Actions

Work Header

Rating:
Archive Warning:
Category:
Fandom:
Relationship:
Characters:
Additional Tags:
Language:
Polski
Stats:
Published:
2022-09-24
Completed:
2022-11-06
Words:
3,170
Chapters:
2/2
Comments:
2
Kudos:
5
Bookmarks:
1
Hits:
97

Plan C

Summary:

Nie wszystkie powstania kończą się zwycięstwem. Za zdradę Erra i Włóczęga mają zostać poddani egzekucji. Ale Ballas postanowił jeszcze się zabawić. Przed wrzuceniem buntowników do celi, odkrył tożsamość Włóczęgi, jako kolonisty z Zarimana, przed Errą.

Albo Włóczęga musi sobie radzić ze Świadomym, który postradał zmysły i stwierdził, że od dziś jest jego najlepszym przyjacielem(?).

Chapter Text

— Stąd musi być jakieś wyjście! — warknął Hayden, krążąc niespokojnie po celi. Choć było to nazbyt hojne określenie na klitkę, do której zostali wrzuceni. Gdyby Hayden rozłożył ramiona, nie miałby trudności z dotknięciem przeciwległych ścian. Nawet teraz musiał się lekko schylać, żeby co rusz nie uderzać głową w nierówny sufit. — Erra! To twój statek... matka, czy coś! Jak stąd wyjść?

Erra nie odpowiedział. W ogóle się nie odzywał od chwili, gdy Ballas machnął swoją laską i sprawił, że Haydenowi stanęły dęba wszystkie włosy na głowie. Chociaż nie, udało mu się raz zaskrzeczeć, jak jakieś dziwne połączenie przydepniętej kaczuszki i krztuszącego się silnika. A potem diakoni go trochę połamali, włącznie ze zmiażdżeniem tych śmiesznych, ruchomych wyrostków na jego głowie. I tak Erra zaczął się bezmyślnie wpatrywać w Tenno swoimi niemrugającymi, czerwonymi ślepiami, jakby Hayden zawiesił mu Słońce i resztę gwiazd na niebie. Wszystko fajnie, ale może by z tym poczekać, aż się wydostaną z Praghasy? Albo chociaż uciekną z własnej egzekucji?

— Erra? Słychać mnie tam? — zapytał ponownie Tenno, stając przed Świadomym. Nawet siedząc, Erra był od niego wyższy. Cela musiała być dla niego jeszcze bardziej klaustrofobiczna niż dla Haydena. — Erra! Musisz się skupić. Inaczej stąd na pewno nie wyjdziemy.

Trudno było powiedzieć przez rękawiczki, czy metal, z którego zrobiony był Erra, był ciepły czy zimny. Za to nie było wątpliwości, że dziwnie mrowił w palce przy dotyku. Hayden postanowił zignorować tę ciekawostkę przyrodniczą na rzecz przyciągnięcia uwagi Świadomego poprzez złapanie jego niby-ptasiej czaszko-głowy i spojrzeniu mu prosto w oczy.

— Mnie też jest ciężko — przyznał Tenno, postukując delikatnie bok głowy maszyny. — Mnie też wszystko boli. Ale jak tu zostaniemy, to zostaną po nas dwa bardzo zimne trupy. Albo skwarki. Hunhow nam teraz nie pomoże. Natah.., kto wie. Może nie spróbuje nas zabić? Więc na miłość do wszystkiego co słodkie i puchate, pomóż mi coś wymyślić, bo mi się pomysły powoli kończą!

Erra poruszył się, pierwszy raz od kiedy ich tu wrzucili. Iskierka nadziei, która zapłonęła w sercu Haydena, zaraz jednak zgasła. Świadomy sięgnął do twarzy Tenno, jego ostro zakończone palce zaczęły śledzić linię szczęki człowieka, delikatnie drapiąc i niebezpiecznie zbliżając się do oczu. Wreszcie zaczął mruczeć. To nie było to, na co liczył Hayden. Żadnego genialnego planu ze strony kogoś, kto zniewolił przy pomocy armii Świadomych calutki układ Origin. Ani słowa na temat otwierania cel z pomocą jakiegoś świadomego hokus-pokus. Zamiast tego: mruczenie. Od podobno inteligentnej maszyny.

