Chapter Text
Włóczęga miała plan.
Kiepski plan.
Ale lepszy kiepski plan niż żaden w obliczu potęgi Narmeru, prawda? Cóż… niby tak, ale nie do końca. Zwłaszcza, jeśli jego głównym założeniem było uzyskanie pomocy od kogoś, kto przynajmniej kilka razy próbował ją zgładzić. Zresztą, nie tylko ją, ale i cały system Origin. I prawie mu się to udało, jeśli wierzyć poplątanym wspomnieniom w jej głowie. Do tego żywił głęboką nienawiść do Orokin i tego, co z nich zostało. Miał też na usługach szalonego warframe próbującego pomścić Złotych Panów i wymordować wszystkich Tenno w zasięgu wzroku…?
No dobrze.
Ten plan był zły. Nawet bardzo zły. Alternatywą jednak była śmierć jej przybranej matki, Lotus. A to było niedopuszczalne! Nie po tym, jak Lotus ją uratowała z wiecznej pętli Duviri.
Tak więc, Ayatan postanowiła zaryzykować i podjąć się kradzieży narmerskiego statku. Poszło nawet nieźle, biorąc pod uwagę, że musiała założyć Woal na twarz i dostać się do fabryki pełnej diakonów. Na plus trzeba też liczyć, że przeklęte ustrojstwo nie wysadziło jej głowy. Wyjście z placówki było nieco trudniejsze, bo wykryto ją i trzeba było lawirować między strzałami laserów, ale tak poza tym to wszystko się udało. Także punkt pierwszy planu można było spokojnie odhaczyć.
Z punktem drugim był problem. Bo choć lot na Uran i późniejszy przeskok nad Desdemonę minęły spokojnie, a dostanie się do podwodnych laboratoriów nie sprawiło większych kłopotów, to kontakt z istotą kryjącą się na dnie oceanu był mocno utrudniony. Nawet niemożliwy, biorąc pod uwagę rozłupaną na kilka dużych kawałków pozostałość Świadomego, który niegdyś tytułował się mianem Niszczyciela Światów.
Hunhow był martwy.
Ale nie tak zwyczajnie martwy, jakby naturalnie zszedł z tego świata.
Raczej wyjątkowo martwy, bo ktoś usilnie się postarał, żeby mu pomóc w umieraniu.
Nie trudno się było nawet domyślić kto. Wystarczyło rozejrzeć się po zimnych trupach w barwach Narmeru zaśmiecających martwy koral Grobowca. Niektórym brakowało głowy, ściętej jednym, czystym cięciem. Innym kończyn, które osamotnione leżały w piachu. Kolejne leżały rozprute, po tym jak ich gruba zbroja została rozdarta, a coś, co musiało być pazurami, wydarło wnętrzności z brzuchów. Były też takie ciała, które osmalił ogień broni laserowej i takie, które usmażyły błyskawice — oczywiste oznaki oporu ze strony odłamków chroniących Hunhowa. Równie martwych, co ich przywódca.
Włóczęga pokręciła głową, stając obok jednego z poległych Świadomych. Pusta, pozbawiona życia skorupa niewiele mogła jej powiedzieć o tym, jak uratować Lotus. Za to całkiem nieźle pokazała ostatnią walkę maszyny z kilkoma przeciwnikami na raz — desperacką próbę przetrwania przeciwko bezlitosnym wrogom. Nie był to pojedynczy przypadek, zatem prawdopodobnie Hunhow bronił się do samego końca. Aż do chwili, gdy Narmer wydarł z jego pogruchotanego ciała ostatnią iskrę, która przetrwała upadek z kosmosu i nieubłaganą grawitację księżyca Urana.
Ayatan chuchnęła w dłonie i potarła je między sobą, próbując się rozgrzać i odpędzić chłód jaskini. Bez Hunhowa jej plan się posypał. I to tak konkretnie. Świadomy zapewne wiedziałby, jak pomóc Lotus. W końcu był jej ojcem. Ojcowie przeważnie wiedzą takie rzeczy. Ale skoro nie żył, to trzeba było szukać wsparcia u kogoś innego.
