Actions

Work Header

These two are L

Summary:

𝐋ight Yagami
L 𝐋awliet

Ta dwójka jest znana jako najlepszy na świecie, nieuchwytny detektyw pod pseudonimem L. Light i "Ryuzaki" działają razem, rozwiązując zawiłe i trudne sprawy. Są genialni, ale i aroganccy. Czy mimo ich wad oraz dzielących różnic zdołają razem rozwikłać niewiarygodną zagadkę nie z tego świata?

albo

Light znajduje Death Note, ale nie jest w tym sam.

Chapter 1: Zwykły nudny wykład

Notes:

(See the end of the chapter for notes.)

Chapter Text


Light był znudzony. 

 

Wykłady były nudne. Nawet te na Oksfordzie. Light studiował tu już od roku, a miał jedynie kilka interesujących wykładów z politologii, psychologii i kryminologii. Miał nadzieję, że na drugim roku będzie coś ciekawszego, ale przeliczył się. Jego spojrzenie już dawno oderwało się od profesora, kierując się zamiast tego na okno, przez które widać było kilka drzew, ławek i zielony trawnik. Jak na Anglię, to pogoda była naprawdę ładna. Trochę zajęło mu przyzwyczajenie się do tutejszej pogody. Wilgotność i deszcz dawały niesamowity klimat, ale były często uciążliwe.

Gdy Light już poważnie zaczął rozważać, czy po prostu nie wstać i nie wyjść, coś spadającego z nieba przykuło jego uwagę. Rozmazany czarny kształt był prawdopodobnie czyimś zgubionym zeszytem. Ludzie często gubuli na kampusie swoje rzezy. Nie byłoby to nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że zeszyt jak gdyby nigdy nic spadł z nieba. Light spojrzał w górę i nie dostrzegł żadnego balonu ani innych latających obiektów, z których przedmiot mógłby wypaść. Niemożliwe było, żeby notes został wyrzucony przez okno. Jego trajektoria była prosta jak linia narysowana linijką.

Jego oczy nie chciały oderwać się od czarnego przedmiotu, zupełnie jakby coś go do niego przyciągało. Na początku pomyślał, że to jego nieznająca granic ciekawość. Ale gdy bardziej zagłębił się w to uczucie, mógł prawie fizycznie poczuć coś na wzór liny ciągnącej go do zeszytu. Light uznał to za nieco niepokojące.

Głos profesora był już teraz zupełnie ignorowany, na rzecz niezwykłego zjawiska. No bo jakim cudem ten zeszyt się tam znalazł? Light zmagał się z natrętnymi myślami, próbując zapomnieć o notesie leżącym niewinnie na trawie w cieniu drzewa.

To musiał być przecież zeszyt jakiegoś innego studenta, z którego ktoś robił sobie żarty i postanowił, że wyrzucenie notatek przez okno tak, aby wyglądało to zupełnie, jakby notes zleciał prosto z nieba, jest idealnym sposobem na zażartowanie. Ten nieszczęsny uczeń najpewniej będzie później go szukał. Będzie też wdzięczny Lightowi, że ten zwróci jego notatki. Nie było innej opcji, prawda? To zeszyt zgubiony przez studenta i wyrzucony przez okno z niewiadomych przyczyn.

Więc Light stwierdził w końcu, że zaspokoi swoją ciekawość patrząc na podpis właściciela i zwracając własność. W tym też czasie monotonny głos profesora prowadzącego wykład, oznajmił, że to koniec. Light pospiesznie spakował swój laptop i wyszedł przyspieszonym krokiem. To był już jego ostatni wykład, więc nie musiał się tak naprawdę nigdzie spieszyć. Ale czuł potrzebę podniesienia tego przedmiotu (co, uznał Light w myślach, naprawdę robiło się niepokojące.)

Kiedy wyszedł z budynku, skierował się prosto w cień drzewa, w którym leżał notes, po czym podniósł go. Na czarnej okładce było napisane białą, dziwną czcionką "Death Note".

W dosłownym tłumaczeniu "Notes Śmierci" - pomyślał Light - Dziwne

Otworzył on go na pierwszej stronie, z zamiarem znalezienia tradycyjnego podpisu, ale zamiast zwykłej białej strony powitała go czarna jak smoła strona z dziwnego w dotyku papieru.

"Ten notes należy do Boga Śmierci" - przeczytał - "How to use it"

I. Osoba, której imię i nazwisko zostaną zapisane w tym notesie, umrze. By doprowadzić do śmierci danej osoby, podczas wpisywania imienia i nazwiska należy dokładnie ujrzeć w myślach jej twarz. Nie można zatem jednym wpisem zabić wszystkich osób o takich samych imionach i nazwiskach. Po wpisaniu imienia i nazwiska, w ciągu 40 sekund czasu ludzkiego należy podać oczekiwaną przyczynę śmierci. Jeżeli przyczyna śmierci nie zostanie opisana, osoba ta umrze na zawał. Po wpisaniu przyczyny śmierci piszący otrzymuje kolejne 6 minut i 40 sekund na dokładne opisanie jej okoliczności.

Tak wyglądała pierwsza strona zeszytu, a Light był zaskoczony. Czy to był żart? Eksperyment społeczny? Zaraz pewnie miał ktoś wyskoczyć z okolicznych krzaków z kamerą w ręce. Więc czekał. Nikt się nie pojawił. Tylko inni nieliczni studenci, którzy postanowili skorzystać ze świeżego powietrza kręcili się po okolicy. A może ktoś nudził się na wykładach tak jak on i postanowił wymyślić coś tak niedorzecznego? To nadal nie wyjaśniało, dlaczego notes się tu znalazł. I poważnie co robił Shinigami w Anglii? To były japońskie wierzenia, a to, że Light znalazł zeszyt było czystym przypadkiem. Przekartkował notes, znajdując tylko inne "zasady" oraz pożółkłe kartki w linię.

Kiedy dalej nikt nie pojawił się, aby odebrać mu czarny zeszyt stwierdził, że wzbudził jego zainteresowanie. Co prawda, chodziło tu bardziej o same zasady, które były naprawdę dobrze przemyślane. Nic się nie wykluczało, brakowało błędów i właśnie to zaintrygowało Lighta. Po co się tak bardzo starać stworzyć coś takiego? Wymyślenie tych zasad musiałoby zająć chwilę nawet dla kogoś takiego jak on. Chciał poznać osobę, która to zrobiła. Light nie potrafił do końca nazwać uczucia które go ogarnęło. A jeśli zeszyt był prawdziwy? Czy rzeczywista była możliwość zabicia kogoś, wpisując jego imię do czarnego notesu? Bez żadnych śladów z wyjątkiem ataku serca? Gdyby to było prawdziwe, otworzyłoby się tyle nowych ścieżek, którymi można by podążyć z taką mocą.

Zbyt dużą mocą jak dla jednego człowieka - pomyślał Light, wkładając notes to torby. Nawet jeśli nie był prawdziwy (na co było 99,9% szans lub więcej) to sama istnienia idea takiego przedmiotu i skutków użycia takiej mocy na pewno doprowadziłyby do ciekawej dyskusji z... pewną osobą.

 


 

Light odwiesił ociekający wodą płaszcz na najbliższy wieszak i porządnie wytarł mokre buty o wycieraczkę ze wzorem stóp (Light nadal nie wie jak to się stało, że wycieraczka z takim wzorem leży za progiem tego mieszkania) Odstawił też czarną parasolkę i przeczesał ręką swoją zniszczoną fryzurę. Musiał biec, ponieważ w połowie drogi do domu deszcz i wiatr postanowiły, że to świetny czas, aby zniszczyć ładną pogodę. On sam chciał skorzystać z ostatnich promieni słońca i przespacerować się wśród spadających jesiennych liści, zamiast korzystać z transportu publicznego. Przynajmniej pamiętał o tym, aby rano zabrać ze sobą parasolkę (czasem naprawdę nie lubił tutejszej pogody)

- Wróciłem! - rzekł lekko podniesionym głosem - I mam coś, co z pewnością cię zainteresuje.

Dało się słyszeć odsuwanie krzesła, szelest papieru i ciche przekleństwo, zanim coś uderzyło z głuchym łomotem o podłogę. Light pospieszył w kierunku dźwięku, a jego oczom ukazał się dość zabawny widok.

Oto niejaki L Lawliet - dosłownie połowa najlepszego detektywa na świecie, który rozwiązał każdą sprawę, jakiej się podjął - leży niezgrabnie na podłodze wokół porozrzucanych dokumentów i przewróconego krzesła, w dresach i zwisającej z niego za dużej koszuli, z policzkiem ubrudzonym w kremie truskawkowego ciasta i niezadowoloną, lekko zrezygnowaną miną.

 


10 lat wcześniej

 

Light dowiaduje się o kimś takim jak L, kiedy ma 11 lat. Detektyw niedawno zaczął działalność, a już jest rozpoznawalny. Jeszcze żaden ze znanych mu detektywów nie wspinał się w rankingach tak szybko. Współpracuje z policją ze najróżniejszych krajów. Ojciec powiedział mu, że rozwiązuje tylko sprawy, które go interesują. Light uznał to za niezwykle intrygujące.

Przez wiele miesięcy starał się odkryć, kim naprawdę był L. Doszło nawet do tego, że zaczął włamywać się do akt policji. Tak bardzo pragnął dowiedzieć się więcej o L. Niestety, informacji o nim było tak mało, że prawie wcale. Uwagę LIghta przykuły za to sprawy zamieszczone w aktach policyjnych. Zaczął więc nad nimi pracować, ponieważ stanowiły dla niego wyzwanie w przeciwieństwie do jego japońskiej szkoły. Na początku trudno było patrzeć na niektóre zdjęcia, ale im więcej nad tym siedział, wydawały się one tylko zwykłym udokumentowaniem zjawiska. Przez chwilę myślał, że to trochę niepokojące, że przyzwyczaił się do czegoś takiego trochę tak łatwo, ale cóż, niebyt o to dbał. Ważne, że było ciekawie.

 


8 lat wcześniej

 

L ma 13 lat, kiedy poznaje Light'a. Light jest dziwny, ale w nieco inny sposób niż on (L wie, że inni uznają go za dziwaka, nawet w sierocińcu) Szatyn potrafi ukryć to, że jest dziwny. L tego nie potrafi i nie chce tego umieć. Uważa, ze to niepotrzebne. Po co udawać, skoro wymaga to wysiłku? To nie tak, że bycie takim jest zabronione. Więc L nie udaje, ale nie potrafi zrozumieć dlaczego Light to robi.

L po raz pierwszy widzi go, kiedy ten przychodzi na posterunek policji. Widzi go przez kamery, do których ma dostęp. L słyszy, jak ten mówi do ojca jedno zdanie, które brzmi jak sugestia. Zdanie, które jest rozwiązaniem sprawy, którą właśnie prowadzi. L jest zaintrygowany. Nie spodziewał się, że w Japonii spotka kogoś na podobnego. Nikt przecież nie wziąłby trzynastolatków na poważnie. To między innymi dlatego L używa modulatora głosu i Watariego jako reprezentację. Watari budzi podziw. Jest odpowiednio tajemniczy jak na najbliższą L'owi osobę. Nie ma twarzy. Nie ma powiązań. Idealnie.

Czarnowłosy ponownie zwraca uwagę na ekran. Ojciec Yagamiego wyraźnie ma poważne wątpliwości co do oceny syna. Ale L wie, że to co powiedział syn Yagamiego jest prawdą, ponieważ sam doszedł do tego wniosku już wcześniej. Chciał tylko sprawdzić japońską policję (zawiedli go). Morderca i tak nie zabiłby już nikogo innego. Ale to, co go zainteresowało to fakt, że Light doszedł do podobnego wniosku bez żadnych informacji. Co powinno być niemożliwe. Mimo to jakoś ten chłopak znał rozwiązanie. L po chwili wpatrywania się w ekran przenikliwymi, bezdennymi czarnymi oczami, wie jak na to wpadł. Nie jest tylko pewien dlaczego to robi.

 


 

Light wie, że włamywanie się do akt policji to przestępstwo. Nawet mimo tego, że dzięki temu szybciej złapie się przestępcę. No może jednak nie zawsze, ponieważ kiedy po raz pierwszy zasugerował mu rozwiązanie, jego ojciec nie chciał go słuchać. Miał wtedy 12 lat. Dlatego założył anonimowe konto i postarał się uczynić je niewykrywalnym. Potem zaczął przesyłać policji rozwiązania, wraz z dowodami. Light zdaje sobie sprawę, dlaczego policja ma problemy z rozwiązaniem spraw, które wyłamują się na tle innych. To jest problem tutejszej policji. Mają zamknięte umysły. Są przyzwyczajeni do wzorców zachowań. Nie chce im się pomyśleć, nie potrafią otworzyć się na inne, niestandardowe rozwiązania.

Light uważa, że to okropnie nudne.

Ich życie jest powtarzalne. Nudne. Przewidywalne.

Jego życie jest nudne.

Świat jest nudny.

On się nudził.

Dlatego też włamał się na konto ojca i przeglądał akta, które były o wiele ciekawsze od pracy domowej z japońskiego i fizyki.

(Szkoła też była nudna)

 


 

Kiedy pojawia się naśladowca poprzedniego (już złapanego) mordercy, sprawy zaczynają robić się nieco bardziej skomplikowane. Policja przestaje mu ufać, chcą z nim rozmowy w cztery oczy. Dowiaduje się, że do japońskiej policji często trafiają anonimowe wiadomości z rozwiązaniem spraw, które aktualnie prowadzą. Zauważa też, że są to zwykle sprawy bardziej skomplikowane od zwykłej kradzieży czy czegoś podobnego. L po minucie milczenia, wie kim jest ów anonimowy dobroczyńca. Light Yagami zapewne dobrze się bawi robiąc z policji debilów czekających na anonimowe wiadomości z rozwiązaniem problemu.

L zajęty jest nawróceniem policji na dobrą drogę, kiedy Light, najlepszy uczeń swojej szkoły, przewyższający nawet starszych uczniów, znowu przesyła dowody i wskazówki. Wszystko wskazuje na to, że już wie, kim jest naśladowca. Zrobił to szybciej niż on. L nie jest zły. Jest zachwycony.

Zaczyna dogłębniej sprawdzać rodzinę Yagamich. Wydają się typową, idealną rodziną. Ojciec policjant, młodsza córka, która wydaje się dobrze radzić w kontaktach z ludźmi, a matka to miła kobieta, o idealnym charakterze. I ich najstarszy syn, Light Yagami, idealny uczeń, idealny syn, idealny brat, idealny przyjaciel. Idealny. To nie mogło być prawdziwe. To nie było prawdziwe. Nikt nie mógł osiągnąć czegoś takiego bez udawania. L zastanawiał się, po co?

Light jest interesujący w taki sposób, w jaki jeszcze żadna, nawet najkrwawsza, najbardziej tajemnicza zbrodnia. Chce poznać, co kryje się pod maską idealnego, najlepszego ucznia. Dlaczego włamuje się on do bazy danych i na podstawie wyciągniętych wniosków przesyła anonimowo rozwiązania? Po co to robi? Jakie są jego prawdziwe motywy? L chce wiedzieć, więc się dowie.

 


 

L nie chce za bardzo się do tego przyznać, ale można powiedzieć, że ma pewną obsesję na punkcie Light'a Yagamiego. Wie, że gra on w tenisa, jest w tym dobry. Często po szkole, zamiast prosto do domu odwiedza pewną kawiarnię, w której się uczy. Widocznie nie chce tak szybko wracać do domu i okłamuje rodziców na ten temat. Jest popularny w szkole, a nauczyciele go uwielbiają. Wydaje się chodzącym ideałem dla wszystkich z wyjątkiem jeden osoby.

Light Yagami nie odrabia lekcji po powrocie do domu. Zamiast pisać wypracowania i rozwiązywać problemy matematyczne, siada on do komputera i hakuje policyjne akta. Rozwiązuje sprawę i przesyła rozwiązanie policji, która najwyraźniej nie przykłada się zbytnio do tego, żeby znaleźć hakera. Light interesuje się również L'em. Próbuje on znaleźć jak najwięcej informacji o nieuchwytnym detektywie.

Nieuchwytny detektyw próbuje dowiedzieć się jak najwięcej o Light'cie Yagamim.

Light Yagami chce dowiedzieć się kim jest L.

Ścigają się nawzajem.

Gra już się rozpoczęła.

 


 

Light ma 13 lat, kiedy siedzi w kawiarni, popijając słodki mleczny napój i z łatwością rozwiązuje zadanie z chemii. W między czasie zastanawia się nad sprawą zaginięcia pewnej młodej kobiety, o której dowiedział się wczoraj, ale nie miał okazji poznać rozwiązania przez Sayu, która domagała się jego uwagi. Kończąc zadanie, wyjmuje z plecaka inny zeszyt, już dość zniszczony i otwiera na losowej stronie. Rysuje zapamiętaną drogę zaginionej i wpatruje się w prymitywną mapę. Już wie, że policji nie udało się jej uratować. Jest za późno. Poświęca chwilę, żeby w myślach przeprosić ją za to, że nie zdążył jej uratować, po czym zamyka zeszyt.

- Ona nie żyje, Light Yagami - rozlega się znudzony głos, a Light czuje, że może dostać ataku serca.

Po drugiej stronie stolika siedzi blady chłopiec, który wygląda jakby nie spał kilka nocy. Rysy twarzy nie do końca japońskie. Czarne włosy tworzą istne gniazdo, a kolana są przyciągnięte do klatki piersiowej. Buty zostały na podłodze. Jego spojrzenie wydaje się znudzone, ale Light umie czytać ludzi jak otwarte księgi. Ten nieznajomy jest nieco trudniejszy, mimo to nadal potrafi dostrzec malutką iskierkę podniecenia w tych czarnych oczach bez dna.

- Co masz na myśli mówiąc, że nie żyje? Kto? - pyta, udając zdezorientowanie. Jest mistrzem tej sztuki. Potrafi wyszkolić swoje rysy w taki sposób, że nawet jego własna matka nie potrafi rozpoznać, że coś ukrywa.

- Ta kobieta nie żyje, została zamordowana przez swoją przyjaciółkę, a jej ciało właśnie stygnie w jakimś zaułku - odpowiada monotonnym głosem, a Light nie bardzo wie, jak zareagować na takie oświadczenie, więc pyta o to, o co spytałby każdy człowiek.

- Kim jesteś i skąd to wiesz? - czarnowłosy wpatruje się prosto w jego oczy, nawet nie mrugając, a Light czuje potrzebę odwrócenia wzroku. Nie robi więc tego i walczy na spojrzenia z dziwnym nieznajomym.

Przez chwilę nikt nic nie mówi. Walczą tylko na spojrzenia i nikt nie chce odwrócić wzroku. Light'owi oczy zaczynają łzawić, kiedy drugi chłopak wygląda jakby wymagało to od niego minimalnego wysiłku.

Light absolutnie tego nie lubi, więc zadaje kolejne pytanie.

- Kim jesteś? - pyta, starając się mrugnąć jak najbardziej dyskretnie. Co najwyraźniej niezbyt mu wychodzi, ponieważ widzi starannie ukryte rozbawienie w oczach chłopaka. Najwyraźniej nie tylko mu nie udaje się czegoś ukryć mimo starań.

Czarnowłosa postać mruga, jakby zastanawiając się, co powiedzieć. Kiedy w końcu to robi z jego ust wychodzi tylko imię.

- Ryuzaki.

Light oczywiście nawet w obliczu tak dziwnej osoby nie zrzuca swojej maski uprzejmości i odpowiada:

- Light Yagami, miło mi.

(Wcale nie jest mu miło, on jest zdezorientowany)

- Light'cie Yagami w takim razie, chciałem ci tylko powiedzieć, że jestem pod wrażeniem twoich umiejętności dedukcyjnych. Rzadko spotyka się taki talent. Jestem pod wrażeniem. Wszystkie sprawy pewnie wydają ci się zbyt proste lub wymagające jedynie minimalnego wysiłku. Nie zaczynasz się przypadkiem nudzić? - mówi Ryuzaki na jednym wdechu, nie mrugając ani nie zmieniając bezbarwnego tonu.

W umyśle Lighta prawdopodobnie doszło do zwarcia, ponieważ ten przez chwilę nie mówi nic, nie rusza się ani o cal i wygląda naprawdę na zdenerwowanego.

Jakim cudem ten chłopak wie, co on robi po powrocie ze szkoły? Może rozpoznał rysunek trasy kobiety? Kim on jest, żeby wiedzieć takie rzeczy? Skąd to wie?

Light stwierdza, że ten chłopak może być wysłany przez policję. Może go znaleźli i stwierdzili, że załatwią ta sprawę próbując się do niego zbliżyć poprzez dzieciaka? Dlaczego zaczęli go szukać dopiero teraz? Miał tak wiele pytań. A mógł na nie odpowiedzieć tylko chłopak z naprzeciwka.

- Czy to policja cię tu wysłała? - pyta, zachowując na twarzy tylko lekkie zaciekawienie.

- Jestem tu całkowicie z własnej woli oraz z powodu moich wyborów - mówi Ryuzaki, przechylając głowę - Nie działam pod żadnym przymusem. Nie wysłała mnie tu też policja, ani żadna inna organizacja.

- Więc kim jesteś? Skąd to wszystko wiesz? - Light jest zdenerwowany, chce jak najszybciej uzyskać informacje, nawet za pomocą bezpośredniej konfrontacji. Postanawia jak najszybciej wyeliminować zagrożenie, zadaje więc bezpośrednie pytania. Chce uzyskać jak najbardziej zadowalające rezultaty. Ale nic nie może go przygotować na to, co mówi chłopak.

- Jestem L.

 

 

 

Tak zaczyna się ta historia.


 

Notes:

więc tak rozdział może nie jest wyśmienicie napisany, ale dalsze postaram się napisać lepiej :D

Chapter 2: Krew na (naszych) rękach

Notes:

oto drugi rozdział!

(See the end of the chapter for more notes.)

Chapter Text


 

L podnosi się ze swojej niezręcznej pozycji i patrzy na Light'a z zaciekawieniem widocznym w oczach. W międzyczasie podnosi kciuk do twarzy, skąd wyciera krem truskawkowy, po czym zlizuje go bezwstydnie. W reakcji na słodki smak kąciki jego ust podnoszą się leciutko.

- Nie będę pytał, co robiłeś na podłodze - mówi Light, podchodząc do L, aby pomóc mu zbierać dokumenty.

Mina czarnowłosego wykrzywia się w grymasie w reakcji na przypomnienie dlaczego w ogóle miał krem na policzku.

- Słyszałem, że masz dla mnie coś ciekawego. Czyżby ciasto? Proszę, powiedz że to ciasto, albo sprawa, której nie dasz rady rozwiązać - L patrzy na niego z nadzieją w oczach.

- Właściwie to ani to, ani to. Tak właściwie to zainteresowała mnie jedynie idea tego. Wydaje się ciekawym pomysłem na nocą debatę - odpowiada Light, odkładając kartki na biurko i wyjmując notatnik.

L spogląda na przedmiot ciekawie, po czym łapie go za dwa końce i podnosi na wysokość oczu.

- "Death Note"? - mówi i otwiera na pierwszej stronie, czytając zasady.

- Widziałem jak spadał z nieba podczas zajęć. - wyjaśnia Light - Kąt i trajektoria były złe, więc poszedłem to sprawdzić. Zasady wydają się zbyt dopracowane jak na jakiś żart. A nawet jeśli, to twórca był naprawdę kreatywny. Wyobraź sobie tylko, co mógłby zrobić człowiek z taką mocą. Sam pomysł posiadania takiej władzy jest wręcz niewiarygodny.

- Rzeczywiście - mówi L spoglądając na zasady - To jest ciekawe.

Przechylił głowę na bok, zupełnie jakby był sową, po czym przyłożył notes do twarzy wciągając powietrze.

- Pachnie... - nie dokończył, zamiast opisywać zapach podał notes z powrotem do Yagmiego, który doskonale rozumiejąc co miał na myśli drugi, również powąchał zeszyt.

- Jak połączenie starego pergaminu, kurzu i... - Light nie dokończył.

- No właśnie, co to za zapach? Nie potrafię go określić - stwierdził czarnowłosy, skubiąc paznokieć.

"Death Note" oprawiony był w skórę, a kartki i dotyku przypominały te stare wydania książek, które przeleżały w bibliotece dobre dwadzieścia lat. Nieznany zapach i niezwykle interesujące, dopracowane zasady.

- Hmm... - mruknął L - To będzie interesujące.

Uśmiech wkradł się na jego twarz.

 


 

Light i L czytali zasady, analizując co można by zrobić i jakie, według autora, są ograniczenia tego niezwykle ciekawego przedmiotu. Doszukiwali się przede wszystkim zasad mówiących o konsekwencjach używania notesu, ale nie znaleźli nic, żadnych klątw, niebezpieczeństw, wymiany duszy czy innych bzdur. Stwierdzili więc, że przetestują zeszyt, choć pomysł wydawał się absurdalny. Jedynym skutkiem użycia przedmiotu o takiej mocy mogło być uzależnienie od władzy na ludzkim życiem, z czego zdawali sobie sprawę. Nie na darmo byli L'em. Wiedzieli o ludzkiej psychice dużo więcej niż przeciętni detektywi. Zdawali sobie sprawę, jak uzależniające może być zabijanie i jakie skutki niesie za sobą zabicie innej osoby. Byłoby to nieodwracalne. Ale czego nie robi się dla rozrywki w tym nudnym, szarym życiu?

 


 

Wygrany wpisuje pierwsze nazwisko - mówi L, a Light kiwa głową na zgodę i zamyka oczy.

- Pa-pier, ka-mień, no-ży-ce!

Light uśmiechną się zwycięsko, otwierając oczy, mimo że nie było tu żadnej wygranej. Oboje o tym wiedzą, ponieważ zawsze grają w tą grę, gdy nie mogą się zdecydować, który z nich ma coś zrobić. Jest to też swego rodzaju ćwiczenie na oczyszczenie umysłu. Obaj nie myślą wtedy o niczym i starają nie analizować przeciwnika, nie przewidywać jego następnych ruchów. Pokazują to, co jako pierwsze przyjdzie im na myśl. Tego rodzaju zabawa jest mimo wszystko dość wymagająca, ponieważ ich umysły są tak przyzwyczajone do ciągłego myślenia, że czasem nie jest to zdrowe. Wbrew pozorom nie tak łatwo jest odepchnąć w głąb umysłu wszystkie myśli i skupić się na trzech słowach. Papier, kamień, nożyce. Po czym wylosować jedną z nich, całkowicie przypadkowo.

Zresztą, gdyby L i Light grali na serio, remisowali by w nieskończoność (próbowali, nie wyszło, zremisowali 1074 razy, żadnej wygranej, żadnej przegranej) Po tym żmudnym ale wymagającym eksperymencie wpadli na ten pomysł. Rzeczywiście pomogło im zwolnić myślenie.

- Miałeś po prostu szczęście - wymamrotał L.

- Nie wierzysz w szczęście - odparł Light, poprawiając się na drugim krześle i włączając laptopa. - To kto będzie naszym królikiem doświadczalnym?

Muszą najpierw sprawdzić, czy notes w ogóle działa, co wydaje się absurdalnym pomysłem, ale obaj mają dość mroczną nadzieję, że tak właśnie jest. Gdyby notes działał, oznaczało by to, że na najbliższy czas nuda zostałaby pogrzebana głęboko pod ziemią. Wreszcie mieliby coś naprawdę ciekawego, coś co zajęłoby ich umysły. Oczywiście, nadal istnieje wiele interesujących spraw, których nie rozwiązali, ale ta liczba cały czas się zmniejsza. Ludzie stają się coraz mniej kreatywni w swoich zbrodniach, przez co łatwiej wyłapać wzorce, i wtedy sprawa staje się zbyt łatwa. Oczywiście, dla większości społeczeństwa byłaby to dobra wiadomość. Tyle że L i Light zdecydowanie nie są w tej większości.

L w tym czasie odwraca się do swojego komputera i po kilku sekundach wpatrywania się w ekran pyta:

- Co powiesz na jakiegoś więźnia skazanego za poważne zbrodnie? Mamy dostęp do kamer bezpieczeństwa. Weźmy kogoś z problemami z sercem. Najlepiej, żeby było jak najbardziej naturalne.

- Myślę, że to dobry pomysł, ale jeśli nagle więźniowie zaczną ginąć na zawały, ludzie zorientują się, że to nie przypadek. Proponuję zabić 2-3 więźniów z chorobami serca na całym świecie, a później zacząć dopisywać przyczyny i czas śmierci.

Partner Light'a kiwa głową na zgodę i zaczyna włamywać się na serwery więzień w Ameryce. Sam Light robi podobnie, ale z serwerami w Europie i Azji.

Wynajdują nieszczęśliwych kandydatów, sprawdzając i ustalając autentyczność ich zbrodni. Sprawdzają wszystkie dowody i zeznania świadków, zalecenia psychiatrów sądowych oraz zdiagnozowane i podejrzewane zaburzenia oraz choroby psychiczne.

Light i L nie są dobrymi ludźmi, ale nie są też źli, przynajmniej we własnej opinii. Nie są mordercami z zimną krwią. Nie zabiliby niewinnych ludzi za pomocą tego notesu. I może być to jakieś chore poczcie sprawiedliwości. Zabicie winnego to nadal morderstwo, ale może zabicie mordercy-gwałciciela, zamiast szczęśliwego dziecka ukoi ich sumienie (obaj sądzą, że go nie mają, ale inaczej nie wybrali by kogoś, kto rzeczywiście zasługuje na śmierć. Po prostu nie chcą się przyznać)

Chcą znaleźć kogoś złego. Kogoś, kto byłby samą definicją zła.

Kogoś, kto rzeczywiście zasługuje na śmierć - myśli Light.

 


 

Rodney John Hughes* skazany za liczne gwałty, zarówno na kobietach, jak i mężczyznach, torturowanie ich, oraz mordowanie. Nekrofil i kanibal. Podejrzewane zaburzenie osobowości typu borderline. Skazany na dożywocie w więzieniu w USA o zaostrzonym rygorze.

L włamuje się do kamer bezpieczeństwa i znajduje Rodney'a Hughes'a siedzącego w więziennej stołówce. W międzyczasie przesyła Light'owi wszystkie dowody, które znalazł, aby sam je sprawdził. Mężczyzna obok niego przerywa przeglądanie azjatyckich morderców i otwiera przesłane pliki. Czyta i ogląda dowody. Odpala nawet nagrane zeznanie świadka, aby ocenić prawdziwość zeznań.

L patrzy na niego. Zawsze to robi, kiedy Light analizuje rzeczy od L'a i dochodzi to tych samych wniosków. Uwielbia patrzeć, jak ktoś potrafi zrobić to co on, z taką samą dokładnością i w tym samym czasie. Sprawia to, że nie czuje się aż tak samotny, wiedząc, że istnieje na świecie ktoś tak podobny, jak i kompletnie inny od niego. Nigdy mu się to nie znudzi.

- Myślę, że będzie odpowiedni. - mówi - Wszystkie jego zbrodnie są udowodnione niezbitymi dowodami, poza tym od dawna ma problemy z sercem, czego dowodzi dokumentacja medyczna.

Light kiwa głową, po czym otwiera notes na pierwszej stronie, zaraz po zasadach i bierze długopis. Przypatruje się twarzy mordercy i jeszcze raz sprawdza nazwisko. L tymczasem przełącza na kolejne ekrany różne perspektywy z kamer. Chce widzieć wszystko.

Light wypuszcza powietrze z płuc i odtwarza w wyobraźni jego twarz. Wie, jakie będą tego konsekwencje, jeśli notes zadziała. Ale czuje też podekscytowanie. Z jednej strony boi się, ale z drugiej chce zobaczyć jak ten człowiek, nie - potwór, który skrzywdził tak wielu ludzi, umiera.

Zapisuje imię.

Rodney John Hughes

L włącza stoper.

1,

2,

3...

Rodney na ekranie kończy posiłek i odnosi tackę. Podchodzi do innego stolika i rozmawia z więźniami. Wygląda to na zażartą dyskusję. L prawie dotyka nosem ekranu i nawet Light jest tak zajęty obserwowaniem, że nie zwraca partnerowi uwagi.

35 sekund.

Strażnicy zaczynają podchodzić, kiedy wygląda na to, że ma dojść do rękoczynów. Tylko że nikt nie zdążył nikogo uderzyć, bo gdy mija 40 sekunda, Rodney łapie się za klatkę piersiową i umiera na zawał serca.

Lorenzo Malvo* i Christopher Starkweather* umierają podobnie.

 


 

Wszystkie trzy zgony zostają potwierdzone. W tym momencie można by powiedzieć, że Light i L bezpośrednio zabili 3 osoby. W notesie widnieją trzy nazwiska zapisane w słupku.

Rodney John Hughes, napisany starannym i równym pismem Lighta.

Lorenzo Malvo, czytelnymi, choć nieco nierównymi literami L'a.

Christopher Starkweather, znowu staranne pismo.

Ciężkie zbrodnie tych osób zostały udowodnione, ale Light i L przeanalizowali jeszcze raz wszystkie dowody.

Sprawiedliwości stało się zadość .

 


 

Gdy tylko otrząsają się z chwilowego oszołomienia, patrzą sobie w oczy, które mimo innego koloru są jak lustrzane odbicia. Widać w nich podekscytowanie.

Jak wytłumaczyć to, że zapisując imię i nazwisko, oraz wyobrażając sobie twarz ofiary możliwe jest jej zabicie? Czy jest to jakiś wynalazek władający przestrzenią, dzięki któremu zwykły atrament potrafi zabić człowieka? Jak daleko można posunąć się z taką mocą w rękach? Jakie są jej ograniczenia? A może jest to jakiś eksperyment społeczny, żeby dowiedzieć się, kogo zdolni byliby zabić studenci? Obaj wiedzą, że ostatni punkt jest niemożliwy. Ich dom, choć niepozorny, ma naprawdę dużo zabezpieczeń i od razu wiedzieliby, że ktoś śledził Light'a w drodze do domu.

Właśnie na tym polega sztuczka detektywa L. Bo nikt raczej by nie pomyślał, że ktoś taki jak on(i) miałby centrum dochodzenia w spokojniej dzielnicy Londynu w niepozornej, starej kamienicy. Po pierwsze, wszyscy raczej zakładaliby Stany Zjednoczone i jakieś kilka pięter w świetnie strzeżonym drapaczu chmur. Nikomu nawet do głowy by nie przyszło, że L to dwójka dwudziestokilkuletnich mężczyzn, z czego jeden regularnie uczęszcza na uniwersytet. Bardziej prawdopodobne byłoby to, że L to jedna wybitnie uzdolniona osoba, albo cały zespół najwybitniejszych detektywów. No cóż, nie tym razem. Sztuka polega na ukryciu się w tłumie.

Light nachyla się nad zeszytem leżącym między ich biurkami i wpatruje się w nazwiska tak, jakby miały zaraz wyparować. L obgryza paznokieć, drugą ręką szukając kolejnego kawałka ciasta ma biurku. Light lekko dotyka kartki i napisanych na niej liter, jakby spodziewał się, że to on zaraz umrze na zawał, kiedy nagle przychodzi mu do głowy myśl.

Tak wielka moc. Człowiek z czymś takim miałby nieograniczoną władzę. Byłby... Bogiem.

Przed jego oczami pojawia się kawałek ciasta.

- Chcesz trochę? - pyta L, a z tymi jego wielkimi czarnymi oczami i zmierzwionymi włosami wygląda jak panda. Kolana ma podciągnięte do klatki piersiowej, a skarpet i butów oczywiście brak. L z reguły nie dzieli się z nikim słodyczami, ale dla Light'a często je proponuje, mimo że on rzadko je przyjmuje. Teraz znowu coś ciepłego rozchodzi w jego zimnym sercu . Jak zwykle kiedy jest przy L.

Bierze ciasto. Kąciki ust L unoszą się. Light uśmiecha się w odpowiedzi.

 


 

Zapisują jeszcze kilka nazwisk. Badają możliwości zeszytu. Czy odległość wpływa na działanie notesu? (nie) Czy gdy zapiszą nazwisko np. lakierem do paznokci (czarnym, należy do Light'a) Death Note zadziała tak jak w przypadku zwykłego atramentu? (tak) Jak bardzo imię musi być niewyraźnie napisane, żeby zeszyt nie zadziałał (zakres jest dość duży) Czy ofiara umrze, jeśli warunki śmierci będą niemożliwe do spełnienia? (Jeśli ma dostać się z USA do Japonii w ciągu pięciu minut, co jest niemożliwe, po prostu umrze na zawał) Czy osoby trzecie mogą mieć aktywny wpływ na śmierć zapisanej osoby? (nie, jeżeli też nie jest zapisana i nie ma określonych warunków) Czy jeśli wyrwie się kawałek kartki/kartkę z notesu, to będzie ona działała tak samo, jak Death Note? (tak) Czy samobójstwo jest możliwe? (tak) Zrobili jeszcze kilka eksperymentów i zapisali dwie osoby, które mają umrzeć jutro o różnych godzinach i w różnych okolicznościach.

Pisali po jednym nazwisku na raz, czyli zeszyt miał pełną kolumnę zapisaną zmiennie. Raz pismem Light'a, a raz L'a.

Są zafascynowani i obaj tracą poczucie czasu, zatracając się w analizie notesu i jego możliwości. Obaj wiedzą też, że właśnie zabili ludzi. Że bawią się ludzkim życiem dla własnej rozrywki. Nie czują jakiś wielkich wyrzutów sumienia. Czy to przez to, że nie robią tego osobiście, czy to że są po prostu socjopatami. Nie dbają o to. W końcu to nie tak, że nigdy wcześniej przez któregoś z nich ktoś umarł. Takich sytuacji, gdzie byli pośrednio odpowiedzialni za śmierć innych osób było już wiele. I pogodzili się z tym, że nie zawsze można wszystkich uratować. Oczywiście, podczas rozwiązywania spraw starają się, aby ofiar było jak najmniej, ale czasem jest to niemożliwe nawet dla nich.

Nie sporządzają notatek dotyczących notesu. Nie potrzebują ich, ponieważ potrafią doskonale zapamiętać wszystkie zasady i zależności. Dzięki temu dane przechowywane są w ich głowach, gdzie nikt nie może tych informacji ukraść.

Przez zasłony widać, że nadchodzi ranek. Spędzili całą noc w pracowni, siedząc na specjalnie dostosowanych do nich krzesłach i biurkach, otoczeni przez masę dokumentów oraz kabli od komputerów, jedząc ciasto truskawkowe i zabijając ludzi.

Tej nocy Light i L, inaczej znani jako najlepszy detektyw na świecie, zabili 52 osoby.

 


 

Light ma dzisiaj zajęcia na dwunastą, ale jest na uniwersytecie już o dziesiątej. Ubrany jest w mundurek, a obok niego idzie niezadowolony L, również w mundurku. Obaj są studentami, ale tylko Light chodzi na zajęcia. L pojawia się tylko na egzaminach i innych ważniejszych wydarzeniach. Light studiuje prawo, a L psychologię. L zawsze jest w złym humorze, kiedy ma tu przyjść, bo uważa to za stratę czasu, zarówno jego i Light'a. To nie tak, że nauczą się tu czegoś nowego. Chodzą tu głównie po to, żeby przekonać się, czy taki uniwersytet jak Oxford jest w stanie ich czegoś nauczyć. No i Light upiera się, że on, L, połowa najlepszego detektywa na świecie, potrzebuje od czasu do czasu jakiś innych interakcji międzyludzkich, nie licząc samego Light'a i Watariego (on sam uważa to za niezwykle irytujące, ale przecież nie będzie kłócił się jak małe dziecko ze swoim partnerem i dawnym opiekunem)

Na szczęście mundurek nie jest już tak denerwujący jak w ciągu pierwszych dni tutaj. Light, gdy tylko zauważył, że L czuje się w nim niekomfortowo, wziął na siebie zadanie przerobienia go tak, aby jak najbardziej mu pasował. Usunął wszystkie szczypiące i nieprzyjemne w dotyku części, po czym zastąpił je gładkimi i odpowiednimi materiałami dla L. W dodatku nie zrobiło to większej różnicy z zewnątrz, dzięki czemu nikt nie czepiał się jego przerobionemu mundurkowi (L nadal próbuje rozgryźć gdzie jego partner nauczył się szycia i po co). Gdy uświadomił sobie, co Light dla niego zrobił, L dał mu duży kawałek ciasta truskawkowego z dodatkowym owocem.

Teraz obaj zmierzali na wydział chemiczny, gdzie żadne z nich nie miało zajęć. W ogóle nie planowali dziś iść na zajęcia. Nie po tym, gdy zobaczyli że Death Note rzeczywiście działa. Light zdobył skądś klucz do laboratorium (najpewniej dzięki jego znajomościom i fakcie, że wszyscy tutaj go uwielbiali)

W torbie L Death Note leżał zabezpieczony w torebce na dowody, między kilkoma innymi książkami, które wrzucił tam bez zastanowienia. Light w tym czasie otworzył drzwi do pracowni laboratoryjnej, a im oczom ukazały się rzędy stolików z mikroskopami, fiolkami, szalkami i mnóstwem innych szklanych naczyń i specjalistycznych sprzętów, na które było stać taki uniwersytet.

Po całej nocy zapisywania i analizowania notesu, stwierdzili, że przyjrzą się głębiej materiałowi z jakiego jest on zrobiony i porównają go z innymi. W ten sposób mogliby przybliżyć się do odpowiedzi na pytanie: skąd ten notes tak właściwie pochodzi? A gdyby nic nie znaleźli, zmuszeni byliby do poproszenia o pomoc Watariego w uzyskaniu możliwych odcisków palców i DNA. Musieliby wymyślić sposób jak ukryć naturę notesu przed lokajem, ponieważ obaj nie byli zbyt chętni do dzielenia się tą tajemnicą.

Light skończył przygotowywać mikroskop, więc L precyzyjnie oderwał skrawek kartki oraz kilka włókien z okładki. Zabezpieczył wszystko i podał szkiełko Lightowi, który nachylił się nad mikroskopem.

 


 

- Ten cholerny materiał w ogóle nie istnieje! - Light podniósł głos sfrustrowany, ale jego oczy błyszczały podekscytowaniem gdy przyglądał się wynikom badań.

Oczywiście, brali ten scenariusz pod uwagę, ale żaden z nich nie spodziewał się, że naprawdę będzie to coś, co dosłownie nie istnieje, albo - co byłoby bardziej poprawne - nie zostało jeszcze odkryte. Podsumowując, ich badania dowiodły jedynie tego, że nie znają materiału ani z okładki, ani z kartek. Biorąc to pod uwagę L nie spodziewał się, że znajdą coś za pomocą testów DNA albo odcisków palców. Przetestowali też zachowanie skrawków kartek w różnych kwasach, gdzie w większości zostały one rozpuszczone. Spalili też kawałek, aby sprawdzić podatność na ogień (spaliło się).

Light zdjął okulary ochronne i przetarł rękawem czoło. Pracowali kilka godzin, rozpatrując wszystkie opcje. Jest już sporo po południu, więc są zmęczeni i spragnieni. Zaczęli sprzątać i usuwać wszelkie dowody, że eksperymentowali tu z zabójczym notesem. Umyli dokładnie wszystkie naczynia i odłożyli fartuchy laboratoryjne. L ponownie zabezpieczył Death Note'a i włożył do swojej torby. Wyszli stamtąd zawiedzeni, ale też podekscytowani nowym odkryciem. Z jednej strony nie poszli ani o krok dalej w odkryciu tego, skąd pochodzi przedmiot, ale fakt, że materiał z którego jest zrobiony teoretycznie nie istniał napawał ich nową ekscytacją. Oznaczało to jeszcze większą tajemnicę do rozwikłania. Właśnie na to liczyli L i Light.

Chcieli jak najdłużej nacieszyć się tą nową zabawką.

 


 

W drodze powrotnej powrotnej obu zaczęło dopadać zmęczenie i lekki głód, które było skutkiem nieprzespanej nocy, więc postanowili zajść do kawiarni, która znajdowała się między uniwersytetem a ich domem. Miała ona drewniany wystrój i wygodne ciemnozielone siedzenia. Light zamówił u czarnoskórego chłopaka za ladą mocną kawę dla siebie, a dla L czekoladę z piankami i małą miskę owoców dla nich dwóch. L w tym czasie zajął dla nich ich zwykłe miejsce z tyłu, odgrodzone od reszty półścianką, na której stały różnego rodzaju rośliny. Light dołączył do niego chwilę później.

- Mówimy Watariemu? - pyta Light siadając, a L dokładnie wie, o czym tamten mówi. Watari, opiekun L, kiedy ten był jeszcze dzieckiem, teraz opiekun i nauczyciel w Domu Wammy był ich dobrym przyjacielem i mentorem. Kiedyś, kiedy byli jeszcze zbyt młodzi, żeby podróżować po świecie i rozwiązywać sprawy kryminalne, to on pomógł im ze wszystkimi rzeczami i przekonał rodzinę Light'a, że pomoc wschodzącemu detektywowi to świetny start dla jego kariery.

- Osobiście poczekałbym jeden dzień, chciałbym jeszcze upewnić się co do naszych badań i dokładnie określić czy notes ma na nas jakiś wpływ poza oczywistą ciekawością - odpowiada.

Light kiwa głową na zgodę, a kelner przynosi im kawę, czekoladę i owoce.

Piją w milczeniu, delektując się smakiem słodkiej, gorącej czekolady i mocnej, gorzkiej kawy.

Czasem nie potrzebne są słowa, aby zrozumieć co czuje drugi człowiek.

W szczególności jeśli jest to twoja druga połówka.

 


 

L powoli budzi się z drzemki, którą uciął sobie razem z Light'em po powrocie. Mimo napojów z kawiarni nadal byli znużeni, więc postanowili się położyć. L prawie zawsze budził się przed Light'em, stary nawyk, spowodowany jego bezsennością, z którą nadal walczył, choć już radził sobie dużo lepiej odkąd pod namową Light'a i Watariego zaczął uczęszczać na terapię i brać odpowiednio przepisane leki. Nawet mimo, że po wzięciu ich często czuł się lekko otępiały. W takich sytuacjach najczęściej tylko pomagał Lightowi rozwiązywać sprawy, niż brać w ich rozwiązywaniu aktywny udział. Jego partnerowi to nie przeszkadzało, a L uważał to za niezwykle dziwne i niezrozumiałe, że jego partner daje mu pełny dzień na nic nierobienie i spanie na kanapie w ich pracowni, słuchając uspokajającego stukania palców Light'a o klawisze.

Przez zielone zasłony w ich sypialni widzi zachodzące jesienne słońce, a gdy obraca głowę w stronę Light'a widzi jak czerwone promienie nadają jego kasztanowym włosom złoty połysk. Ma ochotę przeczesać je dłonią, ale wie, że na 98% go to obudzi. Nie rusza się więc i przyglądając się zrelaksowanej twarzy Light'a, pozwala swojemu umysłowi odpłynąć.

Czuje na swojej twarzy powoli przesuwające się promienie i myśli, że najprawdopodobniej w tym słońcu jest tylko w niewielkim stopniu cieplejsza od białej kartki papieru. Cóż, taka już była jego cera, ale to nic w porównaniu z tym jak wyglądał zanim poznał Light'a Yagamiego, wtedy, kiedy praktycznie nie wychodził ze swojego "pokoju", jadł same słodycze i nie ruszał się sprzed komputera, zbyt zajęty rozwiązywaniem spraw, żeby zjeść coś pełnowartościowego lub poruszać czymś innym niż rękoma.

Oczywiście, to nie tak, że był teraz zagorzałym fanem zdrowego jedzenia (jak Light) lub sportowcem (co prawda był dobry, a może nawet wybitny w tenisie, był pewien, że gdyby Light nie przedłużał rund specjalnie, tylko po to, żeby bardziej go zmęczyć, wygrałby) Nadal spędzał w swoim pokoju - a może lepiej powiedzieć w ich domu - dużo więcej czasu niż normalny człowiek, ale nie robił tego tak niezdrowo jak wcześniej. Light nawet zainwestował w specjalne krzesła dopasowane do ich kręgosłupów, aby nie skończyli ze skoliozą lub garbem w wieku 30 lat.

Czasem L zastanawiał się, jaki byłby teraz gdyby nigdy nie spotkał Light'a Yagamiego, tego cholernie inteligentnego, 13-letniego dzieciaka, który podsyłał rozwiązania makabrycznych spraw policji.

 


 

Zaczynają razem pracować kiedy mają 14 lat. Co prawda znają się już kilka miesięcy, ale myśl, sama idea kogoś, kto mógłby mu dorównać wydaje się odległym snem, mrzonką. Już dużo wcześniej wymienili się mailami, a Light obiecał dochować tajemnicy. L i tak wiedział, że to zrobi, ale był ciekawy, co tamten odpowie. Teraz, czyli kilka miesięcy po ich pierwszym oficjalnym spotkaniu gotowi są spotkać się na dłużej niż kilka godzin, aby rozwiązać długą i skomplikowaną sprawę. Oczywiście, powiadomił o tym wcześniej Watariego, żeby nie dostać kary podobnej to tej przed kilku miesięcy (nie była to broń boże kara cielesna, wręcz przeciwnie, upomnienie, wyrażenie troski o niego. L zdecydowanie nie czuł po tym wyrzutów sumienia.

Teraz L chciał przeprowadzić eksperyment. Jak pracowałoby się razem takim umysłom jak oni? Czy byliby w stanie stworzyć zgrany zespół, czy może kompletnie by nie zgadzali się i spierali (L podobnie jak zresztą Light wiedzieli już jaki będzie wynik tego "eksperymentu") Doskonale do siebie pasowali, nawet jeśli dzieliło ich sporo różnic i mieli wspólne negatywne cechy, co wywnioskowali na podstawie ostatnich miesięcy korespondencji.

 


 

Ich współpracę można by określić mianem idealnej. Ale L nie lubił tego słowa. Jak zresztą zauważył Light żywił do niego podobną niechęć. A on szczerze prawie domyślał się o co chodzi. Jego parter w rozwiązywaniu spraw na co dzień sprawiał wrażenie idealnego. Tylko przy L pozwolił sobie opuścić gardę. To jedna z kilku rzeczy których L nie jest pewien - dlaczego Light nie udawał przy nim idealnego? Może uważał, że L i tak już go przejrzał? A może zrozumiał, że jest taki sam i że nie ma potrzeby udawać? Nie był pewien, a L rzadko jest czegoś niepewny.

Jak zaobserwował, Light nawet przy Watarim i własnej rodzinie nadal nosił maski. Co prawda nie tak dokładne jak na przykład w szkole, ale nadal. Light ukrywał swój geniusz dedukcyjny, zamieniając go na sukcesy akademickie. L nie uważał tego za warte zachodu. Light i tak najpewniej nie osiągnąłby jakiegoś ciekawego statusu, a nawet jeśli, to zajęłoby mu to co najmniej kilkanaście lat. To L zaprowadziłby go na szczyt. To Light zaprowadziłby L'a na szczyt. Powiedział mu to. Light odwzajemnił wtedy spojrzenie z równie wielkim podekscytowaniem.

Obaj więc zostali L'em.

L'em, który rozwiązał ponad 3000 spraw, które sprawiały problemy policji czy organizacjom.

L'em, który rozwiązał 100% spraw, których się podjął.

L'em, który zajmował się tylko sprawami, które ich interesowały.

Wiele podejrzewało L'a o bycie organizacją, zespołem czy czymkolwiek innym.

Niektórzy spekulowali, że to L stoi za niektórymi zbrodniami, po czym wrobił i skazał niewinnych.

Było dużo domysłów kim jest ten najlepszy, sławny, najwybitniejszy, nieuchwytny L.

L był dwójką genialnych nastolatków, którzy najpierw rzucili sobie wyzwanie, a później pogodzili się w kawiarni, przy kubku gorącej czekolady (Light nadal krzywi się na wspomnienie przesłodzonego napoju, który postawił mu L)

L uśmiechnął się na tą myśl i zaraz później z jego gardła wydobył się krzyk, do którego nigdy się nie przyzna.

 


 

Notes:

*1,*2,*3 - te trzy osoby nie istnieją, możliwa zbieżność nazwisk przypadkowa

Chapter 3: Towarzysz nie z tego świata

Notes:

kontynuacja :D

(See the end of the chapter for more notes.)

Chapter Text


 

Light, gdy tylko zarejestrował krzyk L, zerwał się z łóżka jak oparzony. L nigdy nie krzyczał i na pewno nie w taki sposób. Jak się okazało chwilę później, miał ku temu dość dobry powód. Ponieważ kiedy przeniósł wzrok z przerażonego L, jego oczom ujrzał się dosłowny potwór pochylający się nad ich łóżkiem. Miał on ponad dwa metry wzrostu, a jego kończyny były nienaturalnie długie i chude. Na klatce piersiowej miał zaszytą skórę, a twarz była dosłownie biała. Oczy żółte i wpatrujące się w nich przeszywająco, a usta rozciągnięte w rozbawionym uśmiechu.

Podczas gdy Light próbował zrozumieć co tu się dzieje, L nadal patrzył na potwora ze strachem, ale w jego oczach zaiskrzyła niemoralna ciekawość. Potwór najwyraźniej znudził się tym przedstawieniem, bo powiedział:

- Widzę, że podoba wam się. Słyszałem, że jest niewielu ludzi, którzy byliby zdolni używać notesu, ale wy przekroczyliście moje oczekiwania! Zapisać ponad 50 nazwisk w ciągu jednej nocy! Zwykli ludzie baliby się to zrobić!* - powiedział rechocząc i przeglądając ich notes, który wcześniej nadal leżał w torbie L, która, jak zobaczył Light po szybkim spojrzeniu była otwarta, a kilka książek leżało na podłodze obok łóżka.

Do Light'a powoli zaczęło docierać to, co tu się dzieje, więc postanowił się odezwać, bo nie zapowiadało się na to, żeby L to zrobił.

- K-kim jesteś? - starał się brzmieć na opanowanego, ale jego głos lekko się załamał.

- HA! Jestem Ryuk, bóg śmierci, to ja zgubiłem Death Note'a!

 W tym momencie L opanował swój wyraz twarzy. Najwidoczniej potwierdzenie tożsamości potwora wystarczyło, żeby się otrząsnął.

- Zaskoczyłeś nas, Ryuk. Ale czekaliśmy na ciebie. - wyraz humanoidalnej twarzy Ryuk'a wyrażał zaskoczenie na bezbarwny głos L. 

- He he to dopiero niespodzianka!

- Skoro tu jesteś, czy przyszedłeś zabrać nasze dusze? Albo coś w tym guście? - zapytał Light.

- Czy to właśnie myślą ludzie, kiedy mają na myśli bogów śmierci? Spokojnie, nic wam nie zrobię. Kiedy notes dotknął waszego świata, stał się jego częścią. Teraz należy do was. A może powinienem powiedzieć - do Light'a? Nie wiem, nigdy nie spotkałem się z taką sytuacją, że ktoś podzielił się mocą notesu. Musiałbym przetestować kilka rzeczy, żeby sprawdzić więź. Jeśli go nie chcecie, możecie dać go komuś innemu. Nie obchodzi mnie to. Ale miejcie na uwadze to, że jeśli to uczynicie, wymażę wasze wszystkie wspomnienia związane z notesem.

Obaj starali się przyswoić informacje od Ryuka.

- Czyli naprawdę nie ma żadnej kary za używanie Death Note'a? - Light chciał się upewnić.

- No... jeśli koniecznie chcesz wiedzieć, to ludzie którzy używali bądź używają notesu poznają strach i cierpienia o jakich nie śniło się normalnym ludziom. A gdy umrzecie, gdy nadejdzie wasz czas to ja napiszę wasze imiona w moim notesie - wzrok obu mężczyzn powędrował do biodra Ryuka, przy którym przymocowany był inny Death Note - A jeśli myślicie, że ktoś, kto używał notesu pójdzie to nieba albo piekła... To się grubo mylicie! To wszystko co mam do powiedzenia hy hy! Jak już umrzecie to dopiero będzie ciekawie... Już nie mogę się doczekać!

Przez kilka sekund po przemówieniu boga śmierci panowała absolutna cisza, nie licząc cichego chichotania.

- Nie pójdziemy ani do nieba, ani do piekła, tak? - zapytał Light z lekkim wahaniem w głosie - To... wystarczyło, żebym się domyślił.

- Hm? Domyślił? Niby czego? - Ryuk zapytał

W tym momencie jego wzrok spoczął na L'u. Porozumiewali się bez słów. L lekko, niezauważalnie skinął głową.

- Tego, że nie istnieje nic takiego jak niebo ani piekło. Mam rację?

Ryuk milczał, a dwójka detektywów obserwowała go uważnie, kiedy jego usta rozciągnęły się ponownie w uśmiechu.

- Hy hy! Z minuty na minutę coraz bardziej mnie zadziwiacie! Byłem taki pewien, że wszyscy ludzie serio wierzą w te bzdury! Masz rację, Lightcie Yagami! Nie ma ani nieba ani piekła! Obojętnie to zrobisz w życiu, czy będziesz masowym mordercą, czy może biedną, bezdomną kobietą! Wszyscy pójdą w to same miejsce! Ponieważ śmierć jest równa dla wszystkich.

L i Light wymienili spojrzenia. Bóg śmierci nie miał raczej powodów by ich okłamywać. Niebo i piekło nie istniało. Zatem co czekało na nich po śmierci? To była jedna jedyna zagadka, której nie potrafili rozwiązać. A teraz nadarzyła się ku temu idealna okazja, bowiem mieli w swoim mieszkaniu dosłownego boga śmierci, Shinigami, ponurego żniwiarza, który powinien doskonale wiedzieć, co spotyka ludzi po śmierci. Nie mogli zmarnować tej szansy. Musieli dobrze rozegrać swoje karty. Ale najpierw musieli poznać karty Ryuka.

- Mam pytanie - rzekł L - dlaczego to właśnie nas wybrałeś? Dlaczego wybrałeś Light'a?

- Co? Heh, nie pochlebiajcie sobie. Ja po prostu zgubiłem ten notes. A co, myśleliście, że jesteście jakimiś wybrańcami? To, że Light pierwszy podniósł notes było czystym przypadkiem, a to że się z tobą nim podzielił nie zależało w żadnym stopniu ode mnie. Właśnie po to zapisałem instrukcje w najpopularniejszym ludzkim języku.

- W takim razie dlaczego upuściłeś? Nie powiesz mi przecież, że zapisałeś te wszystkie zasady po angielsku po to, żeby później go zgubić "przez przypadek"?

- Czemu, pytasz? Heh... Bo się nudziłem! Najpewniej uznacie za dziwne słyszeć coś takiego od boga śmierci... ale nie czułem, że żyję. W moim świecie - świecie Shinigami - panuje okropna nuda. Wszystko jest takie same przez tysiąclecia i nic się nie zmienia. Inni uprawiają hazard albo śpią. Z mojego świata zabijanie ludzi jest śmieszcie łatwe. Najpewniej to dlatego bogowie nie umierają po zapisaniu ich w notesie. Stwierdziłem więc, że tutaj będzie ciekawiej... Obserwować ludzi, w których ręce wpadnie Death Note. Byłem ciekawy co z nim zrobią.

Ryuk nadal przeglądał ich zeszyt, najwyraźniej zafascynowany przyczynami śmierci tych 50 ludzi. Śmiał się przy tym pod nosem.

- Wiesz... - odezwał się Light - tak właściwie... My też się nudziliśmy. Oczywiście, z początku uznałem, że ten zeszyt nie ma prawa działać, ale jest w nim to coś, co skłoniło mnie do sprawdzenia.

- Jeśli jeszcze tego nie wiesz, Ryuk, to jesteśmy najlepszym detektywem na tym świecie. Rozwiązujemy tylko sprawy kryminalne, które nas interesują. Tylko te, które mają w sobie coś innego. Coś, co byłoby w stanie nas zainteresować. Jesteśmy geniuszami dla których ten świat jest po prostu zbyt zwyczajny. Potrzebowaliśmy jakiejś rozrywki. Zapewniły nam to sprawy kryminalne. Nie zależało nam na sławie. Chcieliśmy po prostu się zabawić. Tylko przy okazji ratowaliśmy ludzkie życie. Musisz zrozumieć, że nie jesteśmy tak dobrymi ludźmi za jakich ma nas świat. Aby rozwiązać sprawy potrafiliśmy posunąć się do wręcz czasem niemoralnych czynów. Stawialiśmy sobie wyzwanie aby uratować jak najwięcej istnień, ale nie było to naszym głównym celem. W ten sposób staraliśmy się pozbyć się nudy. Tej monotonni. Stworzyliśmy do tego nawet fałszywe tożsamości Eraldo Coilm byłem ja, a Light Deneuve. Stworzyliśmy fałszywy pojedynek o drugie miejsce najlepszego detektywa, zaraz po L'u. Znudziło nam się po miesiącu.

- Kreatywnych i inteligentnych zbrodniarzy jest coraz mniej. Ostatnim naprawdę interesującym przypadkiem był Beyond Birthday, ale wpadł i siedzi w więzieniu. Zaczynamy się nudzić. Dlatego uznałem, że nawet jeśli notes jest zwykłym żartem czy czymś takim, to przynajmniej moglibyśmy zrobić analizę przypadku. Death Note wydawał się ciekawym, przemyślanym pomysłem. Stwierdziłem, że mógłby nam zapewnić rozrywkę. 

Ryuk patrzył na nich chwilę w oszołomieniu, po czym na jego usta wkradł się szeroki uśmiech.

- Wy, ludzie, jesteście tacy ciekawi!

 


 

Gdy Ryuk odkrył w ich lodówce szarlotkę, albo jak to nazwał "pokrojone jabłko z dodatkami" połknął wszystkie kawałki za jednym zamachem i zapytał, dlaczego jabłka w ludzkim świecie wyglądają tak dziwnie. Zdruzgotana mina L była naprawdę zabawna, kiedy zobaczył jak jego ciasto jest połykane przez dwumetrowego Shinigami, który stwierdził, że zamieszka z nimi w domu. Wyszli więc z domu pod pretekstem kupienia prawdziwych jabłek, chcąc, żeby Ryuk został w domu i żeby mieli czas omówić ich obecną sytuację. Niestety, Shinigami zignorował ich prośbę, przez co prawie dostali zawału serca, kiedy zobaczyli na chodniku za sobą latającego boga śmierci, który przyglądał się okolicy. Jak się okazało chwilę później, Ryuka nie widział nikt poza nimi.

- Mogłeś wcześniej nas ostrzec - syknął Light pod nosem starając się zapanować nad szalejącym sercem na myśl, że ktoś mógłby zobaczyć go w towarzystwie Shingami.

- Zapomniałem - odpowiedział niewinnie Ryuk

- Czy jest jeszcze coś, o czym powinniśmy wiedzieć? - zapytał L szeptem

- Hmm... niech no pomyślę... Widzą mnie tylko ci, którzy dotknęli notesu, więc jeśli dacie komuś dotknąć chociażby okładki będzie mnie widział. 

Ten Shinigami.

W sklepie kupili kilka jabłek, które mieli zamiar dać Ryukowi. Light dodał do koszyka produkty spożywcze, a L zgarnął z półki swoje ulubione pianki. Shingami unosił się nad nimi jak jakiś duch i wypytywał o wszystkie ludzkie rzeczy. Obaj odpowiadali, jeżeli była taka możliwość. Ryuk krążył między półkami i na nieszczęście detektywów znalazł jabłkowe lizaki, których oczywiście zapragnął. Light zgarnął więc trzy i wrzucił do koszyka. Zaraz po wyjściu ze sklepu wstąpili jeszcze do piekarni i kupili duży kawałek szarlotki. Ryuk w tym czasie badał automat z napojami i głośno zastanawiał się dlaczego ktoś pozamykał puszki w większej puszce. 

Po powrocie do domu dali mu dwa jabłka i kawałek ciasta, mówiąc, żeby jadł powoli, bo wtedy będą lepiej smakować. Tymczasem oni udali się do swojego biura, wyjaśniając że będą pracować nad sprawą. 

- Powiedział, że gdy nadejdzie nasz czas, wpisze nas do notesu - odezwał się Light, zamykając drzwi.

- Powiedział też, że się nudził - odparł L, podciągając kolana do klatki piersiowej. 

- Zabije nas, jeśli zacznie się z nami nudzić. Wspominał coś o więzi, a fakt, że podążył za nami do sklepu sugeruje, że nie może się od nas oddalać na długie dystanse.

- Mówił, że nie wie, czy więź dotyczy nas obu, czy też może tylko ciebie. To ważne. Gdyby dotyczyło to nas dwóch, nasze szanse gwałtownie by zmalały. W dodatku musimy podtrzymać jego zainteresowanie, jeśli chcemy żyć.

- Utrata wspomnień nie wchodzi w grę. Nie po tym, jak zabiliśmy tych ludzi.

- Notatnik trafiłby wtedy do kogoś innego. Nie możemy do tego dopuścić. - powiedział L

- Nie możemy. Nie możemy, ponieważ nie tylko Ryukowi sprawia to radość. Wiesz L, dawno nie czułem takiego podekscytowania. Gra na śmierć i życie. Czyż to nie wspaniałe? - L skinął głową

- Ta gra zapowiada się naprawdę interesująco.

 


 

3 lata wcześniej

Mieli 19 lat, kiedy to się zaczęło. Wspięli się na szczyt. L został największym detektywem na świecie już dwa lata temu. Spędzili ten czas na umacnianiu swojej pozycji w świecie. W ciągu tych dwóch lat rozwiązali najwięcej najbardziej skomplikowanych spraw. Niektóre były już stare, dowody niejasne, a świadkowie zapomnieli dawne wydarzenia. Było to dość duże wyzwanie, ale udało im się. Wsadzili za kratki przestępców myślących, że zbrodnie uszły im na sucho. Light i L lubili patrzeć na ich zdumienie, kiedy siedzieli w kajdankach za ciężkie zbrodnie popełnione dziesięciolecia temu. Napełniało ich to satysfakcją.

Ale czas mijał, liczba rozwiązanych spraw rosła, a nierozwiązanych - malała. Owszem, ludzie na bieżąco popełniali przestępstwa. Problem był taki, że robili się coraz mniej kreatywni. Zbrodnie zlewały się w jeden nieprzerwany ciąg.

Nuda ścigała ich jak morderca swoją ofiarę. Nie ważne, jak bardzo starali się dokopać do spraw, które stanowiłby by dla nich wyzwanie. Coś symulującego, coś zajmującego umysł. Rzadko kiedy ich poszukiwania się opłacały. A jeśli już coś znaleźli, to nie na długo. Ich podekscytowane umysły rozwiązywały sprawę szybciej, niż mogliby to zarejestrować.

Inni ludzie przestali dla nich stanowić wyzwanie. Dlatego L i Light rzucili je sobie nawzajem. W ten sposób powstali Eraldo Coil i Deneuve. Przy okazji mieli niezły ubaw z oglądania reakcji społeczeństwa na konflikt tej dwójki. Dwójka najlepszych detektywów, zaraz po L rywalizowali ze sobą o drugie miejsce? To było coś, co zdecydowanie warto obejrzeć. Eraldo i Deneuve byli geniuszami, którzy rozwiązywali powierzone im sprawy tak dokładnie jak tylko potrafili. Ale nie mogli przewyższyć L'a. Ponieważ L był połączeniem. Połączeniem Deneuve i Eraldo, Light'a i Lawlieta. Nikt nie mógł się z nim(i) równać. 

Czas mijał a dalej nikt nie potrafił dociec, kim tak naprawdę jest L. Nikt nie potrafił ich znaleźć, chyba że na to pozwolili. Nikt z wyjątkiem nudy. Ta zawsze przenikała przez ich obronę i zabezpieczenia. Przelewała się przez nieistniejące szpary. Nie ważne jak daleko uciekną. Ona zawsze ich znajdzie.

Wtedy pojawił się Death Note.

 


 

Dla większość notes był zagładą. Ludzi, którzy zostali do niego wpisani czekała tylko śmierć. Powiadano, że właścicieli i użytkowników czeka podobny, lub jeszcze gorszy los. Zwykle tak właśnie było. Na tych, którzy zgrzeszyli, używając tego narzędzia czekały najróżniejsze okropieństwa. Gdy dotknęli zeszytu, po czym postanowili go użyć ich los został przypieczętowany. Podobnie było z przeznaczeniem L'a, gdy Light podniósł z ziemi notes. Przyszłość została ukierunkowana. Ale ci ludzie byli wyjątkiem. Ewenementem. Nie mieli zostać zniszczeni przez Death Note'a. Oni mieli być wybawieni.

Notes:

niektóre ze zdań w tym rozdziale pochodzą z mangi Death Note w tłumaczeniu wydawnictwa JPF (kilka zdań jest również zmienionych)

Chapter 4: Porzucone i odnalezione

Chapter Text

 

Near podniósł zabawkowego robota, po czym ustawił go na szczycie wieży zrobionej z klocków. Wieża chwiała się niebezpiecznie, ale Nearowi udało się postawić zabawkę tak, aby jego budowla się nie zawaliła. Zawsze uznawał za fascynujące to, jak L'owi udało się ułożyć tak wysokie słupy z kostek cukru. W jego umyśle wyrył się obraz L'a siedzącego przy biurku, układającego budowle zamiast rozwiązywać sprawę. Obok niego Light również nie był skupiony na ekranie komputera. Zamiast tego jego spojrzenie było skierowanie na czarnowłosego mężczyznę. A kiedy Watari zwrócił im uwagę na to, że nie poświęcają sprawie żadnej uwagi. Oni jakby wyrwani z transu spojrzeli tylko na swoje ekrany, wymienili parę zdań, po czym ogłosili nazwisko i miejsce pobytu przestępcy.

Light i L mieli wtedy po 16 lat, gdy L po raz pierwszy przyprowadził Light'a do Wammy's House, mówiąc że to druga połowa L'a, detektywa wspinającego się na szczyt w zawrotnym tempie. Near pamiętał jak był wtedy zaskoczony. Zresztą nie tylko on. Wszyscy byli zaszokowani odkryciem, że ów legendarna postać, na której zastępstwo byli szkoleni to w rzeczywistości dwie osoby tworzące jedną całość. Roger na początku sprzeciwiał się takiemu ideałowi, ale po rozmowie z Watarim zaakceptował to bez zbędnych pytań.

Rodzaj związku który tworzyli L z Lightem miał duży wpływ na funkcjonowanie ich domu. Od tamtej pory zostało wprowadzonych wiele zmian, a Near, podobnie jak Mello i Matt wiedzieli czyja to zasługa. Od tamtej pory zaczęto wywierać na nich dużo mniejszą presję niż poprzednio. Przestał istnieć również tak zwany ranking. Near nie był już najlepszy i szczerze mówiąc cieszył się z tego. Mello przestał być wobec niego tak wrogi, a inne dzieci nie patrzyły już na niego z tak oczywistą zazdrością.

Zamiast testów inteligencji dla wszystkich zaczęto dostrzegać w nich to, co najlepsze. Wyłaniano w nich ich najlepsze cechy po czym rozwijano je. Jak się okazało Mello nie lubił siedzieć przed ekranem i analizować sytuacje na odległość. Blondwłosy chłopak najlepiej sprawdzał się w praktyce. Potrafił czytać z ludzi jak z książki. Nikt nie potrafił go okłamać a jego charyzmatyczna osoba onieśmielała ludzi i skłaniała do szczerości. 

Matt natomiast świetnie się przystosowywał. Dobrze sprawdziłby się w roli szpiega, ale kiedy dano mu za zadanie włamać się do serwerów pewnej organizacji i zrobił to szybciej niż sam Light Yagami, wspólnie zdecydowano się kształcić go w tym kierunku.

Near natomiast nie zmienił się zbytnio. Stwierdzono u niego natomiast spektrum autyzmu, co nie wpłynęło w znaczącym stopniu na jego życie. Jedynie teraz potrafił nazwać to coś. Nadal lubił układać czysto białe puzzle, mimo że Mello nadal narzekał na to, że to nie ma sensu. Jego zabawki nigdy mu się nie znudziły. Jedyne co w nich zmienił, to przemalował z pomocą Matta i Mello małe figurki postaci z kreskówki. Razem przerobili je na siebie samych oraz najbliższych. Near nie chciał się do tego przyznać, ale naprawdę postarał się nad figurką L'a. Połączył cechy charakterystyczne Lighta i L'a tak aby nie można było jednoznacznie stwierdzić kto to jest. Najlepszy jednak był moment kiedy podczas malowania figurek 11-letni on, oraz 12-letni Matt oraz Mello cali wybrudzili się farbą. Mello zaczął obarczać winą Neara, ale ten sprytnie zauważył, że Mello zgodził się mu pomóc dobrowolnie. Przekomarzali się tak przez chwilę, aż Mello zaczął lekko podnosić głos, co musiało zaalarmować kogoś z korytarza.

Matt jako pierwszy zauważył zbliżające się kroki. Na podłodze znajdowały się porozrzucane brudne gazety Rogera, woda w kubku od kawy (również należącego do Rogera) pędzle i tubki farby. Jako wielcy i inteligentni, poważni detektywi nie chcieli, aby ktoś z domu nakrył ich na tak dziecinnej zabawie. Stwierdzili więc, że świetnym pomysłem jest schowanie świeżo-pomalowanych figurek i całej reszty pod łóżko Neara. Nie przewidzieli jednak tego, że gdy L i Light wejdą do pokoju, żeby zobaczyć co się dzieje, ujrzą pewną trójkę dzieci z różnymi kolorami farby na twarzy, dłoniach i włosach. 

(Nearowi czasem nadal wydaje się, że ten jeden kosmyk jego białych włosów, pod słońcem mieni się na fioletowo.)

 


 

Każdy z jakiegoś powodu znalazł się w Wammy's House. Były one różne, czasami to rodzice zostawiali ich, a czasem to oni zostawiali rodziców. Near swoich rodziców pamiętał bardzo mgliście, ale wie, że nie byli złymi ludźmi. Nie wszyscy rodzice, których dzieci są teraz w domach dziecka musieli być źli. Rodzice Neara byli innej rasy. I za to zostali zabici. Nie byli źli, w przeciwieństwie do rodziców Matta czy Mello. Nie miał niezbitych dowodów, ale Near dostrzegał sygnały. 

Jak się okazało - Light również bardzo wyraźnie je widział. Od tamtej pory mają zapewnioną odpowiednią opiekę psychologiczną. Niektórzy muszą z niej korzystać częściej niż inni. Near się cieszy, choć zazwyczaj tego nie okazuje. Cieszy się, że Matt przestał wzdrygać się na każdy głośniejszy hałas. Cieszy się, że Mello przestał rozwiązywać każde spory za pomocą przemocy i krzyku. On sam czuje się bezpieczniej. Wie, że obcy ludzie nie wtargnął do tego domu i nie pozbawią go rodziny.

Tak wiele zawdzięczają L'owi.

 


 

2 miesiące przed znalezieniem Death Note'a

Near siedzi przed dwoma monitorami, które wyświetlają dane i statystyki pewnej firmy, której zbadanie zlecił im L. Matt jest zajęty przy swoim biurku, klikaniem w klawiaturę i włamywaniem się na serwery. Mello przeszukuje szafę w rogu pokoju, próbując znaleźć odpowiedni strój. Dzisiaj będzie Michaelem Wilsonem, synem pracownika tejże firmy, którą próbują doprowadzić do bankructwa. Mina Mello nadal wyraża niezadowolenie, odkąd usłyszał nazwisko osoby, w którą miał się wcielić. Nie miał niestety zbytniego wyboru co do tego, ponieważ to właśnie Michael Wilson z wyglądu i budowy ciała przypominał Mello. Poza tym charakter prawdziwego Michaela idealnie nadawał się do roli Mello i tego, co musiał osiągnąć.

Near podejrzewał jakie są tego przyczyny. Matt podobnie. Nie pytali, ponieważ wiedzieli kiedy nie pytać. Jeśli Mello będzie chciał się tym z nimi podzielić, to to zrobi. Nie naciskali więc, pozwalając mu zachować to dla siebie. 

Matt i Near mieli podgląd na kamery w całym budynku firmy, a przed nimi ustawione były wyłączone na tą chwilę mikrofony. Mello włożył słuchawkę do ucha, zabrał potrzebne sprzęty i pozdrowił ich skinieniem głowy, po czym wyszedł z pokoju. Roger miał zawieźć go na miejsce oddalone o około dwie godziny drogi, co nie znaczyło, że mają spędzić ten czas nic nie robiąc.

Sprawa ta nie była jakoś bardzo niebezpieczna. W szczególności dla nich. Matt miał jeszcze za mało doświadczenia w szpiegowaniu, więc nie mógł iść razem z Mello, który jest już dość dobrym aktorem, odkąd nauczył się bardziej panować nad emocjami. Jego misja nie jest też jakoś bardzo skomplikowana, ale byłby problem z policją jeśli zostałby przyłapany. Zadanie Mello jest proste: udawać syna jednego z pracowników i dostać się do biura, aby zyskać ostateczne dowody oszustwa. Nic co zagrażałoby życiu, ale wystarczająco interesujące dla tej trójki. 

Matt nawigował Mello, gdy ten znalazł się na miejscu. Near natomiast podpowiadał mu czego szukać i jak łamać skomplikowanie kody liczbowe. Matt był oczami i uszami. Near był umysłem, analitykiem z zimną krwią, którego nie zagnie nawet najcięższa sytuacja. Mello był ciałem. Był szybki oraz spostrzegawczy. Był aktorem i zdobywał rzeczy, których nie sposób posiąść za pomocą klawiatury i myszki. Potrafił przekonywać ludzi, żeby mu zaufali i powierzyli swoje sekrety.

Jako drużyna byli niezwyciężeni. 

Szkoda że A i B nie mogą tego zobaczyć.

 

 

Chapter 5: Rodzina

Notes:

Cóż, chyba szykuje się trochę więcej rozdziałów niż przewidywałam hehe ;)

(See the end of the chapter for more notes.)

Chapter Text


 

Minął tydzień od przełomowego odkrycia Death Note'a. Przestępcy, których wpisali nadal umierali. Ryuk najwyraźniej uzależnił się od jabłek, a to oznaczało że w najbliższym czasie nie będzie niepokoił dwójki detektywów. Zajęci oni byli bowiem dość mocno. Eksterminowali przestępców poprzez najróżniejsze sposoby śmierci po czym analizowali możliwości notesu. Ale nadal musieli też podtrzymać reputację L'a. Dlatego Light śledził właśnie na miejskich kamerach ich głównego podejrzanego, a L analizował przestępstwa Abrama W. osadzonego w amerykańskim więzieniu o zaostrzonym rygorze.

Nie mogli zabić niewinnego człowieka. Postanowili to już na początku. Nie było istotne to jak blisko byłby odkrycia Death Note'a. Nie zabiliby ludzi, którzy nie zrobili nic by sobie zasłużyć na karę śmierci. Poza tym szansa na to, że ktokolwiek dowie się o notesie bez ich zgody lub wiedzy wynosiła bardzo, ale to bardzo mało.

W ciągu ostatniego tygodnia więzienia oczywiście zauważyły niewielki wzrost liczby umierających więźniów. Gdyby taki stan rzeczy utrzymywał się przez dłuższy czas, ktoś mógłby zacząć coś podejrzewać. To w tym kierunku podążyły myśli Light'a. Skończył aktualną sprawę i za moment zamierzał skontaktować się z tamtejszymi organami władzy.

Musieli znaleźć sposób na dokładniejsze przetestowanie notesu bez wzbudzania nawet najmniejszych podejrzeń. Byli L'em. Mogli to zrobić.

Imiona i prawdziwe dowody na zbrodnie przestępców osadzonych w więzieniach było łatwo zdobyć. Nawet zbyt łatwo jak dla nich. Musieli tylko upewnić się, że zostali osadzeni sprawiedliwie za swoje zbrodnie oraz z jakich powodów je popełnili. Wbrew pozorom, czasem ludzie nie zasługiwali na swoje wyroki. A winą niesprawiedliwego osądzenia był wadliwy system.

Dlatego gdy L i Light postanowili zabijać przestępców, postanowili ustanowić sobie kilka zasad.

Po pierwsze, ich ofiary musiały spełniać pewne kryteria, wśród których najważniejszym było to, jak poważnych i okrutnych zbrodni się dopuścili. Czyli gwałty oraz brutalne morderstwa. Ktoś taki jak złodzieje nie zasługiwali na śmierć.

Po drugie, jeśli ktoś dopuścił się morderstwa, zawsze dokładnie analizowali jego zbrodnie. Nie mogli po prostu zobaczyć informacji: "pozbawił życia dwie osoby" i stwierdzić, że skoro kogoś zabił, to zasługuje na karę śmierci.   Ich czyny musiały mieć jakąś przyczynię, więc zamiast wpisać nazwiska do notesu sprawdzali, czy ta zbrodnia miała jakieś usprawiedliwienia. Nie kierowali się głównie aktami organów ścigania. Prowadzili też własne śledztwo, aby ustalić, czy ich potencjalna ofiara nie popełniła tego czynu z przyczyn, które mógłby ją w jakimś stopniu usprawiedliwić. Np. w samoobronie albo poprzez zemstę za inny okryty czyn. W końcu nie zamierzali dopuszczać się hipokryzji.

To były ich dwie podstawowe zasady, na których opierali swoją działalność. Zabijali tylko i wyłącznie ludzi naprawdę złych i wypaczonych. Dzięki nim świat stanie się choć trochę lepszym miejscem. Możliwe, że w ten sposób usprawiedliwiali swoje czyny. W końcu poświęcenie kogoś pośrednio poprzez śledztwo dużo różniło się od morderstwa. Którego bez wątpienia się dopuścili.

Czasami Light zastanawia się, co pomyślałaby jego rodzina. Co pomyślałby on sam z przeszłości?

 


 

L uświadomił sobie, że jest zdolny do kochania w wieku 16 lat. Jako dziecko i wczesny nastolatek nie sądził, że to potrafi. Jasne, lubił i szanował Watariego, w końcu dzięki temu mężczyźnie choć trochę udało mu się pokonać nudę. Dzięki niemu L miał szansę zostać detektywem. Ale nie sądził, że go kocha. Nie bardzo też wiedział na czym polegałoby takie uczucie. Bo raczej nie chodziło tu o to, żeby po prostu powiedzieć "kocham cię" nawet osoba tak nieudolna społecznie jak on wiedziała, że to nie działa w ten sposób.

O swoją niewiedzę obwiniał częściowo swoich rodziców. Wbrew pozorom nawet on musiał ich mieć. Chociaż bardziej pasowałoby tu określenie "dawcy genów" ponieważ rodzicami to oni być nie potrafili. Był on przede wszystkim dzieckiem niechcianym, czego domyślił się już bardzo wcześnie. Nie było to zresztą takie trudne. Jego "rodzice" nie kryli się z tym zbytnio. Zdecydowanie preferowali używki i imprezy od zajmowania się dzieckiem czy pracą. Nie oszukujmy się, kto trzeźwy nazwałby swoje dziecko "L"?

Kiedy podrósł i nauczył się sklejać logiczne zdania, sytuacja się pogorszyła. Najwidoczniej mówił nie to, co mówili przeciętne dzieci w jego wieku. Nadal pamięta zabarwione strachem zaskoczone spojrzenie jego matki. A z czasem robiło się coraz gorzej. Zaczęli oni bowiem dostrzegać wszelkie jego "dziwactwa" jak to określali jego nietypowe zachowanie. Później zauważyli inteligencję, która kryła się w jego małej jeszcze głowie.

Następne były krzyki i przemoc.

Czasami, dawno temu do głowy przyszła mu myśl, że to może przez niego. Przez niego życie tych ludzi przepadło. Watari okazał się jednak dobrym opiekunem, tłumacząc mu, że nie miał w tym żadnej winy. Przypadała ona tylko jego rodzicom, którzy nie potrafiąc rozwiązywać kłótni słowami, uciekali się do przemocy. Czasem, gdy robili to w nocy, udało im się obudzić L. Zakradał się wtedy do kuchni i obserwował. Chciał wiedzieć o co chodzi. Chciał temu zaradzić, rozwiązać problem. Od czasu do czasu zdobył się na to, żeby coś powiedzieć. Nie słuchali go, tylko kazali się wynosić. Więc L odchodził, słuchając rozbijających się naczyń i przewracanych krzeseł.

Rok później porzucili go na ulicy miasteczka, do którego jechali bardzo długo. Podróż odbyła się w całkowitej ciszy. L siedział z tyłu, nie zadając pytań. Wiedział bowiem, że nie otrzyma na nie żadnej odpowiedzi. Kiedy patrzył na odjeżdżający samochód, zdawał sobie sprawę, co się stało. Nie zaskoczyło go to. Wiedział, że trafi do domu dziecka. Zaskoczeniem był natomiast fakt, że po kilku dniach został przeniesiony do innej placówki. Wammy's House okazał się specjalną placówką dla dzieci wybitnie uzdolnionych. Reszta potoczyła się szybko. Gdy okazało się, że nie dogaduje się z innymi dziećmi, dostał własny pokój, później komputer. A gdy zobaczył w gazecie sprawę seryjnego morderstwa jego przyszłość została ukierunkowana.

Wszystko szło gładko, dopóki nie pojawił się Light Yagami, syn Soichiro Yagamiego. Chłopak wydawał się interesujący, a L lubił interesujące rzeczy. W ten sposób doszło do spotkania, które raz na zawsze zmieniło jego dotychczasowe życie. Znalezienie kogoś równie inteligentnego jak on i co więcej - mającego ten sam problem (nuda) oraz podobne przekonania było praktycznie niemożliwe, ale oto już czwarty raz siedział naprzeciwko Lighta w cukierni jedząc ciasta i popijając to ciepłą czekoladą debatując nad kolejną sprawą. 

Po dwóch miesiącach współpracy 13-letni L uświadomił sobie, że lubi tego chłopaka o kasztanowych włosach, który z nudy przesyłał policji informacje o przestępstwach. Było to dla niego nie lada zaskoczeniem. Watari również podzielał jego odczucia. Chyba nigdy nie sądził, że uda mu się zaprzyjaźnić (L zdecydowanie się za to nie obraził)

Zaraz po tym wydarzeniu jego opiekun poinformował go, że w jego dawnym domu dzieci konkurują ze sobą o miano jego następcy. Niezbyt go to obchodziło, ponieważ nie interesował się tym, co będzie kiedy umrze. Teraz liczył się tylko Light i ich wspólnie rozwiązywanie spraw. 

Tak minęły im najbliższe trzy lata. 

Do czasu kiedy jeden z kandydatów na jego następcę popełnił samobójstwo. Presja wywierana na jego następców sprawiła, że A odebrał sobie życie. L wysłuchał tej wiadomości je spokojem, a gdy Watari wyszedł z pokoju, uderzył pięścią w ścianę obok niego. Jedno z dzieci zabiło się przez niego. Alex nie żył, ponieważ presja na bycie godnym następcą L'a go przerosła.

Z jego kostek ciekła krew, plamiąc białą koszulę. Nie czuł bólu. Był wściekły. Na siebie, na Watariego, na Rogera. Za to, że żaden z nich nic z tym nie zrobił. Za to, że on sam nie zauważył. Wolał zapomnieć o tym miejscu, gdzie inni go odrzucili, gdzie nawet mimo tego, że wszyscy byli tam wyjątkowi i tak nie potrafił się wpasować. Znalazł swoje miejsce w Japonii, przy Lightcie. 

Light.

Musiał do niego zadzwonić.

Była druga w nocy, ale odebrałby. Zawsze odbierał.

Dwadzieścia minut później Light go opatrywał, trzymając delikatnie jego posiniaczoną dłoń. Mówił do niego starając się przywrócić go do rzeczywistości. Wtedy L pomyślał, patrząc Lightowi w oczy, że może być zakochany.

 


 

Soichiro Yagami nie mógł powiedzieć, że nie był zaskoczony, kiedy jego aspołeczny 13-letni syn przyprowadził do domu czarnowłosego, bladego chłopaka, mówiąc, że to L i jest jego przyjacielem. Na początku myślał, że Light robi sobie z niego żarty, ale nie. Chłopcy zamiast grać na konsoli i zajadać się chipsami, otworzyli komputer i zaczęli profilować porywacza dzieci. Light często rozwiązywał zimne sprawy, więc Soichiro wzruszył ramionami, szczęśliwy, że jego syn ma przyjaciela.

Nie był rozbawiony, kiedy pod jego przyjechała limuzyna, po to, żeby odebrać rzekomego L.

Kiedy rzekomy L okazał się prawdziwym L'em, Soichiro zaczął wątpić w zdolność Lighta do dobierania przyjaciół.

Od tej pory nie miał jednego wyjątkowo inteligentnego dziecka w domu analizującego przestępstwa, ale dwójkę. Mimo wszystko Watari okazał się przyjemnym partnerem do rozmów. Najwyraźniej nie tylko on miał problemy ze zbyt inteligentnym dzieckiem.

Jego syn był naprawdę niesamowity, a jako jego ojciec Soichiro go wysłucha i będzie go wspierał. Nawet jeśli oznacza to goszczenie na jego kanapie samego L.

 


 

Sachiko wiedziała, że jego syn osiągnie coś znacznie więcej niż bycie najlepszym uczniem. Nigdy nie udawało mu się dogadywać z rówieśnikami, czy to w przedszkolu czy w gimnazjum. Light był miły i uprzejmy, ale nie potrafił się wpasować, nie ważne jak bardzo by się starał to ukryć. Większość wierzyła w tą przykrywkę, tą maskę. Ale ona nie. Widziała swojego syna takim, jakim jest. Dlatego mimo że nie pochwalała jego pracy z L'em, była zadowolona, że ktoś taki pojawił się w życiu jej syna. Ktoś to potrafił mu dorównać, rzucić mu wyzwanie. 

Poza tym L naprawdę lubił jej szarlotkę i ciasto z truskawkami.

 


 

Sayu lubiła L. Miał fajne włosy i pozwalał jej zaplatać na nich warkoczyki. Sprawiał też, że jej brat częściej się uśmiechał. A to sprawiało, że ona też się uśmiechała.

 


 

Oczy przesuwają się po czarnej powierzchni przedmiotu spadającego z nieba. 

 


 

Notes:

Zamierzam jeszcze raz przejrzeć te 5 opublikowanych rozdziałów i poprawić je w miarę możliwości, więc prawdopodobnie szykuje się lekka przerwa, ale spokojnie, ten fik nie jest porzucony.