Dobrze, spokojnie. Czas na plan B. Którego nie było. Cudnie.

Plan C? Wielka improwizacja. Co Hayden przy sobie miał, a czego Narmer mu nie zabrał? No cóż, miał połamaną wykałaczkę, pierścionek z nakrętki i na wpół wybitego zęba. Nic, co by było naprawdę przydatne. Chyba, że zdecydowałby się obrzucić tym następnego diakona, który zajrzałby do celi. Czyli najpewniej tuż przed własną egzekucją.

Och, jego przyszłość nie malowała się w jasnych kolorach.

Może Erra coś miał...?

A, Erra.exe nie odpowiadał. Zwiesił się. Wyskoczył mu niebieski ekran śmierci, czy co tam Świadomi mieli po bliskim spotkaniu ze swoim Stwórcą. Czyli wracamy do punktu wyjścia.

— Erra. Błagam. Jesteś moją ostatnią nadzieją. Nie rób mi tego. Nie zostawiaj mnie na pastwę losu. Proszę cię. Gdzie masz przycisk restart? Może to pomoże?

Nic. Null. Zero. Pomimo dużego, ładnego i kuszącego czerwienią klawisza resetu, który świecił radośnie z piersi Erry, Świadomy dalej nie miał kontaktu z naglącą rzeczywistością. Tatuaże na policzku Haydena były znacznie bardziej interesujące od nieumierania. Na tyle interesujące, że Erra wiódł pazurem po ich krańcach i popiskiwał do siebie szczęśliwie.

— Zmuszasz mnie do podjęcia drastycznych środków!

Hayden słyszał o tym na lekcjach na Zarimanie dawno, dawno temu podczas szkolenia dotyczącego życia w Tau. Czas w Duviri zdołał zatrzeć sporo z tego, co kiedyś się nauczył. Ale jakimś cudem ten konkretny kawałek wiedzy o Świadomych utknął w jego głowie i za nic nie chciał odejść. Mianowicie; jak nawiązać połączenie ze swoim Świadomym. I tak, po latach spędzonych na unikaniu morderczych maszyn, Hayden wiedział, jak to absurdalnie brzmi. Tenno i Świadomi nie współpracowali, tylko próbowali się nawzajem wymordować. A już na pewno nie łączyli się ze sobą tak, jak mieli to zrobić wieki temu w Tau, by móc wspólnie tworzyć świat. No cóż, zawsze musiał być ten pierwszy raz.

Z tego, co Tenno jeszcze pamiętał, wynikało, że takie połączenie miało same plusy w ich beznadziejnej sytuacji. Pozwalało się komunikować, dzielić informacjami, ułatwiało współpracę i symbiozę, cokolwiek by to nie znaczyło. Haydenowi najbardziej zależało na tym pierwszym, reszta była miłym dodatkiem. Pewnie użytecznym w Tau, ale teraz, kiedy Świadomi zamienili się w pokręconą wersję mechanicznej szarańczy pożerającej światy, to było to mniej bezpieczne. Czego się jednak nie robi, żeby przeżyć.

Tenno wziął głęboki, uspokajający oddech. Każde ćwiczenie zaczynało się od znalezienia swojego „wewnętrznego spokoju”, jak to lubiła ujmować Cephalon Melica. A Hayden był spokojny. To nie tak, że miał wkrótce umrzeć — raz i na zawsze. Nie. Zero presji. No więc, był białym kwiatem lotosu na jeziorze spokoju. Był kuźwa pierdolonym białym kwiatem zasranego lotosu na zajebiście spokojnej tafli cholernego jeziora spokoju. Dobrze.

No, może nie do końca.

Co potem? A! Sięgnij swym umysłem poza ciało i wyczuj Świadomego. Z tym zawsze był problem. Jak niby miał sięgnąć poza własne ciało? Nie było nigdy żadnej instrukcji, jak to zrobić. Ot, kilka ogólników i radź sobie sam. I jak miał wyczuć Świadomego? Tego też szczególnie nie objaśniali. Albo może Hayden zdążył już o tym zapomnieć. Na jedno wychodzi — nie wiedział, jak ma to zrobić.