Kto inny mógł wiedzieć, jak działają Świadomi? Inni Świadomi! Ayatan pokiwała głową. Co z nimi?
Jeśli Lotus była córką, to musiała mieć też matkę.
Praghasa, tak się nazywała ta Świadoma. Matka wszystkich Świadomych, a przynajmniej sporej większości z nich. Tak się przypadkowo złożyło, że w systemie był jeden statek zwany "Praghasą". Robił za okręt flagowy Narmeru i siedzibę imperatora. A to znaczyło, że nie pomoże z ratowaniem Lotus.
Pozostawał jeszcze Erra, starszy brat, który nie zachowywał się jak starszy brat. I na pewno nie życzył swojej siostrze wszystkiego najlepszego, skoro to pod jego okiem Lotus zamieniła się w zanikający wrak. Jego też można więc skreślić z krótkiej listy potencjalnych sojuszników.
A to z kolei znaczyło, że nie było już nikogo, kto mógł pomóc Lotus i przy okazji nie próbować zamienić jej w swoją pacynkę. Świadomi byli wierni Errze i Ballasowi. Quillowie zniknęli, kiedy Unum została zaatakowana. Solaris byli pod kontrolą Narmeru. Deimos i Entrati byli niedostępni — nikt normalny nie wybierał się w pojedynkę do stref przejętych przez Plagę.
Zatem pozostawała tylko Ayatan.
Bez broni. Bez Pustki. Bez warframe.
Bez nadziei.
Włóczęga czuła, jak oczy zaczynają ją piec od łez frustracji. Z gardła wyrwał jej się stłumiony szloch. Tenno spojrzała jeszcze raz na szczątki Hunhowa, ale nic się nie zmieniło. Nie ruszył się. Nie ożył cudownie.
— Pieprzcie się wszyscy!
Ayatan zacisnęła zęby, czując, jak ogarnia ją bezsilność. To zawsze się tak kończyło! Czegokolwiek by nie zrobiła, czegokolwiek by się nie tknęła — wszystko to nie miało znaczenia. Spirala zaczynała się od nowa, a Włóczęga znów zostawała z niczym. Niemal mogła usłyszeć głos Dominusa, uderzenie jego pięści o tron i śmiech. I...
Włóczęga przygryzła język, aż poczuła krew w ustach. Odzyskała tron Duviri. Dominus Thrax nie miał już nad nią władzy. Nie było Spirali, którą można by wymazać świat, ale też nie było potrzeby, żeby ona zaistniała, w końcu Ayatan wciąż żyła. A to znaczyło, że wciąż mogła coś zmienić.
Hunhow nie żył. W porządku. Świetnie. Obłędnie wręcz. I tak nie był jej potrzebny. Nie pomógłby jej, nieważne, jak bardzo by go błagała. Świadomy pomagający człowiekowi! Ha! To od początku nie mogło się udać. Przychodzenie tutaj było błędem, bez znaczenia czy Hunhow był żywy czy martwy.
— Myśl, Ayatan! Myśl!
Włóczęga przystanęła w swojej mimowolnej wędrówce.
Nie, przybycie do Grobowca nie było błędem. To była szansa. Hunhow był Świadomym. A Świadomi byli zdeterminowani, nie poddawali się łatwo. Inaczej Orokin już dawno by ich unicestwili. Zaś teraz Ayatan była w leżu najstraszliwszej z maszyn. Maszyny, która była zdolna prowadzić wojnę z Orokin jak równy z równym i zwyciężać.
Jakie były szanse, że gdzieś w pobliżu leżała nieświadoma swojego znaczenia wskazówka, jak uratować Lotus?
Włóczęga uśmiechnęła się pod nosem. Tak, Hunhow był martwy. Nie znaczyło to jednak, że nie mógł pomóc ostatni raz w swoim życiu.
Klaszcząc w dłoń, Ayatan zaczęła się rozglądać. Nie wiedziała, czego dokładnie szuka. Czegoś z blaskiem energii Świadomych w sobie, to na pewno. Czegoś, co można by użyć na Świadomych. Czegoś...
Tych śladów tu chyba wcześniej nie było…?
