiami do jego sali szpitalnej stało dwóch wyznaczonych do pilnowania agentów. Najwyraźniej Jin-Chul obudził się w chwili gdy agenci mieli się zmieniać stąd obecność ich obu.
- Jak on się czuje? - Spytał na dzień dobry prezes.
- Fizycznie dobrze, badania też nic nie wykazały, ale z oczami inspektora stało się coś dziwnego... - Agent popatrzył bezradnie na swojego kolegę. - Nie wyglądają już na ludzkie.
Go Gun-Hee uniósł brwi zmartwiony po czym wszedł do sali szpitalnej.
Pierwszym co go uderzyło była mana Jin-Chula... wydawało  się że wokół niego wiruje istny ocean energii. Moc chodź nadal spokojna była ogromna, znacznie większa niż zwykła moc agenta.
- Proszę pana?
Drugą dziwną rzeczą były oczy Jin-Chula. Chodź ich brawa pozostała w większości taka sama jak była, to wydawały mu  się one nieco większe a źrenice były pionowe i wąskie. Intensywność jego oczu też wydawała się... przytłaczająca. Jakby tym wzrokiem mógł spojrzeć głęboko w duszę Go Gun-Hee. Miał  wrażenie że oczy Jin-Chula śledzą uważnie każdy jego ruch, niczym jakiś dziki drapieżnik.
A więc to agenci mieli na myśli. Ty faktycznie było.... bardzo niepokojące. Nie konieczne sam wygląd, ale uczucia jakie towarzyszyły patrzeniu w te oczy. 
- Jak się czujesz? - Go Gun-Hee podszedł do łóżka i siadł na krześle patrząc uważnie na swojego agenta, zganiając w odległy głąb umysłu te dziwne myśli i obserwacje.
- Dobrze... w większości. Co wydarzyło się po tym jak straciłem przytomność?
- Wróg... dosłownie zamienił  się w pył, Sung Jin-Woo w którymś momencie zniknął nie wiadomo gdzie i wrócił zaledwie godzinę temu, ty... wywołałeś dość mocny pożar który jednak nie rozprzestrzeniał się, ale jego ugaszenie było niemożliwe. Musieliśmy poczekać aż sam zacznie gasnąć, potem okazało się że twoja temperatura ciała jest tak wysoka że... topiłeś asfalt pod którym leżałeś.
Słysząc opis tego wszystkiego oczy Jin-Chula robiły się coraz większe. Cóż... nie sądził że zabranie mocy Monarchy wywoła tak... nieoczekiwany  efekt jak podniesienie jego temperatury tak absurdalnie bardzo. 
- A... Jakie ponieśliśmy strat?
Na to pytanie twarz prezesa pociemniała. 
- Są tysiące zabitych łowców i setki rannych, straty w cywilach są jeszcze większe. Z Korei na razie wiemy że zginęło trzydziestu szesnastu łowców a dwudziestu siedmiu zostało rannych. Z łowców rangi S największe rany ma Baek Yoon-Ho który jest hospitalizowany w tym samym szpitalu, ale powinien lada dzień wyjść.
Jin-Chul pokiwał głową ponuro. 
- Moje oczy... agenci wyglądali na przerażonych. - Zauważył wiceprezes napiętym głosem.
Go Gun-Hee zacisnął usta w wąską linię na chwilę milcząc i unikając wzroku Jin-Chula. W końcu jednak westchnął i przemówił niechętnie. 
- Kilka nielicznych ujęć Króla Smoków ukazujących jego twarz pokazywało jego oczy... które były bardzo podobne. Ich kolor był czerwony, ale... były takie ja teraz twoje.
Zdążył ugryźć się w język nim dodał nierozsądnie na samym końcu: „takie dzikie”.
Słysząc to Jin-Chul nie bardzo wiedział co powinien czuć. Jego oczy z jakiegoś powodu się zmieniły, ale.... po tym co zrobił cieszył się że w ogóle uszedł z życiem tak więc zmiana jego oczu wydawała mu się bardzo nieistotna nawet jeśli były teraz podobne do tych które miała istota która doprowadziła do śmierci tysięcy osób. 
