Chapter Text
- Trzecia Księżniczko!
Qianqian nie wiedziała, co się dzieje. Głos Zi Ruia dochodził z tak bliska, ale nie miała już siły krzyczeć.
Zawsze była nieustraszona. Zawsze była silna.
Na początku walczyła, ale nikt nie słyszał jej krzyków i wrzasków. Wyła, drapała i płakała, ale gardło nigdy nie zaczęło ją boleć, a oczy nigdy nie zapiekły od słonych łez. Jakby nie były jej. Jakby już do niej nie należały.
W końcu nie czuła nic poza potwornym zmęczeniem.
Ktoś zajął jej miejsce.
Xiaoqian, obca dziewczyna z innego świata, która w jakiś niewytłumaczalny sposób opętała ciało Chen Qianqian. Złodziejka tożsamości, która jakoś zdawała się nie być świadoma, że dzieli ciało z wciąż obecną, jego prawowitą właścicielką.
Chen Qianqian zawieszona w jakimś dziwnym stanie niebycia, bez kontroli nad własnym ciałem, słyszała myśli intruzki. W jakiś sposób Xiaoqian ją znała, a przynajmniej tak sądziła obca dziewczyna . Była tak pewna swojej wiedzy o niej, o tym świecie, że poza początkowym zdziwieniem na widok nadal obecnego cynobrowego znaku czystości na jej przedramieniu, szybko przestała zaprzątać sobie głowę tym, że może jej wyobrażenie mijało się z prawdą o tym, jaka była prawdziwa Chen Qianqian.
Cały czas myśli intruzki krążyły wokół bzdurnej fabuły, jakby ludzie, którzy ją otaczali, byli tylko wymysłem jej wyobraźni, a nie istotami z krwi i kości.
Chen Qianqian była wściekła. Starała się wyrwać i siłą zwrócić na siebie uwagę Xiaoqian, ale im więcej wysiłku w to wkładała, tym obraz widziany skradzionymi jej oczami stawał się bledszy i mniej wyraźny, a dźwięki zdawały się dochodzić z daleka, jakby ktoś wrzucił ją do głębokiej studni.
Dlatego zrobiła coś, czego pewnie nikt nigdy by się po niej nie spodziewał. Zwłaszcza jej matka. Postanowiła zaczekać. Stłumiła gniew i strach, i obserwowała. Niema i bezradna wobec rozgrywających się wydarzeń, czekała, kurczowo uczepiona tej ostatniej nadziei, że wkrótce wszystko minie.
Czasem jednak złość była zbyt silna i traciła zmysły. Przez kilka nieznośnych godzinach, a może to były dni, nie docierało do niej kompletnie nic. Czuła się jak w bezsennym koszmarze, a kiedy wreszcie udawało jej się znów wynurzyć na powierzchnię świadomości, Xiaoqian po raz kolejny beztrosko raniła jej rodzinę.
Jak mogła nie widzieć, że Chuchu się od niej oddala? Jak śmiała sprowadzić jej najdroższą drugą siostrę na ścieżkę zdrady. Osobę, która była najszlachetniejsza i najbardziej oddana z nich wszystkich. Nie potrafiła pojąć, jak jej własna matka nie rozpoznała, że ktoś zajął miejsce jej ukochanej córki.
Xiaoqian była słaba, wymyśliła marną wymówkę, aby wytłumaczyć nagły brak zdolności do walki, ale mimo to nikt nawet nie zaczął mieć wątpliwości. Nawet, niech ją szlag, Lin Qi… zawsze nieugięta i harda, kiedy zajadle rywalizowała z nią o Chuchu lub Pei Henga, jak tak łatwo mogła zaakceptować, że byle trucizna pozbawiła Chen Qianqian zdolności do walki? Dlaczego wnikliwe oczy Lin Qi, którymi zawsze z ostrożnością i niechęcią śledziła jej poczynania, nie doprowadziły jej do żadnego sensownego wniosku?
- Szybko, pośpieszcie się! Niech ktoś wezwie medyka! Trzecia księżniczka płacze, ból musiał się nasilić!
Zamęt, który powstał po kolejnych słowach Zi Ruia, był dziwnie namacalny. Rzadko mogła poczuć wszystko tak wyraźnie.
Ale coś było nie tak.
Łza, która zsunęła się po jej policzku, była wilgotna. Zbyt wilgotna. Skupiła się. Z początku, jak zwykle była tylko ona i nieznośna pustka, ale po chwili koncentracji to poczuła. Delikatny dotyk. Ktoś trzymał ją za rękę. Nie, Xiaoqian. Ją.
- Qianqian...
To była jej matka. Ogarnęła ją nagła fala wzruszenia. Jej palce instynktownie zacisnęły się. Mogła nawet wyczuć pod opuszkami staranny haft, który zdobił gładki materiał kołdry. Otworzyła usta, wypuszczając drżący oddech.
- Qianqian – szepnęła matka, mocniej chwytając jej dłonie.
Całe jej ciało wydawało się ospałe, ale musiała zobaczyć matkę. Z trudem uniosła powieki. Była przy niej. Chen Qianqian nigdy jeszcze jej takiej nie widziała. Miała zaciśnięte usta, a jej oczy błyszczały, jakby w gorączce. Qianqian spróbowała się podnieść, ale natychmiast otoczyły ją ciepłe ramiona matki.
Qianqian pozwoliła sobie zatracić się w tym uścisku. Była tu. Znowu miała kontrolę nad własnym ciałem. Ale miała wrażenie, że coś jest nie tak.
- Co się stało? – spytała ochrypłym głosem.
Matka odsunęła się, ale nie puściła jej jeszcze całkowicie, nieświadomie mocniej zaciskając palce na ramionach Qianqian.
- Ten... jak śmiał – niemal wypluła ze wściekłością – Han Shuo, zapłaci za to, że odważył się cię otruć.
A potem wzrok matki ponownie spoczął na niej i choć jej czoło zmarszczyło się z niepokojem, ogień w oczach został zastąpiony czymś o wiele łagodniejszym, choć Qianqian nadal mogła niemal fizycznie poczuć jej wściekłość i pragnienie zemsty.
Została otruta przez Han Shuo? Znowu? Przecież ostatecznie Xiaoqian wszystko mu wyjawiła. Qianqian spojrzała krytyczniej na swoje szaty. Miała na sobie ślubną szatę.
Czas, jaki spędziła jako bezwolny obserwator, sprawił, że pomimo nagłej nadziei i ekscytacji, która ścisnęła jej żołądek, Qianqian pozostała nieufna. Czy wróciła do początku? Czy to już koniec? Czy odtąd jej ciało będzie należało już tylko do niej? Zanim zdążyła pomyśleć, stłumiony szloch wstrząsnął jej ciałem.
- Qianqian, już dobrze. Wyzdrowiejesz – matka oznajmiła z mocą, choć coś w jej wyrazie twarzy zachwiało się, kiedy jej najmłodsza córka zaczęła dygotać, łykając łzy. Zaczęła głaskać Qianqian po plecach, starając się ją wyciszyć.
Stojący obok Zi Rui, widząc swoją trzecią księżniczkę w takim stanie, nie mógł zbyt długo z tym walczyć i po chwili sam zaczął płakać jak dziecko. Ale władczyni zgromiła go wzrokiem.
- Qianqian potrzebuje teraz spokoju – powiedziała, ale rozkaz nie zabrzmiał tak chłodno jak zwykle z powodu wciąż łkającej w jej objęciach córki, która uczepiła się palcami ramienia matki, jakby od tego miało zależeć jej życie.
- Oczywiście, trzecia księżniczka potrzebuje spokoju. Proszę o wybaczenie, władczyni – Zi Rui skłonił się przed nią, głośno pociągając nosem, wyglądając przy tym wyjątkowo nieszczęśliwie.
Cheng Zhu westchnęła.
- Idź, przygotuj jej coś do jedzenia. Qianqian musi nabrać sił – zlitowała się nad wiernym sługą swej najmłodszej córki.
- Oczywiście, władczyni – Zi Rui skłonił się ponownie, wyraźnie bardzo zobowiązany i przejęty, natychmiast pośpiesznie oddalając się, żeby przygotować posiłek dla swojej pani.
Cheng Zhu prychnęła, unosząc kącik ust w rozbawieniu. Qianqian w pełni zasługiwała na taką lojalność i oddanie. Po chwili jednak jej uśmiech stał się zimny, kiedy pomyślała o Han Shuo.
- Matko – Qianqian spojrzała na nią ostrożnie, wyglądając tak nie na miejscu z rozpalonymi od płaczu policzkami i obawą w oczach. – Czy Han Shuo...
- Nadal troszczysz się o tego zdrajcę! – władczyni wybuchnęła, ale spróbowała się opanować widząc, jak Qianqian się wzdryga.
- Gdzie on teraz jest? - Qianqian zapytała niepewnie. Cheng Zhu zacisnęła zęby, nie mogąc znieść, że po tym wszystkim jej córka nadal może martwić się o tego drania. Znała Qianqian, potrafiła rozpoznać, że naprawdę się o niego martwiła. Czuła nadchodzący ból głowy.
- Qianqian, musisz zrozumieć, Han Shuo nie jest tym, za kogo go uważałaś.
- Ale to nie ma sensu! – wykrzyknęła Qianqian. – Po co miałby mnie otruć!
- Mężczyźni z Xuanhu są inni, chełpią się swoją dumą, która jest tak samo irracjonalna, jak ich kultura. Porwałaś i zażądałaś z nim ślubu na oczach tłumu. Prawdopodobnie chciał się zemścić za swoje upokorzenie – skrzywiła się. – Tak małostkowe i głupie poczucie honoru. Poza tym Han Shuo jest chory. Jeśli już to Xuanhu, jako pierwsi z nas zakpili, posyłając do ślubu kogoś, kto ledwo może dożyć jego daty. Właściwie robimy mu przysługę, zabijając go teraz i oszczędzając mu cierpień.
Qianqian słuchając tego, przez chwilę poczuła się, jakby znowu stała się tylko biernym obserwatorem. Ale ból w jej klatce piersiowej był zbyt prawdziwy.
Żyła.