Wtedy to się stało. Cyk, jakieś czary-mary Świadomych. Nagle Tenno nie był już sam we własnych myślach. Erra był razem z nim. Mieszali się dziwnie, przeplatali, aż nie było jasne, gdzie zaczynał się jeden, a kończył drugi. Jakoś pasowali do siebie, chociaż może nie idealnie. Hayden mógł poczuć ból Świadomego w połamanych kończynach, poczucie zdrady pulsujące w rdzeniu. Ale przede wszystkim, Erra był pozytywnie oszołomiony. Gdy Tenno musnął nie-obce myśli maszyny, mógł poczuć radosne niedowierzanie, ulgę i obsesyjną fascynację owiniętą w głębokie zadowolenie. Mógłby tak zostać na zawsze — pozbawiony trosk dnia codziennego. Bo czymże miałby się martwić? Świadomi byli potężni, niemal niezniszczalni. Niewielu było takich, którzy mogliby się im przeciwstawić. Hayden nie musiałby się niczego obawiać, bo zadbaliby o niego, upewnili się, że ma wszystko, co najlepsze. Musiał tylko zostać tutaj, z Errą i Erra...

— Erra!

Hayden widział, jak oczy Świadomego się rekalibrują, jak skupiają się na nim, a cała maszyna zaczyna go wreszcie słuchać, czekając na polecenia. No, może trochę przesadzał. Erra był teraz za daleko we własnej wersji Cukierkolandii, żeby móc sensownie myśleć o czymś więcej niż człowiek przed nim.

— Musimy uciekać. Teraz. Inaczej obaj zginiemy. Później będziesz się we mnie mógł wpatrywać do woli.

No, to przyciągnęło uwagę Erry. I nie tylko. Sam Hayden został osłonięty ochronnie przez patykowate ramiona Świadomego i przyciśnięty do kościstej klatki piersiowej. Świadomy zadudnił, ni to ostrzegawczo, ni to uspokajająco. Ale nie poczynił żadnych ruchów, żeby wydostać się z ich celi.

— Tak, tak. Ja też ciebie lubię. Wiesz, kogo jeszcze lubię? Twojego ojca, Hunhowa. Co ty na to, żebyśmy teraz stąd wyszli i się do niego wybrali? Najlepiej teraz, zaraz. Na pewno się za tobą stęsknił. — Najwyraźniej groźba śmierci nie działała na Errę. Tenno postanowił spróbować innej taktyki. Która chyba zadziałała, biorąc pod uwagę, że Świadomy rozluźnił swój uścisk. — Myślisz, że byłbyś w stanie otworzyć tamte drzwi? — Hayden z trudem wydostał jedną rękę i wskazał niejasno w stronę ściany, przez którą zostali tutaj wcześniej wrzuceni.

Erra chyba nie załapał, o co mu chodziło. Nic dziwnego, skoro zaczął się bawić krótkimi, posklejanymi przez pot i brud włosami Haydena.

To miała być bardzo długa ucieczka. Miejmy nadzieję, że Ballas nie spieszył się z uśmiercaniem swoich wrogów.

Chapter 2

Summary:

Taak, Hayden popełnił gigantyczny błąd, przychodząc do Hunhowa po pomoc.

Chapter Text

— Hunhow! — zawołał z desperacją Hayden, czując, jak zbliża się coraz bardziej do granic swoich możliwości. Jego cierpliwość została wystawiona na próbę, jakiej nigdy wcześniej nie została poddana. Spektakularnie przy tym zawiodła.

Erra był nieznośny od chwili, gdy udało im się opuścić Praghasę, uprzednio wysadzając jej silniki. Tenno naprawdę zrozumiałby, gdyby Świadomy był na niego rozgniewany z tego powodu. W końcu zranili jego matkę. Ale nie. Erra nie był na niego zły. Nawet nie zirytowany. Zamiast tego stale krążył gdzieś w pobliżu, nie spuszczając go z oczu i cały czas mrucząc. A gdy Hayden próbował odejść gdzieś dalej, wyciągał swoje długie ręce i przyciągał bliżej. Nie pozwalał też, by Tenno zrobił cokolwiek sam. I karmił go dziwnym, gumowatym glutem wygrzebanym z głębin porwanego Murexa. Udało mu się też wrzucić Haydena do jakiegoś basenu z szarą mazią i go wykąpać. Haydena, który był dorosły, miał dobry tysiąc lat na karku i kolejne trzy — jak nie cztery — tysiące przed sobą, dzięki inżynierii genetycznej Orokin i usprawnieniom cybernetycznym.

Hayden nie był na to wszystko psychicznie gotowy.

— Tenno — zagrzmiał chłodno Hunhow na przywitanie. Przynajmniej ten był fantastycznie normalny. Hayden zaczynał powoli myśleć, że trafił do jakiegoś osobistego wariatkowa z Errą do towarzystwa. Ballas musiał zrobić Świadomemu niezłe pranie mózgu, że ten tak się zmienił. — Co ty tutaj robisz?

— Potrzebuję pomocy — zaczął bez ogródek człowiek, nerwowo oglądając się za siebie. Erra jeszcze nie zdołał go dogonić. Przeciskanie się przez tunele do Grobowca Hunhowa, kiedy miało się dobre trzy metry wzrostu i plączącą się pod nogami obstawę, zajmowało trochę czasu. — Twój syn oszalał.

— Oszalał?

Tenno mógłby przysiąc, że usłyszał niedowierzanie w głosie Hunhowa doprawione gniewnym pomrukiem.

— Tak, oszalał. Zwariował. Odbiło mu. Postradał zmysły. Dostał bzika. Kręćka. Styki mu się źle zetknęły. Stracił piątą klepkę. Nazwij to, jak chcesz — Hayden z trudem powstrzymywał się przed balansowaniem na palcach stóp. Czas uciekał, a Erra się nieuchronnie zbliżał, ani trochę niezmylony skomplikowaną siatką tuneli ciągnącą się po dnie Urana. Włóczęga czuł go na skraju własnego umysłu, nawołującego i pytającego. Jeszcze nie spanikowanego, ale niezadowolonego z ich oddzielenia. — Musisz mi pomóc.

— Doprawdy?

— Przyjaciele sobie pomagają! — Hayden raz jeszcze rzucił okiem w stronę tunelu, którym nadchodził Erra. Był tuż-tuż. Ucieknięcie mu po raz drugi byłoby znacznie trudniejsze. Maszyna horrendalnie szybko się uczyła, a człowiek miał dość ograniczony repertuar sztuczek, żeby ją przechytrzyć.

— Nie jesteśmy przyjaciółmi, Tenno.

— Ale moglibyśmy być! — Włóczęga rozejrzał się w poszukiwaniu innego zejścia z platformy, na którą udało mu się chwilę wcześniej wdrapać. Nie znalazł go. Wypatrzył za to Stalkera leniwie bawiącego się swoją kosą w cichej groźbie. — Przez pięć minut?!

Cokolwiek chciał odpowiedzieć Hunhow, umknęło w głośnym pisku Erry, gdy ten ze zgrzytem przedarł się przez skały. Przez moment znów wyglądał tak, jak każdy inny i normalny Świadomy — wściekły, gotowy rozedrzeć stojący na jego drodze świat w ramach zemsty. Jego oczy obracały się dziko, a pazury były zakrzywione, gotowe do ataku. A potem jego spojrzenie odnalazło Haydena. I szaleństwo na powrót ogarnęło Errę, który znów zaczął mruczeć.

— Widzisz, o czym mówię? — rzekł z rezygnacją Tenno, krzyżując ramiona. — Hunhow? — Terraformer nie odpowiedział. Chyba że za odpowiedź uznać przeciągły zgrzyt maszynerii. — Hunhow?!