Dla niego to nie miało znaczenia. 
- Więc... kiedy będę mógł stąd wyjść? - Zapytał w końcu Jin-Chul chcąc już móc wrócić do swojego mieszkania i iść spać we własnym łóżku.
Go Gun-Hee uśmiechnął się lekko na to pytanie jakby od samego początku rozmowy się go spodziewał.
*** 
Jin-Chul spojrzał na leżący na jego rozwartej dłoni sygnet. Ku zdziwieniu wszystkich którzy o tym się dowiadywali, magiczne artefakty Jin-Chula które podarował mu Jin-Woo nie uległy zniszczeniu podczas tego co stało się pomiędzy Monarchą Destrukcji a Jin-Chulem, mimo że to owe przedmioty były „przewodnikami” całej tej absurdalnie wielkiej i przerażającej mocy Monarchy do ciała Jin-Chula. 
Obecnie pomimo ich wielkiej mocy wydawały się Jin-Chulowi nieco... słabsze w porównaniu do tego jak widział je wcześniej. Nadal były tak samo absurdalnie potężne jak na magiczne artefakty łowców, ale ich postrzeganie w oczach Jin-Chula uległo zmianie. Było to spowodowane zapewne tym co stało się z samą mocą Jin-Chula.
Na myśl o tym Jin-Chul odłożył  artefakt i zamknął oczy skupiając się na swojej energii. 
Energia łowców nie była skumulowana w jakimś konkretnym miejscu w ciele, jej zachowanie można było określić na kilka sposobów. Tak jak krew krąży w żyłach podobnie energia krąży po ciele, wydziela się z ciała niczym naturalne ciepło, tak jak można poczuć ciepło czyjejś skóry tak samo można wyczuć bijając od niego energię. 
Ale ów energia nie miała jakiegoś konkretnego źródła ulokowania, nigdy i u nikogo o ile wiedział. Aż do teraz. 
Sięgając w dziwny trudny do wytłumaczenia głąb swojego ciała wyczuł dużą bardzo jasną kulę energii a jej niewyraźny obraz wyrył mu się pod powiekami. Jasna świecąca nasyconym różem, kolorem jego many kula z której wydobywał się nieco ciemniejszy ogień oplatający ów „kulę”. 
Jego mana zawsze była spokojna i statyczna, jakby drzemiąc w jego ciele nie wzywana, teraz jednak ta sama moc wydawała mu się... bardziej krwiożercza pomimo swojego pozornego uśpienia. 
Zdał sobie bardzo szybko sprawę z faktu że podobną krwiożerczość czuł gdy przepływała przez niego energia Króla Smoków. Pierwsza myśl że wchłonął moc tej przerażającej odrażającej istoty sprawiła że otworzył  oczy przerażony i spanikowany  zastanawiając się głupio czy nadal jest tym samym sobą co wcześniej.
Teraz jednak po kilku kolejnych godzinach gdy pierwsze emocje opadły zaczął patrzeć na to nieco racjonalniej. 
Pochłonął moc Króla Smoków, lecz to już nie była ta sama energia co wcześniej. Była zmieszana z jego własną maną, inną niż kiedyś chodź nie całkowicie zmienioną. 
Ciężko było to wytłumaczyć, ale połączenie jego many z maną Króla Smoków można było przyrównać do zmieszania dwóch dowolnych cieczy. Około 3/5 tej cieczy nadal było maną Jin-Chula a pozostałe 2/5 były pozostałościami mocy Monarchy.
Większość stanowiła jego mana, która pod wpływem nowej energii uległa zmianie lecz nie stała się czymś zupełnie innym czy nowym. Dobrym dowodem na to nadal był niezmieniony kolor jego many który który pozostał taki sam, z jakiegoś nieznanego sobie powodu Jin-Chul miał wrażenie że to jest istotny fakt, chodź  nie rozumiał czemu.
Prychnął z frustracją odwracając swoją uwagę od nowego dziwnego „centrum” jego energii otwierając oczy. 
Jak silny tak naprawdę był obecnie? 
To pytanie nie dawało mu spokoju. 