Tenno instynktownie sięgnęła ręką po swój pistolet, Sirocco, w myślach klnąc na własną głupotę. Ktoś mógł ją zauważyć i za nią podążyć. Powinna być ostrożniejsza, albo skończyłaby jako kolejny narmerski niewolnik. Ruchem ręki zarzuciła kaptur na głowę i z palcem na spuście aktywowała sonar. Serce jej zamarło, kiedy przed oczami zamigotał jej jasny kształt schowany kilka skał od niej. Coś za nią przylazło. Niskie. Stanowczo za niskie by być człowiekiem. Czyli Świadomy. Zostawiało ślady w piasku grobowca. Zatem nie unosiło się, tylko chodziło. Brachiolyst? Za mały. Może jakaś jednostka Tyro. Względnie prototyp nowego Świadomego. Ayatan nie wiedziała, co gorsze.
Cichy stukot odnóży o kamień był jej znakiem. Rzucona bomba dymna wybuchła kilka kroków od niej, spowijając ją w pyle i piachu i zapewniając osłonę przed atakiem Świadomego. Przetoczyła się w bok, by uniknąć potencjalnych strzałów lasera i natychmiast zerwała na równe nogi, nie spuszczając z oka maszyny. Nie mogła się teraz wycofać. Drań musiał już ją zauważyć i pewnie zaraz miał zawołał swoich kolegów i nie mogłaby tu więcej wrócić. Nie mogła na to pozwolić! W kilku szybkich krokach Ayatan dopadła do skał. Jej wyjściu z dymu towarzyszył zaskoczony pisk Świadomego, kiedy jej kamuflaż przestał działać. Sonar rozbłysł przed jej oczami, ujawniając bardziej szczegółową sylwetkę Świadomego. Nie zatrzymując się, schyliła się, wsadziła rękę w szczelinę w koralu i chwyciła maszynę. Jej palce mocno zacisnęły się na jakimś gładkim kawałku metalu. Uśmiechając się zwycięsko, szarpnęła i wyciągnęła Świadomego, pomimo jego zawziętego oporu. Bardzo dziwnego i uszkodzonego Świadomego, co warto zaznaczyć.
Maszyna drżała w jej uścisku i wiła niczym piskorz. Zawodziła przy tym niemiłosiernie, niemal prosząc się o to, by uciszyć ją raz na zawsze. Jej zakończone haczykami odnóża poruszały się w nieskoordynowanych ruchach, kiedy próbowała się uchwycić najbliższej powierzchni i wyrwać z uścisku. Miała też skrzydła, czy też coś na ich kształt, pod którymi skrywało się utwierdzenie dla dziwnej, wąskiej obręczy wyrastającej ze środkowej części jej ciała i za którą była teraz trzymana. Obręcz była niedomknięta, z wyraźną przerwą w najwyższym punkcie, i tworzyła coś w rodzaju aureoli albo korony wokół smukłej głowy Świadomego. O ile to była głowa. Ze Świadomymi trudno było powiedzieć, gdzie się zaczynali i gdzie kończyli.
— Coś za jeden?
Pomarańczowe oczy zmrużyły się wściekle. Dwie przednie kończyny zabłysły ostrzegawczo energią. Ayatan potrząsnęła Świadomym, zanim zdołał ją zaatakować. Kakofoniczne zawodzenie umilkło, gdy tylko maszyna straciła orientację w przestrzeni i zastygła w bez ruchu.
— Tak lepiej. Grzecznie mi tu.
Włóczęga schowała Sirocco i wolną ręką ostrożnie dotknęła spękanego, czerwonego pancerza. Mogła poczuć pod palcami charakterystyczne mrowienie tarczy adaptacyjnej, ale zbyt słabe, by móc ochronić przed czymś większym niż drobiny piasku. Ewidentnie osłony Świadomego były uszkodzone. Ale obrażenia maszyny nie ograniczały się tylko do tego. Jedno z jej skrzydeł zwisało pod złym kątem, wyraźnie wykręcone. Tylna kończyna rozpadła się na kilka odłamków trzymanych w miejscu tylko przez spowijający je wir energii. Reszta tułowia też nie wyglądała lepiej — zdarty kolor, głębokie wgniecenia i oderwane zdobienia świadczyły o ciosie, który miał zniszczyć Świadomego. Mimo to przetrwał i teraz był na jej łasce.
— Nie jesteś od złotego wariata, co?
Ayatan przyjrzała się Świadomemu w poszukiwaniu charakterystycznego znaku Narmeru w kształcie odwróconego igreka, który z taką dumą nosili teraz wszyscy słudzy szalonego Orokin. Nie mogła go znaleźć, w przeciwieństwie do pieczołowicie zaprojektowanego i wbudowanego w ciało maszyny dawnego symbolu Świadomych. Ktoś mógłby powiedzieć, że to niewielka, mało znacząca różnica. Że Świadomy to Świadomy, bez znaczenia czyje miał barwy. Włóczęga wiedziała lepiej. Świadomi byli dumnymi i groźnymi wojownikami, a ich oznaczenie świadczyło o wyzwoleniu spod jarzma Złotych Panów. Nie zmieniali go bez ważnego powodu.
Świadomy w rękach Tenno nie przyjął barw Narmeru. Nie przyjęli ich również Świadomi polegli w walce w jaskini. Hunhow najpewniej też nie. I za to spotkała go śmierć. Władca Narmeru nie patyczkował się z tymi, którzy się z nim nie zgadzali.
Cóż, nic tak nie łączy jak wspólny wróg, prawda? Nie szkodziło spróbować przeciągnąć Świadomego na właściwą stronę rebelii.
— Źle zaczęliśmy naszą znajomość — Ayatan zsunęła kaptur z głowy, by móc zobaczyć maszynę w bardziej naturalnym świetle niż przez żółć wbudowanego w osłonę twarzy wizjera. — Postawię cię teraz. Porozmawiajmy.
Nie trzeba było wielkiej filozofii by stwierdzić, że Świadomy jej nie ufał. Włóczęga też by nie ufała komuś, kto chwilę wcześniej celował wnią z pistoletu. Nie uciekł jednak, kiedy tylko jego haczyki dotknęły morskiego piasku. Zamiast tego wycofał się poza zasięg jej rąk i uniósł w pokazie siły swoje przednie kończyny. Może gdyby był większy, wzbudziłoby to w niej grozę. Teraz jedyne co mogła zrobić, to stłumić śmiech. Nie chciała przypadkiem obrazić jej potencjalnego sojusznika.
— Jestem Ayatan — przedstawiła się Tenno, siadając w seizie przed Świadomym i kładąc dłonie na udach, by pokazać brak wrogich zamiarów. — Szukam pomocy dla mojej matki, Lotus. Chociaż może być ci bardziej znana pod imieniem Natah. Miałam nadzieję, że twój przywódca będzie mi w stanie jej udzielić, ale w obecnej sytuacji nie mam co na to liczyć. — Kiedy maszyna nieco opuściła swoją broń, Włóczęga kontynuowała. — Ona zanika. Rozwiewa się jak marsjański pył na wietrze. A ja nie wiem, jak jej pomóc. — Ayatan zacisnęła dłonie w pięści. — Chcę to zmienić.
Świadomy zaskowyczał dysonansowo w odpowiedzi. Kobieta zmarszczyła brwi w zmieszaniu. Znała tę melodię! Jej PRIMM często ją nucił, gdy chciał zwrócić jej uwagę na jakiś problem z roślinami. Albo z pomieszczeniem. Albo na cokolwiek innego, co dron ogrodniczy VERD-IE uznał za ważne. Kto by pomyślał, że Świadomi i VERD-IE używali podobnych protokołów do komunikacji?
Chociaż jakby się nad tym zastanowić, to nie było to aż takie dziwne. Zariman Ten-Zero miał robić przez pewien czas za centrum operacyjne misji kolonizacyjnej, jak i centrum kontroli systemu terraformacyjnego, jak twierdził Quinn, więc logicznym było, że musieli używać zbliżonych protokołów. Jak inaczej kontrolować projekt terraformacji, jeśli nie można się z nim porozumieć?
Ayatan klepnęła się mentalnie. To nie był czas na rozmyślanie o Zarimanie. Musiała się skupić na tu i teraz. Świadomy coś chciał jej przekazać. A w pobliżu nie było niczego, co mogłoby jej podpowiedzieć, co to dokładnie było.
— Nie rozumiem — powiedziała po chwili, kręcąc głową.
Świadomy znowu spróbował, tym razem inaczej, bez tylu wysokich pisków i bardziej melodyjnie. Jedyne, co Włóczęga była w stanie z tego pojąć to pytanie-ważne. Nic jej to nie mówiło bez choćby grama kontekstu.
— Dalej nie wiem, o czym mówisz.
Maszyna popatrzyła na nią w bezruchu. Wreszcie wydawała się zmienić taktykę. Przestała skowyczeć. Jej nogi wbijały się cicho w piasek, gdy się ostrożnie zbliżyła do Włóczęgi. Popatrzyła nań niepewnie, jakby oczekując ataku. Kiedy się go nie doczekała, wetknęła jedną ze swych kończyn głębiej w piach i zaczęła rysować zawijasy.
Nie, nie rysowała.
Pisała. Glifami Orokin.
Natah żyje?
— Tak, choć ledwo — bo jak inaczej określić Rękę leżącą bez sił przy Łączu Somatycznym?
Świadomy poruszył się, zamazując glify i zaraz potem kreśląc kolejne.
Zanika bez swojego rodzaju.
— Nie było z nią specjalnie lepiej, kiedy była na statku pełnym Świadomych — Ayatan skrzywiła się na wspomnienie drugiej jej i złamanej postaci matki klęczącej bez sił na pokładzie Praghasy. — A wszyscy zachowywali się, jakby to było normalne.
Erra powinien się nią opiekować.
— Erra był zajęty robieniem dobrze Ballasowi — prychnęła Włóczęga z pogardą. — Nawet Alad nie używał tyle wazeliny, żeby się podlizać inwestorom.
Świadomy zasyczał na jej słowa.
— Przynajmniej Hunhow ma szczęście. Nie musi patrzeć, jak jego synuś tańczy na każde skinienie Ballasa i płaszczy przed tymi, których przyrzekał zniszczyć — Tenno wzięła głębszy oddech, by spróbować się uspokoić. — Jak zwykle, wszystko trzeba zrobić własnoręcznie. Zostaw Świadomym jednego Orokin, to mu odbudują Imperium i posadzą na tronie! Nawet nie podziękują, że reszta gryzie piach od paruset lat!
Maszyna przez chwilę się w nią wpatrywała bezgłośnie.
Tenno zniszczyli Złotych Panów?
— A ty sądziłeś, że Imperium samo z siebie upadło? Otóż nie, trzeba mu było pomóc. Twój rodzaj mógł wzruszyć jego posadami, ale ktoś jeszcze musiał wyciąć resztę. — Ayatan spojrzała na maszynę z irytacją. Świadomi wiecznie myśleli, że tylko oni mają jakieś pretensje do Orokin, a reszta systemu była szczęśliwa pod ich złotymi butami. Jakoś nie docierało do nich, że są gdzieś na szarym końcu kolejki z zażaleniami co do rządów Siódemki. — Kiedy indziej powspominamy Upadek. Wróćmy do właściwego tematu. Jak mogę pomóc Lotus?
Nie możesz. Nie masz szans przeciwko Archonom.
— Co niby do tego mają Archoni? — Włóczęga nie widziała najmniejszego powiązania pomiędzy Archonami a Lotus. Jak niby to miało działać?
W ich mocy leży wskrzeszanie martwych. Mogliby uzdrowić Natah. Ale żeby posiąść ich możliwości, musiałabyś stanąć do walki przeciw nim i zwyciężyć.
— Tylko tyle? — Mogło być gorzej. Nie żeby walka jeden na jednego ze zbuntowanym terraformerem brzmiała dobrze. Włóczęga zamyśliła się, starając się utrzymać w ryzach histerię chichoczącą na skraju jej umysłu. Archoni byli paskudnymi przeciwnikami z siłą Świadomych i witalnością warframe. Pokonanie jednego graniczyłoby z cudem. Pokonanie całej trójki byłoby… no cóż, niemal niemożliwe. Z drugiej strony załoga Zarimana była wedle wszystkich raportów martwa, a jakoś Ayatan nadal tu była, żywa i wkurzona. Niemożliwe jeszcze nie zdołało jej powstrzymać przed pokazaniem środkowego palca Tuvulowi.
Tak.
— W porządku — rzekła Tenno. Wystarczy jej jedynie pokonać Archonów i Lotus byłaby uzdrowiona. Bułka z masłem! — W porządku! — powtórzyła, czując jak szumi jej w głowie. — Nic trudnego. To tylko Archoni! Banda wkurzonych, morderczych maszyn z obstawą z innych wściekłych maszyn i zapędami ludobójczymi. I nie lubią Tenno! Wspominałam, że nie lubią Tenno?
Włóczęga nie była pewna, kiedy wstała. Ani kiedy zaczęła się śmiać.
Bo to wszystko było śmieszne. Wręcz ironiczne. Uciekła z Duviri, ze Spirali, żeby pomóc Lotus, która była Świadomą. Tylko po to, żeby inni Świadomi chcieli ją zabić. Bo czemu by nie? Kogo obchodziłaby wywleczona z Pustki Tenno? Na dodatek szukająca pomocy od kogoś, kto chciał jej śmierci?
— Moje życie to nieśmieszny żart — stwierdziła Ayatan, wpatrując się w ciemne szczątki Świadomego Hunhowa. Martwy wrak zdawał się z niej drwić. — Mathila byłaby przeszczęśliwa.
Mathila również śmiałaby się swoim wrogom w twarz, kpiąc z nich pośród niebios Duviri. Rzucona w objęcia Szaleństwa, kiedy próby przyniesienia Radości w Duviri spełzły na niczym. Kimże była Włóczęga, by odmawiać światu poznania cudów Orożmija Radości?
Uśmiech wykrzywił rysy Ayatan. Nikt normalny nie podjąłby się walki przeciw Archonom. Nikt o zdrowych zmysłach nie opuściłby Zarimana Ten-Zero.
To czyniło Ayatan idealną osobą do tego zadania.
Świat był taki piękny!
A byłby jeszcze piękniejszy, gdyby Włóczęga miała do dyspozycji jakąś lepszą broń. Najlepiej taką, która mogłaby zrobić coś więcej niż tylko połaskotać Archona. O broń Tenno zdolną przebić się przez tarcze Świadomych było trudno w tych czasach, ale na szczęście Archoni składali się też w połowie z warframe’ów. A na warframe’y świetnie działała broń Świadomych.
— Gdybym była wielkim martwym Świadomym w grobowcu z wieloma martwymi Świadomymi, gdzie bym ukryła broń absolutnej zagłady przeciwko warframe? — Szczątki Hunhowa nieszczególnie chciały odpowiedzieć na pytanie Ayatan, ale to nic nie szkodzi. Mogła tu prowadzić wykopaliska do skutku, aż znajdzie coś przydatnego.
Świadomy za nią zapiszczał, ponownie zwracając jej uwagę w jego stronę.
Zginiesz.
Ayatan przewróciła oczami. Znalazł się, Kapitan Oczywistość.
— Żeby to był pierwszy raz — I czy to nie była dziwna myśl? Ayatan nie wiedziała, ile razy umarła w Duviri. Za dużo, żeby zliczyć. I na tyle dużo, by śmierć zaczęła przypominać łaskę, której niedane jej było dłużej zaznać.
Nie pomożesz Natah dając się zarżnąć.
— Że niby lepiej mi się kryć jak to robił Hunhow i czekać, aż Ballas sam po mnie przyjdzie? Nie, dzięki — Włóczęga nie zamierzała się wiecznie chować po kątach i liczyć, że Narmer ją przeoczy. Wkurzanie Świadomych i napadanie na ich placówki miały ten nieprzyjemny skutek, że przyciągały uwagę. A im bardziej maszyny były rozeźlone, tym pewniejsze było, że po schwytaniu jej uczyniłyby z niej niezapomniany przykład dla reszty świata. Jeśli Ayatan chciała nadal dyktować własne warunki walki Świadomym, to musiała działać, a nie; czekać aż jej baza zostanie odkryta. — Jak mam umrzeć to na moich zasadach.
Tenno odwróciła się i podeszła do najbliższego ciała Świadomego. Przykucnęła przy uszkodzonej maszynie, upewniając się, że jej rdzeń został całkowicie zniszczony i nie zasila jakiegoś ukrytego systemu obronnego. Zadowolona z potwierdzenia tego faktu, obróciła Świadomego na brzuch i odsłoniła złożone na plecach zapasowe włócznie. Mogła spróbować jedną wyrwać, choć zaciski wyglądały na dosyć trudne do wyłamania. Gdyby jej się udało, wystarczyłoby tylko później zmodyfikować broń na Orbiterze. Jakoś połączyłaby ją ze sztyletem elektrycznym przypiętym do jej pasa i miałaby całkiem ładną dzidę bojową. Przy dobrych wiatrach to by wystarczyło do zadźgania Archona. Kilka razy, tak dla pewności.
Pisk Świadomego rozwiał jej plany. Jak na coś tak uszkodzonego poruszał się zadziwiająco szybko, kiedy przemknął tuż obok niej i zakrył sobą ciało pobratymca. Starając się wyglądać na groźniejszego, rozłożył szeroko swoje uszkodzone skrzydła i zasyczał ostrzegawczo. Uniósł przy tym dwie przednie kończyny i poruszył agresywnie wyrostkami wyrastającymi z jego głowy.
— Tobie co?
Kobieta obserwowała z uniesionymi brwiami, jak Świadomy zaczął wściekle pisać po piasku.
Zostaw poległych w spokoju.
— Im i tak nie zrobi różnicy jedna włócznia wte czy wewte. A mnie już tak. Potrzebuję lepszej broni do walki z Archonami.
Świadomy nie wydawał się być zadowolony z tej odpowiedzi. Ayatan mogła mu zaraz pomóc w byciu niezadowolonym kilka metrów dalej, jeśli zamierzał jej utrudniać grzebanie w złomie.
Jeśli ci ją dam, odejdziesz?
— O ile ją dostanę, to tak. — Kto by pomyślał, że tyle problemów można napotkać podczas plądrowania jednego, opuszczonego Grobowca? I że też maszyna tak łatwo zgodziła się jej pomóc.
Doprawdy, fascynujące. Ciekawe, co chciała?
Z drugiej strony, okazja na dostanie lepszej broni niż domowej samoróbki nie przydażała się często.
Zwie się Nataruk. Łuk energetyczny z czasów Starej Wojny mogący przynieść śmierć naszym wrogom.
— A gdzie go znajdę? — Ayatan zmrużyła oczy. To brzmiało zbyt pięknie. Gdzie był haczyk?
Nie znajdziesz. Stworzysz.
— Cudownie — jest i haczyk, jak na zawołanie. — A jest jakiś schemat, jak go zbudować? I z czego?
Jest. W mojej głowie. Przyniesiesz materiały i powiem, jak go stworzyć.
Podwójny haczyk. Spryciarz z tego Świadomego. Ale Ayatan była sprytniejsza i bardziej zdeterminowana. Nie zamierzała wracać po kilka razy na Desdemonę, kiedy czas gonił. Udając, że się namyśla, przeniosła delikatnie ciężar ciała na palce u nóg. Odczekała krótką chwilę, by nie zaalarmować terraformera swoimi ruchami. Wtem wyskoczyła wprzód, wyciągając ręce by pochwycić maszynę. Jej palce zamknęły się raz jeszcze na metalowej obręczy. Oburzony wrzask rozbrzmiał w jej uszach. Pęd zmusił ją do przyciśnięcia miotającego się Świadomego do piersi i wykonania przewrotu. Wnet zerwała się na równe nogi i odsunęła zawodzącą maszynę z dala od siebie, by uniknąć rozerwania przez jej rozszalałe kończyny.
— Mam lepszy pomysł — powiedziała Włóczęga, ciężko oddychając. — Odpuścimy sobie ganianie po całym układzie. Polecisz ze mną. Tak będzie szybciej.
Wściekły skowyt, jaki wydał z siebie Świadomy, nie potrzebował tłumaczenia.