Wspomnienia Han Shuo, który spoglądał na nią z miłością i czułością, jakby była dla niego najcenniejsza na świecie, nieproszone wdarły się do jej głowy. Wraz z tym ciepłym, rozmytym, radosnym uczuciem przyszła jednak gorzka świadomość. To nie w niej zakochał się Han Shuo. Pokochał Xiaoqian, dlaczego więc ucisk w jej piersi był tak nieznośny?
Musiała go zobaczyć. Czy to możliwe, że również ją pamiętał?
- Chcę go zobaczyć.
Matka spojrzała na nią z namysłem, ale jej następne słowa były bezlitosne.
- Zobaczysz go jutro rano na egzekucji.
Po tych słowach zostawiła ją samą.
Qianqian chwyciła się za głowę, czując, jak cały świat wiruje. Natychmiast przystąpił do niej medyk, ale zdecydowanie odepchnęła go od siebie, aż nieszczęśnik zatoczył się do tyłu i upadł na podłogę.
- Nic mi nie jest! – krzyknęła.
Wchodzący właśnie Zi Rui aż podskoczył, niemal wypuszczając z rąk tacę, na której miska z przygotowaną owsianką zatrząsła się niebezpiecznie.
- Trzecia Księżniczko! – natychmiast do niej podbiegł, nie kryjąc zaniepokojenia i ulgi, że widzi ją tak żywotną.
Qianqian minęła go, kierując się do wyjścia, kiedy jednak otworzyła drzwi, zatrzymały ją dwie strażniczki.
- Przykro nam Trzecia Księżniczko, ale władczyni rozkazała nam dopilnować, abyś wypoczęła przed jutrzejszym...wydarzeniem – kobieta skończyła, nie patrząc jej w oczy.
To nie było wydarzenie. To była egzekucja jej męża. Qianqian wycofała się, trzaskając drzwiami. Natychmiast Zi Rui zjawił się koło niej, choć ze strachu trzymając się nieco na dystans.
Dobrze. Jeśli matka tak chce, poczeka. Ale nie ma mowy, żeby pozwoliła im zamordować Han Shuo. To nie tak, że naprawdę została otruta. Xiaoqian ich oszukała. Dotąd była w szoku, ponieważ wreszcie odzyskała panowanie nad swoim ciałem. Han Shuo też odzyska.
Zbyt skupiona na własnym planie nie zauważyła, jak oko Zi Ruia drgało przy każdym szczęknięciu łyżki, kiedy z zawzięciem brała każdy kolejny kęs owsianki, z determinacją patrząc przed siebie.
Han Shuo będzie jej. Nikt jej go nie odbierze.
Chapter Text
Han Shuo nie planował dziś umierać. Może nie zdążył zdobyć smoczej kości, ale zamierzał w pełni wykorzystać pozostały mu czas. Jego żołnierze czekali w pogotowiu. Wśród nich byli tylko najwierniejsi. Mogło ich być zdecydowanie więcej, ale Han Shuo najlepiej potrafił rozpoznać prawdziwą lojalność i szacunek. Nawet jego niepodważalnie wybitne zdolności strategiczne i umiejętności władania mieczem, nigdy nie mogły w pełni zrekompensować faktu, że był śmiertelnie chory. Wielu z Xuanhu szeptało za jego plecami. Nigdy nikt nie odważyliby się zasugerować tego w jego obecności, ale Han Shuo wiedział.
Mężczyźni z Xuanhu powinni być silni i niezwyciężeni. Jego pomysł na zdobycie smoczej kości podstępem może spotkałby się z większą aprobatą, gdyby w ich oczach nie pojechał do Huayuan jako panna młoda. Zamierzał powrócić do Xuanhu w chwale, w pełni wyleczony. Teraz jednak, kiedy nie pozostało mu już nic, pragnął jedynie się zemścić i w choć w ten sposób odejść z honorem.
Lecz, gdy przybył na miejsce egzekucji i zobaczył, że ilość strażników została potrojona, poczuł, jak zimny dreszcz spływa mu wzdłuż kręgosłupa. Podniósł głowę, łapiąc drwiący uśmiech władczyni miasta. W jej oczach widział wyzwanie, kiedy spojrzała na niego wyniośle. Gdyby zaatakował, byłby skazany na porażkę. Zalała go zimna wściekłość. Planował otruć Trzecią Księżniczkę, ale ostatecznie tego nie zrobił. To Chen Qianqian wszystko zaaranżowała. Nie docenił jej. Widząc ją teraz siedzącą obok władczyni wyprostowaną i w pełni sił, jak gdyby nigdy nic, poczuł palący gniew.
Był głupcem.
Strażniczka popchnęła go brutalnie, zmuszając go do uklęknięcia na podeście. Zaciskając zęby, uniósł dumnie podbródek. W sama porę, aby zobaczyć, jak Chen Qianqian wstaje i, kłaniając się matce, prosi o zgodę na zabranie głosu. Zaskoczenie na twarzy władczyni było zbyt autentyczne, aby było to coś zaplanowanego. Han Shuo wbił wzrok w postać odwróconej do niego tyłem Trzeciej Księżniczki. Co zamierzała powiedzieć? Planowała jeszcze bardziej go wyśmiać?
- Matko, wina Han Shuo jest niepodważalna, ale jak widać panicz Han mnie nie docenił. W tłumie rozległ się szmer. Po twarzach zgromadzonych Han Shuo zobaczył, że wszyscy byli zdezorientowani wystąpieniem księżniczki, a może bardziej jej sposobem przemawiania. Brzmiała mniej dziecinnie niż zapamiętał, jakby przemyślała swoją wypowiedź. Han Shuo poczuł, jak mimowolnie napina się. Nie wiedział, czego się po niej spodziewać.
- Zostałam otruta, a mimo to stoję tu przed wami. Nie dopełniłam obrzędów ślubnych i ukradłam narzeczonego Drugiej Damie, za co przepraszam. Wybacz mi Chuchu – Qianqian odwróciła się do swojej starszej siostry, oddając jej oficjalny przepraszający ukłon. Wszyscy zebrani na czele z adresatką przeprosin zdawali się gwałtownie wciągnąć powietrze. Nawet sama władczyni wydawała się poruszona.
Han Shuo wypuścił powietrze przez nos. Wyglądało na to, że Trzecia Księżniczka nie miała w zwyczaju przepraszać. Może gdyby sprawa go nie dotyczyła, byłby bardziej zaciekawiony, a tak dziwne zachowanie Chen Qianqian jedynie wzmogło jego niepokój. Co planowała Trzecia Księżniczka? Albo jak powinien powiedzieć Trzecia Dama, ponieważ tak brzmiał oficjalny tytuł honorowy Chen Qianqian. To, że teraz była tak nazywana, zawdzięczała tylko władczyni, która zamiast skarcić ją za tę niewiarogodną bezczelność, przyzwoliła na tę dziecinną sztuczną nobilitację.
Tak, Chen Qianqian można było zarzucić wiele słabości, ale brak względów u matki byłby chyba ostatnim z nich. Sama władczyni nie kryła się z faworyzowaniem swojej najmłodszej córki, dlatego Han Shuo z niepokojem czekał na rozwój wypadków. Cokolwiek chodziło teraz po głowie Chen Qianqian, istniało duże prawdopodobieństwo, że Cheng Zhu przychyli się do jej pomysłu.
- Nie musisz przepraszać, Qianqian – udało się wreszcie wydusić nadal lekko oniemiałej Chuchu, na co ta błysnęła jedynie uroczym uśmiechem, z wdziękiem odwracając się w jego stronę. Swobodna postawa i figlarny uśmiech Chen Qianqian natychmiast znikły, kiedy jej oczy na nim spoczęły. Nie obrzuciła go wzrokiem. O nie, temu intensywnego spojrzenia, z którym bezwstydnie pochłaniała każdy cal jego ciała, było do tego zdecydowanie daleko. W końcu zatrzymała się na jego twarzy. Jej oczy pociemniały. Było w nich coś wymagającego, jakby czegoś szukała.
Han Shuo zniósł jej spojrzenie, nie pozwalając, aby choć mięsień w jego twarzy drgnął, zdradzając jego gniew. Nie chciał dać jej satysfakcji. Ale bez względu na to, co chciała ujrzeć, najwyraźniej tego nie znalazła, ponieważ jej twarz wykrzywił brzydki grymas złości. Utkwiła wzrok ponad jego ramieniem, jakby zastanawiała się, w jaki sposób ukarać go za to, że najwyraźniej zawiódł jej oczekiwania. Po chwili wygięła usta w niebezpiecznym uśmiechu, który w jakiś sposób, zamiast wyglądać śmiesznie na jej okrągłej, lekko pyzatej twarzy, nadał jej drapieżnego, niemal niepoczytalnego wyglądu.
- Matko, uważam, że same niebiosa postanowiły dać mi lekcję. Dlatego obiecuję jak najlepiej ją wykorzystać. Zamierzam wszystko naprawić, począwszy od właściwej, zgodnej z tradycją ceremonii ślubnej z Han Shuo.
- Qianqian! – Cheng Zhu odezwała się po raz pierwszy, wyglądając na równie zmieszaną, co oburzoną, ale Qianqian kontynuowała.
- Matko, nie doceniłam Han Shuo, ale już więcej nie popełnię tego błędu. Obiecuję. – Chen Qianqian zdecydowanym krokiem podeszła do niego sięgając po swój bat. Han Shuo zamarł. Chyba nie odważyłaby się...
Rozległ się świst. Han Shuo mimowolnie się wzdrygnął, ale bat jedynie musnął jego ramię, nie robiąc mu faktycznej krzywdy. Wokół rozległy się rozbawione śmiechy na to, jak Trzecia Księżniczka pogrywa sobie z księciem z Xuanhu. Han Shuo wbił paznokcie w swoje kolana, rzucając jej mordercze spojrzenie.
Qianqian zaśmiała się.
- Han Shuo może być tygrysem, ale nie ma takiego kota, którego nie dałoby się oswoić – uniosła jego brodę trzonkiem bata. Han Shuo próbował się wyrwać, ale strażniczka przytrzymała go w miejscu. Nie mogąc się ruszyć, spojrzał na nią z cała pogardą i nienawiścią, na jaką mógł się zdobyć, pomimo narastającego bólu w jego piersi. Zaczął kaszleć, odruchowo chcąc dotknąć swojej piersi, ale łańcuch, łączący jego skute nadgarstki, okazał się zbyt krótki. Wziął więc kilka szybkich oddechów, starając się uspokoić.
Na jedną ulotną chwilę śmiały uśmiech Qianqian zachwiał się, a coś w jej oczach zamigotało, ale jakby łapiąc się na tym, co robi, fuknęła i gniewnie zacisnęła usta. Spojrzała na niego, wyraźnie rozłoszczona, a zarazem rozczarowana. Może naprawdę była na tyle naiwna, że bardziej martwiło ją to, że nie odwzajemniał jej uczuć, a nie to, że faktycznie próbował ją otruć. Ale jeśli tak, może nadal była dla niego jeszcze szansa. Nie wiedział tylko, czy jest gotów znieść kolejne upokorzenie? Czy warto było kłaść na szali resztki swego honoru, przy tak dużym ryzyku niepowodzenia?
Najwyraźniej nikt w Huayuan nie zamierzał mu ułatwić tej decyzji.
Chen Qianqian ponownie zwróciła się do władczyni, przemawiając uroczystym głosem – Matko, tym razem zrobię wszystko, jak należy.
Cheng Zhu nie wyglądała na zadowoloną z przebiegu zdarzeń. Po chwili jednak nieśpiesznie odchyliła się na krześle, najwyraźniej znajdując satysfakcjonujące ją rozwiązanie.
- Dobrze zgadzam się, ale pod jednym warunkiem. Qianqian wykazała swoją determinację i pragnienie, aby to małżeństwo stało się symbolem sojuszu pomiędzy naszymi miastami. Sądzę jednak, że Han Shuo również powinien dać świadectwo swoich wzniosłych zamiarów – spojrzała na niego zimno i choć Han Shuo udało się zachować beznamiętny wyraz twarzy, zrozumiał kryjącą się za tym niewypowiedzianą groźbę. Chciała jego krwi, lecz ostatecznie postanowiła uszanować życzenie Qianqian, ponieważ najwidoczniej Trzecia Księżniczka nadal żywiła do niego uczucia.
Han Shuo szarpnął się, zrzucając spoczywającą na jego ramieniu dłoń strażniczki. Podjął decyzję. Pochylił z szacunkiem głowę i przemówił.
- Dobrze, zgadzam się dowieść moich dobrych intencji w sposób, który władczyni Huayuan uzna to za stosowane.
- Znakomicie! –Cheng Zhu klasnęła w dłonie, przyprawiając go o nieprzyjemny dreszcz. – Han Shuo na znak swojej dobrej woli przyjmie herb Huayuan, bransoletę, którą będzie nosił z najwyższym honorem, i która już na zawsze będzie przypominać mu do kogo należy.
Han Shuo poderwał głowę, nie spodziewając się, że władczyni ośmieli się zasugerować coś tak upodlającego. W Xuanhu znakowano tak tylko niewolników. Cheng Zhu spoglądała na niego z oczekiwaniem świadoma jego wewnętrznej walki, wyglądając na wyjątkowo zadowoloną z siebie.
Zaryzykował spojrzenie na Qianqian, ale od razu tego pożałował, kiedy zobaczył, że jej oczy niemal zaświeciły się na ten pomysł. Zacisnął szczękę. Niektóre rzeczy musiały być zrobione. Jeśli chciał zrealizować swój plan, musiał ustąpić.
- Zgadzam się i dziękuję za możliwość udowodnienia moich jak najlepszych intencji wobec małżeństwa, które połączy nasze miasta – z każdym słowem czuł się bardziej brudny, ale wyprostował się, jakby ta zniewaga nie miała nad nim władzy.
Strażniczki dopiero zaczęły go rozkuwać, kiedy Bai Ji już dopadł do jego boku, pomagając mu zdjąć pozostałe kajdany. Kiedy opuszczał plac, patrzył wyłącznie przed siebie, starając się zignorować szydercze uwagi i głośne wyrazy zachwytu dworu nad charyzmą Trzeciej Księżniczki.
Obiecał sobie, że kiedy nadejdzie odpowiedni moment, zabije Chen Qianqian na oczach jej własnej matki, choćby miało go to kosztować życie.
Notes:
Komentarze zawsze mile widziane :)
Chapter Text
- Czy proszę o tak dużo, chcę, abyś nazywała mnie swoim mężem – Han Shuo mrugnął do niej, z uśmiechem pochylając się, aby położyć brodę na jej wyciągniętej dłoni.
- Oczywiście, że nie, mężu – chciała odpowiedzieć Qianqian, czując przepełniającą ją miłość, ale nagle usłyszała za sobą głos kogoś innego.
- Nie wygłupiaj się Han Shuo, musimy się skupić, jeśli chcesz mi pomóc przejść przez te dokumenty…
Qianqian odwróciła się, widząc siebie stojącą z tyłu. Nie. To była Xiaoqian, uśmiechająca się słodko i niewinnie.
- Cokolwiek zechcesz, najdroższa żono – Han Shuo minął ją, jakby już jej nie widział, podchodząc do Xiaoqian. Z czułością dotknął jej twarzy, głaszcząc kciukiem po jej zarumienionym policzku.
- Hej! Jestem tutaj! – Qianqian wrzasnęła, ale nagle znów jej głos trafił w pustkę, kiedy patrzyła na Han Shuo oczami Xiaoqian.
Nie, nie, znowu!
Obudziła się z krzykiem, rozkopując kołdrę. Podniosła się na łokciach, rozglądając się po spowitym w ciemności pomieszczeniu. Zi Rui wpadł do pokoju, najwidoczniej zaniepokojony jej krzykami. Qianqian niedbale machnęła ręką, chcąc go odprawić, nie mając siły tłumaczyć, że to nic takiego. Miała koszmar, ale pierwszy raz w życiu wszystko było tak realne.
- Zapal… – odchrząknęła, zaskoczona swoim cienkim głosem. – Zapal świece Zi Rui.
Jej wierny sługa, nie kwestionując jej prośby, czym prędzej przystąpił do wyznaczonego mu zadania i wkrótce pomieszczenie zalał ciepły blask świec.
- Dziękuję – mruknęła Qianqian, zwijając się na boku. Dopiero, kiedy usłyszała, jak drzwi zamykają się za wychodzącym Zi Ruiem, objęła się ramionami, spoglądając na płomień najbliższej świecy. Nigdy wcześniej nie doświadczyła podobnej bezradności. Po przedstawieniu, jakie wczoraj zrobiła, aby uratować przed śmiercią Han Shuo sądziła, że stała się silniejsza. Nie złamała się, nadal potrafiła odebrać to, co do niej należało. Tym bardziej nie rozumiała, dlaczego nawet teraz, po przebudzeniu, nie mogła do końca wyzbyć się lęku. Zła na siebie wstała, ubierając się pośpiesznie.
- Idę ćwiczyć. Niech nikt mi nie przeszkadza – oznajmiła, kiedy zastała Zi Ruia stojącego pod jej drzwiami, który rzucił jej zmartwione spojrzenie.
- Oczywiście, Trzecia Księżniczko, ale może jednak mógłbym…
- Nie! – Qianqian przerwała mu ostro, nie chcąc go mieć teraz koło siebie. Zi Rui zbyt dobrze ją znał, nie chciała, aby dostrzegł, że coś jest z nią nie tak.
Po prostu potrzebowała na chwilę skupić się na czymś innym, aby wyrzucić z głowy obraz Han Shuo i Xiaoqian.
***
Wróciła dopiero nad ranem i choć mięśnie drżały i bolały ją w satysfakcjonujący sposób, zmęczenie jej ciała nie do końca przełożyło się na spokój jej ducha. Natychmiast Zi Rui pośpieszył poinformować ją, że powinna przebrać się do ceremonii. Wczoraj czuła podniecenie na myśl o ponownym ślubie. Pierwszy został jej odebrany przez Xiaoqian. Nareszcie mogła przeżyć to sama. Powinna czuć ekscytację i radość, ale kiedy z ceremonialnym nakryciem głowy przyglądała się swojemu odbiciu, nie czuła kompletnie nic.
Parada przez miasto była wyjątkowa. Jechała na czele kolumny, dosiadając klacz, której zwykłe ogłowie i czaprak zostały zastąpione bardziej fantazyjnym w kolorze ślubnej czerwieni. Całe ulice zostały starannie przystrojone kwiatami i ozdobami, praktycznie uginając się pod swoim przepychem. Qianqian podejrzewała, że w ten sposób matka chciała również świętować jej powrót do zdrowia. I choć widok był naprawdę przepiękny, nie potrafiła się nim zachwycić.
Han Shuo siedział sztywno w powozie. Widziała go tylko przez chwilę, ale przez zakrywający dolną połowę jego twarzy welon, mogła dokładnie dostrzec tylko jego oczy znad białego jedwabiu. Patrzył przed siebie ponurym wzrokiem, jakby raz po raz odtwarzał w myślach jej brutalny mord. Przewodząc pochodowi ślubnemu, za każdym razem kiedy spośród mijanego przez nich tłumu dał się słyszeć jakiś wyjątkowo głośny okrzyk na jej cześć, który zwykle wiązał się z ubliżaniem Han Shou zastanawiała się, czy chociaż marszczy brwi, a może znosił to wszystko z obliczem zastygłym w nienagannym i pustym wyrazie twarzy.
To, co wczoraj zrobiła, musiało już zostać spotęgowane przez plotki. Nic więc dziwnego, że mieszkańcy byli tak podekscytowani, aby jeszcze bardziej utrzeć nosa Xuanhu. Qianqian nie reagowała. Podejrzewała, że cokolwiek by teraz nie powiedziała, zostałoby odebrane jako kolejna próba naśmiewania się z niego. Wystarczyło, że wiwatujące tłumy zdawały się wyraźnie rozbawione jej „ujarzmieniem” księcia Xuanhu.
Tym razem wszystko odbyło się zgodnie z ceremonią. Pokłonili się niebiosom, a na końcu sobie nawzajem. I kiedy wreszcie ponownie znalazła się sam na sam ze swoim nowo poślubionym jej mężem, była już bliska wyczerpaniu.
Zerknęła na rozstawione na stole przygotowane dla nich dania. Nie martwiła się, że Han Shuo ponownie może spróbować ją otruć, ponieważ zgodnie z zarządzeniem jej matki odtąd Bai Ji osobiście miał testować na sobie każdy serwowany jej posiłek. Matka potrafiła poznać się na ludziach, wiedziała, że Han Shuo nie zaryzykowałby życia swojego wiernego sługi dla zemsty.