Przypomniał sobie moment z wyczucia many Go Gun-Hee gdy ten wszedł  do pomieszczenia, ogromna moc przewodniczącego była raczej łagodna i spokojna więc gdy pojawiał się on przy innych łowcach nie wywierał na nich znaczącej presji. 
To był jeden z powodów dla których Go Gun-Hee cieszył się takim zaufaniem. Łowcy rangi S pomimo swoich chęci zawsze wywierali na słabszych łowców presję swoją wielką maną. Wystarczyło spojrzeć na Choi Jon-Ina czy Cha Hae-In którzy cieszyli się dużym szacunkiem, ale też bardzo onieśmielali słabszych łowców i sprawiali że ci byli wokół nich bardzo czujni. Im potężniejszy łowca tym większą presję wywierał, nawet gdy był spokojny i rozluźniony. 
Go Gun-Hee pod tym względem był nieco inny, jego ogromna moc była znacznie spokojniejsza i cichsza niż nawet tych słabszych koreańskich łowców S. Nawet po pobycie w szpitalu i znacznej poprawie jego stanu zdrowia dzięki czemu mógł zacząć używać pełni swoich sił tak pozostało, chodź jego moc wydawała się jeszcze większa. 
Presja jaką wywierał  Go Gun-Hee była niesamowicie łagodna, chodź nadal wyczuwalna. Dziś jednak... Jin-Chul miał wrażenie jakby ta i tak słaba już presja była w jego oczach jeszcze mniejsza. Nie. 
Jakby nie było jej już praktyczniej wcale. 
Spojrzał na swoje jeszcze lekko drżące dłonie zastanawiając się z przerażeniem, jak silny się stał. 
*** 
Jin-Woo stanął w sali szpitalnej Jin-Chula gdy ten kończył się ubierać. 
Widząc go agent natychmiast ruszył w jego stronę i chwycił go w mocnym uścisku chowając twarz w jego ramieniu.
- Cieszę się że nic ci nie jest. - Stwierdził z wyraźną ulgą w głosie Jin-Woo kładąc dłonie na jego plecach.
- Udało się. - Nadeszła stłumiona przez ramię Jin-Woo odpowiedź agenta. - Piekło które się tam działo... przez moment wątpiłem czy uda nam się to przeżyć.
Jin-Chul w końcu oddalił się nieco od Jin-Woo wracając do zapinania guzików swojej jednej z luźniejszych koszul jaką mu przyniesiono z mieszkania.
Jin-Woo zamrugał w szoku gdy spojrzał ponownie w oczy agentowi. 
- Nie do końca „nic mi nie jest”, jak widzisz. - Przyznał gorzko Jin-Chul widząc spojrzenie Jin-Woo.
Monarcha Cieni wiele razy spoglądał w oczy Króla Smoków domyślił się więc dlaczego obecnie oczy jego chłopaka wyglądają tak a nie inaczej. 
Beru jednak z całą swoją pewnością potwierdził mu że żaden kawałek jaźni Monarchy Destrukcji nie przetrwał w Jin-Chulu, co jego żołnierz dokładnie sprawdził lecząc agenta po tym jak ten się przebudził. 
Nie martwił się więc jednak jakoś bardzo po zobaczeniu oczu Jin-Chula. To nie były już tylko oczy Monarchy Destrukcji, więc nie miał się czego obawiać. 
Oczy Jin-Chula miały w sobie lekką drapieżność i dzikość, nadal jednak pozostało to spokojne uważne spojrzenie jakie zapamiętał. 

- Chodź, zabieram cię do mojego mieszkania. Moja siostra i mama zabiłyby mnie gdybym cię do nich nie przyprowadził. - Jin-Woo przeszedł do innego tematu zupełnie ignorując to o czym rozmawiali jeszcze chwilę temu.
Spojrzał w okno na czyste błękitne niebo zaciskając usta w wąską linię.
- Raczej nie masz ochoty na spotkanie z tymi wszystkimi gapiami i reporterami, użyjemy wymiany cienia, tak będzie bezpieczniej.
*** 
- Co ty sobie myślałeś!
Gdy tylko obaj łowcy stanęli w salonie na biednego nie spodziewającego się ataku Jin-Chula naskoczyła Jin-Ah wymachując wściele rękami.