— Jak to możliwe? — zapytał Świadomy z niepokojącymi zakłóceniami w głosie. Jego okaleczone kończyny zadudniły o dno oceanu, gdy zbliżył się do osłony Grobowca.

— Sam się nad tym zastanawiam — Hayden podrapał się po kilkudniowym zaroście. — Nie sądziłem, że można nadpisać matrycę Świadomych. Nie bez odpowiedniego klucza dostępu, a podejrzewam, że ten się zmienia raz na godzinę. Co najmniej. Erra też mi nie wygląda na takiego, co rozdaje dostęp do swojej jednostki decyzyjnej na prawo i lewo. Z drugiej strony, Ballas maczał palce w wielu projektach. Może znalazł jakieś obejście? Czy coś.

— Nie to miałem na myśli — Hunhow praktycznie ocierał się o szybę oddzielającą go od suchej części groty, jarząc się mocno. Był jeszcze większy niż Tenno myślał, że jest. Dużo, dużo większy. — Powiedziano nam, że koloniści z Zarimana zginęli. Że twój rodzaj wszystkich wymordował. Ty natomiast stoisz tu przede mną i wzywasz mnie tak, jak nie powinno być dla ciebie możliwe. Jak nie powinno być możliwe dla żadnego żywego człowieka. Zaś mój syn podąża za tobą, jak jagnię na rzeź. Wytłumacz się.

Hayden zamrugał, zaskoczony.

— Hunhow — zaczął powoli Włóczęga — nie mam najmniejszego pojęcia, o czym ty mówisz. Nie wiem, kto ci wcisnął tę bajkę o Zarimanie i tym, co się tam działo i nie bardzo mam czas to prostować. Absolutnie nie wiem, jaki to ma związek z tobą i z Errą. Wiem tylko, że od chwili gdy zostałem postawiony przed Ballasem, Erra zaczął się dziwnie zachowywać. Myślałem, że ty będziesz coś na ten temat wiedział. Albo chociaż przypuszczał.

— Właśnie skutecznie zadałeś kłam mojej wiedzy na twój temat — oświadczył Niszczyciel Światów, podrygując niepokojąco. — Więc tak, potrzebuję informacji o tym, co stało się na Zarimanie i twoim związku z nim. Tylko w ten sposób będę w stanie odpowiedzieć, dlaczego Erra... dlaczego my reagujemy na ciebie inaczej.

Tenno spojrzał z ukosa na Hunhowa, co było utrudnione przez działania Erry, który zdążył już na tyle zbliżyć się do Haydena, by móc się wokół niego ochronnie otulić. Czyli teraz nie tylko Erra, ale i Hunhow zaczynał się psuć i dziwnie zachowywać. Przynajmniej mówił, więc może na końcu było jakieś wyjaśnienie tego wszystkiego.

Stwierdzając, że nie ma nic do stracenia, Włóczęga postanowił zignorować mniejszego Świadomego i nie rozmyślać zbytnio nad podejrzanie potulną postawą większego.

— Co się stało, hę? — mruknął człowiek. Sam chciałby do końca wiedzieć. — Wystąpiła jakaś usterka z napędem Pustki podczas skoku na Proximie Saturna, kiedy kierowaliśmy w stronę Plutona. Kapitan statku mówił, że to tylko drobny błąd, nic znaczącego, naprawy są w toku. Ale jakoś nie wychodziliśmy z Pustki. Zaczęły się problemy z jedzeniem, reglamentacja. Dryfujemy, szeptali niektórzy dorośli. A potem znikali i zamiast nich pojawiały się nowe Cephalony. Baliśmy się, że i nas to spotka.

— Nas? — w głosie Hunhowa brakowało dawnej siły, ognia. Brzmiał cicho i jakby... krucho, niepewnie. Tak odmiennie od swego zwykłego, zdecydowanego, ludobójczego ja.

— Mnie i resztę mojej klasy — wyjaśnił Hayden, ignorując ostro zakończoną brodę Erry, która oparła się o jego głowę. — Melica, nasza nauczycielka, powiedziała, że jak będziemy posłuszni, to kapitan nic nam nie zrobi. Więc staraliśmy się zachowywać tak, jak zawsze. Chodziliśmy na zajęcia. Pisaliśmy testy. Udawaliśmy, że wszystko jest okej. Aż do chwili, gdy dorośli nie zaczęli wariować.

Tenno ciężko westchnął, myśląc o reszcie załogi Zarimana Ten-Zero. O swoich rodzicach, gdy szał zaczął migotać w ich oczach. O ich sąsiadach z pobliskich kwater i zakrwawionych nożach. O Daxach skulonych na podłodze bez życia. O kolegach zamkniętych razem z nim w klasie, gdy na korytarzach rozbrzmiewały wrzaski i barykadzie z ławek szkolnych w drzwiach, która mogła ustąpić w każdej chwili. O śmiertelnej ciszy, która wkrótce zapadła. O bezlitosnej Pustce za oknem. O koszmarze Duviri. O niemającym końca czekaniu i zniecierpliwieniu. O Tau rozkwitającym pod ich doskonale wyliczonym dotykiem i nieustannym oglądaniem się za siebie, tam, gdzie powstawał Przekaźnik wiodący do systemu Origin. Skąd mieli przybyć ich ludzie i zamieszkać pośród nich. O zmartwionym Ojcu i niespokojnej Matce. O... Och.

— Mieszasz mi w myślach, Erra! Przestań!

Wydostanie się z objęć Świadomego nie wchodziło w rachubę. Z jakiegoś powodu ubzdurał sobie, że tam Tenno będzie najbezpieczniejszy. Hayden nie podzielał tego zdania. Bezpiecznie to było w jego kryjówce na Ziemi, gdzie nikt i nic go nie niepokoiło, a nie — w pobliżu Świadomych, którzy wcześniej próbowali wielokrotnie go unicestwić, i szalonego warframe’a.

— Jesteśmy wrogami; ja jestem twoim, ty jesteś moim. Pamiętasz, jak próbowałeś mnie zabić? Hunhow, powiedz mu, że jesteśmy wrogami! Ciebie posłucha.

Hayden popatrzył w oczekiwaniu na Świadomego, a cisza przeciągała się niepokojąco. Na co maszyna czekała? Tak trudno było przyznać, że byli nieprzyjaciółmi po latach wojen?

— Orokin zawsze kłamią — odezwał się wreszcie Hunhow. — Ale ty nie. Dlaczego?

Włóczęga zazgrzytał zębami. Oczywiście, że nie kłamał! Jeszcze miał zdrowy rozsądek, by bez ważnego powodu nie okłamywać istoty, która nosiła miano Niszczyciela Światów. Tylko brakowało, by doprowadził do kolejnej wojny, bo Świadomi poczuli się oszukani. Znowu.

— Hunhow — powiedział Tenno, zbierając rozwiane przez obecność Erry myśli. — Zdajesz sobie sprawę, że Ballas jest dosyć kiepskim przykładem na to, jaki jest przeciętny człowiek, co nie? Nie każdy z nas kłamie jak z nut, a tym bardziej nie jest szurniętym wariatem z manią wielkości.

— Nie mam w tej kwestii zróżnicowanej bazy danych porównawczych.

— Nie wciskaj mi tu kitu! — Hayden zmrużył oczy na maszynę. — Ilu ludzi w życiu zabiłeś? Miliard? Dwa miliardy? To chyba wystarczająca „baza danych porównawczych”, jak to ująłeś.

— To tak nie działa, Tenno — zagrzmiał Hunhow. — Nie musiałem analizować każdego człowieka, który został rozszarpany przez moje odłamki. Wystarczyło, bym wiedział, gdzie celować. Dyskusja z ludźmi była zbędna dla standaryzacji procesu.

— Standaryzacji... procesu...?

To brzmiało jeszcze gorzej w ustach Włóczęgi niż się spodziewał. Zabijanie ludzi nie powinno być takie.. nieludzkie. Takie mechaniczne. Z drugiej strony, Świadomi mogli mieć na ten temat nieco inny pogląd. Może nawet nie postrzegali ludzi jako ludzi, tylko jako szkodniki, które trzeba eksterminować...? Erra prawie na pewno tak ich widział, więc istniała szansa, że Hunhow też. A teraz obaj byli zainteresowani Haydenem i... i Hayden naprawdę powinien już sobie iść. Dla własnego zdrowia i bezpieczeństwa.

— Wiesz co? Nie. Zmieniłem zdanie. Nie chcę nic już z tego wiedzieć — Tenno pokręcił głową. Musiał czym prędzej uciec z Grobowca. Szukanie pomocy u ludobójczego terraformera najwyraźniej nie było jednym z jego najlepszych życiowych wyborów. Trzeba to był czym prędzej naprawić. — Pomińmy kwestię prawdy. Po prostu zróbmy to tak. Ja sobie pójdę i już nie wrócę. A wy w spokoju będziecie mogli sobie tu planować... coś, co tak zajęci Świadomi jak wy przeważnie planują. Nie wiem, może raz a dobrze pokonacie Orokin? Jestem pewien, że Ballas wprost nie może się doczekać walki przeciw wam!

— Chcesz odejść, Tenno?

Hayden drgnął, zaskoczony. Erra przestał mruczeć i znów zaczął mówić. I zacieśnił swój chwyt. Niedobrze. Jak tu teraz się wydostać bez zaogniania sytuacji? Nie mógł przecież powiedzieć, że mordercze maszyny nie są najcudowniejszym towarzystwem na świecie. Nie obrażało się swoich potencjalnych porywaczy i niedoszłych zabójców.

— Miło było i w ogóle, ale wolę cieplejsze klimaty. Spokój. Słoneczko. Palmy. Plaża?

Świadomi popatrzyli na niego. Znaczy się Hunhow, bo Erra dalej opierał swoją głowę na głowie Tenno. Coś do siebie zaświergotali po świadomemu.

— To nie jest opcja w obecnej sytuacji — powiedział wreszcie Niszczyciel Światów. — Nie, gdy Złoty Pan panuje nad kościami Królowej.

— Wcześniej nie miałeś tego problemu! — zawołał Hayden, czując, że jego szanse na powrót na Ziemię maleją w zastraszającym tempie.

— To prawda — przyznał bez zawahania terraformer. — Ale wcześniej miałem mylne informacje o wydarzeniach na Zarimanie. Teraz twoja śmierć byłaby... mocno niewskazana.

— Jesteś nasz, Haydenie — szeleszczący głos Erry wywoływał ciarki na plecach Tenno. — Brakujący odłamek ukryty w Pustce przez złośliwych Stwórców! Ale kiedy Ballas strzaskał twoje więzienie, och!, jakże głośno mnie przyzywałeś w ciszy przestrzeni! — Pazury Świadomego wbiły się nieco mocniej w zbroję Włóczęgi, śledząc szwy. — Czuję bicie twojego serca pulsującego w rytm mojego rdzenia. Czuję dotyk twojego umysłu pośród moich myśli, tak spragniony kontaktu, że nieświadomie po mnie sięga. Czuję, jak uspokajasz się pode mną, jak strach goszczący w twoim wnętrzu przemija. Ty też to czujesz, czyż nie?

Hayden nie odpowiedział. Nie zamierzał przyznawać racji maszynie, jakkolwiek jej słowa nie byłyby prawdziwe. Do tej pory radził sobie... może nie idealnie, ale wystarczająco dobrze. Przeżył, w przeciwieństwie do wielu innych. Nie potrzebował teraz Świadomych nad głową.

— Zostaniesz z nami — rzekł z przekonaniem Erra. — Związałeś nasze jestestwa na Praghasie równie mocno, jak przekleństwo czerwonej Kuvy wiąże ducha do ciała. Nie będziesz w stanie odejść. Ani dziś, ani nigdy.

Taak, Hayden popełnił gigantyczny błąd, przychodząc do Hunhowa po pomoc. Lecz nie mógł się zmusić, żeby tego pożałować, gdy pomruk Erry rozbrzmiał w Grobowcu, a obecność maszyny na powrót zagościła w jego głowie.