Han Shuo stał, obserwując ją uważnie znad welonu, siedząc na brzegu łóżka. Była ciekawa, co o niej myślał. Na pewno już planował jej śmierć i może tylko to pozwoliło mu przetrwać dzisiejszy dzień, zachowując się z godnością. Zaśmiała się lekko na ta myśl.
Han Shuo spiął się, kiedy do niego podeszła. Nie poruszył się, ale kiedy sięgnęła dłońmi, aby rozwiązać supeł, przez cały czas spoglądał na nią niczym jastrząb. Powoli zdjęła welon, odsłaniając jego twarz. Pamiętała, oglądając go w ten sposób przez oczy Xiaoqian, jak bardzo pragnęła dotknąć wtedy jego twarzy, ale jej ręce nie były już wtedy jej własnymi.
Qianqian podniosła dłoń, niemal wstrzymując oddech, kiedy jej palce musnęły jego policzek. Han Shuo skrzywił się odruchowo, choć szybko się reflektując, ponownie przywdział beznamiętną maskę. Za wolno. Z koszmarem nadal zbyt żywym w jej pamięci, Qianqian chwyciła go gwałtownie za brodę, nie zastanawiając się nad tym, że jej paznokcie muszą boleśnie wbijać się w jego skórę. Han Shuo spojrzał na nią z pogardą, jakby chciał jej splunąć prosto w twarz, ale nie wykonał żadnego ruchu, aby się wyrwać.
Qianqian sama go odepchnęła, nienawidząc się za silne emocje, jakie mógł u niej wywołać już sam jego widok. Chciała wykrzyczeć swoją frustrację, połamać coś, rozerwać w drobny mak, ale się powstrzymała. Han Shuo podniósł się z gracją, otrzepując swoje szaty drżącymi dłońmi. Qianqian stąd mogła zobaczyć, jak z trudem powstrzymuje się, żeby nie wybuchnąć.
W ten sposób go nie odzyska. Ten Han Shuo jej nie kochał.
Ale nie kochał również Xiaoqian, nagle uświadomiła sobie Qianqian. Poczuła, jakby ktoś zdjął jej worek z głowy. Ten Han Shuo nie kochał Xiaoqian. Ulga, która ją ogarnęła, niemal zmiotła ją z nóg. Nadal miała szansę, ale nic jej po tym, jeśli nie przestanie traktować w ten sposób Han Shuo i jeszcze bardziej zrażać go do siebie. Zerknęła na niego kątem oka. Jego nieskazitelną twarz znaczyły teraz czerwone ślady w miejscach, w których wbiła swoje paznokcie. To przypomniało jej o czymś.
Han Shuo założył dziś bransoletę. Nie było jej przy tym, ale słyszała, że cała procedura jest dość bolesna. Patrząc teraz uważnie dostrzegła rąbek opatrunku wystający nieco spod lewego rękawa jego szaty. Na ten widok serce zabiło jej szybciej, a zarazem poczuła ukłucie czegoś bolesnego. Han Shuo nie zrobił tego dla niej. Poczuła wstyd, że wczoraj jej pierwszą reakcją było podekscytowanie. Jej matka chciała go w ten sposób upokorzyć i ukarać, za to że śmiał ją skrzywdzić, nie kryło się za tym żadne oddanie ani romantyzm.
- Zjedzmy coś, jestem głodna – oznajmiła, siadając przy stole. Tym razem Han Shuo nie zaproponował toastu, a i ona nie miała na to najmniejszej ochoty, ale chcąc dopełnić ceremonii rozlała wino i zaoferowała mu czarkę. Han Shou wziął ją od niej uważając, aby ich palce nie musnęły się nawet przypadkiem. Długą chwilę patrzył tak na nią, ze spojrzeniem chłodnym i nieprzystępnym, aż najwyraźniej zmuszając się tego, przyłożył czarkę do ust i odchylił głowę, opróżniając ją za jednym razem.
Wiedziała, że może powinna okazać gest i nałożyć mu jedzenie, ale kiedy usiadł obok i rzeczywiście zdecydował się jej usługiwać zgodnie z tradycją, Qianqian samolubnie postanowiła się tym cieszyć. Radość była jednak wyjątkowo gorzka, kiedy dostrzegła fałszywą uprzejmość na jego twarzy, gdy wyjątkowo skrupulatnie zrobił to, czego oczekiwano od męża wobec żony w Huayuan.
- Jak twoja ręka? – zapytała szybciej, niż zdążyła pomyśleć.
Drgnął, najwyraźniej nie spodziewając się, że go o to zapyta. Instynktownie cofnął lewą dłoń, ale chyba orientując się, że i tak nie uszanuje jego woli, podwinął rękaw i delikatnie odwinął opatrunek. Qianqian mimowolnie westchnęła na widok miedzianej bransolety wrzynającej się głęboko w ciało i stopionej, oparzonej czerwonej skóry naokoło niej.
- Jesteś aż tak zachwycona? Zostanie mężem kobiety z Huayuan istotnie jest prawdziwym błogosławieństwem skoro może liczyć na tak łaskawą i troskliwą żonę – jad sączył się z każdego słowa Han Shuo, kiedy spojrzał na nią, jakby była czymś plugawym.
Qianqian odsunęła się, nie mogąc znieść intensywności jego spojrzenia, na co Han Shuo jedynie uśmiechnął się z zimną satysfakcją. – Wybrałaś niewłaściwego tygrysa do ujarzmienia.
Qianqian rzuciła pałeczkami na stół.
- Straciłam apetyt. Zi Rui! – krzyknęła.
Kiedy jej sługa zjawił się koło niej wraz z Bai Ji depczącym mu po piętach, wstała zamaszyście i wcelowując palcem w Han Shuo rozkazała – zabierz go stąd!
- Oczywiście Trzecia Księżniczko – Zi Rui już chciał chwycić panicza za ramię, ale się zawahał, co wykorzystał Bai Ji natychmiast wkraczając pomiędzy nich.
- Nie potrzebuję pomocy, sam wyjdę – Han Shuo wstał, odrzucając do tyłu rękawy swojej szaty i posyłając jej ostatnie oceniające spojrzenie z godnością opuścił pokój.
Qianqian chwyciła się stołu, w myślach roztrzaskując całą zastawę. Nie chciała, aby rozeszły się plotki, że nie jest w stanie poradzić sobie z Han Shuo. Odprawianie męża w noc poślubną na pewno zwróciłoby uwagę jej matki. Zwłaszcza, że to były pokoje Han Shuo. Właśnie kazała go wyrzucić z jego własnego skrzydła, które zajmował w jej posiadłości. Sapnęła przez zaciśnięte zęby, podrywając się.
- Czekajcie! – wypadła z pokoju.
Han Shuo wyraźnie się nie śpieszył, ponieważ znalazła go na dworze w połowie alejki. Bai Ji drgnął, jakby chciał wystąpić przed panicza, ale Han Shuo powstrzymał go gestem dłoni.
- Cóż to mogło się wydarzyć, że Trzecia Księżniczka ponownie postanowiła zaszczycić mnie rozmową? – zapytał Han Shuo zwodniczo uprzejmym tonem.
- Pytasz mnie, czego chciałaby żona od swojego męża w noc poślubną? – zapytała słodko pochylając się w jego stronę i spoglądając na niego spod rzęs. Lecz cała jej chwilowa radość z udanego odegrania się na nim, prysła w jednej chwili, kiedy dostrzegła w jego oczach cień autentycznego strachu.
- Oczywiście Trzecia Księżniczko – Han Shuo skinął sztywno głową.
Notes:
Trochę wolnego czasu i w końcu mogłam opublikować kolejny rozdział :)
Chapter Text
Han Shuo wrócił do pokoju, zastanawiając się czy Trzecia Księżniczka naprawdę miała to na myśli. Najpierw spalili jego dłoń roztopioną miedzią, oznaczając go niczym jakiegoś niewolnika, a teraz Qianqian najwyraźniej zamierzała rzeczywiście się z nim przespać, zapewne po to, aby jutro chlubić się tym, że odebrała mu jego dziewictwo.
Han Shuo położył dłoń na swoim sercu. Chen Qianqian była dzika i nieobliczalna i choć zapewne był od niej silniejszy, wszystko to było na nic. Wiedział, że za ścianą pokoju stoją straże. Gdyby stawiał opór, nie wątpił, że Qianqian nie zawahałaby się ich wezwać. Ale martwił się, że jego serce przez ostatnie dni zostało już dostatecznie nadwyrężone. Qianqian wyraźnie była w nim zadurzona. Zdenerwował ją swoją ostatnią uwagą i postanowiła pokazać mu, kto tu rządzi. Może… gdyby się postarał, udałoby mu się odwieść ją od tego pomysłu. Może, gdyby był wobec niej bardziej miły i uległy, byłaby bardziej skora go wysłuchać.
Kiedy jednak zamknął drzwi i znów znaleźli się sami, Qianqian wcale nie rzuciła się na niego od progu, jak się obawiał. Choć wyraźnie przygotowywała się do pójścia do łóżka, ponieważ od razu zajęła się zdejmowaniem swoich kolczyków.
Han Shuo wahając się do samego końca, zrobił kilka kroków w jej stronę.
- Trzecia Księżniczko, moje poprzednie słowa były nierozważne, ale ufam, iż wykażesz wyrozumiałość i nie pozwolisz, aby zepsuły nam ten piękny wieczór – spróbował wydobyć z siebie miły uśmiech i chyba mu się udało, bo wzrok Qianqian nieco złagodniał.
Podeszła do niego. Han Shuo tym razem się przygotował, więc kiedy ponownie ujęła jego twarz w dłonie, skupił się na cieple jej dłoni zamiast na wstręcie, jaki do niej czuł. Widział, że wodzi wzrokiem po świeżych ranach na jego skórze. Przypuszczał, że ich widok najpewniej spotka się z jej zadowoleniem, ale nie wydawała się cieszyć tym w jakimkolwiek stopniu. Wyglądała raczej na smutną.
Zostawiła go na chwilę, wystawiając głowę przez drzwi i ściszonym głosem rozkazując Zi Ruiowi coś dla niej przynieść. Han Shuo przełknął ślinę, kiedy Qianqian wróciła i stanęła przed nim. Łapiąc go za rękę, prowadziła ich w stronę łóżka. Usiadła wygodnie i odchyliła się do tyłu, spoglądając na niego z oczekiwaniem. Han Shou usiadł obok, układając w głowie możliwe słowa, które nie byłyby zbyt zuchwałe, ale powstrzymałyby Trzecią Księżniczkę. Siedząc niezręcznie na skraju łóżku, czekał na jej ruch, ale Qianqian nie wydawała się zainteresowana. Najwyraźniej czekając, aż Zi Rui wróci z czymś, po cokolwiek go wysłała.
Jakby czujny na wspomnienie Zi Rui po chwili wsunął się cicho do pokoju z tacą, przez chwilę szczerząc się jak głupi, kiedy zobaczył ich na łóżku, ale natychmiast przestał, kiedy Trzecia Księżniczka posłała mu karcące spojrzenie. Han Shuo spodziewał się jakichś przekąsek, ale na tacy, którą Zi Rui przekazał Qianqian, stało kilka buteleczek, a także woreczek na zioła do zrobienia kompresu. Zaskoczony podniósł głowę, łapiąc delikatny uśmiech Qianqian.
- Co, spodziewałeś się, że poprosiłam o bat? – zachichotała wyraźnie rozbawiona, widząc jego zszokowaną minę, kiedy zaczęła napełniać woreczek ziołami.
Han Shuo prawie udławił się śliną. Zaczął kaszleć, uderzając ręką w pierś. Nidy w życiu by się do tego nie przyznał, ale rzeczywiście przemknęło mu to przez myśl. Jej rozbawienie jedynie wzrosło, ale Han Shuo nie znalazł w jej oczach nawet cienia złośliwości. Może dlatego, kiedy po chwili po raz drugi tego wieczoru poprosiła go o pokazanie mu jej lewego nadgarstka, zrobił to nie czując się, tak upokorzony, jak poprzednio. Zwłaszcza, kiedy brwi Qianqian widocznie się zmarszczyły, gdy ostrożnie przyłożyła kompres do jego spalonej skóry. Han Shuo zacisnął palce, starając się nie skrzywić.
Kiedy skończyła i postawiła tacę na stopniu poniżej, Han Shuo chwycił bandaż, zamierzając z powrotem zakryć bransoletę, ale przerwał, kiedy Qianqian ujęła jego dłoń, spoglądając na oznaczony nadgarstek. Zmusił się do zachowania spokoju, nie chcąc znów jej sprowokować, ale odwrócił głowę nie mogąc znieść, gdy wpatrywała się w bransoletę urzeczona.
W końcu puściła jego dłoń, pozwalając mu samemu założyć bandaż.
- Wolałabym, żebyś założył ją z własnej woli – powiedziała, spoglądając na niego nieodgadnionym wzrokiem.
Słysząc to Han Shuo miał ochotę parsknąć. Kto o zdrowych zmysłach dałby się dobrowolnie zakuć?
Qianqian westchnęła.
- Chodźmy spać – powiedziała układając się na łóżku i poklepując miejsce obok siebie, dodała z lekko przekornym, ale w jakiś sposób smutnym uśmiechem – nie martw się, nie zamierzam dzisiaj nic robić. Jestem zmęczona, po prostu śpijmy.
Han Shuo niepewnie położył się obok. Qianqian zarzuciła na niego kołdrę, odwracając się do niego plecami. Odczekał chwilę i kiedy wszystko wskazywało na to, że Trzecia Księżniczka rzeczywiście miała to na myśli, pozwolił sobie lekko się odprężyć. Choć oczywiście trudno było mówić o komforcie, kiedy leżał tak blisko niej.
Han Shuo podniósł się na łokciu zamierzając zgasić świece.
- Zostaw świece – uprzedziła go Qianqian, choć zwrócona do niego plecami, ale najwyraźniej nadal czujna.
Han Shuo wzruszył ramionami, kładąc się z powrotem. Chociaż czuł zmęczenie po całym dniu, nie potrafił zasnąć. Dlatego pozwalając swoim myślom błądzić, wpatrywał się w baldachim ponad ich głowami. Qianqian poruszyła się niespokojnie, przewracając się na plecy. Spojrzał na nią, upewniając się, że nadal jest pogrążona we śnie. Po chwili jednak zaczęła coś mamrotać. Widział, jak szybko poruszają się jej oczy po powiekami. Intensywnie o czymś śniła. Nie zamierzając jej budzić, odsunął się od niej. Dobrze zrobił, ponieważ po chwili zaczęła wiercić się niespokojnie, niemal całkowicie zabierając mu kołdrę.
To musiał być koszmar. Może śniła o tym, jak morduje ją we śnie, pomyślał z krzywym uśmiechem.
- Han Shuo… – wymamrotała Qianqian.
Zamarł, sądząc, że się przesłyszał.
- Han Shuo… – powtórzyła i tym razem, był pewien, że Qianqian wymamrotała jego imię przez sen. Zaskoczony, obserwował, jak przewraca się we śnie, wyraźnie czymś poruszona. Nie wiedząc, co robić, wpatrywał się z konsternacją, kiedy zaczęła się rzucać, niemal zsuwając z siebie kołdrę. W końcu ostrożnie dotknął jej ramienia, delikatnie nią potrząsając, ale widocznie śniła zbyt głęboko. Decydując się zaryzykować, potrząsnął nią bardziej zdecydowanie i tym razem zadziałało.
Qianqian gwałtownie otworzyła oczy, oddychając niespokojnie, rzuciła wokół nieprzytomnym spojrzeniem. Spojrzała na niego oniemiała, jakby nie rozumiejąc, skąd znalazł się z nią w łóżku. Po chwili jednak oprzytomniała, a jej policzki poczerwieniały. Odrzuciła kołdrę i wysunęła się z łóżka. Han Shuo podejrzewał, że była równie zawstydzona, co zła, że zobaczył ją w takim stanie, dlatego ostrożnie, bez wykonywania gwałtownych ruchów, podniósł się i usiadł.
Qianqian spojrzała na niego, nagle jakby coś sobie uzmysłowiając.
- Mówiłam coś przez sen?
- Nie – skłamał szybko Han Shuo.
Qianqian oparła ręce na biodrach i nic nie mówiąc, odchyliła do tyłu głowę. Han Shuo obserwował ją z fascynacją, jeszcze nigdy nie mając okazji widzieć ją w takim stanie.
- Zi Rui! – krzyknęła i przez chwilę Han Shuo poczuł irracjonalną obawę, że w jakiś sposób zamierza go obwinić za swój koszmar. - Przynieś mi coś do pisania, a i, Zi Rui, połóż się wreszcie spać, Han Shuo mnie nie zabije – dodała, najwidoczniej wiedząc, że jej wierny sługa nie zmrużył dziś oka.
Jego obawy były jak najbardziej zasadne, pomyślał chłodno Han Shuo rozważając, czy powinien się jeszcze położyć i próbować zasnąć. Poza tym to nie tak, że miał właściwie dokąd pójść. W końcu Chen Qianqian była w jego pokoju.
Trzecia Księżniczka słynęła ze swojej niechęci do nauki, zastanawiało go więc, po co jej były przybory piśmiennicze. Trochę zaskoczyło go, kiedy Qianqian faktycznie usiadła przy wciąż zastawionym potrawami stole i z grubsza rozgarniając je łokciem, wygospodarowała miejsce do pisania. Pochyliła głowę nad kartką z pędzlem w dłoni, od czasu do czasu jęcząc i rozmasowując skronie, wyraźnie na czymś skupiona. Z włosami w nieładzie, pochylona nad małym stolikiem stanowiła niecodzienny widok.
Nieokrzesana.
Po co robiła to tutaj, a nie przy własnym biurku w swoim gabinecie, było poza zrozumieniem Han Shuo.
Zbyt zaabsorbowana, dopiero po dłuższej chwili zorientowała się, że na nią patrzy. Widział, jak momentalnie nabiera powietrza, zapewne żeby na niego nakrzyczeć, ale jedynie sapnęła z frustracją. Capnęła papier ze swoimi zapiskami, najwidoczniej nie przejmując się, że praktycznie całkowicie pomięła go w tym procesie. Wstała i wyszła bez słowa z szatami powiewającymi za nią dramatycznie.
Brew Han Shuo uniosła się lekko w konsternacji. Trzecia Księżniczka niewątpliwie zasługiwała na swoją reputację. Właśnie z taką miną zastał go Bai Ji.
- Paniczu, czy…?
- Nie – Han Shuo zaprzeczył, doskonale wiedząc do czego zmierzał jego sługa.
Bai Jiemu wyraźnie ulżyło, choć nadal wyglądał, jakby właśnie zjadł coś kwaśnego.
- Paniczu, cały nasz majątek poza ubraniami i rzeczami osobistymi został skonfiskowany i przekazany Trzeciej Księżniczce jako prezent ślubny – oznajmił z wahaniem.
- Pf… - Han Shuo oparł ręce na kolach. – Bezwstydni, uciekają się nawet do tak podrzędnych sztuczek, aby jeszcze bardziej osłabić moją pozycję. Jeśli sądzą, że pozwolę im zrobić ze mnie zakładnika… - nagle złapał się za pierś, czując przeszywający ból w klatce piersiowej.
- Paniczu!
Han Shuo odkaszlnął parę razy, rozmasowując obolałe miejsce i zacisnął dłoń w pięć.
- Odpłacimy im za to stukrotnie Bai Ji.
Chapter Text
- Zi Rui, może i jesteś niezastąpiony, ale zdecydowanie za dużo paplasz – Qianqian skrzywiła się. Drugą noc z rzędu źle spała i choć ból głowy w większości minął jej po uspokajającej herbacie, nadal odczuwała momentami tępy ból z przodu czaszki.
- Och, Trzecia Księżniczko, jesteś w dobrym humorze. To chyba musiał być udany wieczór – Zi Rui pochylił się konspiracyjnie w jej stronę z szerokim uśmiechem. Nawet, jak na osobistego sługę, jego zachowanie było niesamowicie niepoprawne. Nie wyobrażała sobie, żeby Zi Zhu lub Zi Nian odważyliby się tak spoufalać wobec Chuchu lub Yuanyuan.
- Ty! – Qianqian zamachnęła się, ale Zi Rui oczekując tego, już dawno zdążył odskoczyć i nawet złowróżbne spojrzenie, które mu posłała, nie zdołało do końca zetrzeć autentycznego rozradowania z jego twarzy.
Qianqian mimowolnie uniosła kącik ust do góry. Nie sądziła, że może zatęsknić za tym wiernym idiotą. Akurat jego nie mogła winić, że nie poznał się na Xiaoqian. Zi Rui od zawsze był dość… elastyczny, jeżeli chodziło o umiejętność dostosowywania się i spełniania nawet jej najbardziej absurdalnych zachcianek.
Dlatego był najlepszy.
Odwróciła się, posyłając mu mrugniecie przez ramię, na co Zi Rui zrobił przesadnie dopingujący gest. Qianqian zaśmiała się, nie zamierzając wyprowadzać go z błędu. Oczywiście, kiedy się odwróciła, musiała kątem oka uchwycić Han Shuo. Nawet stąd mogła zobaczyć, jak marszczy brwi. Zapewne był świadkiem całej wymiany. To natychmiast popsuło jej humor.
- Zostań, wolałabym, aby ktoś zaufany miał go na oku – przekazała Zi Ruiowi, kiedy znaleźli się przy bramie. Skinął jej głową, w jednej chwili stając się śmiertelnie poważny.
Zi Rui nie potrafił być zbyt subtelny i Qianqian wcale na to nie liczyła. Chciała się tylko upewnić, że ktoś zaufany będzie się naprzykrzał paniczowi podczas jej nieobecności i nie pozwoli mu na knucie za jej plecami. Ten Han Shuo nie był miękkim kotkiem, jakim uczyniła go wiecznie wymagająca opieki Xiaoqian. Nie, Qianqian wpuściła prawdziwego tygrysa na swój dwór i musiała stawić mu czoła.
Problem był jednak zdecydowanie bardziej złożony i delikatny. Nigdy nie miała cierpliwości do strategii, zawsze porywcza, wolała działać pod wpływem impulsu, a z ewentualnymi konsekwencjami mierzyć się po fakcie. Ale tym razem nie mogła być tak nierozważna. Han Shuo już i tak był przyparty do muru i obawiała się, że jeżeli będzie go bardziej naciskać, w końcu pęknie.
Jej myśli powędrowały do dzisiejszej nieudolnej i karkołomnej próby zaplanowania jej następnych działań. To było jak cios, ale Xiaoqian rzeczywiście nie myliła się wobec niej, co do jednej rzeczy. Może Qianqian nie była niepiśmienna, ale trudno było zaprzeczyć, że nigdy nie przykładała się do nauki, czego efekty odbijały się jej teraz niczym czkawka.
Jedyne do czego udało jej sie dojść i czego była absolutnie pewna to to, że nie zamierzała tracić tytułu Trzeciej Księżniczki. Z tego powodu kradzież smoczej kości dla Han Shuo odpadała. Mogłaby spróbować poprosić o nią matkę, ale kiedy dziś z rana dowiedziała się mimochodem od Zi Ruia, że gdy Han Shuo został aresztowany, przeszukano jego rzeczy i skonfiskowano pieczęć Xuanhu, a odebrane mu rzeczy wróciły do niego uszczuplone o drogocenne przedmioty, które zostały jej przekazane, jako prezent ślubny. Dlatego poważnie wątpiła, że jakakolwiek nawet jej najszczersza prośba nic nie zdziała w obliczu nadal zatwardziałego w gniewie serca matki.
Zostawało czekać na okazje, a najbliższa miała nadarzyć się za ponad dwa tygodnie. Wtedy w kopalnię Lin uderzy piorun i ludzie zostaną uwięzieni pod jej gruzami. Co jeśli postąpi jak Xiaoqian teoretycznie powinno doprowadzić do tego samego, czyli odkrycia pokładów ropy. Odkrywając tak rzadki dar w oczach ludzi zyskałaby przychylność niebios i matka nie mogłaby zaprzeczyć jej roszczeniom o wydanie jej skarbu miasta – smoczej kości, szczególnie, że miała zamiar ofiarować wywar nie tylko samemu Han Shuo, ale również swojej matce, jak i najstarszej siostrze.
Długo o tym myślała i w końcu doszła do wniosku, że rozdzielenie lekarstwa na trzy osoby było możliwe. Pamiętała, że przy Xiaoqian Han Shuo wypił niemal cały wywar i stał się potem wyjątkowo silny, co oznaczało, że substancji było wystarczająco dużo, aby nie tylko uleczyć jego chore serce, ale również wzmocnić jego siłę fizyczną. Ale w jaki sposób miała zdobyć zaufanie Han Shuo w tak krótkim czasie, aby zaoferował jej pomoc w rozmieszczeniu ładunków.
Nigdy nie sądziła, że jest zdolna do tak wielkiej zazdrości, ale kiedy tylko przypominała sobie Xiaoqian i jej łatwość w zjednywaniu sobie ludzi, czuła jak coś zaczyna się w niej gotować. Może stąd brały się jej wszystkie koszmary. Z powodu tego wewnętrznego, cichego przeświadczenia, które niczym złodziej zakradało się do jej serca każdej nocy, systematycznie odzierając ją z jej zwykłej wiary we własne możliwości. Po raz pierwszy poczuła się bezradna. Na wiele rzeczy reagowała złością, to zawsze była jej pierwsza linia obrony, ale nigdy przedtem, kiedy emocje już opadły, nie czuła potem tego nieznośnego uczucia bezradności. Jakby nagle po wypłynięciu na środek jeziora, zapomniała jak się pływa.
***
Han Shuo skrzywił się, kiedy po raz setny już tego popołudnia Bai Ji nakrył Zi Ruia na czajeniu sie w pobliżu. Rozumiał, że Qianqian nie chciała zostawiać go bez nadzoru, ale czy naprawdę musiała to zlecić komuś tak ewidentnie niekompetentnemu i oczywistemu w swoim podejrzanym zachowaniu.
Han Shuo westchnął, biorąc kolejny łyk herbaty. Zdążyła już nieco ostygnąć, ale w porównaniu z innymi jego obecnymi problemami, trudno było nawet rozważać to jako prawdziwą niedogodność. Powietrze było dziś dość rześkie, ale specjalnie zdecydował się na pozostanie w altanie, ponieważ dzięki temu Zi Rui mógł go nadal mieć na oku, bez konieczności deptania im po piętach. Nawet Bai Ji, pomimo wygłoszonej przed chwilą tyrady, wydawał się wyjątkowo nieswój, najwyraźniej nie mogąc znieść, jak Zi Rui bez mrugnięcia okiem, otwarcie, prosto w twarz przyznał im, że Trzecia Księżniczka udała się do konserwatorium.
Do domu publicznego.
Han Shuo odstawił filiżankę z większą siłą niż było to konieczne. Chen Qianqian nie miała żadnego wstydu. Ukradła go swojej starszej siostrze, a teraz nawet nie zamierzała udawać, że te małżeństwo cokolwiek dla niej znaczy. Wyraźnie wpadł jej w oko, ale kiedy zorientowała się, że nie zamierzał korzyć się u jej stóp, jak pozostali, którzy schlebiali jej, aby zyskać jej łaskę, najwyraźniej nie potrafiła sobie poradzić z porażką.
Przez chwile kusiło go, aby zanurzyć palec w pozostałej herbacie, ale cofnął dłoń wiedząc, że nie miał jeszcze czego napisać. Miał cel, choć nie miał planu. Jakkolwiek źle nie myślałby o Trzeciej Księżniczce, musiał przyznać, że przy tym wszystkim nadal posiadała jeszcze odrobinę samozachowawczości. Jego swobodne poruszania sie po posiadłości było zwykłą farsą. Wyglądało na to, że Chen Qianqian nadal uważała go za zagrożenie i choć Han Shuo musiał przyznać, że te podjęte przez nią dodatkowe kroki bezpieczeństwa nieco mu schlebiały, obawiał się, że nieco przeceniła jego możliwości.
Jeśli ciągle ktoś miałby patrzeć mu na ręce, jakakolwiek próba kontaktu z Xuanhu byłaby utrudniona i wiązałaby się z ryzykiem nakrycia. Ponadto nadal nie wiedział, gdzie jest smocza kość. Jego pierwotny plan zawiódł, a po tym jak Bai Ji miał odtąd testować na sobie jedzenie Trzeciej Księżniczki, nie mógł, próba otrucia nie wchodziła w grę.
Spojrzał z namysłem w dół na swój nadgarstek. Dziś również z rozkazu Trzeciej Księżniczki Zi Rui przyniósł mu maść, aby złagodzić obrzęk wokół rany. Może… zabrał się za to od złej strony. Wbrew plotkom Chen Qianqian nie była aż tak twarda, za jaką chciała uchodzić. Wyraźnie się o niego troszczyła, choć na swój własny egoistyczny sposób. Skrzywił się, czując niesmak. Pewnie nawet nie przyszło jej do głowy, że jej wizyta w konserwatorium była, mówiąc łagodnie, ogromny nietaktem z jej strony, o ile w ogóle była zaznajomiona z tym pojęciem.
Han Shuo prychnął, czując jak w końcu w głowie zaczyna mu się formować plan.
Chapter Text
Sądziła, że gra na instrumentach, pastelowe stroje muzyków i alkohol (dużo alkoholu) pozwolą jej odzyskać dawną beztroskę, to świeże uczucie w umyśle, kiedy potrafiła budzić się dzień po dniu z nieustannym apetytem na kolejną przygodę. Ale choć w głowie delikatnie jej szumiało, a muzyka była naprawdę przyjemna dla ucha, Qianqian nie potrafiła całkowicie odciąć się od dziwnego uczucia nostalgii. Su Mu od czasu do czasu posyłał jej zmartwione, aczkolwiek bardzo subtelne spojrzenia. Na twarzach pozostałych muzyków również wielokrotnie zamajaczyło coś na kształt niepokoju, choć Qianqian była przekonana, że bardziej martwiły ich ewentualne konsekwencje jej braku humoru niż jej faktyczny stan ducha.
Wszyscy i tak mieli ją za bezwstydną, dlatego dość otwarcie spoglądała na Su Mu. Nie mogła wyzbyć się jego obrazu z jej wspomnień, kiedy z łagodnym uśmiechem spoglądał na Yuanyuan, gdy ta promieniała pod jego czułą uwagą. Qianqian nie potrafiła zdecydować się, czy to była tylko kwestia jej nowej perspektywy, czy Su Mu zawsze wyglądał tak odlegle, jakby starał się ukryć swój smutek, a może po prostu nigdy nie potrafiła tego dostrzec.
Zawsze był jej ulubionym, dlatego zniósł jej wyraźne zainteresowanie ze znanym sobie uległym spokojem, ale po delikatnej pionowej zmarszczce pomiędzy jego brwiami Qianqian widziała, że był lekko zaniepokojony. Westchnęła, opróżniając kolejną czarkę wina. Wszystko wydawało się tak gruntownie nie w porządku. Zawsze lubiła atmosferę konserwatorium. Dziś jednak czuła się dziwnie dusznie, przebywając w otoczeniu muzyków. Wino smakowało cierpko na jej języku, a muzyka zdawała się ulatywać, nic nieznacząca, dokładnie jak jej życie.
Chyba pierwszy raz w życiu upiła się na smutno.
Wsparta na ramieniu Su Mu, który zauważając, w jakim jest stanie, sam się zaoferował, ruszyła do wyjścia. Nie pokonała nawet połowy trasy, kiedy Lin Qi zastąpiła jej drogę, najwyraźniej już słysząc o tym, że się upiła i wietrząc w tym idealną okazję do ataku.
- Qianqian! Nie masz za grosz wstydu… aby przychodzić tu dzień po ślubie. Co sobie pomyślą ludzie?! Jesteś bezwstydna! Nie zasługujesz na ministra Pei’a. Jak możesz go w ten sposób ośmieszać, skoro nadal jesteście zaręczeni! –wykrzyczała jej prosto w twarz, mocno ściskając swój bat, jakby tylko ostatnią siłą woli powstrzymywała się, aby go nie użyć.
Su Mu spiął się obok niej, ale jej nie opuścił. Qianqian strąciła jego dłoń ze swojego ramienia. Nie chciała go w to mieszać. Lin Qi była wściekła. Gdyby w tym stanie postanowiła się na nim wyżyć, na pewno spowodowałaby wiele bolesnych ran. Qianqian wystąpiła na przód i choć czuła się, jakby stała w grząskim błocie, wyprostowała się na tyle, ile mogła, odważnie spoglądając Lin Qi w oczy.
- Skoro dla niego to taka niedogodność, sam powinien zerwać zaręczyny…
- Jak śmiesz! – Lin Qi zamachnęła się, a bat świsnął w powietrzu.
Ale nawet pijana Qianqian miała dostatecznie dobry refleks, aby zadziałała pamięć jej mięśni. Nim zdążyła pomyśleć, jej ręka odruchowo wystrzeliła do przodu łapiąc bat, zanim zdołał dosięgnąć jej twarzy. Owinęła go wokół nadgarstka, od niechcenia pociągając go do siebie. Lin Qi sapnęła, zaciskając palce na trzonku i nieudolnie próbując go jej wyrwać.
Qianqian zaśmiała się. Bat coraz mocniej wrzynał się w jej dłoń, raniąc ją. Krew zaczęła spływać w dół po jej nadgarstku, kapiąc na chodnik, mieszając się groteskowo z opadłymi płatkami magnolii, które rosły na dziedzińcu konserwatorium muzyki i tańca.
- Trzecia Księżniczko – Su Mu odezwał się niepewnie, ale nie odważył się zasugerować nic więcej.
- Jesteś najgorsza – wysyczała Lin Qi, sfrustrowana, że nawet w takim stanie nie może jej pokonać.
Qianqian była świadkiem, do czego był zdolny Pei Heng, kiedy posiadał dostateczną motywację. Nie był tak biedny i delikatny, jak sądziła Lin Qi, która żyła marzeniami o idealnym mężczyźnie. Czy kiedykolwiek przeszło jej przez myśl, że Pei Heng wcale nie potrzebował, aby go broniła. Dzięki swojej zmarłej matce i przychylności władczyni miał pozycję, którą ich zaręczyny, jakkolwiek nigdy nie będące mu na rękę, jedynie ją umacniały. Lin Qi zbyt w niego zapatrzona, najwyraźniej nie dostrzegała tego, co oczywiste. Pei Heng nie ignorował jej z powodu zaręczyn z trzecią księżniczką. Ignorował Lin Qi, ponieważ mógł sobie na to pozwolić. To było tylko i aż tak proste.
- Lin Qi, zawsze wypominasz mi, jak to nie jestem godna Pei Henga, ale czy kiedykolwiek zastanawiałaś się nad tym, jak minister Pei czuje się z okazywanym mu przez ciebie zainteresowaniem – Qianqian podniosła palec wskazujący, pozostałe nadal zaciskając wokół bata. Nagle zrobiła zdziwioną minę, widząc, że praktycznie cały był ubrudzony jej krwią, ale ostatecznie wzruszyła jedynie ramionami, wcelowując nim w Lin Qi z krzywym uśmieszkiem. – Prowadzisz konserwatorium, lubisz smagać ludzi batem, jesteś niewyżyta, jak myślisz, jak bardzo Pei Heng czułby się upokorzony mając ciebie za żonę. Czy przyszło ci to tej twojej głowy, jak mógłby się czuć?
Lin Qi szarpnęła, tym razem wyrywając jej bat. Qianqian przeklęła pod nosem i lekko się zachwiała, ale Su Mu był czujny i pomógł jej utrzymać równowagę.
- Jak śmiesz… - twarz Lin Qi poczerwieniała ze złości. – Ty… ty wcale nie jesteś lepsza!
Qianqian przewróciła oczami, przez co lekko zawirowało jej w głowie, ale nie odstępujący od niej Su Mu, pozwolił jej zachować twarz. Opierając część ciężaru na jego ramieniu, pochyliła się w stronę Lin Qi.
- Nie twierdzę, że jestem, ale wiesz, co nas różni. Mi na nim nie zależy – natychmiast musiała zrobić unik, aby uniknąć pięści Lin Qi. Qianqian zaśmiała się ochryple, kontynuując – to ty uważasz go za słabego. Jest synem zmarłej minister obrony myślisz, że nie potrafi o siebie zadbać, że potrzebuje kogoś takiego jak ty.
Lin Qi zamarła z pięścią przy jej szczęce.
- Pani! – muzycy, dotąd będący milczącymi świadkami całej sceny, pośpieszyli ją ułagodzić, ale nie było już takiej potrzeby. Lin Qi zawahała się, po chwili rozluźniając i całkowicie opuszczając swoją dłoń. Nie patrzyła już w jej stronę.
Qianqian pierwszy raz widziała u niej taki wyraz twarzy. Wycofany. Nie wiedziała, co to znaczy, ale bała się, że Lin Qi szybko powróci do siebie, więc wykorzystując okazję, wycofała się szybko, wychodząc na zewnątrz. Z ulgą powitała orzeźwiający chłód wieczoru. Jakoś na dziedzińcu konserwatorium powietrze nie smakowało tak dobrze i czysto. Odetchnęła głęboko i zadarła do góry głowę, spoglądając na ciemne niebo. Straciła poczucie czasu. Nic dziwnego, że zabawiający ją muzycy tak odetchnęli z ulgą, kiedy postanowiła ich opuścić. Była już noc. Przed nią czekał powóz, który zapewne z przezorności zorganizował dla niej Zi Rui.
- Trzecia Księżniczko! – słudzy zaniepokoili się na jej widok, dostrzegając jej zakrwawioną dłoń.
Machnęła lekceważąco ręką, odrzucając nawet ich pomoc przy wsiadaniu do powozu. Czego od razu pożałowała, ale mając swój honor, w końcu z niemałym trudem wgramoliła się do środka o własnych siłach.
Zawsze miała wysoką tolerancję na alkohol, dlatego już sam powrót wystarczył, aby część przyjemnej mgły, która otępiała jej zmysły, uleciała. Ziewnęła, czując się wyczerpana.
- Trzecia Księżniczko – Zi Rui natychmiast do niej podszedł, kiedy tylko przekroczyła bramę dworu. – Panicz Han chciał z tobą porozmawiać… – urwał, widząc w jakim jest stanie.
- Teraz? – zapytała mało inteligentnie, dopiero po chwili rejestrując stojącą kilka metrów za Zi Ruiem sylwetkę.
Han Shuo trzymał się prosto, z założonymi z tyłu rękami, patrząc na nią bez mrugnięcia okiem. Qianqian wszędzie rozpoznałaby tę postawę.
Tygrys właśnie postanowił wykonać swój ruch.
- Powiedz mu, że zrobię to jutro – wyjęczała, nie mając na to siły. Zapewne musiała teraz wyglądać na rozkapryszoną i rozpuszczoną księżniczkę. Skąd się brały te myśli? Dlaczego na każdym kroku czuła, jakby jakaś zupełnie obca osoba stała z boku i z niesmakiem komentowała jej zachowanie. Czy naprawdę była aż tak okropna i nieznośna? Tolerowana tylko ze względu na wysoką pozycję?
Dotąd wierzyła, że to wszystko było winą Xiaoqian. To ona popchnęła jej drugą siostrę do zdrady. To była jej wina. Ale frustracje i pretensje Chuchu wydawały się sięgać tak głęboko… Druga siostra zawsze była dla niej wspaniałomyślna i ustępowała jej praktycznie we wszystkim. Czy naprawdę Chuchu robiła to tylko, ponieważ tak wypadało? Nie, nie mogła tak myśleć. Druga siostra ją kochała.
Musiała.
Chapter Text
- W Huayuan to mężczyźni asystują kobietom przy jedzeniu – Zi Rui dostarczył pomocnie, kiedy Han Shuo zamierzał zająć miejsce przy stole. Nie okazując swojej niechęci, wstał i ukląkł obok Qianqian i metodycznie zaczął nakładać na jej talerz jedzenie z każdej patery. Trzecia księżniczka jednak nie zamierzała nawet okazać mu jakiejkolwiek wdzięczności, siedząc zgarbiona ze wspartą na pięści brodą ze zbolałą miną, zbyt skupiona na własnym kacu.
A więc słynna wysoka tolerancja trzeciej księżniczki na alkohol również była mitem, zauważył z rozbawieniem Han Shuo.
- Trzecia księżniczko, powinnaś coś zjeść – Zi Rui zachęcił, widząc, że Qianqian jedynie obraca w palcach pałeczki, najwyraźniej nie zamierzając ich użyć.
W końcu westchnęła pokonana, sięgając po pierwszą lepszą potrawę i przeżuwając ją bez entuzjazmu.
- Nie jedz tego – Chen Qianqian przełknęła, zwracając się w jego stronę. Na jego uniesione brwi, wzruszyła jedynie ramionami. – W tym jest imbir, przecież go nie lubisz – oznajmiła, jakby to była najbardziej oczywista rzecz pod słońcem.
Han Shuo zamarł, rzucając ukradkowe spojrzenie Bai Jiemu, który wydawał się tym zaskoczony w równym stopniu, co on. Skąd trzecia księżniczka mogła o tym wiedzieć? To była bardzo użyteczna i niebezpieczna wiedza, znać czyjeś upodobania kulinarne, zwłaszcza wśród arystokracji. Spojrzał ukradkiem na Qianqian, która wyglądając na nieszczęśliwą, łowiła właśnie kawałek ostrego kurczaka na swoim talerzu. Jeśli udawała, była w tym naprawdę dobra, jeśli nie… cóż, to wszystko było bardzo podejrzane.
Dopiero głos trzeciej księżniczki wyrwał go z zamyślenia.
- Czemu nie jesz? – Qianqian spojrzała na niego spomiędzy rozczapierzonych palców dłoni, którymi właśnie obejmowała swoją twarz.
Han Shuo zbity z tropu, przesunął się, zajmując miejsce przy stole, postanawiając zostawić swoje rozważania na później. Wczoraj zdecydował, że postara się zbliżyć do trzeciej księżniczki, wykorzystując jej oczywistą słabość, jaką były uczucia, które do niego żywiła. Ale Qianqian siedziała dziś skwaszona, najwyraźniej nie czując się najlepiej. Choć z drugiej strony zależnie od tego, jak na to spojrzeć, mogło to być zarówno wadą, jak i zaletą. Na pewno była mniej ostrożna. Może udałoby mu się pociągnąć ją za język. Sprawa z imbirem nie dawała mu spokoju, co jeszcze mogła wiedzieć?
- Trzecia księżniczko, mam nadzieję, że z twoją ręką już wszystko w porządku. Martwiłem się, że mogło to być coś poważnego – Han Shuo zagadnął, czując, że to dobry punkt wyjścia i okazja do okazania swojej troski o nią.
- Nie, maść pierwszej siostry działa cuda – Qianqian zaśmiała się lekko, kręcąc głową. – A jak twój nadgarstek, paniczu Han?
- To nie było nic wielkiego, już praktycznie wszystko się zagoiło – starał się zbagatelizować, nie chcąc, aby ta rozmowa skupiała się na nim.
Qianqian parsknęła, ale natychmiast skrzywiła się i przycisnęła dłoń do czoła, wydając z siebie cichy jęk. Westchnęła i podniosła wzrok, łapiąc jego współczujące spojrzenie. Coś w jej oczach zamigotało na krótko, kiedy spojrzała na niego ciekawie z uśmiechem, którego Han Shuo nie potrafił zdefiniować.
- A więc to był twój plan… aby być dla mnie miłym i całkowicie mnie oczarować – zaśmiała się i klasnęła w dłonie, w tej samej sekundzie tego żałując. – To naprawdę zabawne, jak historia zatoczyła koło – wymamrotała już do sama siebie pod nosem, rozmasowując skronie.
Han Shuo zamarł, zdezorientowany zachowaniem Qianqian, a może jeszcze bardziej bystrością jej umysłu przy jej obecnym stanie zatrucia alkoholowego. Bai Ji zaczął chrząkać, wysyłając mu znaki spojrzeniem.
- Oczywiście, że nie. Trzecia księżniczko, jak w ogóle mogłaś tak pomyśleć – Han Shuo oznajmił zdecydowanie. Po chwili łapiąc się na tym, że można to opatrznie zrozumieć, dodał pośpiesznie w ramach wyjaśnień. – Jesteśmy małżeństwem i czy to coś złego, że postanowiłem lepiej cię poznać i być bardziej uprzejmym dla ciebie, trzecia księżniczko?
Jego wymuszony uśmiech musiał być w tej chwili niezwykle nieszczery i okropny, ale Qianqian nie wydawała się zła. Wręcz przeciwnie, uśmiech, którym go obdarzyła, był wyjątkowo miękki i pobłażliwy.
- Sądziłam, że tylko przy niej byłeś… – zawahała się, ale po chwili jakby jej ulżyło, odzyskała humor i pochylając się w jego stronę, wyszeptała. – Paniczu Han, jesteś naprawdę uroczy, kiedy czujesz się niezręcznie.
Han Shuo oburzył się, czując natychmiastowe ciepło w policzkach. Wyprostował się, spoglądając na nią z ostrzeżeniem, na co Qianqian jedynie zaczęła niekontrolowanie chichotać, nie mogąc przestać, nawet pomimo oczywistego bólu głowy, jaki musiało to nasilać.
- Chen Qianqian – Han Shuo wypowiedział jej imię tonem, jakby to była groźba, na co urywany chichot trzeciej księżniczki przerodził się w prawdziwy śmiech.
Stojący nad nimi Bai Ji i Zi Rui, spojrzeli po sobie zdezorientowani. Na ich szczęści trzecia księżniczka dość szybko się opanowała, poważniejąc nieco, ale Han Shuo nie zamierzając ryzykować w tej chwili, wstał, zamierzając stąd odejść jak najszybciej.
- Dziękuję za wspólny posiłek – pożegnał się z nią sztywno.
- W porządku – powiedziała Qianqian nieco zawiedziona, odprowadzając go zamyślonym spojrzeniem.
Nie próbowała go jednak zatrzymać, za co Han Shuo był naprawdę wdzięczny. Cokolwiek by nie zrobił, trzecia księżniczka za każdym razem go zaskakiwała. Nie powinna mieć śmiałości sugerować czegoś takiego, jakby rzeczywiście łączyło ich coś więcej i dobrze się znali. Ale może taka właśnie była. Czy to było aż tak dziwne, że rozkapryszona trzecia księżniczka, nie uważała na swoje słowa, mówiąc to, co tylko ślina przyniosła jej na język. Tylko, że Han Shuo nawet teraz, bezpiecznie w swoim własnym umyśle, nie potrafił już uwierzyć w to z taką mocą i przekonaniem, jak kilka dni temu. Było coś w zachowaniu Chen Qianqian, co nie dawało mu spokoju. Zachowywała się wokół niego dość swobodnie i choć rzeczywiście nie dbała czasem o żadne konwenanse, Han Shuo nie był już pewien, czy wynikało to tylko z frywolności jej charakteru, czy kryło się za tym coś więcej.
Czasem to widział, tę niespotykaną nagą szczerość i otwartość w jej oczach, kiedy rzucała mu ukradkowe spojrzenie, gdy myślała, że nie patrzy. Han Shuo czuł, że umyka mu coś istotnego, ale nie potrafił tego wytłumaczyć. Chen Qianqian coś przed nim ukrywała i choć wszystko wskazywało na to, że nie ma wobec niego złych zamiarów, zachowywała się podejrzanie. Han Shuo musiał zacząć bardziej uważać, działo się tu coś, czego nie do końca rozumiał, a nie chciał zostać zaskoczony, nie tym razem.
ForeverSalty on Chapter 1 Sat 05 Mar 2022 02:14PM UTC
Comment Actions
Direnli on Chapter 1 Mon 07 Mar 2022 08:08PM UTC
Comment Actions
ForeverSalty on Chapter 1 Wed 09 Mar 2022 04:13PM UTC
Comment Actions
Direnli on Chapter 1 Wed 09 Mar 2022 07:55PM UTC
Comment Actions
ForeverSalty on Chapter 2 Sat 05 Mar 2022 03:21PM UTC
Comment Actions
Direnli on Chapter 2 Tue 08 Mar 2022 07:01PM UTC
Comment Actions
ForeverSalty on Chapter 3 Wed 09 Mar 2022 05:21PM UTC
Comment Actions
Direnli on Chapter 3 Wed 09 Mar 2022 08:05PM UTC
Comment Actions
ForeverSalty on Chapter 4 Fri 18 Mar 2022 07:47PM UTC
Comment Actions
Direnli on Chapter 4 Sat 19 Mar 2022 12:26PM UTC
Comment Actions
ForeverSalty on Chapter 4 Mon 21 Mar 2022 04:56PM UTC
Comment Actions
ForeverSalty on Chapter 5 Sun 22 May 2022 08:17AM UTC
Comment Actions
Direnli on Chapter 5 Tue 24 May 2022 07:50PM UTC
Comment Actions
ForeverSalty on Chapter 5 Sat 28 May 2022 07:12PM UTC
Comment Actions
Direnli on Chapter 5 Thu 09 Jun 2022 05:10PM UTC
Comment Actions
ForeverSalty on Chapter 5 Mon 13 Jun 2022 11:29AM UTC
Comment Actions
Direnli on Chapter 5 Mon 13 Jun 2022 07:23PM UTC
Comment Actions
ForeverSalty on Chapter 5 Thu 16 Jun 2022 06:52PM UTC
Comment Actions
Direnli on Chapter 5 Sun 19 Jun 2022 04:56PM UTC
Comment Actions
ForeverSalty on Chapter 5 Thu 23 Jun 2022 04:25PM UTC
Comment Actions
Direnli on Chapter 5 Sat 25 Jun 2022 01:42PM UTC
Comment Actions
bikabikawww on Chapter 5 Fri 27 May 2022 01:59PM UTC
Comment Actions
Direnli on Chapter 5 Sat 28 May 2022 07:09AM UTC
Comment Actions
Bluffy_one on Chapter 6 Wed 26 Feb 2025 01:26PM UTC
Comment Actions
Direnli on Chapter 6 Thu 27 Feb 2025 05:41PM UTC
Comment Actions
JennyferDelangel_KS19 on Chapter 7 Tue 13 May 2025 03:54AM UTC
Comment Actions
Direnli on Chapter 7 Fri 16 May 2025 06:57PM UTC
Comment Actions