- Wchłonięcie mocy jakiegoś maniakalnego miłośnika jaszczurek?! Co to miało niby być?! Pomyślałeś o tym jakie to mogło być niebezpieczne?! Podobno po wszystkim przetapiałeś się przez głupi chodnik na którym leżałeś!
Zagubiony Jin-Chul spojrzał na Park Kyung-Hye siedzącą na kanapie która uśmiechnęła się tylko do niego lekko chodź w jej oczach widział dziwną ulgę. 
Czuł jakby jego serce w jednej chwili zrobiło się lekkie jak piórko. Nigdy nie śmiałby wymówić tego na głos, ale zastanawiał się czy tak czują się osoby wracające do rodziny.
Jin-Woo tymczasem uśmiechnął się pomimo swojej wściekłej skaczącej przed nimi siostry.

Chapter 25: Epilog

Chapter Text

Stojąc na wejściu do wielkiego głównego holu Stowarzyszenia nie byłem w stanie zwalczyć lekkiego uśmiechu politowania widząc bałagan jaki się tam rozgrywał.
Thomas Andre, którego przywiało tutaj bóg wie z jakiego powodu górował rozbawiony nad młodym roztrzęsionym agentem a za jego placami stał Adam White który wyglądał jakby miał się zaraz rozchorować. 
Po drugiej stronie holu Baek Yoon-Ho wrzeszczał na niewzruszonego Choi Jong-Ina który przecierał okulary niewielką szmatką. Reszta łowców rangi S patrzyła na to z ostrożnej odległości nie chcąc w żaden sposób się angażować.
Dziś miało odbyć się spotkanie szefów pięciu największych gildii z przewodniczącym. 
Gdzieś za moimi plecami słychać było podniesiony energiczny głos Jin-Ho paplającego jak katarynka. 
Mój ojciec westchnął koło mnie mrucząc coś o głośnych jankesach. Thomas Andre chyba niezbyt  przypadł mu do gustu. 
Uznając że nie chce mieć z tym bałaganem nic wspólnego użyłem wymiany cienia i już po chwili znalazłem się w salonie mojego mieszkania.
- Kochanie nie zostawiaj proszę potencjalnie niebezpiecznych ostrych przedmiotów na środku kuchni.
Mama odwróciła wzrok od oglądanego programu i wskazała na sztylety dane mi przez Thomasa leżące na stoliku do kawy.
A więc tutaj się podziały.
Przepraszając ją zagarnąłem broń i udałem się na miejsce mojego zadania.
Powitała mnie sporych rozmiarów brama kategorii A.
- A więc jest nasze wsparcie.
Odwróciłem głowę widząc trzech agentów Stowarzyszenia stojących przy swoim aucie, a pośród nich Jin-Chula. 
- Potencjalna czerwona brama?
Agent skinął głową podchodząc bliżej mnie. 
- Zabezpieczajcie teren. - Na krótki rozkaz Jin-Chula dwóch agentów skinęło głowami.
- Sam doskonale dałbyś sobie radę. -  Wsadziłem ręce do kieszeni uśmiechając się gdy Jin-Chul aktywował swoje artefakty. W zasadzie już nawet ich nie potrzebował do zwiększania swojej siły, a mimo to nadal je nosił.
Ten drobny fakt sprawił że moje serce zabiło mocniej.
- Prezes bawi się w swatkę.
Uśmiechnąłem się krzywo na ponury ton Jin-Chula.
- Przestań na chwilę zadręczać się szpiegowaniem naszego związku przez pół świata łowców i chodź. Ta brama wiecznie czekać nie będzie.
Weszliśmy w bramę w tym samym czasie, a moim oczom ukazał się jałowy górzysty teren. Tego typu czerwonej bramy jeszcze nie napotkałem.
Uśmiechnąłem się krzywo gdy mój cień zadrgał niespokojnie pod moimi stopami.
Pomyśleć że kiedyś czułem się taki pusty. Taki samotny.
Nie jestem sam. Już nigdy nie będę sam.
- Powstańcie.

KONIEC

Series this work belongs to: